czwartek, 15 listopada 2012

Mam sekret. Jest na końcu mojego języka, jest po drugiej stronie moich płuc.



Doprawdy dziwne rzeczy dzieją się w Hogwarcie. I nie chodzi tu o skrzaty domowe, które przynoszą do pokoju tyle jedzenia, ile sobie zażyczysz. Nie mowa też o latających miotłach, dziwnych zwierzętach, szatach, niedziałających urządzeniach elektrycznych. Nic z tych rzeczy. Chodzi jednak o to, że ślizgoński dom, pełen osób przebiegłych, bogatych i złych, a przede wszystkim z czystą krwią, został skażony przez mugolaka. Jakim cudem dostał się tam chłopiec, który do ukończenia jedenastego roku życia, zupełnie nie miał pojęcia o świecie magii?


Było dwóch braci. Bliźniacy, Russell i Josh. I choć wyglądem różnili się zupełnie, to charakter jednak był ten sam. I w końcu nadszedł ten dzień, kiedy sowa z listem zapukała w okienko ich kamienicy, a Kimberly Collins nie mogła być bardziej dumna. Bo nie jeden, ale dwóch jej synów, zostało wezwanych do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. I wtedy coś dziwnego stało się z Russem. Nie był już tym słodkim, uśmiechniętym dzieciakiem, z uroczą buźką i wielkimi, miodowymi oczami, proszącymi o kolejne ciastko. Zbuntował się, jak to matka potem powiedziała, w dupie mu się poprzewracało. Bo z Joshem nie stało się nic szczególnego. Cieszył się, ale nie wstąpiło w niego takie piekiełko, jak w młodszego brata. Ale wszystko wskazywało na to, że ktoś tam z góry po prostu go wybrał. Pierwszy sklep na ulicy Pokątnej, sklep z różdżkami. Już pierwsza, którą Russell wziął do ręki, trysnęła magią. Wiąz. Materiał, na który zasługuje jedyna czysta krew, której Russellowi brakowało. Ale charakterem na pewno dorównywał niejednemu ślizgonowi, choć jeszcze o tym nie wiedział. Przecież domy, magia, czy cokolwiek związanego z Hogwartem, było dla niego zupełnie obcym stwierdzeniem.


I jednak, stało się. Wbrew wszystkim i wszelkim zasadom, przyodział zielono-srebrne szaty, w przeciwieństwie do Josha, który wykazał się niezwykłą pracowitością i koleżeństwem, przez co przydzielono go do Hufflepuffu... Oddalili się od siebie, bo jakby dom zobowiązywał Russella do tego, żeby gardził wszystkim, co nie jest ślizgońskie. Dopiero wtedy gwałtownie zmienił się charakter Russella, bo pierwsze trzy lata były prawdziwą szkołą życia. Szlama. Szlama między czystą krwią. Szlama tam, gdzie półkrwi nie mieli odwagi się odezwać. A on był najbardziej wygadany, uwielbiał być w centrum uwagi. Ciągle coś robił, wszędzie było go pełno. Zaczął przyjmować zakłady, przez co, co niektórzy zaczęli nazywać go Everem. Bo robił wszystko, o co go poproszono, chociaż nie tak za darmo. Oko za oko, ząb za ząb. Znasz taką zasadę?


Narcyz. Niezwykle wygadany dupek, który zawsze musi mieć ostatnie słowo. Nie liczy się z nikim i z niczym, byle tylko osiągnąć własny cel. I trudno powiedzieć, czy to właśnie ta zepsuta krew Russella tak bardzo pociągała Josha, ale stało się. Chłopak zupełnie stracił głowę dla swojego młodszego brata. Łaził za nim, rozmawiał z nim, chciał ciągle być blisko niego. I chociaż na początku Russell nie rozumiał, czego też ten głupi, mądraliński puchon chce od niego, to gdy w dość dziwnej sytuacji ich usta się złączyły, nie miał wątpliwości. Dla tego dziwnego, ba, naprawdę popierdolonego związku, naprawdę chciał poświęcić wiele. Bo tylko przy Joshu Russell stawał się prawdziwym sobą. Nie pomiatał nikim, uśmiech nie był przepełniony nonszalancją, nie kpił z nikogo. Niszczyło to jego już w tym momencie dobrą, ślizgońską reputację, więc postanowił wszystko zachować w ukryciu. Bo przecież nie mógł zrezygnować z domu, ale kiedy już tak bardzo się w to całe gówno zaangażował, nie mógł zostawić brata. Ale jednak, wydało się i po Hogwarcie zaczęły roznosić się śmiechy i wskazywanie palcami. Miał, czego chciał, razem z bratem stał się jednym z najbardziej rozpoznawanych dzieciaków w szkole. Mu to jak najbardziej odpowiadało, Joshowi nie. Co zamieniało się w kłótnie, podczas których zaklęcia używane były szybciej, niż którykolwiek z nich zdążył coś powiedzieć. A potem godzenie się, łzy i przez jakiś czas spokój. I tak było ciągle. Codziennie, co tydzień.



I jeżeli wydawałoby się, że ten chłopak w obliczu związku z bratem, postanowi być mu wierny, to jest to gówno prawda, proszę państwa. Sypia i zabawia się z kim zechce, bo żaden głupi puchon, nawet jeżeli jest jego bratem, a nawet kimś więcej, nie będzie mówił mu, co ma robić. Przecież Russell zawsze robi wszystko najlepiej, czy raczej tak tylko mu się wydaje. Największe ciacho w szkole. Chciałby. Ale coś jest w tych jego zapadniętych policzkach, brązowo-rudej grzywie i miodowych tęczówkach. I dobrze bajeruje ludzi, bo gdyby tego nie potrafił, ciężko byłoby z jego ocenami. Najbardziej lubi eliksiry i transmutację, ale uwielbia przeprowadzać eksperymenty z zaklęciami w roli głównej. Jego sowa, Jackson, już od kilku lat lata po świecie będąc całkiem fioletowa, bo jest to nieudany efekt zaklęcia kamuflującego. Ale kto by się tym przejmował? Głowa do góry i jedzie się dalej. Trzeba godnie reprezentować nazwisko Collins. Tak samo, jak godnie wypełniał obowiązki prefekta. Wielu zadaje sobie pytanie, czemu właściwie on został wybrany, ale jednak. Było coś w nim tak wyjątkowego, co miało pokazać, jak powinien nosić się prawdziwy członek Slytherinu.


Russell Collins * nazywany Everem, częściej szlamą * siedemnastoletnie dziecko
prefekt Slytherinu *ostatnia klasa * mimo wszystko dumny mugolak
 nie posiada patronusa * ciężki orzech do zgryzienia dla boginów
biseksualista, choć bardziej zerka na panów * miłośnik wyzwań 

11 cali * wiąz * smok *  niezbyt giętka

[No i oto Russell. Mam nadzieję, że karta nie jest tragiczna, bo jednak Russ jest inny, niż zawsze go pisałam. Ale co tam.
Uprzedzam, że nie mam zbyt wiele czasu i odpisuję w bardzo dziwnej kolejności, ale musiałam tutaj dołączyć, z miłości do jednej z autorek, bo nasze wątki zawsze są cud, miód i Russell Collins <3
Cytaty wykorzystane pochodzą z piosenek Bring Me The Horizon, a buźka należy do Tomka Mrozka.

:*]

7 komentarzy:

  1. [A ja spytam ładnie o wątek :3]

    OdpowiedzUsuń
  2. Wysłuchiwanie kazania od nauczyciela eliksirów, ulubionego przedmiotu, nie było za fajne. Aidan szczerze mówiąc rejestrował co drugie słowo, jednym uchem wpuszczał, drugim wypuszczal, jak to on. Pierdzielenia dorosłych i nauczycieli nigdy nie brał na poważnie, od razu z góry przewidując że taka gadka nic nowego do jego życia nie wniesie, a on nadal będzie robił swoje. Bo ten typ tak ma. Gdyby to jeszcze jego kuzyn miał mu dać ochrzan, to by zrozumiał, bo Misiek nigdy nie potrafił pouczać innych, mając swoje za uszami, więc skończyłoby się na standardowym tekście, żeby więcej tego nie robił. A tak zarobił szlaban i to nie byle jaki. Profesorek postanowił zrobić sobie z uczniów tanią siłę roboczą i wysłać ich po składniki do jakiegoś wywaru. W środku nocy. Podczas pełni. Do zakazanego lasu. Aidan jednoznacznie twierdził, że facet ocipiał. Ale mus to mus, odbębni i po wszystkim. Dlatego stał teraz na samym obrzeżu lasu czekając na nauczyciela, który miał mu jeszcze udzielić ostatnich rad.

    OdpowiedzUsuń
  3. [Cześć, czołem i takie tam :) Może masz jakieś pomysły na powiązanie z Sagą, o ile chęć na wątek jest?]

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  4. [Russellowa! Dawaj mi wątku z seksownym romansem państwa prefektów xD Plissss! Niech zerknie raz nie na panów, a raczej na panię ^^]

    Audrey aka Lusiu z Londynu

    OdpowiedzUsuń
  5. Po męczącym wieczorze, spędzonym w jakże miły towarzystwie pana woźnego, któremu musiała przeczyścić wszystkie puchare, medale i Stwórca wie, co jeszcze, musiała sie umyć i przebrać w czyste ciuchy, bo poprzednie ubrudziła jakąś flegmą, która zalegała na ów trofeach.
    W świeżych ubraniach najpierw usiadła na swoim łóżku, ale stwierdziła, że jej nudno, zeszła do Pokoju Wspólnego. Będąch na schodach, poczuła nieznaczne ciągnięcie jej spódnicy i podniosła wzrok na chłopaka.
    -Russ, nie baw się ze mną, tylko od razu przejdź do rzeczy.-powiedziała z ledwo dostrzegalną kpiną w głosie i usiadła na drugim fotelu, zabierając drugiemu prefektowi kufel z piwem kremowym i upiła sporego łyka.
    Założyła nogę na nogę i spojrzała na Russella, unosząc jedną brew do góry i oddała mu jego napój.
    -Masz jakieś plany na tą jakże, może, szaloną noc?-spytała z rozbawieniem.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jesteś Mikołajem dla Aidana Downeya, powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga