[tak, wiem, do tej pięknej buźki nie pasuje takie słownictwo... +18!]
Marguerite Paradis
17 lat, klasa VI
Urodzona 10.11.2005
Dom - Hufflepuff
Patronus- łabędź, bogin- wilkołak
Zwierzę - sowa Flore
Pozycja Pałkarza w Drużynie Puchonów
P A S S É
Od urodzenia mieszkała we
francuskim mieście, Bordeaux. Jej rodzice byli rodowitymi francuzami, jak
i reszta rodziny. Byli także czarodziejami, a ona odziedziczyła po nich ten
dar. Rodzina wyglądała, jakby zeszli prosto z obrazka lub reklamy płatków
śniadaniowych. Wszyscy się kochali, w domu panowała przyjazna i miła atmosfera.
Nie było kłótni ani zwad. Do czasu. Matka Margo zaszła ponownie w ciążę.
Wszyscy się cieszyli na wieść o kolejnym dziecku, nawet Margie ekscytowała się
tym wydarzeniem, mimo, że nie przepadała za tymi krzykaczami, które
doprowadzały ją do szewskiej pasji. Coś jednak poszło nie tak. Zaledwie po
kilku tygodniach kobieta poroniła. To był prawdziwy przełom w jej rodzinie.
Rodzice zaczęli się kłócić bez żadnego wyraźnego powodu. Ojciec znikał na całe
dnie w pracy, a matka chodziła jak cień. Nie było już w nich ciepła, ani tego
blasku, który sprawiał, że idealną rodzinę tylko w ramki oprawić. Nie dało się
ukryć, że na tym ucierpiała Marguerite. Sama również przeżyła fakt, że jednak
nie będzie miała rodzeństwa, jednak odepchnięcie ze strony rodziców zadziałało
na nią bardziej. Ze spokojnej dziewczynki zamieniła się w potwora.
C A R A C T È R E
Odważna, szalona,
zakręcona. Pieprznięta. Tych kilka słów prawie w pełni oddaje jej charakterek.
Prawie, bo nie posiadam takiej mocy, by ubrać w słowa to, co naprawdę w niej
siedzi. Jeszcze kilka lat temu była... zwyczajna. Niczym nie wyróżniająca się
szara myszka, która jak cień chodziła po korytarzach. Właśnie w taki sposób
odreagowała odepchnięcie ze strony rodziców. Uznała, że jeśli nie będzie
zwracać na siebie uwagi, to wszystko będzie jak wcześniej. Jakże się myliła!
Dopiero teraz pokazuje im, że mają dziecko, że mają ją, jedyną córkę, która
mimo wszystko potrzebuje uwagi! Prawda jest taka, że jest cholerną egocentryczką,
lubi jak wszystko kręci się wokół niej i zawsze coś się dzieje, dlatego każdym
swoim zachowaniem daje ku temu podstawy. Wkręca się na wszystkie możliwe
imprezy, łamie szkolny regulamin do tego stopnia, że w końcu dostanie
odznaczenie za Działanie na Rzecz Szkoły przez te wszystkie klasy, które
wysprzątała i całą resztę kar, które z zadowoleniem wręcz, niczym masochistka,
odbębniała.
Mimo całej tej pozytywnej prezentacji
czai się w niej zło, jak to zwykła mawiać jej babcia. Każdy ma swoją ciemną
stronę, mroczne sekrety czy coś. A ona tylko kipi ironią, sarkazmem i czarną magią. Potrafi w
jednej chwili stać się obojętną na wszystko, coś w stylu systemu obronnego, by
nikt jej nie zranił. Zamyka się w sobie, izoluje od wszystkich, ucieka do
wyimaginowanego świata i zaszywa w nim, dopóki nie uzna, że już jest
bezpiecznie.
Na ogół uchodzi za dość pozytywnie
pierdolniętą, więc nie należy jej się obawiać, chyba że nie chcesz zarazić się
jej śmiechem czy głupimi pomysłami. Gorzej jest, jeśli uzna, że może Ci się
spodobać, możesz poczuć do niej coś więcej niż sympatię. Ucieknie od Ciebie, bo
nie potrafi się wiązać, nie chce ponosić odpowiedzialności za to, co robi
drugiemu człowiekowi, nie wie, czy chce mieć "kogoś", kto mógłby być
od niej zależy i na odwrót. Nie chce być związana, ograniczona, uzależniona od
kogoś, kto może okazać się oszustem. Nie pozwoli sobą manipulować.
R E L I G I O N
Margoś jest
rastafarianką. Wierzy, że Jah, który jest Bogiem, stworzył świat i opiekuje się
nim. Rastafari łączy cechy chrześcijaństwa (oparcie się na Biblii i zasadach
chrześcijaństwa, głównie koptyjskiego), hinduizmu (noszenie dredów),
afrykańskich wierzeń animalistycznych (m.in duży szacunek do natury i przyrody)
oraz pokojowych nauk cesarza Haile Selassie I, który głosił, że "pokój
na ziemi zapanuje, gdy ludzie przestaną być dzieleni na ludzi pierwszej i
drugiej kategorii, a kolor ich skóry będzie miał takie samo znaczenie jak kolor
ich oczu". To właśnie te nauki sprawiły, że jest tolerancyjna. Potrafi
rozmawiać o swoim Bogu godzinami, czerpie z jego nauk ile tylko może,
przywiozła ze sobą do Hogwartu wiele książek mówiących o jej religii.
Seven devils all around you
Seven devils in my house
See they were there when I woke up this morning
I'll be dead before the day is done
P R É S E N T A T I O N
Widzisz.. No właśnie. Co
widzisz?
Drobną i szczupłą brunetkę, o
czekoladowych, roześmianych tęczówkach, których nie sposób odróżnić od źrenicy.
Jej brązowe oczy są przenikliwe i błyszczące, a jej śniada karnacja idealnie do
nich pasuje. Usta zazwyczaj są roześmiane, sam ich widok wywołuje śmiech u
tego, kto je zobaczy. Ciemne włosy sięgające za łopatki są zazwyczaj puszczone
wolno, grzywka opada na prawe oko, jednak najczęściej zaczesuje ją palcami do
góry.
Czy może...
Bladą, wyglądającą na niezdrową cerę,
podkrążone oczy, przećpany wzrok, który wydaje się nie widzieć niczego i
nikogo, utkwiony gdzieś przed siebie. Włosy w nieładzie, poplątane, jakby od
wieków nie widziały szczotki, a usta suche, spierzchnięte, wręcz błagające o
odrobinę nawilżenia.
Zależy od tego w jakim znajdziesz ją stanie.
Zazwyczaj udaje jej się uniknąć wzroku innych ludzi, których mógłby wystraszyć
obłęd wymalowany na jej twarzy, zaszywa się w sobie tylko znanych miejscach i
nikogo do siebie nie dopuszcza. Nie chcesz jej zobaczyć w takim stanie.
Bywa jednak, że zupełnie nie przejmuje się
swoim wyglądem. Potrafi nawet pojawić się na lekcji, kiedy wygląda co najmniej
jak zombie. Ale to już jej sprawa.
S U P P L É M E N T A I R E M E N T
♦ Ma słabą głowę i doskonale o tym wie. Nie widać jednak, żeby
unikała spożywania nadmiernych ilości alkoholu.
♦ Na prawym przegubie ma zestaw rzemyków w kolorach rasty.
♦ Skejtówa. Unika dziewczęcych ubrań. Przyodziewa szerokie
bluzy i dresy. Nie rozstaje się z trampkami.
♦ Ma fioła na punkcie okryć głowy. Kapelusz, chusta, apaszka,
czapka, cokolwiek. Więc jeśli masz coś na głowie, to lepiej uciekaj, bo nawet
nie zauważysz, kiedy zostaniesz tego pozbawiony.
♦ Zasłuchuje się w
mugolskim reggae i właściwie to by było na tyle, jeśli chodzi o jej gust
muzyczny.
♦ Jest wegetarianką.
♦ Właścicielka
zniewalającego głosu. Wszyscy padają jak zacznie jęczeć.
♦ W mugolskim świecie
tańczy hip-hop w jednej z najlepszych francuskich szkół tańca.
[Wątki lubimy długie i jesteśmy ambitne. Z uwagi na studia nie obiecuję, że będę często, ale przesiadywanie na nudnych wykładach owocuje w nieznane wcześniej pokłady weny. Karta przeciętna, żywcem wyjęta z innego bloga, ale to dlatego, że nie mogłam się doczekać, żeby w końcu wrócić na grupowca. Nie odpisuję w kolejności, czasami olewam na rzecz jednego autora, czyli norma. Nie dopominać się, jak mam odpisać, to odpiszę.]
[o ja Cię pamiętam!]
OdpowiedzUsuńWilson
[oj już nie gadaj, to wiadome było, że będą Cię kojarzyć, na samym h22 Margo błyszczała dość długo :)]
OdpowiedzUsuńWilson
[SEKS]
OdpowiedzUsuń[I tak nie dostaniesz jej mordy i dobrze o tym wiesz, skarbie xD A Claire się psuje, właśnie w tej chwili <3 Nie przejebie się z Margośką, co prawda, bo ona Alusia zdradzać nie może, ale będzie zUa <3 I wgl Wera nie pasuje do tej złej Margo, więc wszystko w porządku jest]
OdpowiedzUsuń[Twój facet zjebał ci musk. Uduszę go. Ale najpierw pogrożę na fejsbuczku xD A jak chcesz wątka, to rzucaj w chuj dobrym pomysłem i powiązkami. I mnie wykorzystujesz!]
OdpowiedzUsuń[Jakiś kit mu wcisnę i dopiero wtedy go opierdolę xD
OdpowiedzUsuńSłuchaj, dobry pomysł to jest i ja zacznę, ale najpierw się z fizyki nauczę, bo do jutra nie skończę x.x]
[Wypomnę ci to, kiedy już będziesz zapierdalać w pracy, a ja będę grzać dupę na studiach, zobaczysz xD]
OdpowiedzUsuń[I dobrze! Przestaniesz być takim okropnym leniem (powiedziała ta, która leni się cały czas)!]
OdpowiedzUsuń[ łaaaaaaaaaaaaaaaaa JESTEEEEŚ :*!]
OdpowiedzUsuń[Siemanko. :D Od razu mówię, że na wszystko się zgadzam, bo podoba mi się ta pani (chociaż siedzi w takim słabym domu). :>
OdpowiedzUsuńJakby co, to wiesz gdzie mnie szukać (tzn. nie wiem czy zaczynać, czy sama to zrobisz).
Peace & love]
[Niezły rym xD Haha no to mój wąpierz już ma zaciesz, bo trafił na ulubioną grupę krwi xD I bajdełej: my się znamy ^^']
OdpowiedzUsuń[Szit, mnie to przeraża, ja tu praktycznie każdego skądś pamiętam X.X.
OdpowiedzUsuńAle zacna jest twoja postaćka, zaiste, zacna.]
Wish
[Mmmmmm ładnie :P]
OdpowiedzUsuńLata mijają nieubłaganie. Każdego śmiertelnika jakiego spotkał czekała śmierć. On dalej egzystował w swoim nie-życiu ładnych paręset lat. Widział śmierć tylu ludzi, od zwykłych szaraczków po wielkie osobistości. O ukochanych osobach nie wspominając, bo to zbyt bolesne. Ludzkie życie Snowa powoli wyblakło, ale moment przeistoczenia w wampira pamiętał aż nazbyt dobrze. Nie było zbyt przyjemne i wolał o tym nie rozmawiać.
OdpowiedzUsuńTrzy Miotły były miejscem do którego bardzo często przychodził, żeby napić się Ognistej whisky lub innego mocniejszego alkoholu, by stłumić uczucie pragnienia. Chwała Lilith, że tęczówki miały bursztynowy kolor, bo inaczej wszyscy by się na niego gapili oraz zadawali niewygodne pytania.
Siedząc przy jednym z pustych stolików popijał Ognistą whisky gdy nagle usłyszał dziewczęcy głos i, będąc zaintrygowanym przesłaniem tych słów, odwrócił się w jej stronę.
Przyglądał się młodej kobiecie tęczówkami koloru płynnego złota, próbując przypomnieć skąd ją kojarzy. W miarę jak analizował jej twarz to przed jego oczami stanęli rodzice dziewczyny.
Zamrugał parokrotnie oczami z niewiary. To tyle lat minęło? Dla wampira czas płynął szybciej, więc nic dziwnego, że na jego twarzy malowało się zdumienie.
- Marguerite..? - powiedział, machinalnie wstając z krzesła, bo, jak na dżentelmena przystało, mężczyzna wstaje gdy stoi dama.
[Z wielką przyjemnością :) Masz może jakiś pomysł? ]
OdpowiedzUsuń[Oba pomysły mi się podobają, więc jestem otwarty na obie propozycję. Choć szczerze więcej można zaszaleć na imprezie. :)]
OdpowiedzUsuń[Za wytknięcie błędów dziękuję bardzo. :) Starą kartę przeredagowywałam, tu coś wklejałam, tu wycinałam, dopisywałam i wyszły takie kwiatki. Jakbyś jeszcze miała chęć wskazać te literówki, to już w ogóle byłoby miło. ^^
OdpowiedzUsuńA pomysłu na wątek jestem bardzo ciekawa. :3]
[Jeśli możesz xD]
OdpowiedzUsuń[To z Kotem dobre. Na przykład ją podrapie, a Erneś w zasadzie sprawę sobie totalnie oleje, zero skruchy, czy poczucia odpowiedzialności za swojego pupila, co mogłoby pannę Paradis troszeczkę rozzłościć. :>]
OdpowiedzUsuńImpreza, impreza, impreza. Chris bardzo lubił się dobrze bawić, a akurat dzisiejszego dnia nie miał nic do roboty (poza nauką oczywiście, ale tą to się raczej mało który Ślizgon przejmuje). Akurat w tym momencie odbywała się zakazana impreza dla Slytherinu. Nie było na niej zbyt wielu uczniów, ponieważ chłopak cenił sobie czystość krwi oraz wąskie grono znajomych. Poza tym nie przepadał za tłumami, bo zawsze kiedy było za dużo osób dochodziło do jakiejś afery. A mimo wszystko nie chciało mu się dzisiaj nikogo doprowadzać do porządku. Chciał się wyszaleć przed kolejnym patrolem. W końcu ciężko pracował jako prefekt... Jasne, to tylko pozory, bo jak na razie wlepiał tylko szlabany komu popadnie, sam łamał zasady, ale i tak udawało mu się ze wszystkiego wyjść cało.
OdpowiedzUsuńImpreza rozkręcała się w najlepsze i wszystko poszłoby wspaniale gdyby nie fakt, że parę osób było już porządnie narąbaną. Chris lubił sobie wypić, jednak znał umiar. Miał mocną głowę, ale nie miał zamiaru upić się do nieprzytomności. W końcu trzeba się zachowywać jak na szlachtę przystało.
Oczywiście nie mogłoby się obejść bez jakichkolwiek problemów. Nagle jakiś całkowicie nawalony piątoklasista wleciał na Nightwooda. Siła z jaką na niego wpadł spowodowała, że Ślizgon poleciał do przodu i wylądował na jakiejś panience. Zaklął siarczyście i po chwili już był na nogach. Nienawidził takich sytuacji i aż się w nim gotowało. Musiał się mocno powstrzymywać, aby nie potraktować pijaczyny jakimś zaklęciem ewentualnie nie przywalić mu w tą pijaną mordę.
- Cholera - powiedział i spojrzał na dziewczynę, na którą wpadł - Zmacać? Jeszcze żeby było co - zaśmiał się ironicznie. Zawsze tak odpowiadał. W końcu miał ciężki charakter, poza tym nie miał zamiaru dbać o dobre słowa - Następnym razem się nie powstrzymam i przywalę takiemu gościowi. Bo oczywiście ten tutaj - wskazał na chłopaka, który na niego wpadł a teraz leżał obok dziewczyny - nigdy więcej już się nie pojawi na imprezie. Już ja o to zadbam.
Zobaczył, że dziewczyna poplamiła sobie bluzkę alkoholem. Machnął różdżką i usunął jej z niej plamę. Ot taki akt dobroci, a raczej przeprosiny, których nie miał zamiaru wypowiadać na głos. Bo jak wiadomo Christopher Nightwood nie przepraszał nigdy. I nie miał zamiaru tego zmieniać.
Na Ziemi egzystowały chyba tylko dwie istoty, które Ernest Doyle darzył czystą miłością i nawet nie wstydził się do tego przyznać. Była to jego matka i jego kot Kot. Oboje potrafili Doyle’a doprowadzić do skrajnych emocji i oboje jak nikt inny umieli niepoprawnie szybko chłopaka udobruchać.
OdpowiedzUsuńDziś chyba jednak był ten dzień, kiedy wszystko Ernesta doprowadzało do szału, a ten stary kocur już zwłaszcza. No dobra, Kruczek rozumiał, że akurat te zwierzęta chadzają własnymi drogami i potrzebują wolności swobody i takich tam (właśnie to w nich cenił), ale… Kot był już z lekka stary i żeby jeszcze trochę pożyć, musiał dostawać taki zmyślny eliksir. Kiedy nadeszła pora zaaplikowania leku, okazało się, że ernestowy pupil opuścił poduszkę, na której cały dzień się wylegiwał i udał się na cholerną przechadzkę. Doyle i tak już rozjuszony, bo coś mu dziś na zaklęciach nie poszło, cisnął cholerną fiolką przez pokój (dobrze, że była chroniona zaklęciami) i wypadł z dormitorium, klnąc pod nosem po francusku.
Po półgodzinie był na skraju furii. Odwiedził wszystkie ulubione miejsca Kota, ale tego parszywca nigdzie nie było. Może na starość zachciało mu się uganiać za jakimiś kotkami czy co tam. Tak czy siak, Ernest dostawał już do głowy. I obiecał sobie, że od dziś koniec z rozpieszczaniem tego wstrętnego zwierzaka. Żadnych smakołyków, żadnych zabawek, nic.
- Où es-tu, le fils de pute?! – warknął Ernest pod nosem, a przechodząca obok Gryfonka z trzeciej czy czwartej klasy popatrzyła na niego jak na wariata. Litości, dzieci, uczcie się języków!
[No to masz. :3 Szału nie ma, no ale ten... ^^']
Zamaskował swoje zmieszanie, gdyż faktycznie nie zmienił się ani odrobinę przez te lata. Plusy i minusy bycia nieumarłym. Był pewien, że nabierała pewnych podejrzeń, ale był jej wdzięczny, że nie zadawała niewygodnych pytań w miejscu publicznym.
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się do niej przepraszająco.
- Scuzati, moja droga. To było niezależne ode mnie. - powiedział, siadając na krześle naprzeciw dziewczyny.
Snow skinął ręką na kelnera, który po jakimś czasie przyniósł butelkę z Ognistą whisky, stawiając na środku stolika. Wampir gestem dłoni wskazał butelkę by nalała sobie.
Snow podrapał się po zarośniętej brodzie w zastanowieniu.
- W dużej mierze podróżowałem w poszukiwaniu pewnych rzeczy, analizowania i badania ich oraz załatwić pewne sprawy, które nie cierpiały zwłoki. - odpowiedział nieco tajemniczo, bo nie chciał od razu wyjawiać wszystkiego zanim nie zostaną w cztery oczy oraz może jej zaufać.
Była słodką i grzeczną dziewczynką, ale teraz nie miał pewności czy dalej jest taką osobą, więc uważał na słowa, które wypowiadał.
Snow Draganesti
Malcolm Brown był typem gościa, który mówił za dużo nawet w najbardziej nieodpowiednich momentach. I o ile obita twarz i zmiażdżone żebra stanowiły lajtową karę w przypadku, gdy wymierzył mu ją dwumetrowy dryblas szerszy w barach niż cysterna (którą pewnie zgniatał sobie na czole zaraz po wypiciu z niej hektolitrów piwa) po tym jak Gryfon nazwał jego dziewczynę seksowną (something like "Damn, she's hot! *BANG*"), pomoc w kuchni uważał za katorgę i stan kompletnego poniżenia. Jeśli nie liczyć czyszczenia toalet, którego w ostateczności nigdy nie wykonał, choć zdarzały mu się tego typu szlabany.
OdpowiedzUsuńA powiedział wtedy tylko "A może frytki do tego?", kiedy to jedna z nauczycielek kazała mu napisać dwa zaległe wypracowania, jedno teraźniejsze i jeszcze notatkę z tamtejszej lekcji, przez co podrzucił jej genialny pomysł umieszczenia go za karę w kuchni, by mógł z całym szacunkiem podawać jej wyżej wspomniane frytki przez kolejne dwa tygodnie.
Dziś nadszedł dzień spłaty i żałowania zbędnych słów o głupim skrócie DSiŻZS, który Gryfonowi kojarzył się bardziej jako Dzikie Szczuroszczety i Żałośnie Zawodzące Szyszymory. Sam nie wiedział dlaczego. Sądził za to, że gdyby tylko założył zespół, z pewnością rozważyłby taką nazwę i miałaby ona duże szanse, żeby wygrać.
Chłopak kroczył korytarzem w lochach pełen obaw, zastanawiając się co szykują na niego te podstępne skrzaty, którym nie można ufać. Spodziewał się wielu rzeczy, ale na pewno nie ataku zbroi, szczęśliwie dla niego - trochę spóźnionego.
- Znowu ten Irytek! - krzyknął mało przekonującym głosem w głąb korytarza, po czym spojrzał na Margo. - Zbieraj te notatki i zwijaj się stąd. I pamiętaj, zawsze wszystko zwalaj na Irytka.
Powiedział do Puchonki ściszonym głosem, choć właściwie nie było takiej potrzeby, bo na korytarzu nie było nikogo oprócz nich. Z pewnością, gdyby ktoś się pojawił, Malcolm dodałby kilka słów szyfrem niezrozumianym zarówno przez dziewczynę, jak i jego samego, tzw. szyfr doskonały.
- Rusz się, nie mamy czasu. Znaczy głównie ja, bo spieszę się do garów. Ty jako kobieta powinnaś to zrozumieć - dodał po chwili i wyszczerzył do niej zęby, nie paląc się widocznie do pomocy przy podnoszeniu książek.
[ Skoro aż tak ci obojętne co do tematyki wątku... >:) ]
OdpowiedzUsuńCiągłe szlesty pergaminów, skrobanie tępym piórem na starych kartkach, śmród nieumtego kolegi z ławki, stękanie roztargnionych, nieuczesanych uczennic, ślady szminki zostawione na ławce, wydmuchiwanie smarków z nosa i już tylko brakowało by ktoś pierdnął do tego z uśmiechem. Dzień spędzony na czterech rozszerzonych godzinach lekcyjnych z rozentuzjazmowanym tłumem Gryfonów był niczym nieuleczalna skaza pozostawiona na lata w umyśle. W takiej sytuacji to już tylko szpital świętego Munga pozostaje, ewentualnie odsiadka w Azkabanie za masowe morderstwo na dzieciach.
Zdenerwowanie ciągnęło się niczym plugawy pył za ciałem sunągego w stronę lochów Gustava. Ci bardziej zaznajomieni z jego osobowiścią nie odważyli się nawet na ciche powitanie, czy też niewinny uśmieszek. Dostał już drętwoty od mocnego zaciskania swych palców na teczce z papierzyskami. Gdy ostentacyjnie trzasnął po wejściu do pokoju, usłyszał jedynie "oho" z ust rozbawionego kolegi, który najpewniej liczył na wszczęcie przez niego kolejnej bójki. Kretyn.
Lekiem, jakże skutecznym na frustrację dla znacznej części społeczeństwa dwudziestego pierwszego wieku stawały się używki. Gdy wypalony już drugi z kolei papieros nie dawał wytchnienia na nerwicę, blondyn obnażył się z odzienia i wskoczył do łazienki. Przez dobre dziesięć minut bawił się swymi niesfornymi włosami, doputy nie cisnął wszystkiego w kąt toalety, napuszczając do swej wanny gorący strumień wody. Cichy szelest kropel obijających się o porcelanowe brzegi niecki stopniowo brał górę nad migreną, wprowadzając chłopaka w swoitego rodzaju hipnozę. Para wodna unoszcząca się w powietrzu odprężąła spięte naczynka krwionośne nozdrzy i płuc. Zanurzywszy się pod taflę wody, odczuł pewnego rodzaju katharsis, które pogłębiało się, gdy zamykał swe powieki.
Cała ceremonia trwała już dobre pół godziny. Kontemplował on nad losami wszechświata, stopniowo odprężając kolejne partie ciała, gdy stała się rzecz niesłychana. Woda wlewająca się do niecki zmieniła swą temperaturę na znacznie niższą. W jednej chwili harmonia jego bytu została zachwiana i mimo, iż zaczęła przeważać chłodna woda, Gustav doznał białej gorączki.
Jedynym logicznym wyjaśnieniem tego zajścia było zużywanie jego ciepłej cieczy przez siąsiadów - jakaś idiotka musiała akurat teraz wpaść na ten sam pomysł i właśnie okradała go z wszelakich rozkoszy. Długo z grymasem na twarzy nie wytrzymał i gdy tylko złość wzięła górę nad rozsądkiem, wyskoczył pośpiesznie z wanny. Rozgorączkowany owinął biora ręcznikiem i ociekający pianą, olejkami i tym całym świństwem, wyszedł z pokoju. Boso pomaszerował w stronę pokoju siódmoklasistek, a jego kroki niczym nie przypominały ludzkiego chodu - raczej stąpanie dzikiego ogra.
Nie raczył zapukać. Kopniakiem otworzył drzwi. Powitała go absolutna pustka, jedynie z łaźni dało się słyszeć kojący plusk wody. Zmierzając w ów kierunku, pięścią ugodził we właz do damskiej toalety. Jeden raz nie pomógł, więc zaczął ile sił napierdalać w miejsce obok klamki.
- Ty głupia gówniaro, natychmiast wyłącz tą wodę! - krzyknął, nie zaprzestająć na szarpnięciach. - SŁYSZYSZ? MASZ PRZESTAĆ - warknął po raz kolejny, zaciskając zęby na dolnej wardze.
Zamek nie stawiał oporów tak długo jak z początku przypuszczał i strzelił po kilkunastu sekundach. W stroju Adama (z ręcznikiem) mężczyzna wparadował do mglistego od gorąca pomieszczenia. Machaniem zaczął odgarniać kłęby dymu, kierując zirytowane spojrzenie na... - PARADIS! JA SIĘ TU KĄPIE, TROCHE WYROZUMIAŁOŚCI DLA KOLEGÓW - rzucił pretensjonalnie, zwężając charakterystycznie powieki, gdyż w taki sposób zazwyczaj zerkał na ludzi. Z wyższością i pogardą.
[ MARGOŚ JEST PUCHONKĄ :c oooooooooj chyba Cię jednak muszę zawieść, nie mam nic dla Ciebie. no chyba, że ciągniemy ten z h23 on był fajny z tego co pamiętam :3]
OdpowiedzUsuńW głowie się nie mieści ile bezczelności na tym świecie jeszcze się pałęta. Chłopak aż drżał, czy to z zimna czy z nerwów, zwłaszcza teraz, gdy lekceważąco go potraktowała. On tu przeszedł tyle nago tylko po to, by zobaczyć jej tę naćpaną zielem, powykrzywianą facjatę. Tak to każdy mógł sobie dogadzać, gdyby tylko w swym asortymencie posiadał podobne używki. ALE NIE POSIADAŁ, co doprowadziło go w danej chwili do większej, spotęgowanej dziesięciokrotnie frustracji.
OdpowiedzUsuń- TY MAŁOLATO PLUGAWA - stękał bezradnie, przez kolejne dziesięć sekund analizując sytuację. Rozejrzał się i czuł, jak pod palce u stóp napływa mu woda. Głupia zalała wszystko wokół siebie i jeszcze szczerzyła się, mamrocząć coś pod nosem. No psychopatka, nic tylko ją zamknąć w pomieszczeniu bez klamek.
W dodatku w nie swoim domu. A to co? U puchonów nie było już wody? Helga nie płaci i odcieli jej za opóźnianie rachunków? W DUPIE TO MIAŁ. On chciał się wykąpać, jak kulturalny, pożądny, zmęczony pracą człowiek.
W tym momencie rozważał nad losami tej oto kobiety, która swe piersi wydymając ostentacyjnie myślała, że jak ma co pokazać, to się chłopak zlituje. Nici z tego wszystkiego, gdyż Gustav, mimo iż sam był mężczyzną, popierał równouprawnienie.
Po pierwsze mógłby ją stąd wyrzucić na zbity pysk i donieść dyrekcji, iż nieproszona uczennica pałęta się po lochach, w dodatku swe dupsko pluska w jego wodzie. JEGO GORĄCEJ WODZIE. Jakim jednak byłby dżentelmenem, gdyby ją stąd nago wypieprzył.
- CHUJ MNIE TO OBCHODZI. WYJDŹ. NATYCHMIAST - grzmiał bezskutecznie, ale nie miał zamiaru odpuścić nawet na sekundę.
Jednakże aż tak złym chłopcem to on nie był, by sie wpakować jej do wanny, jak z początku planował. Był znacznie gorszył chłopcem...
W jednej chwili przestał się awanturować i z nikczemnym uśmiechem podszedł bliżej. Obydwoma dłońmi przyparł się do brzegu wanny. Zdążył zlutrować niejednokrotnie ciało dziewczyny, skoro już ku temu okazja mu się nadarzyła. Swe lapizowe spojrzenie zwieńczył zerkając w czekoladowe tęczówki Puchonki. Ona także odwzajemniła uśmiech - najwyrażniej nie wiedziała, co chodzi Ślizgonowi po głowie.
- Wyjdź, albo nasikam ci do wanny - syknął triumfalnie, racząc ją szczerym rzędem białych zębów. Po satysfakcji wypisanej w rysach twarzy Gustava widać było, iż chłopak nawet przez chwilę nie żartował.
[ ło jezus jakim cudem ja tego nie zauważyłam? WEŹŻE daj mi gg to będzie łatwiej się nam dogadać kto teraz jak i co no i tak dalej hm ;d?]
OdpowiedzUsuńNa początku myślał, że jej czerwone białka były efektem byt gorącej temperatury. Gdy zaczęły się dzikie uśmiechy i nieprzytomne spojrzenia, przypuszczał, że ma nieźle nabite w bani. Koniec końców zaczęła stroić takie miny i zachowania, iż był pewien w stu procentach, że tak zakopciła sobie w głowie, iż mózg dawno przetopił się na płyny ustrojowe i wypłynął uchem.
OdpowiedzUsuńKiedy jego przemarźnięte ciało zostało zaatakowane porcją wrzącej wody, szok dosięgnął jego nerwów, aż chłopak nie mógł swobodnie zachłystnąć powietrza. Może i to dobre dla niego było, bo przynajmniej na chwilę wrzucił na luz i przestał się wściekać jak kuna. Mógł o tym zaświadczyć jego ton głosu: niski, ociekający ironią, aniżeli złością (no, przymajmniej w mniejszym stopniu).
- Ty podła suko! - rzucił, krztusząc się wodą, gdyż w danym momencie zaczęła wlewać mu ją do buzi. Zasłaniał się dłońmi, kręcąc z politowaniem głową na boki. Krople opadające z jego grzywy rozbryzgiwały się na ścianach niewielkiej łazienki. Burdel nie z tej ziemi. Wystarczy dwójka popierdoleńców a zamek staje do góry nogami.
Dodam tylko, że drzwi nadal rozjebane i wszystko wylewa się do środka. Nie, żeby ktoś na to zwrócił uwagę. Teraz pochłonęły ich zupełnie inne troski.
Chłopak prawie poślizgnął się na płytkach, w zasadzie to wylądował na kolanach przed wanną, uderzając z hukiem o brzeg niecki. Mięśnie całe obite, obolałe i zlodowaciałe. Po oczach leją mu strumienie, nie pozwalając na dostrzeżenie czegokolwiek prócz mroku. Spływa z niego wszystko jak pot ze świni, a on... uśmiecha się. Paranoja, nie? Zwłaszcza, że robi to tylko po to, by zwieźć dziewczę i wpieprzyć się jej do wanny.
Wpierw poleciał ręcznik. Jego, ten którym się owijał. Następnie cała salwa kolorowych frote materiałów, przesiąkających wodą. Jednym ruchem dłoni zakręcił kran i dorwał się do słuchawki.
- Ojciec do ciebie dzwoni - krzyknął nagle przerażony i podał słuchawkę prysznicową dziewczynie do ucha, licząc na to, iż zadziała w niej wyobraźnia marihuaenowa.
[ ciężki łikend za mną, proszę o wyrozumiałość ]
OdpowiedzUsuńJakby jeszcze ten młodzieniec przejmował się tym jak może mówić do kobiet a jak nie. Zawsze wyrzucał z siebie to, co mu ślina na język przytoczyła. Margo nie Margo, kobieta czy mężczyzna i nawet jakby to jakaś mucha była, to wszystko miało taką samą wartość, gdy się chłopak naburzał.
A to, że nie miał na sobie ręcznika nie oznaczało wcale, że mogła patrzeć na jego nagie genitalia. W końcu żebrami leżał na brzegu wanny. To, co mogłoby wzbudzać w panienkach zainteresowanie znajdowało się tam, gdzie jego tyłek, mianowicie za tą grubą barierą porcelany czy tam amelinium. Z kolei pozycja ta pozwalała na doskonałe podziwianie ekspozycji fundowanej przez niewiastę. Nawiązując do ów tematu, w myślach zgodnie twierdził, iż ma dziewczyna czym oddychać.
Spodziewał się jakiegoś ciekawego scenariusza. W najgorszym wypadku, że przypieprzy mu tą słuchawką, jednakże nie podejrzewał, iż Margo jest aż tak naiwna na skuciu! W tym momencie mógłby pięknie zmanipulować jej móżdżek każdą historią, by móc kąpiel dokończyć. Istniały jednak cele wyższe - fajniej będzie potem się z le Brun ponabijać.
- Nie ma zasięgu... - jęknął, rozglądając się po łazience przerażony. - Cholera, Margo, leć na korytarz, musimy złapać zasięg. Jesteśmy przecież w lochach!
Stanął na równych nogach, przepasawszy sobie wcześniej biora tym przesiąkniętym do suchej nitki ręcznikiem. Omal nie poślizgnął się na płytkach. Nie miał zielonego pojęcia kto doprowadzi ten burdel do porządku, ale z pewnością nie będzie to on, dlategoż uznał, iż wypadałoby się stąd zmywać tak czy siak.
Jesteś Mikołajem dla Loveleen Blanche. Powodzenia :)
OdpowiedzUsuń[Przypominam, że czekam na odpis, knypku. :D]
OdpowiedzUsuń{ KURWA MAĆ USUNĘŁO ODPOWIEDŹ }
OdpowiedzUsuń[Dziękuję za miłe słowa odnośnie karty :)
OdpowiedzUsuńSkoro Margoś jara się Czarną Magią to mogliby mieć jakąś zakazaną sesję w godzinach nocnych, gdy wszyscy smacznie śpią i nikt by im nie przeszkadzał? :)]
[Jesteśmy trzy razy na tak, więc kwestia zaczęcia: kto to zrobi? ;)]
OdpowiedzUsuń[Oczywiście :) Od razu dziękuję z góry za zaczęcie <3]
OdpowiedzUsuń[Jasne, że może być :)]
OdpowiedzUsuńNauczyciel Obrony przed Czarną Magią. Jakże to teraz ironicznie zabrzmiało, gdyż sam zapytany to mógłby wykładać Czarną Magię, ale w tej szkole było to zakazane, więc tylko wtajemniczeni i chętni mogli uczęszczać na jego zajęcia pozalekcyjne. Odbywały się one nocą, bo nie chciałby, żeby szanowna Dyrektorka się o tym dowiedziała, ale też o tej porze był względny spokój oraz nikt im nie przeszkodzi w zajęciach.
Corvo, ubrany kompletnie na czarno, wraz z peleryną, której kaptur nie był założony na gęstej brązowej czuprynie pana Moretti, krzątał się w pomieszczeniu za salą lekcyjną, żeby wszystko przygotować do lekcji z panną Paradis.
Aby cokolwiek zobaczyć to musiał włożyć swoją metalową czarnomagiczną maskę, dzięki której widział martwe obiekty na turkusowo i kojarzył kształty. Musiał uważać ze swoimi myślami, gdyż osoba postronna mogła je usłyszeć, więc milczał w duchu.
Dopiero po jakimś czasie wrócił do sali lekcyjnej i ujrzał złotą poświatę przy jednej z ławek.
- Dobry wieczór, Marguerite. - usłyszała metaliczny głos wydobywający się z maski Moretti'ego, gdy ten pomyślał o tych słowach.