środa, 28 listopada 2012

A friend with breasts and all the rest.

A friend who'll tease is better.
Our thoughts compress,
Which makes us blessed,
And makes for stormy weather.


Ramone Ehwaz Macnair || 5 stycznia 2005 || Slytherin, VII klasa
Piżmak || Ciężarna panna młoda || Heban, pazur hipogryfa, 12 cali, sztywna
Pajęcza mama || Miotacz tłuczków 

Pytania, na które przyszło mi odpowiedzieć wymusiły na mnie użycie myślodsiewni, a szczerze mówiąc wolałbym tego nie robić. Zużyłem siedemnaście buteleczek z około setki, każda z nich mieściła w sobie wspomnienie jedyne w swoim rodzaju, które wolałbym zachować na czasy, kiedy moja pamięć zawodzić mnie będzie bardziej niż wzrok czy słuch, a przez najbliższe kilkadziesiąt lat się na to nie zanosi. Cóż, pomińmy fakt, że kilkanaście związanych z nią chwil odeszło bezpowrotnie, a skupmy się na tym, co zawierały.
Gdyby ktoś dziesięć lat temu powiedział mi, jak skończy się nasza znajomość, to bym nie uwierzył. Zwłaszcza, że jej ojciec, poza zwykłą psychopatycznym zamiłowaniem do wyprutych flaków, przejawiał szczególną niechęć do każdego chłopaka, który chociażby dotknął jego córki. Dopiero niedawno dowiedziałem się, że stosował na niej legilimencję, często wbrew jej woli, aby wyłapać najkrótsze urywki przedstawiające ją w towarzystwie płci brzydkiej. Gdy poznała mnie, najwyraźniej nauczona doświadczeniem traktowała mnie jak śmiecia, tak, jak tylko Ślizgoni potrafią. Co było trochę dziwne, bo normalnie zwykła była zachowywać się wyrzutek swojego domu, roześmiana i pomocna, może nieco stuknięta, ale czy ktokolwiek ma jej to za złe wiedząc, w jakiej rodzinie się wychowała? Pokazywała mi grobowiec rodzinny, proszę mi wierzyć, miejsce przerażające: kilkadziesiąt wyglądających jak spetryfikowane ciał, idealnie zachowanych, pozamykane w szklanych gablotach w piwnicy i opatrzone imiennymi tabliczkami z datą urodzenia i śmierci. Ją bardzo to bawiło, że kiedyś i ona zostanie 'umieszczona na tej popieprzonej wystawie trupów', ale mnie zemdliło i musiałem wybiec czym prędzej, aby nie zarzygać jednego z jej przodków. 
Ogólnie sprawa jej rodziny jest warta opowiedzenia, jednakże ja nie umiem ująć w słowa całego cyrku, jaki się tam wyprawiał. Ona próbowała, aż zabrała mnie do siebie na obiad i wtedy zdałem sobie sprawę, jakiego mam farta mając za rodziców nudnych podwładnych Ministerstwa. I te wszystkie pojechane historie, jakimi chełpił się jej ojciec, matka z zapędami na arystokratkę i babka przejmująca się jedynie tym, czy jej wnuki nie przynoszą hańby rodzinie. W jej mniemaniu kontynuowanie tradycji rodzinnej polegało na coraz wymyślniejszych torturach, dręczeniu niewinnych mugoli, a już w ogóle marzeniem byłoby, gdyby poszli w ślady ojca i służyli Voldemortowi (staruszka wciąż uparcie wierzyła, że czarnoksiężnik się odrodzi jak poprzednim razem...). Doskonale wiedziałem, że Mona nigdy na to nie pójdzie, wbrew pozorom nie była tak przesiąknięta złem do szpiku kości, jak reszta. I, chociaż nigdy by się do tego nie przyznała, była strasznym tchórzem, nie umiałaby z zimną krwią zabić człowieka, bo dostała takie polecenie. Łatwiej przychodziło jej maltretowanie, niż zabijanie, ale czym skorupka za młodu nasiąknie... No, sami wiecie.

Nie wiem, jak to się stało, że się w sobie zakochaliśmy. Ja byłem typowym 'bedbojem' (czego się wstydzę, bo zachowywałem się jak kretyn), który nawet nie skończył szkoły, tylko rzucił ją w drugim semestrze ostatniego roku, aby wyjechać studiować wiedzę o smokach. Gdy się o tym dowiedziała nie rozpaczała, płakała tylko wtedy, gdy Tobiasz zdechł. Przyjęła to na klatę, jak wszystko, nawet pomogła mi się spakować, a na pożegnanie powiedziała mi tylko tyle, że ma nadzieję, iż jakiś smok spali mi jajca. Dziś to brzmi zabawnie, ale wtedy byłem zaskoczony i egoistycznie zawiedziony tym, że nie próbuje mnie zatrzymywać, nie grozi samookaleczeniem i brakiem wszystkich tych rzeczy, które zazwyczaj robią porzucane dziewczyny. Nie, ona musiała zaskakiwać, wychodzić poza linię, więc nie zdziwiłem się, gdy przysłała mi buteleczkę wypełnioną czymś, co nie było ani cieczą, ani gazem. Wspomnienie okazało się dowodem na to, że jakbym kiedykolwiek zmądrzał, to mogę wrócić, ale nie pokazywało jednoznacznie stuprocentowego przebaczenia. Ona zawsze chowała urazę, choćby wydawać się mogło, że znów się z kimś przyjaźniła, nigdy do końca nie odpuszczała wyrządzonych krzywd.
Nie potrzebowałem myślodsiewni, aby udzielić odpowiedzi na pytanie dotyczące charakteru, bo jednoznacznie nie można tego ująć w żadne z istniejących i nowo wymyślonych słów. Była jak jezioro, z pozoru płytka, ale wystarczyło przejść ostrożnie kilka metrów aby dowiedzieć się, że ma w sobie drugie, głębsze dno. Głupcy, jak ja, wpadali w ciemną toń i dobrowolnie w niej zostawali, chcieli utonąć w tych najczarniejszych wodach, bo wydawały się i były fascynujące. Do Slytherinu pasowała w każdym calu, bo była zadziorna i umiała walczyć o swoje, ale nie docierała do celu po trupach. Miała wyczucie, nigdy nie dała więcej i nie zraniła mocniej, niż druga osoba mogłaby to zrobić. Nie chodzi o znajomość ludzi, była zbyt inteligentna aby ślepo ufać komuś, kto zdradził jej jeden nieistotny sekrecik, ja sam nie mogę powiedzieć, że do końca ją poznałem. Umiejętnie maskowała wszystkie swoje emocje i odczucia, ukazywała tylko te, które chciała, podejrzewam, że tę blokadę założył na niej ojciec, który uważał przesadną uczuciowość za słabość. Ani jej rodzice, ani babka nigdy nie powiedzieli, że ją kochają, że są z niej dumni, bo nie potrafiła sprostać ich wygórowanym oczekiwaniom. Paradoksalnie, sama nie była lepsza, sporo musiałem się namęczyć, aby zgodziła się pokazywać ze mną publicznie w roli oficjalnej partnerki. Nie stało się to zaraz po szkole, dopiero w moje dwudzieste czwarte urodziny uczyniła mi ten zaszczyt, aportowała się w moim domu w środku nocy i oświadczyła, że 'niech ci będzie, ale jak nagle wyskoczysz z zaręczynami, to wepchnę ci pierścionek do gardła', po czym zniknęła. Pogodziłem się z faktem, że nigdy nie zostanie moją żoną, nie będziemy mieli dzieci, bo uparcie twierdziła, że to nie dla niej. Na widok kobiety z wózkiem szczerze jej współczuła, a gdy kiedyś zobaczyliśmy mugolską parę młodą tylko prychnęła i stwierdziła, że nie ma nic głupszego niż wydawanie kupy forsy na coś, co zaraz i tak zamieni się w kilkanaście kilo nadwagi i bezsenność spowodowaną płaczem dziecka. Jedynym symbolem naszej miłości, który powstał pod wpływem alkoholu na zakończenie VII klasy, było wytatuowanie sobie nad sercem zawiązanych na supeł węży. Jednocześnie miała to być duma z przynależności do Slytherinu, a ten mały dowodzik oboje podziwialiśmy z przyjemnością.

Nigdy nie musiałem na nią czekać, gdy wychodziliśmy gdzieś razem. Przeciwnie, to ona kopała w drzwi mojego dormitorium, gdy nie stawiałem się w pokoju wspólnym o ustalonej godzinie, strasznie punktualna była. Przed oczami mam wyraz jej twarzy, gdy kilka lat temu pomyliłem godziny i przyjechałem na miejsce spóźniony czterdzieści minut, normalnie ciskała pioruny wzrokiem. Chociaż cała była wyjątkowa, niewątpliwie jej oczy były jednym z czynników, przez które nie umiem o niej zapomnieć. Nie chodziło nawet o tę jaskrawą zieleń, raczej ich wyraz, nieraz aż bałem się w nie patrzeć. Ziało z nich jakimś pociągającym szaleństwem, na które pomimo niebezpieczeństwa chciałeś się skusić, gdy była zawiedziona to przestawały błyszczeć, wyglądały jak oczy kogoś ukaranego pocałunkiem dementora, a gdy dopadał ją szał były rozbiegane, płonęły ogniem identycznym, jak po użyciu proszka Fiuu. Nigdy nie wyrażały obojętności, choćby ona miała wszystko gdzieś i była arogancka względem każdego, jej oczy zawsze nasiąknięte były emocją. Nie przejmowała się też jakoś specjalnie swoim wyglądem i chociaż czasem zastanawiałem się, jak wygląda w sukience (każdy normalny facet by to robił...), nie mogłem jej nakłonić do włożenia jej. Ciągle tylko glany, koszulki i koszule z pourywanymi rękawami, ramoneska z którą nie rozstawała się zapewne między innymi przez to, że kojarzyła jej się z imieniem. No i usta, nawet gdy wpadałem do niej rano, zanim wstała, zawsze miała usta pomalowane czerwoną bądź inną ciemną szminką, co pasowało do jej urody wręcz idealnie. Sama zawsze kategorycznie zaprzeczała, gdy nazywałem ją 'piękną psychopatką', a niezgoda ta dotyczyła jedynie jej urody. Nie kokietowała, naprawdę nie dostrzegała tego, że mnie nie obchodzą inne, wymalowane i wystrojone dziewczęta, tylko właśnie ona, taka rozczochrana i nieidealna. O jej figurze nie będę wspominał, bo to nie jest dobre miejsce, poza tym chyba by mnie zabiła, gdyby się dowiedziała, że mówię o jej 'spasionym cielsku, daj jeszcze cukierka'. Zwłaszcza, że okoliczności, w jakich przyszło mi je oglądać chcę zachować tylko dla siebie, a nie do użytku publicznego.

Miała fioła na punkcie Tobiasza, swojego pająka, którego nosiła ze sobą dosłownie wszędzie. Na lekcjach wędrował po jej ramieniu, przyprawiając o palpitacje serca siedzące najbliżej dziewczyny i kilku co bardziej wrażliwych facetów. Mnie na jego widok też przechodziły dreszcze, na szczęście nigdy nie przyszło mi go dotknąć, bo tylko ona mogła trzymać go na rękach. Była zbyt odpowiedzialna, zdawała sobie sprawę, że gdyby przypadkiem zwierzątko uciekło, pierwszą reakcją znalazcy byłoby strzelenie w niego pierwszym lepszym urokiem. Na noc zamykała go w opieczętowanym ochronnymi zaklęciami terrarium, nie mógł ani wyjść, ani nikt poza nią nie mógł go stamtąd wyjąć. Nie wiem, skąd pomysł na imię, zazwyczaj pająki nazywa się jakoś mrocznie, Killer czy coś w tym stylu, ale nie byłaby sobą, gdyby Tobiasz nie był Tobiaszem. Jakby się zastanowić, gdyby nosił inne imię zupełnie by do Ramone nie pasował.  Jego śmierć nie była zaskakująca, w listach informowała mnie, że chyba jego czas nadchodzi, a gdy zdechł teleportowała się do mnie z małą trumienką, którą własnoręcznie wykonała. Nie obchodziło ją, że jestem w pracy, żądała wyprawienia mu pogrzebu, na którym puściła z mugolskiego radia 'Back in black' AC/DC, ryczała jak bóbr i własnoręcznie uplotła wieniec z róż, kalecząc sobie przy tym ręce, ale uznała, że to nic takiego, a róże to ulubione kwiaty Tobiasza i mu się ta chwila cierpienia należy.

Już wtedy zauważyłem, że coś dzieje się z jej psychiką, po odejściu pajączka zmieniła się nie do poznania. Napady szału były coraz częstsze, a między nimi panowała cisza, jak przed burzą, wtedy Mona siedziała skulona w którymś fotelu, trzymała w dłoniach kubek mocnej kawy i mruczała coś do siebie. Jakby ten zwierz był jedynym stworzeniem, które trzymało ją przy normalności, nawet ja przestałem się liczyć, choć ona nie zrobiła się dla mnie mniej ważna, przeciwnie. W międzyczasie zmarł jej ojciec, nie wiem, z jakich przyczyn, ale to dobiło ją jeszcze bardziej. Jeździłem do Mungo codziennie, bo tam wylądowała, na oddziale zamkniętym. Nie chciała powiedzieć nikomu, co się dzieje, czemu jest taka przybita. Potem się dowiedziałem, gdy pojechałem do jej domu, wyjątkowo przerażające miejsce. Otworzył mi jej brat Faust, dziwnie optymistyczny, jak zwykle starannie ubrany i uczesany. W szkole sądziłem, że jest gejem, ale potem się ustatkował, wspomnijmy, że z mugolaczką. Nie przyszło mi jednak jej poznać, bo wkrótce po moich odwiedzinach oboje wyjechali. Do dziś żałuję, że odwiedziłem dwór Macnairów i poznałem sekret cierpienia mojej ukochanej. Podobno w przysiędze małżeńskiej, która obowiązuje każdego członka jej rodziny, jest zawarte '... i nie opuszczę cię aż do śmierci, a gdy ona nadejdzie, dołączę do ciebie najszybciej, jak będzie mi dane'. Matka Ramone popełniła samobójstwo na kilka miesięcy po ślubie Fausta, czyniąc mu tym niewątpliwie prezent. Podejrzewam, że dlatego tak broniła się przed małżeństwem, bała się tych kilku słów, nakazu śmierci, gdy ta druga osoba umrze. 

Gdy teraz o tym pomyślę to dobrze, że nie wzięliśmy ślubu. Nie zrozum mnie źle, ale jak byś się czuł, mając trzydzieści parę lat i świadomość, że musisz się zabić?
Mógłbym pisać dalej, ale nie chcę. Ramone jeszcze w szkole mówiła, że opis jej życia mógłby być niezłą powieścią, o biografii nie wspominając. Ja jednak sądzę, że mój list najbardziej nadaje się na epitafium, ale poczyniłem już kroki w tym kierunku. Jej śmierć była dla mnie wstrząsem, ale dopuszczałem do siebie myśl, że wcześniej czy później własna psychika i chorobliwe wizje ją wykończą.
Proszę cię o jeszcze jedno - nie uczyń z moich wspomnień karmy dla sępów. Potraktuj je jak świętość, jak relikwie po kimś, kto naprawdę był coś wart. Proszę.



[Tak wiem, to chore.]



42 komentarze:

  1. [Raaaaaaamcia. *__*]

    Lindsey Craven

    OdpowiedzUsuń
  2. [ tak, to chore skarbie :D]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Bo zmieniłam podpis. I postaćkę nową machnęłam, o ja niegodziwa.
    Cześć, tu pani jestem-dziwna-głupia-i-niezdarna-ale-każdy-mnie-lubi a.k.a Robcia! :D]

    Lindsey Craven

    OdpowiedzUsuń
  4. [Fajnie, że coś masz, bo z Ramcią to ja wątku w życiu nie miałam! Ale ze Scorpem chyba był, ale Ci koniec końców przez łącze internetowe nie odpisałam, więc bym się nie zdziwiła, jakbyś w ogóle mnie nie pamiętała.
    Ach, no tak, zapomniałabym
    Byłam też tym fajnym Remusem z zacną mordą Chabernauda, ale tam to już chyba w ogóle po mnie śladu nie zostało. :D]

    Lindsey Craven

    OdpowiedzUsuń
  5. [Trele morele, a ja mam już dobre łączę, chcesz wątka? XD]

    Lindsey Craven

    OdpowiedzUsuń
  6. [Ojee, zwykle jak moja wraca po ósmej to mój laptop ląduje w piwnicy na czas bliżej nieokreślony. No trudno, ja Ci nie odpisywałam, to w razie czego i Ty możesz mnie subtelnie olać mimo woli. Tylko najpierw zarzuć pomysłem, bo ja to skupiam się aktualnie jedynie na 1569, 1582 i 1655 roku. D:]

    OdpowiedzUsuń
  7. [U, a może jej wejść pod szatę? Wtedy ma prawo do krzyku godnego napastowanej dziewicy, tak zwyczajnie to by nie było zabawnie, bo by wiedziała, co po niej chodzi i by tak fajnie nie krzyczała, no, bo to przecież brzydko. xD]

    Lindsey Craven

    OdpowiedzUsuń
  8. Shane Grindelwald28 listopada 2012 21:54

    [A dziękuje, dziękuje :)]

    OdpowiedzUsuń
  9. Shane Grindelwald29 listopada 2012 15:39

    [Chęć na wątek oczywiście, że jest :) ]

    OdpowiedzUsuń
  10. [Ładnie i co najważniejsze Slytherin xD Witam!]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Nie mogę cię znaleźć w linkach >.> Ale dzięki xD]

      Usuń
  11. Shane Grindelwald29 listopada 2012 16:11

    [Mnie pasuje taki układ ^^ To co będzie później między nimi ustalimy już w praniu, prowadząc wątki :) to zaczniesz ^^? ]

    OdpowiedzUsuń
  12. Shane Grindelwald29 listopada 2012 16:18

    [Powiem tak między pomiędzy xD żeby nie było za długie... wiesz cała opowieść, ani też za krótkie :)]

    OdpowiedzUsuń
  13. Shane Grindelwald29 listopada 2012 17:30

    [Tak, tak może być, podoba mi się ^^ ]

    Lata w Hogwarcie nie poszły na marne, zapamiętane przez wszystkich. Nawet sam Shane Grindelwald pamiętał doskonale jak pierwszy raz przekroczył próg tego zamczyska. I mimo swojego nietypowego ja miał dużo znajomości i często wymykał się na imprezy. Wszyscy, dosłownie wszyscy go znali. Nie tylko starsze roczniki, te młodsze również. Wtedy, gdy się pojawiały. Ale kto jak kto, Shane nie będzie zwracał uwagi na dzieciaki z pierwszych lat. Czasami jednak i do niego docierały plotki. Słyszał o małej dziewczynce, pierwszorocznej co to ponoć gruba była i dziewczyny się z niej śmiały. Po tych plotkach będąc w Wielkiej Sali w końcu dostrzegł i dziewczynkę. Drobną, aczkolwiek pulchną blondyneczkę. Uroczą na swój sposób. To wtedy ją zapamiętał. Potem już zniknął z Hogwarckiego życia.
    I po kilku długich latach postawił ponownie nogę w tej szkole. Wszystkie wspomnienia jak jeden mąż padły na niego. Zajęcia prowadził wtedy kiedy tylko mógł, próbując rozkochać wszystkich w swoim przedmiocie. Opowiadał z pasją i wielkim uśmiechem na twarzy, czasami dodając śmieszną anegdotkę, innym razem wołając jakiegoś ucznia do siebie. Nikt jednak nie bał się wyjść na środek klasy. Stał tak teraz przed Ślizgonami, och tak, mimo wszystko lubił ich najbardziej.
    -No to... podjedzie do mnie Ramone Macnair. - powiedział głośno poszukując wzrokiem uczennicę. Dziewczyna miała łatwe zajęcie.. nie nie było to wyczarowanie patronusa, ani spotkanie z boginem. Po prostu miała wyjaśnić czym są wodniki kappa jak wyglądają czy też gdzie mieszkają.- Śmiało wyjdź. - dodał uśmiechając się szeroko.

    OdpowiedzUsuń
  14. [ patologia do kwadratu z tego wyjdzie. nie wiem czy takie rozmiary pomieści ta szkoła, jak dojdzie do wątku.
    CO PROPONUJESZ? :) ]

    OdpowiedzUsuń
  15. [ Dziewczyno, genialna jesteś. Idę na to, jak najbardziej. Rozumiem, że mam zacząć jakiś wątek?
    I Gustav zdecydowanie jej odpowiednio pocisnął, przecież to skurwysyn jeden. Tylko w jaki sposób planowałaby go skrzywdzić w ramach rewanżu? I czy szukała notatnika? Mogłaby go spytać czy widział? ]

    OdpowiedzUsuń
  16. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  17. [ Gustav się wyłamuje ze schematów i uprzedzi biedną Ramonę :<]

    Dzień w którym znalazł własnoręczne zapiski stał się jednym z lepszych dni w życiu. Pomijając te, gdy na haju szczerzył się do każdego, ale wtedy większość wyłapywała, iż Leach sobie za bardzo nafaszerował żyłki.
    O dziwo wtedy, aż do zachodu słońca nie potrzebował fajka w ustach, gdy w jego dłoniach spoczywał bezpiecznie sekretny pamiętnik z idealnie wygrawerowanymi nazwiskami uczniów. Z początku nie wiadome mu jednak było do kogo należy, nie odnalazł podpisu właściciela. Mógł się jedynie domyślać, cóż za psychopata tak mocno wciskał atrament w stronice, by gdzieniegdznie poprzebijać nawet pergamin. Wypisane były tam bardzo ciekawe treści, począwszy od przeróżnych sadystycznych kombinacji, po cytaty na poziomie kilkulatka. Gustav także się tam znajdował. Jego nawet pogrubiono dwukrotnie. Wnioskował on, iż był bardziej lubianym uczniem, zwłaszcza, gdy doczytał się co dla niego zaplanowano.
    "Nigdy nie odsuwasz niczego od ust? Może mnie też nie odsuniesz, co Macnair?" - Nawet teraz pamiętał swój akcent, gdy zwracał się do pasztetowej panienki, jakby przed chwilą oglądał ów wizję w myślodsiewni.
    I pomyśleć, że szczyl zaledwie czternaście lat wtedy miał, a już taki pyskaty gówniarz z niego wyrastał. Tego rodzaju dogryzki nie miały końca, a także celu. Żeby chociaż wtedy robił to dla popisu, a nie własnej satyfakcji. Jadowite dzieciątko.
    Właściciel przestał być tajemnicą. Pergaminy cuchnęły niemiłosiernie szczurzym szczochem, zaś gdzieniegdzie nagryzione były żółtymi ząbkami. Ramone często pisywała ogłoszenia o zaginięciu szczurzego kumpla, a charatker pisma był zaskakująco zgodny. Ponadto nikt inny nie miał takich nieprzyjemności z powodu swej nadwagi jak ona.
    Teraz ich relacje uległy zmianie, całe szczęście na lepsze. Od dobrych dwóch lat nie pysknął w jej stronę złego słowa. Co prawda nie było im dane rozmawiać na głębsze tematy aniżeli spytać o godzinę, jednak nie rozumiał co miałoby być powodem ku temu, by planować tortury dla tegoż chłopaka. Pocieszajaca była myśl, iż nie jest sam. Cała banda huliganów miała odpłacić jej za mobing.
    Kiedy treści zawarte w pamiętniku wyryły się dokładnie w pamięci chłopaka, postanowił zwrócić należność psychicznej blondynie. Jako, że problemów ze swoją bezczelnością nie miał, zaczepił ją, gdy wracała przez pokój główny do swej sypialni. Ostentacyjnie wcisnął jej okładkę w rękę.
    - Zgubiłaś coś - mruknął, unosząc z niekrytą satysfakcją kąciki ust.

    OdpowiedzUsuń
  18. [ Ojtam chujtam ]

    Ona nigdy nie miała potrzeby wskakiwania nikomu w ramiona, gdyż prawdopodobnie nawet teraz gdy schudła, nie znalazłby się dla niej żaden adorator. O taki właśnie był nasz Gustav. Skurwiały typ, który słysząc wzmiankę o tym, iż szukała go całe popołudnie, zapiał dzikim śmiechem, chwytając się za brzuch.
    Sam posiadał ów zeszyt dobre cztery dni, dziewczyna pewnie wyrywała sobie już włosy z zakłopotania. Z resztą, gdyby on miał takie zapiski na pergaminach, pewnie spaliłby je, albo zapisywał niewidzialnym atramentem. Notatki notatkami, ale żeby takie rzeczy mieć w głowie? Przekraczało to dziesięciokrotnie normę. Ludzi dzielono na tych zrównoważonych psychicznie, jak i niezrównoważonych. Ramone po tych czytankach wydawała się być idealną kandydatką na seryjnego morderce ze szczególnym okrucieństwem.
    - A co? Rozetniesz mi żyletką płuca, by wlewać do nich kwasu, aż się utopię we własnym szlochu? - spytał równie cichym, przesiąkniętym jednakże intrygą głosem.
    Nie bał się jej, mimo tego jakie pogróżki ku niemu kierowała. Była tylko kruchą dziewczyną, którą chwyciwszy za odpowiedni organ łatwo doprowadzić do skruchy. Przynajmniej wedle przekonań tego pewnego siebie aroganta. Swoją drogą w takiej chwili zaczął kontemplować, czy udało by mu się złamać ją po raz kolejny... Szybko wyzbył się tych myśli, w sumie nie potrzebne było mu ponowne zadręczanie dziewczyny, która w gruncie rzeczy miała już taki tyłek, jak trzeba.
    - Czytałem - dodał po kilkusekundowej ciszy, zerkając w jej przerażone ślepia. - Z pięć, sześć razy? - rozmierzchił grzywkę, jak gdyby nigdy nic przeliczając swe podejścia do lektury.
    A teraz tylko czekać aż wyjmie swój mistyczny nóż i zacznie teksańską masakrę piłą mechaniczną trzy.

    OdpowiedzUsuń
  19. Lindsey nigdy nie wykazywała żadnych altruistycznych zapędów — przez całe życie dbała tylko o swój tyłek i tylko on ją interesował. Teraz jednakowoż musiała postąpić nieco inaczej, choćby po to, aby spełnić obowiązek prefekta. Ach, no i, oczywiście, przywrócić jako-taki porządek na korytarzu, co było chyba nawet ważniejsze dla niej od tego, do czego zobowiązała się przypinając po raz pierwszy swoją odznakę do piersi.
    Jakiś pierwszoroczny Puchon zaklinował się w lufciku przy schowku na szczotki, więc musiała silić się z piekielnym otworkiem przez niecały kwadrans. A potem jeszcze opierdzielić go za głupie zabawy i znowu powrócić do spokojnego marszu po krętych, hogwarckich korytarzach.
    Odruchowo już przejrzała się w błyszczącym pucharze wielkości pięcioletniego, otyłego dziecka, a kiedy ujrzała, że jej odznaka, ot, zmieniła delikatnie swój kąt nachylenia, przystanęła natychmiastowo, odpięła ją i przypięła jeszcze raz. A potem czynność powtórzyła ze trzy albo cztery razy, coby mieć pewność, że jest idealnie. I już, już miała odwrócić się na pięcie i ruszyć dalej, aby sprawdzać stan każdego napotkanego uczniaka, ale oto poczuła nieprzyjemny dreszcz przebiegający ją od czubka głowy aż po palce u stóp. Szyja. Coś chodziło po jej szyi.
    Machinalnie odwróciła twarz w stronę owego czegoś, wybałuszając oczy, a widząc, jak jakiś pajęczak bez pardonu chowa się za jej kołnierzem, wrzasnęła nagle, zwracając na siebie uwagę każdego dookoła. Co jak co, ale osiem nóg raz po raz ocierających się o wrażliwą skórę jednak nie należało do najprzyjemniejszych, biorąc pod uwagę fakt, że za pająkami Lindsey nigdy nie przepadała. Zresztą nawet ona mogła sobie czasem pozwolić na okrzyk jakiejś spłoszonej dziewicy czy innej niewiasty w opałach, prawda? Prawda?
    — BOŻE, JASNA CHOLERA, NIECH KTOŚ ZABIERZE ODE MNIE TEN POMIOT SZATAŃSKI! — wydobyło się z wątłej piersi młodej Craven, która na przemian śmiała się i krzyczała żałośnie, jakby miało jej to pomóc w zrzuceniu z siebie bogu ducha winnego stworzonka.

    [A masz takim gównem. D:]

    OdpowiedzUsuń
  20. Shane Grindelwald30 listopada 2012 16:37

    Na jej nieszczęście, jej prośby nie były wysłuchane. Shane patrzył się uważnie jak dziewczyna szła na środek klasy. W końcu każdego musiał tutaj wezwać, i urocza blondynka nie mogła mu tego zakazać. Uśmiechnął się pocieszająco do uczennicy nie odrywając od niej spojrzenia. Ruchem ręki nakazał ciszę w pomieszczeniu, nie wiedział czemu reszta uczniów dziwnym trafem zaczęła plotkować, szeptać i co tam jeszcze im do głów wpadło.
    Słuchał dziewczynę uważnie, była z pewnością bystra, i jej własne zdanie rozśmieszyło go. Zachichotał, aczkolwiek przykrył usta dłonią, no żeby uczniowie nie wzięli za złe.
    -Bardzo dobrze. - stwierdził krótko. - Dziesięć punktów dla Slytherinu. - dodał i skinął głową na znak, że dziewczyna może już spokojnie usiąść. Chyba będzie musiał ją wezwać na pogadankę. Faktem było, że dobrze powiedziała czym są wodniki, jednakowoż widać było, że czuła się niepewnie. A on musiał rozruszać każdego ucznia. w końcu nie był raczej taki straszny i nie chciał by jakikolwiek młodszy od niego człowiek, mag czy kto tam jeszcze się go bał.

    [Okej ;D nie ma co nie wydaje się taka dziwna ;p]

    OdpowiedzUsuń
  21. [Mówisz i masz ;) Jakiego wątka sobie życzysz? ;)]

    Snow Draganesti

    OdpowiedzUsuń
  22. [Nic szczególnego, ale mam nadzieję, że pomysł przypadnie do gustu. Otóż Saga w dzieciństwie mogła jeździć sobie do babki ze strony ojca, która była sąsiadką państwa Macnair, dzięki czemu obie dziewczynki mogły się znać i się razem bawić. Jednak kiedy Ramone trafiła do Hogwartu, kontakt się urwał, a gdy Saga również tam dołączyła, zaczęły udawać, że się nie znają.]

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  23. [O! Mi jak najbardziej pasuje ;) Zacznieesz? *,* I jeżeli możesz to odpisuj pod nową kartą, która jest na stronie głównej :)]

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  24. [Miałam, miałam x3 Pomysł mi się jak najbardziej podoba, ale Snow jest zbyt szlachetny i honorowy by znęcać się nad Bogu ducha winnym dziewczęciem, które nie powinno płacić za grzechy dziadka x3
    Kwestia zaczęcia: ja mam czynić honory czy Ty byś chciała? ;) Jeśli ja to rzuć jeszcze miejscem spotkania a zacznę ;)]

    Snow Draganesti

    OdpowiedzUsuń
  25. [Poczekam, poczekam :) Ewentualnie sama coś zacznę jak mi coś do łba wpadnie, ale nic nie obiecuję.]

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  26. Shane Grindelwald1 grudnia 2012 15:06

    Był zacnym profesorem, który każdemu uczniowi dawał dużo punktów, nie był też jakimś żydem co to żadnych nie da. W końcu uczniowie muszą uczyć się na tyle tych przedmiotów, więc jak coś pamiętają to jest po prostu wniebowzięty. Odprowadził dziewczę wzorkiem, raz po raz marszcząc brwi na resztę ludzi znajdujących się w klasie. Nie lubił, gdy panował chaos i zgiełk w jego otoczeniu. Szczególnie, gdy dalej prowadził zajęcia.
    A mimo to, wolał ją wezwać do siebie. Porozmawiać z dziewczyną, bo jakaś wyobcowana mu się wydawała. Nie widział by kiedykolwiek razem z innymi szeptała na jego przedmiocie, ani żeby w ogóle się z kimś spotykała. Tak, tak miał pamięć do twarzy i do uczniów, więc jak raz ją spotkał na korytarzu wiedział co jak gdzie i dlaczego. Jeszcze kilka minut i mężczyzna skinął głową na znak, że mogą wyjść. Jednak jego wzrok padł na blondynkę.
    -Panno Macnair. - rzekł spokojnie, aczkolwiek stanowczo. - Mogę prosić.

    OdpowiedzUsuń
  27. Jesteś Mikołajem dla Shane'a Grundewalda. Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  28. [Nic mi nie przychodzi jak na razie na myśl xD]

    OdpowiedzUsuń
  29. [To co może jakiejś pikanterii dodoamy? xD I na pewno niech się lubią, bo mam dość wrogów xD Zacznisz? :3]

    OdpowiedzUsuń
  30. [Bo piżmaki są urooocze *,* A możliwe, że mnie znasz, chociaż druga opcja też jest prawdopodobna ;)]

    Theodore

    OdpowiedzUsuń
  31. [A z miłą chęcią. Masz tylko jakieś pomysły? Bo mój mózg odmawia jakoś współpracy :c]

    Theodore

    OdpowiedzUsuń
  32. [Yo. :D Ja tam bardzo chętnie, ale nie wiem, co z ich relacjami. Mam mieszane odczucia, że tak powiem. :>]

    OdpowiedzUsuń
  33. Shane Grindelwald4 grudnia 2012 20:23

    Do takiego zachowania ludzi szło się przyzwyczaić. Shane był jednym z dobrych przykładów takich osób, co to się sztucznie śmieją, rozmawiają o wszystkim i niczym, zagradzają drogę innym przy okazji perfidnie wyśmiewając. Oczywiście to był szkolny Grindelwald, teraz ponoć się zmienił. Słuchał uważnie uczniów i przekazywał im swoją wiedzę, a także nie miał czasu na to by stać w miejscu. Ciągle wplątany w jakieś awantury i inne bzdury.
    Układając wszystkie książki na biurku czekał, aż dziewczyna podejdzie do niego. Nie wydawała się być zadowolona z tego faktu, raczej zaskoczona. No tak, niby skąd nagle wymyślił sobie zawołanie jej.
    -Oczywiście, że nic nie zrobiłaś. - powiedział uprzejmie, kierując wzrok na dziewczynę. - Chciałem prosić Cie o pomoc przy następnych moich zajęciach. - dodał. Oczekiwał jej jakiejś ostrej reakcji. - Wtedy mogłabyś w jakiś sposób porozumieć się z rówieśnikami. - chciał jej pomóc, nic więcej.

    OdpowiedzUsuń
  34. [Że niby Ramone mi się podoba i tak dalej, a jednocześnie mam wrażenie, że nie powinni się z Malcolmem lubić, chociażby dla zasady. :D]

    OdpowiedzUsuń
  35. [To po jarajmy się razem w wątku jakimś ciekawym <3]

    OdpowiedzUsuń
  36. [Teraz tak sobie czytałam Twą kartę, próbując wymyślić coś sensownego, ale ni kija nie mogę wymyślić. Jak na razie to pozostaje mi zaproponować zajęcia z OPCM czy coś w ten deseń.]

    OdpowiedzUsuń
  37. [A możemy tak zrobić, że zna ojca Ramone i to byłoby w stylu Corvo, gdyż kiedyś różne osoby miał na oku, jakkolwiek to rozumieć, bo z niego to taki tajemniczy typ :)]

    OdpowiedzUsuń
  38. [Ja tam nie mam nic przeciwko patologi xD Niech nas poniesie żywiło xD I tym razem serio... niech oni choć trochę się lubią, choć nie wiem czy mój Chris jest do tego zdolny xD Lecimy na spontana, ale zacznij proszę, bo ja już nie mam pomysłu xD Ostatnio dni mnie wymęczyły X.x}

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga