poniedziałek, 12 listopada 2012

Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.


Claire Summers
16 lat
Ur. 16.02.2006r.
Gryfonka, VI rok
Boi się swoich rodziców
Chroni ją wiewiórka
Metamorfomag
Uznana przez samą siebie za sierotę



Wiesz, patrzę na ciebie i z przykrością muszę stwierdzić, że widzę jakieś dziecko, którego zdrowie psychiczne pozostawia wiele do życzenia, którego rodzina to margines społeczny, a twarz i całe ciało to ogólnie chyba jakaś pomyłka. Szczerze mówiąc, mam wrażenie, że sobie ze mnie robisz jaja, bo to przecież jakaś maska czy insze gówno. I choć sobie to wmawiam, ty robisz to samo, obie dobrze wiemy, że niezły z ciebie przychlast i nikt nic na to nie poradzi, bo się nie da kogoś aż tak wyprostować. Chociaż, patrząc na to z innej strony, mam wyjebane na to, co się tutaj dzieje. Siedzisz, ja też siedzę, obserwujemy się nawzajem, pijemy jakąś jebaną lurę, którą bliżej nieokreślony kretyn nazwał kawą i tak nam mija te sześćdziesiąt minut nudy, jakiegoś czyszczenia foteli, mózgów czy bazgrania ołówkiem po kartce, która i tak nie nadaje się do użytku, bo jakaś taka wyrwana z pierwszego lepszego zeszytu i zamazana popularnymi wśród młodzieży, kolokwialnie rzecz ujmując, kutasami. Jeśli o mnie chodzi, to też jest mi obojętne, zresztą jak wszystko, co związane z tym pomieszczeniem, tobą, twoim życiem i wyjebanymi koteczkami, przeruchanymi przez jakiegoś zoofila, którego śmiało można nazwać ojcem. Co ciekawsze, on cię spłodził. Zabawne, nie? Haha, ja tam się uśmiałam.
Wysmarkane z dupy gówno, oto co ja widzę. Czuję się jak jedna z tych pseudo - straumatyzowanych nastolatek, które gapią się na całe te zepsute społeczeństwo, udające, że go to nie rusza. Takie to wszystko amoralne, bo przecież moralność dzisiaj się wydaje takim czymś, co niby trzeba tępić, bo to nie przystoi jakiejś lasce chodzić po korytarzu i z siebie czynić grzecznego dziewczęcia, co to się uczy, nie puszcza po kątach, a wręcz dziewicą jest, nie ćpa, nie pali, nie pije, nie chodzi do jakichś wyjebanych w kosmos psychiatrów, którzy i tak nic nie czynią, żeby ją wyleczyć, bo najważniejsza kasa i nic więcej. W tajemnicy ci powiem, że na to pluję. Nie jestem którąś z tych umoralnionych dziewczątek, bo za dużo widziałam. Nie to, żeby coś, ale świętości nie ma. A kto w nią wierzy, jest zwykłym kretynem, tudzież jakimś czadowym, ślepym masochistą. Osobiście kręci mnie sadyzm, takie sobie nic. Krzyki, krew, jakieś rany. A to wszystko sprawia, że mam ochotę zmienić się w jednego z tych potworów, co to łażą sobie po ulicy i straszą niewinne dzieci. Jebane koteczki, bo trzeba się przecież zaspokoić, a że żona nie kręci, to się idzie do chłopczyka, zdejmuje się dolną część, bądź co bądź, wcale nie takich poszarpanych, obszczanych, zarzyganych ciuchów i się pcha ile wejdzie. Bo kogo to rusza? Że niby mnie? Ja mam na to wyjebane, nie lubię dzieci, wolę pedofilów, póki się do mnie nie zaczynają dobierać, jako że bez tapety na mordzie wyglądam jak dziesięciolatek. Ale kogo to, tak z drugiej strony? Chce się seksu, to się go ma i tyle. Właściwie wszystko można dostać, jeśli się tego cholernie pragnie, nikt przecież nie zabroni. Kraść można, zabijać też. Na co komu myśleć o tym, że jakaś rodzina będzie płakać na pogrzebie? No kurwa, na nic. Tylko wyrzuty sumienia się potem ma, a one też nie są jakoś szczególnie potrzebne do tej pojebanej, z dupy wziętej egzystencji.
Jakiś psychiczny bełkot, ale nie wolno tego obrażać, bo to przecież z dupy wzięta literatura, ciekawa z dodatku, jakaś taka niespotykana i dziwnie nowoczesna. Ja bym to nazwała gównem, ale się nie znam, bo co ja tam wiem? Patrząc z twojej perspektywy, to naprawdę coś wielkiego, bo twoje życie jest pełne takich rzygów, grubych palców, parówek i motorniczych, że nic, tylko siedzieć i płakać. Osobiście się załamałam, gdy tylko spojrzałam w twoje papiery, a poprzedni psychoterapeuta mi oznajmił, że kiedyś chciałaś być wampirem i piłaś krew swojej byłej dziewczyny ze szklanki, a potem cieszyłaś się jak kretynka. To jakaś totalna paranoja, głupota nad głupotami. To nie są żadne Pamiętniki Wampirów ani jakiś Zmierzch. Lepiej by to wyglądało w American Horror Story. Zawsze chciałam mieszkać w nawiedzonym szpitalu psychiatrycznym, naprawdę. Widzę tego trupa z wyłażącymi mu z ust muchami i zaczynam się szaleńczo śmiać, bo przecież to takie zabawne. Gdybym miała takiego nieboszczyka, pewnie urządziłabym mu pogrzeb w ogródku, zakopując go razem ze zwłokami chomika Teofila, żeby się nie czuł samotny i nie dał zjeść tym jebanym koteczkom w psim niebie.
Leżąc na sali operacyjnej, powoli zamykam oczy i staram się sobie wmówić, że jednak ten facet, który zwie się lekarzem, nie wytnie mi macicy, nie wywlecze mi bebechów na prawe ramię, nie podwinie tej szpitalnej koszuli i nie uczyni z siebie kopii Kuby Rozpruwacza. Wiem, że z chęcią zostawiłby mnie w ciemnym zaułku i zgwałcił wypatroszone zwłoki, bo gdyby choć w jednej setnej nie był nekrofilem, to by nie poszedł na medycynę, ale równie dobrze wiem, że tego nie zrobi, bo boi się jakiejś wyjebanej w chuj zemsty, która z pewnością miałaby miejsce. Patrząc na to z punktu widzenia osoby trzeciej, muszę przyznać, że wierzę w duchy, życie pozagrobowe i reinkarnację, bo inaczej nie byłoby tego całego deja vu. I jeszcze muszę dodać, że wyglądam na bardziej popierdoloną niż ten pasztet, który topi się w jakimś gównie razem z tymi rzygami, parówkami i innym zepsutym mięsem. Pomijając fakt, że ów zepsute mięso pochodzi z martwego ciała poprzedniego psychoterapeuty, który wprost stwierdził, że ma do czynienia z jedną, pierdoloną schizofrenią w stopniu zaawansowanym. Bo przecież cały ten fajny świat, te kolorowe kredki, ten rzygający tęczą jednorożec, to wszystko nigdy nie istniało.
A w czyjej było głowie? Przecież i tak jestem tobą. I obie wiemy, że mamy to w dupie.
Kochane z ciebie dziecko, Claire. Naprawdę.





Z ostatniej chwili -  W razie, gdyby ktoś okazał się masochistą i chciałby wątek, zaciążyła i ryczy, bo jeden i drugi tatuś mają wyjebane. 

[A autorka ma wyjebane na Claire. Pewnie jej się odmieni, ale skoro wszystko tak wygląda...
 Trolololo, baj, chuje <3]

228 komentarzy:

  1. [ORGAZM! <3<3<3]

    Zoya

    OdpowiedzUsuń
  2. [Wącimy, of kors :) Dasz pomysł to zacznę, dzień dobroci dla zwierząt <3]

    Zoya

    OdpowiedzUsuń
  3. [Jak to dziewica?! A Patryczek kogo rozcnocił, co? <3]

    Każdy od czasu do czasu potrzebował chwili przerwy. Nawet taka Zoya, która brana była za wyjątkowo miłą i grzeczną uczennicę. Nikt jednak nie powiedział, że zawsze taka była. Na przykład dzisiaj, niby wyszła z tego dormitorium i skierowała się na lekcje, ale główna bolała, niestety. Dlatego nie dotarła do lochów na eliksiry, tylko usiadła sobie na posadzce gdzieś w okolicach siódmego piętra (swoją drogą kto mądry szuka lochów na siódmym piętrze?) i oparła czoło o kolana.
    Rude włosy rozsypały się we wszystkie strony świata, zasłaniając blada twarzyczkę dość szczelną kurtyną. Oj Zoya, Zoya... trzeba było tyle pić? Kac z rana nie był najlepszy, a zwłaszcza w środku tygodnia. No cóż, niestety nasza mała Rosjanka miała słabą wolę i chociaż obiecała sobie, że przestanie, nie mogła się na to zdobyć. No bo skoro za chwilę obciągania w kiblu miała kilka drinków no to przepraszam bardzo, ale mało kto by się powstrzymał.
    Reasumując, zbudziła się dzisiaj rano w jakimś łóżku, nawet nie była pewno czy w swoim, szła do lochów, ale zawędrowała na siódme piętro. Czyli najprawdopodobniej spała w jakiejś wieży, bo z powoju wspólnego Ślizgonów bez problemu dotarłaby na eliksiry. Tak sobie myśląc nie zawracała sobie głowy godziną, nic dziwnego więc, że po jakimś czasie, dość długim zapewne, usłyszała czyjeś kroki. Niestety, albo stety, jak kto woli, nie miała siły się podnieść, ba! Nie miała siły podnieść głowy, dlatego tylko odgarnęła kilka kosmyków, coby widoczność lepszą mieć.
    - Błagam, chodź trochę ciszej - jęknęła, widząc zbliżające się, naprawdę ładne nogi, tak nawiasem mówiąc.

    Zoya

    OdpowiedzUsuń
  4. [No cześć, cześć <3 Łuhuhu, ależ ja dawno z tobą nie wąciłam *,*]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Się wie, skarbie! <3 Ale jakieś pomysły na powiązania? Albo podpowiedź w jakim kierunku te powiązania iść mają? :D]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Niestety, moje dziecię raczej sympatyczne nie jest. Aczkolwiek można zrobić tak, że o dziwo Eklerkę tolerowała, więc od czasu do czasu spędzała z nią czas w szkole, jednakże kiedy rzuciła szkołę i uciekła do Hogsmeade, kontakt się urwał i teraz spotkają się po dłuuugiej rozłące :D]

    OdpowiedzUsuń
  7. [to zacznij, bejb. ja muszę odrobić lekcje ._.]

    OdpowiedzUsuń
  8. Michael tępotę w każdym przedmiocie potrafił zrozumieć, naprawdę. Runy, transmutacja, czy zaklęcia - całkowicie to rozumiał. Ale jedyne, czego zrozumieć nie umiał, to nieumiejętność uwarzenia prostego eliksiru. Nie było w tym żadnego machania różdżką, żadnych formułek do zapamiętania. Wystarczyło stosować się do instrukcji w książce - oto cała filozofia! Jasne, potrzebne były jakieś umiejętności, odpowiednie wywarzenie, wyczucie, smak... Ale przecież czegoś takiego każdy może się nauczyć. Więc czemu wysyłają do niego podobno przypadek beznadziejny? Dobra z dziewczyny uczennica, ale eliksiry to u niej po prostu tragedia jakaś. Mickey nie potrafił tego zrozumieć i raczej nigdy nie zrozumie. Zdał studia z eliksirów, więc te na poziomie OWUTemów były dla niego cholernie wręcz proste. Był w stanie uwarzyć w tej chwili każdy eliksir. Problem tkwił jednak w tym, jak przekazać swoje umiejętności drugiej osobie, o całej klasie nawet nie wspominając.
    Misiek był najwyraźniej bardzo zaczytany w książce, którą trzymał, bo kiedy Claire wpadła do pokoju, podniósł na nią wzrok dopiero po dłuższej chwili.
    - Dzień dobry. Bardziej nerwowa ode mnie, normalnie niespotykane... - westchnął teatralnie, podnosząc się ze swojego fotela. Odgarnął włosy z oczu i ruchem dłonie pokazał jej drzwi.
    - Chodź, idziemy do sali. Tu cię niczego nie nauczę, w praktyce szybciej załapiesz. - stwierdził, biorąc jeszcze ze sobą dwie książki.

    OdpowiedzUsuń
  9. [tak, tak mi się wydaje. Alexowa z onetowskiego H40, zgadłam?]

    OdpowiedzUsuń
  10. [ówczesny Ianek. No... Twoje karty rozpoznam zawsze i wszędzie; a przynajmniej żyję z takim złudzeniem]

    OdpowiedzUsuń
  11. [mam syndrom tworzenia pokrzywdzonych przez los chłoptasiów i w dodatku kruczków... nie da się mnie chyba nie rozpoznać ;D
    mogę wącić ale wymyślasz powiązanie. I zacznę pewnie wieczorem, bo teraz idę wkuwać na gegre <3]

    Dean

    OdpowiedzUsuń
  12. [Haha, też mi się podoba. ;p Aczkolwiek niekoniecznie za nią przepadam ^-^]

    OdpowiedzUsuń
  13. [Bardzo chętnie, tylko są jakieś pomysły? :3]

    OdpowiedzUsuń
  14. [No ba, że wątek <3 Ale jaki? :D]

    OdpowiedzUsuń
  15. Victoire Weasley13 listopada 2012 18:21

    [ Muszę przyznać, że całkiem szybko poszło :) Chcesz może szybciej ustalić czy te dwie pannice się znają z poprzednich wizyt i jaki mają ewentualnie stosunek do siebie? ]

    OdpowiedzUsuń
  16. Victoire Weasley13 listopada 2012 18:42

    [ Victoire na brak rodzinki w Hogwarcie narzekać nie może, tak więc jedna "przyszywana" krewna więcej różnicy na pewno nie zrobi. No to teraz pytanie kluczowe... Kto ma rozpocząć? :) Bo ostrzegam, że mam skłonności do rozpisywania się i trochę to trwa, zwłaszcza jeśli mowa o początku. ]

    OdpowiedzUsuń
  17. [No właśnie. Nie wiem, może dwie dziewczyny, które są dla siebie okrrropnymi wrogami, nie lubią się, zawsze sobie docinają i tak dalej?]

    OdpowiedzUsuń
  18. [Okej, jeszcze się przypomnę, zobaczysz. ;p]

    OdpowiedzUsuń
  19. Jęknęła głośno i złapała się za głowę, lekko nią potrząsając, jakby chciała odpędzić wyjątkowo natrętną muchę. Niestety Zoya jak to Zoya nie pomyślała, że przez to ból się nasili, więc kolejny pełen złości jęk wydobył się w jej ust, jednak opanowała się i uniosła nieco twarzyczkę, obserwując tą niedobrą niewiastę, która w taki brzydki sposób ją potraktowała. I już już chciała ją zjechać i zrównać z ziemią, kiedy usłyszała magiczne słowo.
    Woda.
    Wodeńka.
    Wodunia.
    O tak, tego było jej trzeba. Tak samo jak jakiegoś cholernego eliksiru na kaca, którego w szafce nocnej nie mogła znaleźć. W sumie nic dziwnego jak przypomniała sobie, że nie spędziła nocy w swoim łóżku, gdzie zawsze taką fiolkę miała pod ręką. Ale może dziewczyna miała aspirynę? No bo skoro miała wodę, to może i coś innego też, co poratuje biedną Zojkę?
    Zapchała sobie rudą główkę tymi pozytywnymi myślami i posłusznie złapała gryfonkę za wyciągniętą rękę, dając się podnieść z wyjątkowo, co dopiero po wstaniu zauważyła, niewygodnej i zimnej posadzki, ot co.
    - Wody, nawet kranówy, cokolwiek - szepnęła, spoglądając na twarz swojej wybawicielki, i nawet postarała się o jakiś uśmiech, który niestety szybko zamienił się w grymas bólu, jak tylko za bardzo napięła mięśnie twarzy.
    Trudno, life is brutal , a tak skacowana to dawno nie była. Nie spodziewała się tego, ot co, i tylko przez to była nieprzygotowana. Jedyną nadzieję pokładała w szatynce.

    [Eee, made in China nie zawsze są fajne.. ;(]

    Zoya

    OdpowiedzUsuń
  20. [A tez powiem: tak, ja też Cię pamiętam i czasem mi wyskakuje, ze jesteś dostępna na gg xD]

    Keira

    OdpowiedzUsuń
  21. [ powodzenia misiu :*]

    OdpowiedzUsuń
  22. [ ZAWSZE JEST NUDNO. MILCZ!]

    OdpowiedzUsuń
  23. [A piszniemy, ja nie pogardzę. Nie pamiętam, jakie my tam miałyśmy w ogóle wątki, ale teraz możemy wymyślić coś nowego. Tyle że nie mam pomysłu.]

    Keira

    OdpowiedzUsuń
  24. [Ta, coś takiego było xD Gejsze jakieś, czy coś.
    Seryjnie, nic nie mogę wymyślić. To pewnie przez matmę. Daj znać, jeśli na coś wpadniesz, a jeśli ja zrobię to szybciej, to tez napiszę c: ]

    Keira

    OdpowiedzUsuń
  25. Victoire Weasley13 listopada 2012 20:27

    [ A ja męczę referat o wojnie stuletniej, ale znalazłam chwilkę na napisanie :) ]

    Dni mijały zdecydowanie za spokojnie, bowiem uczniowie mniej więcej miesiąc temu przyzwyczaili się, że rok szkolny już naprawdę trwa i koniec z wszelkimi wygłupami. A to one sprowadzały całe chmary poobijanych dzieciaków z najróżniejszymi dolegliwościami, potrzebujących jej pilnej pomocy. Gdzieś od drugiego tygodnia października wszystko nagle ustało. Niespodziewanie zaczęła widywać jedynie graczy Quidditcha, narzekających na złośliwe tłuczki łamiące kości, a także kilku stałych bywalców pojawiających się chyba już z przyzwyczajenia. Bo w końcu ile razy można sobie złamać nos? Na przykładzie jednej Puchonki z trzeciego roku, Victoire odnotowała, że cztery razy w miesiącu jest całkiem realnym i możliwym do osiągnięcia wynikiem.
    Dzisiejszy poranek nie różnił się niczyzm specjalnym od pozostałych w tym tygodniu. No dobrze, może wiatr faktycznie nieco mocniej zawodził na zewnątrz, potrząsając koronami drzew Zakazanego Lasu, doskonale widocznych z miejsca przy biurku w jej gabinecie, gdzie właśnie urzędowała, wypełniając papierki. Monotonne stukanie kropel deszczu o szybę i parapet wpędzało ją w stan rozleniwienia i coraz mniej wyraźnie widziała literki stawiane na raporcie dotyczącym wykorzystanych leków w przeciągu ostatniego miesiąca. Właściwie to była bardzo bliska podjęcia decyzji o wgramoleniu się na jedno z szpitalnych łóżek, uprzednio zasłoniwszy je parawanem i udawania, że tak naprawdę wcale jej tu nie ma. Przecież chyba nikt nie będzie umierał w przeciągu najbliższej godziny, prawda? A jej drzemka wyjątkowo się przyda, przynajmniej potem będzie mogła ratować życia rozwrzeszczanych bachorków z zapasem nowych sił. Tak, to zdecydowanie był dobry pomysł.
    Już nawet zamknęła teczkę, odłożyła grzecznie długopis tuż obok i zakluczyła dostęp do swojej osobistej gablotki w której trzymała najróżniejsze eliksiry (kto wie co uczniowie mogliby chcieć podwędzić korzystając z jej chwilowej nieuwagi) wychodząc przy tym do sali Skrzydła Szpitalnego gdzie znajdowały się łóżka, kiedy usłyszała jak otwierają się drzwi. Jęknęła cicho, rozumiejąc, że jej odpoczynek skończył się jeszcze nim zdążyła go na dobrą sprawę rozpocząć.

    OdpowiedzUsuń
  26. Chyba każdy miał różne dziwne przygody z eliksirami. Na przykład kiedy Michael jeszcze studiował i robił eliksiry o wiele trudniejsze od tych, które znane były przez uczniów, stracił brwi. No bo mu buchnęło i całe się spaliły. Na szczęście znalazł zaklęcie, które je przewróciło - ale przez cały dzień wszyscy mięli z niego niezły ubaw. Nie raz oparzył się o gorący jeszcze kociołek, albo wylał na siebie żrącą maź. Raz nawet udało mu się przetopić cały drewniany stół i prawie podłogę sali, w której miał zajęcia. Wystarczył jeden błąd, a działy się rzeczy zupełnie nieprzewidywalne. Ale tak to już z eliksirami było i chyba dlatego tak bardzo je Misiek uwielbiał - bo były podobne do niego.
    - Przestań, ze mną się nie będziesz nudzić. - stwierdził spokojnie, puszczając do niej perskie oczko. Nigdy nie potrafiłby odnosić się do ucznia w inny sposób, niż na ty. Te całe "panno sraka", "panna owaka" doprowadzało go do istnego szału.
    - Nie jęcz mi tu i dupę w troki zbieraj. - mruknął, teatralnym gestem wskazując drzwi na korytarz. - Musimy. Mimo wszystko jestem tu, żeby ci pomóc. Wiem, że nie wyglądam, ale czegoś cię nauczę. Chodź.

    OdpowiedzUsuń
  27. [Tylko mi nie eksploduj, kochanie <3]

    Quidditch. Jedyna rzecz, którą wielbi na tym świecie... Stop. Moment. To nie jedyna rzecz. Przecież jeszcze lubi wypić bourbona, ewentualnie szkocką, a potem "chulaj dusza, piekła nie ma". Cesare należał do beztroskich facetów, którym lata koło nosa co sobie ludzie o nim pomyślą. Najważniejsze, że ma fanów dzięki byciu ścigającym Srok z Montrose. Co tu dużo chcieć do szczęścia?
    W tym momencie szanowny pan profesor latał sobie na miotle w tę i z powrotem ze swoją "kochaną" sową Serah, która co chwile robiła psikusa, inaczej mówiąc: starała się go wytrącić z miotły, ale Cesare jest mądrzejszy od zwierzęcia pod tym względem.
    W czasie tych ich nieczystych gierek Caito oczekiwał uczennicy, która bała się latać na miotle. Będzie miał ubaw.

    Cesare Caito

    OdpowiedzUsuń
  28. [Co ty na jakiś wątek? Pierwszy raz jestem na blogu z taką tematyką więc chyba potebuję małej pomocy we wdrażaniu się ;]
    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  29. [Dziewica od siedmiu boleści xD]

    Wolny czas był czymś wprost wymarzonym, szczególnie przez zmęczonego ucznia siódmej klasy, co to ma dość i fizycznie i psychicznie szkoły, gdzie uczą się machać kijkami. Listopad również nie zachęcał do wychodzenia z zamku, ale on musiał być inny. Nie miał zamiaru siedzieć w szkolnych murach, w tym zimnym budynku, gdzie wszędzie było pełno dzieci i ludzi uważających się za fajnych bo za nim łażą. A to było dość irytujące, aczkolwiek kiedy coś chciał dostawał to w kilka sekund.
    Tym razem pan Modest wychylił się z zamkowego mrozu na ten gorszy, deszczowy klimat. Założył na siebie zimową kurtkę, schował skostniałe dłonie do kieszeni i szedł prawie wbity w puchówkę do Hogsmeade. Tylko tam w trzech miotłach mógł się napić czegoś mocniejszego. Po iluś tam minutach szybkiego marszu, cały zmoczony wlazł do pubu. Od razu siadł niedaleko kominka i zamówił whiskey. Ze szklaneczką w ręku obserwował ludzi.
    [Modest Pasque]

    OdpowiedzUsuń
  30. Może i trzeba lubić, ale mimo wszystko, nie może to być przecież aż tak skomplikowane. Wystarczy trochę uwagi, uważne przeczytanie tekstu i umiejętność zastosowania go w praktyce - czy on o wiele prosił? Przecież to nie było niewiadomo co, naprawdę. Ale chyba każdy miał jakieś słabości - coś, czego ogarnąć umysłem nie potrafił. Na przykład Misiek nigdy nie ogarnie wróżbiarstwa. Ani numerologii, czy starożytnych run. To nie była jego działka - dzięki nieistniejącemu bogu!

    - Tak, tak, wiem. Wiele osób mi to mówi. - odpowiedział, zamykając za sobą drzwi od swojego gabinetu na klucz, który zaraz wsunął do kieszeni. - Chcesz, ale jeszcze o tym nie wiesz. - stwierdził z rozawionym uśmiechem, kierując się do mniejszej klasy, która służyła do nauczania eliksirów. Otworzył drzwi i gestem zaprosił ją do środka.
    - Na siłę wbijać nic do głowy nie zamierzam, aż takim brutalem nie jestem. - westchnął teatralnie i zaraz usiadł na skraju ławki przy której usiadła dziewczyna.
    - Weź kociołek, nalej połowę wody i rozpal mały płomyczek. - poinstruował ją.

    OdpowiedzUsuń
  31. [Jakiś fajny? :D Powaliłaś mnie tym na kolana ;P]

    OdpowiedzUsuń
  32. [Uhm... tak wątpię w to ;D ]
    Wszystko było pięknie i w porządku, whiskey była z lodem. Choć na zewnątrz było wręcz lodowato tutaj przy kominku wręcz przeciwnie, a do tego musiał być chłodny napój. Rozgrzewający.
    Oczywiście, co piękne szybko się kończy i już po chwili przed nim pojawił się szkrab, denerwujący, irytujący i jeszcze jaki tam był. Claire Summers, jego dręczycielka, Gryfonka pojawiająca się znikąd. Tak jakby go śledziła i robiła wszystko żeby zwrócić na siebie jego uwagę. Dość komiczne, zwłaszcza, że byli w dwóch znienawidzonych domach.
    -Co takie dziecko jak Ty robi w takim miejscu jak to? - spytał olewając zupełnie jej powitanie. Zauważył, że takie ignorowanie często ją wkurzało. Pochylił się nieco i odebrał swoją szklankę.
    Modest

    OdpowiedzUsuń
  33. [NICZYM CUD NAD WISŁĄ! PATRZ, ZACZĘŁAM! *.*
    co prawda wyszło jak wyszło, ale jest.]

    Zawsze jest ktoś taki, lub coś takiego co pomaga nam żyć albo za wszelką cenę robi wszystko by wszelkie plany, ustalenia i nadzieje rozwiać. Na nieszczęście w życiu Dean'a więcej było tych upierdliwych spraw chociaż czasami zdarzały się i te dobre chwile. Rzadko bo rzadko, a jednak.
    Jakiś promyczek postanowił nieco rozjaśnić te smętną twarz i ciągle smutne oczy, chociaż to wszystko i tak pewnie jedno wielkie wyolbrzymienie. Aczkolwiek trudno jest nie zauważyć tej promienności, która pojawia się na twarzy krukona za każdym razem kiedy jego jasnobłękitne oczy dostrzegają pewną gryfonkę...
    Chociaż i w tej sprawie pojawiło się coś złego. Dobra, może nie do końca złego. Jednak Dean się bał. Długo zastanawiał się czy w ogóle powinien nawiązywać ponownie kontakt z wcześniej wspomnianą pannicą. Bo co jeżeli będzie miała mu za złe, że tak nagle zniknął? Co jeżeli nie będzie chciała z nim już rozmawiać? Lub co gorsza nie dostrzeże w nim Dave'a? Tak. Strach w pewien sposób paraliżował część jego życia. No ale przecież musiał być twardy, musiał być silny.
    Nie miał pojęcia jak to się stało, że ponownie zaczął z nią rozmawiać. To się po prostu zaczęło. Głupie cześć, wspólne narzekanie na pogodę. I proszę. Znów może być koło niej, ciesząc się dobrym towarzystwem.
    - ja im pokażę, durnie i ćwoki - mruczał rozzłoszczony pod nosem. Doskonale wiedział jak to jest być krzywdzonym. Starał się nie zadawać bólu innym, jednak nie zamierzał ingerować jeżeli komuś coś się już działo. Zamierzał jedynie wymyślić później coś, by się odegrać za każdego zranionego dzieciaka Hogwartu. Albo coś takiego.

    Dean

    OdpowiedzUsuń
  34. [Uroczo. Ech, magia Skośnych. :D Rozumiem, że to było nieśmiałe pytanie o wątek, tak?]

    OdpowiedzUsuń
  35. [To fajnie.]

    Wish

    OdpowiedzUsuń
  36. [Cóż, trudno mi dać jakiś pomysł, ponieważ po przebrnięciu przez Twoja kartę wydaje się ona być bardzo.... specyficzna i nie potrafię znaleźć punktu zaczepienia. Ani wspólnego roku, ani wspólnego domu, zainteresowań... charakter... cóż, też niezbyt... hm, naprawdę nie mam pomysłu :(]

    OdpowiedzUsuń
  37. [Och, no to go sobie musimy zrobić :>.]

    OdpowiedzUsuń
  38. [Ach tak? :D]

    - Kolorowe kredki w pudełeczku noszę, kolorowe kredki bardzo lubią mnie! – takie słowa mniej więcej niosły się pustym korytarzem wyśpiewywane, a właściwie wywrzaskiwane przez pewnego Krukano, który tego właśnie dnia odkrył w sobie niezwykły talent wokalny. Nie spotkał jeszcze nikogo, choć było późne popołudnie, toteż nikt nie mógł wyprowadzić go z błędu. I tak oto kolejne strofy obijały się echem od kamiennych murów, mrożąc ektoplazmę w ciałach (?) snujących się z umęczoną miną duchów.
    - Kolorowe kredki, kiedy je poproszę, namalują wszystko, to co chcę~! – wydarł się znowu, z prawdziwą gracją wskakując na niski parapet wielkiego okna z witrażem, za którym chowało się jesienne słońce ostatnimi promieniami barwiąc podłogę różnobarwne cętki.
    Przez chwilę patrzył zafascynowany pod nogi, by potem przejść do refrenu (Namalują domek i na płocie kotka i wesołe słonko na pochmurne dni! A gdy w kosmos lecieć przyjdzie mi ochota, prawdziwą rakietę namalują mi!), który jednak urwał się znienacka, bo do uszu Akiry dotarł stukot czyichś kroków. Pewny, że to jakiś nauczyciel, który już nerwowo nie wytrzymał tego recitalu, z niewinną miną oparł się o ścianę i zaczął z niebywałym zaangażowaniem studiować ogłoszenia wywieszone na wielkiej tablicy w końcu korytarza.

    [Nie jest to pewnie szczyt Twoich marzeń, ale tylko tyle z siebie wydobyłem.]

    OdpowiedzUsuń
  39. [Myślę, że by się dogadali <3.]

    OdpowiedzUsuń
  40. [Grozisz mi? ]
    On o tym wiedział, za każdym razem gdy gdzieś się pojawiał ona też tam była. Czysty przypadek? Nie sądził, raczej chodziła tam gdzie on lubił chodzić. Tylko skąd o tym wiedziała. Przesądzone spotkanie tych dwojga było chyba najgłupszym pomysłem tego u góry. Chociaż jak to się tam mówi w mugolskim świecie, jeżeli Bóg nie przyjdzie do góry, góra przyjdzie do niego, czy jakoś tak. Zresztą, nie ważne.
    Jego brew poszybowała mimowolnie do góry, ta dziewczyna chyba lubiła go irytować, a znał ją... hmm kilka minut.
    -Możesz, nie zabraniam. - westchnął ciężko. Machnął ręką na kelnerkę, która po chwili przyniosła mu szklankę. Nie miał zamiaru bawić się w kotka i myszkę z tą dziewczyną. - Aczkolwiek Twoja osoba jest dla mnie utrapieniem, więc z łaski swej, póki jeszcze nie jestem zły, rusz swoje cztery litery i dręcz innego chłopaka, który będzie na Ciebie leciał, bo nie jesteś w ogóle w moim guście, i nawet jeśli teraz w tej chwili rozebrałabyś się i próbowałabyś mnie kusić nie wyszłoby Ci.
    Modest Pasque

    OdpowiedzUsuń
  41. [Fryteczki do tego? <3]

    OdpowiedzUsuń
  42. [Zepsuta to może za mocne słowo, ale alkoholem i czymś do palenia nie pogardzi :D]

    Keira

    OdpowiedzUsuń
  43. [Pięć złotych <3.]

    OdpowiedzUsuń
  44. [Nie pieprz, że zrobiłaś grzeczną Eklerkę ;o Ale mi tam pomysł pasuje. Zacznę, jak poogarniam wszystko inne. ;]

    Keira

    OdpowiedzUsuń
  45. [Dziesięć złotych <3.]

    OdpowiedzUsuń
  46. Odwrócił głowę od tablicy ogłoszeń, słysząc ironiczny w jego mniemaniu komentarz dziewczyny. Zmarszczył brew, jakby właśnie oglądał niesamowicie interesujący eksponat muzealny i nie wiedział, jak się do tego zabrać. Odetchnął za to z ulgą. To nie był nikt szkodliwy. O ile tacy ludzie w ogóle byli w tej szkole.
    - Nie wiem, co mam ci na to odpowiedzieć. Może powinienem dośpiewać kolejną zwrotkę, żebyś mogła się jakoś przekonać do tego przedszkolnego hitu, jak mówisz? – zastawił się przez minet, ani na chwilę nie zbity z tropu – Lub też po prostu cię zignorować? Zwykle nie lubię być osaczany przez niezorientowane w prawdziwej sztuce małolaty kierujące tak naprawdę w próżnię swoje idiotyczne uwagi. – dodał po chwili z lekkością i rozbrajającym uśmiechem na ustach. Założył dłonie za siebie i obszedł ją, jakby Gryfonka przeszkodziła mu w jego wyimaginowanym spacerze po estradzie w świetle reflektorów z miękkim czerwonym dywanem pod stopami. O tak, dzisiaj widziałby się w takim miejscu.

    OdpowiedzUsuń
  47. [ Ok, no to chcę wątek. Albo powiązanie, o! :) Jakieś pomysły? ]
    Emma

    OdpowiedzUsuń
  48. Nie, nie była załamana. Po co miałaby zadręczać się jakimiś szarymi myślami, które prowadziły donikąd? Nudne się to zrobiło, a Keira nudnych rzeczy nie lubiła.
    Nawet płakała rzadziej. Stwierdziła, że nie powinna marnować wody z organizmu, bo się odwodni i wtedy to będą powody do płaczu, ot co. Wolała mieć przy sobie inną wodę. Przez ó w środku.
    Miała zapas wody przez ó. Zaopatrzyła się na rok szkolny, bo potem mogłyby pojawić się problemy ze zdobyciem nektaru w szklanej butelce. Cóż, może alkohol nie wydłużał życia i nie czynił ludzi nieśmiertelnym, ale dzięki niemu można przynajmniej żyć w świadomości, że jest się bogiem i panem świata. Przez krótki czas. Potem trzeba zdychać i przeklinać się w duchu, że chciało się być królem za bardzo. Keira raczej nie miewała kaców. Tylko czasami, gdy naprawdę przesadzała. Ale takie libacje to tylko na specjalne okazje, a nie co wieczór.
    W szaliczku niosła dwie butelki Ognistej, która może i wódką nie była, ale i tak dobrze się ją piło. Narzekać nie można. Szaliczek w żółto-czarne pasy się przydał. Dzisiaj robił za mufkę. A w mufce butelki.
    Po drodze zatrzymał ją jeden z nauczycieli, pytając się, dlaczego nosi szalik na rękach, a nie na szyi. Odpowiedziała, że to teraz taka moda i że zima idzie, to się trzeba ogrzewać. Szybko uciekła z miejsca rozmowy, mając zamiar poszukać towarzysza lub towarzyszki do picia. Przecież samej to już nie jest taka frajda.
    Najpierw była w lochach, potem kręciła się niedaleko kuchni, aż w końcu odwiedziła obie wieże. I pod wieżą Gryfonów, zobaczyła Claire, z która miała już okazję troszkę się poznać. To nie było tak, że Keira sprowadzała ją na złą drogę. Ona po prostu chciała z kimś pić, a Claire pojawiała się w odpowiednim miejscu i czasie.
    Uśmiechnęła się do Gryfonki znacząco, dając jej do zrozumienia, ze jej szalikowa mufka zawiera skarb i trzeba się go pozbyć.

    Keira

    OdpowiedzUsuń
  49. [ Uwaga, piszę i zacytuję Twoje słowa: Tylko się nie spal xDD ]

    Albus od zawsze wiedział, że jak ma problem, to ma się też do kogo zwrócić. I wbrew pozorom nie chodziło tu o jego kochanego braciszka, który z tym swoim pojebanym lekko charakterkiem bardzo mało rzeczy brał na poważnie. Tak więc trochę po północy wyszedł z dormitorium w samych spodniach od piżamy, sam seks, i zszedł do dormitorium, błyszczącego jeszcze ciepłym pomarańczowym blaskiem od wielkiego kominka. Wiedział, że ją tam zastanie. Odkąd pamiętał, a znali się naprawdę długo, Claire była nocnym markiem, a fotel tuż przed kominkiem był jej ulubionym miejscem. Al wiedział też w co się wyposażyć, więc klapnął sobie na poręczy jej fotela i westchnął od serca. Na podołku położył jej dużą paczkę żelkowych misiów, jako przekupienie do wysłuchania jego żali.
    - Stwierdzam, że jest ciężko.

    OdpowiedzUsuń
  50. [ Hmmm. :D To może niech się znają, bo obydwie są w Gryffindorze :) Okoliczności, to np. w sali jadalnej na jakimś posiłku albo może gdzieś w dormitorium? :) Mogą wpaść na siebie nawet przypadkiem. ]
    Emma

    OdpowiedzUsuń
  51. Mu też zachciało się śmiać. Tak dokładniej z tego, co od niej usłyszał i tej próbie ataku na jego własną osobę. Całkowicie niepoważna Gryfonka. Przywykł, że zwykle wszyscy w tym domu byli nienormalni..
    - Niewiele obchodzi mnie, co ty sadzisz na temat mojego śpiewu. – wzruszył beztrosko ramionami i po raz kolejny wydarł się: „KOLOROWE KREDKI, W PUDEŁECZKU NOSZĘ~!” podnosząc jeszcze bardziej głos, kiedy dziewczyna zatkała sobie demonstracyjnie uszy. Dopiero po odśpiewaniu tej linijki zamilkł na moment, uśmiechając się jak małe dziecko, które właśnie dostało największego lizaka z wystawy.
    - Także, o słodkie dziewczę, daruj sobie te komentarze i zmiataj stąd! – tu strzepnął sobie z ramienia niewidzialny kurz w pełnym nonszalancji geście, by potem wskazać jej dłonią odpowiedni kierunek – Nikt cię tutaj nie zapraszał. – dodał jeszcze po chwili – Więc miej na tyle klasy i opuść mój genialny występ, którego nie jesteś godna. – to ostatnie powiedział takim głosem, jakby był jakimś cesarzem skazującym na banicje jednego ze swoich niskich poddanych niegodnych nawet… rozwiązania mu rzemyków u sandałka. Czy jakoś tak.

    OdpowiedzUsuń
  52. Gryfcie.
    Takie to stworzenia, co to siedział w nich istny szatan, 666, pożoga, Sodoma, Gomora, cicha woda i Apokalipsa.
    Nie no, może rzeczywiście trochę przesadzam.
    Może Gryfcie nie były takie złe, bo to podobno całkiem szlachetne, dumne i odważne bestie, nie?
    Upierdliwe też, o czym Wish już nie raz miał cudowną okazję się przekonać. Bo niektórzy to już to do siebie mieli, że się chcieli koniecznie ze wszystkimi zaprzyjaźnić. Bo tak, bo to fajnie, jak się wszyscy kochają, a już najlepiej, żeby się jeszcze seksili, ale to już inna bajka, o której mogłabym poprowadzić kolejny nudny wywód, więc chwilowo skupię się na tym. Też będzie nudnawy, żeby nie było, że nie ostrzegałam.
    Wish miał to do siebie, że na innych ludzi patrzył jak na takich, co mu chcą krzywdę zrobić i utwierdzał się w przekonaniu, że wszyscy go oszukują, wszyscy są przeciwko niemu i w ogóle to się wszyscy NA NIEGO uwzięli. Bo tak, bo on jest biedny i uciemiężony.
    To nie było do końca tak, że uważał się za samotną i samowystarczalną wyspę, co to sobie bez innych poradzi. Nie - on lubił ludzi, ale tylko wtedy, gdy traktowali go jak powietrze i pozwalali w spokoju analizować mu ich zachowania. Żeby poznać musiał zrozumieć. Żeby zrozumieć musiał obserwować, więc chwilowo poprzestał na takim etapie.
    I pewnie byłoby tak do tej pory, gdyby nie fakt, że swoją nadmierną oryginalnością wzbudzał pewne zainteresowanie. A że do zbytnio asertywnych osób nigdy nie należał, to owszem, często podejmował rozmowę. Bo o niczym potrafił pleść jak nikt inny, a już na pewno prawie tak dobrze jak ja. Fajnie, nie?
    Nie spodziewał się jednak, że ktokolwiek może go nachodzić w jego własnym dormitorium. No dobra, własnym jak własnym, ale zawsze jakoś w ten deseń. Był już świadom faktu, że dla panienki Summers stał się kimś w rodzaju pierdoły, co to słuchać potrafi, można do niej gadać ile się chce, a nawet jej czasem dopierdzielić, a ta pierdoła i tak będzie potulnie potakiwać głową i od czasu do czasu wtrąci swoje mało znaczące trzy grosze.
    No ale żeby tak sobie po prostu włazić i stwierdzać, że tutaj jest syf, burdel, a tak w ogóle to mogliby częściej sprzątać, a potem z lubością walnąć się na pierwsze lepsze łóżko (przed chwilą określone mianem syfiastego) i rozpocząć własny wywód na temat beznadziejności edukacji w tej szkole, no to kto to tak widział?
    A nie, wybacz, to w sumie normalne.

    [Robisz przelew, mam rozumieć?]

    OdpowiedzUsuń
  53. [No oczywiście, że wiesz! Jak możesz mnie tak ranić?!]

    OdpowiedzUsuń
  54. - A czy ja kiedykolwiek o tym nie wiedziałem? Proszę Cię. - prychnął z udawanym oburzeniem i przewrócił teatralnie oczami. Pycnął ją po ręku, kiedy wzięła kolejnego żelka. - Czerwone są dla mnie! - z pełną satyskacji miną zjadł miśka. Zdecydowanie, byli najlepszymi przyjaciółmi. Od zawsze i na zawsze, bo gdy się zawiąże przyjaźń mając jedenaście lat, to chyba się wie, co robi, prawda? Na początku nie wierzył w istnienie czegoś takiego, że chłopak z dziewczyną nijak się nie dogada nie będąc w związku. No bo o czym tu rozmawiać? O dupie Maryni? Ale okazało się, że w ich przypadku nawet rozmowa o dupie Maryni miała głęboki sens i potrafiła być fascynująca. I za to Al Eklerkę uwielbiał.
    - On mnie nie zauważa. - jęknął żałośnie, mając na myśli kolejną swoją uczuciową fascynację, która potrwa zapewne trzy dni.

    OdpowiedzUsuń
  55. [W takim razie moje piękne, kochane, myśl nad powiązankiem. <3]

    OdpowiedzUsuń
  56. Historii magii to chyba nie ogarnia nikt w całej szkole. Powinni wysłać Binnsa na jakąś emeryturę, czy co. Tylko jak wysłać na emeryturę ducha, który nie musi jeść, spać i nie żyje? Tu był już niestety nieco większy problem. Może kiedyś wszyscy uczniowie zaprotestują i powiedzą, że nie chcą go za nauczyciela?
    - Nie patrz jak kura na lisa, tylko się bierz, bo mi tylko młodość marnujesz. - rzucił, widząc jak ta wgapia się w kociołek. Chyba nie było nic zbyt skomplikowanego w napełnieniu go wodą i podpaleniu?
    - Tak, tak, dumny niczym moja matka jak przyłapała mnie z chłopakiem w łóżku. - wymamrotał pod nosem i zeskoczył z ławki. Przez chwilę krążył pomiędzy półkami ze składnikami, po czym wrócił do niej z kilkoma i położył je przed nią.
    - Zrobimy prosty wywar wzmacniający. Korzenia posiekasz, nasiona zmiel, a liście pokrusz... - zaczął, wskazując kolejne składniki. Podał jej jeszcze odpowiedni nóż.

    OdpowiedzUsuń
  57. [Teraz i mi się ona przypomniała i mnie prześladuje ._. A wącimy, wącimy <3 Tylko ustalamy wpierw jakieś powiązania? :D]

    Dominic

    OdpowiedzUsuń
  58. - Jagodowe lizaki są dobre. - oznajmił z miną znawcy, jakby tylko takowymi lizakami się zajadał, co było po części prawdą. Nie było jakąś tam wielką tajemnicą, że Al wszelakie słodycze uwielbiał, zwłaszcza te mugolskie, takie jak właśnie żelki czy lizaki, ale też na przykład batony Marsy. Dla wygody objął Claire w pasie ramieniem, sięgając po kolejnego żelka, zielonego tym razem. - No wiem że się nie da, no. Ale on jest jakimś cholernym wyjątkiem od cholernej reguły. - zmarszczył brwi na kolejne słowa przyjaciółki. - Jak to? To bardzo łatwe do ogarnięcia. To wszystko wina Lily, która rozpływała się nad tymi wszystkimi mugolami w telewizji. No i ja też zaczął zauważać, że faceci, zwłaszcza starsi, z zarostem i tatuażami są strasznie pociągający. - chłopak aż się rozmarzył.

    OdpowiedzUsuń
  59. On gryźć też umiał, a co. I Claire nawet ślady miała, bodajże gdzieś w okolicach szyi i obojczyka, kiedy to pijany w trzy dupy Albus pomyślał sobie, że jest wampirem. A że za nagle i całkiem według niego wówczas normalne ugryzienie dostał przez łeb to już inna historia. Tak, z tym facetem było coś nie tak. Zdecydowanie. Olewał Ala, a przecież nikt normalny tego nie robi. Bo przecież nie ignoruje się chodzącej zajebistości! No i się teraz chłopak załamał, tak że w krótkim czasie paczka pozbyła się wszystkich zielonych żelków. - Nie mów tak do mnie, wiesz, że tego nie lubię. - mruknął. Miał nie dość, że dwa imiona, to nazwisko znane w całym magicznym świecie i nie za bardzo mu się podobało rozgłośnianie tego. - Tak, pewnie myślimy o tym samym osobniku.

    OdpowiedzUsuń
  60. Clarie Summers. Osoba całkowicie obojętna naszej Zojce, ale jednak ją kojarzyła. Kilka wspólnych lekcji, w końcu w jednym wieku były, ale żeby znały się jakoś bardziej to nie. Nic z tych rzeczy, nawet można by stwierdzić, że Gryfonka była jej całkowicie obojętna, ani jej nie grzała ani nie chłodziła, jak większość ludzi w zamku. O nie, na większą uwagę panny Iwanowej trzeba było sobie zasłużyć, dopiero wtedy zaczynała cię mieszać z błotem, przyglądając się temu z najsłodszym uśmiechem świata.
    - Na trzeźwo nie jestem w stanie pewnych rzeczy robić, alkohol to podstawa - wyznała, ciągnąc brunetkę w stronę pokoju życzeń, który dziwnym zbiegiem okoliczności był w okolicy.
    Najlepsze miejsce, w którym można było dojść do siebie, wystarczyło tylko poprosić o dużo wody. I jakieś proszki. No i ewentualnie miskę, w której lądowały wszystkie niechciane w organizmie substancje. Na to się jednak nie zapowiadało, a Summers naprawdę bardzo się przydała, bowiem opierając się na niej było Zoyi o wiele lepiej iść. Ot co, żyćko.

    Zoya

    OdpowiedzUsuń
  61. Ledwo usłyszał krzyk dziewczyny, bo wiatr był dosyć mocny i słyszał świst, gdy latał. Caito znajdował się na wysokości bramek do kafla, po czym zrobił zwrot i pikował w dół w stronę panienki Summers. W ostatniej chwili zeskoczył na ziemię, a miotła zatrzymała się obok Gryfonki. Cesare miał na ustach wlepiony łobuzerski uśmiech.
    - Co tam, lwico? Gotowa zmierzyć się z lękiem w cztery oczy? - zapytał, podchodząc do niej swobodnym krokiem.

    OdpowiedzUsuń
  62. Szczerze powiedziawszy, to w swojej głębokiej i wiecznie mającej miejsce obserwacji świata, Wish jak do tej pory nie rozkładał wszystkich Gryfciów na czynniki pierwsze. Nie bardzo go więc interesowało, kto jaki jest, kto jakie ma cechy, kto się czym wyróżnia, a kto robi za jeden wielki beznadziejny schemat. Mógłby to uzasadnić dumnie brzmiącym stwierdzeniem, że niby ma lepsze rzeczy do roboty, ale nie miał, więc nie mógł użyć takiego argumentu, nawet jeśli nikt od niego jakiegokolwiek uzasadnienia nie wymagał. On tak dla siebie chciał, więc utrzymywał chwilowo, że go to interesuje.
    Nie włazili mu w drogę, on im nie właził, było dobrze. Trzeba też zauważyć, że przecież tych Gryfiaczków ze wszystkich siedmiu klas to się w cholerę wręcz namnożyło, naprawdę. Więc praktycznie niemożliwym by było, żeby każdego analizować pod kątem oryginalności i indywidualnych cech.
    Ale racja, ostatnimi czasy ci ludzie to się coraz bardziej schematyczni robili. Wszyscy tacy albo źli i mrohni, albo nadmiernie weseli. I tak źle, i tak niedobrze.
    Smutne, nie? Chyba najwyższy czas, żeby się pociąć tą skórką od ogórka.
    Nie miał nic do ludzi bezpośrednich, ale rzecz jasna zaczynał coś mieć, kiedy oni zaczynali przesadzać. Claire jeszcze nie przesadzała, toteż spokojnie mógł przyjąć do wiadomości jej przylepiasty i bezpośredni sposób bycia. Bo mu nie przeszkadzał. Bo mu jeszcze nim żadnych planów nie pokrzyżowała, bo mu nie szkodziła i jak na chwilę obecną śmiało mogła sobie gdzieś tam obok funkcjonować. Bliżej czy dalej - Wish już w to nie wnikał.
    - Idź kogoś zgwałcić - zaproponował całkowicie poważnym tonem, odrywając się na chwilę od czynności, która niesamowicie go pochłaniała.
    Tak, właśnie próbował coś znaleźć w tym całym burdelu.
    - Potem wróć i opowiedz mi jak było.

    [Do 7 dni roboczych.]

    OdpowiedzUsuń
  63. Mężczyzna uniósł jedną krzaczastą brew do góry gdy usłyszał słowa ciemnowłosej. Latanie na miotle we dwoje? Na jednej miotle we dwoje? Normalnie można pokusić się o stwierdzenie: randka we dwoje. W myślach uśmiechnął się rozbrajająco, ale za to w jego oczach szło dostrzec iskierki rozbawienia. Zaczynało robić się ciekawie.
    - Skoro sobie panienka tak życzy to damy przodem. - wskazał ruchem dłoni miotłę, która wisiała w powietrzu obok Claire.
    Jak dobrze, że byli smukłej budowy, bo inaczej to nie zmieściliby się na jednej miotle. Mogliby w końcu stworzyć dwuosobowe miotły do latania.

    OdpowiedzUsuń
  64. Odwrócił głowę w bok, czując jak kanapa ugina się pod ciężarem, a raczej przez skok dziewczyny. Zerknął na nią tymi swoimi ślepiami, w których na chwile obecną tkwiły rozzłoszczone świetliki.
    - Czy oni nie mogą po prostu sobie odpuścić? - spojrzał na nią pytająco. Doskonale znał odpowiedź, wiedział jacy potrafią być uczniowie. Dziewczyna nie musiała nic mówić, on przecież wszystko wiedział.
    Wziął głęboki oddech po czym spojrzał na nią i te jej żelki. W normalnych sytuacjach nie pogardziłby nimi jednak w danym momencie Dean był za bardzo na nie. Nie żeby był od razu obrażony na cały świat i wszystkie żywe stworzenia, jednak ten dobry humor gdzieś znikł. Ulotnił się i nic nie wskazywało na to, by miał szybko powrócić.

    [wstyd mi za to wyżej, aczkolwiek usprawiedliwię się jesienną chandrą, która mnie niestety dorwała...]

    Dean

    OdpowiedzUsuń
  65. [no przecież ja jestem nieśmiertelna, w gruncie rzeczy:P ale Ty nadałaś Claire jakiś nowych dziwnych rodziców i Zuzia nie ma już dzieci:( :P]

    OdpowiedzUsuń
  66. [powiedzmy, że Ci wierzę :P]

    Chciałby. I to cholernie mocno chciał zbawić cały świat. I chociaż zdawał sobie sprawę z tego, że to wszystko jest niemożliwe, nie mógł się z tym pogodzić. Wciąż czuł ten ból, gdzieś tam w środku... I nasilał się on za każdym razem kiedy Dean widział jak komuś dzieje się krzywda. Był tchórzem. Cholernym tchórzem, który wolał na to patrzeć, nie robiąc kompletnie nic. Znając ten cholerny ból.
    Spuścił głowę w dół, pozwalając dziewczynie na objęcie i całusa w policzek. Wziął głęboki oddech i spojrzał na nią. Wiedział, że chce go pocieszyć jednak nie mogła tak naprawdę niczego zrobić. Czuł się winny. Bo przecież mógł coś powiedzieć, zrobić... Jednak się bał. Bał się tego, że znowu oberwie, że znów każdego dnia będzie musiał przeżywać piekło.
    - Czasami mam wrażenie, że w piekle jest lepiej niż tu - szepnął po chwili, zerkając na dziewczynę. Sięgnął ręką po żelkę by sprawić jej przyjemność. W końcu Ona jedyna była przy nim cały czas. W ramach wdzięczności między innymi nie chciał sprawiać jej przykrości - wstyd mi za siebie samego - dodał, odgryzając brutalnie żółtemu misiowi głowę. Spojrzał na owego misia i oblizał nerwowo usta - jestem do bani Claire - dodał i wsadził sobie do ust resztę ciała misiaczka.

    Dean

    OdpowiedzUsuń
  67. Ich drogi były po prostu cholernie pokręcone, ale na każdym zakręcie spotykali się. Nie było to winą ani jego, ani jej. Chociaż co do tego drugiego Modest nie był w stu procentach pewny. Nie wiedzieć czemu, ale ta dziewczyna nie to, że irytowała swoją osobą. Za każdym razem jak tylko ją widział miał ochotę wziąć swoje manatki i zabrać dupę w troki.
    -Ja, moja droga. - uśmiechnął się iście diabelskim, aczkolwiek niezmiernie pociągająco. - wiem o tym, że na mnie lecisz. - puścił jej oczko. Gdyby nie zwróciła na niego swojej uwagi, gdyby nie spodobał się jej z pewnością teraz nie siedziałaby obok niego popijając z jego szklanki jego whiskey, którą zamówił. Po prostu ignorowałaby go tak jak to robi większość dziewczyn, po "związku" z jego osobą.
    [Modest Pasque]

    OdpowiedzUsuń
  68. - Ja? Stary? Wypraszam sobie. Jeszcze cztery lata temu byłem w szkole, dopiero co studia skończyłem. Nie jestem stary, młoda. - stwierdził, przewracając oczami. Odwrócił się do niej plecami, żeby sprawdzić, czy czegoś czasami nie zapomniał i wtedy dostał nasionem w kark. Westchnął przeciągle, przewracając oczami.
    - Co ty mi tu za dziecinadę odstawiasz? - mruknął ze znudzeniem, zaraz przyglądając się jej poczynaniom.
    Słysząc jej kolejne słowa, parsknął cichym śmiechem.
    - Biseksualistą. Chyba nigdy nie usłyszałaś czegoś podonego od nauczyciela, co? - zapytał, unosząc lekko brwi. On zawsze otwarcie mówił o swojej orientacji, żeby później nie było wielkiego zdziwienia. Zresztą... co w tym złego, że lubi i chłopców i dziewczynki? Ma lepiej, bo nie ma do wyboru tylko połowy populacji, a całość!
    - Ejeje, nie tak... - mruknął, widząc co ta robi. Złapał ją za łapki i westchnął przeciągle. - Korzenia na kawałki. Pomogę ci, dobra? - rzucił, głosem nie wznoszącym sprzeciwu. Wrzucił nasiona do naczynia w którym się mięliło i podsunął je jej. - Zmiel to, ja pokroję korzenia. I na razie nic nie dodawaj. - polecił jej, chwytając za nóż. Kiedy wykonał swoją czynność, od razu widać było, że to jego pasja. Szło mu to tak sprawnie i szybko, że aż było to nie do uwierzenia. Odstawił kawałki korzenia na bok, po czym pokruszył suszone liście pomiędzy palcami. Podsunął jej dłonie z liśćmi pod nos.
    - Patrz jak pachnął. To one sprawiają, że eliksir będzie zjadliwy.

    OdpowiedzUsuń
  69. Co do tego miała rację, Modest wiedział jak wygląda i wiedział doskonale jak działa na dziewczyny czy też kobiety. Większość z nich leciało nawet na jego egoistyczny charakterek. I tu się już myliła, dla nikogo nie był uprzejmy, ani nawet delikatnie przyjemny. Po prostu taki był i koniec.
    -Z Tobą czy sam? - spytał z wrednym uśmieszkiem. Uniósł wzrok za nią i naprawdę był zaskoczony, gdy oblała go tak drogim alkoholem, który właśnie on kupił. Jak śmiała zrobić coś takiego. - Właśnie pokazałaś jak Cie obchodzi moje zdanie. - zaśmiał się arogancko. Strzepał whiskey z włosów, przez chwilę wyglądając jak pies. Dopił to co miał w swojej szklance i ruszył za nią. Nie będzie mu smarkula rządziła. Zanim cokolwiek zamówiła, chwycił ją w pasie i przerzucił przez ramię. Jeszcze nie wiedział co jej zrobi, ale będzie to coś strasznego. Ruszył żwawym krokiem do wyjścia nie przejmując się zdziwionymi spojrzeniami klientów Trzech Mioteł.
    [Modest Pasque]

    OdpowiedzUsuń
  70. Westchnął i pociągnął nosem, chcąc dodać teatralnej dramatyczności swojemu jakże wielkiemu problemowi. Chętnie skorzystał z żelków na wyciągniętej dłoni Claire i jak odkurzacz wciągnął wszystkie grzecznie przy tym dziękując, bo niewychowanym prostakiem to on przecież nie był. Wiedział, że przyjaciółka nie przepada za jego uczuciowymi preferencjami, no ale on nic na to przecież nie mógł poradzić. - Wiem, że dzieci nie będzie. - oznajmił marszcząc brwi, z miną jakby Claire raczyła go oczywistymi oczywistościami.

    OdpowiedzUsuń
  71. Wierzycie w to ludzie, że te istne diable, które właśnie niósł z początku nic sobie nie robiło z tego, że je zabrał. A teraz tak jakby chciało się wyrwać z jego rąk, robiło dosłownie wszystko, ale nawet siniaki na plecach (chociaż uderzenia wyobraźcie sobie nie były mocne) go nie powstrzymają. Nawet ciekawskie spojrzenia mieszkańców Hogsmeade nie były w stanie go zatrzymać. Szedł równym, mocnym krokiem w stronę Hogwartu. O tak, właśnie tam się na niej zemści. Nie będzie mogła uciec z jego objęć. Och tak, już się śmiał w duchu z tego co jej zrobi. Och, jak będzie zaskoczona, zdziwiona i wszystko inne ma raz jak jej to zrobi.
    -Złość piękności szkodzi Summers. - powiedział ze śmiechem, uniósł wolną rękę i dał jej mocnego klapsa w tyłek. - Uspokój się bo kara będzie jeszcze gorsza. - rzekł z mściwym uśmieszkiem śmiejąc się prawie że okrutnie.

    OdpowiedzUsuń
  72. Wiedział doskonale, że dziewczyna ma zabójcze myśli. Z pewnością chętnie by go zabiła, albo zrobiła coś straszniejszego. Aczkolwiek Modest się tym nie przejmował. Jej groźbami i uderzeniem w tyłek też nie, chociaż uniósł lekko brew do góry, a z jego ust wydobył się cichy pomruk niczym zadowolonego kociaka.
    -Nie lecisz na mnie ale mnie macasz. - mruknął do niej cicho. - Dziewczynie nie przystoi tak kląć. - zrugał ją marszcząc brwi. Zaśmiał się słysząc jej słowa, pokręcił głową, a nawet jeśli kilka osób przystanęło i patrzyło na nich zaraz zaczął wszystko wyjaśniać.
    -Przepraszam, przyjaciółka jest pijana i gada głupoty. - komu by uwierzyli, porządnie ubranemu młodemu chłopakowi czy dziewczynie wiszącej na ramieniu nie wyglądającej na zbyt opanowaną. No właśnie... także nikt nie zareagował na jej krzyki. Natomiast Modest przyspieszył jeszcze bardziej.

    OdpowiedzUsuń
  73. Albusowi już tyle razy powtarzano, ze jest słodki, uroczy i w ogóle przerozkoszny, że już prawie zaczynał w to wierzyć i to go nieźle przerażało. Bo się przecież starał takim nie być, pasować do swojego nazwiska i do domu, do któregp trafił. Bo jeszcze nie daj Boże do Ślizgonów go przeniosą i to będzie dopiero tragedia... Aż się wzdrygnął.
    - No i kij mu w oko, jak tak. - mruknął, już całkiem rozeźlony tym, że ostatni zielony misiek zniknął z paczki. Zielony w pytkę Zbysia! Al westchnął ciężko i oparł czoło na ramieniu przyjaciółki.

    OdpowiedzUsuń
  74. Nie w ogóle się nie przejął jej grożeniem, tyle razy ile dziennie mu grożą to po prostu kosmos. Po jakimś czasie idzie się przyzwyczaić, a potem w ogóle można to ignorować. Tak jak to robił właśnie w tej chwili. Wchodzili już na szczęście na teren Hogwartu, więc zemsta przychodziła wielkimi krokami, które robił. Kiedy ponownie go uderzyła poczuł to mocniej, mimo wszystko miała jakąś tam siłę w łapce.
    -Nie rób tak więcej, bo się podniecę. -zakpił z niej głośno. Dostrzegł w końcu miejsce swojej zemsty. - Nie musisz się martwić, ziemi nie dotkniesz. - powiedział przystając przed wodą na błoniach. Nie czekał ani chwili na jej protesty, zamachnął się i z wielkim impetem dziewczyna wpadła do wody.

    OdpowiedzUsuń
  75. - My lubimy się najebać, nie mała? - wiedział, że nie lubiła, jak tak do niej mówił, ale z jego wzrostem wiele dziewczyn było niższych od niego, co na dobrą sprawę było tak naprawdę całkiem urocze.Dlatego, zupełnie rozczulony tym pocałunkiem, wstał jakimś cudem z fotela i chwycił za różdżkę, bacznie się rozglądając, czy jakiś nocny marek im się tu nie przypląta czasami z pretensjami, co oni tu wyczyniają w środku nocy. Bo każdy by się zdziwił, gdyby zobaczył pół nagiego chłopaka, stojącego z wyciągniętą różdżką nad skuloną na fotelu drobną dziewczyną. Jak nic, złe zamiary, zabić ukatrupić i tak dalej. A Albus jednym machnięciem wyczarował butelkę burbona i dwie szklanki, po czym do obu nalał szlachetnie bursztynowego płynu. Podał jedną Claire i znów zajął wcześniejszą pozycję.
    - Ale pić to trzeba za coś, skarbie. - oznajmił, z miną znawcy, zastanawiając się nad jakimś wyszukanym toastem.

    OdpowiedzUsuń
  76. Z początku naprawdę go to rozbawiło, niestety po jakimś czasie, gdy dziewczyna nie wynurzała się jakby to powiedzieć. Przejął się jej losem. Zastanawiał się czy robi sobie jaja czy też może doznała szoku termicznego.
    W ogóle przestał się śmiać, a zaraz potem zrzucił z nóg buty jesienny płaszcz i wskoczył za dziewczyną do wody. Cholernie zimna była, ale nie przejął się tym. Mógł ją przecież zabić swoim dziecinnym zachowaniem. Pod wodą musiał otworzyć oczy i gdy dostrzegł drobną sylwetkę dziewczyny wynurzył się, żeby nabrać powietrze i zaraz po nią wrócił. Chwycił za dłoń i przyciągnął do siebie, by po chwili wynieś ją z tego cholernego miejsca. Ułożył ją na ziemi i pochylił.
    Cholera! Nie oddychała, nie widział najmniejszych objawów tego, że dziewczyna pobiera powietrze. Złapał się za głowę, ale zaraz się pozbierał. Jak to było, trzydzieści ucisków klatki piersiowej i trzy oddechy. Starał się i starał, tylko żeby przeżyła.

    OdpowiedzUsuń
  77. Po którymś tam oddechu w końcu zauważył, że oddycha. Boże niebieski pierwszy raz w życiu był tak szczęśliwy jak teraz. Nie zabił jej! Żyła! Mój Boże ona żyła! Gdy tylko się ocknęła miał ochotę ją przytulić, ale zaraz cały jego zapał zniknął gdy tylko otworzyła swoją niewyparzoną mordkę. Ale nie przejął się tym,aż nadto. Dalej był szczęśliwy, że nie utopiła się. Boże... czy ona nie umiała pływać, dopiero teraz o tym pomyślał. Nie odpowiedział na jej słowa, teraz po prostu musiał zabrać ją z tego chłodu. Założył buty, zarzucił na nią swój płaszcz i chwycił za plecy i pod kolanami unosząc ją do góry.
    -Nie pozwolę Ci się przeziębić. - powiedział stanowczo idąc pewnym krokiem w stronę zamku, jego głównym celem było zaniesienie jej do Skrzydła Szpitalnego.

    OdpowiedzUsuń
  78. Nawet jeśli zaczęłaby się wyrwać i bić go nie wypuściłby jej z ramion, za dużo przez niego przeszła. A mimo wszystko i ten chłopak posiadał coś takiego jak sumienie, które z pewnością dałoby mu w kość gdyby ją tak zostawił na pastwę losu na błoniach.
    -Zawsze taki byłem, ale nie zauważyłaś tego. - posłał jej delikatny uśmiech tak inny od wszystkich, które do tej pory widziała.
    Otworzył szeroko oczy, ale zaraz jego mina ponownie stała się, zwykła, oziębła i takie tam. Nie mógł jej przecież okazać jak bardzo był zaskoczony jej zachowaniem. -Nie ma sprawy. - bądź co bądź czuł się winny. I tak niósł ją właśnie tam, gdzie nie chciała iść.

    OdpowiedzUsuń
  79. Nie okazywał tego jak jest mu zimno, bo po co. Co w tej chwili mógłby zrobić, żeby się ogrzać, rzucić gdzieś dziewczynę i pójść do dormitorium. Żaden szanujący się ślizgon nie zostawiłby dziewczyny w takim stanie. Jego kroki echem rozchodziły się po pustym korytarzu, aż w końcu doprowadziły go do Skrzydła Szpitalnego.
    -nie masz wyboru. - westchnął, czuł się winny tego jak teraz dziewczyna reagowała na głośniejsze mówienie, gdyby tylko wiedział, że nie umie pływać. Posadził ją na jednym z łóżek i z rezygnacją spojrzał na drzwi. Oczywiście dostanie opieprz od pielęgniarki, ale usiadł na krześle obok łóżka na którym leżała ona.
    -Zadowolona? - spytał naburmuszonym tonem, już dawno by stąd zwiał.

    OdpowiedzUsuń
  80. Widząc jej postawę to wywrócił teatralnie oczami. Ach te zbuntowane nastolatki. I kto to mówi? Sam nie był lepszy.
    - Dramatyzujesz, kochana. - stwierdził bezpardonowo, podchodząc bliżej miotły i stanął tak, że obiekt latający był między nimi.
    Spojrzał na nią wyczekująco tymi swymi jasnoniebieskimi ślepiami.
    - Mam Cię pociągnąć za nogę czy sama przełożysz ją za miotłę i usiądziesz na niej? - zapytał, unosząc zaczepnie brew, usmiechając się jednym kącikiem ust.
    Z niektórymi to trzeba było naprawdę pobawić się w instrukcje obsługi. Daj nogę tak, a nie inaczej, siadaj tak, pochyl się tak. Jak dobrze, że miał niemalże anielską cierpliwość do ludzi.

    Cesare Caito

    OdpowiedzUsuń
  81. Miała okienko. Jakimś cudem, dodam. Ostatnimi czasy kilka grupek znajomych nagle postanowiło zaznać trochę tej "innej" magii, jaką daje wróżbiarstwo. Urywała jej się przez to głowa. A tego przecież nie znosiła - pędu, stresu.
    "Co za głupie domysły", pomyślała stając przy otwartym oknie na jednym z korytarzy. Wyciągnęła z torby paczkę papierosów, wsadziła jednego do ust i odpaliła końcem różdżki. Usiadła na parapecie zwieszając nogi do wewnątrz budynku. Zaczęła stukać nerwowo paznokciami o ścianę, wypuszczając w tym samym czas gęsty kłąb dymu. Westchnęła cicho. Zaczynała się nudzić.
    Wyciągnęła swoją różdżkę z torby. Delikatnie przesunęła po niej palcem, jakby głaskała swojego kota. Trzasnęła patykiem w powietrzu, a wokół niej pojawiło się nagle mnóstwo kolorowych motyli, pękających jak bańki mydlane. Zaczęła sama się do nich śmiać, jak kilkuletnie dziecko. Użyła różdżki jeszcze raz, żeby cały czas wylatywały z niej te urocze stworzątka, do których tak suszyła zęby.

    OdpowiedzUsuń
  82. Widząc Claire przechadzającą się po zamku o tej porze wcale się nie zdziwiła. Nie raz, nie dwa zdarzały im się takie spotkania. Z resztą, jak wiadomo, Connie nie należała do wybitnie surowych nauczycieli. Można by nawet rzec, że do pobłażliwych. Oprócz tego, że chamstwa i arogancji nie tolerowała nigdy. Stąd w sumie wynikało większość konfliktów między nią, a wychowankami Domu Węża.
    - Też czasami się zastanawiam czy coś ćpam. Może przez sen, ale chyba nie lunatykuję. - Odparła chichocząc pod nosem. Wlepiła swoje szarozielononiewiadomojakie oczy w znikające motyle. Ładny widoczek, taki wesoły. Uśmiechnęła się sama do siebie. Chciała jeszcze puścić trochę tych pękających owadów, ale zauważyła, że Summers przytrzymuje jej rękę. Z wrednym uśmiechem na ustach ją wyrwała i tym razem zasypała korytarz końmi a'la bańki mydlane, które zaczęły, dosłownie, wszędzie latać.
    - Wagary czy okienko? - Zapytała, patrząc się dalej na wytwory swojej różdżki. Wolną ręką wyciągnęła paczkę fajek i wysunęła w stronę dziewczyny. - Chcesz? - dopytała, po chwili odpalając szluga wetkniętego w popękane usta.

    OdpowiedzUsuń
  83. [ no i miło mi w trzy dupy z tego powodu. <3 Ty wiesz, że chyba mnie znasz? *-* chociaż w sumie wolałabym się nie przyznawać. ._. znaczy się ja Eklerkę kojarzę zewsząd dosłownie, zawsze Ci bardzo zacnie wychodzi, zaiste. <3]

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  84. [nazwalam Eklerka, acz tak szczerze nigdy watku nie mialam, ot co! *-* kojarzysz mnie, bo albinosia Lullaby vel Zjawa w oczy sie rzucala, potem Neb zreszta tez. *-* Ja to tylko dziwadla robic umiem, takie flegmatyczne popierdolence, huh. Ale sie zawsze poznac mozemy blizej, omnomnom. <33 tylko dzis, dzis pusty leb, ale potem cos wykminie. *-*

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  85. [JA nie lubię? Toż to pomyłka jakaś albo wierutne łgarstwo! Bo ja lubię każdego, o ile bawi go Koń Rafał. I tak: MAAAX <3 Bo mi Worralla zajumali :c]

    OdpowiedzUsuń
  86. [Bardziej mi się podobała wersja z Luczkiem, bo wzięłam jego zdj z ciemnymi kudłami i zrobiłam z Malfoya fakdesystem, co to sobie włosy farbnął, a tutaj do tej roli nikt mi nie pasował ;_; Rararararira Koń Rafał <3 Te, no, wątek jakiś?]

    OdpowiedzUsuń
  87. [Zależy, na jakich ludzi się trafi, jak jakichś fanatyków kanonu to wiesz, kiepścizna. Btw, dziewczyna ze zdjęć jest Polką, pamiętam jak na jednym grupowcu o wampirach napisała pod postem ze swoim wizerunkiem, że nie jest żadnym wampirem i nie życzy sobie, aby jej twarz została użyta do takiego chłamu czy coś w ten deseń XD
    Wątek, wątek... Z tego co kojarzę z innych Hogwartów, Claire to niezłe ziółko i raczej nie pozwoliłaby Malfoyowi sobą pomiatać, a on bardzo nie lubi jak się go nie słucha. Możnaby coś w ten deseń sklecić.
    Koń Rafał grał na fortepianie! Przestańmy, proszę XD]

    OdpowiedzUsuń
  88. - Jesteś, jesteś, ale jeszcze o tym nie wiesz. - oznajmił z jednym z tych swoich rozbrajających uśmiechów, przepełnionych pewnością siebie, jak cały Al zresztą. On nie był takim, który się waha, jak miał coś zrobić, to robił to i już, nie podejmował decyzji nad błahymi sprawami przez trzy dni. Zaśmiał się tylko na słowa dziewczyny i za jednym razem opróżnił całą swoją szklankę. Dobrą głowę miał, potrafił pić. Ale czasami, po zbyt dużej ilości, potrafił robić głupstwa i obawiał się, że zrobi coś dziwnego lub niewłaściwego przy Claire, przez co straci najbliższą sobie osobę. Bo to, że Eklerka taką osobą była, to wręcz logiczne. Nie miał innego tak dobrego przyjaciela jak ona.

    OdpowiedzUsuń
  89. - Ja jestem wielki? Ja? Kobieto, nie wiesz o czym mówisz. - no był wysoki, te jego metr osiemdziesiąt w jakiś tam sposób zawsze wyróżniało go z tłumu, ale przecież miał dopiero szesnaście lat i ciągle jeszcze rósł. Na zgrozę innych, w tym przypadku Claire właśnie. On wiedział o tych jej kompleksach i naprawdę starał się tak bardzo na ten temat nie wchodzić. - Ale pamiętaj, małe jest piękne. - z tymi słowami ucałował radośnie bok jej szyi o delikatnej i przyjemnie pachnącej skórze. Zaciągnął się na dłuższą chwilę jej zapachem i zamruczał. - Możemy grać, pod warunkiem że zaczniesz. - on też miał pewne podejrzenia co do tej gry, ale jak szaleć to szaleć.

    OdpowiedzUsuń
  90. Al reagował na te plotki różnie. Jak to mówią, "zależy jak leży". Czasami zbywal to tylko krótkim parsknięciem śmiechem, udając, że obchodzi go to tyle co zeszłoroczny śnieg i iść po prostu dalej, pokazując w jak głębokim poważaniu ma tych idiotów. Innym razem potrafił się nieźle wkurzyc i przyłożyć delikwentówi, a że refleks i siłę miał, chociaż może nie było tego po nim widać, to zazwyczaj kończyło się na złamanych nosach. Ale poza tym, to były przecież tylko plotki. Czasami żartował nawet, że ma w Claire własnego bodyguarda. Gdy usłyszał co ma zrobić, po prostu zaczął się śmiać, i to tak bardzo że aż dostał czkawki. Rzadko miał takie napady, chyba ostatnio przy okazji jak James przemalował ich pokój na różowo. Jednak po twarzy dziewczyny nie było widać, że to żart, więc wziął się ogarnął i odchrząknął.
    - Chyba Cię Bóg opuścił dziecko drogie. - stwierdził. Jednak po chwili uświadomił sobie, że Claire mogłaby wjeżdżać na jego honor Gryfona, więc wstał i westchnął. Pociągnął solidnie z butelki i otworzył wysokie, witrażowe okno. Wskoczył na parapet i spojrzał w dół, ciesząc się że nie ma leku wysokości. Zimny wiatr owiał jego klatkę piersiową. Rozłożył szeroko ramiona jak do lotu i wziął głęboki oddech.
    - Jestem królem świata, plebsy! - wrzasnął na całe gardło, a wiatr poniósł jego głos na najbliższą okolice.

    OdpowiedzUsuń
  91. Oczywiście ten jego krzyk nie został niezauważony. Bo chyba nawet Ślizgoni to słyszeli w tych swoich lochach, i potem znów po korytarzach poniesie się fama, że wielkiemu Potterowi odjebała szajba, bo się królem tytułuje, przy okazji obrażając arystokratycznych wychowanków Slytherinu poprzez nazywanie ich plebsem. A ludzie jak zwykle na drugi dzień zapomną i będą łowić kolejną sensację. Bo Albus był kopalnią skandali, bo jak to mówili złośliwi, Syn-Chłopca-Który-Za-Cholerę-Nie-Chciał-Umrzeć, ma dużo większe wymagania od reszty.
    Brunet zeskoczył z powrotem na ziemię i dołączył do wesołości przyjaciółki, znów śmiejąc się głośno przez dłuższy czas. W końcu opadł obok niej. - Okrutna jesteś, wiesz? Lemon chyba wyśle mnie do Munga w białym kaftanie. - oznajmił. - Wyzwanie, powiadasz... - namyślił się chwilę. Jedno machnięcie różdżka wystarczyło, żeby na środku pokoju wspólnego pojawił się podest z grubą, metalową rurą sięgającą aż do sufitu. - Chyba wiesz co z tym zrobić? - zapytał.

    OdpowiedzUsuń
  92. W Hogwarcie było mnóstwo ludzi, wiadomo, jak w każdej szkole. Byli ludzie ładni i ładniejsi, ponętne uczennice i nauczycielki, oraz przystojni uczniowie i nauczyciele przyciągający do siebie swoim naturalnym urokiem osobistym. I tak jak Albus jeszcze kilkanaście minut temu narzekał na swoje serce złamane przez jednego z nich, tak teraz zupełnie wywietrzało mu to z głowy. Bo kim jest jakiś tam facet w porównaniu z czystym pięknem, które właśnie było tuż przed nim? Chłopak aż westchnął siadając wygodniej na przepastnym fotelu nie mogąc oderwać wzroku od zgrabnego ciała Claire. Otworzył usta, ale dopiero po chwili wydobył się z nich dźwięk.
    - Mówił Ci ktoś że jesteś piękna? - bardziej kreatywny komplement mu nie przyszedł do głowy, cóż...

    OdpowiedzUsuń
  93. [OD SIEDMIU BOLEŚCI? To jest... Obraza! Ale ogólnie to mi pasuje.
    To je amelinium, o tym sie nie da gadać ;_;]

    OdpowiedzUsuń
  94. [Ja nie umiem zaczynać :c Mogę poczekać, zresztą sama powinnam wziąć się za konspekt maturalny, a tak mi się nie chceee ;_;]

    OdpowiedzUsuń
  95. [Z rozprawką i angielskim mogę ci pomóc jak chcesz XD]

    OdpowiedzUsuń
  96. [Ja i matma HAHAHHAHAHAHA żeś mnie ubawiła XD a co masz?]

    OdpowiedzUsuń
  97. [Humaniści do garów! XD Nie no, to ja algebry nie pamiętam w ogóle. Co ja mówię - NIC nie pamiętam. A od jutra próbne matury ;_;]

    OdpowiedzUsuń
  98. [Au :c Przynajmniej się wyśpię mwahaha.]

    OdpowiedzUsuń
  99. [mhm, mieeeeej jakis pomysl na Eklerke i Nocke, dam Ci za to cuksa. *-* bo zdycham i ogolnie dzis sie nie wyprodukuje za bardzo, ale moze jakos jutro zaczne, jak mi tu cokolwiek podrzucisz. Chyba, ze na zywiol idziem, wtedy zacznieeesz, prawda? <33 uratuj dziewcze zapierdolone szkola po pachy! *-*]

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  100. [znam Twoj bol, mam jutro polaka i angielski. D: w takim razie nie zbesztasz mnie, jak jutro cos rusze lepetynka, coo nie? *-* chociaz sadze, ze predzej zaczne, niz jakkolwiek je powiaze. Zobacze, jak moj mozg jutro zyc bedzie. :D]

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  101. [Nienienie, naprawdę xD jak znajdę, bo gdzieś na kartce zapisałam, abo na drugiego kompa wejdę to ci podam <3]
    Scorpius

    OdpowiedzUsuń
  102. [Phieh. Wiem, że nie. Dobra, kończymy spam tutaj skoro możemy gadać w shoutboxie, a jutro wątek zaczniemy xD]
    Scorpius

    OdpowiedzUsuń
  103. [Em może dziś zacznę, tylko podrzuć mi miejsce xD Serio powtarzamy ten z H23? Bo może wyjść jak ostatnio, Scorp nie kwapi się do macania byle kogo :D]

    OdpowiedzUsuń
  104. [W sensie "Ja pierwszy!""Nie, bo ja!"? xD]

    OdpowiedzUsuń
  105. [Tak zwana "kłótnia na poziomie" :D]

    Podobno obojętność jest gorsza od nienawiści, więc jeśli to prawda, to Scorpius był prawdopodobnie największym złoczyńcą znanym ludzkości. A przynajmniej społeczności Hogwartu. Bo nawet, jeśli czasem komuś przywalił albo pocisnął to nie robił to przez brak sympatii, a brak szacunku, co u niego równoznaczne było z kompletną nieczułością. Dotyczyło to wszystkich uczniów, bez dwóch czy nawet jednego wyjątku, ale nie o tym mowa.
    Problem w tym, że oni darzyli go tymi najmocniejszymi znanymi człowiekowi uczuciami, w sensie albo kochali, albo mieli ochotę zepchnąć z Wieży Astronomicznej. Kiedy takie chuchro jak Malfoy, choć niewątpliwie silny psychicznie, stykał się z tym na codzień nie było rady, musiał gdzieś się wyładować, inaczej zapewne skończyłby w Mungu na wydziale dla psycholi. Malfoy psychol, jakie to trudne do ogarnięcia!
    Azylem był oczywiście Pokój Życzeń, bo mógł się stać tym, czego blondyn akurat najbardziej potrzebował - pokojem pełnym ognistej, przytulnym salonikiem z kominkiem i książkami (tak, umiał i lubił czytać), ewentualnie pokojem dźwiękoszczelnym, gdzie mógł drzeć mordę w niebogłosy bez ryzyka, że ktoś skojarzy jego słodki głosik ze skrajnym szaleństwem.
    Był zły, cholernie, bo mu kazali na korki łazić, aby zaliczył jakiś tam banalny przedmiot, który mógł zdać z palcem w dupie, ale mu się nie chciało, bo był z niego za dobry. Niemal biegł kolejnymi korytarzami, taranując uczniów i wzburzając nauczycieli, ale w końcu dotarł na siódme piętro. Już miał przejść trzy razy wzdłuż wiadomej ściany, kiedy po drugiej stronie pojawił się KTOŚ. Ten Ktoś to była Summers, wnerwiała go i wyglądała jak kij od szczotki.
    - Ostrzegam cię, spadaj stąd, teraz ja bardziej potrzebuję Pokoju. - Warknął, patrząc na nią spod byka. Skąd wiedział, że Claire zmierzała do tego miejsca? Ano. Nic innego ciekawego na tym piętrze nie było.

    OdpowiedzUsuń
  106. Na brodę Merlina, dlaczego kobiety zostały stworzone ze wszystkich cech, które najbardziej irytowały facetów? Powinny milczeć, ewentualnie mówić 'tak kochanie' i 'obiad na stole', chodzić w samej bieliźnie i zawsze mieć ochotę na seks. Ale nie, bo po co? Po co człowiekowi ułatwić, można zesłać mu kobietę i doprowadzić życie do ruiny, szczególnie taką małą i wredną jak Summers, ale ta to już w ogóle biła wszelkie rekordy. Była najlepszym przykładem defektu fabrycznego w fabryce beznadziei, dowodem na to, że można bardziej schrzanić coś, co i tak jest do kitu.
    - No chyba śnisz, Summers. - Przedrzeźnił ją, machając dłońmi jak zbulwersowana nastolatka, dla której zabrało biletów na koncert Łan Erekszyn. - Moje potrzeby są ważniejsze i niewątpliwie realne, baby mają widzimisię i okres, to jedyne wytłumaczenie dla waszego irracjonalnego zachowania. - Prychnął i stanął krok bliżej ściany. Musiał się zastanowić, co chciał konkretnie ujrzeć po wejściu do Pokoju, jednakże w tej chwili byłaby to średniowieczna sala tortur, a nie chciał zabierać Summers ze sobą.
    - Więc z łaski swojej goń do wieży Ciotendorru, umyj podłogę albo czym się tam kobiety zazwyczaj zajmują. - Machnął na nią ręką jak na niepotrzebnego już lokaja i z zamyśleniem wlepił wzrok w mury kryjące cudowne drzwi.

    OdpowiedzUsuń
  107. [Ciotendorr, jakie to lamerskie, nie? XD Ale musiałam, sama mam z tego bekę XD]

    OdpowiedzUsuń
  108. [Ach, wytwórnia sucharów nabiera tempa xD]

    OdpowiedzUsuń
  109. [Nabijanie z innych uniwersalnym językiem porozumienia XD]

    OdpowiedzUsuń
  110. [Nie moja wina, że herbatę nazwali norweskim imieniem ._.]

    OdpowiedzUsuń
  111. [A Natalia tooo? XD Mam nadzieję, że tego nie przeczyta, bo mnie ochrzani jeszcze :c Nie mam pamięci do imion XD]

    OdpowiedzUsuń
  112. [PSAJ PRZEPRASZAM :C Bitch, I'm fabolous XD E, ja sobie idę, bo trza wstać o 5.30. A ty się nie śmiej tylko mi tam odpisz XD]

    OdpowiedzUsuń
  113. Aż zamrugał, patrząc na nią, bo myślał, że mu się po prostu to wszystko śni. Że to nic innego, tylko jeden z tych jego snów, w których Claire odgrywała główną rolę. Nigdy nie powiedział jej o tych snach, bo wiedział, że ona nie wierzyła w takie rzeczy i od razu by go wyśmiała, że jest jakimś cholernym romantykiem. No cóż. Może i był. Objął ją długimi ramionami w pasie i przyciągnął do siebie bardziej, chowając twarz w jej włosach, po czym zaciągnął się ich zapachem jak dymem z najlepszych papierosów. Dłonie ulokował na jej lędźwiach, delikatnie je gładząc. Zamruczał gardłowo pod tym pocałunkiem a na jego usta wypłynął błogi uśmiech. - Bo jesteś piękna, Claire. Najpiękniejsza. A ja chyba byłem ślepy przez te wszystkie lata...

    OdpowiedzUsuń
  114. On nie miał o uczuciach Claire zielonego pojęcia. Bo niby skąd? Gdyby chciała, żeby wiedział, powiedziałaby mu to od razu, bo nie mieli przed sobą tajemnic ani sekretów. Opowiadali sobie dosłownie wszystko o wszystkim, bez żadnego skrępowania. Ale skoro mu nie powiedziała, to wyraźnie miała ku temu jakieś powody. W głowie mu szumiało, w uszach czuł pulsowanie krwi. Alkohol na pewno już zaczął działać, ale przecież nie aż tak bardzo, żeby Albus nie wiedział co mówi. Dotknęły go jej słowa. Pewnie Claire myślała, że jego tak szczere i prawdziwe wyznanie było efektem zamroczenia alkoholowego.
    - Nie jestem aż tak pijany. Ale jak chcesz to zaraz mogę być. Accio Ognista. - mruknął zaklęcie, nie wiedząc skąd przybędzie najbliższy alkohol. Gdy butelka która wleciała przez otwarte drzwi wylądowała mu w dłoniach, odkręcił ją i zaczął pić.

    OdpowiedzUsuń
  115. Tak, on doskonale wiedział, jak to jest żyć z nieodwzajemnioną miłością, wiele razy to przeszedł, chociaż miał przecież tylko szesnaście lat. No ale cóż, serce nie sługa jak to mówią. Ale przecież gdyby usłyszał od niej to wyznanie, od razu by jej odpowiedział, nawet bez chwili wahania. Ale tak to już jest, gdy jedno nie wie o uczuciach drugiego, rodzą się te najgorsze lęki i obawy.
    Nie chciał, żeby mu przeszkadzała w piciu. Zarzucała mu że jest pijany, mimo, że był tylko lekko wstawiony i jeszcze kontaktował co robi. To teraz miał zamiar nawalić się w trzy dupy aż do urwania się filmu. Nie czuł niczego specjalnie dziwnego, tylko palący w gardło smak alkoholu. Ale gdy znów spojrzał na Claire, jego oczy zwęziły się w gniewie, po czym odepchnął ją od siebie.
    - Zawsze wiedziałem że jesteś samolubna, ale żeby aż tak? Proszę, pij do dna krasnalu, i tak jest niedobra. - warknął rozeźlony. Amortencja zaczęła działać. Tylko zupełnie wbrew swojemu przeznaczeniu.

    OdpowiedzUsuń
  116. [Pięć punktów dla Ciottendoru!]

    No ale przecież on był arystokratą, miał papiery, zamek jak się patrzy, a pewnie gdyby przyszło mu się pociąć, toby błękitem trysnął. A to, że świat dawał się traktować jak służba to nie jego problem, a przynajmniej skorzytsać sobie mógł, jak te obsrane ze strachu ćwoki robiły wszystko, co im panicz Malfoy rozkazał.
    Ale że ten, ona mu ciśnie czy co? Bo jak na razie brzmi to bełkot kobiety zdezorientowanej po wyjściu z kuchni, jakieś stawonogi, poduszki, płakanie... Co to miało być, jakieś kółko zakonnic z Gryffindoru?
    - Nie unoś się Summers. Mówisz tak, bo na ciebie nawet zdesperowany pedofil-gwałciciel nigdy nie spojrzy. - Powiedział spokojnie, przywdziewając na twarz minę największego sukinkota wszech czasów, brakowało tylko szluga i skórzanego fotela a'la Marlon Brando. I nie miał zamiaru jej odpuścić, kiedy ona się przykleiła do ściany, on zrobił to samo, ale plecami, bo miały większą powierzchnię niż wychudzone ramię tej szczotki.
    - Swoją drogą, wyjaśnij mi coś, bo zawsze mnie to ciekawiło - jesteś szlamą czy półtrollem, że trafiłaś do Gryfonów? Bo przypominasz i jedno, i drugie, ale uznałem, że nawet ty nie zasługujesz na takie potraktowanie przez los. - Zmierzwił włosy. Znaj jego dobroć, plebsie!

    OdpowiedzUsuń
  117. [Spokojnie, ja nigdzie nie idę, poczekam aż ci wena wróci! :D]

    OdpowiedzUsuń
  118. [yes, this is seks. na poważnie: ASDBBFFBFDBBHBH KLARUŚ! <3333]

    OdpowiedzUsuń
  119. [Jeżeli mam do czynienia z tą samą Claire Summers, która odwalała z moim Diethelem na h22 dawno temu to tak, znamy się :)]

    OdpowiedzUsuń
  120. [<333333333 zgadzam się na seks, ale najpierw potrzebne jest zaczęcie. Podołasz? <3]

    OdpowiedzUsuń
  121. [ach Ty wredna. Za karę dostaniesz przydługaśny wąteczek]

    Nie mógł zrozumieć, dlaczego Norris, zwana także Zapchlonym Kocurem, tak bardzo uwzięła się akurat na niego. Zwykły ślizgon, może trochę zbyt psotny, jednak to zawsze wychowanek Slytherina, a nie jakiś puchaczek do popychania przez zwierzę!
    Jackie biegł z zawrotną prędkością korytarzami Hogwartu, a za nim rozdrażniony drapieżnik na czterech łapach uzbrojonych w komplet pazurów. Kiedy minął kolejny róg i kolejnego zdziwionego trzecioklasistę, wparował do toalety dziewczyn, bo klamka do niej była bliżej niż klamka po której naciśnięciu byłby w drugiej, dla chłopców. Miał szczęście, że nie było tam nikogo. Odsapnął w końcu, ale serce dalej rytmicznie i szybko mu pulsowało jakby rwało się do egzotycznego, mugolskiego tańca, rumby czy innej salsy. Oparł się o zlew, odkręcił kran i nalał sobie wody do "koszyczka" utworzonego ze swoich rąk. Ślizgon przemył czerwoną od szaleńczego biegu twarz wodą, wytarł o rękaw i już miał zamiar wychodzić, kiedy ktoś inny w tym samym czasie wkroczył do toalety. Na początku przebrał nerwowo nogami, a potem postanowił zrobić z tego dziewczęcia głupka z przywidzeniami:
    - Co robisz w męskiej toalecie?- spytał jakby to było zupełnie oczywiste pytanie w takich okolicznościach. Prawidłowo powinno ono brzmieć "co ja robię w tym kiblu?".
    Kiedy w przedstawicielce ostatnio wojowniczej płci dostrzegł swoją znajomą z Gryffindoru, wiedział, że jego blef spełzł na klęsce.

    OdpowiedzUsuń
  122. - Czekam aż przyjdziesz i będę mógł cię podejrzeć.- rzekł śmiertelnie poważnym tonem głosu, po czym lekko parsknął śmiechem. - Bujałem się po korytarzu na trzecim piętrze, ale ta zapchlona kocica, Norris mnie tu przegoniła.- poskarżył się.
    Rzeczywiście, zawiodło go na trzecie piętro w czasie w którym powinien mieć, o ironio, eliksiry właśnie. Przedmiot ten uczony przez najgorszego padalca, który uparł się go nauczyć za wszelką cenę, do tego w towarzystwie wyjątkowo upierdliwych gryfonów (nie licząc Claire)oraz bezowocny w jego przypadku, bo aurorem zostać nie chciał, a w przyszłości mieszać morderczych zupek nie będzie zawodowo. Co do Norris i tego jaki on miał do niej stosunek - wydawało się, że nikt nie może nienawidzić jej bardziej od niego, oprócz pewnej narwanej gryfonki.
    - Pytanie brzmi co ty tu robisz, masz eliksiry. - założył ręce na pierś i przybrał cwaniacką minę. Ach ten Wilson, żartowniś.
    [stop it, you <3]
    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  123. Aż spojrzał w ten jej dekolt z ciekawości korzystając z jej rozbawienia. Wszystko na swoim miejscu, pomyślał i roześmiał się, ale tylko w głowie, bo nie zwykł do wesołego śmiechu. Tu mógłby w sumie zrobić wyjątek dla sprośnych myśli, ale po ptakach.
    - Skarbeczku najdroższy, nie jestem w stanie spełnić tej prośby.- buntowniczo orzekł. Nie będzie wychodził i już, a co. Mimo powierzchownego chłodu, temperamentny nie w tą stronę był.
    Jednoznaczne sytuacje nie zawsze były z góry jednoznaczne, zwłaszcza kiedy chodziło o Wilsona. Czasem na leżącego dorosłego faceta w łóżku z owcą ktoś mógłby powiedzieć, że po prostu lubi zwierzęta, a nie że owca jest jego żoną. Tak samo było z Wilsonem, chociaż o wiele częściej okazywał się mieć żonę niżeli lubić zwierzęta.
    - No i damom nie przystaje wagarować. To ja jestem ten zły.- zastrzegł sobie. Często nauczyciele żądni krwi młodocianych kujonów wręcz zakazywali młodziakom się zadawać z takim...Wilsonem. Nie dość, że nie zdał i zhańbił ambicje ślizgonów, to jeszcze wiódł olewatorski tryb życia, no i sprowadzał niewinne kobietki na złą drogę. A może to była najzabistsza droga na jaką można wjechać?
    Jedna jego brew zawadiacko powędrowała do góry.
    - W takim razie dałaś mi się zwieść.- mruknął tonem jakże powabnego eliksiru miłości. Fuj.

    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  124. - A co, działa?- kontynuował do lustra, do summersowego odbicia w nim raczej. Po chwili powagi nie wytrzymał i razem z Claire zaniósł się śmiechem. O nie, tylko nie to. Nie będzie się ślizgon śmiał, zwłaszcza taki jak on. Momentalnie zamilkł, ale sekundę potem znów zanosił się do łez. Jedyna osoba w tej przebrzydłej szkole, która tak na niego działała, że się śmiał, ale wolałby nie kraść jej dziewictwa za wcześnie, w jakiejś tam toalecie. Składzik na miotły byłby idealny. "Ale o czym my tu w ogóle mówimy?"
    - Chodźmy stąd, zanim ktoś nas przyuważy i nie wiadomo dlaczego uzna, że siedzę w damskim kiblu.- zakomenderował, patrząc już na dziewczynę zamiast w jej odbicie.

    [umieram na biolę, btw CO TO ZNACZY ŻE SUMMERS JEST DZIEWICĄ? :C KAJ JE TA CLAIRE CO JO ZNOM?]
    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  125. [NO BYŁA I SIĘ ZMYŁA? :( JAK MOŻNA ODEBRAĆ KOMUŚ NIE-DZIEWICTWO? W NIE-KOMÓRCE NA NIE-MIOTŁY?]

    Aż cisnęłoby się na usta zaproponować ową kanciapę lub w ostateczności Pokój Życzeń, ale chyba to drugie byłoby w porządku i to nie w zamiarze odebrania czystości dziewicy, a broń cię panie Boże! Tylko aby nudzie okrutnej zaradzić. Godzina do dyspozycji, w kiblu na pewno siedzieć nie będą jak te mięczaki i nie-nastolatki w ogóle.
    Kiedy wyszli z łazienki, Wilson wysunął się trochę przed Claire i szedł tak dłuższą chwilę.
    - Pokój Życzeń albo błonie.- postawił jej wybór, chociaż był chyba za prosty. Propozycja Pokoju Życzeń była niepokojąca, ale stabilna i nikt by ich nie przyłapał na wagarach, za to błonie były bardziej obszerne, co wcale nie dodawało im przystępności, chyba, że mówimy o przystępności dla woźnego, coby ich wyłapał jak ćmy wieczorem lecące do światła lampy i zakłócające cienie na ścianie naprzeciw. Stali na korytarzu, Wilson wbił sobie palec między żebra przypadkowo, bo był tak rozkojarzony przez niewyspanie, że nie trafiał na własny bok, aby tam nieskoordynowaną rękę oprzeć spokojnie. Czemu nie spał? Bo woził się po ciszy nocnej w Hogsmeade jak cwaniaczek z pod ciemnej gwiazdy.

    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  126. [Przecież wiesz, że wyraża]

    Niestety dla niego, nie grał. Co więcej:
    - Ehm...To jest jakaś inna odmiana Quidditcha?- nie miał pojęcia, co to są kręgle, z czym się to je, z czym podaje, czym zagryza. Był pod tym względem głupi jak but, ale do tej pory się tym nie przejmował. Na co mu kręgielnie, korty tenisowe czy inne tego typu mugolskie sporty? Kiedy chciał obejrzał mecz Quidditcha, kiedy chciał sam polatał na miotle i na tym się kończyła jego przygoda ze światem wzmożonej aktywności fizycznej. Ale oczywiście musiał udawać, że wie o co chodzi, jak najbardziej, zawsze istniała szansa, że trafi i nie wyjdzie na ignoranta.
    Zresztą, co go to kiedy obchodziło? Był ślizgonem, do diabła i nie cierpiał mugoli! Nie raz w swym życiu natknął się na nich, każdy wyglądał na steranego życiem.
    Pamiętał jak kiedyś wieczorem wyglądał przez okno, a tam szedł sobie z walizką jeden mugol. Miał tylko długi prawie do ziemi płaszcz, przez który nieco przypominał czarodzieja w roboczej szacie. Stał na przystanku autobusowym, a Jackiego niesamowicie bawiło, że kolejny wystraszony czarodziej przejedzie się za moment Błędnym Rycerzem. On sam kiedyś z ojcem jechał jednym, z miejscowości, w której pan Wilson Senior trochę sobie popił i musieli jakoś wrócić do domu. Wracając do sprawy mugola i autobusu- czerwony był dla Jackpota ogromną niespodzianką. Żadnej plakietki "Czerwony Rycerz", a na drugi dzień to ślizgon nawet spanikował, że BR ma konkurencję w Londynie. Parszywi mugole.

    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  127. [A jak <3]

    Mając nikłe informacje na temat tej dziwacznej gry, postanowił trochę się powymądrzać jak to on, nie obyło się bez dwuznacznego podtekstu.
    - To nie jest trudne, jeśli jesteś w tym dobra.- zaczął niewinnie.- Poza tym kto cię nauczył wkładać palce w te dziurki w kuli?- uśmiechnął się szeroko, wymownie patrząc na gryfonkę. No, tak. Stary Wilson nigdy się nie zmieni tak samo jak jego obecność w Hogwarcie. Ciekawe, czy następny rok też przesiedzi w szkole. Nikt by się specjalnie nie zdziwił, bo i nikt w niego nie wierzył. Był sobie taki, miał jakąś tam gromadkę znajomych, wszyscy rok młodsi, rozbrykani, dwulicowi. Ci starsi zajęli się już poważnymi rzeczami jak zbieranie kasy na podróż życia czy samochód, czy cokolwiek. A on? On dalej kiblował sobie, podrywając dzieciaki, za co może w czarodziejskim świecie dorosłych do Azkabanu nie zsyłali, ale w mugolskim owszem. Nie wiedział jednak o tym, w domu nie miał nawet telewizora, za okno na świat robił mu Prorok Codzienny przysyłany każdego dnia sowią pocztą i magazyn "Czarownica" prenumerowany przez jego matkę. Poczciwa kobieta, co? Nie.
    - I nie neguję wszystkiego co ma związek z mugolami, po prostu nie powinni wchodzić nam w paradę.
    No tak, staromodny i starolubny rasista Wilson wyskoczył z Konopi aby się mądrzyć o niczym nie mając pojęcia. Jak zwykle.

    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  128. [ A co chcesz w tym wątku co? Miód, cudy i orzeszki? Ślicznych chłopców i striptiz dla ubogich? XD]

    OdpowiedzUsuń
  129. [ Jednorożce powiadasz...]

    Bazyli ostatnimi czasy do najnormalniejszych nie należał. Co rusz zdarzało mu się wpadać na jakieś głupie pomysły, które później sprowadzały go na wieczną drogę ku szlabanom, ale jakoś mu to specjalnie nie przeszkadzało. Lubił jak coś się działo, a jakimś cudem nigdy nie miał odpracować swoich złośliwości na czyszczeniu- nie, zawsze trafiało mu się sortowanie książek w bibliotece, przepisywanie kartotek uczniów, czy też warzenie eliksirów. Miał chłopaczyna szczęście.

    Dnia tego, pięknego, słonecznego i takie tam stożki, Bazyli postanowił się ustatkować. Nie chodziło bynajmniej o znalezienie partnera życiowego, a strzelenie takiego żartu co by u na miesiąc wystarczyło. Miał ostatnio trochę dość kawałów, bowiem koniec semestru się zbliżał i myśl o tym, że powinien wracać do domu sprowadzała na niego nie tylko koszmary, ale i mdłości. Musiał się więc zrelaksować przy ostatnim psocie i zacząć powtarzać materiał.

    Postanowił więc, ku chwale jego poprzednikom, zabawić się w kotka i myszkę. Dosłownie. On miał być kotem, podczas gdy jego ofiarą była Pani Norris. Adekwatnie, prawda?

    Zaczadził się więc na wyliniałe zwierze przy gryffindorskich włościach i złapał ją w płótno. Miał już kota w worku!
    Następnie zajął jakąś sale, na prawo od czerwono złotej wieży i zaczął się bawić.

    Pierwszym co zrobił było dodanie tej potworze rogu. Następnie przemalował ją na wszystkie kolory tęczy i zaczarował tak, by zamiast miauczeć, parskała niczym koń. I tak oto pierwszy raz w historii Hogwartu, po szkolnych korytarzach miał się przechodzić tęczowy jednorożec.

    - No dalej Rainbow Dash, czas pokazać moc przyjaźni! - parsknął śmiechem wypuszczając zwierzaka na korytarz.

    OdpowiedzUsuń
  130. To przecież nie była jego wina, że amortencja nie zadziałała tak, jak powinna. Zawsze tak było. Gdy ktoś był już zakochany, eliksir powodował wręcz odwrotne uczucie. I dlatego Albus tak się teraz zachowywał wobec Claire, która powinna znać przyczynę, skoro ten eliksir przyrządziła i umieściła w butelce swojego alkoholu. Nie obeszło go to, że się obraziła i poszła. Teraz miał ją głęboko i daleko, i jeszcze nie wiedział, że jak napój przestanie działać, to będzie tego bardzo, bardzo żałował. Nie zamierzał więcej pić, bo już czuł zbliżające się objawy jutrzejszego kaca, więc z hukiem odstawił butelkę na stół i opadł w fotel, patrząc w kominek nieprzytomnym wzrokiem.

    OdpowiedzUsuń
  131. Albus też specjalnym geniuszem w eliksirach nie był, po pierwsze że nienawidził tego przedmiotu, a po drugie nienawidził wszystkiego co Ślizgońskie. Chociaż w sumie jego drugie imię, należące do Księcia Eliksirów do czegoś powinno zobowiązywać, ale cóż. No i dlatego Potter nie wiedział co się z nim dzieje, w jego mózgu poprzestawiało się w ten sposób, że takie zachowanie uważał za zupełnie normalne, jakby zapominając, że Claire jest jego "BFF i jeszcze dłużej" i zarazem dziewczyną w której ulokował swoje ulotne do tej pory uczucia. Kaca miał wręcz niemiłosiernego, miał pustynię w ustach i perkusję pod czaszką, ale na śniadaniu pojawić się trzeba było. Denerwował go każdy głośniejszy dźwięk, każda rozmowa prowadzona podniesionym głosem. Nie zwrócił uwagi na Claire, ale gdy ta oblała go kawą, warknął.
    - Summers, Ty jesteś taką idiotka od urodzenia czy dopiero się uczysz? A może potrzebujesz okularów?
    Siedzący obok nich rozwalony jak żaba na liściu siódmiak patrzył na tą scenę i zrobiło mu się żal dziewczyny. Mimo wyglądu tępego osiłka był dobrym uczniem i postanowił jej pomóc, zwłaszcza że wiedział co się dzieje między tą dwójką.
    - Pierwsza kłótnia małżeńska? Coś Ty go amortencja napoiła, że teraz tak na Ciebie warczy? - no, to powinno jej wszystko rozjaśnić.

    OdpowiedzUsuń
  132. Chłopak spojrzał na nią i pokręcił głową z wyraźną dezaprobatą. Zacmokał.
    - Brawo Summers. Nareszcie widać, że używasz mózgu. Tak, on Cię teraz tak traktuje, bo napój miłosny wywrócił wszystko do góry nogami. Bardziej łopatologicznie się nie da. - stwierdził, nawet nie starając się jakoś zamaskować kpiny w głosie. Patrzył na nią raczej jak na dziecko specjalnej troski niż na zdolną czarownice. A Albus siedział i się wkurwiał, że cały jest mokry, zły i w ogóle buntował się przeciwko całemu światu, że uniemożliwiają mu cierpienie w samotności.
    - Możesz iść jazgotać gdzie indziej? One i tak już nie żyją, chociaż zapewne na Twój widok zaczną myśleć o powtórnej bolesnej śmierci. - prychnął tylko, różdżka usuwając plamę ze spodni.

    OdpowiedzUsuń
  133. Albus też nie zwrócił najmniejszej uwagi na to, że dziewczyna wybiegła z sali jak oparzona. Może wzięła sobie do serca swoją radę i teraz poszła maltretować duchy swoją obecnością? Jeśli tak, to szczerze im współczuł. Wrócił do mizernego skubania swojego śniadania, bo żołądek prędzej domagał się klina niż jajecznicy z szynką. Po jakimś kwadransie w wielkiej sali, a zwłaszcza przy stole Gryfonów znów zrobił się niezły raban, gdy Claire przepychała się na swoje miejsce deptajac po drodze kilka osób. Spojrzał niepewnie na butelkę którą wcisnęła mu w dłoń i zmarszczył brwi. Ale skoro jego brat kazał mu to wypić... Opróżnił zawartość jednym duszkiem i aż się zakołysał, a głowa rozbolała go jeszcze bardziej.
    - O kurwa, Claire, nigdy więcej z Tobą nie piję. Nawet za dwie paczki żelkow...

    OdpowiedzUsuń
  134. A do jego świadomości powoli zaczynało wszystko docierać. Zupełnie tak, jakby to co wyczyniał wczoraj i dziś, teraz oglądał na filmie. Czuł się z tym zdecydowanie dziwnie, bo praktycznie nic nie pamiętał. No, musiał się naprawdę porządnie nawalić, bo jeszcze nigdy tak mu się film nie urwał. To wszystko co powiedział Claire... wydawało mu się być tylko złym snem, skutkiem zbyt wielu procentów. Przecież nigdy by jej czegoś takiego nie powiedział. Komuś innemu na pewno, bez wahania, ale nie swojej najlepszej, ukochanej przyjaciółce.
    Uderzenie odczuł jak huk wystrzału armaty i dopiero po chwili złapał się za nieznośnie piekący policzek.
    Spojrzał na dziewczynę i już otworzył usta chcąc wygłosić chociażby prowizoryczne przeprosiny, ale usłyszał słowa, których za nic w świecie nie chciał nigdy usłyszeć. Przecież to nie może tak być, najwspanialsza przyjaźń na świecie zepsuta jednym głupim eliksirem? Albus nie czekał długo, tylko od razu pobiegł za dziewczyną.. Przecież nie mógł tego tak zostawić, do ciężkiej cholery!

    OdpowiedzUsuń
  135. [co nie, że by mu pasowało? w sumie to on nawet miał pracować jako dupacz na cały etat, ale takie ekskluzywny, no. potem zmieniłam koncepcję, bo za parszywą mordę Peter ma i żaden normalny dżentelmen, by od niego nie chciał. znaczy ktoś by chciał, ale pewnie wyszłoby za biednie. a jak za biednie, to godność swą też ma i nie da. dlatego jest prawiczek, fajowsko.]

    Peter Izaak

    OdpowiedzUsuń
  136. [Mówiłam, że łatwiej będzie :D]

    Sacker

    OdpowiedzUsuń
  137. [Tylko wiesz, tu może pojawić się problem nieco innego kalibru, ale w sumie lepsze to, niż taki Malfoy :D]

    Sacker

    OdpowiedzUsuń
  138. [ Służę pomocą przy rozgrzeszeniu (jakkolwiek to głupio brzmi) ;p ]

    Lavi.

    OdpowiedzUsuń
  139. [Beard jest za przystojny dla mojego Petera, póki co jednak nie mogę znaleźć czegoś, albo raczej kogoś, odpowiedniejszego.
    ale on tak do babeczek z rezerwą podchodzi!, ma brzydki zgryz i kompleksy. chociaż zawsze znajdzie się jakaś dla której będzie tak karykaturalny, że aż do brania. no, tylko że o taką trudno.
    Dbał już o cnotę 22 lata, kiedyś taka go chcica w końcu najdzie, że sprzeda tyłek na ibaju.]

    OdpowiedzUsuń
  140. [Bo co jeśli Claire mu przywali? ;<]

    Sacker

    OdpowiedzUsuń
  141. [ Robimy, z miłą chęcią, a ma panienka Claire jakiś pomysł? ;) ]

    Lavi.

    OdpowiedzUsuń
  142. [Mój Alojzik może robić do niej jakieś głupie miny, wiesz, takie w stylu ostatniego gifa, a ona akurat ma pms, to się wkurwi :D]

    Sacker

    OdpowiedzUsuń
  143. [ Mnie się bardzo podoba, bo jeszcze takiego wątku nie miałam ;) A skoro będzie lubiła go nachodzić, to może Lavi sobie wróci ze swojej popołudniowej włóczęgi i zobaczy słodką Claire w swoim mieszkanku, bo niestety Lavi zamyka drzwi tylko kiedy mu się przypomnij, a że zazwyczaj o tym nie myśl, to każdy może wejść i poczuć się jak w domku ^^ ]

    Lavi.

    OdpowiedzUsuń
  144. [SACKER NIE SNACKER, nie kojarzy ci się z 'Sucker'? xD Bo taki był zamiar XD]

    Sławni amerykańscy naukowcy mogliby potwierdzić, że w pewnych chwilach samo patrzenie na Rulona przyprawiało człowieka o białą gorączkę, szczegółowe badania można było przeprowadzać zwłaszcza na panienkach z napięciem. Na bank rozwścieczone smoki przy nich wymiękały, a spojrzenie bazyliszka przy tych wytrzeszczonych gałach stawało się po prostu śmieszne.
    Ale co poradzić, że Aloise nie umiał się powstrzymać przed pseudouwodzicielskim przygryzaniem warg czy mierzeniem kobiecej sylwetki w sposób tak bezczelnie wymowny, że to chyba aż pod molestowanie podchodziło? Najlepiej się bawił przy tych nieśmiałych, co to zaraz się rumieniły i próbowały zniknąć; były też te wrażliwe i nabuzowane, które albo od razu łapały go za tyłek, albo tak jak Summers próbowały sprawdzić skuteczność samego patrzenia.
    - Ale że co? - Odgarnął z czoła niesforny loczek, który przypominał raczej sprężynkę. - Powinnaś wyluzować, niemniej jeśli cię uraziłem to miej serce i nie zabijaj mnie. Chyba, że wybierzesz przed tym jakieś tortury, wiesz, smaganie pejczem albo zakucie w kajdanki... - Jego zamyślony, niemal zrezygnowany ton gryzł się mocno z tym, że poruszył szybko brwiami i oparł się łokciem o parapet, wpatrując w Gryfonkę bez mrugnięcia okiem.

    OdpowiedzUsuń
  145. [ Zacznę bardzo chętnie, tyle że jutro, bo za chwilę będę się zbierać, a chciałabym jednak nie pisać na "odwal się". Mam nadzieję, że poczekasz kilka godzin ;) ]

    Lavi.

    OdpowiedzUsuń
  146. Można było nawet powiedzieć, że Wilson był swoistym mistrzem w rzucaniu dwuznacznych tekstów jak dzieciak góra czternastoletni, a przecież to dorosły czarodziej był. Z niektórych rzeczy nie udało mu się wyrosnąć, a fakt, że dalej siedział w szkole potęgował ów skrzywienie.
    - Zobaczymy...- burknął pewny siebie. W końcu nie było żadnego sportu, w którym nie dałby sobie rady. Jeśli chodziło o mugoli, cóż... Może o tym zapomniał, ale grywał z nimi w bilarda i jakoś nie przeszkadzało mu wtedy, że zadaje się z niemagicznymi, po prostu wbijał co pojedyncze piłeczki do dziurek. O właśnie, dziurki! Wszędzie one, prześladowały każdego sportowca niesamowicie. Jednak czy to nie zabawa, taki bilard, lub kręgle? To sport czy zabawa w końcu? W naszych głowach piekli się wiele myśli, ale Wilsona jest o wiele mniej złożony na szczęście i nie musi się obawiać przegrzania swojego pięknego móżdżku.
    Zaniepokoił się, kiedy dotarli pod drzwi Pokoju Życzeń, ale tylko dlatego, że mógł usłyszeć za nimi jakiś szmer za rogiem. Może to kotka Filcha powłóczyła swoimi łapami przez przypadek, szpiegując ich? Albo sam woźny charłak skrywał się przed nimi? Mógł też się przestraszyć przegranej z dziewczyną w mugolską grę.

    [oj boże boże, życie gimbusa jest ciężkie, chemia się wita i o zdrowie nie pyta]

    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  147. Lavi poderwał się z drewnianej ławki, gdy uświadomił sobie, że dłonie zdrętwiały mu od zimna. Pogrzebawszy w kieszeni, wyciągnął pomiętą paczkę papierosów. Skierował się wolno i niezbyt chętnie do czterech pustych ścian swojego skromnego mieszkania. Jesienna pogoda powoli zaczęła ustępować miejsca tej zimowej. Stark uwielbiał zimie, bo zdawał sobie dobrze sprawy, że po niej następuje wiosna - życie budzi się do życia, a cały świat pogrążony w mroku, zostaje tchnięty przez złociste promienie słońca.
    Przyglądał się z zaciekawieniu papierosowi, którego wyjął z paczki i po chwili włożył go sobie do ust. Uniósł głowę ku górze, uśmiechając się delikatnie na widok niedbałego szlaczku, tworzącego się z kłębiastych chmur. Wyciągnął jeszcze zapalniczkę i zapalił papierosa.
    Stark wtopił się w tłumu, roześmiany, milczący, tylko czasem się zatrzymując i zerkając na sklepowe wystawy, ale nic nie przykuwało jego uwagę – miał wrażenie, że wszystko roztacza przed nimi skwary monotonni życia codziennego, a on tylko czasem stara się na siłę sprawić, aby wszystko przybrało żywsze barwy.
    Mógł w głowie produkować tysiące powodów, jak udekorować świat w uśmiechy, ciepły kolory, miłe wspomnienia, ale zdał sobie sprawy, że nie da się uszczęśliwić niego na siłę, zwłaszcza, ze ludzi w pogodni codziennych spraw, potrafili tak łatwo zgubić siebie, jak zwykle gubi się portfel czy klucz od mieszkania.
    Balansował pomiędzy tłumem ludzi, ignorując ich wszelkie „ochy” i „achy”, rzucane pod jego adresem, raz potrącając raz będąc potrącanym. Nie dbał o to, jak o wiele rzeczy. Wszak miał o wiele ważniejsze życiowe dylematy niż przekleństwa rzucane pod jego adresem, czasem tylko wyrywało się z jego ust krótkie „przepraszam”, które jednak zostawało rozwijane
    Zerwał się mocniejszy wiatr, który sprawił, że zadrżał i nagle zamarzył o powrocie do swojego mieszkanka, ciepłym łóżkiem i parującym kubikiem herbaty przed snem.
    Włożył jedną chłodną dłoń do płaszcza, drugą jeszcze kończył papierosa, którego zaczął chwilę temu. Dla samej przyjemności zaciągnął się mocno i westchnąwszy głęboko, przyglądał się awangardowym kształtom tworzonym przez papierosowy dym, unoszący się swawolnie na wietrze. Po chwili znikł mu z oczu, rozpraszając się na wszystkie strony.
    Stając przez niedbale wyglądającą kamienicą, rzucił niedopałek pod nogi. Dając upust własnym emocją, zgniótł go czubkiem buta. Spojrzał na złażący gdzieniegdzie tynk, mrużąc oczy i w końcu wszedł na klatkę schodową.
    Pamięc do mieszkania znał na pamięć i nawet mógł dojść do niego z zamkniętymi oczyma, dlatego pogrążony w myśleniu o rzeczach dla świata mniej ważny, dla niego rzeczach, które były najważniejsze, wdrapał się na ostatnie piętro. Gdy pchnął drzwi do swojego mieszkanka, uświadomił sobie dopiero wówczas, że znów zapomniał je zamknąć.
    Zdziwił się okropnie, gdy dostrzegł damskie obuwie położone dbale na podłodze tuż przed wyjściem (mała brakowało, a w przypływie nagłej dezorientacji straciłby na nich równowagę) i kurtkę zawieszoną na haku, przycumowanego do ściany. Przecież w jego domu nie obowiązują takie etykiety!
    Na początku pomyślał, że Susan albo Aislinn złożyły mu wizytę, aczkolwiek ta pierwsza zawsze była najmilej widziana u niego w czwartki, a ta druga nigdy nie złożyłaby mu wizyty w środku tygodnia, chyba, że zdarzyłoby się coś naprawdę wyjątkowego.
    Wszedł do swojej sypialni i, zauważając dziewczynę, która leżąc na jego prywatnym łóżku, przeglądała szkicownik, uniósł do góry brew. Miał wrażenie, że ją skądś znał. Zamrugał parę razy oczyma, dłonią przejeżdżając po swoim kilkudniowym zaroście. Widział ją dwa dni temu, gdy za nim szła, ale zgubił ją gdzieś pomiędzy ulicą sklepową a mieszkalną, widział ją także tydzień temu, gdy przypatrywała mu się spod gazety w Trzech Miotłach. Ale jak to zwykle z nim bywało, uznał to za czysty zbieg okoliczności i uśmiechnął się tylko wesoło, siadając na skraju łóżka.
    — Witaj.

    Lavi.

    OdpowiedzUsuń
  148. - Wiesz, perwersja to słowo względnie, niektórych może jarać rozczłonkowywanie ciał, wypruwanie flaków i takie tam. - Tu ujął jej nadgarstek i niósł dłoń Summer na wysokość swoich oczu. - A gdyby mordu dokonały te piękne ręce, to jako trup byłbym spełniony. - Rzekł egzaltowanie, przykładając summersową łapkę do serca i niemal od razu ją puścił, bo jeszcze wbiłaby mu szpony w pierś.
    Lubił denerwować ludzi, bo byli przy tym bardzo zabawni i na swój sposób żałośni. Kobiety szczególnie, które serio myślały, że jak facet tak prosto z mostu rzuci 'joł, zwiedzimy pięterko?', to naprawdę jest to pogwałcenie ich dumy. On patrzył na to trochę inaczej, były po prostu przewrażliwione albo miały między nogami Antarktydę, więc spodziewały się czegoś soł romantik w stylu płatków róży i świec, a nie takiego nastoletniego zboczeńca jak Aloise.
    - No to ten... Jak tam w szkole? - Spytał ni z tego, ni z owego, teraz wyglądając zupełnie jak uroczy braciszek, który interesuje się swoją siostrą. Bo on umiał być normalny, poza tym widział, że Claire zaraz mu oczy wydrapie, a to nie miało sensu. Lubił swoje oczy.

    OdpowiedzUsuń
  149. [Poważnię? Nice. Bo chyba cię też kojarzę, po tej karcie.]

    OdpowiedzUsuń
  150. [ale to Peter, on ma zły krzywy zgryz. a przynajmniej tak się zachowuje, że ludzie myślą o nim w ten sposób.
    poza tym, chyba by się obsikał ze szczęścia, jakby go któraś (nawet spita) chciała. chociaż pewnie by się zestresił za bardzo i nic by z tego nie wyszło.
    ja tam nie wjem, ostatnio fchuj popularne jest bycie bi - za te kilka lat, to pewnie standard będzie u chłopców. pochwa będzie tylko do dzieci. so saaad. :<
    ej, ja bym chciała wątek. tylko, że ciężko myśląca jestem i nie wiem jak ktoś taki, jak Claire, w ogóle spojrzałby na mojego Żyda.
    bo ja bym nie spojrzała, a do Claire mi daleko]

    Peter Izaak

    OdpowiedzUsuń
  151. [no gimbusek gimbusek :"( a pani studentka?już odpisuję, zakazuję iść spać!]

    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  152. Wytrzeszczył oczy ze zdumienia na widok tylu mugolskich, z w y c z a j n y c h rzeczy. Dla niego największą normą w całym wystroju owej odsłony Pokoju Życzeń był barek, do którego zamierzał dobrać się przy najbliższej okazji. Niepewnie spojrzał na tor, ale zaraz przybrał nieodgadnioną minę, na pierwszy rzut oka niewzruszoną sytuacją tak bardzo dla niego spaloną. Przecież wiadomo z góry było, że nie umie grać i nie zna się zna się na kręglach, toteż jego klęska będzie okrutna i bolesna dla jego ślizgońskiego ego. Czy potrzebował od czasu do czasu takiego trzęsienia ziemi gruntu pod stopami nie wiem, ale na pewno dobrze mu zrobi zapoznanie się z mugolskimi sportami.
    - Też mi coś.- skwitował kiwając głową i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Obszedł średniej wielkości salę w swoich obserwacjach wyróżniając tor zakończony dziurą, w której niedługo miały znikać uderzone kulą kręgle obrzucone specjalnym, kolorowym światłem. Na samym początku toru leżały obok siebie przeróżne kule, a było ich sześć w różnych barwach. Sięgnął po czarną, ale nie wiedział jak ją trzymać, toteż z obracania jej w rękach wyszło tylko tyle, że upuścił ciężki przedmiot milimetr od swojej nogi. Szybko się pozbierał z głupawym uśmieszkiem na lekko szorstkiej twarzy.

    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  153. On naprawdę nie chciał. Przecież to nie była jego wina, że amortencja w połączeniu z alkoholem namieszała mu w głowie i wepchnęła w usta słowa, których nigdy by nie wypowiedział, nawet gdyby upił się do nieprzytomności. Pierwszego dnia ich przyjaźni przysięgli sobie, że nic między nimi nie stanie. Że zawsze będą sobie mówić prawdę, chociaż byłaby ona okrutna i brutalna. I to nie tak, że Albus głęboko w sobie myślał o tym wszystkim co powiedział Claire. Po prostu zwróciłby się w ten sposób do każdego innego w podobnej sytuacji. Wybiegł szybko na błonia zupełnie nie przejmując się mocno padającym deszczem, który wręcz go otrzeźwił i przywrócił mu jasność myślenia. Teraz wszystko było spójne i klarowne, miał nad wszystkim absolutną kontrolę. No, może nie nad strasznym bólem głowy, ale to było w tej chwili najmniej ważne.
    - Nie odejdę. Nie złamie obietnicy. - tak, jak byli uroczymi jedenastolatkami, złożyli sobie przysięgę, że nigdy jedno nie zostawi drugiego. - Musisz mnie przynajmniej wysłuchać. To wszystko przez ten cholerny napój, który sprawił, że zacząłem Cię obrażać zamiast wyznać Ci swoje uczucia.

    OdpowiedzUsuń
  154. Nie byłby w stanie okłamać jej nawet w najgłupszej sprawie, a co dopiero nieustannie przez sześć lat. Prędzej sam siebie by znienawidził. Gdy został sam wśród nieznośnie siekącego deszczu, czuł się okropnie jak jeszcze nigdy w życiu. Powlókł się do dormitorium, zupełnie zapominając o mokrych, oblepiających ciało ciuchach i o wodzie kapiącej z włosów.Po jakiejś godzinie takiego bezczynnego siedzenia nagle go olśniło. Wysuszył się niedbale różdżka i stanął przed schodami do sypialni dziewczyn. Odchrząknął i zaklęciem wzmocnił swój głos. Nie obchodziło go to że w pokoju wspólnym są jeszcze inni uczniowie, najwyżej pomyślą ,Potter znowu robi z siebie idiotę.
    - Claire Summers! Jeśli myślisz, że tak szybko zrezygnuję, to słabo mnie znasz. Mam Ci do powiedzenia tylko dwa słowa, od Ciebie zależy, co z nimi zrobisz. Kocham Cię! - słychać go było teraz chyba w całym zamku, ludzie gapili się na niego, jakby dał nogę co najmniej ze świętego Munga. Ale on był zdesperowany.

    OdpowiedzUsuń
  155. Nie potrafił opisać jak bardzo przykro mu było, gdy nie doczekał się żadnej reakcji, na to swoje jakże niecodzienne wyznanie. Miał głęboką nadzieję, że to ją ruszy, że nie będzie się już na niego gniewała i wszystko będzie już dobrze, jeśli nie lepiej, bo wreszcie zrzucił z siebie ten ciężar, który tak długo zalegał mu na sercu. Stał tam i stał, aż w końcu po pokoju wspólnym rozległy się jawne głośne szepty na jego temat, kilka osób nawet nie hamowało śmiechu. To on dla niej wystawiał się na publiczne pośmiewisko, ryzykując utratą długo budowanej dobrej reputacji a ona nawet mu nie odpowiedziała. Uciekł z powrotem do dormitorium, od razu rzucając się na łóżko. Dopiero gdy ochłonął poszedł wziąć prysznic i w samych bokserkach znów wsunął się pod kołdre. Długo nie mógł spać, a jak już zasnął, obudziło go skrzypiemie materaca i wtulające się w niego ciało. Od razu poznał, po zapachu, że to Claire. Objął ją ramionami w pasie i przyciągnął do siebie. - Przepraszam... - mruknął tylko.

    OdpowiedzUsuń
  156. Bił się z myślami. Zastanawiał się, co jeszcze musiałby zrobić, żeby ją przebłagać. Był gotowy naprawdę na wszystko, nie było w tamtym momencie dla niego rzeczy niemożliwych. Nawet mógłby skoczyć z wieży astronomicznej, bo ona sobie tego zażyczyła. No co ta miłość robi z ludźmi... Gdy tak pogrążał się w coraz czarniejszych myślach, wśród których był nawet wyjazd z Hogwartu, ona przyszła. Albus dziękował w duchu, że jest ciemno, bo wyszczerzył się tak bardzo, że na pewno wzięto by go za psychopatę. Oplótł ją ciasno ramionami, dłonią gładząc drobne, drżące plecy i ramiona. Na ten słodki pocałunek uśmiechnął się jeszcze szerzej i zamruczał z zadowolenia.
    - Tak, teraz wszystko będzie dobrze. Jak nigdy, Mała. - odparł czule. Był tego pewien jak niczego innego na świecie.

    OdpowiedzUsuń
  157. Jezu, jak mu było teraz dobrze. Bo Albus ogólnie to niezły zmarźlak był, wiecznie było mu zimno, miał wręcz lodowate dłonie i stopy. A teraz wreszcie miał się do kogo przytulić i o kogo ogrzać. On też bez Claire by długo nie wytrzymał, zwłaszcza teraz. Była jego nawykiem, jego własną heroiną. Dlatego przytulał ją do siebie mocno, głaskając po włosach, a gdy poczuł to nagle uderzenie jęknął głucho.
    - Ale skarbie...to komplement był. - uniósł się na łokciu i pocałował jej ramię, szyję i policzek. W końcu odwrócił ją przodem do siebie i spojrzał głęboko w oczy.
    - Kocham Cię. - z tymi słowami złożył na jej ustach ich pierwszy prawdziwy pocałunek, niesamowicie czuły i delikatny.

    OdpowiedzUsuń
  158. Na jej słowa zakpił sobie krótkim prychnięciem. Podniósł rzecz nad swoje ramiona i włożył palce do tych trzech dziurek kuli, która jeszcze przed chwilą chciała zmiażdżyć mu nogę. Zrobił zamach, o mały włos się nie przewrócił, a przecież słaby nie był i pchnął kulę po torze strącając ledwie dwa kręgle, po czym okrągły przedmiot złośliwie wpadł do rynny przypominającej koryto w chlewie.
    Zacisnął usta głośno wydychając powietrze przez nos.
    -To głupia gra.- stwierdził. Oczywistym było, że orzekł tak tylko dlatego, że nie udało mu się trafić wszystkiego tak jak Claire - dopiero gdyby wyrównał jej wynik mógłby powiedzieć, że mugole nie są aż tacy głupi jakby się wydawało. Wtedy jednak swój brak talentu do gry w kręgle tłumaczył, że sama gra jest beznadziejna, a mugole najmniej inteligentnymi istotami na Ziemi - a przynajmniej mniej inteligentnymi od niego.
    Poszedł za gryfonką pod barek, ale szybko znalazł się za nim w otoczeniu wielu butelek z podobną zawartością. Rzuciło mu się w oczy, że nie był to wielce zróżnicowany wybór, ale nie przeszkadzało mu to. Właściwie, to nie zawsze lubił ryzykować biorąc do ręki jakąś butelkę z kolorowym napisem w zupełnie innym języku niż angielski.
    - Na co masz ochotę?- spytał Claire, unosząc pytająco brwi. On miał ochotę na dużo rzeczy i zawsze, ale wtedy akurat najchętniej sięgnął by po coś mocnego i niekoniecznie rymującego się ze słowem "śliski". Norweska wódka zawsze mocniejszą magią od Jima Beana.

    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  159. Również oparł łokcie na blacie, podtrzymując na otwartych rękach głowę. Centymetry od twarzy Claire zdawały się być drobniejszą odległością niż w rzeczywistości były.
    - Nie wyglądasz na zadowoloną z tej decyzji.- mruknął z anielskim wręcz uśmiechem, za którym jednak czaił się szarlatański ton głosu.
    Bo ślizgon był jaki był, ale okazje każde wykorzystywał aż zanadto. Czy miał hamulce? Jak każdy, owszem. Ale czasami nie włączały się w odpowiednim momencie, chwilami przysypiały lub zacinały się na amen. Chociaż co do Claire nie miał oficjalnych planów. Od dłuższego czasu mógł rzec, że ją dobrze zna, chociaż w rzeczywistości mogło tak nie być, bo kto ją tam wie. Ona też zdążyła go poznać i to z dobrej strony co zdecydowanie zaliczało się do sukcesów na jej korzyść, zwłaszcza, iż była gryfonką.
    - No dobrze, jak sobie życzysz...- rzekł z głosem pełnym politowania dla odmawiania sobie w życiu czegokolwiek. Czemu niby? Bo ktoś zarządził, iż nieładnie jest pić alkohol? Do Diabła z tym! Można go pić ile się chce, a gdy jest się na miejscu pełnoletniego Wilsona - nawet legalnie.
    Spojrzał jeszcze na nią przelotnie zanim wypełnił do połowy swoją szklankę przeźroczystym płynem, a dla Claire miał przygotowany specjalny kieliszek, do którego idealnie mieściła się połowa tego, co on wlał sobie. Jak sobie zachciała, przecież na siłę nikt nikomu nic nie wpoił.
    - Za twoją przegraną!- wzniósł toast. Jego słowa miały w sobie także ukryty sens i głębię, jak to on, pseudo uliczny poeta. Może chciał zadziałać na nią, żeby nie była frajerem-pompką i nie odmawiała wódki w jego towarzystwie nigdy więcej tak niegrzecznie jak życząc sobie mniejszej dawki. Zaraz się okaże, że to ona go upije a nie on na odwrót! Po odstawieniu szklanki skrzywił się nieznacznie i spojrzał na tor.

    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  160. Uniósł brwi w lekkim zdumieniu, ale w sumie nie było nic dziwnego w tym, że udało mu się zadziałać na limit alkoholowy Claire. Była gryfonką, a ich łatwo jest wyprowadzić w pole jedną tylko wzmianką o ich braku "jaj". Na chwilę zagapił się na nogi dziewczyny siedzącej na kanapie, ale po chwili odwrócił wzrok. Kącik jego ust powędrował w górę. Nalał sobie jeszcze trochę wódki i wziął szklankę w rękę. Wyszedł zza barku i podszedł do kanapy rzucając tekstem:
    - Chcesz mi powiedzieć, że nie jestem ładnym chłopcem? - zrobił minę mówiącą "jestem najsłodszym nastolatkiem świata", po czym siadł obok niej. Szkło zostało postawione na stoliku przed nimi.- Że jam ci niegodny?
    Pozwolił sobie na odrobinę szekspirowskiego dramatyzmu zza kotary cwaniackiego uśmiechu podstępnego ślizgona. Mieli mnóstwo czasu na grę, lekcja eliksirów, czy co oni tam mieli w planie lekcji wówczas, dopiero się zaczynała, nauczyciel dyktował pewnie temat znudzonym uczniom, a ci go przepisywali. Tak bardzo żal mu ich było, chociaż nieobecności liczą się niemało do końcowego werdyktu o promocji ucznia do następnej klasy lub poza Hogwart. On stracił swoją szansę na idealne wejście w świat dorosłych czarodziei, więc teraz nie pozostało mu nic więcej do zmarnowania prócz czyjegoś czasu. Mógł sobie przez następny rok sprowadzać na boczny tor zagubione dzierlatki i chłopców, a kto wie, może zostanie na kolejny skoro tak dobrze mu za murami szkoły.

    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  161. Uśmiechnął się, bo nie zrobiła mu zbytniej krzywdy zabierając alkohol, którego i tak było w bród. Ucieszył się za to, że przyjęła jego niewątpliwe wyzwanie i wzięła je sobie do słuchu. Nie to, żeby był jakimś dorosłym pedofilem i chciał wykorzystać fakt, że piętnastolatka się spiła w trzy dupy. Po prostu nie musiał sam pić i dobrze mu z tym było.
    - Najpierw dokończmy tą żałosną grę.- zaproponował, kiwając głową na tor.
    Wstał ze skórzanej kanapy i zgarnął z baru butelkę wódki z której gwinta bez ceregieli upił parę zdrowych łyków. Podszedł do toru. Przy "korycie" jak w myślach nazwał rynnę, która w pierwszej próbie okazała się przekleństwem, było więcej kuli. Wybrał ciemnozieloną i zamachnął się nią. Wóda zawróciła mu na chwilę w koordynacji psychoruchowej, ale wyszło mu to na dobre - kula leciała o dwa centymetry w prawo od miejsca w którym planował jej trasę na początku, dzięki czemu zbił prawie wszystkie kręgle pozostawiając jeden. Z niewiedzy o zasadach owej gry pozwolił sobie sięgnąć po fioletową kulę, którą wcześniej miała w rękach Claire i rzucił nią po torze w stronę osamotnionego pachołka.
    - Grasz czy się wylegujesz? - spytał patrząc na gryfonkę przez ramię. Pozwolił sobie na moment zagapienia się na jej dekolt i nogi, po czym odwrócił wzrok na niebieskie światło pod którym zniknął biały kręgiel przepasany czerwoną taśmą.

    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  162. [Dobra, to jest dziwne, bo ja też cię znam *_*]

    OdpowiedzUsuń
  163. O tak, zrzucanie niewygodnych zdarzeń na stan upojenia alkoholowego było idealne w takich przypadkach. Ludzie sobie na co dzień nie do końca bardzo bliscy (przynajmniej nie tak jakby ktokolwiek zboczony jak niektóre dziewczyny sobie wyobrażał) mogli robić co im się podobało ze sobą, nie czując konsekwencji z powodu zwykłej, po-imprezowej amnezji. Wilson początkowo ucieszył się widząc, że gryfonka jest niezbyt w formie po wypiciu kapki przeźroczystego trunku, ale po chwili zirytował, kiedy trafiła wszystko.
    Mugolska elektronika w pewien sposób zadziwiała go - w ogóle nieczarowany zaklęciami telewizor nad torem pokazał punktację znienacka. Ślizgon spochmurniał widząc swoja przegraną, ale podniosła go na duchu cicha prośba o całus.
    - Nie ma sprawy. -mruknął z lekkim uśmiechem, ale trzymając głowę dosłownie milimetry od jej, trochę się pochylając, spytał:- A czy to nie będzie uwłaczać twojej moralności poalkoholowej?
    Pamiętał przecież o jej słowach - jeszcze może się upić i go przelecieć wzdłuż i wszerz. Albo na odwrót. Lub on ją. Przecież w takim Pokoju Życzeń nie raz nie dwa podobne rzeczy miały miejsce. Niekoniecznie z udziałem tej dwójki,ale spytać zawsze można było. Chociaż taki pocałunek mógł wydawać się niegroźny, a Wilson tylko się droczył, położywszy rękę na biodrze dziewczyny.

    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  164. [No a tego to już nie wiem -.-]

    OdpowiedzUsuń
  165. [Jej, dużo tego. Z czasem pewnie do tego dojdziemy, spokojnie.]

    OdpowiedzUsuń
  166. [A bardzo chętnie. Tylko, błagam, nie każ mi zaczynać.]

    OdpowiedzUsuń
  167. Zahuczało mu lekko w głowie, bo to co wcześniej wypił dopiero dotarło do mózgownicy. Wilson nie miał słabej głowy, ale lubił się czasem porządnie nawalić, nawet był w posiadaniu umiejętności delektowania się najmniejszymi ilościami procentów, a odlatowaniu po nich jak po litrze na główkę co najmniej. Działało to też w drugą stronę i wtedy właśnie z tego korzystał, bo jakkolwiek dziewczyna nie chciałaby pamiętać tamtego spotkania w Pokoju Życzeń, tak on bardzo chętnie by jej wszystko przypomniał. Wyszczerzył się w najszczerszym uśmiechu na jaki było stać lekko pijanego ślizgona i przyciągnął do siebie Claire.
    - Gdybyś podrosła nie miałbym ochoty cię całować...-wyszeptał wpatrując się odważnie w jej oczęta.- ...w usta.- dokończył jeszcze ciszej. Pieprzony wibrator w głosie.
    Zabrzmiało to dość wyuzdanie, by na jego ustach wykwitł jeszcze piękniejszy uśmiech. No cóż, Wilson jak każdy chłop był wyczulony w pewnych punktach jeśli chodzi o figurę dziewczyny, a u niego jeszcze było tak, że skoro nie wyszedł jeszcze ze szkoły to mógł sobie być tym wiecznym siedemnastolatkiem z kolorową i bujną wyobraźnią.
    Chwilę jeszcze się wahał, bawiąc się z Claire w grę na refleks o nazwie "czy to będzie już teraz?", po czym objął ją mocniej kładąc rękę na jej plecach i całując mocno. Nie był to taki sobie słodki, nudny pocałunek tylko pijacki, namiętny. Nie miał zamiaru pierwszy go przerywać, dopóki nie dostałby czymś ciężkim w głowie, lub czymś tak banalnym jak pięść lub ręka złożona w "liść". Nie był bezczelny, w końcu to nie on zainicjował to wydarzenie. Tylko ona.
    Czuł posmak wódki na jej ustach, co bardzo go pociągało, bo cóż jest lepszego na świecie od kobiet i alkoholu?

    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  168. Nie ukrywajmy, Wilson całował Claire z równą zażyłością co ona jego, jeśli nie z większą. Pragnął jej i może nie tylko alkohol się do tego przyczynił, ale kto go tam wie. To ten chłopak, który w czwartej klasie pomylił zaklęcia i oślepił dziewczynę. Ten sam, który wkładał rękę pod szatę nauczycielce i który podrywał swojego kolegę z Domu. Z nim wszystko było możliwe i na każdy sposób. Trochę szkoda mu było rozwalonej butelki wódki, ale przypomniał sobie, że mnóstwo czeka na nich w barku i zalążek złego humoru przelazł bokiem.
    Całując okrążał językiem jej, wyczuwał podniebienie, czuł jak lekko gryzła go w dolną wargę i nic nie miał przeciw temu. W końcu dlaczego by miał? Kręciło go takie coś, nie żadne ceregiele jakiegoś prawiczka, który nie umie obchodzić się z dziewczyną, bo niby skąd.
    Chłopak uniósł Claire, oplatając się po bokach jej nogami i ruszył w stronę barku. Lekko ją podrzucił i już siedziała na blacie. Miał głowę na wysokości jej brzucha, rękoma zsunął jej zakolanówki z nóg, coby mieć do nich dostęp podczas bezkarnego dotykania jej delikatnej skóry. Spojrzał na nią spod rzęs z nieodłącznym dla niego uśmieszkiem. W alkoholowym wirze zorientować się mógł, że Claire ma lekko rozczochrane włosy, za duży sweter ułożył się w taki sposób, że odsłaniał jej ramię na którym chłopak dostrzegł ramiączko stanika. Zabawne jak na nią działał alkohol, pomyślał Wilson, ale nie przerywał pocałunku, za bardzo go kręciło, kiedy mógł dotykać ustami jej ust i gdy sunął rękoma po jej udach.

    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  169. [Żebym ja teraz Ci tylko dobrego bloga powiedziała, ale pamiętam, pamiętam! Cholera, znaczy się nie pamiętam, mam tylko skojarzenia i widzę to wzrokowo, ale imię i nazwisko mi wiele mówi! :3]

    OdpowiedzUsuń
  170. Jeśli chodzi o brutalność, Wilson bardzo jej pożądał w sprawach tego typu, jednak nie każda dziewczyna dawałaby się szarpać, tu i ówdzie prawie drapać, nabijać siniaki samym ściskaniem ręki. Właśnie kiedy poczuł paznokcie Claire wbijające się w jego rękę, wzmocnił uścisk na jej udzie, co niewątpliwie czuła dużo po tym. Kiedy usta mu się zaczynały nudzić, zaczął całować jej szyję, skórę lekko chwytając w żeby i puszczając raz po raz. Niedługo ceregielił się ze zdejmowaniem jeansów, gdzie już namiot stał wcale nie przez alkohol postawiony. Wilson pomógł też dziewczynie pozbyć się wyciągniętego swetra, który to zakrywał jej niczego sobie biust podtrzymywany przez stanik i rzucił go za siebie. Kiedy ponownie podniósł dziewczynę z chęcią prawie rzucając ją na skórzaną kanapę, o mało nie potknął się o ich ubrania leżące na podłodze z ich winy.
    Myśli ślizgona sprowadzały się tylko do rozkazów z mózgu do ciała, bo była to chwila tego wymagająca. Nawet nikt się po Wilsonie by nie spodziewał, że odkryje Amerykę w czasie, gdy wyprawiał takie cuda z dziewczyną, która była mu najbliższa - nie mylić z przyjaciółką.
    Znów powrócił do całowania jej, przy czym przez materiał biustonosza już przymierzał jej piersi w swoich rękach. Wygrana w kręgle wygraną, ale to on był na górze i był z tego bardzo rad.
    Na chwilę otworzył oczy przy pocałunku, a wiesz co mówią o takich co nie zamykają oczek w takiej chwili.

    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  171. Kiedy zaś Wilson się bił, nigdy nie bił na poważnie. Nabijał parę guzów i wstawał z ziemi, aby świętować wygraną - to go już nie raz zgubiło. Ostatni raz w czwartej klasie. Potem już czuł się ponad wszystko. Ponad dziecinnych gryfonów, a przecież w nim też siedziało to zboczone dziecko pragnące w swoim życiu jak najwięcej nagości, ponad nieśmiałych puchonów, chociaż chronił swoje uczucia własnymi pełnymi testosteronu jajami, oraz ponad przemądrzałych krukonów, choć sam szczycił się czym mógł, coby podbudować ślizgońskie ego z którego wcale nie był dumny tak naprawdę.
    Kiedy dziewczyna na nim usiadła i poczuł jej pośladki właściwie na swoim członku, jakoś tak automatycznie uniósł głowę aby spojrzeć w tamtą stronę. Na drodze jego wzrok padł na dekolt Claire, nie okryty już prawie niczym oprócz stanika, który zresztą sam w sobie niedużo zakrywał. Nie, żeby wielkość nie była zadowalająca - chodziło o pozycję, która działa na jego ułożenie. A zresztą, niepotrzebne tu fizyczne tłumaczenia. Wilson sprawnym ruchem obu swych rąk rozpiął summersowy stanik, machnął nim i tylko zobaczył jak leci nad stolikiem i ląduje pod nim. Jakoś tak się złożyło, że ręce chłopaka ześlizgnęły się na tyłek Claire, przyciskając ją wręcz do ciała Wilsona.
    I nic nie mówił, chociaż mógł, ochłonął trochę z alkoholu, który wcale bardzo na niego nie podziałał. Jak zostało powiedziane - Wilson nie pieprzy się z okazjami, on je wykorzystuje i to hardo.
    Zassał lekko nabrzmiały sutek dziewczyny, który kształtem jakoś przypomniał mu wiśnie kupowane w sklepie. Warta zapamiętania metafora.
    Na chwilę przerwał, kiedy już miał zainicjować kolejny pocałunek. Potrząsnął Claire trochę, dalej jednak trzymając ją za pośladki, co dało zabawny, acz zamierzony efekt, w którym otworzyła oczy.
    - Summers, kochanie, nie za dużo wypiłaś?- uśmiechnął się jak na przyzwoitego bandytę sprowadzającego na złą ścieżkę przypadkową dziewczynkę. No i to "kochanie". Dam głowę, że nazywał tak każdą, która na niego siadała.

    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  172. [ nie podoba mi się taka Eklerka. Wera wcale do Kler nie pasuje. wcale, a wcale. nie, żebym Ci buzię chciała zabrać, wcale. ale Wera tylko do Margosi pasuje ^^ no i to to takie grzeczne jest -.- jak nie Kler. zepsułaś ją, o. nie wybaczę. ]
    Margo

    OdpowiedzUsuń
  173. [ ależ ja nie chcę jej mordy! nie pasuje, nie pasuje ^^ wybaczam, bo miłość ma do Cię nie zna granic, czy jakoś tak. od kiedy mam chłopaka mówię dziwnym językiem -.- weź no, zlituj się, daj wątka czy coś. tylko zacząć musisz, bo ja dawno nie pisałam, zapomniałam jak to się robi c: ]
    M.

    OdpowiedzUsuń
  174. Potraktował jej słowa jak przyzwolenie na dalsze działanie, którym było rozebranie dziewczyny do naga poprzez zdjęcie jej majtek. Bo jeżeli nikt nie widział tej gryfonki w wydaniu bez-stanikowym to co z bez-majtkowym? Pewnie to samo. Trochę śmieszne, że wszystko wskazywało na to, że swój pierwszy raz spędzi z takim kimś jak Wilson. On nie miał nic przeciwko - właściwie, był jak najbardziej za takim obrotom spraw. Zawsze mogła mu walnąć z liścia czy coś i uciec pół naga z Pokoju Życzeń, w popłochu, zapominając o całej tej sytuacji jak i znajomości z nim.
    Jakoś tak niefortunnie się stało, że ślizgon zebrał opadające do tej pory swobodnie włosy z dziewczyńskiego karku i lekko ją za nie pociągnął w dół, coby bez słów zrozumiała aluzję. Co prawda dużo nie widział, ale wzgórek łonowy jak najbardziej, co wzbudziło w nim jeszcze większe pożądanie niż ekscesy dotychczas. Mogło się nawet zdarzyć, że pociągnął ją za te włosy trochę mocniej niż by normalna, delikatna istotka się spodziewała. Lewą rękę przeniósł trochę wyżej, na plecy Claire.
    - Mi też nie.-odparł jeszcze.
    Złożył na jej ustach jeszcze jeden pocałunek, zanim pozwolił swojej prawej subtelnie zmusić dziewczynę do zejścia jeszcze w dół. Każdy gest był gwałtowny, ale sprawiał wrażenie przemyślanego odgórnie. Póki Summers chciała dotyku władczych dłoni Wilsona i póki nie przeszkadzało jej, że odrobinę za mocno ją trzymał w okolicach bioder, wszystkim było dobrze.

    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  175. [ się zdziwi biedactwo, cisną go, a on nie jarzy. i się wyda, że taka stara krowa na blogach siedzi! nie waż się! ^^
    pacz, rzucam w Ciebie zrytym muskiem i Ci mówię, że one się równo i namiętnie znają, bo sobie kiedyś jakimiś zaklęciami dojebały. tylko nie o chłopaka, bo Margoś się w to nie bawi. plotki jakieś jedna na drugą napieprzała i o. i była cisza, omijały się szerokim łukiem, a teraz jakiś wspólny szlaban? nic więcej mi teraz do głowy nie przychodzi -.- ]
    Margo

    OdpowiedzUsuń
  176. [ dobra, doobra, Ty już lepiej moje bejbe zostaw w spokoju ;D
    ucz. a ja jestę studentę i poniedziałki i piątki mam wolne ^^ fuck yeah, deal with it! ]
    Margo

    OdpowiedzUsuń
  177. [ to już możesz zacząć, bo mi się ciepła posadka szykuje podobno -.- jebnę, już i tak mam zdecydowanie za mało czasu na opierdalanie się, a co dopiero jak będę miała pracę ;x ]
    M.

    OdpowiedzUsuń
  178. Czy Wilson wierzył w miłość? Nawet jeśli, to nie myślał wtedy o tym. Nie zastanawiał się, czy kocha dziewczynę leżącą na nim, czy w ogóle czuje do niej coś ponad nienawiść lub wrogość. To nie miało wtedy znaczenia, jakby cały świat pstryknął palcami i zniknął jak to skrzaty potrafią robić najlepiej.
    Nie chciał dłużej czekać, więc na moment uwolnił się z więzów rąk Claire po to, aby ściągnąć bokserki. Nigdy nie wstydził się zbytnio swojego ciała - właściwie idealizował je bardzo często chwaląc się bicepsami i napakowaną klatą, które nie były aż takie idealnie idealne jak zapowiadał, choć złe też nie były. W każdym razie co do jego męskości trzeba było mu oddać honor - miał co pokazywać, chociaż lepiej żeby tego nie robił przy nauczycielskim gronie. Z daleka można było poznać, że trzymał się sztywno, zresztą kto by się nie trzymał, gdyby goła gryfonka była minimetry od niego. Teoretycznie teraz powinna wystąpić pewna niestworzona przez czarodziei rzecz - gumka, gumeczka, gumeczkunia. Nie wystąpiła, bo jakoś oboje o niej zapomnieli, zresztą bez zabezpieczeń było o wiele bardziej...intensywnie? O tak. Poza tym, adrenalina skakała w górę jak się pomyślało o tym, że trzeba wiedzieć kiedy wyjść przed końcem imprezy.
    Kiedy Wilson poczuł kolejne ciągnięcie za włosy, jego głowa lekko odchyliła się do góry, a już kiedy wdarł się w dziewczynę lekko rozchylił usta niby to ze skupienia. Nie gramolił się w niej długo, właściwie, bardzo szybko przeszedł do rzeczy jaką były szybkie ruchy lędźwiami. W międzyczasie złapał ją za piersi, najpierw tylko utrzymując, aby nie trzęsły się nad potrzebę, a później już przeszedł do do tej pory najulubieńszego aktu odczuwanego przez Claire - zasysania sutków koloru słodkich wiśni. Niekoniecznie wiedział, że to jej pierwszy raz, dlatego wszystko odbyło się dość brutalnie i z założenia miało być rozkosznie bolesne.
    Ciąganie za włosy, ściskanie aż do spowodowania sińców, zagryzanie warg. Brakowało mu chyba tylko paznokci wciśniętych w plecy.

    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  179. Chyba zorientował się, że to nie może być któryś z kolei raz tej gryfonki. Zresztą, skąd miał wiedzieć, nikt go nie uprzedził i statystyki wskazywały szesnastolatki jako te już pozbawione dziewictwa, które było w dzisiejszych czasach cenione niżej od mugolskich pieniędzy w czarodziejskim świecie.
    Jak się Claire tak w niego "wtuliła" choć biorąc pod uwagę rany po paznokciach na jego plecach, które najpewniej zostaną na dość długo, to wszczepiła, objął ją w pasie i wydelikatniał trochę w tych swoich ruchach. Jako ślizgonowi, trudno mu było powstrzymać uśmiech, bo to w sumie było urocze, że ona była dziewicą i że przedarł się przez ową sławną błonę prawie nie czując różnicy. Jemu było dobrze, ale nie mimo wszystko nie chciał wyrządzać fizycznej krzywdy nikomu. No, dobrze. Podczas wyjątkowych sytuacji chciał. Ale nic co jest tak bliskie gwałtu nie jest przyjemne.
    - Ćśś...- starał się ją uspokoić. Pomyślał, że przydałby się jej jakiś znieczulacz na ten ból, nie żeby chciał po raz kolejny tak zadziałać, tylko żeby czerpała z tego więcej korzyści i przyjemności. Na moment z niej wyszedł. Wstał wraz z nią i tak jak wcześniej, posadził Claire na blacie baru. Gdzieś zza niego wyciągnął butelkę whisky, bo tylko ów substytut alkoholu był pod ręką i podsunął ją dziewczynie pod usta, coby się napiła. Wcześniej zrobił to samo i pytająco zerkał to na nią, to na swoje i jej, nagie ciała. Żeby sobie nikt nie pomyślał, że Wilson nagle stał się taki czuły i nieśmiały - co to to na pewno nie. Po prostu na chwilę zatrzymał ten szybki pociąg. Zapiekły go plecy, poczuł, że są rozgrzane, pewnie dzięki krwi, która w mgnieniu oka zdążyła zasklepić zadrapania. Upił łyka z kolejnej butelki whisky, którą wyciągnął zza baru i dopiero wtedy spojrzał na Claire, trzymając ręce na jej udach.

    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  180. Przez chwilę jeszcze miał idiotyczną ochotę pytać, czy wszystko w porządku, ale uznał to za wybitnie denne i przyjął pocałunek z wzajemnością. Nie chciał takiego obrotu spraw, może i podejrzewał, że to pierwszy raz Claire i mógł być delikatniejszy, ale już trudno, stało się. Będą oboje żałowali.
    Po chwili jednak obawy Wilsona przeszły, bo na nowo poczuł to wspaniałe uczucie podniecenia. Objął dziewczynę, nie chcąc, żeby przyjęła go niepotrzebnie się wiercąc, czy odpychając go. Delikatnie wszedł i jego ruchy nie były już tak brutalne, aczkolwiek nie zrezygnował ze ścisku na jej biodrach - cóż, taki silny chłop to i w ręku ma siłę Heraklesa.
    Możliwe też, że to nie było whisky, tylko jakiś zagraniczny trunek - jeden z tych, które Claire mogła widzieć przed zażyczeniem go sobie w Pokoju Życzeń, ale też z tych, których nie umiała rozpoznać po pijaku. Może to był ten, który otumaniał jak żaden, wprawiając pijącego w stan euforycznej rozkoszy czegokolwiek by nie robił? Istniało w ogóle takie coś, nie wliczając twardych narkotyków? Bo jeśli o takich mowa, Wilson nie mówił "nie".
    Ledwo powstrzymał się od komplementu bardzo niegrzecznego i nietaktownego w tamtej sytuacji będącego czymś w stylu "jesteś bardzo wygodna". Oj, nieładnie, Jacku najpiękniejszy.
    Kochał ją coraz mocniej, ale dalej zachowując rozsądek i nie mogąc się stuprocentowo cieszyć ze stosunku, w obawie, że uszkodzi niedużą przecież gryfonkę.
    Prawą rękę przełożył z jej boku na szyję, dalej całując dziewczynę. Raz po raz wpychał jej język do ust, zresztą ona nie pozostawała mu wdzięczna. Wymieniali płyny ustrojowe nie orientując się nawet co do godziny jaka zaistniała na zegarku. Para warta siebie jak nic, pijana gryfonka i sadystyczny ślizgon.

    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  181. [ wcale leniem nie jestem! znaczy.. jestem, ale nie mam na to czasu :P mówię Ci, kobieto, co się u mnie dzieje -.-
    ale dobra, nvm, pisaj wątasia, bo nikt nie chce :< ]
    Margooo

    OdpowiedzUsuń
  182. Jeżeli ktoś jeszcze wahał się, czemu Wilsona omijano szerokim łukiem, teraz już wie. Nie dlatego oczywiście, że mógł rozdziewiczyć twoją dziewczynę lub zabić psa, ale dlatego, że wcale nie musiał dużo robić, aby dostać czego chce. Każdą swoją świadomą, nawet najgorszą zachciankę potrafił spełnić, jeśli wiedział jak rozdać karty na swoją korzyść.
    Słyszał jak Claire to jęknęła, mruknęła. No cóż, nie spodziewał się, że kiedykolwiek zobaczy ją w takim wydaniu, a że będzie tego powodem to już na pewno nie. Pytanie brzmi, czy sobie wszystko ukartował jeszcze zanim weszli do Pokoju Życzeń? Przecież to nie byłby pierwszy raz, kiedy wykorzystał w jakiś sposób niewinną istotkę.
    Do tej pory się całowali, ale ślizgon na moment to przerwał, wyszedł z niej, ustami znacząc mokry ślad po jej ciele idący w dół. Na podbrzuszu się zatrzymał w dość ciekawym miejscu, bo tam, gdzie odcisnęły się summersowne majtki. Pozostawił po sobie niedużą malinkę, coby się dziewczyna nieco przeraziła z powrotem naciągając na siebie ubranie. Ale na tym nie poprzestał, ustami zjeżdżając dalej, wyczuwając wzgórek łonowy dziewczyny, a później łechtaczkę, którą nieznacznie zwilżył. Później ruchy jego języka stawały się coraz to intensywniejsze, przy czym patrzył w górę, aby widzieć reakcje Claire. A ko by się tam spodziewał po nim, że chce zrobić przyjemność komuś poza sobą.
    Ręce jego wodziły na ślepo po ciele gryfonki, niby przypadkowo muskał kciukiem jej sterczące sutki. Generalnie był delikatniejszy, bo skupiał się na okrągłych ruchach językiem.

    [btw, duży będzie przypał z chłopakiem Klarysi? xd]
    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  183. [Omnomnom, no H40! Dziś mi wpadł adres bloga w starym lapku na pasku i właśnie sobie przypomniałam starych znajomych stamtąd :3
    Oj, pamiętam Summersównę, pamiętam :3 Ale spokojne, tam wszyscy byli niewyżyci, Vicki jedynie była tam idiotką, no ale czego spodziewać się przy taaaakiej autorce xD]

    OdpowiedzUsuń
  184. [Oj będę pierdolić <3 Nieważne w jaki sposób xD]

    OdpowiedzUsuń
  185. [A masz, duszo nieczysta x3]

    Zakazany Las był niemalże drugim domem dla pana Draganesti'ego, wąpierza od siedmiu boleści. Jako "człowiek", który wielbi medycynę lubił badać swoich "pacjentów" w tymże Lesie. Niemalże obszedł całe to miejsce, analizując każde napotkane zwierzę i spisywał różne mu potrzebne rzeczy do swojego notesika pochyłym pismem.
    Obecnie Snow siedział na gałęzi wysokiego drzewa, gapiąc się w rozgwieżdżone niebo i kombinując jak tu sprawić by wampir podczas dnia nie spał. Tak, jego gatunek funkcjonuje tylko w godzinach wieczornych, a pierwsze promienie słońca przyprawiają go o ziewanie i niespodziewane runięcie na ziemię, bądź podłogę, i będąc tym samym martwym. Najgorsza słabość wampira: bezradność w ciągu dnia.

    OdpowiedzUsuń
  186. [Przydałaby się chłopska bójka z Albusem, ale to chyba z autorką trzeba gadać. No, nic, kontynuując...]

    Pieścił jej kobiecość zarówno językiem jak i palcami, chwilami drugą rękę trochę mocniej zaciskał na jej piersi, ale poza tym próbował jej dać jak najwięcej przyjemności, którą, sądząc po jękach, przyjmowała z wdzięcznością. Uśmiechnął się, widząc, że podoba jej się to co robi. Zwilżył sobie dwa palce prawej dłoni, po czym powoli w nią wkładał. Może powinien był od tego zacząć, ale nie zaszkodziło zrobić trochę miejsca. Odnalazł punkt G z małymi problemami, po czym zapewnił Claire jak najwięcej dreszczy. Jak najbardziej przyjemnych. Przez cały czas patrzył się na jej zwykle zwodniczo naburmuszoną buźkę, która wtedy była po prostu anielska. Jeśli odjąć to co się wyprawiało.
    Nie chciał, żeby jeszcze kończyła, chociaż wiedział, że płeć piękna umie nawet parę razy zaczynać, tyle samo kończyć na różne sposoby. Trudno powiedzieć, czy Wilson znał się na dziewczynach, ale z jego punktu widzenia wiedział tyle ile potrzeba do zaspokojenia ich potrzeb.
    Wtargnął w nią kolejny raz tego dnia, ale odczuwała to z pewnością o wiele lżej niż za pierwszym. Poza tym, że sam nie był aż tak bardzo delikatny, (rubasznie mówiąc) palcówka połączona z (rubasznie mówiąc znowu) minetką była bardzo pomocna w stosunku, który odbywali.
    Ślizgon jakby objął rękoma dziewczynę, opierając się jednak o blat na którym w dalszym ciągu siedziała. Poruszał lędźwiami dość równo, a każdy skurcz który czuł na swojej męskości kwitował pogłębieniem uśmiechu przez pocałunki, a było ich coraz więcej.

    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  187. Mężczyźnie czasami zdarzało się popadać w melancholię i ciężko było mu wyjść z tego stanu, zwłaszcza gdy wspominał chwile bycia śmiertelnikiem. Niestety z biegiem czasu wspomnienia wyblakły, ale nie zniknęły do końca. Za to bardzo dobrze pamiętał moment swojego przeistoczenia w demona z piekła rodem, który był sługą Bożym za życia. Ironia, nieprawdaż? Jaki ubaw miały z tego inne wampiry odpowiedzialne za jego przemianę. Wolał pozostać martwy, ale teraz prowadząc żywot nieumarłego to nie spieszy mu się do bycia prochem, który wiatr rozwieje na wszystkie kierunki świata. Zamiast zabicia siebie postanowił pomagać innym, stąd ta niebywała mądrość w dziedzinie medycyny, a muzykalność to przypałętało się przypadkiem.
    Nagle do jego nozdrzy dotarł zapach żywego stworzenia, którym niegdyś był - człowieka. Spojrzał w dół swoimi wściekle czerwonymi oczami, które wskazywały, że jest głodny. Już współczuł dziewczynie siedzącej pod drzewem.
    Snow zeskoczył z gałęzi, lądując miękko i bezszelestnie na nogach w cieniu, z którego wyłonił się i spojrzał na nią spod rondla kapelusza by nie przestraszyć jej kolorem tęczówek.
    -Bună seara. Zakazany Las jest niebezpiecznym miejscem dla takich śmier... osób, jak panienka. - zagadnął melodyjnym tonem głosu.

    OdpowiedzUsuń
  188. W uszach Snow'a dudniło przyspieszone bicie serca, które spowodowało, że kły próbowały rozerwać mu dziąsła. Wyczuwając u niej strach to jeszcze bardziej potęgowało u niego poczucie winy, ale musiał jakoś egzystować, bo bez krwi daleko nie zajdzie, chyba że wymyśli sztuczną krew, która pomagałaby innym wampirom oraz ludziom. Spokojna egzystencja dwóch gatunków. Ciekawa przyszłość, ale wątpliwa.
    Przystanął naprzeciw Gryfonki, nie za blisko, bo obecnie nie chciał naruszać jej przestrzeni prywatnej, jak to się ładnie mówi.
    Zdjął kapelusz i skłonił się.
    - Snow Draganesti, milady. - przedstawił się, wkładając zgrabnie kapelusz z powrotem na głowę i w tym momencie mogła dojrzeć błysk czerwonego koloru tęczówek, które schowały się pod rondlem nakrycia głowy.

    OdpowiedzUsuń
  189. A zimne ręce Albus miał prawie zawsze. Więc to chyba coś znaczyło, prawda? Chociaż przez jego łóżko aż tak dużo dziewczyn się nie przewinęło, mimo że, nieskromnie mówiąc, chętnych nie było znów tak mało. Co zrobić, Potter był po prostu przystojny, a na dodatek jak chciał, potrafił być czarujący i szarmancki, soł...
    Przygarnął Claire bardziej do siebie, jednak dłonie trzymał grzecznie przy sobie, bo nie wiedział na jak wiele może sobie teraz pozwolić. Całkowicie zatracił się w tym pocałunku, smakując jej usta, które do tej pory były zakazanym owocem. A okazały się owocem cholernie słodkim i pociągającym...
    - Pachniesz deszczem. - stwierdził z uśmiechem, którego pewnie nie mogła dostrzec w ciemności. Ale on czuł ogromną chęć, by się uśmiechać.
    - Go home, and get stone, 'cause the sex is so much better when you're mad at me. - wymruczał z tym swoim cudownym, angielskim akcentem i skubnął zaczepnie jej wargę.

    OdpowiedzUsuń
  190. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  191. On wiedział, że nie musiał się chwalić, bo wszyscy mieli oczy i widzieli to, co było do zobaczenia. Ale Al chyba miał w sobie coś ze znienawidzonych przez siebie ślizgonów; mianowicie lubił zwracać na siebie uwagę, gdy był w centrum zainteresowania przynajmniej kilku osób, czuł się dobrze i mógł się wykazać. Przez cały czas uśmiechał się, gdy wydawało mu się, że Claire za pomocą dłoni poznaje jego ciało, które przecież doskonale znała. Nie raz widziała go przecież, jak paradował w samych gatkach, wystawiając na światło dzienne ukrywane zazwyczaj tatuaże. Jego rodzice wiedzieli tylko o jednym, o znaku "&" z boku szyi. O tym na plecach, ramieniu i za uchem, nie mieli zielonego pojęcia. Albus był zdecydowanie szczerym chłopakiem. Nie potrafił mówić inaczej, jak prosto z mostu, czasami ubierał to tylko w ładniejsze słowa. Na propozycję Claire nie zdziwił się, tylko wstał i od razu poszedł za nią, jak się okazało, do łazienki.

    OdpowiedzUsuń
  192. Albus, nawet gdy jeszcze nie pomyślał, że Claire kiedykolwiek będzie obiektem jego uczuć, wiedział, że Summersowa jest ładna. I uwielbiał na nią patrzeć, ot tak, po prostu. Uwielbiał widzieć zmiany na jej twarzy, kiedy się uśmiechała, była smutna, lub zła. Ten błysk w oczach, niejednokrotne pogardliwe wygięcie warg w uśmiechu, który znaczył ni mniej, ni więcej niż "uważaj spierdalając". Jego absolutnym nawykiem, do którego przyzwyczaił się w trzeciej klasie i do tej pory tak mu już zostało, było zakładanie jej włosów za ucho, gdy opowiadała o czymś z takim przejęciem, że zupełnie nie zwracała uwagi na frywolne kosmyki, latające dokoła jej twarzy.
    Zapach truskawek uderzył go w nozdrza i spowodował, że wąskie, acz ładnie wykrojone usta pana Pottera ułożyły się w szeroki uśmiech. Jeszcze tylko szampana brakowało, ale czego się nie da załatwić czarami... Ciotka Hermiona ładnie go wyszkoliła w zaklęciach niewerbalnych, więc wystarczyła jedna myśl, by na brzegu wanny pojawił się kubełek lodu a w nim butelka francuskiego szampana, nie tam żadnego ruskiego sikacza.
    Pocałunek odwzajemnił niemalże od razu, początkowo tylko zaskoczony gwałtownością tej pieszczoty. Jednak to mu zupełnie nie przeszkadzało, w gruncie rzeczy on potrafił być dokładnie taki sam, jeśli nawet nie bardziej narwany. Ale dobrze wiedział, że to będzie pierwszy raz Claire, nie mówiła mu nigdy o tym tak otwarcie, ale on i tak to wiedział. Dlatego tym razem, postanowił swoją porywczość odsunąć na bok i być delikatnym i czułym, żeby nigdy tego nie zapomniała. Bo przecież pierwszy raz w własnym chłopakiem przeżywa się tylko raz, prawda?
    Korzystając, że dziewczyna była tylko w samej koszulce i bieliźnie, położył dłonie na jej miękkich pośladkach, lekko je ugniatając. Koszulka jednak długi nie zabawiła na jej ciele, gdyż Albus stwierdził, że lepiej jej będzie w kącie łazienki. Przez chwilę patrzył na nią z absolutnym zachwytem w tych swoich szmaragdowych ślepiach, by zaraz potem pocałować jej odkryty właśnie obojczyk.

    OdpowiedzUsuń
  193. No tak, to może było, że Wilson się upił w trzy dupy i nic do niego nie docierało, nawet to, że posuwał jakąś panienkę pierwszy raz w życiu. Ale wtedy z Claire był prawie całkiem trzeźwy, nie licząc uczucia nieobecności w owym miejscu, tylko odczuwania bodźców takich jak... No, właśnie. Kiedy dziewczyna doszła i "zacisnęła się" na członku Wilsona, poczuł coś podobnego co ona, tylko nieco lżej i szybko z niej wyszedł, coby przypału sobie nie narobić kończąc ciepło w gryfonce. Oj, kiepsko by z nimi było, chociaż przecież nie każdy stosunek kończył się dzieckiem to on nie chciał być uziemionym ojcem do reszty swoich dni, użerać się z niewdzięcznym darmozjadem i inne takie nieprzyjemne rzeczy na które nie był i mógł nigdy nie być gotowy, nawet gdyby kochał Claire całym sercem.
    Jednak nie zdążył, bo skurcz dziewczyny, kiedy z niej wychodził spowodował obfity wytrysk tuż przy wejściu do pochwy. Westchnął z przyjemności. Uwielbiał to uczucie rozchodzące się po całym ciele, przez niedługi czas po kulminacyjnym punkcie jeszcze jakby przypominając się lekkimi drganiami nerwów.
    Przeniósł rozanieloną Claire z powrotem na kanapę, wydawała się nie kontaktować, choć może to on przestawał. Czuł się trochę wymęczony, wypity alkohol sam zamykał mu powieki. Ułożył się z dziewczyną tak, żeby oboje się zmieścili, więc właściwie leżała na nim, głowę mając na jego wciąż nagim torsie. Odruchowo wtulił nos w jej włosy, które wydawały się mu bardzo przyjemnie pachnieć.
    Chciał jeszcze zażartować, że jak tak skakała, to przypominała małpkę, ale jakoś się tak znudził rozmową zanim ją zaczął.

    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  194. Wampir nie potrafił wyzbyć się niektórych gestów i słów, których wpoił sobie do głowy. Bycie dżentelmenem weszło mu w krew i nic nie mógł na to poradzić. Ich sytuacja będzie wyglądała następująco: "Przepraszam, czy mógłbym panience ukraść krew? Potrzebna mi to egzystowania." Tak, dziwacznie to brzmi, ale Snow jest do tego zdolny.
    W duchu pogratulował jej spostrzegawczości, bo niektórym brakuje tego.
    - Ładne imię. - stwierdził beztrosko, ukucnąwszy i przyglądał się jej spod ronda kapelusza. - Dlaczego tutaj przyszłaś?
    Snow próbował analizować jej zachowanie oraz nurtowało go pytanie, które jej zadał. Zauważył, że dużo uczniów lubi chodzić do Zakazanego Lasu, który był niebezpieczny o każdej porze dnia i nocy.

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga