środa, 14 listopada 2012

„Łatwiej wyrzucić tysiące rubli z kieszeni, aniżeli jedno przywiązanie z serca.”*

imię i nazwisko - Lavi Stark 
wiek - lat 18 
data urodzenia - 18 luty 2004 rok 
patronus - wrona 
bogin - ? 
różdżka - trzynaście i pół cala, modrzew, rdzeń z ogona jednorożca



Stark jest czarodziejem półkrwi: z linii ojca czarodziej, zaś z matki mugolak w najczystszej postaci.
Jako mały chłopiec Lavi nie był niczym konkretnym – po prostu był, zawieszony pomiędzy tym, co było, a tym, co dopiero będzie, szczęściem i nieszczęściem, dobrym a złym. Mimo że dzieckiem był zwyczajnym na zewnątrz, w sercu pozostawił pustkę, niezdolną do prowokowania jakichkolwiek manifestów. Początkowo jeszcze Luke, a nie Lavi, był niezdolny do walki o swojej racje i życie, woli ojca poddawał się łatwo i bez żadnych oporów.
Gdzie pojawił się Stark tam czuć było coś niepokojącego i z początku nawet niechcianego. Był niczym zmora – przenikał duszę, myśli, słowa i uczucia; rozniecał chaos i trwogę. Przynosił wrażenie, że całe życie doczesne to tylko zbiór nic niewartych uniesień.
Jego ojciec, uzdrowiciel z powołania, także chciał uczynić ze syna „lekarza” i tylko patrzeć jak wspina się po strzeblach kariery, zbiera pochwały i gratulacje, a później wszystkie te cenne zaszczyty odebrać i sponiewierać, jakby była to powinność niekochanego dziecka.
W wieku lat jedenastu zmienił się jednak diametralnie, posmakowawszy troszkę niezmąconej wolności. Tiara Przydziału niezgodnie ze wszelakimi urojeniami ojcowskimi i matczynymi orzekła Ravenclaw, co go nieco zasmuciło, ale także przyniosła wielką ulgę. Wykonał krok ku wolności!
Gdy minęła trzynasta zima jego jestestwa, uzmysłowił sobie w końcu, że jego życiowym przeznaczeniem nie są stare książki ani regułki powtarzane z pokolenia na pokolenie, ale dusza, bowiem już wtedy zaczął uważać, że świat jest zaczarowanym ogrodem. 
W rezultacie Lavi Hogwatru nie ukończył. Zakończył swoją edukację trzy miesiące przed ostatecznymi egzaminami, żegnając się raz na zawsze ze swoim dotychczasowym życiem i murami zamku.
Nie istnieją dla niego cztery pory roku, a tylko wieczna wiosna pełna łagodnego światła, żywych kwiatów, budzących się do życia istot i niesamowitych woni. Nie istnieją dla niego także pory dnia, bo nie raz kładzie się o ósmej rano i wstaje o drugiej po północy – w zależności jaką dole zapisze mu Wena.
Samą postać Laviego streścić można tylko w czterech słowach - ekscentryk uzależniony od ołówka, bo poza swoimi awangardowymi malunkami świata nie widzi. Ciągle poszukuje prawdziwego piękna i nie może odpowiedzieć na pytanie czym ono jest. Czasem ujawnia się w krajobrazie, w liściu upadającym z drzewa, a czasem w pannie, którą dostrzegł z okienka swoich czterech ścian itp., itd.
Angielski włóczykij, który znaleźć sobie miejsca nie może, ciągle wędrujący w poszukiwaniu szczęścia i swojej muzy natchnienia. Swoje życie zamyka w jednej torbie podróżnej i tak naprawdę nikt nie wie kiedy zniknie i kiedy znów się pojawi.
Stark nie potrafił obchodzić się z kobietami – mogą zawinąć nieświadomego Laviego wokół chudego palca, a potem okaleczyć ostrym, długim paznokciem, rzucić nagle i bez powodu, ot, bo się znudził i jeszcze na koniec zatopić w nim ziarno tęsknoty i smutku, za czymś co minęło i już nigdy nie powróci.
Lavi posiada niepospolitą urodę. Wzrost metr osiemdziesiąt cztery, ciało dobrze zbudowane, jasne włosy z popielatym odcieniem, nos prosty, usta nieco wąskie, posiadacz lekkiego zarostu. Oczy natomiast ma szaroniebieskie, niekiedy rozmarzone, a niekiedy pełne iskier wesołości, rzadko zimne jak lód. Kiedy mówi, mówią z nim usta, brwi, nozdrza, ręce i oczy, którymi chce przelać swoją duszę w słuchacza.
Póki co, zamieszkuje dwa pokoje na poddaszu u pewnej rodzinny w Hogsmeade, w którym panuje artystyczny ład i porządek, jak zwykł mówić na swój bałagan. Z rodziną natomiast kontaktuje się prawie wcale, tylko czasem daje dowód życia pocztówką wysłaną w biegu.

* Bolesław Prus, Lalka.

[Witam wszystkich serdecznie! Wybaczcie skromność karty, ale głowę mam wypełnioną szkolnymi bzdurami i zmusić jest ją do myślenia trudno. Wątki wszelakie przyjmę z miłą chęcią - czy to dłuższe, czy też krótsze (jednak najchętniej konkretniejsze). Twarzy użyczył Boyd Holbrook. Pozdrawiam gorąco! ]

104 komentarze:

  1. [ Wielbię to imię! <333 ]

    Albus

    OdpowiedzUsuń
  2. [ PAN NA ZDJĘCIACH! I KOLEJNY POWÓD DO ZGWAŁCENIA MONITORA! <3333333333]
    Dominique

    OdpowiedzUsuń
  3. [ O, są w tym samym wieku. Masz może jakieś pomysły na wątek albo powiązanie? :) ]
    Emma

    OdpowiedzUsuń
  4. [Haha, widząc nazwisko pierwsze co mi przyszło na myśl - Iron Man ._. Ja mam już jakieś skrzywienie. W każdym razie, witam serdecznie. A skoro oboje mieszkają w Hogsmeade to może jakieś ciekawe powiązanie wymyślimy? :)]

    OdpowiedzUsuń
  5. [A, skubana, mówiłaś, że karta będzie jutro. ;p To co, wątek?]

    OdpowiedzUsuń
  6. [ och ja nie wiem w ogóle. wszyscy nie pozwalają człowiekowi na odrobinę rozrywki w życiu. ale wącimy nie?]
    Dominique

    OdpowiedzUsuń
  7. [ powiązanie i wątek! taaak. ale nie mam pomysłu :C chętnie za to zacznę.]
    Dominique

    OdpowiedzUsuń
  8. [ ona mogłaby słodkiego Kruczka traktować jak przytulankę, nie wiedząc nic o jego zauroczeniu. a teraz ona staje się jego natrętną sąsiadką (oczywiście nic o tym nie wie, bo dziewczę sprowadza się z dnia na dzień nie chcąc dłużej męczyć się z rodzicami i nie widywać non stop siostrzyczki) która wraca o niestosownych porach, rozbijając się na schodach czy puszczając muzykę w najmniej odpowiednich porach, więc przylazłby sobie na pogadankę? a mogłaby wówczas być w stanie względnym no i ten..coś się wymyśli. to taka luźna propozycja.]
    Dominique

    OdpowiedzUsuń
  9. [ powinnam zacząć ja, bo obiecałam. ale pogniewasz się jak Cię wykorzystam? muszę odpisać, więc zaczęcie zajęłoby mi milion lat. :C odwdzięczę się ładną wymianą komentarzy <3]
    Dominique

    OdpowiedzUsuń
  10. Dominique, grzeczne dziewczynki nie powinny wracać z jakiegoś przydrożnego pabu od drugiej nad ranem, w stanie rzecz jasna wskazującym. Dominique twoja matka nie byłaby z ciebie dumna, nie tak Cie przecież wychowała. Chciałaś być grzeczną dziewczynką, naprawdę się starałaś przez dłuższy czas, ale nie wyszło tak? Coś poszło nie tak, po prostu i zboczyłaś na tą złą ścieżkę. Aniołeczku, gdyby Cię teraz rodzice zobaczyli jak wtaczasz się po schodach, potykasz o własne nogi i śmiejesz się, odgarniając rude włosy, które na siłę cisną Ci się do niebieskich oczu. Ale cii. Przykładasz palec do ust, bo nie chcesz obudzić sąsiadów i dobijasz wreszcie do drzwi, by w popłochu wyciągnąć z kieszeni klucze. Pozostało tylko trafić do dziurki, ale co to dla Ciebie? Ty przecież nawet z enigmą byś sobie poradziła. Mija minuta, może dwie i jesteś w środku. Ściągasz buty, kurtkę, rozpuszczasz włosy, które i tak wymknęły się spod gumki, podczas twej ciekawej wycieczki. Podchodzisz do cudownego, mugolskiego urządzenia, w którym znajduje się mały krążek i włączasz go. Po chwili z tego czegoś sączy się cudowna, rockowa muzyka, która tak bardzo mąci ci w głowie. Niewiele trzeba by po prostu zaczęła tańczyć, zrzucając z siebie przy okazji koszulkę, zostając w samym koronkowym staniku, rozpina spodnie, wciąż porusza się w rytm muzyki, nawet gdy podchodzi do jednej z szafek i bierze do ręki na pół opróżnioną butelkę Ognistej i pociąga z niej niewielkiego łyka. Jej matka z pewnością nie byłaby dumna.
    I wszystko szło by cudownie jakby nie pukanie, które wreszcie przebiło się przez tę muzykę. Jęczy cichutko, pewnie jakiś sąsiad przyszedł ją zgonić, powinna była wyciszyć mieszkanie, ale przecież teraz nie może udawać, że jej nie ma, choć ma ogromną ochotę schować się za kanapą. Podchodzi więc do drzwi chwiejnym krokiem, uśmiecha się najsłodziej jak potrafi i otwiera je.
    - Już, już robi się ciszej. Obiecuje. - mruczy opierając się o framugę, ma przymknięte oczy, nie chce bowiem spojrzeć na sąsiada, bo wie, że jeśli potem go spotka to będzie wstydziła się za to wszystko, a tego jej do szczęścia nie trzeba.

    [ jest dobrze, lepiej niż u mnie :)]

    OdpowiedzUsuń
  11. Ludzie, którzy ją znali wiedzieli czego się można po niej spodziewać. Była osobą niespokojną, osobą, która nie potrafi usiedzieć w jednym miejscu, w ciszy przez dłużej niż pięć minut. Jej rodzice często zabierali jej te mugolskie dzieło szatana, jak nazywali odtwarzacz i pilnowali aby grzecznie położyła się spać. To był jeden z wielu powodów, który zadecydował o tym, że dziewczę spakowało swe rzeczy i wyprowadziło się. Przez jakiś czas mieszkała u koleżanki, potem w Hogwarcie, lecz natrętne wizyty Victoire, zmusiły ją do przeniesienia się gdzie indziej, ku rozpaczy niewinnych ludzi.
    I oto właśnie nadszedł ten moment gdy musiała oberwać, ona, taka grzeczna dziewczynka! Od staruszki, która mieszkała pod ósemką panienka Weasley zdążyła już dostać po uszach. Obiecała poprawę i oto skutki. Wywiązała się z nich, prawda?
    Przeciera zmęczone oczęta, w o intensywnym, niebieskim kolorze, a potem ziewnęła, oczywiście zachowując wszelkiego rodzaju maniery i zakrywając sobie malinowe usta dłonią.
    - Jasne. - mruczy pod drobnym noskiem, aż wreszcie otwiera te swoje ślepia i napotyka spojrzenie mężczyzny. Jakby ktoś wylał na nią kubeł pełen zimnej wody, jakby wytrzeźwiała ot tak, przez pstryknięcie palcami, gdy dostrzegła w nim tego uroczego Krukona, którego niegdyś traktowała jak zwykłą maskotkę. Sięga po bluzę, zakłada ją szybko i zapina, nie ładnie przecież tak paradować w samej bieliźnie. - Wejdź. - mruczy cichutko i sama odwraca się idąc w głąb mieszkania. Ścisza muzykę, aż wreszcie całkowicie ją wyłącza. I teraz pojawił się problem bo zazwyczaj wygadana panna Weasley po alkoholu stawała się cholernie nieśmiała i zapominała języka w gębie.

    OdpowiedzUsuń
  12. [ Ok, czekam ; ) ]

    OdpowiedzUsuń
  13. [ Dobre! :) Czyli zaczynam? ; ) ]

    OdpowiedzUsuń
  14. Dla niej nie istniało pojęcie ideału, wobec niej nie miało prawa pojawić się stwierdzenie "atrakcyjna". Często nienawidziła siebie. Siebie i swojej kochanej rodzinki od strony matki, swojej prababki, która rozpoczęła całe to piekło. Czasami miała ochotę wyrwać sobie serce, sprawić, że przestanie pompować krew istot niemal idealnych, istot pięknych aczkolwiek niewątpliwie groźnych i niedostępnych dla płci męskiej. Ona chciała być tylko zwykłą dziewczyną, ubrudzoną po łokcie ziemią, dziewczyną, w której ktoś na prawdę mógłby się zakochać i to nie dlatego, że roztaczała w okół siebie tą dziwną poświatę, która przyciągała do niej osobników płci przeciwnej niczym magnez. Czy prosiła o naprawdę wiele? On był jednym z nich, tak sądziła, bo raczej nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby poświęcić jej czasu. Ale wtedy się tym nie przejmowała, wtedy niczego tak naprawdę nie dostrzegała, traktując chłopaka jak wszystkich swoich przyjaciół. Poza tym o rok młodszy chłopaczyna jeszcze wtedy wydawał się być śmieszny. Tak po prostu.
    Zapina jeszcze guzik swoich spodni i dopiero po chwili odwraca się i spogląda na niego. Odgarnia jeszcze rude włosy na jedno ramię i na moment przygryza dolną wargę.
    - Wspomnienia? - głos ma melodyjny, choć nieco zachrypnięty, ale to wszystko przez alkohol jaki wlała dziś w siebie. - Nie przypominam sobie Stark byś kiedyś już musiał dobijać się do moich drzwi bym ściszyła muzykę, a może mam problemy z pamięcią? - przechyla głowę, jednak wciąż wpatruje się w niego intensywnie, niemal przeszywa go wzrokiem. - Stęskniłeś się? - pyta po chwili cichutko, a na jej wargi wkrada się uroczy uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
  15. [Ładnie wymyśl, to ładnie zacznę :D]

    OdpowiedzUsuń
  16. Wyrwała się od ludzi i przyszła tu sama. Nie żeby chciała się ubiegać o zostanie emo, albo miss samotności. Po prostu od tak, czasem się przydawało. Zamówiła sobie piwo kremowe i patrzyła się w zawartość kubka z delikatnym uśmiechem, starając się nazwać kształty jakie wyszły z różnych zabawień pianki. Arietis miała bardzo rozwiniętą wyobraźnię, więc nie stanowiło to dla niej większego problemu.
    Czuła na sobie czyjeś spojrzenie, ale przywykła do tego, bo ile osób tutaj może mieć włosy takiego koloru,jak jej? Każdy się napatrzeć chce. W końcu jednak podniosła wzrok i padł on na chłopaka o bardzo ładnym profilu. Zagryzła lekko wargę, przesuwając wzrokiem po jego posturze - jakby znajomej. A kiedy chłopak niczego nie świadomy podniósł wzrok, ona go rozpoznała. Podniosła się z miejsca i ruszyła w jego stronę zostawiając piwo przy stoliku. Stanęła przed nim.
    - Nagle ci się zebrało na rysowanie mnie? - Uniosła brew przesuwając po nim wzrokiem.

    OdpowiedzUsuń
  17. Zabolało ją to. Nadal miała przed oczami jego rysunki, które oglądała sprzed roku. Na wszystkich była jednak kobieta, ale bynajmniej do niej nie podobna.
    - Oczywiście, że nie. - Odpowiedziała głośno, ciszej pod nosem mamrocząc coś na kształt "No tak, skoro można rysować każdą inną laskę w okolicy". - Jakbyś wiedział, że to nie ja to byś nie namalował. A można wiedzieć czemu? - Spytała ewidentnie zanim się zastanowiła. Stuknęła się otwartą dłonią w czoło. Wszystkie emocje tak cholernie w niej teraz buzowały. Patrzyła się na niego, zdawał się być tym zakłopotany nie mniej niż ona. - Nie ważne. Nie istotne. - Zaczęła powtarzać wycofując się i idąc do wyjścia. Po chwili zawróciła podchodząc do stolika i wypijając kremowe piwo za jednym razem. I do wyjścia. Bez kurtki, szalika ani czapki. Byle wyjść.

    OdpowiedzUsuń
  18. Zatrzymała się w miejscu i spojrzała na niego. I to bynajmniej nie jak na przegranego. Przesunęła po nim wzrokiem raz jeszcze.
    - Nie czaruj mnie tutaj - powiedziała dość szorstko, chociaż bardzo chciała, żeby okazało się to prawdą. Zacisnęła tylko palce na kurtce, nadal święcie przekonana, że miał inną dziewczynę. Zresztą wystarczyło na niego spojrzeć i było oczywistym ile kobiet do niego lgnęło. Czemu miałby się ograniczać? Zresztą nawet niczego nie ustalili, po prostu... - Skąd wiesz, że nie chciałam tej kurtki zostawić bezdomnym? - To zdanie też było głupie, bo przecież bez odzienia trzęsła się niemiłosiernie. Ale ona i tak chciała być zdeterminowana. Pokazać, że jej nie zależy. Chociaż gdyby nie zależało, prawdopodobnie nie zostawiłaby kurtki. - Co ty wyprawiasz? Nie powinieneś wypatrywać tej swojej laski ze szkicownika, żeby ją rysować? - Nie powinna o tym wiedzieć, bo on nie był skłonny pokazywać jej swoich prac, ale w sumie zabrzmiało to, jak zwykła zgadywanka, więc nie powinien tego potraktować na poważnie. Była zła. Bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  19. [Ojoj, Lalka ._. Moja lektura w najbliższej przyszłości po tych wszystkich Nie-boskich Komediach i innych Panach Tadeuszach -.-' Nienawidzę lektur, ale cóż... W każdym razie, ja tu przyszłam o wątek żebrać :D Jakieś pomysły nań lub powiązania? ;3]

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  20. [Cóż, zobaczymy, jeszcze wszystko przede mną :) Chociaż i tak wątpię, że przeczytam którąkolwiek z pozycji od deski do deski, nigdy tego nie zrobiłam ^^'
    Pomysł dobry, podoba mi się :) Tylko zakładamy, że już miało to miejsce i teraz spotkają się znowu czy wykorzystamy to w tym wątku? :D]

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  21. [Właśnie nie mam ;) Zaczynam więc ;3]

    Znowu została wyciągnięta do Hogsmeade. Chociaż zapierała się rękami i nogami, wmawiała wszystkim, że ma dużo zaległości, które musi nadrobić, nie chcieli jej słuchać. Jęczeli jej nad uchem i błagali, a ona jak głupia w końcu dała się namówić. Przebrała się z szat szkolnych, nakładając zwykłe, o wiele wygodniejsze ubrania i niechętnie ruszyła za znajomymi w stronę miasteczka, gdzie mieli zaszyć się na kilka godzin w jakimś barze. Tak, tak, mieli zamiar pić, a jakże! Saga jednak nie zamierzała spojrzeć na jakikolwiek alkohol. Tylko raz w życiu, zaledwie kilka miesięcy temu, spróbowała Ognistej i obiecała sobie, że więcej jej nie tknie. Tak samo jak innych rzeczy, które zawierały procenty. No, może prócz Kremowego Piwa, które nie było aż takie groźne.
    Już od godziny siedzieli w jakimś barze. Oczywiście wszyscy byli już nieźle podpici i tylko panna Nielsen siedziała samotnie gdzieś w kącie, popijając Miód Pitny. Dopóki ktoś do niej nie podszedł. Tym kimś, jak się okazało, był pewien Ślizgon, który chcąc nie chcąc Sadze się podobał. Ona jednak starała się to skrzętnie ukrywać, choć biedaczyna nie miała pojęcia, że wszyscy i tak o tym wiedzą. Bo gdyby wiedziała, może wtedy nie dałaby się przekonać na wypad do Hogsmeade. Może wtedy oszczędzono by jej tego całego upokorzenia, jakiego doznała kilka godzin później.
    Starała się nie płakać. Cały czas powstrzymywała łzy, wpatrując się z niedowierzaniem w twarz znajomych, jakby chciała zapytać: 'Dlaczego mi to zrobiliście?'. Nie dostała jednak odpowiedzi. Zanim ktokolwiek zdążył coś jeszcze powiedzieć, Saga szybko się pożegnała i niczym torpeda wypadła z baru. Dopiero na zewnątrz pozwoliła łzom spłynąć po zarumienionych ze wstydu policzkach. Słone krople niemal od razu zasłoniły jej drogę, dlatego szła na ślepo przed siebie, nawet nie zdając sobie sprawy, że trafiła w te gorsze rejony miasteczka, w które prawie nikt się nie zapuszcza. Ona jednak miała to gdzieś. Szła szybko przed siebie, chcąc jak najszybciej znaleźć się daleko od baru, z którego wyszła. Pech chciał, że w pewnej chwili na kogoś wpadła. Mimowolnie cofnęła się krok w tył, starając się kilkoma ruchami wytrzeć mokre policzki. Ale to i tak było na nic, każdy mógłby poznać, że dziewczyna jeszcze przed sekundą płakała.
    -Przepraszam - wymamrotała cicho, nie będąc pewną czy nieznajomy w ogóle ją usłyszał. Kto by się tam zresztą tym przejmował?

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  22. - Nigdy mnie nie rysowałeś, więc nie widzę sensu, byś teraz zaczął. - Chciała jeszcze dodać "zresztą, przecież sam przestałeś się odzywać do mnie" ale byłoby to kłamstwem, bo zrobili to niemal jednocześnie. Stała więc tak przed nim i patrzyła się w jego oczy, które często przykuwały jej uwagę. Nie! Odwróciła wzrok. - Na pewno znajdziesz następną. Kobiet tu masz pod dostatkiem. - Musiała się powstrzymać, by nie powiedzieć "ty", zamiast "tu". Westchnęła niezauważalnie. - Dzięki za kurtkę. - Mruknęła w końcu, no bo... No bo tak. Pamiętała ten okres. Ciągle była zajęta treningami i robieniem innych rzeczy, takich jaki chociażby zrobić nie kończące się ołówki dla niego i koniecznie chciała się nauczyć rysować wronę, tak żeby mu narysować, ale to trwało, a potem zwyczajnie nie pamiętała co którego dnia robiła, więc zawsze twierdziła, że to trening. Owszem, było jej źle z tym, że przychodził, żeby zrobić jej niespodziankę, a ją to omijało, bo musiało to być naprawdę przyjemne, ale nic na to nie mogła poradzić. Chciała, ale zanim się za to zabrała, było za późno.

    OdpowiedzUsuń
  23. Panna Nielsen była istotką zbyt naiwną i łatwowierną, aby móc w jakikolwiek sposób bronić się przed osobnikami płci przeciwnej, co już nie raz i nie dwa zostało udowodnione. Rzecz jasna Saga wolała o tym zapomnieć i nie wracać do tego, co było, bowiem wiedziała, że i tak nie cofnie już czasu. Jedyne co mogła zrobić to po prostu trzymać się od chłopców z daleka, aby nie mogli zawrócić jej w głowie. Szkoda tylko, że za każdym razem zapomina o tej obietnicy i daje się omamić czułymi słówkami i gestami, a przypomina sobie o niej dopiero wtedy, gdy po raz kolejny zostanie porzucona jak zabawka.
    Czasami naprawdę się tak czuła. Jak zabawka, która znudziła się właścicielowi i została rzucona w kąt. A później zostaje oddana komu innemu i historia się powtarza. Przechodzi z rąk do rąk, a wszędzie czeka ją ten sam los. I nigdzie nie widać końca, bowiem tak słabe istotki najłatwiej jest wykorzystać. A faceci przecież lubią to robić. Lubią bawić się niewinnymi niewiastami, by je zhańbić, a później porzucić i zostawić same z poczuciem winy, że dały się tak łatwo wykorzystać.
    Co się stało z dżentelmenami w tych czasach? Gdzie podziali się ci wszyscy mężczyźni honoru, o których Saga tyle czytała w zaciszu swojego niewielkiego pokoju? Czyżby wszyscy zginęli na wojnie, ratując swój kraj? A ci, którzy zostali to sami tchórze, dezerterzy, dla których ważne było wygodne życie, czyż nie tak? Jak inaczej wytłumaczyć ten brak poszanowania wobec kobiet? Tyle pytań i żadnych sensownych odpowiedzi. Smutne, ale jakże prawdziwe.
    I to właśnie nad tym się zastanawiała, gdy tak biegła przez miasteczko, zupełnie nie zwracając uwagi na to, co się działo wokół niej. Nie była w stanie myśleć o pięknej pogodzie, dobrej herbacie, którą mogłaby wypić. Była tylko ona i jej upokorzenie. Jej ból, choć nie tak mocny, jak mógłby się wydawać, bowiem mimo pozorów, Saga w jakiś sposób zdążyła się do takiego traktowania przyzwyczaić. Mimo to, wciąż bolało. Co z tego, że nieco mniej niż za pierwszym razem?
    -Dzień może i piękny, ale czy człowiek zwraca uwagę na pogodę, gdy jego dusza krwawi? - spytała gorzko, starając się zetrzeć resztkę łez.- O ile dusza może krwawić - wymamrotała jeszcze, bardziej do siebie niźli do mężczyzny, szukając w kieszeniach płaszcza jakiejkolwiek chusteczki. Tylko po co jej ona była? I tak nie doprowadzi się nią do porządku.

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  24. - Widziałam twoje szkice, Lavi. - Szepnęła, chociaż wiedziała, że nie powinna, bo on nigdy jej ich nie chciał pokazać. - Nie przypominały mnie. - Powiedziała i w tym momencie język się jej rozwinął, jakby za sprawą zaklęcia. - Ale nie mogę cię winić, niczego nie ustalaliśmy, zresztą masz prawo rysować cokolwiek i ktokolwiek ci się spodoba. - Zatrzymała się przy ostatnim słowie, po czym spojrzała mu jeszcze raz w oczy, a następnie jakby speszona odwróciła się w przeciwną stronę i szybko odbiegła do szkol. Ona speszona... to dopiero musiał być widok.

    OdpowiedzUsuń
  25. [ Zaczynam, ale pewnie wyjdzie nie za długie :( ]
    To był jeden z tych dni, kiedy można było wybrać się do Hogsmeade. Emma lubiła tą odmianę, no i oczywiście chodzenie po wszystkich możliwych sklepach. Starała się nie wydać całego kieszonkowego, co tym razem wyszło jej całkiem nieźle. Koleżanki próbowały ją zaciągnąć na kolejny szał zakupowy, ale ona stanowczo (aczkolwiek grzecznie) odmówiła. Wolała znaleźć sobie jakieś zaciszne miejsce, chwilę posiedzieć, może pomyśleć. Gdy dziewczyny oddaliły się (a ich podekscytowanie słychać było z daleka jeszcze przez długi, długi czas), blondyneczka ruszyła na poszukiwania. Wolnym krokiem przemierzała znajome uliczki. Miała przynajmniej gwarancję, że się nie zgubi. Różdżkę przezornie schowała do kieszeni dżinsów. Po chwili zauważyła jakąś ławeczkę, co prawda wyglądała ona na raczej starą, ale jej stan nie miał tutaj znaczenia. Emma z gracją przysiadła i zaczęła wpatrywać się w dal.
    Emma Ames

    OdpowiedzUsuń
  26. Co tu robić? Dziewczyny nie wracały, głupio jej było siedzieć samej, chociaż trzeba przyznać, że rozmyślanie było jednym z jej ulubionych zajęć. Lubiła mieć taką chwilę dla siebie. Delikatnie odchyliła głowę do tyłu i spojrzała w niebo, które wydawało się być idealnie błękitne i bezchmurne.
    Nagle silny powiew gwałtownego wiatru dał jej się we znaki. Zupełnie zapomniała o kwiatku, który wetknęła między kosmyki swoich włosów w sklepie, gdy tylko za niego zapłaciła. Teraz ten sam kwiatek napędzany wiatrem 'wędrował sobie' po chodniku. Blondynka w rozpaczliwym geście (przerywając swoje rozmyślania) złapała torby z zakupami i pobiegła w stronę, gdzie leciała jej zguba. W końcu zatrzymała się niedaleko jakiejś ławki. Problem był tylko jeden. Ktoś na niej siedział.
    Emma

    OdpowiedzUsuń
  27. Wbiegła do dorminatorium i w biegu rzuciła kurtkę na łóżko, siadając przy biurku i zakrywając dłońmi ręce. Była speszona? To niemożliwe. Jak facet może tak działać na kobietę? Czy to w ogóle było legalne? Pewnie nie. Położyła się na pościeli, ściągając buty. Przymknęła oczy i wtuliła głowę w poduszkę, przypominając sobie jedną z kilkudziesięciu sytuacji, jakie przeżywali.

    Podeszła do niego od tyłu delikatnie położyła dłonie na jego szyi. Wolno przesunęła je do góry, wsuwając w jego włosy. Poczuła jak się wzdrygnął, co tylko poszerzyło jej delikatny uśmiech. Odchylił głowę do tyłu i spojrzał na nią.
    - Zdajesz sobie sprawę, jakie to dekoncentrujące? - spytał z zawadiackim uśmiechem.
    - Być może. - Pomachała głową na boki, na co usłyszała jedynie jego cichy śmiech. Wyprostował się i powrócił do swoich notatek, podczas gdy jej dłonie zsunęły się na chwilę na jego klatkę piersiową. Kiedy poczuła, że znów odchyla głowę, cofnęła ręce na jego barki.
    - Pochyl się tutaj. - Mruknął, spodziewając się pstryczka w nos, lub czegoś równie niewinnego, on przytrzymał jej głowę, kładąc dłoń na jej kark i delikatnie musnął jej wargi. Sprawiło to, że przez chwilę, jakby zastygła, nie do końca wiedząc, co zrobić. - Teraz się może skupię. - Roześmiał się. I nie, nie skupił się.


    Po chwili przeniosła się na skraj łóżka i wyciągnęła zeszyt, w którym było chyba zapisane całe jej życie. Nie był to pamiętnik, to był zbiór wszystkiego. Czasem były to przepisy na eliksiry, czasem opowiadania, zdarzały się przepisane wiersze, albo rysunki robione z nudy. Było tam wszystko.
    Położyła go na blacie i znów się położyła. Nawet nie zauważyła, jak Hamlet chwycił jedną z wystających kartek i wyleciał przez okno. Nie było to nic nadzwyczajnego i w zasadzie Etis powinna być wdzięczna że padło na kartkę, gdzie było imię chłopaka zapisane rożnymi kolorami, a nie takie na przykład z serduszkami, czy coś.

    OdpowiedzUsuń
  28. No tak! I nawet nie pozwolił wyjąć ze swoich szponów kartkę, którą dla niego przyniósł. Dlaczego? Trudno powiedzieć. Hamlet nigdy nie zdawał się przesadnie lubić chłopaka, raczej fukał na niego i dziobał go, jak ten się zbliżał do dziewczyny. Teraz nagle przyniósł kartkę. Lecz nie była ona zwykła, bo na jeden stronie była praca domowa z eliksirów a druga była cała w imieniu chłopaka, w różnych kolorach, ale jednym, tym samym pismem. Nie dało się stwierdzić z jakiego czasu pochodziły te zapiski. Tak czy inaczej sówka teraz nie chciała już mu tego oddać. Nie rozpoznał go, tak?! To foch.

    Arietis nie stała się zgorzkniała, ani nieprzyjemna, ani nie uśmiechała się mniej. Tylko przy nim i czasem widząc jakieś zakochane pary. No standardowe zachowanie dziewczyny, która zakończyła związek, którego kończyć nie chciała. No proszę, przynajmniej w jednej rzeczy zachowywała się normalnie, jak na człowieka przystało.

    OdpowiedzUsuń
  29. [Dobra, dobra. Mam pewien pomysł. Jego ojciec jest uzdrowicielem i pchał Leviego, by także nim został, tak? Więc teoretycznie można przypuszczać, że chłopak wbrew swojej woli siedział w gabinecie swojego ojca i obserwował co to on wyprawia(jak był dzieckiem_ Audrey ma schizofrenię, więc mogłaby wtedy przychodzić na terapię do ów uzdrowiciela i jako mała dziewczynka zaprzyjaźnić się z Levim, a ta przyjaźń dotrwała, aż do dzisiaj. Co ty na to?]

    OdpowiedzUsuń
  30. Widziała to w jego oczach, widziała, że coś mu świta, ale nawet nie wie z kim na do czynienia. To wszystko sprawiło, że zaśmiała się cicho i sięgnęła po szklankę, by już kulturalnie napić się ognistej. Po chwili zamoczyła usta w płynie, upiła spory łyk i odstawiła ją na półkę. To nic. Nie była osobą, która zapadała ludziom w pamięć, nie ulokowała się w cieplutkim gniazdku, w zakamarkach jego główki. To nic. Powinna przywyknąć, przecież to jej siostra była tą idealną, powinna się przyzwyczaić, bo całe życie konkurowała z ideałem. To naprawdę nic wielkiego, ale dlaczego nagle uśmiech przygasł, jej ciało zmizerniało jeszcze bardziej, a gdzieś tam w tych niebieskich oczętach czaił się smutek? Dlaczego nagle zaczęła wyglądać jak malutka, zagubiona dziewczynka, która marzy tylko o tym by się do kogoś przytulić?
    Wzdycha ciężko, odgarnia burzę rudych włosów do tyłu, jednak one i tak po chwili znowu cisnął jej się do oczu. Posyła mu uśmiech, delikatny, aczkolwiek nieco wymuszony i przygaszony.
    - Nadal jesteś tym słodkim chłopcem, który podskakiwał z radości widząc każdy zakamarek. Wiesz, mówili mi kiedyś, że prawdopodobnie byłeś mną zauroczony, bo na stwierdzenie, że zakochany raczej się nie pokuszę, nie chcę odbiegać od reali. Ale sądzę, że gdyby naprawdę tak było, to nie stałbyś tu teraz i zastanawiał się kim ja do cholery jestem, nie? - przechyla lekko głowę, lustruje go od stóp po czubek głowy, aż wreszcie wzrusza ramionami. - Może powinieneś iść? Ja jestem pijana, ty z pewnością zmęczony, ja znam Ciebie, ty mnie nie. Zapewne to za dużo wrażeń jak na jedną noc. I obiecuje, będzie już cicho. Jestem przecież grzeczną dziewczynką. - ostatnie zdanie, jej ulubione, powtarzane jak mantra, zawsze, odkąd pamięta. Wszyscy jej znajomi znali je na pamięć, padało przecież z jej malinowych ust okropnie często. Bo przecież była grzeczną dziewczynką.

    [ przepraszam za to na górze :C]
    Dominique

    OdpowiedzUsuń
  31. Zwierzak spojrzał na niego z przymrużonymi ślepiami, ale nic nie zrobił. Jak zaproponowano mu jedzenie, to poruszył głową w taki sposób, jakby mówił "No, skoro nalegasz, to się łaskawie zgodzę. Tylko mnie nie otruj". Szponami nadal bardzo mocno trzymał kartkę.

    Spojrzała na papierosa w jego ręku i wzięła go od niego. W pierwszej chwili chciała go zgasić o cokolwiek, ale tak patrząc na niego, doszła do wniosku, że tego nie zrobi. Zagryzła lekko wargę, nieznacznie marszcząc brwi, po czym zaciągnęła się nim. Przysunęła się do chłopaka i złączyła ich wargi przekazując mu ten dym, następnie oparła głowę na jego ramieniu, nieznacznie pokasłując, bo skoro nie paliła, to i zaciągać się nie potrafiła.
    - Myślałem, że masz uczulenie. I nie lubisz.
    - Masz rację. Dlatego więcej tego nie zrobię. - wtuliła się w niego.

    OdpowiedzUsuń
  32. [Bardzo się cieszę i wciąż nie mogę się sobie zadziwić, że udało mi się coś takiego wymyślić xD]

    Dzisiejszy dzień nie zapowiadał, że ma się odbyć szkolny wypad do Hogsmead, ale przecież to w niczym nie przeszkadza, bo przecież można użyć trochę nielegalnych sposobów, by wyrwać się, choć na trochę, z murów Hogwartu. Dzięki temu, że kilka nocy w swoim życiu, kiedy nie mogła spać, spożytkowała, by lepiej poznać zamek, mogła bezproblemowo i niewidocznie wyjść poza bramę szkoły. Mianowicie, przeszła obok starej, obskurnej rzeźby czarownicy, gdzie dalej był średniej wielkości tunel, który prowadził prosto do Miodowego Królestwa. Oczywiście, istniało ryzyko, że mogła zostać przyłapana na tym, ale czego nie robi się, by spotkać się ze starym przyjacielem, którego zna od dzieciaka.
    Podniosła klapę, rozglądając się, czy nikogo nie ma, a kiedy stwierdziła, że droga wolna, otworzyła na całą szerokość właz i dźwignęła się na rękach, by wyjść z tego zapajęczonego tunelu. Otrzepała się z kurzu i palcami przeczesała swoje włosy, po czym z wyćwiczoną pewnością siebie ruszyła do wyjścia.
    Od razu,,kiedy weszła do Trzech Mioteł, zauważyła znajomą postać. Mimowolnie się uśmiechnęła i niemal w podskokach podeszła do chłopaka od tyłu, zasłaniając dłońmi jego oczy.
    -Zgadnij kto, kochaniutki.-mruknęła mu zmysłowo do ucha i roześmiała się cicho. Cmoknęła go w policzek i usiadła naprzeciwko niego, zamawiając kufel piwa kremowego.

    Audrey

    OdpowiedzUsuń
  33. [Albo w sumie ja zacznę, a co.]

    Mała, ciemna postać z obszernym kapturem zarzuconym na głowę, przemykała pomiędzy drzewami na skraju Hogsmeade i Zakazanego Lasu. Zamglony teren, którego nie rozpoznawała wyraźnie wpływał na jej zachowanie, bowiem co chwila rozglądała się nerwowo, ściskając w drobnej dłoni rzeźbiony patyk.
    Co Ash robiła o tej porze w miejscu, w którym nie powinna się znaleźć? Cóż, zgubiła się. Dlaczego w ogóle się znalazła w Lesie? Bo się pokłóciła ze swoim bratem. A teraz bardzo żałowała, że nie chciała go posłuchać.
    Słysząc trzask gałązki, odwróciła się na pięcie, celując różdżką w majaczącą się we mgle postać. Kaptur opadł nieco z jej twarzy, odsłaniając blade ze strachu policzki, zielono-białe kosmyki w grzywce i rudą, nastroszoną czuprynę.
    Cofnęła się o kilka kroków, widząc, że postać się zbliża. Nie przewidziała jednak korzenia, o który wywróciła się do tyłu, uderzając głową w drzewo. Zaklęła cicho, rozmasowując tył głowy, w oczach jej nieco pociemniało. Widząc postać coraz bliżej siebie, zacisnęła palce na różdżce, spięta jak dzikie zwierzę i gotowa do walki.

    OdpowiedzUsuń
  34. Przyjrzała się uważnie twarzy człowieka, który stanął przed nią. Człowieka, całe szczęście, więc przed tym umiałaby się obronić. Po chwili rozluźniła się i podniosła na nogi z jęknięciem.
    - Merlinie Krótkoszaty, Lavi... - cichy głos pełen ulgi dziwnie brzmiał w całej tej mgle. Nawet nie było zwykłego leśnego echa. - Zabierz mnie stąd...
    Podeszła o kilka kroków, odrzucając kaptur na plecy i wystawiając twarz bardziej do księżyca, żeby mógł ją rozpoznać. Rude włosy z pasmami teraz już jasnego błękitu natychmiast oklapły pod wpływem wilgoci, pozbawiając ją zwykłego wyglądu szczotki do zamiatania. W oczach wciąż był widoczny wyraźny strach... No cóż, w końcu nie codziennie musisz się mierzyć samotnie ze swoją największą fobią przez własną głupotę.
    - Zabierzesz mnie stąd? - powtórzyła nieco wyższym głosem, kiedy coś przebiegło obok nich, skryte w gęstych oparach.

    [A nie szkodzi, bo jakoś po chwili mi przyszło do głowy dopiero, że w sumie mogę zacząć :D]

    OdpowiedzUsuń
  35. - Twoje serce w tym momencie jest moim najmniejszym problemem... - mruknęła, marszcząc nos na widok peta. - I przestałbyś palić te mugolskie świństwo, bo twoje płuca staną się za to problemem uzdrowicieli w Mungu.
    Widok kuzyna zdecydowanie nieco poprawił jej samopoczucie. Nie mogła zaprzeczyć, że Lavi'ego akurat z całej rodziny chyba najbardziej lubiła, mimo, że jej ojciec jakoś nie był zachwycony półkrwi czarodziejem w swoim domu. Raz Śmierciożerca, zawsze Śmierciożerca, te poglądy chyba nie dawały się wyplenić.
    Odetchnęła głęboko, zaciskając palce na jego szacie i przytulając się lekko. Dziwne, jak ta dziewczyna, nieomal unikająca dotyku innej osoby, teraz się garnęła do niego. Cóż, strach pomaga przezwyciężyć wiele innych niechęci i uprzedzeń.
    - Odbiło mi totalnie - skwitowała sama siebie pod nosem. - Tak niechcący mi się tu zapuściło, zgubiłam się, no i... Mgła.
    Wzdrygnęła się. Lavi był jedną z nielicznych osób, która zdawała sobie sprawę z fobii Aislinn i jedną z naprawdę bardzo niewielu, które wiedziały, jak dużo blizna na jej boku ma z tym wspólnego. Nie zawsze się w końcu zdarza, żeby człowieka atakował wilkołak w czasie nowiu. Całe szczęście, że w czasie nowiu, właściwie, bo jedyne co się jej zmieniło po tej historii, to fakt, że bardziej polubiła danie tatarskie.

    OdpowiedzUsuń
  36. - Ach, tak... Tak, to moje.- powiedziała cichutko, ale to nie odbierało dźwięczności jej głosowi, który odśpiewał już tak wiele piosenek.- Dziękuję.- uśmiechnęła się delikatnie, popatrzyła na kwiat i spuściła głowę. Emma była bardzo płochliwa i łatwo się zawstydzała. Może i to było słodkie, ale czasami przeszkadzało. Teraz odczuwała wdzięczność, bo byłoby jej trochę smutno, gdyby zgubiła kwiatek. Był bardzo ładny i pasował do jej delikatnej twarzyczki. Kątem oka zerknęła na mężczyznę i zobaczyła, że trzyma szkicownik. Była bardzo ciekawa, czym to też zajmował się przez ostatnią chwilę. Chciała zapytać, ale przecież go nie znała, dlatego tylko odniosła wzrok i po jej twarzy po raz kolejny przemknął cień uśmiechu.

    OdpowiedzUsuń
  37. - Dzięki... Kupiłam go przed chwilą i nie chciałam żeby się zgubił, ale wiatr miał chyba inne plany.- uśmiechnęła się, znowu nie wiedząc, co powiedzieć. W końcu stwierdziła, że za chwilę zrobi z siebie ofiarę.- Mam na imię Emma.- przerwała w końcu niezręczną ciszę i przygładziła swoją i tak idealnie wyprasowaną hogwarcką szatę. Miło jej było poznać 'pana wybawiciela jej kwiatka', w dodatku mężczyzna wyglądał sympatycznie. Chyba mogła rozpocząć rozmowę. Lubiła takich ludzi. Najbardziej zawstydzali ją ci, którzy zawsze mieli coś do powiedzenia i gotową odpowiedź na wszystko. Czuła się wtedy przytłoczona i całkowicie spłoszona. W Hogwarcie nie brakowało takich osób, ale w jakiś sposób już do tego przywykła.

    OdpowiedzUsuń
  38. Wzruszyła ramionami, starając się, żeby było to na tyle płynne, aby można było uznać, że robi to niedbale, jakby naprawdę nic się nie stało.
    - Nie będziesz czyścił mojego nagrobka, bo go nie będzie, rozumiesz. Nie chcę żadnych kamieni - burknęła.
    Zdmuchnęła kilka kosmyków z twarzy. Rozejrzała się nieco nerwowo, stawiając niepewnie kroki i pozwalając mu się prowadzić, gdziekolwiek tam ją prowadził.
    - Tata ostatnio gadał o tobie. Że jak rzuciłeś szkołę i w ogóle, to... No, okropne rzeczy - powiedziała wymijająco. - Nie lubię jak się tak mądrzy z tymi tekstami, jak to było podczas wojny i tak dalej, rozumiesz.
    Tak, zmieniła temat. I to rzeczywiście celowo. Nie chciała mówić o tym dlaczego uciekła do Lasu, ani dlaczego się zgubiła. Trochę jej było wstyd, trochę nie chciała, a poza tym wiedziała, że jej "rozsądny" kuzyn nagadałby jej do słuchu.

    OdpowiedzUsuń
  39. Duże niebieskie oczy dziewczyny zabłysły i po jej drobnym ciele przemknął przyjemny dreszczyk.- Och, jasne.- zdołała wykrztusić. Była pod wrażeniem, że dopiero co napotkany chłopak był takim dżentelmenem.- No i mi też bardzo miło cię poznać.- dodała szybko.- Mam u ciebie dług wdzięczności za mój kwiatek.- uśmiechnęła się. W miarę upływu czasu nieśmiałość Emmy zawsze malała. Niektórzy mówili, że się 'rozkręcała'. Może i prawda.- Nie wiem co bym zrobiła, gdyby ktoś w porę go nie złapał.- roześmiała się cicho i odgarnęła z twarzy włosy, które znowu się tam zaplątały, poruszone lekkim powiewem wiatru.
    W ogóle to uwielbiała czekoladę. Uwielbiała siedzieć przy kominku z ciepłym kubkiem w dłoniach i ciekawą książką na kolanach. Wymarzony odpoczynek jak dla niej. Teraz, gdy dostała taką propozycję, w dodatku w miłym towarzystwie, nie wahała się ani chwili. Miała przecież czas, w dodatku była w ostatniej klasie. Nie zgubi się i zapewne lepiej pozna chłopaka, który tak ją teraz zaciekawił.

    OdpowiedzUsuń
  40. Odetchnęła nieco, czując się pewniej w jego towarzystwie. Zawsze była to znajoma, pomocna dłoń. Zmierzwiła włosy, przeczesując pomarańczowe pasma ze złotymi akcentami i zamyśliła się nad jego słowami.
    - Przecież nie krzyczę - mruknęła. - Ja nie krzyczę na ludzi, kiedy nie ma potrzeby. Zwykle.
    Uśmiechnęła się nieznacznie, po czym zastanowiła się nad jego pytaniem. A to ciekawe... Pytał ją o jej zdanie na ten temat. Zwykle nikogo nie obchodziło, co ona myśli, czy też dlaczego słucha poleceń. Póki je wykonywała było dobrze, tak?
    - Wiesz, Lavi... Jesteś w porządku. Ja ci tam w rodowód nie zaglądam, a biorąc pod uwagę to, ile razy mi pomogłeś, mam totalnie gdzieś, kim była czy kim nie była twoja mama.
    Wzruszyła lekko ramionami.
    - To tak, jakbym się wściekała na psa, że nie jest rasowy, mimo tego, że jest wierny, aportuje i broni mnie przed niebezpieczeństwami. Jest dobrym psem, to co mnie obchodzi suka?

    OdpowiedzUsuń
  41. Zerknęła na niego kątem oka, po czym zarumieniła się po czubki uszu. Jak mogła użyć takiego porównania...? Cóż, zdecydowanie powinna więcej myśleć o innych i o tym, jak mogą się czuć.
    - Przepraszam, naprawdę nie chciałam cię urazić, powinieneś o tym wiedzieć - powiedziała cichutko. - To było bardzo głupie porównanie. Tak jakby...
    Potrząsnęła głową. Lepiej nie roztrząsać tego tematu. Miała zupełnie inne poglądy, niż swój ojciec, ale sama nigdy nie potrafiłaby żyć z mugolem, który nie zna magii. Po prostu zbyt wiele różnic, zbyt wielka przepaść.
    Słysząc jego pytanie, wbiła wzrok w ziemię. Nie chciała o tym mówić. Bardzo nie chciała. Nigdy nie dawała się ponieść emocjom, a kiedy już jakieś brały górę, nie pozwalała sobie na takie reakcje. Tym razem jednak było inaczej.
    - Pokłóciłam się z Willem. Poszło... Poszło między innymi o ciebie i o kilka innych rzeczy, które mu się nie podobają. Według ojca i niego jestem zbyt niepokorna i zbyt bezczelna. Rozumiesz, ja... Więc ojciec wymyślił i kazał Willowi przekazać mi informację, że szuka mi ODPOWIEDNIEGO kandydata na męża. WYOBRAŻASZ TO SOBIE? Aranżowane małżeństwo?! W ogóle... Małżeństwo?! JA MAM 16 LAT!
    Zatrzymała się, zamykając oczy i zaciskając pięści. Spokojnie, Ash, spokojnie... Nie daj się ponosić emocjom.
    - Więc powiedziałam, że mogą mnie ugryźć. Postawiłam się... A on mi kazał się wynosić i nie pokazywać mu się na oczy, dopóki nie zmienię zdania. Spodziewałabym się tego po Coreen... Ale Will...?

    OdpowiedzUsuń
  42. [A dziękuję serdecznie. Cieszę się, że ktoś podziela moje gusta. Sama styl ów lubię najbardziej, najmilej mi się czyta i chyba najlepiej pisze. ;D]

    Loveleen

    OdpowiedzUsuń
  43. Zeskoczył z jego ramienia i jak tylko odpowiednia szafka została otwarta, on do niej wleciał i po chwili wyłonił się z paczką krakersów w dziobie. Położył ją na blacie, a następnie podfrunął do chłopaka, oddał mu kartkę, a sam wrócił na blat w celu rozerwania opakowania.

    - Dobrze, że tobie jest. - Przesunęła nosem po jego szyi, w ten typowy dla siebie sposób, podczas gdy Hamlet podfrunął do nich i usiadł na ramieniu chłopaka, dziobiąc go w szyję po drugiej stronie. - Hamlet! - odezwała się, widząc niewielką strużkę brwi. Ściągnęła brwi i wytarła ją, po czym ucałowała tamto miejsce.

    OdpowiedzUsuń
  44. [Ach, ja nie powiedziałam, że umiem pisać tym stylem, a jedynie, że pisze mi się nim najwygodniej, to co. ;) A kącik "LLL" zawsze spoko, o!]

    Loveleen

    OdpowiedzUsuń
  45. Westchnęła i opuściła głowę.
    - Och, proszę cię, Lavi. Sam nie wierzysz w to, co mówisz. Dobrze wiesz, że jak mój ojciec się uprze, to nie ma sposobu, żeby przemówić mu do rozsądku. Nawet teraz, po wojnie wciąż wierzy w ideały upadłego czarnoksiężnika. Nie rozumie, że to jest bez sensu i będzie się upierał, żeby wybrać mi "odpowiedniego" męża. Ailstair jest po mojej stronie, ale Will upiera się przy tym, co mówi tata.
    Potrząsnęła lekko głową.
    - Zresztą, nie chcę o tym myśleć. Ani tym bardziej się nie podporządkuję. Jestem Yaxley'ówną, a nie pierwszą lepszą panienką, którą można rozstawiać po kątach.
    Uniosła głowę i uśmiechnęła się do kuzyna lekko, po czym wspięła się na palce i musnęła ustami jego policzek.
    - Ale dzięki za chęci. A teraz chodźmy gdzieś, gdzie jest ciepło, wyluzujmy się i nie ciągnijmy tematu. Jest do kitu.
    Puściła mu oko.

    OdpowiedzUsuń
  46. Sowa tym czasem obserwowała chłopaka, dziobiąc krakersy, po czym podfrunęła do masła, otworzyła je i zaczęła w nich maczać swoje jedzenie.
    Kartka była więc wypełniona jego imieniem w różnych barwach, a na końcu obok jego imienia nawet było jej imię.

    - On się tylko o mnie martwi. Nie chce żebym potem cierpiała. - Spojrzała na sówkę. - No i jest trochę zazdrosny. - Roześmiała się, stając na palcach i muskając jego wargi, żeby ukrócić temat. Popatrzyła na niego, po czym z zawadiackim uśmiechem szła do przodu, przez co on był zmuszony się cofać, aż upadł na łóżko. Pochyliła się nad nim i trąciła swoim nosem jego nos. Ręką niechcący zrzuciła plecak, z którego wyleciał jej zeszyt. Chłopak nie mógł dojrzeć jaka kartka wysuwała się spomiędzy kartek, bo dziewczyna zaraz to zebrała, ale mógł dojrzeć mnóstwo kolorów. Przynajmniej miała nadzieję, że tego nie widział, bo to przecież było jego imię.

    [xP]

    OdpowiedzUsuń
  47. [Och, jako uroczo. Cóż, spierać się nie będę, nie wypada, wszak każdy ma przecież prawo do własnego zdania. ;)]

    Loveleen

    OdpowiedzUsuń
  48. Zagryzła kącik wargi. Po chwili rozpromieniła się radośnie i szturchnęła kuzyna w żebra łokciem.
    - Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałam, żebyś zaproponował jakieś szemrane miejsce... Dzisiaj nie mam ochoty być grzeczną, poukładaną jak zwykle Krukoneczką, której w głowie tylko książki i Quidditch.
    Puściła mu oko, wspinając się na palce i mierzwiąc mu włosy. Niemal zapomniała o otaczającej ich mgle, przestając się jej bać, choć na jakiś czas. Chłopak miał w sobie tyle dobrej energii, że nie była w stanie powstrzymać uśmiechu i zmiany koloru pasm w grzywce na złoty.
    - Tak czy inaczej później będę się musiała tłumaczyć Alowi, dlaczego nie było mnie w zamku całą noc.
    Poprawiła włosy płynnym ruchem.
    - To gdzie idziemy?

    OdpowiedzUsuń
  49. Uśmiechnęła się szeroko, patrząc na niego i upiła trochę swojego piwa, który przed chwilą jej podano.
    -Przykrości spotkały, bo żeby cię zobaczyć musiałam przedzierać się przez cholernie ciasny tunel i kilka pajęczyn wplątało mi się we włosy.-skrzywiła się lekko i sięgnęła dłońmi do swoich brązowych kudłów, by powyciągać jakieś resztki niewidzialnej nici.
    -Twoja wina.-mruknęła z rozbrajającym uśmiechem.
    Przy nim czuła się jakoś inaczej, swobodniej, bo on jako jeden z nielicznych, znał ją naprawdę, bo kiedy stwierdzili u niej schizofrenię, to dopiero po roku stwierdziła, że lepiej być tą zimną, wredną dziewczyną, więc Lavi na nieszczęście, a może na szczęście poznał tą inną Audrey, która służyła pomocą i w każdej jej wypowiedzi nie było słychać nutki sarkazmu, czy złośliwości.
    -Co tam słychać u mojego kochanego Laviego?-przekrzywiła głowę na bok, ale po chwili oparła brodę o dłonie, a łokcie położyła na blat stołu i spojrzała uważnie na chłopaka.

    Audrey.

    OdpowiedzUsuń
  50. [Och, ależ nie ma za co. Wbrew pozorom ja wcale taka zła nie jestem, spokojnie. ;)]

    Loveleen

    OdpowiedzUsuń
  51. Wyszczerzyła się radośnie do kuzyna.
    - Raz na jakiś czas przydadzą się Alistairowi problemy ze mną, dla odmiany od Williama przecież. Mój brat bliźniak jest chyba najbardziej niepokornym Yaxleyem, jakiego nosił świat... Czasami.
    Chwyciła kuzyna mocno za rękę i dygnęła przed nim dworsko, jak uczono ją i jej siostrę.
    - Mój panie, pozwól zatem iż przyjmę twoje ramię na dzisiejszy wieczór i pozwolę się zaszczycić twoim towarzystwem.
    Spuściła skromnie wzrok, uśmiechając się figlarnie.
    - Mam jednak nadzieję, iż zachowujesz się przystojnie wobec kobiet, bowiem w innym wypadku zmuszona mogę być w swej obronie różdżkę swoją wyciągnąć, a w towarzystwie kobiecie to nie przystoi.
    Jej tęczówki zabłysły, kiedy uniosła wzrok.
    - Zatem jak będzie?

    OdpowiedzUsuń
  52. [ buu! teraz się bój. i mam nadzieje, że nie zapomnisz o mnie :*]
    Domiś

    OdpowiedzUsuń
  53. - Ojej... Szkicowałeś mnie?- zapytała dość zdziwiona. Emma uważała się za osobę przeciętną, zawsze, gdy ktoś mówił jej, że jest ładna, niedbale machała ręką. Skromność to jej drugie imię. I to nie taka udawana skromność. Nie potrafiłaby się czymś chwalić, to nie w jej naturze.- W dodatku tak świetnie ci to wyszło.- przyznała z szerokim uśmiechem, tym razem patrząc już na chłopaka.- Nie mogę pozwolić, by takie dzieło się zmarnowało.- dodała.- Nawet jeżeli jestem na nim tylko ja.- roześmiała się.
    Emma

    OdpowiedzUsuń
  54. Pokręciła lekko głową, rozbawiona, słysząc coś na kształt troski w głosie kuzyna. Oj, Lavi, Lavi.
    - To był tylko żart... I postaram się trzymać język za zębami, jeżeli naprawdę ci na tym zależy.
    Poprawiła włosy niedbałym gestem, nieco zamyślona.
    - Powinnam chyba częściej to robić. W sensie trzymać język za zębami. W szkole później ciągle pakuję się przez to w kłopoty, a przepraszać... No. To jedyna rzecz, której naprawdę bardzo, bardzo nie potrafię robić. Na przykład taki Brown z Gryffindoru. Wkurzył mnie na meczu, rzuciłam jakąś rasistowską uwagą tak po prostu bo byłam wściekła i teraz się na mnie boczy, a mi wstyd i głupio.

    OdpowiedzUsuń
  55. Mimowolnie cofnęła się krok do tyłu, gdy mężczyzna wyciągnął rękę w jej stronę. W końcu go nie znała. Może chciał ją porwać i zażądać okupu? Albo po prostu zamordować z zimną krwią? Albo... Dość. Masz zbyt wybujałą wyobraźnię, moja droga.
    Odetchnęła cicho, niemal z ulgą, gdy okazało się, że nieznajomy chce tylko wytrzeć jej łzy. Jednak zamiast strachu poczuła się po prostu nieswojo. Widziała go pierwszy raz na oczy, a on wyskakuje z czymś takim! Mimo to stała posłusznie w miejscu, jak mała dziewczynka pozwalając mu na osuszenie swoich policzków. Cóż, można rzec, że Saga wciąż była taką małą, sześcioletnią dziewczynką, która potrzebuje opieki kogoś dorosłego. Niekiedy czuła się naprawdę zagubiona w tym wielkim świecie, z dala od rodziny. Codziennie jednak robiła dobrą minę do złej gry, chociaż czasami zapominała o wszystkim i była po prostu sobą. Wesołą, wiecznie uśmiechniętą, trochę nieśmiałą i zbyt naiwną nastolatką. Czyli nic nowego, można rzec. Ot, zwykła dziewczyna, która nie wyróżnia się spośród innych. I całe szczęście, bo Saga nie umiałaby sobie poradzić, gdyby znalazła się w centrum uwagi.
    Już dawno temu wszyscy powinni się zorientować, że los to pieprzony skurwysyn bez serca. Bawi się życiem i uczuciami tych najsłabszych psychicznie i pewnie ma jeszcze niezłą zabawę patrząc na ich cierpienia. Zresztą, ludzie lepsi nie są. Przecież robią to samo. Wyżywają się na najsłabszych, jakby chcieli poczuć, że są lepsi, ważniejsi od innych. A przecież wcale tak nie jest.
    Saga także starała się nikogo nie ranić. A robiąc to, raniła siebie, chociaż nawet nie była tego świadoma. Starała się zadowalać wszystkich dookoła, zapominając o sobie. Chciała tylko, żeby nikt przez nią nie cierpiał. I chciała, żeby wszyscy ją akceptowali, chciała czuć się potrzebna i lubiana. Trochę to egoistyczne, czyż nie? Ale nie okłamujmy się, każdy człowiek w mniejszym lub większym stopniu jest egoistą, nawet jeżeli nie zdaje sobie z tego sprawy.
    Z nieśmiałym uśmiechem wzięła od niego czystą chusteczkę, aby wytrzeć swój lekko zaczerwieniony od płaczu nos. Miała nadzieję, że kiedy przyjdzie jej wrócić do szkoły, nie będzie widać, że płakała. Nie chciała, aby ktokolwiek zadawał jej pytania. Nie lubiła pytań.
    -Wiem, że nie wszyscy tacy są. Ale ile jest tych lepszych ludzi? Pięć procent? Nawet jeżeli więcej to i tak część udaje, że niczego nie widzi, aby samemu nie oberwać - prychnęła cicho, machinalnie przeczesując palcami włosy.

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  56. - Naprawdę uważam, że to dzieło.- potwierdziła.- Niewiele osób umie tak pięknie rysować.- uśmiechnęła się szeroko.- W dodatku mój portret, to całkowicie niespotykane!- dodała. Czuła jak się otwiera, chociaż nie znała go jeszcze tak dobrze. Tak właśnie rodziły się jej nowe znajomości. Poznawała kogoś i czuła, że to ktoś odpowiedni. Pasujący charakter, zachowania. Wszystko miało dla niej znaczenie. Tym bardziej, że chłopak już na samym wejściu okazał się taki miły. Może ktoś inny niepostrzeżenie wziąłby sobie kwiatka i nie pofatygowałby się, by go jej oddać? Odruchowo przygładziła włosy i poprawiła sztuczny kwiat.

    OdpowiedzUsuń
  57. No tak, musiał mieć korzyści z ich spotykania się, więc dziewczyna pisała za niego prace. No, albo musiał mieć powód, by ją odwiedzać, bo przecież nie zawsze wypada podać ten prawdziwy. W ten, czy inny sposób znał pismo dziewczyny i nie ulegało wątpliwości, że to jej.
    Tym czasem dziewczyna podniosła się z łóżka i już w jej głowie pojawiła się myśl, że nie ma Hamleta, kiedy kot pojawił się znikąd i zaczął domagać się pieszczot.
    - Ja nie mam ręki do zwierząt, co ty wyrabiasz. Cedric ma. - Roześmiała się i przytuliła się do kota, znów się kładąc.

    - No jak to co? Wyznanie miłosne do innego faceta, oczywiście. Co ty sobie myślisz? Że tylko ciebie chcę? - Roześmiała się oczywiście żartując, po czym usiadła mu na kolanie i objęła jego szyję, sięgając do jego ust i muskając je raz po raz. - Nie panikuj. To tylko praca domowa z eliksirów. - szepnęła.

    OdpowiedzUsuń
  58. [ej ja mam pomysł na wątek!:D Xiang Naizi, Ni yao ma? :P (nie ogarniam Windowsa 7 i nie wiem jak sobie ustawić pinyin -,- a jeśli chodzi o tradycyjny t już w ogóle nie ogarniam:P)

    OdpowiedzUsuń
  59. [Może omińmy etap poznawania się i przyjmijmy, że oni się tam kiedyś już poznali przypadkiem w jakiś weźmy na przykład deszczowy dzień. Właściwie to niewiele o sobie wiedzą, znają tylko swoje imiona, nawet nie wiedzą, ile ta druga osoba ma lat i czym tak dokładnie się zajmuje... Generalnie taka dziwna znajomość, gdzie nic się o sobie nie wie, ale ma się jakieś tam wspólne rytuały i wspólną więź. I powiedzmy, że ich rytuałem są spotkania u niego na poddaszu w każdy dajmy na to czwartkowy wieczór, kiedy to sobie siedzą, gapią się przez okno, sporadycznie palą albo piją, ona czyta czasem to co on napisze i tak sobie rozkminiają życie... Generalnie trochę ta moja wizja jest skomplikowana, ale może wiesz o co mi chodzi:P To są takie motywy w różnych filmach, które puszczają w małych kinach:P]

    OdpowiedzUsuń
  60. Spojrzał na niego jakby chciał powiedzieć "Jeszcze raz odmienisz moje imię przez przypadki, a ci udziobię to i owo i nie będziesz już miał żadnych problemów". Następnie mogło się zdawać, że wywrócił ślepiami, po czym podfrunął do niego i chwycił kartkę w szpony.

    - Aż tak? - Zamruczała mu do ucha, przytulając się do niego i przesuwając językiem po jego uchu. - Nie przesadzaj. Przecież wiesz, że nie ma nikogo innego. Przynajmniej z mojej strony. - Wsunęła rękę pod jego szatę przy szyi i przesunęła nią po obojczyku, uśmiechając się.

    OdpowiedzUsuń
  61. Prędzej czy później wszystko może stać się rutyną, rzeczą, bez której nie wyobrażamy sobie własnego życia, chociaż nigdy tak naprawdę nie przyszło nam się zastanawiać, co ta ów rzecz właściwie w naszym życiu znaczy i co wnosi. Dla jednych jest to kawa wypijana zawsze w tym samym kubku, dla innych gazeta kupowana zawsze w tym samym sklepie, dla jeszcze innych wtorkowy brydż z sąsiadami... Są to drobiazgi, których za nic w świecie nie usuniemy z naszej codzienności, bo sama myśl o tym jest dla nas dziwna i przerażająca... Zupełnie tak jakby bez tych maleństw wszystko miałoby runąć.
    Susan Cage nie grała we wtorki w brydża. Gazetę przynosiła jej sowa więc nie musiała jej kupować. Miała wiele ulubionych kubków, z których piła poranną kawę, jeśli w ogóle ją piła. Czymś bez czego nie wyobrażała sobie swojego życia były czwartkowe spotkania w pewnym domku na poddaszu w Hogsmeade.
    Susan nie była w stanie dokładnie sprecyzować, jak i kiedy poznała Lavi. On po prostu... się pewnego dnia pojawił i od tego czasu... od tego czasu po prostu był. Na dobrą sprawę nie wiedziała o nim nic, nawet nie znała jego nazwiska. Najbardziej zaskakujące było w tym wszystkim jednak to, że nawet nigdy nie przyszło jej do głowy zapytać: "Kim właściwie jesteś i co robisz?". Nie pamiętała też, żeby ona powiedziała o sobie cokolwiek więcej niż "Jestem Susan". Mimo to miała jakieś dziwne wrażenie, którego w żaden sposób nie potrafiła wytłumaczyć, że ów Lavi, kimkolwiek był, znał ją lepiej niż ktokolwiek inny.
    Wchodziła bez pukania, jakby naturalnym porządkiem była jej obecność w jego pokoju w czwartkowe wieczory. Zdejmowała buty i płaszcz, siadała na łóżku i... dalej już działy się różne rzeczy. Wychodziła zawsze późno w nocy albo nawet nad ranem, nie mówiąc nawet "do zobaczenia", bo faktem oczywistym było, że już za tydzień przyjdzie tu znowu.

    Krople deszczu spływały po szybie i bębniły o blaszany parapet. Po chwili do tego odgłosu dołączyło skrzypienie otwieranych i zamykanych drzwi. Susan Cage nie chodziła z parasolem. Z mokrych strąków włosów kapała jej woda prosto na drewnianą podłogę. Zdjęła skórzaną kurtkę i przewiesiła ją przez oparcie fotela, po czym odwróciła się w stronę chłopaka, który w żadnym stopniu nie wyglądał na zaskoczonego jej przybyciem.
    - Cześć - powiedziała jak gdyby nigdy nic i posłała mu uśmiech.
    - Pada. I troszkę jest zimno - ta informacja nawet nie była informacją, zważywszy na fakt, że przecież chłopak dokładnie widział, co się dzieje za oknem.
    Rozczesała palcami włosy (co nie dało jakiegoś większego rezultatu) i zgodnie ze zwyczajem pozbyła się obuwia i usiadła na łóżku podciągając kolana pod brodę.
    - Jakieś dziesięć lat temu miał być koniec świata, wiesz? - spytała z rozbawieniem. - Ciekawe co by się stało, gdyby jednak się sprawdziło... Jak myślisz, gdzie byśmy teraz byli?
    Pytanie wzięte znikąd, temat oderwany od jakiegokolwiek kontekstu...Dziwny i nie wiadomo skąd. Jak zresztą wszystko w tej relacji.

    OdpowiedzUsuń
  62. Uśmiechnęła się, kiwając głową.
    - Taak... Chyba żartujesz. Ja, Aislinn Lysandra Yaxley, mam przeprosić? PRZEPROSIĆ? Ty słyszysz, jak to brzmi? Poza tym to słowo mi nie przejdzie przez gardło, nieważne, jak przykro mi będzie. To on powinien zauważyć, że jestem impulsywna i jak mnie poniesie mówię rzeczy, których nie mam na myśli. A on jest po prostu nadwrażliwy na punkcie swojego koloru skóry. I niby dlaczego, hm? Ja mogę być nadwrażliwa na punkcie swojego koloru włosów, a nazwał mnie wtedy marchewą.
    Założyła ręce na piersi, po czym natychmiast je rozplotła, wspierając się na pieńku, żeby nie upaść, gdy noga ugrzęzła jej pomiędzy korzeniami. Spokojnie ją wyciągnęła i ruszyła za nim dalej.
    - Daleko jeszcze...?

    OdpowiedzUsuń
  63. Spojrzała na niego oburzona do wszelkich granic. Czyżby jej zarzucał wybujałe ego, kazał przełknąć dumę i uniżyć się do przeproszenia gościa, który był dla niej dupkiem przez ostatnie kilka miesięcy i jeszcze pewnie usłyszeć, że nie uzyskuje przebaczenia?
    No dobra, nie był wcale dla niej niemiły. Był uszczypliwy, co się tyczyło tylko tego, co powiedziała. Nigdy nie obraził jej osobiście. Nawet jej pomógł. A ona nie mogła się przemóc. Problem w tym, że Yaxleyowie rodzili się dumni jak pawie i tacy umierali, nie uginając karku przed nikim nieomal.
    - To nie jest mój sługa, a ja nie jestem damą - warknęła w końcu przez zaciśnięte zęby. - Nie traktuję tak ludzi. Skrzaty domowe tak, ale nie ludzi.
    Przygotowana, żeby przestąpić konar, mocno tupnęła nogą o bruk i zaskoczona przyjrzała się w końcu terenowi, który ją otaczał. A więc zaszli AŻ TAK daleko? Ładnie się musiała zgubić, nie ma co.

    OdpowiedzUsuń
  64. [No! Kolejna osoba, która mnie pominęła :C]

    OdpowiedzUsuń
  65. Uśmiechnęła się nieznacznie, niepewnie. No dobra, nawet nie chodziło o tą dumę. Naprawdę nie. Chodziło o to, że bała się, że odrzuci jej przeprosiny, a ona nie potrafiła sobie radzić ani z odmową, ani z odrzuceniem. Wszystko przychodziło jej w życiu chyba nieco zbyt łatwo, a później nie miała podstawowych umiejętności do życia w społeczeństwie.
    - I to wystarczy...? Ale to będzie dziwne, jakbym zrobiła się nagle miła. Zupełnie jakbym się w nim zabujała, albo coś...
    Skrzywiła się nieznacznie. Zresztą, ona doskonale rozumiała własne poczucie dumy. Tu nie chodziło o pieniądze i pochodzenie, a o tradycję, obowiązki wobec rodziny i honor, z czego wszyscy się wywiązywali i dzięki czemu wiedziała, że może liczyć na wsparcie najbliższych, jeśli będzie robiła to, co do niej należy. Choć czysta krew i historia też tu odgrywały niemałe role, trzeba przyznać.

    Aislinn

    OdpowiedzUsuń
  66. [Wybaczam, wybaczam ^ ^ Jak coś, to będę się upominać]

    Uśmiechnęła się, ale skrzywiła się zaraz, widząc ohydną pajęczynę.
    -Dzięki.
    Zaśmiała się i zabrała mu ołówek, by sama się nim pobawić. Przebierała zgrabnie palcami, patrząc na Laviego.
    -Wiesz, ja raczej preferuję inne formy gimnastykowania się.-zaczęła z łobuzerskim uśmiechem, nie spuszczając wzroku z chłopaka.-Są bardzo odległe od kulenia się w tunelach, ale no cóż, trochę się zapuściłam, bo nikogo nie znalazłam, kto by mi towarzyszył w tych, jakże ważnych, ćwiczeniach.-uniosła brew w wymownym geście i roześmiała się głośno.
    Oddała mu ołówek i klasnę radośnie w dłonie.
    -Nie uwierzysz, ale ustanowiłam nowy rekord. Nie chcą się chwalić, oczywiście, ale w tym tygodniu dostałam szlaban aż dziesięć razy!-powiedziała dumnie.-Dobra, dziewięć, bo z ostatnim to jakoś się wymigałam.

    Audrey.

    OdpowiedzUsuń
  67. -Ja wiem, że jestem niesamowita. Nie musisz mi o tym przypominać.-odrzuciła długie włosy do tyłu i uśmiechnęła się do niego szeroko.
    Popatrzyła na niego wesoło i podeszła do niego, siadając mu na kolanach.
    -No co ty? Ja? Miałabym zapomnieć o tobie? Jeśli o sobie masz na myśli, właśnie.-zaśmiała się i cmoknęła go szybko w policzek.
    -A komu miałam podpaść? Wszystkim podpadłam.-przyłożyła palec wskazujący do podbródka.-Hmm, ale tym razem myślę, że podpadłam dyrektorce, bo używałam bardzo bluźnierczych słów, komentując mecz Quddicha.-zmarszczyła czoło i wyszczerzyła się do niego.
    -Okej, lubię rozmawiać o sobie. Bardzo, ale ja chcę wiedzieć co u ciebie, Lavi.-popukała go palcem w pierś- Rutynowa codzienność, mówiłeś? To może jakaś impreza? Możemy się wymknąć z Hogsmead i pójść do jakiegoś mugolskiego klubu i tam się zabawić.

    Audrey.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wzruszyła ramionami.
      - Ja nie jestem miła. Jak nagle zacznę, to będzie to podejrzane, prawda? Ja bywam sympatyczna dla swojej rodziny, czasami dla nauczycieli, jak mam w tym cel i bardzo rzadko dla innych ludzi.
      Uśmiechnęła się nieznacznie, zagryzając wargę.
      - Ty jesteś miły i kochany zawsze i dla zasady. Dlatego jesteś moim ulubionym kuzynem, Lavi.
      Przytuliła go lekko, po czym rozejrzała się dookoła. Zaczęła iść za nim, zaciskając palce na krańcu jego płaszcza, rozglądając się, zdziwiona. Nigdy nie widziała podobnego miejsca, w końcu chodziła tylko i wyłącznie do Trzech Mioteł.

      Usuń
  68. Uśmiechnęła się lekko, zaciskając palce na jego ręce. Zaciekawiona przyglądała się wszystkiemu, co było dookoła. Było... Brzydkie. Nagie. Obdarte z lukrowej otoczki. Bardzo pasowało do wojny, niekoniecznie do czasów pokoju, które mieli teraz, ale wciąż było bardziej prawdziwe, niż Trzy Miotły z idealnie prostą, wypastowaną podłogą, jasnym, ciepłym światłem, ładnymi, zadbanymi i czystymi stolikami i Kremowym Piwem.
    Kiwnęła głową, zaciskając jednocześnie nieco mocniej palce na jego dłoni, po czym weszła do środka. Przez moment nie docierały do niej jego słowa. Chłonęła całą sobą otoczenie, które właśnie widziała. Jakoś nie pasowała do niego w swoich schludnych muszkieterkach do kolan, czarnych, obcisłych spodniach i luźnym, musztardowym swetrze, na który narzuciła czerwony płaszcz, wybiegając z Hogwartu. Była zbyt barwna, zbyt kobieca i zbyt... Bogata?
    Po chwili potrząsnęła głową i spojrzała na niego, gdy wreszcie dotarł do niej sens drugiego zdania, które wypowiedział.
    - Nie, skąd... Ty jesteś Lavi - powiedziała po prostu. - Rodzina. Poza tym zawsze jesteś dla mnie dobry. Zawsze mnie broniłeś, jak zbroiłam. No i jesteś ważny.
    Uśmiechnęła się lekko.
    - Dla ciebie nie liczyło się nigdy, co mogę dla ciebie zrobić, tylko ja. Robię to samo, to chyba dobrze?

    OdpowiedzUsuń
  69. Prychnęła cicho, obejmując jego szyję i zacmokała głośno.
    -I mówi to ten, który rzucił szkołę-wywróciła oczami, przejeżdżając lekko paznokciem po jego karku.
    -Hipokryta, hipokryta, hipokryta.-zaśpiewała, kołysząc wesoło nogami.
    -Lavi, słodki, ty się o mnie nie martw i o moje wychowanie edukacyjne, czy jak to się tam nazywa.-przejechała palcami po jego włosach, burząc jego misterną fryzurkę.-A musimy iść dzisiaj na jakąś imprezę, bo...bo...bo w weekend nie mam czasu. Muszę się uczyć i ćwiczyć zaklęcie z transmutacji, więc jeśli nie chcesz zostać moim słodziuchnym króliczkiem doświadczalnym, musisz się niestety zgodzić.-z łobuzerskim uśmiechem, wyjęła różdżkę i dźgnęła go jej końcem w pierś.
    -Więc jak? Zgadzasz się, idziesz ze mną się upić w mugolskim klubie, czy mam cię zmienić w pucharek, z którego z przyjemnością będę piła Ognistą Whiskey, sok dyniowy i piwo kremowe?-poszerzyła uśmiech i przejechała końcem różdżki po podbrzuszu chłopaka.

    Audrey.

    OdpowiedzUsuń
  70. Najtrudniej było w niej stłumić arystokratyczną manierę. Niewiele brakowało, a skłoniłaby mu z wdzięcznością głowę, z gracją zajmując miejsce przy stoliku. Problem w tym, że to nie pasowało do tego miejsca równie bardzo, jak kryształowy półmisek do wątróbki. Zmarszczyła nos, patrząc na bar i kolejne kieliszki wódki zamawiane przez samotnych mężczyzn, ale nie odezwała się ani słowem, siadając i opierając się łokciami o blat.
    - Nie przesadzaj z tym prezentem - mruknęła. - Nie jestem taka skąpa.
    Uśmiechnęła się lekko, zerkając na niego. No tak, święta tuż tuż, a ona jeszcze nie miała prezentu dla kuzyna. Tyle, że ona potrafiła zwykle wymyślić coś niezłego na ostatnią chwilę i przeważnie tak to u niej działało.
    - Co robisz w te święta, tak w ogóle?

    OdpowiedzUsuń
  71. Patrzyła na niego, jak szukał w głowie jakiegoś powodu, by nie pójść. Wrócić do domu i zaszyć się w nim z jakimś szkicownikiem, by melancholijnie szkicować jakiś krajobraz, a może twarz jakieś osóbki, która zakręciła jego światem. Aż widziała, jak wszystko pracuje w jego głowie na najwyższych obrotach i uśmiechnęła się szeroko, kiedy się wreszcie zgodził.
    -Zostaw moje włosy w spokoju, no! Ty rozwydrzony bachorze.-zaśmiała się i pacnęła go lekko otwartą dłonią w czoło.
    -Na chwilę?-spojrzała na niego rozbawiona.-Na chwilę, chyba żartujesz. Nie ma tak łatwo, szybko się mnie nie pozbędziesz.-puściła mu oczko i zeszła z jego kolan. Wyciągnęła w jego stronę drobną dłoń.
    -Płać i idziemy na podbój niemagicznych klubów.-powiedziała wesoło i na chwilę zmarszczyła czoło.-Hm, podobno tequila jest dobra, więc będę musiała spróbować.-mruczała pod nosem.

    Audrey.

    OdpowiedzUsuń
  72. Widocznie się wahał, mając wielką radochę z Lavi'ego, po czym jednak puścił kartkę, czekając aż chłopak coś na niej naskrobie. Usiadł dumnie na blacie, widocznie zadowolony ze swojego uczynku i tego, jak namieszał.
    Dziewczyna w tym czasie podniosła się z łóżka i chwyciła miotłę z ręki, wychodząc z pokoju.

    Zagryzła wargę, ale nic nie powiedziała. Właśnie zasugerowała mu, że on kogoś może mieć. Przymknęła oczy, ale jej mięśnie samoistnie się napięły, jakby w oczekiwaniu na cios.
    Odwzajemniła pocałunek, przesuwając ręce na jego kark.
    - Wiesz, że nie powinno mnie u być, prawda? - Szepnęła mu do ucha. Nagle myśl o tej niby drugiej dziewczynie sprawiła, że koniecznie chciała zająć mu głowę sobą. Cóż, była bardzo zaborczą kobietą. - Nie chcę myśleć, co będzie, jak się prefekt pojawi. I nas zobaczy. - Mówiąc to nieznacznie pchnęła go do tyłu na pościel, podczas gdy sama zawisła nad nim, przesuwając wargami po jego szyi.

    OdpowiedzUsuń
  73. Sowa zabrała kartkę, coś jeszcze skrzecząc, po czym wyleciała przez okno i nim się ktoś zdążył obejrzeć, już była w znanym jej domu. Z dumą odłożyła kartkę na biurko i poszła spać.
    W tym czasie dziewczyna wróciła z treningu. Otwierając drzwi narobiła przeciągu, przez co kartka zleciała na ziemię.
    Z tego też względu przeczytała ją dwa dni później, kiedy kot już nie mogąc się doczekać, aż ona ją sama znajdzie w tym bałaganie, przyniósł jej ją. Spojrzała na swoje pismo, uśmiechając się delikatnie, po czym zerknęła, że kartka się nieznacznie zmieniła. Coś na niej jeszcze było.

    - Nie martw się. Skutecznie ukrócasz moje myśli już w zarodku. Zwłaszcza o innych mężczyznach. - Roześmiała się, przesuwając ustami po jego szyi w górę, przy czym jej palce już rozpinały jego szatę. W tym samym momencie w jej oczach znów się pojawiły iskierki, jakby coś kombinowała. Usiadła mu na podbrzuszu i nieznacznie się poruszyła do przodu to do tyłu, niby tylko po to, by znaleźć najwygodniejsze miejsce, a w efekcie, by go podrażnić.

    OdpowiedzUsuń
  74. -Och, przestań, bo się zarumienię.-zasłoniła wolną dłonią twarz i zaśmiała się wesoło.
    Bez przesady. Aż tak bardzo drobna i delikatna to ona nie była. Dawała sobie jakoś radę i zazwyczaj nie potrzebowała niczyjej pomocy, ale no. Lavi był taki, że pewnie czuł się za nią odpowiedzialny i potrafił ochronić ją przed całym złem tego świata. Gdyby ktoś inny tak się wobec niej zachowywał, to pewnie by mu przywaliła i kazała odejść, bo nie potrzebowała kolejnego faceta, który nie byłby tak naprawdę męski, ale to był Lavi. Jej Lavi, któremu powierzyłaby swoje serce, bo znał ją od dziecka i traktował ją jak młodszą siostrzyczkę..
    Ścisnęła mocniej jego dłoń i zacmokała cicho, wychodząc z Trzech Mioteł.
    -Okeeeej, jak dostać się do Londynu? Wzięłabym miotłę, ale takowej nie mam, chyba, że pozwolisz mi ukraść jakąś, bo ja chętnie.-poruszyła zabawnie brwiami, rozglądając się na boki.-Jak, do cholery, dostać się do Londynu, bo wiesz, ja tam się tylko pojawiam na początku i końcu roku szkolnego, co jest do bani.-mruknęła, zerkając na chłopaka.

    Audrey.

    OdpowiedzUsuń
  75. Słysząc komplement, zaskoczona zamarła na moment z na wpół rozchylonymi wargami. Nie wiedząc, jak ma zareagować, po prostu wpatrywała się w niego, jakby był wyjątkowym okazem nowego zwierzątka Hagrida. Nie chodziło o to, że nigdy nie słyszała komplementów, bo słyszała ich dostatecznie dużo, tyle że większość z nich było sztywnymi formułkami grzecznościowymi, albo przesadnymi frazesami na balach, przez co nie brała żadnego poważnie i na każdy mogła zareagować uśmiechem, skromnym opuszczeniem oczu i podziękowaniem. Po chwili, kiedy do niej dotarło, że to naprawdę zabrzmiało tak, jakby Lavi zwyczajnie wyraził swoją opinię, zarumieniła się, a jej grzywka przybrała barwę dojrzałego bakłażanu, przeplatanego pasemkami wiśni, co zwykle oznaczało zmieszanie.
    - Daj spokój... - mruknęła cicho, kreśląc na stoliku wzory z rozlanego tu wcześniej alkoholu.
    Słysząc o jego świętach, uśmiechnęła się pod nosem, choć wciąż nie uniosła jeszcze wzroku. Chyba musiała nieco ochłonąć. I częściej wychodzić z Lavim. Nie dość, że było jej miło, to jeszcze czuła, że wyjdzie jej na dobre poznanie normalnych relacji z ludźmi.
    - Mogę wpaść? - zapytała cicho. - Nie chcę wracać do domu na te święta.

    Aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  76. Roztarła lekko zarumienione policzki, po czym uniosła głowę. Kiedy powiedział, że może zostać na święta, rozpromieniła się jak małe słoneczko, a grzywka pojaśniała jej do złotawego blondu. Nawet ich "doborowa kompania" spoglądając na nich, musiała się uśmiechnąć, bo radość Aislinn była po prostu zaraźliwa. Niemal odruchowo zaczęła mówić z irlandzkim akcentem miejsca, w którym się wychowała:
    - To świetnie. Naprawdę, to mogą być jedne z najlepszych świąt w ogóle!
    Kiedy barman podał im piwo, od razu wzięła sobie kufel, spijając pianę z piwa. Nawet ten naburmuszony mężczyzna spoglądając na rudzielca nieco się rozpogodził, a kąciki ust nieco mu drgnęły, po czym sprzedał jej spojrzenie z serii "co ty mi, kobieto, zrobiłaś?" i jeszcze bardziej podirytowany wrócił za bar.
    - A tak w ogóle, to co u ciebie nowego?

    Aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  77. [cieszę się, że karta ujęła za to serce, chociaż najpewniej to i tak przesada była, coby świeżaka pocieszyć :D
    to samo mogę napisać o Starku, co to bojdową twarzyczkę ma i genialne imię. I w ogóle jest łał.
    Czy jest chęć na wątek? Bo ja bym bardzo chciała, no. A skoro Izaak zdobył czyjąś sympatię, muszę to wykorzystać. :)]

    Peter Izaak

    OdpowiedzUsuń
  78. Uśmiechnęła się lekko, kłapiąc palcami ręki.
    - Bla, bla, bla - mruknęła, puszczając mu oko znad piwa. - Gadaj sobie, gadaj. Ja tam wiem, że będzie spoko, bo z tobą się człowiek nie nudzi. A nie ta sztywna atmosfera u mnie, gdzie Coreen ze swoim "szczęśliwym" mężulkiem zajmują całą uwagę ojca, bracia albo się z nią kłócą, albo ich nie ma, a ja siedzę pomiędzy tym wszystkim i tylko obserwuję to żałosne przedstawienie pod tytułem "szczęśliwa rodzinka w komplecie".
    Wzruszyła ramionami, odstawiając kufel i nawijając na palec złotawe pasemko.
    - Ach, tak... I co robisz, żeby mieć za co żyć? - wykazała zainteresowanie.

    Aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  79. Zagryzła lekko wargę, przesuwając wzrokiem po kartce, po czym usiadła na podłodze, odkładając miotłę obok siebie. Westchnęła cicho, przesuwając palcem po literkach. Teraz to dopisał? Czy kiedyś? Jej wzrok spoczął na rysunku i to właśnie on pchnął ją do tego, by mimo wszystko mu odpisała.
    "I niby czemu wilk się rumieni? A." Zawsze się podpisywała jedynie inicjałem swojego imienia.
    Zgięła kartkę na pół a następnie dała swojej sowie. Oparła swoje czoło o jej.
    - Wiesz do kogo. - Szepnęła i otworzyła okno. Sowa wyleciała po północy, po czym wleciała przez okno chłopaka i położyła się na jego poduszce obok jego głowy, po czym zaczęła go dziobać.

    - No ja wiem. - Roześmiała się, przesuwając dłońmi po jego odsłoniętej klatce piersiowej, po czym położyła się obok niego, pociągając go za ramię. Zawadiacki uśmiech zagościł na jej ustach, gdy tak patrzyła na niego z dołu. Przesunęła dłonią po jego karku. - Okropna jestem. - Uśmiechnęła się, przyciągając go do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  80. [Nie zaczepiłam cię! Boże, mam grzech x.x]

    OdpowiedzUsuń
  81. Wybuchła śmiechem, odrzucając głowę do tyłu. O Merlinie, jak bardzo on ją przeceniał. To Coreen zawsze była duszą towarzystwa, kokieteryjną i bardzo kobiecą, potrafiącą skupić na sobie całą uwagę i nieomal jedynie tego potrzebującą do życia. Młodsza siostrzyczka była tylko cieniem piękna starszej. Miała trochę za małą i za trójkątną buzię no i te wiecznie nastroszone włosy, które nie chciały się niczego słuchać... Fakt, była urocza, ale takim urokiem podlotka, nikt w końcu nie traktował jej poważnie lub jak dorosłą.
    - Oj, Lavi... Strasznie przegiąłeś. Porównujesz Różę Irlandii do mnie, Ash? Jakby to, że mówią na mnie Popiół już nie mówiło dostatecznie wiele? Jestem szarą myszą.
    Puściła mu oko, rozbawiona.
    - Hej, a próbowałeś pracy u Pudifoot? Podobno nieźle płaci, przychodzą tylko parki na randki, a z okna są całkiem niezłe widoki na klify nad jeziorem i góry. Kiedyś lubiłeś bardzo rysować, prawda?

    Aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  82. [jakby się dało wprawić szare komóreczki w ruch, to ja bym była bardzo-bardzo wdzięczna. ale seriościowo, bo moja pomysłowość osiągnęła właśnie poziom polipa. no może przesadzam, ale jest naprawdę źle.]

    Peter Izaak

    OdpowiedzUsuń
  83. Dziewczyna siedziała na podłodze z podciągniętymi nogami, a na nich opartym podbródkiem i czekała na odpowiedź. Kot tym czasem ocierał się o jej nogi, mrucząc cichutko.
    Sowa skoczyła na ramię chłopaka, po czym zaczęła jak oszalała ruszać głową, byle on zabrał już od niej ten list i przeczytał. Rzuciła go na niego, po czym wzbiła się w powietrze i obsesyjnie zaczęła latać w okół niego bardzo szybko.

    Odsunęła się od niego, jak tylko usłyszała jego szept. Trzymała rękę na obojczyku chłopaka, utrzymując go na dystans i patrzyła w oczy, wyraźnie spanikowana. Zagryzła wargę, po prostu nie wiedząc, co teraz powinna. Pukała lekko palcami w jego klatkę piersiową, a kiedy stwierdziła, że go do siebie przyciągnie i pocałuje, jakby nigdy nic, usłyszała jak drzwi dorminatorium się otwierają i staje w nich prefekt. Dziewczyna otworzyła szerzej oczy, po czym schowała głowę w klatce piersiowej chłopaka. Nagiej klatce piersiowej. Starała się stłumić śmiech, ale jakoś jej to nie wychodziło. A prefekt nie zamierzał wyjść z pokoju.

    OdpowiedzUsuń
  84. [Super! To robimy sobie wątek <3]

    OdpowiedzUsuń
  85. [On się włóczy, tak? To mam taki pomysł, że kiedy chodził do hogwartu Claire mogła się go trochę uczepić, bo z jakiegoś powodu ją fascynował, a teraz może za nim latać i go denerwować, robić mu niespodziewane wizyty i tak dalej. Sory, mój mózg nie stać na nic lepszego x.x]

    OdpowiedzUsuń
  86. Wzruszyła ramionami.
    - Jaką niską samoocenę, słońce? Ja po prostu jestem realistką. Widzę się w lustrze, słyszałam nie raz komentarze, których słyszeć nie powinnam. Chyba to wystarczy, żeby wyrobić sobie opinię w konkretnym kierunku, hm?
    Zmarszczyła na moment brwi, zastanawiając się nad jego słowami. Ona? Ha, dobre sobie. Ona była po prostu normalną, zakopaną w książkach Krukonką, czasem latającą na miotle i jakoś niespecjalnie widziała facetów uganiających się dookoła niej. Ot, po prostu była i była dobrą koleżanką. I to wystarczało i jej i wszystkim dookoła.
    - Ogniem... - mruknęła zamyślona. - Nieprzewidywalna i niebezpieczna?
    Uniosła wzrok, a jej oczy rozbłysły lekkim rozbawieniem.
    - A może niestabilna i niszcząca wszystko wokół siebie?

    OdpowiedzUsuń
  87. Sowa przyleciała do pokoju zostawiając list przy stopach dziewczyny.
    Patrzyła na niego, jak na złoczyńcę, po wyciągnęła dłoń do przodu i chwyciła list. Wolno go otworzyła, zamykając oczy, jakby spodziewała się wyjca, albo wiadomości typu "Zwariowałaś?! To było pół wieku temu, a ty mi każesz pamiętać?!"
    Widząc jednak jego odpowiedź - uśmiechnęła się delikatnie zamykając oczy i opierając głowę o mebel. Po chwili mu odpisała.
    "Pamiętasz jeszcze jak mnie poznałeś? Jestem pod wrażeniem i słucham uważnie. Więc jak to było? A."

    Właśnie. Odruchowo ją przykrył, bo ona - w przeciwieństwie do niego - miała na sobie ubranie i była cały czas zapięta. Leżała sobie spokojnie niczym nie strapiona, przesuwając wzrokiem od prefekta do Laviego. Na Starku zatrzymując go nieco dłużej i to nie tylko dlatego, że był do połowy rozebrany - aczkolwiek było to kluczowe. Słysząc ton chłopaka roześmiała się cicho, po czym spojrzała na kolegę.
    - To może pójdziesz na zajęcia, by potem podać mi lekcje? - Uniosła brew, po czym spojrzała na drzwi za wejściowe. Zmrużyła oczy, kiedy coś czarnego jej mignęło. Po chwili rozpromieniła się. - Albo znajdziesz inny pokój, bo ten jest zajęty? - dodała wyraźnie nie mogąc powstrzymać śmiechu.
    Arietis znało się z tego, że nie zawsze była przyjemna w obyciu. Złośliwości też jej nie brakowało.

    OdpowiedzUsuń
  88. [No i mi też pasuje, bo Summers to takie stworzenie, które do każdego się pakuje jak do siebie. Mogę cię pomaltretować o zaczęcie? Bo przed chwilą jeden wącisz napisałam, a moja wena szybko się wyczerpuje, że tak powiem x.x]

    OdpowiedzUsuń
  89. Sowa momentalnie wyleciała z pokoju dziewczyny i wleciała przez okno do chłopaka, uderzając go przy tym w brzuch, bo nie miała już siły lądowa. Wtuliła się w jego brzuch, dysząc ciężko, po czym oddała mu wiadomość od dziewczyny.

    Spojrzała na niego zaskoczona - podobnie zresztą jak prefekt - bo przecież tak nagle musnął jej wargi, całkowicie lekceważąc chłopaka, który stał nad nimi.
    Dziewczyna też złapała spojrzenie wychylającej się dziewczyny i tylko prychnęła, obejmując chłopaka w pasie.
    - I lepiej jej pilnuj, bo ci ucieknie. - Uśmiechnęła się szeroko do chłopaka, który mruknął coś jeszcze pod nosem o szpitalu i poszedł w cholerę.
    Co innego, że Arietis by tak za nim nie została. Jeszcze nieśmiało wychylając głowę. Nie, nie. Ona by dumnie weszła za chłopakiem, najwyżej stając za jego ramieniem.
    Ale zajęć mimo wszystko by z nim mieć nie chciała. Nie mogłaby się skupić i któreś z nich na pewno szkoły by nie ukończyło. Po za tym wtedy by się szybciej sobą znudzili, a tak? Tak ciągle jej było mało. Owszem, czasem żałowała, że w czasie zajęć nie mogę obok niego posiedzieć, ale miało to też swoje dobre strony.
    - Demoralizuję cię, Kruczku.

    OdpowiedzUsuń
  90. Zaśmiała się cicho, nieco rozbawiona. Zaślepiony miłością do niej... Oj tak, to by pasowalo do Laviego, który, jeśli mu na kimś zależało, zwykle nie dostrzegał wad. Przynajmniej sprawdzało się to w jej wydaniu, w końcu była jego młodszą kuzyneczką, której zawsze pilnował jak oczka w głowie.
    - Och, proszę cię... Nie komplementuj mnie tak, bo się zarumienię jeszcze bardziej.
    Poprawiła włosy, gestem, który miał uchodzić za niedbały, zasłaniając nieco kosmykami rzeczywiście nieco zaróżowione policzki.
    - Nie mam kompleksów, rozumiesz. Ja tylko wiem, że jest dużo dziewczyn pod każdym względem ode mnie lepszych. Na przykład gram w quidditcha, a to zupełnie niekobiece. Mam rozczochrane włosy, które zmieniają kolor tylko miejscami, przez co wyglądam jak kpina fryzjera. Jestem irytująca, dużo gadam, mam ogromne ego i jestem nieco zbyt dumna i zmanierowana. I, co najlepsze, to wcale nie są moje słowa! Ha!
    Uśmiechnęła się triumfalnie, upijając kilka łyków.
    - Nikt nie jest idealny, a ja jestem zadowolona z tego, że trochę dalej mi od ideału, niż mojej siostrze, bo jej życie, według mnie, jest smutne i pozbawione głębi. Ale i tak ma wszystko. Całą uwagę ojca... Wszystko, czego bym chciała, może poza mężem i małżeństwem dla pieniędzy i statusu.

    Aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  91. [Ojejku, Lavi.
    Lavi.
    Laaaaaavi.
    LAVI.
    Lubię to imię, ale jedyny Lavi, jakiego kojarzę, nosi skórzane kamizelki i grzyba-elfa w kieszeni. Znasz go, prawda? Nie myli mnie ten piękny podpis, prawda? Prawda?]

    Lindsey Craven

    OdpowiedzUsuń
  92. [Ua, chyba po raz pierwszy się nie pomyliłam. :D W ogóle, dobra, ej. Rzuć jakimś pomysłem, co? Bo ja na brak wątków cierpię, a przydałby się taki fajny, z Tobą na przykład. I z Lavim, o!]

    Lindsey Craven

    OdpowiedzUsuń
  93. [Możesz, możesz; można to zdrabniać jak się chce, nawet na Lindzię, ale nazywać jej tak w każdym razie nie radzę, bo jeszcze nieświadomie komuś oczy ołówkiem wydrapie, kierowana nagłym impulsem złości.
    Tak swoją drogą — ja też lubię to nazwisko, co nie zmieni jednak faktu, że Ty z mojej perspektywy masz i Laviego, i Tony'ego Starka (2:1). :D
    Skoro Lavi to taka, no, artystyczna dusza, z tego co widzę, to możemy przyjąć, że Lindsey nie bardzo za nim przepadała — mógł mieć w związku z tym jakieś swoje odchyły, a i reagował pewno dość spontanicznie na niektóre rzeczy, co samo w sobie jest odbierane przez moją Craven za wprowadzanie chaosu do jej jako-tako uporządkowanego, nudnego i monotonnego życia.
    O. Możemy przyjąć, że szukała jakiejś kawiarni i się na niego natknęła, nie pamiętając w sumie za bardzo, kim dokładnie jest (pamięci do ludzi nie ma, w przeciwieństwie do naukowych formułek i całej reszty niepotrzebnych jej tak naprawdę bzdet), więc go zaczepiła, żeby zorientować się w swoim położeniu. :D
    Dobra — jak Ci takie "coś" nadal pasuje, to ja zaraz zacznę. :>]

    OdpowiedzUsuń
  94. Głupia szkoła, głupi Pokój Wspólny, głupi Andrew McAdams, głupie sznurowadła. Głupi sok pomarańczowy, głupia plama na bluzce, głupi, zawinięty zdradziecko w rogu dywan, głupie rany na chudych dłoniach. Głupia odznaka prefekta, która boleśnie wpiła się w pierś młodej Krukonki, głupi rechot zabranych, który brzęczał potem przez kilkadziesiąt minut równie okrutnie w jej głowie, głupi wstyd, który nagle ogarnął całe jej długie, krzywe ciało.
    Głupi był też z pewnością ten mały, naiwny, pełen masochistycznych zapędów kamyk, który toczyła bezwiednie przed sobą przez całą drogę z Hogwartu do Hogsmeade.
    W pewnym momencie dziewczyna od tak przystanęła. A potem nakryła podeszwą rozlatującego się stopniowo trampka kamień, jakby chciała go zgnieść. Ale nie chciała. Wyprostowała się w plecach i rozejrzała wokół, aby sprawdzić, czy jej marna orientacja w tutejszych terenach nie sprowadziła jej czasem na manowce. Odgarnęła niezgrabnie kilka włosów za odstające ucho i pozwoliła grymasowi niezadowolenia wpełznąć na usta.
    Świetnie, Lindsey, teraz jesteś w czarnej dupie.
    Dziewczyna westchnęła ciężko, dochodząc do wniosku, że niezależnie od tego, jak bardzo chciałaby wyjść z nieprzyjemnej części czarodziejskiego miasteczka, i tak nie będzie potrafiła; ni to w lewo, ni to wprawo, bo i tak źle, i tak nie dobrze.
    A potem doznała pierwszego dnia dzisiejszego olśnienia — oto nieopodal, tuż przy jakimś obskurnym budynku, stał mężczyzna, bardziej na szczęście zadbany niż ktokolwiek szwendający się w tej okolicy, co było jednym z głównych powodów, dla których niedługą chwilę później przebywała dzielący ich dystans.
    — Przepraszam, czy... — zaczęła, nad wyraz uprzejmie, za co jednak została zganiona nieprzyjemnym spojrzeniem brązowych oczu i oddelegowana z powrotem gdzieś w dal, w miejsce bliżej nieokreślone, bo przecież jestem zajęty, nie widzisz?!
    Craven cofnęła się więc niepewnie o kilka kroków, jakby tylko po to, aby doznać nagłego szoku i zalać się rumieńcem wściekłości. Oto ktoś, kto najwyraźniej tylko szedł przed siebie właśnie, świadomie lub też nie, otarł się o nią. Otarł się o nią. Otarł się. O nią. Niby nic wielkiego, ale jednak Lind, jako osoba przewrażliwiona i nadzwyczaj czuła na tego typu sytuacje, reagowała jak reagowała.
    Ogólnie, to przyjęła to za macanie co najmniej.
    — Co ty, u licha, robisz?! — ryknęła, nieświadoma tego, jak głośno wydziera się na bogu ducha winnego chłopaka. W dodatku wyglądającego dość znajomo nawet dla niej, choć najlepszej pamięci do twarzy nigdy nie miała.

    [Zmieniłam nieco koncepcje i wyszło mi takie... o, dupiate coś. :<]

    OdpowiedzUsuń
  95. Gdyby nagle powiedział, że jednak nie idzie, bo jakaś głupia wymówka by mu wpadła do głowy, to ona by się na niego śmiertelnie obraziła i nie odzywała do niego przez kolejne wieki. Zrobiłaby do niego wtedy smutną minkę, a może by nawet się wysiliła i kilka łez poleciałoby jej po policzku, no bo, jak tak można odmówić Audrey Vinson czegokolwiek. To po prostu szczyt wszystkiego.
    Uśmiechnęła się do niego szeroko, patrząc wesoło i ochoczo pokiwała głową.
    -Tylko żeby mi się znowu nie zrobiło niedobrze, bo nie jestem za dobra w przebywaniu teleportacji.-zacisnęła mocniej palce na jego dłoni i pociągnęła lekko do dołu.-Jeśli mi się zrobi niedobrze, to wiedz, że to będzie twoja wina.-mruknęła złowieszczo i zacisnęła mocno zęby i powieki, czekając na nieprzyjemne szarpnięcie w okolicy pępka, którego tak bardzo nie lubiła.
    -No, Lavi, szybciej.-nadepnęła obcasem na jego stopę, wyraźnie zniecierpliwiona tym czekaniem.

    Audrey.

    OdpowiedzUsuń
  96. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stark chciał dać gościowi do zrozumienia, że powinien się zatroszczyć o pannę, a Arietis pragnęła przekazać informację "najdroższej prefekta", żeby się tak nie gapiła, bo to jej prywatny widok.
      Arietis zawsze bawiło, to przekonanie Starka, że skoro chłopak urywa się z lekcji dla jakiejś dziewczyny to jest ona od razu jego najdroższą i ukochaną. Jakby zupełnie do niego nie docierało, że niektórzy robią to dla sportu, albo że po prostu tak chcą i nie kryją się za tym żadne uczucia.
      Wydał jej się taki niewinny. Wręcz tak bardzo, że czasem było jej go żal, że to właśnie ją spotkał na swojej drodze. Czasem.
      Cóż, nie były to tak zupełnie "wolne" chwile, ale mimo wszystko nadal bardzo przyjemne. Wsunęła dłoń w jego włosy, przyciągając go bliżej siebie i znów kładąc wygodnie głowę na poduszce.


      Sowa przyleciała z kuchni, chwyciła list i jak najszybciej zaniosła go Arietis, która czekała nadal z szeroko otwartymi oczami. Nawet uczyć się nie mogła. Czytając wiadomość uśmiechnęła się delikatnie, w pierwszej chwili nie mogąc umiejscowić zaistniałej sytuacji w czasie. "Twój Lavi" - przeczytała kilkukrotnie dochodząc jednak do wniosku, że jest to po po prostu podpis.
      "Nie zakochałeś się. Byłam wtedy z kimś. I zresztą przez następne dwa lata też ciągle z kimś byłam. A jak nie byłam, to ty gdzieś znikałeś, aż się pojawiał ktoś inny. A."
      Położyła list obok Hamleta, szepcząc, że może rano polecieć, żeby teraz odpocząć. Ale on tylko machnął głową, chwycił papier i wyleciał. Do Laviego dotarł już nie zdolny nigdzie więcej polecieć.

      Usiadła przy stoliku pijąc kremowe piwo. Patrzyła się przed siebie, jakby nieobecna. Nie widziała Lavi'ego już od kilku tygodni. Zdawało jej się, że od dnia, w którym rozstała się ze swoim chłopakiem. Głupie? Tak, te daty na pewno się pokryły. Zagryzła wargę. Teraz miała nowego chłopaka. Czekała właśnie na niego. Jeszcze nikt nie wiedział, że są razem. Ona tym czasem na końcu sali zobaczyła Lavi'ego. W pierwszej chwili chciała wyjść. Jakby się czegoś obawiała, ale w efekcie została na miejscu.

      Usuń
  97. Skinęła głową i wyciągnęła papierosa z paczki. Sięgnęła w kierunku powieszonej na oparciu krzesła kurtki by wyjąć z jej kieszeni mugolską zapalniczkę. Susan zawsze uważała, że zapalanie czegoś tak "krótkiego" jak papieros czymś tak "długim" jak różdżka wygląda co najmniej głupio. Wsadziła sobie zapalonego papierosa do ust, a rękoma energicznie zaczęła wycierać sobie włosy podanym jej ręcznikiem, przez co już po chwili sterczały jej dosłownie na wszystkie strony. Ona jednak zdawała się tym nie przejmować, najwidoczniej zdarzało jej się to na tyle często, że zdążyła do tego przywyknąć. Wyciągnęła się na łóżku i wbiła wzrok w przestrzeń. W milczeniu zaciągała się papierosem i wypuszczała powoli kłębki dymu, rozważając odpowiedź chłopaka. To również było fascynujące w ich znajomości - milczenie bez krępującego wyczekiwania na jakikolwiek odzew. Oznaka absolutnej wolności - mogli mówić i robić wszystko, mogli nic nie mówić i nic nie robić. Mogli po prostu być, trwać w tym dziwnym i niemożliwym do wyjaśnienia stanie, w którym dwie dusze przenikają się w jedną - zbłąkaną, niepewną i nieokreśloną. Taką jak ich życie.
    - Czyli że - odezwała się w końcu wciąż ze wzrokiem utkwionym gdzieś w oddali - Czyli że żyjemy dopóki ktoś o nas pamięta... A kiedy już nikogo takiego nie ma, to umieramy... Czyli nie jesteśmy nieśmiertelni. I umieramy więcej niż jeden raz.
    Westchnęła ciężko i dźwignęła się z łóżka, by zacząć krążyć po pokoju.
    - Patrząc w ten sposób wolałabym, żeby jednak istniało Niebo. Ale bez piekła. Piekło mnie przeraża. To jeszcze gorsza wersja życia... A życie czasem bywa naprawdę złe.
    Podeszła do stolika i zgasiła papierosa w pełnej niedopałków popielniczce.
    - Z kolei jeśli traktujemy śmierć jako odejście... To jeszcze gorzej. Bo odejście to koniec. Ten kto odszedł staje się kimś, kogo kiedyś znałeś, odległy, odległy znajomy... Po odejściu prędzej czy później nastanie zapomnienie.
    Wpatrywała się przez kolejną chwilę nie mówiąc nic w smugę deszczu spływającą po szybie. Przyłożyła do niej palce, była chłodna i wilgotna, taka jakie bywają szyby w jesienne deszczowe wieczory.
    - Jeśli kiedyś umrę to wolałabym byś stwierdził, że odeszłam - powiedziała w końcu odwracając się w stronę chłopaka. Jej oczy były czarne. - Tak boli mniej. Moja mama umarła. Mój brat też. Ale oboje nie odeszli... Więc mi ich brakuje.
    Umilkła jakby się zorientowała, że powiedziała za dużo. W końcu ich znajomość była w jakiś sposób ograniczona nigdy niespisanym paktem: życie poza czwartkowymi wieczorami było innym życiem, które było tajemnicą. Chrząknęła cicho i zmierzwiła sobie już i tak rozczochrane włosy w nerwowym geście.
    - Zrobisz mi herbatę?

    OdpowiedzUsuń
  98. Jesteś Mikołajem dla Snowa Draganesti. Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  99. [Och, ten cytat w tytule! <3 Wątek, tak, oczywiście. Ale niewiele przychodzi mi do głowy. Może Lavi gdzieś by przyuważy roztargnioną, roztrzepaną Mayę i zapragnie namalować? :)]

    Maya

    OdpowiedzUsuń
  100. [Podrzuciłam pomysł, to możesz zacząć <3]

    Maya

    OdpowiedzUsuń
  101. - Zielona - odparła, a na jej twarzy pojawił się nikły uśmiech rozbawienia. Zawsze zadawał jej to pytanie, mimo że Susan byłaby gotowa założyć się o wszystko, że doskonale znał na nie odpowiedź. Nie piła przecież żadnej innej.
    Wychyliła się na tyle by móc obserwować jak wstawia wodę, wyjmuje kubek z szafki, otwiera puszkę z herbatą... Susan czasem zastanawiała się ile mógł mieć lat. Wyglądał młodo, mniej więcej jak chłopcy, których obecnie uczyła. Z drugiej jednak strony jego wypowiedzi były takie dojrzałe, podobne do człowieka, który dużo przeżył i widział, nie do nastolatka, którego jedynym zmartwieniem jest, czy mama wyśle paczkę Kociołkowych Piegusków pocztą, czy też postanowi dać mu karę za złą oceną z zielarstwa.
    Wstała i powolnym krokiem podeszła do chłopaka stając za nim blisko z tyłu. Przebiegła wzrokiem po jego plecach, umięśnionych barkach i wyraźnie zarysowanych mięśniach. Wyczuła jak zastygł w bezruchu owiany jej ciepłym oddechem. Przejechała powoli dłonią od jego karku, przez łopatki i linię kręgosłupa, jakby wyczuwając pod palcami mięśnie i kości chłopaka chciała sprawdzić, czy jest prawdziwy, czy naprawdę istnieje, czy nie jest jakimś metafizycznym wytworem jej wyobraźni, którego potrzebuje, by jej świat pozostał w równowadze...
    Nie wiedziała ile miał lat, ale nie chciała tego wiedzieć. To nie było ważne. Wystarczy, że był.
    Wspięła się na palce i oparłszy głowę na jego ramieniu wyszeptała mu do ucha.
    - Naszkicuj mnie.
    Widziała już wiele jego prac, na każdej z nich ujmował piękno w jego własnym rozumieniu. Rysował to co widział za oknem, rysował przypadkowych ludzi zauważonych na ulicy. Ale nigdy nie narysował jej, a przynajmniej Susan nigdy nie zauważyła siebie pośród sterty porozrzucanych kartek. Nie miała pojęcia dlaczego. Nigdy jednak o to nie spytała. Może nie była dla niego piękna? Może nie chciał, by po ich czwartkowych spotkaniach pozostał jakikolwiek namacalny ślad?
    Czajnik gwizdał, a mimo to miało się wrażenie, że w pokoju panuje absolutna cisza.
    [wybacz, że dopiero teraz - powoli wracam do blogowego życia:)]

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga