środa, 14 listopada 2012

Kurtyna w górę: Akira Noblefaire


Akira Noblefaire 
 Zodiakalny wodnik
Półkrwi Japończyk
Pełnokrwisty czarodziej
Klasa siódma
Stężenie krukoństwa – 100%
Bogin: mgła (?)
Patronus: pająk
Dwanaście cali drewna hebanowego,
włos demimoza


         
        „Nie ma we mnie nic szczególnego” – powtarza jak mantrę, uparcie wierząc w to, że kiedyś naprawdę zacznie tak myśleć o sobie. Bo jak na razie jest przekonany o swojej wyjątkowości odciskającej swe piętno począwszy od urody („Ach, jestem przystojny”), a skończywszy na charakterze („Boże, znam tylu cudownych ludzi, ale ja zdecydowanie przesadziłem!”).
Cóż, nie brzmi to zbyt obiecująco i wygląda tak, jakby był zwykłym próżniakiem zapatrzonym w siebie. I tak właśnie jest. Troszkę.
          Na pewno można go zaliczyć do osób, które przy pierwszym kontakcie nie wypadają zbyt dobrze. Później niewiele lepiej. Ale jednak jakiś progres jest. I w sumie w tym momencie można by zabawić się w psychologa i na upartego poszukać przyczyny tego stanu w dzieciństwie chłopaka. Ale tam nie znajdzie się nic, oprócz kochającej się rodzinki siadającej wspólnie przy kominku jesiennymi wieczorami. Jedyne, do czego można się przyczepić, to fakt, że Akira jest jedynakiem. Tylko co z tego, skoro nigdy nie był traktowany jako jedyny syn. Mieszkając z tłumem kuzynek w wielkim, ładnym domu na przedmieściach nie miał szans wkupić się w łaski matki czy ojca. („One były ładniejsze, niż ja sam.”). Cóż za niefart…
          Więc etap dzieciństwa należy porzucić i zagłębić się w jego wiek młodzieńczy. Czyli innymi słowy Hogwart, bo większość czasu spędza w tym zamku. I na co tu trafiamy? No, tu już mamy jakiś konkret. Bo kiedy Akira zaczął już trochę bardziej przypominać faceta, to zadrżało dla niego parę niewieścich serc.  No, może nie parę i nie tylko niewieścich, ale w każdym razie zadrżało. I to liczyło się najbardziej. Prawie tak samo, jak to, że był… i w sumie nawet jest najlepszym z uczniów. Oj tak, to kolejny powód, żeby mógł się rozpływać w zachwycie nad samym sobą, jednocześnie mając potworne wyrzuty sumienia, że to robi. 
        Tutaj należałoby przejść do dalszej analizy jego życia, żeby jakoś ugruntować zdobytą wiedzę na temat etapu młodzieńczego, ale niestety, a może stety wiek młodzieńczy dla Akiry się nie skończył. I w sumie, chyba nigdy się nie skończy – bowiem dla niego coś takiego jak dorosłość po prostu nie istnieje. Istnieje tylko wieczna młodość, albo prawie-wieczna młodość przerwana znienacka przez przyjaciółkę Śmierć, która zapobiegnie zmarszczkom, zmęczeniu i starczej zgorzkniałości. I wybraniu się po rozum do głowy poniekąd też, ale to odrębna kwestia, w którą nie będziemy się zagłębiać, bo i Akira nie ma w zwyczaju tego robić.
Czy więc zatem żyje sobie beztrosko nie przejmując się dniem wczorajszym, ani jutrzejszym? A właśnie, że nie. Bo oprócz tych wszystkich infantylnych cech nadmienionych wyżej, da się go określić jeszcze słowem „wrażliwy”. A na co wrażliwy? Na ludzką krzywdę (”biedni, nie są mną, muszę im pomóc!”), na piękno („o matko, w tym popołudniowym słońcu wyglądam lepiej, niż zwykle!”) i na parę innych rzeczy, których nie opłaca się uwzględniać, ani tym bardziej okraszać jednym ze zdań, które często wypowiada.
Krótko mówiąc, można odnieść wrażenie, że ma się przed sobą nieszkodliwego narcyza. Ale nie jest  ani nieszkodliwy, ani aż tak bardzo narcystyczny, jakby się mogło wydawać po przeczytaniu tego satyrycznego opisu. Bo przecież nikt nie miał wątpliwości, że to była najzwyklejsza w świecie satyra, tak samo kpiąca, jak i jego postawa wobec wszystkich i wszystkiego. To znaczy, ta, którą pozwala sobie zaprezentować, bo z prawdą… cóż, delikatnie ujmując… trochę się mija. A może "trochę" to eufemistyczne określenie?


[Karta nieco odświeżona. I tak mi się nie podoba, pewnie będę zmieniać milion razy. Znamy się z innych blogów. Obrazki z tumblr'a, przedstawiają No Min Woo.
Ach, jeszcze jedno. Mam przeglądarkę Chrome i u mnie wszystko wygląda poprawnie. Na przykład na takim Explorerze już nie.
Witam serdecznie, zapraszam do wątków.]

153 komentarze:

  1. [Azjata <3 Lubię to <3]

    OdpowiedzUsuń
  2. [ nigdy nie miałam wątku z Azjatą. :C Chcesz zmienić moje życie?]
    Dominique

    OdpowiedzUsuń
  3. [ aj tam, wszystkiego w życiu trzeba spróbować <3 och tylko ja nie mam pomysłu :CCCCC]
    Dominique

    OdpowiedzUsuń
  4. [Azjata <3]

    Zoya

    OdpowiedzUsuń
  5. [Kocham imię Akira :3 Więc co powiesz na wątek?]

    Lychnis Rain

    OdpowiedzUsuń
  6. [ i tu jest właśnie problem :C ech, postaram się coś wymyślić.]
    Dominique

    OdpowiedzUsuń
  7. [I mnoży się nam Kruczków, ale to z całą pewnością powód do zadowolenia.
    Witam serdecznie. :) ]

    OdpowiedzUsuń
  8. [Skośni są szekszi <3 Ależ oczywiście. Nawet mam jakąś taką wenę, żeby zacząć, tylko pomysł poproszę ;D]

    OdpowiedzUsuń
  9. [No i z tym będzie problem. ._. Może zrobimy tak, że nauczyciele uznają Lychnis jako przypadek wybitnego beztalencia (a to po prostu leń), więc wyślą ją na korepetycje do Akiry? I nasza blond panienka może mu dogryzać z początku za zwykłe nawet skośne oczy. :3]

    OdpowiedzUsuń
  10. [Zdradzę ci tajemnicę, okej? Claire to takie kochane dziecko, które do wszystkich się klei, ZWŁASZCZA do Azjatów, bo to takie chodzące seksy są <3 A karta jest taka dla picu, żeby się ta moja Eklerka groźna wydawała xD]

    OdpowiedzUsuń
  11. [Nie, ona jest kochana, mraśna, śliczna i ... dobra, tyle, bo zaraz wyjdę na samouwielbiającą się :) Ja mam nawet pomysł, o ile będzie Ci odpowiadał. Otóż moja Zojka także nie najgorzej się uczy i naprawdę nie cierpi tego, że jest w cieniu Akiry, no bo straszy i niby mądrzejszy. To nie dla niej, dlatego postanowiła się przekonać, czy chłopaka naprawdę jest taki genialny, jak każdy jej wmawia. No i jakoś tam się spotkali, ona jak to ona trochę na niego nawrzeszczała, on nie pozostał jej dłużny i wtedy Zoya doszła do wniosku, że wcale taki okropny nie jest, bo ma strasznie podobny charakter i miesza innych z błotem. Oczywiście nie wie, że lubi pomagać, bo jeszcze wielu rzeczy o nim nie wie. No i tak jakoś można założyć, że nawet mogą się lubić, ale oczywiście bez sprzeczek się nie obejdzie. Ach, jaka ja miła, to chyba trzecia osoba, z którą stosunki Zojki są znośne *,*]

    Zoya

    OdpowiedzUsuń
  12. [Od początku, chyba że wolisz od końca, mnie to tam rybcia :) Zaczniesz, prawda? Proszę <3]

    Zoya

    OdpowiedzUsuń
  13. Każdy, kogo dzisiaj mijała, z kim zamieniła kilka słów, właściwie ktokolwiek, został zrównany z ziemią. Nie dosłownie, oczywiście, po prostu Claire, choć była naprawdę niepozorna, bo te metr pięćdziesiąt, uroczy uśmieszek i świecące oczka, to potrafiła nieźle człowieka zjechać, czego nie raz, chociażby dzisiaj, dowiodła.
    Nic więc dziwnego, że wkurw ją wziął, kiedy usłyszała to... Wycie? Jak zwał, tak zwał. W każdym razie, bolało ją to niezmiernie, toteż postanowiła zrobić z delikwentem porządek. Po swojemu, a jakże. Bo Summers miała swój świat i swoje (o ironio!) kredki, a jak ktoś się jej wpieprzał z mazakami, w dodatku z takimi mazakami, to ją trochę brało. Kurwiki w oczach i inne takie fajne rzeczy.
    Zeskoczyła z ostatniego stopnia i westchnęła ciężko, kręcąc głową z dezaprobatą. Naprawdę, tu ludzie żyją! Jak można ich traktować takim natężeniem dźwięku? Prawie jak opera, tylko gorzej. Dobra, nie porównujmy tego do opery, bo to grzech.
    Wypuściła ze świstem powietrze, z ulgą rejestrując, że głos ucichł. Nie zatrzymała się jednak, a przyspieszyła kroku i strzeliła pospolitego facepalma, gdy zarejestrowała, kto jest temu wszystkiemu winien. Niemalże z rozbiegu wskoczyła na parapet i wbiła w Akirę spojrzenie typu 'are you fucking kidding me?'.
    - Kredki? Serio? Lepszego repertuaru w przedszkolu nie miałeś? - spytała, z trudem powstrzymując się od uśmiechu. No bo jakoś nagle dobry humor jej wrócił.

    OdpowiedzUsuń
  14. [Jest ślicznie, jak ja lubię takie długie *,*]

    Zoya nie przejmowała się tym, co o niej mówili. Ważne, żeby w ogóle mówili, prawda? Jeśli nie pojawiałeś się w plotkach nie istniałeś, proste. Owszem, grono pedagogiczne miało o rudzielcu nieco inne zdanie niż uczniowie i dziewczyna ze wszystkich sił starała się swoją pozycję utrzymać.
    Skromna.
    Posłuszna.
    Mądra.
    I wiele, wiele innych. Pochlebiało jej to, nie powiem że nie. Lubiła być w centrum zainteresowania, to chyba był taki syndrom najstarszego dziecka, któremu rodzice poświęcali najmniej uwagi, bo przecież młodsze pociechy bardziej ich potrzebowały. A najstarsza córa da sobie radę sama i jeszcze w pilnowaniu młodszych pomoże, prawda? Między innymi dlatego tak się jej podobało to, że nauczyciele chwalili ją na prawo i lewo, często porównując do innych wybitnych uczniów, którzy opuścili już mury Hogwartu.
    Niestety, porównywali ją też do tych, którzy w szkole nadal byli. Akira Noblefaire. Niezwykle irytujący człowiek, chociaż w sumie praktycznie z nim nie rozmawiała. Krukon od siedmiu boleści. Zdolny. Inteligentny. Przyszły pracownik ministerstwa, uzdrowiciel lub nawet sam minister. O tak, nauczyciele wróżyli mu wielką przyszłość, jakoś dziwnie się zgadzając w tym, że dojdzie on daleko. Zwykle tacy jednogłośny nie byli, ale to taki drobny szczegół.
    Dla Iwanowej był kolejnym bogatym paniczykiem, który po prostu miał więcej szczęścia niż rozumu i wpływowych rodziców. I tak sobie żyła, przekonana o swojej racji, że gdyby nie te czynniki, to nigdy nie byłby aż tak wyróżniany na tle innych uczniów. I nie słyszałaby na każdym kroku, że dorównuje mu inteligencją i że mają nadzieję, iż w siódmej klasie napisze dobrze owutemy i pójdzie w jego ślady, zostając jakąś szychą. A ona w ogóle nie miała zamiaru pchać się do ministerstwa, wolała wylądować na czerwonej ulicy w Holandii niż tam, naprawdę.
    Tak się składało, że jako wzorowa uczennica, Zojka brała udział w różnych konkursach, często niestety spotykając się podczas nich z Akirą. Właśnie dowiedziała się o kolejnych zawodach i o fakcie, że będzie musiała współpracować z Krukonami. Trudno, niektórzy byli w porządku, i podobno w tym domu byli najbardziej zdolni ludzie, więc dlaczego nie? Byleby tylko nie zaniżyli wyniku, resztę mogła zrobić sama. Wypytała nauczycielkę oo wszystkie szczegóły i wręcz tanecznym krokiem przemierzała korytarze zamku, żeby wyjść sobie na błonia, bo liście tak ładnie sobie latały, kropił leciutki deszcz i w ogóle było tak jesiennie, że tylko wzdychać z zachwytu.
    Nucąc pod nosem bliżej nieokreśloną melodię powoli zbliżała się do swojego celu, kiedy na jednym z korytarzy dojrzała znajomą postać. Momentalnie przestała nucić i zmieniła krok na zwykły, cicho jęcząc. Co jak co, ale pecha to ona miała, inaczej w żadnym wypadku nie wpadłaby na nikogo, a już szczególnie na niego. Przypomniała sobie jednak, że to z jego domem będzie współpracować, a to oznaczało jedno: jego klęskę.
    Dlatego do niego podeszła, dlatego uparcie wpatrywała się w jego twarz i czekała, aż łaskawie otworzy oczy. Gdy tego nie zrobił, wbiła mu palec w żebra i uśmiechnęła się złośliwie.
    - Jeśli myślisz, że wygraną w tym konkursie przypiszesz wyłącznie sobie, to się grubo mylisz - oznajmiła, spoglądając mu w oczy, a z jej własnych patrzałek wprost strzelały błyskawice. Gdyby wzrok mógł zabijać, chłopak już dawno leżałby trupem.

    Zoya

    OdpowiedzUsuń
  15. [Ale dlaczego? Puchasie to najukochańsze stworzonka. I nie można im odmawiać wątku. ^^]

    OdpowiedzUsuń
  16. [Jeśli więc jest rzeczywiście wrażliwy na krzywdę ludzką, to może by mógłby pomóc osaczonemu przez wielkich, złych Ślizgonów Puchonowi? Hm, taki pomysł przychodzi mi do głowy. I z chęcią zacznę, jeśli jesteś za. A może wpadniesz na coś jeszcze...?]

    OdpowiedzUsuń
  17. Dziwnie się poczuła przez te jego spojrzenie. Szybko się jednak otrząsnęła i zmierzyła go takim wzrokiem, że gdyby to mogło zabijać, Nobleaire już dawno leżałby martwy na posadzce. Albo przynajmniej błagałby o litość.
    - Sam się prosisz o to, żeby ci przywalić w łeb, zadufany w sobie, egocentryczny krukonie - fuknęła, nawet wyciągając rękę, żeby go walnąć, jednak w ostatniej chwili zrezygnowała. Bo niby co by to dało? Jak ktoś był chamem, to już nim pozostanie. Life is brutal. - Myślisz, że to było warte owacji na stojąco i próśb o bis? - wytrzeszczyła oczy i parsknęła takim śmiechem, że aż zgięła się wpół i złapała za brzuch. Po dłuższej chwili otarła łzy rozbawienia i wyprostowała się, trochę poważniejąc. - Nie. To było tragiczne. Wyjesz jak... Sama nie wiem do czego cię porównać - mruknęła, spoglądając w sufit, jakby liczyła, że znajdzie tak jakąś odpowiedź.

    OdpowiedzUsuń
  18. [Jeśli tok myślenia Lychnis by Cię uraził to przepraszam, postaram się na przyszłość pisać milej. ;p]

    Jej chłodny wzrok od razu padł na Krukona, który dziobał coś w ławce z dziwną fascynacją wyrytą na twarzy, co jeszcze bardziej zaminusowało u Lychnis. Krukon, kujon, chory psychicznie - odhaczone. Podeszła bliżej. Przystojny - dodała po krótkiej chwili wahania. Rzuciła swoją torbę niedbale na krzesło i usiadła obok Azjaty, krzyżując ramiona pod wcale nie skąpym biustem. Nie podobało jej się to, że została zmuszona do zostania po lekcjach, żeby dalej się uczyć. Kretyni. Zamknęła oczy z wielce urażoną miną niczym księżniczka, która czegoś właśnie nie dostała. Zamierzała się odezwać? Nie. Dopóki nie było to konieczne.

    OdpowiedzUsuń
  19. Jak on ją wkurzał, Boże jak on ją wkurzał! Nie znosiła w nim wszystkiego, głosu, wyglądu, stylu bycia, inteligencji... była zła nawet na to, że pojawił się na tym świecie i zakłócał jej spokojną egzystencję! A warto tu wspomnieć, że naprawdę tylko nieliczni aż na takie obrzydzenie z jej strony zasługiwali, więc w jakimś sensie Akira powinien poczuć się doceniony, naprawdę. A skoro nie mogła wytrzymać w jego obecności kilku sekund, bo aż się w niej gotowało, to co mam powiedzieć o tych wszystkich godzinach, które spędzą przygotowując się na ten cholerny konkurs? Tak, o ile przed chwilą dziewczyna była zachwycona nowymi zawodami w pokazaniu swojej wiedzy, tak teraz przeklinała to, że się tak łatwowiernie zgłosiła. A teraz głupio jej było wszystko odwołać, przecież nauczycielom się tego nie robi, prawda?
    Akira znajdował się zdecydowanie za blisko. Całą siła woli powstrzymywała się od czegoś głupiego, jak na przykład od dania mu pięścią w twarz, co zdecydowanie poprawiłoby jej humor. Ale nie, nie pokaże mu, że doprowadził ją do takiego stanu, była przyzwyczajona do krycia emocji i wyładowywania ich w inny sposób, na przykład poprzez uderzanie w drzwi, tudzież inne przedmioty codziennego użytku.
    Ignorowała go więc, całą swoją uwagę skupiając na jego słowach i starając się wymyślić jakąś odpowiedź, w końcu bez słowa nie odejdzie.
    - To nie patrz, a jak chcesz ułatwię ci zadanie i wydłubię ci te słodkie ślepka, wtedy nawet cię nie pokusi, żeby spojrzeć na moją doskonałą istotę - odpowiedziała równie cicho, unosząc do góry dłoń i machając palcami, które zakończone były idealne przyciętymi pazurkami w kolorze czarnym. O przyzwoitej oczywiście długości, więc pozbycie się dwóch gałek ocznych nie byłoby trudne. - Z językiem też coś można zrobić, jeśli nie umiesz się powstrzymać od zadawania sobie tego bólu i rozmawiania ze mną. Słowo daję, wolę to ty masz zajebiście słabą.
    Miała dość jego bliskości, cofnęła się więc, coby mieć więcej przestrzeni a na jej twarz wkradł się kpiący uśmiech, kiedy to też bezceremonialne zwaliła jego łapę ze swojej buźki.
    - Tyłek to ja mam akurat ładny, więc się od niego odpieprz. Pilnuj lepiej swoich rączek, bo mogę ci z nimi naprawdę nieprzyjemne rzeczy zrobić... Po moim trupie, Noblefaire. Za nic w świecie nie dam ci wygrać, nawet jeśli miałabym przy tym pogrążyć siebie - uśmiechnęła się słodziutko, zdecydowanie za słodko, i brzydząc się tym co robi, stanęła na palcach, żeby dosięgnąć jego czupryny i wyrwać z niej kilka włosów. - Bo jak nie... chyba wiesz do jakiego eliksiru ich potrzebuję, prawda? - zapytała niewinnie, szybko chowając swoją zdobycz do kieszeni.
    - No, teraz to już naprawdę koniec.

    Zoya

    OdpowiedzUsuń
  20. [ Jestem dziewczyną. :P
    Nie doczytałam wtedy rzeczywiście, ale teraz już tak, ot. W każdym razie można wykombinować po prostu tak, że Twój chłopak w jakiś sposób zareaguje na to, co wyprawia grupa Ślizgonów względem mojego Alva... Ot, jeśli pomaganie byłoby sprzeczne z jego naturą, to... a zresztą sam wiesz, jak Akira postąpi.

    Wieczorem korytarze Hogwartu robiły się nieco opustoszałe. Po kolacji uczniowie rozchodzili się i wracali do dormitorium. Był wtedy czas na odpoczynek, naukę, ale też i na niekończące się rozmowy i dyskusje, które przypominały o tym, że nie są po prostu w szkole, że czasem do niej uciekają i mogą poczuć się zupełnie zwyczajnie, odkładając myśli o obowiązkach gdzieś na bok.
    Wiecznie pod opieką starszego brata, który "szczęśliwie" uczył tutaj eliksirów, Alv był trochę uwiązany na sznurkach i nie mógł puścić się w zapomnienie, jak to robili niektórzy. Nie, nie chodziło o upijanie się, ale raczej o nabranie nieco luźniejszego podejścia do nauki. Właściwie to zmęczeni nią byli niemal wszyscy. Alvin nie raz słyszał narzekania Krukonów, a przecież to oni uchodzili za tych najpilniejszych i najbardziej ambitnych, prawda? Tego dnia Alvin dał sobie spokój z przejmowaniem się i uznał, że zwyczajnie musi odpocząć i wyluzować się, jakby to powiedział jeden z jego znajomych. Nie przejął się tym, że powinien robić teraz sto innych rzeczy, ale zwyczajnie zawędrował do swojego przyjaciela, u którego przesiedział dwie godziny. Nie było chyba w tym miejscu osoby, która byłaby mu bliższa. Toteż zawsze wracał. On jedyny zdawał się go rozumieć i nie potępiać, a jednocześnie i nie próbował zmieniać go na siłę. Tego ostatniego coś ostatnio podejmowali się wszyscy na nieszczęście Alvina.
    Aktualnie wracał od Gabriela i wylądował na kompletnie opustoszałym korytarzu. Jego usta mimowolnie wykrzywiały się w uśmiechu, a w duchu czuł, że jest wypełniony jakaś pozytywną energią. Marzył tylko o tym, żeby za chwilę wziąć kojący prysznic, a potem wylądować w łóżku i przytulić się do poduszki. Gabriel twierdził, że nikt nie zasypia szybciej niż Alvin. On chyba powinien uchodzić za wiecznie wykończonego Puchona.
    Niespodziewanie został otoczony przez zgraję trzech wyraźnie podpitych Ślizgonów, którzy coś tam się znowu go czepiali, zagadywali i naruszali jego najbardziej osobistą strefę, a tego nie potrafił nigdy znieść. Dlaczego zawsze padało na niego? Dlaczego Alvin musiał być tym wiecznie nękanym Puchonem? Chciał się wykręcić, mówił, by go zostawili, ale oni śmiali się tylko i go popychali, rajcując się tylko jeszcze bardziej. Chcieli go pobić? zniszczyć jego ubranie? Zamknąć w składziku na miotły? Przełknął ślinę, a jego serce przyspieszyło nagle. Bał się. Spotkania ze Ślizgonami nigdy nie kończyły się dobrze. Chyba, że do akcji wkraczał Gabriel, ale przecież on nie mógł być zawsze obok, prawda?
    A Alvin był tylko niewinnym Puchasiem, na którym mogli pokazać wielcy potomkowie Salazara, jacy są potężni.

    Alvin

    OdpowiedzUsuń
  21. [Awww, nie przepraszaj. Ja takie uwielbiam. *.* Aż się przyjemnie czyta, a już w ogóle odpisuje na takowe komentarze. Ekhym, odpowiedź będzie o dziewiętnastej, a ja tymczasem uciekam znowu. Zdążyłam tylko przeczytać. ;< ]

    OdpowiedzUsuń
  22. Zaczynało kręcić mu się w głowie. Odbijał kolejne fale wyzwisk i głupawych komentarzy. Czuł, że wcale go to nie rusza. Próbował się odizolować i zapomnieć o tym, że po raz setny wysłuchuje tego wszystkiego. Postanowił, że nie będzie słuchał,o. Nie słuchał, choć krzyczeli mu nad głową, a w oczekiwaniu na reakcje szturchali i pchali na najbliższą ścianę, śmiejąc się przy tym i wzajemnie się prowokując do nowych działań przeciw niemu. To jednak stawało się coraz bardziej odległe. To było, ale tylko przez chwilę. Teraz po prostu widział ich rozgadane sylwetki i pewne wyrazy twarzy. Zakołysał się i spuścił głowę, by uniknąć ich spojrzeń. Mówił sobie, że zaraz się zmęczą i to się skończy. Z całych sił odpierał ich ataki, owszem. Jednak tylko psychicznie i tylko w głębi swojej duszy, która po raz kolejny nie chciała przez nich cierpieć. Och, Gabryś, gdzie jesteś?
    Wstrętni Ślizgoni gotowi byli bawić się tak i znęcać nad nim jeszcze przez długi czas. Wiedział o tym. Wiedział też, że ci tutaj byli mimo wszystko nie aż tak straszni, choć słuchanie o tym, jaką to jest przeklęta ofermą i ciotą, wcale nie należało do przyjemnych rzeczy. Jednak Alvin zdawał sobie sprawę z tego, że była też grupa o wiele okrutniejszych Ślizgonów. Ich właśnie bał się najbardziej na świecie.
    Między sylwetkami oprawców dojrzał czyjąś czuprynę. Czy to ktoś przechodził? Czy może stał i się gapił, jak Ślizgoni bawią się Alvinem? Sylwetka stała się bardziej widoczna i jakby wyłoniła się zza rogu. Czy tamten chłopak chciał pomóc? A może planował dołączyć do puchasiowych oprawców? Alvin go nie znał i nie mógł tego wiedzieć. Miał nadzieję, że jeśli nie planował mu pomóc, to może chociaż zostawi go w spokoju i nie będzie się wtrącał. A w duszy Puchaś tylko powtarzał w kółko, że jeszcze trochę, że oni sobie zaraz pójdą. Taka była prawda.
    Zobaczyli go! W efekcie odwrócili swoją uwagę od Alvina, za co ten powinien być wdzięczny chłopakowi. Kiedy tamci obserwowali nowo przybyłego, Puchon poprawił swoją szatę i próbował się ogarnąć, jednocześnie starając się nie skupić przypadkiem na sobie ich uwagi.
    Alv słyszał, jak zaczynają się tamtego Krukona czepiać i wyraźnie mają ochotę i jego pomęczyć. Przestraszył się, że mogliby i tamtemu coś zrobić. Zabawne, prawda? Nie znał Kruczka, a i tak się nim potrafił przejmować. Taki już był, ot co.
    Zaraz, co on robił? Próbował ich rozgniewać i podgrzewał roziskrzoną agresję ślizgońską? Ale po co? To chyba nie był dobry pomysł. Chyba że... Czy on był w stanie poradzić sobie z całą trójką? Och, jakże byłby wdzięczny Alvin, gdyby tak się jednak stało.
    Obserwował całą sytuację. Widział gotowych do ataku Ślizgonów i pewnego siebie Krukona, który rzeczywiście był pewien, że ta banda pijaków nie będzie w stanie przysporzyć mu kłopotów. Jej, zachowywał się trochę tak, jakby miał wprawę w załatwianiu takich właśnie sytuacji. Ślizgoni, owszem, śmiali się perfidnie, ale Alvin zauważył, że chyba nieco cofnęli się. Może podświadomie poczuli cień obawy? Tego nie mógł wiedzieć. Stał sobie jak ten kołek, a nawet nieco do tyłu się wycofał, coby nie odczuwać, że jego osobista przestrzeń jest naruszana.
    Parę błysków, jęków i bliżej nieokreślonych hałasów. Już po wszystkim. To już koniec. Alvin nie wiedział, jakim cudem udało mu się tak zgrabnie z nimi rozprawić. Przeciwstawił się, pokonał ich i nawet spuścił im niezły łomot. Ciekawe, czy zachce im się następnym razem czepiać się Alvina. Był pewien, że do Krukona już nigdy więcej nie podejdą. Chociaż... jeśli byli pijani, to może po wytrzeźwieniu nie będą pamiętać.
    Spojrzał na Kruczka i posłał mu cień wdzięcznego uśmiechu. Więc tym razem aż tak nie bolało. Dzięki niemu.
    - Em, oni... boję się ich - odpowiedział cicho, pocierając nerwowo ramię. - Może ci akurat tacy okropni nie byli, ale są jeszcze gorsi, a ja nie mam przy nich szans. Zresztą, akurat nie mam przy sobie różdżki - wyjaśnił, po czym wyprostował się i spojrzał na niego. Zagryzł wargę i przechylił główkę, a potem powiedział również cicho: - Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  23. Tak, te włosy to był jednak dobry pomysł, i chociaż przed sekundą dziewczyna zastanawiała się czy rzeczywiście dobrze zrobiła, tak teraz była pewna, że innego wyjścia nie było. Przecież nie była by sobą, gdyby pozwoliła, żeby nauczyciele chwalili tylko chłopaka. O nie, nie, nie, była za to za mądra, za genialna, za dobra. Doskonale wiedziała, że musieli wygrać, ale za jej zasługą. A pozbycie się Akiry na czas konkursu i zastąpienie go kimś mniej... głupim, było po prostu strzałem w dziesiątkę. Tak Zojka, jesteś genialna, gratuluję.
    Zignorowała go. Nie miała już siły odpowiadać na te wszystkie głupoty, które kierował w jej stronę. Wiedziała przecież, że jest w miarę ładna, lub też przeciętna, ale brzydka na pewno nie była. A poza tym umiała podkreślić swoje atuty, jak nogi czy usta. Albo włosy, które naprawdę przyciągały wzrok. No bo to takie nie czerwone, nie pomarańczowe, niby nijakie, a jednak jakieś. O to jej chodziło, jednak nie była jedną z tych pustych panienek, które robiły wszystko, żeby dobrze wyglądać. Ona miała swój styl, a że komuś się nie podobał to trudno. Nie widziała powodu, dla którego przez ten fakt musiałaby popełnić harakiri plastykową łyżeczką.
    Obojętność była zła. Zoya albo się z ludźmi kłóciła, albo wprost ich kochała, ale nie przyznawała się do tego. Nikt jednak nie był jej obojętny, chociaż owszem, nie z każdą osobą w zamku łączyła ją nienawiść lub przyjaźń, ale po prostu ich tolerowała. A że z Akirą zawsze wymieniali złośliwości, to nie przywykła do ignorancji z jego strony. Wkurzyła się i to bardzo, nie zamierzała jednak tego po sobie pokazać, co to, to nie. Była na to za dumna, a poza tym nie chciała, żeby chłopak wiedział, że ją złamał. Nie mogła pozwolić, by pomyślał, że ten słowotok wygrał.
    Z wyrazem największego zniecierpliwienia, jakie udało się jej przywołać na buźkę, oparła się o ścianę naprzeciwko niego i zaczęła sobie nucić jedną ze swoich ulubionych piosenek. Chciał ją zignorować? Proszę bardzo, zobaczymy kto gorzej to zniesie i pierwszy zrezygnuje.
    Z tym musiała się zgodzić, byli do siebie bardzo podobni i uwielbiali, żeby to na nich skupiała się cała uwaga. Ale nie, ona na to nie pozwoli i jeszcze mu pokaże kto tu rządzi. No bo kim on był? Jakimś bogatym Krukonem? No proszę was, to było aż śmieszne, naprawdę.

    Zoya

    OdpowiedzUsuń
  24. [Króóóóóćej? ;< No, znaj moje dobre serducho. ]

    Uch, wszystko przez to, że zostawił różdżkę u Gabrysia, noo. Później po nią pójdzie. Ufał przyjacielowi i wiedział, że zupełni nie musi się martwić o magiczny atrybut, który u niego teraz przebywał. A kto wie? Może Gryfiak przyjdzie do niego i mu ja przyniesie? Samemu Alvinowi niespecjalnie chciało się po nią wracać.
    Ej, różdżka nie była niezbędna do życia przez dwadzieścia cztery godziny na dobę przecież! Ona była potrzebna często, ale nie zawsze. Alvin ciapą z zaklęć akurat nie był i może nawet potrafiłby łupnąć zaklęciem w Ślizgona, ale musiałby odnaleźć w sobie odwagę. W obecnej chwili i w tamtych okolicznościach... cóż, no nie byłby do tego zdolny, więc fakt posiadania lub nie różdżki akurat teraz nie miałby nic do rzeczy. Przynajmniej tak mu się wydawało.
    Ach jasne. Ten go musiał zaraz potępiać i wyzywać od idiotów. Kompletnych, totalnych i katastrofalnych idiotów. Alvin do tego przywykł i nawet go to nie dziwiło, choć było przykre. Teraz jednak postanowił się kłócić, ot co!
    - Dwanaście lat? - parsknął cicho, patrząc na niego z niedowierzaniem. - Mam piętnaście - rzekł niemal obrażony tym, że posądzono go o bycie totalnym gówniarzem. Czy wyglądał na aż takiego małego?
    Rzucił okiem na Ślizgonów, a potem pospiesznie ruszył za Krukonem. Musi mu wyjaśnić, że chłopak się wbrew pozorom myli, ot co!
    - Nie jestem idiotą! - sprostował żywo. - Wcale mnie nie znasz. Widziałeś tylko jedną sytuację, w której byłem osaczony przez wstrętnych typków... - mruknął nieco spokojniej już.
    Mógł mówić o nim, że jest ofiarą, że jest dziecinny, że jest nieśmiały i tak bardzo nieporadny, ale nie był głupi, ot co.

    Alvin

    OdpowiedzUsuń
  25. [ Min Woo <333 O wątek ładnie proszę ^^ ]

    Lavi.

    OdpowiedzUsuń
  26. Prychnął, stwierdzając, że ten chłopak aż taki przyjazny nie jest, jak to się Alvinowi z początku wydawało. Jakiś taki... kpiący, ironiczny z niego typ, o. Nie wykazywał żadnego zrozumienia, chociaż może Puchon niespecjalnie na nie liczył. I tak był mu wdzięczny, że wybawił go z opresji. Co nie zmieniało faktu, ze chyba nie zdołał go póki co polubić. W sumie to się nie znali i nic o sobie nie wiedzieli, ale czy ktoś w ogóle powiedział, że zamierzali się poznawać? No więc właśnie...
    - A Ty ile masz lat, hm? - zapytał, próbując rzeczywiście nadgonić za nim kroku. Był niższy od Krukona i miał krótsze nogi, co wcale nie ułatwiało. Jej, gdzie on w ogóle tak się spieszył? O tej porze większość pławiła się w słodkim lenistwie i odpoczynku przez wielkie o. A ten tutaj miał niebywale szybki krok. A może chciał pozbyć się natrętnego Puchona, który próbował podskakiwać?
    Prawdę powiedziawszy, to Alvin na żadnym chłopaku raczej nie robił dobrego wrażenia. Poza Gabrielem ileś tam lat temu... Jednak na wszystkich możliwych Gryfonkach, Puchonkach i nawet jednej Ślizgonce robił jakieś takie dziwne wrażenie, że one latały potem za nim, jak za maskotką, albo pupilkiem. To było w gruncie rzeczy miło i niekiedy mu schlebiało, ale kurcze, czuł się jak dziecko i kilka mamusiek, które musiały się nim zaopiekować. Nie tego chciał. Zresztą, ktoś się w ogóle liczył z jego pragnieniami? Przydałaby mu się teraz Zoya. Tak, zdecydowanie tak. Potrzebował czasem pogadać, a z nią gadało się najlepiej na świecie.
    - Trafię sam doskonale, ale teraz się tam nie wybieram - oznajmił, idąc cały czas obok niego. - A Ciebie gdzie niesie, że tak pędzisz? - zapytał, ujawniając swoją ciekawość.
    Och, wątpił, że on mu powie, ale jakoś wcale nie miał ochoty gadać z nim o tym samym przez cały czas. No i musiał jakoś mu podziękować, odwdzięczyć się,a kompletnie nie miał pojęcia, jak to zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  27. Pierwsze wrażenie było fatalne, a wiadomo, iż ono długo jeszcze będzie chodzić za Krukonem. Tak samo, jak ten przylepny Puchon, z którym teraz miał chłopak do czynienia. Właściwie to wiedział, że ciężko mu przyjdą starania o to, aby ta opinia uległa zmianie. Jednak istotne było to, iż na razie niespecjalnie wiedział, czy chce poprawiać ją. Chłopak wydawał się taki chłodny, dumny i na pewno absolutnie niezainteresowany towarzystwem młodszego Puchona, który przecież był taką niedojdą i piętnastoletnim gówniarzem. Takimi nie warto się przejmować, prawda?
    Prychnął, słysząc, jak chłopak powiedział, ile ma lat. Też coś! To tylko dwa lata różnicy. Dwa lata, no! Całkiem mało przecież. Gabryś też jest dwa lata starszy i nigdy im to nie przeszkadzało. A ten tutaj Krukon wyraźnie uważał się za lepszego od Puchona. Może był, może miał większe umiejętności, może był dojrzalszy, ale nie o to tylko w życiu chodzi, prawda?
    Ostatnio panowała taka moda, że ludzie lubili to, co niedostępne, a tak bardzo pożądane. Masowo dziewczyny podkochiwały się w tym samym chłopaku, który mógł sobie przebierać potem, a nie potrafiły dostrzec, że wokół nich są inni, ciekawsi może nawet, ale one są kompletnie zaślepione. Modne stało się bycie chamem i egoistą, a Alvin często zastanawiał się, skąd się to wszystko tak naprawdę brało. Czy nikt już nie szukał ludzi ciepłych i przyjacielskich? A może oni byli zbyt nudni? Ach, ludzie się zmieniali, a wraz z nimi cały świat.
    No tak, widać było po nim, że niespecjalnie się przejmuje tym, co się dookoła niego dzieje. Miał gdzieś Ślizgonów, miał gdzieś to, co wyprawiali z Puchonem i samego Puchona też miał gdzieś. O, jakie to urocze. Naprawdę.
    - Ej, Ty, stój! - fuknął, dziwiąc się, że w ogóle odważył się na to. - Pomogłeś mi, uratowałeś mnie, obroniłeś... i muszę Ci w jakiś sposób podziękować i nie, nie odczepię się, dopóki tego nie zrobię, bo wiem, że nie byłoby ze mną dobrze gdyby nie Ty - mówił zaraz po tym, jak zagrodził mu drogę. Musiał nieco unieść głowę, bo był niski raczej, ale przynajmniej Akira nie był aż takimi wielkoludem, o. Przyglądał się, jak chłopak pochłania lizaka i pomyślał, że też by się skusił, ale przecież nie będzie pytał, czy Krukon ma może przypadkiem drugiego. Jakby nawet miał, to przecież by się i tak nie podzielił. Uch, niektórzy już tacy byli.

    OdpowiedzUsuń
  28. Rany! Co za niemiły człowiek! Alv do niego z wdzięcznością i podziękowaniami, a ten ma to wszystko gdzieś i w dodatku jest wybitnie niemiły. Uch, skąd się brali tacy ludzie? No skąd? Dumny Kruczek od siedmiu boleści się znalazła, ot co. Alv jednak nie dał za wygraną, choć cięgle odrzucanie i widniejące na ustach chłopaka "spadaj" przez cały czas wcale nie pomagały. Owszem, było mu przykro i wcale nie czuł się dobrze z tym wszystkim, ale kurcze, co mógł zrobić? Mógł spróbować go urobić i jakoś przekonać, choć z każdym kolejnym zimnym spojrzeniem chłopaka, Alv tracił nieco z motywacji.
    Wyglądało na to, że pomógł mu, bo taką miał ochotę, a jakby ochoty nie miał, to by palcem nie kiwnął To było z lekka dobijające, aczkolwiek nie raz, nie dwa uczniowie obojętnie mijali go, kiedy jakiś Ślizgon go gnębił, więc nie było to też specjalną niespodzianką. Tylko, że... Alv myślał, że tym razem chłopak okazał odrobinę dobrego serca i pomógł szczerze. Pozory lubią mylić. W tym przypadku zmyliły go doprawdy wybitnie, ot co.
    Puścił się pędem za nim, choć wiedział, że robi tylko siebie większego kabotyna i że zaraz chłopak będzie się tarzał na podłodze ze śmiechu. Biegł, choć kondycji nie miał i pewnie nie byłoby szans na dogonienie potomka Roweny, gdyby nie to, że..
    Och, no właśnie. Mokra podłoga plus biegnący Puchon równa się upadek. Poślizgnął się, poleciał po podłodze, aż wreszcie wpadł na Krukona i jego również przewrócił, a w efekcie czuł na sobie nieprzyjemny ciężar drugiego ciała. Oto bowiem wylądowali jedno na drugim, na mokrej posadzce na jednym z najbardziej obleganych korytarzy w Hogwarcie. Tylko o tej porze akurat osób było mało. Ci jednak, którzy mieli przyjemność tędy przechodzić i obserwować całą sytuację, parsknęli śmiechem i obserwowali ich z zaciekawieniem.
    Puchon zamknął oczy i liczył do dziesięciu, mając nadzieję, że mu się to tylko przyśniło.
    Przynajmniej go zatrzymał.

    OdpowiedzUsuń
  29. Pewnie teraz chłopak trochę pokrzyczy, pomarudzi i zacznie wściekły podskakiwać. Jak już wyładuje złość i Alv odetka sobie uszy, to może dojdą do porozumienia i uda im się jednak wyjść z tej sytuacji bez konfliktu. Nie, uśmiechał się na samą myśl o takim rozwiązaniu tej sprawy. To nie było możliwe. Ten Krukon miał trudny charakter i wciągu może ze trzydziestu minut spędzonych w jego towarzystwie wiedział już, że nie obejdzie się bez bólu i jakiejś tam zemście. I po co mu to? Naprawdę nie można rozwiązywać tych spraw pokojowo? Alv nie chciał ani przez moment robić mu na złość. Był tylko ofiarą, no!
    On, ten Krukon tego nie pojmował najwidoczniej. I kto tu jest bezmyślny?
    Leżał na podłodze i odetchnął, czując, że ciężar ustąpił i przestał go nieprzyjemnie męczyć. Zaśmiał się lekko i mimowolnie, widząc mokrego chłopaka i jego minę. To było zdecydowanie bezcenne. Chociaż może w obecnej sytuacji wyśmiewanie się było całkiem nietrafionym pomysł. Tylko Alv nie kpił. On nigdy z nikogo nie kpił. Raczej przyjaźnie wyginały się jego usta.
    Patrzył, jak chłopak, którego imienia nie znał i pewnie nie pozna, wyzywa zebranych gapiów i każe im spadać. Ach, czyli zaraz nadejdzie oczekiwany cios.
    Zamknął oczy i trwał tak przez chwilę,a kiedy usłyszał jego podniesiony głos podniósł się i wstał. Ktoś z gapiów, którzy pozostali mimo wszystko przy nich, zaśmiał się głośno, a kiedy wzrok Krukona powędrował w tamtą stronę... Alv puścił się biegiem tak szybko jak tylko mógł. I zniknął za rogiem.
    Bał się i musiał uciec.

    OdpowiedzUsuń
  30. Dziewczyna wyszła z łazienki i od piętnastu minut kręciła się po pokoju w samym ręczniku, po czym włożyła na siebie szatę Domu Kruka. Akurat wtedy, gdy drzwi się otworzyły z potężnym hukiem.
    - Dziś to twój pech, Aki. - Roześmiała się, wytykając język w jego stronę. - Ale próbuj dalej, może kiedyś wejdziesz na czas.
    Bardzo pomocne to omijanie zaklęć w drodze do dorminatoriów. Jak nic powinna od niego wyciągnąć je w końcu. Gdyby znała go chociaż odrobinę mniej, to uznałaby, że chłopak zmyśla i zwyczajnie ma jakąś kobietę, która go przyprowadza. No, ale ona go znała. I w sumie nawet go lubiła, choć trudno było nie zauważyć, że z dogadaniem się to oni mieli zawsze problem. Z drugiej strony, to chyba właśnie to sprawiało, że ich relacje były tak wyjątkowe.

    [Aić. Też mi trochę nie wyszło. Przepraszam. Arietis]

    OdpowiedzUsuń
  31. [Zanudzam się na śmierć w akademiku, to pozwolę sobie zacząć]

    Zirytowana Krukonka siedziała na parapecie okna na Wieży Zachodniej i wymachiwała beztrosko nogami nad przepaścią. Powody jej dobrego nastroju mogły być różne i różnie można by było to odbierać, gdyby nie rzucająca się dość wyraźnie w oczy nieomal opróżniona flaszka whiskey. Kumple już poszli, wspierając się nawzajem, bowiem wypili nieco więcej, brat strzelił focha i oznajmił, że pijanej siostry on niańczyć nie będzie, a jedyna żeńska członkini towarzystwa Aislinn zaliczyła zgon dobre kilka godzin temu i najpewniej w tym momencie przytulała muszlę jak najcenniejszy skarb.
    Powód pijaństwa był banalny - Ash obroniła swoją rekordową ilość goli na meczu, który udało im się wygrać i była z siebie tak dumna, że aż wyciągnęła Ognistą Whiskey z kufra Alistaira, który na szczęście jeszcze nie był tego świadom i postanowiła upoić się ze zwycięstwa z resztą ekipy.
    Kiedy w końcu stwierdziła, że zmarzły jej stópki, bo w końcu listopad i wcale tak ciepło w nocy nie jest, wturlała się po parapecie do zamku, przy okazji wyrżnąwszy głową o kant kamienia. Pozbierała się szybciutko do kupy i wstała, wspierając się o ścianę i ocierając czoło.
    Chwila, ocierając czoło? Spojrzała na dłoń i zaskoczona porównała błyszczącą, czerwoną ciecz, która na nią skapywała, z tym, co wytarła z czoła, po czym poszukała w umyśle odpowiedniego połączenia. Krew. Och.
    Wzruszyła ramionami, idąc powoli w kierunku Pokoju Wspólnego Krukonów i wyglądając jak chodzący przykład ataku sadysty. Jutro będzie bardzo główka bolała, oj bardzo.
    I pewnie dotarłaby do pokoju, padła na łóżko i pozwoliła sobie brodzić na niebieskie narzuty krwią zupełnie tak niesymetrycznie, gdyby nie napatoczyła się na chudego Azjatę.
    - Ojej... - mruknęła. - P-przepraszam... A... Ojej... Akira.
    Tak, tak, kojarzyła imię. Oczywiście, że kojarzyła, bo kto nie kojarzył tego Japończyka, słysząc jakieś dziwne piski we własnym dormitorium, kiedy tylko przeszedł pod oknami i wystawił twarz do słoneczka.
    - Alesoze... Alesoze... Ale so ze mną sie nie napijesz...? - powiedziała, szczerząc się jak wampir i wyciągając w jego stronę resztki whiskey w butelce. - Wygraliśmy, no, i oblać czeba... Gryfoni się zawsze bawią, a my jak te gęsi niemyte, ćmoki kokosowe... Nie? No... To jak?
    O Roweno... Broń wychowanków swoich, bowiem nie wiedzą, co czynią.

    OdpowiedzUsuń
  32. Uniosła palec w górę, rozmyślając nad wielką myślą, którą miała na końcu języka, lecz ta uciekła bardzo szybko, a ona opuściła dłoń, zdezorientowana. Po chwili wzruszyła ramionami, siadając na podłodze, czy też raczej osuwając się na nią. Oparła plecy o ścianę kominka i powiedziała po prostu:
    - A... Poszli sobie.
    Wzruszyła ramionami. Oczywiście, mieli swoje powody, żeby sobie pójść i nie czuła się specjalnie urażona. Nawinęła na palec złoty kosmyk, wpatrując się w niego, jakby był odpowiedzią na wszystkie pytania dotyczące Wszechświata.
    Właściwie nie uczestniczyła zbyt często w imprezach zakrapianych mocniejszym alkoholem, bo nie przepadała. Tak naprawdę to nie lubiła whiskey, ale po jakimś czasie w sumie było jej już wszystko jedno. Jakkolwiek wygrali, nie był to zwykle powód do wielkiego świętowania, chociaż uwielbiała być chociaż przez kilka chwil w centrum uwagi, jak bohaterka dnia. Chyba każdy lubił być chwalony za swoje osiągnięcia od czasu do czasu.
    Po chwili zmarszczyła brwi. Chyba miała do niego jakiś interes, gdy widziała go rano, a teraz wszystko się rozmywało w poczuciu ciepła i senności, jak to zawsze, gdy wypiło się zbyt wiele. Na pewno nie było to nic personalnego, nie znała człowieka i zwykle miała go za...
    - ...zadufany w sobie dupek... - wymruczała pod nosem, nieświadoma wypowiadania własnych myśli na głos. Cóż, nie znała go dobrze, a pozory stwarzał wyśmienite.
    Ach, no tak. Dokładnie.
    - Zostawiłeś na zajęciach ostatnio jakiś taki notes... Czarny, w skórę oprawiony, czy tam coś. Mam go u góry, Ali mi przyniósł - powiedziała wyraźnie, marszcząc brwi. - Ale pusty jest chyba, nie sprawdzałam go zaklęciami, to nie wiem, czy ci potrzebny, czy nie.

    OdpowiedzUsuń
  33. Zmarszczyła brwi. Była pijana, ale nie zalana w trupa. Reakcja Akiry była interesująca na tyle, że nagle ten dupek, osobnik niekoniecznie skory do pomocy innym, wyraził chęć odprowadzenia jej do dormitorium. Nie zamierzała pozbawiać się interesujących, ciekawych rzeczy. Przechyliła lekko głowę, czego natychmiast pożałowała, kiedy pokój zawirował. Zamknęła oczy i przełknęła kilkukrotnie ślinę, powstrzymując mdłości.
    - Nie... Chyba nie - mruknęła. - Nie będziesz ze mną lazł do damskiego.
    Rozczochrała włosy ręką i odetchnęła głęboko. Raz... Dwa.. Trzy... Otworzyła oczy i z zadowoleniem sapnęła. Już nic się nie kręciło. Na chwilę obecną. Lepiej będzie jak wytrzeźwieje i może rzeczywiście sprawdzi ten notes? Coś tu było nie tak.
    - Pogadamy jutro, hm? Przyniosę ci to... Gdzieś. Jakoś się zgadamy... Hm?
    Podniosła się powoli, przytrzymując gzymsu kominka. O Merlinie, kołysze. Kołysze jak na statku.
    - No i nie ma nic za darmo, nie? A skoro ci taki potrzebny, to się dogadamy.
    Uśmiechnęła się lekko. No. Przynajmniej o interesy zawsze potrafiła dbać.

    OdpowiedzUsuń
  34. Brwi dziewczyny ukryły się pod rudą czupryną. Że niby co? Że nagle mu się zachciało na niej coś wymuszać? Chyba kogoś tutaj sobie z kimś pomylił, bo nie ma opcji przecież, żeby mógł się tak do niej odezwać.
    - W tej chwili, Akira, możesz mnie pocałować. Zapomnij, że odzyskasz ten notes, dopóki nie będę miała okazji na trochę mojo przy nim.
    Uśmiechnęła się samymi kącikami ust, co zwykle nie zwiastowało nic dobrego.
    - Zejdź mi lepiej z drogi i nie próbuj za mną leźć. Pamiętaj, że damskie dormitoria mają zaklęcie zabezpieczające.
    Przymknęła oczy, łapiąc równowagę, po czym wyminęła go, kierując się w stronę wejścia do dormitoriów.
    - Mogłeś być... Bo ja wiem... Bardziej uprzejmy? - mruknęła na odchodnym.
    Chyba zmysły postradał. Wymuszać coś na Yaxley'ównie, ba, wypowiadać słowa tonem, który brzmiał nieomal jak groźba lub ostrzeżenie. Nikt nie mógłby przypuszczać, znając ją chociaż trochę, że odpuści w tym momencie. Musiałby użyć albo prawdziwej siły albo być rzeczywiście bardzo, bardzo przekonujący.

    OdpowiedzUsuń
  35. Nieomal wybuchła mu śmiechem w twarz. Kosmyki w grzywce zmieniły barwę na fioletowy, a ona sama najzwyczajniej w świecie pochyliła się, przemykając mu pod ramieniem na kręte schody. Odwróciła się w jego kierunku, krzyżując ręce na piersi.
    - Och, czyżbyś był na tyle zdegenerowanym, byś śmiał podnieść rękę na niewinną dziewczynę? Szkoda by było nienagannej nieomal opinii wśród nauczycieli, nie sądzisz?
    Przetarła oczy dłonią, próbując się skupić dostatecznie na rozmowie. Myśli rozbiegały się chaotycznie, mimo usilnych prób zebrania ich razem. Wreszcie wzruszyła ramionami.
    - Jutro. W tej chwili naprawdę możesz mnie pocałować. Nic nie osiągniesz. Chyba że... Dostanę w zamian coś wartego uwagi. Albo dowiem się, dlaczego tak bardzo nie możesz żyć bez swojego notesiku.

    OdpowiedzUsuń
  36. Ból. Strach. Niepewność. Udręka. I wreszcie wielki kłopot.
    To wszystko przyczyniło się do tego, że teraz biegł ile sił w nogach. Natrafienie na starszego prefekta, albo nauczyciela byłoby dość korzystne, ale nikogo nie widział. Zresztą, tylko kompletni tchórze uciekają się do tego. A czy ucieczka nie była jeszcze gorszym tchórzostwem? Cóż, ludzie różnie je postrzegali. To takie raczej względne pojęcie.
    Potknął się, poleciał i zaraz syknął z bólu. Uświadomił sobie szybko, że to ten Krukon. Ałć, jak mógł, no? Chyba był gorszy od tych Ślizgonów. Przynajmniej tak czuł w tym momencie Alv. Przecież był słabym, młodszym i bezbronnym Puchonem, ale nie! Chłopak musiał go za to, że jest ofiarą, najwyraźniej dobitnie ukarać.
    Och, już miał łzy w oczach, a serce biło niezwykle szybko. Ono wręcz szalało
    - Zostaw mnie! Nic zlego nie zrobiłem - mówił, po czym rozpłakał się. Nie jak niemowlak, bo to był raczej taki cichy szloch z pełnym bólu wyrazem na twarzy.
    Był taki bezbronny i zupełnie niewinny, a ten mimo wszystko nie chciał odpuścić. Czy nie chciał, a może nie potrafił pojąć, że tak nie można?
    - Przecież nie chciałem na Ciebie wpaść... Próbuję tylko Cię poznać - wydusił cichutko i ze strachem zamknął oczka, czekając na bolesny finał, który miał za krótką chwilę nastąpić.
    Zrobiło mu się niedobrze, buźkę miał już całą mokrą, a ciało zrobiło się nagle tak drastycznie lodowate.
    - Proszę, puść mnie... - wydukał, czując, że nadchodzi koniec.

    OdpowiedzUsuń
  37. Aidan jako chłopak bardzo kontaktowy, znał niemalże każdego, jeśli nie z widzenia, to chociaż kojarzył imię i nazwisko delikwenta, o którego ktoś go w danej chwili pytał. Z każdym potrafił rozmawiać, z każdym potrafił wypić i zapalić, ot tak dla rozluźnienia atmosfery.
    Do łazienki na szóstym piętrze dotelepał się z kilku powodów, chociaż nigdzie nie było powiedziane, że on te powody akurat zna. Ten typ tak ma po prostu, za nim nie zdążysz. W jednej chwili może wpaść na szalony pomysł, zrobi wszystko, żeby go zrealizować i jesteś pewien, że to zrobi, ale w następnej sekundzie potrafi się równie szybko rozmyślać, stwierdzając, że mu się nie chce, albo jakąś inną filozoficzną głupotę. Pewnie dlatego tylko nieliczni potrafią z nim wytrzymać więcej niż czterdzieści pięć minut jednej, wspólnej lekcji.
    Śpiewał od bardzo dawna, praktycznie od urodzenia towarzyszyła mu muzyka, więc nie było w tym nic dziwnego, że miał ją za swoją najlepszą przyjaciółkę, kochankę, tak samo jak swoją starą gitarę akustyczną, nazwaną jakże uroczo, Mel. Śpiewał zawsze i wszędzie, przy każdej okazji, przeróżne piosenki, a jego głos, przyjemnie niski i mrukliwy, o ciemnej barwie, nadawał się do mocniejszych kawałków. I tym właśnie zapałem do wokalu trochę zepsuł swoją znajomość z Akirą, któremu po pewnym czasie zaczęło to przeszkadzać i nie było już tak fajnie i kolorowo jak kiedyś.
    Kiedy się dowiedział, że mają wziąć udział w jakimś konkursie,z eliksirów na dodatek, był prawie pewny, że Misiek go w to wrobił. Mieszając w kociołku obmyślał plan zemsty. Rozejrzał się po swoim stanowisku szukając jakiegoś wyjątkowo potrzebnego mu w tej chwili składnika, który jak na złość chyba dał nogę. No nic, Aidan westchnął i zwrócił się do siedzącego po lewo Akiry.
    - Chyba mi wyparowały korzenie piołuna. - mruknął, nie bardzo wiedząc jak zacząć rozmowę po tak długiej przerwie. - Nie pogniewam się, jeśli się podzielisz. - na koniec posłał mu jeden z tych swoich uroczych, ale najzupełniej szczerych uśmiechów, mając nadzieję, że to poskutkuje.

    [ Coś czuję, że dziwnie mi wyszło... ]

    Aidan

    OdpowiedzUsuń
  38. Plany było myślami ulotnymi, powstawały w umyśle i zaprzątały go aż do momentu, w którym wszystko się waliło i szybko trzeba było zmieniać technikę. Ktoś kiedyś jej powiedział 'Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, powiedz mu o swoich planach' i dziewczyna musiała się z tym zgodzić, chociaż co do Boga to miała pewne wątpliwości, ale zostawmy rozmyślania nad jej wiarą na później.
    Ona, w przeciwieństwie do Akiry, nie miała żadnego planu. Wszystko co teraz robiła to był zwykły spontan, na którym w większości opierało się jej życie. Nie potrafiła zapisać sobie w kalendarzu każdej czynności i wyliczyć tego co do godziny. Nawet zwykłe zaplanowanie czegoś wyłącznie w myślach było dla niej dziwne. Każda jej decyzja była podejmowana podczas działań i był to, jej skromnym zdaniem, najlepszy sposób żeby czegoś dokonać. Tak jak teraz na przykład.
    Jeśli szło o ignorancję, to Zojka miała dwóch młodszych braci. I dopóki nie poszła do Hogwartu, spędzała z nimi w jednym domu sporo czasu. A wiadomo, młodsze rodzeństwo, i to bracia, bywali nieznośni. Tak było też w tym przypadku, dlatego każdy normalny człowiek zwariowałby z dwoma najmłodszymi członkami klanu Iwanowów. Ale Zoya normalna nie była, dlatego też szybko nauczyła się nie zwracać na małolatów uwagi, co też zaowocowało w jej silną wolę i niezmącony niczym spokój, nawet jak przez kilka godzin zza ściany słyszała okrzyki bitewne, bo kochani braciszkowie właśnie rozgrywali inscenizację Bitwy o Hogwart. Była więc pewna swojego zwycięstwa w tej potyczce na obojętność, dlatego zachowywała się nadzwyczaj naturalnie i tylko czekała, aż Noblefaire się podda. Bo ona nie miała zamiaru przegrać.
    Ani razu nawet nie spojrzała w jego stronę, zmieniła tylko repertuar i teraz cicho sobie śpiewała, zachowując się tak, jakby miała słuchawki na uszach i wykonywała utwór razem z artystą, bowiem to sobie lekko przytupnęła, to znowu pokiwała głową do rytmu, a palcami cały czas uderzała rytmicznie w kamienną ścianę, coby nie wypaść z taktu. Chociaż możliwe to raczej nie było, bo akurat tę piosenkę znała idealnie, była jej ulubioną.
    Nawet nie zauważyła, że czas tak szybko minął i w korytarzu zaczęli pojawiać się inni uczniowie. Przynajmniej jakieś urozmaicenie no i wreszcie ktoś się na nią popatrzył, bo trochę wkurzała ją już ta obojętność Akiry, ale no cóż. Trzeba cierpieć, żeby wygrać, prawda?

    Zoya

    OdpowiedzUsuń
  39. Bazyli do szlabanów był przyzwyczajony. Nie żeby był jakimś… Huncwotem? Zwyczajnie, uczył się dobrze, ale równie wprawnie wychodziło mu wkurzanie ludzi. I nauczycieli. Dla chłopaka grono pedagogiczne było zupełnie inną rasą niż uczniowie. Chociaż całkiem możliwe, że sam kiedyś będzie jednym z nich. Nauczycieli znaczy, nie uczniów. Sam siebie uważał za słuchacza , najlepiej niezobowiązanego wykonywaniem ćwiczeń, ale nie o to chodzi.

    Jest niereformowalny- tak właśnie powiedział nauczyciel transmutacji. Co z tego, że zamiast zmienić kulkę w szklankę przemienił całą salę w wielki salon luster? Krukon nie miał nic przeciwko sprawdzeniu, czy aby nie przejechał sobie atramentem po policzku i naprawdę nie rozumiał, o co cała ta afera. A że zwrócił uwagę psorowi, że ma dziurę w szacie i to tam, gdzie słońce nie dochodziło? Toż to czysta uprzejmość.

    Dostał szlaban, a jakże! Co prawda transmutacyjny psorek nie miał czasu by się z nim użerać, ale swoje odbębnić musiał. A że w międzyczasie zdążył również niechcący wypalić dziurę w profesorskiej szacie z jednego dnia zrobił się tydzień. I drugi, gdy zaczął się wykłócać. Cóż… Bynajmniej odpocznie trochę od tej inteligentnej towarzyskiej śmietanki, jaką byli wszyscy Krukoni. Ze zwierzakami? W porządku, jak najbardziej- Bazyli bardzo lubił wszelkie mechate stworki- od kota po akromantule. No i ponoć nie miał być sam- porozmawia sobie ze współwięźniem.


    [ Nie podoba mi się, że jest tak krótko. Poprawię się.
    W sumie w ogólnie mi się nie podoba...:/]

    OdpowiedzUsuń
  40. I posypało się parę słów z szyderczych ust Krukona. Znowu sobie uświadomił, że nie zna imienia chłopaka. Może aktualnie to w niczym nie przeszkadzało, ale jednak wolał znać. Aj, czy teraz do końca roku czeka go gnębienie? Najwyraźniej właśnie tak miało być. W tej chwili marzył o tym, by on go zostawił, ale to pewnie nie nadejdzie. Och, jasne. Niech mu mówi, jaki jest słaby, jakim jest tchórzem i jaką jest przeklętą ofiarą losu. Wszystko to mówił, bo nie potrafił go zrozumieć. Niektórzy chociaż próbowali, ale ten tutaj wręcz przeistaczać próbował niektóre rzeczy. Zabolało. Co nim teraz kierowało? Czuł się może jakiś taki niedowartościowany, czy co?
    Opadł na ziemię i odetchnął. Natrafił na jego spojrzenie, po czym uświadomił sobie, że, o dziwo, to chyba koniec. Koniec tej przeklętej chwili i bólu, którego się właśnie spodziewał. Fizycznego. Ten drugi rodzaj już dawno go dopadł, choć może aż tak tego nie okazywał.
    Wytarł policzki, a potem zaobserwował, jak tamten znika z zasięgu wzroku Puchona, ale musiał jeszcze posłać mu ten dobitny, chamski uśmieszek. Jej, czy można być aż tak niemiłym osobnikiem i jednocześnie nie być Ślizgonem? Zawsze mu się wydawało, że Krukoni są mili. Może zbyt dumni i czasem trochę samolubni, ale mili. Ten tutaj z całą pewnością taki nie był.
    A może to była tylko gra? Alv wolał jednak tego już nie sprawdzać. Jeszcze znowu by mu się oberwało za samo obserwowanie go. Podniósł się i potarł ramiona, by po chwili ruszyć korytarzem do puchońskiego dormitorium. Nie było sensu stać tu dalej z tym zamyślony, ale jednak nieco smutnawym wyrazem twarzy.

    OdpowiedzUsuń
  41. Przysunęła się do niego blisko, wbijając spojrzenie swoich jasnych oczu w jego ciemne.
    - Noblefaire... Mam wrażenie, że tobie się wydaje iż cały świat, dosłownie cały, należy do ciebie. Wszyscy powinni się przed tobą płaszczyć, tak?
    Dźgnęła go palcem w pierś.
    - Nie traktuj ludzi jak śmieci, bo to kiedyś do ciebie wróci, w momencie, kiedy będziesz, do cholery, czegoś potrzebował. Dam ci twój pieprzony notes. Tyle, że... Wiesz, jestem Krukonką. Nie mogłam powstrzymać ciekawości, a że nie miałam czasu na zaklęcia odkrywające ukrytą zawartość, rzuciłam parę takich prostych, innych. Stąd wiem, że notes należy do ciebie. I może dowiem się innych, ciekawych rzeczy, kiedy zaczniesz w nim pisać, hm?
    Odsunęła się od niego, otwierając drzwi.
    - Wchodź, tylko nie hałasuj.

    OdpowiedzUsuń
  42. Zamknęła oczy. Była wściekła sama na siebie w tym momencie. Nie dość, że strzeliła mu umoralniającą pogadankę, których sama nie cierpiała, to jeszcze skłamała w sposób tak niewprawny, że aż było jej głupio. I trzeba było tyle pić, Yaxley? Trzeba było?
    Westchnęła, klękając przy łóżku. Przez moment usiłowała zebrać myśli i przypomnieć sobie, gdzie wsadziła ten pieprzony notes. Chwila. Jeżeli coś ją zaciekawiło, chowała to do kufra. Notes chyba nie był dla niej interesujący, bo uznała go za pamiętnik, a prywatne życie Akiry ją nie interesowało. Fakt, zainteresowałoby wszystkie jej koleżanki i może kilku kolegów, ale nie ją. Więc gdzie go mogła wsadzić? Pewnie gdzieś, gdzie nikt by nie grzebał. No tak.
    Sięgnęła ręką za łóżko i po chwili wyciągnęła małe, drewniane pudełeczko. Otworzyła je i wsadziła rękę do środka, szukając tego, co było jej potrzebne. Plakat nie... Kamyki, które transmutowała w figurki zwierząt nie... Notes w brązowej oprawie nie, ten był jej... O, jest.
    Wyciągnęła czarny notes, który wydał się jej dziwnie cienki, jakby ktoś wyrwał z niego połowę kartek. Zmarszczyła brwi, ale w koncu czy to jej sprawa? Może taki był od początku, a ona go nie ruszała. Podniosła się z kolan i podała mu go.
    - Tutaj jest.

    OdpowiedzUsuń
  43. Schowała twarz w doni, zastanawiając się, co zrobić z tym fantem. Do jutrzejszego poranka wszyscy, dosłownie wszyscy, będą wiedzieli, że była w sypialni z Akirą, a kiedy plotka do niej wróci, okaże się, że przyłapano ich półnagich w pościeli. No świetnie. Niech to jeszcze dojdzie do jej braci, a będzie miała przerąbane. Nie wspominając o tym, że Alistair będzie miał wiele do powiedzenia Japończykowi.
    Odetchnęła i założyła ramiona na piersi, ignorując grzywkę, która z krwistoczerwonej zmieniła kolor na czarno-fioletowy. Przez chwilę próbowała wymyślić co powinna zrobić, żeby nie zaostrzać sytuacji i plotek, ale z drugiej strony nie wychodziło jej to za dobrze. Była zbyt... Nietrzeźwa.
    - Kate... Pokaż mu wyjście, dobrze?
    Odwróciła się do nich tyłem, mając ogromną nadzieję, że Noblefaire nie stwierdzi nagle, że przyda jej się nauczka za pogrywanie z nim. Niech po prostu wyjdzie, nic nie mówiąc, a ona na następny dzień wyjaśni całemu swojemu dormitorium, że wcale nic między nimi nie zaszło. Swoją drogą przez jakiś czas sobie go może poobserwuje z daleka. Ta cała sytuacja wydawała się jej nieco podejrzana, a on był na tyle inteligentny i sprytny, że mogłoby to stanowić interesujące wyzwanie.

    OdpowiedzUsuń
  44. Wchodząc na Wielką Salę, wiedziała, że spojrzenia, które wędrują w jej kierunku, nie są wynikiem wygranego meczu. Wiedziała, że szepty za plecami nie dotyczyły 25 obronionych strzałów na pętle w naprawdę widowiskowy sposób. I jeszcze jak takie bycie w centrum uwagi znosiła, bo trwało maksymalnie dwa dni, tak teraz czuła się zwyczajnie źle. Noblefaire siedział z kolei jakby nic dookoła go nie obchodziło, z tą zwykłą sobie nonszalancją, którą dziewczyny w nim uwielbiały. A niech go testral kopnie, nawet nie będzie wiedział, z której strony był cios.
    Usiadła na swoim zwykłym miejscu, nasypując sobie płatków do miski, kiedy nagle wokół niej zrobiło się gęsto. Nakładając jogurtu, uniosła głowę, by napotkać kilka spojrzeń swoich koleżanek, w których zazdrość mieszała się z podziwem.
    - No co? - warknęła zirytowana.
    - No jak to co? Kate nam powiedziała! Normalnie uwiodłaś...
    - Hej, hej, hej. Ja nikogo nie uwodziłam. Sam przy...
    - SAM PRZYSZEDŁ? Nie wierzę, że aż tak mu się podobasz, Yaxley!
    - Och, na Merlina, Judith. Posłuchaj sama siebie, co? Wydaje ci się, że poszłabym do łóżka z tym przemądrzałym dupkiem? - chwyciła kubek z kawą i upiła łyk, wpatrując się ponuro w chłopaka skrobiącego coś w notesie. - Zapomnij. A teraz straćcie mi się z oczu, chcę zjeść w spokoju.
    - Ale opowiesz...?
    - NIE.
    Wbiła wzrok w miskę. Rzeczywiście, dziewczyny zawiedzione, rozeszły się na swoje miejsca. Jednak wciąż miała wrażenie, że ktoś nad nią stoi. Nie myliła się. Wystarczyło odwrócić głowę, żeby wzrok postawnego, ciemnowłosego Ślizgona przyprawił ją o dreszcze.
    - Alistair, nie - mruknęła. - Nie tutaj.
    - Cała szkoła...
    - Zamknij się, dobrze? Przejdzie im do następnego tygodnia, zwłaszcza, że nic się nie stało. A teraz daj mi spo...
    Akira zatrzasnął notes i wyszedł z Wielkiej Sali, nie zwracając uwagi na oglądających się za nim ludzi. Gdzie on się tak spieszy w niedzielę? Zmarszczyła brwi, wstając od stołu.
    - Wybacz, mam coś innego teraz do roboty.
    Wyszła z Wielkiej Sali dostatecznie szybko, żeby zobaczyć, jak Azjata niknie na schodach. Świetnie. Szybkie Zaklęcie Kameleona i już szła kilka kroków za nim, by nie usłyszał szelestu materiału ani szmeru jej oddechu.

    OdpowiedzUsuń
  45. Po tamtej akcji próbował go unikać, jak tylko mógł. Takowa myśl jednak towarzyszyła mu jedynie przez parę dni, bo potem postanowił, że spróbuje jednak jeszcze raz go poznać, jakoś przekonać do siebie i dowiedzieć się, dlaczego taki jest i co tak naprawdę nim kieruje. To jednak, jak szybko się przekonał, było kuriozalnym, wręcz fatalnym pomysłem. Znowu sytuacja się bowiem powtórzyła. Potem jeszcze raz i tak dalej.
    Prawdę powiedziawszy, przestał wierzyć, że może cokolwiek zdziałać. Któregoś dnia ostatecznie dał sobie spokój i całkowicie starał się go unikać. O dziwo, dość łatwo mu to przyszło. Był niski, niepozorny i odkrył, że doskonale potrafi się wtopić w tłum, jeśli naprawdę mu na tym zależy. O tak, Alvin Lemon potrafił być niewidzialny. Ludzie zaczynali mu się przyglądać z wyraźnym podejrzeniem w spojrzeniu, bo, w istocie, przez to wszystko nie zachowywał się tak, jak to zawsze bywało. Zrobił się jeszcze bardziej wyciszony. Zwłaszcza, kiedy nachodziły go myśli o tym, co robił Akira, gdy tylko stanęli sobie na drodze i dochodziło do spotkania. Och, on był tak nieznośnie okropny i nieprzyjemny, że to aż bolało. Przełykał łzy, wstrzymywał emocje i hamował w sobie wiele rzeczy, które tak bardzo chciał mu wygarnąć, ale wiedział, że to jeszcze bardziej doprowadziłoby chłopaka do wściekłości. Głębokiej, pełnej pasji i szczerze niepotrzebnej agresji.
    Prawda zawsze bolała, a Akira chyba nie byłby na nią przygotowany i nie potrafiłby się z nią pogodzić.
    Jakimś cudem został wezwany przez profesora astronomii, który czegoś podobno od niego chciał. Nie wiedział, o co mogłoby chodzić, ale poszedł. Poszedł i okazało się, że profesor zaraz go wciągnął do swojego gabinetu, by za chwilę zacząć się do niego dobierać. Przełknął ślinę i zawył boleśnie, czując, że odrażające dłonie profesora zaczynają go dotykać, choć on wcale nie ma na to najmniejszej ochoty.
    Zaczął błagać, prosić, a wreszcie i to zmieszało się ze szlochem. Był znowu bezradny. Nie miał pojęcia, co robić. Nauczyciel robił się coraz bardziej napastliwy, a to pogarszało ewidentnie sytuację, w jakiej się Puchon znalazł. Szarpał się, próbował go kopać, drapać, ale on był silniejszy. O wiele.

    OdpowiedzUsuń
  46. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Jakkolwiek Aislinn znała doskonale to powiedzenie, nigdy nie powstrzymało ją ono przed zaspokojeniem własnej potrzeby dowiedzenia się wszystkiego o wszystkim. I pewnie, gdyby wiedziała, co zobaczy... Nie, zdecydowanie nie zrezygnowałaby. Byłaby jeszcze bardziej ciekawa, żeby to wszystko zobaczyć.
    Stała tuż za nim, kiedy szeptał formułkę i po chwili sama weszła do środka, nieco niepewnie. Możliwe było przecież, że magiczne przejście ściągnie z niej zaklęcie maskujące, a tego by oczywiście nie chciała. Jednak gdy już weszła do środka, natychmiast zapomniała o tym, zafascynowana wyglądem miejsca. Wyglądało, jak starodawna pracownia alchemika, jak miejsce, gdzie wynajduje się nowe eliksiry w atmosferze tajemnicy, jakby działo się tu coś nielegalnego, a jednocześnie pięknego.
    Spojrzała na Akirę, który założył płaszcz, przez co poczuła się, jak przeniesiona do innej epoki. Opadła na kolana na posadzkę, znajdując sobie wygodne miejsce. To będzie zdecydowanie interesujące. I ciekawe...
    Miała w planach zachowywać się kompletnie cicho, ba, nie ruszać się nawet. I pewnie każdej innej osobie by się to udało, ale nie Aislinn. Zapomniała o ograniczeniach Zaklęcia Kameleona i usiadła w strumieniu światła i kurzu, które wyraźnie ukazywało jej sylwetkę. Została tylko nadzieja, że Akira nie zauważy.

    OdpowiedzUsuń
  47. Z uwagą wpatrywała się w jego ruchy. Delikatne, misterne, wyważone. Zupełnie jakby był starożytnym alchemikiem lub Mistrzem Eliksirów w swoim żywiole. Uśmiechnęła się do siebie, przyglądając się jak podnosi fiolki i uważnie je ogląda pod światło. Kiedy uniósł wzrok, wzdrygnęła się lekko, widząc jak jego spojrzenie przesuwa się po jej wtapiającej się w tło sylwetce. Kiedy jednak ponownie podniósł oczy znad notesu, wyciągając błyskawicznie różdżkę, nie zdążyła zrobić nic poza zaciśnięciem palców na własnej, rzeźbionej rączce.
    - Homenum revelo!
    Zaskoczona jęknęła, kiedy nieprzyjemne uczucie ściągania Zaklęcia Kameleona rozlało się po jej ciele. Nawet nie zdążyła się skrzywić, kiedy już był przy niej, rozbrajając ją. Zaklęła w duchu na własną lekkomyślność. Jak mogła być tak głupia, tak bezmyślna...
    - Jak tutaj weszłaś?! – spytał w połowie przerażony, a w połowie wściekły ciągle nie opuszczając różdżki – Słyszysz?! Jak tutaj weszłaś?!
    Odsunęła nieznacznie głowę, marszcząc brwi. Pasma grzywki przybrały barwę popiołu.
    - Normalnie, za tobą - stęknęła w końcu, starając się go odepchnąć dalej od siebie. - To nie było naprawdę skomplikowane...

    OdpowiedzUsuń
  48. Oparła się mocniej plecami o kolumnę, wpatrując się w niego. Był wściekły. Był na tyle wściekły, żeby była w stanie się wystraszyć, chociaż nie do końca na tyle, żeby zniechęcić ją do szpiegowania go. Spróbowała go odepchnąć jeszcze raz, niestety bezskutecznie. Był silniejszy od niej, miał dwie różdżki... Uniosła rękę, zaciskając ją na przodzie jego szaty i przyciągnęła go bliżej, do tego stopnia, żeby nie mógł wycelować w nią magicznym patykiem i spojrzała mu w oczy.
    - Nikt mnie nie zapraszał, ale kiedy szedłeś jak owieczka na rzeź, nawet nie oglądając się za siebie, zaaferowany swoim notesem, szkoda było nie skorzystać. Po prostu zmarnowana szansa.
    Wzruszyła lekko ramionami na jego groźby morderstwa. Nie do końca była przekonana, że byłby w stanie to zrobić, zwłaszcza, kiedy ponad połowa szkoły widziała, jak wychodzi za nim z Wielkiej Sali, więc nietrudno byłoby połączyć fakt jej zaginięcia z jego osobą.
    Kiedy jednak zarzucił jej niedyskrecję, roześmiała się mu w twarz. Zaklęcie? Proszę bardzo.
    - Może od razu Przysięga Wieczysta? Przysięgam chronić ciebie, to miejsce i twoje kryształki przed niepowołanymi osobami? Swoją drogą, ciekawe co to jest, Akira. Myślisz, że nie jest to legalne? Ciekawe, czy gdybym sprawiała wrażenie podejrzanej, McGonagall nie wypróbowałaby na mnie Veritaserum Lemona...
    Uśmiechnęła się nieznacznie.
    - Równie dobrze możesz mi powiedzieć co tam produkujesz. Kamień Filozoficzny? Coś bardziej odkrywczego?

    OdpowiedzUsuń
  49. - Zrozumieć, po jaką cholerę mnie tu przysłali! - wybuchła nagle, posyłając mu zimne, wręcz lodowate spojrzenie. Na dobrą sprawę przecież nie uczyła się tak źle, czasem wpadały w jej kartę ocen takie na przykład Zadowalające albo Powyżej Oczekiwań. Czasem nawet Wybitny! Ale wtedy po prostu musiało jej się chcieć. - Nie musisz w ogóle mi pomagać w tym kretyństwie, świetnie poradzę sobie sama. - Po czym, niczym wielce obrażona księżniczka, na którą w końcu została wychowana, obróciła dumnie głowę w bok z przymkniętymi powiekami.
    Nie była łatwą w kontaktach osóbką, oj, nie.

    Lychnis

    OdpowiedzUsuń
  50. Wybuchła mu śmiechem w twarz. Niesamowicie była ciekawa jego reakcji, kiedy postraszy go McGonagall, a to, co wymyślił w ramach vendetty było... Cóż, nie byłaby zachwycona, gdyby więcej plotek o nich razem krążyło po szkole, ale potrafiłaby sobie z tym poradzić. Chyba.
    Wsunęła różdżkę za pasek i okazała mu puste ręce. Nie miała zamiaru go atakować, nie miała pięciu lat. Po pierwsze, nie była pewna, czy ma szanse. Była naprawdę świetna w pojedynkach, miała niezły refleks, w końcu grała w Quidditcha, ale nie wiedziała, czy wciąż ma szanse. W końcu widziała, jak do niej doskoczył... Nie miała nawet chwili, żeby się obronić.
    - Proszę, opowiadaj, Akira... Ale nie wydaje ci się, że zniszczyłbyś sobie opinię sypianiem ze mną, bardziej niż mnie? - syknęła.
    Ruszyła powoli w stronę wyjścia, nieco zirytowana jego obecnością niemal tuż za swoimi plecami. Przed samą ścianą odwróciła się w jego kierunku i zmarszczyła brwi.
    - Może zechcesz teraz rzucić swoje zaklęcia dotyczące mojej dyskrecji? Na korytarzu może to nieco dziwnie wyglądać, zwłaszcza jeżeli chcesz użyć tych... Zaawansowanych.
    Yaxley nie na darmo była na okrągło chwalona na Zaklęciach. Jeżeli na czymś naprawdę się znała, to były to właśnie one, nawet bardzo zaawansowane i z Ksiąg Zakazanych. Wiele czytała o zaklęciach wiążących ze sobą czarodziei i wiedziała, że Przysięga Wieczysta była najmniej inwazyjnym i wyglądającym najmniej podejrzanie. Większość wymagała ofiary kilku kropel krwi, bądź miały ciekawe efekty uboczne.

    OdpowiedzUsuń
  51. Zmarszczyła lekko brwi. Och, więc co, miała nic nikomu nie mówić. I tyle wystarczy, tak? Nawet nie wiedział, jak wiele pola do manewru jej zostawiał. Jak widać, Tiara miała dwa gorsze lata, przydzielając ludzi do Domów nieco losowo. Grzywka zmieniła kolor na intensywnie zielony, a usta wygięły się w delikatnym uśmiechu.
    - Czy ja zlekceważyłam którekolwiek twoje słowo, poza tymi dotyczącymi nie wtykania nosa w twoje sprawy?
    Oparła się ramieniem o ścianę, stukając palcami o rzeźbioną rączkę różdżki. Przez chwilę zastanawiała się nad swoimi słowami, zanim w końcu powiedziała ostrożnie:
    - Może i wiesz, gdzie jest moje dormitorium, nie znaczy to jednak, że się do niego dostaniesz. Może nie wierzę we wszystkie twoje groźby, ale nie zamierzam się specjalnie odsłaniać.
    Odsunęła się nieco od ściany, idąc w jego kierunku.
    - I nie wyśmiewam ani ciebie, ani tego co robisz. Jestem tylko ciekawa, dlaczego tak bardzo się kryjesz. Podejrzewam, że pójdę za to do piekła szybciej, niż mi się wydaje - powiedziała cicho, wymijając go.
    Tak, sugerowała, że nie zostawi tego w spokoju. Że nie spocznie, póki nie dowie się czegoś więcej. Musiała wiedzieć, bo taka była jej natura, a im bliżej wydawała się być rozwiązania, tym bardziej interesowała się jego poczynaniami.

    OdpowiedzUsuń
  52. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  53. Zamyśliła się, nie odwracając się do niego. Nie wiedzieć czemu, po plecach przebiegł jej chłodny dreszcz, zupełnie jakby spojrzenie czarnych oczu trochę ją wystraszyło. Nie była strachliwa, a mimo to czuła się nieco nieswojo. Nie miała zamiaru się wygadywać przed nikim, bo to co robił, nie było zupełnie jej problemem, ale wciąż miała wrażenie, że wystarczy jeden fałszywy krok, żeby miała problem.
    Bez wahania poszła prosto do biblioteki, okazując swoje pozwolenie na korzystanie z Działu Ksiąg Zakazanych, po czym zaczęła grzebać pomiędzy półkami w poszukiwaniu starych ksiąg o magicznych zabezpieczeniach i tkaniu zaklęć. Kiedy już znalazła odpowiednie pozycje, zatrzymała się przed książkami o eliksirach. Rozejrzała się szybko, po czym spisała na kartce kilka kluczowych słów i rozpoczęła przeszukiwanie ksiąg zaklęciem, w nadziei, że trafi na cokolwiek pomocnego.

    Kilka dni później nie mogła zasnąć. Sieć zaklęć dookoła jej łóżka w świetle księżyca przypominała klatkę z miliona splecionych, srebrnych drucików. Wyglądała pięknie i dawała bezpieczeństwo... Lub jego ułudę. Po kilkunastu minutach śledzenia spirali, westchnęła głęboko i wstała z łóżka, wyciągając swój notes z notatkami. Narzuciła na siebie błękitny szlafrok, po czym zeszła do Pokoju Wspólnego, siadając na dywanie przy kominku. Wzięła do ręki pióro i podrapała się jego końcówką po nosie, nieco zamyślona. Wreszcie zdecydowana wsunęła zeszyt do kieszeni i wymknęła się z Wieży Krukonów.

    Chwilę później stała niepewnie przed wejściem do sali w lochach, jednocześnie wystraszona i ciekawa. Wreszcie ciekawość przemogła. Powoli powtórzyła to samo, co ostatnio, wchodząc niepewnie do środka.
    Ciemno, cicho. Na pewno nie było nikogo. Przeszła kilka kroków, nawet nie świecąc różdżki i poruszając się najciszej, jak potrafiła. Wreszcie podeszła do kamiennego blatu, szukając efektów pracy Akiry, fiolek, notatek, książek, czegokolwiek.
    A może jednak nie była sama?

    Aislinn

    OdpowiedzUsuń
  54. Osaczony. Zniewolony. Poddany jego woli. Tego przebrzydłego, okropnego profesora. Jak on mógł? Dlaczego? Alvin miał w tym roku niebywalego pecha. Szlabany, wysadzanie kociołków wstrętni Krukoni, którzy się nad nim znęcali i dodajmy do tego wszystkiego jeszcze Ślizgonów, którym czasem chodziło o pewne obleśne rzeczy. Ach! I jeszcze, oczywiście, ta obecna sytuacja. Czy mogło więc być gorzej?
    Bandaże na rękach Alvina, który były pozostałością po oparzeniach i ranach związanych ze wspomnianym wysadzeniem kociołka w powietrze, zaczynały przeciekać powoli i barwić się na czerwono. Czuł to. Wszystko to działo się przez zaciskające się na nim ciało profesora i całą tę szarpaninę. Bolało. Kolejny dodatkowy ból. Alv pomyślał, że chyba na długo będzie pamiętał to, co przyniósł mu ten piaty rok nauki. Pozostawało jeszcze pytanie, kiedy coś się zmieni w tym kierunku. Och, tak bardzo chciał uciec z tej wstrętnej szkoły.
    Drapał go. Dotykał tymi obrzydliwimy ustami wszędzie, gdzie tylko miał dostęp, mimo tego iż wił się Puchaś przez cały czas i szarpał tak mocno, jak tylko pozwalały mu na to siły. Czuł, że jego spodnie są naruszone, a ubranie zaraz zostanie odrzucone gdzieś w bok. To wszystko nie tak przecież miało być. Nie chciał tego, nie!
    Przestał w pewnym momencie myśleć. Odpłynął zupełnie i osłabł. Już się nie rzucał, a wtedy... Wtedy ujrzał twarz tego, którego tak bardzo nie chciał widzieć. wydawało mu sie, że to jakieś zwidy. Że los chce go jeszcze dobić, posyłając mu widok sylwetki Krukona, który...
    przyszedł na ratunek? To chyba naprawdę było przewidzenie. Jednak zaklęcie łupnęło w nauczyciela, a Alv zaraz się skulił i z przerażeniem w oczkach pełnych łez, patrzył ledwo co na Krukona. Dlaczego?
    Słysząc jego słowa, podniósł się z podłogi i jakoś doczłapał do drzwi. Nie miał siły mu nawet odpowiedzieć na to wszystko. Powoli ruszył korytarzem, aż wreszcie padł na podłogę w jakimś kącie, skulił się i zaczął płakać. W tym wszystkim drżał cały i czuł, że nie ma go na ziemi. Że jest w jakimś odległym świecie i nigdy nie powróci na ten. Nie miał już chyba powodów, by wracać do miejsca, gdzie spotkało go tak wiele krzywd.

    OdpowiedzUsuń
  55. Wyprostowała się i uniosła brwi. Słyszała glos, nie widziała nikogo. Interesujące, zaprawdę... Zaświeciła różdżkę, marszcząc nos i ruszyła w kierunku, z którego słyszała dobiegający dźwięk. Po kilku krokach napotkała na niewidzialną barierę, która marszczyła się nieco przy podmuchach wiatru. Przekrzywiła głowę, siadając na podłodze. Po chwili zaczęła gmerać różdżką przy samej kamiennej posadzce, szukając źródła zaklęcia, nitki, która łączyłaby zaklęcie z miejscem, czegoś, co pozwoliłoby jej je zidentyfikować.
    - Których? - zapytała beznamiętnie. - I kiedy ci się udało? W dormitorium... Nie ma szans. Wiem, że jeśli odpowiednio długo się kombinuje przy barierach, da się je obejść, ale nie ma możliwości, żeby ktoś do nich podszedł lub je zauważył bez mojej wiedzy.
    Nie przechwalała się, po prostu stwierdzała fakt. Była świetna z Zaklęć, a jej matka pozostawiła po sobie bardzo dużo książek ze swoich studiów nad łamaniem magicznych zabezpieczeń i ustawianiem ich. Ulepszając po swojemu niektóre rzeczy, nadała zaklęciom nieco inny charakter i właściwości, przez co obejście ich wymagałoby naprawdę dużo czasu i logicznego myślenia, oraz sprytu. Jakkolwiek nie odmawiała mu dwóch ostatnich, pierwsze było wątpliwe.
    - Poza tym dałam ci jedynie słowo, że nic nikomu nie powiem, a i tego nie powiedziałam wprost. Zaklęcie nie może mnie wiązać, póki nie zgodzę się na związanie, chyba, że po prostu nałożyłeś na mnie klątwy, które uruchamiają się, kiedy ty zechcesz - kontynuowała spokojnie.
    Nudziła się. Osnowa zaklęć była bardziej interesująca w tej chwili, niż to, co robił, a już na pewno bardziej, niż powrót do dormitorium.

    OdpowiedzUsuń
  56. - No wiem. Moje piękne ciało wywarłoby na tobie takie wrażenie żebyś zgłupiał. Dlatego właśnie nie jesteśmy sobie pisani. - Dramatycznie przyłożyła wierzch dłoni do swojego czoła i roześmiała się głośno. Lubiła go. Naprawdę go lubiła i szczerze wątpiła, by z jakąkolwiek osobą mogła się przyjaźnić bardziej, niż właśnie Akim. W swojej niedoskonałości był doskonały. Oczywiście nigdy mu tego nie powie, ale taka była prawda. Dziewczyna nie dałaby go skrzywdzić.
    Kiedy zaczął jej czymś majtać przed twarzą odsunęła się, żeby móc dojrzeć przedmiot, bo był zdecydowanie za blisko. Złapała chłopaka za nadgarstek i przyjrzała się flakonikowi.
    - Było trzeba powiedzieć, to bym ci je przyniosła. Mnie nie tak łatwo złapać jak ciebie. - Wytknęła język w jego stronę i zaczęła wszystko kalkulować w głowie. - To będzie szło albo w niewidzialność, albo zmianę w wyglądzie włosów. Ewentualnie może być jeszcze coś z roślinnością. - mówiła szybko - trzeba to przetestować!

    OdpowiedzUsuń
  57. Wbijał paznokcie we własne ramiona, jakby to miał pomóc mu w bólu, jaki teraz przeżywał. Czuł się taki zhańbiony, choć przecież nie został zgwałcony. Dygotał, a ciało przeszyło przejmujące zimno, choć dookoła było ciepło. Płakał, choć było już po wszystkim. Jednak niestety nie dla niego. To było wyjątkowe przeżycie, które nie mogło być łatwo wymazane z pamięci. Wiedział, że musi jeszcze wiele wycierpieć nim zdoła częściowo choć zapomnieć o tym, co właściwie się wtedy wydarzyło.
    Nie chciał też zaprzątać sobie głowy myślami o tym, co właściwie teraz siedziało w Krukonie, że się odważył na coś takiego. Przecież to był nauczyciel... Tymczasem tenże piętnastolatek został uratowany przez chłopaka, o którym myślał, że ma go za największego wroga i najgorszego chwasta na tej plancie. Czy coś go ruszyło? Nie, och, nie. Nie to było w tym momencie najistotniejsze. Musiał jakoś dostać się w takim stanie do swojego pokoju. Poszarpane ubrania, plamy krwi, rana na ustach i te czerwone, zapuchnięte oczy. Wyglądał, jakby właśnie otarł się o śmierć. Może tak właśnie było?
    Usłyszał znowu ten głos, którego najszczerzej na świecie nie spodziewał się już słyszeć dzisiaj.
    - Niczego mi nie zabieraj. Może zasłużyłem. Może taki jest mój los - Westchnął, przecierając znowu twarz. - Dlaczego jesteś tutaj? Przecież akurat Ty nie powinieneś sobie m n ą zaprzątać głowy... - powiedział cicho, unosząc nieco główkę, by wbić w niego spojrzenie. Dalej mętne, smutne, ale teraz z malusią nutką zaciekawienia.

    OdpowiedzUsuń
  58. Uśmiechnęła się lekko. Klątwy... Czyli nie tak trudno. Zwyczajnie mógł się na nią zaczaić, lub zrobić zaklęcia pułapki w jej dormitorium, zanim jeszcze nałożyła bariery. Raz aktywowane... Sprytnie, sprytnie. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się, czy gmeranie w samym sobie różdżką będzie dostatecznie bezpieczne, w końcu chciała się dowiedzieć, czym ją obładował. Z tym, że wystarczył jeden fałszywy ruch i mogła wszystko uruchomić. Nie, tego nie będzie zdecydowanie ruszała.
    Wsunęła różdżkę nieco głębiej, widząc, jak zaklęcie faluje niczym gorące powietrze. Przekrzywiła głowę, po czym uśmiechnęła się. Och, lustro fenickie? Sprytne, nawet bardzo sprytne, musiała przyznać. I ładnie skonstruowane. Podobno jej matka robiła podobne misterne konstrukcje, a ona w końcu chciała być taka jak ona, prawda?
    - Nie obchodzisz mnie w tym momencie - powiedziała spokojnie. - Bardziej obchodzi mnie to zaklęcie. Jest ładne, nieskomplikowane, ale dość trudne do przełamania. Jak zwykle, proste rozwiązania są najlepsze...
    Zagryzła wargę, po czym nieco przekręciła rękę, a zaklęcie zamigotało tęczą barw. Uśmiechnęła się szeroko. Była bliska dotarcia do sedna.

    OdpowiedzUsuń
  59. Chlipnął smutnawo i po raz kolejny wytarł buźkę. Jej, teraz miał straszną ochotę się do kogoś przytulić. Jednak nie było w pobliżu nikogo, do kogo by mógł. Niestety. Jego dwójka przyjaciół miała swoje życie i swoje problemy, z którymi aktualnie się zmagała, a on nie chciał zawracać im sobą głowy. Oczywiście oni mogli liczyć na niego o każdej porze dnia i nocy, jeśli tylko w ogóle był w stanie im pomóc.
    Podniósł się powolutku i wyprostował, po czym zlustrował go jeszcze raz uważnie. Opatulił się peleryną i przełkną ślinę, uświadomiwszy sobie, że zrobi sensacje, zjawiając się w z krukońską naszywką na szacie i takim stanie ogólnym w Pokoju Wspólnym. Cholera. Nie mógł tam wrócić. Nie dzisiaj. Potrzebował porządnego ogarnięcia się i to natychmiast. Tylko to nigdy nie przychodziło tak od razu. Jakie szczęście, że nie musiał się teraz uczyć niczego. Był jakiś jutro sprawdzian z opieki nad magicznymi stworzeniami, ale akurat ten przedmiot szedł mu całkiem dobrze. Ten i najprawdopodobniej żaden inny już.
    - Ach, jasne, odzyskać szatę... - pokiwał z pełnym zrozumieniem głową, choć w duchu tak naprawdę miał nadzieję, że jego działanie wywołane było czymś innym.
    Ruszył z nim powolutku, po czym szybko się zatrzymał i zaczął myśleć nad tym, do czego doszedł jeszcze przed chwilą. Wtedy wpadł mu do głowy pewien pomysł. Pomysł tak absurdalny i wręcz niemożliwy do realizacji, że aż śmieszny, ale to była tak naprawdę jego ostatnia szansa. Miał nadzieję, że Krukon się zgodzi. Szybko więc powiedział mu, jak ma na imię, a potem spuścił główkę i znowu przybrał postawę iście uroczą, jak to często w jego wypadku bywało. Chyba nawet specjalnie teraz musiał nieco to przejaskrawić, choć w jego wykonaniu zawsze wyglądało to naturalnie. Takim już był Puchasiem.
    Wreszcie podniósł główkę i wbił w niego swoje jakże niepewne spojrzenie.
    - Bo wiesz... ja nie mogę wrócić do dormitorium. Nie dzisiaj, nie w tym stanie - mówił, o dziwo, w miarę spokojnie. - I... Pomyślałem sobie, że mógłbyś mnie przenocować - wydusił z siebie, a potem posłał mu jeszcze jedno wybitnie niewinne spojrzenie, po czym odwrócił wzrok. - Wiem, że skupię na sobie uwagę wszystkich, zaczną się podejrzenia, a ja nie chcę tego przeżywać po raz drugi.. - wyjaśnił, mając cichutką nadzieję, że chłopak może jednak zgodziłby się.
    Nadzieja matka głupich, ale przecież tylko ona mu pozostała.

    OdpowiedzUsuń
  60. Wsunęła różdżkę do samego końca i przekręciła, przecinając nici osnowy zaklęcia, po czym tęczowa zasłona opadła, odsłaniając Akirę przy stoliku. Ona jednak zainteresowała się ścianami, na których były pozostałości uroku. Uśmiechnęła się, przesuwając palcami po kamieniach. Ładnie to w sumie wyglądało, zgrabnie. Zręcznie, ale szybko tworzone, to było widać. Dopiero kiedy się odezwał, zwróciła na niego uwagę, odwracając głowę.
    - Nie intere...
    Zmarszczyła brwi, widząc, że nie zwraca na nią uwagi, po czym podeszła bliżej, zerkając mu przez ramię.
    - Na nic?

    OdpowiedzUsuń
  61. No to koniec. To zupełnie nieudany pomysł i nie powinien w ogóle mieć szansy wydostać się z ust Alvina. Widział, jak uśmiech ciśnie się na wargi Krukona, który dalej mu się nie przedstawił [A ja nie mogę. ;C ]. Pięknie. Zaraz zostanie perfidnie wyśmiany i może znowu wyląduje gdzieś do góry nogami w powietrzu? Pomógł mu, okej, ale może coś brał, albo ma jakiś interes, że w ogóle na coś takiego się zdobył? Pomógł raz. Na więcej nie mógł Alvin liczyć. Przecież to takie oczywiste! Och, Ty głupi, głupi Puchonie!
    - Naprawdę? - wytrzeszczył szeroko oczka. - Naprawdę?! - Już miał mu rzucić się na szyję i go wyściskać, kiedy uznał, że przez to mogłoby mu się oberwać, więc ostatecznie zatrzymał się centymetr przed nim i zdobył się tylko na uśmiech i śliczne podziękowanie.
    Jakaś iskra zaświeciła mu w oczku.
    Szedł przy nim, obserwując go, coby mieć pewność, że zaraz nie zmieni on swego zdania. Przy okazji mógł poznać drogę do gniazdka Krukonów. Schody, przeklęte, kapryśne schody, a potem korytarze, korytarze, aż wreszcie klamka i zagadka. Uff, nie spotkał po drodze nikogo, kto zainteresować mógłby się Alvinem i jego nieprzeciętnym, nadzwyczajnym wyglądem.
    Uch, kolejne schody. Puchaś chyba miał dość słaba kondycję, by wspinanie się po nich wyraźnie go zmęczyło. Weszli do sypialni i wreszcie mógł odetchnąć z ulgą. Zrzucił z siebie szatę i przewiesił ją przez krzesło, po czym westchnął rozpaczliwie, patrząc na swoje ubrania. Koszulka wyglądała jako tako, ale spodnie? No pięknie, wyraźnie widać, że ktoś się do niego dobierał. A może przez to wszystko tylko mu się tak wydawało?
    Poleciał do łazienki i po chwili wrócił pachnący w miarę i walnął się na łóżko Krukona od razu zakopując się w pościeli. Dodajmy, ze na łóżko Krukona-wybawcy, a nie tego podejrzanego współlokatora. Oj, miał nadzieję, że on nie będzie zły.. jakoś się pomieszczą, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  62. Wszędzie pachniało nim. Poduszka, kołdra... i w ogóle cały pokój. Uch, chyba ten zapach go będzie prześladował. Jednak... nie bardziej niż myśli o nauczycielu, który próbował go godzinę temu zgwałcić. Wolał więc myśleć chociażby o tym zapachu, osobie Krukona czy tam o czymkolwiek. Byleby nie o tamtym. Nie potrafił teraz siedzieć samemu. Nie potrafił czuć znowu, że jest w niebezpieczeństwie, że ktoś go zaraz skrzywdzi. Cóż, prawdę mówiąc w obecności siedemnastolatka trudno, by nie czuł zagrożenia, ale sytuacja się w pewien sposób zmieniała. On go ochronił i wziął pod swoją opiekę po tym całym zajściu, a to wiele dla Alvina znaczyło. Więcej, niż mógł sobie Krukon wyobrazić.
    Słysząc jego krzyki, zacisnął łapki na kołdrze i pokręcił główką, co miało oznaczać, że nigdzie się nie wybiera i że wcale a wcale nie planuje w tym momencie zmiany miejsca. Spodobało mu się łóżko jego i nic nie mógł na to poradzić. Wątpił jednak, że kiedykolwiek jeszcze będzie tu spał.
    Potem się rozwalił dobitnie na całym swoim łóżku i Alvin prychnął cichutko, po czym zsunął jego nogę i rękę nieco w bok, by miał choć trochę miejsca dla siebie. Był raczej drobny i wiele go nie potrzebował, a łóżko nie było aż takie mikroskopijne. Mogli się jakoś w miarę normalnie pomieścić tutaj, prawda?
    Wreszcie zamknął oczy, ale kiedy tylko to zrobił, to miał znowu te okropne obrazy przed oczyma i słyszał obrzydliwe odgłosy wydawane przez profesora wtedy. Zaraz uniósł powieki i drgnął lekko. Potem chwycił odruchowo dłoń Krukona.
    - Nie chcę być sam.. nie teraz - Westchnął cichutko. - Dziękuję - powiedział, przekręcając głowę, by móc na niego spojrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  63. Ze zrozumieniem pokiwał głową, dając mu tym samym potwierdzenie tego, że owszem, pojął, co Akira miał na myśli. Znowu na niego krzyczał, znowu czuł szarpanie. Nic nowego. Brakowało mu teraz wielu, wielu rzeczy, których nie móglby nawet w snach spodziewać po tym chłopaku. Odwrócił się szybko do niego tyłem i westchnął, po czym zamknął oczy. Długo nie mógł zasnąć. Chciał zrobić teraz coś, cokolwiek, ale w końcu zostały mu tylko własne myśli, które dość szybko doprowadziły go snu.

    Zaczął powoli się rozbudzać. Poczuł jakiś chłód i szczelniej opatulił się kołdrą. Za sobą ledwo co dotykał ciała Akiry. No tak, był u niego. W jego łóżku, pod jego kołdrą i z nim zaraz obok swojego prawie jeszcze śpiącego ciała. Wiedziony potrzebą ciepła nie wstawał, nie ruszał się i nie uciekał do swojego puchońskiego gniazda. Teraz zupełnie nie miał na to ochoty. Czuł błogość. O, idyllo,więcej pragnął i więcej.
    Dość.
    Otworzył oczy i usiadł. Przetarł zaspane oczy i ziewnął, po czym spojrzał w bok. Kolega Akiry spał sobie w najlepsze. Spojrzał w drugą stronę i ujrzał, że i drugi chłopak również spał. Po chwili doszedł do wniosku, że dzisiaj nie ma zajęć i mógłby jeszcze poleżeć, ale z drugiej strony był tu gościem i nie powinien, prawda?
    Znowu przestał myśleć. Położył się i zamknął oczy. Niech się dzieje, co chce, o.

    OdpowiedzUsuń
  64. Coś nieprzyjemnego ugodziło go w ten delikatny policzek. Syknął cicho i niemal calutki podskoczył. No tak, tego tylko mógł się spodziewać. Budzimy się rano i wszystko wraca do rzeczywistości. Tylko jak to jest, że... Alvin czuł, że musi mu podziękować. Znowu. Chciał i czuł się w obowiązku. Tylko dlaczego akurat jemu? Dlaczego człowiekowi, który sprawiał, że cierpiał? Serducho Alva było wrażliwe i podatne na wszelkie rany, których już ten Akira całkiem sporo zadał. Tylko w tym wszystkim Puchaś miał przed oczami właśnie te sytuacje, kiedy Krukon przychodził mu z pomocą. Och, to jakaś przeklęta, chora sytuacja, no
    - AAAAAkira - mruknął, ziewając i potarł obolały policzek. Chyba Krukon nie miał pojęcia, jaki jest ten chłopaczek delikatny. Nie tylko psychicznie. - Nie krzycz, obudzisz kolegę - powiedział, przekręcając główkę, coby na niego spojrzeć. Och, taki Akira zaraz po wstaniu z łóżka prezentował się całkiem, całkiem. Aż zagryzł wargę, a potem odrzucił kołdrę i podreptał znowu do łazienki.Siedział w niej dobre dwadzieścia minut, po czym wyszedł i rozejrzał się dookoła. Ok, był czysty, pachnący i ubrany. Ubrany w poszarpane wyraźnie i nieco poplamione krwią odzienie, ale nie było aż tak źle.
    Przełknął ślinę i spojrzał na niego.
    - To dziękuję i do zobaczenia.... kiedyś.
    Po czym niemal w pośpiechu wybiegł z pokoju. Czy znowu obudził się w nim strach? Być może. Tylko dlaczego? Przecież jeszcze przed chwilą zupełnie go nie czuł. Dlaczego?

    Kilka dni później Alvin wreszcie zebrał się w sobie i już wiedział, jak mógłby podziękować Akirze. To był kolejny dziwny pomysł i znowu obawiał się, że mógłby okazać się nietrafionym, ale cóż, on po prostu musiał w jakiś sposób pokazać mu, że ten gest, ta pomoc, ochrona... że Alvin wziął to sobie do serca i naprawdę jest głęboko wdzięczny. Mimo wszystko.
    Po kolacji zaciągnął jakiegoś młodego Krukona do schowka na miotły i tam przekazał mu owinięty w papier pakunek z liścikiem doklejonym. Powiedział, komu ma go dostarczyć i poprosił, by nie mówił, od kogo to. Chociaż wiedział, że Akira i tak szybko zgadnie Och, byleby się tylko nie rozzłościł.
    Mały Krukon pobiegł do Akiry, a Alvin schował się za kolumną i dyskretnie obserwował, co się działo. Wręczono Akirze pakunek. A cóż takiego w nim było? Najpyszniejsze czekoladki, jakie tylko Alv znał. Właściwie to były jego ulubione. W liściku napisał tylko "Dla Ciebie. Dziękuję.". Stwierdził, że bezpieczniej będzie, gdy ograniczy się do kilku słów o daruje sobie jakieś czułe i wielkie podziękowania.

    OdpowiedzUsuń
  65. AAAAAAAAAAA! Wziął czekoladkę! Nie wyrzucił! Serce zabiło mu szybciej i zadrżał gwałtownie. Na usta natychmiast wcisnął się uśmiech, a jakieś szalone tango dreszczyków przebiegło po jego ciele. Cieszył się, że nie wyrzucił czekoladek, że nie podeptał ich, albo nie oddał jakiejś tam dziewczynie z urokliwym uśmiechem na ustach. Po jego wyrazie twarzy od razu rozpoznał, że wiedział, od kogo był ten prezent. Uff, nie rozzłościł się. Przynajmniej takie Alvin odniósł wrażenie.
    Oparł się plecami o ścianę i odetchnął z ulgą. Wciąż nie przestawał się uśmiechać, a potem pisnął , gdy ujrzał przed sobą Akirę. Znowu miał taki jakis nerwowy odruch. Spuścił główkę i wbił ciało w kolumnę. Nagle jego buty zrobiły się tak bardzo interesujące, że aż nie mógł oderwać od nich swojego wzroku.
    - Wiesz... - powiedział nieśmiało, po czym niepewnie na niego zerknął.
    Po niepewności nastąpiło zaskoczenie, a potem wyraźna radość. Podszedł do niego bardzo blisko, po czym stanął na palcach i opuszkiem paluszka starł czekoladę z kącika jego ust. Znowu stanął na całej stopie, ale się nie odsunął. Tylko dalej się ślicznie uśmiechał.
    - Cieszę się, że Ci smakowało. Mam więcej w pokoju, jakbyś chciał - powiedział do niego, a potem patrzył tak przenikliwie, próbując rozgryźć, co teraz Akira zrobi.
    Kolejnego bólu nie przeżył. On po prostu tak już był. Kochany i miły. Czy nie o to chodziło?

    OdpowiedzUsuń
  66. Jak to się działo, że ten mały, puchoński skrzat zawsze wpada na krukońską egoistyczną i wredną gwiazdkę? Jak to się dzieje, że zawsze musi go denerwować? Otóż po raz kolejny dane im było przebywać dłużej w swojej obecności. Tym razem o wiele, wiele dłużej i bez możliwości wyjścia. Jak to się wszystko zaczęło?
    Początkiem końca, a może jednak nie końca, były dowcipy kilku Gryfonów, którzy postanowili wysadzić bibliotekę w powietrze, a przy okazji kilka innych miejsc. Wybuchy, które roznosiły lepką, zieloną maź i obrzydliwy sposób doprowadziły do kompletnego zniszczenia biblioteki. Kiedy to się wydarzyło, Alvin akurat przebywał w niej. Przestraszony tym, co widział, słyszał i czuł, schował się za pierwszymi lepszymi drzwiami, które napotkał na swojej drodze, kiedy uciekał przed falą zielego śluzu lecącego wprost na niego.
    Uff, drzwi się zamknęły, a on był cały, zdrowy i wcale nie klejący. jednak słyszał, jak w bibliotece kolejne regały padają. Odczekał kilka minut, a potem dopiero zorientował się, że utknął, bo drzwi zostały totalnie zagrodzone. Nie było wyjścia? Ale zaraz, gdzie on właściwie jest? Tutaj też były książki. Dużo książek. dziwne, że Alvin kompletnie tego miejsca nie znał. Przecież biblioteka była jego domem. Wtedy drgnął nagle i podskoczył. Jakieś podejrzane odgłosy dotarły do jego uszu. Ujrzał jeszcze jedne drzwi. Uchylił je drżącą łapką, a po chwili wszedł do środka. Było to ciasne pomieszczenie pełne wadliwych mebli z czytelni. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że w środku był jeszcze Akira. Tak, ten Akira. Alvin szeroko otworzyło czy, a potem podmuch wiatru zatrzasnął drzwi.
    Oni jeszcze nie wiedzieli, że drzwi wcale nie będą chciały się otworzyć.
    Zdziwienie na buźce Alvina malowało się przez cały czas. On patrzył i nie mógł się nadziwić.

    OdpowiedzUsuń
  67. Widząc jego reakcję, nieomal wybuchła śmiechem. No dobra, parsknęła cicho pod nosem, ale naprawdę bardzo cicho i naprawdę niesamowicie się powstrzymywała, żeby go nie zirytować jeszcze bardziej. Jego darcie się na nią najzwyczajniej nie zrobiło na niej wrażenia, a poskutkowało tylko tym, że wyciągnęła różdżkę, zirytowana. Zacisnęła palce na rączce, marszcząc lekko nos.
    - Po pierwsze, nie jestem twoją służbą. Po drugie, nie łażę za tobą, bo jesteś mało interesujący sam w sobie. Po trzecie, jestem tutaj, bo zainteresowało mnie to, co robisz, a że sam mi nie powiesz, kombinuję sama. Po czwarte, zostałam tutaj przez zmyślne zaklęcie, tylko po to, żeby je złamać. Urok załamujący światło tak, by tworzyło lustrzany obraz na zewnątrz, a od wewnątrz można było wszystko zobaczyć, jest zmyślne i całkiem...
    Wzruszyła ramionami.
    - Co ja ci będę tłumaczyła... Siedzisz nad swoimi fiolkami, więc oprócz zaklęć, które są ci przydatne, zapewne nie interesujesz się niczym innym.

    Aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  68. Widział jego spojrzenie, które wyraźnie nie zwiastowało dobrych wieści. Nie, no, głupik z niego, bo przecież jak w takiej sytuacji można doszukiwać się pozytywów? Same negatywy i wyraźnie krytyczna sytuacja. Bez wyjścia. Tak, to dobre określenie, które najlepiej oddawało to, co się teraz działo. Miał nadzieję, że ktoś ich tutaj szybko znajdzie, bo drzwi zatrzasnęły się dość mocno, o czym świadczył olbrzymi huk, a jednocześnie coś tak podejrzewał, że nie dało się ich otworzyć. W takim zamieszaniu i chaosie czuł, że szybko ich jednak nie odnajdą. Tak, to było pewne, a jego wcześniejsze nadzieje momentalnie zostały rozchwiane. Kurcze, to przecież nie tak miało być. Tego w ogóle nie miało być. Takiej sytuacji i w dodatku z nim.
    Och, więc wina spadnie na niewinne Puchasiątko? W końcu czy mógł się czegoś innego w takowej sytuacji spodziewać? Zawsze on był winny, a Akira nigdy nie dostrzegał w tych sytuacjach z ostatniego miesiąca nigdy żadnej swojej winy lub jakiś jego chorych wymysłów, które podpalały w nim nienawiść. Westchnął sobie pod nosem, kiedy tak teraz o tym pomyślał i zrobiło mu się smutno. Dlaczego zawsze, ale to zawsze on musiał być tym najgorszym? Ach, tak strasznie dość ma takiej rzeczywistości i tej cholernej szkoły.
    - Przepraszam... - wydukał, cofając się ze strachem w oczach, aż wreszcie wpadł na ścianę i jęknął płaczliwie. Naprawdę zabolało go. Łapki znowu zadrżały, bo wiedział, że Akira jest zły i zaraz go skrzywdzi. Znowu. Przecież on nie mógł być tak naprawdę taki okrutny, nie mógł! A jednak.
    Zaczął macać kieszenie swojej szaty, ale potem tylko pokiwał glówką przecząco, kiedy uświadomił sobie, że takowa musiał gdzieś zapodziać.
    - Zgubiłem, jak uciekałem przed walącymi się regałami - wyjaśnił, po czym usiadł na ziemi, skulił się i oparł główkę na swoich kolanach. W myślach tylko szumiał mu ten krzyk i rozkazujący ton Akiry, który był tak strasznie nieprzyjemny. Był skazany na siedzenie tutaj z nim i pewnie go zasztyletuje zaraz Krukon, bo przecież to wszystko przez niego, to jego wina...

    OdpowiedzUsuń
  69. - Niee - odezwał się, kiedy opanował się tak, aby głos mu już nie drżał. Teraz było już jakoś łatwiej, bo AKira się na niego z pięściami nie rzucił i nie zaczął bić go krzesłem, czy cokolwiek innego. Nie lubił przemocy i był tak bardzo kruchy... Tak kruchy, że Alv nawet sobie z tego sprawy nie mógł zdawać.Nie wiedział wielu rzeczy o nim i chyba Puchaś nie chciał się dzielić z nim wszystkim. Nie czuł, że musi my opowiadać, spowiadać się z tego, co mu tam w duszy i w serduchu gra. Sama myśl dla jakiegoś obserwatora o tym, że w ogóle mógł Alvin o tym myśleć, byłaby zupełnie abstrakcyjna, prawda? No więc własnie. Alvin zresztą był pokręconym, kochanym stworzonkiem. Kto normalny po tym, jak prawie został zgwałcony, wciskałby się na nockę do chłopaka, który go skrzywdził tak bardzo wcześniej i zapewne nienawidził najbardziej na tym naszym chorym świecie? No nikt.
    Obserwował, jak Akira wali w te głupie drzwi i nic w związku z tym się nie działo. Czas mijał, a nikt ich nie słyszał i nikt się do drzwi nie dobierał. Żadnych głosów, żadnych kroków i żadnego nawet najcichszego szelestu dobiegającego zza drzwi.
    Alv wstał podszedł do niego, schylił się nieco i chwycił jego dłonie w swoje, kiedy chłopak usiadł na krześle, po czym ujrzał zaczerwienienia i zmartwił się wyraźnie. Podniósł lekko główkę i spojrzał na niego zatroskany taki i jakże niewinny.
    - Nie rób sobie krzywdy - powiedział, po czym w główce mu zaświtało. Sięgnął do kieszeni szaty, a drugą łapką otworzył jego zaciśniętą dłoń i wsypał na nią kilka kolorowych cukierków. - Proszę. W końcu to ja jestem winny temu wszystkiemu, prawda? Nic teraz nie wymyślimy, ale może chociaż uda nam się zabić jakoś czas. Chętnie bym odespał kilka ostatnio nieprzespanych nocy - powiedział, po czym uświadomił sobie, że chyba jednak za dużo powiedział i zagryzł wargę, patrząc na niego w zamyśleniu.
    Oczywiście dalej trzymał jego łapki. Martwił się.

    OdpowiedzUsuń
  70. Uśmiechnęła się nieznacznie, wpatrując się w Japończyka. Miała ogromną ochotę wbić mu różdżkę w lędźwie i rzucić kilka porządnych klątw z jednej strony, a z drugiej niesamowicie bawiło ją jego zachowanie. Dumny, władczy i Ślizgoński jak sam Malfoy, Książę Slytherinu, a jednak w Ravenclawie, gryzmolący uparcie w jakimś notesie, którego pilnował jak oka w głowie.
    Uwagę o łamigłówkach i uwięzieniu jej gdzieś zignorowała kompletnie. Była, jak dla niej, zupełnie nie na miejscu. Mógł być lepszy od niej we wszystkim innym, ale co do zaklęć była pewna siebie, jak nikt inny. Szczególnie jeśli chodziło o łamanie ich. Bardzo to przypominało delikatną, niemal chirurgiczną robotę z rozplątywaniem nitek poszczególnych uroków, składających się na nierzadko wspaniały efekt końcowy. Studiowanie książek matki przyniosło jej wiele korzyści, a poza tym... Cóż. Było pasjonujące.
    Gdy Akira chwycił mocniej bulgocącą flaszkę, strącił notes. Na tyle niefortunnie, by zdążyła przeczytać, co usiłował tutaj stworzyć. Krukonka zmarszczyła delikatnie nos, przyglądając się przez moment kartkom, zamiast Noblefaire, a kiedy już oderwała wzrok, zrobiła to tylko po to, by upewnić się, że nie widzi, jak kopiuje zaklęciem jego notatki, by na koniec schować je dobrze w wysokim bucie. Dopiero wtedy pochyliła się i podniosła go, zatrzaskując prawie przy jego twarzy.
    - Doprawdy interesujące, Noblefaire - powiedziała chłodnym tonem. - Może jeszcze zajmij się płynnym Cruciatusem? Wszyscy będą B Ł A G A Ć, żebyś nie zbliżał się z tym do nich, że nie wspomnę, że zrobią dla ciebie wszystko.
    Schowała różdżkę za pasek. Nie to, żeby nie imponowało jej to, co Akira robił. Owszem, było to niezwykłe do tego stopnia, że w tej chwili nawet zaczęła nieco podziwiać jego umiejętności. Nie zamierzała mu jednak tego mówić, bądź co bądź jej zdanie było mu najmniej do szczęścia potrzebne, a niepochlebne opinie na jego temat były zdecydowanie lepsze niż pieśni pochwalne. Nie zamierzała w końcu robić z siebie jego podnóżka.

    Aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  71. Stwierdzenie gajowego, że Bazyli zna tego tu przed nim było wielce niedopowiedzeniem. A i owszem, siedem lat spędzili w jednym dormitorium, siedzieli przy jednym stole na posiłkach i do czwartej klasy wspólnie uczestniczyli w zajęciach. Później ich drogi trochę się rozeszły, co, jak widać, po jednym i po drugim spłynęło niczym po kaczkach. Fakt, że nie często spotykali się na zajęciach był w tym niezwykle pomocny. W końcu Bazyli często na ów lekcjach się zwyczajnie nie pokazywał.
    No i ich całkiem różne charaktery. Bazyli w większości czasu zachowywał się niczym pięcioletnie dziecko z zespołem ADHD ( w sumie, czy czarodzieje znają coś takiego?), wszędzie go pełno i wszystkich zna, lubi, szanuje. Złego słowa nie powiedział na żadnego człowieka. A Akira? Cóż, o nim słychać w szkole dość często, zwłaszcza, jak się ostatnio darł na tego Puchona on na niego wpadł. Tak, Zacharka też tam wtedy był, przymilał się nawet do jednego takiego, ale Noblefaire popsuł mu szyki. Cóż, znajdzie się kolejna okazja.
    Tego, co mówił nauczyciel nie słuchał zupełnie. W końcu zajęcia z Opieki miał tydzień w tydzień, grzecznie na nich siedział, uczył się i takie tam, więc wiedział, co ma robić ze zwierzakami. Nakarmić? Jasne- wiedział doskonale, że trzeba podchodzić do nich od lewej, wtedy jest bezpieczniej i zanim wybuchną, to zdąży uciec. Sprzątanie polegało na dosłownie tym samym- idąc po lewej zagonić je do zagrody i wysprzątać wybieg- proste.
    Jak widać dla jego towarzysza aż tak proste nie było, bowiem Akira jakoś niespecjalnie był zadowolony z przydzielonego zadania. Widać nie przepadał za brudzeniem sobie rączek… I temu właśnie Bazyli wymyślił, że jakoś musi rozruszać tego mruka.
    - Ne, wiesz, że bazyliszek z Ciebie marny? Nie zabijesz ich wzrokiem, co najwyżej sprawisz, że będą Ci bardziej chciały dopiec. – Uśmiechnął się kącikiem ust, jakby właśnie coś przyszło mu do głowy – A może Ci miłości brak i potrzebujesz, żeby Cię tak przytulić i pocałować, co by Ci się lepiej pracowało, co?

    OdpowiedzUsuń
  72. Znowu go ranił. Po raz kolejny odczuwał ból wlasnie przez niego. Tym razem naprawdę ze swojej winy. Sam się sobie dziwił, bo jak to jest, że ten go tak rani, a Alv ciągle wraca? Lemon nie potrafił się na niego gniewać, choć serducho krwawiło. Teraz nawet marzył o tym, aby on choć raz się do niego uśmiechnął, bo dzięki temu miałby okazję odczuć, że nie jest takim potworem, z którym przebywanie wiązało się dla Akiry z najgorszą rzeczą na świecie. To bolało, ale Alvin chował to w sobie. On zawsze chciał do niego wracać, choć był odrzucany nieustannie. Przełknął ślinę, czując ból na dłoniach, kiedy ten swoje wyrwał.
    - Tak, tak, masz rację. Głupi Alvin, który wszystko niszczy - pokiwal główką i posilił się nawet na wymuszony uśmiech.
    Kolejnego jego słowa dochodziły do Alva całkiem stłumione i nie do końca rozumiał je. W głowie mu sie zakręciło, a przed oczyma stanęły jakieś straszliwe obrazy, których totalnie się w tym momencie obawiał. Zamarł, a w oczkach stanęły mu łzy, ale użył całych swoich sił, by móc je powstrzymać, by tylko nie wybuchnąć. Potarł ramionka łapkami i nieco zgarbiony spojrzał na niego. Właściwie to dopiero ostatni jego.. rozkaz do niego tak całkiem dotarł.
    Poszedł potulnie i mu pomógł ze wszystkim, po czym bez słowa oddalił się na drugi koniec pomieszczenia i usiadł, chowając sie jakoś przed nim za warstwą mebli. Tu było zimno i nieprzyjemnie, tu mógł w spokoju myślec i nie bać się, że on zobaczy emocje, jakie się teraz malowały na Puchasiowej buźce. Tak bardzo potrzebował teraz przyjaciela... Ale nie, miał siebie i swoją głowę. Nikogo więcej. Zagubiona dusza, krwawiące serducho.. Pięknie, Alvin. Co teraz?
    Oby tylko niczego Akira nie dostrzegł

    OdpowiedzUsuń
  73. Co go interesował ten kabotyn, głupek, kretyn, nieczuły, podły, okropny i pozbawiony empatii idiota? To tylko Akira, Akira, który niszczył ludziom ich dobry humor, który łamał niewinne, puchońskie serduszka, które nie robiły nikomu nic złego. Zaciskał piątki, czując, że odpływa powoli z niego cała ta chęć bycia miłym i kochanym dla niego. Gdzieś tak właśnie zgubił calutki sens i bardzo go to denerwowało, by zwykle nie poddawał się i był niezwykle uparty, ale ktoż wie, co z tego później wyniknie?
    Coś oto właśnie teraz się w nim zmieniało. Może dojrzewał? Może stawał się mądrzejszy przez te ostatnie doświadczenia i te obecne? A może to tylko kwestia chwilowych kaprysów, a wszystkie wysnute teraz refleksje i wnioski wzięły się przez potrzebę... jaką? ach, chyba sam nie wiedział. Był zagubiony.
    Wstał i powolutku podszedł do niego, po czym usiadł na materiale obok Akiry. Milczał, nie mówił, nie myślał. Patrzył tylko w jeden punkt, a potem przełknął ślinę i na niego spojrzał.
    - Coś jeszcze chciałbyś powiedzieć? - zapytał bezbarwnie zupełnie, nie odrywając od niego wzroku. - Musisz być bardzo samotnym człowiekiem, wiesz? - wysnuł wniosek, bo pomyślał, że jak on taki jest, to pewnie nikt nie miał ochoty się do niego zbliżać, a może nawet spędzać z nim czas.
    Alvin powolutku zaczynał się męczyć z nim, ale.. ale mimo wszystko był nim tak bardzo zaintrygowany, ze nie odpuszczał. Musiał poznać jego sekret, tajemnicę i co mu tam w tej złej, niedobrej duszy grało. W głębi duszy w niego wierzył i ma nadzieję na... no właśnie. Na co?

    OdpowiedzUsuń
  74. Położył się obok i bokiem do niego, po czym uniósł główkę i poparł ją ręką, by mógł sobie w spokoju na niego patrzeć. Teraz już emocje się nieco uspokoiły i było jakby lepiej. Pf, to pewnie tylko takie chwilowe. Sam doszedł do wniosku, że przy nim staje się strasznie zmienny i kompletnie niestabilny. w tym było coś przerażającego.
    - Nie wierzę w Akirę, którego poznałem. Nie wierzę - powiedział dobitnie, po czym sięgnął do kieszeni po cukierka, rozwinął papierek i wsadził sobie do buźki. Zaczął go konsumować, czując, jak przyjemny, kwaskowaty smak rozchodzi się po jego języku.
    - Skąd się w Tobie bierze tyle wrogości, hm? Jesteś taki dla wszystkich, czy tylko dla mnie? U siebie nie dostrzegasz złych cech, za to u innych znajdujesz je z największa łatwością. Czyżbyś miał o sobie zbyt wyidealizowane mniemanie?
    Ocho, wyszło z niego to, co siedziało już od jakiegoś czas. Musiał wiedzieć, dlaczego on taki jest i zdawał sobie sprawę z tego, że on mu nie powie. Oj, nie. Tylko chciał wybadać teraz jego reakcję na poruszenie takiego tematu.
    - Zimno... - skulił się i nakrył następną kotarą. Momentalnie zaczął się trząść i czuł, że zrobiło się mu naprawdę nieprzyjemnie.
    Lubił obserwować ludzi i badać, skąd się biorą u nich takie, a nie inne zachowania. To stanowiło niebywałą zagadkę dla niego i czuł się totalnie zaintrygowany.
    - Rozmawiamy o Tobie, a nie o mnie - mruknął, kończąc swojego cukierka. - Chcesz wiedzieć jaki jestem? Chciałbyś wiedzieć, co tkwi w mojej duszy? O czym mówią moje myśli? Kogo chowam w sercu? Jest sposób na to, byś mógł dowiedzieć się tego, ale nie wiem, czy zasługujesz na to. Wybacz - powiedział, przymykając oczka, a łapką zaczął bawić się nitką wystająca z dziury w kotarze. Ona przecież jest taką świetną zabawką... Ach!
    - Dlaczego w ogóle obchodzi Cię moje samotność lub tez jej brak? - spytał cicho, choć wiedział, że zaraz usłyszy z jego ust coś w stylu "a dlaczego ty interesujesz się moją samotnością", ale i tak pytał.
    Znowu chciał coś o nim wiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  75. Bazyli mógł o sobie wiele powiedzieć. Że był miły i uczynny, a także nie do końca rozgarnięty i normalny, ale jemu osobiście to nie przeszkadzało. Miał też wielu znajomych, których potrafił rozbawić i jeszcze więcej ludzi, którzy sądzili, że on właśnie taki jest- wesoły, optymistyczny i takie tam. A prawda była taka, że Zacharka nosił maskę.

    Owszem, był na tyle miły by pozwolić koledze wybrać jego część roboty. Skoro chciało mu się sprzątać to, co te stworki z siebie wydalały to proszę bardzo- kimże on jest by tego mu odmawiać? Sam zabrał się za wywleczenie sklątek do środka rozwalającej się budy, w której miały spędzić noc. Rzecz jasna nie obyło się bez wybuchów, których każdy powodował śmiech u Bazyla. Miał dobry humor, trzeba przyznać.

    Kiedy już stworki znalazły się tam, gdzie powinny, on winien pomóc koledze, ale jakoś mu się nie śpieszyło. Zamiast tego usiadł na ogrodzeniu i zaczął majtać nogami niczym wyrośnięty pięciolatek.

    - Niewypieszczony? Nie, nie, mnie zabawy nie trzeba… No i grzeczne ze mnie stworzenie – oczywiście Bazyl, a korowód szlabanów to ot tak sobie się ciągnie za Tobą…- wiesz, uczynne i takie tam. Nawet Ci powiem, że Twoje buty przestały tak ładnie świecić, bo wdepnąłeś w coś, czego nie powinieneś. A może? Urządź sobie domowe spa.

    Mówiąc to nabrał na dłoń odrobinę najzwyczajniejszego błota i rzucił w chłopaka. Co prawda paćka śmierdziała niemiłosiernie, ale Zacharka się tym zupełnie nie przejmował. Hasło do łazienek prefektów znał, więc kąpiel zaraz po szlabanie była już umówiona. Tylko on i tony piany. O ile piane można mierzyć w tonach.

    - Widzisz? Może jak użyjesz maseczki to Ci trochę ta mina znormalnieje, bo teraz wyglądasz jakbyś się nie wysr…

    OdpowiedzUsuń
  76. Nie można powiedzieć, że Bazyli nie spodziewał się odwetu Akiry. Ba! On się nawet upraszał o coś ciekawszego niż słowne potyczki. W końcu zabawy z różdżkami nie mogło być, więc pozostały im ręce. Dlatego go tak bezczelnie sprowokował, mówiąc szczerze.

    Zacharka widział w drugim Krukonie kogoś niezwykle ciekawego. No bo przecież nie wierzył, że ten tu chłopak jest tak na serio takim wkurzającym narcyzem i co-to-nie-ja lalusiem, który rączek sobie nie ubrudzi. Sam fakt, że nie robił jakiś tam problemów przy szlabanie był wielkim krokiem do przodu. Bazyl postanowi, że pozna, bynajmniej po części, tego prawdziwego Akirę. Był zanadto ciekawy, co kryje się wewnątrz.

    Tego, że Noblefairy wysmaruje mu twarz spodziewał się od razu, gdy tylko zobaczył jego oczy. Blask nienawiści pałał z nich, zupełnie jakby ktoś dolał oliwy do ognia. Wiedział doskonale, że tylko coś mocnego sprawi, że Krukon się wścieknie i oto właśnie mu chodziło. Zaskoczony jednak został zepchnięciem z ogrodzenia i z piskiem niczym nastoletnia dziewica wpadł breję, zaraz jednak uśmiechając się jak głupi. Jasne, cały był teraz brudny i takie tam, ale wyczyści się. Za to, jakie miał widoki!

    Ta pasja, ta nienawiść, groza całej sytuacji, gdy jeden chłopak leży na drugim w kałuży błota i smaruje go śmierdzącym szlamem, podczas gdy ten drugi nawet nie próbuje się bronić, jedynie trzyma go na dystans. Nic tylko wysłać do Proroka na okładkę.

    I kiedy Bazyli miał już dość tych pieszczot, a Akira widocznie stracił nieco siły i zapału, Zacharka zepchnął go z siebie, wyrównał oddech i dopiero na niego spojrzał.

    - Jak chciałeś się poprzytulać to trzeba było mówić, nie rzuciłbym w Ciebie błotem. A teraz uśmiechnij się księżniczko. Złość piękności szkodzi – i cmoknął go bezczelnie w policzek.

    OdpowiedzUsuń
  77. Wybuchła śmiechem, patrząc na niego rozbawiona. Och, groził jej. Och, jaki był straszny. Nie mogła wręcz przestać myśleć o tym, jak wiele strasznych rzeczy może jej zrobić... Pokręciła głową, wpatrując się w fiolkę, z którą obchodził się tak delikatnie, dotykając jej z taką troską.
    - Wielbicielka zaklęć ma się posunąć do wypróbowania eliksiru w imię magii? Jak bardzo logicznie dla ciebie to brzmi, Noblefaire?
    Podeszła do stołu, przesuwając palcami po kamiennym blacie, jakby wyrysowywała na nim jakiś wzór. Kiedy zbliżył się do niej, zwyczajnie uniosła wzrok, wpatrując się w czarne oczy. Bezszelestnie, nieomal nie wykonując ruchu, zacisnęła palce na różdżce, w sposób, który uniemożliwiał jej wyrwanie standardowym zaklęciem rozbrajającym.
    - Nie myśl, że obchodzą mnie Eliksiry - blefowała bez drgnienia powieki. - To nie moja broszka. Zbyt długo trzeba czekać na jakikolwiek efekt, żeby mnie to w jakikolwiek sposób mogło pasjonować. No i te uzależnienie od koniugacji planet, od fazy księżyca... Nie, nie. Zapomnij.
    Wyciągnęła różdżkę zza paska, wodząc palcem drugiej ręki po runach ją zdobiących, nie spuszczając oczu.
    - Klątwy mogłeś spokojnie rzucić na mnie, kiedy nie uważałam, zgodzę się, bo pomimo tego, że jestem obłożona tarczami, są takie klątwy, które zwyczajnie przez nie przechodzą, nawet nie zaburzając pola. Ale nie mogłeś zrobić ze mnie Strażnika Tajemnicy bez mojej zgody, więc... Chyba nigdy się nie dowiem, jakie to ma efekty uboczne. Ubolewam.
    Uśmiechnęła się nieznacznie. Oczywiście, miała totalnie gdzieś jego opowieści o tym, jak może jej coś dolać do posiłku bądź do napoju. Och, zapewne. Musiałby chyba zatruć całą kuchnię, żeby to trafiło w końcu do niej. Albo zatrzymać czas.
    - Zauważyłam. Jesteś niesamowicie hojny.

    Aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  78. - Mhm, nie lubisz ludzi - mruknął, kuląc się i szczelniej nakrywając kotarą.
    Tak naprawdę to twierdził, że jak ktoś nie lubi ludzi, to albo został przez nich skrzywdzony i ma uraz, albo są mu oni do niczego nie potrzebni i tylko stanowią niepotrzebne, nudne przeszkody na drodze. Sam nie wiedział, który z powodów jest smutniejszy. Chyba mimo wszystko ten drugi, bo pierwszy wiąże się jedynie z utraconą wiarą i odległą perspektywą odzyskania jej. Drugi jest znacznie gorszy. A może jeszcze jakiś inny był? Teraz Alvinowi nic takiego do główki nie przychodziło, ale może Akira miał jakiś całkiem odległy powód od tego, co wykombinował i wnioskował Puchaś.
    - Nie chcesz nic wiedzieć, a jednak o to pytasz. Taaa, nie uwierzę, że nie jesteś ciekawy - cmoknął, po czym uśmiechnął się przyjaźni do niego. - Ja mogę otwarcie powiedzieć, że, owszem, chce coś wiedzieć... O Tobie.
    Haha! Dopiero teraz zdołał odkryć, że Alv to rzep? Taki kochany, słodki, uroczy, prawda, Akiro? Ciekawe, co Ci tam w główce siedzi teraz, kiedy myślisz o Puchasiu... Dalej tak bardzo nie lubisz go? A może chcesz oszukać samego siebie, hm?
    - I może znowu będzie tak jak dawniej... Tego właśnie chcesz, tak? To jest dla Ciebie najwygodniejsza opcja? Dla mnie nie - potrząsnął lekko główką.
    Akira się nachylił i zaczął z tym cwanym uśmieszkiem na buźce coś tam gadać o śmierci. No tak, niech zabije ludzkie uosobienie czystości i niewinności, a na pewno będzie miał od tego momentu beztroskie życie. Rzeczywiście powiało chłodem, chociaż Alv zdołał wyczuć, że chłopak miał dość ciepły oddech. Okej, trochę się przestraszył i coś w nim zamarło nagle. Przełknął ślinę, a potem spojrzał w jego oczy i czuł, że się rumieni. Odsuń się, Krukonie, odsuń! Co za cholerna sytuacja. Skoro Akira tak bardzo chciał go zabić, to w końcu mógł zrobić coś, czego chciałby chociaż raz doświadczyć przed śmiercią, prawda? Uniósł nieco główkę i przywarł swoimi usteczkami do jego, czując, jak serducho mu zaczyna walić jak oszalałe. Nic nie robił. Po prostu trwał tak. Cholera, to nawet nie był pocałunek chyba. Też sobie znalazł partnera do tego typu pierwszego w jego piętnastoletnim życiu doświadczenia. Naprawdę dobry wybór, Alv! Po paru, a może i kilkunastu sekundach odsunął się, przekręcił i położył tyłem do niego, coby zaraz siebie nakryć calutkiego kotarą i schować się pod nią ze swoimi przeklętymi myślami i tą teraz tak bardzo zaróżowioną buźką. Aj, chyba jednak kotara nie mogła ukryć tego, jak calutki teraz drżał.
    Więc czekała go śmierć? Tylko Akira pewnie nie wytrzyma i nie poczeka na różdżkę, tylko zabije go zaraz, waląc w głowę noga od stołu, albo coś w tym stylu.
    - Zabij... - szepnął cichutko i zupełnie do siebie. On zapewne nie mógł usłyszeć tego.
    W głowie cały czas mu szumiało i wiedział, że będzie się bał do niego odezwać, spojrzeć na niego lub cokolwiek innego. Ach, był teraz tak bardzo zawstydzony, a jednocześnie zaintrygowany reakcją Akiry. Co się wydarzy?

    OdpowiedzUsuń
  79. Dobrze, że mógł się schować i od niego odseparować. Jak dobrze, że nie musiał na niego patrzeć, być blisko i jak dobrze, że usłyszał tylko tyle. Wróć! To nie było dobre. To było wszystko bardzo, bardzo złe i zapragnął znaleźć się od niego tak daleko, jak tylko się dało. Gdzieś na drugim końcu tej szarej planety, gdzieś miliony mil stąd. Cały czas calutki, łącznie z głową, schowany był pod kotarą. Ciało nie mogło wciąż opanować drżenia, a pięści zaciskały się nerwowo na grubym, zakurzonym materiale. Zrobiło mu się duszno, ale nic nie robił. Mijały minuty, kwadranse, aż pewnie i godzin, a on nie potrafił zasnąć. Zakładał, że Hogwart spowił całkowity zmrok, bo przecież późnym popołudniem zostali tutaj zatrzaśnięci.
    Nagle ogarnęły go znowu te myśli. Tak, TE. W końcu nie wytrzymał się się rozpłakał. Oczywiście wiedział, że mógłby obudzić Akirę lub, co gorsza, on nie spał jeszcze i cos by mógł usłyszeć, więc starał się płakać najciszej. Poczuł się nagle taki totalnie głupi, bezmyślny i samotny. Co go w ogóle podkusiło? Głupi, głupi Alvin i wstrętny Akira. To jego wina, no! Po prostu tak strasznie, strasznie go intrygował...
    Zagryzł boleśnie wargę, a potem poczuł smak krwi w ustach. Pięknie. Odkrył głowę, coby zaczerpnąć świeżego powietrza i położył się na plecach. Już nie płakał, a przynajmniej nie wydawał żadnych dźwięków, które mogłyby o tym świadczyć. Tylko patrzył w ciemny sufit, a słone krople samoistnie przesuwały się po jego rumianych wciąż policzkach. Zimne ręce dalej drżały.
    To zdecydowanie nie będzie dobra noc. Przecież to puchasiowe, malusie stworzonko nie było w stanie zasnąć. Nie teraz, nie z tymi wszystkimi myślami i emocjami, które się w nim kotłowały przez ten cały czas.
    Cholera, no.

    OdpowiedzUsuń
  80. Nawet gdyby spytał, to Alv za nic w świecie by mu nie powiedział. Nie tylko dlatego, że uznałby, że Akira nie musi, a wręcz nie powinien wiedzieć, ale też dlatego, iż sam nie był do końca pewien, jak to jest z jego uczuciami, myślami i emocjonalną chmurką, która krąży sobie cały czas gdzieś tam blisko niego. Bardzo, bardzo blisko. W ogóle to był całkowicie przekonany, że taka wiedza jest Akirze zbędna i pewnie w ogóle by nie potrafił go zrozumieć. To jasne. Ktoś, kto go nie znał i poznać nie chciał, nie zmusiłby się raczej do podjęcia próby zrozumienia tego skrzata puchasiowego. Czasem czuł się w tym świecie taki samotny... nie, poprawka. On był samotny, chociaż wokół było tak wielu ludzi.
    Taa, spali razem. Nie pierwszy raz, a drugi i pewnie nie ostatni, znając ich szczęście do wpadania na siebie i podejrzanych, niby przypadkowych spotkań. Tylko teraz było inaczej. Aj, Alvin miał ochotę wyczarować sobie Ognistą i się spić, a przecież on nigdy tego nie robił. W ogóle nigdy nie miał alkoholu w ustach. Jakoś nie ciągnęło go specjalnie, chociaż jego rówieśnicy oraz i młodsi koledzy potrafili zalewać się do nieprzytomności, a potem to on musiał ogarniać towarzystwo. Mówi się, że na smutek czasem dobrze jest wypić sobie coś. Teraz by mu się przydało. Dziwne, bo jak wcześniej był zrozpaczony, to jakoś nie myślał o tym, by sięgać po napoje procentowe.
    Co się z nim działo? Gdyby tylko mógł sam wiedzieć..
    Drgnął, czując, jak Akira się podnosi. Wstał i gdzieś poszedł. Alv obserwował w księżycowym świetle sylwetkę Krukona, która była dosyć dobrze widoczna. Czego on tam szukał przy tym okienku? A może chciał je otworzyć i wpuścić im tutaj trochę zimnego, świeżego powietrza? Wtedy Alvin chyba potrzebowałby kolejnych dwóch kotar, które by go ogrzały.
    Moment później był tylko hałas, trzask połamanych nóg mebli i unoszące się w księżycowej poświacie tumany kurzu. O rany! Akira spadł. Połamał się? Rozbił sobie coś? Krwawi? Poderwał się Alv natychmiast i znalazł się błyskawicznie przy nim, po czym przyjrzał mu się uważnie i wielce podejrzliwie. Wyglądało na to, że aż tak źle z nim nie było.
    - Jesteś cały? - wolał się jednak upewnić.
    Potem przycisnął go do siebie i przytulił. Och, z niego było takie dobre, troskliwe spojrzenie i martwił się. Przecież coś się mogło stać, prawda? Coś więcej niż kilka siniaków i zadrapań.
    Tylko Alvin go nie wyzywał od ofiary, ofermy i tak dalej, a Akira z pewnością w takiej sytuacji by na niego nawrzeszczał.

    OdpowiedzUsuń
  81. Pokręciła głową. Bawiło ją niezmiernie, jak próbował jej grozić, zupełnie, jakby myślał, że obawia się czegoś, co może jej zrobić. Może czuła się lekko niezniszczalna i nietykalna, to prawda, ale z drugiej strony po prostu się nie bała.
    - Noblefaire, nigdy nie próbowałeś pojedynkować się ze mną. Nigdy nie widziałeś, jak macham różdżką... Więc może po prostu dasz sobie spokój z tymi złośliwymi komentarzami na ten temat, hm?
    Uniosła brew, słuchając jego wywodu na temat eliksirów.
    - Och, brak mi subtelności i wyczucia. Jakie to przykre, że mówi mi o tym ktoś taki jak ty, zupełnie za nic mający konwenanse, maniery i dobre wych...
    Urwała, kiedy przyciągnął ja do siebie. Zmarszczyła brwi zaskoczona, wpatrując się w jego czarne oczy. Mięśnie spięły się lekko, jakby spodziewała się ataku, czy zmuszenia jej do wypicia któregoś z produkowanych przez niego świństw. Drgnęła, kiedy położył jej dłoń na ustach, kiedy jednak widząc jego spojrzenie kiwnęła głową i delikatnie ściągnęła jego palce ze swojej twarzy, spoglądając w tym samym kierunku co on. Widząc, jak ściana faluje, zacisnęła palce na różdżce, celując jej czubkiem w ścianę i mimowolnie, chowając się nieco za Akirą.
    Mimo wszystko, nie chciała, żeby ktoś tu się dostał. Mogła zostać oskarżona o mieszanie się w jego niecne eksperymenty, a tego niekoniecznie chciała.

    Aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  82. - Przepraszam - wydukał skruszony, uświadamiając sobie, że Akira wcale nie chce, by Alv się troszczył. Tylko on nie potrafił inaczej. Dlatego też na jego pierwsze warknięcie nie zareagował, tylko dalej przyglądał mu się zmartwiony. Ale z niego glupik. Przecież powinien sprawdzić, czy te meble są zepsute czy dobre, bo skoro zostały umieszczone tutaj, to oczywiste, że większość musiała mieć defekt i to w wyniku działania jakiegoś zaklęcia bądź innych magicznych substancji. Po co on się tam w ogóle pchał? Przecież to mogło być niebezpieczne.
    Ach, i jak on miał teraz iść spać? Jak mógł go zostawić w ogóle, skoro niespecjalnie ufał wykrzyczanemu zapewnieniu, że "nic mu nie jest". Owszem, całym sercem chciał wierzyć, że nic mu nie jest, ale i tak nie do końca ufał temu. Przecież Akira teraz tylko marzył o tym, by się Alvin odczepił raz na zawsze
    Drgnął, słysząc jego upomnienie i już miał się cofać i iść spać, choć wiedział, że aktualnie będzie to dla niego stanowiło niebywałe wyzwanie, kiedy Akira dał mu wodę. O, cóż za rycerski gest i jakże zaskakujący w ich obecnym położeniu. Właściwie pragnienie od dawna mu doskwierało, ale nie śmiał nawet go prosić. Przecież to jego woda, prawda? Nie należała do Alvina, a Akira nie wyglądał z boku na takiego, który w takie sytuacji chciałby się nią podzielić. A z Alvem to już zwłaszcza.
    Powędrował do ich posłania i wskoczył entuzjastycznie pod kotarę, bo nagle rzeczywiście poczuł się zmęczony. Widział teraz, że Akira stał się nagle jakiś taki zamyślony i coś go musiało pochłaniać, coś siedział w głowie i właśnie teraz poświęcał temu czas. Odwrócił się grzecznie tyłem do niego, ale za chwilę Krukon znalazł się na posłaniu obok i znowu widział jego twarz. No i takie jakieś spojrzenie miał dziwne. Hm, jakby zagadkowe, ale i strasznie niepewne się wydawało. Cóż, może też wątpił w swój znakomity, obecny stan zdrowia.
    Jednak padło pytanie, a Alvin westchnął cicho. I co miał mu odpowiedzieć?
    - Nie wiem, tak po prostu wiem... A jeśli nawet mam podejrzenia, skąd to się u mnie bierze, to zapewniam Cię, że nie miałbyś ochoty o tym słuchać. Zresztą.. co ja Cię obchodzę, co? Głupi, niezdarny Alvin, nad którym fajnie jest się poznęcać, a który i tak wróci, choć został potwornie skrzywdzony.. - powiedział, po czym położył się na plecach i przymknął oczka, jakby nie chciał znowu się rozpłakać. Nie, będzie dzielny. Nie chciał kolejnych krzywd, drwiny i świadomości, że jest tylko karaluchem, którego należy rozdeptać, to przestanie się lepić jak rzep do niego.

    OdpowiedzUsuń
  83. Może gdyby Aislinn traktowała Akirę poważnie, jako groźnego przeciwnika, przejęłaby się tym, że odebrał jej różdżkę. Jej problem leżał w tym, że bagatelizowała go zupełnie, traktując jak nieco nieszkodliwego dziwaka, który ją najzwyczajniej w świecie irytował swoim podejściem do życia i ludzi.
    Może nie była genialna w pojedynkach. Była niezła, ale nie mogła się równać z ludźmi, którzy mieli więcej praktyki niż ona, jak na przykład z własnym ojcem. Ale na pewno nigdy się nie poddawała, a to determinacja sama w sobie też potrafiła być zabójcza.
    Błysk światła sprawił, że schowała się głębiej w cieniu, mimowolnie sięgając ręką skrawka ubrania Akiry. Rzuciła na siebie Zaklęcie Kameleona, czekając w ciszy i nieomal bez drgnienia na ruch ze strony przeciwników, których nie dostrzegała.
    - Schowaj to, Aislinn...
    Nieomal przeklęła go za to, że się odezwał. Jak mógł w taki sposób podać namiary na nich? Błyskawicznie szarpnęła lekko jego ubranie, a kiedy promienie zaklęć przeleciały tuż koło jego ucha i nad jej głową, odpowiedziała jednym ze swoich popisowych uroków natychmiastowego snu, nieszkodliwym i nie pozostawiającym śladów, tak na wszelki wypadek, po czym błyskawicznie wycofała się do tyłu. Chwyciła notes, własne kopie przepisu na eliksir i zmniejszyła obie rzeczy, wciskając je w tylną kieszeń dżinsów. Następnie złapała za fiolkę, resztę rzeczy ze stołu uprzątając szybkim zaklęciem i nie mając lepszego pomysłu transmutowała korek na czyste srebro z uszkiem i zawiesiła na rzemieniu, którym obwiązała sobie szyję.
    - Kimkolwiek jesteś, natychmiast wyjdź!
    Akira schował się za kolumną, oddając kilka zaklęć i eliminując jednego z przeciwników, podczas gdy ona wcisnęła się tyłem pod stół, kryjąc się za jego kamiennym ogranicznikiem i kładąc się płasko na posadzce. Wycelowała różdżkę w nogi postaci, która zbliżała się do kolumnady, za którą był Akira nieznośnie powoli. Nie mogła użyć niczego inwazyjnego, niczego bardzo widocznego, żeby nie zdradzić swojej pozycji. Jedyny pomysł, jaki przyszedł jej do głowy, był z kolei niezwykle wręcz prosty. Chwyciła mocniej różdżkę.
    Pressio, pomyślała intensywnie, wysyłając falę sprężonego powietrza o ogromnym ciśnieniu w stronę wroga, ścinając go z nóg. Łoskot, który uczynił upadając, na pewno musiał zaalarmować Noblefaire. Miała nadzieję, że to da mu jakąś szansę.

    Aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  84. Alvin wdzięczny za to, że Akira sobie darował drążenie i już nie zadawał nowych pytań, zdołał wreszcie zamknąć oczy i opanować swe emocje na tyle, by mógł spokojnie sobie zasnąć. Ach, to było najlepsze teraz dla niego po tych przejściach. Potrzebował snu, by zapomnieć, by nie pozwolić, aby zmęczenie miało tak ogromny wpływ na jego emocje. To nie było dobre i z własnego doświadczenia wiedział, że po przebudzeniu zdoła na wszystko spojrzeć z innej perspektywy.
    Spał. Spał i nie śnił. Nie było koszmarów, ani sielankowych obrazów malujących się pod opuszczonymi powiekami. Tylko senna ciemność, a raczej szarość. Zawsze uważał, że gdy śni, to widzi właśnie ten kolor. Dlaczego? Nie wiedział, ale to była jego ulubiona barwa, więc może w tym powinien doszukiwać się przyczyny tego?
    Szelest, hałas, czyjś oddech. Czy to sen, czy to już jawa? Uchylił powieki i pierwsze co ujrzał, to nogi Akiry, z których zsuwały się spodnie. O co chodziło? Nie miał pojęcia, dlaczego chłopak to robił, ale wtedy przypomniał sobie, co się w nocy stało. Cichutko podniósł się i ujrzał, w jakim stanie są kończyny jego krukońskiego... ech, znajomego, bo kogóż innego? Wyglądało to źle, ale krew się nie lała. Tylko po spojrzeniu na buźkę Akiry, ujrzał te grymasy i powstrzymywany ból. Chłopak ewidentnie cierpiał.
    Alvin usiadł i westchnął zatroskany.
    - Musimy coś z tym zrobić... powiieneś szybko znaleźć się w Skrzydle Szpitalnym - zawyrokował z poważną miną, po czym rysy twarzy zelżały nieco. - Dzień dobry - przywitał się, po czym wstał i rozejrzał się dookoła.
    - Przecież musi być jakieś wyjście. Ach, nie wiem, jak mogłabym Ci pomóc, wiesz? Nie wiem... - Westchnął ciężko, bo wyraźnie czuł się winny. - Minęło tyle czasu, a nikt nas nie znalazł... - wydusił szczerze zaskoczony, że tak się właśnie działo.
    Znowu usiadł obok Akiry.
    - Nie chcę, by Ciebie bolało... - powiedział zaraz ze smutną minką na buźce.

    OdpowiedzUsuń
  85. Jasne, znowu był cieniem, który mu tylko przeszkadzał. Akira skupiał się wyłącznie na sobie swoim bólu i kompletni zlał Alvina. Czy to coś nowego? Czy to jest coś zaskakującego? Nie, ale z każdym kolejnym razem Puchon cierpiał z tego powodu jeszcze bardziej. Bardziej, niż mógł w ogóle Kruczek to sobie wyobrazić. Dlaczego więc ból we wnętrzu piętnastolatka wzmagał się, choć wcale nie było zaskakującym to, co Akira wyprawiał? Te jego reakcje, krzyki, agresja i otoczka nienawiści... Nikt chyba nigdy nie był dla niego taki okrutny. Czuł, że i nauczyciel astronomii plasował się niżej w rankingu najokrutniejszych dla Alva osobników. Dlaczego? Bo Akira był od niego ważniejszy i nim się bardziej przejmował. Heh, tylko on kompletnie sobie z ten nie zdawał sprawy. Może i dobrze. Przynajmniej nie będzie sobie z niego drwił po raz kolejny.
    W oczach już miał łzy, a smutek targnął jego drobnym ciałkiem. Pewnie wybuchłby zaraz z tym wszystkim, gdyby nie ten huk. Huk, hałas, a potem tumany kurzy i czyjś głos. Głos, który Alv rozpoznałby o każdej porze dnia i nocy, w każdym stanie trzeźwości i w każdym możliwym miejscu na ziemi. Gabryś.
    Poleciał natychmiast do niego i rzucił mu się na szyję. Został bez trudu przez Gryfiaka podniesiony i przytulony, a potem padło kilka jakże miłych słów z ust Gabriela, który opowiadał o tym, jak bardzo tęsknił i martwił się o s w o j e g o Alvina. Nie chciał go przez pierwsze kilka minut wypuścić, a i zdołał się mu przyjrzeć, coby sprawdzić, czy jest cały i zdrowy. Przez chwilę Puchon zapomniał o obecności Krukona, ale potem wyswobodził się z uścisku Gabrysia i powiedział mu, że Akira jest poszkodowany i trzeba mu pomóc. Ach, teraz już będzie dobrze.
    Poleciał do leżącego Krukona i uśmiechnął się do niego.
    - Widzisz? Gabryś przyszedł nam pomóc. Kochany jest, prawda? - Westchnął tutaj wielce rozanielony. - Dopiero teraz nic Ci nie będzie, bo Ci pomożemy... Nie mógłbym przecież zostawić Cię tutaj samego - powiedział, po czym posłał mu kolejny uśmiech.
    Jej, był całkiem szczęśliwy.

    OdpowiedzUsuń
  86. Wylądowali na korytarzu, a zgromadzone osoby natychmiast się przy nich zjawiły, pytając, jak to się stało, jak długo, w jakich okolicznościach i przy okazji nauczyciel zaczął głosić jawne kazanie na temat tego, jakie to nieodpowiedzialne i tak dalej. Alvin jednak szybko powiedział, że to on jest winny i tylko on powinien zostać ukarany szlabanem, ale teraz nie był na to czas, bowiem Akira potrzebował jak najszybciej znaleźć się w Skrzydle. Udali się tam wraz z nauczycielem, który jednak ulotnił się, bo zaraz miał mieć lekcję i - jak się zaraz okazało - na tej lekcji powinien być Gabriel. Chłopak więc ostatni raz uściskał Alvina i zapowiedział, że wpadnie do niego wieczorem, co musiał mu przekazać wprost do puchasiowego uszka, coby belfer nie usłyszał, jakież to nocne wędrówki planują. Przez to wszystko Alv był strasznie podniecony, wesolutki i szczęśliwy. Gabryś to jednak wspaniały przyjaciel. Tak bardzo się o niego troszczył... Jak nikt inny na tym głupim świecie.
    Alvin nie chciał jednak nigdzie odchodzić, ale wiedział, że musi zostać przy Krukonie. Pielęgniarka zajęła się nogą i wcisnęła Akirę w piżamę, po czym kazała leżeć i odpoczywać. Alvin więc tak sobie siedział przy jego łóżku i patrzył zatroskany, ale jednocześnie szczęśliwy, że to wszystko ma taki właśnie finał. Ech, szkoda tylko, że całkiem inny finał zapowiadał sie dla niego raczej jakoś tak nieszczęśliwie. Niestety.
    - Chcesz, bym sobie poszedł? - spytał jakoś tak smutno, po czym znowu zagryzł wargę. To pytanie z okropnym trudem przeszło mu przez usta. - Wiem, jak bardzo mnie nie lubisz... i że przyciągam do Ciebie same złe rzeczy. Nie chcę, byś miał przeze mnie kolejne przykrości... - wydusił, spuszczając główkę i wbijając wzrok w łapki, którymi nerwowo zaczął się bawić.
    Tak, będzie musiał iść, bo przecież zaraz znowu Akirze coś się stanie i to będzie tylko jego wina. Jak zawsze, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  87. Rób, co chcesz... Tak, Alv, rób, co tylko chcesz, a potem żałuj, że to zrobiłeś, bo Akira by cię zabił. Biedny jesteś, mój Puchaśku. Gdyby mógł robić, co tylko chciał, to już dawno by... Ach, nie, lepiej pomińmy to, co by Alv chciał, bo to w obecnej sytuacji stanowiło czystą abstrakcję i było niemożliwe do zrealizowania. Żałował, że to wszystko tak się potoczyło, że tak wiele siebie ujawnił przed Akirą, a on... nadal był tak strasznie ślepy. To już nawet Alvin zaczynał to wszystko pojmować. Cholera, jest przeklętym małym człowieczkiem pozbawionym szcześcia. Ono już go dawno chyba opuściła i nie zapowiadało się na to, by miał wrócić.
    Już miał się podnosić z krzesła, kiedy usłyszał te kilka pytań i zamarł. Zacisnął piąstki i odwrócił główkę w bok, by go nie widzieć. Potem ostatkiem sił na niego spojrzał i wstał.
    - Dlaczego? Powinieneś to wiedzieć, ale jesteś zbyt zaślepiony, by to zauważyć... - Zacisnął wargi i starał się, by te wszystkie emocje nie wcisnęły się na jego buźkę. - A ode mnie nie dowiesz się na pewno... - wydusił, po czym odwrócił się i pobiegł w stronę wyjścia. Czy jasno nie dał swoimi czynami do zrozumienia, co mu się w duszy i w serduszku dzieje? Naprawdę tego nie zauważał? Przeklinał się za to, że właśnie padło na Akirę, ale nie mógł, nie potrafił tego w żaden sposób już zmienić.

    OdpowiedzUsuń
  88. Alvin skulony siedział w swoim łóżku. Zawinął się w kocyk, poprosił skrzaty o gorącą czekoladę i teraz mógł wreszcie odpocząć. Nie byłoby odpoczywającego Alvina, gdyby nie książka. Toteż w łapce trzymał własnie taka jedną mmugolską. Oczywiście było to dzieło Nicholasa Sparksa, bo takie mugolskie lubił czytać najbardziej. Dzięki temu jego myśli wędrowały daleko stąd i w ogóle nie pamiętały Akiry. Przynajmniej nie teraz. Trwałby tak nadal, gdyby nie to, że ktoś mu do pokoju wparował. Uśmiech zagościł na jego buźce. Gabriel. Chłopak wgramolił się na jego łóżko i zaraz wyściskał Alvina, po czym wręczył mu słodycze. Och, on naprawdę doskonale znał potrzeby tego maleństwa. Skąd on to wszystko wiedział? Jednak prawda była taka, że znali się już z pięć lat i Gabryś zawsze był dla niego taki szczery, dobry i troskliwy. Nie to co inni, którzy odchodzili tak szybko, jak się w jego życiu pojawiali.
    Zaczęli więc rozmawiać, aż w końcu Gabriel zapytał o tego Akirę i minka zmizerniała Puchasiowi. Nie chciał o tym mówić, choć wiedział, że Gryfonowi mógłby zaufać. No więc dobrze. Alvin powiedział mu, co się dzieje w jego serduszku i w duszy. Oczywiście Gabriel się przejął, nie śmiał się, choć i po wysłuchaniu o wszelkich sytuacjach między Akirą a Alvem, stwierdził, że to musi być trudne i z pewnością bolesne.
    Kiedy zaś Alvin posmutniał i się mu rozpłakał, ten pochwycił go w ramiona i tak trzymał przez parę godzin. Puchaś nie zauważył, że coś dziwnego działo się z Gabrielem, coś, co nie było tylko zaniepokojeniem o losy przyjaciela. Gabriel jednak potrafił to ukrywać. Ukrywać od bardzo długiego czasu. Teraz karmił go żelkami, opowiadał przeróżne historię i próbował na wszelkie możliwe sposoby poprawić mu humor, choć i jemu samemu też by się to przydało, kiedy serce niestety trochę cierpiało, dowiedziawszy się, do kogo Alvin kieruje uczucia swoje. Czy to nadal był jego Alvin?

    Następnego dnia, gdy Gabryś dowiedział się, że Akira wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego, udał się do gniazdka Krukonów, gdzie w Pokoju Wspólnym zastał ku swej ucieszę tegoż chłopaka.
    Stanął przed nim i z mało przyjazną miną odezwał się:
    - Musimy porozmawiać.

    OdpowiedzUsuń
  89. Dni mijały, a Alvin żył jak gdyby nigdy nic. Przecież trzeba zniszczyć coś, co siedzi w głowie, a nie ma racji bytu, prawda? Gdyby nie próbował tego zrobić, to juz dawno przepadłby i wpadł w depresję. Tymczasem jakoś dawał radę. Głównie dzięki Gabrielowi, który latał wokół niego jeszcze częściej niż zwykle. Alvin oczywiście nie narzekał, ale bywały chwilę, kiedy zastawiał się gorączkowo, dlaczego tak jest. Przecież ich przyjaźń nie miała kryzysu, wiodło im się całkiem dobrze. Chbya, że to wszystko za spraw ostatnich wydarzeń i zwierzeń Alvina. Cóż, jednak jakoś specjalnie nie zaprzątał sobie tym głowy.
    Postanowił wskoczyć do wanny i sprawić sobie kąpiel z bąbelkami i olejkami. Chyba z godzinę siedział w ciepłej wodzie i nawet pozwolił sobie na książkę, choć nie powinien, bo ryzykował właśnie zniszczeniem jej. Wyszedł z wanny i owinął się ręcznikiem, po czym ubrał wygodne ubranie i wszedł do pokoju z takimi mokrymi włosami i całkiem poczochranymi. Gdzieś mu się zgubiła szczotka i musiał jej poszukać w pokoju. Chyba, że współlokator się znowu do niej dobrał. Jeśli tak, to cóż... nie było nadziei.
    Kiedy jednak wyszedł, jego oczy ujrzały we własnym pokoju Akirę. Tak. Tego właśnie Akirę. Momentalnie się przestraszył i cofnął do tyłu, ale potem przypomniał sobie, co przed samym sobą obiecał i spróbował przybrać obojętny wyraz twarzy.
    - Dlaczego przyszedłeś? - zapytał swobodnie, ale potem jakoś musiał dopowiedzieć: - Idź sobie...
    Kosztowało go to bardzo wiele, ale tak byłoby najlepiej. Po pierwsze męczył się w jego towarzystwie, bo cierpiał przez to, co sobie ubzdurało serduszko, a po drugie... zaraz znowu usłyszy, że coś jest jego winą. Kompletnie nie miał na to ochoty. Zignorował go później i zaczął chodzić po pokoju w poszukiwaniu szczotki.

    OdpowiedzUsuń
  90. Nikt lepiej od samego Akiry nie będzie wiedział, dlaczego ten stoi tu teraz i w dodatku wyskakuje z jakąś wielce naiwną gadką, która już na wstępie wydała się Alvinowi jednym wielkim kłamstwem. Akurat to, że Gabriel i Akira się nie lubili, zdążył już wywnioskować. Zresztą Krukon wiedział, że jego przyjaciel był Gryfonem, więc mógłby z łatwością go znaleźć bez przychodzenia tutaj, prawda? Po co więc to wszystko?
    - A ten prawdziwy powód? - zapytał smętnie.
    Zauważył grzebień w jego dłoniach i podszedł bliżej. Stanął przy nim i wyciągnął łapkę.
    - Mógłbyś mi to oddać? Chyba, że masz zamiar sam się rozprawić z moim włosami, chociaż bardzo wątpię - powiedział chłodnym tonem. Jej, dobrze mu szło. Nie płakał, nie wyrzucał swoich żalów... Okej, Alvin, jest dobrze, wytrzymaj jeszcze trochę. On pewnie zaraz sobie pójdzie i zakończycie to dziwne spotkanie. Tak, dziwne to idealne określenie.
    Chłopak jednak grzebienia nie zwrócił. Baa, nawet zaczął coś mówić, a Alv zdębiał. W jego ustach "dawno Cię nie widziałem" brzmiało co najmniej tak, jak profesor historii magii, mówiąc "a tę anegdotkę Wam podaruję, bo nie trzeba tego wiedzieć". Zaraz jednak pokiwał główka z pełnym zrozumieniem. Naprawdę tęsknił za kłopotami? Teraz to Akira był mega dziwny.A może i jego zachowanie podchodziło pod jakieś żałosne podchody?
    Usiadł naprzeciwko niego i spojrzał mu z niejakim trudem prosto w te... oczy, których wolał nie określać przymiotnikami, bo by sam siebie tylko teraz dobił.
    - Czego chcesz ode mnie? Ja już kompletnie Cię nie rozumiem. Chcesz się wyżyć? To weź różdżkę, proszę. Ja swojej jak zwykle nie mam... i miejmy to już za sobą - powiedział, rozkładając ramiona, co oznaczało "śmiało, wal zaklęciem i skrzywdź mnie, bo przecież o to Ci cały czas chodzi, prawda?".

    OdpowiedzUsuń
  91. Świat zawirował. Już miał bowiem Alvin rzucić się na niego i mu wyrwać grzebień... wróć. Nie, tego i tak by nie zrobił, bo nie chciał ewentualnie jeszcze bardziej go poturbować, zatem na wszelki wypadek wolał nie ryzykować, oj, nie. Niemniej jednak załóżmy, że to planował... Plany te jednak nie mogły ulec realizacji, ponieważ pewne słowa o zamąceniu mu w głowie, spełniły swoje zamiary. Tak, same słowa już sprawiły, że w główce mu zaszumiało, że serce przyspieszyło, a i samo Puchasiątko przełknęło nerwowo ślinę. Potem ta dłoń na jego policzku w jakimś cholernie czułym geście - co było absurdalne, bo Akira nie potrafił być czuły - i przepadł Alvin.
    Poczuł bowiem jego usta na swoich i to chyba był pocałunek. Taki jednak bardziej prawdziwy, niż będący tylko złudzeniem. Tylko serce wcale nie przyspieszyło, ale wręcz zamarło. Pozwolił sobie na chwilę zapomnienia, na oddanie się temu. Podświadomie jednak wiedział, że musi powiedzieć stop, bo nie szło zapomnieć o jego słowach. Słowach, które wbiły się głęboko w jego serce. Tak więc parę sekund później odepchnął go od siebie i spojrzał ze strachem w oczkach. Był pewien, że Akira widzi te czerwone poliki, które chłodziły mokre kosmyki włosów. Był pewien, że on czuje, jak ciało Puchasia całe drży.
    - Nie. Nie jestem Twoją cholerną zabawką, z którą sobie możesz robić, co tylko chcesz. Rozumiesz? Dziękuję tylko, że byłeś tak dobry i szczerze się przyznałeś, co mają na celu te... działania. a teraz proszę Cię, abyś wyszedł - powiedział, patrząc mu prosto w oczy. Znowu musiał w to wszystko wkładać mnóstwo sił, ale jeśli nie chciał, by potem bolało jeszcze bardziej, to musiał. Nie mógł być znowu tym naiwnym Alvinem.

    OdpowiedzUsuń
  92. Zatem to był początek końca, tak? Coś, co miało być najpiękniejszym momentem w życiu... stało się największym koszmarem. Gabriel zawsze mu mówił, że powinien zrobić tak, by jego pierwszy pocałunek był z osobą, którą kocha i by ta osoba to uczucie odwzajemniała. Gryfonowi to się niestety nie udało, ale Alvinowi jeszcze mogło. Taa, pierwszy warunek spełniony, ale drugi w nawet najmniejszym ułamku nie. Akira sobie drwił, chciał mu zamącić w głowie i wcale a wcale nie było ani odrobinki serca w tym, co robił.
    Wyszedł, zostawił go samego i nie omieszkał na wyjściu jeszcze uśmiechnąć się w ten okropny typowy dla siebie sposób. Akira był okrutny. Niewyobrażalnie okrutny, a jednak Alvin nie mógł zapomnieć o nim, a teraz dodatkowo i o jego ustach. Przyjemnie jest rzeczywiście z kimś się całować, ale jeszcze przyjemniej, kiedy się wie, że po zakończeniu nie spotka się z czymś takim, jak to własnie Alvin miał wielką przyjemność. Tak, to wszystko było jakąś straszną pomyłką. Wiedział o tym.
    Osunął się na podłogę, skulił i rozpłakał. Znowu. Dlaczego musi się zakochiwać w niewłaściwych osobach?

    Parę dni później wyglądał już na takiego, który wziął się w garść. W dodatku któregoś popołudnia zaczepi go współlokator Akiry i tak jakoś im się rozmowa potoczyła. Podejrzewał w tym podstęp, ale nic takiego przez kolejne dni się nie działo i wspólnie spędzali sobie czas, który teraz Alv musiał dzielić między swojego kochanego Gabrysia i drugiego Krukona. Zauważył jednak, że Kruczek jest naprawdę miłym, a przede wszystkim ciekawym człowiekiem i, o dziwo, nie musieli rozmawiać o Akirze, by znaleźć wspólny temat. To sypało się jakoś samo... A i akirowy współlokator też wiedział, że Alv nie ma ochoty na rozmawianie o nim. Pewnego popołudnia Puchaś zaczął się nawet zastanawiać, czy już cała szkoła wie, co zaszło między Akirą a nim. Ech, wiedział, że plotki chodzą, ale żeby aż tak?
    Dzisiaj była pełnia księżyca, a jego nowy kurkoński kolega zaproponował, by poszli na Wieżę Astronomiczną i tam spali, bo to podobno najpiękniejszy widok, jaki tylko można było ujrzeć z tego zamku. Alvin więc postanowił wybrać się z nim i właśnie siedział w dormitorium i się do tego przygotowywał. Ciekawe tylko, co sobie pomyśli Akira, jak się dowie... A pewnie nie omieszka spytać swego współlokatora, gdzie to się on wybiera na noc...
    Ach, nie, nie będzie o nim myślał, o.

    OdpowiedzUsuń
  93. Alvin wielce podekscytowany tym, że spędzi noc na spoglądaniu w gwieździste niebo i księżyc w pełni, szykował się do wyjścia. Zabrał magiczny materac, który sam się nadmuchiwał, wziął dwa kocyki i swoją ukochaną podusię, choć wiedział, że i tak będzie mu zimno, ale nie chciał przy Krukonie wyjść na jakąś marznącą w kółko dziewczynę, o nie. Ach, on był zupełnie w porządku. Nie śmiał się z niego, nie robił mu krzywdy i czasem nawet pomagał w nauce. Tak, a to przecież ledwo tydzień minął, odkąd do niego zagadał Stephen. Alv czuł, że powinien czasem odpocząć od Gabrysia, bo on momentami robił się niestety zbyt zaborczy, a to się coś Puchasiowi nie za bardzo podobało.
    Wszystkie przygotowane rzeczy, wziął pod pachę, po czym magicznie zmniejszył i powędrował cichaczem przez Pokój Wspólny, a potem ostrożnie zaczął iść korytarzem, bojąc się, że ktoś mógłby go nakryć i wtedy nici.
    Dotarł na Wieżę Astronomiczną, a tam, jak przypuszczał, było znacznie chłodniej niż w dormitorium. Zaczął szykować swoje posłanie, a kiedy było gotowe, wskoczył pod kocyki i czekał. Czekał, aż Krukon przyjdzie. Był chyba trochę przed czasem na miejscu. To nic. Jakoś sobie czas zajmie.
    Wtem usłyszał kroki, ale w ciemności nie widział niczego, więc postanowił spytać:
    - Kto idzie? Stephen?
    Ten mroczny klimat sprawił, że dostał gęsiej skórki. Spokojnie, Alvinie. Przecież nikt inny nie wie, że tu jesteś. To musi być on. No, chyba, że ktoś też zaplanował noc w tym czarującym miejscu. Oby nie. Jakoś niespecjalnie miał ochotę na inne towarzystwo.

    OdpowiedzUsuń
  94. Spłoszony poderwał się z miejsca i kręcił ostrożnie dookoła. Nikt mu nie odpowiadał. Mrok spowił całe pomieszczenie, które oświetlało nikle jedynie światło księżyca. Kroki, czyjś oddech. Ktoś się ewidentnie zbliżał. Był już przy nim pewnie, za nim. Już miał się odwrócić, ale został powstrzymany przez napastliwe, silne ręce. Chciał krzyczeć, wołać o pomoc, ale dłoń spoczęła na jego ustach. Czy nie było już dla niego ratunku?
    Wtem wrażliwe uszko usłyszało parę zdań. Ten głos. Cholerny dupek! Przeklęty szpieg! Zapyziały egoista! Alvin zaczął się jeszcze mocniej szarpać, ale Akira go trzymał. Wreszcie zdołał wyrwać jedną rękę i pazury wbił w dłoń blokującą jego usta.
    - Kłamiesz, zostaw mnie, rozumiesz? Nie masz żadnego prawa ingerować w moje życie. To nie są Twoje sprawy. Śledzisz nas? Podglądasz? - Znowu się mocno szarpnął, ale to chyba nie było zbyt dobre rozwiązanie, bo tracił siły, a w dodatku napierał na Akirę swoim tyłem, co nie było do końca dla niego komfortowe. - Zdecyduj się na coś. Daj mi chociaż jeden powód, dla którego miałbym słuchać Ciebie i darować sobie jego. Słucham. I nie, nie chcę słyszeć, że ty tak sobie chcesz i basta, ani o tym, że on się ogląda tylko za ponętnymi Ślizgonkami... - wydusił prawie na jednym wydechu.
    Musiał wiedzieć, dlaczego Akira się tak zachowuje. Dlaczego jest taki zaborczy, skoro Alvin go nie obchodzi... Czyżby?

    OdpowiedzUsuń
  95. - Daj mi chwilę, zajmę się tylko kilkoma rzeczami.
    Uśmiechnęła się pod nosem, rzucając zaklęcia naprawiające miejsce, w którym byli. Bez słowa, jak najszybciej uprzątnęła całe miejsce, usuwając ślady po wszystkich zaklęciach, jakich tutaj użyli, starając się nie zostawić żadnych wolnych końców ani wizytówek, aby nikt nie mógł ich bezpośrednio połączyć z komnatą zwykłym Priori Incantatem czy zaklęciem śledzącym. Dopiero, kiedy skończyła, podeszła do nieprzytomnych ludzi. Po kolei nałożyła na nich urok snu, dający im pół godziny przed ich wybudzeniem na wymyślenie sobie naprawdę dobrego alibi.
    - Możemy iść... - mruknęła. - Ale wciąż musimy sobie znaleźć jakieś dobre usprawiedliwienie i... Jak ktokolwiek w ogóle się tutaj dostał?
    Rozejrzała się jeszcze raz, sprawdzając wszystkie kąty, czy aby czegoś nie pominęła, nie upuściła, lub nie zapomniała. Upewniwszy się, że wszystko ma na swoim miejscu i to, co potrafiła zrobić, już zrobiła, żeby kryć swój tyłek i jego przy okazji, ruszyła w kierunku ściany, przez którą weszli przybysze.
    - Masz pomysł na alibi?

    Aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  96. To jakaś chora sytuacja. Wariował. Chciał zakryć uszy i nie słyszeć. Nie słyszeć ich kłótni, ignorować słowa Akiry i udawać, że on mu wcale takiego wstydu nie przyniósł przed drugim Krukonem. Dlaczego spotyka go tak wiele chorych sytuacji? Brakowało mu już słów, a myśli... one były przeklętym chaosem, z którym nijak nie potrafił sobie niestety poradzić to było okropne i bał się jutra. Akira nie potrafił mu powiedzieć prawdy, nie potrafił wreszcie sprecyzować tego, co mu leży w sercu, a coś tam na pewno było. Alvin o tym wiedział. Tylko tenże Kruczek był okropnie problematyczny w tych sprawach.
    Poczuł zaborczy uścisk, że aż niemal zabrakło mu powietrza. Dlaczego on wkładał tyle siły w trzymanie go? Niby co? Alvin by uciekł? Zbliżali się jednak niebezpiecznie w stronę barierki, a z każdym kolejnym krokiem Akiry, Alvinowi serce wybijało coraz to szybszy rytm. Rzucił w ciemność błagalne spojrzenie do Stephena, ale to nic nie dało.
    O rany. Lecieli. Spadali. Nie, jednak lecieli. Przerażony Puchaś cały się w niego wczepił, jak w misia przytulankę, bojąc się, że on go puści i że zaraz Alv pójdzie przez to na ten drugi świat.
    - Zupełnie zwariowałeś, wiesz? - szepnął mu do ucha, czując, jakie ono zimne.
    W ogóle było strasznie zimno, a wszystkie ciepłe rzeczy Alv zostawił przecież na górze, bo Akira nie był na tyle taktowny, by go uprzedzić, że planuje coś takiego. Jak on w ogóle to robił, że oni już dawno nie rozbili się o ziemię?
    - Jednak nie chcesz, abym zginął... - stwierdził, po czym spojrzał na jego twarz i posłał mu swój puchasiowy, nieco nieśmiały uśmiech.Sekundę później cały się znowu tulił do niego.
    Ziemia. Śnieg. Brrr, zimno. Ukochana, cudowna, upragniona ziemia! Zaczął się na głos zachwycać, po czym podreptał na czterech do leżącego Akiry i wdrapał się na niego. Usiadł sobie na nim i uśmiechnął.
    - Wiedziałem, że Ty też to czujesz... - wydukał onieśmielony, a na buźce zakwitł dziewiczy rumieniec. - Tylko coś niełatwo Ci przychodzi okazywanie tego - wydedukował. - Ale wiesz, mogę Cię nauczyć... - Przełknął ślinę. - Jeśli chcesz.
    O cholera, ale mu serduszko waliło ze stresu. I coś się zrobił w myślach ostatnio strasznie wulgarny.

    OdpowiedzUsuń
  97. No proszę, proszę. To jakaś odmiana. Akira, którego nie znał. Taki jakby onieśmielony, niepewny i zawstydzony. Alvin naprawdę cieszył się, że takiego go widzi. Więc jednak... jednak coś w tym wszystkim było. Jednak mu się nie przewidziało.
    O! Rumienił się. No to już był chyba najpiękniejszy Akira, jakiego kiedykolwiek widział. Rumienił się przez niego w dodatku. Czyż to nie piękny obrazek? Alvin nigdy nikogo do takiego stopnia jeszcze nie zawstydził. Ach, dość jednak zachwycania się nad tym.
    Wiedział, że chłopak bedzie próbował się bronić. Wiedział, że się nie przyzna, ale odpowiedź w tym wypadku była oczywista, choć ta konkretna z jego ust nie padła.
    Niebezpieczny współlokator? Mało wiarygodna gadka, kiedy widać, że jest się zakochanym szaleńcem, który obiekt swojej miłości chce mieć tylko dla siebie. Całe szczęście, że Alvin w tej swojej naiwnosci akurat w takie coś nie wierzył.
    Jęknął z niezadowoleniem, kiedy Akira go zsunął z siebie i wstał. Buu, a mu tak było wygodnie na nim. Pfi, będą musieli to powtórzyć. Koniecznie. Tutaj szatański uśmiech pojawił się na alvinowych usteczkach.
    Ścisnął jego łapkę, ale i zagrodził mu drogę.
    - Nie, zaczekaj. Za chwilę pójdziemy. - Zawiesił łapki na jego ramionach, po czym z niejakim zawstydzeniem wydusił: - Pocałuj mnie... Ale nie tak, by mi mieszać w głowie. Tylko tak prawdziwie, o - powiedział, patrząc na niego z iskierkami w oczkach.
    Szalony Alvin, ot co.

    OdpowiedzUsuń
  98. Uniosła brwi bardzo, bardzo, bardzo wysoko. W pewnym momencie miała dużą nadzieję, że się zwyczajnie przesłyszała. W drugim po prostu zamachnęła się ręką, dając Akirze w twarz, zupełnie bez zastanowienia. Policzki jej poczerwieniały, oczy rozbłysły złością, a grzywka przybrała barwę wściekłej czerwieni.
    - Ty sobie chyba żartujesz - wysyczała przez zęby. - Ja, Aislinn Yaxley, miałabym się z tobą przespać i jeszcze być z tego powodu zadowolona, dumna i nie wiadomo co jeszcze?
    Prychnęła, zadzierając głowę i patrząc mu w oczy. Rzeczywiście, dało się zauważyć, jak bardzo była choleryczką. Wyglądała jak rozjuszony kot, który w każdej chwili może podrapać.
    - Chyba się pozamieniałeś na rozumy z... Z... Och, nie ważne z kim! Jak w ogóle mogłeś cokolwiek takiego zasugerować?!

    Aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  99. Przez chwilę się bał. Bał się, że wszystko to okaże się tylko snem, że obudzi się, a Akira znowu będzie się nad nim znęcał. Gdy ujrzał to dziwne spojrzenie chłopaka, które zdawało się mówić, według Alva, "czego ty ode mnie chcesz, chłopaku?", ogarnął go strach i niepewność. Może Akira go nie chce? Może mu nie zależy? Może się nim brzydzi, jak to kiedyś nawet otwarcie powiedział? W końcu można tak szybko zmienić o kimś zdanie i wrzucić relację na tak odmienne tory? Widać można, ale czy ich stosunki od początku nie były wyjątkowe przypadkiem? Czy ta zmiana jest rzeczywiście nagła? Tak wiele pytań szumiało mu w głowie i choć chciałby znaleźć odpowiedzi, to teraz ich nie szukał. Teraz liczył się to, co było tutaj i teraz.
    Przyjemny dotyk ust Akiry, to poczucie, że jest trzymany przez niego tak mocno, pilnowany i.. ach, Akiś się troszczył i jasno mówił, co jest jego. Teraz chyba mógł się na to zgodzić. Teraz się nie sprzeciwiał i po prostu się temu poddał. Tym razem serduszko przyspieszyło, ale już nie było przestraszone, bo tego tak właściwie wyczekiwało. Ogarniała go radość i podekscytowanie. Musiał stanąć nijako na palcach,bo jednak był niziutki i taki drobny. Cały się w niego wtulał ciałem, a usta przykleiły się najściślej do warg Akiry, których pragnął dotykać, które pragnął całować już od dawna. Hm, ciekawe, od jak dawna Akira to wie. Sam się domyslił? A może plotki jakieś się rozniosły? Nie był pewien.
    Ojej, przez Krukona przemawiała teraz jawna czułość, która Al pochłaniał natychmiast i ze zdwojoną siłą odwzajemniał. Zamruczał cichutko w pocałunku, co miało być oznaką przyjemności, a kiedy wreszcie się od siebie niechętni oderwali Alvin zsunął po jego rękach swoje łapki aż do dłoni Krukona, które chwycił w swoje.
    Uśmiechnął się do niego, ale ten odwrócił główkę. No tak, był speszony. W sumie Alv też, tylko jakoś tak może teraz nie było tego widać. Jednak niepewność w oczkach i czerwone poliki były łatwo dostrzegalne.
    - Chodź... - pociągnął go leniwie w stronę wejścia do zamku. - Zimnoo - jęknął, jakby cierpiał największe katusze.
    Nie mógł się powstrzymać przed zerkaniem na niego i to też robił co jakiś czas. Wreszcie ciepło ogarnęło ich ciała i ruszyli ku schodom, a Alvin i tak nie puszczał jego dłoni, choć ludzie ich mijali i to nie raz, nie dwa. On ich jednak nie widział. Nie teraz.
    Znaleźli się wreszcie w puchasiowym dormitorium, a Alvin w duchu dziękował, że ma takiego współlokatora kobieciarza, który co noc siedział u innej. Dzięki temu będą mogli poleżeć, porozmawiać, albo po prostu pomilczeć i mieć święty spokój. Tylko akurat dzisiaj, akurat teraz Alvin musiał mieć go obok i wcale nie chciał się rozstawać. Czy Akira też tak myślał?
    Puchon wgramolił się na swoje łóżko i patrzył sobie niego. Teraz ogarnęła go niepewność, bo niby co dalej? Co powinien robić, co powinien mówić?

    OdpowiedzUsuń
  100. Uspokoiła się nieco. Ale tylko nieznacznie, bo wciąż wpatrywała się w niego wściekła i nieco zadowolona, że jej cios pozostawił na jego policzku lekko czerwony ślad. W jakiś sposób nieco jej to poprawiało humor. Typ był bezczelny, wredny, zapatrzony w siebie i w ogóle nie za bardzo za nim przepadała, choć podziwiała jego zdolności w pewnym stopniu.
    - Dziękuję, że jesteś tak wspaniałomyślny i oszczędzisz mi tych wizji - warknęła.
    Wzruszyła ramionami, słysząc jego pytanie. Właściwie to nie miała pojęcia, a jego propozycja była dość sensowna. Gdyby nie to, że bardzo dbała o swoją reputację ze względu na swoich braci i ojca, może jeszcze by grzecznie posłuchała, bo brzmiałoby realnie... Gdyby była głupia, biuściasta i nie myślała o niczym innym, jak o facetach.
    - Nie wiem - przyznała się w końcu. - W końcu Kate widziała nas razem i łatwo by łyknęli, że byliśmy gdzieś razem. Problem leży jedynie w tym, że rozanielona ja koliduje z wizerunkiem, jaki mam. Rozpowiadanie o czymkolwiek, co jest moje i prywatne też nie leży w moich zwyczajach. Ktoś bardziej inteligentny po prostu za nic w to nie uwierzy.
    Potarła cieplejszy jeszcze i zaczerwieniony policzek wierzchem dłoni.
    - Nie wiem, może wymknęliśmy się do Hogsmeade po kryjomu na piwo? Za takie coś dostaniemy najwyżej tygodniowy szlaban, a nie natychmiastowe wydalenie, więc cena jest niewielka.

    Aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  101. Okej, bał się, że to im jakoś tak naturalnie nie wyjdzie, że będzie sztywno, że będą zbyt onieśmieleni. Zwłaszcza o siebie w tym ostatnim względzie bał się o to. Stresował się odrobinkę, ale kiedy tylko Akiś usiadł obok, a potem jeszcze wsunął się na łózko i Alvina wmanewrował między swoje uda, to wszystko uleciało. Z radością się oparł o niego i wtulił ładnie, a potem tylko rozkoszował się jego obecnością, zapachem i każdym, nawet najmniejszym dotykiem.
    - Mmm - zamruczał w rekcji na to, jak go Akira głaskał po łapkach, rękach, a potem tak wyżej i wyżej.
    Nie znał tych odczuć. Nikt go nigdy nie traktował w taki sposób. Tak, jakby był naprawdę ważny, jakby się prawdziwie dla niego liczył, jakby zasługiwał na takie traktowanie. To taka odmiana. To coś zupełnie innego od tego, co było wcześniej między nimi. Nie było krzyków, nie było bólu, ale mnóstwo nowości, na które Alv się powolutku otwierał.
    - Więc się zgubmy. Razem - szepnął, przekręcając główkę, by musnąć przelotnie jego usta.
    No nie potrafił powstrzymać swojego romantycznego podejścia do życia. Wreszcie miał kogoś, kogo mógł obdarowywać uczuciami. Wiedział, że Akira nie jest łatwy, że teraz po prostu okazuje się słabszym i ulega, ale Alvin chciał się nauczyć, jak można go częściej tak... zmiękczać.
    Westchnął cichutko i bardziej się w niego wtulił, czym kociak spragniony pieszczot. Ciągłych, dodajmy.
    - Cieszę się, że mnie... lubisz - wyszeptał, patrząc gdzieś w ścianę przed sobą. - Bo ja lubię Ciebie. Bardzo, wiesz? - zapytał i uśmiechnął się przez jakaś taką melancholię myśli, jaka mu własnie towarzyszyła.
    Potem jednak odwrócił się do niego przodem jakoś tak i w oczkach pojawiły mu się iskierki.
    - Masz łaskotki? - spytał rozradowany i podniósł łapki, jakby zaraz miał go zaatakować.
    Tak, Akiś to jeszcze dzidzia. Duża dzidzia.

    OdpowiedzUsuń
  102. Musiał zastosować ostrożne czasowniki, bo sam nie był do końca pewien jeszcze, jak silne są jego uczucia, a i wolał Akiry nie straszyć w jakikolwiek sposób przez takie tam wyznania i stwierdzenia. Musiał i chciał zachować w tym względzie pewien dystans.
    Akira miał nad Alvinem władzę, a Alvin miał ją nad Akirą, tak? Och, Alvin był strasznie w niego zapatrzony aktualnie i nie widział po za nim świata i to od dawna, ale nie potrafił w tym względzie wyznaczyć konkretnego momentu. To jednak było widać, choć wydawało mu się, że Akira chyba trochę późno sobie to uświadomił. Sam Alvin dziwił się, że jest w stanie tak bardzo się poświęcać, tyle znosić dla kogoś takiego, kto tak bardzo go krzywdził i kto wmawiał mu, że jest najgorszym ścierwem. Co było teraz? Coś, czego chciał już zawsze i w tym teraz właśnie pragnął się razem z nim zagubić.
    - Masz! - władczo położył dłonie na biodrach i spojrzał na niego nieufnie, po czym ciekawskie łapki wkradły się pod koszulkę Akiry i zaczęły go łaskotać, a przy tym końcówka języka Alvina wysunęła się w cwaniackiej pozie, a w oczkach dalej błyszczały się te jakże wesołe iskierki. To mu się podobało. Oto bowiem przekonał się, że jednak Akira ma łaskotki.
    - wiedziałem! Kłamałeś - zawyrokował, wciskając się na jego kolana i uczynił łaskotanie go jeszcze bardziej intensywnym. - Mam Cię! - dodał wesoło.

    OdpowiedzUsuń
  103. O, jaaaa! Czuł się taki zdominowany, zniewolony, uległy i gotowy na zrobienie wszystkiego, co mu tylko Akira rozkaże. O rany, miał go całkiem w garści ten Krukon. Leżał na nim i przygwoździł go do materaca, co automatycznie skojarzyło mu się z jakąś mangą. Al zagryzł wargę i czuł, jak ciepło napływa do jego serduszka, policzków i w ogóle calutkiego, niewinnego ciałka. Aww, bo. to on. Akira, który niebywale na niego działa. Ciekawe, czy miał w ogóle świadomość tego.
    - Mam Ciebie - wydusił i szarpnął się, ale chłopak dość mocno go przyciskał. O dziwo, Alvin jednak nia miał nic przeciwko. Powiedziałabym nawet, że był jak najbardziej na tak w obecnej sytuacji. Dziwne, prawda?
    Lot, lotem... on nie był tak ważny w obliczu tego, co teraz wyszło na jaw. To było istotniejsze dla Alvina na tyle, że zapomniał o tym, iż prawie zginął. A raczej... że spadał z najwyższej wieży w Hogwarcie i otarł się o śmierć.
    - Nie chce sam! - jęknął i zaczął znowu się szarpać, co miało podkreślić jego niezadowolenie z możliwości zaistnienia takowej perspektywy. - Tylko z Tobą. Będziemy robić milusie rzeczy, prawda? - spytał, muskając zaczepnie jego usta.
    Jak mógłby nie być posłuszny? Przecież to Akira.

    OdpowiedzUsuń
  104. Wzruszyła ramionami. Zaczynała się powoli uspokajać i ponowne sprowokowanie przez Akirę nie wchodziło już dla niej w grę. Spojrzała na obcisłe dżinsy i kaszmirowy, czerwony sweter, który miała na sobie. Cóż, była... Była za ładnie ubrana na zwykłe wyjście do Hogsmeade. I za cienko. Mało kto by uwierzył, że poszła tak tylko i wyłącznie na piwo, więc musiała się liczyć z tym, że co druga osoba w szkole stwierdzi, że to jakaś durna randka. Wygładziła lekko materiał, otulając się zaklęciami termicznymi, które miały utrzymać stałą temperaturę dookoła jej ciała, po czym wsunęła różdżkę do kabury na udzie, lekko zaciskając skórzane paski, by trzymały się mocniej.
    - Twój pomysł ze składzikiem jest denny - powiedziała spokojnie. - Nie ma najmniejszej szansy, żebym kiedykolwiek się na to zgodziła, a skoro Puchonka Tilly Wright byłaby całkowicie pewna, że to ściema, to pomyśl o reszcie.
    Poprawiła włosy. Wiśniowe pasma w grzywce zaczęły blednąć, przybierając płomiennorudy kolor reszty włosów. Zamyślona nieco przygryzła wargę, po czym odwróciła się, łapiąc go lekko za nadgarstek.
    - Chodź, musimy się tam dostać, zanim się obudzą i zaczną szukać winnych. Wątpię, żebyśmy chcieli się na nich nadziać wtedy.
    Och, reputacjo... Akira Noblefaire i wyjście z nim gdziekolwiek nie będzie dla ciebie najlepsze.

    Aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  105. Westchnął rozanielony, kiedy tylko ujrzał to roziskrzone spojrzenie pełne jakiejś takiej namiętności w sobie. Ono sprawiło, że dopiero teraz chyba poczuł, ile jeszcze przed nim. Tak, już byli w łóżku, w dodatku razem i już robili miłe rzeczy, co dla Alvina zawierało się w pocałunkach i głaskaniu. Samo to potrafiło go doprowadzić do maksymalnego zawstydzenia i już czuł, jak jego serduszko wariuje przez nagły napływ emocji. O tak, zrobiło się jakoś tak gorąco, że jego ciało dawno zapomniało o tym, że przed chwilą jeszcze leżało sobie w lodowatym śniegu.
    Czuł się totalnie zniewolony. Uścisk się wzmocnił, poczuł na sobie ciężar ciała Akiry i przez to wszystko chciał odwrócić główkę w bok, schować się przed jego pełnym pasji spojrzeniem i zakryć twarz poduszką, by nie mógł sobie tak całkiem otwarcie zerkać na zarumienioną, anielską buźkę Alvina.
    Chciał go przycisnąć do siebie i przytulić mocno, ale dalej był całkiem unieruchomiony. A kiedy dłonie Krukona zwoliły uścisk, to Alvin przepadł zupełnie, bo i w tej samej chwili ich usta połączyły się i poczuł, jak niecierpliwy język jego... jego Akiry wkrada się do alvinowej buźki. Troszkę był tym wszystkim przerażony, bo nigdy się tak nie całował - to raz, a dwa - nigdy nie był w takiej sytuacji z drugą osobą. Nie miał pojęcia, że to może być takie przyjemne i niezwykłe. Nie, książki żadne nie umiały tego idealnie opisać. To po prostu trzeba było przeżyć. Ale zaraz, o czym on mówił? Przecież tylko się całowali... Tylko dla Alvina to było właśnie "aż". W dodatku był tu i teraz z osobą, która była dla niego tak bardzo ważna i tak bardzo pragnął też robić z nią te wszystkie miłe rzeczy przez cały czas.
    Podskoczył pod nim na tyle, ile pozwalała mu nikła swobodna ruchów, kiedy tylko poczuł, jak ciekawskie łapki Krukona pożądliwie błądzą po jego własnej klatce piersiowej. W tym wszystkim wyjęczał cichutko jego imię, po czym zorientował się, że dostał gęsiej skórki. Aww, to było takie przyjemne. W pełni zaangażował się w pocałunek i jednocześnie swój własny języczek wreszcie nieśmiało zmotywował do zabawy z tym akirowym, choć nie bardzo wiedział, czy potrafi, czy robi to dobrze. Swoje łapki wsunął pod jego koszulkę, coby mógł go objąć bezpośrednio i przycisnąć jeszcze bardziej do siebie. Aj, ciepły misio się zrobił z Krukona.
    Odsunął swe usta od jego warg, gdy tylko czuł na podbrzuszu jego dotyk, a tym samym domyślił się, dokąd on w tym wszystkim teraz zmierzał. Wpatrywał się w niego z szeroko otwartymi oczkami, w których malowało się odczuwanie przyjemności i niepewność Do tego usta miał lekko rozchylone i znowu wyglądał jak pierwszorzędny ukeś.
    - Co robisz? - wydukał, przez co można było wyczuć, że oddycha jakoś tak inaczej... ach, inaczej niż zwykle.
    Alvinek był straszliwie zawstydzony, ale to chyba nic nowego, prawda? Och, Akira, co Ty z nim robisz?
    Zaczął go sobie teraz głaskać po brzuchu i jakiś taki uśmieszek wkradł się na te jego puchasiowe usta.
    - Akira... - zaczął, po czym zawstydzony, odwrócił nieco główkę w bok i zamknął swe oczka. - Jeszcze - szepnął w kontynuacji i aż sam się dziwił, że był do tego zdolny.

    OdpowiedzUsuń
  106. Dawał mu przyjemność, jakiej nie doświadczył nigdy wcześniej. To jak jakaś magia, a on powolutku, stopniowo ją poznawał. Przy tym oczywiście przez cały czas czuł się zawstydzony, ale było mu dobrze, tak dobrze, że wstyd nie miał aż takiego znaczenia. Przed oczyma stawały mu jego najpiękniejsze wyobrażenia o tym, jakby to wszystko mogło być i przypominał sobie, jak fantazjował przed zaśnięciem o Akirze, który go nie chciał, który się nad nim znęcał, a teraz... teraz było inaczej, bo los zupełnie się odmienił.
    Ile już tak trwali w tych pieszczotach? Ile jęków i westchnień wydobyło się z tych zaczerwienionych, lekko wilgotnych warg? Nie dało się chyba policzyć. W tym wszystkim Alvin czuł się taki ważny, taki kochany i tak ładnie rozpieszczany. Zastanawiał się także, skąd Akira wiedział co i jak. Ach, głupi Puchaś. To jasne... pewnie wielu było przed Tobą. Teraz jednak miał Akirę dla siebie i właściwie... traktował go jak swojego chłopaka, bo przecież tak było, nie? Przynajmniej w to wierzył i to wywnioskował dzisiaj Alv.
    Nie czuł już zaciskających się ud na jego biodrach i odetchnął cichutko. Poczuł się nagle jeszcze swobodniej, choć zaraz to uczucie zniknęło, bowiem poczuł, jak jego kolano zaczęło napierać na... aj, jejciu. Przecież Alv już był rozpalony, chętny, podniecony i tak dalej, a ta noga tam tylko na niego napierała bardziej. Chyba nawet mu się troszkę głupio zrobiło, że tak szybko Akira na niego zadziałał i tak szybko zdołał go rozpalić, ale Puchaś był kompletnie zielony w takich sprawach i całkiem niewinny.
    Przestraszył się wyraźnie, kiedy został rozebrany z koszulki z taką siłą. I gdzie ta delikatność? Chciałoby się powiedzieć "Hej, Akira. To Alvin... Delikatny i drobniutki. Przystopuj". Wiedział, że Krukon się rozpędza, wiedział, że zaczęła ogarniać nim ta żądza, o której Al czytał w książkach, a z która na żywo jeszcze nie miał od czynienia. Wiedział też, że on się rozpędza i rozpędzał, rozniecając ogień w ciele własnym i alvinowym. Tylko maleństwo chyba nie czuło się gotowe na tak intensywne i prowadzone w tak szybkim tempie działania. Dreszcz znowu rozszedł się po jego ciele, kiedy poczuł język za uchem. Awww, teraz to już oddychał kompletnie niespokojnie i um, uświadomił sobie, że w swych reakcjach na pieszczoty Akiry jest naprawdę głośny. Wsunął łapkę w jego włosy i nieco się przekręcił, po czym objął go ręką i pazurkami przejechał po plecach, ale po chwili... Po chwili, kiedy to gorący język Krukona wyznaczał ścieżkę na jego ciele, odsunął łapką jego główkę od siebie, a potem przewrócił Akirę na plecy. Zdjął mu koszulkę nieśmiało i wgramolił się calutki na niego, by główkę położyć na akirowej piersi, gdzie mógł słuchać bijącego szybko serduszka. Potrzebował chwili odetchnięcia, ukojenia.
    - To tak szybko... - zaczął, nie zmieniając swej pozycji. - Przecież wiesz, że ja... nigdy nic... i nie umiem i muszę powoli - wyznał, po czym podniósł głowę i musnął jego usta czule, by zaraz znowu wrócić do pozycji sprzed chwili.

    OdpowiedzUsuń
  107. Machnęła mentalnie ręką na to, że nie zna żadnej Tilly. Cóż ona mogła powiedzieć? Akira zwracał uwagę raczej na siebie, niż ludzi dookoła. Jedynie kiedy dochodzili do drzwi wejściowych, puściła szybko jego nadgarstek, chowając dłonie w kieszeni. Rzuciła jeszcze tylko szybkie zaklęcie odpychające wodę na buty i mogła wyjść z zamku na błotnistą ścieżkę. Słysząc propozycję Akiry, skinęła głową.
    - Brzmi dobrze. Dużo ludzi, niezobowiązujące... Przynajmniej mam nadzieję, że tak to będzie wyglądało.
    Taak. Na pewno. Szczególnie biorąc pod uwagę, że większość dziewczyn (i nie tylko dziewczyn) w szkole wręcz ubóstwiało Akirę i dałyby sobie odciąć kończyny za jedną randkę z nim. Podejrzewała, że kiedy się dowiedzą, że się z nim widziała, a się dowiedzą, dopiszą sobie miliony historii obok.
    Przesunęła palcami po dekolcie swetra, dotykając palcami rzemyka, na którym wisiała fiolka, ukryta pod czerwonym kaszmirem. Ciekawe, że jak wcześniej nie chciał jej powiedzieć, nad czym tak pracuje, to teraz ona odpowiadała za wszystko, co właśnie niosła w kieszeni dżinsów i na piersi.
    Cóż, dzięki temu była współwinna ukrywania tego wszystkiego, więc nie mogła go wydać, żeby sama nie wylecieć z Hogwartu, jak nie wylądować w Azkabanie. Sprytne... A wciąż interesujące, że miał aż tyle "zaufania".
    - Tyle, że... Nie wiem, czy tam będzie dużo ludzi o tej porze, a potrzebujemy miejsca, gdzie będzie ich zatrzęsienie, żeby nie zauważyli, jak wchodzimy albo wychodzimy... - mruknęła. - No i przydałoby się coś, co utwierdzi wszystkich w przekonaniu, że cały dotychczasowy czas spędziliśmy właśnie we dwoje...
    Zmarszczyła brwi, po czym spojrzała na niego zamyślona.
    - Jak dobrym aktorem jesteś?

    aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  108. Musiał, musiał, musiał. Musiał go o to pytać? Momentalnie oczywiście uciekł gdzieś wzrokiem, ale po chwili Akira znowu go całował, dotykał, pieścił i Alvin znowu pokazywał, jak bardzo jest mu uległy i przez niego zniewolony. Teraz, zawsze, na wieki. Chciał zobaczyć, jak to jest przejąć inicjatywę, sprawiać komuś przyjemność i wywoływać u niego takie reakcje, jakie Akira wywoływał u Alvina.
    Opory, opory. Miał opory i nie był pewien, czy to dobrze, że jest taki uległy. Tylko nie potrafił zachowywać się inaczej. Taką już był osobą i czuł, ze to jest właśnie jego rola. Nie chciał przecież go stracić, chciał, by Akira był zadowolony ze swojego prywatnego Puchasia. Chciał, by go pokochał. Alvinowi od dawna biło serduszko szybciej i łapki drżały na sam jego widok, a o dopiero w takiej sytuacji. Puchaś już był zakochany. A Akira? No własnie. Tego nie wiedział i pewnie się szybko nie dowie, ale... postanowił, że w tym momencie po prostu chce być sobą, chce czuć i poddawać się temu, a jakieś refleksje przesunąć na bok. Choćby teraz.
    - W-wstydzę - jąkał się, próbując w tym momencie choć na chwilę odetchnąć.
    Miał nadzieję, że Akira uszanuję niewinność Alvina i to, że tego wszystkiego doświadczał po raz pierwszy i potrzebował chwili odpoczynku, wytchnienia, bo w główce, w sercu i w pewnej bardzo intymnej cześci ciała wszystko szalało.
    Jego pocałunki uzależniały. Alvś znalazł dla siebie wreszcie nieszkodliwy, przyjemny narkotyk i z wielka pasją i zaangażowaniem poznawał, badał i pieścił ustami wargi i to, czego strzegły, a co już chyba zostało przejrzane przez tego Puchona i zwiedzone dość dogłębnie. Był trochę w tym niezdarny, ale każdy kolejny pocałunek wiązał się z mniejszą niepewnością, a więc i był jeszcze lepszy.
    - Wierzę Ci, bo ja... - zaczął, sunąć ustami po jego policzku. - Em, wierzę, choć może kompletnie zwariowałem.
    Po tych słowach zachłannie wpił się w jego usta i sam ustawił jego łapki na swoim ciele w miejscach, które potrzebowały pieszczot. Tylko te niegrzeczne dłonie Akiry ściągnęły z niego spodnie i bieliznę. Zanim Alvin się obejrzał już był nagi. Dotarło to właściwie do niego, kiedy się odsunął od niego Akira i zaczął taksować wzrokiem tak bezczelnie i wcale się z tym nie kryjąc. Oczywiście Alvin odruchowo zakrył kołdra swoje intymne miejsce, ale to i tak było bezcelowe.
    Wylądował między udami Akiry. O rany. Teraz widział przed sobą pieszczące go i głaszczące dłonie Krukona, które zmierzały... Och, um! Wygiął się calutki i wyprężył, a przez to rozchylił uda jeszcze bardziej i dłonie musiał zacisnąć na tych należących do Akiry. Zaczął wzdychać i pojękiwać coraz głośniej. Nie wierzył, że to naprawdę się dzieje.
    Po chwili jednak zatrzymał dłoń Akiry, która go pieściła.
    - Jestem Twój. Cały. I tylko Twój - powiedział, przekręcając główkę nieco i muskając parę razy szyje Akiry. - Dobrze mi... - wyszeptał, po czym w duchu sobie obiecał, że zaraz się dobierze do ubrań Krukona. - I chcę, by Tobie było tez dobrze. Ze mną.

    OdpowiedzUsuń
  109. Uśmiechnęła się nieznacznie, rozbawiona. Cóż, nie mogła nie twierdzić, że czuła się przy nim pewnie. Z drugiej strony jednak nie zastanawiała się, co z jego strony jest grą i kłamstwem. Bardziej interesowały ją jego rzeczywiste zdolności aktorskie, by ich alibi było tak przekonujące, jak tylko się da. Objęła się lekko ramionami, opuszczając trochę głowę.
    Nie dało się zauważyć, że przez ten gest wyglądała na typową przedstawicielkę swojej płci, która w nieśmiały sposób usiłowała kokietować chłopaka, z którym poszła na randkę. Przygryzła lekko wargę, przekrzywiając nieznacznie głowę, po czym powoli uniosła na niego wzrok. Palce dłoni powędrowały do kosmyków włosów, które nawinęła na palec. Po chwili uśmiechnęła się, przesuwając palcami wzdłuż całej ich długości, aż wreszcie ześliznęła się nimi na dekolt, zahaczając nimi o brzeg sweterka i niby niechcący nieco go odchylając, odsłaniając brzeg piersi, gdy przesuwała je dalej w dół, by wreszcie opuścić dłoń.
    A póżniej potrząsnęła głową i uśmiechnęła się szeroko.
    - Rozumiesz już o co mi chodzi z tą grą aktorską? Poudawajmy zainteresowanych, potem udajmy, że bardzo, bardzo, bardzo nam nie wyszło i gwarantuję, że nikt nie będzie podejrzewał nas o cokolwiek, bo wszyscy będą zajęci "naszym" prywatnym życiem.
    Puściła mu oko, przeciągając się lekko. Cóż. Pomysł łatwy, prosty i przyjemny, nie psujący nikomu reputacji, a wyciągający ich spoza podejrzeń na długi czas. W końcu zawsze może się po szkole roznieść plotka, że wszystko zaczęło się jeszcze zanim zobaczyła ich razem Kate.

    Aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  110. Wiedział, że on się starał. To był Akira, którego nie znał, który go zaskakiwał i którego pragnął poznać jak tylko najbardziej się dało. Niepokoił się trochę jego milczeniem, ale prawdę powiedziawszy, to on skutecznie odwracał jego uwagę od myślenia o czymkolwiek. Te zaciskające się i pieszczące jego męskość palce ewidentnie miały w tym duży udział, oj, duży. Wyginał się, prężył, wiercił, przesuwał i wył niemal, a to przecież tylko ręka... A jak pomyślał, że przecież są jeszcze inne sposoby, metody i praktyki, to miał przed oczyma gwiazdki i wszelakie możliwe fajerwerki. Hm, a może one już tam były wokół niego?
    Nagi i wrażliwy pośladek został naruszony, co natychmiast spotkało się ze zdziwieniem i kolejną falą czerwonego zawstydzenia. Dodatkowo czuł się jak mały chłopie, a to wszystko przez silnego i władczego Akirę, który był jego panem, tatusiem.. Och, co za fantazje i wyobrażenia mu w główce siedziały, no!? I kto by pomyślał...
    Akira dbał o to, by Alvin osiągnął szczyt przyjemności, a zdawało sie, że swe własne potrzeby w tym momencie odciągnął na bok. Tak jakby to się nie liczyło. Nie teraz. I wreszcie, cóż, jęczące i wijące się maleństwo nie wytrzymało od takiej fali rozkoszy podarowanej przez Akirę. Osiągnęło szczyt przyjemności dość szybko, ale cóż, na to przekładał się jego brak tego typu doświadczeń. Kompletnie zawstydzone nie chciało też patrzeć na to zjawisko, więc schowało twarzyczkę jakoś tak, by ochronić się przed widokiem tego, co pozostawił. Zatopił się w ramionach Akiry i oddychał ciężko przez chwilę. Próbował nieco się uspokoić po tym przeżyciu, po czym odwrócił się do niego, zmusił go, by położył się na łóżku i cmoknął przelotnie jego usteczka. Podziękował czule za całą podarowaną rozkosz, po czym oblizał usteczka i zabrał się za zsuwanie z niego spodni, a kiedy to zrobił i pozostała mu akirowa bielizna, zamarł. Zagryzł wargę i z oczkach zagościła swoista niepewność. Co dalej, Alvinie? Widzisz, jaki jest rozpalony, widzisz, jak Cię pożąda... co z tym zrobisz?
    Ostatecznie zsunął z niego i bieliznę, po czym wytrzeszczył oczka i zaczął go podziwiać. Szybko wgramolił się calutki na niego i usiadł na nim. Pochylił się i szepnął do uszka pytanie:
    - Co mam robić? Powiedz mi...
    Potrzebował polecenia, rozkazu, instrukcji... Akira chyba chciał czuć się jak władca i je wydawać, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  111. Wszystkie przeżycia ostatniej nocy sprawiły, że nie mógł zasnąć. Co chwilę łapał się na tym, iż uśmiecha się jak jakiś głupek i w kółko ma przed oczami obraz Akiry. Ze swoją romantyczną duszą bardziej jednak przeżywał to, że teraz tak wszystko się zmieniło, że oni... tworzyli całość. Cholera, w ogóle o tym nie rozmawiali, czy coś, ale Alvin to czuł i Akira powiedział mu, że jest tylko jego. To oznaczało, że nie tylko będą się spotykać częściej, znacznie częściej, ale i że zależy im na sobie wzajemnie. Puchaś mógł się czuć kochany, bezpieczny i otoczony troską. Akira nie pozwoliłby przecież na to, by ktoś mu zrobił coś złego.
    Myślał tak, myślał, aż wreszcie zamknął powieki. Rano dostał w głowę poduszką, po czym otworzył oczy i jego współlokator zaczał się z niego nabijać. No tak. Ciągle był nagi i leżał w pościeli odsłonięty tu i ówdzie, co nie było zbyt korzystne, a już na pewno zawstydziło go niesamowicie. Zaraz się schował pod kołdrą, mruknął jakaś wymówkę, po czym odczekał, aż on wyjdzie i sam szybko się ubrał, by za chwilę polecieć na śniadanie.
    Tam rozejrzał się dookoła i już miał siadać na swoim miejscu przy stole Puchasiów, kiedy mimowolnie spojrzeniem uciekł do stołu Krukonów. Tam zaśmiał się pod nosem, widząc wyraźną dziurę między siedzącymi obok siebie Akirą i Stephen. Czyżby się pokłócili? Poleciał tam i usiadł sobie między nimi. W tym wszystkim uśmiech błądził po jego buźce. Chrząknął.
    - Cześć. Można?
    Okej, pytał o pozwolenie, chociaż już siedział. Dziwne z niego stworzonko i wyraźnie się zarumienił, kiedy zorientował się, że i Akira i Stephen patrzą się na niego. Oj, i nie tylko oni.

    OdpowiedzUsuń
  112. Zjawił się tu, bo tęsknił, chciał się przywitać i zjeść ze swoim Akirą śniadanko. Czy to aż tak wiele? Skąd mógł wiedzieć, co działo się w nocy w Ravenclaw? Skąd mógł wiedzieć, że zostanie dzisiaj w taki sposób przywitany? Chciał dobrze. Pragnął przytulić się do swojego Krukona i powiedzieć mu kilka istotnych rzeczy, o których pewnie wiedział, ale to nic. Alvin i tak miał jakieś tam swoje potrzeby robienia i mówienia różności. Nawet nie widział w tym granicy jakiejś, bo przecież... nigdy nie miał chłopaka, nigdy z nikim nie tworzył związku i nie wiedział, jak powinien się właściwie zachowywać. Miał wzorzec z tych wszystkich pięknych ksiąg, ale jak dalekie one były od realności...
    Uśmiech momentalnie ulotnił się z jego ślicznej buźki, a łapak, która chciała sięgnąć po dłoń Akiry, cofnęła się i zadrżała. Spojrzał najpierw na jednego, a potem na drugiego. Przepadł. W oczkach stanęły mu łzy.
    - Przepraszam, że przeszkodziłem. Więcej tego nie zrobię... - powiedział, płacząc już. Aj, niezłe przedstawienie dla wszystkich Krukonów. - Jesteście okropni - wyszeptał, po czym podniósł się i wybiegł z Wielkiej Sali.
    Na korytarzu znalazł jakiś cichy zakątek i tam się schował.
    Oczywiście Gabriel gdzieś tam się temu z boku przyglądał, a kiedy widział, co się dzieje z Puchasiem, natychmiast też się podniósł i poleciał za nim, przy okazji posyłając wrogie spojrzenie Akirze i wyzywając go w duchu od totalnych idiotów. Jak mogli w ogóle coś takiego robić? Przecież to urocze i kochane stworzonko o wybitnie wrażliwym serduszku i delikatnym wnętrzu...
    Tymczasem teraz płakało przez nich schowane w jakimś kąciku.

    OdpowiedzUsuń
  113. Nie wiedział, co z sobą zrobić. Jeszcze przed chwilą był taki szczęśliwy, taki zadowolony, a teraz cierpiał. To wszystko było takie trudne... Co mógł zrobić? Mógł jedynie uciec, bo nie potrafiłby znieść tego, że go oskarżali i kłócili się przez niego. Czy on naprawdę do tego doprowadził? Usiadł na podłodze i oparł główkę o ścianę, by zaraz skulić się i na dobre rozpłakać. Akira był dla niego taki ważny, że Alvin pod żadnym pozorem nie chciał go zawieść. Właśnie chyba to zrobił i było mu z tym źle. Uch, jego życie naprawdę ciągle jest w jakiś cholerny sposób doświadczane. Wciąż kłody pod nogami... wczoraj było dobrze, a dzisiaj beznadziejnie. Ajć.
    - Alvin... - uslyszał zatroskany głos i od razu wiedział, że to Gabryś.
    Spojrzał na niego i otarł łapką oczka i policzki. Gryfon natychmiast podniósł go z ziemi i przytulił do siebie. Spłoszony Puchaś wtulił się i rozpłakał na dobre. Zaczął mu się wyżalać, choć pewnie niektórych jego słów przez szloch nie dało się zrozumieć. Gabriel jednak był. Zawsze, kiedy tylko Alvin go potrzebował. To wprost niezwykłe.
    Wtedy jednak Gryfon zauważył Krukona i zaczepił go. Alvin odruchowo odsunął się od niego i spojrzał na Akirę. Na puchasiowej buźce było znowu wiele bólu i cierpienia, ale to chyba zaczynało być jakimś chorym standardem.
    Gabriel podszedł do Krukona, zamachnął się i już po chwili przywalił mu pięścią w twarz. Pierwszy raz, drugi. Przy tym zwyzywał go od idiotów, którzy nie potrafią docenić takiego skarbu jak kochane Puchasiątko. Alvin zaczął protestować, bo nie mógł zgodzić się na krzywdzenie swego ukochanego, ale Gabriel tylko powiedział, że mu się należy i znowu mu przywalił.
    - Idziemy, Alvin - rozkazał Gryfon, gdy skończył, ale Puchaś ani drgnął.
    - Ja się nigdzie nie wybieram. Idź sobie... - burknął chłodno, majac do niego żal o to, że tak się obszedł z Akirą.
    Szybko Puchaś znalazł się przy nim i przyjrzał mu się z zatroskanym wyrazem twarzy. Pogłaskał go po główce, a potem się przytulił. Akira wyglądał nieciekawie, bo najwyraźniej własnie mocno oberwał. Alvin czuł się winny, a i nie potrafiłby go tak zostawić.

    OdpowiedzUsuń
  114. Świetnie. Po co tylu gapiów? To ich prywatne sprawy, noo. Ich i Alvina, bo przecież o niego w tym wszystkim chodziło. Stworzonko nie miało pojęcia, dlaczego Gabriel aż tak zagorzale go broni. Nie wiedział, że chłopak jest w nim tak bardzo zakochany i cierpi, gdy widzi go z tym zapyziałem, zidiociałem, według niego, Krukonem, który rani tylko biednego, niewinnego Puchasia.
    Alvin martwił się. Bał się tej zaistniałej sytuacji i pod żadnym pozorem nie było mu z tym wygodnie i dobrze. Wręcz przeciwnie. Jak w ogóle mógłby się w obliczu tego wszystkiego choćby w minimalnym stopniu czuć się komfortowo?
    Ścisnął łapkę Akiry i pogłaskał ją czule kciukiem, a potem spojrzał mu w oczy. W jego spojrzeniu było można ujrzeć nie tylko wymalowaną troskę, ale i miłość i oddanie. Wbrew wszystkiemu. Taki już był Alvin. On tak kochał i tak się troszczył.
    Z zadumy wyrwał go głos brata. Obejrzał się za nim i ujrzał, jak Jacob rzuca ciekawskie spojrzenie na ich złączne dłonie. Westchnał cichutko, po czym postanowił, że uspokoi swego starszego brata. Nie chciał, aby on się wtrącał w to wszystko.
    - Wszystko w porządku... Odprowadzę Akirę do Skrzydła - powiedział, ukradkiem zerkając na tłum gapiów. Przez nich czuł się tylko dodatkowo poddenerwowany.
    - Alvin, powinienem pójść z Wami. W coś Ty się w ogóle wplątał? - zapytał zaraz.
    - Nie, naprawdę. Ja... po prostu mnie zostaw. Później do Ciebie przyjdę i porozmawiamy. Nie teraz, proszę... - powiedział, wskazując mu znacząco główką na zebranych uczniów. Pod żadnym pozorem nie chciał sensacji.
    Pociągnął Akirę za łapkę i dość szybko opuścili korytarz. Znaleźli się w Skrzydle Szpitalnym ,a tam pielęgniarka zaczęła na ich widok marudzić na temat bójek i bezmyślnych uczniów, po czym wzięła się za opatrywanie Akiry. Przy tym wszystkim oczywiście był Alvin i nigdzie się nie wybierał.
    Znowu siedział obok, kiedy Krukon był ranny i cierpiał.

    OdpowiedzUsuń
  115. Uśmiechnął się i zarumienił, słysząc uwagę o tych facetach, dla których liczył się Alvin i którym na nim tak widocznie zależało.
    - Ale Ty jesteś najważniejszy - stwierdził całkiem poważnie i najszczerzej, jak tylko mógł. Po tych słowach pochylił się i musnął jego usta, kiedy pielęgniarka tylko skończyła swoja robotę i poszła do swego malusiego gabinetu gdzieś tam, zostawiając ich samych.
    Wtedy też Alvin dostrzegł, jak Akira się zamyślił, a potem na jego policzki wstąpił równeiż rumieniec, co było rzadkim zjawiskiem u tego Krukona. Puchaś więc nie omieszkał przyjrzeć się im uważnie i naprawdę z bliska. Ciekawe, o czym pomyślał.
    Zbliżył swe usta do jego ucha, po czym wyszeptał:
    - Jesteś moim rycerzem, a taki dzielny rycerz, który broni swoją królewnę, zasługuje na nagrodę... - oznajmił, po czym odsunął się nieco i pociągnął go za łapki, coby wstał, gdyż zaraz mieli udać się gdzieś daleko.
    - Jak mogę nagrodzić mego wielmożnego rycerza? - spytał, idąc tyłem i ciągnąc go za obie łapki w stronę wyjścia. Przy tym przez cały czas patrzył mu prosto w oczy, a w którymś momencie oblizał usteczka i puścił mu oczko.
    Zastanawiał się, co mogliby teraz zrobić. Nie chciał nadwyrężać Akiry, nie chciał, by ten się jakoś przemęczał i narażał po tej całej akcji z Gabrielem. Musiał wykombinować jakąś luźną formę spędzenia tego czasu. Tylko co? Może mogliby się gdzieś przejść? Albo... poszliby sobie na jakąś kolację do skrzatów? Em, nie za bardzo wiedział, czego pragnąłby teraz Akiś.

    OdpowiedzUsuń
  116. Rzeczywiście posmutniał nagle, słysząc słowa o tym, że muszą się rozdzielić. Przecież on nie chciał. Pragnął spędzać z nim duuużo czasu, choć może to było dobre. Dobre było dawkowanie towarzystwa, bo co on by począł, gdyby Akira się nim znudził? Wrrr, na samą myśl o tym robiło mu się smutno i źle. Nie mógł przecież dopuścić. Tak, pozwoli Akirze żyć własnym życiem i sam równiez uda się do swoich spraw, których... No których prawie nie miał ostatnio, ale mniejsza.
    Myśl o sypialni i okazywaniu Akirze wdzięczności sprawiła, że zawstydził się totalnie. Tak, wiedział, o czym on pomyślał i poniekąd taka wizja była kusząca, ale Krukon miał rację. Nie można tak szybko.. .Trzeba powoli i spokojnie, chociaż... czy oni do tej zasady się stosowali zeszłej nocy, kiedy zaraz po metaforycznych wyznaniach wpadli sobie w ramiona i pościągali z siebie ubrania? Tak, to mogłoby podlegac dyskusji.
    - Wierzę Ci - szepnał, po czym stanął na palcach i musnął jego policzek. - To ja... cóż, będę musiał porozmawiać z Gabrielem. Do zobaczenia wieczorem!
    I już go nie było. Spieszył się do gryfońskiego gniazdka, coby sobie pogadać ze swoim przyjacielem, który pewnie nie był w dość dobrym nastroju. Alvin mu się poniekąd nie dziwił, bo to nie była dość wygodna sytuacja. Jednak spotkali się, pogadali. Gryfon był dość cichy, jakby zamknięty w sobie, a już na pewno nie miał ochoty na jakiekolwiek poważne zwierzenia. Coś wciąż ukrywał, a w tych kochanych, ciepłych oczach brakowało tej codziennej iskry. Dlaczego?
    Cóż, stwierdził po wyjściu od Gabriela, że kiedy chłopak będzie gotowy, to mu powie. Tymczasem udał się teraz do swojego dormitorium, wziął łyżwy i poszedł w okolicę zamku z nimi, gdzie nauczyciele zorganizowali lodowisko. Mimo ciepłej dość temperatury lód był doskonały, a wszystko to za sprawą paru zaklęć. Czasem, kiedy tam chodził, miał wrażenie, że tylko on odwiedza to miejsce. A może to tylko złudzenie? W końcu zwykle jeździł, kiedy było już ciemno...

    OdpowiedzUsuń
  117. Alvin tymczasem uparał się z zawiązaniem swoich łyżew, a trzeba wiedzieć, że miał figurówki, więc od razu wiązania było więcej. Ktoś mu ostatnio powiedział, że jest facetem i w takich jeździć nie powinien, ale cóż, w końcu i ten typ też został dla mężczyzn stworzony, czyż nie? Popoprawiał sznurówki i mocno je potem związał, by za chwilę wskoczyć w nich na taflę lodową. Ach, ruszył przed siebie i westchnął z rozmarzeniem. Zaczął się okręcać i szaleć na lodzie. Zawsze wtedy czuł się jakiś taki wolny, wyjątkowy, a jego granice znikały. Zamykał oczy i myślał o wszystkim tym, co mógłby jeszcze zrobić. Trwał w takim stanie przez długi, długi czas, aż wreszcie otworzył swe oczy i napotkały one zaciekawione spojrzenie znajomego Krukona.
    Podjechał do barierki, czy raczej do niej podpłynął. Właściwie to zrobił to celowo z dużą prędkością, by za chwilę zderzyć się z barierką i sylwetką swojego Akiry. Owinął swoje łapki wokół jego szyi i przytulił się ładnie.
    - Jestem wyższy, widzisz? - Zaśmiał się cicho, stwierdzając własnie cosik takiego. - A Ty mnie podglądałeś! - zauważył i wbił w jego pierś oskarżycielsko palec wskazujący. - Akiro, jesteś niegrzecznym chłopcem - zawyrokował, kręcąc głową, jak surowy tatusiek.
    I teraz mu się przypomniało, jak w jednej książce para zakochanych ludzi przeżyła śnieżny pocałunek. Chłopak jest, śnieg jest, ale nie... przecież Akira uzna go za jeszcze większe dziecko.

    OdpowiedzUsuń
  118. Och, na był wyższy! Nic mu to nie dawało, ale był wyższy i jakoś tak od razu inaczej wyglądało obok swojego Kruczka. Taki się czuł... większy i potężniejszy odrobinkę. Niemniej jednak uśmiechnął się, kiedy ujrzał i uśmiechniętego Akirę. Interpretował to chyba jako taką swoistą reakcje na towarzystwo, słowa i czyny Alvin. Sam Alvin uwielbiał patrzeć, kiedy siedemnastolatek był szczęśliwy i radosny. Ciężko by mu z pewnością przyszło patrzeć na jego cierpienie.
    Na jego uwagę i pytanie na temat czynów niegrzecznych najpierw zrobił wielkie oczka, a potem spuścił główkę i można było dojrzeć rumieńce u niego, jakby właśnie zrobił coś wstydliwego i niegrzecznego i został na tym przyłapany.
    - Teraz nie robię... - wydusił cichutko, przytulając się do niego w poszukiwaniu ciepła. Tak, teraz nie robił, ale kiedy indziej owszem. Cóż, ale tego Akira chyba nie musi wiedzieć, prawda?
    - Ogrzej... - wymruczał, wciskając zimne łapki pod jego szatę, bo tam mu było ciepło i przyjemnie.
    Nie doszły do niego wieści o profesorze od astronomii, ale jakoś się tym nie interesował specjalnie. Unikał go, unikał jego lekcji i w ogóle zapuszczania się w jakieś ciemne korytarze w obawie, że on znowu się zjawi i stanie się jego największym koszmarem.
    Odsunął się nieco od niego i ze zdziwieniem przyjął komentarz o Stephenie. Czy aż tak się nie lubili? Dlaczego tamten chłopak się wyprowadził? W duchu podejrzewał, że Akira się do tego przyczynił i że nie ma on najmniejszej ochoty opowiadać o tym Alvinowi.
    - I pewnie nie wiesz, gdzie wylądował... - stwierdził, patrząc na niego z niejakim zaciekawieniem, a potem mu coś w główce zaświtało. - Chciałbym się kiedyś obudzić przy Tobie ze świadomością, że mnie nie wygonisz... jak wtedy - zamknął oczka, przypominając sobie tamta dość bolesną sytuacje w dormitorium Kruczków po całej akcji z profesorem od astronomii. - Skoro jego nie ma... Pozwolisz mi? - Otworzył oczy i spojrzał na niego z prośbą wymalowaną na ustach.

    OdpowiedzUsuń
  119. Uch, Alvin pomyślał, że Akira zwyczajnie nie skojarzył, o co chodziło z tym "teraz nie". Gdyby było inaczej, to pewnie rzuciłby jakiś komentarz i zawstydziłby go jeszcze bardziej. Tymczasem wtulał się i grzał, ciesząc się, że ma go blisko i że nie zostanie odepchnięty.
    Tylko jeśli Alvin nie miałby, nie powinien według Akiry chcieć szukać tego chłopaka, to po co podawał mu tyle informacji? Chciał ukryć to, jak bardzo nie chce, aby się już spotykali? Najpewniej właśnie o to chodziło i Alv zdawał sobie sprawę z tego, że jego Krukon nie chciałby, by oni się spotykali, bo był zazdrosny. Ach, nie było o co, bo choć Stephen się starał, to Alvin miał w główce tylko tego wtedy znęcającego się nad nim Akirę i nic nie potrafił na to poradzić.
    Uśmiechnął się szeroko i nie potrafił ukryć radości, jaka się pojawiła w jego serduszku, kiedy usłyszał te słowa. Mógłby więc spać z nim w pokoju każdej nocy? Jego własny współlokator nie zdradziłby nic i pewnie z chęcią będzie go krył, coby mógł sobie do ich pokoju sprowadzać dziewczyny.
    - Będę, jeśli tylko będziesz chciał - odpowiedział szybko rozradowany.
    Musiał podkreślić to, że nie chciał się narzucać, że liczył się z jego zdaniem, więc i był posłuszny, a to Akira lubił, prawda? Oj, trochę już go Alvin zdołał poznać.
    Zrzedła mu minka, kiedy ujrzał, jak on odchodził i nawet nie oglądał się za nim. Pospiesznie ściągnął łyżwy i poleciał do swoich butów, a potem biegiem puścił się za nim.
    - Dlaczego na mnie nie poczekałeś? - zapytał zasmucony. Niby nic, ale on się bardzo tym przejął. ściskał w łapce łyżwy, a druga chciała znaleźć dłoń Akiry, ale miał je schowane obie w kieszeniach i nie wiedział, czy mu wolno. Tak więc marzła sobie samotnie u boku Alvina. Poczuł się taki zawiedziony teraz i szybko uleciała z niego tamta radość.

    OdpowiedzUsuń
  120. Znowu zrobił coś źle, znowu był na siebie wściekły. Był naiwny i myślał, że jak już najtrudniejszy okres mają za sobą, to może będzie lepiej. W duchu gdzieś tam głębiej wierzył, że będzie miał w nim oparcie, że będzie się o niego Krukon troszczył, że będzie czuły i kochany, bo takiego chłopaka sobie Alviś wymarzył, ale... zdawał sobie sprawę z tego, że z tych marzeń o miłości potem kompletnie nic nie wychodzi i wszystko jest całkiem przeciwne temu ideałowi. Jednak Alvin mimo wszystko po prostu wierzył, no! I był totalnie zakochany, zapatrzony i zawodził się, ale... to nic. Nikt nie jest idealny.
    - Jeździłem długo i tak jakoś już... - urwał, stwierdzając, że to i tak nie ma sensu. Darował sobie więc.
    Milczenie było w porządku. Alvin generalnie był osobnikiem dość cichym, ale przy Akirze czasem po prostu nie poznawał samego siebie. Zaskakujące były niektóre jego zachowania i dziwił się sobie, ze to nadal on, ten sam Alvin. Tylko tamten Alvin, który nie wywoływał zdziwienia raczej, był samotny i nieszczęśliwy, a ten tutaj jest zakochany i raczej szczęśliwy. Była więc różnica, prawda? Radość to poniekąd entuzjazm, a entuzjazm wywoływał niekiedy dziwne, nieprzemyślane zachowania.
    - On jest jakiś dziwny ostatnio. Zachowuje się trochę jak Gabriel. Rozmawiałem. Chciał mieć mnie na oku i pytał, czy nie chce się do niego wprowadzić... - bąknął poirytowany. - Absurdalny pomysł. On chyba Cię nie lubi i obawia się, że w nocy będę przesiadywał w Twoim łóżku, a nie w swoim... - stwierdził, po czym zarumienił się, kiedy uświadomił sobie, że te obawy się najbardziej sprawdzą. - Ale no... Ech, wszyscy się przesadnie o mnie martwią, odkąd zjawiłeś się Ty... - zauważył słusznie.
    Dreptał tymczasem za nim, a kiedy przecierał łapki swoje pomyślał o własnych, zimnych dłoniach. Zwątpił nawet, że idą do dormitorium Akiry, bo ten się jakoś tak podejrzanie rozglądał i zwolnił tempo ich wędrówki, jeśli tylko można było tak to nazwać.
    - Mam ochotę na gorącą kąpiel. Zmarzłem - oznajmił zanim zdążył pomyśleć.

    OdpowiedzUsuń
  121. Zrobił wielkie oczy, słysząc to o Gabrielu.
    - Że co robi? - zapytał głupkowato, a usta otworzył tak szeroko, że już bardziej się nie dało. - ale że jak.. Ale że on? Przecież... - zacisnął piąstki. - A ja myślałem, że to tak z przyjaźni. Tak, będę musiał ograniczyć nasze kontakty, to może mu się odwidzi - Westchnął ciężko. - Ale to mimo wszystko mój przyjaciel i... nie wiem. - Zagryzł boleśnie wargę i spojrzał na Akirę, jakby szukał u niego odpowiedzi na dręczące go pytania.
    Puchaś był szczęśliwy, że Akira wkroczył do jego życia. Dzięki niemu naprawdę było mu lepiej i nie rozumiał, czemu pozostali mieli tyle do powiedzenia w sprawie rzekomego niebezpieczeństwa. Oni przecież... nie mieli prawa, o! Alvin nie pozwoli nikomu decydować o jego związku. To sprawa jego i Akiry, a nie Gabriela, Stephena, czy Jacoba, albo i kogokolwiek tam innego. Czy az tyle osób musiało się wtrącać? Czy w ogóle ktoś musiał? Irytowało go to powolutku. Niech dadzą im spokój.
    Poczuł ciepło napływające do serduszka gdzieś i motylki w brzuchu, kiedy jego Akiś objął go i jeszcze zdobył się na czuły gest w postaci tego głaskania. To takie przyjemne... Aż na buźce Alvina pojawiło się jakieś takie rozmarzone spojrzenie.
    - Po prostu chce, by dali mi... by dali nam spokój. Denerwuje mnie to - powiedział cicho, po czym wtulił się w niego calutki, jak ufne kociątko. Łapką otworzył drzwi do łazienki i odsunął się od niego, by za chwilę mogli wejść do środka.
    - Jeej - Westchnął rozglądając się dookoła. Rzucił łyżwy na podłogę i z uśmiechem spojrzał na swojego Kruczka.

    OdpowiedzUsuń
  122. Z niemałą i chyba nawet nieukrywaną fascynacją zerkał na rozbierającego się Akirę.Nie no.. widział go przecież nagiego, ale to raczej tylko tak przez chwilę i raczej nie zdążył się napatrzeć zbytnio. W przeciwieństwie do Krukona, który wtedy w kółko ściągał zakrywającą go kołdrę, coby mógł bez końca w swoje jagniątko śliczne się wpatrywać, a przy tym mieć satysfakcję piękną z narastających plamek czerwieni na tym dziewiczym licu.
    Chrząknął cichutko i w ten sposób jakoś tak wyrwał się z tego całego zamyślenia i zapatrzenia w piękne ciało Akiry. On w ogóle cały mu się podobał i mógłby go Alvin podziwiać tak w kółko, ale teraz nie była pora na to.. No tak, musiał się rozebrać.
    - Juuuż - mruknał, ściągając z siebie szatę, a potem zabrał się za resztę rzeczy. Szło mu to zadziwiająco szybko, ale jeszcze szybciej nagi wskoczył do wody. Wtedy też odetchnął cichutko. On nadal był w fazie zawstydzenia tym, iż jego własny chłopak widzi go nagiego. Potarł gorące policzki, a potem rozejrzał się tak dookoła. Całkiem przyjemne miejsce. Alvin tu właściwie nigdy nie był. Jednak spodobało mu się. Zbliżył się do swojego Kruczka, a potem nabrał w łapki sporo piany, przyłożył do ust, by następnie dmuchnąć w pianę prosto w Akirę. Po chwili zaśmiał się jak rozradowane dziecko.
    To może być całkiem zabawne doświadczenie... Tak, jakaś taka mało standardowa ta kąpiel.

    OdpowiedzUsuń
  123. Poczuł się dobitnie zlany i zbesztany właściwie. W odpowiedzi mruknął coś niezrozumiałego i od niechcenia zaczął się bawić pianą. Robił sobie różne dziwne rzeczy z nią, aż wreszcie usłyszał jego głos i... gdyby był psem, to zacząłby merdać ogonem, kiedy pan woła, bo chce pogłaskać... Ach, jednak psem nie był, więc mógł się uśmiechnąć i podpłynąć do swojego ukochanego Krukona.
    Zamknął oczy i rozchylił delikatnie usteczka, kiedy chłopak go głaskał, dotykał i badał ciałko puchasiowe w tak przyjemny sposób. Miły zapach, przyjemny dotyk i to wszystko przy i przez tego jedynego. Czuł się jakiś taki baśniowy klimat. Wiedział, że Akira nie zawsze taki jest. Właściwie to rzadko. Prawie nigdy, więc musiał jakoś tak wykorzystać to w pełni i może nawet podtrzymać, jeśli to w ogóle było możliwe.
    Kilka manewrów i mógł odpłynąć gdzieś myślami daleko, kiedy tak wtulał się w jego klatkę piersiową i chował między udami i ramionami kruczkowymi. Poczuł taką błogość i zapragnął więcej i więcej. Jego romantyczna dusza była niepocieszona. Chwycił jego dłoń i położył na swej piersi tak, aby Akira mógł wyczuć, jak serduszko szybciej bije. To wszystko w reakcji na działania i dotyk Krukona.
    Przycisnął się do niego jeszcze bardziej, jakby chciał czuć intensywniej jego obecność, jeśli to w ogóle było jeszcze możliwe. Westchnął rozanielony.
    - Powiedz mi coś... - poprosił, głaszcząc go milusio po łapce i trwając tak... właściwie nieruchomo. Było mu naprawdę dobrze, ale chciał usłyszeć głos swojego Krukona.

    OdpowiedzUsuń
  124. Nie robił sobie wielkich nadziei, że usłyszy zaraz parę miłych słów, albo że w ogóle Akira coś mu powie. Po pierwszych słowach jednak spiął się calutki i momentalnie dostał gęsiej skórki. Zacisnął delikatnie obie łapki w piąstki i westchnął, czując jego przesuwające się usta po swoim własnym ciałku. Zdawał sobie Alvin sprawe z tego, że musi być słodko zawstydzonym aniołkiem teraz, który podnieca się już od takich słów i wyraźnej bliskości swojego ukochanego. Akira sprawiał, że niewinne ciałko odżywało i łaknęło bliskości, miłości, ciepła i dotyku jeszcze bardziej niż kiedykolwiek indziej.
    Nie potrafił patrzeć mu w oczy, kiedy to wszystko się działo... Musiał spuścić główkę i zacisnąć ząbki na wardze, kiedy poczuł przyjemny dotyk na pośladkach. Akira zdawał się właśnie poznawać go calutkiego. Znowu. Cieszył się. Z ochotą też uniósł się, usiadł i otoczył jego biodra swoimi udami. Ciasno, oj, naprawdę ciasno. Czuł, że ma przed oczami miliony iskrzących się gwiazdek. Dla niego takie pieszczoty, pocałunki i tak dalej nie były zwykłym aktem namiętności i zaspokojenia swoich potrzeb. To był dla niego jeden ze sposobów okazywania miłości. Szczerze powiedziawszy, nie myślał dzisiaj o tym, że akurat tak taka kąpiel się się skończy... Czy że taki będzie właśnie jej przebieg. Chciał po prostu wtedy się ogrzać. Jednak teraz... Teraz też się rozgrzewał.
    Z pasją zaangażował się w pocałunek, a łapki zacisnął na jego ramionach. Chyba nawet trochę za mocno, ale w tym momencie nie potrafił o tym myśleć. Znowu przycisnął go do siebie jeszcze bliżej, jeszcze mocniej, by już żadnej bariery między nimi nie było.
    - Jesteś niezwykły... - wyjęczał niemal, kiedy czuł, jak jego język przesuwał się gdzieś po puchasiowej szyjce.
    Jednak drżenia i napływu emocji chyba już nie potrafił powstrzymywać, gdy tylko poczuł jego usta na swoim sutku. Co on mu robił, hm? Do czego go doprowadzał? Chciał się wtulić w niego zachłannie i sprawić, by świat oddalił się od nich byli tylko oni. Uch,w tym momencie jednak w przypływie emocji cały się spiął i głęboko wbił łapki w skórę na jego plecach. Zauważył też, że praktycznie to swój ciężar opierał na nim, a nie na progu basenu. Ocieranie się o siebie, wędrówka niespokojnych dłoni i ust... To wszystko zdecydowani mogło doprowadzić do szaleństwa.
    Oczka błyszczały, wargi lekko rozchylone próbowały łapać jak najwięcej powietrza, a ciałko próbowało się uspokoić po otrzymanej dawce przyjemności. Uniósł łapkę i wplótł ją we włosy Akiry, by tak go milusio głaskać i głaskać.
    - Ja... chciałbym. Bardzo. Tylko nie wiem, czy potrafię... - powiedział, gładząc lekko jego podbrzusze. Bał się, że okaże się kompletnie niedoświadczony, a przez to beznadziejny w sprawianiu mu przyjemności. Westchnął i zamknął oczy. Przycisnął go bardziej do siebie, a potem zsunął się w dół, przy okazji ocierając o niego pięknie. Momentalnie sprawił, że to Akira opierał się o próg basenu, a Alvin trwał bardzo blisko niego wtulił główkę gdzieś w jego szyję, po czym zaczął nieśmiało go dotykać, badać, poznawać i pieścić właśnie tam. Stresował się trochę, ale z każdą kolejną sekundą oswajał się i jego dotyk stawał się coraz bardziej pewny.
    - Mój Akira... - mruknął, muskając ustami jego szyję. - Tak mi z Tobą dobrze... - Westchnął rozanielony.

    OdpowiedzUsuń
  125. Alvin też nie myślał, że się na to odważy. Tak naprawdę to wątpił w swą śmiałość i umiejętności w tym własnie momencie. Jednak.. co ta miłość z ludźmi robi? Przezwyciężał swoje granice. Granicę śmiałości zwłaszcza. Udawało mu się ją przekroczyć, ale robił to, o dziwo, tak, że dalej był tym rozkosznym i niewinnym aniołkiem, choć okazało się, że jednak jakieś małe różki ma. Ciekawe, co o tym myślał Akira, kiedy przesuwał swoją dłoń po jego męskości, sprawiając, że temperatura ciała Krukona rosła. I nie tylko ona rosła.
    Zadowolony z reakcji, jakie wywoływał u niego, wzmocnił pieszczotę, pozwolił, by chłopak się tak mocno wtulał i sam też czynił to samo. Czuł, że sam jest już poważnie podniecony, a ocierające się o niego rozpalone ciało Akiry jeszcze bardziej to potęgowało.
    Czuł się przy nim wspaniale i uznał, że warto było znosić upokorzenia, ból i pozwalać, aby Akira go ranił. Dzięki temu, że wcześniej tak ładnie wytrwał, teraz miał go dla siebie i było im razem niewyobrażalnie dobrze. Ach, Alvin wiedział, że jest w stanie jeszcze więcej dla niego przetrzymać i poświęcić. Ileż to razy pragnął mu wyznać, że go kocha? Ile razy powstrzymywał te słowa? Wiedział, że długo tak nie wytrzyma.Jednak robił to, bo podejrzewał, że nie dostanie odpowiedzi. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Może kiedyś... Nie, on czuł, że Akira go kocha, ale w jakimś stopniu Krukon nie miał świadomości tego, nie rozumiał, że to o to mogło w tym wszystkim chodzić. Tak, Alvin taki głupi nie był. Czasem to on po prostu na takiego się robił.
    Jego łapka odepchnięta, jego uda rozchylone, jego buźka otwarta nieco w zaskoczeniu i nieco przerażone oczka. Do tego dołóżmy rękę Akiry wędrującą miedzy alvinowe pośladki i jaki wynik tego działania? Nie, nie pojawiły się rumieńce, bo one są już przez cały czas. Nie, nie było nowych jęków i westchnień, bo i one towarzyszą Alvinowi od początku. Serduszko.. czy ono mogło bardziej przyspieszyć? Nastąpił jednak gwałtowny spadek pewności siebie i jagniątko spuściło główkę.
    - Nie rób... - mruknął, łapiąc jego dłoń i odsuwając od siebie. Nie chciał. Nie teraz. Pokręcił szybko główką i wbił w niego przestraszone spojrzenie.
    Owszem, to miłe, przyjemne, a wręcz rozkoszne i wielce rozpalające, ale Alvin nie chciał. To jeszcze nie był ten poziom oswojenia. Miło było całować się i dotykać, ale to mu póki co naprawdę starczyło. Akira musiał to uszanować.

    OdpowiedzUsuń
  126. Miał nadzieję, że zrozumie, że będzie wiedział, dlaczego Alvin nie chce. Przecież nie był głupi, prawda? Jagniątko nie czuło się gotowe, bo dopiero co oswajało się z ukazywaniem się mu nago i pieszczeniem wzajemnie swych ciał, a tymczasem... nie chciał się kochać w pełnym słowa znaczeniu. Nie, nie, nie. Pragnął tego, owszem, chciał mu się oddać, ale jeszcze nie teraz. To za wcześnie i Akira musiał to zaakceptować.
    Złość, gniew i agresja były widoczne. Nie potrafił chyba teraz Akira tego ukryć. Alvin bał się. Zamarł i patrzył na niego z przerażeniem. Spokojnie, spokojnie. To tylko chwilowe. Jemu zaraz przejdzie, a Tobie, Alvin, przecież nic nie grozi. To Akira, który Cię kocha... nie mógłby Cię skrzywdzić.
    Pisnął przerażony, czując ból na pośladku. Czuł się osaczony, przytłoczony i niestety poczucie bezpieczeństwa gdzieś znikło. Co wyprawiał jego Kruczek? Dlaczego sprawiał mu ból? Czy az taki zawód czuł?
    Odetchnął z ulgą, słysząc to jedno słowo, a raczej rozkaz. Więc go nie skrzywdzi. Zauważył, że przez te kilkanaście sekund mnóstwo emocji przewijało się przez twarz Krukona. Jakby walczył z samym sobą... i nie skrzywdził go.
    Wyczołgał się powoli z basenu z niejakim smutkiem na buźce i resztkami strachu. Wytarł się i ubrał, po czym stał jak taki kołek. Nie wiedział, co ze sobą zrobić.
    - Tak, wiem... - Westchnął cichutko. - Idę sobie. Do zobaczenia jutro - mruknął bliski niemal płaczu. To jednak jego wina. Był zły na Alvina Akira i nie dało się tego ukryć. Chlipnął cichutko, spojrzał na niego ostatni raz i wyszedł z łazienki. Udał się powoli ciemnym korytarzem do swojego dormitorium. Tak, cicho, ciemno i pusto. Alvin nie wiedział, że pcha się prosto w łapy osobnika, który tylko czekał, by go pochwycić i zabrać. Nie mógł krzyczeć, wił się i szarpał, ale to nic nie dało.
    - Zemsta jest słodka, Akira - powiedział ów osobnik prosto w ciemność korytarza. Chwilę później porwał gdzieś Alvina.

    OdpowiedzUsuń
  127. Jesteś Mikołajem dla Nunnally. Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  128. Ktoś go niósł. W ustach miał knebel, a na oczach przepaskę. Czuł też, że ręce i nogi miał związane. Nie miał absolutnie jak się wyrwać. Zaczął się szarpać, wił się i próbował jakoś zaatakować napastnika, ale był silniejszy. I to o wiele. Na pewno był to mężczyzna. Nie chłopak, mężczyzna. Po głosie też można było się o tym przekonać. Facet parę razy rzucił okropnym przekleństwem i kazał mu zachowywać się spokojnie. Nie wiedział, co robić. Bał się. Napastliwe dłonie na jego ciele, które go więziły. Ach, dobra pachniał całkiem przyjemnie ten ów napastnik, ale jednak to było porwanie. Tak, Alvinie, zostałeś porwany. Tylko po co? Nie masz bogatych rodziców, wujka ministra i nikomu się też nie naraziłeś. Nie znał tego faceta. Tego był pewien. Gdzieś go prowadził. Było zimno i padało. Nie byli w zamku. Słyszał wycie do księzyca, sowę i szelest liści. Dygotał z zimna, ale nawet nie miał jak się ogrzać. Poczuł, że schodzą gdzieś w dół i już nie padało. Znowu się szarpnął, a dzięki temu mężczyzna odezwał się, a jego głos poniósł się echem. Byli w podziemiach? Przestał myśleć, bo to za bardzo go stresowało.
    Przysnął. Kiedy zaś się obudził nie miał opaski na oczach, nie miał knebla, ani żadnych więzów. Było mu ciepło, wygodnie i przyjemnie. Przeciągnął się, uniósł nieco i wtedy dopiero uświadomił sobie, co się stało. O cholera. Przed nim siedział facet na krześle i wpatrywał się w niego z jakąś chorą fascynacją. Alvin spostrzegł, że leży na jakimś łóżku. Pomieszczenie było zapuszczone, ale wyraźnie miało swoją historię.
    Facet wstał i podszedł do niego. Przysiadł na brzegu łóżka i przyłożył dłoń do policzka przerażonego Alvina. Zaczął go głaskać, po czym zaśmiał się szyderczo i wstał.
    Okręcił się powoli dookoła i zrobił gest rękami, który miał wskazywać to pomieszczenie.
    - Komnata dla prawdziwej księżniczki. Och, skarbie, gdzie Twój książę? Nie ma? Niech tylko się zjawi. Będę na niego czekał... - odrzekł z zachwytem w głosie. - Wtedy się policzymy, a tymczasem... Odpoczywaj księżniczko. Teraz jesteś moją zabawką, moim małym więźniem. - Oblizał usta, wpatrując się prosto w alvinowe oczka. - ale cóż, na zabawę przyjdzie czas później...
    Wyszedł i trzasnął drzwiami, po czym zamknął drzwi zaklęciem. Alvin skulił się i rozpłakał. Co teraz?

    OdpowiedzUsuń
  129. W tej rozpaczy nie wiedział, co z sobą zrobić. Płakał, płakał, aż chyba mu się skończyły łzy. Czuł, że poduszka jest wilgotna, a on tracił powoli większość swych sił. Dlaczego? W dodatku wyglądało na to, że był obiektem zemsty na Akirze. Facet musiał więc ich w szkole obserwować, podsłuchiwać. Jak o tym Alv pomyślał, to zrobiło mu się niedobrze.
    W końcu zasnął. Obudził go jednak odgłos czyiś ciężkich kroków. Przestraszony otworzył powolutku oczka i ujrzał, jak mężczyzna chodzi w kółko i jest najwyraźniej zniecierpliwiony. Spojrzał na okno. Ranek. Czyli nie było go już kilkanaście godzin w szkole. Czy ktoś zauważył? Czy Akira go znajdzie?
    - Twój kochaś się spóźnia coś... Myślę, że czas go trochę pogonić - Facet zaśmiał się i z zadowoleniem podwinął rękawy swojej koszuli.
    Wyciągnął różdżkę i wcelował nią prosto w Alvina. Przerażone chłopie schowało się pod kołdrą, ale to na niewiele się zdało. Tak, wiedział, że zaraz będzie coś strasznego. Akira, ratuj! Gdzie jesteś?
    - Albo jednak nie...
    Opuścił dłonie i podszedł do łóżka. Przysiadł na brzegu i chwycił jego rękę. Przejechał palcem od wewnętrznej strony łokcia do nadgarstka, aż wreszcie gdzieś na środku przycisnął koniec różdżki.
    - Będziesz miał pamiątkę, Alvinie - powiedział, po czym z ust Puchasia wydobył się niewyobrażalnie rozpaczliwy krzyk. Potem następny i kolejny.
    Różdżka niczym nóż o wyjątkowo ostrym końcu wbijała mu się w skórę, rozcinała ją i rysowała ślady w postaci wyraźnych liter. Litery te układały się w napis "mała dziwka", z którego ściekały smugi krwi. Bolało niewyobrażalnie, a jego krzyk mieszał się z szyderczym śmiechem mężczyzny.
    Cmoknął i z zadowoleniem przyjrzał się swojemu "dziele". Coś tam skomentował, ale do Puchasia już nic nie docierało. Patrzył, jak krew spływa po jego łapce i moczy pościel. Czuł, że nigdy nic go tak bardzo nie bolało, jak to teraz. W dodatku świadomość, że to nie jest koniec, wcale nie pomagała przetrwać tej tragicznej sytuacji.
    Nie zdążył nawet ochłonąć, kiedy ugodziło go zaklęcie. Zaklęcie, które przyniosło mu kolejne, niewyobrażalnie bolesne tortury. Drżał, wił się i nawet brakowało sił na krzyki i płacz. Z jego ust ledwo co wydobywały się rozpaczliwe jęki. Nagle wszystko ustało. Uniósł minimalnie powieki i znowu ujrzał okropną, uśmiechnięta twarz. Facet wymruczał kolejne zaklęcie, ale... o, patronus. Nie docierało do niego, jakiej postaci, ale to musiał być patronus.
    - Wyślij mu ten cudowny obrazek... - powiedział, po czym znowu wyszeptał formułkę niewybaczalnego zaklęcia torturującego.
    Alvin cierpiał, a ten ból rejestrowały przenikliwie oczy stworzenia zrodzonego z niebieskiego płomienia. Nie miał pojęcia, jak długo był skazany na te męki, na ten ból, który rozsadzał jego ciało i sprawiał, że przestał myśleć, że czuł, że to wszystko trwa wieczność. Po naprawdę długiej dla Alvina chwili zaklęcie ustało, choć nie można było powiedzieć tego samego o bólu. On przez cały czas przeszywał ciało Puchasia. Takie delikatne, niewinne, a jednak skazane na te wszystkie olbrzymie, bolesne doświadczenia.
    Patronus pomknął gdzieś, a facet... chyba wyszedł. Nie wiedział. On nie czuł nic. Nie był w stanie wydobyć z siebie głosu, ani nawet poruszyć się. Płakał, ale nad tym nawet nie potrafił zapanować. To działo się samo. Mechanicznie. Zupełnie jak oddychanie i mruganie.

    OdpowiedzUsuń
  130. Podsunął mu pod nos szklankę wody. Chłopięcie jednak nie miało siły się ruszyć. Krew zaschła już na jego ramieniu, ale rany były tak delikatne, że gdyby teraz po nich przejechał palcami, to czerwona ciecz znowu by zaczęła wypływać. Piekło, szczypało, bolało, a sam widok napawał go mdłościami. Woda i ugaszenie pragnienia zdawało się być teraz tym, czego bardzo potrzebował, ale nie mógł... Facet westchnął niezadowolony, po czym podniósł jego ciałko tak, by zdołał chłopak sięgnąć ustami do szklanki i upić kilka łyków. To przeklęty horror, koszmar, który chyba się nigdy nie skończy. Miał wrażenie, że siedzi tu kilka miesięcy, a przecież to dopiero pierwsza doba. Już sam nie wiedział. Wypiwszy odrobinę wody, położył się ledwo żywy i znowu mógł sobie zdychać powolutku.
    Nie otrzymał jednak chwili spokoju, oj, nie. Poczuł, jak napastliwe dłonie przesuwają się po jego ciele, wkradają pod ubranie i badają delikatną, wrażliwą skórę. Wiedział, że on go dotykał. To było obrzydliwie, ale nie mógł nic na to poradzić. W obliczu doznanych wcześniej krzywd jednocześnie stanowiło to dla niego coś prawie niewyczuwalnego. Nie miał sił protestować, kiedy nawet żadne słowa nie mogły wyjść z jego ust. Przez cały czas trwał w przerażeniu i przez cały czas bolało.
    Zdawał sobie sprawę z tego, że facet coś do niego mówi, coś opowiada, a w jego głosie chyba nawet była nutka zachwytu i pasji, ale Alvin miał to gdzieś. Z jego ust parę razy wydobyło się cicho wypowiedziane imię Akiry, za co oberwał zaraz w twarz. Mężczyzna rozzłościł się i zaczął przewracać znajdujące się dookoła nich przedmioty. Narobił jednak tylko hałasu. Na Puchasi wrażenia specjalnego to nie zrobiło. On odlatywał. Był chyba gdzieś daleko stąd. Tam mógł poczuć przynajmniej namiastkę ciepła i bezpieczeństwa. Tutaj tymczasem skazany był na wieczne cierpienia, a i przeczuwał, że ten facet posunie się jeszcze dalej. Był tylko małym, kochanym jagniątkiem puchasiowym, a jagniątko jest bezbronne u boku tego niepowstrzymanego drapieżnika.
    Niestety.

    OdpowiedzUsuń
  131. Z godziny na godzinę było gorzej. Bał się. Bał się, ale tylko w duchu, bo nie był w stanie tego okazać. Ciało odmawiało posłuszeństwa. Jakby dusza już dawno zamknęła się w tamtym bezpieczniejszym świecie, aby nie cierpieć. Nie wiedział, co robić z sobą, nie wiedział, co myśleć o tym, więc oddzielił się od tego. Przynajmniej rozpacz i ból aż tak bardzo nie wypełniały serca. On był taki młody, taki niewinny i starał się być zawsze dla wszystkich jak najlepszy, a jednak go wykorzystywano, hańbiono i nie doceniano. Teraz cierpiał, bo kochał, a ta miłość skazywała go na tortury. Cierpiał, bo jego ukochany zniszczył czyjąś miłość, a wyginające się w torturach ciałko Alvina było niczym kara dla Akiry. Okrutna. Czy jednak Akira w ogóle o nim myślał? Gdzie był?
    GDZIE? Gdzie był, kiedy facet znowu się zjawił z tym szyderczym uśmiechem wymalowanym na ustach? Gdzie był, kiedy rozbierał Alvina, szarpiąc zupełnie jego ubrania? Gdzie był, kiedy te obrzydliwe usta dotykały niewinnego ciałka, a napastliwe łapska docierały do intymnych zakamarków Puchasia?
    Chyba miał zwidy. Chyba całkiem już odleciał. W nieco zamglonym widoku zobaczył właśnie jego. Akirę. Widział, jak stoi gdzieś tam i... i jednocześnie czuł, że zaraz stanie się ta najgorsza rzecz. Facet ocierał się o jego pośladki swoim wyraźnym podnieceniem i zaraz miał się wedrzeć do tego dziewiczego wnętrza. Nie bronił się, nie próbował go odepchnąć. Nie krzyczał. Jakby nie czuł... niczego.
    Nie rejestrował tego, co działo się później. Ciało faceta zniknęło gdzieś i nie nastąpiło to, czego najbardziej się obawiał. Nie miał siły podnieść się i zobaczyć, co się dzieje. Zdołał tylko skulić się, przykryć i trwać, drżąc niesamowicie. Oczka miał otwarte, ale one nie widziały wiele. Czy to on? Czy przyszedł go uratować? A może wszystko to jest tylko snem? Niczego nie wiedział.

    OdpowiedzUsuń
  132. [ Jam cierpliwa osoba, gorzej z N. ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  133. Każdej nocy, w każdym śnie nawiedzały go okropne obrazy. Widział to wszystko, co się wydarzyło i to, co wydarzyć się mogło. To nie dawało mu spokoju i budził się co jakiś czas kompletnie nieświadomy tego, co dzieje się wokoło i gdzie teraz jest. Chyba nie do końca dotarło do niego i do teraz, ze koszmar się skończył. A może to dopiero początek jest?
    Jego buźkę zaczęły muskać jakieś jasne smugi. Dalej była to twarz tego samego Alvina, tego samego ślicznego aniołka, ale teraz jakby odmienionego. Niby ten sam, ale coś się zmieniło.
    Uniósł oczka i spojrzał w okienko. Podniósł się nieco i rozejrzał powolutku. Hogwart? Jak to możliwe? Więc to wszystko nie było snem? Naprawdę po niego przyszedł? Przetarł zaspane oczka i usiadł na łóżku. Złożył łapki i zaczął się nimi bawić, aż w którymś momencie spojrzał na drugie łóżko, gdzie leżał on. Uratował go. Przyszedł. Stary Alvin pewnie by się na niego wdrapał i zaczął go całować, ale ten tutaj, po tych wszystkich przejściach nie czuł się pewnie, choć może uświadomił sobie, że tego faceta już więcej nie zobaczy. Jednak obrazy tego, co z nim wyprawiał... Podwinął poszarpany rękaw swojej puchasiowej koszuli i zamarł. Więc jednak. Skulił się, oparł brodę na kolanach i rozpłakał się Tym razem jednak wcale nie był to cichy szloch.
    Bał się żyć z tym. Bał się, że wspomnienia go będą wciąż nawiedzać i poniekąd bał się, że taki splugawiony jest i zostanie całkiem sam. Osamotniony, odrzucony. Akira nie wiedział, co ten facet mu robił, nie widział.. a ten wyryty epitet na jego przedramieniu mógłby świadczyć o tym, że Alvin stracił swoją niewinność. To nie tak miało być, nie tak... Akira, owszem, uratował go, ale pewnie się brzydzi nim kompletnie.
    Uczucia Alvina wcale nie uleciały. One były w nim cały czas, ale chowały się, by nie cierpieć jeszcze bardziej. Czuł lęk. Lęk przed tym, że jakikolwiek dotyk jakiegokolwiek mężczyzny sprawi, że koszmar się powtórzy. Alv nie mógł patrzeć nawet na różdżkę, bo kojarzyła mu się z potwornym bólem. A Akira? Z czym mu się kojarzył Akira? Tego jeszcze nie wiedział. Miał tylko świadomość, że nic nie będzie takie, jak to było dawniej.

    OdpowiedzUsuń
  134. Płakał. Odlatywał znowu w tej rozpaczy. Chyba też było tak, że poniekąd on dopiero teraz mógł prawdziwie płakać, bo wcześniej w obliczu niebezpieczeństwa i nieustannym kontakcie z oprawcą, zwyczajnie powstrzymywał się z całych sił, by nie zwariować. Walka z bólem była wtedy i tak nieskuteczna. Za dużo do udźwignięcia. I fizycznie i psychicznie.
    Wiedział, że nie zacznie żyć normalnie, jeśli nie zapomni, jeśli nie pozbędzie się śladów po tym wszystkim. Tylko czy w ogóle się dało? To cholerstwo na jego delikatnej ręce było zrobione magią. Ale... Akira jest zdolny. Coś wymyśli. Przestał płakać i powolni podniósł główkę. Spojrzał na niego smutnymi oczkami i pokręcił główką. Nie chciał teraz widzieć ani Gabriela, ani brata. Przetarł swoje policzki, nie odwracając od niego wzroku.
    - Zmyjesz ze mnie jego brudy? - zapytał cichutko, po czym przelotnie zerknął na wyryty napis na swoim ciele i zaraz odrzucił od niego wzrok, zagryzając wargę. Czuł się nieczysty, zły, niegodny i pozbawiony niewinności, ale przecież... on fizycznie nie zdążył, chociaż blisko było.
    - Dziękuję - powiedział później. - Uratowałeś mnie...
    Zacisnął łapki i odwrócił od niego wzrok. Tak bardzo się bał, że Akira się nim będzie teraz brzydził. Może nie potrafił tego okazać Alvin, ale źle z nim by było, gdyby okazało się, że został sam. Bez Akiry. Nadal przecież był w nim totalnie zakochany, ale przeżyte dramaty hamowały niestety jego normalne odruchy względem niego.

    OdpowiedzUsuń
  135. Nie tylko o to chodziło, gdy mówił o zmywaniu brudów po tamtym typku. Chociaż, w istocie, akurat ten ślad stał się aktualnie największym przywoływaczem wspomnień i bólu po tych wydarzeniach. Było to najokrutniejsze, co mu zrobił. Klątwa Cruciatus, obrzydliwy dotyk... z tego można było się po czasie wyleczyć, ale niestety taka blizna może nie zejść, o czym właśnie się utwierdzał. Każde kolejne niedziałające zaklęcie sprawiało, że jego wiara upadała, choć poniekąd psychicznie przygotowywał się na to, że to nie zejdzie. Ech, najwyżej postara się o jakieś zaklęcia maskujące, czy coś takiego. Trzeba sobie jakoś radzić, prawda?
    Pokiwał główką, dając mu do zrozumienia, iż rozumie. Zaboli. Bardzo. Odruchowo jednak stracił siły i wylądował w jego ramionach, bo poczuł się nagle jeszcze słabszy i jeszcze bardziej bezbronny wobec tego, co się działo i chyba dzieje nadal.
    Miał dalej obojętną, pozbawioną wyrazu i jedynie pełną łez buźkę. Gdy jednak padło to pytanie, którego właściwie się spodziewał, uśmiechnął się na samą myśl o tym.
    Spojrzał na poszarpaną koszulę i zaczął rozpinać guziki, które jeszcze się jej trzymały.
    - Skrzywdził. To chyba oczywiste. Widzisz? - Cały Alvinowy brzuszek pokryty był siniakami, zadrapaniami, bliznami... Tak samo wyglądały ręce, nogi. - Cruciatus to bardzo krzywdzące doświadczenie... - Westchnął cicho. - Ty pytasz, czy mnie skrzywdził... Masz na to dowody. Cały jestem nimi pokryty. I nie, nie zgwałcił mnie, choć... - Zagryzł mocno wargę. - Dotykał. Nie tylko przez gwałt można skrzywdzić - powiedział, przejeżdżając paluszkiem po wyrytym krwią napisie na swojej ręce.
    Dlaczego mówienie o tym było takie łatwe? Może dlatego, że w małym stopniu Akira był winny temu wszystkiemu i Alvin wiedział o tym? Może chciał mu pokazać, co przeżywać i jakoś go uświadomić, jak wiele wycierpiał?
    Fizyczne krzywdy i tak były niczym w porównaniu do tego, co odbiło się a jego psychice. Alvin próbował być silny. Próbował z tym walczyć. Chyba jednak za dobrze nie wyszło.

    OdpowiedzUsuń
  136. Rany się goją. Blizny bledną. Krwawe napisy zostają. Alvin przecież wiedział, że jego ciało wróci po pewnym czasie i bez użycia magii do normalnego stanu. Tylko wspomnienia nie wypełzną z niego tak szybko. Potrzebował zajęcia. Złotego środka na to, by zapomnieć o tym, jeśli w ogóle to było możliwe.
    - Szukałeś mnie, znalazłeś. Nie zgub mnie już nigdy więcej... - wyszeptał wtulony w niego i zadrżał gwałtownie. Co by było, gdy go nie znalazł? Do tej pory pewnie już by został zhańbiony i okaleczony jeszcze bardziej. A może by już nie żył? Może w zemście facet by wysłał Akirze Alvina w kawałkach pocztą? Tak, to takie dość prawdopodobne. Zacisnął na nim łapki i zaszlochał cichutko. Nie zniesie tego. Nie zniesie tego, że mógłby nigdy więcej nie zobaczyć Akiry. Wtedy przez moment czuł złość na niego, bo przecież gdy nie Akira, to nie spotkałoby go tyle krzywd, ale potem sobie uświadomił, że nie wolno mu obwiniać Kruczka. Bo to Kruczek, którego kocha najmocniej na świecie, Kruczek, który nie był temu winien.
    Potem Akira wstał i się odsunał, a Alv powiódł za nim wzrokiem. Widział, jak Akira wpatrywał się w okno i westchnął cichutko.
    - Nie mam Ci czego wybaczać... nie mógłbym się na Ciebie gniewać tak prawdziwie, bo Cię... - Przełknął ślinę i zamilkł. Nie mógł tego powiedzieć, chociaż chciał, chociaż wiedział, że Akira o tym wie. Tylko to spotkałoby się z głuchą ciszą. I niczym więcej. Mimo wszystko. - Wiesz, wtedy... pomyślałem sobie, że jakby mu się udało, jakby zdążył... - zacisnął łapki i zamknął oczka. - To by był przed Tobą, a ja nie chcę by ktoś był przed Tobą i po Tobie - wyszeptał cichutko i położył się, zakopując pod kołdrą. - To by bardziej bolało, niż sam fakt, że on... - nie dokończył, zagryzł wargę i wpatrywał się tylko w Akirę.

    OdpowiedzUsuń
  137. Wcale już nie zdziwił się, że Akira na niego nie spojrzał. Rozumiał to. Wiedział, że i jemu łatwo nie było w tym wszystkim. W dodatku zdołał już poznać Krukona na tyle, aby wiedzieć, że on nie jest gotów, że okazywanie uczuć w formie chociażby jakiś czułostek to naprawdę dużo. Zresztą, można było po jego czynach zauważyć, że ta miłość jest, tylko nie ma w niej wylewności. Alvin był osobą rozmarzoną, wrażliwa i pełną romantyzmu. Łaknął więc każdy przejaw uczuć od Akiry i na każdym kroku starał się pokazywać mu swoje, bo taka już była jego natura. Czasami czuł się źle. Brakowało mu ciepła od Akiry, ale powoli rozumiał i przestał też wyczekiwać, a cieszył się z wszystkiego, co otrzymywał radością małego dziecka.
    Zawsze zdążę. Uśmiechnął się nikle i serduszko zabiło mu mocniej. To oznaczało, że Akira nie chce go zostawiać i nawet o tym nie myśli. Niech więc zawsze nadbiega z pomocą, jak ten rycerz, który ma swoją księżniczkę. Oby tylko ta księżniczka nie musiała więcej się już bać. Lepiej, by Akira nie miał okazji wybawiać jej z opresji. Ostatnie wydarzenia wystarczająco dały się Alvinowi we znaki.
    - Chciałbym gorącą czekoladę - powiedział, analizując aktualnie potrzeby swojego żołądka. - Dasz mi swoją koszulkę do spania? - zapytał nieśmiało, czując, że policzki robią mu się purpurowe.
    Wcale nie miał ochoty na nic w tym momencie. Dalej był osłabiony i obolały, ale chyba trochę zapomniał choć na chwilę o smutku. Zamruczał, niczym malusie kcciątko, gdy został pogłaskany przez Akirę. Chciał jednak jeszcze więcej i więcej. W duchu odetchnął z ulgą na jego słowa, zapewniające o tym, że nawet gdyby tamten facet zdołał zrobić tą jedną z najpodlejszych krzywd, to Akira dalej by go chciał i nie odrzuciłby go. Szybko złapał uciekającą dłoń Krukona i przystawił do swoich ust, po czym nakrył swoją, o dziwo, ciepłą łapką.Trwał tak przez chwilę, po czym jego usta złożyły pocałunek we wnętrzu dłoni Akiry.
    - Mój bohater... - powiedział cichutko i trwał tak, patrząc na niego z miłością iskrzącą się w oczkach.

    OdpowiedzUsuń
  138. Pochwycił jego ubrania i przyciągnął do swojego noska. Mm, ten akirowaty zapach, przez którego Alv rozpływał się niemal. Tak kochał go czuć, bo to zwykle oznaczało, że Krukon jest obok. Jest blisko i go chroni. Jak teraz, kiedy troszczył się, martwił i opiekował, po tym jak go uratował z tego tragicznego położenia.
    Pokiwał główką i patrzył, jak Akiś znika za drzwiami. Wstał powolutku i zsunął z siebie zniszczone ubrania.. Dopiero teraz uświadomił sobie, jak fatalnie wygląda. Patrzył na swoje ciało i widział, że jest okropne, okaleczone, poranione, podrapane... splugawione. Brzydkie! Aż dziwne, że Akira chciał go... takiego. Podreptał do łazienki, umył buźkę, łapki i spojrzał przenikliwie w lustro, patrząc, jak krople wody spływają po jego buźce. Wytarł twarz ręcznikiem. Westchnął zasmucony, po czym ubrał się ładnie w ubrania Akiry i wskoczył do łóżeczka ponownie. Zakopał się ślicznie w pościeli.
    Nie minęło czasu wiele, a Alvin ujrzał w drzwiach Akirę z gorącą czekoladą, przysmakami i jakimiś jeszcze rzeczami, na które nie zwrócił uwagi, bo ważniejsze były teraz słodkości. Uśmiechnął się wielce uradowany i usiadł. Poklepał miejsce obok siebie, ale nie czekał, aż Akira usiądzie, a pociągnął go i ładnie posadził blisko. Tak blisko, by mógł przez cały czas czuć jego obecność. On go nie zostawi. On go będzie chronił. On po prostu zawsze będzie.
    - To jemy! - zawołał radośnie. - Em, co jeszcze przyniosłeś? - spytał, ciekawski cały.

    OdpowiedzUsuń
  139. - No pooookaż! - powiedział, zaglądając mu w łapki, bo wielce go to ciekawiło. Kiedy jednak Akira to schował, chłopak westchnął i poddał się. Cóż, Krukon miał prawo do swoich tajemnic i to, że byli w związku nie oznaczało, że muszą wszystko wiedzieć, prawda? Chwycił kubek z gorącą czekoladą i upił parę łyków ostrożnie, pamiętając, że jest ona gorąca.
    Słuchał go w najwyższym skupieniu. Gabryś. No tak, musiał się bardzo martwić o Alvina. Na pewno od razu zauważył, że zniknął, bo prawie codziennie rozmawiali. Ostatnio mniej, ale mimo wszystko Alvinowi zależało na tej relacji i nie chciał Gabriela stracić. Nie za bardzo chciał chodzić na lekcje. Wiedział, że jest jeszcze słaby, że potrzebuje odpoczynku. Cóż mógł poradzić? To naprawdę łatwe przeżycie nie było. Z drugiej strony wzbudzanie podejrzeń też nie było dobrym rozwiązaniem. Trochę dziwnie się czuł z tym, że jego brat nie miał pojęcia o całym zajściu. Pewnie by mu załatwił zwolnienie z lekcji i jakoś odciążyłby go z tego wszystkiego. Jednak musiałby poznać i calutką prawdę, chciałby dochodzenia, ścigania tamtego faceta, który przecież popełnił przestępstwo. wiedział też, że Jacob znienawidziłby Akirę. Ta wizja nie była zbyt dobra.
    - Z przyjemnością z Tobą pójdę... Ale... - przełknął ślinę. - Ale on... co jeśli mnie znowu znajdzie? Boję się. - Zacisnął łapki. - Wtargnął do zamku, więc jakby bardzo chciał, to by zaraz wywęszył, że jestem w miasteczku... - Odruchowo przysunął się i wtulił w swojego chłopaka. - Będziesz się mną opiekował, prawda? Obiecaj - wymruczał, wciskając mu się na kolana. Chwycił za kubek i całkiem zapomniał o gorącym napoju w jego wnętrzu. - Ał - syknął, parząc sobie usteczka i języczek. Przy tym jeszcze mruknął coś niezrozumiałego.
    - Co będziemy tam robić? - spytał, głaszcząc się paluszkiem po wardze, która pulsowała po spotkaniu z gorącym napojem. To nie było zbyt przyjemne uczucie.

    OdpowiedzUsuń
  140. Tym razem nie będzie sam... Ale wiedział, że Akira tak naprawdę nigdy go nie opuści. Nie, wróćmy. TO zbyt duże słowa. To może inaczej. Alvin zdawał sobie sprawę z tego, że Krukon jest przywiązany do niego, że odczuwa względem Puchasia głębsze uczucia, że wcale umyślnie nie planuje go zostawiać i narażać na żadne niebezpieczeństwa. Tyle się zmieniło od czasów, gdy się poznali i po raz pierwszy Akira się na niego wydarł. Wtedy Alvin nie pomyślałby, że tak to się mogło skończyć. Najgorszy był okres, kiedy poznał swe uczucia, a Krukon dalej go traktował jak ścierwo. Aż mu błysnęło coś smutnego w oczku, jak o tym pomyślał. Było, minęło i nie wróci więcej, prawda?
    Pokiwał główką na jego słowa i już chciał coś powiedzieć, kiedy zniknął mu znowu Akira. Co on kombinuje? Gdzie poszedł? Zostawił go? Wstał i pościelił łóżko ładnie, a potem wziął grzebień i zaczął rozczesywać włoski.No, teraz wyglądały o wiele lepiej. Wrócił do pokoju, a tam zamarł, dostrzegając Gabriela. Akira go przyprowadził. Uśmiechnął się do przyjaciela, a ten już po chwili pochwycił go w ramiona, uniósł do góry i okręcił dookoła. Potem postawił i mocno przytulił.
    - Alvin, tak się martwiłem - wymruczał Gabriel, głaszcząc Puchasia czule po pleckach. - Co się działo, przyjacielu? Ktoś Cię skrzywdził? Jesteś cały? - spytał, łapiąc go za brodę i oglądając buźkę z każdej strony. Akurat twarz miał nienaruszoną. Tylko te oczy... - Płakałeś. Dlaczego? Nie powinieneś, wiesz? Serce mnie boli, kiedy pomyślę o tym, że cierpiałeś... - Zaczął się cofać wraz z Alvinem, a potem usiadł na łóżku i posadził go sobie na kolankach. Alv z przerażeniem zerknął na Akirę i zrobi wielkie oczka. Usta lekko rozchylił, jakby chciał je powiedzieć, a potem zamknął. Bez słów. Gabriel naprawdę się troszczył, przejmował. Kochał? Zapewne tak. Tylko serca Alvina należało do innego.
    - Nie chcę o tym opowiadać. Dziękuję, że się troszczysz - odpowiedział uprzejmie.
    - Nie ma za co, maleństwo - wymruczał, jeszcze bardziej go przyciągając do siebie i ściskając. Alvin delikatnie spróbował się wyplątać z uścisku, ale Gabriel udawał, że wcale tego nie widzi i dalej go mocno trzymał.

    OdpowiedzUsuń
  141. Alviniątko tak właśnie czuło, że Akira niechętnie pozwalał na ten obrazek. Pamiętał powszednie sytuacje... Znowu Gabriel, Stephen potem i wiedział, że on zwyczajnie był zazdrosny, ale jednocześnie dusił to w sobie i wcale nie chciał się do tego przyznać. To tylko dodatkowo stanowiło pewien dowód, kolejny juz, na siłę uczucia Akiry. Oczywiście jego kolejny tekst sprawił, że Puchaś poczuł się, jak jakaś marionetka, zabawka i jego materialna własność. Nie był jednak zły, bo przecież przez Krukona przemawiała zwyczajnie zazdrość. I nie, choćby się bardzo starał, nie ukryje tego przed Alvinem.
    Nie podobał mu się chłód, jakim otaczał Gabriela. Widać było wrogość, a to nie było dobre. Ile razy Gabiś udawał się do Alvina, kiedy Akira zniknął z pola widzenia, i namawiał go do porzucenia tego, jak mówił parszywego Krukona? Tyle razy, a może i więcej. Akira nawet nie miał pojęcia. Alvin był tym zirytowany, ale akceptował to, że Gabriel był jaki był. W końcu od wielu lat byli przyjaciółmi. Smutno mu było, że teraz pewnie nie bedą mogli spędzać czasu razem. Właściwie to.. Czy Akira zamierza siedzieć z nim cały czas? Alvin nie chciał się chamsko wymykać, bo jeszcze Akira by się wielce zdenerwował. Niemniej jednak nie mógł mu Kruczek zabronić spotkać z Gryfonem.
    Wodził wzrokiem za opuszczającym pokój przyjacielem, a potem podszedł do swojego chłopaka.
    - Co teraz, hm? Właściwie teraz to ja muszę się porządnie przytulić... - zarządził, po czym wtulił się w niego tęsknie i westchnął taki cały rozanielony. - Tak mi przy Tobie dobrze... Nie wiem, co zrobię, jak skończysz szkołę, a ja tu będę dalej tkwił... Bez Ciebie - chciał dodać, że bez Gabriela też, ale pominął to. - Akiś - mruczał w jego szyjkę i wdychał ukochany zapach. - Kocham Cię - wyszeptał i zamknął oczka.

    OdpowiedzUsuń
  142. Dopiero po fakcie uświadomił sobie, co takiego mu właśnie wyznał. Przeraził się tym po części. Ujawnił swe uczucia, choć wiedział, że Akira mu nie odpowie tym samym. Alvin był na to przygotowany. Wiedział o tym, ale nie miał mu za złe. Podejrzewał, że Krukon albo nic nie powie, albo palnie coś wymijająco. Brał pod uwagę opcję, że on powie coś całkiem przeciwnego do słów Puchasia, ale poniekąd... nie chciał myśleć, że tak by mogło być.
    Prawdziwe uczucia wypłynęły słownie na wierzch... To spotkało się z bolesną karą. Odetchnął, kiedy Akira skończył wykrzykiwać donośnie swój raniący monolog. Bolało. Musiał jednak być wcześniej przygotowany na to, że tak to właśnie będzie. Tylko... czemu nie odpowiedział? Czemu oskarżał go o wymysły. Wdzięczność? Uzależnienie? Czuł jedno i drugie, ale to przez miłość. Miłość, a nie odwrotnie, jak to sobie Krukon wymyślił.
    - Po prostu Cię kocham. To o tym wiesz. Od początku wiedziałeś. Kocham Cię, bo tak czuję... i jestem pewien tego - wyjaśnił jasno. - Nie chcę niczego osiągnąć - cofnął się i usiadł na łóżku. Wbił wzrok w swoje kolanka, a potem podniósł główkę.
    Wyszeptać chciał "Pokochaj mnie", ale obawiał się, że Akira to znowu przeistoczy i zmieni całkiem sens tego wszystkiego. Zresztą Alvin wiedział, że Krukon go kocha. Wiedział, ale miał świadomość, że Akira nie potrafi się z tym pogodzić.
    - Nigdy nikogo nie kochałem... - wyznał cichutko. - I nikt nigdy nie kochał mnie w taki sposób, jak ja kocham Ciebie, wiesz?
    Przeklęty, cholerny, paskudy romantyzm! Zagryzł mocno wargę.

    OdpowiedzUsuń
  143. Drzwi trzasnęły, ale słowa Akiry dalej odbijały się po ścianach i raniły serduszko Alvina. Zacisnął łapki w piąstki i wybuchnął płaczem. Rzucił się na łóżko i pozwolił, by łzy spływały strumieniami. Nie mógł opanować tych emocji, które wzięły go we władanie akurat teraz. Dlaczego musiał się tak beznadziejnie zakochać? Dlaczego jest jak robak do zabawy dla niego? Tak się właśnie czuł. Skrzat domowy Alvin - traktuje się go jak świństwo nic nieznaczące, a przecież to najukochańsze i najlepsze stworzonko pod słońcem.
    Do Gabriela? Też coś. Podniósł nieco główkę i w samotności wykrzyczał:
    - To Ty powinieneś być przy mnie, a nie on. Rozumiesz? Ty!
    Słowa te przyjęła jedynie głucha cisza i ciemność. Nikt go nie słyszał. Był sam dla siebie i nie mógł liczyć, że zostanie zrozumiany.
    Czy naprawdę Alvin nic nie znaczył dla niego? Czy naprawdę aż tak się musiał pomylić? Był wściekły, smutny, zły i przeklinał swoją głupotę. Pierwszy raz komuś wyznał coś takiego i spotkało to się z taką a nie inną reakcją. To po prostu musiało boleć i bolało. Podniósł rękaw od koszulki do góry i spojrzał na krwisty napis. Tak, był cholerną, mała dziwką, prawda, Akiro? Tak się nazywa osoby, które nic dla nas nie znaczą...

    OdpowiedzUsuń
  144. Czekał. Parę razy chciał iść sobie, z kimś porozmawiać i komuś opowiedzieć, co się w jego duszyczce wrażliwej działo, co przeżywał przez tego nieczułego gnoma, ale... uświadomił sobie, że nie ma z kim pogadać tak naprawdę. Gabriel naprawdę nie nadawał się do rozmów na ten temat. Alvin znał go, a i zdołał zaobserwować, co się dzieje z Gabrielem w obecnej sytuacji. Musiał poczekać, aż on się do tej sytuacji przyzwyczai, aż zaakceptuje, że Alvin kocha Akirę, a nie jego... Ach, ta miłość. Teraz mu się tylko przypomniało, co mu wykrzyczał Akiś i znowu się mocno rozpłakał. Zakopał się w pościeli i wylewał swoje smutki, które spływały słonymi ścieżkami powolutku po jego policzkach i moczyły dalej poduszkę.
    Nie wiedział, jak długo tak leżał, ale po pewnym czasie przestał płakać. Patrzył w ciemność i był już spokojny. Zwyczajnie starał się nie myśleć o tym. Przysypiał już, kiedy usłyszał otwieranie drzwi, a potem ktoś wszedł i krzątał się po pokoju. Wrócił.
    - Tak - mruknął obojętnie i bardziej przykrył się kołdrą.
    Pytał, bo chciał coś powiedzieć więcej? Więcej raniących słów? Po co w ogóle tutaj wracał? No tak, to jego pokój i Alvin leży w jego łóżku. To jego miejsce i nie ma prawa przebywać tutaj ten Puchaś.

    OdpowiedzUsuń
  145. On się dziwił, że to "tak" było takie chłodne i pozbawione emocji? Akurat temu dziwić się kompletnie nie powinien. To przez niego ten głos taki był. To przez niego sylwetka smutnego Puchona tkwiła nieruchomo pod kołdrą, chowała się i nie była zdolna do niczego. To przez niego dusza maleństwa cierpiała, a myśli nie mogły przestać nawiązywać do Krukona właśnie. On ni potrafił zaznać spokoju ducha. Wszystko przez siłę miłości. Zależało mu na Akirze i nie chciał go stracić, ale też wiedział, że jeśli nic się nie zmieni, to on go zwyczajnie zacznie niszczyć. To było nieuniknione, kiedy Alvina traktowało się jak przedmiot na własność, którego uczucia się nie liczą. Lub inaczej: który nie potrafi czuć. Puchasia los byłby uzależniony od felernego widzimisię Akiry. Czy tak to miało wyglądać? Akira nie miał odwagi zmierzyć się z samym sobą i otwarcie opowiedzieć o swych uczuciach, lękach i pragnieniach?
    Nie ruszył się, kiedy znajomy zapach stał się bardziej intensywny. Nie ruszył się, kiedy dłonie Akiry oblepiły go w pasie, a ciało przyczepiło się do jego pleców. Trochę tak się zachowywał jak miś pluszowy.
    - Obiecałeś, że mnie nie zostawisz... - powiedział dalej tym samym tonem głosu. - Tymczasem zrobiłeś dokładnie tak jak wtedy... Wyszedłeś i trzasnąłeś drzwiami. Zawsze tak zrobisz, kiedy coś nie będzie szło po Twojej myśli? - spytał, leżąc dalej na boku i plecami do niego.
    Miał nadzieję, że wreszcie się czegoś dowie.

    OdpowiedzUsuń
  146. Nienawidził tego tonu. Zawsze wtedy serce biło mu jak oszalałe, ale z przerażenia. Bał się, że zaraz Akira zrobi coś, czego potem będzie żałował i co odbije się potem na psychice Alvina. Te słowa, zdania.. Brzmiało jakby obco. Zupełnie tak, jakby Akira sam nie wiedział, co mówił. Alvin starał się zrozumieć ich sens, ale to nie było taki łatwe. Przede wszystkim znowu okazało się, że Alvin robi coś, co Akirze się nie podoba. Nawet nie pozwolił mu dokończyć mówić tego, co miał aktualnie do powiedzenia. Nie chciał wysłuchać swojego chłopaka. Bolało.
    - Uwierz, że ja próbuję Cię zrozumieć i nie potrafię. Za to Ty w ogóle nie starasz się zrozumieć mnie, wiesz? Nawet nie wiesz, jak sobie grasz z moimi uczuciami, kiedy ja staram się jak mogę... - wydusił, chwytając jego dłonie i odsuwając je od siebie. - W kółko gadasz o Gabrielu, że zaczynam wierzyć, że po prostu pchasz mnie w jego ramiona. O to Ci chodzi? Już się mną zmęczyłeś? - spytał ze łzami w oczkach i usiadł. - Odechciało mi się spać. Spełnię Twoje życzenie i pójdę do niego. Chociaż wolałbym leżeć z Tobą. Tylko Ty mi na to nie pozwalasz... - Otarł buźkę, zsunął się z łóżka i wyszedł szybko z pokoju.
    Udał się do Wieży Gryfonów. Miał nadzieję, że Gabriel nie śpi i że będzie mógł mu się Alvin wypłakać i przytulić, kiedy jego własny chłopak tylko te łzy wywołuje, zamiast bronić Puchasia przed nimi. Czego chciało serce Akiry? Tego chyba nikt na świecie nie wiedział.

    OdpowiedzUsuń
  147. Szedł sobie ciemnym korytarzem i nic nie wskazywało na to, że ktoś zakłóciłby jego wędrówkę do Gabriela. Alvin był tak smutny, tak zrozpaczony, że wiedział o jednym. Wiedział, że kiedy ujrzy przyjaciela padnie mu w ramiona i wypłacze się za wszystkie czasy. To dla Gabriela nie będzie łatwe. Przyniesie swego rodzaju złość i żal, ale cóż, w końcu mieli być przyjaciółmi na dobre i na złe, prawda? Tymczasem Alvin go zaniedbał ostatnio, a w dodatku przychodził ze swoimi problemami, które jednak w jakiś sposób mogły stanowić dla Gryfona dobrą wiadomość. Rany! To wszystko jest totalnie pokręcone.
    Puchaś poczuł dopiero teraz, że zimno nieprzyjemnie ociera się o jego stopy. Zerknął w dół i ujrzał, że ma bose nogi. w dodatku miał na sobie tylko luźną koszulkę i jakieś wygodne spodnie. Nie pomyślał w ogóle o stopach. Aj, ale on jest głupi. Cóż, wróci jutro po swoje rzeczy. Jeśli jeszcze kiedykolwiek Akira go wpuści. Pewnie nie chciał go więcej widzieć. W końcu Alvin go kochał, a zakochany dzieciak, to same problemy, prawda?
    - Co? - spytał zdezorientowany, czując mocny uścisk na nadgarstku, a potem został popchnięty i wylądował w ciepłych ramionach znajomego Krukona. Czego chciał tym razem? Znowu będzie krzyczał? Tak, nie mylił się. Kazał przestać, bo znowu coś mu się w Alvinie nie podobało. Pięknie. Już miał dość jego krzyków jak na ostatnią noc.
    Zamarł, słysząc to wyznanie. Niby głośne pytania, niby dość chaotyczna wypowiedź i niby nie tak bezpośrednie wyznanie, ale jednak nim było. W tym wszystkim serduszko nagle obudziło się i przyspieszyło, łapki mocniej go objęły i przycisnęły do siebie. Wtulił się mocno w niego i próbował zamknąć buźkę, która mu się otworzyła z wrażenia. Oderwał główkę od jego piersi i spojrzał na Akirę.
    - Wreszcie. To. Powiedziałeś. Wreszcie zrozumiałeś - Westchnął uśmiechnięty. - Mój zakochany szaleniec - wyszeptał, a potem tylko stanął na paluszkach i wpił się w jego usta zachłannie i z pasją.
    Nie do końca jeszcze w to wszystko wierzył, ale był wielce szczęśliwy. To naprawdę dość emocjonujący dzień dla niego.

    OdpowiedzUsuń
  148. Wodził oczkami, szedł za nim i wpatrywał się jak zahipnotyzowany w swojego Akirę. Tak, zdecydowanie siedzenie tutaj na środku korytarza, oddawanie się romantycznym wyznaniom i okazywanie sobie czułości było nieodpowiednie. Mogli trafić na nauczyciela albo ducha, który lubi kablować. Toteż z aprobatą przyjął decyzje Akiry o tym, by się stąd ulotnić. Myślał, że idą do dormitorium, gdzie czekało na nich wspólne łóżeczko. Mmm, Alvin na samą myśl o tym, że ugrzeje się przy swoim chłopaku, uśmiechał się jak oszalały, a w oczkach iskrzyła mu się radość. Był teraz naprawdę szczęśliwy. Zdawało się, że póki co zdołali sobie wszystko ułożyć i będzie dobrze. Przynajmniej na razie, prawda?
    Dotarli na to siódme piętro i tak stali tam sobie, a Aliviś zastanawiał się, w jakim celu. Przecież nic tu nie było. To jakiś głupi żart? O co chodziło? Puchasie z reguły nie znały Pokoju Życzeń, a już na pewno nie ci młodsi. Nawet jeśli jakieś plotki chodziły, to i tak za bardzo w nie nie wierzyli.
    Jednak o to przed nimi pojawiły się drzwi i ALviś otworzył szeroko usteczka. To takie niesamowite! Magia. Akira pociągnął go za łapkę i wprowadził do środka. Okazało się, że weszli do pomieszczenia, które zdało się Alvinowi wydawać najmilszym na świecie. Całkiem przyjemny pokój. Trochę jak z takie chatki. Kominek, ciepły posiłek, wygodne meble i zapewne milusie łóżeczko, które aż kusiło. Alvin marzył, by się ogrzać. A jego stopy to już najbardziej tego pragnęły.
    - Nie, nigdy tutaj nie byłem... - Westchnął, rozglądając się z zachwytem dookola

    OdpowiedzUsuń
  149. - Marzenia... Spełniają się... - Westchnął, patrząc na Akirę, który siedział przed nim i ściskał jego łapkę. Alvin był szczęśliwy i chyba nie dało się tego ukryć. Krukon musiał to doskonale widzieć, kiedy jego uroczy chłopak ciągle się rumienił, zagryzał wargę z tego przejęcia, a w tym wszystkim cień uśmiechu nieustannie błądził po jego ustach. Zakochany, szczęśliwy i pogodny Alvin.
    - Em, śpieszyłem się i... tak jakoś wyszło - oznajmił w odpowiedzi na pytanie co do butów. Automatycznie też schował swoje stopy z daleka od widoki Akiry. Sam nie wiedział, czemu tak zrobił. To jednak przypominało mu o tamtej nieprzyjemnej sytuacji i ucieczce Alvina po tym, jak wiele nieprzyjemnych słów padło. Po co do tego wracać?
    - Nie odejdę. Proszę, nie pozwól mi odejść. Kochaj mnie - wyszeptał w rzekomy romantyczny sposób, co pięknie komponowało się wraz z nastrojem tego miejsca, oświetleniem, zapachami i przede wszystkim tym, co sobie jeszcze niedawno wyznali. Alvinowi się to wszystko strasznie podobało. Było tak, jak w książkach. Pięknie, bajkowo i nastrojowo. Cóż, jego romantyczna dusza była wielce pocieszona tym.
    Drgnął, czując jego glówkę na swoich udach. Automatycznie podniósł ją w górę, coby Akira nie zobaczył, jak jego lico czerwieni się pięknie. Krukon jednak zdołał to zauważyć, bo chwilkę później czuł jego dłoń na swoim policzku. Alvin położył swoją gdzieś w okolicy jego serca i głaskał go tam nieśpiesznie.
    - Spełniłeś moje marzenie. Chciałem, byś mnie pokochał... Więc teraz ja pragnę spełnić Twoje i tego właśnie chce - powiedział, po czym pochylił się do jego ust i musnął je nieśmiało. To pozycja dość niewygodna, bo ich głowy były prostopadłe do siebie, ale Alvin tym się teraz nie przejmował.

    OdpowiedzUsuń
  150. I dla Alvina to był ich pierwszy, magiczny, prawdziwy pocałunek. Zdawał się być innym niż wszystkie powszednie. Był takim pocałunkiem dwóch, kochających się osób. Alviniątko drżało i pochłaniało każdy najmniejszy dotyk, jakim zostało obdarowywane z poczwórną intensywnością. To była magia, z której nie chciał rezygnować i którą pragnął się prawdziwie nasycić.
    Poddawał się jego działaniom i ulegle zmienił pozycje na taką, jak go Akiś ustawił. Odwzajemniał wszelkie pocałunki i obdarowywał go delikatnymi pieszczotami. Nawet się nie spostrzegł, kiedy został pozbawiony koszulki. Po pewnym czasie jednak jego ciałko pokryła gęsia skórka, choć wewnątrz czuł się wybitnie rozgrzany.
    Wylądował na leżącym ciałku Akiry i kiedy usłyszał te piękne słowa, przywarł do niego i wtulił się pięknie. Po chwili jednak usiadł na jego udach i podniósł go za łapki do góry, by za chwilę nogami otoczyć jego biodra i przysunąć się bliżej. Zdjął jego koszulkę i zaczął paluszkami jeździć po odkrytych terenach, zachwycając się nimi o obdarzając je pieszczotami.
    - Będę najszczęśliwszy na świecie... Już jestem - mruknął, muskając ustami jego ramie. - Ty jesteś taki gorący... I rozgrzewasz mnie jak nic i nikt inny.

    OdpowiedzUsuń
  151. - Ufam - szepnął, poddając się cały czas jego działaniom.
    Tak naprawdę nie wyobrażał sobie aktualnie siebie w roli Akiry. On? Taki dominujący, taki męski, aktywny i gotowy do działania.. nie, to nie dla Alvina. Wolał wić się, nieśmiało obdarowywać ukochanego delikatnymi pieszczotami i uczyć się od niego tej fizycznej sztuki uprawiania miłości. Teraz był pewien uczuć Akisia. Wiedział, że mógł zaprzestać hamowania swoich reakcji i odgłosów, których tak się wstydził. Dalej był tym Alvem tak bardzo krępującym się w tych intymnych sytuacjach, mimo iż oswoił się już z obecnością i bliskością Akiry. niemniej jednak to dalej pozostawało dla niego nowością.
    Gdy ciało jego ukochanego władczo zawisło nad nim, otworzył szeroko oczka i zagryzł wargę, wiedząc, że teraz jest w jego posiadaniu. Należał do niego i mógł z nim niemal wszystko zrobić, na co tylko miał ochotę. Obaj wiedzieli, że tak właśnie było. Z ust jagniątka wydobywały się kolejne jęki i westchnienia, kiedy gorący język pieścił jego ciałko. I niżej, i niżej... wreszcie aż się cały podniósł, gdy poczuł go właśnie tam. Oddech stał się wściekle nierówny. Potem nagle położył się i wypchnął bioderka, jakby chciał sięgnąć po więcej. To takie niesamowite. To takie niezwykłe. Ach!
    Alvin był przepełniony emocjami i ewidentnie podniecony. Był nagi, bezbronny i spragniony kolejnych doznań. Zatem, gdy tylko Akiś położył się na nim i przykleili się do siebie., przycisnął go mocno do siebie łapkami i nogami. Akira był zakleszczony przez to niewinne ciałko. Usta Puchasia sięgnęły do jego warg, by znowu trwać gorącym pocałunku, a potem... Odkleili się od siebie. Alv przekręcił się i wylądował nad nim, po czym szepnął mu do uszka:
    - Chcę do łóżka, Akiś... - Pocałował uszka. - Och, co Ty ze mną robisz? Albo raczej... co ze mną zrobisz? - pytał, przy czym ocierał się o niego delikatnie.

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga