niedziela, 18 listopada 2012

Eine Drachenbrut hervor schwarzen Stern


♣ ♣ ♣
Connectia Aida Wärd
die Wahrsagerin, 29-ste Februar 1996
Deutschland, Bremen
'Blackie'



Kap, kap, kap. Kolejne krople wody spływają po ścianie, cała łazienka jest zaparowana.
Zaczął się kolejny poniedziałek, nie lubisz poniedziałków. Twoim ulubionym dniem tygodnia jest czwartek. Ale kto się dzisiaj przejmuje takimi pierdołami? No właśnie...
Wydostajesz się z kabiny prysznica, mokra. Chwytasz ręcznik i szczelnie się nim owijasz, jakbyś się bała, że ktoś Cię zobaczy. Spokojnie, nie ma na to szans. Zamknęłaś kwaterę na wszystkie spusty. Masz obsesję na punkcie zamykania pomieszczeń na noc i czas nieobecności. Podchodzisz do lustra, a z popielniczki wyjmujesz leżącego tam nieruszanego papierosa. Odpalasz go końcem swojej różdżki (kiedyś, za Twoich uczniowskich czasów, niektóre koleżanki Ci jej zazdrościły, nic dziwnego, wykonana z hebanu z wyrzeźbioną różą wygląda cudownie). Wtykasz sobie filtr między popękane wargi, zaciągając się głęboko. Co za ulga, prawda? Można normalnie zacząć dzień.
Wyglądająca już niemal idealnie wychodzisz z wilgotnego pomieszczenia. Czarnobrązowe, falowane włosy upięłaś w ciasną kitkę, na tyłek wsunęłaś obcisłą spódnicę z wysokim stanem, a przez wciśniętą w nią oliwkową bluzkę delikatnie prześwituje czarny stanik. Masz mały biust i okropnie tego nie lubisz. 
Zanim wyjdziesz, zdążysz jeszcze pościelić swoje wielkie łóżko, nakarmić ukochaną kotkę – Jacky, dopić końcówkę kawy i poukładać prace uczniów w torbie. Masz swoje przyzwyczajenia, nawet nie do końca jesteś ich świadoma. Nikt Ci jeszcze nie mówił, że na przykład zawsze przed wyjściem palcem muskasz po kolei każde ruchome zdjęcie wiszące na ścianie przy wejściu do twojej kwatery.
Wsuwasz na stopy wysokie buty i pędzisz na urwanie głowy na śniadanie do Wielkiej Sali. Zawsze i wszędzie jesteś spóźniona. Wszyscy się przyzwyczaili, więc nie mają już do Ciebie pretensji. Cieszy Cię to ogromnie. Tak samo jak paczka leżąca na twoim krześle przy stole. Torbę z pracami rzucasz obok siebie, siadając uradowana niczym dziesięciolatek na Wigilię. Przesyłka jest od rodziców, nie dziwi Cię to. Od przenosin cały czas wysyłają Ci twoją ulubioną czekoladę i herbatę. Dzisiaj oprócz tych dwóch rzeczy i listu dostałaś jeszcze owinięte folią zdjęcia. Nie chcesz ich oglądać, póki nie przeczytasz wiadomości.
Chwilę później cicho płaczesz, trzęsą Ci się ręce. Skrócili mu wyrok za grzywnę. Z siedemnastu lat na piętnaście. Z możliwością przepustki za dobre sprawowanie pod dozór kuratora. Cholera Cię roznosi w środku. Nie możesz głupoty sędziowskiej. Przecież Ty najlepiej wiesz, co powinni z nim zrobić. Wiesz, że Azkaban to dla niego za mało. Twoim zdaniem jest za bardzo zepsuty. Zboczeniec, psychopata i inne takie, aż brakuje Ci powoli określeń. Paskudna żmija. Jak mogłaś się z kimś takim związać? Ach, no tak. Byłaś zakochana, a on z początku naprawdę pięknie grał ideał. Teraz starasz się uspokoić w sobie przypływ emocji, by nie wybuchnąć przy innych. Masz przed sobą ciężki dzień. Musisz zjeść coś porządnego, a tymczasem chwytasz jedynie jabłko i kawałek chleba. Chcesz, żeby był już wieczór. Niestety, tak dobrze nie ma. 


Wychodzisz z sali okraszona rumieńcem, trzymając pod pachą paczkę przywróconą do nietkniętego stanu. Idziesz w kierunku swojej klasy. Masz zamiar tam zostać, póki nie zaczną się zajęcia. Będąc już na miejscu zaparzasz sobie przysłaną herbatę. Pachnie brzoskwinią i cytryną. Zapach jest taki rześki. Jak Ty. Jednak przestaje Ci pasować po kilku minutach. Wyciągasz z torby paczkę papierosów, wyciągasz jednego, zapalasz. Dopiero teraz zaczynasz dobierać się do zdjęć. Doszczętnie rozrywasz owijający je papier. Tym razem odesłali Ci trzy antyramy. Pierwszą z rodzinką brata. Patrzysz na niego i jego żonę, chwilkę później na dzieci. Śliczną tworzą rodzinkę. Chwytasz drugie zdjęcie, tym razem siostra z najbliższymi. Zazdrościsz im. Mają już swoje ułożone życie, a Twoje ciągle się zmienia. Najlepszym dowodem na to jest miejsce, w którym właśnie stoisz. Kiedyś wyglądało nieco inaczej. Postanowiłaś wprowadzić tu małe zmiany w kolorystyce. Teraz dominuje spokojna zieleń i fiolet. Twoje biurko stoi  w tym samym miejscu, gdzie kiedyś znajdowała się katedra p. Trelawney, za nim duża tablica.
Lekcje mijają Ci spokojnie, bo wciąż jesteś zszokowana listem. Cieszysz się, że nikt nie miał dzisiaj zamiaru jeszcze bardziej skopać Ci humoru. Zarzucasz torbę na ramię i wychodzisz z sali, oczywiście uprzednio zamykając klasę na cztery spusty. Twoje obcasy głośno stukają o podłogę, a Ty w tym czasie zastanawiasz się, jak spędzić wieczór. Chciałabyś poczytać książkę, może z kimś porozmawiać. Jednak po chwili zdajesz sobie sprawę, że to nie ma sensu. I tak w głowie będziesz miała jedno i to samo. Bladą twarz twojego bogina. Dalej ma tą zabawną, ale uroczą kozią bródkę i krzywo obciętą grzywkę. Prześladuje Cię w snach. Codziennie to samo. Nawet tutaj, brudna rzeczywistość...
Siadasz na swoim ulubionym fotelu w kwaterze. Wzdychasz głęboko, jakbyś właśnie przeżyła niesamowite wzruszenie. Sięgasz po paczkę, które wywołała w Tobie takie emocje. Rozrywasz ją, kawałki papieru lecą na ziemię. Pismo z Wizengamotu rzucasz na stolik. Nie chcesz się tym teraz zajmować. Wolisz spojrzeć na ostatnie zdjęcia z Twoich albumów, które przysłała Ci matka. Odkładasz te, które przeglądałaś rano. Na jednym z ruchomych obrazków, które zostawiłaś w ręku widzisz siebie z czasów końca siódmej klasy w SMiC, w objęciach jakiegoś chłopaka, którego imienia nawet nie pamiętasz, obok mnóstwo Twoich rozweselonych znajomych. Tęsknisz za tamtymi czasami. Ale z drugiej strony - cieszysz się, że znowu tu jesteś.


 


Inaczej:
Connectia Aida Wärd | 29 luty 1996r.
26 wiosen | Niemka
163cm zła | czarne włosy farbowane na brązowo
nauczycielka wróżbiarstwa | kotka Jacky
różdżka: heban, 10 cali, włos jednorożca
były małżonekpuma
strasznie wkurwiającabyła Gryfonka
często ma tzw. seanse (tj. wizje)


Powiązania. Notatki. Familia.




[tak więc jestem z moją kochaną z kilkoma zmianami,
ale mam nadzieję, że ciepło nas przyjmiecie! :3]


42 komentarze:

  1. [Się witam, jak należy i zaraz znowu przyjdę kartę czytać, jak skończę czytać to, co to tam mam do czytania, o.]

    Loveleen

    OdpowiedzUsuń
  2. [Ja pierdolę. Kocham Connie, serio, ale STEWART NA RYJ?! OSZALAŁAŚ?! x.x Pauliiiiiina, proszę cię x.x]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [yep, Stewart na ryj, bo brak pojebana mimika twarzy <3 wątek misiu? :D]

      Usuń
    2. [Ostatecznie... Doceń moje poświęcenie, chcę wątka nawet mimo tego ryja xD]

      Usuń
    3. [wynagrodzę Ci ten ryj i zacznę :p]

      Usuń
  3. [Dobra, czytać skończyłam i stwierdzam, że ona to jak dla mnie jest jakby za mało, hm, nieogarnięta i za bardzo normalna jak na nauczycielkę wróżbiarstwa. Jeśli oczywiście wiesz, o co mi chodzi. ;)]

    Loveleen

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [może tak Ci się wydaje, bo w karcie jest opisany dzień, w którym doznała ostrego szoku. pisałam już tę postać wcześniej i uwierz - ja jestem mniej pierdolnięta xD]

      Usuń
    2. [Ja to tam nie wiem, ciemna jestem, nie znam się. I tak coby nie było, uczynna jestem, więc podpowiem, że odpisujemy pod kartą osoby, która do Ciebie napisała. Tak się przyjęło i wygodniej jest przecież. ;D]

      Loveleen

      Usuń
    3. [wiem, jestem/byłam na blogach grupowych ;)]

      Usuń
  4. [Cześć, kochanie <3]

    Cesare Caito

    OdpowiedzUsuń
  5. [A ja cię znaaaaaam, ha! Wiem, że nie tylko ja, ale chcę się pochwalić, że mimo wszystko pamięć mam dobrą ^^ W każdym razie, cześć i czołem :)]

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  6. [A dzięki, cieszy mnie to, bo nienawidzę pisać kart postaci (ale pomimo tego zdarzyło mi się stworzyć lepsze niż ta, staczam się, ech), ale za to wątki już lubię bardzo. Z tego powodu z radością takowy powitam. :D]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Autorka Melissy Rain i Corinne Hallway się kłania, jeszcze z czasów onetowskich :D]

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  8. [Connie! Czy my się czasem nie znamy? Bo tak mi się zdaje... czy może ktoś inny przejął postać pani Ward ? :D ]

    OdpowiedzUsuń
  9. [Wiesz jak się ucieszyłam ^^ Co Cie skłoniło do Kristen Stewart ? :D wącisz ?<3 ]

    OdpowiedzUsuń
  10. [No ona cała taka blada jest, ale tak patrzę rano, Kristen nie... patrzę wróżbiarstwo i sobie myślę, że do tego miejsca najlepiej się nadaję Connie i patrzę, a to Connie :D zaczniesz ? ^^]

    OdpowiedzUsuń
  11. [O tak, szalone i wspaniałe czasy. Niestety później Hogwart się zeszmacił, wiele autorów odeszło i dupa :C A było tak fajnie, że aż czasami tęsknie do tamtych czasów :D]

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  12. [Ano, najważniejsze :D Wącimy, oczywiście, że wącimy! Tylko jakieś pomysły na powiązania? Czekaj, wiem! Może Saga przejawia jakieś tam talenty do Wróżbiarstwa, to znaczy, widzi więcej niż inni, spędza więcej czasu nad tymże przedmiotem i często odwiedza Connie, aby z nią porozmawiać? xD]

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  13. [Dziękuje ^^ ]
    Imprezy w sobotnie wieczory były znane w całym zamku, a że Tilly nie mogła spędzić tego czasu w bibliotece udała się gdziekolwiek byleby nie było to miejsce w zamku. Bądź co bądź nie lubiła słuchać takich krzyków.
    Ubrana w ciepły płaszcz, owinięta górą szalików i z ciepłymi rękawiczkami na dłoniach udała się na błonia. Wiedziała, że nie mogła a jednak wolała iść tam niż siedzieć w dormitorium i słuchać tego wszystkiego. Nie spodziewała się, że spotka tam kogokolwiek, a jednak. Gdy tylko wyszła poza szkolne wrota wpadła na nią pani profesor. Zaskoczona nagłym atakiem Tilly upadła, oszołomiona tym zajściem.

    OdpowiedzUsuń
  14. [Przesadzasz. ;p Czasem sobie myślę, że zmienię kartę albo chociaż ją poprawię i w tym przypadku też to mi przemknęło przez myśl, ale jestem patologicznie leniwy, więc pewnie tego nie zrobię. A powiedz ty mi, byłaś może na h97 na onecie?]

    Charles nie był złym uczniem. Jasne, z pewnymi przedmiotami radził sobie kiepsko - wynikało to z braku predyspozycji do danej dziedziny, ale też z lenistwa i niechęci. Bo, niestety, kiedy coś go nie interesowało, nie bardzo miał ochotę tego się uczyć. A kiedy w czymś sobie nie radził, czuł się zniechęcony. Ale z pewnością w Hogwarcie byli gorsi uczniowie.
    Na szczęście - dla niego oczywiści - były i takie zajęcia, w których się wyróżniał. Pozytywnie, czyli swoją wiedzą i zaangażowaniem albo po prostu umiejętnościami. Na Historii Magii naprawdę błyszczał i nie miał żadnych problemów z uważnym słuchaniem profesora w czasie, gdy inni walczyli z sennością. Dobry też był z wróżbiarstwa, ale to wynikało z wrodzonego drygu, a nie jego zapału. Hart po prostu miał do tego talent.
    Puchon od zawsze pragnął mieć do czegoś wyjątkową smykałkę, pewną iskrę, podchodzącą nawet pod geniusz. Jego prośby niestety nie zostały wysłuchane, a przynajmniej nie w sposób, jakiego on by pragnął. Bo to, w czym on miał się wyróżniać, powinno być spektakularne, niemalże brawurowe. Ale że wróżbiarstwo? Do czego to mu się przyda, ech. Jasne, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wielu jasnowidzów miało ogromne znaczenie w niektórych magicznych bitwach, ba!, ponoć nawet sam Merlin miał zdolności w tej dziedzinie magii. Ale talent Harta nie był tak wielki. Poza tym Charlie zawsze wolał widzieć siebie w roli bezpośredniego bohatera, tego, który będzie najważniejszą figurą w jakichś wydarzeniach.
    Ale jak się nie ma, co się lubi…
    Z tego powodu postanowił kontynuować naukę wróżbiarstwa. W końcu jeśli z czymś dobrze sobie radzi, to warto byłoby spróbować to rozwinąć. Mimo wszystko.
    Dlatego siedział teraz na lekcji wróżbiarstwa zamiast mieć okienko lub uczestniczyć w innych zajęciach. W sumie było dość ciekawe. Mimo tego, że Hart często wydawał się dość niechętnie nastawiony do tego rodzaju magii, to kiedy już zaczynał mieć z tym styczność, zaczynał się wciągać i zapominał o swojej antypatii. I tak było też dzisiaj. Do momentu, kiedy jeden z uczniów nie zirytował nauczycielki swoim tekstem, wyrywając tym samym Charlesa ze swego rodzaju transu.
    A kiedy nauczycielka nakazała mu zostać po lekcji, poczuł się dziwnie. Szybko zrobił w myślach rachunek sumienia i stwierdził, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Przynajmniej nic, o czym wiedziałaby pani profesor. No nic, niedługo się dowie.
    Kiedy lekcja dobiegła końca i uczniowie zbierali się do wyjścia, on został w sali i podszedł do nauczycielki.
    — Coś się stało, pani profesor? — zapytał.

    OdpowiedzUsuń
  15. [O, jak słodziutko <3]
    Jakimś dziwnym sposobem nagle wszyscy ją olali. Poszli to tu, to tam i nawet na pieprzone wagary, bo przecież kto normalny chodzi na eliksiry, musiała iść sama. A że nie miała pomysłu, gdzie właściwie iść, to łaziła sobie po korytarzach, doskonale wiedząc, że wszyscy nauczyciele są na lekcjach, więc nikt nie będzie jej głowy zawracał.
    No, póki nie znalazła się na tym korytarzu, bo wtedy też dotarło do niej, że ktoś siedzi na parapecie. I z pewnością nie jest to żaden uczeń, chociaż po zachowaniu można by stwierdzić, że to jakaś nastolatka. Ale jako, że gdy podeszła bliżej, rozpoznała ów osobnika, z ulgą mogła stwierdzić, że nie ma czego się obawiać, bo przecież Ward znała nie od dzisiaj i nigdy nie dostała od niej szlabanu, choćby nie wiadomo co robiła. A robiła naprawdę dużo rzeczy, można w to wliczyć fakt, że doprowadzała Connie do szału, a to było wręcz masakryczne posunięcie.
    - Nie wiem co ćpasz, ale ćpaj o połowę mniej - powiedziała z rozbawieniem, siadając obok nauczycielki na parapecie i opuszczając jej dłoń z różdżką.

    OdpowiedzUsuń
  16. [och jak cudownie!:*]
    Posiadanie aurora za najlepszą przyjaciółkę jest dość uciążliwe, o czym Connectia Ward miała okazję już nie raz się przekonać i do czego zdążyła już się w miarę przyzwyczaić. Nic nie można ukryć, nie można wmówić, że wszystko jest w porządku, nie można powiedzieć, że przecież nic się nie stało. Nie da się ukryć ani złości, ani smutku, ani zdenerwowania... Posiadanie Susan Cage za najlepszą przyjaciółkę było jak posiadanie pięciu przyjaciół - aurorów.
    W takim bądź razie nikogo nie powinien dziwić fakt, że pewnego poniedziałkowego wieczoru, gdy wszystkie lekcje były już skończone, w kwaterze nauczyciela wróżbiarstwa rozległo się krótkie pukanie,po czym bez czekania na jakąkolwiek reakcję przebywający w pokoju mogli usłyszeć skrzypienie otwieranych drzwi, w których stanęła nie kto inny tylko właśnie ukochana Sunny, która zauważyła nerwowe zachowanie przyjaciółki podczas śniadania i oczywiście nie mogła tego tak spokojnie zostawić.
    Podeszła do kobiety i usiadła w fotelu, po czym pochyliła się w stronę Connie i spojrzała jej prosto w oczy swoim przenikliwym wzrokiem, przed którym nie sposób było uciec.
    - Mattias - odgadła szybko, krzywiąc się przy tym mimo woli. Nigdy go nie lubiła. Nie ufała mu. Był powodem, dla którego na jakiś czas ona i Connie urwały kontakt. Swego czasu strasznie się o niego pokłóciły, Susan nawet nie przyszła na ślub, mimo że od zawsze ustalały, że będą swoimi druhnami. Jednak to właśnie ona pierwsza zauważyła oznaki znęcania się mężczyzny nad żoną i to ona zainterweniowała... Satysfakcja? Nigdy w życiu. Susan nigdy wcześniej tak bardzo nie pragnęła się pomylić co do drugiego człowieka.
    Nauczycielka zaklęć westchnęła ciężko i chwyciła przyjaciółkę za dłoń.
    - Powiesz mi o co chodzi? - spytała spokojnym głosem, w którym tylko pobrzmiewała nuta nacisku... wbrew pozorom ciężko się takich rzeczy wyzbyć.

    OdpowiedzUsuń
  17. [ mamy Edwarda, mamy Belle ŁI ^^! w sumie jakby nie patrzeć jej mordka nie jest taka straszna, no i gdybyś mi kiedyś podrzuciła jakiś kontakt do siebie to mam kilka gifów z nią, które mnie powalają :D chociaż pewnie je widziaałaś. No w każdym razie dążę do pytania pt. czy masz jakiś pomysł na powiązanie, bo chętnie bym coś zaczęła ;p]

    OdpowiedzUsuń
  18. [Oczywiście, że się znamy! ;D Pamiętasz Paulo Canavaculio? ;>]

    OdpowiedzUsuń
  19. [O tak, onetowskie czasy, to były dobre czasy. xD Oczywiście, że wącimy! Jakieś szczególne relacje robimy? ;>]

    OdpowiedzUsuń
  20. Zerknęła najpierw na twarz panny Ward by się upewnić, czy może tak łatwo odpuścić i pozwolić odbiec od tematu. Okazało się, że mogła - Connie wyglądała, jakby naprawdę potrzebowała pomyśleć o czymś/kimś innym niż o swoim byłym mężu, na którego straciła już wystarczająco dość czasu.
    - Pieprzony dupek, dementory się nie pożywią, bo nawet duszy nie ma - skwitowała tylko osobę Mattiasa na znak zakończenia tematu i zerknęła na podsunięte jej zdjęcie.
    Oczywiście, że pamiętała kiedy zostało zrobione. Siódma klasa, siedemnaste urodziny Dakoty Stinson. W tle specjalnie wynajęte na tę okazję Trzy Miotły. Pamiętna - nie - pamiętna noc. A ten chłopak...
    - To Louis - odparła na zadane pytanie i popukała palcem w twarz sfotografowanego chłopaka. - Wymiana z Beauxbatons. Nie wiem jak możesz nie pamiętać, był wielką próbą naszej przyjaźni.
    Odsunęła od siebie zdjęcie i skrzywiła się teatralnie, po czym splotła ręce na piersi i spojrzała na przyjaciółkę spode łba.
    - Podobał mi się strasznie, zaczęłam dla niego uczyć się francuskiego... - mruknęła. - A jemu podobałaś się Ty i kleił się do Ciebie na wszystkich imprezach, aż wreszcie spojrzałaś na niego łaskawiej. Byliście ze sobą przez prawie dwa miesiące.
    Posłała kobiecie obrażone i pochmurne spojrzenie, ale nie wytrzymała dłużej i zaczęła się śmiać.
    - Zawsze tak było, Ty zołzo! - zawołała i rzuciła w Connie poduszką. - Ty nawet nie wiesz, jak ciężko jest być Twoją przyjaciółką!
    Pokręciła głową z rozbawieniem i na powrót przysunęła sobie zdjęcie.
    - Mój Boże... - skrzywiła się. - Co ja mam z włosami... Wyglądają jeszcze gorzej niż zwykle... I o ile dobrze pamiętam dopiero miesiąc później zdjęli mi aparat ortodontyczny... No cóż, nic dziwnego, że Louis na mnie nie poleciał.

    OdpowiedzUsuń
  21. [Wątek kleimy, oj kleimy. Widać, że pani profesor ma też przeszłość straszną. Pozostaje tylko dylemat - kto wymyśla, kto zaczyna?]

    OdpowiedzUsuń
  22. [Oj tam, oj tam. xD Trzeba pokombinować, żeby nudno nie było. ;D Mam zaczynać, czy będziesz tak kochana i mnie wyręczysz? ;>]

    OdpowiedzUsuń
  23. Nie była zła, ani nic w tym stylu. Jedynie zaskoczenie tak bliskim i nagłym spotkaniem z panią profesor. Z wdzięcznością chwyciła rękę pani Ward i podniosła się z ziemi. Otrzepała płaszcz i spodnie, tak jakby na schodach mogła się tak bardzo ubrudzić.
    -Nic mi nie jest. - posłała uprzejmy uśmiech kobiecie i zerknęła za nią tak jakby miała dostrzec przed czym profesorka w szybkim tempie uciekała, bo inaczej raczej nie da się tego nazwać. - A Pani? - w jej oczach można było dostrzec pytanie.
    [nie ma sprawy ;p ja też więc jesteśmy kwita ;D]

    OdpowiedzUsuń
  24. Posłała kobiecie mordercze spojrzenie, po raz kolejny zresztą tego wieczoru.
    - To nie było tak - wycedziła starając się brzmieć stanowczo. - To znaczy, było, ale trzeba uwzględnić pewne fakty... Fakt pierwszy, miałam wtedy szesnaście lat i ważyłam czterdzieści kilo w jeansach. Fakt drugi, byłam grzeczną dziewczynką i niewiele piłam więc moja głowa była nie dość, że słaba, to jeszcze niezahartowana. Fakt trzeci, było mi wtedy smutno, bo się dowiedziałam, że Scott Pierce znalazł sobie dziewczynę i to Ty kazałaś mi wtedy pić twierdząc, że będzie fajnie... I pewnie było, tylko że ja tego nie pamiętam.
    Usiłowała brzmieć poważnie, ale pod koniec dnia i tak wybuchnęła śmiechem. Lubiła wspominać. Susan miała obsesję na punkcie tego, że jest coraz starsza i naprawdę coraz częściej tęskniła za czasami, gdy siedziała po drugiej stronie nauczycielskiej katedry i tak naprawdę mogła wtedy wszystko.
    Westchnęła ciężko i zapadła się w fotelu, a na jej twarzy pojawił się rozmarzony uśmiech.
    - Scott... Scott Pierce... - powiedziała wzdychając po raz kolejny. - Mój Boże... Jak ja za nim szalałam... A on jedyne zdanie jakie do mnie kiedykolwiek wypowiedział, to "E... Czy mogę zabrać to krzesło... Stacy?". Taaak... Wiesz, to jest ten moment, w którym stwierdzam, że czasem nienawidzę swojego życia - zakończyła parskając śmiechem, po czym sięgnęła do kieszeni skórzanej kurtki by wyciągnąć z nich paczkę papierosów. Wyjęła jednego i wsadziła sobie do ust. Następnie wyciągnęła mugolską zapalniczkę (Susan zawsze uważała, że zapalanie papierosów różdżką wygląda co najmniej dziwnie). Po chwili już zaciągała się tą cierpką, jakże przyjemną przyczyną śmierci.
    - Connie, moje włosy nigdy nie wyglądały dobrze - mruknęła i pokręciła głową. - Choćbyś nie wiem ile plotła ten warkocz... To moje utrapienie, nauczyłam się już z nimi żyć. Nie wszyscy muszą być seksowni, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  25. Charles chyba nigdy nie był nastawiony pozytywnie do nauki wróżbiarstwa. Ojciec często opowiadał mu o swoich latach szkolnych, najwyraźniej lubił czasy swojej młodości, a właściwie jeszcze szczeniactwa. Szczególnie często poruszał ten temat, kiedy nauka w Hogwarcie była jeszcze przed Charliem. Siadywali wtedy razem wieczorem w kuchni, gdzie mały Hart pił ciepłe mleko, słuchając opowieści ojca. W trakcie tych rozmów czasem pojawiały się historie dotyczące lekcji wróżbiarstwa.
    Ze słów ojca wynikało, że mało kto w Hogwarcie poważnie traktował ten przedmiot. Zresztą czemu tutaj się dziwić, skoro wówczas na stanowisku nauczycielki wróżbiarstwa znajdowała się profesor Trelawney, która - poprzez swoje zachowanie - nie pozwalała traktować siebie poważnie, a tym samym wystawiała niepochlebne świadectwo zajęciu, którego nauczała. I ponoć była nawiedzona, tyle że ta jej dziwność nic nie miała wspólnego z jasnowidztwem.
    Co prawda, później dołączył do niej Firenzo, który raczej oszustem nie był, ale nawet jemu nie udało się przekonać większości do wróżbiarstwa… Przynajmniej tak mówił ojciec Puchona.
    Nic więc dziwnego, że Charles był nastawiony do tego wszystkiego bardzo sceptycznie i nie palił się do nauki. Ba!, na początku myślał, że w ogóle tego przedmiotu nie weźmie, wszak nie był obowiązkowy. Jak to się w ogóle stało, że Hart uczęszczał na takie lekcje? Ano, trochę głupia sprawa.
    Kiedy pod koniec drugiego roku wybierali dodatkowe zajęcia na następny, Charlie na początku nie zaznaczył wróżbiarstwa. Zmienił to dopiero wtedy, kiedy dowiedział się, że dziewczyn(k)a, która mu się wówczas podobała, to wybrała. W głowie Harta pojawiła się wtedy myśl, że przecież wiele osób nie może zdecydować się na to uczęszczać, więc może dzięki niewielkiej ilości uczniów w grupie będzie jakaś szansa by zagadać - jakaś praca w grupach czy coś takiego.
    A potem… cóż, potem stwierdził, że skoro już się zdecydował, to wypadałoby kontynuować, a nie od razu rezygnować. Tym bardziej, że nauka nie sprawiała mu żadnych problemów, więc zawsze to jakaś dobra ocena wpadnie. A nuż kiedyś, gdy będzie starał się o pracę, ktoś weźmie pod uwagę umiejętności Harta w tej dziedzinie i chłopak będzie miał większą szansę?
    W przeciwieństwie do ucznia, na którego zdenerwowała się Connie. Cóż, Charles go znał, w końcu byli z tego samego roku i rozmawiali ze sobą więcej niż wymienienie ze sobą jedynie „cześć-cześć” na korytarzu. Ale przecież nie oznacza to jeszcze, że Hart mógłby jakkolwiek na niego wpłynąć…
    — Jasne — odpowiedział jednak. — Ale wątpię, żeby mnie posłuchał, się tym przejął.
    Hart myślał, że to już wszystko i już szykował się do wyjścia, kiedy usłyszał propozycję. Hm… Tak naprawdę nie miał ambicji, żeby akurat z tego przedmiotu zdać doskonale owutemy. Zakładał, że jakoś uda mu się wyciągnąć ten zadawalający. Jak wyżej - to dobrze. Jak niżej - katastrofy nie byłoby. Jak już było wspominane, wolałby być lepszy z jakiejś dziedziny magii, która - w jego mniemaniu - jest bardziej przydatna. Poza tym wróżbiarstwo wydawało mu się takie… niemęskie.
    Wbił wzrok w ziemię i zaszurał nogami.
    — Hm, nie wiem, chyba raczej nie — wymamrotał niewyraźnie.

    OdpowiedzUsuń
  26. Tak, Leander też najbardziej w całym tygodniu lubił sobotę i chyba nie trzeba pytać dlaczego... Żadnych lekcji, wczesnego wstawania, zadań domowych... Cudownie. Dodatkowo mógł jeszcze wyjść w ten dzień do Hogsmade na jakąś imprezę, by się zabawić i w niedzielę leczyć kaca.
    Tego wieczoru tradycji stało się zadość, bo ponownie znalazł się w pubie, by wypić spore ilości whisky i odprężyć się po całym tygodniu zakuwania. Nauczyciele teraz nie mięli za grosz serca...
    Niestety, jakiś facet z Hogsmade zaczął mieć nieuzasadnione problemy do Leandra, a że ten szybko wpadał w złość, to właśnie wywiązała się taka, a nie inna sytuacja. I już był jak w amoku. I już go nic więcej nie obchodziło.
    Nawet nie zauważył, że pobiegła do niego jego nauczycielka od wróżbiarstwa i dalej rwał się do tego, by dokopać temu frajerowi, który był na tyle głupi, żeby go zaczepić. Nie powinien tego robić, oj nie powinien.
    Dopiero krzyk profesorki ściągnął go na ziemię z wyżu nienawiści i wściekłości, a niemal w tym samym momencie jego przeciwnik został wyprowadzony z pubu przez jakichś dwóch facetów.
    Leander patrzył na niego kipiącym wściekłością wzrokiem, aż nie zniknął za drzwiami. Zęby i pięści miał zaciśnięte, gotowy raz jeszcze do niego dolecieć i obłożyć ciosami niekontrolowanymi, a także bardzo mocnymi.
    -Pani profesor... - powiedział nagle, przenosząc wzrok na profesor Ward, która trzymała go za ramiona, chcąc powstrzymać od dalszej bójki. Z jego oczu natychmiast zniknęła ta wściekłość, a on poczuł się nagle dziwnie zażenowany faktem, że nauczycielka widziała go w takim wydaniu...
    No pięknie, to sobie teraz nagrabiłeś, Wickham.

    OdpowiedzUsuń
  27. Christine nie miała specjalnych zajęć dzisiejszego popołudnia. Bez celu chodziła po Hogwarcie, wypracowania sprawdziła dawno, a do Hogsmeade nie miała się ochoty się wybierać. Ba, odechciało się jej wszystkiego.
    Do czego miał prowadzić bezcelowy spacer? Sama nie wiedziała. Błądziła, nucąc pod nosem jakąś melodię przypadkowo zasłyszaną. Może byłoby tak nadal, gdyby nie usłyszała głośnego śmiechu.
    Powędrowała za dźwiękiem korytarzem w dół. Domyśliła się, że to kobieta, jednak kto nie wiedziała.
    Zdumiona odkryła, że to na co dzień smutna nauczycielka wróżbiarstwa. Nie znały się za dobrze, ale Chris domyśliła się, że obie łączy je jedno - każda miała spapraną przeszłość.
    - Ładne motyle wyczarowałaś, Connie - zagadnęła z uśmiechem.
    [Przepraszam za słabą jakość wątku : ) ]

    OdpowiedzUsuń
  28. Leander z niemrawą miną powlekł się za nauczycielką, zajmując wyjątkowo posłusznie miejsce, które mu wskazała. Czuł w kościach, że ma przerąbane. Connie Ward co prawda była naprawdę w porządku i nie patrzyła uwalić każdego ucznia na milion różnych sposób, jednak była nauczycielką, więc jak by nie patrzeć jej powinnością było powiadomić opiekuna Slytherinu o tym jakie to atrakcje fundował sobie jeden z wychowanków Domu Węża.
    Zajebiście.
    -Pani profesor, nic szczególnego... koleś był wkuty, chyba mnie z kimś pomylił, zaczął się spać, że mam zostawić jego laskę w spokoju, bo jak nie, to inaczej się policzymy - powiedział, marszcząc brwi w wyrazie najprawdziwszego niezrozumienia dla takiego zachowania tego czarodzieja, którego naprawdę nigdy wcześniej nie widział, tak samo jak jego domniemanej dziewczyny! - Powiedziałem mu, że to pomyłka i ma przestać wymachiwać mi łapami przed nosem, bo zaraz ja mu pomacham. Wtedy koleś mnie popchnął, wkurzyłem się, no i resztę to pani widziała - dodał, wzruszając ramionami.
    Przez cały czas wzrok miał utkwiony w twarzy Connie Ward, chcąc cokolwiek wyczytać z jej miny, jednak nie pokazała po sobie zupełnie niczego... nadal nie wiedział czy mu odpuści i puści to w niepamięć czy jednak poinformuje jego opiekuna, robiąc mu tym samym jeszcze większy gnój u tego wkurzającego profesorka, niż miał wcześniej... super, naprawdę super. Że też akurat nauczycielka musiała widzieć jak okłada się pięściami z jakimś kolesiem.

    OdpowiedzUsuń
  29. Jesteś Mikołajem dla Lily Potter. Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  30. [Wybacz za taki postój... ]
    Według Tilly pani profesor zachowywała się dość dziwacznie. Zawsze pewna siebie dziś wyglądała jak zlękniona sarenka, jednakże nie będzie pytać o powód tak widocznego roztargnienia.
    - W takim razie dobrze. - uśmiechnęła się pokrzepiająco. Pytanie profesorki nieco wybiło blondynkę z pantałyku, aczkolwiek po chwili już zebrała się w garści. - Oczywiście, jeżeli pani profesor chce mogę pani towarzyszyć. Niech pani prowadzi. - zaśmiała się wesoło robiąc krok do tyłu, jakby ustępując jej miejsca.

    OdpowiedzUsuń
  31. - O nie. Nawet nie próbuj się z tym do mnie zbliżyć! - zagroziła zrywając się jak oparzona z fotela. - To się nigdy dobrze nie kończy, nigdy! Nie pamiętasz jak Lea Davis uparła się, że mi ułoży włosy na Bal Bożonarodzeniowy? Przez dwa tygodnie chodziłam z wielką trwałą, zanim udało nam się znaleźć przeciwzaklęcie... Ceasare Caito nie dawał mi wtedy żyć. Z racji tego, że jest tu znowu, wolałabym nie ryzykować, na starość robię się bardziej drażliwa.
    Nie omieszkała jednak odebrać z rąk przyjaciółki butelki wina, by je rozlać do kieliszków. Szczęście, że tym razem był już dorosłe i nie musiały się kryć z piciem w obawie przed tym, że nakryje je jakiś nauczyciel dyżurujący.
    - Tylko się nie upij, Ward - ostrzegła ją. - Mam dziś wieczorem dyżur i jak przesadzisz to będę zmuszona wlepić Ci szlaban.
    Uniosła kieliszek do góry w geście toastu i upiła łyk.
    - A propos, spotkałam ostatnio na pokątnej Dakotę Stinson! - przypomniała sobie. - Jej synek Norton ma już cztery lata i niedługo znowu urodzi jej się dziecko, ponoć dziewczynka... Mają zamiar nazwać ją Susan!
    Wypięła dumnie pierś i roześmiała się.
    - Co prawda, po jakiejś tam babci, ale co tam, nikt nie musi o tym wiedzieć... Dean Jackson z Ravenclawu też się jakoś ostatnio ożenił, z jakąś Japonką... Co jest nie tak ze mną? Ja nawet nie wyobrażam sobie stanąć na ślubnym kobiercu!
    Upiła kolejny łyk wina i pokręciła głową z rozbawieniem. Susan Cage w głębi duszy wciąż jeszcze była nastolatką. Wieczną nastolatką.

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga