Dominique
Weasley
1 stycznia 2002 roku.
stażystka zielarstwa.
Dominique dlaczego nie jesteś taka jak siostra? Weź przykład z Victoire. Dominique nie udawaj chłopca i przebierz się z tych ubłoconych spodni. Mogłabyś choć raz ubrać się jak dziewczyna. Twoja siostra to klasa sama w sobie, a ty? Złaź z tego drzewa natychmiast! Łokcie ze stołu! Ty mnie w ogóle nie słuchasz! Nie wiem w kogo ty się wdałaś. I odłóż to, słyszysz, bo jeszcze chwila a wyślę Cię do wujka Rona na całe wakacje! Nie mam już do Ciebie sił, kompletnie. Z kim się znowu włóczyłaś po nocach? Noktur to nie jest miejsce dla młodej damy! I zostaw wreszcie tego skrzata w spokoju! Nie, nie możesz trzymać w swojej szafie bogina, chochlika czy hipogryfa, sama zachowujesz się jak zwierze. Dziecko zjedz jeszcze, strasznie schudłaś, jak to Ci nie smakuje?! Naprawdę jesteś tak głupia by myśleć, że oswoisz dementora? Och Dominique...
Czyli życie czarnej owcy w rodzinie.
Dominique nigdy nie była tym dzieckiem, z którego rodzice powinni być dumni. Nie zdawała testów na wybitne, a powyżej oczekiwań było spełnieniem jej marzeń (nie licząc zielarstwa, ale to długa i zawiła historia, która zaczęła się od zwykłych chwastów) Zamiast tego sowy co rusz były witane jękiem w Muszelce, a wraz z nimi kolejne powiadomienie o szlabanie panny Weasley. Jeszcze jako dziecko sprawiała liczne problemy. Od wspinania na drzewa, po wdrapywanie się na dach czy uciekanie na klif. Może dlatego, że pełna klasy, powabności Victoire zawsze była stawiana jej za przykład, toteż przez siedemnaście lat życia, póki nie wyrwała się z jakże uroczej Muszelki, żyła z piętnem idealnej siostry, której momentami szczerze nienawidziła. To ona była zawsze tą dziewczęcą, idealną kopią matki, którą na ulicy pokazywano palcami, to ona była córeczką tatusia, a młodsza siostra musiała pogodzić się z drugoplanową rolą. Oczywiście, rodzice darzyli je równą, jakże szlachetną miłością, której jednak sama rudowłosa panienka Weasley czasami nie dostrzegała. Od zawsze więc była pyskata, zbyt głośna, zbyt śmiała, zawsze zbyt. Chłopczyca, którą ojciec próbował nauczyć gry w Quidditcha, zaś matka próbowała wcisnąć w sukienkę. Nienawidząca tego, że w jej krwiobiegu występuje krew wili, w całej, powtarzam w CAŁEJ jednej ósmej, na bogato prawda? Jednak to wystarczy by wyglądała olśniewająco, nawet gdy jest po łokcie ubrudzona ziemią. Nie pałająca zbyt wielką radością w obliczu zjazdu rodzinnego, bardziej przypominającego cykr, bądź zoo i małpy na wybiegu. Nie umiejąca wytłumaczyć kochanej babci Molly, że jej ciasto czekoladowe jest pyszne, ale niestety nie zostało już dla niego miejsca w jej żołądku, wierna kompanka wujaszka Georga`a w robieniu kawałów, utrapienie kochanej mamusi, zupełne przeciwieństwo siostry idealnej. Panna "Hej, a może pogramy w grę, w której wy wszyscy zapomnicie, że istnieje i dacie mi wreszcie spokój?!", nie potrafiąca utrzymać swych emocji na wodzy, przypominająca tykającą bombę zegarową, wulkan minutę przed wybuchem. I hej! Nie, to porównanie nie pojawiło się tu przez jej rudą czuprynę. To już dyskryminacja i brak szacunku wiesz? Osóbka spostrzegawcza, wytknie Ci każdy najmniejszy błąd jeśli Ci nie lubi. Potrafiąca być miłą, uroczą istotką, niemal aniołkiem, gdy tylko najdzie ją taka ochota, a czasami nachodzi jeśli w pobliżu nie ma nikogo z kochanej rodzinki. Maltretująca swych kuzynów poprzez nieustannie przytulanie ich, szturchanie, dźganie palcem w żebra, śpiewanie, piszczenie, gadanie, skakanie, ciągnięcie za rękaw, słodkie oczka, udawany płacz, potok słów, którego nie da się zrozumieć. Przygryzająca dolną wargę gdy się denerwuje, czasami przeklinająca, panicznie bojąca się mioteł, mała dziewczynka, która próbuje nie zginąć w natłoku porównań do panny idealnej, którą mimo wszystko kocha miłością bezgraniczną. Płacząca, gdy przestaje radzić sobie ze złością, szczera do bólu, często tym samym innych raniąca. Dla osób, które ją znają, naprawdę znają, urocza, miła, słodka, opiekuńcza, czuła, dziewczyna do tańca i do różańca. Jednak cóż poradzić na to, że rude jest po prostu wredne, a to zostało już dobitnie udowodnione naukowo?
Nie, jeśli myślisz, że wygląda jak typowa wila, zachwycająca swymi jasnymi, długimi włosami, wila, która gości w snach mężczyzn, to grubo się mylisz, albo masz na myśli drugą z córek Billa i Fleur. Ona wdała się zdecydowanie w rodzinkę od strony ojca. Poniekąd pod względem charakteru również, ale o tym była już mowa. Panienka Weasley nie wyróżnia się niczym wśród tłumu rudych czupryn, jakie są plagą jej rodziny, choć jej są nieco bardziej "pomarańczowe" jeśli człowiek intensywniej im się przyjrzy. Oprócz tego, że lśnią bardziej niż powinny, ba, pewnie nawet odbijają promienie słoneczne, to nie dzieje się z nimi nic nad czym można się zachwycać. Reszta to już czysta formalność. Szczupła sylwetka, figura godna pozazdroszczenia, średnie piersi, wcięcie w tali, długie nogi skrywane wiecznie pod spodniami. Niebieskie, intensywnie niebieskie oczęta, przyozdobione wachlarzem długich, gęstych rzęs, pełne, czerwone usta, często pogryzione do krwi. Metr siedemdziesiąt uroku, który najchętniej oddałaby cyganom za darmo, ale nie można mieć wszystkiego prawda? Musi się więc pogodzić z tym, że odbicie w lustrze, niemal zawsze będzie perfekcyjne.
___
wiem, że karta jest okropna, ale ją poprawie. na zdjęciu Deborah Ann Woll. Chętna na wszystko, Dominique naprawdę nie gryzie, a nawet jeśli to ją zaszczepili.
[ Siostrzyczka! <3
OdpowiedzUsuńPomijając mój zachwyt i stanowcze domaganie się wątku to mamy mały problem. Victoire którą stworzyłam i Twoje wyobrażenie "idealnej siostry" nie bardzo się pokrywają :) Niestety, rozczaruję Cię, ale V za młodu po drzewach latała, kolana sobie zdzierała i w ogóle sukienek nie lubiła. ]
[Duuuuuupo ma <3]
OdpowiedzUsuń[ O nie, kochana :P Już mnie trzy osoby tak wykorzystały, więc teraz ja grzecznie poczekam aż młodsza siostrzyczka coś skrobnie. Wylądowały obie w Hogwarcie, wielka miłość V dobiegła końca wśród krzyków i łez, tak więc mają idealną okazję by się do siebie zbliżyć. O ile Ci to odpowiada oczywiście :) ]
OdpowiedzUsuń[ Spokojnie, ten etap jest dawno za nami, poza tym V jest zbyt dumna by okazywać emocje, tak więc jedynie poduszce wylewała swe żale :) Raczej w końcu mają okazję porozmawiać bez porównywań ze strony rodzinki i znajomych. Choć upierdliwe kuzynostwo nadal się kręci w pobliżu, ale co tam oni. ]
OdpowiedzUsuń[Ja o tej porze już nie myślę, wybacz ._. Może ty na coś wpadłaś? Czy e tam? *,*]
OdpowiedzUsuńLeanne
[skoro rzadko się to zdarza, to na wstępie gratuluję - znam ten ból aż za dobrze! Związek... normalnie aż wyobraziłam sobie minę Fleur na widok wytatuowanego Miśka, z tym swoim tunelem w uchu. Biedna by zapewne padła na zawał, albo co. Ale wróćmy do pomysłów. A może byśmy razem skleili wszystkie opcje? Rozstali się jak Mickey skończył szkołę, bez większego powodu, przede wszystkim dlatego, że praktycznie nie mogliby się widywać, a Miśka wtedy z domu wywalili. Znając Mickey'ego to on zapewne po prostu Dominique lubił, żadnych głębszych uczuć nie żywił - był z nią, bo był. Ona dalej do niego wzdycha i wpadają na siebie. Nie wiem, to taka luźna propozycja.]
OdpowiedzUsuń[Juuuutro coś wymyślę, a przynajmniej się postaram :D]
OdpowiedzUsuń[Misiek, czyli jak wkurzyć własną matkę :D. No spoko, spoko. Zacząć? Cholera, nie lubię i wena mi brakuje :<]
OdpowiedzUsuń[Ja wiem, że buźka jest urocza <3 O ty, niedobra! Ładnie to tak? :C]
OdpowiedzUsuńDominic
[ Wątek musi być, koniecznie... *.* ]
OdpowiedzUsuń[Pani na zdjęciach jest cudna <3]
OdpowiedzUsuńZoya
[Jeśli jesteś w pełni świadoma tego, co robisz, to bardzo chętnie :D]
OdpowiedzUsuń[ zdążyłam zauważyć, że wszyscy się tu boją mioteł. Zaproponowałąbym wątek ale po trzech godzinach matmy pomysłów mi dziś brak.]
OdpowiedzUsuń[Cóż, ja też nie. Nasze postaci reprezentują dość niepokorne charaktery, choć każda w trochę innym wymiarze.... no cóż, tyle podobieństw...]
OdpowiedzUsuń[No, dziękuję, osobiście tak nie uważam, no ale.
OdpowiedzUsuńWiesz, ja mam ten problem, że nie umiem wymyślać wątków. Więc, żeby cię zachęcić, powiem, że jak coś wymyślisz, to wal śmiało, a ja ślicznie zacznę.
To znaczy nie obiecuję, że ślicznie, ale się postaram coś w miarę kreatywnego naskrobać.]
Wish
[Dobrze, to sobie jeszcze pomyśl, a jak nic innego ci nie wpadnie to napisz. Mam talent do klejenia głupot, więc może mi akurat coś wyjdzie z tego, co już jest.]
OdpowiedzUsuń[No to jak się trochę ogarnę to zrobię dobry uczynek i możesz się jeszcze dziś, opcjonalnie jutro, czegoś spodziewać.]
OdpowiedzUsuń[ Właśnie z powodu podobnego zauroczenia ta piosenka znalazła się w karcie :) Siostrzana rozmowa może poczekać, w końcu raczej nie od razu tak szybko zapomną o tym co było. A, no i ilekroć patrzę na zdjęcie i gify w karcie Dominique, mam przed oczami obraz Jessici. A akurat ją, w przeciwieństwie do jej pożal się boże "mejkera" bardzo lubię ^^ ]
OdpowiedzUsuńNajwiększym zagrożeniem dla Hogwartu nie były żadne ataki ogarniętych żądzą zemsty i panowania nad światem czarnoksiężników, a stawienie się całej trójki potomków Billa i Fleur w murach starej szkoły. Zamek przez ponad tysiąc lat znosił najróżniejsze wybryki uczniów, ale trio: Victoire, Dominique i Louis miało dość spore szanse obrócić to miejsce w proch i zostawić po sobie jedynie dogasające zgliszcza. Teraz V pracowała jako pielęgniarka, a młodszy rudzielec wylądował na stażu zielarstwa. Jakby nie było dość zmartwień, kochany braciszek także miał dość dużo czasu by rozpostrzec skrzydła i udowodnić, że należą do diabelskiego miotu. Tak więc w chwili obecnej każdy mający choć trochę zdrowego rozsądku i instynktu samozachowawczego uciekał gdzie pieprz rośnie, gdy tylko kochające się do szaleństwa rodzeństwo lądowało przypadkowo w jednym pomieszczeniu.
Porządkowała eliksiry uśmieżające ból, kiedy doskonale znana sylwetka przemknęła tuż obok niej, niemal wślizgiem lądując pod jednym z wolnych łożek. Jasna brew Victoire powędrowała w górę w odpowiedzi na tłumaczenie siostrzyczki. Nie zdążyła jednak odpowiedzieć, bowiem dokładnie w chwili gdy młodsza z panien Weasley naciągnęła prześcieradło, drzwi otworzyły się z trzaskiem i do środka wparował Albus. Oho, czyli wyjaśniło się kim był tajemniczy "on". Od samego progu usłyszała natarczywe pytania, gdzie też znajduje się "ta ruda łajza" jak to zostało dosadnie ujęte. Zdecydowanie musiała dowiedzieć się co takiego zrobiła Dominique by nacisnąć młodemu Potterowi na odcisk.
- Al, moja kochana siostrzyczka prawdopodobnie gotuje się w którejś z szklarni - odparła spokojnie. Zmarszczone brwi chłopaka powiedziały jej, że chyba nie do końca jej wierzy. Odwróciła się i kontynuowała porządkowanie eliksirów. - Ale dobrze, że się zjawiasz. Pamiętasz jak rozmawialiśmy o zaangażowaniu cię w bycie moim królikiem doświadczalnym? Pobieranie krwi, szczepionki, może przy okazji lewatywa i... - nie dokończyła, gdyż właśnie w tej chwili zatrzasnęły się drzwi do Skrzydła Szpitalnego, a po Albusie nie było śladu. Uśmiechnęła się tryumfalnie. Podeszła do łóżka i pociągnęła w górę prześcieradło, nachylając się by widzieć siostrę.
- Wyłaź, rudzielcu. Teren czysty.
[Ojej, Weasley'ówna. Miło, że się aparycja Gabryśa spodobała. Ruda pani też niczego sobie.]
OdpowiedzUsuń[To tak, pani stażystka też musi się wprawiać w prowadzeniu zajęć i mogło się trafić, że sobie trochę popraktykuje podczas zajęć z Gryfiakami, coś tam później może wyniknąć, stawiam na "wyjście w praniu". Jakaś sprzeczka, czy ogólna irytacja u którejś ze stron.
OdpowiedzUsuńEwentualnie przyszła-pani-psor-od-zielska mogłaby przydybać nieszczęsnego uczniaka i "zachęcić" go do pomocy przy sadzeniu kwiatków (tudzież innych pasjonujących roślinek)...
Więcej z siebie nie wycisnę, a wiem, że poleciałam standardami. Szlag. Przepraszamy i kłaniamy się w pas.]
[Dziękuję :)]
OdpowiedzUsuńZoya
Emma lubiła lekcje zielarstwa, można nawet pokusić się o stwierdzenie, że był to jeden z jej ulubionych przedmiotów. Od kilku dni lekcje prowadziła młoda stażystka, którą dziewczyna bardzo polubiła. Na lekcji jej ręka prawie cały czas 'wisiała' w górze. Niektóre osoby nawet podejrzewały, że jest krewną Hermiony Granger. Przerwa. Panienka Ames wodziła oczami po twarzach rówieśników. Oni byli tacy szczęśliwi, że są czarodziejami! Czy coś było z nią nie tak? Zaczęła gładzić liście jednej z roślin i nie zauważyła nawet, że wszyscy już wyszli. Po prostu się zamyśliła. Mogło to wyglądać trochę dziwnie, ale u niej nie było to czymś nienormalnym. Nie zwróciła nawet uwagi na ciszę, jaka zapanowała wokół.
OdpowiedzUsuń[Przepraszam, że krótkie :(]
Emma
[ Tak więc kuzyneczko droga, uprzejmie zaczynam, ale z braku czasu nie będzie to zbyt długie ;c fakt posiadania brata czasami mnie dobija... ]
OdpowiedzUsuńPrzerwy między lekcjami zazwyczaj do czegoś służyły. A to do spisania pracy domowej na niewygodnym parapecie, czując na sobie wzrok zbliżającego się nauczyciela, który akurat pełnił dyżur, albo do najzwyklejszego leniuchowania na błoniach. A Albus był kreatywnym dzieckiem i nie zdecydował się na żadną z tych rzeczy. Od ładnych kilku lat, gdy zaczął zwracać uwagę na swoją fizyczność, wiedział, że jest przystojny. Mówiło się, że to dobre geny, i to po części była racja. Dlatego teraz, po sprawdzeniu w łazienkowym lustrze stanu swojej aparycji i przywdzianiu jednego z ładniejszych swoich uśmiechów ruszył ku pewnej drobnej istotce, którą od kilku dni już obserwował na szkolnych korytarzach. Na jego szczęście ruda (jakby mu było ich mało w jego własnej rodzinie, ale człowiek ma podobno różne dziwactwa) nie stała w towarzystwie chmary piszczących koleżanek, jak to jest typowe u dziewczyn, tylko samotnie stała pod salą od historii magii. A przecież Albus nie mógł pozwolić żeby się nudziła, w końcu po coś nosił nazwisko takie a nie inne. Rozmowa szła mu składnie, jak zawsze i dziewczyna była już prawie kupiona, gdy poczuł dziwne mrowienie na plecach i poruszył łopatkami, jakby chcąc się tego pozbyć.
Uśmiechnęła się kpiąco, cudem tylko powstrzymując przed bezczelnym wytknięciem języka siostrzyczce, co najprawdopodobniej zakończyłoby się bitwą na poduszki po której całe Skrzydło Szpitalne utonęłoby w białym puchu. Co z kolei było całkiem ciekawą perspektywą, ale niekoniecznie na dzisiaj. W końcu do końca roku szkolnego mają tyle czasu na najróżniejsze kłótnie i spory. Nie ma co niepotrzebnie forsować sił już na samym początku. Najlepsze należało zachować gdzieś w okolice Gwiazdki, przynajmniej atmosfera będzie idealna do wszelakich psot.
OdpowiedzUsuń- Teraz? Nic - powiedziała. Jeżeli ktokolwiek jeszcze uważał Victoire za niewinnego aniołka, jej aktualna postawa tylko wskazywała na to, że ma rację. Jasne włosy na ramionach, szczere spojrzenie błękitnych ślepków i ten pozornie uroczy uśmieszek. Dominique znała ją jednak na tyle dobrze, by wiedzieć, że taka postawa zwiastuje największe problemy. Oho, zgrywanie niewiniątka zawsze kończyło się wielką rozróbą. Albo po prostu kłopotami. Tym razem problem miała właśnie rudowłosa pannica próbująca wygramolić się spod łóżka. - Ale możesz być pewna, że kiedy tylko będę cię potrzebowała, dowiesz się o tym - dodała. I to chyba wyjaśniało wszystko, prawda?
Miała jedynie nadzieję, że Dominique nie wpadnie na jakże genialny pomysł by wydać ją kiedy Albus w końcu ją dostanie w swoje ręce i zacznie torturować. Bo niewątpliwie taki moment nadejdzie, wszakże młody Potter wychowywał się w otoczeniu demonicznego kuzynostwa i musiał nauczyć się prawa, według którego wygrywa najsilniejszy. Co prawda szansa, że Victoire będzie miała okazję popatrzeć była mała, ale marzyć można, prawda?
- A ty nie powinnaś się teraz dokształcać? Babrać w ziemi i tak dalej? - spytała. No ładnie, tylko ona tutaj pracuje, czy jak? To znaczy udaje, że pracuje, bo chyba widać jak wielkie zastępy uczniów waliły drzwiami i oknami do Skrzydła Szpitalnego, domagając się jej natychmiastowej pomocy.
Nie trzeba być geniuszem, żeby zaważyć, że zdecydowanie coś nie grało. Coś ostro zgrzytało, coś ostro było nie tak. Ale przecież, że tak zawalę egzystencjalnym wywodem - w tym świecie to wszystko było nie tak o czym Wish przekonał się już wtedy, gdy po raz pierwszy przekroczył próg zamku, a nawet jeszcze wcześniej - kiedy w jego domu zjawiła się jakaś nawiedzona baba, która próbowała mu zawzięcie udowodnić, że jest tym wybranym, co to sobie będzie z takim fajniastym patyczkiem biegał i robić czary mary, abrakadabra, hokus pokus i inne pierdoły. Ciężko było uwierzyć, no jasne, ale fakty to fakty - więc sobie trafiła taka mała sierota do Hogwartu, zastanawiając się, co ona właściwie tutaj robi i dlaczego wszyscy patrzą na nią jak na sierotę do kwadratu i ofiarę losu w dodatku. Bo ofiarą losu był wybitną, choć mu to nawet w najmniejszym stopniu nie przeszkadzało.
OdpowiedzUsuńNie nadawał się do ludzi, tak w ogóle to powinien przez cały czas zajmować się tylko i wyłącznie własnym jestestwem, a plany te zgrabnie realizował. Nie lubił się odzywać do ludzi, bo ludzie są be. W ogóle to tak najlepiej mu się ze samym sobą gadało.
W ogóle to szybko uznano, że on jakiś taki nie do końca, a jak ktoś pilnuje swoich spraw i nie pcha się tam, gdzie go ewidentnie nie chcą, to trzeba mu przecież życie umilić, żeby za fajnie nie było.
Nie pytał za jakie grzechy, bo doskonale wiedział - bo on ciota, bo on od mugoli, bo on nieogarnięty. Boś jest szlama, idioto.. Z takimi argumentami się po prostu nie dyskutowało, więc Wish nie dyskutował.
Takie dziecko z problemami no.
Dobrze było póki taki dziecko dawało się spokojnie dręczyć i nie pałało chęcią zemsty. Był mściwy, owszem, ale tylko jeśli chodziło o planowanie bolesnych i krwawych tortur dla tych, którzy kiedykolwiek zaszli mu za skórę choćby a najmniejszym stopniu. Nigdy jednak nawet słowa głupiego nie powiedział, żeby się odegrać. Bo nie. Bo po co. Bo w sumie to po co zaprzeczać, skoro... No racę mieli. Był sierotą, był ofiarą, był idiotą i urwał się od mugoli.
Ale kto by przewidział, że pewnego pięknego dnia, podczas lekcji zielarstwa, trzymając w dłoniach doniczkę z drącą się w niebo głosy mandragorą, po prostu weźmie i rzuci nią prosto w twarz temu Ślizgonowi, który ZNOWU nie omieszkał Wishowi przypomnieć o jego szlamowatości.
Nudny się robił powoli, więc trzeba go było trzasnąć.
Ale nie na lekcji zielarstwa. Nie doniczką z mandragorą. Albo przynajmniej jak profesorka nie patrzy czy coś...
A Wish tak po prostu wziął zamach i łup.No zdarza się no.
Nie dziwił się więc, gdy nauczycielka postanowiła zakończyć tę lekcję kilka minut wcześniej i zostawić sobie Gryfona na małą pogadankę.
- Tak, pani profesor, ja to posprzątam. Tak, wiem, że nie wolno rzucać mandragorami w kolegów, ale mu się należało. To kiedy mam przyjść na szlaban?
Proste, nie?
[No patrz, co mi wyszło.]
[Śliczna! <3 Ale nie, nie gwałć monitora, błagam. xD Myślę, że da się załatwić podrywanie stażystki. ;D]
OdpowiedzUsuń[Mój ulubiony gif to ten pierwszy, zdecydowanie. ;D A zacząć zacznę, nie ma bata, ale to już jutro, bo teraz spadam już. ;D Zaszczycę Cię jakimś długim wątkiem, aj promis. ;D]
OdpowiedzUsuńTo zdecydowanie nie był jego dzień, tak zaspany, to on dawno nie był, a przynajmniej tak uważał z całą swoją świadomością przekonany, że jutro będzie tylko gorzej. Optymizm pełną gębą, nie ma co. Dlatego, kiedy z całym swoim właśnie „optymistycznym” nastawieniem wracał z ostatniej lekcji jaką odbył na ostatkach przytomności został przywołany przez przyszłą-panią-od-zielsk która siedziała, umorusana w glebie i wyglądała niczym przerośnięta pięciolatka, mało się nie przeżegnał i nie odmówił litanii takiej, jak go babcia kiedyś chciała nauczyć.
OdpowiedzUsuńPomyśleć sobie, że to jutro miało być dopiero gorzej, myśl wystarczyła by przywołać ziemistego, rudego potwora, który raczej nie wyglądał na kogoś, kto miałby zrezygnować ze swojego postanowienia i przedsięwzięcia też (swoją drogą, kto to widział, żeby sadzić mugolskie bratki, maki czy inne stokrotki przy Hogwarcie).
-Ja się nie znam na zielsku – oznajmił niemal jęcząc cały unieszczęśliwiony, jakby grzebanie z rudą panną w ziemi było najgorszym, co go mogło teraz spotkać.
Wieża Gryffindoru wydawała się tak czy siak, bardziej przyjemna niż klęczki na podłożu, poza tym, w wieży mógł zasnąć, a tutaj ta przyjemność raczej nie wchodziła w grę.
-Jest pani przekonana, że chce mi pani powierzać tak odpowiedzialne zadanie jak odpowiednie sadzenie kwiatków? – zapytał z całą swoją determinacją patrząc na przyszłą psorkę. –Ja to bym tam sobie w tej sprawie nie ufał, bo jeszcze coś połamię… - Starał się ją przynajmniej zniechęcić, a co, może znajdzie się jakieś inne stworzenie na jego miejsce, najlepiej takie, które nie jest wzywane przez łóżko.
[Ty zaczęłaś dobrze, ja tu jestem od niszczenia wątków i zniechęcania innych, przez chaos jaki daję w odpisach, o.]
[ Zostaw ten monitor w spokoju, naprawdę! Nie jest niczego winny ;) ]
OdpowiedzUsuńLavi.
[ E tam, e tam. Powinnaś się cieszyć, że wszyscy dbają tak o twój monitor ;P Ależ oczywiście, bardzo chętnie. ;) Powiązanie i wątek, czy wątek, a powiązanie w trakcie? I oczywiście sprawa kolejna – pomysł? ^^ ]
OdpowiedzUsuńLavi.
[ Właściwie mogli znać się ze szkoły, jako, że rocznikowo dzielił ich tylko rok różnicy. Lavi, jako, to Lavi mógł się wówczas w pannie Weasley zauroczyć (w końcu jest bardzo ładna ^^) i szkicować sobie ją ukradkiem swoim kochanym ołówkiem. I co dalej? ;) ]
OdpowiedzUsuńLavi.
[O tak, odwdzięczysz się! :D Tylko najpierw trzeba wymyślić jakieś powiązania ;)]
OdpowiedzUsuńDominic
[ Bardzo ładna luźna propozycja. ^^ Ja? Ty? Kto zaczyna? ;) ]
OdpowiedzUsuń[ Zaczynam z miłą chęcią, ale nie krzyczeć jak wyjdzie katastrofa. ;) ]
OdpowiedzUsuńByła w jego życiu od najmłodszy lat, snuła się jak widmo, pojawiała się najczęściej letnimi wieczorami lub jesiennymi rankami, małomówna i niechętna, a znikała jeszcze szybciej gdzieś pomiędzy smrodem tytoniu a kilkoma niedbałymi ruchami dłoni. Tylko czasem dawała o sobie znać, niekoniecznie o dobrym czasie.
Tak było i teraz, gdy marzył i wyobrażał sobie różne rzeczy, pojawiły się delikatne rysy kobiecej twarzy, a potem już szczegółowe fragmenty – drobny nosek, pełne, różowe usteczka, rumiane policzki, włosy i oczy ciemne jak węgiel, trochę niedzisiejsza, trochę nie na czasie. Przyglądała mu się przez chwilę, trzepocząc rzęsami i świdrując go swym bystrym spojrzeniem.
Trochę to trwało za nim Lavi się namyślił, ale wiedział jak to się skończy. Otworzywszy szybko oczy, dłonią odszukał szkicownik, złapał w palce ołówek, zgarnął za ucho nieposłuszne kosmyki włosów i, starając się nie zapomnieć tego, co podesłała mu wyobraźnia, zaczął szkicować pewnie, ale nieco jeszcze drążącą dłonią, kontury.
— Co to, do…?! — szepnął do siebie, gdy obraz w jego głowie stawał się nagle zamazany, aż w końcu zniknął. Nie rozumiał, jak w taki brutalny sposób można rozproszyć człowiekowi spokój o drugiej nad ranem i nie mieć żadnych skrupułów. Kochał to miejsca za ciszę, które ze sobą niosło i spokój ducha, który zawsze wypełniał jego pierś. Mógł się zaszyć w czterech ścianach, pomarzyć, po żyć choć odrobinę dużej w swoim świecie. Ale od kilka dni to wszystko, zaczęło burzyć się jak domek z kart, gdy ktoś zapragnął jak na zło całego świata się wprowadzić i wysłuchiwać co noc piosenek, które dla wrażliwych uszu Leviego, były nie do zniesienia.
Wyszedł na korytarz po drodze wyjmując z pomiętej paczki papierosa, wycisnął go pomiędzy zęby i westchnął cichutko, czując jak ogarnia go niechęć i rozczarowanie. Znalazłszy jeszcze w tylnej kieszeni spodni zapalniczkę, zapalił, zaciągając się lekko. Musiał ochłonąć, uspokoić trochę bijające głośno serce
Tchnięty przez nieznaną siłę, podszedł do drewnianych drzwi naprzeciwko swoich i zapukał knykciem raz, drugi i trzeci, czkając na odzew.
[ Z góry przepraszam za błędy. ]
Lavi.
Zapukał jeszcze czwarty, piąty i szósty raz z brzegu i szczerze zaczął wątpić w powodzenie swojej misji. Stał tam jeszcze przez chwilę, przyglądając się numerkowi sztywnie przybitego do drewnianych drzwi i westchnął głęboko, mierzwiąc już i tak pogrążone w harmiderze włosy.
OdpowiedzUsuńPapieros dążył już dojść do stanu nieużywalności i w ustach miętosił tylko pet. Zapukał ósmy i dziewiąty raz, trochę mocniej i pewniej, chociażby z zamiarem dowiedzenia się kto czyni takie koncerty od wczesnego, wymownego ranka. Miejsce czarnych, nieuprzejmych myśli wkradła się ciekawość i zagościła dużej w jego głowie, czyniąc z niego tym razem ciekawe świata dziecko.
Miał wrażenie, że jeszcze chwilkę i pani spod ósemki także wychyli głowę za progu swojego mieszkania, aby uciszyć nieproszonych hałas. Dziwił się okropnie, że do tego doszło. Może kobieta miała taki mocny sen, a może najwyraźniej w świecie udawała, że nie słyszy, marząc podobnie jak on dwie noce temu, aby współlokator wykazał choć trochę ludzkiego uczucia?
Nie miał ochoty się na tym dłużej zastanawiać, uświadamiając sobie ziewnięciem jak bardzo jest zmęczony. Już nosił się z zamiarem odejścia, skierowaniem się do swojej oazy (nie)spokoju i oddanie się po ciężkich próbach w objęcia Morfeusza (choć nie miałby nic przeciwko, gdyby było to damski odpowiednik) i zasnąć snem spojonym i zasłużonym, aż w końcu dni sądu ostatecznego otworzyły przed nimi wrota. Widząc damę w samej bieliźnie, usta skradły mu westchnienie.
— Bardzo dziękuję — szepnął cicho, oczy zatrzymując gdzieś nad jej ramieniem – za wyrozumiałość — dokończył jeszcze pospiesznie, na wydechu.
[ oj tam, grunt, żeby obie strony były zadowolone; wiedz, że ja jestem ;) ]
Lavi.
Niestety ruda zołza znała ją zbyt dobrze by nabrać się na typową dla Victoirę sztuczkę, której mogła użyć praktycznie w każdej sytuacji. Co prawda profesor McGonagall, będąca teraz jej bezpośrednią przełożoną także zdążyła rozgryźć, że tak naprawdę panna Weasley ma za uszami znacznie więcej grzeszków niż ktokolwiek by ją o to podejrzewał, ale i tak najwięcej o niechlubnych wyskokach wiedziała właśnie Dominique. Przed braciszkiem potrafiła dużo ukryć ze względu na różnicę wieku, ale obie pannice ścierały się często i miały ogromną wiedzę do wykorzystania przeciwko tej drugiej. Victoire zawarczała cicho z niezadowolenia gdy jej cudowna wizja trzymania siostrzyczki w nieświadomości miała pozostać tylko w marzeniach.
OdpowiedzUsuń- Zdecydowanie wybiorę ten moment gdy twój towarzysz będzie w trakcie rozpinania spodni - odparła z złośliwym uśmieszkiem na ustach. Były takie granice, których przekroczenie groziło poważnym kalectwem po spotkaniu z rozwścieczoną siostrą. W przypadku Victoire mowa przede wszystkim o jakichkolwiek próbach wmanewrowania rodziców do ich odwiecznych sporów. Co to, to nie. Choć wmanewrowanie ją w niewygodne spotkanie z Teddym (zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach) niewątpliwie też wpisywało się na listę rzeczy zakazanych. Akurat w kwestiach sercowych swojej ognistowłosej zmorze nie zamierzała przeszkadzać, ale w końcu ona wcale nie musi o tym wiedzieć, prawda? I lepiej będzie pozostawić ją w absolutnej niepewności.
- Leczę, ale uczniowie aktualnie są na lekcjach i nic ciekawego się z nimi nie dzieje - odparła z przekąsem. Nudziła się i to straszliwie, nie dało się tego ukryć. Dopóki ich kochane kuzynostwo nie wpadło na jakiś głupi pomysł Skrzydło Szpitalne wcale nie było przepełnione ofiarami. Zignorowała wzmiankę o byciu ozdobą pomieszczenia. Tłumaczenie Dominique, że V również nie jest zachwycona krwią wil płynącą w ich żyłach było równie efektywne co rzucanie grochem o ścianę. Właśnie przez to małe przekleństwo ostatnio wpakowała się w spore kłopoty z których wybawiło ją tylko szczęście. Jednak nie o tym, bo wspomnienia z tamtego wieczoru do miłych nie należały. - Najpierw cię wykorzystam, a dopiero potem pozbędę ciała w jakiś oryginalny sposób. Może przerobię cię na manekina i wystawię do Wielkiej Sali...? - zastanawiała się na głos.
Lavi zerknął na nią ukradkowo, niepewnie, wzrokiem najpierw odnajdują jej twarz i nie mógł uwierzyć własnym oczom z widzą. Choć imię dziewczyny stało się dla niego zagadką, zagubioną gdzieś pomiędzy innymi żeńskimi, obraz jeszcze nie zdążył do końca wyparować z jej głowy. Serce zakołatało o wiele mocniej niżeli na samym początku się spodziewał i nie mógł wyjść z podziwu, że to ta sama Gryfonka, której oddał swoje serce w zamian za kilka godzin spędzonych razem. Przypatrywał się jej niebieskim oczom, doskonałej niemalże cerze, niesfornym kosmykom upadającym na czoło i znów miał nieodparte wrażenie, że stoi przed nim działo doskonałe, jakby rzeźba wykuta w najtrwalszym marmurze.
OdpowiedzUsuńChoć na początku miał zamiar wrócić do siebie i rozmyślać nad tym obrazem, którego doświadczył, zadał sobie sprawę, że nie miał siły odmówić jej zaproszeniu. I, wyciągając pet z ust, przekroczył próg jej mieszkania i zamknął za sobą drzwi, rad, że jednak jego interwencja nie okazała się całkowitym fiaskiem.
— To przywołuje wspomnienia — odezwał się niedługo po tym jak wyłącza muzykę, a w jego uszach zawdzięczała teraz niemalże przytłaczająca cisza. Nie miał pojęcia, czy miała go jeszcze w pamięci czy też nie, ale czuł się w obowiązku przerwać to milczenie, które zapadło w raz z jej ostatnimi słowami.
Przyglądał się przez chwilę mieszkaniu, które nie było dużo większe od jego i znów swoje spojrzenie zatrzymał na dziewczynie, na początku na tyle jej głowie, później jej modelowym ciele i aż dreszcz przeszedł po jego plecak. Mógł dać słowo, że nie zmieniła się nic, a nic!
[Aż się boję zastanawiać jakie to wspomnienia mogą go łączyć z zielarką xPP Dobrze, więc zarzuć jakimś pomysłem, a ja się postaram coś zacząć ^ ^
OdpowiedzUsuńCedric]
[No tak, właśnie cię o nie poprosiłam 8DD Póki co większych pomysłów nie mam na fragmenty w jego życiu, więc wszystko jest możliwe xP Zmyślaj, wymyślaj, baw się słowem, czekam xPP
OdpowiedzUsuńCedric]
Również nie przypominał sobie takiej sytuacji – bo czyż on, skromny człowiek miałby wówczas siłę, aby przegonić damę, aby wyciszyła muzykę? Ależ skąd! Wówczas wpatrywał się w nią jak w obrazek, wzdychał za każdym jej nowo postawionym krokiem, za każdym spojrzeniem, które wysłała w jego stronę. Dopiero później dostrzegł, że wcale nie jest jego osobą zainteresowana tak jakby chciał, aby była. Żył znów w swojej iluzji, w świecie, którym sam sobie pisał scenariusz, ale to wcale nie przeszkadzało, aby o niej marzyć i śnić po kryjomu. Ot, po prostu wyrzucał uporczywe myśli z głowy i znów idealizował.
OdpowiedzUsuńNa sam widok rudowłosej przypominał sobie to i owo, z czasów, gdy jeszcze był zagubionym w tłumie uczniakiem i nie miał gdzie oczy podziać, wzdychając na każe niesamowitości zamku.
Pierwszy raz, gdy ją zauważył, gdzieś pomiędzy głównym wejściem a błoniami, przysiągł sobie, że chociaż raz na niego spojrzy i chociaż raz się w jego stronę uśmiechnie. Ile kosztowało go to wszystko wysiłku, nawet nie mógł teraz odgadnąć, ale trud się opłacił i zaszczyt go w końcu spotkał.
A teraz, jak tu teraz stał, panna ta nie wydawało mu się już tak bardzo atrakcyjna jak niegdyś, choć nie wątpliwie urodę miała doskonałą i nawet w tej chwili potrafi wizualnie rozkochać się w niej bez pamięci.
— Nie mogłoby być inaczej — zapewnił, zadowolony jednak, że jej spojrzenie nie zrobiło na niego takiego wrażenie jak kiedyś. Uśmiechnął się delikatnie, przyglądając dziewczynie z niekrytą ciekawością.
Tylko nie pamiętam jak masz na imię, szepnął w myślach, zdając sobie sprawy, że to na pewno nie będzie dowód tęsknoty.
Lavi.
[Tak, też nie rozumiem po co robić nauczycieli. Oni mają bardzo ograniczoną robotę xPP No i rzeczywiście tutaj romans jest taki nikły xP Fuck, mój mózg mi odmówił posłuszeństwa, przepraszam...
OdpowiedzUsuńCedric]
- Właśnie z tego powodu raczej niemożliwym jest bym cokolwiek zrobiła teraz - westchnęła, przewracając oczami. Zdawała sobie sprawę, że jej siostrzyczka aktualnie nie jest w żadnym związku; och, z całą pewnością usłyszałaby plotki gdyby cokolwiek interesującego się działo. Przy takiej ilości kuzynostwa kręcącego się po Hogwarcie, jakiekolwiek miłostki któregoś z Weasley'ów natychmiast roznosiły się po zamku w tempie ekspresowym. Dominique mogła nie przyjmować tego do wiadomości, ale nawet jeśli nie wyglądała jako młodsza wersja blondwłosej Fleur przypominającej aniołka, nadal wyróżniała się zachwycającą urodą. Mężczyźni zawsze będą się kręcić i szukać okazji by jej jakoś zaimponować. Paradoksalnie jedna siostra zazdrościła drugiej. Starsza z pannic Weasley od kilkunastu miesięcy teoretycznie była stanu wolnego, a i tak jakby nic się nie zmieniło. Mogła być adorowana, dostawać kosze kwiatów i czekoladek, a i tak żaden z nich jej nie zainteresował. Ba, nawet nie była w stanie pomyśleć o nich jako kimkolwiek innym niż tylko znajomych. Dominique była wolna od tego brzemienia i ten brak doświadczeń w miłości wbrew wszystkiemu zdawał się być zbawieniem.
OdpowiedzUsuń- Cudownie, będę miała własne małe króliki doświadczalne do przeprowadzania eksperymentów - odparła, najwyraźniej zadowolona z takiej propozycji. Przynajmniej miałaby co robić w tym opustoszałym Skrzydle Szpitalnym, bo na razie narzekała na brak zadań. A tak... Nareszcie zetknęłaby się z czymś innym niż złamanie.
Słysząc jej kolejne słowa drgnęła, jakby boleśnie uderzona. Cień przebiegł przez twarz Victoire, która mimowolnie przypomniała sobie coś, czego pamiętać nie chciała. Dominique, pewnie bardziej nieświadomie niż z premedytacją, poruszyła w jej umyśle niebezpieczny zakątek, teraz dający o sobie znać z wyjątkową siłą.Odetchnęła głębiej, nagle niespodziewanie blada. Nie dało się ukryć, że od jakiegoś czasu prezentowała się źle; to znaczy jak na siebie, bo każda normalna kobieta dałaby się pochlastać by być równie zachwycającą. Ale pod luźnymi ubraniami kryła nienaturalnie szczupłe ciało, gdyż w ciągu ostatnich tygodni zastraszająco straciła na wadze. Bladość skóry bardziej rzuciła się w oczy. Ale oczywiście nikomu nie powiedziała. Bo niby miała przyjść chociażby do siostry i tak po prostu powiedzieć, że przez ten przeklęty urok wil została napadnięta przez oszalałego z żądzy mężczyznę? Nie Victoire, zbyt dumna była by tak postąpić.
- Sądzę, że to dobry moment byś już poszła - powiedziała niespodziewanie chłodno, nawet na nią nie patrzeć.
Mimo wszystkich kłótni i sporów, kiedyś były sobie bliższe; mogły się nienawidzić i kochać na przemian, ale tak naprawdę jedna drugiej uchyliłaby nieba, a przynajmniej Victoire poza drobnymi złośliwościami nie potrafiłaby naprawdę skrzywdzić siostrzyczki i oczywiście nigdy nie pozwoliłaby by zrobił to ktokolwiek inny. Wszystko zmieniło się w chwili gdy panna Weasley wyprowadziła się - tym razem ostatecznie - z mieszkania Lupina. Jeszcze tego samego dnia poinformowała rodziców, że wyprowadza się do Francji by zamieszkać z dziadkami. Przeniosła się do tamtejszej szkoły magomedycznej, urwała kontakty z niemal wszystkimi bliskimi i starała się uleczyć rany po bolesnym rozstaniu. Dopiero niedawno, zaledwie kilka miesięcy temu, zdecydowała się powrócić na stałe do Anglii i przyjąć posadę pielęgniarki w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Wcześniej pojawiała się na rodzinnych spotkaniach, wpadała na parę dni, jednak była jedynie gościem. Nic dziwnego, że więź z Dominique rozluźniła się znacząco, a Victoire nie miała pojęcia o tym, że w życiu jej młodszej siostrzyczki pojawił się jakiś ważny dla niej mężczyzna. Tyle miały do nadrobienia i właściwie nie wiadomo kiedy zdecydują się na szczerą rozmowę.
OdpowiedzUsuńSkinęła lekko głową, odprowadzając kochanego rudzielca wzrokiem. Zaskoczyła ją, to było pewne. Nie spodziewała się podobnego gestu i zdała sobie sprawę, że była nieco zbyt ostra. Skąd niby Dominique miała wiedzieć o tamtych wydarzeniach? Na pewno nie miała pojęcia dlaczego jasnowłosa kobieta zareagowała tak gwałtownie. Westchnęła, obiecując sobie, że niedługo przeprosi ją i postara jakoś usprawiedliwić. Na razie jednak nie miała siły, musiała to wszystko sobie przemyśleć i spróbować zapanować nad sobą.
[ Trochę szybciej się ten wątek skończył niż myślałam :) Niestety, V ma swoje humorki i musimy jej to wybaczyć. Jeśli chcesz mogę rozpocząć nowy wątek, tylko czy są jakieś konkretne pomysły i propozycje? ]
[ Jestem jak najbardziej za, właściwie ominęłabym tylko moment z tym pogadaniem od serca przed spotkaniem w zamku/na błoniach jeśli nie masz nic przeciwko. Niech wszystko będzie przed nimi, wtedy opieka nad załamaną Dominique (cały czas jakieś odpowiednie zdrobnienie chodzi mi po głowie, które wkurzałoby ją niemiłosiernie i nic nie przychodzi mi do głowy -.- ) będzie jeszcze większym wyzwaniem, będzie między nimi dużo niedopowiedzeń. Poza tym nie sądzę by od tak sobie pogadały bez jakiegoś konkretnego powodu, a stan Rudzielca raczej będzie wystarczającą zachętą do zbliżenia się. Co Ty na to? ]
OdpowiedzUsuń[ Mówisz masz :) ]
OdpowiedzUsuńPierwszy raz od kilku tygodni nad monumentalnym budynkiem szkoły wieczorem nie zawisły ciężkie, deszczowe chmury, z których w każdej chwili mógł lunąć rzęsisty deszcz; wiatr uspokoił się, a ciemne niebo rozjaśniały liczne gwiazdy i niepodzielnie królujący księżyc zbliżający się do pełni. Mimo to niewielu uczniów decydowało się na spacer, woląc grzać się przy kominkach w pokojach wspólnych wraz z nieodzownym kubkiem gorącej czekolady, regularniej dostarczanej przez pomocne skrzaty w niemal hurtowej ilości. Błonia stały się miejscem ucieczki od codziennych problemów i szarości życia - wbrew pozorom te dwie niewinne sprawy wyjątkowo zatruwały pozornie słodki los najstarszej z nowej generacji Weasley'ów.
Opatulona w ciepły płaszcz i nieodzowne rękawiczki (oczywiście w czerwonym kolorze na cześć dawnej przynależności do Domu Lwa) opuściła Skrzydło Szpitalne zaraz po podaniu skarżącej się na bóle brzucha Krukonce eliksiru uśmierzającego dolegliwości. Chłodne wiatr uderzył z impetem w jej bladą twarzyczkę, szybko jednak przyzwyczaiła się do rześkiego powietrza i szumiących w tle koron drzew w Zakazanym Lesie, poruszanych każdym silniejszym podmuchem. Nie wiedziała ile czasu spacerowała bez celu, dopóki jej błękitne ślepka nie napotkały na jasną, okrągłą obręcz księżyca. Pełna zawsze wzbudzała w niej ambiwalentne uczucia. Victoire doceniała piękno, a srebrzysta kula zawieszona na ciemnym niebie niewątpliwie potrafiła zachwycić każdego wrażliwszego obserwatora. Trudno jednak pozbyć się tej uporczywej myśli co ten stan za sobą ciągnie, kiedy własnego ojca pokąsał dotkliwie wilkołak. I choć Bill Weasley uniknął lykanotropii, to przecież akurat jasnowłosa nie mogła pozostać obojętna w stosunku do utrapienia z którym za życia zmagał się Remus Lupin. Chcąc nie chcąc, ta historia zawsze będzie w jej głowie, nawet jeśli teoretycznie straciła powód by się nią interesować.
W zamyśleniu szła przed siebie z lekkim opóźnieniem rejestrując to, co się działo wokół. Ale właściwie nie działo się nic, tak więc niewiele traciła podobną nieuwagą. Dopiero po chwili, zdała sobie sprawę, że dziwny odgłos dochodzący znad jeziora nie jest wcale żałosnym zawodzeniem wiatru, a dźwiękiem wydawanym przez cierpiącego człowieka. Zaledwie sekundę zajęło jej zrozumienie, że to jej własna siostra wylewa swój ból płacząc. Widziała ją łkającą może z dwa razy w życiu, z czego nigdy po tym jak skończyła dziesięć lat. A mimo to potrafiła rozpoznać ten głos. Ścisnęło jej serce kiedy tylko uderzyła w nią świadomość, że nie miała pojęcia, choć przecież powinna. Były siostrami.
- Dominique...? Co się stało? - spytała cicho, podchodząc do postaci kryjącej się w cieniu jednego z rozłożystych drzew.
Hogwarckie ciało pedagogiczne było dla Wisha ciałem całkowicie i beznadziejnie obcym, nawet jeśli miał z nim do czynienia już od siedmiu lat prawie. Bo to nauczyciele są - co z tego, że niektórzy byli może nawet całkiem w porządku, jeśli wciąż pozostawali nauczycielami, a Wish wyznawał zasadę, że należy się nie wychylać przed szereg. Wtedy będzie dobrze, nikt nie będzie na ciebie zwracał uwagi.
OdpowiedzUsuńSiedzieć cicho, trzymać język za zębami, panować nad sobą, odzywać się tylko wtedy, gdy jest to absolutnie konieczne. Wiadome więc staje się, iż Wish starał się robić za przykładnego ucznia, co to pozostaje takim niewidzialnym. Bo niby na zajęciach się stawia, polecenia wszystkie wykonuje, eseje oddaje na czas, ćwiczenia praktyczne zalicza w pierwszym terminie, ale coś go na zajęciach nie widać, bo on po prostu nie czuje potrzeby bycia w centrum uwagi.
Jednakże incydent z udziałem Wisha i tego przebrzydłego Ślizgona, który miał miejsce przed chwilą, świadczył o czymś zupełnie odwrotnym.
A profesorka mogła się tak nie pienić. W końcu to była tylko doniczka z mandragorą, jedna głupia drąca się jak opętana roślinka, krzywdy mu nie zrobiła, tylko trochę buźkę pocharatała, ale go zaraz w skrzydle szpitalnym przecież poskładają, no.
W sumie to mógł się spodziewać tego szlabanu i nie byłby nim zaskoczony, gdyby nie fakt, że miał do odwalać przez bite DWA miesiące i to razem z panią profesor stażystką. A wyglądała na taką potulną, kto by się spodziewał. Ale, jakby nie patrzeć, dobrze powiedziała. Należało się patafianowi, niech ma, za żywota.
Rzucił starszej profesorce buntownicze spojrzenie, otwierając usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zaraz je zamknął, bo uznał, że lepiej już nie drażnić.
- Dwa miesiące. Naprawdę. Świetnie - odezwał się, kiedy szanowna pani profesor razem z resztą uczniów opuściła cieplarnię.
[True Blood <3 Też mi się marzy ładne powiązanko, ale jedyne co mi teraz przychodzi do głowy to to, że Caito będzie próbował zwalczyć u niej strach przed miotłami (ale fajnie brzmi) i byłby w niej zauroczony ;) Co Ty na to?]
OdpowiedzUsuń[To fajnie <3 Dobrze, zacznę xD Powiedz tylko gdzie ich spotkamy a już się za to biorę x3]
OdpowiedzUsuń[Jutro napiszę. Cedric]
OdpowiedzUsuńMiała swoje momenty zawahania i potknięcia. Były dni kiedy łzy spływały jej strumieniami po policzkach, a serce ściskało się boleśnie z żalu. Zawsze miała kogoś, do kogo mogła się zwrócić. Gdzieś znajdował się rękaw koszuli w którą mogła się wypłakać i osoba czekająca na wysłuchanie wszystkich żalów. Victoire nigdy nie była tą silną, mimo, że bardzo chciała. Zbyt łatwo ulegała emocjom, zarówno tym pozytywnym jak radość i euforia, ale siła z jaką przeżywała ból i stratę była równie duża. To Dominique zawsze uchodziła w rodzinie za osobę, która zniesie wszystko. Żadne słowa czy czyny nie były w stanie jej zranić, a przynajmniej wszyscy takie odnosili wrażenie; cokolwiek działo się wewnątrz, pozostawało wielką zagadką.
OdpowiedzUsuńNic więc dziwnego, że ten widok wytrącił ją z równowagi. Dominique mogła udawać, że nic się nie stało, a gdyby Victoire była choć trochę obojętna na jej los, zapewne bez większych protestów przystałaby na wersję w której to wiatr zawodził, a deszcz zmoczył policzki dziewczyny. Wszystko dało się jakoś wytłumaczyć, prawda? Wystarczyło tylko chcieć udawać, że nic nie widziała... Problem w tym, że jasnowłosa wcale nie chciała odpuścić. Sama uczyniła ogromny błąd, uciekając blisko przed dwoma laty od wszystkich swoich bliskich. Wmówiła sobie, że nowe miejsce i ludzie pomogą jej zapomnieć, ale wcale tak nie było. Noce były przerażająco samotne i każdego dnia czuła w sercu pustkę. I pomyśleć, że tylko przez swoją własną głupotę zgotowała sobie taki los, zamiast prowadzić teraz zupełnie inne życie. Nie mogła jednak cofnąć pomyłek z przeszłości, ale mogła pomóc siostrze uniknąć powielenia ich.
- Coś musiało, skoro płakałaś - powiedziała cicho, podchodząc bliżej. Na bladej twarzyczce i w niebieskich ślepiach odmalowała się wyraźnie troska i zaniepokojenie. - Pozwól mi sobie pomóc, nie musisz być sama - dodała. Gdyby chociaż wiedziała z czym ma do czynienia, byłoby jej znacznie łatwiej.
[<3 JAKA ŚLICZNA PANI NA ZDJĘCIACH *-*]
OdpowiedzUsuń[Jak pani stażystka zaaaacznie, to z chęcią wielką. :>]
OdpowiedzUsuń[To może... Louis niejako miętę czuje do pani od zielarstwa? :> A wątek... to może być na początek lekcja, a potem zobaczymy, jak się rozwinie. :)]
OdpowiedzUsuń[Nie obrażę się. ;)]
OdpowiedzUsuń[nie histeryzuj ty mi tu, dobrze jest! :D]
OdpowiedzUsuńZa to Michael tego dnia był świetnym przykładem człowieka zabieganego i energicznego, który ma tysiąc spraw do załatwienia, chce je załatwić, ale czasu nie znajduje i w rezultacie wszędzie pędzi i wszystko robi na ostatnią chwilę. Sprawdził wypracowania czwartoklasistów, zrobił wszystko co miał oprócz jednego. Eliksir, który miał uczniom zaprezentować nie był gotowy, bo jak zwykle wielce roztrzepany Misiek zapominał o jednym ważnym składniku. No i musiał zaraz lecieć do Lemona, żeby się zapytać gdzie go znaleźć. Oczywiście nauczyciela znalazł na najwyższym możliwym piętrze i żeby było zabawniej, składzik znajdował się w lochach. Może i Mickey był wysportowany i wysiłek fizyczny nie był mu straszny, no ale weźcie ludzie, ile można latać w tą i spowrotem?
Widział, jak uczennice patrzą na niego, kiedy przechodził obok, w pośpiechu, w ogóle nie zwracając na nie uwagi. On wcale nie chciał tego zainteresowania, ale jakoś tak wychodziło, że mimo wszystko się na niego gapiły. Podobno to przez jego tatuaże, chociaż inni mówią, że to przez jego urok osobisty. Downey miał to głęboko w poważaniu, mówiąc szczerze.
Szedł dość szybko i kiedy wyszedł zza rogu, rudowłosa dziewczyna na niego wpadła. Już miał zażartować z jej niezdarstwa, bo jak na razie zauważył jedynie rudą czuprynę i nie skojarzył jej z Dominique. A później z roślinki wystrzeliła okropnie śmiedząca, żółtawa maź, która ubrudziła jego ulubioną koszulę. No pięknie, nie mógł mieć większego szczęścia.
- Dominique... - mruknął, widząc jej twarz. Jęknął cicho, patrząc na ogromną plamę na swojej koszuli. - Miłe powitanie, dziękuję bardzo.
Wydobył ze swojej kieszeni różdżkę i usunął nią maź ze swojej koszuli. Musiał użyć kilku zaklęć, bo wydzielina rośliny nie chciała zniknąć.
[Ano, kochana jest. Wychwalam ponad wszystko moją przyjaciółkę, która mi Muszkieterów pokazała. Bez niej bym jej chyba nie znalazła. A i sam film świetny, zakochałam się. Co zresztą chyba widać, mimo wszystko. ;)]
OdpowiedzUsuńLoveleen
[Ach, jakże zacnie! ;) A film naprawdę polecam obejrzeć. Gabrielle była obłędna. Zwłaszcza w scenie z kapeluszem. Zakochałam się. (Gif w karcie, więc wiadomo, o co chodzi. ;)) <3]
OdpowiedzUsuńLoveleen
To, że Albus miał dziwną rodzinę, to wiedziało pół Hogwartu. No bo kto spokrewniony z Weasleyami może być normalny i zdrowy psychicznie? Po prostu tak się nie dało, geny robiły swoje i za nic się nie uwolnisz, choćbyś chciał. Dlatego też Albus do spółki z Jamesem mogliby zostać nazwani "nową generacją Huncwotów", bo nie mogli przeżyć dnia, bez zamienienia komuś życia w małe piekełko.
OdpowiedzUsuńDziewczyna uśmiechała się już do Ala całkiem uroczo, co według niego znaczyło, że jego plan powiódł się całkowicie. Ale gdy usłyszała ten wrzask (bo w sumie kto go nie słyszał) zaśmiała się tylko z kpiną i odeszła, zostawiając poczerwieniałego ze złości Gryfona samego. A on już knuł zemstę, długą i powolną śmierć, kastrację za pomocą plastikowej łyżeczki do Danonków. Jeden Weasley mniej, co za różnica... Jest ich tylu, że nikt nie zauważy. Długie nogi i wytrenowana przez quidditch szybkość bardzo mu się teraz przydała, gdy rzucił się w stronę swojej kuzynki, która śmiała się z niego głośno.
[Tak, tak, tak! ;D Już piszę. ;D]
OdpowiedzUsuń[Nie mogłam się oprzeć i musiałam zrobić z niego kota mojej Tilly ^^]
OdpowiedzUsuńDominique Weasley wywoływała furorę wśród męskiej części uczniów Hogwartu i trudno się temu dziwić. Była stażystką zielarstwa, była niesamowicie inteligentna, dodatkowo tak piękna, że wzroku nie szło od niej oderwać. Kiedy Prowadziła lekcję, to wszyscy wlepiali w nią swoje ślepia i słuchali jak zaklęci, chociaż tak naprawdę żadne jej słowo do nich nie docierało, bo wystarczająco upajali się jej widokiem.
OdpowiedzUsuńLeander był jednym z nich. Kiedy pierwszy raz ją zobaczył jak weszła na zielarstwo, to zdębiał. Wprawdzie już wcześniej słyszał, że w szkole jest jakaś nowa stażystka i że podobno ładna, ale żadne słowa i komplementy na jej temat w pełni nie były w stanie oddać jej urody. Zdecydowanie nie.
Tego dnia na trzeciej lekcji było zielarstwo. Lekcję prowadziła znowu Dominique, więc po raz kolejny w szklarni panowała idealna cisza, nie licząc oczywiście szmerów, które wydawały rośliny. Dziewczyny, obserwując chłopaków z oburzeniem łypały na Dominique, najwyraźniej obrażone, że żaden osobnik płci przeciwnej nie okazuje im tyle zainteresowania co stażystce.
Lekcja się skończyła, a Leander rzucając swoim kolegom znaczące spojrzenie i uśmiech, dał im do zrozumienia, że chce zostać chwilę w szklarni, by mieć okazję porozmawiać z Dominique na osobności.
Kiedy już ostatni maruderzy opuścili pomieszczenie, Leander z ociąganiem schował do torby swoje rzeczy i poszedł do szczytu długiego stołu, przy którym dzisiaj pracowali, by porozmawiać ze stażystką.
-To była naprawdę świetna lekcja - zaczął z lekkim uśmiechem i tym niesamowitym błyskiem w swoich brązowych oczach. - Myślę jednak, że sam nie poradzę sobie z przyswojeniem całego materiału, więc chciałbym, żebyś mi pomogła. O ile się nie mylę, to w sobotę około siedemnastej mi pasuje, a tobie? - spytał, patrząc na nią tak intensywnie i przy tym uśmiechając się tak czarująco, jak tylko potrafił.
Cóż, oczywiście o żadne dodatkowe lekcje w sobotę o siedemnastej mu nie chodziło, to oczywiste, ale przecież jakoś taktownie musiał zacząć tą rozmowę, by ostatecznie przejść do sedna sprawy.
Aż trudno było w to uwierzyć, że Dominique mogła nie zauważać swojej urody i nie doceniała jej należycie. Była naprawdę piękna. Gdyby nie była, to przecież Leander nie zwróciłby na niej aż takiej uwagi! I nawet nie przeszkadzało mu to, że była stażystką. Naprawdę, to nie stanowiło dla niego najmniejszego problemu. Oczarowała go swoimi przepięknymi, niebieskimi oczami, sposobem wypowiedzi i inteligencją. A przecież on nawet nie miał pojęcia o tym, że płynęła w niej krew wili! Gdyby wiedział, to pewnie wówczas odparłby: "i wszystko jasne. To dlatego jest taka piękna".
OdpowiedzUsuńOn i jego kumple zgodnie stwierdzili, że chodzenie na zielarstwo to sama przyjemność. Dominique była bardzo dokładna i sumienna w przekazywaniu im wiedzy, jasno i wyraźnie wypełniała program przygotowany na ostatnią klasę, wypowiadała się wyraźnie, głośno, bardzo elokwentnie.
Kiedy to Leander podszedł do niej, a ten kałamarz rozlał się po jej papierach, już sam wyciągnął różdżkę, by uchronić jej dokumenty przed atramentem i czarnymi plamami, które by stworzył, jednak ona sama perfekcyjnie sobie poradziła.
Słuchał jej odpowiedzi, a uśmiech na jego ustach jeszcze bardziej się powiększał w miarę jej kolejnych słów. Jemu to wszystko jak najbardziej pasowało! Świetnie, naprawdę świetnie! Lepiej niż mógł sobie wyobrazić.
-Nie, tu nie chodzi o złe przekazywanie wiedzy. Co do tego nikt, łącznie ze mną, nie ma zastrzeżeń. Wydaje mi się po prostu, że za mało przyłożyłem się do zielarstwa wcześniej i teraz nagromadziło mi się zaległości, więc taka dodatkowa lekcja mogłaby mi wiele pomóc, dlatego jestem zdecydowany poświęcić ten jeden wolny dzień - powiedział poważnym, spokojnym tonem, jak gdyby naprawdę tylko o to mu chodziło, co oczywiście było nieprawdą, ale Dominique nie mogła o tym wiedzieć. - Oczywiście, stawię się do Hogsmade, nie ma problemu - dodał, a chociaż starał się zachować poważną twarz, mimo wszystko kąciki jego ust powędrowały ku górze, bo wizja Hogsmade była jeszcze bardziej obiecująca niż samego Hogwartu i tego nie dało się w żaden sposób ukryć.
[Okay, to serwuję wątek x3]
OdpowiedzUsuńQuidditch. Jedyna rzecz, którą wielbi na tym świecie... Stop. Moment. To nie jedyna rzecz. Przecież jeszcze lubi wypić bourbona, ewentualnie szkocką, a potem "chulaj dusza, piekła nie ma". Cesare należał do beztroskich facetów, którym lata koło nosa co sobie ludzie o nim pomyślą. Najważniejsze, że ma fanów dzięki byciu ścigającym Srok z Montrose. Co tu dużo chcieć do szczęścia?
W tym momencie szanowny pan profesor mijał po drodze szklarnię i zauważył rudowłosą piękność, na której widok nieco przyspieszyło mu bicie serca. Czyżby zauroczenie? Prawdopodobnie.
Cesare wszedł do środka i zauważył, że z czymś ma problem.
- Buonasera, signora. - przywitał się ze szelmowskim usmiechem wlepionym na ustach. - Jakiś problem?
Cesare Caito
[ Uwierz, moja droga, o Wesleayach trudno zapomnieć! XD ]
OdpowiedzUsuńMoże to niepokorna wyobraźnia Laviego, ale miał wrażenie, że w słowach dziewczyny jest wiele tego, czego zdecydowanie nie powinno być - zgorzkniałość, smutek, a może i nawet też jakiś niezidentyfikowany ból, który przysłania jej cały świat, nie wiedząc jaką powinna wybrać drogę.
Stark zaś uśmiechnął się delikatnie. Zauroczeń miał wiele na tym padole, a imiona zawsze postawały tymi samymi imionami, a jako fanatyk anonimowości, często o nich zapominał, choć czasem troszkę zapominał. Wmawiał sobie, więc, że to natura obdarowała go takim niesamowitym talentem - zapominania imion, a zarysowania doskonale w pamięci twarzy.
— Masz rację — przyznał - zapamiętywanie imion nigdy nie było moją mocną stronę, a nazywać się możesz jak chcesz - dodał, wzruszając obojętnie ramionami. — Jeśli takie jest twoje życzenie, pójdę, ale z nadzieją, że jeszcze kiedyś się spotkamy - odpowiedział i skłoniwszy się lekko w jej stronę, wyszedł z mieszkania.
Lavi.
W życiu każdego młodego czarodzieja nadchodzi moment podjęcia decyzji dotyczącej swojej własnej ścieżki kariery. Louis pamiętał, jakby to było wczoraj, jak na kilka dni przed SUM-ami poszedł na konsultacje do opiekuna swojego domu i po prostu obwieścił mu, że nie widzi dla siebie żadnej innej przyszłości niż magomedycyna. I choć może chłopaczek nie zgarniał samych „wybitnych”, to nikt mu nie bronił podążać za swym marzeniem.
OdpowiedzUsuńZielarstwo w sumie… lubił. Babranie się w ziemi i roślinkach działało na niego uspokajająco. Lou przykładał się do wszystkich przedmiotów, ale zielarstwo cenił sobie nad wyraz i trzeba przyznać, że był jednym uczniów, którzy osiągali wysokie wyniki.
Tylko… ostatnio pojawiła się pewna przeszkoda. Pani stażystka.
Sandler nie był typem, który pozwala, ażeby uczucia kierowały jego życiem. Z reguły tłumił w sobie wszystko i może dlatego właśnie miał opinię „sztywniaka”. Nie można było natknąć się na Louisa całującego się z kimś po kątach na suto zakrapianej imprezie. Louis się nie wygłupiał. Jego spontaniczność kończyła się na mglistym uśmiechu, który czaił się na smukłej twarzy podczas czytania czy rysowania. Co za nudziarz…
A jednak… i temu chłopaczkowi musiało się przydarzyć to takie pierwsze zadurzenie. Mówią, że niby ono jest najpiękniejsze, ale Lou w ogóle się z tym nie zgadzał. To cholerne motylki w brzuchu, lekkie rozkojarzenie cholernie Puchona irytowały.
Gdyby to jeszcze była jakaś dziewczyna z jego rocznika, czy młodsza. Ale nieeee… paść musiało na śliczną stażystkę, która od tego roku pojawiała się na każdej lekcji zielarstwa. Louis często miał przez nią problemy ze skupieniem się na lekcji. A jego zielone spojrzenie co rusz ukradkiem mierzyło zwykle promiennie uśmiechniętą kobietę. Kurczę, no właśnie, kobietę! To chyba nie było odpowiednie… No niby nie była aż tak dużo starsza, ale jednak…
Louis wzdrygnął się, gdy przez barierę nausznika przebił się miękki, kobiecy głos, a ciepły oddech omiótł okolice jego ucha. Niemalże wypuścił z garści mandragorę, którą przed momentem z niemałym trudem wydobył z ziemi. Powoli zaczerpnął powietrza i z ukosa zerknął na pannę Weasley, po czym zaraz wzrokiem umknął. Jego policzki poróżowiały dość mocno, a sam Lou udał niesamowicie zainteresowanego umieszczaniem mandragory w nowej doniczce.
[Ano, się właśnie problem zaczyna, bo wbrew wszystkiemu to one takie podobne nie są. Love się raczej stara nie wychylać, a z tego, co wyczytałam, to panienka Weasley wręcz przeciwnie, całkiem się w oczy rzuca. Ponadto właśnie napisałam Lou, że Blanche to raczej stroni od ludzi (poza jej ukochany Archaniołem, of kors), więc ten, tego. No ale w sumie możemy przyjąć, że co weekend spotykają się w Świńskim Łbie i popijają razem Ognistą - Dominique nawija jak najęta, a Love przytakuje i słucha grzecznie, bo przecież każdemu czasem jest potrzebne inne towarzystwo niż jedyny braciszek. Generalnie to całkiem dobrze się znoszą, acz Love dalej podchodzi z lekką, choć niewidoczną rezerwą do Rudej. No i ta animagia... Ciężko jest, bo Blanche trzyma to w tajemnicy jak tylko może, bo niefajnie by było, gdyby się ludzie dowiedzieli, bo to kraść pomaga, nawet bardzo.]
OdpowiedzUsuńLoveleen
[ Hehe:) No wyjścia raczej nie mam co nie? :P ]
OdpowiedzUsuńRoxy
[Czyżbyś chciała zgorszyć moją delikatną Roxanne? No wiesz... Mogę nawet zacząć wątek, a co mi tam :D Tylko pomysł jakiś masz?]
OdpowiedzUsuńDobrze wiesz kto :d
[ Dobra, pomysł mi się podoba :) Tylko zacznę wieczorem, bo teraz niestety muszę powalczyć z tekstami na jutrzejsze zajęcia. ]
OdpowiedzUsuńWiedząca, że to nie Voldi, Roxanne
Pff, moje podpisy byłyby lepsze.
UsuńTa wiecie która, która samozachwyt mode on ma włączony permanentnie i nie lubi Hogwartów, bo czytając Harrego jako dziecko z podstawówki już nie pamięta, o czym to coś było
[ nikt się z tobą nie równa kochanie :*]
UsuńNo wiem. <3
Usuń*samozachwyt mode on jak zwykle w akcji <3*
Wasz Kochana Ania, której próba dorównania fantastycznością może zakończyć się wieloletnią depresją z powodu dostrzeżenia własnej przeciętności
Leander widział nie raz zarówno Dominique, jak i jej siostrę Victorie. I podobnie jak większość uczniów Hogwartu, on także wiedział, że tamtej drugiej siostrze też nic nie brakuje. Obie były olśniewająco piękne, jednak z jakiegoś powodu Leander całą swoją uwagę skupiał na Dominique, nie mając jakoś wyjątkowo silnej potrzeby, by robić sobie krzywdę, żeby tylko trafić do Skrzydła Szpitalnego, pod opiekę tej ślicznej pielęgniarki. Zdecydowanie wolał udawać głąba z zielarstwa, by mieć okazję spotkać się z nią sam na sam w sobotni wieczór w Hogsmade, pod pretekstem pouczenia się dodatkowo za jej pomocą.
OdpowiedzUsuńW momencie, kiedy Dominique podniosła na niego wzrok, usta Leandra samowolnie wygięły się w uśmiechu. Na Merlina, jakie ona miała oczy! Aż mu kolana miękły, czego oczywiście za żadne skarby nie chciał i nie mógł po sobie pokazać.
-No właśnie tak się składa, że nie mam żadnego innego pomysłu na bardziej ustronne miejsce, odpowiednie do korepetycji - odpowiedział, zrównując z nią swój krok, kiedy oboje opuszczali szklarnię. - Chyba pozostaje nam Świński Łeb - dodał. - W takim razie do zobaczenia w sobotę - rzucił jeszcze z uśmiechem, po czym wyprzedził ją i zniknął za sąsiednią szklarnią.
W sobotę przed godziną siedemnastą siedział już "Pod Świńskim Łbem", czekając na Dominique. Był zdecydowanie bardzo zadowolony, a w oczekiwaniu za nią zakupił sobie butelkę kremowego piwa. Dla dobrego pierwszego wrażenia wziął ze sobą do torby książkę i trochę notatek z lekcji, żeby zbyt wcześnie Dominique nie zorientowała się, że tak naprawdę nie chodziło mu o dodatkowe lekcje, a o możliwość pobycia z nią sam na sam, poza szkołą.
Miał te swoje rozmaite, sprawdzone sposoby na blef. Musiał z początku okazać zainteresowanie zielarstwem, by po chwili zacząć powoli przechodzić do innego tematu, rozgadać się z nią możliwie jak najbardziej, a później rzucić jakiś tekst, że mogliby się przejść, coś wypić, albo coś.
Zależało mu na bliższym kontakcie z Dominique nie z powodu jakiegoś trywialnego zakładu, czy czegoś w tym stylu. Była zjawiskowa, a on jakoś chciał spróbować ją bliżej poznać, bo z pewnością była tego warta.
Kiedy weszła, uśmiechnął się do niej.
[ Hmm… ogólnie rzecz biorąc miałam zrobić z tego mojego chłoptasia ucznia ostatniej klasy, ale wiesz zawsze można ich jakoś wciągnąć w związek nauczyciel uczeń :D]
OdpowiedzUsuńBycie takim szkolnym i społecznym wyrzutkiem miało swoje plusy. Przynajmniej tak uważała Roxanne. Nikt jej nie przeszkadzał; nikt nie odciągał od zajęć, która dziewczyna uwielbiała najbardziej na świecie, no i które ja odprężały, zmniejszały stres czy tam rozładowywały napięcie.
Bycie takim szkolnym dziwadłem nie przeszkadzało jej ani trochę; nie przeszkadzały jej krzywe spojrzenia, kiedy panienka Weasley szła szkolnym korytarzem wpatrując się w czubki swoich butów oraz uważając na to by się nie potknąć i po raz enty nie wylądować w Skrzydle Szpitalnym.
Nikt nigdy niczego od niej nie chciał, nie prosił jej o nic. Traktowano ją jak powietrze, co szczerze mówiąc jej odpowiadało. Wtapianie się w tłum było tym, co Roxanne wychodziło bezbłędnie tak samo jak Quidditch- jedyna rzecz, o której mogła rozmawiać ze swoim ojcem, bo te jego magiczne gadżety jakoś jej nie interesowały.
No właśnie te jego magiczne gadżety. Były popularne i to bardzo. Wieloletnia tradycja oraz długi czas funkcjonowania sklepu ojca przysporzył Weasleyom popularności.
Panienka Weasley nie pamiętała już ile to już razy podczas śniadania w Wielkiej Sali wielu uczniów odbierało swoje zamówienia. Tak, tak, jej ojciec rozszerzył już dawno temu swoje usługi o sprzedaż wysyłkową.
Wszystko było by w sumie w porządku gdyby nie fakt, że kilkakrotnie te głupiutkie sowy używane przez jej ojca zamiast dostarczać paczki do odpowiednich właścicieli podrzucały je Roxy, która musiała potem z ciężko bijącym sercem odnajdować odpowiednich właścicieli.
I tak było w pewien sobotni poranek. Roxanne siedziała sobie na parapecie w swoim dormitorium z Belzebubem na kolanach i zatapiając się we własnych nikomu nieznanych myślach, kiedy do uszu dziewczęcia dotarło skrobanie o szybę okienną.
Jasnozielone kocie oczy panienki Weasley zarejestrowały siedzącego po drugiej stronie puchacza, w którym Roxanne szybko rozpoznała Edgara( chyba najgłupszą sowę, jaką posiadał jej ojciec) z firmową paczką w dziobie. Chcąc nie chcąc, dziewczyna wpuściła sowę do środka uważając przy tym by Belzebub nie zrobił sobie z Edgara kolacji( tak, łapanie sów było jego hobby) i odebrała od niej paczkę. Hmm… no tak była zaadresowana do Dominique.
Roxy wciągnęła na stopy białe tenisówki leżące pod łóżkiem, poprawiła biały top oraz obciągnęła nieco krotką mini spódniczkę zaś na ramiona wciągnęła czerwoną koszulę w czarną kratę, którą ostatnio sobie pożyczyła od Freddie’go.
Wypuściła Edgara na wolność woląc nie zostawiać go w jednym pomieszczeniu z Belzebubem, po czym biorąc dość ciężką paczkę pod pachę wyszła z dormitorium i skierowała się w stronę wyjścia z wieży by później udać się do jednej ze szklarni, gdzie, jak sądziła, znajdzie swoją kuzynkę.
Po kilkunastu minutach znalazła się przed jedną ze szkolnych szklarni, lecz wahała się przez chwilę czy wejść do środka, ponieważ nie uśmiechało się jej dostanie kolejnego szlabanu.
-Dominique…- zawołała cicho wsadzając głowę do środka przez jedno z okienek i rozglądając się po pomieszczeniu.- Dominique jesteś tu?
Wiesz kto :D
Gdyby Leander znał jej myśli, zapewne odpowiedziałby, że on nie widzi żadnej przeszkody przed tym, by straciła dla niego głowę nawet teraz. Zapewne gdyby tak się stało, chwilę po niej i on straciłby głowę dla Dominique. Był już tego bliski, bo naprawdę, była zjawiskowa. Czasem nie szło od niej wzroku oderwać, bo nie dość, że od całego jej ciała bił niesforny wręcz magnetyzm, to jej oczy potrafiły wręcz obezwładnić człowieka do reszty i wyłączyć zdolność myślenia nawet w najbardziej skrajnych sytuacjach.
OdpowiedzUsuńTak było i teraz. Dominique weszła do Świńskiego Łba, a jemu dech zaparło w piersi na pewną chwilę. Uważnym spojrzeniem swoich ciemnych oczu obserwował każdy jej ruch. Widział jak stawia szklankę z Ognistą Whisky na stoliku, jak opuszki jej długich palców odrywają się od szkła, jak zdejmuje płaszcz, jak siada, a na koniec patrzy na niego niebieskimi jak lazur oczami, unosząc do góry jedną, kształtną brew i zadając mu pytanie.
Samowolnie kąciki jego ust uniosły się ku górze i z całą siłą wytrzymał jej świdrujące go spojrzenie. Dostrzegł jak w basenie jej niebieskich oczu pływają iskierki rozbawienia, było w nich coś łobuzerskiego, rezolutnego... i magnetycznego, tak, zdecydowanie coś magnetycznego.
-Przypuszczam, że cały materiał z ostatniego miesiąca stanowi dla mnie największy problem, chociaż szczerze powiedziawszy już chyba wcześniej narobiłem sobie zaległości i to wyłącznie moja wina - powiedział, nie spuszczając z niej spojrzenia i nawet nie poruszając ręką, by wyciągnąć ze swojej torby książkę i notatki. - Tak w ogóle to dziękuję, że zdecydowałaś się poświęcić mi swój wolny czas - dodał, a jego uśmiech znacznie się powiększył, przez co wokół jego oczu pojawiły się lekkie zmarszczki.
Przesuwał spojrzeniem po jej twarzy z jakimś kunsztem, z jakąś czcią zawartą w czekoladowych oczach. Zauważył z dokładnością większą niż wcześniej jej wyraźnie zarysowane, różowe usta, bladą, delikatną cerę... Teraz dopiero zwrócił uwagę na koszulkę mugolskiego zespołu, w którą była ubrana.
Niemal po omacku odszukał na stole butelkę z piwem kremowym, wypił do końca jego zawartość i odstawił na stolik.
-Mam nadzieję, że nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli i ja napiję się whisky - powiedział, po czym niechętnie zerwał z nią kontakt wzrokowy, wstał i poszedł do baru, po chwili wracając ze szklaneczką whisky, którą postawił przy swojej lewej ręce.
-Rzadko widuję kobiety, które wykazują zamiłowanie do tak wyraźnego trunku - skomentował, spoglądając na jej szklaneczkę, a następnie wzrokiem wędrując po jej ramieniu, przez szyję, aż do twarzy.
Sposób w jaki odgarniała włosy posiadał w sobie tyle finezji, że aż świat zaczynał wirować, kiedy się na nią patrzyło. W takim właśnie stanie znalazł się Leander. Chwilę mu zajęło zanim otrząsnął się z szoku, na nowo poczynając mrugać oczami, które przez moment stały się nieruchome, a jego usta ponownie wykrzywił uśmiech.
OdpowiedzUsuńPatrzcie państwo, właśnie spędzał sobotnie popołudnie w Hogsmade, razem z zniewalająco piękną, stanowiącą marzenie senne każdego chłopaka w Hogwarcie, Dominique. Dodatkowo ona piła whisky, on pił whisky i co najlepsze, nie potrafił oderwać od niej wzroku. Była w tym momencie chyba jeszcze piękniejsza niż każdego innego dnia, chociaż może tylko mu się wydawało, bo był tak odurzony samozadowoleniem płynącym z faktu, że jakimś podstępem udało mu się doprowadzić do skutku to spotkanie.
-Nie, lekcje prowadzisz naprawdę fantastycznie, tylko ja od jakiegoś czasu jestem trochę rozkojarzony - powiedział, a w myślach dodał: "z twojego powodu".
Nie spuszczał z niej wzroku, wypijając kilka łyków whisky, która przyjemnie zapiekła go w przełyku. Tak, to uczucie było naprawdę niesamowite dla wielu, chociaż znaleźli się i tacy, którzy właśnie przez to omijali okazje picia whisky szerokim łukiem.
Słysząc z jej ust stwierdzenie "rozpijanie chłopców", zaśmiał się lekko, patrząc na nią uważnym, może nawet lekko pobłażliwym wzrokiem.
-Jak mniemam nie jestem zbytnio od ciebie młodszy, a i ja już swoje lata skończyłem, także zapewniam cię, że chłopcem to nie jestem i nikt nie posądzi cię o rozpijanie nieletnich - odpowiedział, wpatrując się z lubością w jej usta, których kąciki lekko unosiły się ku górze w delikatnym uśmiechu.
-Tak, zgadzam się z tobą co do piwa kremowego, nie mniej jednak jest samo w sobie naprawdę dobre, a skąd mogłem wiedzieć, że czy na lekcjach dodatkowy nie jesteś jakąś despotką? Bez obrazy - powiedział, unosząc lekko brwi, kiedy i on użył przeciwko niej jej własnej broni.
Słysząc wzmiankę o książkach, przytaknął głową i wyciągnął ze swojej torby podręcznik i notatki z lekcji, notabene bardzo wybrakowane. Cóż, nie można mieć mu tego za złe, był zbyt pochłonięty obserwowaniem Dominique, by skupić się na pisaniu.
Stażystki i nauczycielki powinny być brzydkie, zdecydowanie. Bo jak przychodzi taka piękność, to później się dziwią, że uczniowie nic z lekcji nie wiedzą.
[Ja również <3 I do Weasleyów, bo Ron to moja męska wersja. Jakiś wątek pewnie chcemy, nie?]
OdpowiedzUsuń[Odnoszę wrażenie, że Scorpowi nie będzie robiło różnicy, czy Dominique jest stażystką czy nie, i tak będzie po niej jechał, bo jest ruda i Weasleyówna. Może coś więc w ten deseń, ale błagam, nie każ mi zaczynać ;_;]
OdpowiedzUsuń[Spoko, bo Scorp jest absolutnie za równouprawnieniem i jak mu przywali, to jej odda.]
OdpowiedzUsuń[ no dobra zrobię z niego kogoś starszego espeszjali for ju <3 :D A na wątka to Ci już jutro odpiszę, bo dziś nie mam pomysłu ani weny zbytniej na to, a byle bubla Ci przecież nie wyślę.]
OdpowiedzUsuńJa :D
[ No, a jakżeby inaczej mogło być :D Tylko jego kartę dodam tak pod koniec tego tygodnia jak będę miała więcej czasu . :D]
OdpowiedzUsuń[omatkokochana :D Miłość jej życia :D O cholercia, to już w takim stopniu zaawansowania jest? :P]
OdpowiedzUsuń[No ja nie mówię, że nie można:d Toć ona będzie miłością jego życia. zobaczy ją i bach,amor wpakuje mu w dupsko strzałę i już nic go nie uratuje :D]
OdpowiedzUsuń[hehe:D Tylko wiesz dość dziwnie by wyglądał z tym czymś wystającym mu z tyłka. <3]
OdpowiedzUsuńLou już się pakował. Już w sumie wychodził z cieplarni. Ale nie, ona musiała podejść. Posłał jej nieco zdziwione, może i trochę zlęknione spojrzenie. Nienachalnie przyjrzał się jej delikatnej twarzy, nieświadomie pochylając się nieco. Szybko się otrząsnął i ruszył za kobietą, wedle jej polecenia. Och, naprawdę się starał nie patrzeć na jej… tyły.
OdpowiedzUsuńZatrzymał się raptownie, kiedy nauczycielka odwróciła się do niego i zaczęła mówić. Oczy chłopaka nieznacznie się rozszerzyły, gdy padło słowo „dziewczyna”. No, masz ci los! PRZEJRZAŁA CIĘ, LOU! Wie wszystko i już pewnie się z ciebie w duchu śmieje.
- C-co? Ja… nie… - wydukał, spuszczając głowę. O wiele łatwiej było patrzeć teraz w ziemię, niż w twarzyczkę panny Weasley. Plus nie było aż tak bardzo widać żywych rumieńców na policzkach Sandlera. – Przecież ze mną wszystko jest okej… po prostu trochę ostatnio… tak wychodzi po prostu… nie mam na to wpływu – zaczął mamrotać cicho pod nosem, w zasadzie ciężko było go zrozumieć. – Nikt mnie nie dręczy… dziewczyny też nie – kontynuował ten swój bełkot, nerwowo mnąc w dłoniach swoją szkolną szatę. Co się z nim działo? W normalnej sytuacji, przed każdym innym nauczycielem po prostu powiedziałby, że wszystko jest w porządku i rzekłby „do widzenia”. Teraz się motał jak mały kotek w kłębku wełny i nie był w stanie sklecić sensownego zdania. STRASZNE!
Lou wziął głęboki oddech i odważył się unieść głowę i spojrzeć w oczy stażystki. Lekko zagryzł dolną wargę.
- Naprawdę wszystko jest okej. Przepraszam, to już się więcej nie powtórzy – rzekł, siląc się na spokój. Skinął jeszcze głową.
Naprawdę nie było dobrze. Louis Sandler był trzeźwo myślącym, młodym mężczyzną, który nie wierzy w jakieś tam dyrdymały o miłości i innych takich. Był rozważnym racjonalistą, który najpierw długo myśli, żeby potem nie zrobić nic. A teraz… kompletny chaos! I to wszystko przez jakąś kobietę!
Dominique była ulubioną kuzynką Roxanne, z którą dziewczyna chciała spędzać jak najwięcej czasu. Chociaż rzadko się zdarzało by podczas rodzinnych uroczystości Roxy spędzała więcej czasu niż to konieczne z którymkolwiek członkiem jakże licznej rodziny Weasleyów, to jednak Dominique znała sposób na to jak odciągnąć ją od siedzenia samotnie w kącie i zmusić do rozmowy.
OdpowiedzUsuńOczywiście młodsza Weaslyówna nie mówiła wszystkiego ukochanej kuzynce, ponieważ niektóre sprawy wolała zdradzać tylko Belzebubowi.
Kiedy stojąc pod szklarnią Roxy usłyszała głos Dominique weszła powoli do szklarni niosąc pod pachą paczkę od ojca.
Na widok kuzynki pocierającej głowę Weasleyówna uśmiechnęła się pod noskiem po czym powiedziała.
- To przyszło do mnie przed chwilą- wyciągnęła w stronę rudowłosej kuzynki paczkę - Edgar jak zwykle się pomylił i zamiast do ciebie przyniósł tę paczkę mnie.- dodała z uśmiechem. Słysząc dalszą część wypowiedzi kuzynki Roxanne zmarszczyła lekko swój filuterny nosek.
Oj, młodsza Weasleówna zdawała sobie bardzo dobrze sprawę z tego, że Dominique była idealną osobą do tego by sprowadzić kogoś na złą drogę.
-Wiesz, nie tym razem. -powiedziała uśmiechając się do kuzynki.- No, ale będę wiedziała do kogo się zgłosić jakby co.
Twoja wiesz kto :D
[Sorki, że tak mało :(]
Usuń[siemaneczko. stwórzmy coś, żeby pozbyć się tego chyba, no proszę~
OdpowiedzUsuńoch boszebosze, prawie zapomniałam jak urocza jest Deborah, a teraz odczuwam powtórny nalot kompleksów. ej, hej - dobre rzeczy trzeba stopniować, a ty pobijasz i zdjęciami, i jakością karty. tak bardzo źle mi przez to :<]
Peter Izaak
Ależ to wcale by go nie zdziwiło, jeśli Dominique nagle by zaczęła oponować na jego zdanie co do jej finezji, wdzięku, delikatności i piękna. Leander, który od zawsze uważał, że kobiety są najbardziej skomplikowanymi istotami żyjącymi na ziemi, zdążył się zorientować, że dzielą się przeważnie na dwie grupy. Pierwsza to te, które mają o sobie zbyt wysokie mniemanie, uważają się za bóstwa świata i największe piękności. Drugie z kolei to takie, które nie doceniają swojego piękna, mają mocno zaniżoną samoocenę, ogólnie rzecz biorąc nie doceniają się. Do tej właśnie grupy zdecydowanie należała Dominique.
OdpowiedzUsuńSłysząc jej słowa: "pewnie przez jakąś dziewczynę, co?", wpatrzył się w nią intensywnie, lekko zmrużonymi oczami, odpowiadając w myślach "a żebyś wiedziała, Piękna".
Kiedy to przejechała dłonią po jego włosach, robiąc mu przy tym na głowie bałagan, przez jego plecy przeszły przyjemne dreszcze, a kąciki ust powędrowały wyżej, niż jeszcze przed chwilą. Była niesamowita, naprawdę niesamowita.
Słuchał jej, słuchał i obserwował jak przegląda jego wybrakowane notatki. W sumie to nawet nie poczuł się tym zażenowany, chociaż przecież powinien, bo to o pomstę do nieba woła, że nic na tych lekcjach nie robi, tylko beznadziejnie wpatruje się w Dominique, z głową w chmurach.
-Czekaj, czekaj, czekaj, wróć! - powiedział nagle, budząc się jak gdyby z amoku. Wyciągnął jej z rąk swoje notatki, włożył je do książki i zamknął ją, nie odrywając przy tym rozbawionego wzroku od Dominique. - Co do tego, że jesteś słodkim aniołkiem to nie mam absolutnie żadnych wątpliwości, bo widzę to na własne oczy przy każdej lekcji zielarstwa, jednak nie o tym chciałem mówić... Możesz, proszę, rozwinąć temat wykorzystywania takich chłopców jak ja, jak to ujęłaś? Sądzę, że to może być ciekawe - powiedział z szelmowskim uśmieszkiem na ustach, pochylając się lekko w jej kierunku i wbijając w nią spojrzenie swoich brązowych oczu, jak gdyby samym tym wzrokiem mógł prześwietlić jej myśli na wylot.
To akurat bardzo go zaciekawiło. W gierkach słownych był dobry, swoją drogą, więc w sumie mogli zacząć tak sobie debatować, a kto wie, może wyszłyby z tego całkiem ciekawe rzeczy.
Złapał na oślep szklankę z whisky i nie odrywając od niej wzroku, opróżnił ją do końca, stawiając na stoliku.
[A w zajętych wizerunkach oczywiście o tym ani wzmianki, misiałkę będzie płakać. I nie, wcale nie jesteś nielubiana, dobrze, że mi mówisz. Nie biegam po kartach i nie sprawdzam ;]
OdpowiedzUsuń[chciałabym kiedyś pisać takie złe karty :<
OdpowiedzUsuńlajk a dżisus? a może być, przynajmniej będzie się łatwiej do tego ustosunkować. bo i właściwie nie ma kosmicznej różnicy wieku między nimi, więc się z Hogwartu kojarzyć mogą. chociaż Pet, to taka ciota wręcz jest, wiec to on raczej zna Weasley, a nie ona jego. no chyba, że kojarzyłaby go przez pryzmat pana speca od miłości w gazecie - może by pójść w tę stronę? że niby jakaś korespondencja, zła rada - łapanie za szmaty durnego Izaaka? ja teraz nie wiem, no nie wiem, no.
no i miejsce - gospoda? bo Peter to na Nokturna za cienki w kostkach jest, a mimo wszystko popychadłem być nie zawsze mu pasuje.]
Peter Izaak
[Zwięźle i na temat :D]
OdpowiedzUsuńSacker
[Oj bo się zawstydzę <3 Wątek może być taki, że Aloise nawet do pani praktykantki rzucałby niewybredne teksty, a przy tym byłby taki uroczo wręcz uroczy, że ruda nie miałaby serca się na niego gniewać :<]
OdpowiedzUsuńSacker
[Dlatego powinnam wybierać wizerunki zastępcze albo chociaż przejrzeć wszystkie karty męskie przedtem (w miarę możliwości).
OdpowiedzUsuńOch, tam nie było co urzekać kogokolwiek kiedykolwiek, jednak i tak dzięki. <3]
[Wątpię, mam jeszcze tyle wątków do ogarnięcia, a z każdym moja wena zanika coraz bardziej.]
OdpowiedzUsuńSacker
[Tak czy owak będę wdzięczna.]
OdpowiedzUsuń[Wychodzi na to, że zostałam Twoim Mikołajem. :P Jak ustalamy początek wątku?]
OdpowiedzUsuńAlex Williams