wtorek, 13 listopada 2012

"Jestem ciszą na środku pola bitwy."


Jest tym, który...
Pragnie przekazać ci jedynie to, co powinieneś wiedzieć. Nie chce się dzielić sekretami swojej duszy. Może podać ci na tacy jednie fakty, których pewnie i tak nie wykorzystasz, bo na co ci wiedza o nim? To tylko on, schowany gdzieś tam i niedostrzegalny. Dla ludzi jest jak słońce za chmurami – wszyscy wiedzą, że jest, ale nikt nie widzi. Istnieje jednak różnica, która objawia się w tym, że słońca się wyczekuje, a jego... no sam odpowiedz sobie na to pytanie.

Wiadomo ci o tym, choć sam nie wiesz skąd, że...
Widuje się go e barwach Helgi, bo nie można powiedzieć, że wśród Puchonów. On jest sam, choć wcale nie przeszkadzają mu ludzie. Tak jest nawet lepiej, gdy ma ciszę, nikt mu nie przeszkadza i nikt niepotrzebnie nie zagaduje. Natura samotnika? Owszem. Niemniej jednak jest uczniem piątej klasy, choć czasem ma wrażenie, że jednym z nielicznych tutaj przedstawicieli tego rocznika. Starszych wyraźnie jest wszędzie pełno i nie sposób nie zauważyć, że to oni dominują w tej szkole. To ich królestwo. Nie jego. On był jak poddany, o którym się wiedziało, ale nikt nie przejawiał większego zainteresowania nim i jego losami. Nie przeszkadzało mu to wcześniej, to i teraz nie przeszkadza.

Bo w nim są pragnienia, ale zabija je...
Coś, co ma niewątpliwy wpływ na każdy jego krok. Coś, z czym wcześniej próbowała walczyć rodzina, w szkole nauczyciele i gdzieś tam na przestrzeni piętnastu lat jacyś przewijający się koledzy. Władzę nad nim przejmuje niepewność i lęk. Życie jest takie zaskakujące, życie doświadcza, a on się tego obawia. To go trzyma przy ziemi i nie pozwala mu wyfrunąć, by sięgnąć po marzenia i realizować swoje pragnienia. Rezygnuje z pewnych rzeczy, bo chociaż naprawdę mu zależy, to zostaje zniewolony przez nieśmiałość i poczucie, iż kompletnie się do czegoś nie nadaje i zawiedzie nie tylko innych, ale i samego siebie. To zło. Zło dla niego i on o tym wie, choć mimo tego nie odnalazł jeszcze skutecznego lekarstwa. Od zawsze był oczkiem w głowie członków rodziny, od zawsze był tym lękliwym chłopcem i taki do teraz pozostał.

Świat znalazł idealny, choć nikt...
Nie zdołał do niego wstąpić. Wymyślił sobie, że musi sobie radzić z olbrzymią wyobraźnią i natłokiem pomysłów, które w jakiś sposób musi po prostu realizować. Tak więc ucieka do świata schowanego w jego sercu, mieszkajacego w duszy i należącego jedynie do niego. W efekcie bywa ciałem tutaj, a myślami zupełnie gdzieś w odległej krainie. Mógł o niej pisać, mógł o niej opowiadać, ale i tak nikomu nie zdoła jej pokazać. Zresztą, czy ktokolwiek byłby takową zainteresowany? Zainteresowany nim? Tymczasem odnalazł zakątek spokoju, przez którego nie raz słyszał, że jest jakiś nienormalny musi natychmiast wracać tutaj, na swoją ziemie. Tylko tamten świat nazywał swoim. Ten niekoniecznie.

Obraz, który nazywasz znajomym, a tak naprawdę...
Nie masz o nim pojęcia. Bo co możesz powiedzieć, gdy twoje oczy przesuwają się po Puchonie skulonym gdzieś na korytarzu i z zachwytem pochłaniającym jakąś odległą ci prozę? Myślisz sobie tylko, że ofiara losu, jakiś kujon i zero życia towarzyskiego, prawda? Nigdy nie był nadto ambitnym. Po prostu kocha książki. Stanowią one największą magię na świecie według niego. Uwielbia o nich dyskutować, godzinami przesiaduje w bibliotece i przez swoją pasję do literatury zaczyna nawet zaniedbywać naukę, a niekiedy swoich znajomych. Właśnie. Mimo samotnej natury nie jest pozbawiony przyjaciół. Z nim przyjaźnić się, owszem, nie jest łatwo, ale jak ktoś już zacznie go rozumieć, polubi, to wszystko stanie się jaśniejsze. Są wspólne wypady, są niekończące się rozmowy, a wśród tego i Alvin, który bywa często jak duch, z którego trzeba wykrzesać trochę życia. Ono w nim jest, ale potrzebuje impulsu. Chęci wydobycia. Alv to po prostu chłopak, który nie potrafi się opiekować, bo sam tej opieki potrzebuje. Czuły, wrażliwy i taki kochany, choć kto dzisiaj to docenia?

Alvin Lemon
Taki tam piętnastolatek;
Urodziny obchodzi 11 marca;
Krawat Puchonów;
Samotnik i artysta;
Uwielbia Earl Greya;
Tonie wśród powieści;
Różdżka jakaś jest;
Patronus objawia się jako biały wilk
Bogin jakże zmienny;
Powiadają, że posiada brata belfra
Osobnik homoseksualny;

[Witam, witam! :) Jestem chętna oczywiście na wszystkie wątki, a nie ukrywam, iż najbardziej uwielbiam te dłuższe niż zwykłe kilkanaście zdań. Al jest i zaczynamy blogowanie w Hogwarcie. Ach, w karcie pewnie są literówki i tak dalej, ale później przejrzę ją jeszcze raz i poszukam... ]


149 komentarzy:

  1. [Hej, ciacho ty moje <3]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Chcę wąąąąąąąąąąątka xD]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Śliczne imię *,* Liczę, że chęć na wątek jest, ale masz może jakieś pomysły nań? :D]

    Leanne

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Dziękuję, bywa, iż nie mogę się powstrzymać przed rozpisywaniem się. I zdecydowanie podzielam twą miłość względem ukochanej postaci :) ]

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Mrocznego powiadasz… zależy w jak duże kłopoty chcemy wpakować obydwu panów. Możemy ich wplątać w jakąś zupełnie przypadkową burdę w Pubie pod Trzema Miotłami, skazać Alvina na szlaban, który spędzi w obecności Teda spacerującego po Zakazanym Lesie, albo… no nie wiem, jestem otwarta na twe pomysły ;P ]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Coś mi się wydaje, że są oni w pewnym stopniu podobni - twój Alvin i moja Ella... Może coś wymyślimy? ;)]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Spotkanie w Hogsmead i słodycze? Brzmi nieźle. Słodycze są niezłe, przynajmniej dla Elli ^^]

    OdpowiedzUsuń
  8. [Co ty na jakiś wątek? Pierwszy raz jestem na blogu z taką tematyką więc chyba potebuję małej pomocy we wdrażaniu się ;]
    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  9. [To może tak jakiś wątek od razu? ;]

    OdpowiedzUsuń
  10. [Dziękuje za powitanie ^^ nie mogłam się oprzeć temu blogowi ^^ ]
    Modest Pasque

    OdpowiedzUsuń
  11. [No kilka razy już byłam więc i teraz musiałam ^^ ]

    Dzień jak dzień. Zaczął się od leniwego ściągania tyłka z łóżka, porannej kawy w Wielkiej Sali, zrzędzenia znajomych nad uchem. Aż w końcu cisza i spokój na zajęciach. Kilka godzin takiego rozmyślania i siedzenia w spokoju robiło z ludzi wariatów. Gdyby nie to, że byli młodsi, tak zabawni uczniowie Modest z pewnością nie wytrzymałby w tej budzie. Po transmutacji udał się na spacer po korytarzach w poszukiwaniu potencjalnej ofiary. Dostrzegł takiego jednego co to siedział w kącie z jakąś wielgachną księgą na kolanach i dostrzegł również herb na jego piersi. Puchonek. Toż to cudowny cel. Ruszył dziarskim krokiem w kierunku chłopaka, reszta uczniów widząc minę "cel namierzony" nie wchodziło mu w drogę, bo nikt nie chciał być dręczonym właśnie przez niego. Stanął nad chłopakiem wpatrując się w niego zielonymi tęczówkami.
    [Modest Pasque, takie lekki wstęp ^^]

    OdpowiedzUsuń
  12. Na twarzy chłopaka wstąpił uśmiech, nie taki przyjemny. Raczej ten bezczelny, z nutką zadowolenia. Faktem było, że był zadowolony z faktu, że chłopak był przerażony. Oczywiście na początku nie zrobi mu nic drastycznego. Ot taka lekka zabawa.
    -Jak tam puchonku? - spytał niby to uprzejmym tonem, aczkolwiek słychać było tę nutę sarkazmu, której chłopak no cóż, nie mógł się pozbyć. Wyciągnął rękę przed siebie i złapał książkę unosząc ją do twarzy. - Co za badziewie czytasz ? - zmarszczył brwi odczytując złote napisy na książce.
    Roześmiał się głośno, ale oddać nie miał zamiaru. To i tak było zadowalające, fakt, że chłopak nie dosięgnie książki i nie będzie w stanie się odezwać. Mimo wszystko jego pozycja w szkole była znana i raczej nikt nie podskakiwał mu.

    [Wybacz, że tak beznadziejnie, ale rozkręcę się, niestety nie o tej porze ;p ]Modest

    OdpowiedzUsuń
  13. [Hm... Może Alv wraz ze znajomymi zawędruje sobie do jakiegoś klubu i w pewnym momencie zostanie sam i podejdzie do niego jakiś podejrzany typ, a Leaś zabawi się w bohaterkę i odgoni natręta? :D]

    Leanne

    OdpowiedzUsuń
  14. [ Ja również witam. Zwykle załoga Puchonów jest najszczuplejsza, tak wynika z moich obserwacji :D]

    OdpowiedzUsuń
  15. [ Fajny ; ) Powiązanie albo wątek? :) ]
    Emma

    OdpowiedzUsuń
  16. [Dzień dobry (dobry wieczór by bardziej chyba pasowało, no ale nic), mam nadzieję, że Gabryś wyszedł przyzwoicie chociaż.]

    OdpowiedzUsuń
  17. [Ależ byłbym przeszczęśliwy mogąc nawiązać znajomość z Puchonem :D]

    OdpowiedzUsuń
  18. [Wątek? Nawet mam pomysł, tylko czy chcesz :)]

    Zoya

    OdpowiedzUsuń
  19. [No to prosz ja bardzo.]

    OdpowiedzUsuń
  20. [Nie no, Twój pomysł jest ok, bo ja (i mój mózg - bo to osobny byt) jedyne co jestem w stanie dziś wymyślić, to ewentualna wizyta Gabrysia i sprowadzanie Alvina "na złą drogę", czyli ewentualne zwianie z lekcji, w jakiś tam sposób.
    Jak dla mnie to dobrze, że postać właśnie nie była aż tak sprecyzowana, bo bym się zagmatwała w tym.]

    OdpowiedzUsuń
  21. [Okej, może być. Chyba nie doczytałeś, w jakim sensie on jest wrażliwy, niemniej jednak, zgadzam się. Uprzedzam tylko, że nie wiem, jak będzie z moim odpisywaniem, bo zalegam już paru osobą, więc będziesz musiał chwileczkę poczekać.]

    OdpowiedzUsuń
  22. osobom*

    Jezusie :d

    OdpowiedzUsuń
  23. [ Orgazm na sucho, powiadam Ci i pożądam wątka, zwłaszcza, że ja Cię znam, muahaha xD ]

    Albus

    OdpowiedzUsuń
  24. [No to patrz: skoro i Alvin i Zojka kochają książki, to może kiedyś wpadli na siebie w bibliotece i od tamtej pory mogli się nawet polubić, bo moje dziewczę złe nie jest, trzeba tylko do niej dotrzeć. A Lemonek jest taki cudowny, że na pewno od razu go pokochała i zechciała się nim zaopiekować <3]

    Zoya

    OdpowiedzUsuń
  25. [To takie miłe powitanie! Dziękuję!<3]

    OdpowiedzUsuń
  26. [ Ian tudzież Nikita z Pittsburgha ^^ a zacznę, jeśli zarzucisz pomysłem. ]

    Albus

    OdpowiedzUsuń
  27. Na lekcje, to akurat nikt nie miał zazwyczaj ochoty, chyba że był zwyczajnie znudzony życiem, tudzież maksymalnie trącony w głowę. Na lekcje nikt nie miał energii, bo i na co to komu, to nawet taki geniusz jak Gabryś nie rozumiał. Pewnie i tak skończy wśród mugoli, bo to przecież tam się i wychował i urodził, już nie wspominając o tym, że tam też spędzał każde swoje dotychczasowe wakacje, a to też ważne.
    Jak zwykle wstał za późno, albo najzwyczajniej w świecie, nigdy nie umiał się wyrobić na czas i później się to kończyło, jakimiś tłumaczeniami z kosmosu wziętymi i ewentualną, dodatkową pracą.
    Dlatego dziś, kiedy już i tak wiedział, że będzie spóźniony wykwitł mu w głowie piękny, dorodny pomysł wymknięcia się do Hogmseade i ogólny powrót dopiero, gdy skończą się zajęcia. Najwyżej przywita go szlaban, o ile w ogóle coś takiego zaistnieje, bo przecież z Hogwartu też dało się „jakoś” wyjść.
    Ale sam się szwendał przecież nie będzie…
    I właśnie z tą myślą potrącił jakieś coś, ucznia raczej, chociaż czasami i tego nie był do końca pewien, przecież mógł wpaść w chociażby, psora od eliksirów.
    A nie, jednak uczeń, to mógł stwierdzić.
    -Alvin, spadasz mi jak grom z jasnego nieba, w pozytywnym sensie oczywiście – oznajmił mu wesoło, szczerząc się niczym wybitnie z czegoś ucieszony psychopata. Przykląkł szybko pomagając przyjacielowi (bądź co bądź jedynemu, bo bliskiemu) pozbierać książki. – Co powiesz na wycieczkę? – zapytał niemal konspiracyjnie, wiadomo, obrazy miały uszy.

    OdpowiedzUsuń
  28. [ Podoba mi się, zaczynam, ale proszę nie mieć pretensji co do długości, bo większość weny poszła na kartę a poza tym okres i ból głowy od rana mnie dobijają -.- ]

    Od zawsze wszystkim było wiadomo, że Albus Potter spać wręcz uwielbiał, i gdyby nie fakt, że znajduje się w tym zamku po to, by chodzić przez kilka godzin dziennie na lekcje, to potrafiłby spać dwadzieścia cztery godziny na dobę w tym swoim arcywygodnym łóżku w dormitorium Gryffindoru. Podobno po kimś to odziedziczył, ale nie zagłębiał się w to jakoś specjalnie. W domu, w gorące wakacje, raz nawet pomyślano, że coś mu się stało, bo przez ponad czternaście godzin nie wyszedł z łóżka i ani palcem nie ruszył. Matka w całkiem niezłą histerię wpadła, a James to o mało się nie udusił ze śmiechu. No ale cóż.
    Teraz właśnie młodsza winorośl Potterów chrapała sobie smacznie w pokoju wspólnym w fotelu ustawionym przed samym kominkiem, gdy ktoś perfidnie stanął w ciepełku od niego płynącym. Chłopak się wzdrygnął i otworzył zielone oko, mierząc nim delikwenta od góry do dołu. Po emblemacie wywnioskował, że ma do czynienia z Puchonem.
    - Chyba zgubiłeś drogę. A poza tym racz się przesunąć, bo mi zimno. - mruknął nie ruszając się nawet o milimetr.

    [ Dziwne to coś wyszło... ]

    OdpowiedzUsuń
  29. [A mogę jutro? :)]

    Zoya

    OdpowiedzUsuń
  30. - Opuściłeś się, Noblefaire! – usłyszał tego wieczora, kiedy nauczyciel transmutacji wręczał mu wypracowanie napisane na ocenę powyżej oczekiwań, a nie jak zwykle na wybitny. Chłopak wziął pergamin, poudawał, ze naprawdę interesuje go jakie popełnił błędy, a potem go oddał i powiedział pod nosem coś na temat tego, że na pewno się poprawi i tak dalej. Tego naturalnie wymagała sytuacja; to właśnie powinien wyznać, żeby jakoś polepszyć humor profesora – nie było wcale istotnym, czy faktycznie odczuwa żal z tego powodu, albo czy chociaż robi to na nim najmniejsze wrażenie. Potem się pożegnał i wyszedł z gabinetu podążając w stronę Wieży Zachodniej, gdzie czekała na niego jego ukochana pojedyncza sypialnia z cieplutkim łóżkiem i uroczym widokiem na zalane księżycowym światłem błonia.
    Szedł sobie powoli, nucąc cicho jak to miał w zwyczaju i był już właściwie przy ostatnim korytarzu dzielącym go od zachodniego skrzydła, kiedy usłyszał podejrzane odgłosy dobiegające zza zakrętu. Zaczaił się za murem i wyjrzał ostrożnie, obserwując miniaturowy tłumek złożony z kilku przerośniętych Ślizgonów i jakiegoś Puchowa, który nie wyglądał na zachwyconego tą sytuacją. I w sumie chyba miał powód: ci trzej wielcy chyba doskonale się bawili co rusz go popychając, czy tam wymieniali się nawzajem jakimiś durnymi komentarzami, które w gruncie rzeczy nie byłyby aż tak nieszkodliwe, gdyby nie fakt, ze dobór słów i ich ogólny sens bynajmniej nie przedstawiał go w jak najlepszym świetle, pomijając już, że to popychanie już dawno przestało być durnowatą zabawą zapijaczonych facetów, a powoli zaczęło się przeradzać w coś oscylującego na granicy znęcania się.
    Ale Akira nie zrobił nic; wychylił się tylko zza korytarza niemal całkowicie i staną naprzeciwko nich oglądając to wszystko z niekłamanym zainteresowaniem; ci Ślizgoni nawet chyba go nie widzieli, a kiedy już w końcu jeden z nich bąknął cos niewyraźnego do dwóch pozostałych, to chłopak absolutnie nie poczuł się w obowiązku zejścia im z oczu, choć ich miny wskazywały, że najrozsądniejszym rozwiązaniem problemu byłoby dla niego przeczekanie do rana gdzieś w okolicach Tybetu.
    - Patrz, mamy drugiego! – odezwał się największy, pokazując palcem w stronę chłopaka, który nadal stał niewzruszony, tyle że wyjął z kieszeni lizaka i zaczął demonstracyjnie go odwijać nie zaszczycając ich teraz nawet spojrzeniem.
    Tak, to zdecydowanie była prowokacja. Cóż przecież może być lepszego, by przegonić nudę jesiennego wieczoru, jeśli nie zgraja siódmoklasistów z wężowego domu? No okej, rozrywki Akiry zdecydowanie należały do kategorii „dziwne” ale tym samym powiedzenie tutaj, że się u c i e s z y ł na ich widok było bardziej na miejscu.
    Dopiero, kiedy poczuł szarpnięcie uznał, że nareszcie należy się czymś wykazać i nie czekając, strzelił oszałamiaczem w najbardziej pijanego, co w konsekwencji poskutkowało zostawieniem tego biednego wystraszonego Puchowa i wycelowaniem dwóch różdżek w jego kierunki.
    Och, na to czekał!
    - Ja nie chcę nic mówić…- zaczął ostrożnie – Ale naprawdę głupio by było z waszej strony, gdybyście atakowali m n i e - to słowo powiedział niemal z namaszczeniem – w takim stanie. Więc, bądźcie grzeczni i poszukajcie sobie kogoś na waszym poziomie zostawiając przy okazji tego chłopczyka w spokoju. – tu kiwnął podbródkiem w stronę niedoszłej ofiary Ślizgonów.
    Zapadła cisza, a potem spojrzeli na siebie, wybuchając wymuszonym śmiechem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Ty, patrz. Ja wiedziałem, ze ci niebiescy należą do wyjątkowo popierdolonych, ale żeby aż tak?
      I w powietrzu śmignęły dwa jasne promienie, które w ostatniej chwili zatrzymały się na niewidzialnej barierze kilka centymetrów od twarzy Akiry. W międzyczasie z kąta, w którym leżał jeden z nich dało się usłyszeć jakieś mamrotanie – znak, że tamtemu wracała świadomość. Uch, niedobrze – przemknęło mu przez głowę.
      - Ostrzegałem. – stwierdził zimno chłopak głosem już absolutnie pozbawionym tej sztucznej uprzejmości wymieszanej z niemalże troskliwością o losy napastników.
      Machnął różdżką , pozbawiając się bariery i uskoczył na bok, przed kolejnymi promieniami przecinającymi przestrzeń między nimi, by potem pozbawić ich możliwości obrony celnie wymierzonym expelliarmusem, czego efektem były dwie nowe różdżki w jego ręku.
      Nie ma się co oszukiwać, pewnie groźniejsi byliby, gdyby stężenie alkoholu w ich krwiobiegu nieco spadło, toteż Krukon nie był do końca zadowolony, niemniej jednak nie przeszkodziło mu się to do nich złośliwe uśmiechnąć i pozwolić mocnym sznurom spętać ich razem.
      A potem dwa nowe nabytki zniknęły z jego dłoni równie szybko, jak się w niej pojawiły.
      - No. To teraz mała zagadka. Brzmi następująco: Gdzie są wasze różdżki? Podpowiem wam, że w tym skrzydle, w ogólnodostępnym miejscu. Aha i accio nie podziała. Także jak je już sobie znajdziecie, to będziecie sobie mogli wrócić do zabaw z pierwszorocznymi, czy z kimś na równie zaawansowanym stopniu rozwoju.– to mówiąc przeszedł obok nich zupełnie ignorując bluzgi, które frunęły w jego stronę i w końcu przyjrzał się dokładnie temu Puchonowi. Był chyba parę lat od niego młodszy, trochę niższy i sprawiał wrażenie bardzo delikatnego – pewnie dlatego stał się obiektem zabaw tamtych trzech.
      - Ale ty jesteś głupiutki, wiesz? Dlaczego się nie broniłeś? Przecież ci idioci za chwilę nawet nie będą w stanie utrzymać się na nogach. Mogłeś ich załatwić nawet jęzlepem, bo pewnie niewerbalnych w tym stanie by nie użyli. – pokręcił głową, nadając swojemu głosowi ton, jakim zwykle się zwraca do małego dziecka – Bozia mózgu nie dała?

      Usuń
  31. [Przepraszam, że takie długie, ale wymknęło mi się spod kontroli i masz w dwóch częściach. :(]

    OdpowiedzUsuń
  32. Ludzi, na których Zojce zależało, można było policzyć na palcach jednej ręki. Po pierwsze dwaj mali rudzielce, którzy ośmielili się urodzić i sprawić, że nie była już jedynaczką. Następnie Ella, która nie była tylko nauczycielką, ale też naprawdę dobrą koleżanką. No i Alvin, oczywiście. Wszyscy się zastanawiali co ją łączyło z tym niepozornym Puchonem, nie rozumieli dlaczego z nim przebywa, a jak przyjdzie co do czego, to staje w jego obronie i nie pozwala go skrzywdzić. Szczerze mówiąc to nawet sama Iwanowa nie wiedziała dlaczego w jej niby zimnym serduchu znalazło się dla niego miejsce.
    Dzieliło ich więcej niż łączyło, ale Lemon był na tyle dziwny, że po prostu kochał książki. Tak jak Zojka. No i od tego się zaczęło i jedno przypadkowe spotkanie przeistoczyło się w coś na pozór przyjaźni. Rudowłosa opiekowała się młodszym o rok chłopakiem, był dla niej jak trzeci brat. I chociaż czasami miała go dość, tak jak braci rodzonych, to nie potrafiła z niego zrezygnować. Dlatego właśnie szła sobie tanecznym krokiem przez zamek, ignorując innych uczniów i kierując się w stronę domu wspólnego Puchonów.
    Bywała tu dość często, dlatego nikogo już nie dziwił widok Ślizgonki w ich domu. Jednak w salonie Alvina nie było, dlatego zapytała pierwszego lepszego dzieciaka o niego i dowiedziała się, że poszedł już do dormitorium. Dziewczyna nie czekała aż jeszcze coś doda, od razu skierowała się w stronę sypialni i weszła do środka, nie zawracając sobie głowy pukaniem.
    - No cześć - rzuciła z uśmiechem, podchodząc do łóżka chłopaka i rzucając na nie grubą księgę, przez co Lemon nieco podskoczył, wywołując tym cichy śmiech dziewczyny. - Właśnie mi ją przysłali, pomyślałam że poczytamy razem, co ty na to?

    [Trochę dziwnie wyszło, wybacz.]

    Zoya

    OdpowiedzUsuń
  33. Spojrzał na niego jak na totalnego idiotę, brwi chłopaka powędrowały niesamowicie wysoko prawie chowając się pod pasemkami czarnej grzywki.
    - Nie masz przy sobie różdżki? – powtórzył jak echo w ogóle nie dowierzając tym słowom. To brzmiało zupełnie tak, jakby wyznał mu, że urodził się bez głowy, serca, kończyn, czy tez tam innych niezbędnych do życia części ciała.
    - A więc mam rozumieć, że szlajasz się po zamku mając dwanaście lat bez żadnego zabezpieczenia, tak? – splótł ramiona na piersiach, chociaż miał wielką ochotę zacząć go czochrać po włosach wypowiadając przy tym mnóstwo obraźliwych uwag, albo chociaż naładowanych ironią w stopniu zdecydowanie przekraczającym jakiekolwiek normy – Mogłeś tego nie mówić. Teraz mam cię za idiotę. Albo nie. Za idiotę do kwadratu. Właściwie może nawet do sześcianu. – dodał po chwili nieco głośniej, bo wrzaski unieruchomionych Ślizgonów skutecznie go zagłuszały. Bez słowa przekroczył tego leżącego i wyszedł na korytarz w ogóle nie przejmując się, czy tamten wyszedł za nim.

    [Krócej, niech sobie pogadają. :D]

    OdpowiedzUsuń
  34. Zaśmiał się cicho pod nosem, tak, żeby chłopak nie mógł tego dosłyszeć.
    - Masz piętnaście? ŁAAAAAAAAAAAAŁ, to faktycznie, dorosły jesteś. Przepraszam, nie chciałem PANA obrazić– uśmiechnął się kpiąco podkreślając dobitnie to jedno słowo i po chwili krótkiego postoju ruszył przed siebie rozwijając zawrotną prędkość. Chłopak ledwie dotrzymywał mu kroku.
    - Oczywiście, że cię nie znam – ciągnął dalej – jestem przekonany, że to swego rodzaju dopust boży.
    Nie powiedział już głośno, że ten, kto nie nosi przy sobie różdżki nie sprawia na nim dobrego pierwszego wrażenia. Ale może było też tak dlatego, że zwykle nikt dobrego wrażenia na nim nie wywierał, a już w takiej sytuacji… W takiej sytuacji w jego oczach człowiek mógł tylko i wyłącznie spisać się na straty zostając wrzuconym do szufladki opatrzonej karteczką „beznadzieja” lub „żałosny”, albo w ostateczności w ogóle nie zakwalifikować się do elitarnego katalogu Akiry Noblefaire.
    - W ogóle to nie wiem, czy w obliczu tego wszystkiego nie pójść z tobą i nie odprowadzić cię do tego pokoiku za kuchnią, czy gdzie tam sobie siedzicie. – odezwał się po chwili nad wyraz słodkim głosikiem zupełnie nieadekwatnym do intencji - Ufam jednak, że skoro „nie jesteś idiotą”, jak to ująłeś – tu w powietrzu naznaczył niewidzialny cudzysłów dając mu do zrozumienia, jakie zdanie ma na ten temat – To poradzisz sobie sam.

    OdpowiedzUsuń
  35. Ojejku, zbudziła go? To straszne, oczywiście nie chciała mu przerwać snu, przecież była bardzo grzeczną dziewczynką... Taa, jasne. Może i było jej trochę przykro, ale szybko jej przeszło i z szerokim bananem na twarzy wpakowała mu się do łóżka, przykrywając się kołdrą. Zimno jej było, ot co. A poza tym Alvin powinien się już przyzwyczaić, że zawsze robiła to co chciała. Teraz miała ochotę się pogrzać w jego łóżku i się do chłopaka przytulić, więc mocno zacisnęła łapki w jego pasie i ułożyła głowę na klatce piersiowej Lemona.
    - Prawie robi wielką różnicę, Alv - uśmiechnęła się pod nosem, wtulając się w niego jeszcze bardziej.
    Ogólnie Ślizgoni byli źli. Znęcali się nad innymi, szczególnie nad Gryfonami, Puchonami i Krukonami. A Zojka właśnie się do jednego tuliła i bardzo się jej to spodobało, bo wreszcie zrobiło jej się trochę cieplej. W końcu w zamku mało było kominków, a że był kamienny to naprawdę wewnątrz było nieprzyjemnie.
    - Zależy o czym myślisz, ale chyba masz rację. Trochę na nią czekałam, babcia znalazła ją w starej bibliotece w dworze w Rosji. Przysłała najpierw do domu, nie wiem w sumie po co, ale dopiero wtedy rodzice odesłali ją do szkoły. I tak się tu znalazła, a teraz tylko czeka, żebyśmy poznali jej treść. Ale to zaraz, dobrze? - mruknęła, podciągając nogi i wpychając stopy między łydki Alvina, żeby jeszcze bardziej je ogrzać.
    Na pewno należała do stworzeń ciepłolubnych, co do tego nie było żadnych wątpliwości. I co z tego, że pod szkolną szatą miała naprawdę gruby sweter, jak i tak niesamowicie marzła?

    [Mogą wiedzieć, w sumie Zojka się z tym nie za bardzo kryje, także tego.. Zależy jak Alvin. A teraz mnie zabij, bo za każdym razem jak piszę Alvin widzę w myślach mojego psa, który się tak zwie :D]

    Zoya

    OdpowiedzUsuń
  36. [ Miałam zacząć… W sumie to czemu ja Ci ulegam? Chyba za bardzo Cię kocham Ty mój M&M’sie…
    Tak czy siak, zakładam, że mi nie wyjdzie, ale cóż. Może dobiję do tych 30 linijek jak za starych, dobrych czasów… ]
    ( A tak swoją drogą to znudziło mnie wieczne ratowanie z opresji i takie tam, jak to zwykle u nas bywa. Trzeba coś zmienić- nie wiem jeszcze co, ale coś trzeba. Nasze modus operandi zalatuje już stałością jak w starym, dobrym małżeństwie…)

    Atsu był odporny. Wypracował sobie pewien styl bycia, możliwe, że niezbyt korzystny dla życia, ale jak dla niego samego obecnie- wystarczający. Starał się nie przejmować wszystkimi słowami, jakie darzy go społeczeństwo, pamiętając, że to tylko jeden rok, teraz już niekompletny, i będzie się starał o przyjęcie na studia. Ambicja- cecha, która zaprowadziła go do Domu Węża była kluczową w tym wszystkim. O tym, że mu się uda, był pewien. Nie chciał, tak jak wielu po szkole, kończyć na OWTM’ach i udać się na kurs na uzdrowiciela. Nie, on chciał czegoś więcej. Studia medyczne w mugolskiej placówce powinny być doskonałą podporą by móc odbywać staż mistrzowski. Chciał pokazać, że na coś go stać. Na coś konkretnego. Nie wiedział tylko czy da radę jednocześnie uczyć się w mugolskiej szkole i uczęszczać na kurs mago-medyczny...

    Najczęściej starał się wyłączać na czas poza zajęciami. We własnym Pokoju Wspólnym nie przebywał. Nie czuł się tam swobodnie- zupełnie tak, jakby ktoś wepchnąłby go do nie jego bajki. Takiej, która wcale nie kończy się dobrze, nie dla niego. W końcu to miała nie być jego opowieść.

    A trzeba wiedzieć, że Atsugi lubił bajki- najlepiej te mugolskie, gdzie magia była wspaniała, czysta i wszystko kończyło się dobrze. A jeden ruch różdżki mógł zmienić całe człowiecze życie. W sumie… Chciałby żyć w takiej bajce. Albo ją przeczytać. Teraz, zaraz. Natychmiast.

    Wiedziony chęcią dał się ponieść ku bibliotece, która, rzecz jasna w tych godzinach, pękała w szwach. Hogwarcka dzieciarnia chyba uważała, że popołudnia najlepiej przesiedzieć pośród książek, co by wieczory mieć wolne. W przeciwieństwie do niego. Wiedział doskonale, że skończy w Pokoju Życzeń z butelką Ognistej w jednej dłoni i podręcznikiem do Eliksirów w drugiej. Jak zawsze.

    Przeszedł się wokół regałów, przeszukując je dokładnie w poszukiwaniu jakiejkolwiek mugolskiej bajki, która przecież musiała tu być. W końcu na mugoloznastwie przerabiali takie rzeczy. Jakże się zdziwił widząc cały dział poświęcony właśnie tej tematyce. Gorzej, że dojrzał również dopisek, iż książki z tego segmentu nie podlegały wyniesieniu z biblioteki. Cóż, musiał znaleźć dla siebie jakiś kąt.

    Jedyne wolne miejsce, jakie dojrzał, znajdowało się obok chłopięcia, które od razu okrzyknął mianem „Skrzata”. Dosiadł się więc, nie pytając o zdanie chłopaka i otworzył zbiór baśni braci Grimm. Aż uśmiechnął się, zerkając na Puchona, o czym poinformował go krawat chłopaka, widząc fioletową okładkę jego książki. Cóż, lubił fioletowy.

    [ Ha! 31 i to nie wliczając nawiasów i angielskich akapitów. Ale i tak mało jak na to patrzę... :D]

    OdpowiedzUsuń
  37. Uniósł brew, jakby pytanie o wiek było poniżej jakiegokolwiek poziomu. Prawda była taka, że cokolwiek by teraz nie powiedział, w odczuciu Akiry i tak byłoby to czymś absolutnie bezsensownym i niepotrzebnym. Postanowił mieć do niego lekceważący stosunek i niezależnie, od tego, co by się mogło wydarzyć, pod żadnym pozorem nie zamierzał go zmieniać.
    - Siedemnaście. – odparł, jakby ta liczba miała go właśnie zmiażdżyć. Szczerze mówiąc, wszystko teraz go miało miażdżyć, dobijać, wgniatać w podłogę i czynić go niższym, niż był w rzeczywistości. Psychicznie i fizycznie. Nie, żeby na tle Akiry, który jednak gigantem nie był chłopak wypadał dość blado.
    Cóż, Noblefaire nie miał problemów z tłumem szalejących fanek, czy fanów za nim; nawet, jeśli komuś się w jakiś sposób podobał, to i tak większość ewentualnego haremu odpychał swoim charakterem. Oczywiście, istniały przypadki, że tą swoją wredotą czasem podsycał fascynację, ale zazwyczaj jej ofiarą padały osoby, które chyba nie do końca wiedziały, na co się rzucają. Naturalnie, potem się o tym boleśnie przekonywały, bo Akira jakichś specjalnych skrupułów nie miał, żeby kogoś zranić, czy odrzucić, nawet więcej: czynił to wręcz z dziecinną łatwością ku radości wiecznie wygłodniałego ego rzucającego się w jego wnętrzu niczym dzika bestia.
    Być może w gruncie rzeczy sprawiało to, że jednak był bardziej płytki, niż sądził, jednak nie miał w zwyczaju się tym specjalnie przejmować: w ogóle, mało o tak naprawdę go obchodziło. A jeśli nie było to bezpośrednio i wyłącznie związane z nim, to już raczej nie było na co liczyć.
    - No, jakbyś nie zauważył, to właśnie wkładam heroiczny wysiłek w ten maraton tylko po to, by się ciebie pozbyć. – oznajmił, wywracając oczyma – Ze spostrzegawczością u ciebie też nie jest za dobrze, jak widzę. Nie wiem, gdzie się h o d o w a ł e ś , ale myślę, że cel mojej podróży nie powinien cię zbyt obchodzić. – dodał jeszcze po krótkiej chwili całkiem wyraźnie wymawiając wszystkie słowa, mimo lizaka w ustach.

    OdpowiedzUsuń
  38. [ Pewnie by się obraził za coś takiego, jak nazwanie go kochanym, ale dziękuję :)]

    OdpowiedzUsuń
  39. Atsu znał się na byciu ofiarą. Co, jak co, ale pierwsze dziesięć lat życia właśnie nią był. Następne cztery było tylko gorzej. Momentami popadał ze skrajności w skrajność, czasem zahaczając o paranoję, czy jak to się mówi. Były tez momenty względnego spokoju, które, jak się później okazywało, tylko zwiastowały porządne złe rzeczy. Jak wtedy, gdy zmarła matka, albo, gdy wycieli mu tego potwora. Albo, gdy Ascott udusił się na jego oczach. Zawsze przed tym wszystkim miał najlepsze okresy w swoim życiu.

    Ale teraz się nauczył, że kiedy jest dobrze to znaczy, iż nie minie tydzień, a wszystko się posypie. Dlatego nie ufa niczemu i nikomu, co jest miłe, słodkie i puchate. Woli się wyłączyć od tego wszystkiego. Zatracić się w fiolecie…

    Nie miewał problemów na zajęciach. Prawdę mówiąc przechodził przez rutynę szkolną niczym robot, odruchowo machając różdżką, kiedy było trzeba, mrucząc pod nosem zaklęcia i wrzucając składniki do kociołka. Nie było już chyba nic, co w czasie zajęć potrafiło go wybudzić z transu. No, chyba, że ktoś wbiegłby i powiedział, że Voldi powstał i stwierdził, że chce się mścić na świecie za swój brak nosa. Ale do tego nie dojdzie.

    Szlabany… W tym roku nie miał jeszcze żadnego, choć chętnie by coś odpracował. Kiedy robił coś, cokolwiek, jego myśli nie szybowały po zakazanych rejonach. Czyszczenie toalet, czy też innego skrawka zamku dobrze by mu zrobiło, ale nie miał chęci do psot. Do bójek również. Najwyraźniej dopadała go chandra.
    Albo depresja. Kot wie.

    Fioletowa okładka poruszyła się, wyciągając go z zadumy. Miał czytać. Nie rozmawiać, nie gapić się na książki. Tylko czytać. Czytać.

    - Lubię fioletowy. I baśnie, choć wolę te mugolskie.

    Było to małe niedopowiedzenie, bowiem Atsu wręcz rzygał całą tą otoczką Baśni dziadka B. Miał tego wszystkiego po dziurki w nosie, odkąd każdy wielbiciel potteromani ślęczał z nosem w tym właśnie tomiku. A ponoć były czytane dzieciom na dobranoc. Sam nie widział w nich nic ciekawego. Jasne, jak każde bajeczki dla dzieci były one zbiorem dobrych rad, przestróg i takie tam, ale ociekały magią. Taką prawdziwą. A tejże magii Atsugi miał powoli dość.

    Mugolskie baśnie były piękne w swojej prostocie i Astu wolał się zanurzyć właśnie w nich. Magia w nich zawarta była czysta i zupełnie inna od tej, która go otaczała. Czasami miał wrażenie jakby nurzał się w błocie i nic z tym nie mógł zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  40. Z lizaka został już zaledwie patyczek, więc wyjął go z ust dokładnie w tym samym momencie, w którym ta poczwarka zagrodziła mu przejście. Matko, ten to dopiero ma tupet.
    - Uratowałem i co z tego? Nie zrobiłem tego dla ciebie. Akurat byłem w bojowym nastroju i miałeś szczęście, że przechodziłem obok tej klasy. Tyle. – wyrzucił z siebie jednym tchem – No odczep się wreszcie już! – fuknął i wyminął go zgrabnie dość obszernym łukiem, odwracając głowę po kilku krokach – Moje kolano wydaje się więcej rozumieć, niż ty.
    Może to nie była jakaś wspaniała riposta, może nie przysłonił nią światła słonecznego, które nawiasem mówiąc już dawno schowało się za widnokręgiem ustępując miejsca czarnemu płaszczowi nocy przetykanemu przez z rzadka widoczne gwiazdy, które można było dostrzec za wielkimi gotyckimi oknami w wprawionymi witrażami – o tej porze raczej wcale nie upiększających wnętrza zamku, w wręcz przeciwnie. Niewyraźne ciemne kształty przywodziły na myśl raczej jakieś bestie, czy inne niebezpieczne stwory, które mogły się czaić całkiem blisko, bo już w Zakazanym Lesie.
    A dwa lata to dużo. Kiedy jest się nastolatkiem. Dwanaście i czternaście raczej się ze sobą nie dogadają, tak jak siedemnaście i piętnaście. Różnice zanikają wraz z czasem, no ale właśnie. Potrzeba czasu. I Akira wcale nie uważał się za lepszego, bo był starszy. Akira uważał się za lepszego, bo… po prostu lepszy był. Prosta sprawa, niewymagająca lepszych argumentów, bo najlepszy istniał już sam przez się. Był szczupłym Azjatą z Ravenclawu.
    Więc jeszcze bardziej przyspieszył kroku: to był już prawie bieg. Pewnie wyglądał jak debil, ale uznał, że jeszcze gorzej musiał wglądać tamten Puchlin, który próbował za nim nadążyć, przebierając tymi swoimi chudymi nóżkami. Zachciało mu się śmiać: jeden z jego znajomych zaprosił go kiedyś do swojego mugolskiego domu i tam Akira widział, jak w pudełku chodzą różne postaci udając, że naprawdę żyją. I niektóre z nich, kiedy szykowały się do ucieczki wyglądały dokładnie tak samo, jak tamten chłopak. Brakowało tylko narysowanej chmurki kurzu unoszącej się pod nim. No i była jeszcze jedna różnica: on, na nieszczęście wielmożnego pana Noblefaire nie uciekał. Tylko go gonił, o zgrozo.

    OdpowiedzUsuń
  41. Żółte oczy pozwoliły sobie na pozostanie krótkiej chwili na osobie Puchona, po czym ześlizgnęły się na tekst jednej z baśni braci Grimm. Jego ulubionej, prawdę powiedziawszy. Tej o Roszpunce, dziewczynie zamkniętej na wysokiej wieży przez okropną czarownicę. Dokładnie tej, którą uratował oślepiony książę. Jedyne, czego pragnął ponad życie to posiadać flakonik łez Roszpunki w odpowiednim momencie swego życia. Bo skoro mogły one przywrócić wzrok królewskiemu synowi to i jemu by się przydały.

    Był już niemal przy samym końcu historii, gdy rozległ się alarm. Oderwał się od książki, w mgnieniu oka zauważając, że w bibliotece nikogo nie ma. Tylko ten przeraźliwy dźwięk miażdżący jego uszy! Zasłonił je szybko dłońmi, zerkając na Puchona i starał się rozeznać w sytuacji.

    Nie było możliwości, że w szkole wybuch pożar- magia poradziłaby sobie z nim w ciągu sekundy. No i były pewnie jakieś zabezpieczenia- bariery ochronne czy automatyczne zaklęcia defensywne. Był tego pewien. Pozostawała, więc tylko jedna możliwość i to wcale nie napawało Verna optymizmem.

    Wtargnięcie.

    W pamięci przeczesał kilka ostatnich numerów Proroka i Żonglera, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Wszyscy Śmierciożercy i ich poplecznicy zostali skazani bardzo dawno temu, ostatnimi czasy było nad wyraz spokojnie…

    Za spokojnie! Przecież doskonale wiedział, że gdy w końcu wszystko się ułoży, gdy będzie za spokojnie, coś się stanie i runie jego karciany zamek! Wiedział doskonale, więc czemu nie był na to gotowy?

    Sobą się nie przejmował. Gorzej było z Puchonem, który był skazany na jego towarzystwo czy tego chciał, czy nie. Procedury jasno mówiły - w takich przypadkach nie należy się rozdzielać. Problem w tym, że Atsu zawsze przynosił ludziom pech. Co prawda przekleństwo zawsze trafiało w jego najbliższych, ale z braku laku zadowoli się niewinnym chłopaczkiem, prawda?

    - Mam nadzieję, że masz przy sobie różdżkę i wiesz jak sobie z nią radzić? Musimy dostać się do Wielkiej Sali i ani się waż odejść ode mnie na krok, zrozumiano Skrzacie?

    Nie miał w zwyczaju wydawać rozkazy ludziom, których nie znał, ale teraz nie na wiele zdałaby się jakakolwiek samowolka. Nie miał zamiaru znowu pozwolić komuś, komukolwiek, niepotrzebnie się narażać. Może po drodze uda im się spotkać jakiegoś nauczyciela i będą uratowani. Od czego? Nie miał pojęcia.
    - Umiesz wysłać mówiącego Patronusa? Przydałaby nam się pomoc. Z czymkolwiek mamy się zmierzyć.

    OdpowiedzUsuń
  42. Gdyby wiedział, że sytuacja przybierze taki obrót, to najchętniej w ogóle nie pojawiałby się w tej części zamku, a co za tym idzie, w ogóle nie miałby pojęcia o kłopotach chłopaka. Ten ułamek sekundy, który dzielił go od uderzenia w twardą posadzkę był wystarczającym kawałkiem czasu, żeby wymyślić chyba z tysiąc nowych bluzgów, klątw i tak dalej; niemniej jednak i tak nie zdałyby się one na nic, z czego Akira zdał sobie sprawę dopiero w momencie, kiedy jakimś cudem dziwnie się przekręcili i oto leżał na chłopaku.
    Nie mówił, że nie był w pewnym sensie nie zadowolony: przynajmniej rąbnięcie w kamień przypadło w udziale temu pożal się Boże Puchonowi, którego miał nigdy w życiu nie spotkać.
    Dlaczego nikt go nie ostrzegł, że tacy idioci są wypuszczani samopas i beztrosko brykają sobie po Hogwarcie nie ponosząc żadnych, ale to żadnych konsekwencji swojej głupoty?! Czas najwyższy to zmienić.
    Szybko zlazł z niego, czując na sobie jakieś dziesięć par zaciekawionych spojrzeń i coraz głośniejsze komentarze odnośnie całej sytuacji.
    - Co się durnie patrzycie?! Nie macie nic do roboty!? – wydarł się dziko, trzęsąc się z gniewu – WYNOCHA, ALBO WAS TEŻ PRZYJDĘ WYCHĘDOŻYĆ!
    Tym sposobem większość osób zamilkła; część zrobiła dziwną minę, część zaczęła się śmiać, ale kilka z nich zrobiło to, na co Akira liczył od początku – po prostu sobie poszło.
    Dopiero teraz spojrzał na swoją szatę: na czarnym materiale była widoczna dość duża plama na nieszczęsnej wysokości brzucha. Podbrzusza. Okej, bądźmy szczerzy. Krocza.
    Zakrył sobie twarz dłonią i szarpnął włosy z grzywki, po czym rzucił niemal mordercze spojrzenie ciągle leżącemu chłopakowi, który nadal nie otwierał oczy, nie wiedzieć w ogóle, dlaczego.
    - WSTAWAJ, KRETYNIE!- wrzasnął – WSTAWAJ, IMBECYLU JEDEN! – wycelował w niego swoją różdżką – WSTAWAJ, ŻEBYŚ CHOCIAŻ UMARŁ JAK CZŁOWIEK!!!

    OdpowiedzUsuń
  43. Atsu patronusy nie wychodziły w ogóle. Całkiem możliwe, że nie potrafił wykrzesać z siebie na tyle dobrego wspomnienia, by mój go przywołać. Innym powodem może być brak wiary w magiczne środki. Podejrzewał, i to całkiem słusznie, że w przypadku, gdy zaatakowałyby go Dementorzy, jak nic przywitałby się z pocałunkiem. Lubi się całować, ale nie aż tak.

    W Salem nie było czegoś takiego, jak Obrona Przed Czarną Magią, nie było też samej Czarnej Magii. Ot zajęcia ofensywno-defensywne, przez uczniów nazywane zwyczajnie kontrolowanym rozpierdolem. Zaklęcie migały nieustannie pomiędzy dwoma drużynami, a nauczyciele dawali im tylko coraz to nowsze pomysły, podsuwali zaklęcia i starali się wbić trzydziestu dwom głowom fakt istnienia zaklęć niewerbalnych. Koniec końców, Atsu dość dobrze potrafił się obronić przed atakiem, choć do Harry’ego Pottera było mu zapewne daleko. Pytanie tylko, co ich czeka.

    - Wyślij takiego Patronusa, jakiego potrafisz. Nie wiem jeszcze jak, ale jakoś musimy dostać się do reszty. Najlepiej unikając zagrożenia. Pytanie tylko, co dostało się do zamku? – zamyślił się na chwilę, gapiąc się w ścianę naprzeciw. Był tak zaabsorbowany własnymi przemyśleniami, że zupełnie nie zauważył ani cienia, ślizgającymi się po ścianie w ich kierunku, ani, tym bardziej, dźwięków, łomotu, jaki wydawał z siebie ogr górski, zbliżający się wolnym, ciężkim krokiem w ich stronę.

    OdpowiedzUsuń
  44. Modest czerpał przyjemność widząc spanikowany wzrok chłopaka, nie wiedział czy szukał pomocy w uczniach, którzy starali się nie zwracać na nich uwagi czy może jakiś pomysł zaczął kłębić się w jego łebku. Nie interesowało go to. Można przecież rzec, że chłopak ten, stuprocentowy Ślizgon jest egoistą i nigdy nie interesowało go zdanie innych, szczególnie tych bezbronnych co to to nawet nie umieli się sobą zająć, ani obronić. Och jak on nienawidził tej niemocy, tego uczucia bezsilności. Dlatego właśnie postanowił być drapieżcą, nie ofiarą jak większość tych ludzi tutaj.
    Pochylił się nad chłopakiem słysząc jego cichy głosik, nie mogąc się opanować z jego gardła wyrwał się szaleńczy chichot, który zwrócił na nich uwagę kilku przechodzących uczniów. Widząc jednak kto znęca się nad puchonkiem nie zareagowali. Boi dudki i tyle.
    -Co mówiłeś? - spytał dalej cicho się podśmiewając. - Jest tu tak głośno, a Ty tak cicho mówiłeś. - zerknął na niego mrożącym krew w żyłach spojrzeniem. - Jak do mnie mówisz, patrz się na mnie i mów głośno. - nakazał twardo. Nikt by się nie posłuchał tego chłopaczka. Dziwnym trafem postanowił zrobić z niego prawdziwego faceta, oczywiście przy okazji znęcając się nad nim, podwójnie.

    [Modest Pasque zaczynam się rozkręcać w pisaniu :) ]

    OdpowiedzUsuń
  45. Kiedy tylko spostrzegł znikający za zakrętem skraj szaty chłopaka, bez chwili namysłu puścił się biegiem za nim. Chyba pierwszy raz od naprawdę długiego czasu był tak wściekły i teraz można było to odczytać z każdego elementu jego wyglądu: z oczu ciskających błyskawice, z zaciśniętych do białości ust, z rąk pracujących zawzięcie nad dynamiką jego ciała i jeszcze wielu innych elementów jego anatomii.
    Akira nigdy nie poświęcał zbyt wiele czasu na ćwiczenia fizyczne; właściwie w ogóle na nie czasu nie poświęcał i teraz miał okazję się o tym przekonać: ten mały gówniarz był dużo szybszy, niż przypuszczał, a kłujący ból w klatce piersiowej wcale nie ułatwiał sprawy. Niemniej jednak zaprzysiągł sobie, że choćby miał tutaj zaraz paść trupem, to nie spocznie, nim go nie dopadnie.
    A w końcu mu się to udało.
    Na kolejnym zaklęcie udało mu się wyczarować drobną przeszkodę, której nie pokonał przerażony Puchon i oto po sekundzie po raz kolejny rąbnął głucho o posadzkę, tyle że tym razem bez Akiry na nim.
    - MAM CIĘ! – ryknął, po czym błyskawicznie rozbroił piętnastolatka. Z triumfującym uśmiechem ściskał jego różdżkę i wbił w niego mściwe spojrzenie.
    - No to teraz się zabawimy…- niemal wysyczał te słowa, by po chwili całkiem wyraźnie powiedzieć: levicorpus. Nim chłopak się zorientował, już wisiał w powietrzu, kilka metrów nad kamienną posadzką.
    - Nie powinieneś był w ogóle stawać na mojej drodze. – stwierdził zimno i delikatnie skręcił nadgarstek sprawiając, że ciało Puchowa zaczęło się powoli obracać do momentu, w którym zastygło w pozycji z głową w dół.

    OdpowiedzUsuń
  46. [Nie lubię tego robić, ale... czyżbym została pominięta?]

    Zoya

    OdpowiedzUsuń
  47. Wystarczył dotyk Puchona, by przywrócić Atsu do rzeczywistości. W jednej sekundzie był w środku swoich przemyśleń na temat całej możliwej obronie, jaką może wykorzystać w tej chwili. Wpierw spojrzał na chłopaka, później, niemal samoistnie objął go lewą ręką, automatycznie w prawą chwytając różdżkę. Prawdę mówiąc nawet nie zdążył zareagować zanim zza rogu nadszedł Ogr.

    - O kurwa. – jęknął i w następnej chwili z jego różdżki wyleciał ciemnoczerwony promień.

    Zaklęcie niestety chybiło, ale Atsu zaraz rzucił kolejne. Kolorowe snopy światła przelatywały przez korytarz jeden po drugim. Większość, niestety rozpływała się po masywnej sylwetce stwora. Rzecz jasna Vern nie pomyślał o tym by zwyczajnie użyć Vingardium Leviosa i uderzyć w potwora jego własną bronią, nie był w końcu Harrym Potterem. Wpadł jednak na pomysł by posłać Redukto wprost w sufit i tym samym chwilowo odciąć się od zagrożenia.

    - Słuchaj, mamy niewiele czasu. Trzeba uciekać, rozumiesz? Znasz tę szkołę lepiej niż ja, więc znajdź nam najkrótszą możliwą drogę do Wielkiej Sali. Ja pilnuję tyłów, Skrzacie. No chyba, że znasz lepsze sposoby obrony.

    Góra głazów poruszyła się i Atsu zadrżał niekontrolowanie widząc wielką łapę ogra. Co, jak co, ale nie miał ochoty na macanko ze strony tego stwora. Potwory powinne trzymać się razem, ale nie aż tak. Szczerze wątpił by ten nadmiar siły, jaką dysponował mógłby im pomóc. Jedynym cudem, jaki mógłby ich uratować byli nauczyciele, którzy już dawno powinni tu być. W końcu jak ogr mógłby się poruszać po szkole w taki sposób by go nie zauważono? Grono pedagogiczne musiało już go szukać, namierzyć… Cokolwiek.

    OdpowiedzUsuń
  48. Tego, że chłopak jest tchórzem naturalnie się spodziewał. To było coś tak oczywistego jak… właściwie, nie potrafił znaleźć odpowiedniego porównania i nie to mu teraz było w głowie. Bo pomimo tego, że z jego tchórzostwa sprawę sobie zdawał, tak nie sądził, że on tak po prostu mu się rozpłacze. No tak, miał piętnaście lat, ale nie pięć.
    - Jesteś śmieszny. – syknął – Jesteś tak śmieszny i żałosny zarazem, że dręczenie ciebie nie sprawia mi nawet przyjemności. Jesteś taki słaby, taki bezbronny…- mówił, manipulując ręką tak, by chłopak znowu wrócił do normalnej pionowej postawy z nogami w dół.
    - Nie wiem, skąd pochodzisz i kim w ogóle jesteś, ale chyba największe kondolencje należą się tym, którzy są skazani na przebywanie z tobą.
    Powoli zaczął go opuszczać i kiedy Puchon wisiał już jakieś kilkadziesiąt centymetrów nad ziemią, strzepnął różdżką sprawiając, że chłopak upadł kilka kroków przed nim.
    Wbił w niego spojrzenie teraz już całkiem puste: pozbawione czy to gniewu, czy to nienawiści dalej jednak tak samo przenikliwe i przerażające. Upuścił na posadzkę jego różdżkę i nie mówiąc już nic więcej po prostu zniknął za rogiem odwracając się tylko raz i tylko po to, by rzucić mu kpiący uśmiech.
    [Tak, wiem. On jest makabryczny. Ale nie zniechęcaj się! Naprawię go :D O i w sekrecie Ci powiem, że to pozer. Zwykły pozer. On się zmieni! :D]

    OdpowiedzUsuń
  49. Ogólnie w zamyśle Akiry to miało być ich pierwsze i ostatnie spotkanie: przecież tak solennie o to zadbał, by chłopak nie zbliżył się do niego na odległość mniejszą, niż sto metrów. Tak to sobie przynajmniej wyobrażał i taki był plan. Ale ostatnimi czasy plany Akiry stały się chyba obiektem żartów Boga, o czym miał okazję się przekonać już niedługo, bo w niecałe dwa tygodnie po zajściu ze Ślizgonami. Spotkał bowiem tego kretyńskiego Puchowa w bibliotece - tamten tak się przestraszył, że próbując uciec przewrócił jeden z mniejszych regałów, no i specjalnie nie trzeba było się domyślać, w którą stronę, a raczej na kogo posypało się kilka tomów w ostatniej chwili zatrzymanych celnym zaklęciem unieruchamiającym. Mimo, że Akira nie odniósł żadnych obrażeń, naturalnie nie mógł mu tego puścić płazem i jeszcze tego samego dnia, wieczorem użył na nim kilku zabawnych jego zdaniem czarów. Oczywiście, w efekcie znowu się rozpłakał, Krukon znowu na niego nawrzeszczał, powyzywał i odszedł. Niestety, aż do następnego razu.
    Bo znowu minęło kilka dni i znowu tamten chłopak nie miał szczęścia: przy okazji zbierania się uczniów w Wielkiej Sali w porze obiadowej, potrącił go przy wejściu przy okazji niszcząc mu szatę, przez zaczepienie o nią różdżką, czy czymś w tym stylu. W każdym razie, to także musiał odpokutować, tym razem zaciągnięciem go do lochów i przetestowania na nim kolejnych zaklęć oraz tradycyjnie wysłuchać kpin i wrzasków. Wtedy już się nawet nie popłakał, co jeszcze bardziej zirytowało Akirę i sprowokowało go do dłuższego zatrzymania chłopaka.
    Tym sposobem przez kolejne tygodnie miał względny spokój, bowiem tym razem już nawet nie spotkał go na korytarzu, wśród innych Puchonów. Cóż, albo po prostu wyciągnął wnioski, albo tak bardzo się przestraszył, że wolał już nie wyściubiać nosa z dormitorium.
    I to właśnie miał być koniec. Koniec użerania się pana Noblefaire z tym typkiem, koniec wściekania się i tak dalej. Niestety, coraz krótsze jesiennie dni miały ze sobą przynieść zupełnie nieoczekiwany przewrót w jego życiu. Chociaż może to byt dłuższe słowo. Niemniej jednak, kiedy szedł do profesora z astronomii ze swoim esejem na temat Jowisza, w ogóle nie przeczuwał niczego złego.

    OdpowiedzUsuń
  50. [To ja tak zacznę. Pozwolę sobie, a co]

    Mała Krukonka zwykle nie zwiastowała jakichkolwiek problemów. Mała, ruda Krukonka już trochę bardziej, bo było ich niewiele, a wszystkie miały coś za pazurami. Ale kiedy ta mała, ruda Krukonka miała grzywkę w barwach tęczy, zmieniającej kolor co kilka sekund, to było wiadomo, że owa Krukonka jest w tej chwili rozchwiana emocjonalnie i lepiej nie wchodzić jej w drogę, bo się oberwie.
    Aislinn odgarnęła za ucho zielone... niebieskie... fioletowe... zielone... Och, grzywkę odgarnęła, wpatrując się z frustracją w kartkę, na której widniał kolejny szlaban, który dostała tym razem bardzo, bardzo bezpodstawnie. Westchnęła, wciskając ją do kieszeni. Miała naprawdę wrażenie, że ten profesor jej zwyczajnie nie cierpi.
    Odwróciła się na pięcie i nie zdążyła przejść nawet kilku kroków pustym korytarzem, żeby się nie potknąć i nie wyłożyć jak długa. Przez chwilę, zaskoczona nie wiedziała, co się dzieje, a włosy natychmiast zmieniły kolor na jaskrawozielony. Dopiero po chwili zauważyła skulonego pomiędzy zbrojami Puchona, trzymającego w rękach jakąś książkę, na którego nogach właśnie leżała.
    Szybko pozbierała się do pozycji w miarę siedzącej, marszcząc brwi. Zwykle by się wydarła. Albo była uszczypliwa, cięta albo bardzo niemiła. Ale do Puchonów zwykle podchodziła jak do dzikiej zwierzyny, którą łatwo spłoszyć, bo w końcu przyjaźniła się z Tilly i wiedziała, że większość z nich jest jakaś taka nadwrażliwa.
    - Wszystko w porządku?

    OdpowiedzUsuń
  51. Kiedy dotarł pod drzwi gabinetu profesora astronomii, zapukał, jak na dobrze wychowanego człowieka przystało. Kiedy nikt mu nie odpowiedział, ani nie otworzył, stwierdzi, że już wystarczy mu być tym dobrze wychowanym i po prostu wejdzie do środka. Nie po to wdrapywał się prawie na sam szczyt Wieży Astronomicznej, żeby teraz tak po prostu wrócić i przyjść innym razem, kiedy łaskawie go przyjmą. Więc jak postanowił, tak też zrobił i tak oto znalazł się w przedsionku, po którym rozejrzał się uważnie.
    - Panie profesorze…? – spytał. I chociaż i tym razem nie usłyszał zaproszenia, do jego uszu doleciały dźwięki rozmowy, a właściwie dziwnej wymiany zdań pomieszane z jakimiś innymi odgłosami.
    Uznał, że profesor najwyraźniej kogoś u siebie przyjmuje, więc po prostu grzecznie poczeka, aż jego gość wyjdzie i załatwi to, co ma załatwić. Ale dźwięki stawały się coraz głośniejsze i o ile wcześniej mógł uznać to za zwykłą, może nieco ożywioną konwersację, tak też teraz był pewien, że chyba nie do końca za drzwiami rozgrywają się normalne rzeczy. Przysunął się więc do framugi i przez szczelinę mógł dojrzeć dwa szamocące się kształty, które po chwili stały się nieco bardziej wyraźne. Zmrużył oczy i dojrzał tego nieszczęsnego Puchowa. No tak, znowu on… Chłopak zaciekle bronił się przed dłońmi profesora, które chyba… nie.
    Zmarszczył brwi i przysunął się jeszcze bardziej: niespodziewanie tamten wylądował na podłodze z głuchym łoskotem, ręka Akiry automatycznie powędrowała do wewnętrznej kieszeni w pelerynie zaciskając palce wokół różdżki. W tym samym momencie profesor niemal rzucił się na niego wgniatając go całym ciężarem ciała w podłogę: chłopak krzyczał i prosił, żeby przestał, płakał i wyrywał się, a Akira czuł, że powinien coś zrobić, a jednocześnie… nie, to nie było to, że wszystkie wcześniejsze sytuacje zmuszały go w tym momencie do tego, by mu nie pomóc: ot tak, dla czystej satysfakcji. Ale coś go powstrzymywało. Jednocześnie w jego głowie istniał jakiś głos, który z kolei kazał nie słuchać tego pierwszego, tylko wejść i zachować się jak na faceta przystało. Serce zaczęło mu walić młotem; popatrzył na swoją rękę z różdżką: drżała. Nie patrzył już w szparę, teraz myślał tylko i wyłącznie o sobie: o tym, co powinien zrobić.
    W końcu pchnął drzwi i strzelił oszałamiaczem w nauczyciela: Przerażony chłopak cofnął się pod sama ścianę, gorączkowo próbując przywrócić normalny wygląd częściowo zdartym z niego ubraniom. Akira nawet na niego nie spojrzał, nie potrafił tego zrobić.
    Do jego nozdrzy doleciał zapach alkoholu, a chwilę potem wzrokiem odnalazł prawie pustą butelkę po ognistej whisky. Rzucił esej na biurko i bez słowa pochylił się nad Puchonem, by po chwili szarpnąć go mocno, tak, żeby w końcu wstał.
    - Nie leż. – warknął i zdjął z ramion pelerynę zarzucając ją na niego – Wyglądasz tragicznie. Wracaj do dormitorium. – rozkazał, a sam zaczął przyglądać się nauczycielowi. Czuł się dziwnie, obco. I wszystko, co robił, było strasznie mechanicznie, jakby ktoś wykonywał to za niego.
    - Nie słyszałeś, co do ciebie powiedziałem? Natychmiast masz stąd wyjść! – podniósł głos i wskazał mu gestem korytarz.

    OdpowiedzUsuń
  52. W tym samym czasie Akira ukląkł przy profesorze i wycelował różdżką w jego skroń. W głowie miał pustkę, właściwie nie wiedział , co teraz powinien uczynić, jaka magią się posłużyć. Ale przecież musiał ratować siebie. Istniało wszakże niebezpieczeństwo, że nauczyciel go zobaczył, kiedy miotnął w niego zaklęciem. I choć on doskonale wiedział, że to, co zrobił było najlepszym wyjściem, miał do siebie żal, że pozwolił… że tak długo z tym zwlekał. Trzeba było strzelić jakąś klątwą od razu i nie przejmować się konsekwencjami.
    Sam Akira lubił pastwić się nad innymi, czasem sprawiało mu to chorą satysfakcję. Ale nigdy nie posunął się i nie miał zamiaru się posunąć do czegoś tak obrzydliwego. On manipulował lękami swoich ofiar, a ten człowiek…
    Tak, próbował siebie usprawiedliwić. Tak, próbował wmówić sobie, że istnieją gorsi od niego, że istnieją podlejsi. Jakby to miał być doskonały argument.
    W końcu wstał sztywno i opuścił różdżkę. Popatrzył na już rozbudzającego się profesora i posłał mu pełen politowania uśmiech. Tylko na to potrafił się zdobyć. Tamten coś niewyraźnie wybełkotał, by znowu stracić kontakt z rzeczywistością i zapaść w pijacki sen. Akira przekroczył jego ciało i machnięciem różdżki uporządkował w miarę gabinet, wychodząc na korytarz.
    W tamtym momencie postanowił o tym nie myśleć, po prostu zapomnieć i nie dopuścić możliwości, by kiedykolwiek ta sytuacja znowu stanęła mu przed oczyma jego wyobraźni. By stanął mu przed tymi oczami jego lęk, paraliż. Chciał tylko wrócić do siebie, pójść spać i przestać… mieć wyrzuty sumienia. O tak, na tym zależało mu najbardziej.
    Ale nie przeszedł nawet połowy korytarza, a w dalekim jego końcu zauważył skuloną postać. Nie musiał sprawdzać, kim ona była. Wiedział, że musi się z tym skonfrontować, bo udawanie, że niczego nie widzi akurat w tamtej chwili byłoby największym dowodem tchórzostwa w jego życiu.
    Szybko pokonał dzielącą ich odległość i stanął nad Puchonem, próbując zachować swój zwykły chłód i szorstkość.
    - Jeśli chcesz, to mogę zmodyfikować ci pamięć tak, że nie będziesz niczego pamiętać. Albo wrzucę na to miejsce jakieś mniej – zawahał się -… bolesne wspomnienie, dzięki któremu będziesz pamiętał, żeby trzymać się od niego z daleka.
    Jakież to było głupie! Jakież to było groteskowe! Jakie w końcu sztuczne! Ta jego obojętność, jakieś nic nieznaczące zdania wypowiadane o ot tak, dla zapełnienia przerw między kolejnymi oddechami.

    OdpowiedzUsuń
  53. - To TY nie powinieneś zaprzątać sobie głowy, dlaczego ja tutaj jestem. – uciął sucho – I skończ w końcu opowiadać te bzdury. – stwierdził beznamiętnie, jakby ten chłopak teraz istotnie zaprzątał mu głowę jakimiś nieistotnymi pierdołami.
    Przyjrzał mu się uważnie: w takim stanie na pewno nie mógł tutaj tak po prostu zostać. Za duża krukońska szata czyniła tamte poszarpane ubrania w miarę niewidocznymi, gorzej było z zapuchniętą twarzą i potarganymi włosami. Ale to nie wygląd był tutaj najważniejszy. Teraz w myślach huczały mu jego słowa: „Może zasłużyłem.” Na co, niby? Nikt nie zasłużył. Zasłużył jedynie ten, który sobie na pozwalał.
    - Wstań. Jest cholernie zimno i nie możesz tutaj być. Odprowadzę cię do twojego dormitorium.
    Kiedy znowu natrafił na to jego pytający wzrok, nie wytrzymał i wzruszył ramionami.
    - Robię to TYLKO dlatego – podkreślił dobitnie – Że chcę odzyskać swoja pelerynę. A nie chcę się teraz przypadkiem na kogoś natknąć i jutro słuchać, że to ja doprowadziłem cię do takiego stanu. - skłamał.
    Oczywiście, że to nie była prawda, ale tez nie miał specjalnego zamiaru dzielić się tą najszczerszą wersją z Puchonem.
    - Jak ty w ogóle masz na imię?

    OdpowiedzUsuń
  54. Uniósł brwi rzucając mu przy okazji niedowierzające spojrzenie. Potem kąciki jego ust wygięły się w górę, by po chwili Akira mógł roześmiać się nieco histerycznie ciągle czekając na moment, w którym Alvin [Hura, mogę użyć imienia! :D] powie, że żartował, albo, że chwilowo miał jakieś zaćmienie. Ale nic takiego się nie stało i Akira uznał, że niewątpliwie musi się zbliżać ten koniec świata, o którym tyle się ostatnio mówi. No, może nie tak całkiem ostatnio.
    W jednym momencie spoważniał i odgarnął lezące mu do oczu włosy.
    - Jestem nienormalny. – wymamrotał bardziej do siebie, niż do niego, po czym splótł ramiona na piersiach. Tym razem zlustrował go jeszcze dokładniej, niemal przewiercając na wylot tymi swoimi czarnymi oczami.
    - Nie potrafię uwierzyć w to, że to robię. A jeszcze bardziej zaskakuje mnie to, że ty jesteś w stanie zadać takie pytanie.
    Rozejrzał się niecierpliwie po korytarzy, jakby się obawiał, że ktoś ich obserwuje. Ale nikogo nie dojrzał: w nikłym księżycowym świetle sączącym się z okien nie dostrzegł żadnego ludzkiego zarysu: tylko srebrnoszare strzępy duchów przemykały co jakiś czas wyłaniając się z murów.
    - Dobra, chodź. – zgodził się w końcu i skinął na niego.
    Droga do Wieży Zachodniej zajęła im dłuższy czas: akurat musieli trafić na złośliwe schody między szóstym, a siódmym piętrem, które za żadne skarby nie chciały powrócić na swoje właściwie miejsce. Pomijając fakt, że natrafili na stopień- pułapkę, w który oczywiście Alvin musiał wejść sprawiając, że poziom irytacji Akiry znowu niebezpiecznie wzrósł wypierając częściowo to dziwne uczucie żalu do samego siebie.
    Kiedy stanęli już przed drzwiami bez klamki, z kołatką po środku, Krukon stuknął nią kilka razy i odpowiedział na zagadkę. Tym sposobem znaleźli się w na szczęście pustym pokoju wspólnym. Przeszli przez niego dość szybko i zaczęli wdrapywać się znowu na wyższe kondygnacje: sypialnia Akiry znajdowała się praktycznie na samym szczycie i dzielił ją tylko z jedną jeszcze osobą. W duchu liczył na to, że jego współlokator będzie teraz spał jak kamień i nie zada jakichś głupich pytań.
    Ale oczywiście się przeliczył.
    Kiedy tylko postawili stopy w dormitorium, kłębowisko pościeli przy ścianie okrągłego pomieszczenia poruszyło się i po chwili na ich twarze padł snop światła z różdżki.
    - Zgaś to! – warknął niemal natychmiast.
    Postać usiadła na łóżku i posłusznie opuściła różdżkę.
    - Co on tu…
    - Nie twoja sprawa! Będzie tutaj spał u nie pytaj, dlaczego.- stwierdził zimno – Ja sam nie wiem..- dodał jakby ciszej i zaczął się rozbierać – I masz zakaz mówienia o tym komukolwiek. Idź spać i zajmij się sobą.

    OdpowiedzUsuń
  55. Kiedy Puchon zniknął w łazience, Akira oczywiście musiał opędzić się od durnowatych pytań Stephena, bo tak właśnie na imię miał jego współlokator.
    - Po jaką cholerę ty przyprowadziłeś tu tego dzieciaka? Czy mi się wydaje, czy on…
    - Nie, nie wydaje ci się. – uciął – To ten sam, którego wszyscy pamiętają z tej okropnej sceny na korytarzu. I po prostu nie miałem wyboru. To moja sprawa i się odczep w końcu.
    Stephen wzruszył ramionami.
    - Dobra już. A będziecie spali razem, tak?
    O tym Akira nie pomyślał. Podrapał się nerwowo po skroni.
    - Jak chcesz, to mogę ci go sprzedać i ty będziesz go mógł trzymać pod kołdrą. – odparł w końcu, nieco zjadliwym tonem.
    - Nie, dzięki.
    - A może jednak?
    - NIE.
    Chłopak zaśmiał się.
    - Masz szczęście, że tym razem tylko proponowałem.
    Ubrał długie dresowe gacie, które służyły mu jako piżama, a po chwili namysłu wygrzebał z kufra jakąś bluzkę. Nigdy tak nie spał, nawet w środku zimy. W nocy zawsze było mu gorąco i najchętniej w ogóle chciałby mieć osobne dormitorium i spać goły, ale cóż. Tutaj nikt nie chciał się do niego dostosować.
    Spostrzegł, że Alvin wskoczył do jego łóżka jak gdyby to było jego własne. Chwilę patrzył na niego z niedowierzaniem, a potem zdarł z niego kołdrę.
    - No ty chyba jesteś psychiczny! – fuknął – Zabieraj się stąd! Nie będę z tobą spał!
    - Kurwa, Akira, tu się śpi! – doleciał do niego zirytowany głos gdzieś z boku.
    - Zamknij ryj, to ja mam problem!
    Usłyszał jakiś niezrozumiały pomruk zduszony przez poduszkę, po czym Stephen najwyraźniej zrezygnował, odwracając się plecami do nich.
    Chłopak tymczasem usiadł na łóżku, a właściwie opadł na nie całym ciężarem własnego ciała, zajmując jak największą powierzchnię.
    - Alvin, to, że tutaj nocujesz….- zaczął – A zresztą!
    Naciągnął całą kołdrę na siebie i rozwalił się jak rozgwiazda, nie dbając o to, czy jego nogi i ręce spoczywają na prześcieradle, czy na sponiewieranym Puchonie. Stwierdził, że będzie go ignorował. I tak był już zanadto uprzejmy.

    OdpowiedzUsuń
  56. Omal nie wyskoczył z tego łóżka, kiedy poczuł te chude palce zaciskające się wokół jego własnej dłoni. Otworzył oczy i wsparł się na łokciach, rzucając mu groźne spojrzenie.
    - To tylko jeden raz. Tylko jeden raz tutaj śpisz i tylko jeden raz pozwalam ci na zachowanie. Od jutra wszystko ma wrócić do normy i masz mi nie włazić w drogę, zrozumiano? – powiedział to nieco głośniej, niż zamierzał, więc z niepokojem zerknął na Stephena. Ten jednak wcale nie drgnął, ani w ogóle nie zrobił nic. Więc pewnie spał.
    - I nie zrobiłem tego dla ciebie, więc nie masz mi za co dziękować. – fuknął na koniec i odwrócił się tyłem do niego, przy okazji wyszarpując rękę z jego uścisku. Uścisku. Nie, to za dużo powiedziane. Chociaż, kto wie? Może bardzo wiele wysiłku włożył w ten gest.
    - Dobranoc. – burknął, i naciągnął sobie na głowę kołdrę, żeby przypadkiem nie usłyszeć, że Alvin coś do niego mówi. Jeśli naturalnie miał taki zamiar. Lepiej by jednak było, żeby nie miał.
    Zacisnął powieki, próbując przywołać sen. Na próżno – przez tę całą sytuację w ogóle odechciało mu się spać; w ogóle odechciało mu się czegokolwiek, więc tylko wbił spojrzenie w swój kufer, licząc na to, że odkryje jakiś interesujący szczegół i będzie nim się mógł zająć tak długo, aż w końcu nie zaśnie. W tamtej chwili bardzo żałował, że kupił naprawdę zwyczajny kufer, ze zwyczajnymi okuciami i w ogóle tak zwyczajny, jak tylko można było sobie wyobraź. Nawet kolor nie był interesujący. Zwykły. Czarny.

    Akira

    OdpowiedzUsuń
  57. Akira należał do tego typu ludzi, którzy mieli coś na kształt własnego budzika w głowie i zawsze, ale to zawsze budził się o tej samej porze, niezależnie, o której położył się do łóżka. Tym razem oczywiście było tak samo: otworzył oczy i niemal natychmiast odrzucił kołdrę, trafiając w coś twardego. Odwrócił się i zobaczył słodko śpiącego Alvina, który absolutnie nic sobie nie zrobił z tego, ze jego wybawca już wstał.
    W umyśle chłopaka kołatało się właściwie tylko jedno zdanie: jakim prawem on tutaj jeszcze w ogóle był?! Akira sądził, że ma on choć w sobie na tyle klasy, żeby chociaż zniknąć przyzwoicie przed świtem i zachować się tak, jak mu kazał. Czyli w ogóle się do niego nie zbliżać.
    Przetarł jeszcze nierozbudzone oczy i pochylił się nad jego uchem przez chwilę w skupieniu obserwując jego spokojną twarz – zupełnie inną od tej, którą miał okazję oglądać przy każdym ich spotkaniu. Bez chwili namysłu, zbliżył się jeszcze bardziej i klepnął go lekko w policzek, aby go obudzić.
    - Wstawaj! – warknął – Masz się ubrać i wyjść stąd tak, żeby nikt tego nie widział! – nakazał mu, a sam zaczął kompletować dzisiejszą garderobę i jak co dzień zgłębiać dylemat, dlaczego łazienki są tak daleko od dormitoriów.
    Stephen dalej spał: Akira uznał, że musi potem nim poważnie pogadać. Żeby czegoś nie rozpaplał na lewo i prawo, jak to zwykle bywa w jego przypadku.
    - Alvin! Ja coś powiedziałem.

    OdpowiedzUsuń
  58. Po kolacji miał zamiar pójść od razu do dormitorium, bo jednak nie wszystko przebiegło tak, jak sobie tego życzył. To znaczy, ten mały, głupi Puchon został przez kogoś tam zauważony, a ten ktoś koniecznie musiał się podzielić nowinami ze wszystkimi Krukonami. Cóż za gra słów. W każdym razie, Akira usłyszał co najmniej pięć wersji, w tym jedną naprawdę mrożącą krew w żyłach, dlaczego on tam się w ogóle znalazł. Oczywiście, wszystko przypadkowo, bo od samego rana jego mina wskazywała, że ma ochotę kogoś zabić. W sumie, wyglądał tak prawie codziennie, tylko że teraz było to widać jeszcze bardziej.
    Toteż zdziwił się ogromnie, kiedy jakiś pierwszaczek dał mu paczkę nie mówiąc kompletnie nic. Chłopak zdarzył za nim krzyknąć tylko, że go dopadnie, jeśli to jest jakiś głupi żart, ale tamten go chyba nawet nie usłyszał czym prędzej znikając za rogiem.
    A pan Noblefaire z właściwą sobie powagą obejrzał dokładnie ową tajemniczą przesyłkę i zaczął odwijać papier. Dopiero po chwili zauważył doczepiony liścik i nie minęło nawet pół sekundy, a już wiedział, od kogo to jest.
    Prychnął pod nosem dziwiąc się tak ogromnej głupocie tego osobnika, ale nie przestał zrywać papieru i w końcu miał przed sobą zgrabne pudełko, które niemal natychmiast otworzył. Pralinki. Jezus Maria.
    W pierwszej chwili chciał je po prostu cisnąć do najbliższego śmietnika, ale do jego nosa doleciał smakowity zapach czekolady. Z jakimś dziwnym wahaniem wziął jedną i włożył do ust, rozglądając się dookoła, jakby właśnie popełniał jakieś przestępstwo. W ręku ciągle trzymał liścik, który ostatecznie zmiął i wsadził w kieszeń spodni. Nie wyrzucił. Nie wiedział, dlaczego.
    Korciło go, żeby zostawić to tutaj i na odwrocie karteczki dodać informację „wolę kotlety”, ale po chwili uznał, że chyba ma jakieś zaćmienie mózgu, czy coś, wiec zrezygnował.
    - Homenum revelio. – mruknął cicho unosząc różdżkę. No i się wydało: za kolumną coś pisnęło, a Akira w tym samym momencie się tam znalazł.
    - Po co mi to dałeś? – spytał zwyczajnie. Nie wiedział, że na nic nie zdał się ponuro-ostrzegawczy ton, kiedy w kącikach ust wciąż miał czekoladę.
    [Wiem. Seme nigdy nie brudzi się jedzeniem, ale musiałem.]

    OdpowiedzUsuń
  59. Z początku wodził wzrokiem za palcem chłopaka, jakby był zahipnotyzowany, a potem priorytetem w jego życiu stało się przewrócenie tej kolumny prosto na niego. Odsunął się odrobinę.
    - Wcale mi nie smakowało! – powiedział, dumnie unosząc podbródek. Kłamał, oczywiście, że kłamał, ale przecież nie mógł postąpić inaczej! Jakby to niby wyglądało, co?!
    - I nie szczerz się głupio! Nie ma do czego. – prychnął, opierając dłonie na biodrach – Poza tym, przez ciebie znowu mam kłopoty. Wszyscy o mnie gadają. O mnie i o tobie.
    Nie dodał, że uwielbia być tematem numer jeden i w sumie było mu jedno, z jakiego powodu znajdował się w centrum zainteresowania. To by też nie uchodziło.
    Potrząsnął pudełkiem i wziął głęboki oddech, jakby zbierał się w sobie.
    - Dziękuję. – wydusił w końcu, a potem zaraz dodał szybko, jakby nieco przestraszony tym, co przed chwilą powiedział – Ale ty pamiętasz, że ja niczego nie zrobiłem dla ciebie, prawda? Pamiętasz o tym doskonale, więc nie wiem, po co mi to dałeś. – zrobił krótką pauzę – Obejdzie się.
    Alvin natomiast nadal stał z tym swoim uroczym uśmiechem, jakby od tego zależało jego życie. Być może tak było w istocie?
    Chłopak podrapał się nerwowo po karku i odwrócił się do niego.
    - No to cześć. – mruknął i niespiesznie zaczął podążać… no właśnie. Sam nie wiedział, gdzie dokładnie ma ochotę iść. Wiedział tylko, że chciał być daleko od niego. Nie dlatego, że czuł niechęć. Nie tym razem. Teraz po prostu czuł się przytłoczony jakimś nieprawdopodobnie ogromnym ciężarem, którego na pewno nie mógł unieść.

    OdpowiedzUsuń
  60. Jak to się działo, że ten mały, puchoński skrzat zawsze wpada na krukońską egoistyczną i wredną gwiazdkę? Jak to się dzieje, że zawsze musi go denerwować? Otóż po raz kolejny dane im było przebywać dłużej w swojej obecności. Tym razem o wiele, wiele dłużej i bez możliwości wyjścia. Jak to się wszystko zaczęło?
    Początkiem końca, a może jednak nie końca, były dowcipy kilku Gryfonów, którzy postanowili wysadzić bibliotekę w powietrze, a przy okazji kilka innych miejsc. Wybuchy, które roznosiły lepką, zieloną maź i obrzydliwy sposób doprowadziły do kompletnego zniszczenia biblioteki. Kiedy to się wydarzyło, Alvin akurat przebywał w niej. Przestraszony tym, co widział, słyszał i czuł, schował się za pierwszymi lepszymi drzwiami, które napotkał na swojej drodze, kiedy uciekał przed falą zielego śluzu lecącego wprost na niego.
    Uff, drzwi się zamknęły, a on był cały, zdrowy i wcale nie klejący. jednak słyszał, jak w bibliotece kolejne regały padają. Odczekał kilka minut, a potem dopiero zorientował się, że utknął, bo drzwi zostały totalnie zagrodzone. Nie było wyjścia? Ale zaraz, gdzie on właściwie jest? Tutaj też były książki. Dużo książek. dziwne, że Alvin kompletnie tego miejsca nie znał. Przecież biblioteka była jego domem. Wtedy drgnął nagle i podskoczył. Jakieś podejrzane odgłosy dotarły do jego uszu. Ujrzał jeszcze jedne drzwi. Uchylił je drżącą łapką, a po chwili wszedł do środka. Było to ciasne pomieszczenie pełne wadliwych mebli z czytelni. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że w środku był jeszcze Akira. Tak, ten Akira. Alvin szeroko otworzyło czy, a potem podmuch wiatru zatrzasnął drzwi.
    Oni jeszcze nie wiedzieli, że drzwi wcale nie będą chciały się otworzyć.
    Zdziwienie na buźce Alvina malowało się przez cały czas. On patrzył i nie mógł się nadziwić.

    OdpowiedzUsuń

  61. Chyba tylko pierwszy z jego szlabanów był tak ogromnym szokiem: teraz po prostu jakby lawinowo odejmowano punktu Ravenclawowi z powodu jego osoby. Hm, być Mozę dlatego, że przestał się jakoś specjalnie kryć, z tym co robi no i naturalnie, punkty, przez które wszyscy nienawidzili go jeszcze bardziej niż na początku (a, o dziwo, to było możliwe!) niewiele go obchodziły.
    Tak więc nie czuł specjalnej irytacji, kiedy tydzień temu pokazano mu najdalszy kąt w Dziale Ksiąg Zakazanych, a tak naprawdę coś na kształt pomieszczenie gospodarczego ze wszelkiej maści wadliwymi przedmiotami: były tu więc chybocące się stoły i krzesła, wypłowiałe zasłony, komódki i mnóstwo elementów które kiedyś tworzyły regały w bibliotece, a teraz nadawały się…. Właściwie już do niczego. W każdym razie większość z nich była magicznie zmniejszona, chociaż niektóre nie chciały poddać się zaklęciu. A zadaniem Akiry było po prostu je oczyścić. Bez użycia różdżki, pracą ładnych dłoni o długich palcach, które na pewno nie zasłużyły na takie traktowanie.
    Robota szła mu bardzo wolno. Nie był nawet w połowie tego, co miał zrobić, kiedy usłyszał przeraźliwe huki. Chcąc sprawdzić, co się dzieje, lawirując między stolikami próbował dotrzeć do drzwi, ale przy ostatnim utknął, zaczepiając o ostry róg swoją szatą. Nim zdążył się uwolnić, do pomieszczenia wpadł ON.
    Pacnął sobie ręką w czoło, nie mogąc uwierzyć ze znowu go widzi. Ponad tysiąc uczniów, ale to zawsze na niego wpada!
    - Po co tu przylazłeś?! Wyłaź, zanim… - ale nie dokończył, tylko rzucił się do klamki, z rozpaczą zauważając, że zostali zatrzaśnięci. Odwrócił się do niego przodem i zrobił minę, jakby to była jego wina.
    - Dawaj mi różdżkę! – zażądał, manipulując na pół zardzewiałym kluczykiem w zamku, który końcowo się zablokował. No świetnie, po prostu. Za drzwiami ciągle było słychać huki i trzaski wymieszane z krzykami i odgłosami przypominającymi te wydawane przez przepychacz do rur.

    OdpowiedzUsuń
  62. - ZNOWU nie masz przy sobie różdżki?! – wrzasnął – No to ekstra! Jesteśmy uwięzieni, zginiemy! – zawołał dramatycznie. Tak, panikował. Głownie dlatego, że jeszcze na chłodno nie ocenił sytuacji i jeszcze nie znalazł żadnego wyjścia. A przecież wyjście zawsze było. ZAWSZE.
    Usiadł po drzwiami zrezygnowany i zmrużył niebezpiecznie oczy, patrząc na niego.
    - Twoim przepraszam się ani nie najem, ani nie napiję. – burknął, przypominając sobie nagle o potężnym ssaniu gdzieś w okolicach żołądka. Ale na szczęście problem picia był rozwiązany: na blacie stolika, który akurat czyścił zanim te okropne rzeczy się wydarzyły stałą ledwie co napoczęta butelka wody. Na jakiś czas powinno wystarczyć.
    Okej, trzeba coś wymyślić.
    Wstał w końcu z tej podłogi z godnością, wysoko zadzierając podbródek i zaczął walić ręką o drzwi, komunikując, że życzy sobie, żeby ktoś tu stąd go wydostał. I choć słyszał głosu, nikt nie raczył się nim zainteresować. Kopnął we framugę ze złością, co tylko pogorszyło sprawę, bo dębowe drewno do miękkich nie należało i tym sposobem oprócz tego, że został uwięziony z tym nieszczęsnym Alvinem, to w nodze pulsował mu tępy ból utrudniający zebranie myśli.
    W pomieszczeniu powoli robiło się coraz ciemniej, musiało być już późno, na co wskazywało maleńkie okienko tuż przy wysokim sklepieniu, przez które wpadała mizerna ilość światła.
    - Może coś wymyślisz, co? Jak ty sobie to wyobrażasz?! Że wszystko ja muszę znowu załatwić?! O, niedoczekanie! – warknął i opadł na jakieś krzesło, podpierając podbródek a po chwili odezwał się półgłosem, bardziej do siebie, niż do niego – Jak myślisz? Kiedy nas znajdą? Przecież muszą nas znaleźć, nie?

    OdpowiedzUsuń
  63. Poczuł się strasznie nieswojo, kiedy ten na niego spojrzał w t e n sposób. Chyba nigdy nie widział u nikogo tego rodzaju spojrzenia, nawet u własnej matki. Ale też odrzucał jakikolwiek formy czułości, więc czemu się dziwić.
    - Ty jesteś nienormalny. Absolutnie nienormalny! – powiedział, wyszarpując dłonie z jego dłoni. Patrzył teraz na niego już nie z nienawiścią, albo chęcią mordu, ale ciekawością pomieszaną z szokiem. Jak można po tym, co przeżył jeszcze w ogóle się do niego zbliżać? Cóż, Akira sądził, że to go już totalnie odstręczy: zatrzymanie go wtedy w lochach, albo w tamtym pustym korytarzu. Źle zrobił, ze zabrał go wtedy do siebie. Bardzo źle. Teraz na pewno myśli sobie, ze on po prostu takiego wrednego udaje, ze ma jakieś śmieszne wrażliwe wnętrze, o którym zwykle wszyscy mówią. A przecież tak nie jest.
    Nie jest, nie jest, nie jest, nie jest, nie jest. Kropka.
    Uniósł brew, obrzucając go badawczym wzrokiem.
    - Spać? No tak, to by było najrozsądniejsze. Przespać. – uznał w końcu. Dzięki temu nie zmarnuje się ta mizerna ilość produktów żywnościowych, które mają. I Akira znowu poczuł się dziwnie – będzie musiał się z nim podzielić ta wodą. Przecież nigdy by czegoś takiego nie zrobił.
    Spojrzał na cukierki rozsypane na blacie. Miał wielką ochotę zjeść chociaż jednego, ale w duchu nakazał sobie bycie niezależnym nawet w tak podłych warunkach.
    - Dobra. – odezwał się nagle – Powinniśmy sobie skombinować coś do spania. Na podłodze tak bez niczego będzie za zimno, a blaty są strasznie niewygodne. Pomijając już fakt, że są całkowicie rozwalone. Tylko krzywdę sobie zrobimy. – rozejrzał się dookoła i w końcu dojrzał poskładane w zgrabną kostkę kotary. No tak, w końcu sam je czyścił. I kiedy tak na nie patrzył, to uświadomił sobie, ze zrobiło się jakby zimniej. Pewnie dlatego, ze przestał robić coś konkretnego.
    - Alvin, chodź. – skinął na niego i wstał od stołu – Musisz mi pomóc to przenieść na podłogę. – zdecydował i szczelniej opatulił się szkolna szatą.

    OdpowiedzUsuń
  64. Fakt faktem Atsugi przygotowany by na ucieczkę, ale sądził, że Puchonowi dłużej zajmie zastanawianie się nad najkrótszą drogą. Ale nie. Chłopak, chodź widać, że spanikowany, puścił się pędem przez korytarze, ciągle trzymając jego dłoń w uścisku- mocno i pewnie. Przypomniało to Ślizgonowi te czasy, gdy biegał po Salem, swojej dawnej szkole, trzymając za rękę przyjaciela, który zawsze ratował mu tyłek. Czasami, ciemną nocą brakowało mu tych chwil, choć teraz nie dałby sobą tak pomiatać jak dawniej.

    Doskonale zdawał sobie sprawę, że jego zapora nie utrzyma potwora na zbyt długo, ale miał nadzieję, że do tego czasu będą już na tyle daleko, iż ogr straci nimi zainteresowanie. Niestety pomylił się, co wyszło dopiero, gdy zrobili sobie chwilę odpoczynku od biegu. W dalszym ciągu mieli do przebycia dość spory kawałek, gdyż, jak się okazało, większość korytarzy było odgrodzonych magicznymi barierami tak, by stwór nie dostał się do miejsc, gdzie mogli znajdować się uczniowie. Szkoda tylko, że oni byli zamknięci razem z nim.

    Ogr zbliżał się do nich w tempie dość szybkim, toteż, gdy oni sobie odpoczywali w, jak się okazało ślepej uliczce, on zdążył podejść na tyle blisko, że mieli go w zasięgu wzroku. Niemal od razu Atsu zdecydował się w jakiś, jakikolwiek, sposób go unieszkodliwić, ale szło mu to z marnym skutkiem. Dodatkowo tym razem musiał unikać rzucanych przez potwora kamieni, które wyrywał ze stropu i jego wielkiej pałki i wszystko to sprawiło, że popełniał błędy.

    W przypływie geniuszu przypomniał sobie zaklęcia zastoju, które musiało zadziałać, więc stanął i skoncentrował się maksymalnie. Urok wymagał sporej ilości mocy, a także energii własnego ciała, więc nie miał innego wyboru, jak zamknąć oczy i oddać wszystko szczęściu.

    Kiedy otworzył oczy w jego stronę leciał dość spory odłamek sufitu i nijak nie miał się jak uchylić, więc postanowił rzucić swoje zaklęcie. Korytarz zalało jasne światło, ogr stanął w miejscu nie mogąc się ruszyć, a Atsu w końcu oberwał i w chwili obecnej runął na podłogę. Kałuża krwi powiększała się stopniowo, ale Vern nie czuł bólu. Co najwyżej odrętwienie. Ciemność przyjęła go z otwartymi ramionami.

    OdpowiedzUsuń
  65. Akira odsapnął i złapał się za biodro, jakby przed chwilą wykonali jakże ciężką pracę. Tak naprawdę po tym całym porządkowaniu był już porządnie zmęczony i chyba wszystko sprawiałoby mu trudność. Pomijając fakt, że frustracja związana z tym, że zostali tutaj uwięzieni i nikogo nie obchodził ich los jeszcze pogarszała sprawę.
    Przysiadł na jednej z kotar i odchylił się w tył w ramach jakiegoś rozluźniającego ćwiczenia gimnastycznego. Zaraz pożałował: coś strzyknęło mu chyba w kręgosłupie i uznał, że czas najwyższy zapakować się w grób, bo poczuł się właśnie jak stuletni starzec.
    Rozejrzał się po pomieszczeniu, zastanawiając się, gdzie się podział ten mały Puchon. Przecież jeszcze przed chwilą tu był….
    Z niemałym trudem podniósł się z podłogi i zaczął zaglądać za poszczególny regały, by wiedzieć, gdzie ta wesz polazła. W końcu znalazł go za stertą chyba najbardziej zniszczonych mebli i uśmiechnął się lekko, widząc go w takim stanie.
    - A po co ty tutaj siedzisz? Jest zimno, idź się owiń czymś. – powiedział władczo nadając swojemu głosowi wyjątkowo przemądrzały ton – Boże, jeszcze nigdy nie widziałem takiego dziwadła jak ty. Ludzie mnie nazywają dziwnym, ale tak naprawdę w ogóle nie wiedzą, co to znaczy. Gdybyś na przykład był bardziej znany, to uchodziłbym pewnie za kogoś całkowicie normalnego. Może wtedy daliby mi święty spokój…?- zastanowił się przez moment nad własnymi słowami, analizując przy okazji jego minę, która wskazywała na to, że chłopak chyba znajduje się w największym dole, jaki można sobie wyobrazić. Wywnioskował też parę innych rzeczy, ale nie miał zamiaru ani o nich mówić, ani myśleć. No bo on go w końcu nie obchodził. Nie-ob-cho-dził. Amen.
    - Idziesz? Czy wolisz tutaj umrzeć, Alvin? – spytał i wskazał podbródkiem prowizoryczna sypialnię z jego plecami.

    OdpowiedzUsuń
  66. Kiedy usłyszał jego słowa, uśmiechnął się tylko zagadkowo pod nosem.
    - Samotnym człowiekiem, powiadasz? Dlaczego ci nie przyszło do głowy, że sam sobie wybieram swoją drogę w życiu? Dlaczego ci nie przyszło do głowy, że jest mi tak po porostu dobrze? Myślisz, że pozuję, że tak naprawdę mam gołębie serce? – spytał go całkiem spokojnym tonem, wyciągając się na tym prowizorycznym materacu i podkładając ręce pod głowę – Spotkałem kilku takich jak ty, którzy rozpaczliwie próbowali mi udowodnić, ze jestem zupełnie inny, niż pokazuję. Nie wiem po co, potraktowałem ich zupełnie tak samo, jak wszystkich dookoła. Nic na tym nie skorzystali, stracili wręcz, a ja się tylko zirytowałem. Dlaczego wszyscy sądzą, że każdy kogoś potrzebuje? – to ostatnie pytanie zadał bardziej sobie, niż jemu. Co to była za głupia filozofia, której on nie znał i poznać nie chciał?
    Nie wiedział, dlaczego mówi to wszystko: przecież miał na niego w ogóle nie zwracać uwagi, albo w najlepszym razie wyżywać się na okoliczność złego humoru, czy czegoś w tym stylu. Och, no właśnie. Tak musiało być – Akira chyba tylko do tego potrzebował ludzi: żeby ich pogrążać, żeby byli dla jego wspaniałości zaledwie bladym, bezkolorowym tłem, które nigdy nie przyciągnie żadnego spojrzenia, póki on jest w pobliżu. A bycie blisko wiązało się z byciem na pierwszym planie. Właściwie nawet się nie wiązało, tylko RÓWNAŁO SIĘ.
    - Chciałbym ci powiedzieć jeszcze wiele, wiele rzeczy. I tak nie mam tutaj nic innego do roboty, a prędzej czy później znudzi mnie to siedzenie i nic nie robienie. Zabawiam cię w pewnym sensie. Siebie też.– podjął na nowo, znowu sucho wypowiadając każde słowo – A jaki ty jesteś, Alvin, co? Nie jesteś samotny przez to, że tak łatwo dajesz się ranić, że co chwile pakujesz się w kłopoty, że co chwilę twoja wiara w ludzkość jest wystawiana na próbę? No powiedz mi sam.

    OdpowiedzUsuń

  67. - Wrogość? Och, Alvin. Ja nie jestem wrogi. Ja po prostu nie lubię ludzi. – wyjaśnił mu – I jeśli to cię jakoś pocieszy…. – tu się zawahał - to wcale nie jesteś wyjątkiem. Także odwrócił się bokiem, ale nie poparł głowy, tylko wtulił się bardziej w kotarę i nieco się skulił zresztą, podobnie jak chłopak.
    - Co to w ogóle znaczy: „wyidealizowane”? – zrobił króciutka pauzę – Nic nie znaczy. Ja sam wiem najlepiej, jaki ja jestem i wiem, co muszę w sobie jeszcze poprawić. I nie jestem zobligowany do uzewnętrzniania się z tym. – wzruszył ramionami i śledził spod półprzymkniętych powiek, jak konsumuje tego cukierka. A to, co mówił i robił to była absolutnie jego sprawa. Dlaczego wszyscy się musieli wtrącać? Czy on pytał kogoś, dlaczego jest taki a nie inny i jeszcze wyjaśniał idiotyczne meandry zależności między ludźmi? Nie. I tego samego oczekiwał. Po prostu chciał mieć spokój. Spokój i nic więcej.
    - NIE. Nie chcę nic o tobie wiedzieć. – warknął – I nieważne, czy na to zasłużyłem, czy nie. Niedługo nas uwolnią i znowu nie będziemy się znać. Po co zaczynać to wszystko? Po co chcesz rozmawiać o mnie? To niczego nie zmienia. I nie zmieni. – wyrzucił z siebie na jednym oddechu i splótł ramiona na piersiach.
    Nie zmieni mnie. – powtórzył w myśli.
    – Ty jesteś jak rzep. Nie ma sposobu, żeby się ciebie pozbyć. Nie wiem nawet, co bym musiał zrobić, żeby tak było. – westchnął – chyba po prostu zabić.
    I uśmiechnął się, jakby myśl o tym sprawiała mu przyjemność. Szarpnął za brzeg kołdry, który Alvin miał w dłoniach i nachylił się nad nim – A może ty CHCESZ, żebym cię zabił, co? – uniósł brwi i puścił mu oczko. Jakiś dziwny chłód wyzierał z jego twarzy częściowo przykrytej przez pasma czarnej grzywki. – Bo jeśli chcesz…- ciągnął dalej, przyciszonym tonem – to nie ma najmniejszego problemu. Musisz tylko poczekać, aż oddadzą mi różdżkę.

    OdpowiedzUsuń
  68. Tak naprawdę Alvin był bardzo bliski wykombinowania tego, dlaczego Akira jest taki, a nie inny. Tylko, że sam wielmożny pan Noblefaire nawet nie chciał o tym myśleć, a co dopiero wywnętrzać się komuś. Nie, to było totalnie niedopuszczalne. Okoliczności jednak były nieco bardziej skomplikowane, niż tamten sobie wyobrażał, ale to w sumie nie było znowu aż takie ważne.
    - A nie przyszło ci zwyczajnie do głowy, że to, co mówię, albo o co pytam służy tylko do tego, by zapełnić przerwę między kolejnymi oddechami? Ja nawet przecież nie staram się udawać zainteresowanego. – wzruszył ramionami, wypowiadając to z pewnym zniecierpliwieniem. Och, dlaczego nie mógłby gadać o jakichś pierdołach, lub nie gadać w najgorszym wypadku nic? Czy to naprawdę było konieczne, żeby zabawiał się w jakiegoś psychologa niewiadomo w ogóle po co?
    Słodki? Kochany? Uroczy?
    Nie, chyba nie. Akira z całą pewnością nie widział tego w ten sposób: wydawało mu się raczej, że… to zwykły natręt. Tak, natręt. To było doskonałe słowo, właśnie takie, jakiego przez bardzo długi czas szukał, by jak najlepiej go określić. I tak: myślał o nim tylko po to, żeby to zrobić. O innych kategoriach w ogóle nie było mowy. Ale nie musiał upewniać nawet siebie w tym zakresie, traktując to jako fakt absolutnie oczywisty.
    Uśmiechnął się.
    - Dla ciebie to nie jest wygodna opcja? No co ty nie powiesz…. – mruknął zjadliwie – Dalej w swej naiwności wierzysz, że w jakikolwiek sposób możesz mnie obchodzić? Otóż oświadczam ci uroczyście – podniósł głos, jakby wygłaszał teraz najważniejszą mowę swojego życia – że tak nie jest. I nigdy nie będzie. A rzadko nie dotrzymuję danego słowa.
    Tak, tak. Z pewnością teraz usłyszy, że „rzadko” nie znaczy przecież „nigdy”, ale i na to był przygotowany. Tylko w ogóle na myśl mu nie przyszło, że stanie się coś zupełnie innego, coś, na co już nie będzie miał tak błyskotliwej odpowiedzi, jak sobie wyobrażał. Właściwie w ogóle nie będzie miał odpowiedzi.
    Chciał właśnie kontynuować swój świetlany elaborat na temat tego, jak zwykł postępować, a jak nie i jakie konsekwencje wynikają z tego wszystkiego dla Alvina, kiedy ten popełnił znowu wielki błąd w swoim życiu. To w pierwszej chwili pomyślał Akira, czując miękkość jego warg na swoich ustach.
    Ale tym razem nie odepchnął go, ani nie oddalił jakimś sarkastycznym komentarzem, tylko zszokowany trwał w tej chorej sytuacji ze zdziwionym spojrzeniem czarnych oczy utkwionym w jego twarzy. Potem bez słowa pozwolił mu się zwyczajnie odsunąć, gorączkowo poszukując w głowie jakiegoś tekstu, którym mógłby go już całkowicie dobić. Jednak nie wpadł na nic takiego, a nawet gorzej: ze zdumieniem odkrył, że nawet n i e c h c e tego zrobić.
    - Dobranoc, Alvin. – wydusił z siebie w końcu, odwracając się plecami do niego. On zarumienił się dopiero teraz. Ale nie z powodu pocałunku. Tylko tego, że nic mu nie zrobił. Właśnie teraz, kiedy czuł, że powinien go zmiażdżyć.

    OdpowiedzUsuń
  69. Obudzić Akiry nie mógł, bo i on sam nie spał. Nie z powodu tłuczących mu się o ścianki czaszki myśli, ale głownie dlatego…. No dobrze. Uznajmy, że myśli też miały coś wspólnego z tym, że ciągle czuwał. I doskonale wiedział, że Alvin sobie popłakuje: słuch, podobnie jak wszystkie inne zmysły miał bardzo czuły. Nie potrafił sobie tylko odpowiedzieć na pytanie, dlaczego on to robi. I naturalnie nie wyobrażał sobie, że mógłby je zadać.
    W końcu podniósł się z tej prowizorycznej pościeli i chwilę siedział nieruchomo wpatrując się w ciemność, dokładnie w to miejsce, w którym leżał Puchon.
    Uśmiechnął się.
    Już drugo raz ze sobą śpią. Ciekawe, jakby to brzmiało, gdyby komuś to opowiadał? Gdyby oczywiście miał kogoś takiego, do kogo mógłby się zwrócić. Gdyby kogoś takiego w ogóle potrzebował. Bo przecież prawda była taka, że nie potrzebował nikogo.
    - Naprawdę. – powiedział do siebie samego, jakby ktoś chciał w to wątpić. Jakiś na przykład cichutki głosik w jego główce, który jak przez całe życie siedział cicho i Akira nawet nie miał pojęcia o jego istnieniu. Westchnął i wstał szybko pod pretekstem sprawdzenia, czy to jedno jedyne okienko jest tak wysoko, jak mu się wydawało. W rzeczywistości zrobił to tylko po to, by zająć się czymkolwiek w obliczu ciągle nienadchodzącego snu.
    W tym celu wdrapał się na chybocący stolik na oko wyglądający tak, jakby został stworzony jakieś dwa wieki temu i wyprostował się z godnością usiłując sięgnąć do małej, brudnej szybki, przez którą wpadała bladziutka smuga księżycowego światła. Wyciągnął się na całe swoje metr osiemdziesiąt dwa, ale nawet czubki długich palców nie zdołały choćby musnąć klamki okienka. Zrezygnowany opuścił dłoń i poczuł, jakby stolik zaczął chybotać się jeszcze bardziej. W istocie tak było. Tylko, że zanim Akira zdążył wyciągnąć odpowiednie wnioski i jak najszybciej zejść na stały grunt, dwustuletnia nóżka mebla nie wytrzymała i tak oto Azjata wylądował na podłodze wśród drewnianych szczątków w pulsującym tępo bólem w nodze i głośnym przekleństwem na ustach, którego nie zdołał zagłuszyć nawet hałas łamiącego się blatu.

    OdpowiedzUsuń
  70. Zanim Alvin do niego podbiegł, zdążył nawymyślać temu stolikowi i w ogóle wszystkiemu, co znajdowało się wokoło. No świetnie, po prostu świetnie! Jakby nie miał innych problemów i ten ból był mu do czegokolwiek potrzebny.
    - Nic mi nie jest, daj spokój. – warknął, kiedy ten do niego przywarł – Idź spać. Ja zaraz tez pójdę. – nakazał mu, patrząc gdzieś w bok z ponura miną.
    Usiadł w jakiejś normalnej pozycji i wyciągnął przed siebie nogi, krzywiąc się lekko. Oparł się o część blatu, a kiedy spostrzegł, że Alvin nie wygląda, jakby miał zamiar się przenieść, szturchnął go lekko.
    - Mówię do ciebie. Masz tam iść. Nic mi nie jest, zaraz się położę. – powtórzył i sięgnął ręką po butelkę wody, upijając z niej kilka łyków. Potem bez słowa podał ją chłopakowi i przymknął oczy leniwie, zastanawiając się, co też teraz dzieje się w Hogwarcie i czy ktoś nareszcie zdał sobie sprawę, że ich nie ma.
    Potem jego myśli przeskoczyły na zupełnie inny tor pod tytułem: „po co on sobie zawraca mną głowę” i zaczęły krążyć wokół postaci jego towarzysza. Ech, kto to w ogóle jest? Jakiś Alvin, z Hufflepuffu. Nawet nie wiedział, jak ma na nazwisko. Lat piętnaście. Masochista. Niezdara. Dzieciak pozwalający sobie na zbyt wiele, zagubiony kompletnie w świecie. I we własnej głowie: och tak, musiał znaleźć jakieś wyjaśnienie dla jego zachowania. Z pewnością miał coś tam nie po kolei i zamiast trzymać się od niego z daleka co rusz na niego wpadał. A może wcale nie wpadał? Może on jakoś podświadomie… szukał jego towarzystwa? Tylko po co? I co to miało w ogóle znaczyć, to, co się stało przecież jeszcze nie tak dawno? Ten pocałunek. Prawie pocałunek. Jakiś śmieszny odruch próbujący wyrazić… chyba tylko jakąś niestabilność emocjonalną i zaburzenia na tle intelektualnym. Tak to sobie wytłumaczył. Inaczej być nie mogło.
    W tym momencie powinien poczuć irytację, złość albo zniecierpliwienie, albo cokolwiek w tym stylu. Ale czuł tylko coraz większą ciekawość i…. nie, przecież nie mógł mu się wydać sympatyczny! Och Akira, idioto jeden! Na co ty sobie właściwie pozwalasz?!
    Potrząsnął głową, jakby próbował te wszystkie myśli odpędzić i posłał mu spłoszone spojrzenie. To znaczy, pewnie nawet tego nie zauważył, w tej gęstniejącej z minuty na minutę ciemności.
    Wstał pewnie i wrócił do kotar, by przykryć się jedną z nich i zacisnąć powieki.
    - Alvin, po co ty to wszystko robisz? – wyrwało mu się, zanim zdążył się powstrzymać.

    OdpowiedzUsuń
  71. Popatrzył na niego ze spokojem, słuchając tych wszystkich krytykujących go słów. Och, jakże nienawidził tego typu ludzi, którzy tak łatwo przyznają się do błędów i nawet nie próbują walczyć z losem. Nie lubił bierności, płynięcia wraz z prądem.
    Jego ojciec mówił, że z prądem płyną tylko martwe ryby i choć Akira nie uważał go za autorytet w sprawach moralnych, właściwie nie uważał go za żaden autorytet, w tym musiał przyznać mu racje. Aczkolwiek bardzo niechętnie.
    - Cieszę się więc, że chociaż raz myślisz nad tym, co mówisz, albo robisz i mi tego oszczędzisz. – odpowiedział w końcu, choć wcale nie tak ta odpowiedź wyglądała w jego głowie. Miała zupełnie inny kształt, była całkowicie sprzeczna z naturą wszystkich innych jego wypowiedzi i chyba dobrze się stało, że nie wydobyła się z jego gardła.
    Pozostawała tylko kwestia, d l a c z e g o on właściwie wracał, ale uznał, że najwyraźniej nie powinien o tym wiedzieć, skoro to zagadnienie zostało przez niego dyplomatycznie pominięte.
    Odwrócił się do niego plecami i nareszcie zasnął. Co prawda, zajęło mu to dłuższą chwilę, ale jednak się stało, choć nie obyło się bez tych wszystkich głupiutkich, niepotrzebnych zupełnie refleksji, z których nie było żadnego pożytku. Tym razem nie nadstawiał pilnie uszu, czy przypadkiem oddech Alvina nie staje się wolniejszy i spokojniejszy – taki, jaki powinien być podczas snu.

    Jak zwykle obudził się o tej samej porze i choć nie miał zegarka, wiedział, że na pewno nie jest inaczej. Tym razem jednak, oprócz naturalnego budzika winę za jego wstanie ponosił tez ból w tej nieszczęsnej nodze.
    To miało przecież w ogóle inaczej wyglądać: miało go zaraz przestać boleć; przecież w gruncie rzeczy nic takiego się nie stało. Poza tym, że spadł z jakiegoś stolika, który nie był nawet na tyle przyzwoicie wysoki, by zrobić mu krzywdę.
    Nachylił się nad Alvinem i sprawdził, czy tamten jeszcze śpi.
    Korzystając z faktu, że tak było, wygrzebał się z kotar, ściągnął z ramion szatę i zaczął odpinać spodnie, by potem je zdjąć. Oczom jego ukazało się szczupłe udo, które mniej więcej od połowy pokrywała czerwono- fioletowa plama o nieregularnym kształcie. Zmarszczył brew: czyżby przy okazji swego upadku miał nieszczęście trafić na jakiś urok?
    Spróbował zgiąć nogę i prawie krzyknął: wydało mu się, jakby ktoś właśnie wbił żarzący się pręt i jątrzył nim nogę nie zapominając o żadnym z nerwów. Zdążył jednak zacisnąć zęby i tylko cichy jęk zdołał przedostać się na zewnątrz.
    Jedną ręką poprawił kotarę za sobą, żeby mógł w miarę wygodnie usiąść i zastanawiał się, czy jeśli ktoś ich szybko nie znajdzie, to jego… obrażenia zdołają przekształcić się w coś poważnego. A jeśli… to potrwa jeszcze parę dni…?
    Zatrząsł się i odgarnął sklejone potem włosy z twarzy, myśląc gorączkowo, jakby mógł się stąd wydostać.

    OdpowiedzUsuń
  72. Nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi, przejechał sobie tylko palcem po skórze sprawdzając, czy może boleć jeszcze bardziej. Mogło.
    Boże, co on miał teraz zrobić? Pewnym było, że nie wyzdrowieje sam będąc skazanym na brak różdżki, brak jakichkolwiek środków uśmierzających ból, a co dopiero leczących te okropna ranę. Właśnie. To nawet nie była rana, co przerażało go jeszcze bardziej, Było to coś, czego na pewno nigdy nie widział nawet przy okazji wertowania ksiąg medycznych. Czasem nawet je czytał, choć tak naprawdę uzdrowicielstwo absolutnie go nie interesowało. Czasem po prostu tak bardzo się nudził i tak bardzo nie miał na nic ochoty, że szedł do biblioteki właśnie na dział magicznych sposobów ratowania zdrowia i coś wypożyczał.
    - Nie chcę, by Ciebie bolało...
    Dopiero po tych wszystkich słowach łypnął na niego spode łba, mimowolnie zaciskając palce wokół haftowanego materiału kotar usiłując powstrzymać się od zrobienia czegoś naprawdę głupiego.
    - Nic mi nie jest! Odwal się!– wrzasnął na całe gardło, jakby tamten chciał mu zrobić krzywdę – Nic mi nie jest i przestań w ogóle na mnie patrzeć! NIC MI NIE JEST! – i zmuszając całą swoje wole odsunął się odrobinę i odwrócił od niego twarz, czując, jak łzy zaczynaj mu się cisnąc do oczu. Nie z bólu, nie z żalu. Tylko z powodu frustracji własnym położeniem i jakimś konflikcie wewnętrznym między tym, czego naprawdę chciał, a tym, co pokazywał.
    Spodziewał się, że zaraz usłyszy jakąś pouczającą gadkę z ust tego niewyrośniętego Puchona, ale stało się coś zupełnie innego, bowiem rozległ się wielki huk i kilka trzasków. A po chwili nastąpiły kolejne.
    Podparł się na rękach zaczął nasłuchiwać: tam ktoś był! Ktoś ich nareszcie szukał!
    I w końcu do pomieszczenia wpadła oślepiająca smuga światła powodując, że machinalnie oboje przysłonili oczy dłońmi. Dopiero po chwili Akira zauważył, że w drzwiach stoi jakiś Gryfon, rozglądając się wokoło.
    - Alvin, jesteś tutaj?

    OdpowiedzUsuń
  73. Przyglądał się tej scence z narastającym gniewem w sercu. Nie wiedział nawet, o co dokładnie mu chodzi – przecież za chwile będzie wolny i pewnie zupełnie zdrowy! Spod przymrużonych niebezpiecznie powiek obserwował ich wybawcę: teraz jego oczy zamieniły się dwie wąskie czarne kreseczki, które nie chciały wpuścić obrazu tego Gryfona w umysł Akiry, a paradoksalnie chciwie chłonęły jego widok niemal przecinając na wskroś powietrze, w którym wirował kurz tworząc matowe wstążki wyginające się leniwie w świetle sączącym się przez szparę w drzwiach.
    Kiedy spostrzegł, że Alvin do niego podbiega, demonstracyjnie wbił wzrok w wysokie sklepienie udając, że zauważył tam coś niesamowicie absorbującego. Wymruczał coś całkowicie niezrozumiałego po nosem i w końcu spróbował podnieść się z godnością, której nawet przy takim natężeniu boleści mu nie brakowało.
    - Tak. – zgodził się łaskawie i kiwnął sztywno głową. Pozwolił sobie się wesprzeć na ich jakże pomocnych ramionach, przy okazji oceniając wygląd tego Gabriela w skali od jeden do dziesięć na minus pięćset, dając mu minus trzysta za sposób wypowiadania słów i minus nieskończoność za całokształt. Tym oto sposobem ten cały Gryfon zajął najniższe miejsce w akirowym rankingu ludzi nie wartych nawet jego pogardliwego wzroku. Tutaj koniecznie trzeba dodać, że ranking ten miał nieograniczoną ilość miejsc, także w każdej chwili mógł spaść niżej, co pewnie i tak się stanie.
    W trójkę znaleźli się na korytarzu, który wyglądał już całkiem przyzwoicie: stało tam kilku uczniów wraz nauczycielami dokonującymi ostatnich napraw. Akira momentalnie się opanował i teraz ten metaforyczny chłód wiejący z całej jego osoby niemal dało się fizycznie wyczuć. Rzucił wyzywające spojrzenia wszystkim wokół obwiniając ich o całą swoją sytuację i myślach skazując na śmierć.

    OdpowiedzUsuń
  74. Okazało się, ze to zaklęcie, które go trafiło nie było w sumie aż tak strasznie poważne, toteż musiał spędzić jedynie cały dzień i noc w Skrzydle Szpitalnym, o czym poinformowała go pielęgniarka tonem nie znoszącym sprzeciwu. Tak więc dał się zapakować w tę piżam® i ułożyć w ciepłym wygodnym łóżku pod czystą pościelą. Jaka miła odmiana. Pomijając już fakt, że nareszcie poczęstowali go czymś do jedzenia przy okazji robienia opatrunku z jakichś wyjątkowo śmierdzących ziół na jego udzie.
    Nie omieszkał się nawet uśmiechnąć złośliwie do samego siebie, kiedy nareszcie ten Gryfon miał zamiar sobie pójść. Tyle, że ten uśmiech bardzo prędko spełzł mu z twarzy, kiedy spostrzegł, że szepcze mu coś na ucho w wielkiej tajemnicy. Założył ramiona na piersi i zrobił minę z gatunku ”wcale-nie-rusza-mnie-to”, po czym zaczął się zastanawiać, co też takiego to mogło być. Ach, ta mała puchońska żmija pewnie wcale nie jest taka niewinna, jakby się mogło wydawać. O, na pewno nie!
    - Rób, co chcesz. – odmruknął mu w końcu – Nie mam zamiaru ci niczego nakazywać. Ale na twoim miejscu zamiast siedzieć tutaj, zająłbym się czymś konstruktywnym i pożytecznym. Na przykład bym się umył. Przespał porządnie, coś zjadł i takie tam – dodał po chwili namysłu – Jestem też pewien, że przygotowałbym się jakoś do rozmowy z dyrektorem, bo pewnie wiele rzeczy będzie ci miał do powiedzenia – dorzucił drwiącym tonem – Dlaczego ty w ogóle się przyznałeś? Czy tobie już totalnie na mózg padło? Wiesz, co może ci za to grozić? Tobie serio się podoba być wiecznie poniżanym?

    OdpowiedzUsuń
  75. Cóż, gdyby Akira wiedział, o co dokładnie mu chodzi, to zapewne wyśmiał by tego biedaka pytając, co on w ogóle sobie wyobraża. Ale ta sytuacja dla niego była tak niejasna, a to jego zachowanie tak dziwaczne, że jakoś specjalnie nie zdawał sobie z niczego sprawy. Więc wzruszył tylko ramionami nie mówiąc już kompletnie nic i zobaczył znikające plecy chłopaka za drzwiami sali.
    Do końca dnia zabawiał się układaniem jakiejś magicznej łamigłówki, czytaniem książek, zdawkowymi rozmowami z tymi, którzy tu przebywali, by potem położyć się spać.

    Następnego ranka czuł się już zupełnie dobrze: to okropne zasinienie zniknęło, ból ustąpił i właściwie był w pełni sił, toteż postanowił się zjawiona śniadaniu. Tak naprawdę ze śniadaniem łączyły się dużo ważniejsze kwestie i to głownie z ich powodu zdecydował się wstać, ale mniejsza z tym.
    Poszedł do Wielkiej Sali i zamiast zając swoje zwykłe miejsce usiadł obok pewnego Krukona, z którym rozmawiał może ze trzy razy w życiu, co i tak jak na kontakty Akiry ze światem nie było aż tak mało. Po dłuższym namawianiu i manipulacją faktami zdołał coś niecoś dowiedzieć się o tym całym Gabrielu, który wczoraj okazał się ich wybawcą. Phi, chyba wolałby jeszcze tam posiedzieć z parę dni i wyswobodzić się samemu, niż komukolwiek to zawdzięczać. A w szczególności jemu
    Tak więc wyszło na jaw, że ten Gryfon jest przyjacielem Alvina i to od bardzo, bardzo długiego czasu. Dowiedział się też mnóstwa innych ciekawych rzeczy na jego temat, choć większość brzmiała jak półprawdy, ale i te zachował głęboko w swoim umyśle, czekając tylko dnia, w którym ta wiedza mu się przyda
    Po śniadaniu poszedł na lekcje: pierwsza miał transmutację, którą właściwie całą przesiedział w kącie nie próbując zająć się nawet przemienieniem swojego jeża w psa i odwrotnie. Nie wiedział nawet, dlaczego zajmują się takimi głupotami: jakby pies byłw czymkolwiek lepszy od jeża. Potem miał dwie godziny historii magii, obiad, zajęcia z eliksirów i masę innych niepotrzebnych lekcji, po których wrócił do swojego dormitorium unikając pytań Stephena, gdzie był ostatnie dwa dni.

    Poprzedniego wieczora Gabriel cichaczem przemykał korytarzami, kierując się w stronę kuchni, gdzie dormitoria mieli Puchoni. W ręce trzymał papierowa torbę z mnóstwem słodyczy, która miała być dla Alvina prezentem – w myślach już się cieszył na tę uśmiechniętą minę, kiedy tylko chłopak go zobaczy.

    OdpowiedzUsuń
  76. Wiedział, że błędem było schodzenie do Pokoju Wspólnego. Tak konkretnie dowiedział się tego w momencie, w którym zobaczył tego Gryfona w drzwiach: nie wyglądał tak, jakby chciał mu złożyć milą towarzyską wizytę, ale przecież Akira nawet nie znał kogoś takiego, kto te wizyty mógłby składać, toteż nie zdziwił się aż tak bardzo.
    Zmarszczył brew i wskazał mu miejsce w odległym…no, nie kącie, bo pokój był przecież okrągły, ale w każdym razie była to jedna z sof oddalona od drzwi w jak najbardziej z możliwy sposób i naturalnie bez kręcących się wokoło innych Kruponów.
    - Pomijając oczywiste pytania z gatunku jak tu się dostałeś, przejdźmy od razu do rzeczy. – zgodził się łaskawie i usiadł na fotelu, patrząc na niego wyczekująco. Widział, że ten chłopak zbiera się w sobie: zacisnął pięści i nabrał głośno powietrza. Po chwili w końcu dowiedział się, co go tu takiego sprowadza i zesztywniał niemal słysząc jego słowa.
    Z początku myślał, że to jest jakiś idiotyczny żart, jakaś zemsta z jego strony za to, jak traktował Alvina, ale im dłużej go słuchał, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że to nie jest żaden wymysł z jego strony. Uświadomiwszy sobie ten fakt zaśmiał się nerwowo, jakby ostatecznie jednak próbował pozbawić powagi ten wywód, by potem mieć w głowie totalną pustkę.
    Kiedy Gabriel skończył, oboje siedzieli chwilę w ciszy.
    - To głupie. – odezwał się w końcu Akira – Nie wiem, po co mówisz mi to wszystko i czego oczekujesz. – stwierdził sucho i wyprostował się.
    Chłopak spojrzał na niego nieprzychylnie i pokręcił głową.
    - Nie myśl sobie, że mówię ci to tak po prostu. W innych okolicznościach nie powiedziałbym ci tego w ogóle, zważywszy na to, że mam o tobie jak najgorsze zdanie, ale…- tu zawiesił na moment głos – Chcę, żebyś wiedział, że jeśli skrzywdzisz go w jakikolwiek sposób, będziesz miał ze mną do czynienia.
    Azjata uśmiechnął się pobłażliwie, jakby w ogóle nie dotarł do niego sens wypowiedzi.
    - To jest groźba, tak?
    Gabriel niemal zatrząsł się ze złości: och, jakim on był wstrętnym ignorantem! Jak Alvin mógł w ogóle się nim zainteresować?! Dlaczego nie mógł… nie mógł… zainteresować się nim?!
    - Tak. – odparł krótko i twardo.
    - Zabawny jesteś, wiesz…? Co mnie obchodzi, czego oczekujesz ty, albo twój kolega? Nie wiem, po co tu przyszedłeś. – powrócił już do swojego normalnego, nieco lekceważącego tonu i wstał.
    Gabriel także wstał, tyle że wyszarpnął przy okazji różdżkę z kieszeni i wycelował nią w niego.
    - Ja nie żartuję. – rzucił ostrzegawczym tonem, mierząc go groźnym spojrzeniem – Nie jestem Alvinem i umiem zadbać o swoje interesy. Wiec radzę ci się z tym liczyć.
    - Och… jak to miło, że się tak o niego martwisz…. – stwierdził zjadliwie – pewnie hojnie cię za to wynagradza….
    Wtedy rozległ się trzask i Akira leżał na podłodze sparaliżowany zaklęciem. Wbił w niego nienawistny wzrok nie mogąc nic wymówić przez zdrętwiałe usta.
    - Ja naprawdę nie będę miał skrupułów.
    I już go nie było.

    OdpowiedzUsuń
  77. Wcale się nie zdziwił, że powitał go w ten sposób. Po ich ostatnim spotkaniu niczego innego się nie spodziewał. I właściwie nie miał zielonego pojęcia, dlaczego teraz stoi w drzwiach jego dormitorium i na co on właściwe liczy zjawiając się tutaj.
    Odchrząknął wymijająco, patrząc niezdecydowanie na krzątającego się po pokoju Alvina. Najwyraźniej czegoś szukał.
    - Nie pójdę sobie. – oświadczył dobitnie – Ponieważ… ponieważ…. Musisz mi powiedzieć, gdzie znajdę twojego przyjaciela. A właściwie, jak on dokładnie się nazywa. W końcu to on znalazł nas w tej bibliotece. – skłamał i aż się wzdrygnął: nie pomyślał, że aż tak głupio może to zabrzmieć, ale cóż: stało się.
    Nie czekając na zaproszenie, przysiadł na brzegu jednego z łóżek i zaczął się bawić znalezionym w pościeli grzebieniem z najwyższą uwagą analizując każdy ząbek.
    - Poza tym – ciągnął dalej – Dawno cię nie widziałem. – wymsknęło mu się, ale zaraz się poprawił – To znaczy, dawno nie miałem kłopotów. Nudzi mi się ostatnio w moim życiu i pomyślałem sobie, że zapewnisz mi trochę rozrywki. Na przykład spychając na mniej jakiś regał, czy coś. – dodał nieco bardziej swobodnie, wzruszając ramionami i krzyżując nogi, jak panienka z dobrego domu.
    Przez cały czas nie przestawał na niego patrzeć i ze zdumieniem odkrył, że ten chłopak jest jakiś… jakiś…dziwny z tym swoim spłoszonym spojrzeniem rozpaczliwie próbującym się skoncentrować na wszystkim, byle nie na twarzy Akiry. „Dziwny” zastąpiło słowo „uroczy”, które początkowo pojawiło się w głowie naturalnie szybko zagłuszone przez jego umysł.

    OdpowiedzUsuń
  78. - Jaki prawdziwy powód? – udał zdziwienie i uniósł brwi tak, jakby przed chwilą usłyszał coś niebywale zaskakującego – Przecież przed chwilą ci powiedziałem, po co tutaj przyszedłem. – brnął twardo w tę głupotę z taką miną, jakby od tego miało zależeć jego życie. Albo przynajmniej wizerunek. Bez „przynajmniej”. Właściwie wizerunek nawet był ważniejszy, w pewnym sensie.
    Kiedy chłopak poprosił go o grzebień, bynajmniej nie miał zamiaru mu go oddać.
    - No wiesz… - prychnął wyniośle – jak miło, ze choć raz zdajesz sobie z czegoś sprawę,- stwierdził i przeturlał się na drugi brzeg łóżka prawie jak jakiś gimnastyk, lub ktoś w każdym razie bardzo obyty, jeśli chodzi o tego rodzaju meble… eee… to chyba źle zabrzmiało.
    W każdym razie już po chwili stał na równych nogach za tym łóżkiem nadal trzymając ów nieszczęsny grzebień w swoich długich bladych palcach i zaczął go obracać między nimi z jakimś dziwnym namaszczeniem. Jakby tak naprawdę trzymał coś zupełnie innego. Och, to też nie zabrzmiało zbyt dobrze, ale tak to mniej więcej by wyglądało.
    - Nie chcę się wyżyć. – potrząsnął głową – wyżyję się, jak już zrobisz coś głupiego. Spokojnie, i tak wiem, że niedługo to nastąpi. – ciągnął dalej – a co do grzebienia, to możesz go sobie wziąć – i wyciągnął do niego rękę z tym przyborem toaletowym. I znowu wyszło na jaw, jak bardzo ten Alvin jest naiwny, kiedy tak po prostu po niego sięgnął ufając w szczere zamiary tej wyciągniętej w jego kierunku dłoni. Akira naturalnie cofnął ją szybko, a potem położył się na brzuchu z kolanami ciągle dotykającymi podłogi i wsparł swój podbródek na ręce.
    - Tak naprawdę przyszedłem dzisiaj po coś zupełnie innego. – stwierdził nieco ciszej – Przyszedłem, żeby jeszcze bardziej namącić ci w twojej główce. – to mówiąc ujął jego policzek i przyciągnął do siebie, składają na jego ustach najprawdziwszy pocałunek. Niezbyt natarczywy, bez zanurzania języka jego migdałkach, w miarę delikatny, choć niepozbawiony pewnej szorstkości typowej dla osoby pana Noblefaire. Sam był zaskoczony, co też takiego najlepszego robi, ale szybko pozbył się tych myśli z głowy, które właściwie wyfrunęły z niej same ustępując miejsca przyjemnym doznaniom związanymi z gładkością jego policzków, miękkością warg i jakimś słodkim zapachem jego ciepłego oddechu.

    OdpowiedzUsuń
  79. Akira uśmiechnął się. I wcale nie był to uśmiech pogardliwy ani złośliwy, ani żaden z tych nieprzyjemnych uśmiechów, które często Goszcza na jego twarzy. Był to za to bardzo szczery, bardzo zadowolony grymas, który nie zmienił się nawet po tym, co mu chłopak powiedział.
    Pozwolił mu się odsunąć, ba! Nawet sam się odsunął i przez chwilę wpatrywał się w pościel z zafascynowaniem usiłując przy tym nie wybuchnąć mu szaleńczym rechotem prosto w twarz.
    Nie powiedział: zdziwiła go ta jego stanowczość, ta asertywność, ten prawie-chłodny ton i w ogóle całokształt. Nawet był skłonny w to uwierzyć, teraz jednak już zupełnie co innego miał w głowie, toteż przestał kompletnie się nad tym zastanawiać.
    - Dobrze. – powiedział w końcu i wstał, cały czas świdrując go tym swoim spojrzeniem. Och tak, doskonale widział te czerwone rumieńce na jego twarzy, doskonale widział te rozbiegane oczka i popłoch, w jaki Alvin wpadł: czyli cel został osiągnięty. Cóż, opłacało się zachować jak jakiś pieprzony pięciolatek i przyjść tutaj sobie z tą głupią wymówką i zrobić to wszystko.
    Znowu był z siebie dumny.
    - No to… DO ZOBACZENIA! – pomachał mu ręką całkowicie celowo i naumyślnie podkreślając ten zwrot. – Ujęło mnie twoje zdecydowanie i pewność siebie. Prawie uwierzyłem.
    Oczywiście, że chciał mu dać do zrozumienia, że teraz tak łatwo nie odpuści! Niezależnie, z czym ten śmieszny Alvin wyskoczy i jakie stężenie stanowczości będzie w sobie miało kolejne „nie”. Można powiedzieć, że miał pewien plan, choć tak konkretnie nie potrafił sprecyzować, o co w nim chodziło.

    OdpowiedzUsuń
  80. [w którą stronę drastyczny? Jeżeli twój Alvinek jest gejątkiem, to Wilson może jak najbardziej się nad nim znęcać publicznie, coby zatuszować własną biseksualność. A poza tym to wiesz, wątpię, żeby się lubili. Mam szczerą nadzieję, iż zaczniesz, bo robię to non stop]
    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  81. Po tym występie w jego dormitorium, Akira Ne miał już okazji go spotkać. Inaczej: nie zabiegał o to. Choć tak naprawdę miał na to wielką ochotę, ale z drugiej strony… tak, to miała być mała manipulacja czasem, emocjami, czy czymś w tym kształcie.
    Więc początkowo nie zauważył, że jego współlokator nawiązał z nim znajomość. Dopiero któregoś popołudnia ujrzał ich razem rozmawiających gdzieś na korytarzu. I kiedy oglądał tę scenkę, brwi niemal samoistnie powędrowały mu niemal na czubek głowy, ale zaraz uśmiechnął się kpiąco pod nosem. Uch, jakież to słodkie. Jakież niewinne i jakież urocze. Ucinają sobie pogaduszki jak dobrzy znajomi i tak dalej…. Ach.
    Tego się po Stephenie nie spodziewał: ale cóż, może to była jego chwila słabości, czy coś w tym stylu i zaraz się Akirze pięknie wytłumaczy. Ale nic takiego nie nastąpiło. I w ciągu kolejnych dni też z nim nie rozmawiał: za to znowu miał okazję ujrzeć ich razem. A to przy śniadaniu, a to na przerwie, a to nawet wieczorem przemykających korytarzami w obawie przed woźnymi, nauczycielami, prefektami…. To już wzbudziło w nim pewne podejrzenia. Ale przecież go absolutnie nie obchodziło, z kim sobie Alvin, czy tam Stephen gadają: nie! Przecież miał ich najzupełniej głęboko i w ogóle nie powinien zwracać sobie nim głowy.
    Takie myśli towarzyszyły mu pewnej przyjemnej księżycowej nocy, kiedy to leżał już w swoim łóżku kończąc pisanie jakieś wypracowanie na eliksiry: jego współlokator już dawno spał, a i Akira postanowił się położyć.
    Ledwie przyłożył głowę do poduszki, a usłyszał jak na sąsiednim łóżku coś się szamoce. No, albo w każdym razie wygrzebuje z pościeli. Zamknął oczy i spowolnił na siłę oddech udając, że faktycznie zapadł w sen. I wtedy to usłyszał ciche kroki, a cień przesłonił na parę sekund wlewający się do dormitorium księżycowy blask.
    - Gdzie idziesz? – spytał chłodno.
    Kroki w jednej chwili ustały, Stephen zamarł.
    - No przecież wiem, że wychodzisz. – mruknął zniecierpliwiony – Pytam, gdzie idziesz.
    - Nie twoja sprawa. – odburknął.
    - Umówiłeś się? – ciągnął dalej zupełnie nie zbity z tropu przez ten ton.
    - Czy ja gadam w suahili? Nie twoja sprawa!
    Wtedy dopiero Akira podniósł się z pościeli zapalając różdżkę i oglądając pod światło jego twarz. Uśmiechnął się kpiąco i zrobił sztucznie zatroskaną minę.
    - Oj, wstydzisz się?
    Nie dostał już odpowiedzi, bo chłopak zniknął za drzwiami z głośnym trzaśnięciem.
    - Jak tam sobie chcesz….- powiedział bardziej do siebie, niż do niego i zaczął się ubierać.

    OdpowiedzUsuń
  82. [no to może zaproponuję wątek w łazience. Twój puchaś będzie spokojnie przemywał twarz przy zlewie lub po prostu odrabiał lekcje w kabinie, a Wilson mu wejdzie w paradę i ewidentnie będzie go podrywał. Co Ty na taki deal? Jeśli zaczynasz, to jestem wdzięczna :)]
    Wilson

    OdpowiedzUsuń

  83. Szedł przez cały czas za Stephenem, kiedy ten wdrapywał się na Wieżę Astronomiczną. Cichy, niezauważony przez nikogo, czuł się niemal jak jakiś szpieg. No, przecież trochę nim był. Ale mniejsza z tym. Chłopak prawie dotarł na sam szczyt, ale wtem pacnął sobie ręką w czoło i zaczął z powrotem zbiegać ze schodów: Akira w ostatniej chwili zdołał wejść w jakąś wnękę i bez oddechu, z wciągniętym brzuchem czekał, aż go wyminie w tej absolutnej ciemności kamiennych murów. Uff, nie dostrzegł go. – odetchnął z ulgą i pokonał ostatnie stopnie, by po chwili znaleźć się na całkiem sporych rozmiarów placyku. I tylko chwilę zajęło mu wypatrzenie niewyraźnych zarysów drobnego ciała z pewnością należących do Alvina.
    - Kto idzie? Stephen?
    Uśmiechnął się przebiegle pod nosem i podążył w kierunku dobiegającego do jego uszu głosu. Teraz miał okazję coś sprawdzić, nie odezwał się więc ani słowem ignorując jego pytanie i podszedł do niego blisko, bardzo blisko. Wtedy Puchon wstał, już ewidentnie przestraszony. Powiedział jeszcze coś mało wyraźnego, ale jego głos rozpłynął się w szumie wiatru.
    Akira tymczasem zakradł się z tyłu i bardzo szybkim ruchem pociągnął go za ubranie do siebie, dbając o to, by chłopak się nie odwrócił. Alvin wrzasnął i spróbował się szarpnąć, ale wrzask ten niemal natychmiast został uciszony przez dłoń położoną na jego ustach, podczas gdy druga przytrzymywała go pewnie w pasie.
    - Nie, to nie jest Stephen. – szepnął mu wprost do ucha – A to na niego tu wystajesz? – i nie czekając na odpowiedź, mówił dalej – Nie martw się, zaraz na pewno się tutaj zjawi. – zaśmiał się krótko, jakby to było coś wielce zabawnego – Umawiasz się z nim? Nic z tego. Stephen jest wrażliwy tylko na wdzięki cycatych panienek ze Slytherinu, nie załapiesz się.

    OdpowiedzUsuń

  84. - A jeśli nawet, to co?! – wybuchnął. Nie doczekawszy się żadnej reakcji z jego strony prychnął i pozwolił mu się wyswobodzić z własnych objęć. W oczach znowu błysnął mu gniew i zazdrość - tak, teraz nawet sam sobie nie zaprzeczał, nie wmawiał, że to coś zupełnie innego.
    - Skoro już tak bardzo musisz wiedzieć… - zaczął poirytowanym tonem, rozmasowując sobie rękę. (Ależ miał szpony, bestia jedna… ) Spojrzał na niego niechętnie i ciągnął dalej – Nic sobie nie myśl. Ja tylko…- urwał. Nad ramieniem Alvina dostrzegł znajomą postać współlokatora, który szedł do nich dość szybkim krokiem, najwyraźniej nie do końca zadowolony, że znowu się z Akirą musi spotkać.
    Krukon zacisnął palce na różdżce i zagryzł wargę. No tak. On musiał się w końcu zjawić. Ten debil. Idiota. Wielki przyjaciel uciśnionych i tak dalej. Żałosne.
    Powrócił wzrokiem do twarzy Puchowa i udał, ze tamtego w ogóle nie zauważył.
    - Należysz do mnie! – warknął – Nie będziesz się z nim zadawał, bo doskonale zdajesz sobie z tego sprawę! – pociągnął go za nadgarstek i rzucił mu kolejne spojrzenie, tym razem bardzo wyzywające – Nie udawaj! Bądź szczery chociaż ze sobą!
    Cóż za hipokryzja! Jeśli jakiejkolwiek słowa mogły brzmieć nieprawdziwie w jego ustach, to właśnie je wypowiedział. Nie mógł sam sobie bardziej zaprzeczyć w inny sposób i zdawał sobie z tego sprawę. I właśnie to sprawiało, że czuł się jakoś teraz strasznie niepewnie, jakby występował w jakimś groteskowym przedstawieniu i musiał improwizować swoją rolę. A Akira do improwizacji nie przywykł: zawsze miał jakiś plan. Jego brak go przerażał.
    Tymczasem Stephen w końcu do nich dotarł, oczywiście z wyciągniętą różdżka i groźbą wypisaną na twarzy.
    - Puść go!
    Zaśmiał się histerycznie.
    - Sam sobie go weź.
    I znów objął go w pasie, mocniej, niż przedtem. Wystarczyło parę kroków, by znaleźli się na krawędzi murów; zerknął za siebie: kilkaset metrów niżej można było zauważyć słabe zarysy drzew spowitych gęstą mgłą, która w księżycowym świetle zdawała się być wielką srebrzystą płachtą rozciągniętą na błoniach.
    - Popieprzyło cię?!
    I to w sumie były ostatnie słowa, jakie usłyszał. Wciąż wyrywającego się Alvina przyciągnął do siebie bardziej i odchylił się lekko.
    - Miałeś przygody z lataniem? – spytał go cicho i uśmiechając się szaleńczo, zrobił jeszcze jeden, już ostatni krok w tył. Teraz już pod nogami mieli tylko ten mlecznobiały płaszcz, który zdawał się do nich z wolna zbliżać, jakby chciał ich uchronić przed chłodem nocy.

    OdpowiedzUsuń
  85. Spojrzał na niego z rozszerzonymi ze strachu oczyma, kiedy usłyszał te wszystkie. Całe ciało powoli zaczynało mu drętwieć z zimna, ale nie ruszył się ani o centymetr. A kiedy Alvin usiadł na nim, to już kompletnie mu się odechciało wszystkiego.
    I mimo zimna, poczuł, jak jego policzki stają się nienaturalnie gorące, jakby cała krew przeszła mu w okolice twarzy.
    - Co czuję?! Ja nic nie czuję! Ja tylko.. ja tylko… - zaplątał się we własnej przemowie, która miała okazać się niezwykle suchą acz treściwą rozprawą na temat tego, że jego zachowanie nic nie znaczy, że zrobił to wszystko tak po prostu i Alvin ma sobie niczego nie wyobrażać. I że jest śmieszny i mnóstwo innych rzeczy, ale wszystkie uwięzły mu w gardle, zanim zdołały przedostać się na zewnątrz.
    - Ja tylko nie chciałem, żebyś tam z nim był. On… on jest niebezpieczny! – wyrzucił z siebie po chwili na jednym wydechu. Wydawało mu się, że wszystko mówi jakaś zupełnie inna osoba nie mająca nic wspólnego z Akirą Noblefaire. W każdym razie nie potrafił uwierzyć, że on może tak głupio brzmieć.
    Odwrócił od niego spojrzenie: nie chciał, żeby chłopak widział go takim. Nie chciał widzieć sam siebie w tej sytuacji; najchętniej cofnąłby czas i w ogóle go nie spotkał. Jej, tak bardzo się skompromitował! Jeszcze nigdy nie czuł tak wielkiego wstydu. Właściwie nie pamiętał, kiedy go w ogóle czuł, ale mniejsza z tym. To wszystko było w każdym razie takie nowe i takie obce i w swej obcości przerażające, że nagle poczuł się dziwnie malutki i bezbronny.
    W końcu odsunął go od siebie z jakimś nikłym entuzjazmem i wstał. A potem pomógł mu wstać.
    - Chodźmy stąd, bo za chwilę będziemy mogli sobie dorabiać jako rzeźby na Balu Bożonarodzeniowym. – wymruczał bardziej do siebie, niż do niego i z lekkim wahaniem złapał go za rękę, po czym pociągnął go w stronę zamku omijając jednak główne wejście – I… chcę. Bardzo chcę. – dodał cicho.

    OdpowiedzUsuń
  86. O, matko. Jeszcze tego tylko brakowało, żeby w takim momencie go zatrzymał.
    Spojrzał na jego dłonie na swoich ramionach i przestraszył się tak bardzo, jak chyba nigdy w życiu. Nawet ta wcześniejsza kompromitacja zdawała się blednąć w obliczu tej sytuacji jak gwiazdy o wschodzie słońca. A to w końcu nic takiego: przecież już to raz zrobił. I przecież wtedy, gdyby tylko się nie powstrzymywał, zrobiłby dużo więcej i to bez cienia skrępowania, czy czegokolwiek innego zapominając o tym przy najbliższej okazji.
    Ale teraz było inaczej. Teraz on w i e d z i a ł, a co gorsza Akira nie mógł już powiedzieć niczego, co w jakiś sposób by go ratowało – bo wiedział, ze tylko bardziej siebie pogrąży. Ach, po co on poszedł na tę cholerną Wieżę? Dlaczego nie mógł zostawić ich w spokoju?!
    Więc nie miał wyboru. Uśmiechnął się z politowaniem do samego siebie i uznał, że teraz umrze. Na pewno umrze.
    - Jak ci nie wstyd prosić mnie o takie rzeczy… - wymamrotał pod nosem i objął go mocno w pasie: mocniej nawet, niż kiedy szybowali w powietrzu, jakby znowu się bał, ze mu ucieknie. Przycisnął go do siebie zaglądając w oczy. I chyba po raz pierwszy zauważył, jakie te alvinowie ślepka są ładne: zawstydziła go ta myśl, toteż odgonił ją prędko i już nie zastanawiając się absolutnie nad niczym, pokonał ten króciutki odcineczek dzielący twarze, by złączyć ich usta w pocałunku. Z początku stykały się delikatnie, na dobrą sprawę zaledwie się muskając, by potem przywrzeć do siebie całą swoją powierzchnią.
    Przez stykające się klatki piersiowe czuł szybki stukot jego serca i ciepło bojące od ciała chłopaka. Ach, wydał mu się teraz taki drobny, jakby jeszcze mniejszy w jego ramionach; wplótł palce w jego miękkie włosy pogłębiając pocałunek: dłoń głaskała leniwie jego policzek i kark, jakby chciał zapamiętać fakturę skóry; wdychał chciwie ten znajomy zapach, który zdaniem Akiry bardziej mieszał mu w głowie, niż wszystkie jego zachowania w stosunku do Alvina. W końcu zabrakło mu tchu, odsunął się więc niechętnie od niego i natychmiast odwrócił spojrzenie.

    OdpowiedzUsuń
  87. Co ten Wilson robił wtedy w toalecie? No a co mógł robić? Na początku odlał się spokojnie, ale po chwili zastanowienia wszedł do kabiny i odpalił niedokończonego papierosa. Gdyby charłak na przykład go przyłapał kopcącego w łazience pachnącej konwaliami, to byłoby z nim słabo - nie byłby to pierwszy raz i dyrektorka na pewno nie miałaby litości nad ślizgonem, który nie dość, że siedział rok dłużej w szkole niż ustawa przewiduje, to jeszcze dewastował szkołę i rozpraszał uczniów. Oj, kawał typa spod ciemnej gwiazdy z niego był.
    Nic więc dziwnego, że przestraszył się nie na żarty, kiedy do łazienki w której się skrywał wszedł nieznajomy. Za drzwiami kabiny nic nie było widać, a aby ją uchylić trzeba było nacisnąć klamkę, zaskrzypieć, poruszyć się, a on zastygł w bezruchu. Usłyszał odkręcanie wody, pomyślał, że Filch nalewa wody do wiadra, coby podłogę pozmywać na korytarzu. Skorzystał z szumienia w kranie coby kucnąć na desce klozetowej, żeby jego zwisających stóp nie było widać, bo drzwi nie były całkiem szczelnie i miały w dole niemałą, wąską szparę. Oparł się o ściany kabiny obiema rękoma, zapomniawszy o trzymanym papierosie, przypalił sobie nim palec z deka. Jęknął odruchowo, ale zaraz począł nasłuchiwać, czy woźny go nie zdekonspirował. Było około godziny dziewiątej, ślizgoni z ostatnich klas mieli eliksiry, które Wilson z braku laku postanowił kontynuować w szóstej klasie i później. Pet niezgaszony spadł na podłogę, ale była to już końcówka, właściwie sam filtr, którego jakoś zrobiło się szkoda Wilsonowi.
    Kiedy usłyszał czyjś płacz, o mało nie parsknął śmiechem pewien już, że to na pewno nie wredny woźny, Filch. Od razu do głowy mu wpadło, że jakaś dziewczynka z pierwszego roku o wyjątkowo męskim pogłosie wpadła przez przypadek do chłopskiej łazienki dręczona przez koleżanki. Często się tak zdarzało, a ślizgon nie wiedział o co tym małym gówniarom chodzi w życiu z tym, że nie szanują wzajemnie swej płci. Znów usłyszał dźwięk odkręcanego kranu i chlapanie przy zlewie.
    Spokojnym krokiem zszedł z klozetu, po czym otworzył drzwi i wyszedł z kabiny pozostawiając w niej spalonego kiepa. On jak i jego nowy kompan odbijali się w lustrze. Puchaś chyba zobaczył go nieco później niż on jego.
    - Ojej, biedaku, cóż się stało? - nie mógł się powstrzymać od tonu nic-mnie-to-nie-obchodzi sadystycznego nastolatka. - Pocieszyć? - mruknął mu po cichu do ucha nie odwracając wzroku od oczu puchona w lustrze. Wilson nie bawił się w jakieś pierdoły typu "opowiedz mi swoją historię", czy choćby "co tam u ciebie?" On lubił znajdować okazje do dręczenia ludzi, zwłaszcza, że o tym tutaj słyszał, że to gej jest. Jako pół-gej(?) teoretycznie Jackpot powinien akceptować kolegę, ale nie, on nawet bez widowni chciał go lekko zgnoić, a później wystawić na dłoni sztuczne serce, pogłaskać po główce.

    [ostrzegam przed błędami, każdemu mogą się zdarzyć. I nie mam nic co do wielkości]
    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  88. Nie puścił jego ręki, kiedy zmierzali korytarzami. I wcale nie dlatego, że było ciemno i że mało kto ich widział – po prostu nie chciał tego zrobić i było mu absolutnie wszystko jedno, co sobie ktokolwiek pomyśli. To znaczy, nigdy o to nie dbał, ale teraz to odczuwał to jakby podwójnie.
    Spojrzał tylko przez ramię, kiedy drzwi alvinowej sypialni się za nimi zamknęły i uśmiechnął się do niego. Jeszcze wczoraj wcale nie pomyślałby, że tak po prostu tutaj sobie przyjdą we dwójkę i że nie będzie musiał niczego głupiego wymyślać.
    Więc po prostu usiadł obok niego na tym łóżku, krzyżując nogi. Och, jakież to nieeleganckie, tak bez żadnego zaproszenia! Ale nie przejął się tym zbytnio, tylko w końcu zdobył się na normalne spojrzenie. I już w jego oczach nie było widać tego zawstydzenia, tego skrępowania tym wszystkim, co się między nimi działo. To przecież była w pewnym sensie magia: bo jeszcze nigdy żadne zaklęcie, ani żaden urok nie sprawiły, że Akira czuł się tak jak teraz. Wszak doskonale znał smak Felix Felicis, którego buteleczkę z łatwością potrafił sobie przyrządzić, znał też tysiące odsłon satysfakcji i zadowolenia, ale dopiero teraz zaczęło do niego docierać, jak bardzo był ubogi w doznania do tej pory.
    Oparł się o wezgłowie łóżka rozsuwając odrobinę nogi i przyciągając do siebie chłopaka. Ułożył go sobie tak, by ten oparł się o jego tors plecami i objął go w pasie wtulając się policzkiem w jego włosy.
    - Ale nie myśl sobie, że tak będzie zawsze. – szepnął mu do ucha - Jestem teraz bardzo słaby i pozwalam sobie na to wszystko, bo nie potrafię z tym walczyć. Ty tez nie potrafisz i to właśnie nas zgubi.
    Nie mówił tego złośliwie, rzecz jasna. Po prostu wydawało mu się, że chwile takie jak ta nie trwają nigdy całą wieczność i prędzej, czy później coś się zepsuje. Z naciskiem na to pierwsze, bo przecież jego duma w końcu musi się odezwać.
    Jednak przestał o tym szybko myśleć i zamknął oczy kładąc podbródek na jego ramieniu. Znowu wdychał ten najpiękniejszy aromat; zapadł się w niego bez żalu, powoli głaszcząc jego dłoń i pozwalając swoim palcom wspinać się coraz wyżej i wyżej: przez ramię, aż do karku i twarzy. Upajał się tym dotykiem, na razie wystarczała mu tylko ta gładkość skóry pod opuszkami i uległość chłopaka, który wcale nie protestował, a poddawał mu się tak po prostu. I nie chodziło o to, że znowu w pewnym sensie miał nad nim władzę: teraz to już nie było ważne. Nic nie było ważne oprócz ich dwójki zamkniętej w przyjemnej ciszy jego dormitorium.

    OdpowiedzUsuń
  89. Okej, bał się, że to im jakoś tak naturalnie nie wyjdzie, że będzie sztywno, że będą zbyt onieśmieleni. Zwłaszcza o siebie w tym ostatnim względzie bał się o to. Stresował się odrobinkę, ale kiedy tylko Akiś usiadł obok, a potem jeszcze wsunął się na łózko i Alvina wmanewrował między swoje uda, to wszystko uleciało. Z radością się oparł o niego i wtulił ładnie, a potem tylko rozkoszował się jego obecnością, zapachem i każdym, nawet najmniejszym dotykiem.
    - Mmm - zamruczał w rekcji na to, jak go Akira głaskał po łapkach, rękach, a potem tak wyżej i wyżej.
    Nie znał tych odczuć. Nikt go nigdy nie traktował w taki sposób. Tak, jakby był naprawdę ważny, jakby się prawdziwie dla niego liczył, jakby zasługiwał na takie traktowanie. To taka odmiana. To coś zupełnie innego od tego, co było wcześniej między nimi. Nie było krzyków, nie było bólu, ale mnóstwo nowości, na które Alv się powolutku otwierał.
    - Więc się zgubmy. Razem - szepnął, przekręcając główkę, by musnąć przelotnie jego usta.
    No nie potrafił powstrzymać swojego romantycznego podejścia do życia. Wreszcie miał kogoś, kogo mógł obdarowywać uczuciami. Wiedział, że Akira nie jest łatwy, że teraz po prostu okazuje się słabszym i ulega, ale Alvin chciał się nauczyć, jak można go częściej tak... zmiękczać.
    Westchnął cichutko i bardziej się w niego wtulił, czym kociak spragniony pieszczot. Ciągłych, dodajmy.
    - Cieszę się, że mnie... lubisz - wyszeptał, patrząc gdzieś w ścianę przed sobą. - Bo ja lubię Ciebie. Bardzo, wiesz? - zapytał i uśmiechnął się przez jakaś taką melancholię myśli, jaka mu własnie towarzyszyła.
    Potem jednak odwrócił się do niego przodem jakoś tak i w oczkach pojawiły mu się iskierki.
    - Masz łaskotki? - spytał rozradowany i podniósł łapki, jakby zaraz miał go zaatakować.
    Tak, Akiś to jeszcze dzidzia. Duża dzidzia.

    OdpowiedzUsuń
  90. Drgnął usłyszawszy to o wspólnym gubieniu się. Nie, to było zbyt niebezpieczne. Powinien teraz wstać i wyjść, zostawić go tutaj, a potem unikać jak ognia: najlepiej wyprowadzić się gdzieś na Księżyc, a tam spokojnie sobie umrzeć. Och, dlaczego teraz tak po prostu nie potrafił odpowiedzieć mu czegoś opryskliwego, wyśmiać go, poniżyć! Jeszcze niedawno zrobiłby to z łatwością czując przy tym satysfakcję. A teraz po prostu coś bardzo głęboko schowane w jego wnętrzu, coś, czego bał się chyba najbardziej na świecie zwyczajnie mu na to nie pozwalało. Miało nad nim w ł a d z ę. Kontrolowało go. Wbrew… wbrew czemu, właściwie?
    - Cieszę się, że mnie... lubisz… Bo ja lubię ciebie. Bardzo, wiesz?
    Nic nie odpowiedział na te słowa. Był zadowolony tylko z tych ostrożnych czasowników, jakie Alvin wybrał, żeby mu to powiedzieć. W pewnym sensie był nawet mu wdzięczny za oszczędzenie wymawiania czegoś, czego Akira na pewno nie chciał usłyszeć.
    Wypuścił go z ramion, by mógł się swobodnie obrócić i prychnął w odpowiedzi na to pytanie.
    - Nie mam. – pokręcił szybko głową. Tak naprawdę to miał, ale nie chciał, żeby ktokolwiek o tym wiedział: ludzie zwykle podle wykorzystywali ten fakt. Cóż, przecież jednak nie miał się czego obawiać, w gruncie rzeczy. Większość trzymała się od niego z daleka, a podchodziła tylko z dwu i półmetrowym kijem od miotły. I to mu w zupełności wystarczało.
    Zupełnie sobie zaprzeczając, podkulił nogi i objął je rękami wpatrując się w niego nadzwyczaj czujnym wzrokiem: jeszcze mógł wpaść na głupi pomysł sprawdzenia doświadczalnie tego, czy Akira był szczery, wtedy byłoby już po nim.
    - Usiądź ładnie. I opuść dłonie, bo wygląda to co najmniej dziwnie. – stwierdził władczo i wyprostował się.

    OdpowiedzUsuń
  91. Próbował odepchnąć te zdradzieckie łapy cisnące mu się pod ciuchy, ale jednak chłopak miał refleks lepszy niż on, więc tylko nieudolnie tłumił coś na kształt śmiechu. „Coś na kształt”, bo Akira w tym momencie nie rechotał otwarcie, tylko krzywił się i miotał po tym łóżku, jakby go coś opętało.
    - Zachowuj się! – rzucił tylko rozpaczliwie kurcząc się w sobie przed kolejnym atakiem. Ale w końcu tamten wcisnął mu się na kolana i to był jego błąd: teraz pan Noblefaire mógł już łatwo nad nim zapanować, mając go tak blisko siebie. Złapał go zdecydowanie za nadgarstki i odsunął je od siebie przygważdżając niemal długimi palcami do materaca po czym spojrzał na niego z triumfem.
    - Nic nie masz. – i lekko trącił drugą ręką jego podbródek, żeby schował język – Jeszcze mnie nie oswoiłeś na tyle, by sobie pozwalać na takie rzeczy. - pouczył go niby poważnym tonem i zagryzł nerwowo wargę próbując usilnie stłumić w sobie coś, co domagało się uwagi od chwili, kiedy wrócili spod Wieży Astronomicznej.
    Zdziwił się, że Alvin nic nie powiedział na ten dziewiczy lot: prawdę mówiąc Akira próbował czegoś takiego pierwszy raz. To znaczy, pierwszy raz w sensie, ze kogoś jeszcze trzymał. I był z siebie dumny, że żaden z nich przez niego nie zginął.
    - Tak poza tym, musisz Stephenowi wytłumaczyć, że już nie będziecie spędzać żadnych nocy razem. – przypomniało mu się – bo doskonale zdajesz sobie sprawę, że od dziś będziesz je mógł spędzać wyłącznie ze mną lub w ostateczności sam.
    Ta pierwsza opcja wydała mu się niezwykle kusząca, ale nie powiedział tego głośno, tylko patrzył na niego wyczekująco, domagając się potulnego pokiwania główką, czy czegoś w tym rodzaju oznaczającego pełne zrozumienie i naturalnie posłuszeństwo.

    OdpowiedzUsuń
  92. Okej, spostrzegawczość Akiry co prawda miała ostatnio gorsze dni, ale tego nie mógł nie zauważyć. Pewne po części dlatego, że na wszelkie objawy słabości w jakimkolwiek znaczeniu rozumiemy to słowo zawsze był bardzo wrażliwy i wykrywał je niezwykle precyzyjnie. Także zarumieniona twarz Alvina i to niewinne, roziskrzone spojrzenie nie umknęło jego uwadze. Nawet więcej: wzmocniło pewne emocje kotłujące się zaciekle w jego wnętrzu.
    Pokiwał więc sztywno głową na te „milusie rzeczy” nie mówiąc właściwie nic więcej. Ciągle go trzymał, a teraz jeszcze wzmocnił ten uścisk dodatkowo obejmując jego biodra udami i już całkowicie krępując jakiekolwiek ruchy chłopaka. Kiedy ten na króciutką chwilę przyłożył swoje usta do ust Akiry, brunet złapał delikatnie zębami jego wargę i pochylił się nad nim, ssąc ją lekko.
    - Źle wybrałeś, Alvin. – powiedział cicho obcym głosem i wpił się w nie łapczywie sięgając językiem podniebienia i drażniąc język chłopaka. Tym razem nie był już to subtelny pocałunek, a raczej wyraz tej siły, która powoli wymykała mu się spod kontroli domagając się uzewnętrznienia. Machinalnie jego dłoń powędrowała na jego brzuch, a palce zaczęły błądzić niecierpliwie szukając krawędzi jego bluzki. W końcu wkradły się pod nią i podciągnęły wysoko materiał zaczepiając przy tym o sutki. Potem prędko zsunęły się niżej, na swoją starą pozycję bardzo blisko paska spodni, by zahaczyć o guzik paznokciami. Zerknął przelotnie na jego twarz i poczuł pod sobą tę falującą klatkę piersiową i gorący oddech na swoim policzku.

    OdpowiedzUsuń

  93. Wszystkie słowa Alvina docierały do niego jakby z opóźnieniem i wydawały się byś zupełnie pozbawione sensu. Patrzył zafascynowany, jak różne odcienie czerwieni barwią jego policzki przy każdym, nawet najlżejszym muśnięciu jego palców: ach, to był całkiem inny rodzaj tortur, którego jeszcze na nim nie stosował. Co więcej, zadowolone spojrzenie i skrępowany uśmiech w odczuciu Akiry był czymś o wiele lepszym, niż skrajne przerażenie.
    Ujął dłonią jego policzek i odsunął od się od niego odrobinkę, by zaczerpnąć tchu. Uczynił to tylko po to, żeby Alvin nie mógł uciec od niego wzrokiem, odwrócić głowy, bo to właśnie była najprzyjemniejsza część: obserwowanie jego reakcji. Cóż mogło być lepszego od poczucia, że ktoś mu podlega? Kochał mieć nad kimś zwierzchność, uwielbiał władzę, ubóstwiał świadomość, że wszystko takk naprawdę zależy od niego.
    - Co ty robisz, co ty robisz…- przedrzeźniał go i ułożył usta w idealnie okrągłe komiczne „o” jakby sam się zastanawiał, co właściwi sobie z nim poczyna.
    Przez te ciche jęki i westchnienia ciało Akiry samo odpowiedziało gęsią skórką i przyjemnym dreszczem, który przebiegł mu od głowy, aż po czubki pięt. Czuł pod sobą wyraźny stukot jego serca i to rozkoszne drżenie prowokujące jeszcze bardziej wyobraźnię, która już bez żadnych zahamowań nasuwała coraz to nowe, śmielsze obrazy. Rozluźnił nieco uda, które niemal jak imadło zacisnęły się na jego wąskich biodrach i ułożył się obok.
    - Jeszcze… - usłyszał. Och, pewnie bardziej podziałało by na niego, gdyby zaczął mu się buntować, gdyby chciał mu na coś nie pozwolić, zabronić, ale w obecnym stanie to już naprawdę było mu obojętne, pewnie dlatego nie przejął się absolutnie tym, że powoli pozwalał sobie na bycie bardziej agresywnym. Bez chwili namysłu wsunął mu nogę między uda i ostatecznie rozpiął spodnie nie zważając na zaskoczenie malujące się na twarzy Alvina już pozbawionej wygiętych lekko kącików ust. Powrócił ręką do głaskania jego skóry, ale tym razem nie robił tego już tak delikatnie jak wcześniej. W jego ruchy wpisała się jakaś dziwna zaciętość która już nie wślizgnęła się pod materiał jego bluzki, a najzwyczajniej w świecie szarpnęła ją mocno, sprawiając, że wylądowała gdzieś na podłodze. Nie chciał już się powstrzymywać, skoro doszli tak daleko, to dlaczego mieliby przestać? Pochylił się nad nim nisko i językiem zaczął wodzić wzdłuż szyi sięgając nim za uszy i znacząc mokrą ścieżkę aż po obojczyk kompletnie już zaślepiony namiętnością.

    OdpowiedzUsuń
  94. Pewnie normalnie by się zirytował: to decydują się na coś, czy nie, przepraszam bardzo?! Ale w tamtej chwili po prostu… po prostu ujęła go ta jego dziecinna wręcz nieśmiałość i nie pokazał wcale, jak bardzo by mogło go drażnić jego zachowanie.
    Znowu przywarł do niego całym ciałem i zamknął oczy, uśmiechając się do siebie pod nosem.
    - Alvin, chyba się nie wstydzisz, co? – oczywiście, że wiedział, że się wstydzi. Oczywiście, że tylko chciał go zażenować jeszcze bardziej tym zdaniem, co naturalnie mu się udało. Jakżeby zresztą inaczej.
    Zsunął spodnie chłopaka aż do kolan przez chwilę pieszcząc uda okrężnymi ruchami całych dłoni, które wkrótce powędrowały wyżej na ich wnętrza, gdzie skóra była znacznie bardziej miękka, cieplejsza i bardziej wrażliwa na dotyk. Odrzucił wilgotne kosmyki z twarzy i znowu zanurzył się w jego ustach zachłannie delektując się ich smakiem i kompletnie ignorując jakąkolwiek inicjatywę z jego strony. Przestał na moment: ich czoła zetknęły się razem; policzki owiał mu gorący oddech Alvina i ponownie zajrzał mu w głęboko w oczy doszukując się w nich na próżno jakiejś stanowczości, która pozwoliłaby mu na sprawienie im obojgu większej przyjemności bez uciekania się w subtelność i wyczucie.
    - Wiem przecież. – powiedział cicho – Nie zrobię ci przecież krzywdy. Nie zrobię nic, na co mi nie pozwolisz. – pocałował krótko jego usta. – Obiecuję. – dodał szeptem najzupełniej wbrew sobie i już po chwili Alvin leżał na łóżku kompletnie nagi.
    Akira zatrzymał się na moment, nie zrobił nic,, tylko patrzył na niego z… tak, to musiało być uwielbienie. Ach, jakie jego ciało było piękne… takie drobne, takie gładkie, bez żadnej skazy, nieskalane prze nikogo…. Należące do niego.
    Objął go w pasie i tak jak jeszcze jakiś czas temu usadził go sobie między udami pozwalając, by oparł się o jego tors. Czuł, że chłopak drży coraz mocniej, a rumieńce stają się coraz silniejsze, chociaż rozpaczliwie pragnął ukryć twarz przed jego wzrokiem.
    Przejechał ręką wzdłuż jego boku aż do biodra szeptem nakazując mu rozchylić nieco nogi. A potem jego palce zsunęły się na podbrzusze Alvina gdzie zamknęły się wokół jego męskości.

    OdpowiedzUsuń
  95. Akira pierwszy raz robił coś takiego. To znaczy, nie dosłownie, bo jego doświadczenia seksualne do ubogich nie należały, ale… chodziło o to, że nigdy to nie wyglądało tak jak teraz. Nigdy nie było tak, że starał się sprawić komuś przyjemność, zawsze szło głównie o to, by samemu się zaspokoić nie zważając na innych. Ha! Sam siebie nie poznawał: może nawet bał się odrobinę tego swojego nowego wcielenia? Czyżby ktoś na niego wpływał? Czyżby ktoś naruszył w jakiś sposób jego wolność czyniąc go mniej… zaborczym?
    Wsunął rękę pod jego pośladki i zmusił go, by trochę uniósł biodra. Chciał po prostu mieć do niego łatwiejszy dostęp, a w szczególności do pewnej części ciała, która zaczęła twardnieć mu pod niespokojnie krążącymi po niej placami. Jego spodnie już dawno stały się zdecydowanie za ciasne: przyciągnął chłopaka bliżej do siebie i wtulił twarz w miejsce, gdzie jego szyja schodziła się z ramieniem. Przez cały czas sprawnie operował dłońmi pozwalając im ślizgać się po najwrażliwszych miejscach powodując coraz głośniejsze westchnięcia Alvina.
    Już od bardzo dawna nie był tak podniecony, już od dawna tak bardzo nie pragnął kogoś po prostu posiąść, mieć dla siebie, widzieć wijącego się pod nim w konwulsjach rozkoszy.
    Ale wiedział, że nie może tego zrobić. Coś w jego wnętrzu, jakaś najmniejsza jego część zażarcie walczyła z tą bestią, która owładnęła nim, kiedy tylko się tutaj znalazł. I jak na razie, choć z trudem, to jednak wygrywała nie dając szans Akirze go wziąć.
    Zatopił zęby w jego skórze, co sprowokowało jego kolejny jęk, ale nie usłyszał tego. Był za bardzo skupiony na chęci doprowadzenia go do ekstazy tu i teraz: pragnął jego krzyków, bezwstydnych błagań o więcej, bioder napierających na jego własne…

    OdpowiedzUsuń
  96. Kiedy podbrzusze chłopaka spłynęło nasieniem, Akira zacisnął nerwowo wargi próbując nie pozwolić sobie na to, by finał u niego wyglądał tak samo. Nie udało mu się jednak powstrzymać jęku, który usilnie tłumiony przez cały ten czas wydobył się z jego piersi wprost do ucha Alvina wtulonego w niego wstydliwie niczym małe dziecko.
    Objął go ramionami ciepłym oddechem owiewając skórę chłopaka i wciąż lekko dragjące pod nią mięśnie, jakby wcale nie przestał go pieścić.
    - To nie jest takie straszne, prawda? Będę z tobą robił jeszcze mnóstwo innych jeszcze przyjemniejszych rzeczy. – mruknął, przyciskając go do siebie.
    Potem legł w pościeli, próbując uspokoić własne ciało i przymknął leniwie oczy. Nie zaprotestował, kiedy chłopak zaczął go rozbierać, ale kiedy usiadł na nim, podniósł się na łokciach i skrzywił mocno.
    - Nic, Alvin. Na dzisiaj wystarczy. – odpowiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu i zmusił go, by z niego zszedł. Nakrył ich oboje kołdrą i odgarnął włosy z czoła chłopaka, całując je krótko.
    - Wrócę już do siebie. Nie chcę, żeby twój współlokator zastał nas tutaj w takim stanie. – stwierdził po chwili, choć tak naprawdę wcale nie chciał tego zrobić. Nie czuł się ani odrobinę zaspokojony, a to, co robili tutaj wcześniej wzmogło w nim tylko pożądanie i wiedział, że należy to przerwać, zanim przestanie już zupełnie nad sobą panować i zrobi mu krzywdę.
    Usiadł więc na łóżku i popatrzył na niego badawczo. Zacisnął kurczowo palce wokół pościeli, którą w końcu odrzucił na bok i przesunął się na koniec posłania, by móc objąć go całego swoim spojrzeniem. Szybko tez zareagował, kiedy tamten chciał znowu osłonić swoją nagość i pokręcił przecząco głową.
    - Tyle mi się należy. – odparł sucho i kiedy zdało mu się, ze zapamiętał dokładnie każdy element jego ciała z najdrobniejszymi szczegółami, wstał i zaczął się ubierać. Bez pośpiechu wciągnął na siebie bluzkę, potem bieliznę i spodnie, które zdjął mu przed chwilą.
    - Dobranoc, Alvin. – rzucił mu przez ramie i zniknął za drzwiami.

    OdpowiedzUsuń
  97. - NIE! – fuknęli jednocześnie, kiedy nareszcie o to pozwolenie zapytał. Cóż, po porannej awanturze raczej nie było szans, żeby relacje między nimi wyglądały tak jak wcześniej. Bowiem kiedy Akira wrócił do swojego dormitorium, jego współlokator najwyraźniej zapomniał, z kim rozmawia i zażądał tłumaczeń. A pan Noblefaire, jak to pan Noblefaire wyśmiał go, co naturalnie poskutkowało rzuceniem kilku zaklęć, a potem wybuchem najprawdziwszego pojedynku, z którego naturalnie chłopak wyszedł zwycięsko, choć Stephenowi wcale nie tak dużo zabrakło, by go pokonać. Akira oczywiście wytłumaczył sobie, że jest to tylko i wyłącznie wynik wcześniejszego rozkojarzenia, bo czegóż by innego. Potem oboje poszli spać nie odzywając się do siebie, a teraz demonstracyjnie żaden z nich nie zaszczycił drugiego nawet spojrzeniem: Stephen zażarcie mieszał owsiankę w swojej misce zaś Noblefaire splótł ramiona na piersiach czekając, aż tamten zacznie prosić go o wybaczenie. Haha… miał poczucie humoru, oj miał…No przecież jakby na to nie patrzeć, Akira zabrał mu coś, na czym nawet nie zdążył położyć swoich łap, a ta zniewaga krwi wymagała!
    Istotnie, cały stół Kruponów przyglądał się z zaciekawieniem postaci Puchona, no bo ubiegłej nocy jego imię wywrzaskiwane chyba było z tysiąc razy i niosło się echem po całej Wieży Zachodniej budząc wszystkich, tak, że każdy wiedział dokładnie, o kogo chodziło. Nie wiedzieli tylko, dlaczego niby ten piątoroczny miałby być powodem ich kłótni, no bo przecież większość widziała go pierwszy raz na oczy. Pomijając już fakt, że Akira raczej nie był w ich oczach postacią, która mogła wdać się z kimś w konflikt o k o g o ś.
    - O, Alvin. Cieszę się, że nic ci nie jest. – zgrzytnął w końcu Stephen wcale na niego nie patrząc – Jak tam skok z Wieży Północnej? Mam nadzieję, że było miło, bo w końcu wcale się nie przejąłem.
    I nim Puchaś zdążył odpowiedzieć, odezwał się Akira.
    - No widzisz? Dlaczego z łaski swojej niedoinformowałeś tego bęcwała, że masz go gdzieś? Uniknąłbym przynajmniej nieprzyjemnych sytuacji. – prychnął. Wyglądało na to, że obaj mieli pretensje właśnie do chłopaka. Jakby to wszystko była jego wina.

    OdpowiedzUsuń
  98. - Co się gapicie, idioci?! – prychnął, kiedy Alvin zniknął, a Krukoni nadal na niego patrzyli. Wstał z miejsca uprzednio rzucając łyżeczką, którą wcześniej miał zamiar pomieszać herbatę i czym prędzej przeszedł przez niemal całą długość Wielkiej Sali, by w końcu znaleźć się na korytarzu. To samo zresztą zrobił Stephen, tyle że on skierował się w zupełnie inną stronę i usiadł na dalekim końcu stołu Gryfonów, z którymi łączyły go bardziej przyjazne stosunki, niż z domownikami Roweny. Ale tego już Akira nie widział zbyt mocno zaaferowany ściskaniem uchwytu różdżki i tłumieniem w sobie gniewu.
    Miał zamiar pójść do Hogsmeade i zaszyć się tam na cały dzień, najchętniej w jakimś sklepie z ingrediencjami niezbędnymi do stworzenia trucizny. Nie no, aż tak morderczych zamiarów nie miał, ale w gruncie rzeczy taki eliksir zawsze mógł okazać się przydatny. Gdyby na przykład jego cierpliwość się wyczerpała i byłby to ostateczny środek rozwiązujący problem niektórych osób. A w szczególności jakichś debili, którzy mają czelność się wtrącać w to, co on robi.
    Ledwie jednak przeszedł kilka metrów, zauważył Alvina wypłakującego się na ramieniu Gabriela. Pokręcił głową z rezygnacją i zażenowaniem malującym się na twarzy przeszedł obok nich nawet specjalnie nie udając, że ich nie zauważył. Tyle że nawet przez myśl mu nie przeszło, by podejść bliżej. Ale o tym za to pomyślał przyjaciel Alvina.
    - Noblefaire! Podejdź tu! – usłyszał, kiedy skręcał już w stronę Sali Wejściowej. Zatrzymał się gwałtownie i z wolna odwrócił głowę przez ramię z miną wyrażającą uprzejme zdziwienie.
    - Słucham? – powiedział w sposób jednoznacznie sugerujący, że bynajmniej błędem jest zwracanie się do niego w formie rozkazującej.

    OdpowiedzUsuń
  99. Wilsonowi Alvin przypominał małe dziecko zagubione w supermarkecie życia. Mamusia spuściła z niego na chwilę swój troskliwy wzrok i od razu postanowił zwrócić z powrotem jej uwagę płaczem. Oczywiście, ślizgon miał ochotę się naśmiewać z puchona, ale jakoś mu się wtedy odechciało.
    Mimo to, przysunął się do chłopaka nieznacznie.
    - Myślisz? - intrygująco uniósł brew, na jego wargach zawitał uśmiech zwiastujący same złe rzeczy.
    To nieprawda, że wszyscy ślizgoni są źli - sam Wilson znał wielu takich, co powinni nawet w Hufflepuffie siedzieć, a nie grzać miejsca w jego Domu. Na przykład pewną szlamę był zmuszony oglądać dzień w dzień w Pokoju Wspólnym, do tego była tak zaborcza i władcza jak jego własna matka, także pochodząca z rodziny mugoli. Nie lubił jej.
    Nie kojarzył zbytnio osoby Alvina - tylko tyle co jego imię i że koleś o podobnym do jego nazwisku jest nauczycielem eliksirów i wstawia mu do półrocznej tabeli ocen Trolla za Trollem.
    - Czemu ryczałeś?- spytał, nie żeby coś go to obeszło. Nawet nie zorientował się, kiedy zadał to pytanie, bo cisza która zapadła bo jego słowach mogła sugerować, że niczego nie było. Że stali tak w ciszy nie odzywając się do siebie słowem, tylko wgapiając się we wzajemne odbicia.

    [przepraszam, że tak krótko, nadganiam ze szkołą :)]
    Wilson

    OdpowiedzUsuń

  100. Cios spadł na niego niespodziewanie odsadzając go kilka chwiejnych kroków w tył. Spojrzał na niego zszokowany i otarł krew z nosa, w ogóle nie słuchając tych bluzgów, które frunęły pod jego adresem jeden za drugim, prawie jak jakieś pociski.
    Akira był tak zaskoczony tym, co Gabriel zrobił, że nawet nie pomyślał o tym, żeby specjalnie się bronić. Owszem, kilka razy odepchnął go od siebie i pewnie uszkodził go w jakiś znaczący sposób, ale kiedy dostał w głowę, momentalnie zrobiło mu się ciemno przed oczami, a różdżka, której zamierzał użyć wypadła mu z dłoni. Nim się zorientował, co tak naprawdę się dzieje, leżał na posadzce i wpatrywał się pustym wzrokiem w sklepienie ponad ramieniem Alvina, jakby miał nadzieję, że do niego przemówi i doradzi mu, co teraz właściwie powinien zrobić.
    Tymczasem wokół zaczął gromadzić się tłumek szepczący coś zaciekle miedzy sobą i rzucający od czasu do czasu głośniejsze komentarze, na temat zaistniałej sytuacji. Gabriel zniknął zanim większa jego część zdążyła go zauważyć, a Akira ocknął się z tego letargu dopiero kiedy zobaczył te wszystkie znajome twarze, z którymi jeszcze przed chwilą siedział przy jednym stole. Odsunął od siebie chłopaka, podniósł różdżkę i wyprostował się z godnością nie zważając na nową porcję krwi, która wypłynęła mu z nosa.
    - Muszę iść do skrzydła szpitalnego przez tego debila. – zawyrokował jak najbardziej spokojnym głosem – Co za maniery… neandertalski poziom. – wymamrotał jakoś tak do siebie i odruchowo poszukał dłoni Alvina. Kiedy ją odnalazł, jego place zacisnęły się na niej mocno, a sam Akira spojrzał na niego władczo – chodź, zaprowadzisz mnie. – zadecydował i odwrócił wzrok w stronę zgromadzonej publiczki robiąc wyzywająca minę.
    - Coś nie tak? – spytał lodowato, kiedy na horyzoncie ujrzał biegnącego ku nim nauczyciela eliksirów. Brata Alvina

    OdpowiedzUsuń
  101. W Skrzydle Szpitalnym spędzili zaledwie kilkanaście minut, podczas których Akira miał czas, by nad czymś się intensywnie zastanowić. Nad tym, jak TO będzie wyglądało. Nie myślał o tym wcześniej, był zbyt zajęty tą nową sytuacja, żeby martwić się o ich prezencje o swoja własną prezencje, jeśli chodzi o cały zamek. Oczywiście niczego się nie wstydził, ale… no, jakkolwiek gdzieś miał zdanie ludzi na jego temat, tak raczej zdanie ludzi na temat Alvina, który co rusz wpadał w kłopoty jakoś go obchodziło.
    Kiedy pielęgniarka likwidowała wszelkie obrażenia na jego ciele, gestem dłoni, która nie doświadczyła większych uszkodzeń przywołał do siebie Alvina.
    - Swoją drogą to ciekawe, ilu facetom zależy na tobie. Ciekawe, co ty w sobie masz. – powiedział, uśmiechając się w zagadkowy sposób – Mam nadzieję, że nie będziesz miał jakichś… nieprzyjemności. Jeśli chodzi o twojego brata. – dodał po chwili namysłu.
    Boże, jakie to było dziwne. Że jego brat był jednocześnie nauczycielem Akiry. Trochę kłopotliwa sytuacja, jeśli przyjrzeć się temu z bliska. No i dla Akiry kompletnie niecodzienna, bo sam jeszcze nigdy nie doświadczył, żeby ktoś się o niego pobił. Nie, żeby tego wymagał, ale czy on właśnie…. I w tym momencie na twarz chłopaka wbiegł najprawdziwszy odcień karmazynu. Przecież wszystko to, co zrobił Stephenowi kilkanaście godzin temu, a teraz to, że siedzi sobie tutaj w Skrzydle Szpitalnym jest wynikiem… wynikiem bójki o Alvina. Jakby był jakimś beznadziejnie zakochanym szaleńcem. A przecież wcale tak nie jest! Jest chłodny, wyważony i dojrzały!

    OdpowiedzUsuń
  102. Shane Grindelwald29 listopada 2012 09:13

    [Witam, witam :) ]

    OdpowiedzUsuń
  103. Niemalże podskoczył, kiedy usłyszał te słowa obok swojego ucha. Po prostu Alvin wyrwał go ze swoich wstydliwych rozważań, a na to Akira nie był przygotowany. Zważywszy na to, że te rozważania pozostawiły mu kompletną pustkę w głowie, a poziom wstydu zaczął znowu niebezpiecznie wzrastać, kiedy tak usilnie zaprzeczał swoim wnioskom. Ah, bo one muszą być nieprawdziwie! One nie mogą… nie mogą… Po prostu nie mogą istnieć! To fałsz! Pewnie myśli tak tylko dlatego, że dostał w łeb i dalej nie wie, co się na około dzieje. Och tak, to musi być to. Musi i koniec kropka. Właśnie tak.
    Bez słowa pozwolił mu się wyprowadzić na korytarz, jakby kompletnie nie znał tej drogi i uśmiechnął się pod nosem. Och, gdyby Alvin wiedział, co też takiego kołatało się w główce tego szatańskiego pomiota, już dawno uciekłby bardzo daleko, chyba nawet na inna planetę przerażony co poniektórymi wizjami Krukano.
    - Co możesz dla mnie zrobić…? – zawiesił głos, jakby odpowiedź na to pytanie wymagała niebywałego wprost wysiłku intelektualnego i przyciągnął go do sobie, tuląc mocno – Och, zabrałbym cię teraz do swojej sypialni i sprawdził, jak bardzo jesteś mi wdzięczny, ale to niestety musi poczekać. – powiedział mu do ucha, gdyby przypadkiem ktoś miał ochotę ich podsłuchiwać - tymczasem jednak mam do załatwienia parę spraw, że tak ujmę… nie cierpiących zwłoki, także obawiam się, że teraz wrócisz grzecznie na lekcje. Specjalnie dla mnie. – dodał, uśmiechając się pod nosem jeszcze szerzej, kiedy zobaczył, jak chłopakowi zrzedła mina. Odsunął go od siebie na długość własnych ramion i ujął dłonią policzek – Nie jest dobrze się śpieszyć. Uwierz mi. – powiedział i z tą świetlaną maksymą, w którą średnio wierzył zostawił go pod wejściem na salkę.

    OdpowiedzUsuń
  104. [ Wiesz, ja to jestem jak najbardziej za, tylko zasadnicze pytanie: czy Twój Alvin chce później chodzić z limem pod okiem, ewentualnie skarżyć się swoim psiapsiułom, że dostał wycisk od złego Ślizgona? :) ]

    OdpowiedzUsuń
  105. Ledwie tylko Alvin zniknął mu z oczu, Akira wróci do swojego dormitorium, by zabrać coś, co przygotował już stosunkowo dawno: fioletowy drobniutki proszek opakowany w saszetkę, który teraz spoczął w wewnętrznej kieszeni chłopaka. Niemal natychmiast pobiegł do Wieży Astronomicznej, gdzie zatrzymał się przed drzwiami gabinetu profesora naturalnie pustego o te porze. Wystarczyła zwykła „alohomora”, by przedostać się do wnętrza i zostawić ów prezent w szufladzie biurka pod stertą wypracowań.
    Klika godzin później, kiedy wracał już z ostatniej w tym dniu lekcji eliksirów, na tablicy ogłoszeń nareszcie zobaczył to, czego oczekiwał: „w związku z chorobą tymczasowo lekcje astronomii będą prowadzone przez…” potem była wymieniona jakaś profesor, o której nigdy nie słyszał, ale to już go nie interesowało. Uśmiechnął się mściwie pod nosem – dostał nareszcie to, na co zasłużył. Co więcej, słowo „tymczasowo” wskazywało na to, że tak naprawdę do końca nie są w stanie ustalić, kiedy nauczyciel będzie zdrowy, a to z kolei oznacza, że… jego proszek musi być czymś absolutnie pionierskim, jeśli chodzi o wywoływanie pewnych dolegliwości w okolicach krocza mocno utrudniających chodzenie, a także wiele innych czynności związanych z tą częścią ciała.
    W wyjątkowo dobrym humorze więc zszedł na kolację i nawet zamieniał kilka słów ze swoimi sąsiadami przy stole, co rzadko się zdarzało. Wyrażały to nawet ich na pół zdziwione na pół rozbawione miny, ale oczywiście żaden nich nie odważył się spytać o powód jego dobrego samopoczucia. Potem Akira postanowił zrobić sobie krótki spacer na świeżym powietrzu, a na koniec odwiedzić Alvina. Tamten coś wydawał się mówić o zobaczeniu się wieczorem, więc nie chciał zawieść jego oczekiwań. Albo bardziej swoich. Cóż.
    W każdym razie, kiedy tylko pojawił się na szczycie schodów wejściowych, w oddali na tafli dopiero co wyczarowanego lodowiska zobaczył znajomą postać. Owijając się szczelniej błękitnym szalikiem podszedł do barierek otaczających płytę i oparł się o nie przyglądając się chłopakowi.

    OdpowiedzUsuń

  106. - Widzę, widzę. – stwierdził, niecierpliwie machają ręką – Nie wiem, w czym to mogłoby ci pomóc, każdym razie. – uśmiechnął się, odsuwając od piersi jego palec. A potem zrobił oburzoną minę.
    - No wiesz?! Jakby na to nie patrzeć, jesteś w takim miejscu, że spokojnie może cię podglądać połowa zamku. Zresztą, co to znaczy: podglądać? To brzmi tak, jakbyś robił coś bardzo niedobrego. – zastanowił się przez moment – Alvinie, czy więc zatem robisz coś niegrzecznego? – i poruszył brwią w znaczący sposób.
    Och tak, wyglądało na to, że może dzisiaj nawet nie powie mu nic kąśliwego, albo chociaż niemiłego, jak to ostatnio miał w zwyczaju. Zastanawiał się też, czy może powinien mu powiedzieć o nauczycielu astronomii, ale uznał, że to przecież nie jest znowu aż takie ważne. Tym bardziej, że słyszał, że chłopak zaczął po prostu unikać tych zajęć, co akurat nie było mądrym wyjściem, bo mógł mieć przez to problemy. Należało to rozwiązać w jakiś inny sposób, najlepiej taki, żeby raz na zawsze mógł się od niego odciąć. Bo przecież pomysł z proszkiem jakkolwiek by na to nie spojrzeć był czymś absolutnie genialnym, to jednak nadal tymczasowym. Pomijając fakt, że miał jakieś niejasne przeczucie, że w końcu ktoś wpadnie na to, że za wszystkim stoi Akira.
    - Stephen już ze mną nie mieszka. – poinformował go nagle, wpatrując się przed siebie jakimś nieobecnym wzrokiem. Nie chciał za bardzo mu wyjaśniać, co się takiego między nimi stało, ale czuł, że Alvin powinien przynajmniej wiedzieć, gdzie chłopaka szuka. Gdyby c h c i a ł go szukać. Wzdrygnął się. Z zupełnie nieokreślonych powodów ta perspektywa wydała mu się nader niesprzyjająca, a co najważniejsze, poczuł jakieś niemiłe ukłucie w klatce piersiowej, jakby fakt widywania się Alvina ze Stephenem mógł być czymś bardzo bolesnym.

    OdpowiedzUsuń
  107. Uniósł brwi na to „teraz nie robię”, ale nie powiedział nic, tylko uśmiechnął się w myślach do siebie. Czyli co, teraz nie, ale w ogóle to tak? Na to w każdym razie wskazywałby karmazynowy odcień policzków chłopaka. Ale Akira postanowił już nie zgłębiać tej refleksji i pozwolił mu się wtulić w siebie.
    Słysząc to o Stephenie skrzywił się odrobinę i schował ręce w kieszenie.
    - Najwidoczniej uznał, że doskwiera mu mieszkanie w jednym pokoju ze mną. I nie, nie wiem, gdzie jest. – stwierdził po dłuższej chwili namysłu – W każdym razie musi siedzieć w którymś z męskich dormitoriów w Wieży Zachodniej na siódmym roku. Tych pokojów nie jest znowu aż tak dużo, więc gdyby AŻ TAK CI ZAEŻAŁO – te trzy ostatnie słowa wymówił z wyraźną pretensją w głosie – to bez trudu mógłbyś go znaleźć.
    I w tym momencie zapragnął zapytać, jak wyglądała ich znajomość, co robili i o czym rozmawiali. Oczywiście nie mógł tego zrobić, bo to by było wysoce niewłaściwie, więc po prostu starał się tę potrzebę stłumić w sobie i zając głowę czymś zupełnie innym.
    Kiedy Alvin wypowiedział swoja prośbę, Akira odwrócił od niego spojrzenie i uśmiechnął się z zakłopotaniem pod nosem.
    - Myślałem, że to oczywiste. Teraz stoi tam jedno całkowicie wolne łóżko, które… które będziesz mógł zajmować, kiedy tylko przyjdzie ci na to ochota. – odpowiedział, w końcu patrząc na niego. Tak naprawdę o wiele ważniejsza była ochota Akiry, ale to by mogło dziwnie zabrzmieć, zbyt zaborczo i władczo, a przecież wszyscy doskonale wiedzą, jakim on jest spokojnym i ugodowym chłopakiem, prawda?
    - Tak więc…- ciągnął dalej – Jak już ci się znudzi to udawanie wyborowej łyżwiarskiej tancerki, to możesz się zjawić. – uznał i nie czekając na jego odpowiedź, zaczął powoli iść w stronę zamku.

    OdpowiedzUsuń
  108. Po krótkim spacerku dobiegł go Alvin, którego pytanie wzbudziło u Akiry nagłą potrzebę powiedzenia mu czegoś ironicznego, Ale na szczęście jakoś udało mu się ją w porę stłumić. Popatrzył tylko na niego tak, jakby tamten spadł z Księżyca i potrząsnął głową.
    - Alvin, czasem mam dziwne, bardzo dziwne wrażenie, że ilekroć ci coś proponuję, albo na coś się zgadzam, ty zapominasz w ogóle z kim się zadajesz i mówisz tak dziwne rzeczy, jakbyś prowadził dyskusję z kimś, kto nie ma ze mną absolutnie nic wspólnego. – stwierdził z wyższością – A poza tym nie myślałem, że tak szybko ci się to znudzi. – dodał po krótkiej chwili, kiwając podbródkiem w stronę lodowiska.
    Przez chwilę szli ramię w ramię w milczeniu: Akira nie miał ochoty jakoś się odezwać, a po drugie ta cisza wokół nich wcale nie była ciężarem, jak to odczuwał w stosunku do innych. Wkrótce już wdrapywali się po schodach do Sali Wejściowej zdejmując z siebie przy okazji płaszcze i szaliki.
    - Rozmawiałeś z panem Lemonem? To znaczy – poprawił się – Z twoim bratem? – spytał znienacka. Zdawał sobie sprawę, że wtedy nie powinien go tak po prostu brać za tę rękę, bo o ile to mogło nic nie znaczyć w normalnej sytuacji, tak dla pozostałych miało to raczej jednoznaczny wydźwięk. Ale przecież o tym już nie pomyślał; zresztą pewnie gdyby nawet pomyślał, to i tak nie zmieniłby swojego postępowania. W końcu co go to wszystko obchodziło? Zeszłoroczny śnieg wydawał mu się ważniejszą sprawą.
    Zatarł ręce, próbując je rozgrzać i rozejrzał się wokoło, jakby czegoś szukał. Na korytarzu jednak nikogo nie było, poza kilkoma snującymi się duchami: właśnie trwała ostatnia godzina zajęć w tym dniu i większość uczniów tkwiła na lekcjach.

    OdpowiedzUsuń
  109. - Brat jak brat. No a Gabriel się po prostu w tobie podkochuje, wiec to nic dziwnego. – wzruszył lekko ramionami, zastanawiając się uważniej nad faktem tej niebywałej troski chłopaka o swojego przyjaciela. „Przyjaciela”. Dobre sobie. No tak. Nagle wszyscy sobie o Alvinie przypomnieli. Właśnie teraz, kiedy w jego życiu pojawił się Akira, który jak to Akira nie zamierzał się szybko z niego wynieść. Alvin należał do niego i czas najwyższy, żeby się z tym wszyscy pogodzili. Bo tak łatwo go nie odda. I wszyscy musza przyjąć to do wiadomości, choćby dla własnego dobra. Dosłownie.
    Takie myśli towarzyszyły mu, kiedy zmierzali korytarzem na pierwsze piętro. Uśmiechnął się wesoło, słysząc słowa chłopaka i odwrócił się w jego stronę.
    - Doskonale się w takim razie składa, bo właśnie idziemy się wykąpać. – poinformował go i przyspieszył kroku, łapiąc go jeszcze przy okazji za rękę i ciągnąc za sobą.
    Przez jakiś czas znowu szli nie rozmawiając i dopiero kiedy dotarli pod drzwi łazienki, Akira gwałtownie się zatrzymał i spojrzał na swojego Puchasia.
    - A ty? Co ty o tym sądzisz? – widząc, że chłopak nie bardzo wie, o co mu chodzi, ciągnął dalej – Mam na myśli to, że ciągle mówisz, że ktoś się o ciebie martwi, ktoś nie chce żebyś się ze mną widywał i tak dalej. Jestem ciekaw, co im mówisz, albo chociaż co o tym sądzisz. – spytał, opierając się o ścianę i obejmując go w pasie. Spojrzał mu przy tym w oczy głęboko, jakby się bał, że on mógłby go okłamać. Jakby to naprawdę miało znaczenie – Więc jak, Alvin? – pogłaskał go wierzchem dłoni po policzku, oczekując odpowiedzi.

    OdpowiedzUsuń

  110. - Och, Alvin…. Jesteś tak naiwny, że chyba bardziej się nie da. – westchnął, kręcąc głową z ubolewaniem. I mimo, że mentalnie odtańczył macarenę, kiedy usłyszał, że chce ograniczyć z nim swoje kontakty, to powstrzymał uśmiech znowu cisnący mu się na twarz i zamknął za nimi drzwi.
    - Nie powinieneś zrywać kontaktów z Gabrielem niezależnie od tego, jak mają wyglądać wasze relacje. To twój przyjaciel. Jesteś mu coś winny. – dodał całkiem poważnie i zrzucił z ramion szkolną szatę. Tak, wiedział, że brzmi to co najmniej dziwnie w jego ustach. Tym bardziej, że sam nigdy nie miał nikogo, kogo mógłby przyjacielem nazwać. Nie miał nawet nigdy nikogo, kto mógłby być dla niego w jakiś sposób bliski. I wcale tego nie oczekiwał. Nie tęskni się chyba przecież za czymś, czego smaku się nie poznało, prawda?
    Odkręcił jeden z kranów przy czymś na kształt płytkiego basenu, który już w klika sekund napełnił się ciepłą, pachnącą jakimś orientalnym zapachem wody, która przybrała ciemnofioletowy odcień lekko przytłumiony przez parę, która unosiła się ponad jej powierzchnią.
    Akira zaczął więc zdejmować z siebie ubrania, które spoczęły zaraz przy brzegu; wcześniej jednak zabrał z małego stosiku w rogu pomieszczenia jeden z tych białych, cudownie mięciutkich ręczników. Chwilę później siedział już nagi na krawędzi mocząc nogi do połowy ud i spojrzał na Alvina wyczekująco.
    - A ty? Masz zamiar się kapać w ciuchach, czy jak? – spytał, kiedy spostrzegł, że jedyna część garderoby, której się pozbył, a której nawet nie miał na sobie leży na kafelkach w postaci łyżew, a on stoi, patrzy i uśmiecha się jakby niewiadomo co się stało.
    - No chyba, że liczysz na to, że ci pomogę. – dodał po chwili odchylając się odrobinę i przytrzymując się z tyłu rękoma. Nabrał między palce tej pachnącej wody i chwilę przyglądał się jak powoli przecieka mu miedzy palcami, po czym ześlizgnął się w końcu do basenu.

    OdpowiedzUsuń
  111. Szybko przetarł twarz, kiedy część piany, którą z taka lubością dmuchał na niego Alvin osiadłą mu na twarzy.
    - Och, zachowuj się jak człowiek… - wymamrotał, krzywiąc się okropnie, jakby tamten zrobił mu krzywdę. Potem sięgnął za siebie i z radością wymacał jakaś butelkę, której zawartość wskazywała na to, że jest to rodzaj jakiegoś przyjemnego żelu. Wylał go trochę na swoją rękę i zaczął go sobie go wcierać nieśpiesznie w kark, zupełnie zapominając o obecności chłopaka. Może głównie dlatego, że zamknął oczy i nie widział już tej zaczerwienionej buźki na przeciw w swojej własnej. Dopiero jakiś czas później, kiedy zdecydował się jednak unieść powieki ujrzał jego wyczekującą minę.
    - Dobra, chodź. – twierdził tonem, jakby robił mu olbrzymią łaskę i przyciągnął do siebie powoli rozsmarowując mu nową porcję żelu na ramionach. Przejechał opuszkami palców po krawędzi jego szczęki, a po chwili dłonie Akiry ślizgały się leniwie po jego gładkiej skórze nie pomijając żadnego jej fragmentu: badały dokładnie każdą krzywiznę i naciskały niektóre delikatniejsze miejsca stopniowo pozwalając sobie na coraz dłuższe wycieczki już nie tylko po ramionach, ale także i po klatce piersiowej, wzdłuż boków aż do bioder, na których obracały się z wolna, by wrócić wyżej i rozpocząć całą wędrówkę na nowo. Potem ta zabawa mu się jakoś znudziła i przycisnął go bardziej ku sobie, odwracając go przy okazji plecami. Objął go mocno, wtulił się przy tym w jego plecy i schował nos szyi chłopaka, coś tam niewyraźnego mrucząc.
    W przytłumionym świetle łazienkowych lamp, przy odurzającym wręcz zapachu kąpieli i nieśpiesznych ruchach ocierających się o siebie z wolna ciał wszystko wydawało się wpędzać w jakiś dziwny stan, gdzieś na granicy jawy i snu.

    OdpowiedzUsuń
  112. - A co byś chciał usłyszeć, Alvin? – szepnął mu , powoli sunąc ustami po jego karku i wyraźnie czując pod palcami szybki stukot jego serca – Podobasz mi się. Nawet bardzo…. – mruknął sięgając językiem zagłębienia tuż za płatkiem ucha – Lubię cię dotykać. Lubię patrzeć na to, jak się czerwienisz. Lubię nawet nasze rozmowy, choć nigdy nie daję po sobie tego poznać. – uśmiechnął się i odwrócił ich oboje tak, że stali teraz przodem do siebie. Zjechał dłońmi wzdłuż jego placów, aż na pośladki, które chwilę pieścił okrężnymi ruchami, by potem złapać go mocno w połowie ud i podnieść tak, żeby usiadł na brzegu. Następnie wsunął się między jego nogi i głaszcząc skórę na nich zmusił go, by splótł je na wysokości akirowego pasa, po czym wpił się łapczywie w jego wargi, widząc coraz większy rumieniec na jego twarzy. Chwilę całował go zachłannie, dopóki nie zabrakło mi tchu i musiał to przerwać. Jednak już po chwili jego usta zbłądziły niżej: językiem zaczął kreślić różne kształty na jego podbródku, szyi, obojczykach, aż w końcu dotarł do mostka, po którym ten giętki mięsień szybko się prześlizgnął. Ciepły oddech Akiry owiał tors chłopaka, a jego wargi znowu złączyły się z jego skórą szukając niecierpliwie sutka, na którym się zamknęły i zaczęły go ssać z lubością. Ciało Alvina zadrżało, Akira naparł w odpowiedzi na niego mocniej i otarł się powoli swoimi biodrami o jego biodra, co spowodowało ciche westchnięcie tego pierwszego: zachęcony reakcją chłopaka przygryzł jego skórę i otarł się raz jeszcze, mocniej, wyraźnie czując, jak uda chłopaka zaciskają się wokół niego bardziej. Uniósł głowę i spojrzał w te błyszczące oczy.
    - Ostatnio mówiłeś, że chciałbyś mi także sprawić przyjemność… - sięgnął po jego dłoń i zacisnął wokół niej swoje długie, ciągle zimne palce – pytałeś przy tym, jak masz to zrobić… - ciągnął dalej niskim, wibrującym od namiętności głosem – chodź, pokażę ci. – to mówiąc poprowadził jego dłoń na swoje podbrzusze i nie odrywając od niego wzroku, rozchylił lekko usta – Chciałbym, żebyś zrobił to, co spodobało ci się ostatnio.

    OdpowiedzUsuń
  113. Tak naprawdę Akira z początku potraktował to jako doświadczenie czysto eksperymentalne: wcale nie oczekiwał niczego od Alvina, wcale też nie przygotowywał się na nic konkretnego. Chciał tylko sobie popatrzeć, jak ten Puchaś nabiera nowych doświadczeń, jak się czerwieni, wstydzi, protestuje, podczas gdy on każe mu robić te wszystkie rzeczy. Nie przypuszczał więc, że jego dłoń wyzwoli w nim jakieś większe emocje. Bo o ile na początku drobne palce chłopaka dotykały go z pewną nieśmiałością, o tyle już po chwili nawykłe do nowej sytuacji zaczęły robić to bardziej zdecydowanie. I Akira był świadkiem jak jego podniecenie narasta przy każdym, nawet najdelikatniejszym ruchem. Wkrótce to on poczuł, jak plamy czerwieni wbiegają mu na te prawie białe lica, a mięśnie zaczynają się spinać pod skórą w odpowiedzi na kolejne muśnięcia.
    Teraz to on wtulał się w chłopaka, choć może „wtulał” to mało powiedziane. Ściskał go mocno stykając się z nim całą długością ciała. A w tym uścisku było coś niesamowicie zaborczego, jakby chciał mu dać do zrozumienia, że jest tylko i wyłącznie własnością pana Noblefaire, który ma prawo z nim robić, co tylko mu się spodoba, a innym nic do tego.
    Właśnie.
    W tym momencie pomyślał sobie o Gabrielu i wyobraził sobie uroczą sytuację, podczas której tamten Gryfon tutaj wchodzi i widzi ich razem. Widzi ich ciała ciasno splecione ze sobą i ręce Alvina, tego aniołka, najbardziej niewinnego i sponiewieranego stworzonka pod słońcem dotykające go w ten sposób. Znowu na jego twarzy zagościł mściwy uśmiech: szybko odszukał wargami jego ucho i przygryzł je lekko. Och tak, wystarczyło, ze o tym pomyślał i momentalnie zrobiło się mu lepiej; o niczym teraz bardziej nie marzył, jak tylko o tym, żeby zobaczyć Gabriela tutaj w drzwiach. Przerażonego, cierpiącego, obrzydzonego…
    - Mocniej…- westchnął cicho usiłując stłumić jęk na zejściu szyi i ramienia chłopaka.
    Prób utrzymania bioder w jednym miejscu spełzły na niczym; wygiął się lekko, kiedy te utalentowane, choć zupełnie niedoświadczone puchasiowe łapki dotarły tam, gdzie dotyk sprawiał największą przyjemność. Objął go w pasie zgiętą nogą i już kompletnie siebie nie kontrolując, naparł na niego, odpychając przy tym niecierpliwym gestem jego rękę. Wsunął się z powrotem do wody i zacisnął dłonie na jego biodrach przygważdżając go niemal do ścianek basenu. Prawie brutalnie wsunął mu rozgrzane udo miedzy nogo, tak, by chłopak rozsunął je szerzej i pomógł Akirze nareszcie zrobić to, na co od dawna miał ochotę. Widział nieco zaskoczoną minę Alvina i lekkie zdezorientowanie, kiedy place przesunęły się miękko po skórze na jego plecach, a potem, już znacznie wolniej wsunęły się między jego pośladki, szukając tego jedynego, najwrażliwszego miejsca, które mogłoby pomóc osiągnąć mu spełnienie. Dotarł więc tym wąskim przesmykiem aż do jąder, które chwilę gładził opuszkami, by potem drżąca dłoń mogła zawrócić i zakreślić kółeczko wokół jego wejścia.

    OdpowiedzUsuń
  114. [Chyba zostałam pominięta.]

    OdpowiedzUsuń
  115. „Nie rób”? Co to miało niby znaczyć, to „nie rób”? Czy on mu się właśnie sprzeciwiał?
    Oczy Akiry zwęziły się do dwóch cieniutkich kreseczek zza których z trudem przeglądały rozszerzone podnieceniem i… złością czarne źrenice. Och tak, jak on w ogóle śmiał się mu buntować? Jak on w ogóle mógł myśleć, że może się na coś nie zgodzić? Że może być mu n i e p o s ł u s z n y?
    A gdyby tak go zmusić? A gdyby tak po prostu przemocą zabrać mu to, co się Akirze należy nie zważając na prośby, krzyki, płacz? Czyż nie byłoby przyjemnym widzieć go takim zupełnie bezradnym, bezbronnym nie potrafiącym w żaden sposób mu się przeciwstawić?
    Przywarł do niego na nowo z ogniem wściekłości w oczach: wiedział, że jest za słaby, że nie będzie w stanie go odepchnąć i że nie miał szans na ucieczkę. Przecież oglądał go takiego. Za pierwszym razem.
    - Co ty sobie w ogóle wyobrażasz, co? – warknął i poruszył biodrami agresywnie, wbijając paznokcie w jego pośladek. Tym razem Alvin nie wyglądał już na zadowolonego: przerażenie wyraźniej zaczęło się malować na jego twarzy, cofnął się i jakby skulił w sobie patrząc na niego tym proszącym wzrokiem. A Akira w tamtym momencie doświadczał jakiejś dziwnej satysfakcji: świadomość tego, że ma nad nim przewagę, że naprawdę mógłby zrobić to, na co tylko ma ochotę sprawiła, że pożądał go jeszcze bardziej, że to uczucie wzięło nad nim górę i nie było już kompletnie przez nic powstrzymywane. Przecież to by mogło być takie łatwe! Dlaczego więc nie wykorzystać okazji? Miał prawo.
    I już miał go pchnąć na podłogę, uwięzić pod własnym ciałem i wziąć brutalnie, skrzywdzić, ale…
    - Wychodzimy. – powiedział obcym głosem i równie szybko, jak się przy nim znalazł, tak się odsunął. Wziął ręcznik i zaczął się nim wycierać unikając w ogóle patrzenia w jego stronę. Przygryzł nerwowo wargi i przeczesał sklejone wilgocią włosy palcami. W jednej chwili poczuł jakąś dziwną pustkę, przestraszył się.
    Wciągnął spodnie, bluzkę i zapiął szatę. Sprawdził, czy ma różdżkę w kieszeni i oparł się o ścianę oddychając z wyraźnym trudem. Chwilę patrzył w sufit, a potem zamknął oczy.
    - Jesteś gotowy? – spytał bardziej siebie, niż jego. Milczał jakiś czas, nie oczekując odpowiedzi.
    – Lepiej będzie… - urwał.
    ”Lepiej będzie, jeśli zostaniesz dzisiaj u siebie” – chciał powiedzieć, jednak słowa nie przeszły mu przez gardło.

    OdpowiedzUsuń
  116. Ucieszył się, kiedy Alvin sobie poszedł. Choć może to akurat zbyt duże słowo: właściwie poczuł ulgę. Wrócił do swojego dormitorium. Pustego już, warto dodać, co nieco poprawiło mu humor. Gdyby był tutaj Stephen, od razu zacząłby go zagadywać i takie tam. No, pomijając fakt, że po ostatniej sytuacji się nienawidzili, więc w sumie jednak nie. W każdym razie był zadowolony, że ma spokój, że jest cicho i został sam na sam ze swoimi myślami.
    Ach, dalej nie rozumiał tego, dlaczego w końcu nie uprawili ze sobą seksu. Okej, to było dopiero ich drugie zbliżenie tego typu, ale czyż Akira nie potrafił być przekonujący, kiedy tylko zechciał? Co się z nim właściwie stało? Dlaczego on go po prostu nie posłuchał?
    Sen nie nadchodził bardzo długo: za oknem zaczynało się już robić szaro, kiedy w końcu zmęczony zamknął oczy i zapadł w coś na kształt drzemki, aż do momentu w którym nadeszła pora na śniadanie. Z początku nawet nie miał ochoty się na nim pojawić, ale w końcu jakoś się zmusił i po krótkiej porannej toalecie siedział już przy swoim krukońskim stole z podkrążonymi oczami i miną odpychająca wszystkich jeszcze bardziej, niż zwykle. Od czasu do czasu zerkał tylko w stronę uczniów Hufflepuffu i próbował dojrzeć między nimi Alvina, ale nawet kiedy wszyscy zaczęli wychodzić z Sali na lekcje, nie zauważył go.
    Pomyślał, że pewnie został u siebie i teraz siedzi i przezywa. Uśmiechnął się pod nosem. Jakie to szczęście, że wtedy nie wiedział, co miał w głowie Akira, bo wtedy chyba najzwyczajniej w świecie padłby trupem z przerażenia.
    - Widzę, że świetnie się bawisz. – usłyszał zimny głos nad swoim uchem. Odwrócił głowę w kierunku z którego napływał i zmarszczył brwi: stał nad nim rozwścieczony Gabriel, który dyszał ciężko i widać było, że niewiele dzieli go od wybuchnięcia gniewem i wyładowaniu go na Krukonie
    - O co znowu ci chodzi? – spytał ze zniecierpliwieniem i odwrócił się z powrotem w kierunku stołu. Nagle poczuł szarpnięcie za ramię i znowu patrzył na tego rozjuszonego Gryfona.
    - Gdzie on jest?! – warknął.
    - Ty mi powiedz. – odparł złośliwie – To do ciebie chodzi się wypłakiwać, więc chyba masz o tym największe pojecie.
    Brzdęki sztućców ustały i tak jak poprzednio, wszyscy patrzyli z zainteresowaniem na te scenkę. Ale tym razem palce Akiry już w pogotowiu zacisnęły się na uchwycie różdżki.
    - Albo mi powiesz, albo…
    - Albo co? – wyprostował się sztywno i wstał – Znowu okażesz swoją niebywałą klasę dając mi w twarz? No więc do twojej wiadomości: nie wiem, gdzie on jest. Może po prostu cię unika, co? Ostatnio był bardzo niezadowolony z twojego zachowania. – wycedził.

    OdpowiedzUsuń
  117. Jak to się stało, że ostatecznie nie rzucili w siebie żadną klątwą ani też nie wdali się w kolejną bójkę? Akira sam nie wiedział. Teraz oboje siedzieli w jakiejś pustej klasie z grobowymi minami. Właśnie Gabriel skończył opowiadać króciutka historię o tym, jak Alvin nie wrócił na noc do siebie, jak nikt go wieczorem ani nocą już nie widział, natomiast Kruczek podzielił się z nim kilka zdawkowymi informacjami, że chłopak miał do siebie wrócić, ale po tym, jak się rozstali na korytarzu już go nie spotkał.
    - Nie wierzę, że ktoś go tak po prostu stąd zabrał. Musi być w zamku. Jakby na to nie patrzeć, on aż tak mały nie jest… - odezwał się Gryfon, skubiąc nerwowo skórki wokół paznokcia.
    - Może po prostu gdzieś się zaszył? Może zasnął? Nie wiem. W sumie jest taki nieogarnięty, że….
    - NIE. – uciął stanowczo - Sprawdziłem wszystkie możliwe miejsca rano. Wszystkie. – podkreślił – I nie ma. – zacisnął pięść i dodał nieco ciszej – Nie potrafisz go nawet upilnować….
    Akira prychnął wyniośle.
    - A czy ja wyglądam jak jego matka?! On ma swój rozum i nie jest dzieckiem! A wy wszyscy traktujecie go tak, jakby był ze szkła! On wcale nie jest taki delikatny i niewinny, jak wam się wszystkim zdaje! – wyrzucił z siebie ze złością, zanim pomyślał, co robi. Gabriel posłał mu wrogie spojrzenie.
    - Nie znasz go. To ja się z nim przyjaźnię od lat….
    - Taaak. Przyjaźnisz. Powiem ci coś: ta twoja przyjaźń wyłazi mu już bokiem. Pomijając fakt, że ostatnio wydaje się, że już kompletnie go nie obchodzisz. Przeze mnie. – zakpił, śmiejąc się gorzko i przechadzając się po pomieszczeniu – Może nawet… może nawet tobie jest to na rękę, że zniknął… co? To musi być trudne, znosić to wszystko i wiedzieć, że tak naprawdę nie będzie między wami niczego poza sympatią…. Może świadomość tego, że Alvin widzi tylko mnie i pozwalał mi na wiele… bardzo wiele rzeczy, o których ty.. marzysz od… jak ty to mówisz? Od tylu lat tej „ przyjaźni”… – zawiesił teatralnie głos. I już po sekundzie został powalony na ziemię celnie wymierzonym zaklęciem.
    - Nie. Waż. Się. Tak. Mówić.
    ***
    Zdobycie planów Hogwartu zajęło im niemal pół dnia: prośby i groźby nie przekonały starej bibliotekarki do wspomożenia ich działań: poza tym, nie mogli przecież nikogo poinformować o tym, że chłopaka nie ma. Bo jak niby by to wyglądało i na kogo oczywiście spadłaby cała odpowiedzialność, jak nie na jednego z nich? Pomijając już fakt, że reputacja obu spadła ostatnio do drastycznie niskiego poziomu po zajściu na korytarzu i tak dalej. Nie, to zdecydowanie nie był dobry pomysł. W końcu musieli posunąć się do kradzieży, która i tak nic nie dała. Bo sprawdzenie po kolei wszystkich pomieszczeń za pomocą magii zajęło im praktycznie całą noc, a choć Akira uciekł się do najbardziej wyrafinowanych zaklęć, jakie znał… cóż. Nic nie znaleźli. To zmusiło ich do rozważenia opcji, że jednak w zamku go nie ma.

    OdpowiedzUsuń
  118. [Fakt, myślę, że jakoś powinni się dogadać :) Tylko z mojej strony pomysłów na jakiekolwiek powiązania brak. Aczkolwiek jak wpadniesz na coś ciekawego (wszystkie chwyty dozwolone) to z chęcią wątek zacznę ^^]

    Theodore

    OdpowiedzUsuń
  119. [Zawsze możemy to połączyć i uznać, że są przyjaciółmi, którzy przez wrednych Ślizgonów zostali zamknięci w jakimś ciemnym i ciasnym składziku ^^ Znając życie mam zacząć, prawda?]

    Theodore

    OdpowiedzUsuń
  120. [To zaaaaacznij, będę po stokroć wdzięczna <3 Bowiem mój mózg w czasie choroby ze mną nie współpracuje ;c]

    Theodore

    OdpowiedzUsuń
  121. Mijały kolejne godziny podczas których Akira wraz z Gabrielem próbowali coś wymyślić. Choć nie odzywali się do siebie wcale, obydwojgu towarzyszył lęk o to, co dzieje się z chłopakiem. I, naturalnie lęk związany z tym, że ktoś oprócz nich zauważy jego nieobecność.
    Krukon po raz pierwszy w życiu zwątpił w swoje umiejętności – jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się czegoś nie dopiąć. Tym bardziej teraz, kiedy od jego talentów wcale nie zależała jakaś głupia ocena, konkurs, pochwała nauczyciela, czy uwielbienie widzów: teraz stanął przed chyba największym sprawdzianem w swoim życiu i czuł się totalnie zagubiony. W dodatku obecność tego Gryfona wcale mu nie pomagała: niemal fizycznie odczuwał ciężar tych pretensji roszczonych względem niego, które choć niewypowiedziane głośno, zdawały się ciążyć w dusznym bibliotecznym powietrzu.
    - Idę do siebie. – oznajmił w końcu zatrzaskując gruby wolumin, znad którego uniosła się chmura kurzu. Odkaszlnął, przetarł zmęczone oczy i wstał.
    - Chcesz to tak po prostu zostawić?!
    Och, spodziewał się kolejnego ataku w stylu: tobie nie zależy, masz wszystko w dupie i takie tam. Ale teraz nie miał najmniejszej ochoty wdawać się w dyskusje, więc zwyczajnie go zignorował.
    A Gabriel, czerwony ze złości, rozpaczy i przerażenia zagrodził mu swoim ciałem drogę, zrywając się w jednej chwili z miejsca. Wycelował w niego różdżkę i obdarzył nienawistnym spojrzeniem.
    - Jeśli wyjdziesz…. – zaczął ostrzegawczym tonem.
    Akira pacnął sobie ręką w czoło.
    - Czy ty nie widzisz, że to i tak nic nie da?! Musi być inny sposób i na pewno nie znajdziemy go tutaj! – warknął – A teraz zejdź mi z drogi, bo zamierzam się położyć i dać odpocząć mojej głowie.
    W ostatniej chwili uchylił się przed szybującym ku nim promieniu, wyszarpując swoją różdżkę spod szaty.
    - Oh, a więc ty idziesz o d p o c z ą ć, tak? On już może nie żyć, ale ty musisz o d p o c z ą ć? Biedny, biedny Akira, który tak bardzo się zmęczył! – zaczął szydzić Gryfon. I kolejna świetlista smuga przecięła powietrze, tym razem jednak odbiła się od niewidzialnej od niewidzialnej bariery wyczarowanej przez Krukona. Nie wytrzymał.
    - Mnie też nie jest łatwo, idioto! – ryknął, i nim zdążył doczekać się odpowiedzi, albo nie daj Boże kolejnego zaklęcia zniknął za drzwiami i popędził do Wieży Zachodniej. Tam opadł bez życia na łóżko i nakrył głowę poduszka, usiłując stłumić te wszystkie emocje, który niespodziewanie zapragnęły opuścić jego ciało nie inaczej, jak przez pojedynczy słony strumyk na lewym policzku chłopaka. Oczywiście otarł go szybko rękawem i wszystko stłumił w sobie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieco już uspokojony zaczął bezmyślnie przyglądać się własnej różdżce, jakby liczył na to, że ta doń przemówi i udzieli mu jakiejś wskazówki. Ale naturalnie nic takiego się nie stało. Znalazł więc sobie inne twórcze zajęcie w postaci przegrzebywania kufra: po dwudziestu minutach dokopał się do samego dna, którego nie widział od pewnego chłodnego wrześniowego dnia równe siedem lat temu. Tak oto mógł zobaczyć, jak wiele bezużytecznych przedmiotów ciągle ze sobą nosi: połamane pióra, skarpetki, które już dawno straciły swoją parę, strzępki nieudanych wypracować, jakieś resztki ingrediencji pozamykane w malutkie, pouszczerbiane szklane flakoniki i wiele innych. Ale zainteresowała go tylko jedna rzecz: był to zielony kryształ zawieszony na srebrnym łańcuszku, który dostał kiedyś za najlepszą pracę z wróżbiarstwa. Podobno potrafił robić niezwykłe rzeczy, o ile potrafiło się go używać – tak zapewniała stara profesor, kiedy mu go wręczała.
      Nie, Akira nie wierzył w takie coś. Ogólnie, wróżbiarstwo nie przedstawiało dla niego większej wartości, toteż już tego samego dnia owa nagroda wylądowała w kufrze i chłopak szybko zapomniał, że w ogóle ją ma. Teraz jednak oglądał uważnie kamyk by po chwili odłożyć go na szafkę nocną i oprzeć się ze zrezygnowana miną o brzeg łóżka. Westchnął ciężko i przymknął oczy.
      I właśnie wtedy coś się stało, bowiem Akira usłyszał cichutki stukot. Niechętnie odwrócił głowę i zobaczył, że kryształ zaczyna jarzyć się intensywnym światłem i przetacza się po blacie. Zaciekawiony zbliżył się bardziej, łańcuszek natomiast wyprostował się sztywno jakby unoszony niewidzialną siłą; po chwili kryształ podskoczył i przywarł do uchwytu szufladki, błyszcząc jaśniej. Akira uniósł brwi i niemal odruchowo otworzył ją: wtedy kamyk wpadł do środka i zaczął wybijać wyraźny regularny rytm. Spróbował go wyjąć, ale kryształ jakby przykleił się do dna. Wydobył więc całą szufladę i ujrzał, że począł się obracać, wiercąc czubkiem dziurkę w kawałku jakiegoś papieru. Pochylił się i dostrzegł, że była to stara, bardzo stara ulotka ukazująca jak dojść do Esów I Floresów. Ona także stanowiła jedną z jego najstarszych pamiątek, a właściwie śmieci, których nigdy nie chciało mu się posprzątać. To nie jednak księgarnia przyciągnęła kryształ, a mała, wąska dróżka na obrzeżach kartki nie opatrzona żadnym napisem, ani nawet nie zaznaczona w wyraźny sposób.
      Wytrzeszczył oczy i wziął ją do rąk czując jak jakaś obręcz zaciska mu się wokół żołądka. Nie sądził, że w tym momencie mogłoby chodzić o coś innego niż Alvina.
      Wstał gwałtownie i zaczął się ubierać, nie wypuszczając ani kryształu, ani kamienia z dłoni. Serce waliło mu młotem, głowie pulsował tępy ból. Wybiegł na korytarz i dopadł schodów, które miały go doprowadzić jak najkrótszą drogą na parter, do Sali Wejściowej.
      Wtem zobaczył jakiś jasny kształt w oddali, jednak nie zwrócił na niego uwagi, myśląc, że to duch. Zresztą, teraz zupełnie co innego kołatało się w jego czaszce.
      Kształt jednak zbliżał się coraz bardziej i już po chwili przybrał wyraźną postać konia, który jednak szybko się rozmył, a świetliste smugi, które pozostawił zaczęły przeobrażać się w obrazy. Okropne obrazy, których nie chciał oglądać: ujrzał Alvina wijącego się w boleściach, znajomą twarz pochyloną nad nim, łzy i mnóstwo cierpienia wyzierającego z każdego elementu tych scen. Przeraził się: już wiedział, kim jest ten, który go stąd zabrał i wiedział, dlaczego. Sparaliżowany strachem stał nieruchomo, dopóki wszystko się nie rozmazało i znowu pogrążyło korytarza w zupełnej ciemności. I tylko jeden widok pozostał mu przed oczami: przedramię wytatuowane krwawym napisem.

      Usuń
    2. "...ani kryształu, ani papieru..." miało być :D

      Usuń
  122. Kiedy nareszcie dotarł do Sali Wejściowe, napotkał kolejną przeszkodę w postaci woźnego. Tym już jednak wcale się nie przejął traktując go czarem natychmiastowego snu. Wymknął się na zewnątrz, na zimne nocne podwórze, na zacinający deszcz i przenikliwy wiatr. Brnął powoli przez błotnistą drogę, oświetlając sobie grunt pod stopami różdżką. Zdawał sobie sprawę, że to potrawa mnóstwo czasu, zanim dotrze do Hogsmeade, więc planował skorzystać z pewnego bardzo ryzykowanego środka transportu. I jedynego, który przyszedł mu do głowy, warto dodać. Testrala….
    Wszystkie, pomimo okropnej pogody przechadzały się na obrzeżach terenów zamkowych: oczywiście nie mógł ich zobaczyć, ale za to istniało pewne zaklęcie pozwalające lepiej wyczuć ich obecność. Bał się. Nigdy nie miał z nimi do czynienia: cała wiedza, jaką posiadał pochodziła z książek.
    Zaciskając palce na prowizorycznej mapce i sprawdzając co chwilę, czy łańcuszek z kryształem spoczywa bezpiecznie na jego szyi podszedł w końcu do miejsca, gdzie wydało mu się, że jedna z tych tajemniczych istot się przechadza. Nabrał głośno powietrza w usta, nieśmiało dotykając miejsca, gdzie jego zdaniem powinien znajdować się grzbiet.
    ***
    Był tak oszołomiony tym, co robi, że wcale nie dotarło do niego, że oto znalazł się na miejscu, przed wielkim zapuszczonym dworem, który kiedyś już odwiedzał. Cóż, to właśnie tam zaczęła się jedna z jego przygód, której konsekwencje nadeszły dopiero teraz. Och, gdyby mógł cofnąć czas i zostawić tego faceta wtedy w spokoju! Skąd mógł wiedzieć, że… że tamten będzie chciał się na nim zemścić i że będzie chował urazę tak długo? Przecież to był brutalny światek. Nie potrafisz sobie upilnować, to tracisz.
    Tak jak się spodziewał, posiadłość była chroniona skomplikowana siatka zabezpieczającą, która jednak nie była żadną barierą, jeśli chodzi o pozamaciczne próby ingerencji. Bo komu by przyszło to do głowy w Hogsmeade, wiosce zamieszkałej przez samych czarodziejów?
    Tak więc po sforsowaniu ogrodzenia przebiegł przez cały plac, dopadając drzwi. Tam już musiał się natrudzić: szeptał mnóstwo skomplikowanych formuł drżącą ręką celując w mosiężną kołatkę, aż w końcu ustąpiła.
    ***
    I znalazł.
    Przyciszony niski głos i snop światła rozjaśniający ciemność przedsionka powiedział mu, ze tam właśnie czeka na niego Alvin. Oparł się plecami o ścianę wyczekując odpowiedniego momentu. Wiedział, że musi działać z zaskoczenia i to najszybciej, jak tylko się da. On był przecież dużo starszy, cholernie dobrze znał się na magii, o czym świadczył już sam fakt, że tak po prostu wyniósł Puchasia z zamku i nikt się o tym nie dowiedział.
    Pchnął delikatnie drzwi i znowu zamarł: te obrazy, które widział dzięki tamtemu patronusowi wydały mu się teraz jakąś rozczulającą inscenizacją, trochę nawet śmieszną w pewnym sensie. Bo dopiero teraz ujrzał prawdziwą twarz Alvina: wcale nie wykrzywioną bólem, wcale nie krzycząca i błagającą o pomoc, ale puste, sztuczne niczym maska oblicze spływające łzami cieknącymi ze szklanych, nieruchomych, jakby nic nie widzących oczu. Widział też plecy tamtego faceta, obnażone pośladki i ruchy bioder nasuwające na myśl tylko jedno skojarzenie.
    Bez chwili namysłu machnął różdżką, a jego usta automatycznie ułożyły się w słowa klątwy, która rzuciła porywaczem na sąsiednią ścianę. Rozległ się wielki łoskot, krzyk, potem przekleństwo, ale był szybszy. Wszedł do środka i stanął nad nim mrucząc czar paraliżujący. Trząsł się przy tym tak, jakby dostał ataku jakiejś choroby, myśli szalały, nic do niego nie docierało poza jego widokiem Jeszcze nigdy nie czuł takiego gniewu, takiej nienawiści. Jeszcze nigdy tak bardzo nie pragnął komuś zadać bólu, sprawić, by cierpiał, a może nawet… umarł?
    - Crucio. – wycedził przez zaciśnięte żeby.

    OdpowiedzUsuń
  123. [Och, cóż za wspaniała istota.]

    Maya

    OdpowiedzUsuń
  124. Ciemność rozdarł krzyk tamtego mężczyzny, który miotał się na podłodze z wybałuszonymi oczyma tocząc gęsta pianę z ust. Akira był bezlitosny: w tamtej chwili ten widok nie napawał go może satysfakcją, ale czuł, że robi właśnie to, co powinien. Nie pierwszy raz użył Zaklęcia Niewybaczalnego, ale za to pierwszy raz okrucieństwo wypełniło go całego, po brzegi nie zostawiając miejsca na żadne inne emocje, prócz nienawiści.
    Różdżka wibrowała leciutko w jego palcach za każdym razem, kiedy nowa fala gniewu rzucała ciałem mężczyzny o ścianę, zmuszała je do nienaturalnych wygięć i przenikała piorunującym bólem wszystkie jego członki. Wkrótce jego twarz pokryła się krwią i ropą, skóra zsiniała gwałtownie, a między spękanych ust już nie wydobywał się krzyk, ale jakiś dziwny zwierzęcy charkot. Dopiero wtedy przestał.
    Stał w bezruchu z obliczem nie wyrażającym kompletnie nic: była to pusta, straszna maska, którą zaledwie kilka chwil temu zobaczył u Alvina. Dyszał tylko ciężko, jakby własnoręcznie zadawał mu cierpienie. W końcu jednak odwrócił głowę w stronę kąta, w którym leżał zwinięty w kłębek Alvin.
    - Zabiorę cię stąd. – powiedział cicho, klękając z boku łóżka i delikatnie ściągnął z niego pościel. Potem równie delikatnie zapiął mu spodnie, jeśli je można było jeszcze tak nazywać podobnie jak większość ubrań i tak jak wtedy, kiedy powstrzymał nauczyciel astronomii okrył go własną szatą i wsunął ramiona pod jego kolana i łopatki biorąc na ręce.
    - Przepraszam, że cię zostawiłem. – szepnął nieswoim głosem podniósł go ostrożnie.
    Niósł go przez cały dom, a potem podwórze już nie zwracając uwagi na to, czy ktoś patrzy, czy jednak nie. Mógł to zrobić za pomocą magii, ale… czuł, że jest mu coś winien. Właśnie teraz.

    OdpowiedzUsuń
  125. Coś chyba wiedział. Coś chyba czuł, ale miał wyraźne problemy z odbieraniem wszelkich sygnałów ze świata. Może słyszał, może widział, ale aktualnie go tu nie było. Istniał jedynie fizycznie. Teraz tylko pytanie co dalej? Czy to był koniec? Czy tak właśnie miał wyglądać?
    Nawet nie wodził wzrokiem, kiedy realny lub też wymyślony Akira zbliżył się, pochwycił go i wziął w swoje łapki, coby go wynieść z tego parszywego miejsca raz na zawsze i zabrać od tego okrutnego człowieka. Chciał, aby to nie był sen i wierzył, że tak jest. Nie ruszał się, nic nie mówił. Był jak taka marionetka, kukiełka lub roślina, która aktualnie nie posiada własnej woli.
    Usłyszał Akirę i pomyślał, że to wszystko łącznie z tymi słowami jest tak skrajnie abstrakcyjne, że nie może być prawdą. Delikatnie podniósł drżącą łapkę i ułożył ją na piersi Kruczka, gdzie powinno być serduszko. Potem pozbawiona sił łapka opadła, a oczka przymknęły się, coby zaraz przenieść Alvina do tym razem prawdziwej krainy snów. Zasnął. Czuł się dobrze, zasypiając, bo w świecie, który miał wcześniej przed oczyma wszystko chyba skończyło się dobrze i może nawet był bezpieczny. Za chwilę jednak obudzi się i ujrzy znowu tego faceta.
    To jak koszmar. Koszmar, który tak boleśnie odmieni całe jego życie i sprawi, że nie będzie już roześmianego, ufnego i uroczego Alvina, ale chłopięcie, które przeżyło okopmy dramat i nie będzie potrafiło być takie samo, jak przed tym wszystkim. To straszna historia, ale jednak wygląda na to, że teraz wiele się zmieni. I wiele też zależy od Akiry, bo Alvin niestety ze swoją delikatnością i emocjonalnością sam nie poradzi sobie z tymi przeżyciami.

    OdpowiedzUsuń
  126. Coś chyba wiedział. Coś chyba czuł, ale miał wyraźne problemy z odbieraniem wszelkich sygnałów ze świata. Może słyszał, może widział, ale aktualnie go tu nie było. Istniał jedynie fizycznie. Teraz tylko pytanie co dalej? Czy to był koniec? Czy tak właśnie miał wyglądać?
    Nawet nie wodził wzrokiem, kiedy realny lub też wymyślony Akira zbliżył się, pochwycił go i wziął w swoje łapki, coby go wynieść z tego parszywego miejsca raz na zawsze i zabrać od tego okrutnego człowieka. Chciał, aby to nie był sen i wierzył, że tak jest. Nie ruszał się, nic nie mówił. Był jak taka marionetka, kukiełka lub roślina, która aktualnie nie posiada własnej woli.
    Usłyszał Akirę i pomyślał, że to wszystko łącznie z tymi słowami jest tak skrajnie abstrakcyjne, że nie może być prawdą. Delikatnie podniósł drżącą łapkę i ułożył ją na piersi Kruczka, gdzie powinno być serduszko. Potem pozbawiona sił łapka opadła, a oczka przymknęły się, coby zaraz przenieść Alvina do tym razem prawdziwej krainy snów. Zasnął. Czuł się dobrze, zasypiając, bo w świecie, który miał wcześniej przed oczyma wszystko chyba skończyło się dobrze i może nawet był bezpieczny. Za chwilę jednak obudzi się i ujrzy znowu tego faceta.
    To jak koszmar. Koszmar, który tak boleśnie odmieni całe jego życie i sprawi, że nie będzie już roześmianego, ufnego i uroczego Alvina, ale chłopięcie, które przeżyło okopmy dramat i nie będzie potrafiło być takie samo, jak przed tym wszystkim. To straszna historia, ale jednak wygląda na to, że teraz wiele się zmieni. I wiele też zależy od Akiry, bo Alvin niestety ze swoją delikatnością i emocjonalnością sam nie poradzi sobie z tymi przeżyciami.

    OdpowiedzUsuń
  127. Zaśnięcie Alvina w jego ramionach nie było dobrym posunięciem. Dotransportowanie go do miejsca, w którym zostawił testrala zajęło mu trochę więcej czasu, niż przypuszczał i było mniej komfortowe, niż zakładał. Niemniej jednak nie miał serca go budzić, więc w końcu za pomocą kilku zakleić wzbili się razem w powietrze.
    ***
    I zdziwił się, kiedy udało mu się dostać bezpośrednio do swojej sypialni bez zwiedzania połowy zamku. Testral okazał się nader pokojową i ugodowa istotą, toteż nie miał z tym żadnych trudności. Być może władczość Akiry podziałała również na niego?
    Ułożył chłopaka we własnym łóżku i usiadł na podłodze, zastanawiając się, co dalej. Czy powiedzieć o tym Gabrielowi, czy poinformować jego brata i tak dalej…? Tak, spokój był ważny, najlepiej nie robić zamieszania, ale jego przyjaciel pewnie umierał ze strachu, no a brat… w sumie nawet nie wiedział. Może lepiej, żeby nie wiedział?
    Zerwał z szyi łańcuszek z kamieniem i wyrzucił go przez okno patrząc, jak szybko opada i niemal natychmiast znika zielonym błyskiem w rozjaśniającej się powoli ciemności. Nie był mu już potrzebny, przecież już nie pozwoli Alvinowi zostać samym.
    Potem z powrotem usiadł na podłodze i w tej niewygodnej pozycji zapadł w kilkugodzinna przerwę, co chwile przerywaną przez słowa, które wypowiadał Puchon przez sen. Nawet może nie wypowiadał, a wręcz wykrzykiwał za każdym razem sprawiając, że Akira podskakiwał ze strachu.
    Kiedy za oknem panowała już szarówka wczesnego poranka, zawlókł się na drugie łóżko; te, na którym kiedyś spał Stephen.

    OdpowiedzUsuń
  128. W końcu się obudził, a raczej ocknął z tego dziwnego stanu na granicy jawy i snu, który nie przynosił ani odpoczynku, ani ulgi, a jedynie jakiś szczególny rodzaj otępienia, którego jedyną zaleta było to, ze odrywał w pewien sposób od rzeczywistości. Odwrócił się na plecy i spojrzał zmęczonymi oczyma w wysoki, granatowy sufit ponad swoją głową, by potem podnieść się ciężko z poscieli i spojrzeć na plączącego Alvina. To właśnie ten dźwięk go zbudził. Wstał, przetarł powieki i podszedł do niego zajmując miejsce na łóżku obok niego. Nie wiedział, co powinien teraz powiedzieć, czy zrobić, nie wiedział też, czy on w ogóle czegoś od niego oczekuje. Ponadto bał się jego reakcji, bał się tego, z czym przyjdzie się mu zderzyć bo wiedział, że na pewno nic już nie będzie wyglądało tak jak dawniej.
    Dopiero teraz jego wzrok padł na litery wycięte na jego przedramieniu i spiął się jeszcze bardziej, o ile to było możliwe. Przygryzł nerwowo wargę i zerknął przestraszony na jego twarz zakrytą przez dwie bardzo drobne dłonie przysłonięte częściowo przez włosy rozsypujące mu się na czole.
    - Ch-chciałbyś, żebym kogoś do ciebie przyprowadził? Gabriela, albo twojego brata…. Albo kogokolwiek? – zapytał nareszcie z wahaniem dźwięczącym mocno w każdym słowie, które wypowiadał.
    Teraz już nie mógł zupełnie oderwać wzroku od tego makabrycznego tatuażu jednocześnie próbował powstrzymać wszystkie myśli i obrazy nasuwające mu się przed oczy i próbujące wyjaśnić aż boleśnie oczywisty sens tych liter.
    - Co mam zrobić?
    Jakże obco brzmiało to zdanie w jego ustach! Czyż to nie on był tym, który wydawał polecenia i rozkazy i mówił wszystkim, jak mają postępować?

    OdpowiedzUsuń
  129. Akira drgnął niespokojnie, słysząc jego prośbę. No tak, ktoś musiałby się tym zająć, tyle że on nigdy nie miał do czynienia z takim czymś. Nigdy nie likwidował żadnych napisów czyjegoś ciała; zresztą, ze swojego też nie.
    Złapał go jednak delikatnie za rękę, ale Alvin mimo to odruchowo cofnął ją. Nie wiadomo, czy z bólu, czy może dlatego, że się przestraszył. Z jego ciągle spływającej łzami twarzy nie dało się nic odczytać.
    - Abolesco. – mruknął cicho, celując różdżką w krwawe literki. Przez chwilę skórę Alvina rozświetlał promień fioletowego światła, a jego blasku można było dostrzec, jak napis znika. Akira uniósł brwi zdziwiony, że podziałało, jednak po kilku sekundach wszystko ustało i ten ohydny tatuaż znowu się pojawił.
    Westchnął ciężko: no tak, to nie mogło się udać tak po prostu.
    - Evanesco. – wypowiedział więc, ale tym razem nic się nie stało.
    Chłopak wyprostował się sztywno i zacisnął żeby gorączkowo poszukując w swojej głowie jakiegoś czaru, który mógłby w końcu rozwiązać ten problem.
    - Amitettio maxima. – Alvin szarpnął dziko ręką i krzyknął, co nie było niczym dziwnym, bo zaklęcie, którego użył było jednym z tych typowo medycznych, które powodowały dotkliwy ból; Akira jednak szybko go pochwycił i spojrzał na skórę: napis wydawał się zblednąć.
    - Wygląda na to, że jeśli chcemy to usunąć, to będę musiał co najmniej kilka razy jeszcze tego użyć, zanim zadziała. – powiedział – I to będzie bolało. Bardzo. - dodał po chwili nie patrząc w ogóle na niego. Spuścił głowę, zacisnął powieki i jakby skulił się w sobie. Och, tak bardzo chciał go o to zapytać, ale… czy…. Powinien? Czy to ma jakikolwiek większy sens? A jeśli jest już za późno….?
    - Czy on… czy on zdążył cię skrzywdzić, zanim… zanim przyszedłem? – wydusił w końcu, zasłaniając twarz dłonią.

    OdpowiedzUsuń

  130. Wcale nie umniejszał tego, co Alvin przeżył. I wiedział, że cierpiał, cierpi i pewnie jeszcze przez jakiś czas będzie cierpiał. Bo po takich ranach na duszy zawsze zostają blizny. Jak dziury po gwoździach w płocie - można je wyjąć, ale one i tak tam będą. Już na zawsze. Nic nie jest takie, jakim było na początku.
    - Wiem. – odpowiedział tylko, usiłując nie patrzeć na to, co miał przed oczami. Mimo wszystko zdawał sobie sprawę, że ze śladami po Cruciatusie sobie poradzi, bo one akurat nie były niczym trudnym do zamaskowania. I paradoksalnie to było jeszcze gorsze, bo z łatwością można usunąć ślady swojego postępowania i dopiero seria specjalnych badan ujawniłaby, że klątwa w ogóle została użyta.
    Objął go mocno, tuląc się policzkiem do okaleczonej szyi i splatając palce na pokrytych strupami plecach. Zawładnęło nim dziwne uczucie: nie znał go i na pewno nie było to przyjemne doznanie, choć owo uczucie mieszało się z jakąś ulgą, że już go ma przy sobie i że teraz na pewno nikt mu go nie zabierze. Bo Akira poprzedniego dnia złożył cichy ślub, że nie pozwoli mu odejść, nie pozwoli mu paść ofiarą kogokolwiek i że ze wszystkich sił będzie się starał go chronić. Ponieważ Alvin należał do niego i nikt inny prócz Akiry nie mógł istnieć w t e n s p o s ó b w jego życiu.
    - Ze wszystkiego cię wyleczę. To będzie trudne, ale wiem, że potrafię to zrobić. Musisz tylko… musisz mi tylko wybaczyć, że nie byłem szybszy. I że… zemsta tamtego człowieka odbiła się na tobie, choć była skierowana we mnie.
    Och tak, dopiero teraz otwarcie przyznał się do tego przed samym sobą. Pierwszy raz wżyciu uznał, ze coś jest jego winą i pierwszy raz w życiu poznał, co to są wyrzuty sumienia. Palące, wstrząsające wnętrznościami, nieznośne głosy ciągle przypominające mu o tym, co zrobił.
    Oderwał się od niego gwałtownie, wstał i podszedł do okna błądząc zamglonym wzrokiem po zaśnieżonych błoniach. Jakoś nie potrafił w to wszystko uwierzyć, że takie rzeczy po prostu dzieją się wokół niego, a on jest jakby biernym obserwatorem, lub raczej marionetką zdaną na łaskę i niełaskę okoliczności.

    OdpowiedzUsuń

  131. Demonstracyjnie odwrócił od niego twarz i próbował wcale nie słyszeć jego słów. Nie chciał ich słuchać, a jak na złość wydawały się wręcz boleśnie wwiercać się w jego mózg jasno i dobitnie stanowiąc sobą znaczenie tego, co chodziło po głowie Alvina.
    Deklaracje go przerażały: zawsze czuł, że właśnie w takich momentach powinien coś mówić, a nigdy nie wiedział właściwie, co to by mogło być, pomijając już fakt, że wcale nie miał na to ochoty i bronił się przed tym ze wszystkich sił.
    - To nie jest już ważne, Alvin. – stwierdził głucho, skupiając spojrzenie na deszczowych kroplach ścigających się po szybie. Robił to tak intensywnie, jakby od tego zależało jego życie. Byleby tylko nie zerknąć na niego i nie usłyszeć znowu czegoś, czego… w gruncie rzeczy się bał.
    - Bo zdążyłem. – ciągnął dalej, po dłuższej chwili piętnującego milczenia, jakie zapadło w dormitorium – Zawsze zdążę.
    Tego akurat nie zamierzał wypowiadać głośno, ale słowa te wymknęły mu się spomiędzy warg, zanim zdążył się zastanowić, co też takiego chce zrobić. Być może stało się tak dlatego, że pragnął utwierdzić sam siebie w tym przekonaniu, przypieczętować jakąś prawdę i tak dalej: wszystko z rozpaczliwego pragnienia zapanowania nad tym wszystkim.
    Wziął kilka głębokich oddechów i wyparł to wszystko do najdalszego końca świadomości, uspokajając się nieco. Dopiero wtedy podszedł do łóżka, na którym leżał chłopak i usiadł tuz obok wezgłowia.
    - Pewnie jesteś głodny, lub chce ci się pić. Mam ci coś przynieść? Pewnie też jesteś zmęczony, wiec przyniosę ci jakieś ubrania na zmianę i… zrobisz jakąś toaletę przed snem. Jak wypoczniesz, zawołam tutaj Gabriela. – oświadczył tonem nie znoszącym sprzeciwu.
    A potem spojrzał na jego twarz i coś w nim pękło. Odruchowo pogłaskał go dłonią po czole w niezwykle troskliwym geście, by potem ująć nią jego policzek.
    - Nie bój się, Alvin. Nie bój się, że się tobą teraz brzydzę, albo bym się brzydził, gdyby on ci to zrobił. Naprawdę. – powiedział jakimś łamiącym się głosem i szybko cofnął rękę czując plamy gorąca wpełzające mu na policzki. Jakby należało się tego wstydzić.

    Akira

    OdpowiedzUsuń
  132. Na słowa „mój bohater” automatycznie wysłał swój mózg w inny wymiar, żeby przypadkiem nie zarządził on o totalnym zawstydzeniu malującym się czerwona falą od czubka włosów, aż po pięty.
    Kiwnął sztywno głową, wyprostował się i zaczął grzebać w swoim kufrze, szukając czegoś odpowiedniego dla niego. Właściwie nie mógł popisać się jakimś niezwykle bogatym asortymentem ubrań, bo nie przywiązywał do tego kompletnie wagi, ale w sumie nie miało to aż tak wielkiego znaczenia…. No, pomijając już fakt, że ta prośba zabrzmiała najpierw w uszach Akiry tak, że chciał się po prostu rozebrać i oddać mu swoje ciuchy, co w ogóle było przejawem jego totalnej głupoty i bezradności w obliczu tej sytuacji, która mieszała mu w głowie i czyniła go… śmiesznym.
    - Możesz ubrać to. – podał mu w końcu jedną ze swoich bluzek i jakieś najmniejsze spodnie, a sam podrapał się czubkami palców po skroni, wpatrując się przed siebie – Okej, to pójdę do skrzatów, żeby coś tam ci zrobiły. – zdecydował i wypadł jak rakieta z pokoju, modląc się w duchu o to, by nikogo nie spotkać. A już w szczególności Gabriela.
    Tak, jak obiecywał skoczył do kuchni i zabrał nie tylko czekoladę, ale i sok dyniowy, i zwykłą wodę, i jakieś przekąski, którymi został hojnie obdarowany, ale najpierw zbiegł do lochów, poszukując gabinetu profesora eliksirów. Wiedział, że o tej porze będzie raczej pusty, więc obawa o zostanie przyłapanym była jakaś mniej straszna, pomijając fakt, że do składu tych wszystkich cudnych substancji na szczęście istniało osobne wejście od zewnątrz. Parę chwil zajęło mu przeszukanie najwyższych półek, ale w końcu dotarł do buteleczki, której szukał. Skrzywił się jednak, widząc znikomą jej zawartość: zaledwie denko przykryte cieniutką warstwą gęstego ciemnozielonego płynu – trudno, musi wystarczyć. – pomyślał i czym prędzej opuścił lochy.
    Kiedy już cały plan był wykonany, znowu znalazł się w Wieży Zachodniej, na której schodach odpoczął chwilę, by Alvin przypadkiem nie pomyślał, że tak bardzo się śpieszył. I to jeszcze dla n i e g o.
    - Mam wszystko. – zakomunikował od progu swojego dormitorium spostrzegłszy, że chłopak nie śpi. Powyjmował wszystko z kieszeni i zakończył działanie zaklęcia pomniejszającego stawiając wiktuały na małej szafce obok łóżka.

    Akira

    OdpowiedzUsuń

  133. Pokręcił głową.
    - Nic szczególnego. – odparł krótko i schował flakonik do kieszeni. Nie miał zamiaru go wtajemniczać w to wszystko: stwierdził, że najlepiej będzie, jeśli teraz trochę odpocznie, bo potem będzie musiał znowu stawić czoła wszystkim problemom, które przyniosła ze sobą ta sytuacja.
    Nie ruszył nic z tego, co przyniósł, nawet specjalnie nie skupiał się na jego słowach: nie był ani głodny, ani w ogóle nie miał w głowie żadnych przyziemnych rzeczy typu jedzenie właśnie.
    - Myślę, że powiem Gabrielowi o tym, że już jesteś. Pewnie chciałby cię zobaczyć. – stwierdził po dłuższej chwili – a jutro musisz normalnie iść na lekcje, masz chyba krócej… wszyscy mają. – przypomniało mu się, kiedy pamięcią sięgnął do tablicy ogłoszeń, którą mijał przy okazji swojej wycieczki – Inaczej już na pewno będziesz miał problemy. A założę się, że nie chcesz o tym opowiadać. – westchnął i oparł się policzkiem o chłodną ścianę – Chciałbym też, żebyś poszedł ze mną jutro do Hogsmeade. – dodał na koniec.
    Tak, to było miejsce, z którego niedawno musiał go zabierać. Ale przecież Alvin o tym nie wiedział, no i ta wioska nie składała się z jednego okropnego domu. Miał zamiar jakoś go rozerwać, porobić mnóstwo jakichś niezobowiązujących rzeczy sprawiających mu przyjemność, żeby jakoś tak potem było… łatwiej mu to znieść. Nie trzeba było przecież tak od razu się ze wszystkim szarpać i rozdrapywać ran, które nawet nie zdążą się zagoić, prawda?
    Odwrócił głowę w jego kierunku, spoglądając, jak chłopak pałaszuje to, co mu przyniósł.
    - Musisz zjeść wszystko. – powiedział tak, jakby to była najważniejsza rzecz na świecie – Nie chcę, żeby mi się to walało po dormitorium.

    Akira

    OdpowiedzUsuń
  134. Wątpił, że po tym, co mu Akira zafundował tamten facet chciałby jeszcze w jakikolwiek sposób dokuczyć Alvinowi. „Dokuczyć.” Cóż za nieadekwatne słowo. W każdym razie, gdyby po raz kolejny zapłonęła w nim chęć zemsty nie tłumiona nawet przez zakosztowanie smaku Cruciatusa, to był raczej zdania, że tym razem będzie chciał to rozwiązać z nim osobiście. I cieszył się nawet na myśl o podobnym spotkaniu z tamtym gościem – mimo, że był trudnym przeciwnikiem, chciał się z nim rozprawić ostatecznie. Czymkolwiek to „ostatecznie” miałoby być.
    - Obiecuję. – mruknął machinalnie – Nie bój się, tym razem nie będziesz sam.
    ”Już nigdy nie będziesz.” - dokończył w myślach i poklepał go tak jakoś nieśmiało po tych szczupłych ramionkach.
    - W Hogsmeade? Tak właściwie chciałem się zdać na ciebie. Nie wiem, możemy gdzieś po prostu posiedzieć. Pewnie chciałbyś odwiedzić księgarnię, zaopatrzyć się w nowy zapas słodyczy i takie tam… nie musimy robić nic konkretnego: możemy pospacerować… - wymieniał – możemy właściwie co tylko sobie chcesz. – wyjaśnił mu i wstał – Zaraz wrócę. – oznajmił i nim chłopak zdążył cokolwiek powiedzieć, już zniknął za drzwiami.
    Dojście do Wieży Gryfonów zajęło mu dłuższą chwilę, ale w końcu zatrzymał się przed tym okropnym portretem i zaczepił jakiegoś pierwszaka, by zawołal Gabriela. Wydawało mu się, że właśnie tam go znajdzie – chociaż może dalej tkwił w bibliotece i szukał jakiegoś sposobu…?
    W końcu jednak wyszedł do niego: strasznie blady, z wielkimi fioletowymi kręgami pod oczyma i jakimiś dziwnie wyostrzonymi rysami, jakby gwałtownie schudł, a to przecież nie było możliwe: nie minęło aż tyle czasu od porwania.
    - Znalazłem Alvina. – powiedział mu, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem – Jest w moim dormitorium. Bardzo zmęczony, bardzo przestraszony i tak dalej. I nie, nie będę ci odpowiadał na żadne pytania. – dodał szybko, kiedy chłopak otwierał już usta, by cos powiedzieć – On sam ci powie. Tyle, ile będzie uważał za stosowne. – i odwrócił się na piecie po chwili słysząc za sobą szybki stukot kroków Gabriela.

    Akira

    OdpowiedzUsuń
  135. Natomiast Akira patrzył na tę scenkę… niemalże ze spokojem, jeśli ktoś dał się nabrać na sztucznie wygładzony wyraz twarzy i zaciskające się ukradkowo usta. Znalazł sobie dogodne miejsce przy oknie i spod półprzymkniętych powiek obserwował to wszystko, jakby w każdej chwili był gotów tam doskoczyć i odpowiednio zareagować w obliczu czegoś, co mogło mu się nie spodobać. A nie podobało mu się wszystko: zakleszczające się wokół brzucha Alvina ręce, szczebiotliwy głos pełen troski i to spojrzenie. Och tak, ono było najgorsze.
    Sam dziwił się sobie, że jeszcze przed chwilą chciał im zaproponować, że na chwilę wyjdzie, by mogli porozmawiać. Teraz, jakkolwiek nie na miejscu to by było, postanowił zostać za wszelką cenę i pod żadnym pozorem nie zostawić ich samych. Bo gdyby tak Gabrielowi przyszło coś wysoce nieodpowiedniego do głowy…. Nieistotne. Wsparł sztywno głowę na parapecie i udawał, że podziwia widok za oknem od czasu do czasu zerkając tylko kątem oka na nich. Tak naprawdę zezował cały czas.
    W swej wspaniałomyślności pozwolił im na jeszcze kilka ugrzecznionych zdań: cieszył się, że głos Alvina brzmiał tak strasznie obco, kiedy zwracał się do swojego przyjaciela. Co prawda, Gabriel nie wydawał się tego zauważać, ale jemu, Akirze, to w zupełności wystarczało.
    - Myślę, że Alvin powinien odpocząć. – zakomunikował w końcu, patrząc na Gryfona. A wydawało się, że oczy Krukona stały się dwiema czarnymi kostkami lodu osadzonymi w oczodołach – Możesz tu przychodzić, kiedy ci się zachce, pod warunkiem, że ja tu też tu będę. – dodał bardzo stanowczo – Dopóki nie wydobrzeje na tyle, by wrócić do swojego pokoju.
    Twarz Gabriela stężała: widział, że absolutnie mu się to wszystko nie podoba, ale też wszczynanie sporu w obliczu tego, co przeszedł jego przyjaciel nie leżało w jego naturze. Otworzył więc tylko szybko usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zaraz je zamknął i pokiwał podbródkiem na te wszystkie słowa.
    - I z łaski swojej, poinformuj jego współlokatora, żeby nie zadawał idiotycznych pytań. To leży w interesie nas trojga. Tyle możesz zrobić, prawda?
    Och tak, to byłą wyraźna aluzja do tego, że to on właśnie znalazł Alvina
    I się uśmiechnął.
    Po prostu nie mógł się powstrzymać, kiedy widział w nim wyraźną chęć buntu, gniew, który zapłoną w nim żywo i zazdrość; i kiedy wiedział, że po prostu nie może mu się sprzeciwić.
    Wkrótce opuścił pokój, żegnając się już jakby mniej czule z chłopakiem.


    Akira

    OdpowiedzUsuń
  136. Nie zaprotestował, kiedy Alvin wtulił się w niego. Nie miał ani siły, ani ochoty na takie zachowanie, toteż zaniechał czegokolwiek.
    I on także nad tym myślał. Co będzie potem….
    I miał plan.
    Gdyby tak zostać nauczycielem? Przecież w gruncie rzeczy zbytnio go nie obchodziła przyszłość: miał tylko zostać kimś wielkim, szanowanym i potężnym. I wiedział, że to osiągnie zostając nawet…. No, zostając kimkolwiek. Bynajmniej nie przemawiała przez niego chęć dzielenia się swoimi talentami, czy inne tego typu bzdury, oj nie. To nie dla Akiry….
    Oczywiście romans miedzy uczniem, a nauczycielem byłby wysoce niewskazany. Ach, po co się tym przejmować…i… Kto jednak wie, czy to się nie skończy niedługo…? Wzdrygnął się. Nie, nie może. Nie dopuści do tego. Nigdy.
    Jego rozmyślania przerwały kolejne słowa chłopaka, które dosłownie zmroziły mu krew w żyłach. Automatycznie odsunął się od niego i spojrzał spode łba.
    - Po co mi to mówisz? – fuknął – Dlaczego ty jesteś taki beztroski? Dlaczego nie pomyślisz, że po prostu uzależniłem cię od siebie, albo to zwykła wdzięczność?! Skąd ty to wszystko wiesz, co? I dlaczego mnie tym obarczasz?
    To nie gniew przez niego przemawiał. A znowu zwyczajny strach. Strach, że on zauważy. Że pomyśli, że mu mogłoby na nim zależeć. Że… on to odkryje. A wtedy Akira stanie się kompletnie nagi, bezbronny wobec samego siebie, przeciwnika nie do pokonania.
    - Nie wiem, co ty chcesz osiągnąć, ale nie uda ci się. – szepnął – Nie uda.

    OdpowiedzUsuń
  137. Wbił wzrok gdzieś przed siebie i starał się wcale nie słuchać tego, co Alvin do niego mówi. Ach, zauważył, że ostatnimi czasy naprawdę zbyt często mu się to zdarza. Zbyt często musi zmuszać się do ignorowania, a kiedyś przecież czynił to z taką łatwością.
    Zarzut odnośnie domniemanej chęci wypłynięcia na Akirę brał się u Krukona tylko i wyłącznie z tego faktu, że przecież przez całe życie uprawiał z ludźmi wszelkiego rodzaju gry psychologiczne i podchody, a teraz czuł, jakby właśnie ktoś chciał zastosować jeden chwytów na nim. By mu uległ, stał się kompletnie bezbronny, słaby dzięki nowym nieznanym mu uczuciom, które w jego mniemaniu mogły mu przynieść tylko i wyłącznie kłopoty, bo osłabiały siłę intelektu, który już od dawna nakazywał mu zerwać z nim tę znajomość i już od dawna ponosił na tym polu porażkę w starciu z jakąś obcą ogromną siłą.
    - Nie chcę tego słuchać. – warknął końcu i pośpiesznie zarzucił na ramiona szkolną szatę – Idź do Gabriela, ja wychodzę.
    Chciał jeszcze dodać, że wróci bardzo późno i jeżeli Alvin ma takie życzenie, to w ogóle może tam zostać na noc, albo nawet na całą wieczność; Akirze przecież to nie będzie przeszkadzało, ponieważ on go w ogóle nie obchodzi. Na te myśli uśmiechnął się krzywo pod nosem i opuścił dormitorium podążając w bliżej nieokreślonym kierunku. Ręce mu drżały, nie mógł się na niczym skupić, bo w głowie wciąż huczało mu to upiorne „kocham cię” wypowiadane tym uroczym głosikiem, a niewinna anielska twarzyczka wciąż i wciąż stawała mu przed oczami nieznośnie przypominając mu o wszystkim, co dzisiaj usłyszał i o tym, co sam czuł.

    OdpowiedzUsuń
  138. Wrócił nocą, kiedy zimowe słońce już dawno schowało się za widnokręgiem, a praktycznie cały zamek zapadł w twardy sen. Tylko nieliczni nauczyciele i woźny przemierzali korytarze i to właśnie tych Akira musiał unikać próbując się dostać do Wieży Zachodniej.
    Gdzie był prawie cały dzień? Cóż, wiele miejsc odwiedził. Przede wszystkim bibliotekę, w której jednak nie siedział zbyt długo. Potem kilka godzin spędził na błoniach obserwując tych wszystkich głupiutkich ludzi jak rzucają się śniegiem, jeżdżą na łyżwach po jeziorze, albo robią masę innych rzeczy, w których nie widział najmniejszego sensu. Kiedy porządnie zmarzł, wybrał się do Zakazanego Lasu i spacerował po nim przez dłuższy czas. Wraz z zapadającą ciemnością wrócił do szkoły i zaszył się w jakiejś pustej klasie.
    Cały czas myślał o nim. Już nie tylko o tych słowach, ale o nim. Ciekaw był, czy Alvin w ogóle zrobił to, co mu kazał. Tak właśnie nazywał to w myślach: to, co mu kazał, a nie „poszedł do Gabriela”. W jego uszach to imię brzmiało jak najgorsza klątwa – właściwie nie wiedział dokładnie, dlaczego. Jeszcze do niedawna traktował go sobie jako niegroźnego debila, którego jedyną zaletą jest siła fizyczna, ale teraz jego podejście do tego chłopaka zmieniło się. Dokładnie w tym momencie, w którym zaczęło mu… zależeć na Alvinie. Wiedział, że znają się od bardzo dawna, że się przyjaźnią, że on go traktuje zupełnie inaczej, niż Akira…. No i logicznym było, że tamten w końcu musi do niego wrócić. A wtedy Akira zostanie sam.
    Cóż za ironia: przecież tak bardzo kiedyś to cenił! Istniał tylko dla siebie i tylko sobą się interesował, był niezależny, tworzył małą autonomię w tym świecie wmawiającym wszystkim, że każdy kogoś potrzebuje. Krukon odczuwał wyższość – on nie potrzebował nikogo.
    Z bijącym szybko sercem uchylił drzwi dormitorium. Jak wielką ulgę poczuł, kiedy usłyszał czyjś oddech. A więc jednak został.
    Niepewnie wsunął się do środka i zaczął się rozbierać, nie rozpraszając ciemności światłem różdżki, ani niczym tych rzeczy.
    - Spisz? – rzucił tylko.

    OdpowiedzUsuń
  139. Och, przynajmniej wrócił. A może… może wcale nie wychodził? Tak bardzo go kusiło, by spytać chłopaka, co robił przez ten czas, kiedy go nie było, ale wiedział, że nie może tego zrobić. Zresztą, to zimne i obojętne „tak” było wystarczająco brutalną odpowiedzią, toteż przez dłuższy czas się nie odzywał składając w milczeniu ubrania na kształt pedantycznie równych kostek. Nigdy tego nie robił, ale czuł niezwykle paląca potrzebę zajęcia sobie czymś czasu i odwlekania jak najdłużej tej chwili, w której położy się na tamtym łóżku i będzie długo, bardzo długo czekał na sen znowu mecząc się z tymi myślami rozpaczliwie uciekając spojrzeniem od sylwetki chłopaka.
    W końcu machinalnie podszedł do niego z zamiarem wygłoszenia jakiegoś monologu, który utknął mu w połowie gardła, zanim zdążył wydobyć się na świat. W gruncie rzeczy w zamyśle, a raczej w jego braku był to tylko zwykły potok nic nie znaczących wyrazów, które tak naprawdę niczego by nie wniosły, a stanowiłyby sobą tylko sposób do zapełnienia pauz miedzy kolejnymi oddechami. Stał tak przez dłuższą chwilę w bezruchu i westchnął. Właśnie zrozumiał, że przegrał z samy sobą.
    Złapał za brzeg kołdry i wszedł pod nią, niemal natychmiast przywierając całym sobą do pleców chłopaka. Potem objął go w pasie: z początku jakby z wahaniem, ale potem jego uścisk stał się pewny.
    - Posuń się. Mam mało miejsca i jest mi zimno. – mruknął mu do ucha, jakby to miało być usprawiedliwienie dla tego, co robił.
    Czuł, jak Alvin się spina, ale nie odsunął się.
    - Słyszysz w ogóle, co ja do ciebie mówię?

    OdpowiedzUsuń
  140. - Przestań. – warknął.
    Nie podobało mu się to, co słyszy. Czyżby Alvin zarzucał mu, że jest tchórzem?!, Dlaczego on wymaga od niego takich rzeczy? Dlaczego oczekuje od niego czegoś, czego Akira tak bardzo się boi?!
    - Niby co miałem zrobić? Powiesz mi, na co liczyłeś, co? Może ty sobie wyobrażałeś, że rzucę ci się na ramiona i pogłaszczę po głowie ślubując miłość do grobowej deski? Przecież niczego ci nie zabraniam. – zdecydowanym ruchem odwrócił jego twarz ku swojej – Słyszysz? Niczego ci nie zabraniam. – powtórzył – Nie chcę tylko być zmuszanym do czegokolwiek. Myślisz, że mi jest łatwo? Myślisz, że ostatnio to tylko ty miałeś problemy? Myślisz, że w ogóle mi nie zależy, a wszystko, co zrobiłem przyszło mi z dziecinną łatwością? – pytał dalej, nachylając się nad nim – Otóż wyobraź sobie, że jakkolwiek jestem z tego faktu niezadowolony, tak dokładnie tak samo jak ty jestem człowiekiem. Nie jestem ani niezniszczalny, ani nieśmiertelny, ani nic z tych rzeczy i czasem po prostu nie potrafię postąpić inaczej. Zrozum to, albo mnie zostaw, jak tak bardzo ci to przeszkadza. Droga wolna. – westchnął – Zresztą, jestem pewien, że Gabriel przyjmie cię z otwartymi ramionami.
    Tego ostatniego nie chciał powiedzieć, ale wymknęło mu się z ust, zanim zdążył się powstrzymać.

    OdpowiedzUsuń
  141. Żałował tego, co mu powiedział. Żałował że nie potraktował go gorzej, że nie skrzywdził go bardziej i nie zakończył tego wszystkiego. Przez chwilę leżał w pościeli wpatrując się w sklepienie, a potem nakrył sobie dłońmi twarz. Teraz po prostu zawstydził się samego siebie, swojego dziecinnego postępowania i w ogóle wszystkiego, co się z nim działo. Czuł, jakby to wymykało mu się spod kontroli, jakby jakaś część jego wnętrza zaczynała żyć osobnym życiem, na które w ogóle nie miał wpływu i nad którym nie mógł zapanować.
    Zerwał się z łóżka, i zaczął się w pośpiechu ubierać. Nie, nie mógł przecież tego tak po prostu zostawić. Nie pozwoli się tak traktować…!
    Wybiegł więc za nim z zabójcza prędkością wielkimi susami przeskakując poszczególne stopnie. Skręcił w korytarz prowadzący do Wieży Gryffindoru i po kilkunastu minutach intensywnego wysiłku, znalazł się w końcu przed znajomym portretem. Serce biło mu jak oszalałe, ale nie z powodu biegu: czyżby Avin zdążył wejść?! Przecież Akira nie znał hasła: jak na złość zapomniał je, kiedy tylko ostatnim razem jakiś pierwszak mu je podał.
    Oparł się czołem o zimny mur oddychając ciężko, a chwilę potem rozejrzał się gorączkowo po pustym korytarzu. Dopiero po chwil zauważył małe światełko zbliżające się jego kierunku: to musiał być on! A więc zdążył! Nie czekając, zdobył się jeszcze na kilka szybkich kroków i rozpoznał drobną postać Alvina trzymającego zapaloną różdżkę.
    - Nie waż się uciekać… - powiedział trochę ostrzej, niż zamierzał i szybko złapał go za rękę prawie brutalnie zaciskając palce wokół jego nadgarstka i przyciągając do siebie. On znowu płakał.
    - Przestań, słyszysz?! Przestań! – potrząsnął nim wbijając spojrzenie w jego zaszklone oczy. W tamtym momencie nie myślał racjonalnie. Właściwie w ogóle przestał myśleć.
    – Czy ty nie rozumiesz, że szaleję z zazdrości za każdym razem, kiedy on na ciebie chociaż spojrzy?! Czy ty nie rozumiesz, że krew mnie zalewa na samą myśl o tym, że ktoś mógłby mi cię odebrać?! Jak ja mam się normalnie zachowywać, kiedy żyję w ciągłym poczuciu strachu, że znowu cię nie będzie?! Jak?! Wytłumacz mi, jak się powinni zachowywać zakochani szaleńcy tacy jak ja! – krzyknął.

    OdpowiedzUsuń
  142. Znowu się zawstydził. Zawstydził się chyba najbardziej w swoim życiu, ale jednocześnie nie towarzyszyło temu uczuciu chęć zapadnięcia się pod siebie: tak właściwie w ogóle nie wiedział, co czuje, więc jedyną reakcją na ten pocałunek było pogłębienie go. I wtedy stało się coś niezwykłego: całe to zażenowanie zniknęło i ustąpiło miejsca doznaniu uwolnienia się spod ciężaru. Poczuł się wolny, chociaż kompletnie bezbronny: przestał walczyć.
    Wplótł więc swoje długie blade palce w jego włosy i przycisnął bardziej do siebie, a potem wtulił się w niego wdychając jego zapach. Cieszył się, że nie usłyszał od niego niczego więcej, cieszył się, że po prostu mu się nie wyrwał. Cieszył się, że jest.
    - Chodź. – powiedział cicho i znowu złapał go za rękę – Za chwilę ktoś tutaj przyjdzie i dostaniemy szlaban. Ja nie mam nerwów do czyszczenia pucharów, albo do grzebania w gumochłonach. Wiem, że ty pewnie lubisz takie rzeczy, ale cóż… może innym razem. – uśmiechnął się i pociągnął go za sobą.
    Teraz już wszystko było jasne.
    Przemierzali w milczeniu opustoszałe korytarze, do momentu w którym Akira się zatrzymał przed pusta ścianą na siódmym piętrze. Po pytającej minie chłopaka domyślił się, że nie wie, co to za miejsce. A może wie, tylko udaje?
    - Byłeś tu kiedyś?

    OdpowiedzUsuń
  143. - Nie? – zdziwił się – Kiedyś to było bardziej tajemnicze miejsce. Teraz o nim wiedzą wszyscy. – powiedział jakby z pewną nostalgią w głosie. Jego tez tutaj kiedyś ktoś przyprowadził i pokazał, jakie cuda skrywa w sobie to pomieszczenie.
    - To Pokój Życzeń. Pokój, w którym spełniają się wszystkie marzenia. – wyjaśnił – No, prawie wszystkie. – poprawił i uśmiechnął się, nie wypuszczając jego dłoni ze swojej. Usiadł na puszystym dywanie przed kominkiem i poklepał przy tym miejsce obok siebie ciągnąc go lekko, by chłopak spoczął przy nim. Dopiero wtedy zauważył, że jest bosy.
    - Dlaczego nie zabrałeś butów? – spytał, ale zaraz pokręcił szybko głową. W sumie nie musiał wiedzieć. Pewnie było mu bardzo zimno, kiedy chodził po tych kamiennych posadzkach i to w środku grudnia. Pewnie też wcale nie to było mu w głowie, kiedy wychodził z dormitorium. Akira dziwił się, że Puchaś mógł uwierzyć w jego słowa o Gabrielu, że uwierzył, że on chce naprawdę wepchnąć go w jego ramiona.
    - Alvin – zaczął trochę innym, jakby nieco poważniejszym tonem – Musisz mi wybaczyć to, że taki jestem. Wiem, że nie potrafię się zmienić i tak już musi zostać. Jeszcze wiele razy cię skrzywdzę, jeszcze wiele razy zachowam się tak, że nie będziesz w stanie uwierzyć, że do czegoś takiego w ogóle można się posunąć. Musisz być na to przygotowany, albo… po prostu odejść. – to ostatnie dodał z trudem, jakby zawahał się odrobinę. A potem zamilkł na dłuższą chwilę, wcale nie oczekując od niego, że będzie się w tych kwestiach wypowiadał.
    Wyciągnął się na dywanie i położył głowę na udach chłopaka. Obserwował jego twarz przez jakiś czas, palcami wodząc po jego policzku, na który padał złoty blask ognia buzującego wesoło w palenisku.
    - Teraz jednak jesteśmy tutaj – odezwał się – Więc czego pragniesz, Alvin?

    OdpowiedzUsuń
  144. Już miał mu mówić, że wcale niczego od niego nie oczekuje, że to zbyteczne, że Akira…. Zrozumiał o wiele więcej rzeczy, niż mogłoby się wydawać, ale nim zdążył to zrobić, jego usta zetknęły się z alginowymi i już nic więcej nie było potrzebne. I poczuł, jakby ten pocałunek był ich pierwszym, jakby naprawdę dopiero się poznali, a magia chwili jeszcze nigdy nie była tak silna jak teraz.
    Ujął policzek mocniej i podniósł się na łokciach gestem zmuszając go, by położył się wygodnie. Ciągle nie przestawał go całować, jak gdyby odsunięcie się od niego było najgorszą rzecz, jaka mogłaby ich dwoje spotkać.
    To było takie dziwne, że to, czego obawiał się najbardziej na świecie w końcu się stało, a przy tym nie postrzegał już tego jako największej klęski w swoim życiu. Owszem, w pewnym sensie nadal to było dla niego porażką, ale jakże słodki był jej smak!
    Pochylił się nad nim nisko i podniósł jego głowę wsuwając przy tym rękę pod niego i obejmując go mocno. Wargi Akiry zbłądziły niżej na kark chłopaka, zamknął oczy. Nie chciał teraz widzieć tych wszystkich siniaków i zadrapań, nie chciał przypominać sobie teraz wszystkiego, co przeszli, nie chciał myśleć o tym, że w pewnym ułamku była to właśnie jego wina. Pragnął tylko zapomnienia się w tej atmosferze, w tym, że wszystko wreszcie jest takie, jakie powinno być.
    Zdjął mu te cienka koszulkę, w której pewnie porządnie przemarzł na korytarzu. Teraz jednak żadne odzienie nie było mu potrzebne, kiedy byli tutaj razem przy kominku, którego ciepło było niczym w porównaniu z gorącem ich serc.
    Położył się obok niego i przekręcił ich tak, by chłopak leżał na nim. Uwięził go w swoich ramionach i odgarnął mu włosy z twarzy obcałowując ją całą nieśpiesznie.
    - Będę cię kochał, Alvin. – szepnął tylko.

    OdpowiedzUsuń
  145. Pocałował go krótko w czoło, rozkoszując się czułością dotyku chłopaka. Podobała mu się ta skrajna niepewność i nieśmiałość w jego postępowaniu, ale najpiękniejszy był ten błysk ciekowości w jego oczach, chęć odkrycia tej najbardziej fizycznej części miłości.
    - Cieszę się więc. – odparł tylko i delikatnie obrócił się z nim znowu, tak, żeby Alvin wylądował na dole – Musisz mi też ufać. Najbardziej na świecie. – szepnął mu do ucha i znowu jego dłonie powędrowały w leniwej wycieczce po skórze jego szyi i torsie pozwalając sobie na coraz bardziej intensywny dotyk niespokojnych palców. Nogi chłopaka skrzyżowały się mocniej wokół jego pasa; ręką zaczepił o pasek spodni powoli zsuwając z nóg Alvina materiał Wciąż głaszcząc jego uda nie zaprzestawał swoich pocałunków, które stały się coraz bardziej zachłanne. A im czerwieńsze stawały się policzki Puchona, tym chętniej poddawał się temu wszystkiemu chciwie wdychając słodki zapach chłopaka. Wkrótce już pomarańczowo-złote światło łagodnie objęło całe nagie ciało Alvina, a Akira właśnie badał językiem coraz niższe jego partie krążąc jego wilgotną końcówką niebezpiecznie blisko pachwin. Wyraźnie czuł, jak pod wpływem tych pieszczot cienka i wrażliwa skóra staje się szorstka; przymrużył oczy, obserwując ruch dłoni chłopaka, która powoli zaciskała się i rozluźniała drżąc przy tym lekko, kiedy tylko język Akiry przekraczał te najbardziej intymne granice drażniąc jego męskość. Ach, on był tak cudownie bierny, wciąż skrępowany, jakby nadal się go wstydził.
    Usłyszawszy jego cichutkie westchnięcie podniósł się odrobinę i zdjął własne spodnie wraz z bielizną nie troszcząc się zbytnio o ich los i przywarł na nowo do jego ciepłego ciała mrucząc z zadowoleniem.

    OdpowiedzUsuń

  146. Wyciągnął się z Alvinem siedzącym mu w pasie i poruszył lekko biodrami, patrząc na niego wyzywająco. Potem uśmiechnął się lekko, słysząc jak powietrze ze świstem wydobywa się spomiędzy zaciśniętych zębów i złapał go za tył głowy, przyciągając do swoich ust. Chwilę go całował, a właściwie kąsał, ssał i przygryzał jego wargi, dopóki nie poczuł metalicznego smaku krwi na języku, po czym odsunął się na moment i zajrzał mu głęboko w te błyszczące oczy.
    - Och wybacz, ale w tej chwili trochę mnie nie interesuje, gdzie chcesz. – mruknął i przesunął dłońmi wzdłuż jego boków, by potem zacisnąć je na jego pośladkach utrudniając mu te rozkoszne prowokujące ruchy i przekręcić ich znowu tak, by Alvin znalazł się pod nim. Ach, ledwie pomyślał o tej jego uległości, a ten już zaczyna ze swoimi fanaberiami. Nie, nie, nie. Jakkolwiek Akira był już totalnie rozmiękczony tymi dzisiejszymi wyznaniami i w ogóle całą sytuacją, tak podważanie jego pozycji w pewnych okolicznościach przejść nie mogło. Nawet teraz. A poza tym, ten dywan był taki mięciutki, gruby, puszysty pachnący nowością, że kompletnie nie rozumiał, co też mu w nim nie odpowiadało.
    I znowu smakował każdy centymetr jego chętnego ciała patrząc z zadowoleniem, jak wygina się i pręży pod nim, jak ociera się o niego; słuchał też tych jęków i westchnięć jak najpiękniejszej muzyki, która rozpływała się w tym rozgrzanym powietrzu tuż nad triumfującym Akirą.
    Sięgnął językiem jego karku i zaśmiał się cicho zadowolony z tego przyspieszonego oddechu Alvina, z szalonego stukotu jego serca, z zaczerwienionej twarzy, lśniącego potem czoła, sklejonych włosów na skroniach, z rozchylonych warg, i poszerzonych źrenic wpatrujących się w niego z uwielbieniem.
    - To będzie bolało. Znowu…- szepnął, głaszcząc niedbale jego policzek – Pewnie zaczniesz żałować, pewnie krzykniesz, bym przestał, ale…- ciągnął dalej, po czym zawiesił na moment głos – ja nie przestanę. Tak długo, aż nie odnajdę w tobie jednego małego punktu – tu nakreślił placem kółeczko na jego falującej piersi – dopiero wtedy poczujesz rozkosz, jakiej jeszcze nigdy nie doznałeś.

    Akira

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga