sobota, 17 listopada 2012

Odpowiedzialność to moja niewidzialna zmora.


Audrey Vinson
17 grudnia 2005 ♣ czystokrwista ♣ Ślizgonka ♣ Pani Prefekt ♣ komentator rozgrywek Quddicha ♣  13 i pół cala, biały dąb, włos testrala, dość sztywna ♣ lew ♣ ona sama w Św. Mungu ♣ schizofreniczka

Budzisz się. Do twojego pokoju w dormitorium wpadają pierwsze promienie słoneczne, zwiastujące nowy dzień. Nie obudziłaś się ze swojej nieprzymuszonej woli, tylko wyrwał cię ze snu irytujący dźwięk twojego zegarka, który oznajmia ci, o określonej godzinie, kiedy wziąć te wszystkie tabletki psychotropowe, które mają ci teoretycznie pomóc. Pomóc, byś nagle nie widziała rzeczy nierzeczywistych, jak to, że twoje ciało zaczyna gnić, albo słyszeć w głowie nieprzerwane wyzwiska i oskarżenia na twoją osobę. Schizofrenia. A co może być innego. Cierpisz na nią od tego jedenastego roku życia i pomimo że łykasz te cholerne pigułki, nic to nie pomaga. Wciąż, kiedy się zapomnisz, widzisz niestworzone sceny, które kreuje twój psychicznie chory umysł. Łykasz wreszcie te tabletki, popijasz wodą i wygrzebujesz się z ciepłego łóżka. Twoje współlokatorki jeszcze śpią, ale ty zawsze wstajesz co najmniej godzinę przed nimi. Jesteś w samej bieliźnie, bo w twojej porytej główce ubzdurało się, że to jest dobre dla zdrowia i ogólnie, że jeśli śpi się tylko w bieliźnie, to człowiek wstaje wypoczęty. Może coś w tym jest, ale mniejsza o to. Pierwsze co robisz, to podchodzisz do dużego lustra i przyglądasz się sobie. Za wysoka to ty nie jesteś, bo mierzysz jakieś 164 centymetry, więc jakoś nie wyróżniasz się z tłumu. Jasnobrązowe włosy spływają swobodnie po twoich bladych ramionach i plecach. Lubisz je, bo świetnie się układają i można z nich zrobić każdą fryzurę, chociaż najczęściej pozwalasz im luźno podskakiwać, kiedy przemierzasz hogwardzkie korytarze. Wpatrujesz się uważnie w swoją twarz. Brązowe oczy patrzą na twoją drugą Ja z uwagą i z lekkim złośliwym ognikiem, który zawsze gdzieś się tam pałęta, by obrzucić pierwszaki spojrzeniem pełnym wyższości i dumy z tego, że jesteś Ślizgonką. Przekrzywiasz na bok głowę i uśmiechasz się kącikiem ust, patrząc na swoje kobiecie krągłości. Jesteś drobnej budowy, ale coś tam masz. Jakieś biodra masz, talia jest dość widoczna, piersi nie za duże, nie za małe, ale jak to mówią, idealny rozmiar piersi, to takie kiedy mieszczą się w męskiej dłoni, a dotychczas ta reguła działa na sto procent. Tak, jesteś flirciarą i cholernie ci z tym dobrze. Uwielbiasz owijać sobie mężczyzn wokół palca i bawić się nimi, by tańczyli, jak im zagrasz. Uwielbiasz być w centrum zainteresowania i tylko wtedy czujesz się naprawdę dobrze. Lubisz mieć władzę nad wszystkim i wszystkimi. Można nazwać także cię perfekcjonistką. Jeśli nic nie jest idealne i zapięte na ostatni guzik, popadasz w histerię, chociaż na szczęście nie rzucasz szklanymi przedmiotami, ani nie padasz na ziemię i nie bijesz o nią drobnymi piąstkami. Po prostu, zaczynasz rzucać we wszystkich najgorszymi obelgami i odchodzisz, chowając się do Pokoju Życzeń, by w samotności zapalić papierosa, ale to rzadko się zdarza, bo potrafisz wykorzystać swoją inteligencje i spryt, by w każdej sytuacji znaleźć najlepsze rozwiązanie(niekoniecznie jakieś legalne i dozwolone). Odchodzisz od lustra i różdżką, by za bardzo się nie narobić, otwierasz kufer i wyciągasz jakąś czarną, luźną koszulkę i spódnicę w panterkę do połowy ud, na ramiona zarzucasz skórzaną kurtkę z ćwiekami na ramionach i buty na wysokim obcasie, co skutecznie dodaje ci te kilka(dla ciebie) cennych centymetrów. Taki styl  dodaje trochę drapieżności i najbardziej pasuje do twojego diabelskiego charakterku. Istny diabełek w ciele aniołka, chociaż czasem masz przebłyski dobroci i sympatii do kilku osób, ale to tylko od święta, bo w resztę dni w roku jesteś bezwzględna, bo nie patrzysz, czy ktoś ucierpi, kiedy wyznaczasz sobie jakiś cel, arogancka, bezczelna, załazisz za skórę wszystkim nauczycielom, przez co wiele razy miałaś okazję dokładnie zapoznać się z gabinetem woźnego. Chyba twoim życiowym celem jest robienie ludziom na złość i doprowadzać ich do białej gorączki, ale cóż, taki już twój urok. Ale ten na górze wymyślił, że ludzie nie są tylko źli, pozbawieni zalet, bo nawet najgorsi mają jakieś jasne strony, które boją się ujawnić szerszej widowni. Tak też jest i w twoim przypadku, bo nawet gdybyś chciała, to nie jesteś żadnym tam wyjątkiem i odstępstwem od reguły. Tak naprawdę to przecież nie urodziłaś się od razu taka nieznośna. Szczerze, to kiedyś byłaś naprawdę grzecznym dzieckiem, tylko później wykryto u ciebie chorobę psychiczną i wywnioskowałaś, że lepiej być wredną, niedostępną i szydzącą ze wszystkich, bo wtedy łatwiej odpierać ataki ze strony tych naprawdę złych ludzi, w których nie ma ani krztyny dobroci. Wolisz być czystokrwistą Ślizgonką, która szydzi ze wszystkich, niżeli broniącą praw mugolaków, której by przez to wrzucali wszystkie rzeczy do kibla. Chronisz skrzętnie swoje prawdziwe Ja i jak do tej pory nikomu nie udało się odkryć prawdziwą ciebie.
 ................................................................................................................
 Od autorsko:
Okej, karta miała wyglądać zupełnie inaczej i pewnie będzie kiedyś tam poprawiona. Do wątków, oczywiście, zapraszam. Nie piszcie mi opowiadań, bo będzie mi źle ze świadomością, że nie będę mogła się odwdzięczyć tym samym. Bardziej preferuję w wątkach średniej długości. Ciekawe, niebanalne powiązania mile widziane. Od wrogich stosunków, przez przyjaźń na całe życie, po wszelakie romanse, nawet z nauczycielami. Także tego, witam i życzę nam wszystkim miłego wątkowania.

edit: 18 listopad

30 komentarzy:

  1. [Ekhem... Prosiłabym o zmienienie ostatniego gifu, gdyż wykorzystałam go w swojej karcie :) A zdjęcie pierwsze jest cudne *,*]

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  2. [Jeszcze raz dziękuję za zmienienie gifu :) To skoro nawiązałyśmy już jakiś tam kontakt to może wątek? Pomysły tylko na powiązania/relacje? :)]

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  3. [Podglądałam kartę, gdy była w przygotowaniu (tak, przyznaję się i proszę nie bić, a jak już to nie po twarzy) i tonem znawcy pragnę orzec, że to zdjęcie jest chyba najlepsze <3.]

    Wish

    OdpowiedzUsuń
  4. Sobotnie popołudnie. Ash wystawiła twarz do promieni słonecznych, ignorując kosmyki włosów zmieniające barwę na jasny blond. Całkiem miły dzień się zapowiadał, szczególnie że trening już minął. Przeciągnęła się i założyła miotłę na ramię.
    Odwróciła się i z szerokim uśmiechem ruszyła w stronę zamku. Prawdę mówiąc dzień zapowiadał się dobrze. Ani jednego szlabanu na ten weekend, w planach Trzy Miotły wieczorem i spotkanie z przyjaciółmi... Wszystko zapowiadało się cudownie.
    Dopóki nie zauważyła w przejściu prefekt Slytherinu. Nie mogła się już wycofać, nie mogła jej minąć, zupełnie nie dało się uniknąć konfrontacji. Kosmyki zmieniły kolor na ciemnoniebieski, nieomal granatowy.
    Nie przepadała za wredną prefekt, która wielokrotnie zalazła jej za skórę wrednymi szlabanami. Zirytowana potrząsnęła głową, starając się unikać patrzenia nawet w jej kierunku i licząc na to, że jej nie zauważy. Niestety, bezskutecznie, jak zwykle. Widząc brązowe oczy, które spoczęły na niej, była już stuprocentowo pewna, że jej dzisiejszy dzień zamieni się w koszmar.

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Pomysł jest bardzo ładny (aby nie powiedzieć przystojny ^^), zwłaszcza, że nie przepadam za wątkiem „zapoznawczymi”. Twój zamysł bardzo mi się podoba, zwłaszcza, że ojciec Laviego uwielbiał wymuszać na swoich dzieciach akty posłuszeństwa, nawet jeśli nie miały na to najmniejszej ochoty.
    W takim więc wypadku wątek może być dziecinnie prosty. Spotykają się w Hogsmeade przy kuflu piwa, gdy akurat panna Vinson nie ma nic lepszego do roboty ;) ]

    Lavi.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgrzytnęła zębami ze złością. Jak zwykle. No po prostu jak zwykle. Za jakie grzechy to właśnie ona z całej rodziny obrywała? Czemu nie jej bracia? Bo co, bo Ślizgoni? Jawna dyskryminacja, ot co.
    Ściągnęła miotłę z ramienia, prostując palcami witki. Nie, tym razem tak łatwo się nie da. Przez dłuższy czas miała nadzieję, że może ta jędza się znudzi, ale skoro nie było takiej możliwości... Cóż.
    - Zawsze mi się wydawało, że w quidditcha gra się na miotłach, Vinson - warknęła, a kosmyki przybrały barwę krwistej czerwieni. - Chyba, że mi coś umknęło. Poza tym... Boisz się sama do łazienki chodzić, że bierzesz ze sobą ludzi?
    Obróciła nieco miotłę i zahaczyła oparciem na stopę o spódnicę pani prefekt, po czym pociągnęła w dół, rozdzierając materiał.
    - Ups. Zepsuło się.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo się ucieszył, gdy został od swojej ukochanej przyjaciółki list, że ma trochę czasu i chęci, ażeby wyrwać się choć na chwilę od swoich studenckich obowiązków, aby posiedzieć i ponudzić się z synem swojego lekarza prowadzącego. Tylko tyle Lavi zawdzięczał swoim staruszkowi, gdy zmuszał go do przesiadywania w nudnym gabinecie.
    Czekał na nią cierpliwie, czasem coś szkicując, a czasem mieszając słomką w swoim kuflu i wcale mu nie przeszkadzało, że Audrey była całe trzy minuty z kawałkiem spóźniona. Nie śpieszył się nigdzie, a perspektywa pustego mieszkania wcale nie przeszkadzał mu trwać przy swojej decyzji.
    Gdy poczuł ciepłe dłonie na swoich powiekach, po jego ciele przeszedł przyjemny dreszczyk i uśmiechnął się mimowolnie. Nie musiał zagadywać kto czyni mu taką przyjemność. Słyszał już od drzwi.
    Panna Vinson miała niesamowitą zdolność – zawsze, tam gdzie się pojawiała, robiła w wokół siebie dużo szumu i niepotrzebnego rabanu, który dla Starka był po prostu urokliwy.
    — Ojć, już myślałem, że jakieś przykrości cię spotkały — mruknął na przywitanie, uśmiechając się do niej ciepło.

    Lavi.

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Miała być ruda, pf! ]

    Albus/Aidan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Dobrze, że nie jest ruda, bo Russ byłby zazdrosny, ojjjj i to bardzo!]

      Usuń
  9. [Dobra, zacznę zaraz ty mi tylko powiedz czy one naprawdę mają być przyjaciółki od wspólnego knucia intryg? xDD]

    Sky

    OdpowiedzUsuń
  10. [Ojapierdolekurwamać! <3 Pierwsze zdjęcie miażdży! *____* Tak, robimy wątek romansowy, nie ma bata! Ale co dokładniej? Są w trakcie romansu, dopiero się zacznie, jakaś nienawiść początkowa, czy przyjaźń? Jakie szczegóły? ;>]

    OdpowiedzUsuń
  11. Sky na pewno nie należała do typu osób spokojnych i miłych, ot co. Każdy w szkole wiedział, że jest pieprzoną egoistką, śmiem nawet powiedzieć że egocentryczką, zdolną do wszystkiego, nawet do zamordowania niewinnej osoby. Aczkolwiek na pewno ona jedyna w całym Hogwarcie nie była. Wychowankowie domu Salzara Slytherina nie byli lepsi, nic więc dziwnego że Sky od początku najlepiej rozmawiało się z Audrey. Rozumiały się, były zresztą prawie takie same. Sky czy chciała czy nie, musiała przyznać, że traktuje dziewczynę jak przyjaciółkę. I to właśnie z nią spędzała najwięcej czasu.
    Szła właśnie w stronę pokoju Slytherinu, a gdy już stałą obok wejście, mruknęła pod nosem hasło. Gdy wreszcie weszła do pokoju od razu zauważyła Audrey. Uśmiechnęła się kącikiem ust, po czym podeszła do dziewczyny. Usiadła tuż obok niej i spojrzała na Audrey.
    - Co tam? - spytała od razu.

    Sky

    OdpowiedzUsuń
  12. [Dobra, czyli romans dwójki młodych ludzi o bardzo trudnych charakterach, często się rozstają, ale wracają do siebie zawsze jak bumerangi, bo w gruncie rzeczy pasuje im ten układ i póki co nie mają z nim problemów. Można się później będzie pokusić o jakieś większe uczucia w tym wszystkim, ale to zobaczymy jak wyjdzie w praniu. ;) Zaczniesz? ]

    OdpowiedzUsuń
  13. Prychnęła cicho.
    - No chyba żartujesz. Miotły trzeba doprowadzić do jakiego takiego stanu po treningu, chyba nie jesteś aż tak niedoinformowana, biedactwo... - powiedziała spokojnie. - Podejrzewam, że o polerowaniu kija mogłabyś mnie wiele nauczyć, jednak nie skorzystam z twojej propozycji dotyczącej weekendu. Nie obchodzą mnie twoje słodkie schadzki z woźnym, więc... Baw się dobrze ale beze mnie.
    Odrzuciła włosy do tyłu.
    - No bo chyba mnie nie zmusisz, co, słoneczko?
    Wcisnęła jej kartkę za dekolt z bezczelnym uśmiechem.
    - Ach, co ta władza robi z ludźmi... Chyba będę musiała poskarżyć się dyrektorce, jak bardzo się wyżywasz na młodszych, niewinnych uczniach...

    OdpowiedzUsuń
  14. Owszem, Sky rzadko kłóciła się z Audrey. Oczywiście, każde osoby się ze sobą kłóciły, to normalne, ale Audrey i Sky bardzo rzadko, co oczywiście Sky pasowało. Czasami po prostu nie miała siły na kłótnie. Wystarczająco musiała już wytrzymywać z innymi osobami, które ją denerwowały.
    Ona rzadko kiedy się uczyła. Zresztą nie zbyt często ślęczała nad książkami. Jak można się domyślić, nie miała przez to wolnego weekendu, ale co jej tam. Na wszystko była gotowa, co strasznie nauczycieli denerwowało.
    Spojrzała na książkę i znów przeniosła wzrok na dziewczynę.
    - A może masz ochotę na coś ciekawszego? - spytała i uśmiechnęła się kącikiem ust.

    Sky (Andzioszek xD)

    OdpowiedzUsuń
  15. [Hehe xD Ano, zgadzam się z Twoimi słowami ^^' Przypomnisz mi jakie mamy opcje wątku? xD]

    Cesare Caito

    OdpowiedzUsuń
  16. [Spoko. Tylko Charles nie lubi swoich zdolności wróżbiarskich, więc się z nimi nie obnosi. Więc może wyjść z tego mała sprzeczka na początek.]

    OdpowiedzUsuń
  17. Dzień był wyjątkowo ciepły i przyjemny jak na listopad, jednak miał w sobie coś, co osobników pokroju Loveleen napełniało pewnego rodzaju zadumaniem i pełnym nostalgii nastrojem. Plotki głosiły, jakoby Blanche lubiła takowe dni bardziej niż sam Lucyfer kocha świętoszków popełniających kolejne wykroczenia przeciw boskim prawom. Miedzę Bogiem a Prawdą, niewiele w tym było przekłamanie. Blondynka za każdym razem ujmowała w swe dłonie ciemne skrzypce, smyczek i wychodziła z mieszkania wprost na ulicę. Cóż, lubiła kobita tę robotę. To znaczy spokojne, ciche dźwięki instrumentu, tak melancholijne i uspokajające zarazem. A że dało się przy tym zarobić, czasem nawet dość znaczne sumy, jak na takie zajęcie? Dlaczego by i nie? Tylko głupiec nie skorzystałby z takiej możliwości. Tak więc i w dniu dzisiejszym Love postanowiła oddać się przyjemnemu z pożytecznym.
    Grała już od dobrej godziny. Niemal namacalnie czuła, jak kolejne nuty wypływają z jej serca, przynosząc ukojenie prawie tak samo wielkie, jak kolejne galeony wpadające do kapelusza. Właśnie. Każdy kolejny pieniądz wydawał bardzo charakterystyczny brzęk, kiedy wpadając na swoje miejsce stykał się z resztą monet, który Blanche znała aż za dobrze. Nie usłyszała go jednak, gdy urocza blondynka, na oko szesnastoletnia, podeszła, zagłębiając dłoń w kapeluszu złodziejki. W głowie Love od razu zapaliła się czerwona lampka, ale nie dała po sobie niczego poznać. Jeśli chciała zdemaskować niewprawionego złodziejaszka, musiała dobrze rozegrać tę rundę. Spokojnie dograła utwór do końca, pozwoliła melodii wybrzmieć w powietrzu i dopiero wtedy podniosła wzrok na stojącą przed nią dziewczynę.
    - Lata praktyki - skwitowała krótko, a kąciki jej ust drgnęły minimalnie, jakby to w zachęcającym geście.

    Loveleen

    OdpowiedzUsuń
  18. Przy bocznym wejściu do Hogwartu, pod schodami, w najlepsze rozwijał się przemysł handlowy. Rozrywkowy zresztą też. Brzmi to poważnie, ale w rzeczywistości takie to nie było. Ot, jeśli ktoś kolekcjonował chociażby karty z czekoladowych żab i chciał się z kimś powymieniać, wiedział, gdzie można przyjść, bo to zrobić. Byli też i tacy, którzy sprzedawali składniki do eliksirów albo mikstury, które wykonali na zajęciach, a które mógł kupić ktoś mniej utalentowany. Właściwie tych, którzy sprzedawali materiały przydatne na lekcjach, było sporo. Prace domowe, ściągi na testy, sposoby na co poniektórych nauczycieli - wszystko to można było kupić.
    Oprócz tego można było tutaj coś pograć. Często dawało się zagospodarować nieco miejsca, aby zagrać w plujące garnulki. Czasami można było spotkać pary rozgrywające partie szachowe, ale to było rzadkie. Kiepsko gra się w kucki lub na klęczkach, no i za głośno jest. Na takie rzeczy o wiele lepsza jest biblioteka lub chociaż Pokój Wspólny. Nawet Wielka Sala. Ale z kolei miejsce to było doskonałe na grę w eksplodującego durnia, ale i na inne gry karciane.
    Oczywiście, byli i tacy, co sprzedawali nielegalne substancje, ale takich było niewielu. W końcu Hogwart, wbrew temu co poniektórzy sądzą, nie był pozbawiony dyscypliny i jakiejkolwiek opieki nauczycieli.
    Ale w tym miejscu byli jeszcze inni ludzie. Samozwańczy wróżbici. Co prawda, wróżbiarstwo nie było popularnym przedmiotem w Hogwarcie, ba!, wielu uczniów uważało to za nic nie wartą dziedzinę magii. Ale znaleźli się też i tacy, którzy twierdzili, że mają w sobie talent jasnowidza. Niektórzy z nich rzeczywiście mieli jakiś zalążek smykałki do tego, inni zupełnie nie, chociaż uważali, że jest inaczej.
    Charles miał talent. Może nie jakiś ogromny, spektakularne, ale istniała realna szansa, że największy spośród wszystkich uczniów Hogwartu.
    Ale on się z tym nie obnosił, nie był z tego wcale zadowolony. W sumie byłby szczęśliwy, gdyby nikt o tym nie wiedział, ale przecież nie on jedyny uczęszczał na lekcję wróżbiarstwa, więc niektórzy wiedzieli, że jest dobry. Ale co z tego, przecież to nie znaczy, że będzie innym wróżył albo co.
    Nie. Do tego miejsca przychodził w innym celu. Chciał zdobyć więcej kart z Ulrikiem Niegodziwym. Dzisiaj też po to przyszedł. I właśnie przeglądał karty osób, które zamierzały się wymienić lub je sprzedać, gdy poczuł na sobie czyjś wzrok.

    OdpowiedzUsuń
  19. [ Przepraszam najmocniej, wybacz mi błąd. Obiecuje poprawę ;) ]

    Przypatrywał się przez chwilę uważnie Audrey, a kącik ust zadrżał mu delikatnie, gdy dostrzegł, że kilka kosmyków ułożyło się pod dziwnym kątem, a kilka oklapnęły bez życia. Musiał przyznać, że rzadko kiedykolwiek spotkał w swoim życiu Ślizgonow o tak dobrym sercu jak panienka Vinson, zazwyczaj nie szukał z nimi ani przyjaźń, ani zawdy. Nazwał ją więc w duchu żywym unikatem.
    Podniósł się delikatnie na krześle i zgarnął z jej grzywki małą, brudną pajęczynkę, która zaplątała się nieuważnie w kosmyki.
    — Ha, trochę gimnastyki ci się przypada, kochana — odparł, wracając na swoje miejsce i bawiąc się teraz dla odmiany ołówkiem, które znajdował się na blacie.
    — Jakby było coś nowego, to przecież bym ci powiedział — odparł tylko, bo korespondował i ze sobą od czasu do czasu, choć w listach nigdy wylewny nie był. — Pożera mnie rytuał dni codziennych, ot — mruknął. — A u ciebie? Dobrze wszystko? Nauczyciele bardzo dają w kość? Dużo zarobiłaś już szlabanów? — dopytywał się Nie lubił mówić o sobie, ją uważał za o wiele ciekawszy temat rozmowy.

    Lavi.

    OdpowiedzUsuń
  20. [ Mam nadzieję, że już nie zajdzie taka potrzeba ;) ]

    Lavi zaśmiał się serdecznie, widząc entuzjazm odbijający się w oczach ukochanej Audrey, która czasem była jak dziecko, słodkie dziecko. Stark i tak wierzył, że dziewczyna znajdzie, w końcu dla siebie tą przysłowiową drugą połówkę, która nie tylko będzie z nią w chwilach szczęśliwych, ale też tych złych, których jej z całego serca nie życzył.
    - Jesteś niesamowita, naprawdę - odparł i zaśmiał się, nie spodziewając się, że można znaleźć tyle czasu i na lekcje i same szlabany. Perspektywa nieprzespanych nocy, wcale Starka nie cieszyła - a nawet przeciwnie, nie mógł sobie tego wyobrazić. - Ale, wiesz, gdzieś pomiędzy jednym a drugim, nie zapomnij o swoim najdroższym przyjacielu - przypomniał. - Komuś tak popadła? Opowiadaj - zachęcał.

    Lavi.

    OdpowiedzUsuń
  21. — Ej, nie rozpędzaj się tak, dziecko drogie — odparł szybko, przyglądając się pannie Audrey pod dziwnym kątem. — Czy ty by przypadkiem nie chodzisz na siódmy rok i nie masz najważniejszych egzaminów na karku? — dopytywał się, bo przecież nie marzył, aby jego przyjaciółka oblała i nie miał też zamiaru sprowadzać ją na złą drogę. Jednakże on nie powinien stroić jej nagan, skoro sam dobrowolnie rok temu zrezygnował z ostatnich trzech miesięcy swojego studenckiego życia.
    — W weekend gdzieś cię zabiorę, dobrze? Ale — udawał, że liczy na palcach — do weekendu zostały jeszcze trzy dni i pół, więc nie kuś — mruknął, muskając ją w czoło.
    Nie ukrywał jednak, że propozycją była zainteresowany, nawet bardzo, zważywszy na fakt, że pragnął do swojego życia wpuścić kilka promyków świata, coby nie zapomniał jak egzystować z ludźmi, choć i o to trudno, bo co ruszt poznaje nowe twarze.

    Lavi.

    OdpowiedzUsuń
  22. [Nie mam weny czytać karty, ale postaćka się wydaje fajna, więc zaczynam xD]

    Było po północy, a w domatorium Slytherinu było spokojnie. Co prawda, trzeba było uspokajać jakiś nieznośnych pierwszoroczniaków, ale kilka zaklęć Russella w mig sprawiło, że odechciało im się nocnych figli. No tak, oni jeszcze nie wiedzieli, że jeżeli miało się do czynienia z prefektem Collinsem, to żartów nie ma.
    Więc siedział sobie teraz wygodnie przy kominku, popijając kremowe piwo i czekając, aż Audrey wróci z pokoju dziewczyn.
    Międzyczasie wzięło go na rozmyślanie. Tak bardzo chciał pójść tej nocy do Josha, przytulić się do niego, otoczyć łóżko zaklęciem kamuflującym i wyciszającym i robić z nim te wszystkie niegrzeczne rzeczy, o których nawet nie wiedzieli współlokatorzy Josha. Bo w tym wszystkim najbardziej podniecające było to, że ktoś mógł ich przyłapać, a jednak za każdym razem się udawało. A potem jak zawsze po tym ich czułych spotkaniach, Russell zupełnie ignorował bliźniaka. Przecież nikt nie mógł wiedzieć, że ślizgon zadaje się z jakimś tam puchonem.
    Usłyszał stukot i podniósł wzrok. Audrey. Wyszczerzył się do niej łobuzersko. Wyjął różdżkę i bezgłośnie powiedział "Accio spódnica" . Nic się nie stało, ale to miał w zamiarze, chciał tylko pokazać ślizgonce, co ma na myśli. Bo skoro nie mógł mieć dzisiaj Josha, to Rey też się zadowoli.

    OdpowiedzUsuń
  23. — Ja to ja. Miałem lepszy plan — odgryzł się tylko.
    Patrzył na nią przez chwilę z półuśmiechem na ustach, słuchając jak przekonuje i mówi jakby dla żartu swoim słodkimi ustami nie tak znowu piękny szantaż. Mógł się jej przeciwstawić, powiedzieć, że nie ma na ochoty - nie ważne jakim środkami zmuszała; z drugiej zaś strony miał nieodpartą ochotę przytaknąć i bez marudzenia zaprowadzić ją do klubu, w którym by się choć trochę rozerwała i na chwilę zapomniało o szkole, życiu i chorobie.
    Otworzył po chwili usta, aby je niemal natychmiast zamknąć, jak ryba wyciągnięta z wody. Żaden racjonalny argument nie mógł przejść przez gardło, gdy czuł jej ciepły oddech tuż na szyją, ciepłe ciało i różdżkę. Wygrała. Zmierzwił wierzchem dłoni jej rozczochrane włosy i zacisnął dłoń na jej różdżce.
    —Dobrze. Pójdę — zgodził się po chwili. — Na chwilę — dodał jeszcze, nie chcąc, aby jutro jego mała, słodka Audrey usypiała na każdej lekcji i zbierała kolejne szlabany, traciła punkt za punktem. W jego oczach była przecież grzeczną i sumienną dziewczynką.

    Lavi.

    OdpowiedzUsuń
  24. — Czuję to zawsze po spotkaniu z tobą, uwierz — uśmiechnął się delikatnie. Splótł swoje palce w jej i także podniósł się ze swojego miejsca, jeszcze przywieszając szal niedbale pod szyję jedną dłonią. Uwielbiał ją - jak wprowadzała w jego życiu zamęt, jak wbrew jego woli ciągnęła go w stronę świata i ludzi, jak potrafiła rozweselić czy to spojrzeniem, uśmiechem, a nawet rumieńcem na jeszcze nie do końca kobiecym policzku. Kochał ją na swój sposób; niegwałtownie, a czule. Była osobą, z którą trudno byłoby mu się rozstać na dużej niż miesiąc, bo znał tyle czasu, że czuł jakby była kimś z rodziny.
    Zapłacił, dziękując w duchu, że urocza pani kelner była na tyle miła i podeszła. Wysilił się nawet na parę sympatycznych słów pod jej adresem i nawet nie po prosił o resztę. Zmierzał do wyjścia, ściskając drobną rączkę Audrey w silnym uścisku, acz delikatnym, jakby ta śliczna panna mogła się nagle rozpaść pod byle dotykiem.

    Lavi.

    OdpowiedzUsuń
  25. Charles nie należał do tego elitarnego grona, jakie z pewnością stanowili perfekci i wcale nad tym faktem nie ubolewał. Ot, ktoś nie może tej funkcji piastować, żeby ktoś inny mógł. W trakcie wakacji przed piątym rokiem, kiedy wiedział, że ludzie z jego roczniki będą do tego wybierani, nie spodziewał się, że odznaka powędruje do niego. I, jak się okazało, miał całkowitą rację, chociaż w tym przypadku nie zadziałały jego wróżbiarskie talenty, a po prostu zdrowy rozsądek. Bo kto niby miałby go mianować prefektem? Szczególnie w momencie, gdy wokół niego były osoby, które się do tego nadawały.
    Nie rozpaczał z tego powodu. Za dużo obowiązków. No, może pewien prestiż i możliwość korzystania z Łazienki Prefektów była kusząca... Ale do niej i tak miał w tym roku dostęp, że względu na funkcję kapitana drużyny quidditcha.
    A żeby wtrącać się w sprawy innych ludzi… Cóż, do tego nie potrzebował odznaki prefekta na piersi. Wiadoma sprawa, że jeśli komuś się taka inwigilacja nie spodoba - czyli każdemu człowiekowi, który wiedzie normalne życie i nie ma zapędów ekshibicjonistycznych - to powie grzecznie lub bardzo niegrzecznie, żeby Charles się odczepił. Swoją drogą, to jednak ludzie nie mówili Hartowi takich rzeczy. Ze strachu, z szacunku. Oczywiście, że nie. Po prostu Charlie uważał, że najlepiej jest pilnować własnego nosa i tak też robił.
    Bo nikt nie lubi, kiedy ktoś inny mu się w coś wtrąca. Hart też tego z całego serca nie cierpiał. No chyba, że taka osoba była mu bliższa niż większość ludzi. Chociaż i w takich momentach irytował się, gdy te zapędy były zbyt ogromne. Przecież jego życie, jego sprawa i tak naprawdę nic komu do tego.
    Ale przewrażliwiony na tym punkcie nie był. Chyba. I do grona furiatów też nie należał. Raczej. W każdym razie o niewinne pytanie o karty nie zareagował złością, bo o co by się tutaj niby miał wściekać? To byłoby strasznie głupie. Jedyne co poczuł to lekkie zdziwienie, bo dlaczego kogoś ciekawiło to, co robił? Przecież jego zajęcie w tej chwili było całkiem normalne, tym bardziej jak na miejsce, w którym się znajdował. A przecież nie był nikim popularny, nie miał wianuszka fanów, którzy śledziliby każde jego poczynanie.
    — Ulrika Niegodziwego — odpowiedział lakonicznie i wyciągnął rękę, by z powrotem wziąć talię do swoich rąk. — Mogę?

    OdpowiedzUsuń
  26. Lavi, nie był zbyt szczęśliwy malującą się perspektywą dzisiejszego wieczoru, jednakże z dwojga złego, zdecydowanie wolał wybrać tę opcję, zwłaszcza, że czuł w kościach, że nie odwiódłby dziewczyny od tej myśli. Nie mógł się pozbyć wrażenie, że planowała to od samego początku i tylko czekała, aż Stark przytaknie i da przyzwolenie. Ale cóż on może począć, że ma takie dobre serce i nie potrafię powiedzieć „nie”, gdzie może powinien.
    Rozejrzał się po skromnie urządzonej uliczce. Była opustoszała, całkiem inna niż za dnia, gdy czarodzieje i czarownice przechadzali się w tą i we w tą, ażeby załatwić codzienne sprawunki. Lavi musiał przyznać, że taka ciemna i bezludna była dla niego bardziej atrakcyjna niżeli ta za dnia.
    - Możemy się teleportować – podsunął, gdy głos przyjaciółki rozbudził go z refleksji. O dziwo, teleportacja od samego początku przychodziła mu z dziecinną łatwością – nie była tymi wiecznie mozolnymi eliksirami, wybuchającymi lub wypływającymi z kotła, zaklęciami, które nie słuchały i nie robiły to co Lavi chciał, czy też runami, w których popełniał wiele błędów, czy to literówek czy w translacji. Była określona, miała jeden cel i to się Starkowi w niej podobało najbardziej.

    Lavi.

    OdpowiedzUsuń
  27. [No jak zaczniesz, to czemu nie xPP
    Tak, my to się wszędzie spotkamy...]

    OdpowiedzUsuń
  28. Daimon naprawdę lubił swoją pracę. W zasadzie każdy tak mówił, a to ze strachu przed szefem i zwolnieniem, a to, żeby kumple się z niego nie nabijali, że ma nudną posadę. Ale on mówił prawdę. Wiedział, że dzięki temu, co robi, może pomóc wielu ludziom, którzy przychodzą do niego z problemami. Sam trochę ich miał, ale nimi się akurat nie przejmował. Może i ktoś taki jak on, z bliznami, tatuażami i niezbyt przyjemnym spojrzeniem, nie nadawał się do bycia psychologiem, ale cóż, pozory mylą. Kto by pomyślał, że czarodzieje, mogąc zrobić praktycznie wszystko, mieli takie same problemy jak "zwykli" ludzie, o ile nie gorsze. Historie, któych się Daimon nasłuchał pracujac w tej szkole, można by zebrać w całkiem pokaźną książkę.
    Dzisiaj miała przyjść do niego... Audrey Vinson, a przynajmniej tak wyczytał w papierach, nie mogąc skojarzyć nazwiska z twarzą. Olśnienie przyszło po chwili, kiedy Redbird uświadomił sobie, że to ta śliczna Ślizgonka, którą widywał na korytarzach. Aż się uśmiechnął.

    OdpowiedzUsuń
  29. Zakazany Las był niemalże drugim domem dla pana Draganesti'ego, wąpierza od siedmiu boleści. Jako "człowiek", który wielbi medycynę lubił badać swoich "pacjentów" w tymże Lesie. Niemalże obszedł całe to miejsce, analizując każde napotkane zwierzę i spisywał różne mu potrzebne rzeczy do swojego notesika pochyłym pismem.
    Obecnie Snow siedział na gałęzi wysokiego drzewa, gapiąc się w rozgwieżdżone niebo i kombinując jak tu sprawić by wampir podczas dnia nie spał. Tak, jego gatunek funkcjonuje tylko w godzinach wieczornych, a pierwsze promienie słońca przyprawiają go o ziewanie i niespodziewane runięcie na ziemię, bądź podłogę, i będąc tym samym martwym. Najgorsza słabość wampira: bezradność w ciągu dnia.
    Nagle do jego nozdrzy dotarł zapach żywego stworzenia, którym niegdyś był - człowieka. Spojrzał w dół swoimi wściekle czerwonymi oczami, które wskazywały, że jest głodny.
    Snow zeskoczył z gałęzi, lądując miękko i bezszelestnie na nogach w cieniu, z którego wyłonił się i spojrzał na dziewczynę spod rondla kapelusza by nie przestraszyć jej kolorem tęczówek.
    - Bună seara, moja droga. - przywitał się jak gdyby nigdy nic.

    Snow Draganesti

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga