piątek, 16 listopada 2012

Przepraszam, ale zgubiłem sens na drodze życia.

"I'll keep you my dirty little secret
Don't tell anyone or you'll be just another regret
..."


Wydaje Ci się, że go znasz, że wiesz, kim jest, co lubi, czego nie. Bo to przecież ten sam dzieciak, który siedział przy stole Krukonów siedem lat temu, choć może wygląda troszeczkę inaczej. Wydoroślał, wiesz?
Zdaje Ci się, że gdybyś stanął na czymś wysokim i spojrzał w dół, na Wielką Salę, od razu mógłbyś powiedzieć gdzie siedzi. Bo wyróżnia się w tłumie, jak biała kropka na czarnym tle, samoistnie przyciąga wzrok. Jesteś tego pewien.
Ale nie.

Gubisz go po raz setny, szukasz wzrokiem i nic. Zniknął, jak zawsze z resztą. Zawsze, gdy go potrzebujesz. Momentami Cię to drażni, ale już przywykłeś. W końcu znacie się siedem lat.
Kiedyś, na początku waszej znajomości, powiedział Ci jak się nazywa i po dziś dzień śmiejesz się z jego miny, gdy wymawiał swoje imię. Bazyli- przecież gorsze już słyszałeś. Ale on nie. Został wychowany przez matkę mugolkę, która z nieznanych powodów postanowiła właśnie tak nazwać swojego syna. Całe dzieciństwo się z niego śmiali.
Zacharka. Te śmieszne nazwisko usłyszałeś, gdy wzywano go do Tiary Przydziału. Kto by pomyślał, że te kilka lat później będziecie siedzieć razem w bibliotece i zakuwać przed egzaminami? Wtedy wydawał Ci się taki… Szary, niepewny. W sumie to drugie dalej do niego pasuje, ale tego mu nie powiesz. W końcu jesteście przyjaciółmi. Chyba.
Wiesz dobrze, że Bazyli swojego ojca nie zna, więc Zacharka to nazwisko po matce- Ysbel, kobiecie, która poniekąd zniszczyła mu dzieciństwo, ale o przykrych rzeczach się nie wspomina.
Święta spędza u Ciebie, bo do domu nie wraca za chętnie. Nie wiesz jak daje radę przetrwać każde wakacje, jakim cudem nie zabił własnej matki, ale wolisz nie pytać. Wystarczy, że z roku na rok we wrześniu jest bardziej szary, bardziej nijaki i pusty. Cieszysz się, że to ostatnia klasa i nie będzie już musiał wracać w rodzinne strony. Nie wiesz tylko, co planuje na przyszłość.
Nie rozmawiasz o nim z kimś innym, niż najbliżsi znajomi. Wiesz doskonale, że nie należy do osób samotnych, że potrafi się odezwać, dogadać, zakręcić kogoś wokół siebie. W sumie to dużo o nim wiesz… Czasami wydaje Ci się, że prowadzi kalendarz, w którym zapisuje kolejne spotkanie, w końcu wszędzie go pełno.



Ale prawdę mówiąc nie wiesz o nim wielu rzeczy.
Nie zdajesz sobie sprawy, że nie lubi soku dyniowego, a Kremowe sprawia, że ma ochotę popędzić do łazienki i oddać wszystko, co dotychczas zjadł. Że ma pewne drażniące uczulenie, przez co nie może zażywać Eliksiru Pieprzowego i kilku innych, w których można znaleźć mandragorę. Że ma słabość do białej czekolady, kawy au lait i naprawdę, szczerze nienawidzi swojej matki.
Pewnie stwierdziłbyś, że wcale nie jest ważne, że właśnie wczoraj miał swoje siedemnaste urodziny. Gdybyś wiedział to kupiłbyś mu jakiś drobiazg, książkę, czy coś, ale i tak by tego nie przyjął. Uśmiechnąłby się, owszem, a później kazałby schować prezent i zaprosiłby na kawę, w której więcej będzie mleka, niż wody. I ciastka, które zamiast być słodkie byłyby kwaśne, bo Bazyli bardzo lubi cytryny. Cóż, to może wiedziałeś.
Burzową nocą mógłbyś zapytać go, co jest jego boginem. Odpowiedziałby Ci, siedząc w samym rogu pokoju, obejmując swoje kolana, zupełnie tak, jakby chciał się odseparować od wszystkiego. I w ciszy, która następuje po grzmocie usłyszałbyś szept „ Moja matka”.  Dla kontrastu, po pytaniu o patronusa wzruszyłby jedynie ramionami, twierdząc, że nie wie, ale nie byłaby to prawda. Wspomnienie pierwszego spojrzenia na Hogwart przywołuje niewielkie stworzenie zwane skoczkiem długouchym. W dzień, w świetle, za żadne skarby byś go nie dojrzał. W nocy świeci mocniej niż nie jedna latarnia.
W sumie mógłby Cię zaskoczyć tym, iż zarówno jego prawa ręka jak i lewa potrafią zdziałać cuda. Jest oburęczny. Gdy prawa dłoń pisze notatki, lewa, pod ławką, rysuje portrety znajomych z roku. Możliwe, że potrafi też oboma czarować, ale nigdy tego nie sprawdzał. W sumie pewnie nie byłby z tym problemu.
Inną tajemnicą może być fakt posiadania dwóch różdżek. Albo też jednej i połówki. Tą pierwszą, po której obecnie jest tylko pamiątka, spotkało niemiłe randez vous z Ysbel, która cztery lata temu stwierdziła, że Bazyli jest wystarczającym dziwakiem i nauka magii zostaje w tej chwili przerwana. Pamiętasz doskonale, że chłopak spóźnił się na rozpoczęcie roku, ale wszystko tłumaczył tragedią w rodzinie. W sumie to prawda. Właśnie wtedy umarła ostatnia iskierka miłości, jaką Bazyli czuł do swojej matki. Gdyby nie ministerialny wymóg kontynuowania nauki, chłopaka już dawno nie byłoby w szkole. Ale Ty o tym nie wiesz w sumie z jego ust się tego nie dowiesz.
Jego druga różdżka to cis z domieszką jabłoni na czubku, rdzeniem z popiołu popiełka. Krnąbrne to stworzenie, lubujące się w zaklęciach ofensywnych i w tworzeniu eliksirów miłosnych, ale niczego innego nie można by się po niej spodziewać. Prawdę mówiąc Bazyli wolał tą pierwszą, bezgranicznie mu oddaną, ale cóż… Tamta nie nadaje się już do czarów.
Ty sam wiesz o nim jeszcze jedną rzecz, ale skutecznie to zagłuszasz bełkotem w głowie. Nie chcesz uznać to za prawdę, w końcu to tylko plotki. Pewnie jakiś Gryfon je rozsiał. Albo Ślizgon zazdrosny o jego oceny. Bo przecież Ty nigdy go na tym nie przyłapałeś i to nie może być prawdą. Bo jakbyś wytłumaczył, że Twój przyjaciel jest gejem? Źle to wygląda, kiedy masz na oku tą śliczną Puchonkę z szóstego roku…
Ale prawda jest taka, że Bazyli jest gejem. Prócz tego lubi też małe słodkie kotki, a przecież nie powiesz, że jest zoofilem. Drzewa też lubi i żaden z niego dendrofil. Jeszcze jakieś „filie”?  Pewnie coś tam jeszcze byś znalazł, ale ja nie szukam.
Ja go znam, a Ty, tak naprawdę, dopiero poznajesz.

 
W skrócie
Bazyli Zacharka
VII Ravenclaw
ur. 15 listopada 2005 roku w Ipswich
w jednej drugiej krwi Białorusin
prawdopodobnie mugolak


19 komentarzy:

  1. [Jaki kochany! *.*
    Witam serdecznie. ]

    OdpowiedzUsuń
  2. [To jak to sobie wyjaśniliśmy, to może zaproponuję jakiś wątek? :D ]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Cukiereczek z niego ^^ Poza tym, cześć i czołem :)]

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  4. [Zacznij, zacznij... zawsze zacznij xD A że ja dobroduszne stworzenie jestem to zacznę, cóż innego mi pozostało? Tylko mi jakieś randomowe miejsce zaproponuj, albo okoliczności.]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Oj tam, oj tam, ważne, że on jest słodki ^^ No, to jakieś pomysły na wątek lub powiązanie? Czy ja mam się nad czymś zastanowić, a ty zaczniesz watek? ;P]

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  6. [...a stół pusty. xD No okej, to tego. Napiszę coś chyba.]

    Właściwie prawie by nie przyszła na kolację z tego wszystkiego. W takie dni najlepiej było się uczyć spokojnie w bibliotece, według większości uczniów pewnie tracąc piątkowe popołudnie, jednak Phil traktowała to jako zyskiwanie czasu na weekend. W końcu wszystko już odrobiła co zostało jej zadane na przyszły tydzień, pouczyła się, że pewnie jeszcze w niedzielę sobie powtórzy i będzie w porządku. Podczas gdy inni zaczną robić wszystko na ostatnią chwilę, ona będzie mogła się zrelaksować przy książce.
    Torba nieprzyjemnie ciążyła na ramieniu, gdy weszła do Wielkiej Sali. Ku jej zdziwieniu nie była jedną z ostatnich, jednak nie przywiązała do tego większej wagi. Dzisiaj po lekcjach wyszło na chwilę słońce, co stawało się powoli rzadkością. Pewnie wszyscy delektowali się ostatnimi ciepłymi promieniami. Pewnie dlatego też biblioteka była taka pusta, więc Phil miała ciszę i spokój.
    Usiadła na jednym z wolnych miejsc przy stole Puchonów, uśmiechnęła się kilku znajomych z roku, którzy jej pomachali, gdy tylko ją zobaczyli. Nawet nie pytali gdzie była, przecież to oczywiste nawet dla nich. Znając życie potem przyjdą po pomoc, by im coś wytłumaczyła.
    Bez zbędnych myśli zabrała się do jedzenia. Obiad wydawał się jakby tkwił w już dalekiej przeszłości, a z każdą minutą jej głód wzrastał mimochodem.
    Gdy ktoś usiadł obok niej, kilku ludzi spojrzało z niemym, lekkim zaskoczeniem na nowoprzybyłą personę... ale Phil była zbyt zajęta powtarzaniem w myślach formułek zaklęć, których musiała się nauczyć na poniedziałek, by dostrzec, że coś jest nie tak.

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Jaki uroczy ^^ Masz może chęć na wątek z Albusem lub Aidanem? ]

    OdpowiedzUsuń
  8. Spojrzała na niego z lekko nieprzytomnym wyrazem twarzy, próbując przeanalizować część pierwszą jego wypowiedzi, jednak po chwili stwierdziła iż to i tak bez sensu, bo zaczyna sobie wyobrażać tańczący groszek z marchewką śpiewający jakąś radosną piosenkę, co dziwne, o pietruszce. Więc bez zbędnych słów, jak to mówią mniej słów, mniej błędów, podała ów nieszczęsny groszek z marchewką, zastanawiając się czemu akurat groszek z marchewką, a nie marchewkę z groszkiem.
    Wróciła do swego talerza, jednak myśli jej otoczyły owego wielbiciela groszku i marchewki, jakby podświadomi wyczuły, iż coś jest z nim nie tak. I nie chodziło o włosy. Zerknęła raz jeszcze i wtedy zrozumiała.
    - Czy mnie coś ominęło, czy robiliśmy szarady? - zapytała zaciekawiona.
    Nie było w tym krzty pretensji. Ot zwyczajna, puchońska, niewinna ciekawość, cóż Krukon, czyli ten mądry, robi nie przy swym stole. Tylko tutaj, gdzie jakby tak trochę nie pasował. Ale ona nie wyganiała, przecie, bo co jej to przeszkadza?

    OdpowiedzUsuń
  9. [A co powiesz, jakbym zaproponowała ci wątek z Arietis? xP Tylko muszę ostrzec, że ona nie należy do najbardziej zrównoważonych osób xP Nasuwa ci się jakieś powiązanie? To zacznę ^ ^ I witaj na blogu. Boskie imię i nazwisko.

    Diggory-Waleys]

    OdpowiedzUsuń
  10. [Pozwoliłabym sobie zacząć, ale ja tam nie wiem, czy nie dałoby się wymyślić jakiegoś powiązania, skoro oboje są Krukami, jakby nie patrzeć. Pokombinować coś może, czy masz jakieś pomysły?]

    OdpowiedzUsuń
  11. Z pewnością ten dzień zapisał się dla Akiry jako jeden z najgorszych w jego życiu. Od jego fatalnego w skutkach wybryku z dwoma pierwszakami minął jakiś tydzień, ale dopiero teraz powoli zaczął sobie uświadamiać, że to wszystko dzieje się naprawdę, że to nie jest jakiś durny sen.
    Opieka nad magicznymi stworzeniami była przedmiotem, którego szczerze nienawidził. Nie fascynowały go jakieś brykające, pełzające, czy tam latające stwory, które nie wiadomo w czym miały być interesujące. Pomijając już fakt, że jeśli do tego dołączyć karmienie ich, wymienianie ściółek, porządkowanie legowisk i tak dalej, to uzyskiwało się coś naprawdę potwornego.
    Błędem było stwierdzenie na którejś z lekcji, że jest to wiedza w ogóle bezużyteczna, że nigdy mu się to nie przyda i nigdy w życiu nie będzie miał ani okazji, ani najmniejszej nawet ochoty do rzucania mięsa hipogryfowi, albo wyrywania roślin z zacienionych grot gigantycznych pająków. (Swoją drogą dobrze, że nauczyciel nie wpadł na pomysł rozczesywania ich włochatych grzbietów, ale mniejsza z tym.) Teraz miał się okazję własnej głupocie boleśnie przekonać, bo profesor powiedział o tym dyrektorowi, który skrupulatnie postanowił wykorzystać nabytą wiedzę w wymyślaniu szlabanu dla pana Noblefaire.
    Właściwie nie chodziło o to, co miał na nim robić: bardziej bolał go fakt, że został na czymś przyłapany. On. Wielki, wspaniały, wszechpotężny, niezrównany geniusz, Akira Noblefaire został złapany na gorącym uczynku. I nie pomogła mu wspaniała przemowa, której nie powstydziłby się żaden sądowy obrońca, nie pomogły też doskonałe stosunki z żoną pana dyrektora, która znała się z państwem Noblefaire, nie pomogło po prostu nic. Tak oto klamka zapadła.
    Splątki. Opieka nad nimi. Bez użycia czarów. W towarzystwie „drugiego, tak samo zepsutego osobnika jak ty” – jak to powiedział pan profesor, wymieniając kilka szczegółów z pasjonującego zajęcia na kolejne dwa tygodnie życia chłopaka.
    Cudnie.

    [To nie jest start marzeń, ale liczę na to, że się rozkręcę. Dobry wieczór. :D]

    OdpowiedzUsuń
  12. [Widzisz, od razu zgadłam, że Bazyli jest twój, nie to co Agata xD <3]

    OdpowiedzUsuń
  13. [Przyłażę po wątek <3]

    OdpowiedzUsuń
  14. Szedł przez błonia w kierunku chatki gajowego mając najgorsze przeczucia. Znaczy, przeczuć jakoś specjalnie nie musiał mieć, hasło: sklątka budziło wystarczająco dużo niemiłych wspomnień. Pamiętał jak dziś dzień, w którym nareszcie zaczęli zajmować się jakąś inną kreaturą, pamiętał, jaki wtedy był szczęśliwy. W tamtym momencie nie w głowie był mu już ból ran na dłoniach, ani wielki strup na żebrach, (pamiątka z pamiętnej lekcji, kiedy to jedna ze sklątek zaczęła biec(?) przy okazji wlokąc go po ziemi z podwiniętymi szatami). A teraz to wszystko miało wrócić.
    - Proszę, oto para smoczych rękawic. – doleciał do niego jakby z oddali głos nauczyciela i nim się obejrzał już trzymał w ręce zbyt wielki i bardzo wysłużony komplet. Obejrzał je dokładnie ani na moment nie zwalniając kroku. Ganianie za profesorem wcale nie należało do rzeczy łatwych. W ogóle, dla Akiry ganianie za kimkolwiek niewątpliwie nie stanowiło rozrywki - to by mogło tłumaczyć, dlaczego nigdy jakoś specjalnie nie zadawał sobie trudu. Jeśli chodzi o ludzi, oczywiście.
    W końcu dotarli: Japończyk rozejrzał się niecierpliwie czekając tylko, aż jeden z tych potworów na niego wyskoczy. Nauczyciel chyba to zauważył, bo klepnął go pocieszająco po ramieniu wskazując jakąś postać niedaleko.
    - Spokojnie. Na razie są pozamykane. Dzisiaj wystarczy, że się ze wszystkimi przespacerujesz, a jutro dopiero zaczniesz karmienie i inne sprawy. A tam – w tym momencie machnął ręką na postać, która zaczęła się do nich powoli zbliżać – Tam idzie twój współtowarzysz szlabanu. We dwójkę na pewno sobie poradzicie. Mieliście to już przecież na lekcjach…
    No tak. To będzie TYLKO wyprowadzenie bestii na spacer. Jak miło, przecież to łatwizna latać z przerośniętymi skorpionami po błoniach, czy gdziekolwiek indziej?!
    W ogóle przestał go już słuchać: znowu bardziej zajęty był oglądaniem tych nieszczęsnych rękawic, od których dolatywał zapach bynajmniej nie kojarzący się z czymś przyjemnym.
    -…To jest Noblefaire, a to jest Zacharka. Znacie się przecież, co ja gadam... – uniósł głowę, kiedy padło jego nazwisko.
    Zacharka okazał się również Krukonem, z szóstej, czy tam siódmej klasy: Akira kojarzył go głównie z lekcji eliksirów. A więc musiał być jednak jego rówieśnikiem. Wydawało mu się, że chyba nigdy nie zamienili ze sobą słowa; skinął mu sztywno na powitanie i skupił się na paplaninie profesora. O tym, co maja robić i jak. I że bez czarów. I że będzie obserwował. Bla, bla, bla.
    W końcu zaprowadził ich do tych splątek. Kilka z nich nawet wybuchło już na wejściu, jakby bardzo się cieszyły, że ich widzą.

    [Mi moje się też jakoś... nie wiem. Dziwne to. Zobaczymy potem.]

    OdpowiedzUsuń
  15. [Ostatecznie pierniczki i tęczowe jednorożce, słoneczko xD]

    OdpowiedzUsuń

  16. W końcu nauczyciel sobie poszedł. Wcześniej naturalnie zdążył udzielić im mnóstwa informacji, w większości nawet nieprzydatnych, zdaniem Akiry, który tymczasem dalej stał i patrzył na te sklątki, jakby liczył na to, że umrą, zanim się do nich zbliży.
    Zbliży. Właśnie.
    To też była trochę drażliwa kwestia, bo chłopak pozbawiony różdżki nie miał najmniejszego zamiaru, nie mówiąc już o ochocie tego zrobić. Przestępował niecierpliwie z nogi na nogę: wyglądało to trochę jakby rozgrzewka do naprawdę długodystansowych biegów i chyba tak było w istocie. W innej roli się tutaj nie widział.
    - No co ty nie powiesz…. – wymamrotał, wywracając teatralnie oczy – Spójrz na swoją buźkę. To ty wyglądasz na niedopieszczonego i jestem pewny, że to za ciebie wezmą się te sklątki.
    No, w sumie dzisiaj nie było go stać na jakieś lepsze teksty: prawdę mówiąc ostatnio ego umiejętności w tym zakresie dość poważnie kulały, bo przecież jakoś nie miał na kim ćwiczyć. Jego doszłe lub niedoszłe ofiary zwykle nie były na tyle elokwentne, żeby odpowiedzieć mu coś błyskotliwego wisząc na przykład głową w dół, czy coś w tym stylu. Ale Akira starał się je zrozumieć: w końcu… on nie wiedział, co to znaczy być maluczkim.
    Założył te rękawice z jakimś wahaniem i zatarł dłonie, przygotowując się do ostatecznego starcia. Prawdę mówiąc, w duchu liczył na to, że ten chłopak wykaże się intelektem i sam się wszystkim zajmie, bo przecież wielmożny pan Noblefaire na pewno nie sprawia pozorów takiego, który się na tym zna. A zresztą, nawet, gdyby się znał, to i tak… nic by to nie zmieniało.
    - No? Rób coś. Nie wiem, wyprowadź je gdzieś, jak najdalej ode mnie. – stwierdził i przesunął się odrobinę. A potem, w swej przebiegłości dodał:
    - A ja… ja zajmę się zagrodą.
    MUHAHAHAHHA!
    Oczywiście, że się nie zajmie! Był geniuszem zła, ot co!

    OdpowiedzUsuń

  17. Odruchowo spojrzał na swoje buty i skrzywił się niemiłosiernie. Jak to się stało, że prawie nieruszając się z miejsca coś wlazł?! No jak?! A może… a może, kiedy nie widział, podbiegła do niego jakaś sklątka i to zostawiła? Wzdrygnął się na myśl, że ten potwór mógł sobie tak samopas biegać wokół niego, a on nawet tego nie był świadomy.
    Już miał otwierać swoją uroczą buźkę na te wszystkie jego słowa, ale nie zdążył. Może to i dobrze, bo placek błota, który na krótka chwile przywarł do jego policzka, a potem malowniczo po nim spłynął, częściowo zostawił brązowawy ślad na jego wargach i Akira mógłby raczej nie być zadowolony z tej przekąski.
    Z początku był tak tym z szokowany, że nie rozbił nic. Po prostu nie dotarło do niego, że ktoś się w ogóle odważył coś takiego zrobić. Błąd. Nie dotarłoby do niego nawet to, ze ktoś POMYŚLAŁ, by posunąć się do rzucenia w niego czymkolwiek.
    Niemal automatycznie starł resztki błotka z policzka nienaumyślnie rozsmarowując je jeszcze bardziej. Przy okazji mógł poczuć ten ohydny zapach gleby zmieszanej z wodą i zbutwiałymi liśćmi.
    Odwrócił się w końcu do niego, a to już zrobił nadzwyczaj gwałtownie. W oczach zalśniła mu wściekłość, a kiedy odruchowo sprawdził, czy nie ma przy sobie różdżki zirytował się jeszcze bardziej i już w ogóle nad sobą nie panując, pochylił się i nabrał potężną ilość błocka i doskoczył do niego szybko łapiąc za włosy i rozsmarowując mu je na twarzy zanim zdążył dokończyć, jak niby wygląda jego mina.
    W tej samej chwili poczuł napływ jakiejś nieprawdopodobnej siły i zepchnął go z ogrodzenia prosto do wielkiej śmierdzącej kałuży, w którą zresztą on sam wpadł, bo jego gracja baletnicy w konfrontacji z tak śliskim podłożem szans nie miała. Ale w ferworze walki się tym nie przejął: końcowo leżał na nim smarując go błotem i trzymając usilnie broniące dostępu do ciała Bazylego kończyny, dopóki nie zmęczył się trochę i chłopak tego nie wykorzystał odpychając go.
    Akira spojrzał na niego, dysząc ciężko.
    - Debil. – burknął tylko pęczniejąc z dumy: chłopak wyglądał gorzej, niż źle. Właściwie jedynym czystym elementem jego fizjonomii były te oczka, które bynajmniej nie wyglądały na jakoś specjalnie niezadowolone z obrotu sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
  18. No i właśnie to bezczelne cmoknięcie w policzek ostatecznie przywróciło mu znów wszystkie siły. Bez chwili namysłu, rzucił się ku niemu, złapał za włosy i pociągnął mocno do siebie, żeby potem odcisnąć kształty twarzy w błocie. Tym razem chłopak specjalnie się nie bronił; właściwie w ogóle tego nie zrobił, bo Akira miał przewagę w postaci zaskoczenia.
    Potem poderwał się z kałuży, spostrzegając, że wcale nie wygląda lepiej, niż ten cały Bazyl: jedynym różniącym ich elementem właściwie był fakt, że on nie musiał krztusić się szlamem, czego już o współwięźniu powiedzieć nie było można. I dopiero teraz pożałował, jak bardzo był głupi: listopadowe powietrze na pewno nie należało do najcieplejszych: właściwie siekający zewsząd jesienny wiatr śmiało by można uznać za nieprzyjemny, żeby nie powiedzieć, że lodowaty wspomagany zresztą przez mżawkę, która drobnymi kropelkami zaczęła sączyć się z nieba na sprawiając, że zrobiło się jeszcze bardziej szaro.
    - Ewidentnie masz problem ze sobą. – stwierdził w końcu – A te twoje frywolne żarciki sytuacyjne powodują, że stajesz się większym kretynem, niż wyglądasz.
    I zostawił go w tej kałuży śmiejącego się, ze zlepionymi szlamem włosami i zapewne nic nie robiącego sobie z jego słów.
    A Akira wymiękł.
    Uznał, że dzisiaj nerwowo już na pewno nie wytrzyma i niezależnie od tego, co ma do powiedzenia na ten temat nauczyciel, czy nie daj Boże, sklątka (swoją drogą ciekawym jest, czy są w jakiś sposób zdolne do wydawania opinii na jakiś temat) wraca do zamku.
    Zaczął więc iść we właściwym kierunku pocierając nerwowo policzek, którego dotknęły usta tego błazna jakby był skażony i rozpaczliwie wraz z błotem próbował pozbyć się bakterii.
    I wcale nie słuchał, co tamten ma do powiedzenia: z pewnością było to coś o tym, że sam wszystkiego robić nie będzie, i że nie ma na co liczyć. I pewnie jeszcze wiele, wiele innych rzeczy, które go kompletnie nie obchodziły. Właśnie zachowywał się teraz jak księżniczka, o której tamten wspominał.

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga