środa, 14 listopada 2012

Hell is empty. All the devils are here.





Jestem człowiekiem. Żywą istotą, która myśli, czuje, ma własną wolę.  Jestem takim samym człowiekiem jak pozostałe siedem miliardów albo i więcej, bo kto wie, ile nas tak dokładnie po tym świecie sobie drepcze.
Jestem człowiekiem. Jestem, funkcjonuję, egzystuję, plączę się pod czyimiś nogami – tak samo jak pozostałe siedem miliardów. Nie czuję się kimś wyjątkowym tylko poprzez fakt mojego jestestwa. Wszyscy przecież już doskonale wiemy, że nasz świat jest zbudowany z pewien bardzo prosty sposób. Schemat ten sprawdza się w każdym przypadku i nie ma od niego wyjątków.
Jesteś, a potem cię nie ma. Rodzisz się i umierasz. 
Nikt jeszcze nie został panem śmierci, nikomu jeszcze nie udało się pokonać tego ostatniego wroga.
Szczerze mówiąc, jak dla mnie, to lepiej niech tak zostanie.
Nie wierzę w niebo ani w piekło. Nie jestem muzułmaninem, buddystą, chrześcijaninem, szintoistą czy jakimś innym satanistą. Jestem człowiekiem. Mam prawo do własnych wyborów, więc wybrałem robienie po swojemu. Właściwie to od życia nie chcę niczego więcej niż tego, żebym zawsze mógł robić to co chcę i jak chcę. Żeby nikt mnie nie kontrolował, nie stał nade mną, nie dyszał mi w kark i nie udzielał złotych rad. Bo ma doświadczenie, bo swoje już przeżył i swoje wie. Bo nie chce, żeby ktoś popełniał jego błędy. Ja nie popełnię czyichś błędów – popełnię swoje i zrobię to z pełną świadomością ewentualnych konsekwencji, które może i doprowadzą mnie do takiego momentu, w którym nie będę już wiedział, co mam robić dalej. Ale najważniejsze wciąż będzie to, że zrobiłem po swojemu.
Jestem człowiekiem, wiem, misiaczki, powtarzam się, ale to już niedługo. Więc mam wspomnienia, które przez całe  moje dotychczasowe życie skrupulatnie były zapisywane gdzieś w odmętach pamięci. Szczerze powiedziawszy to nie mam co do nich zastrzeżeń. Są jakie są – lepsze, gorsze, przyjemniejsze i te mniej przyjemne. Są takie, które chciałbym zachować jak najdłużej, a one wraz z upływem czasu coraz bardziej się zacierają – na przykład te o matce. O najpiękniejszej kobiecie, jaką kiedykolwiek widziałem. Najlepszej, najukochańszej, tej, która była moja. Moja i tylko moja, oczywiście póki nie zdecydowała się zamienić mnie i ojca na kogoś innego. Nie uskarżałem się – obiecała, że z tatą zostanę tylko na trochę. Później to trochę zamieniło się w dziesięć lat, a przez dekadę człowiek, nawet tak młody i głupi, potrafi się z wieloma rzeczami pogodzić. Z tym, że nie można mieć wszystkiego też.
Jestem człowiekiem – znowu. Dość prostym w obsłudze. Bezkonfliktowym, trochę zbyt jednostajnie opóźnionym, trochę za bardzo nieobecnym, o trochę zbyt skrzywionym światopoglądzie, który robi ze mnie wystraszoną sarnę. Ty wyciągasz w moją stronę dłoń z jak najbardziej przyjaznymi zamiarami – ja się nie bawię w sentymenty. Jak się do kogoś przywiążesz, to potem będzie bolało, bo ludzie to ludzie. Są i ich nie ma. Zostawiają, odchodzą. Potem boli, więc chcę ten ból zminimalizować. Nie szukam kogoś, kto mnie zrozumie, bo zawsze mam czekoladę, a czekolada nie pyta, tylko od razu wszystko rozumie. Więc po co mi inni? Nie jestem indywidualistą, a jednak lubię czasem wydeptane ścieżki zamienić na te, które mało kto odkrył. Jestem istotą rozumną – wiem, kiedy podejść bliżej, a kiedy się wycofać. Rozumiem, że kiedy ktoś mówi „odwal się”, to znaczy, że mam się odwalić. Dziwne jednak, że niektórzy mówiąc „odwal się”, tak naprawdę błagają o zostanie. Jak już wspomniałem – nie mam skomplikowanej natury, więc nie szukam jej u innych. Mów to co myślisz, a się dogadamy. Tak sądzę. Jestem, żyję, czuję, nigdzie się nie wybieram. Po prostu sobie będę, a gdyby mnie ktoś potrzebował, w co szczerze powątpiewam  – nietrudno się domyśleć, że zawsze pojawiam się w najmniej spodziewanym miejscu o najmniej spodziewanym czasie. Ale najważniejsze, że jestem.
Nie lubię się cackać z innymi. Nie wchodźmy sobie w drogę, a nasze życia będą piękniejsze, naprawdę. Nie musisz wiele o mnie wiedzieć, by móc sobie spokojnie wieść własną egzystencję. Nędzną czy nie nędzną – tę decyzję pozostawiam już tylko tobie. Dziękuję, dobranoc.

Wish Elsner - Manderlay
krew bardzo nieczysta
Gryffindor
VII rok

170 komentarzy:

  1. [Świetna karta *,* No i uroczy chłoptaś :) Proponuję wątek z Leanne, a jeżeli masz jakieś pomysły na powiązania to byłabym wdzięczna :D]

    Leanne

    OdpowiedzUsuń
  2. [ jeju jaki cud chłopiec i cud karta *_*
    zaproponowałabym wątek, ale nie mam pomysłów :C]
    Dominique

    OdpowiedzUsuń
  3. [Pan na zdjęciu przypomina mi mojego kolegę-skrzypka. ;p
    Co powiesz na wątek?]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Czekaj, serio? To ktoś ty? ._. Bo ja dzisiaj nie kontaktuje i tak nie rozpoznaje ludzi.]

    Leanne

    OdpowiedzUsuń
  5. [Zakochałam się w zdjęciu, o <3]

    OdpowiedzUsuń
  6. [No jak nieważne, jak ważne? ._. Powiedz, proooooszę? *,*]

    OdpowiedzUsuń
  7. [ och ja też tego nie umiem :C
    same banały mi przychodzą takie jak : problemy z nauką
    czy zauroczenie panią "jestem w jednej ósmej wilą, heeeeeeeloooł!" :C pomyślę, ale znając życie nie wpadnie mi nic lepszego do tego pustego łba.]
    Dominique

    OdpowiedzUsuń
  8. [Ej no! Ale to tak nieładnie :C]

    OdpowiedzUsuń
  9. [ nic nie wymyślę, no jak boga nie kocham :C ]
    Dominique

    OdpowiedzUsuń
  10. [Ale nie wiedząc kim jestem, nie mogę cię przeprosić za mój niewybaczalny grzech :D]

    OdpowiedzUsuń
  11. Victoire Weasley14 listopada 2012 16:54

    [ To ja się przyłączę do zachwytów. Skoro wszyscy zdążyli pochwalić kartę i zdjęcie, to przyznam, że muzyka mnie urzekła i od kilku minut znęcam się nad "replay" :) ]

    OdpowiedzUsuń
  12. [ och i ach, będę Cię za to ukochiwać i czekać cierpliwie <3]
    Domiś

    OdpowiedzUsuń
  13. [Okej <3 No więc, skoro z nich gryfcie, to można ogarnąć tak, że coś w stylu jak starszy brat i młodsza siostra. Bo Eklerka wkurzająca jest, tak nawiasem. I mogła się go uczepić i traktować jak starszego brata, a jaki jego stosunek, to już twoja decyzja. Co myślisz? <3]

    OdpowiedzUsuń
  14. Victoire Weasley14 listopada 2012 17:11

    [ Jeej, to się wzajemnie lubimy *tuli* Tylko uważaj, bo ja mam w zwyczaju takie kontakty wykorzystywać do swoich niecnych celów ^^ ]

    OdpowiedzUsuń
  15. Victoire Weasley14 listopada 2012 17:17

    [ A skąd, przecież podobno się lubimy :) Ewentualnie będę ładnie prosić o jakieś powiązania/wątek. Ale to chyba nie jest aż tak straszne, prawda? ]

    OdpowiedzUsuń
  16. [Jakby się uprzeć, to i by się coś wnoszącego w Twoim komentarzu znalazło, dla chcącego nic trudnego i te rzeczy.
    Swoją drogą, zgrabnie napisana karta. Podoba mi się.]

    OdpowiedzUsuń
  17. [Okej, zaczynasz xD <3]

    OdpowiedzUsuń
  18. [ karta powala na kolana, dosłownie! aż mi wstyd, że żadnego pomysłu na wątek nie mam.]

    OdpowiedzUsuń
  19. [Chiński burdel jakoś wydaje mi się mniej śmieszny, niż niemiecki, w niektórych sytuacjach, właśnie język niemiecki wydaje mi się śmieszny.
    Ale co ja tam, miałam napisać, że nieprawda, że Sodomy i Gomory to tu nie ma, bo to określenie już niedługo przylgnie do mojej "minimalistycznej" (bo to lepiej brzmi) karty.]

    OdpowiedzUsuń
  20. [Na AC zdarzyło mi się być, ale tamta postać nie moja, podobną kartę robiłam na jakieś dziecko paranormalne, też oparte na wymienianiu "lubi - nie lubi, kiedyś - teraz".
    Niemiecki jest powalający, ja się jeszcze zapewne z tym pomęczę, albo nawet (dość często) usłyszę - blisko do granicy mam.]

    OdpowiedzUsuń
  21. [ wielkie umysły rzadko są rozumiane, tak samo jak pojęcie wielkie jest dość względne :P dobra, może Ty masz jakiś pomysł?]

    OdpowiedzUsuń
  22. [Hiszpański też mnie z niewiadomego powodu rozśmiesza... Ja z niemieckiego się obijam, ale może bym i się porozumiała.
    Co do karty, to na AC jest taka/podobna karta, faktycznie, ale nie moja.
    Robię Ci prawie że SPAM pod kartą tak sobie gawędząc.]

    OdpowiedzUsuń
  23. [To mam cichać i rozmawiać, czy tylko cichać? Zdecydować się proszę, bo ja tu mam życiową decyzję nad tym, czy nie porwać książku od fizyki i motanie mi we łbie raczej korzystnie nie wpływa.]

    OdpowiedzUsuń
  24. [Miałam kiedyś to zdjęcie na jednym z blogów i je kocham :3 *-*]

    Keira

    OdpowiedzUsuń
  25. [Fizyki to ja właśnie pierdolić nie mogę, ale "nie umim" z tego. Głupie są te zadania, szczególnie, jak byłam za "mądra" żeby się wcześniej uczyć.]

    OdpowiedzUsuń
  26. [Poproszę, najlepiej z czekoladą <3]

    OdpowiedzUsuń
  27. [No zazdrość mnie zje zły człowieku, nie chwal się tak przez nieszczęśnikami takimi jak ja, bo się okażą kanibalami, którzy lubią mięso osób, które nie mają fizyki, ot co.]

    OdpowiedzUsuń
  28. [Mój wiek zaniża pewnie średnią blogową - więc zgaduj, gdzie miałaś rację.]

    OdpowiedzUsuń
  29. [Tak, a teraz idę się schować wraz ze swoim wiekiem młodocianym, no...]

    OdpowiedzUsuń
  30. [Nie poniżaj mnie, a jeśli już, to nie publicznie, ot co. Mam świra na punkcie tego, ile mam lat, szczególnie wśród blogowiczów.]

    OdpowiedzUsuń
  31. [No więc mogę poprosić o pomysła na wąteczek, a zacznę? c:]

    Keira

    OdpowiedzUsuń
  32. [Ja jestem z 98... Druga klasa rozpoczęta czyli.]

    OdpowiedzUsuń
  33. [A wiesz co powiem... Że można tylko nakreślić ewentualne relacje, które będą rozwijały się z czasem i się zobaczy, co z tego wyniknie.]

    Keira

    OdpowiedzUsuń
  34. [Borze... "nic nie trzeba było robić, a miało się dobre oceny"... Chciałabym, żeby tak u mnie było. Opowiedziałabym, jak jest u mnie i jak to wygląda, ale mi się nie chce.
    Pewnie, że się z wątka cieszę, jakżeby inaczej, przyda się na osuszenie łez po jutrzejszym poznaniu wyników sprawdzianu.]

    OdpowiedzUsuń
  35. [Oj no weeeeeeeeeeź. Ja wymyśliłam xD]

    OdpowiedzUsuń
  36. [ Oo, na tym samym roku są :D PS Fajne imię! :) ]
    Emma Ames

    OdpowiedzUsuń
  37. [Tez nie lubię tego długiego zapoznawania się, więc można uznać, ze się znają, ale jakiejś bliższej relacji między nimi nie ma. Jestem za tym, aby czasem spotkali się na brzegu jeziora, wpatrywali się w jego taflę, a z czasem zaczęli rozmawiać, o sensie życia, potem by się ze sobą nie zgadzali wychodziłaby z tego jakaś sprzeczna. A potem znów znajdują jakiś temat i znów gadają.]

    Keira

    OdpowiedzUsuń
  38. [ No, baaardzo chętnie :) Hmm... to może- na jakim etapie będzie ich znajomość? ;) ]
    Emma

    OdpowiedzUsuń
  39. [Na wątek poczeka, a jak mi się czekanie znudzi, to Cię pogonię... U mnie nie ma takiej możliwości jak "opierdalanie się", mam na to za dużo ambicji chyba.]

    OdpowiedzUsuń
  40. [O, to się cieszę xD
    Czyli mam czekać na zaczęcie, czy oświecisz mnie pomysłem i ja coś sklecę? :D]

    Keira

    OdpowiedzUsuń
  41. [AAAAA. Padam zachwycona. Ciekawy sposób przedstawienia postaci, naprawdę. I z przyjemnością coś zacznę, jak ogarnę się trochę. ^^ ]

    OdpowiedzUsuń
  42. [To ja czekam, a co, bo ciekawa jestem :D]

    Keira

    OdpowiedzUsuń
  43. [Moją ambicją jest medycyna, to nie mogłabym się tak tylko przejść.]

    OdpowiedzUsuń
  44. [E tam, przyjmuję wszystko.]

    Keira

    OdpowiedzUsuń
  45. [Dooooobra, może być i dziesięć, ale i tak zaczynasz <3]

    OdpowiedzUsuń
  46. [ jestem w tym specjalistką także wiesz :D daj spokój po trzech latach na hogwartach moja tolerancja zniesie wszystko, wszystko, także SZALEJ!]

    OdpowiedzUsuń
  47. [ A może Emma będzie w nim skrycie zauroczona? :D Będzie ciekawie ;p ]
    Emma

    OdpowiedzUsuń
  48. Victoire Weasley14 listopada 2012 20:56

    [ Ech, żebym to ja choć coś z karty potrafiła sensownego wyciągnąć... No nic, improwizuję. Co powiesz na to by tak odpuścić sobie Skrzydło Szpitalne, którym szybko się znudzę? Właściwie to mogą kojarzyć się jeszcze ze szkoły, ale ze względu na różnicę wieku (Matko Noc, ona już taka stara jest!) nie utrzymywali żadnych bliższych kontaktów? Wish jest Gryfiątkiem, więc może liczyć na dobre traktowanie, ale poza tym nic konkretniejszego. I mają okazję zapoznać się lepiej dopiero ostatnio ze względu na to, że albo ona go przyłapała na czymś niezgodnym z regulaminem, albo wręcz przeciwnie, to on się na nią natknął gdy była w trakcie farbowania sierści Pani Norris na różowo z zamiarem zrzucenia tego na swoją młodszą siostrę bądź kuzynostwo? ]

    OdpowiedzUsuń
  49. [Tak, znowu się spotykamy.]

    Lilith

    OdpowiedzUsuń
  50. Claire była dziwnym przypadkiem, chyba najbardziej popierdolonym w całym gryffindorze. Oczywiście można zrzucić winę na resztę mieszkańców, bo im też niczego nie brakowało i psychikę nieźle mogli człowiekowi rozwalić. Zacznijmy od tego, że Claire nie uznawała czegoś takiego, jak przestrzeń osobista. Cholernie bezpośrednie z niej dziecko, jak chciała się przytulić, to się przytulała, jak coś jej nie pasowało, to o tym mówiła i tyle. Taka już po prostu była, a niektórych rzeczy w ludziach nie da się zmienić.
    Uczniowie hogwartu w dużej mierze byli schematami. Każdy dom miał swoje ideały, a ich mieszkańcy pewne cechy, które jednocześnie wyróżniały ich wśród innych i upodabniało do siebie nawzajem tak, że można było ich uznać za mentalne rodzeństwo. Bliźnięta w wersji hard, o. No, w końcu z jakiegoś powodu ta stara szmata, zwana także tiarą przydziału, musiała ich za coś wcisnąć do tego domu, w którym obecnie sobie żyli.
    Gryfoni mieli to do siebie, że przede wszystkim byli popieprzeni i nikt mi nie powie, że jest inaczej, bo nie jest. Oczywiście raz na jakiś czas zdarzał się jakiś wyjątek, ale było to naprawdę rzadko, a i po jakimś czasie nawet on ulegał wpływom społeczeństwa i stawał się typowym gryfonem. Poza tym, byli też niemożliwymi wręcz bałaganiarzami i debilami, którzy w ogień by się rzucili, żeby udowodnić swoją odwagę. Chociaż z tym ostatnim... Gdyby się temu lepiej przyjrzeć, trzeba by stwierdzić, że gryffindor ma u siebie trochę ślizgonów, bo niektórzy odwagą zdecydowanie nie grzeszyli, byli wręcz tchórzami, które wyręczają się wszystkim, byleby nie stanąć oko w oko z tym, co niby jest takie niebezpieczne.
    Claire, jak już wspomniałam, była beznadziejnym przypadkiem. Małe toto, wredne, złośliwe, nadmiernie wesołe, a i wszędzie było jej pełno i do wszystkich się kleiło, co większość z tych wszystkich zdecydowanie doprowadzało do szewskiej pasji. I nic dziwnego. Ale póki nikt jej nie mówił tego prosto w oczy, dalej zamierzała być wkurwiającym dzieckiem, które wpada do dormitorium bez pukania, nie zwracając uwagi, czy ktoś jest nago, czy też nie i rozkłada się bez pytania żadnego na którymkolwiek łóżku.
    Jak na przykład teraz to czyniła.
    - Wish, nudzi mi się - oznajmiła po kilku minutach bezczynnego wpatrywania się w sufit i przeniosła spojrzenie na gryfona. - Co robimy?

    [No pewnie <3]

    OdpowiedzUsuń
  51. Hej już, księżniczko, uspokój się. Zamknij te swoje niebieskie oczęta, odetchnij głęboko i policz do dziesięciu, najwolniej jak tylko potrafisz. Ale nie okaż po sobie złości. Nie okaż jej tej kobiecie, która zadecyduje o twojej przyszłości. Wypełnij posłusznie wszystkie polecenia. Nawodnij tamte rośliny, przesadź te, ach i jeszcze mandragory. Przy okazji pójdź szybko do kuchni i przynieś jej talerz babeczek, bo właśnie uświadomiła sobie, że jest głodna. Och i przekaż jeszcze profesorowi eliksirów, tę fiolkę, której zapewne niezwłocznie oczekuje, choć tak naprawdę przyda mu się ona dopiero pod koniec tygodnia. Ale pamiętaj, nie okazuj złości, uśmiechaj się natomiast szeroko i potulnie kiwaj głową.
    Dominique Weasley miała już dość. Zaciskała więc swoje drobne łapki, w pięści, wbijała boleśnie paznokcie w skórę i robiła wszystko, by nie powiedzieć tej kobiecie co tak na prawdę o niej myśli. Bo tak może i było niestosownie ale o wiele łatwiej i zgodnie z zasadami, które panienka Dominique dawno, dawno temu sobie narzuciła. Bo ona przecież nie umiała być miła, nie umiała potulnie kiwać główką i merdać wesoło ogonkiem, tylko wtedy gdy ktoś jej kazał. Bo ona śmiała twierdzić, a wręcz była święcie przekonana o tym, że otrzymała język po to aby wprawiać go w ruch, osądzać ludzi i nie tłumić w sobie żadnych uwag, słów, zwłaszcza tych złośliwych, które znajdowały się w niej niczym w studni bez dna.
    Musiała jednak zaciskać je nerwowo, jak teraz, chwilkę przed lekcją, gdy ta kobieta znowu nie pozwoliła jej wszystkiego przeprowadzić. A przecież tak się do tego przygotowywała! Zarywała noc by przypomnieć sobie wszystko,a teraz tak po prostu nagle...Kiwa potulnie głową i wycofuje się na tyły by stamtąd wszystko uważnie obserwować. By znudzona mogła przyglądać się jak uczniowie zajmują się mandragorami, by mogła ziewać i odważnie sądzić, że zaraz uśnie, bo nic ciekawego zdarzyć sie nie może. I nagle bum! Niczym cud, pojawia się chłopak i rzuca doniczką w jakiegoś Ślizgona, z którego przed chwilą padło słowo "szlama". Otwiera usta ze zdziwienia, jej oczy robią się wielkie, gdy wzrok wędruje na czerwoną ze złości panią sor. A potem tak po prostu zaczyna się śmiać, podczas gdy on mówi, ona śmieje się głośno, aż boli ją brzuch.
    - Weasley..- słyszy jak warczy na nią ta stara flądra. - Z czego się śmiejesz? Ja nie widzę w tym...
    - Jasne pani Profesor. Pani nie zrozumie, ale ten chłopak właśnie zrobił coś na co ja mam ochotę zrobić pani odkąd przekroczyłam próg tej szklarni. - och, chyba sobie właśnie przerąbała resztę stażu swoją kochaną szczerością, gdyż kobieta, która ma się nią zajmować, wygląda jakby miała zaraz wybuchnąć. - Ach tak? W takim razie to wszystko posprzątasz. A pan od dziś będzie widywał się z panną Weasley, codziennie przez następne dwa miesiące i zajmował się mandragorami. Może to was nauczy szacunku!

    [ to coś jest okropne, więc błagam o wybaczenie! <3]
    Dominique

    OdpowiedzUsuń
  52. [ :D ] - Ja też niczego nie widzę...- odparła po chwili jakby zastanowienia. Prawdę mówiąc, wolała ukradkowo spoglądać na niego, tak jak to robiła na zielarstwie, OPCM, historii magii i wszystkich innych przedmiotach wtedy, gdy tylko nie trzymała ręki w górze gotowa na odpowiedź. Emma była nieśmiała, to prawda. Nie jakaś aspołeczna, co to to nie. Lubiła mieć towarzystwo, ale takie niezbyt rzucające się w oczy i nie za głośne. Jakoś nie przepadała za byciem w centrum uwagi, chociaż istniały osoby, dla których chciałaby być.- Lubię niebo nocą.- dodała w końcu swoim cichutkim głosem. Czuła się trochę nieswojo sama w towarzystwie chłopaka, na którego tak często ukradkowo zerkała, ale z każdą minutą było lepiej. Drobne dłonie blondynki opierały się o potężny parapet, a sama dziewczyna stała na palcach, by móc dobrze widzieć.

    OdpowiedzUsuń
  53. [Przypadkowe spotkanie jakieś ? yy... chyba, że palisz czy coś, to mogę sępić na przykład i coś się wywiąże XD albo jakaś niezręczna sytuacja... jak Ci pasuje :>]

    OdpowiedzUsuń
  54. [o, doczytałam, że lubisz zaczynać:P jak fajnie:P i jak fajnie, że znasz Johna i Susan... ale musisz mi najpierw zdradzić kim jesteś, bo ja się boję zgadywać zawsze:P]

    OdpowiedzUsuń
  55. [To bierz! :D Ja na drodze nie stoję.]

    OdpowiedzUsuń
  56. [Bo ja po prostu dobry człowiek jestem, no. Jak Phil.]

    OdpowiedzUsuń
  57. [No przydałby się. :> Tylko że dzisiaj mnie o pomysły na cokolwiek nie warto nawet pytać, bo nic mi do głowy nie przychodzi. D: Oprócz głupich, a głupie się nie liczą.]

    OdpowiedzUsuń
  58. [A dzieeeń dobry :D Ha! A kto nie lubi Puchonek? Są takie urocze i słodkie, że aż rzygam tęczą ^^
    Co do wątku, myślimy nad jakimiś powiązaniami, nie? Tylko ja mam myśleć, a ty zaczniesz czy ty myślisz, a ja zacznę? :3]

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  59. [Nieee. :<
    No bo mi tylko przychodzi do łebka, że Phil radośnie zamaszyście otwarła jakieś drzwi wychodząc z jakiejś klasy, a Wish niefortunnie akurat w tym momencie przechodził obok, no i go te drzwi zaatakowały. Ewentualnie odwrotnie. Ewentualnie zdam się na ciebie co do pomysłów...]

    OdpowiedzUsuń
  60. [Ja nie jestem dobra w wymyślaniu, ale sama chciałaś ^^ Wiem, jest to niezmiernie banalne, ale co ty na to, aby Saga wodziła maślanym wzrokiem za Whishem, który zupełnie jej nie dostrzega? A że to nieśmiałe dziewczę jest, nie podejdzie do niego i go nie zaczepi, więc pozostaje jej tylko wzdychać z daleka, mając nadzieję, że kiedyś zauroczenie minie :D]

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  61. [Ym, ok, to daję Ci czas, albowiem kiepsko u mnie z weną na zaczynanie XD]

    OdpowiedzUsuń
  62. [Ajaj, dzięki, dzięki. :3]

    OdpowiedzUsuń
  63. Niewątpliwie Saga była jedną z niewielu dziewcząt, które lubiły Qudditch dla samej gry, a nie przystojnych i napalonych graczy lubiących się popisywać przed publicznością. Oczywiście zawsze od reguły istniały wyjątki, a w tym wypadku nie było inaczej. I to właśnie tych graczy, którzy po prostu robią to, co od dziecka kochają, Saga najbardziej szanowała. Resztę zaś omijała szerokim łukiem, nie chcąc wpaść w ich sidła, co niewątpliwie by się stało, gdyby takowy delikwent się do niej zbliżył. Wszakże panna Nielsen była istotką zbyt naiwną i łatwowierną, aby móc w jakikolwiek sposób bronić się przed osobnikami płci przeciwnej, co już nie raz i nie dwa zostało udowodnione. Rzecz jasna Saga wolała o tym zapomnieć i nie wracać do tego, co było, bowiem wiedziała, że i tak nie cofnie już czasu. Jedyne co mogła zrobić to po prostu trzymać się od chłopców z daleka, aby nie mogli zawrócić jej w głowie. Szkoda tylko, że za każdym razem zapomina o tej obietnicy i daje się omamić czułymi słówkami i gestami, a przypomina sobie o niej dopiero wtedy, gdy po raz kolejny zostanie porzucona jak zabawka.
    Czasami naprawdę się tak czuła. Jak zabawka, która znudziła się właścicielowi i została rzucona w kąt. A później zostaje oddana komu innemu i historia się powtarza. Przechodzi z rąk do rąk, a wszędzie czeka ją ten sam los. I nigdzie nie widać końca, bowiem tak słabe istotki najłatwiej jest wykorzystać. A faceci przecież lubią to robić. Lubią bawić się niewinnymi niewiastami, by je zhańbić, a później porzucić i zostawić same z poczuciem winy, że dały się tak łatwo wykorzystać.
    Co się stało z dżentelmenami w tych czasach? Gdzie podziali się ci wszyscy mężczyźni honoru, o których Saga tyle czytała w zaciszu swojego niewielkiego pokoju? Czyżby wszyscy zginęli na wojnie, ratując swój kraj? A ci, którzy zostali to sami tchórze, dezerterzy, dla których ważne było wygodne życie, czyż nie tak? Jak inaczej wytłumaczyć ten brak poszanowania wobec kobiet? Tyle pytań i żadnych sensownych odpowiedzi. Smutne, ale jakże prawdziwe.
    Jednakże nie takie myśli zaprzątały głowę Sagi. Już od ponad godziny latała po zamku, szukając kogoś z drużyny Puchonów, aby dopytać się czy dzisiejszy trening jest aktualny. Pogoda bowiem nie zapowiadała się zbyt pięknie, wręcz przeciwnie, na horyzoncie pojawiły się ciemne chmury, z których nie mogło wyniknąć nic dobrego. A trening w deszczu i przy porywistym wietrze nie był niczym miłym. Saga na pewno nie chciałaby grać w taką pogodę. Na szczęście ona miała być tylko obserwatorem, więc gdyby nie przyszła, nic wielkiego by się nie stało. Mimo to chciała się dowiedzieć czy dzisiejsze plany były aktualne czy też nie.
    Nie mogąc znaleźć nikogo z drużyny w zamku, postanowiła jeszcze sprawdzić w szatni. Może zebrali się wcześniej, aby choć przez chwilę polatać na miotłach? Z taką myślą Saga niemal biegiem ruszyła w kierunku boiska, niosąc ze sobą parasolkę, tak na wszelki wypadek. I dobrze, że o niej pomyślała, gdyż będąc już niemal na miejscu, poczuła na swojej skórze chłodne kropelki deszczu. Mimowolnie skrzywiła się pod nosem i szybko wśliznęła się do szatni, która była pusta. Wróć, prawie pusta, gdyż w środku znajdował się jeden, jedyny chłopak. I to w stadium przebierania się z mokrego stroju na suche ubrania. A fakt, że był to Krukon, w którym Saga skrycie się podkochiwała niestety jeszcze bardziej sprawę skomplikował.
    -Ja... Ja przepraszam - mruknęła zmieszana, chrząkając cicho pod nosem i jednocześnie próbując schować rumieńce za długimi, brązowymi kosmykami.- Myślałam, że może drużyna Puchonów przyszła wcześniej do szatni - dodała jeszcze, chcąc się wytłumaczyć ze swojej obecności w szatni.

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  64. Samira nie mogła spać.
    Już drugą godzinę przewracała się z jednego boku na drugi, z pleców na brzuch i coś, co zdecydowanie nie było cyckami, przeszkadzało jej w udaniu się do Krainy Marzeń. Jako, że wybuchowa i łatwo wpadającą we wściekłość osobą była, tak rozzłoszczona i z nastroszonymi kłakami wyczołgała się spod kołdry, włożyła buty i narzuciła na siebie jakąś ciepłą bluzę, po czym spokojnie udała się na spacerek po zamku. Planowała przy okazji wyjść na chwilę na papierosa, jednakże chłód przenikający jej piżamę od razu odebrał ochotę. Tak więc potykając się i co i rusz wpadając w ścianę ruszyła sobie dalej tym korytarzem, którego nijak w ciemnościach nie mogła rozpoznać.
    Trzeba przyznać, zaskoczyło ją i trochę przestraszyło to nagłe wciągnięcie między posągi, jednakże natura nie pozwalała dziewczynie na świadome okazanie tego. Zastanawiała się, co właściwie skłoniło ją do nocnej włóczęgi, a także co, i jakim do cholery prawem pozwoliło jej spotykać o tej porze mało znanego chłopaka, nawet z widzenia. Cóż, ale było ciemno.
    - Co jest, kurwa ?! - syknęła, odgarniając rozczochrane włosy irytująco opadające na bladą twarz. - Popieprzyło cię czy jak ?
    Właściwie nie miała zamiaru w ogóle odzywać się do nieznajomego, ale takie nagłe ,,porwanie" zupełnie odebrało jej, chwilowo przynajmniej, zdolność myślenia w stylu Samiry. O dziwo, posłuchała jednak rady i siedziała dość spokojnie, jak na nią. Kiedy ucichły kroki woźnego spojrzała na chłopaka niepewnie.
    - Dzięki czy coś.

    OdpowiedzUsuń
  65. Emma, co prawda, nie znała się ani trochę na gwiazdozbiorach (czego w aktualnej chwili strasznie żałowała), ale i tak spojrzała w niebo. Tak, to było coś...- Niesamowite.- skwitowała krótko, ale tonem, który wskazywał jak największe zainteresowanie. Odgarnęła z twarzy niesforne kosmyki włosów, które zaplatały się nie tam gdzie trzeba i, urzeczona, kontynuowała wpatrywanie się w gwieździste sklepienie. Jej oczy ładnie błyszczały w tym świetle. Ba, pojawiły się nawet delikatne, zdrowe rumieńce na jej wiecznie bladej twarzyczce. Taką już miała cerę, a niektórzy uważali ją za chorowitą. Powoli odwróciła wzrok, by spojrzeć w stronę swojego towarzysza. Gdy ich spojrzenia się spotkały, jej malinowe wargi rozchyliły się w delikatnym uśmiechu, po czym szybko spuściła wzrok.
    Emma Ames

    OdpowiedzUsuń
  66. [Wybacz, że tak późno. Coś mi się powaliło o.o]

    Arietis znała Wisha w zasadzie tak długo, jak była w Hogwarcie, bo przyjaźnił się z jej bratem. Znaczy, ona nie wiedziała jaka konkretnie była ta ich przyjaźń, ale widocznie na tyle poważna, że Cedric powiedział mu parę słów za dużo, co skutkowało tym, że chłopak trzymał się od niej z daleka. Trochę szkoda, bo naprawdę "wpadł jej w oko", jak się pojawiła w szkole. Był taki inny od jej braciszka.
    No ale skoro chłopak nie chciał, czy też tak postanowił, to ona nie będzie naciskała.Ot sobie na niego popatrzy czasem, jak gra w Quidditcha, albo tak z końca korytarza, jak jej wzrok zupełnie niechcący na niego trafi. Nic nadzwyczajnego.
    Dziś na trening się spóźniała, co było jej cholernym błędem, bo może jakby nie to, to żadnego problemu by teraz nie było. Jak tylko się zbliżyła Krukoni odsuwali się jej z drogi z wyjątkiem jej zastępcy, który gawędził sobie zawzięcie z kapitanem Gryfonów.
    - Wszystko ustalałam osobiście, nie ma mowy o pomyłce - powiedziała na starcie, odruchowo się prostując, bo oczywiście była najniższa. Ta dyskusja bardzo szybko traciła na swoim niewinnym byciu i coraz intensywniej musiała reagować. W pewnym momencie nawet ją obraził, co sprawiło, że ledwo się powstrzymała przed wyjęciem różdżki. Tak, Wish z całą pewnością będzie miał co oglądać, bo ona się nie da obrażać. Jednym zwinnym ruchem zakręciła się i podcięła chłopaka, który wylądował w błocie. Nie było to inteligentne, ale ona była zdenerwowana i to nawet bardzo.
    - Język za zębami radzę trzymać - mruknęła nieprzyjemnie, czekając na odwet. Jej wzrok tylko na chwilę padł na Wisha, co nawet ją przez tę chwilę zdekoncentrowało. Zaraz jednak spojrzała na kapitana Gryfonów. Wiedziała, że nie miał w zwyczaju obrażać i że prawdopodobnie miał wyjątkowo upodlony humor, skoro to zrobił. I że pewnie zaraz się pogodzą. Spojrzała na to, w jakim był błocie. No albo za dwa "zarazy". - Możemy razem zagrać - mruknęła.

    OdpowiedzUsuń
  67. [A dziękuję ;) Zacząć wątek, czy masz jakiś pomysł?]

    OdpowiedzUsuń
  68. [Na twoje szczęście, nie uznaję przemocy jako najlepszy sposób rozwiązywania wszystkie, więc nie martw się, nie będę biła xd I bardzo się cieszę, że to zdjęcie się podoba, bo szczerze, nigdy nie miałam takiego problemu z wyborem zdjęcia :P To może w geście zadośćuczynienia będzie jakiś wątek z tym uroczym chłoptasiem u góry? Tylko jest mały problem, bo nawet jak bardzo chcę, to niczego nie wymyślę, żadnych powiązań :C]

    Audrey

    OdpowiedzUsuń
  69. Jakby nie patrzeć, ostatnio jego życie miało się całkiem przyzwoicie, żadnych nieprzyjemnych sytuacji i nawet utrzymywanie samego siebie w ryzach szło mu całkiem dobrze. Nie było wybuchów irytacji, czy wręcz przeciwnego, pogrążaniu się w dziwnym i niewyjaśnianym zasmuceniu, ogólna równowaga emocjonalna panowała i nastroje nie miały nic wspólnego z rozchwianiem kobiety w ciąży. Tak było dobrze. Przynajmniej mógł skupić się na pracach zadawanych przez nauczycieli, a nie na tym, jak to mu jest źle, niedobrze i jak się przez to nic nie chce robić.
    Spojrzał na swojego kolegę znad opasłego tomiska czytanego przed chwilą ni to z zainteresowaniem, ni to z całkowitym znudzeniem, raczej z neutralnością. Przyjrzał się Wishowi odrobinę zdziwiony. Dobrze, sam też tak czasami wpadał i od razu trafiał do łóżka, ale nie towarzyszyło temu żadne stwierdzenie, raczej westchnienie pełne ulgi wraz ze znalezieniem się w pozycji leżącej.
    -Coś się stało? – zapytał odkładając książkę na bok, a samemu przeciągając się tak, że strzyknęły mu kości.
    Zachowanie Wisha, jeśli nie było uzasadnione i wyjaśnialne, to wydawało się bezstronnemu obserwatorowi co najmniej dziwne, można się nawet pokusić o stwierdzenie, że zabawne. Chłopak z widocznym, przysłowiowym „fochem”.
    Dlatego też wypadało zapytać, nawet jeżeli miało się do czynienia z osobą obrażoną na nie wiadomo co i można się było liczyć z brakiem odpowiedzi, albo ewentualnymi bluzgami skierowanymi w swoją stronę.

    OdpowiedzUsuń
  70. [Mniamniam, ano tak miało być. Zabieg celowy, co to by się bardzo, bardzo gryzły z jej osobowością. No i miała być z niej taka skrzywdzona istotka, bo ją nazwali jak jakoś cholerną wróżkę, to sobie kobita postanowiła, że na przekór wszystkim Dzwoneczkiem nie zostanie, o. Acz i imię Twojej postaci ciekawe, bo się jeszcze w życiu z takim nie spotkałam, a i z angielskiego mojego marnego mi świta, że to coś jak chciałbym znaczy, czy coś, nie? Domyślam się, że nieprzypadkowo, mam rację? ;)]

    Loveleen

    OdpowiedzUsuń
  71. Nie można stwierdzić, że Aislinn była dziewczyną o sprecyzowanych poglądach. Oczywiście, podporządkowywała się rodzicom, regulaminowi, nauczycielom i tak dalej, bo nie lubiła się wyróżniać z tłumu na zbyt długo. A jeszcze niechcący wzbudziłaby czyjąś uwagę tak na dłużej, a później byłoby jej głupio. I po co?
    Można natomiast stwierdzić, że były rzeczy, których broniła jak lwica. Dlatego też stała teraz otoczona przez kilku Gryfonów z zadartą wysoko głową, nie przejmując się tym, jak z niej kpią.
    - Yaxley, jak tam twój tatuś? Myślisz, że nie znajdą go w końcu i nie wsadzą do Azkabanu? - zaśmiał się jeden.
    Drugi splunął jej przed nogi.
    - Raz Śmierciojad, zawsze Śmierciojad, im powinno zabronć się rozmnażać.
    - Co pewnie też myślisz, że jesteś lepsza?
    - Czysta krew, ha? Ciekawe, czy naprawdę taka czysta... Dawaj rączkę, panienko.
    Najwyższy chwycił ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie, mimo, iż próbowała się wyrwać.
    - No chodź, zatańczymy... A może jestem niegodny dotykania cię w ogóle, hm?
    - Odwal się - warknęła. - Jest dawno po wojnie, dałbyś sobie na wstrzymanie. Nie jestem swoim ojcem.
    - Jasne, a Ślizgoni to zwierzątka domowe, miłe i przytulaśne.
    - JESTEM KRUKONKĄ!
    - Confundus na Tiarę i jedziemy, młoda? Ładnie tak oszukiwać?
    - ODPIER...
    - Silencio!
    Wyrwała się błyskawicznie, chociaż nic nie mogła powiedzieć, ani nawet zawołać o pomoc. Zdana sama na siebie, z czterema niezbyt przyjaźnie do niej nastawionymi Gryfonami. Cóż, nie mogło się to dobrze skończyć.

    OdpowiedzUsuń
  72. [Ano jakoś tak wyszło. Z zasady staram się nie tworzyć przypadkowych postaci. Jakoś te przemyślanie już mi w krew weszły, innych zrobić nie potrafię.
    No, to żem się jednak dużo nie pomyliła, szczęśliwie. Ach, wykłady z angielskiego mi rób! *.* Może wreszcie coś mi się wpoi z tego do mojego opornego na języki obce łba. ;)]

    Loveleen

    OdpowiedzUsuń
  73. - Nie, nie...- zaprzeczyła szybko i natychmiast wbiła wzrok z powrotem w nocne niebo.- To nic takiego, naprawdę.- nie lubiła się tłumaczyć i wiedziała, że to robi z niej w tej chwili swego rodzaju winowajczynię. No bo co? Miała się przyznać do tego, że ukradkowo gapi się na niego podczas lekcji? Pomyśli, że jest kompletną idiotką. Emma nigdy nie miała jakichś bliższych relacji z płcią przeciwną, a przecież skrycie o tym marzyła. To musiało być świetne, mieć się do kogo przytulić, zwierzyć z kłopotów. Kogoś, kto szeptałby czułe słówka i pocieszał kiedy trzeba. W ogóle uważała, że jej to nie spotka w najbliższym czasie. najbliższa osoba dla niej w tej chwili to matka, do której pisywała listy. A co do Wisha, nie wiedziała, co ma mu jeszcze odpowiedzieć. Jeśli będzie chciał, i tak wywnioskuje to co trzeba.

    OdpowiedzUsuń
  74. [Nie lubi, nie lubi ale wyjątki też mogą być ;)
    A siemka, siemka ^^]

    Sky

    OdpowiedzUsuń
  75. [Czuje się zaszczycona, że ktoś pamięta moją onetowską Tilly ^^ wątek oczywiście tylko się pytam o powiązanie :) ]

    OdpowiedzUsuń
  76. [no bo Gryfcie są fajne, ale Sky za nimi nie przepada xD Ale jak mówiłam, mogą być wyjątki. To Skyuśka ma traktować go "wyjątkowo", czy jednak nie? xD]

    Sky

    OdpowiedzUsuń
  77. Nie to, że Phil narzekała, ale ostatnio wszyscy coś od niej chcieli. Albo dopiero zaczynała zauważać, że zawsze każdy coś od niej chce. Teraz to już z podwójną siłą. W ogóle dzień jakiś dziwny. I trening kiepski.
    Puchoni, jak to Puchoni, pomocy potrzebują zawsze i wszędzie. A to Phil, co było zadane z eliksirów?, bądź Phil, o co chodzi z tym zaklęciem?, i jeszcze Phil, mój kot mnie nie lubi powiedz mu coś! A Phil, jako dziecko z natury dobre i uczynne, pomoc wszystkim niosła bez wyjątku. A niech jej wstrętny charakter będzie przeklęty!
    Doliczając jeszcze tych wszystkich prefektów, którzy jej nie odstępowali na krok zadając to nowsze pytania z zakresu "O Jezu, o Jezu! Pomóż nam wykonywać nasze obowiązki, bo sami nie umiemy!" biedną, nieszczęśliwą Phil szlag na miejscu trafiał.
    A że odmawianie ludziom pomocy nie leżało w jej naturze, to zaraz po treningu skryła się w ciemnym kącie z książką, bowiem dzień wolny, dzień święty i ona go na głupoty marnować dalej nie miała ochoty.
    I tak sobie w kącie, w jakiejś pustej klasie spędziła dobre dwie godziny. W końcu zgłodniała, a że przegapiła z tego wszystkiego obiad wypełzła z kąta i postanowiła nawiedzić kuchnię i nawpierdzielać się eklerek. Z taką to radosną myślą otworzyła z rozmachem drzwi i to nie było normalne, ani bezpieczne.
    Czemu miała wrażenie, że w coś (lub kogoś) przywaliła.
    Zerknęła zza drzwi, przestraszona lekko, bo kto wie? Jeszcze jakiś nauczyciel, czy coś... Gdy zobaczyła jednak Gryfona poczuła ulgę (przez którą później się trochę źle czuła, bo co tak... ulgę czuć, że się komuś przywaliło?).
    - Są o wiele skuteczniejsze metody pacyfikowania ludzi - odrzekła zanim jeszcze dotarło do niej dokładnie co się stało. A gdy już dotarło mogła zacząć histeryzować. - O bogowie! Nic ci nie jest? Przepraszam! Przepraszam! Krwawisz? Nie. Chyba nie. A jeżeli to krwotok wewnętrzny? Nie! Nie umieraj! Zabraniam! Nie stać mnie na adwokata!
    Drama Queen mode on.

    OdpowiedzUsuń
  78. [no dobrze, przemyślę to, czy ma go traktować wyjątkowo czy nie ^^ Widzę, że lubisz zaczynać wątki, to ja wysiliłam główkę i nic sensownego nie wymyśliłam, ale wymyśliłam i wymyśliłam, że może (hue hue, sama w to nie wierzę.xD) Wish nakryje Sky jak jest trochę zdołowana, no i ujrzy łezki Skyuśki no i coś tam dalej jeszcze będzie,no! xD]

    Sky

    OdpowiedzUsuń
  79. [Hmmm... trudno mi teraz wymyślić jakieś fajniaste powiązanie ;p myślałam o czymś w stylu : wiedzą kim są kojarzą się, ale nigdy ze sobą nie rozmawiali. Ale przez jedną pomyłkę Tilly zaczęli pisać ze sobą listy od jakiegoś tam czasu i poznali się dzięki temu, a teraz hmm może chcą się w końcu poznać w realu ^^ coś takiego może być ? :D jeżeli nie jeszcze pomyślę ;p ]

    OdpowiedzUsuń
  80. [Dobra, to przychodzę z pomysłem. Bo mi do łba durnie wpadło, ale nie wiem... Powiedz Ty mi, zapuszcza się gdzieś Wish do Zakazanego Lasu albo na błonia? Nocą koniecznie. Bo cudnie będzie, jeśli tak. Ale. Loveleen to animag jest niezarejestrowany. Taki tam wielki czarny kundel. I się dziewczyna szwenda jako ten pies nocami, często z sentymentu wraca na tereny Hogwartu, co by to powspominać czasy, kiedy to jeszcze uczennicą była i ją bezczelnie razem z bratem do różnych domów wrzucili. No i tak sobie pomyślałam, w końcu Love też człowiek, wbrew pozorom. Nie lubi tego okazywać, ale jako pies przecież nikt jej nie poznaje, brata nie wliczając. Więc tak by sobie hasała po Zakazanym Lesie czy tam błoniach, natknęłaby się na Twojego Gryfona, a że by jej smutno było i trochę ciepła kobita potrzebowała, to raz jeden jedyny grzecznym pieskiem by była i się połasić przyszła, coby ją ktoś pogłaskał, a nie wyśmiał (czyt. coby się brat nie nabijał). I nie wiem, czy tam Twój Wish gadałby do psa i narzekał trochę, czy nie, jak tak to zabawnie, ale wystarczy, że pogłaszcze, zresztą robta co chceta, byle za ogon nie ciągać. No a potem by kundel zniknął, a kobitka spotkała gdzieś w Hogsmeade czy gdzie tam Wish'a, a że się znają, choć on o tym nie wie, to by go sobie obserwować poczęła. Co on tam z tym zrobi, to już Twoja wola jest. Pasi czy mam dalej wysilać mój skwierczący mózg?]

    Loveleen

    OdpowiedzUsuń
  81. [Matulu, nie gadaj. Ach, się poczułam doceniona. *.* Dobra, to mi jeszcze powiedz, w którym miejscu mam zacząć.?]

    Loveleen

    OdpowiedzUsuń
  82. [Wybacz, dziś moja wena do wymyślania powiązań niechybnie się skończyła i byłabym wdzięczna, gdybyś trzasnął/trzasnęła mi totalnego fristajla ^^]

    OdpowiedzUsuń
  83. Wyrwała się, cofając kilka kroków do tyłu, byle dalej od Gryfonów. Cóż, była przyzwyczajona do uprzedzeń ze strony różnych ludzi z różnych Domów. Jej tata był sobie kiedyś Śmierciożercą, uciekł od odpowiedzialności do Irlandii, spłodził dziecko i teraz żywy dowód na to, że nawet zbrodniarzom się dobrze powodzi w ukryciu, chodzi wśród rodzin zamordowanych przez niego ludzi.
    Tyle, że nie była swoim ojcem, a niektórzy nie do końca rozumieli zasadę. No, ale. Wycofała się pod ścianę, rozcierając ramię, które na pewno będzie miało jutro na sobie kilka siniaków w kształcie palców starszego chłopaka. Kiedy Gryfoni wycofywali się przed jej niespodziewanym obrońcą, mamrocząc pod nosem jakieś niepochlebne komentarze w jego kierunku, zagarnęła palcami fioletowo-różowe pasma na grzywce za ucho, żeby przyjrzeć się dyskretnie swojemu wybawcy.
    Jakiś taki normalny chłoptaś. Gryfiak w dodatku. Przełknęła wszystkie złośliwe docinki, jakie cisnęły jej się na usta, żeby chociaż raz zdobyć się na jakieś miłe słowo, nawet jeśli było jej wstyd, głupio i w ogóle czuła się dziwnie upokorzona.
    - Dzięki... - mruknęła, patrząc gdzieś w drugą stronę, ukrywając rumieniec pod włosami.

    OdpowiedzUsuń
  84. Spojrzała na niego uważnie, jakby jeszcze upewniała, czy na pewno wszystko jest na swoim miejscu (tak, to bardzo źle zabrzmiało). Zmarszczyła brwi. O, zaczynała normalnie myśleć (zaraz, zaraz... myśleć?).
    - Jesteś pewien? - zapytała jeszcze tak dla świętego spokoju, co by potem jej sumienie nie dręczyło (ach, i gdy przychodzi co do czego to i tak o nią chodzi).
    Dogadaliby się, a jakże! Chociaż Phil czysto teoretycznie ze wszystkimi się dogaduje, a przynajmniej usilnie próbuje. Z niej to chyba naprawdę zbyt dobre dziecko jest. Bo z każdym chce mieć dobry kontakt, a nie rozumie, że niektórzy nie podzielają tej potrzeby. No cóż, bywa, a Puchonka się jeszcze z tym nie pogodziła.
    Jednak Phil przecież by nigdy w życiu nie powiedziała, że te wszystkie ludzie co same żyć nie potrafią ją denerwują! W życiu! Toż to uszczerbek na reputacji dobrego dziecięcia, jaki sobie zdobyła. Nie przyjmowała do wiadomości, że gdyby chociaż raz odmówiła, bądź powiedziała komuś co jej na wątrobie leży, to by wielka tragedia się nie stała. Ale to Phil, do niektórych rzeczy musi dorosnąć. Chyba.

    OdpowiedzUsuń
  85. Tup, tup, tup. Ot, czarne łapy po cichu przemierzały kolejne odcinki na skraju Zakazanego Lasu. Blade światło księżyca prześwitywało delikatnie pomiędzy koronami drzew, nadając chwili jakże wspaniały klimat. I byłoby jeszcze dobrze, gdyby Loveleen klimat ów potrafiła docenić. Ale jak to na wyblakłą tęczę przystało, nie w głowie jej było zachwycanie się pięknem natury, ulotnością chwili czy inną kruchością życia. Love chciała tylko i wyłącznie jak najszybciej prześlizgnąć się przez życie, stosunkowo bez szwanku, by w reszcie ku jego końcu dotrzeć i usnąć ze swym Archaniołem na wieki. Prosto? Prosto. Logicznie? Logicznie. I tego się w życiu ludzie powinni trzymać.
    Czasami bywają takie noce, kiedy człowiek bez żadnego konkretnego powodu czuje, że jest mu smutno, choć nie zna tego przyczyny. Najlepszą receptą na to jest wtedy bliskość. Bliskość drugiego człowieka, jego ciepło, świadomość bycia. Nie żadne upojne chwile we dwoje spędzone w skotłowanej pościeli. Ot, po prostu potrzeba bycia kogoś obok bez względu na wszystko. Kogoś, kto usiadłby bliziutko, pogłaskał po głowie, przytulił i szepnął cichutko do ucha, że wszystko będzie dobrze, że jeszcze się wszystko ułoży. I nie ma na świecie ludzi, którzy choćby w minimalnym stopniu nigdy nie odczuwają takiej potrzeby. Ci, którzy twierdzili, że są zdolni żyć i nie odczuwać czegokolwiek, nie potrzebując kontaktu, po prostu okłamują sami siebie. A nawet Blanche, choć wytrawny całkiem był z niej kłamca, nie była na tyle głupia, by próbować robić sobie sieczkę z mózgu i udawać, że jest dobrze, kiedy nie jest. Sprowadzało to tylko niepotrzebne kłopoty i jeszcze bardziej komplikowało i tak już zasupłane życie.
    Dla Loveleen nocą taką była noc dzisiejsza. Rozpaczliwie potrzebowała kogoś, kto usiadłby i po prostu był. Mógłby nie mówić nic, mógłby pleść trzy po trzy, mógłby robić wszystko, co tylko by chciał. Chodziło tylko o to, żeby po prostu był. Ale nie było nikogo. Jedynym, co pozostawało, były wspomnienia. Wspomnienia dawnego życia, życia jeszcze w hogwarckich murach. To one choć na chwilę pomagały zapomnieć o dokuczliwej pustce w środku. Nie na długo jednak, bo co i rusz przebijała się ona przez tłum obrazów z przeszłości, boleśnie dając o sobie znać, by za moment znowu zostać przyćmioną przez kolejne urywki ze szkolnego życia. I tak w kółko.
    Zupełnie bez celu zawracała już po raz kolejny skrajem lasu tylko po to, by w finale przebyć ponownie tę samą drogę. I tylko co jakiś czas zatrzymywała się i zerkała w stronę hogwarckich błoni, jakby w nadziei, że w końcu ujrzy tam kogokolwiek, choćby i ducha samego Voldemorta, byle tylko kogoś. Kogoś nowego i nieznajomego, kto zapełniłby tę ciszę, pustkę, a przed kim nie musiałaby się odkrywać. Dla kogo pozostałaby w stu procentach anonimowym psem z Lasu.

    [Tsa, dziwnie to wyszło jakoś. Ale starałam się, a to Ty kazałaś mnie zaczynać. Reklamacji nie przyjmuję. ;)]


    Loveleen

    OdpowiedzUsuń
  86. Nigdy nie chciała i nawet nie próbowała zrozumieć ciała pedagogicznego tej szkoły. Pupilką nie była, zwłaszcza gdy na jej koncie przybywało szlabanów, a opiekunka domu łapała się za głowę, gdy znowu lądowało u niej z powodu swoich grzeszków. I choć te czasy dawno minęły to nic się nie zmieniło. Wciąż tak samo niepokorna, prychająca pod nosem na każdą uwagę i pyskująca, ale na szczęście, za to nikt nie mógł jej wysłać do czyszczenia pucharów czy toalety Jęczącej Marty. Ale co mogła zrobić, że nie miała do takich ludzi cierpliwości? No co? To nie jej wina, że tacy ludzie jak ta kobieta doprowadzali ją do białej gorączki. Aż zaczęła żałować, że ta cholerna doniczka nie trafiła w to stare babsko i nie posłało jej do szpitala na kilka dni. Och czyż to nie byłoby cudowne? a gdyby tak teraz sięgnąć niespodziewanie po tę mandragorę i sprawić, że ta flądra zaliczy z nią spotkanie trzeciego stopnia? Co prawda miałaby świadka, ale jego chyba da radę przekabacić na swoją stronę, nie wyglądał na kogoś, kto miałby coś przeciwko temu...Pokręciła jednak delikatnie głową, tak by nie zwrócić na siebie za bardzo uwagi i jednocześnie odgonić od siebie te dość niewygodne myśli. Zamiast tego postanowiła wmówić sobie, że lepiej potulnie grzać sobie miejsce przyszłej pani profesor, niż przeprowadzać zamach.
    Wzdycha cicho odprowadzając kobietę do wyjścia, a gdy drzwi szklani zamykają się za nią warczy cicho pod nosem.
    - Kiedyś obalę rząd, ministra i wywalę tę babę na zbity pysk. - mruczy pod nosem, ale nie, nie bierzmy tych słów na poważnie bo gotowa jest jeszcze naprawdę to zrobić. Inaczej nie nazywałaby się Dominique Weasley. - Hej, nie przejmuj się. Może i dwa miesiące ale roboty przy mandragorach tak naprawdę nie ma. Zresztą nie mogłeś trafić na lepszego kompan do szlabanów. - posyła mu szeroki, wesoły uśmiech. Taaak, jeszcze chwila i popadnie w samozachwyt.- Lubisz Ognistą Whiskey?- pyta po chwili niespodziewanie, a w jej niebieskich patrzałkach czają się dziwne, lekko niepokojące iskierki.

    Dominique

    OdpowiedzUsuń
  87. Opuściła niżej głowę, chowając się za pasmami, które zmieniły kolor tym razem na ciemny brąz. Na policzki wpełzł ciemny rumieniec wstydu. Wciąż pocierając ramię, niby niedbale wzruszyła ramionami. I co ma powiedzieć? Że zostawiła różdżkę w dormitorium, na pojedynki słowne byli zbyt tępi raczej, a poza tym się bała, że naprawdę jej coś zrobią?
    - Bo nie jestem kimś, kto będzie się pojedynkował na korytarzu z durniami. Nie obrzucę ich paskudnymi klątwami raz czy dwa, żeby potwierdzić ich chore, wybujałe fantazje i żeby mi dali spokój. A dyskusja z nimi nic nie daje.
    Zacisnęła palce mocniej na szacie, nieco zamyślona.
    - Fizycznie z kolei są silniejsi ode mnie, więc co ja im mogę?
    Oparła się o parapet, zerkając na niego kątem oka. Zagryzła wargę. Głupia sytuacja. Zachowała się jak szczeniak, wychodząc bezbronna z Pokoju Wspólnego, szczególnie, że Murray groził jej już wczoraj, zaraz po meczu.
    - Szczególnie, że ich pretensje są zupełnie bezpodstawne. Nie jestem swoim ojcem, nawet nie jestem Ślizgonką, a oni się zachowują, jakbym sama zamordowała im ze szczególnym okrucieństwem hodowlę pufków i rodziców.

    OdpowiedzUsuń
  88. Na miano dziwaka trzeba sobie zasłużyć. Czy to chodzeniem i nagabywaniem ludzi, czy też całkowitym alienowaniem się. Tym drugim szczyciła się właśnie Tilly, wolała siedzieć nad książką niźli z ludźmi, którzy jej nie lubią, a udają że jest inaczej. Czasami sama nie wiedziała dlaczego to ona ma być tą dziwną, a nie Ci ludzie, którzy upodabniają się do siebie. Ona była sobą, nie udawała nikogo i nie chciała być taka jak inni. Osamotnienie też czasami miało swoje plusy, nikt nie zaczepiał Cie bez powodu, miałaś jedną przyjaciółkę i ona Ci wystarcza. No i może jakieś wady, ale niezbyt interesujące.
    Teraz również była wskazywana palcami, jak i obgadywano ją za plecami, czasami i potrafili powiedzieć to w twarz. Jednak nie byli zadowoleni reakcją panny Wright, która nie bardzo przejmowała się ich słowami. Wolała być dziwna, wolała być odludkiem i tak dalej niż jedną z tych klonów bez mózgów.
    Jedynym spokojnym miejscem, w którym czuła się bezpiecznie i nic nie narażało jej na plotkowanie i wytykanie palcami był pokój wspólny jej domu. Zawsze mogła sobie posiedzieć w spokoju, bo każdy puchon miał własne zajęcie. Ona przesiadywała w jednym z foteli całkowicie zatopiona we własnych myślach, gdy od tak po prostu naprzeciwko niej usiadł chłopak. Już samo to, że była to płeć przeciwna jak i to, że zaczepił ją z własnej woli było dla niej zaskoczeniem. Nie zdążył otworzyć ust, gdy ten zaczął mówić. Jej brew mimowolnie poszybowała do góry, bo nie miała zamiaru go wyganiać. Jak ładnie stwierdził ona również się nudziła, pierwszy raz od bardzo dawna.
    -Jestem osobą dość cichą i spokojną, nie umiem zbyt dużo mówić, chyba, że zapytasz o dany temat. - na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.- Nie miałam zamiaru mówić "idź sobie".

    [Nie, nie jest dziwne ;D ]

    OdpowiedzUsuń
  89. Odetchnęła z ulgą już całkowicie wyrzucając podejrzenia z głowy. No dobrz, może nie całkowicie. Ale przynajmniej takie sprawiała wrażenie. Cóż poradzić, że ona się tak wszystkim i wszystkimi przejmowała?
    - Po pierwsze, gdyśmy mieli zamiar się pozbyć obrońcy to byśmy zrobili to w bardziej wyrafinowany sposób i w innym czasie. Po drugie, nie wykorzystano by do tego mnie, chyba, że by nic mi nie powiedzieli... - odparła krzyżują ręce na piersiach i przekrzywiając głowę lekko w bok.
    Ale żeby takie niewinne puchasiątko podejrzewać o spisek? Przecież to takie miłe, kochane i w ogóle, że ojej. Ale już przynajmniej myślało normalnie. Gryfon nie wyglądał na omdlewającego z bólu, więc chyba będzie mu musiała uwierzyć jednak na słowo. Och, okrutny losie!
    I w dodatku z tego wszystkiego zapomniała, że ma iść do kuchni na swoje eklerki.
    Asertywność, tak coś nad czym stanowczo musiała poćwiczyć. Chyba muszą się szybko dogadać.

    OdpowiedzUsuń
  90. - Dziękuję.- szepnęła niemalże, a jej twarz znowu zabarwiła się rumieńcem. Jak miała to powiedzieć? Dla niej to w ogóle temat tabu, relacje damsko-męskie nie były jej zbyt bliskie. Panienka Ames zawsze bała się, że wyjdzie na kogoś, kim nigdy nie chciałaby zostać w oczach innych (czyli na przykład łamagę czy naiwną istotkę).
    Ten komplement chyba trochę pobudził ją do działania, dodał pewności siebie. Co jeszcze pomagało? Nastrój. Noc, gwiazdy i te wszystkie inne rzeczy, do których Emma miała sentyment.- Wiesz, Wish...- zaczęła bardzo niepewnie i cicho. Swoją drogą, ładne miał imię.- Chodzi o to, że ja...- znowu chwila niepewności. Powiedzieć czy nie?- Bardzo cię lubię.- dokończyła szybko. Nie miała oczywiście na myśli zakochania, bo to nie było jeszcze to. Raczej zauroczenie. Teraz tylko czekała w napięciu na jego reakcję, rzucając mu ukradkowe spojrzenia spod długich ciemnych rzęs.
    Emma Ames

    OdpowiedzUsuń
  91. [Mam pomysł na wątek! Że też wcześniej na to nie wpadłam! Audrey jest komentatorem meczów Quddicha, a Wish obrońcą, więc A. mogłaby się go uczepić, by dać trochę rozrywki kibicom i mogłaby go rozpraszać, by opuszczał gole.(można dodać, że mogliby grać Ślizgoni kontra Gryfoni i wtedy miałoby to sens)]

    Audrey.

    OdpowiedzUsuń
  92. Miłość do sportu Saga niewątpliwie miała zapisane w genach. Ze strony ojca, jak również i matki. On - czarodziej, zawodowy gracz Quiddticha i ona - mugolka, reprezentantka kraju w siatkówce kobiet. I choć oboje mieli wielki talent, córce niestety go nie przekazali. Saga jednak nie narzekała. I tak wolała kibicować niż grać. Nie musiała wtedy być w centrum uwagi, mogła spokojnie wtopić się w tłum innych kibiców i krzyczeć jak oni, dopingując swoją drużynę albo siedzieć w domu przed telewizorem i śledzić wszystkie rozgrywki. Wszakże panna Nielsen była wielką fanką Quidditcha, jak i większości mugolskich sportów. Siatkówka, piłka nożna, tenis... Tylko koszykówki nie trawiła, choć sama nie wiedziała dlaczego. Ot, po prostu ta gra nie przypadła jej do gustu.
    Jeżeli zaś chodzi o latanie... Saga może nie była wybitnie utalentowana, aczkolwiek latać umiała bardzo dobrze już w wieku siedmiu lat. Cóż, plusy bycia córką zawodowego gracza. Co z tego, że mieszkali w środku wielkiego miasta? Wystarczy jeden obrót i już jesteś na wielkiej polanie, z dala od mugoli, którzy mogliby zobaczyć latające na miotle dziecko. I choć Saga nie lubiła się teleportować, posłusznie dawała się zaciągnąć tam, gdzie chciał zabrać ją ojciec. Nie chciała bowiem sprawić mu przykrości. Zresztą, rodziców trzeba się słuchać, czyż nie? A tę zasadę Sadze wpajano już od najmłodszego. Nie tylko rodzice starali się to robić, ale także dziadkowie, jak i starsze kuzynostwo, które w dzieciństwie często ją wykorzystywało. Saga zrób to, Saga zrób tamto, a ona spełniała wszystkie życzenia innych. Szkoda tylko, że to nie wyszło jej na dobre. Teraz wszyscy mogli ją łatwo wykorzystać, a panna Nielsen twierdziła, że to przecież nic złego. Mimo to, czasami się buntowała. Wróć, starała się buntować i niekiedy jej to nawet wychodziło. Mówiła stanowcze 'nie', odwracała się na pięcie i odchodziła. Co z tego, że później gryzły ją wyrzuty sumienia?
    Saga była zbyt słaba psychicznie, aby wytrzymać odejście kogoś ważnego w jej życiu. I nie chodzi tutaj o śmierć, bo to by jeszcze zrozumiała. Wszakże taka jest kolej rzeczy. Rodzimy się umieramy, niekiedy wcześniej niż powinniśmy. Nie, jej chodziło o perfidne odejście, o porzucenie. O zostawienie jej dla kogoś zupełnie innego. Owszem, była zraniona w swym życiu już wiele razy. Jednak jeszcze do nikogo nie przywiązała się tak, aby jakoś szczególnie cierpieć. Zazwyczaj czuła się po prostu oszukana i upokorzona, ale do tego z czasem zdążyła się przyzwyczaić. I choć nie było widać tego na pierwszy rzut oka, radziła sobie z tym wszystkim lepiej niż jeszcze kilka lat temu.
    Ona również starała się unikać bliższych kontaktów z kimkolwiek. Po prostu zbyt bała się przywiązania. Dlatego kiedy relacja między nią a jakimś chłopakiem widocznie ulegała zmianie, Saga niemal od razu się wycofywała i unikała delikwenta. Bo przecież nie miała odwagi, aby porozmawiać z kimś szczerze o swoich uczuciach, a gdzież! Wolała wszystko dusić w sobie.
    - W takim razie pewnie odwołali trening - mruknęła cicho, bardziej do siebie niż do chłopaka. Rozejrzała się dookoła, zastanawiając się gorączkowo co powinna zrobić. Stać tu jak głupia i czekać na nie wiadomo co? A może podziękować i po prostu wyjść? Tak, to chyba była najlepsze wyjście. Mimo takiej myśli, nie ruszyła się nawet z miejsca.
    - Pewnie nie wiesz gdzie mogliby teraz być, prawda? - spytała w pewnej chwili, przeklinając swoją głupotę. Oczywiście, że nie wiedział! Skąd mógłby to wiedzieć?

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  93. [ Cześć :D Uwielbiam Twoją kartę i Wish też :D ]

    Roxy

    OdpowiedzUsuń
  94. [Wiesz szukałam jakiejś nietypowej twarzy dla Roxanne i stwierdziłam, że ta dziewczyna ma nieprzeciętny typ urody :) A, co do wątku jak najbardziej jestem za <3 To coś z tym Quidditchem można by było pomyśleć. ]

    OdpowiedzUsuń
  95. [ Wiesz mi to jest bez różnicy, bo ja też mogę zacząć tylko punktu zaczepienia potrzebuję.]

    OdpowiedzUsuń
  96. [Nebraska Andromeda Jones, prostytucka cora z H50 sie klania. *-* mam zadziwiajace wrazenie, iz Cie znam, czytalam pare kart i kazda taka, ze ojaniemoge. <3 Oswiec mnie.]

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  97. [To ja juz wiem kto Ty, a raczej mam jeden typ. XD Flann Macnair. Jak nie, to zabij, bo naprawde wszystko mi sie tu z niejakim Flannem kojarzy. *-* w kazdym razie geniusz jestes, karta-geniusz, wcale taka zdolna nie jestem!, watka pragne, ale Ty mnie wlasnie zabilas Wishem i nie mam pojecia, jak zaczac. O.o]

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  98. [ha, ma sie ten mozg! DLACZEGO? Flann to bylo cudo, Luczek z dawnodawno-temu tez (tak, funkcjonowalam tam trzy dni, zanim sie zmylam, bo niewypal wyszedl!), teraz to ja juz slow na Ciebie nie mam, wielbie na kleczkach Ciebie normalnie, a Ty mi takie sceny odstawiasz! D: ale jak juz krzyczysz, to sie dziwie, ze mnie nie opierdzielasz, bo tak chamsko Ci ten pomysl na wielostronowa karte powielam. *-* znaczy sie od Ciebie ten trik wzielam, niee biij! D: a wlasnie, bo tam tak nam chlodno szlo i sie, jakby to nie brzmialo xD, wczuc sie nie moglam w nasz watek zeszly. Ale ja kompletnie nie wiem, co poczac, bo tak miedzy wierszami to Ty oniesmielasz, Flann oniesmielal, Wish to oniesmiela w trzy dupy, kurka wodna. ._. Rozpaczac tylko. Zaczne, zaczne, tylko daj pomysl! Im dziwniejszy, glebszy, bardziej popierdolony i zaskakujacy, tym lepiej, naprawde! Zgodze sie na wszystko doslownie, tylko nie na wrogosc, ja chce cos milego i przyjemnego, o. <333]

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  99. [Mi się podoba :)]

    Bycie samotnikiem nie przeszkadzało Roxanne. Ba! Dziewczyna nawet się z tego cieszyła, no, bo w końcu nie musiała się bawić w te wszystkie towarzyskie konwenanse. Nie musiała z nikim rozmawiać, no chyba, że ktoś ją zapytał; nie musiała chodzić na te wszystkie imprezy organizowane przez różnych uczniów, chyba, że Freddie ją na nie wyciągał; nie musiała robić niczego, na co nie miała ochoty. Sama sobie był sterem i okrętem.
    Co z tego, że przez takie zachowanie była nazywana przez innym dziwaczką, zamkniętą w sobie samotniczką, która nigdy z nikim nie rozmawiała.
    Wielu zadawało sobie pytanie. Jak to się stało, że ta cicha Weasley, która non stop się o własne nogi potyka dostała się do drużyny?
    No właśnie, jakim cudem? No cóż, Roxy wyjaśniała to sobie genami, które dostała od tatusia, ale czy tak w istocie było to nie miała zielonego pojęcia.
    Poszła na sprawdzian złapała złoty znicz i została członkiem drużyny. Mistrzynią świata czy kimś takim to ona nie była, ale na szczęście jej brak koordynacji ruchowej nie uaktywniał się podczas latania na miotle, za co dziewczyna dziękowała w duchu podczas każdego lotu na miotle. Quidditch był dla niej odpowiednim rozwiązaniem, ponieważ w trakcie nie musiała z nikim rozmawiać, a kapitan i reszta drużyny liczyli tylko na to by jak najszybciej złapała złoty znicz.
    Roxanne nienawidziła tylko jednej rzeczy. Grania w czasie deszczu i mgły, kiedy widoczność była tak słaba, że jej jasnoniebieskie oczęta rejestrowały tylko czubek jej małego zadartego noska upstrzonego złotobrązowymi piegami. Tak właśnie było w pewne felerne piątkowe popołudnie, kiedy to drużyna Gryfonów miała trening. Wiatr wiał niemiłosiernie rzucając Roxanne jak szmacianą lalką siedzącą na miotle; do tego deszcz lał jak z cebra mocząc dziewczynie szatę do suchej nitki oraz sprawiając, ze jej śnieżnobiałe ząbki się rozdzwoniły uderzając o siebie.
    W pewnym momencie, Weasleyówna nawet nie zauważyła, kiedy, silny podmuch wiatru zepchnął ją w stronę wieży, z której zazwyczaj komentowana meczy i żeby na nią nie wpaść, Roxy z całej siły pociągnęła trzonek miotły ku górze by odbić w bok, ale jak to zwykle w życiu bywa nic nie poszło tak jak miało i w rezultacie dziewczyna wylądowała na trybunach zjeżdżając na sam dół po twardych drewnianych siedziskach. Jak nic nabiła sobie guza, starała kolana no i obiła sobie kościsty tyłek.
    Zaraz po treningu wysłuchała niemal czterdziestominutowych wrzasków ich kapitana o tym, że niby mogła uważać, bo to tylko trening był i co oni by zrobili gdyby sobie coś złamała.
    Zepsuł jej tym humor i tyle. Przebrała się, więc w milczeniu i czekała aż wszyscy wyjdą ukrywając twarz za parawanem długich kasztanowych włosów.
    Drgnęła lekko, kiedy usłyszała głos jednego z kolegów z drużyny. Była pewna, że nikogo już nie ma, a tu proszę taka niespodzianka.
    Uniosła powoli jasnozielone oczęta spoglądając na twarz stojącego przed nią Wisha, po czym uśmiechnęła się delikatnie.
    - Może i masz rację…- zaczęła cicho onieśmielona tym, że ktoś się do niej odezwał. – No, ale to nie była moja wina. Nad wiatrem nie mogę panować…- dodała po chwili nieco głośniej, kiedy irytacja zaczynała brać nad nią górę.- Co on myśli, że specjalnie obiłam sobie tyłek na trybunach, że uwielbiam te codzienne wizyty w skrzydle szpitalnym?- z hardością spojrzała w twarz chłopaka jak gdyby ten był winien temu wszystkiemu, po czym raptownie zamilkła i poczerwieniała. – Przepraszam, nie powinnam się unosić…- dodała po chwili nieco ciszej wpatrując się w czubki swoich ciemnych balerinek. Tak, miała talent do gadania od rzeczy i ubierania się niestosownie do pogody.

    [Mam nadzieję, że da się ten bełkot jakoś przeczytać.]

    Roxy

    OdpowiedzUsuń
  100. [no wybacz noo, szczalki musialam uzyc, bo by to tak cholernie zle razem wszysko wygladalo. D: nie, nie moge sie nikomu do dupy wlasnie dobrac, bo wlasnie Nox nic z tych rzeczy, takie sto osiemdziesiat stopni od Neb, po prostu. D: Taka bezsilna, slaba i zrezygnowana, a przy tym wycofana, ze predzej Wish sie by Nox przelecial niz na odwrot, z pewnoscia. *-* wlasnie tu jest problem, ze Wish lubi prostych ludzi, proste komunikaty, a gdzie Ty tu u Nocki prostote dostrzegasz? XD ale jesli bedzie Jej chcial, to sie do siebie w koncu przemoga, tak sadze. <3 dobieranie sie do dupy komukolwiek to wlasnie nie domena Nox, wybacz. ._. Aleale, ja i tak Cie jeszcze troche za jezyk pociagne, apoliz chce miejsce spotkania, okolicznosc, cokolwiek! Mowilam juz, ze mnie we dwojke oniesmielacie? To powtarzam. Wiec chociaz przyblizylas mnie do celu, wciaz nie wiem, jak sie do tego zabrac. <3]

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  101. [SŁUCHAJ! Koniecznie musimy zrobić wątek z Cedrickiem *.*]

    Bo to było tak, że Cedric miał w głębokim poważaniu z kim spotyka się jego siostra dopóki taki dupek jej nie zrani, albo dopóki nie będzie kumplem Cedrica, bo on nie miał zamiaru słuchać od swojego przyjaciela, jak to on się kłóci z jego siostrą, albo cokolwiek. Nie i już. Jemu nie przeszkadzało, że jego kumpel zaliczał każdą laskę, ale przecież jego siostra każdą nie jest. I tu się koła zazębiały. No przecież nie pobije się z kumplem o siostrę. Z tego względu ci faceci, których on lubił mieli się trzymać z dala od Arietis. A on Wisha polubił.
    Arietis też go polubiła, ale ona tylko podejrzewała, że jej brat mieszał w to palce. W sumie go nie winiła - tak było bezpieczniej.
    Spojrzała na Wisha i podeszła do niego, zostawiając ich kapitana na ziemi. Spojrzała w jego oczy.
    - Nie zachowuj się, jakbyś się bał. Wiem że się nie boisz. I nie osądzaj nas o nieczystą grę. - Zmarszczyła nos. - Taki trening dobrze nam zrobi.
    Arietis lubił deszcz. Nawet bardzo. Czuła wtedy, że żyje.

    [Wybacz, jeżeli zrobiłam jakieś błędy ;*]

    OdpowiedzUsuń
  102. [nie szkodzi, nocami dobijam, cala nieprzytomna. Mam nadzieje, ze jakos takos zaczne, bo dzis w gruncie rzeczy kompletnie nieprzytomna, niestety. ;-;]

    Nienawidzila tego stanu, chociaz, a moze zwlaszcza dlatego, ze towarzyszyl Jej do zawsze. Nienawidzila, gdy czern zlewa sie w biel, sufit miesza z podloga, a w smudze cienia mozna dostrzec wszystkie odcienie strachu. Nienawidzila slodkiego aromatu czekolady i zapachu wlasnych wymiocin uderzajacych w nozdrza. Nienawidzila tez sennych koszmarow i faktu, iz ciagnely sie jawa. Ale najbardziej z calej slabosci i bolu egzystencji nienawidzila poczucia bezsilnosci tak bezbrzeznej, ze nic nie ma konca, nic nie ustaje, nic nie daje pozadanego efektu.
    Biegla stojac w miejscu, bo przeciez tak wyraznie czula, jak nieregularnie trzesa sie Jej nogi z niestabilnej waty. Krzyczala szeptem zbyt slodkim i zbyt cichym, by ktokolwiek chcial uslyszec. Gonila za nieznanym, szukala ukojenia, choc przeciez trzymala je w rece, snieznobiale pastylki rozlewajace sie miekko po ciele. Az w koncu umysl w szalenstwie chwili sam zaprowadzil Noc do wiezy, jednej z wielu, a tak waznej. Bo On, bo On.
    Przez dziure w scianie przeszla gladko i niedostrzegalnie mimo kruczej czerni herbu na rozpietej szacie. I minelo, od tak, na pstrykniecie palca. Ulotnilo sie razem z czerwienia foteli, blyskajacym paleniskiem i ksiazkami porozrzucanymi po podlodze. Przeszlo Jej, caly amok zniknal, zostawiajac uczucie zagubienia i slabosci tak namacalnej, ze az momentami zbyt realnej.
    Rozpoznalaby Jego czupryne po drugiej stronie stacji King's Cross, a teraz, wobec refleksow ognia w mroku Jego kosmykow pozostawala zupelnie oczarowana, wylapujac z wolna detale przyjemnosci. Bywala w Gryfonskim Pokoju Wspolnym tylko nocami i tylko dla Niego, acz kazde podstawowe pytanie, dlaczego?, umykalo w poplochu nadziei na lepsze jutro. Sekunda, dwie, dwadziescia, krok pierwszy i ostatni. Nachylila sie lekko nad Wishem od tylu, zagladajac chlopakowi przez ramie sprzed karminu kanapy i nieswiadomie musnela Jego ucho wargami, zdradzajac swoja obecnosc.
    - Albo mi sie wydaje, albo ostatnio coraz trudniej Cie zlapac. - wyszeptala tak cicho, tak swojo, tak znajomo, a kaciki ust drgnely w cieniu usmiechu. A oczy, orzech blyskal w echu kominka, ukazujac emocje, ktore jako nieliczne znalazly to jedyne ujscie.

    [takie dziwne o, mam nadzieje, ze nie zanudzam.]
    Nox Jones.

    OdpowiedzUsuń
  103. - Nie da się lubić?- Emma zrobiła dziwną, a jednocześnie zabawną minę w stylu 'to całkowita nieprawda'. 'Gdybyś tylko wiedział, jak bardzo da się lubić, na pewno byś się zdziwił.'- pomyślała i znowu odwróciła szybko wzrok. Gdyby wiedział jak spędza część lekcji... Zauważyła go już dość dawno, ale jakoś nigdy nie lubiła zwracać uwagi chłopców na siebie.- Każdy, no, prawie, zasługuje na to, by go przynajmniej lubić.- podkreśliła przedostatni wyraz, jakoś tak odruchowo.- Ty najpewniej należysz do tych osób.- powiedziała bardzo pewnym tonem jak na nią, po czym wskoczyła na obszerny parapet, by lepiej widzieć nocne niebo. Wyraźnie się zamyśliła.
    Emma Ames

    OdpowiedzUsuń
  104. Uśmiechnęła się nieznacznie, słysząc jego zachętę do dania im nauczki. Widać było, że jej nie znał, ani nawet nie słyszał o jej częstych bójkach na boisku Quidditcha. Już nieomal wszyscy zawodnicy wiedzieli, że żeby ją wyeliminować z gry, by mieli większe szanse, bo w końcu wszyscy wiedzieli, że obrońcą jest piekielnie dobrym, trzeba było ją sprowokować, jakkolwiek, byle słownie, a nie fizycznie. Kiedy robiło się to umiejętnie, w końcu, była w stanie rzucić się z pięściami albo różdżką. I wcale się nie wahała.
    - Oczywiście. Ale nie zrobię przecież tego tak... Po waszemu. No wiesz, frontalny atak i takie tam. Jeżeli mam to zrobić po swojemu, zrobię to trochę bardziej ślizgońsko. Nie wiadomo kiedy i z ukrycia.
    Potarła ramię, zakładając za ucho teraz już fioletowo-błękitne pasma grzywki.
    - Dziękuję za propozycję. Pewnie skorzystam, panie Manderlay - powiedziała cicho. - Ale i tak ma już pan dług wdzięczności u Yaxley'ówny, a my nie zapominamy.

    Aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  105. [O ty, nieładnie tak podglądać ._. Ale cieszę się, że się podoba. Ach, ja wiem, sama kocham to zdjęcie <3]

    Arizona

    OdpowiedzUsuń
  106. [Ja tam wcale nie czuję, żeby czas poświęcony na czytanie karty, był zmarnowany :D i skoro lubisz Jennifer (bo owszem, to był głęboki w treści i przekazie komentarz! :3), to czy mogę liczyć na jakiś czekoladowy wątek? ;>]

    Holly

    OdpowiedzUsuń
  107. [A wiesz, że ja też niedawną ją odkryłam? ._. A to chyba dlatego, że wcześniej tego nie było, tak mi się wydaje. Musieli jakoś niedawno wprowadzić ^^]

    Arizona

    OdpowiedzUsuń
  108. [Czekoladowy, bo wyczytałam sobie z karty taką rzecz: "Nie szukam kogoś, kto mnie zrozumie, bo zawsze mam czekoladę, a czekolada nie pyta, tylko od razu wszystko rozumie." i jakoś tak wywnioskowałam, że Wish zapewne czekoladę lubi. Holly jest za to fanką słodyczy i namiętnie by je konsumowała, więc pomyślałam, że można się o to zaczepić. Po głowie chodził ma na przykład jakiś wątek w kuchni (on chce uzupełnić czekoladowe zapasy, ona zawraca skrzatom główki, że chce się podszkolić w sztuce kulinarnej) ewentualnie mogą się znać już od jakiegoś czasu (w końcu ten sam dom, tylko różne roczniki :) ) i Holly mogłaby do niego przydreptać w jakimś celu :3]

    Holly F.

    OdpowiedzUsuń
  109. [Ja na początku też blogspota nie ogarniałam, ale z czasem człek się przyzwyczaja :D Dobra, to co? Walniemy jakiś zajebiaszczy wątek, na który nie mam pomysłu, ale może coś się wymyśli? xD]

    Arizona

    OdpowiedzUsuń
  110. [Na razie wymyśliłam tylko tyle, że na początku szóstej klasy mogli być razem, ale Arizonie nie podobało się to, że Wish traktuje ją jak swoją własność i codziennie wybuchały między nimi kłótnie, aż w końcu się rozstali. O ile jest taka możliwość, jeżeli nie to myślę dalej...]

    Arizona

    OdpowiedzUsuń
  111. Yaxley na rewelację o dwóch nazwiskach, jedynie skinęła głową. Okej, może zapamięta. Prędzej zresztą zapamięta pierwsze, niż drugie, bo to drugie skomplikowane trochę było. Właściwie zwykle nie miała głowy do takich rzeczy, bo ludzie zwyczajnie przelatywali jej przez myśli i nieczęsto do nich wracała. Chyba, że byli jej potrzebni, zainteresowali ją, lub dorobiła się długu.
    Dług... No właśnie. Słysząc pytanie Gryfona, miała wrażenie, że się przesłyszała. Później nieomal się zdenerwowała, kiedy pomyślała o tym, że gość nie chce, żeby ktokolwiek się dowiedział o tym, co przed chwilą zrobił. Przecież nie była paplą, nie? Dopiero po chwili dotarło do niej, że to może jedno z tych niewinnych Gryfoniątek, co zasługi swoje mają za nic i nic za przysługi i pomoc nie żądają w zamian. Cóż, takie stworzonka były zwykle trudne w obyciu. Przynajmniej dla niej.
    - Za to przed chwilą - wyjaśniła spokojnie, jak krowie na rowie. - Zresztą, nieistotne. Jak dasz się zaprosić na piwo, chyba będziemy kwita.

    Aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  112. [Cieszy mnie to. Hm... Zostaną zamknięci w schowku na miotły? Nie, za banalne. Dostaną razem szlaban u Filcha i będą skazani na swoje towarzystwo z Izbie Pamięci, gdzie będą pucować wszystkie graty? Sama nie wiem...]

    Arizona

    OdpowiedzUsuń
  113. [ja mam tak samo. Ile bym nie spala, kiedy bym sie nie kladla, chodze tak samo nieogarnieta, nie zabieram do szkoly polowy rzeczy przynajmniej i wlocze nozkami po korytarzach. ._. No ale ja nie mam kiedy odpisywac, szczegolnie, jak mi matka zapitala komorke za zle zachowanie, jak dzis na przyklad. D: takze sie nie fochaj, jak mnie nie bedzie, niestety, w moim przypadku bywa. :3]

    Nienawisc powoli wypelniala Ja od srodka, zajmowala kazda wolna przestrzen umyslu, kotlowala sie w martwym sercu, ranila mysli. Nie musiala szukac, by nienawidzic - kolejne pozycje na czarnej liscie wypelnialy sie samoistnie, nagle, jakby od niechcenia. Z wiekszosci nie zdawala sobie sprawy, jednak niektore znala zbyt dobrze, by nie zamienily sie w najczystsza nienawisc, strach, zlo wcielone.
    Nienawidzila siebie, choc istotnie moglaby sie zaakceptowac. Nienawidzila siebie za slabosc, obojetnosc, milczenie jeszcze sprzed szpitala, za wiecznie niedopowiedziane, pozostawione w polowie drogi, nieokreslone i napawajace strachem czy zrezygnowaniem. Nienawidzila uczuc, ktorych nigdy nie bylo, slow i czynow nieznajdujacych ujscia, mysli tak pieknych, madrych, lepszych, a tak nierealnych. Wszystko, co w Nocy, co Noca, co z Nia i wbrew Niej bylo zbyt nieme, zbyt gluche, zbyt ciche, zbyt znajome. Jak zaakceptowac karykature siebie, ducha w prawie nienamacalnym ciele, kiedy to wszystko zamiast snem tworzy sie jawa?
    Nie usmiechnela sie, nie kiwnela glowa, po prostu sluchala tych prostych, najzwyczajniejszych w swiecie slow, ktore ostatnio Nox omijaly i delektowala sie nimi z wolna, niczym barwna kolysanka, rarytasem niespotykanym nigdzie indziej i u nikogo innego.
    - Raczej ich brak. - westchnela cichutko i podniosla sie, podpierajac na kanapie. Sekunda, dwie, dwadziescia nic kruche, blade cialo zmusilo sie do okrazenia mebla, klapniecia obok Wisha i oparcia glowy o Jego ramie, do czego ostatnimi czasy naprawde sie przyzwyczaila. -Ostatnio nie moge spac, w przeciwienstwie do Ciebie. Zmeczony? - tylko tyle, pare prostych, cichych slow w odpowiedzi, chociaz uzylaby ich tak wiele. Zgarnela krucze kosmyki z czola i po dluzszej chwili podkulila nogi, jakby zmuszenie ciala do najmniejszego ruchu wymagalo ostrych negocjacji, jakby stracila zupelnie kontrole, jakby dusza zupelnie zyla obok, niepelnie.

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  114. - Wish! - radosnego okrzyku raczej nie dało się pomylić z żadnym innym. Holly z subtelnością hipogryfa w składzie porcelany wparowała do dormitorium chłopców z siódmego roku i rozejrzała się szybko w poszukiwaniu chłopaka. Jak wieść hogwardzka niosła, Wish był człowiekiem z czekoladą. Holly natomiast była człowiekiem od czekolady uzależnionym. Nic więc dziwnego, że tak bardzo go lubiła... I żeby nie było, czekolada to nie był jedyny z powodów dla tej sympatii, nie, nie! Bycie interesowną nie leżało w naturze panny Finnigan! Lubiła go także za wiele innych rzeczy, chociaż z początku wydawało jej się, że takim osobowościom jak ich ciężko będzie znaleźć wspólny język.
    Szybko stwierdziła, że nieco się jednak z tym gwałtownym wtargnięciem zagalopowała, więc wyhamowała w połowie kroku i odchrząknęła, uspokajając się i poskramiając swój dziki entuzjazm.
    - Wish? - spytała już spokojniej i ciszej. Chyba jak zwykle wyszła na bezczelną małolatę, bo nawet zapomniała z tego wszystkiego zapukać!

    [proszę :) mam nadzieję, że ujdzie :3]

    Holly

    OdpowiedzUsuń
  115. [stosunkowo czesto na mnie nie wystarczy niestety, huh. ._. Szybko odpisujesz, to dobrze. <3 ze mnie taka wolna sierota. *-*]

    Rzeczywiscie, wbrew wszystkiemu niektorych ludzi nie mozna bylo nie oceniac po okladce, szczegolnie, jesli takowa byla jedynym dostrzegalnym swiadectwem jestestwa. Nox, nieprawdopodobnie slabe, kruche, porcelanowo delikatne cialo, wynaturzone, bo powoli przypominajace szkielet oprawiony w skore oraz przerazliwie pusta dusza, nicosc opakowana w cisze i przygnebienie. I strach, mnostwo strachu zmieszanego z uporczywa niepewnoscia. Oto cala Nox. Mala chodzaca tajemnica. Sama i samotna, takie przynajmniej miala wrazenie. Nie bylo nikogo, kto kierowalby sie troska, nie ciekawoscia.
    Dlaczego akurat Wish? Ten zadziwiajaco prosty, pewien swoich racji i, jakby to nie brzmialo, naturalny chlopak. W masce tak prawdziwej i trwale zakorzenionej, iz przyjela prawdziwe rysy twarzy lub doprawdy bez maski, nagi, autentyczny, nieskryty i calkiem... Normalny. Tak, to byl dobry powod. Szukala codziennosci, a Wish zdawal sie byc doskonalym Jej ucielesnieniem, dlatego tak chetnie do Niego lgnela i chciala Jego stalej obecnosci. Jakby to od Gryfona zalezalo stezenie naglych, burzliwych, a jakze bolesnych momentow w stosunku do uciazliwej calosci. Chciala Go, choc nigdy by sie do tego nie przyznala, chciala Go w sposob calkowicie naturalny i zrozumialy, moze nawet pozbawiony woekszych podtekstow. Coz z tego, kiedy mysli nigdy nie przechodzily przez usta, a trwaly uwiezione w gardle, duszac bez pospiechu i rownie skutecznie jak kolejne napady sercowe.
    Zapytac? Tak po prostu? Nox zbyt skomplikowana, by zalatwic wszystko w paru kolejnych tak prostych, tak oczywistych slowach. W pomocy nie bylo nic oczywistego ani sensownego, pozostawiala jedynie poczucie niespelnionego dlugu, poczucia winy, tez strachu, choc zupelnie bezpodstawnego. Tak, kazde Jej 'nienawidzic' mozna bylo smialo zamienic na 'bac sie'. W niewielu klebilo sie tyle paniki i niepewnosci przed jutrem, co w Nocce.
    Minely kolejne dlugie sekundy po Jego pytaniu, zanim zdala sobie sprawe, ze Wish przeciez o niczym nie wie. Kompletnie. I nie pyta, wiec pozostaja tylko plotki i domysly. No i swiadectwo ukryte i zbyt koscistych nogach, nagich obojrzykach niekiedy rozbieganym spojrzeniu.
    - Niczyja, to moja naturalna kolej rzeczy. - mruknela, przymykajac z ulga przemeczone powieki i poprawiajac glowe na Wishowym ramieniu. - Potwory wyszly spod lozka i mecza mnie od srodka, az ulegne do konca i powiem, ze calkiem dobrze im idzie. - mimowolnie zacisnela usta w cienka kreske, oddychajac niemal niedostrzegalnie, bo przeciez nie chcial wiedziec, co tak wlasciwie Go to obchodzilo? Biedny los biednej Nocki i Jej biednych, acz bogatych rodzicow. - Sadze, iz nie chcesz wiedziec, Wish. Po prostu rozne rzeczy sie ludziom przydarzaja. - skwitowala na koniec, zerkajac na chkopaczka ukradkiem. Ciekawa byla wielce Wishowej reakcji.

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  116. Drgnęła. Ach tak... A więc wstydził się, że pomógł Krukonce z ojcem Śmierciożercą. Wstydził się, że taka sytuacja miała miejsce, zatem miała o niej nie wspominać. Oczy zabłysły lekko, odzyskując chłodną rezerwę, z którą zwykle odnosiła się do nieznajomych ludzi. Wbiła ręce w kieszenie, wzruszając ramionami.
    - Jak sobie chcesz - powiedziała tonem, który w żadnym wypadku nie miał brzmieć jak urażony, a raczej jak neutralny, jakby jej było naprawdę wszystko jedno.
    Kosmyki włosów przybrały barwę satynowej czerni z granatowym połyskiem. Odbiła się lekko od parapetu, nawet już na niego nie patrząc. Oczywiście, nie zamierzała zostawić podziękowania mu tylko tak, jak on tego chciał. Miała swoje sposoby, żeby odwdzięczyć się za coś nie wprost, tylko ukradkowo, tak, żeby nikt poza samym zainteresowanym nie wpadł na to, że to może być ona.
    No dobrze, może trochę czuła się... Obrażona. I nieco smutna, albo nawet trochę przygnębiona. Ale nie każdy, kto stanął w jej obronie musiał przecież chcieć ją poznać, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  117. [A ja Twoją postać, chyba jesteśmy w związku z tym kwita, ale ręki sobie nie dam uciąć.]

    Lindsey Craven

    OdpowiedzUsuń
  118. [Niby możemy, ale w gruncie rzeczy, po zastanowieniu długim i kosztującym mnie, jako osoby niezbyt inteligentnej, sporo czasu, doszłam do wniosku, że jednak wątek z tym przyjemnym panem dobrze by Lindie zrobił, o ile Ty również masz na niego ochotę.]

    Lindsey Craven

    OdpowiedzUsuń
  119. [Jestem słaba w myśleniu, zwłaszcza teraz, kiedy jedynym, co ich jako-tako łączy, jest wspólny rok nauki.
    Możemy założyć, że Lindsey pobawiła się w mamusię i zaczęła się z czasem czepiać go o najmniejsze głupoty — pomimo tego, że wcześniej pewnie nie mieli większej styczności. Wiadomo, mówiła mu, że tak się nie robi, że to jest złe i że sama wie lepiej, a jak tak zrobi, to ucierpią na tym jego cztery litery. Potem mogłaby jeszcze uargumentować swoje zachowanie tym, że jest prefektem, gdyby miał o to pretensje, trudno, że w rzeczywistości tak naprawdę nic mu zrobić nie może, nawet głupiego szlabanu nie postawi. No a z tego, co przeczytałam, Wish jest jaki jest i raczej wielce przymilnie nie będzie jej w związku z tym traktował. No chyba, że się mylę, co jest więcej niż pewne.
    Ojeju, jaki bezsens. Przepraszam, moje pomysły zawsze są wzięte z nie powiem skąd, czy tego chcę czy nie.]

    Lindsey Craven

    OdpowiedzUsuń
  120. [Szczerze powiedziawszy to dopiero teraz zauważyłam, że już jest kilku Gabrielów xP Chyba zaraz zmienię...]

    Alvarez

    OdpowiedzUsuń
  121. [huh, no i zaczyna sie brak komorki i kompa, zwariuje. D: nie wygladasz na leniucha, jakby to nie brzmialo. :3 ja teez spac lubie. Dzis nawet drzemka w poludnie zaliczona. *-*]

    Zyla, istniala, tyle, to wszystko. I wlasnie w tym tkwil Jej problem. Wlasnie w tym.
    Pogodzic sie? Przyzwyczaic? Przyjmowac rzeczywistosc taka, jaka byla? Jak? Jak stlamsic w sobie uczucia, mysli, pragnienia bez ujscia, skoro z czasem zastepuja slowa i czyny? Jak ograniczyc dusze wypelniajaca puste cialo niczym hel w balonie, skoro nie ma nic poza tym, nic ponadto, nic mimo umyslu i wbrew niemu? Wish potrafil tlamsic mysli i emocje, dla Nox to bylo prawdziwie niespelnione marzenie, utopia pelna ulgi i wewnetrznego spokoju. To bylo niemozliwe. Czula sie niepelna, ograniczona, wiekszoscia niewidoczna, jakby zludzenie powlec skora, ubrac w kosci, zamknac usta, wlaczyc umysl. I niech boli, niech grzmi, nie klebi sie w glowie. I tyle. Po prostu.
    Miala wrazenie autystycznego dziecka, gluchoniemego, zywej rosliny. Widziala wszystko, slyszala wszystko, lecz jak odpowiedziec? Nie sposob. I na tym polegal problem. Nie sposob.
    Zapytac, po prostu, tyle, ze zazwyczaj nie miala nad tym kontroli. Cieszyla sie, ze w ogole umie formuowac mysli, niewazne, ze nikt ich nie rozumie. Na zewnatrz wydostawaly sie nieliczne, losowe, i w tym przypadku z reguly wybor nie nalezal do Niej. Gdy usta sie otworzyly, slowa plynely. Zamykajac sie, przytlaczaly Nocke. Czy chciala? Nie sadzila, by znalazl sie ktokolwiek inny tak podobny i tak rozny, tak ludzki i nierealny, bo umiejacy sluchac. Nikt inny nie pasowal, zostal On, Wish. I pozwolil, ba, chcial tego. Do czasu.
    - Umieram. - wyszeptala glucho, cicho, slabo, a jakze bez emocji, wyprana, szorstka, chlodna, niby obojetna. A czekolada oczu plonela wlasnym ogniem nadziei nieugaszonych, intensywnych, tak upragnionych. - To nic naglego czy niespodziewanego i wlasnie w tym problem, bo widzisz, ja juz dluzej nie potrafie. Z tym sercem zostalo mi pare miesiecy, nowego nie ma, tyle. Myslalam, ze zrozumiem, uszanuje to i sie przyzwyczaje, a tymczasem bierze mnie pelna panika, ze umre dzis, tutaj, we wlasnym lozku. - przygryzla nieznacznie warge, poszukujac Jego wzroku. Blada, chuda, piekna, nieswiadoma niewiadoma. Czescia zywa, czescia martwa, czescia nieaktywna. Zjawa.
    - Jak moge chciec smierci i bac sie Jej do szpiku kosci? Jak? Nie rozumiem.

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  122. [Cieszę się, bo miałabym chęć na wątek. Co Ty na to :)?]

    OdpowiedzUsuń
  123. [Me serce rośnie. Tylko, kurczę, nie wiem za bardzo jakby ich tu w coś wplątać i czy myśleć najpierw nad jakąś relacją, czy lecieć od razu z pomysłem na wątek. Jakieś sugestie?[

    OdpowiedzUsuń
  124. [Mówisz? Więc nawet jak Ci walnę podróż na księżyc, to damy radę skleić to w coś sensownego?]

    Caroline Turner

    OdpowiedzUsuń
  125. [Czadersko. Tylko, kurczę, nasze postacie są tak skrajne, że chyba nie jestem w stanie znaleźć jakiegokolwiek punktu zaczepienia. Jedyne co mi przychodzi do głowy obecnie to Caroline wyładowująca swoją złość i frustrację właśnie na Wishu, albo dziwna opcja z przymilaniem, bo będzie potrzebowała jego pomocy czy coś w tym stylu. Przepraszam, nie myślę.]

    OdpowiedzUsuń
  126. [no cóż, haha, teraz z komputera, ale po pierwsze nie mojego, po drugie praktycznie nie mam do swojego lapka dostępu, po trzecie, jakby tego było mało, mamusia lubi zabierać mi komórkę na caluutki wieczór. :3 więc z odpisywaniem właśnie różnie u mnie. mnie też kawa wcale a wcale nie rozbudza, tylko dobrze smakuje, mrożona szczególnie, to chlam w lecie litrami. *-*]

    Przez bladą, porcelanową wręcz twarz dziewczyny przebiegł z lotem błyskawicy cień uśmiechu, mimowolnie, nieświadomie, jakby z przyzwyczajenia. Po prostu zawsze bawiły Ją te zdezorientowane miny, niedowierzanie w głosie lub negowanie oczywistego w cudzych ustach, które nigdy nie czuły posmaku śmierci, nie musiały wisieć na krawędzi, nie wyrzucały z siebie całego bólu i upokorzenia, tego jedynego w swoim rodzaju i niespotykanego nigdzie indziej, jak u chorych. Cień uśmiechu najzwyczajniej w świecie smutnego, bo nagle poczuła się wręcz w obowiązku wytłumaczyć, jak, gdzie i dlaczego, co Wisha ominęło, ot, suche argumenty na potwierdzenie swojej tezy.
    - Nie widziałeś, jak dusiłam się na korytarzach. Nie widziałeś, jak kaszlałam krwią. Nie widziałeś, jak brakowało mi siły do kolejnego kroku, kolejnego słowa. Jak czasem zginałam się wpół z bólu. Nie widziałeś. Masz szczęście, wiesz?
    Powoli, ruchem zupełnie naturalnym i jakby automatycznym poczochrała Jego kosmyki, zagryzając dolną wargę w półuśmiechu, zaskakującym, bo tak rzadkim na twarzy Nocki.
    Trwoga minęła, strach uleciał między kolejnymi wyrazami, ulga wypełniła Ją od środka i miała wrażenie rozmowy jakby od niechcenia, dla zabicia czasu, o pogodzie, miłej, nic nieznaczącej, zajmującej umysł. Podobało Jej się to. Podobało się, że w końcu wykrztusiła z siebie wszystko, co bolesne, strachliwe i toksyczne wewnątrz, że pozbyła się ciężaru, podzieliła się tym z kimś innym, bezstronnym, wolnym.
    Podzieliła się.
    Wyrzuty sumienia uderzyły w Noc w zatrważającym tempie, zgaszając umysł, oczy, usta, zamykając gardło, mrożąc krew w żyłach. Podzieliła. Podzieliła się, a nie powinna. On nie chciał, przecież nie chciał, mylił się co do tego. Może i pomogło, ale jakim kosztem? Przecież miałaś być silna, poradzić sobie sama, miałaś milczeć. I co? Dobrze to tak wszystko spieprzyć? Wygodnie?
    Zabrała rękę i wplotła palce w poły szaty, oddychając płytko i ze świstem, udawanie, z przymusu, bo tak trzeba.
    - Przepraszam. - wyszeptała znowuż głucho, cicho, niemo, pełna obawy, może bezpodstawnej, lecz prawdziwej, namacalnej. Akceptacja, może przyjdzie, może problem rozwiązany, lecz teraz, teraz nie wiedziała, co ma począć, co On myśli, co chce wiedzieć.
    - Nie powinnam była w ogóle tu przychodzić, przecież ledwo co się znamy, nie powinnam... - odwróciła głowę, poszukując czegoś w ścianach, na suficie, w dogasającym kominku, myśląc intensywnie, jak wyjść z tego cało. Jak Wish ma wyjść z tego cało.
    Jak szybko może przyjść ludzkie skrępowanie.

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  127. [Wishu, piszemy coś? :3]

    OdpowiedzUsuń
  128. [Jakieś pomysły na powiązanie? Czy po prostu się kojarzą, bo z jednego roku są?]

    OdpowiedzUsuń
  129. [A no możesz, możesz ^^ Na H23 miałam też Lilkę i nawet tą samą kartę postaci *_* Jakoś się do niej przywiązałam, wykorzystałam okazję i jestem tutaj.]

    OdpowiedzUsuń
  130. [Ha! No to teraz ja 'kcem' wątek *_*]

    OdpowiedzUsuń
  131. [Tje... Zawsze możemy moją Lilkę po prostu w nim 'zakochać', no. Pewnie za jakiś czas jej przejdzie, ale punkt zaczepny juz mamy ;)]

    OdpowiedzUsuń
  132. [A no serio, ale ty zaczynasz ^^]

    OdpowiedzUsuń
  133. [Dziękczyć pięknie, dobry człowieku.]

    OdpowiedzUsuń
  134. [Jeżeli się znamy to... Ojaciekręcę, czyli jednak jeszcze mnie ktoś pamięta! Nawet nie wiesz, jakie to miłe uczucie, wiedzieć, że mnie znają! :D
    A tak na poważnie: masz rację, możesz mnie skądś znać. Przez nazwisko postaci zapewne. Na grupowcach wymiękłam gdzieś w lutym, więc wybacz, nie będę kojarzyć, chyba, że zawzięcie był prowadzony wątek.
    A teraz wątkiem tutaj nie pogardzę, oj, nie :3]

    OdpowiedzUsuń
  135. [ugh, komorka mi z trzy razy conajmniej zzarla odpowiedz u Ciebie, wiec ogolnie wariuje i nie biore sie za to po raz kolejny, bo mi jakies wypierdy wyjda, za przeproszeniem, ale BOZE KOCHAM CIE ZA TO ZDJECIE, A WISHA KOCHAM TERAZ JESZCZE BARDZIEJ! <333 rzeklam, moge teraz w spokoju isc spac. :3]

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  136. [Hm, może na początek spotkanie w bibliotece? Wiesz, Wish możw widzieć, jak Vera męczy się z jakimś zadaniem, które Wish umie rozwiązać i spróbuje Veroniqe je wytłumaczyć?]

    OdpowiedzUsuń
  137. [Vera też sobie radzi nieźle sama, więc właściwie mój pomysł do bani. Wybacz, choroba na mnie za dobrze jednak nie działa .___.]

    OdpowiedzUsuń
  138. [No, mam taki pomysł, ale to też raczej nie pasuje do Wisha. Bo jeżeli on słyszy "odczep się" to tak robi, ale, jeżeli ten pomysł by Ci się wpasował, możnaby zrobić wyjątek.
    Coś gdzieś Vera wpada zapłakana na Wisha (Vera i płacz, też dobre...xD), próbuje go ochrzanić, że jej włazi pod nogi, a on, że są z jednego domu i tam ni wiem czy się znają czy nie próbuje się dowiedzieć, czemu płacze, ona próbuje go odtrącić, ale on jednak nie odpuszcza.
    Mruh, Boże, jakbym czytała jakąś telenowelę...]

    OdpowiedzUsuń
  139. [Ewentualnie lądują na jakimś wspólnym szlabanie.
    Mogą się znielubić na początku...]

    OdpowiedzUsuń
  140. [Na shoucie napisałam, że doceniam, bo doceniam, ale jak to przeczytałam do końca to jeszcze bardziej doceniłam :3]

    Są takie momenty w życiu człowieka, kiedy nie chce się totalnie NIC. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby te NIC znaczyło naprawdę NIC. Ale najczęściej ta chęć niczego jest jednak czymś. Co z tego, że jeżeli położysz się i uważasz, ze nic nie robisz, jak jednak leżysz, oddychasz, myślisz, mrugasz powiekami... eh, zapędziłam się.
    W każdym razie Veronique doszła do wniosku, że jeżeli nie chce robić nic, to znaczy, że musi jednak coś zrobić. I tak, właśnie tak zrobiła. Znalazła się bardzo blisko swojej przyjaciółki, tak blisko, by w końcu skoczyć na nią jak potężny lew na swoją ofiarę i... proszę się nie bać, to tylko tak metaforycznie. Vera poszła się wygadać. I jeżeli ktoś sądzi, że przyjaźń między Gryfonką a Ślizgonką MIMO WSZYSTKO nie jest możliwa... ma racje, NIE JEST możliwa. Ale po tego przestrzegać, naiwnej Abergav, przecież ona wierzy w ludzi, wierzy, że przecież wszystko można odmienić, pójść na przekór wszystkim!
    I w tym momencie chce się powiedzieć wulgarnie "taki ch*j" i uciec z płaczem z miejsca zdarzenia. Parodia? Nie sądzę, ale Veronique jednak po gigantycznej awanturze z przyjaciółką zrobiła krok w tył, obróciła się na pięcie i ze łzami w oczach pobiegła. Pobiegła gdzieś, nie wiadomo gdzie. Nie myślała, co robi, chciała znaleźć się tylko daaaaaaaaaaaleko od niej, daleko od problemów i daleko od krzyków.
    I prawie, już prawie udało jej się, kiedy poczuła, jak odbija się od czegoś... zaraz, zaraz, jeszcze na tyle z nią źle nie jest, by trafiała w gargulce, schody, ściany czy może obrazy. Musiała trafić w kogoś.
    I trafiając w tego kogoś, odrzuciło ją z deka na ścianę. Niewiele myśląc zaczęła krzyczeć. Zaczęła wylewać całą swoją gorycz w słowach dezaprobaty na temat wchodzenia komuś biegnącemu w drogę. Pominęła fakt, że to ona wybiegła zza zakrętu jak rozwścieczony byk, a zastąpiła go niewybrednymi przekleństwami z języka francuskiego - nawet gdyby chciała nad tym panować, nie dała by rady, z niej się to po prostu wylewało.
    Może to i lepiej, bo zapomniała, że ma płakać. Zaczerwienione oczy mówiły całemu otoczeniu, że nie wie, co ze sobą zrobić, więc robi, co w tych mugolskich, tandetnych serialach o załamanym sercu, tipsie, nogi, ręki czy czegoś tam.
    Kiedy usłyszała pytanie, a raczej głos, skojarzyła, przed kim stanęła. I właśnie to zahamowało nawet jej niepotrzebny monolog, bo pana Wisha się najmniej spodziewała.
    - A co mi może być? - warknęła zachrypniętym głosem.
    Nie wiedziała, czy ma powiedzieć, czy chce powiedzieć, czy Wish zapytał się, bo się zdziwił, czy pyta się, bo się zmartwił, a właściwie po co miałby się martwić, jak oni się ledwo co znają? Kobieca logika, naprawdę, czasem jej sama nie rozumiem.

    [nie wiem, czy taka długość może zadowolić.]

    OdpowiedzUsuń
  141. [Tak, aczkolwiek spokojnie ;)]

    Prychnęła nieomal z irytacją, odbijając się od parapetu.
    - To na razie - nieomal warknęła w jego stronę, mijając go szybko i idąc w kierunku biblioteki.
    Owszem, uwielbiała nadinterpretować ludzkie zachowania, za bardzo brać je sobie do serca. Może to z jednej strony było dla niej lepiej, nadmierna podejrzliwość na posadzie, o którą miała zamiar starać się po szkole była dość potrzebna.

    W sumie odchodząc kilka dni temu od Wisha, miała nadzieję, że więcej nie będzie musiała się z nim konfrontować. Zwłaszcza, że bardzo nie lubiła dziękować komuś w twarz, jak to zrobiła zresztą. I, no cóż, o wiele łatwiej było wejść na zajęcia dla siódmego roku z zaklęć, jako że nudziła się na własnych, usiąść z tyłu klasy, nie zwracając na siebie większej uwagi, po czym otworzyć torbę Manderlaya i wlewitować do środka butelkę Ognistej i czekoladowe żaby.
    Nie spodziewała się jednak, że wiele może pójść nie tak. Na przykład, że będą zajęcia praktyczne w parach. I kiedy ona zajmowała się lewitowaniem, przydzielono jej Wisha. Gdy w końcu zadowolona z siebie uniosła głowę, usłyszała, że maja przećwiczyć na sobie nawzajem zaklęcie unoszenia ciała człowieka i sterowania nim.

    Aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  142. Najdziwniejsze było to, że choć Lily całe życie niemal była zakochana i chodziła z główką w chmurach, to tak naprawdę nikt, poza nią samą, pamiętnikiem i rudym kotem Filemonem, który teraz zapewne wylegiwał się na jej łóżku, nigdy nie zdawał sobie sprawy z tego z nieustającego stanu panny Potter. Ona wcale nie narzekała. To chyba nawet lepiej dla niej, że ludzie nie wiedzieli. Przynajmniej dzięki temu unikała głupich komentarzy i nieprzyjemnych szeptów za plecami. Tych głośnych, nieprzyjemnych szeptów.
    Bystre oczka Lilki od razu zarejestrowały pojawienie się w pokoju wspólnym Gryfonów nowego obiektu jej westchnień. Właściwie to przez większość swojej hogwardzkiej kariery na pana Wish’a nie zwracała większej uwagi. Dopiero niedawno spojrzenie jakoś częściej zaczęło uciekać w jego stronę, a kiedy tylko orientowała się, że znów została przyłapana na wpatrywaniu się w niego rozmarzonymi ślepkami, policzki pokrywały piekące rumieńce, które tak pospiesznie zasłaniała rudymi lokami.
    Miała wrażenie, że tym razem jej nie widzi. Ukryta za otwartą książką od eliksirów, z które swoją drogą dla młodej Potter’ówny istną katorgą były, śledziła każdy ruch chłopaka, uśmiechając się sama do siebie, a kiedy tylko dostatecznie się zbliżył…
    - Cześć… - powiedziała cichutko.
    A tyle miała pięknych planów pod tą rudą czupryną…! Jak zwykle jednak zdobyła się tylko na krótkie ‘cześć’, a reszta cudownego przemówienie utknęła gdzieś w połowie gardła, zaplątana w struny głosowe. Może to jednak i lepiej dla niej?

    OdpowiedzUsuń
  143. [huh, w końcu mogę normalnie odpisać. -.- a żebyś wiedziała, że zła! a widzisz, wiemy co dobre. :3 River naprawdę wymiata. <3]

    Tłumaczenia, jakby nieprzyjemne i krępujące nie były, po prostu się Mu należały, a nawet Nox, taka istota zdecydowanie poza wszystkim i wbrew wszystkiemu poczuwała się do pewnych słów i czynów. To były te pozornie przykre obowiązki, które wypełniały nijakie dni zlewające się nie tyle w tygodnie, co całe miesiące, lata. Ale w takiej szarej masie łatwo było dostrzec chwile wartościowsze, lepsze, wygodniejsze, z niuansem ludzkiej beztroski.
    Nerwowo wędrowała wzrokiem po drobnym druku podręcznika na podłodze, słysząc wyraźnie zaskakująco głośne bicie własnego serca, jakby próbowało coś zakomunikować, zmienić, powiedzieć, choć dotąd milczało. I było zimno, było pusto, było niemo i nijako, więc ciepło Jego dłoni przesiąkające leniwie przez skórę mocno odznaczyło się na zmysłach, wtargając niemalże brutalnie do mglistej podświadomości Nocki. Drgnęła, zerkając ukradkiem, acz z uwagą na swoją dłoń ukrytą pod Jego z nieznacznie zmarszczonymi brwiami, nie hamując nawet uśmiechu nieśmiało wpełzającego na blado malinowe wargi. Bo nagle wszystko stało się proste, lekkie i właśnie zupełnie nieświadome, jakby usta same układały się w słowa, a ciało działało bez udziału umysłu, a w pełnej z nim zgodzie. Gest jak każdy inny, drobny, lekki, niepozorny, ot, dotyk cudzej dłoni, jednak teraz, właśnie w tym momencie znaczył naprawdę dużo, biorąc pod uwagę myśli Nox galopujące szaleńczo po obolałej podświadomości. Podnosiła powoli wzrok, automatycznie wstrzymując oddech, jakby bała się ujrzeć w wyrazie Jego twarzy coś niepasującego do obecnej układanki, tak oczywistej i, jakby to nie brzmiało, naprawdę beztroskiej.
    - Nie pozwolisz? - spytała w końcu cicho z prowokująco uniesioną brwią i w pełnym, zaskakującym uśmiechu, bo w gruncie rzeczy nigdy niespotykanym, pierwszym, pełnym mimowolnej ulgi i wewnętrznego spokoju, tego poprawnego, też rzadko u Niej widzianego. Wprawdzie Wish mógł Ją w tym momencie uznać za niezrównoważoną, ba, niespełna rozumu, ale nagłe zmiany nastroju zdawały się być chlebem powszednim, częścią gęstego labiryntu osobowości Jones'ówny. Ścisnęła lekko Jego dłoń z przyjemnym wrażeniem, że słowa są niepotrzebne, a cisza wcale nie ciąży, już nie krępuje. Po prostu jest, element puzzli momentu, zadziwiająco idealnie pasujący do chwili.
    - Dzięki. - wyszeptała jeszcze, śmiało wodząc spojrzeniem po twarzy chłopaka, wciąż podświadomie doszukując się niepewności, zdezorientowania, sztuczności, czegokolwiek brutalnie niegdyś prawdziwego. I nie było. Dla Niej nie było. Jak prosto, jak lekko, jak dziwnie przyjemnie tu i teraz, z Nim u boku, choć nigdy świadomie nie dążyła do drugiego człowieka.

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  144. [ ah, Wish również jest cudaśny <3 fakt, to w depresję maniakalną może wpędzić, takie znanie wszystkich. pewnie przesadzam, jak zawsze, ale jako człowiek genetycznie obciążony szajbą muszę uważać na takie osoby ^^ to skoro Ty mnie znasz, to ja pewnie Ciebie też, chwal się, bo nie kojarzę po karcie :)) ]
    Margo

    OdpowiedzUsuń
  145. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  146. [Cholera! Pomyliłam osoby! Wybacz najmocniej! .__.]

    OdpowiedzUsuń
  147. [doceniam jak najbardziej. <3 a co do nieprzygotowań z historii... nie mam już ani jednego. XD kij z tym, przezajebiaszczy jest. <3 a mam problem z doborem zdjątek właśnie, huh. :<]

    W gruncie rzeczy było w Nox coś z rozkapryszonego dziecka, które zmienia zdanie co pięć minut, wciąż niezdecydowane między tym, co słodsze, a co zdrowsze. Jeśli od życia nie można było żądać życia, pragnęło się najgłupszych, najbardziej egoistycznych, a jednocześnie najskrytszych rzeczy, chociaż większość siedziała głęboko w podświadomości, niedostępna dla umysłu, a rosnąca w siłę. Chciała człowieka, który oddał by za Nią swoje życie mimo oczywistej oczywistości, że prędzej stanie się dokładnie odwrotnie, chciała kogoś tylko dla siebie, kogoś, który wyłoniłby z mroku światło, ba, stworzył je sobie sam i sprawił, że oświetli na wpół martwą duszę, doda trochę blasku, tego zdrowego, tego prawdziwego, tego... wartościowego. Chciała prawdziwej miłości, przed którą wzbraniała się bardziej niż przed czymkolwiek innym. Chciała, tak naprawdę chciała tylko kogoś, być może jednej osoby, w której zawarłoby się wszystko, która byłaby wszystkim, ponad wszystkim, mimo wszystko i wbrew wszystkiemu... Jak nierealnej i niemożliwej rzeczy chciała, choć nigdy nie powiedziałaby tego na głos, dusząc w głębi kolejną uwierającą myśl, kolejne pragnienie, kolejną część siebie.
    Szkoda, że nie umiała się nauczyć, zmienić, zrobić coś z tym wszystkim. Szkoda, że w gruncie rzeczy nie chciała, bo przyzwyczaiła się do tego, że jest źle. Bardzo źle. I nigdy nie będzie lepiej.
    Nie spodziewała się tego. Pewnie z prostego powodu, iż nie dopuszczała do siebie cudzych słabości. Bezsilna, krucha, ograniczona własnym ciałem, nieprzyzwoicie delikatna, wolała myśleć, że Ci wszyscy wokół mają lepiej, żyją lepiej, są lepsi. Strach, strach nie był słabością, ale wymagał zrozumienia, którego zawsze Nocy brakowało. Wymagał odpowiednich słów, które nigdy nie przychodziły Jej na język. Wymagały... niczego nie wymagały, ale powinność, zaiste, powinność była. I teraz, może paradoksalnie, odczuwała ją zbyt namacalnie.
    - Boję, ale w sposób którego nigdy nie zrozumiem. Ale Ty? Zawsze zdawałeś się być... poza. - zmrużyła lekko oczęta, przekrzywiając głowę niczym, niegrzecznie mówiąc, pięciolatka zaciekawiona nowym gatunkiem w zoo. Bo, tak między wierszami, to ci cisi, trochę z boku, typy obserwatorów wydawali się być najsilniejsi. Bez oklasków, bez rozgłosu, bez fałszywych uśmiechów i dowartościowywania tłumem, tacy samowystarczalni. A właśnie, mógłbyś zauważyć, że Nox tak właściwie również zaliczała się do tej grupy, a dlaczego? Ze strachu właśnie. Bała się ludzi, bała się tak panicznie, że wolała tłamsić naturalne potrzeby, byle tylko nie natknąć się na takowych. I rzeczywiście, od każdej reguły istnieją wyjątki. Wish był jednym z nich.
    - Możesz mi powiedzieć, jeśli chcesz. - dodała tylko wyjątkowo cicho, jakby obawiając się odpowiedzi, zresztą sama tak naprawdę nie wiedziała, o co Jej chodziło. Często tak miała, co powodowało podstawowe trudności w komunikacji ze światem zewnętrznym. Myśli pędziły zbyt szybko, a usta opuszczało zbyt niewiele.

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [tak jak by co, jakbys miala jeszcze dzis odpisac czy cus, to ja nie wiem co sie dzieje, ale jestem na samym dole pod postem 'statek jest bezpieczniejszy, gdy kotwiczy w porcie, nie po to jednak buduje sie statki'. :3 mam nadzieje, ze mnie nie usunieto przypadkowo, huh. *-*]

      Usuń
  148. [Zmieścisz jeszcze wątek ze mną?]
    Ramone

    OdpowiedzUsuń
  149. [A zarzucisz pomysłem? To mogłabym zacząć :3]
    Ramone

    OdpowiedzUsuń
  150. [bal? XD a z jakiej to okazji, ze sie tak wyraze? :D nie ma sprawy, sama ledwo ogarniam, chociaz watkow mam wybitnie malo. :3 huh, dziekuje slicznie, mialy byc przejsciowe, zanim znajde cus naprawde dobrego, ale chyb a troche zostana, nie mam ochoty na fotkowe polowanka. XD]

    A i owszem, w kazdym z nas mozna znalezc widmo rozkapryszonego kilkulatka, ale Nox nigdy nie myslala w ten sposob. Uwazala sie za gorsza kategorie, istote uposledzona, niepelnosprawna, niepotrzebna, chociaz serducho to wbrew pozorom jeszcze nic takiego strasznego. Samoocena?, nie uzywala tego okreslenia, bo cos takiego w Jej mniemaniu nie istnialo. Niczym zepsuta zabawka w sklepie z luksusowymi lalkami, akceptowala wlasna bezwartosciowosc, nijakosc, gorsze wykonanie wlaczajace skutki uboczne zagrazajace zdrowiu i zyciu. Tak, akceptowala, w szpiku kosci, przerazajaco prawdziwie, acz zupelnie nieswiadomie. Nie bala sie smierci - smierc byla pewnoscia, a gdy zostala wybrana data, nie bylo leka przed nieznanym, w koncu czasem jeden fakt odkrywa wszystkie karty. Nie martwila sie koncowymi egzaminami, nie planowala, gdzie pojdzie studiowac i co robic w zyciu, nie szukala ustatkowania - bezbrzeznie podporzadkowala sie mysli, ze zdechnie przed koncem roku. Nic wiecej sie nie liczylo, a wobec tego nie bylo tego typu obaw, paniki, strachu.
    Sluchala Go, probujac dojrzec cokolwiek w tym nieodgadnionym wyrazie twarzy, jak jednak wiadomo, byla bez szans wobec niewatpliwego talentu chlopaka do ukrywania tego, co Ona zawsze chciala z siebie wyrzucic, do niepokazywania tego, czego Nox nigdy nie kontrolowala, do milczenia w tym, co tak desperacko pragnela wykrzyczec.
    - I paradoksalnie wlasnie w tym nie jestes sam. Ja tez boje sie zblizenia do kogokolwiek, bo najwyrazniej nie umiem cieszyc sie malymi sukcesami i przyjemnosciami, a celebruje bol i odrzucenie, ktore towarzysza kazdemu drugiemu czlowiekowi. Tez boje sie przyszlosci, bo chyba nie umiem zyc inaczej, niz wlasna smiercia, a jesli to sie nie stanie, przestane pasowac gdziekolwiek i rowniez zostane sama. - mowila wciaz i wciaz, gladko, lekko zrozumiale i wyjatkowo smiale, swobodnie, bez wstydu czy skrepowania, patrzac Mu prosto w oczy, niemo blagajac o niuans emocji, jednoczesnie za wszelka cene, acz znowuz kompletnie mechanicznie chcac przekonac Wisha, ze we wzgledzie strachu niczym sie nie roznia. Chcac sie zblizyc, przywizac, pokonac panike, ktora przelamywala slowami. Nigdy tak nie mowila. Nigdy tyle nie okazywala. Nigdy tak bardzo do siebie nie dopuszczala, chociaz przeciez chlopak nie mogl tego zauwazyc. Mowila, wciaz i wciaz, takze, by wyrzucic wszystko, co zbyt znajome, toksyczne, gniezdzace sie od dawna z glowie.
    - Boje sie samotnosci, bo wowczas kompletnie postradam zmysly, bo bede jeszcze bardziej nikim niz jestem do tej pory. Bo kazdy przeciez chce cos znaczyc, do kogos nalezec, gdzies pasowac, kiedys byc tylko soba. Boje sie dokladnie tego samego, co Ty, Wish, chociaz na zupelnie inne sposoby. - odetchnela cicho, wyginajac wargi w lekkim usmiechu, jakby chciala dodac Mu otuchy, najpewniej irracjonalnej, bo nie miaal pojecia, czy w gruncie rzeczy w ogole jej potrzebowal.
    - I teraz powinnam rzucic jakas wielkomyslna rada, ale jako, ze nie radze sobie sama ze swoim strachem powiem tylko, ze nie da sie walczyc z wewnetrznymi demonami samemu, wiec wystarczy chyba poszukac kogos odpowiedniego, dac z siebie troche bez zobowiazan i oczekiwan, zyc w prostej symbiozie, a bedzie lepiej.
    Nie brzmialo to zbyt poetycko, inteligentnie czy honorowo, bylo w tych slowach cos z propozycji, otuchy, nadziei, byla prosba, zebranie miedzy wierszami, byla prawda nie do wyrazenia slowami. Wish mogl zrobic z tym wszystkim co Mu sie zywnie podobalo. Uwolnila sie od reszty, subtelnie szczesliwa, czego ukryc w przeciwienstwie do Niego nie umiala.

    OdpowiedzUsuń
  151. [Odpiszę, odpiszę, tylko wszystko muszę ogarnąć, bo byłam zmuszona zrobić sobie krótką przerwę.]

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  152. [No ja to ja, nie da się ukryć! :D]

    Maya

    OdpowiedzUsuń
  153. [Mam wrażenie, że mam do czynienia z Flannem, ale nie wiem, czy mnie wrażenie nie myli ;>]

    Maya

    OdpowiedzUsuń
  154. [To zacznij coś, lubię Twoje wątki <3]

    Maya

    OdpowiedzUsuń
  155. [A no, bo krótkiej przerwie powróciłam na parę blogów, z nudów. Poza tym, mam jakąś ogromną chęć pisania, a wątki, które prowadziłam na gadu mi się jakoś urwały. :c Szkoda, że się wynosisz!]

    Maya

    OdpowiedzUsuń
  156. [To może Ty daj jakiś fajny :3]

    Maya

    OdpowiedzUsuń
  157. [U mnie kiepsko, bo chora jestem i głooowa boli, nic ciekawego nie wymyślę.]

    Maya

    OdpowiedzUsuń
  158. [Mam taką migrenę :( Możesz dać się ponieść chwili i napaść Mayę nocą na korytarzu.]

    Maya

    OdpowiedzUsuń
  159. [Zapisałam się z nudów, ale nie wiem, kogo zrobić :(]

    Maya

    OdpowiedzUsuń
  160. [Ja przecież tylko takie tworzę <3 A Ty kogo tam masz? :D Rzuć jakimś powiązaniem od razu, to zaraz kogoś wymyślę! :D (nic nie sugeruję, ale cierpię na niedobór pokręconych love story!)]

    Maya

    OdpowiedzUsuń
  161. [6589557 - hej, odezwij się tutaj, będzie prościej i nie będziemy się wypatrywać :D]

    Maya

    OdpowiedzUsuń
  162. [Wybacz za długie nie pisanie ;p]
    Kto by się spodziewał, że tak podobne do siebie osoby, mają dwie różne zasady dotyczące poznawania innych ludzi. W przeciwieństwie do chłopaka Tilly ani nie obserwowała, bo mogła zostać uznana za podglądacza, ani nie podchodziła od tak do ludzi, gdyż zbytnio obawiała się ich. Skromna, biedna i grzeczna Tilly nigdy od tak nie podeszłaby do innego ucznia, nawet jeśli byłaby skazana na katorgę siedzenia samej z sobą.
    Była więc niezwykle zaskoczona tym, że niejaki Wish od tak do niej się przysiadł. Przez krótką chwilę obserwowała go, ale jak już wspomniano,nie chciała zostać uznana za podglądacza, więc po chwili jej wzrok opadł na kolana, na których leżała książka. Mimo to słuchała uważnie swojego rozmówcę, który wyszukiwał temat do ich rozpoczynającej się rozmowy. Z zainteresowaniem podniosła łepek do góry, jak również i brew. Klasnęła w dłonie. Uwielbiała opowiadać o swoich zwierzętach, cóż... o rodzinie też.
    -Zacznę od tego, że rodzeństwa nie posiadam żadnego. Od zawsze i na zawszę pozostanę jedynaczką, aczkolwiek nie jest mi z tego powodu smutno. Słyszałam, że tacy z rodzeństwem muszą się wszystkim dzielić, a jak taka sama ja jestem to nie dbam o to czy z kimś będę się dzielić. - posłała w stronę chłopaka delikatny uśmiech. - A więc zwierzęta. Posiadam takowe dwa. Psa - Lucky, przybłęda, który łaził ciągle po moim osiedlu, w końcu go przygarnęłam. Kundel jakich mało, ale ma wielkie serce i zawsze spędza ze mną czas. Niestety nie mogłam zabrać go do Hogwartu, ale jest tu ze mną mój kot. Pan Grumpy, powinieneś go kojarzyć. Jedyny kot w szkole, który ma minę jakby chciał kogoś zabić. - zaśmiała się na koniec dość długiej jak na nią wypowiedzi. - A teraz Twoja kolej. Powiedz coś o swoim rodzeństwie bądź zwierzętach.

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga