środa, 14 listopada 2012

Uosobienie delikatności.




Emma Miriam Ames


Siedemnastolatka, urodzona 7 lutego 2005 roku w Londynie.
Czarownica półkrwi.
Różdżka: 7 cali, drzewo wiśniowe.
Dom: Gryffindor
VII rok
Bogin: pijany mężczyzna
Patronus: gołębica



Chłodny zimowy dzień. Nagły krzyk dziecka przerwał ciszę. Radosny uśmiech matki. To dziewczynka! Najszczęśliwszy dzień w jej życiu. Wreszcie doczekała się swojej długo oczekiwanej córeczki. Mąż był wiecznie zapracowany, bo był właścicielem dużej, dobrze prosperującej formy. Przynajmniej dobrze im się powodziło. Tak, April zawsze marzyła o małej córeczce, którą mogłaby ubierać w śliczne sukienki, uczyć dobrych manier i kupować lalki.
Emmie niczego nigdy nie brakowało. Bawiła się z koleżankami z sąsiedztwa, wyrosła na dobrze wychowaną młodą damę, w końcu poszła do szkoły, gdzie jej wyniki w nauce były naprawdę zadowalające.
- Spójrz, tatusiu! Dostałam najlepszą ocenę w klasie!- mała blondyneczka wyciąga w kierunku ojca swój test semestralny. Mężczyzna nawet na nią nie patrzy. Cały czas pochyla się nad stertą jakichś dokumentów. Na jego czole widać zmarszczki.
- Nie teraz, Emmo, nie widzisz, że jestem zajęty?- dziewczynka opuszcza rączkę, spuszcza główkę, włosy opadają na jej drobną twarz, wychodzi, delikatnie zamykając drzwi. Tak było zawsze. Przecież tata powinien kochać swoje dziecko, poświęcać mu troskę, opiekować się nim. Emma trzymała w sobie ten cały żal. Próbowała jeszcze wiele razy zabiegać o względy ojca. Za każdym razem z takim samym skutkiem…
Trzask drzwi, brzęk szkła. Niezrozumiałe słowa. Krzyki kochanej matki i ojca, który nigdy nie miał dla niej czasu. Naprzemiennie. Dziewczynka nie wyszła z pokoju, czuła, że dzieje się coś złego. Usiadła na parapecie i wpatrywała się w śnieżnobiałe płatki sypiące się z nieba. Zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Ponowny trzask drzwi. Nie słychać już głosu ojca. Tup-tup, cichutkie kroki na schodach. Mama siedzi z głową schowaną w dłoniach, cicho szlocha.
Firma ojca zbankrutowała, on sam zaś popadł w alkoholizm. Bywał niebezpieczny.
Kolejna kłótnia rodziców. Żal jej było matki. Musiała się czymś zająć, bo sama nauka w szkole już nie wystarczała. Poszła na poddasze, tam słychać było tylko ciszę, przeszywającą, ale bezpieczną ciszę. Nie mogła pomóc mamie. Spuściła głowę i nagle spostrzegła, że siedzi na zakurzonej skrzynce. Omiotła ją i ujrzała, że owy przedmiot jest koloru różowego. Skąd to się tu wzięło? Emma nie miała przecież rodzeństwa. Delikatnie uchyliła wieko skrzynki i sprawdziła, co też znajduje się w środku. Różowe dziewczęce buciki, ale jakieś inne… Baletki! Zdjęcie jasnowłosej dziewczynki w stroju baletnicy. To przecież mama! I jeszcze stara kaseta wideo.
Potem było już tylko: arrondi, cabriole, pointe…

 Nauczyła się układu, który matka tańczyła, gdy była w jej wieku. Szybko okazało się, że swoje ogromne zdolności odziedziczyła po rodzicielce, która nigdy o tym nie wspominała, ale teraz była z niej bardzo dumna.
To jednak nie wszystko. Na dnie kuferka znalazła też coś przypominającego czarodziejską różdżkę i czarne szaty. Dziewczynkę ogarnęło dziwne uczucie, dlatego szybko zatrzasnęła skrzynkę…

Mijały dni, miesiące, lata. Z ojcem było coraz gorzej, rodzina wysyłała go na terapię, ale on ani myślał o tym, by im się poddać. Stał się niebezpieczny, nawet gdy nie był pod wpływem alkoholu, był bardzo nerwowy.
Kolejna wigilia Bożego Narodzenia. Choinka wyglądała jak co roku, znajome zapachy z kuchni, z nieba padał identyczny śnieg jak kilka lat temu. Emma- jedenastoletnia już dziewczyna, siedziała przy kominku i wpatrywała się intensywnie w świecące lampki. Chwila spokoju, gdy nie było ojca, stawała się coraz częściej ukojeniem. Mama wtedy częściej się uśmiechała, życie wydawało się lepsze.
Nagle wszystko zgasło. „Jak to możliwe?”- w jej głowie pojawiła się myśl. Przywołała radosne wspomnienie, żeby chociaż oszukać swój umysł, że jest dobrze. Lampki ponownie zabłysły… Po jakimś czasie takiej zabawy zrozumiała, że potrafi kontrolować świecidełka siłą woli. Wtedy do pokoju ktoś wszedł.
- Emma…- usłyszała cichy głos obok siebie. Kobieta, do której była tak bardzo podobna, stała nad nią i wyciągała do niej rękę. Dziewczyna wstała i z delikatnym uśmiechem spojrzała na matkę. Jej twarz wyrażała jakiś niepokój.
- Emma, to prawie wszystko co mam.- kobieta wcisnęła w jej dłoń kilka banknotów. Fakt, ostatnio nie powodziło się im już tak dobrze. Mama szukała pracy i zapewniała córkę, że wszystko będzie dobrze. Jak zawsze, musiała ją przecież podtrzymywać na duchu. – Uciekaj!- to słowo tak nienaturalnie zabrzmiało w jej ustach.- Uciekaj stąd!- powtórzyła, patrząc jej głęboko w oczy.- Twój list z Hogwartu otrzymałam już kilka miesięcy temu, przykro mi, że musiałam zwlekać. Ojciec wściekłby się, gdyby dotarła do niego wiadomość, że odziedziczyłaś moje magiczne zdolności. Zawsze był temu przeciwny.- podała jej list, który dziewczynka dokładnie obejrzała.- Może nie jest jeszcze za późno, zostałaś przecież wybrana. Muszą cię przyjąć. O nic więcej nie pytaj, wszystko spisałam ci na kartce, która znajduje się w kopercie.  Tu nie będziesz miała udanego życia, nie możesz ze mną zostać. Zrób to teraz, nim ojciec wróci, bo czeka nas prawdziwe piekło.- dokończyła szeptem. Emma nie zaprotestowała.
I tak została zdana sama na siebie w wigilię Bożego Narodzenia na zimnych, zaśnieżonych ulicach Londynu. Matka wyjawiła jej, że zamieszka ze swoimi rodzicami, dopóki ojciec nie podda się terapii. Dziewczyna mocniej ścisnęła banknoty i list, które nadal trzymała w dłoni.
Wystarczyło na bilet do Hogwartu.
Co było dalej? Oczywiście przyjęto ją z otwartymi ramionami, pomimo tego, że była spóźniona o kilka miesięcy.
- Gryffindor!- usłyszała okrzyk Tiary Przydziału, która chwilę wcześniej jeszcze się wahała.
Tak właśnie rozpoczęło się nowe życie świeżo upieczonej Gryffonki. Nie liczyło się już nawet to, że niedawno jeszcze nie miała pojęcia o swoich magicznych zdolnościach, które trochę ją przerażały. 


Z ostatniej chwili:
- Emma jest w trakcie rozważań, czy stać się posiadaczką małego kociaka, którego oferuje jej ciotka. Jest podekscytowana, bo bardzo lubi zwierzęta i zdaje sobie sprawę z tego, że taki pupilek mógłby nawet w jakiś sposób odmienić jej życie.

- Spędza jesienne popołudnia w pokoju wspólnym Gryffonów z kubkiem gorącej czekolady  dobrą książką, ale czasem można ją też spotkać w ciepłej czapce i szaliku na dziedzińcu szkolnym.

Powierzchownie | Charakter | Ciekawostki | Powiązania



[ Witam! Karta była już na innym blogu, ale jest jak najbardziej moja, z małymi przeróbkami. Zapraszam do wątków i powiązań- wszystko bardzo chętnie. PS Lubię zasadę: ja pomysł- Ty wątek i na odwrót :) ]



45 komentarzy:

  1. [Gryfoneczka no <3.
    Czeeeeeeeeść.]

    Wish

    OdpowiedzUsuń
  2. [A dziękuję, dobry człowieku.
    No, ten sam rok, to się o wątek prosi.]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Okej <3 Ale pomysłów nie mam, wolę zacząć xD]

    OdpowiedzUsuń
  4. [No to wątek będzie.
    Chcesz jakieś relacje czy mam jechać z fristajlem? (osobiście bym wolała jakąś podpowiedź z twojej strony)]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Dobra, to tak, dziś i jutro to raczej nie zaczęłabym, ale jakbym dostała miejsce i relacje (chyba, że na żywioł) to bym była skłonna wykazać dobroć i zaczynać, chyba że Ty byś bardzo chciała, to nie mam nic przeciwko, haha.]

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Ale ona starsza od niego, buu... Więc może by mu pomagała w jakimś przedmiocie, z czystej, koleżeńskiej sympatii? Albus się odpłaci wielką paczką żelek <3 ]

    OdpowiedzUsuń
  7. [No, ja też bym chciała. ;D Jak byś coś wymyśliła, to nawet bym zaczęła. ;D]

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Może po prostu w pokoju wspólnym? Tak byłoby chyba najwygodniej. ]

    Albus

    OdpowiedzUsuń
  9. [No znać się mogą, ale z przyjaźnią to nie wiem... ;p]

    OdpowiedzUsuń
  10. [No, w sumie może być ciekawie, zwłaszcza, że Wish to taki niedorobiony jakiś jest <3.]

    Niektórzy już tak mają, że zamiast wziąć zachować się jak normalny, cywilizowany człowiek i po prostu rozmawiać z innymi, wolą trzymać się gdzieś w cieniu, żeby po prostu obserwować. Wish tak miał. Żeby porozmawiać musiał zrozumieć. Żeby zrozumieć musiał obserwować. Żeby obserwować musiał trzymać się na uboczu.
    Proste, nie?
    Potem jeszcze tylko wystarczyło zebrać się do kupy, ogarnąć całe swoje jestestwo i rzucić luźną uwagę o pogodzie. Sprawy miały to do siebie, że później lubiły toczyć się same.
    A przecież to byłby wręcz skandal, gdyby Wish i Emma się nie znali - ten sam dom, ten sam rok, no przecież to aż się prosi o choćby kulturalne mówienie sobie cześć.
    W tym przypadku na cześć się nie skończyło, bo Wish miał to do siebie, że jeśli już się zdecydował na pierwszy kontakt, to ciągnął to dalej, póki ktoś mu nie dał wyraźnego znaku, że tyle, koniec, możesz sobie iść i zająć się sobą.
    Emma jak do tej pory nie dała, czego nie uznał za jakiś znak czy coś, tylko po prostu zakończył etap obserwacji, przechodząc do etapu poznawania, który miał to do siebie, że postępował powoli.
    A przecież wszyscy wiedzą, że nie ma lepszego miejsca niż wieża astronomiczna ani lepszej godziny niż taka późno-nocna, żeby stać sobie, oprzeć się wygodnie o barierkę i poznawać.
    - Nie widzę żadnego gwiazdozbioru. W sumie to się nie dziwię. Widzisz coś?
    Tak, nie ma lepszego tematu niż gwiazdozbiory. Wish, ty kiedyś Nobla dostaniesz za swój geniusz, to nieuniknione.

    OdpowiedzUsuń
  11. [ Po szkole będę myśleć nad pomysłem ;) ]

    Lavi.

    OdpowiedzUsuń
  12. [ Do głowy nie przychodzi mi nic konkretnego, niestety, pomijając losowego spotkania w Hogsmeade.
    Lavi byłby jak zwykle gdzieś w swoim świecie, na pograniczu rzeczywistości a fantazji, siedzący gdzieś na uboczu (najlepiej w jakimś małym parku, czy czymś podobnym), przyglądający się ludziom.
    Emma natomiast, spacerująca między uliczkami miasteczka, marząca o chwili odpoczynku (albo i nie!), postanowiła na swoje nieszczęście zabłąkać się w zasięg jest wzroku i ołóweczka.
    Może być czy masz inny pomysł? ;) ]

    Lavi.

    OdpowiedzUsuń
  13. [ Bardzo ładnie proszę ;) ]

    Lavi.

    OdpowiedzUsuń
  14. [Ano wiem, obiecałam xP Mam powiązanie rzucić, ale wtedy nie zacznę, to jak? ;>

    Cedric]

    OdpowiedzUsuń
  15. [Trochę to potrwało, ale jest :3.]

    Nie wiem czy już wspomniałam, a nawet jeśli, to wspomnę jeszcze raz. Wish miał naturę obserwatora. Ludzi trzymał zawsze na dystans, bo tak mu było najwygodniej i pozwalał sobie na rzecz najbardziej bezczelną z bezczelnych - gapienie się. Rozkładanie na czynniki pierwsze zachować, reakcji, wszystkiego. Żeby pozwolić sobie i komuś na choćby nieznaczne zmniejszenie dystansu musiał najpierw poznać tak sam z siebie, poprzez właśnie obserwację. Nie był przy tym jednak dobry w zauważaniu, że ktoś może obserwować również jego. To po prostu ze sobą nie współgrało, on jako osoba, która może na siebie zwrócić czyjąkolwiek uwagę. Nie zabiegał o nią nigdy, trzymał się na uboczu, więc po prostu to do niego nie docierało.
    Ale skoro Emma lubiła niegłośne, spokojnie towarzystwo, to chwilowo świetnie trafiła.
    Właściwie to Wish wiedział o niej tylko tyle, że to jest Emma, jest z tego samego roku, ba, nawet są w tym samym domu już od siedmiu lat, a tak w ogóle to bardzo lubi udzielać się na lekcjach i spokojnie z niej dziewczę dość. Więcej obserwacji jak na razie nie było, na tym się chwilowo zakończyło.
    - Wiem, inaczej by cię tu nie było - odparł, choć jego słowa były trochę bez sensu, ale czemu miałby sobie odmówić właśnie takiej bezsensownej dyskusji?
    - Patrz - rzucił nagle, wyciągając rękę przed siebie i wskazując na kilka odległych, jasnych punktów skupionych nad widniejącym w oddali ciemnym zarysem Zakazanego Lasu. - Wielki wóz. Albo mały. Albo niedźwiedzica. Chociaż jakby inaczej spojrzeć - przerwał na chwilę, przechylają lekko głowę w bok - to przypomina Cefeusza.
    Tak, znawca się odezwał.

    OdpowiedzUsuń
  16. [pomysłów niestety brak, wolałabym zacząć:)]

    Dean

    OdpowiedzUsuń
  17. [hmhmhmhm... no właśnie u mnie z pomysłami ciężko, ale zacząć mogę^^]

    OdpowiedzUsuń
  18. [Może coś w stylu, że Emmie spodobał się Modest i w jakiś tam sposób próbuje zwrócić jego uwagę na siebie, bądź mój Ślizgon zrobił jej coś kiedyś i teraz go nienawidzi i dręczy go, gdy tylko go spotka ^^]
    Modest Pasque

    OdpowiedzUsuń
  19. [ Nie liczy się długość, a jakość. Tyle, że jak zawsze widzę długie, chce się odwdzięczyć tym samym, a taka długość mi naprawdę nie przeszkadza ;) ]


    To był jeden z tych dni, kiedy Lavi nie miał pomysły, co ze sobą zrobić i niepozornie przysiadywał na ławce w parku i bazgrolił swoim "zaczarowanym" ołóweczkiem na kartce papieru, rzucając ukradkowe spojrzenie ludziom, którzy albo przechodzili przez niego szybko, albo zostawiali na ułamek sekundy, aby posiedzieć, poczytać, porozmawiać.
    W takie dni jak te, nie miał ochoty rysować ludzkich twarzy i gestów (wszak też miał czasem ochotę od nich odpocząć), a skupić się przede wszystkim na otaczającej go szarej rzeczywistości, która powoli wymierała, aby ustąpić miejsca czemuś nowemu.
    Jako, że Stark zawsze okazywał pokłady niezwyciężonego optymizmu, doszukując się we wszystkim ukrytego sensu i logiku, i w tym wypadku nie było inaczej, gdy rysując ptaka siedzącego na gałęzi, dorysowywał elementy rodem z fantasy, aby uatrakcyjnić swoją pracę i zabawę w malowanie świata.
    Przestał jednak, gdy parę ławek dalej, klapnęła dziewczyna, taka, którą mógł porwać byle wiatr, a przynajmniej tak mu się wydawało. Było jednak w niej coś pięknego, gdy zgarniała z czoła zabłąkane kosmyki i odkładała na bok reklamówki z zakupami. Jej zamyślony wzrok natomiast wydawał się patrzeć gdzieś poza ludzi i cały świat.
    Ten widok poruszył serce Laviego dogłębnie i bez namysłu, przygryzając wargę, przewertował szkicownik na kolejną stronę, szkicując delikatne rysy twarzy istoty, która przykuła jego uwagę.

    Lavi.

    OdpowiedzUsuń
  20. Westchnął głęboko, gdy poderwała się z miejsca i zaczęła gonić, coś czego z tej odległości nie potrafił dostrzec. Zaczął zastanawiać się gorączkowo czy tak naprawdę trudno w tych czasach usiedzieć na miejscu, chociaż kilka minut dużej. Miał chociaż nikłą nadzieje, że uda mu się nanieść na kartkę, chociaż kilka nieśmiałych kresek, a póki co miał jedynie owal jej twarzy, trochę niekształtny i niezgrabny oraz uczucie niespełnienia i rodzaj smutku, który nagle osiadł ciasno na jego duszy.
    Już chciał zamknąć szkicownik, prychnąć pod nosem i odjeść pospiesznie, zły na cały świat, gdy nagle na kartce wylądował sztuczny kwiat, a tuż obok niego stanęła istotka, którą jeszcze przed chwilą z rozochoconym sercem chciał uwiecznić na papierze.
    Wstał, uświadamiając sobie, że niegrzecznie byłoby tak prychać z zdegustowaniem przed kimkolwiek, a już zwłaszcza w towarzystwie pięknej damy.
    — Zgubiłaś to, prawda? — zapytał, łapiąc jej rozgrzaną dłoń w swoje palce, rozłożył ją i położył na niej zgubę.

    Lavi.

    OdpowiedzUsuń
  21. [Ogólnie jego można spotkać wszędzie i zawsze :D jest prefektem więc nawet nocą może go spotykać, lub specjalnie wychodzić na korytarze żeby ją przyłapał ;D ]
    Modest Pasque

    OdpowiedzUsuń
  22. [No jak dla mnie to możesz i wymyślić i zacząć xP Ja się dostosuję, a nawet będzie mi bardzo miło xP

    Cedric]

    OdpowiedzUsuń
  23. Dostrzegł jej zakłopotanie niemalże od razu i nie miał zamiaru zostać na niego obojętny. Musiał przyznać, że rumieńce, które zagościły na jej policzkach dodawały jej łagodnej cerze tylko uroku i podkreślały jej dziewczęcą urodę.
    Położył swój kajecik na ławce i, podchodząc do niej jeszcze bliżej, przyczepił jej kwiatuszek we włosy.
    - Tak będzie mu wygodniej. - Uśmiechnął się, oglądając swój dobry uczynek z wesołą iskierką w oku.
    Lavi nie należał do osób, które były płochliwie jak baranki, czasem tylko robił trochę więcej i żałował, ale tylko sporadycznie. Zazwyczaj był otwarty na nowe znajomości, nawet jeśli z drugiej strony nie spotykał się z tym samym.

    Lavi.

    OdpowiedzUsuń
  24. [Mogłoby być, mogłoby :D Możesz zacząć? Spenc jest biały, spory i ma niebieskie ślepka, dla ułatwienia ;)]

    OdpowiedzUsuń
  25. — Miło ci poznać, Emmo — rzekł z charakterystyczną chrypą, świdrując ją szaroniebieskimi. Usta zaś wykrzywił w uśmiechu pełnym życzliwości. Ujął jej dłoń prawą ręką i ucałował delikatnie. — Lavi Stark — przedstawił się po chwili wesoło, uśmiechając się jeszcze szerzej, jak to miał w zwyczaju. Musiał przyznać, że panienka Emma oczarowała go swoją skromnością i nieśmiałością. Po szalu rozpoznał w jakim jest domu i zrobiło mu się lżej na duchu, że znów nie wdał się w rozmowę żadną ze Ślizgonek, które próbował omijać szerokim łukiem, w graniach swoich możliwości. — Masz ochotę na kubek gorącej czekolady? — zaoferował.

    Lavi.

    OdpowiedzUsuń
  26. Ruda Yaxley, jedyna ruda w rodzinie, zresztą, biegła korytarzem, powiewając swoimi rozczochranymi włosami. Właśnie z Wielkiej Sali, wystraszony przez wrednego, czarnego kota, wybiegł jej kochany, biały szczurek i w panice puścił się korytarzami.
    Zakręciła kilkukrotnie, aż wreszcie stwierdziła, że zwierzątko zapewne pójdzie w miejsce, które zna. Więc odwróciła się na pięcie, przeszła kilka kroków... I zobaczyła na swoim ulubionym parapecie naprzeciw Skrzydła Szpitalnego wystraszoną Gryfonkę i Spencera, który stojąc na tylnych łapkach, wpatrywał się w nią z niemałym zaciekawieniem.
    Westchnęła, podeszła bliżej, złapała szczurka i położyła go na ramieniu.
    - No już, spokojnie, easy... Nic ci już nie grozi...
    Spojrzała na pannicę na parapecie.
    - Tobie też nic nie grozi, złaź i się nie wygłupiaj. To tylko szczurek.

    OdpowiedzUsuń
  27. [Okej ^^ ]
    Dzisiejszego dnia miał patrol korytarzy, chciał czy nie, po dziesiątej wieczorem zebrał dupę w troki i trzymając w kieszeni spodni różdżkę rozpoczął spacer po swoim terenie. Ileś tam korytarzy musiał obejść, dokładnie obserwując czy nie ma tam czasem jakiegoś ucznia, a jak już takiego znalazł miał go powiadomić o zbliżającym się szlabanie. Co jak co, ale to sprawiało mu nieziemską przyjemność, szczególnie, gdy trafiał na jakiegoś Gryfona. Rozmyślając o różnych sprawach, o wszystkim i o niczym, nie zwracał za bardzo uwagi na to co się działo wokół niego. No i musiał trafić na kogoś, z początku myślał, że to jakaś pani profesor lub pan profesor. Spuścił wzrok na dziewczynę, która na niego weszła. Jego brew od razu poszybowała do góry.
    -Co tu robisz? - spytał twardo. Od razu chciał wspomnieć dziewczynie o szlabanie, który będzie na nią czekał. -No wytłumaczysz się?
    [Modest Pasque]

    OdpowiedzUsuń
  28. [Miło, że się podoba. ;)]

    Loveleen

    OdpowiedzUsuń
  29. Och, ale Wish też się nie znał. Tak mu się po prostu zdawało, gdy przypominał sobie wszystko, co udało mu się wynieść z zakończonych po sumach lekcji astronomii. No a trzeba zauważyć, że udało mu się wynieść niewiele, bo z racji na specyfikę tego przedmiotu zajęcia musiały odbywać się w nocy, a on już wtedy z reguły trochę przysypiał i od teleskopu oraz szkicowanych map nieba bardziej interesowało go czekające w dormitorium łóżko.
    Ale jakoś trudno mu się dziwić.
    - Jakby to była spadająca gwiazda to by można powiedzieć, że niesamowite - rzucił i choć jego słowa mogły,a pewnie nawet zabrzmiały złośliwie, to nie było w nich ani krztyny złośliwości. Ot, taka luźna uwaga.
    W ogóle to biedna ta Emma - musiała udawać (lub też chciała, ale według Wisha wciąż pozostało to w sferze udawania, bo nie wierzył, żeby swoją gadaniną mógł naprawdę kogokolwiek zainteresować), że Wish wcale a wcale nie plecie trzy po trzy.
    Owszem, oderwał się na chwilę od obserwacji nieba - nie było i tak na co w sumie patrzeć - i owszem, ich spojrzenia na chwilę się spotkały. Dziwne jednak wydało mu się, że Emma zaraz opuściła wzrok. Nie miał w zwyczaju zwracać uwagi na takie szczegóły, no ale cóż, zawsze się mogą zdarzyć małe wyjątki od zasady. No i się zdarzył taki jeden, właśnie teraz.
    - Czy mam się czegoś doszukiwać w twoich ukradkowych spojrzeniach? - zapytał tak lekkim i bezpośrednim tonem, jakby właśnie pytał ją o zdanie na temat smaku pasztecików dyniowych.
    Bezpośredniość już miała to do siebie, że leżała w Wisha naturze. Nie miał zamiaru zawstydzić Emmy tym pytaniem - ot, po prostu był ciekawy.

    OdpowiedzUsuń
  30. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  31. Wzruszyła ramionami. Oj tam, oj tam. Prawie każda dziewczyna piszczała na widok Spenca, więc przyzwyczaiła się już do tych dziwnych reakcji. Ale... Naczytała się książek? Że niby jakich? Pełnych morderczych szczurów ludożerców, czy coś takiego? Przez chwilę wyglądała na zainteresowaną tematem, ale już po chwili wzruszyła ramionami i pogłaskała szczurka, podając mu kawałek grzanki.
    - No... Jest kochany. I zabójczo inteligentny. Chyba zauważył, że się go boisz.
    Poprawiła włosy.
    - To jest Spencer i jak chcesz, możesz go pogłaskać. Nie zrobi ci krzywdy.

    OdpowiedzUsuń
  32. Uśmiechnęła się lekko.
    - Ash. Właściwie Aislinn.
    Spojrzała na szczurka, który przymknął lekko ślepka i przestał jeść, kiedy Gryfonka go dotknęła, po czym obrócił lepek i lekko powąchał jej palec, przyzwyczajając się do zapachu.
    - Jest spoko, o ile nie straszysz go kotem i dopóki nie próbujesz go zadeptać.
    Ściągnęła delikatnie szczurka z ramienia, wkładając go do kieszeni szaty, z której natychmiast wyjrzał zainteresowany, opierając łapki na jej brzegu.
    - Jakie chciałabyś mieć zwierzątko?

    OdpowiedzUsuń
  33. Nie lubił, gdy ktoś zaciągał u niego dług wdzięczności, ale dla takiej uroczej dziewczyny mógł zrobić wyjątek.
    - Wiesz, doskonale się składa - odparł, zabierając swój szkicownik, wepchnął go jej do dłoni i przewertował szybko na niedokończony szkic jej twarzy. - Pozwolisz mi cię dokończyć – zaproponował radośnie.
    Znał mała kawiarenkę, która zdecydowanie odpowiadała jego realiom miłego, ciepłego i, warto dodać, niezatłoczonego miejsca, bo Lavi tłumu nie lubił i unikał tak często jak się dało.
    Uśmiechnął się i poprowadził ją przez wąską alejkę. Zdziwił się troszkę, że przystała na jego propozycję, ale uznał to za dobry omen.

    Lavi.

    OdpowiedzUsuń
  34. Owszem, dziewczyna wyglądała młodo, i Modest nie pomyślał, że mogłaby być w jego wieku, dlatego też stał się jeszcze bardziej jak by to ująć, nachalny w stosunku do tej niewinnej uczennicy. Pochylił się nad nią i spojrzał głęboko w oczy, czasami takie czynności sprawiały mu ubaw, szczególnie kiedy zaraz będzie ją karał szlabanem.
    -Jesteś niesamowicie poinformowana co można, a czego nie. - uśmiechnął się do niej złośliwie. - Ale nie pytałem o to. - uniósł brwi do góry słysząc jej dalsze słowa. Nie mógł opanować wrednego chichotu. - Równie dobrze mogłaś otworzyć okno i nawdychać się tam świeżego powietrza. - powiedział całkiem poważnym tonem.
    [Modest Pasque]

    OdpowiedzUsuń
  35. [Siemano. :D Nie umiem wymyślać fajnych pomysłów na wątki, ale początek widziałbym tak, że Malcolm natknąłby się na tańczącą gdzieś Emmę i zacząłby się jej przyglądać, bo podobają mu się tańczące kobiety. Ona zobaczyłaby go dopiero po jakimś czasie i później to już w zależności od tego, czy lubi być obserwowana, czy nie, jakoś by zareagowała. :>]

    OdpowiedzUsuń
  36. No właśnie, że nie wywnioskuje, bo Wish się we wnioskowanie nie bawił. Albo ktoś mu coś mówił wprost, tak jak on to praktykował, albo sprawę z reguły uważał za zakończoną, opcjonalnie nie mającą przyszłości. No bo co mógł poradzić na to, że sam nigdy nie krył się z tym, co myśli, czuje, co by chciał powiedzieć. Po prostu mówił i już, cała sztuka. Co jak co, ale bezpośredni to on zdecydowanie był. I bynajmniej nie uważał tego za jakąś wadę. Choć, jasne, czasem mówił za dużo. Trzeba jednak zauważyć, że był przy tym rozumny. Jak ktoś mówił, że dość, to przestawał gadać.
    - Najpierw na mnie patrzysz, a potem odwracasz wzrok - powiedział, pozwalając sobie poobserwować przez chwilę Emmę, doszukując się po niej jakiejkolwiek reakcji. O, może tym razem jednak zmieni zdanie i pobawi się we wnioskowanie? Czemu nie. Ewentualnie może też spróbować wyciągnąć z dziewczyny o co chodzi.
    Bo o coś na pewno chodziło, to nie ulegało w tej chwili wątpliwości.
    Nie, gdyby mu powiedziała, że się na niego gapi na lekcjach nie uznałby jej za idiotkę. A ile razy to on sam się na kogoś uporczywie gapił?
    No przecież każdemu wolno i to nie grzech.
    - Odwracasz go, gdy uznajesz, że kontakt wzrokowy jest zbyt długi. Masz ładne oczy, wiesz, mógłbym w nie patrzeć dłużej - stwierdził dość beznamiętnym tonem, jaki był mu już właściwy. Nie, nie mówił tego, żeby ją zawstydzić czy wprawić w zakłopotanie. Mówił to, bo czuł, że coś jest na rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  37. - Dzieło? - Uniósł brwi i po chwili zaśmiał się uprzejmie, mierzwiąc swój bałagan na głowie.. - Tuż to zlepek kilku kresek złączonych ze sobą - zapewnił, odbierając od niej szkicownik. Osobiście uważał, że Emma miała w sobie wielki potencjał, ale niestety nie wykorzystany. Roztaczała wokół siebie aurę szczęśliwości i delikatność. Miał wrażenie, że gdy szła, liście upadające z drzew kołysały się delikatnie za każdym jej krokiem, a gdy mówiła chmury kłębiące się na niebie ustępowały miejsca nieśmiałemu promieniowi słońca. Ten obraz także Lavi pragnął zapamiętać w swoim sercu, jak tak właśnie myśleć o Gryfonce.
    Och, te niespodziewane spotkania, westchnął w myślach, wyprowadzając dziewczynę na mniej tłoczną uliczkę

    Lavi.

    OdpowiedzUsuń
  38. Zaśmiała się cicho, głaszcząc szczurka.
    - Spokojnie, Spencer dogaduje się już dobrze z Grumpy'm, myślę, że kolejny kot nie zrobi mu większej różnicy.
    Poprawiła grzywkę, która przybrała barwę spokojnego szafiru z żółtymi pasemkami.
    - Jak chcesz, mogę pójść z tobą do Hogsmeade w weekend i wybierzemy idealnego kota. Spenc jest genialny, jeżeli chodzi o zwierzęta i na pewno znajdzie ci coś, co będzie miłe i kochane, chociaż... Cóż, on widzi poza wyglądem zewnętrznym, więc nie wiem, czy koniecznie będzie jakiś śliczny. Ewentualnie uprze się przy jakimś dachowcu, którego spotkamy po drodze i nici z magicznego kocurka.

    OdpowiedzUsuń
  39. [Znaczy ja na wątek jestem chętny, ale przykro mi, nie mam pomysłu, a zacząć też raczej nie zacznę, bo za dużo mam wątków, z którymi muszę to zrobić. ;]

    OdpowiedzUsuń
  40. - Tym trzeba pomachać, Emma.
    Stanęła nad uczennicą, która od kilku minut wpatrywała się z niezbyt przekonanym wyrazem twarzy w spoczywającą na ławce różdżkę i wyszczerbiony zardzewiały puchar. Głos Susan nie był zgryźliwy, nie był nawet upominający, wręcz przeciwnie. Brzmiało mniej więcej tak, jakby chciała delikatnie wybudzić dziewczynę ze snu na jawie, w którym trwała.
    Nauczycielka westchnęła ciężko i splotła ramiona na piersi. Nie rozumiała tego. Emma przecież nie była ani głupia, ani leniwa, ani nieuzdolniona w kierunku zaklęć. Susan uczyła już ją kolejny rok i wiedziała, że panna Ames potrafi pisać naprawdę imponujące eseje, otrzymuje znakomite stopnie z zielarstwa, opieki nad magicznymi stworzeniami czy też choćby astronomii, która zwykle jest utrapieniem młodych adeptów magii... Jednak na jej przedmiocie - zupełnie inna bajka. Emma wykazywała niechęć do samego chwycenia różdżki. Wyglądała nawet, jakby bała się tego, co może dzięki niej osiągnąć.
    - Zostań po lekcji, dobrze? - poprosiła łagodnym głosem i posłała dziewczynie uśmiech. Wydawała się być taka niepewna, taka przestraszona...

    OdpowiedzUsuń
  41. - Nie mów już więc, proszę, bo się zarumienię - odpowiedział śmiertelnie poważnie Lavi, prowadząc teraz swoją nową znajomość przez uliczkę, na której był i sklep papierniczy, i jakiś inny, niezidentyfikowany, aż w końcu zatrzymał się na jej końcu przed zadbanym, acz niewielkim budynkiem. Otworzył szklane drzwi. - Panie przodem - zachęcił energicznym gestem dłoni.
    Na komplementy był wyczulony, bo rzadko kiedy pokazywał swoje prace komukolwiek, zwłaszcza osobie, która poniekąd padła jego ofiarą, ale mimo wszystko, jako, że posiadł wielki procent z egoisty, jego serce wybijało właśnie wesołe rytmy.

    Lavi.

    OdpowiedzUsuń
  42. Gryfon z książką, notatkami na pergaminie i piórem to widok całkowicie normalny, zwykle nie wzbudzający zdziwienia wśród uczniów Hogwartu. Przecież nie jest nigdzie napisane, że tylko Krukoni mogą się uczyć w czasie wolnym od lekcji, a mieszkańcy innych domów często korzystają z tego prawa. Lecz, gdy za dowolnego Gryfona podstawimy takiego Malcolma Browna, sprawa wygląda zupełnie inaczej. Konkluzję do tego tematu zapewne da się przedstawić za pomocą jakiegoś kwantyfikatora czy innego niepotrzebnego zwrotu matematycznego, ale po co zawracać sobie tym głowę. Lepiej zastanowić się, dlaczego Malcolm Brown robi wcześniej wspomniane notatki (albo po prostu spytać go, po co udaje, że je robi).
    Chłopak szedł korytarzem i kłócił się sam z sobą o jakieś zagranie. Z jednej strony miał kilka argumentów, które za nim przemawiały, z drugiej wychodziło na to, że nie ma ono najmniejszego sensu. Wiadomy był za to fakt, że Malcolm za notatki zabrał się tylko dlatego, gdyż dotyczyć miały one quidditcha. I nagle sprawa robiła się jasna i klarowna.
    - Too easy to defend - skwitował cały swój pomysł i przekreślił wszystko, co miał do tej pory napisane.
    Pewnie zaraz zacząłby pisać coś nowego, gdyby tylko nie usłyszał muzyki dobiegającej z sali nieopodal. Stwierdzając, że nad resztą "pomyśli póżniej", ruszył w tamtą stronę i już po chwili stał przy otwartych drzwiach pomieszczenia, w którym tańczyła Emma. Postanowił, że skoro go nie zauważyła, to trochę się jej poprzygląda.

    OdpowiedzUsuń
  43. A czy Wishowi takie relacje były bliskie? No nie były. On się na tym nie znał, on się w to nawet nie miał ochoty bawić, a dlaczego to zaraz wyjaśnię. Czuł się pokrzywdzony. Dotknięty do żywego tym, że jedyna kobieta jaką kiedykolwiek kochał prawdziwą i wierną miłością, choć wtedy jeszcze chyba nie do końca wiedział, co tak właściwie to znaczy, że ona go zostawiła. Pytał sam siebie czym zawinił, co zrobił źle. Bo przecież obiecała, że wróci. Że go nie zostawi. Czekał na nią cierpliwie prawie każdy dzień spędzając na gapieniu się w okno, z którego miał świetny widok na prowadzącą do domu ścieżkę.
    Nie pojawiła się ani tydzień później, ani miesiąc, ani rok. Nie pojawiła się. Nie wiedziała, że Wish wciąż na nią czeka.
    Więc właśnie dlatego czuł się skrzywdzony, odrzucony i dotknięty wręcz do żywego. Wydawało mu się, że czas naprawdę może leczyć rany, jednak teraz szczerze wątpił w autentyczność tego stwierdzenia.
    Nie chciał się więc teraz do nikogo przyzwyczajać, do nikogo przywiązywać. I jakoś nie mógł się w żaden sposób przyłapać.
    A to, że potrafił powiedzieć coś miłego? No cóż, tutaj już górę brał jego charakter, który cechował się wyjątkową wręcz bezpośredniością.
    - A myślałem, że mnie się nie da lubić - zażartował, choć przez jego twarz nie przemknął nawet cień uśmiechu. - A przynajmniej nie warto - dodał, nawet jeśli sam nie wiedział, czemu powiedział to głośno. Mógł pomyśleć i do tego się ograniczyć.
    Ale nie, przecież on zawsze miał za długi jęzor.
    Ale tak, to było... miłe.

    OdpowiedzUsuń
  44. No cóż, rzeczywiście, bardzo by się zdziwił, ponieważ chwilowo nie dopuszczał jakoś do siebie takiej myśli. Nie, nie uważał, że cały świat jest przeciwko niemu i wszyscy go nienawidzą życząc mu rychłej śmierci w męczarniach. Lubił określać samego siebie, więc jak na tę chwilę sklasyfikował się na poziomie "można zaakceptować". Nie potrzebował jakoś, żeby go ktokolwiek lubił, wystarczyła mu akceptacja.
    - Osobiście tak nie uważam - powiedział, bo przecież on zawsze musiał mieć tak, żeby choć po części wyszło na jego. I nie tolerował w tym przypadku żadnej formy protestu. - Choć oczywiście możesz mieć swoje zdanie, czemu nie.
    Zapadła chwila ciszy - dla Wisha bynajmniej nie była ona krępująca, ba, on uparcie twierdził, że jeśli cisza pomiędzy dwójką ludzi jest dość... swobodna, że tak to ujmę, to można to uznać za zdecydowanie dobry znak.
    - Manderlaya da się lubić, a to ci dobre - rzucił po chwili i choć spoglądał w stronę Emmy można było odnieść wrażenie, że mówił sam do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  45. Emma najwidoczniej nie zarejestrowała w żaden sposób wejścia Malcolma. Co prawda nie wjechał w drzwi z buta i jednym strzałem nie wyłamał zamka, ale jakoś przesadnie cicho też nie był. Może to za sprawą muzyki i zaangażowania w taniec, sam nie wiedział. W każdym razie dziewczyna go nie zauważyła i miałby teraz pewną przewagę, gdyby nie jego zadziwiająca zdolność do robienia hałasu. Mianowicie, gdy chciał usiąść na jednej z ławek, zahaczył o jakieś zwoje, księgi czy whateva, a te spadły na podłogę, pociągając za sobą stojące na nich fiolki i zrobiły bum, ale nie takie wybuchowe, tylko podobnego do tego, jak przy tłuczeniu się szkła w filmach.
    Tyle, że w filmie ścichłaby teraz muzyka, a Gryfonka spojrzałaby na niego z przerażeniem i najprawdopodobniej by uciekła. Wtedy on też by uciekł i nigdy nie pokazaliby sceny, w której woźny musi pedałować aż do tej sali, żeby posprzątać ten syf, bo nie ma winnego.
    Jednakże muzyka dalej grała, a to rozwalało cały scenariusz Browna. I wychodziło na to, że sam musi to jakoś uporządkować.

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga