środa, 14 listopada 2012

Ukłoń się świrom, żyj nie umieraj.

Oto historia z kantem, 
co podwójne ma dno.
Gdyby napisał ją Dante, 
to nie tak by to szło...



Albus 
Imię odziedziczone po jednym z największych dyrektorów Hogwartu, którego Ty znasz niestety jedynie z żywego portretu w gabinecie tuż nad biurkiem. Poczciwy staruszek z bystrym, błękitnym spojrzeniem i bujną brodą przeczesywaną długimi palcami. Nie wiesz, co masz z nim wspólnego. Może to ta odwaga i lojalność, charakteryzująca niemal każdego Gryfona? Od ojca wiesz, że był jego największym autorytetem, jednym z najdzielniejszych ludzi jakiego znał. Że nie bał się po wielokroc stanąć twarzą w twarz z samym Czarnym Panem. No cóż, skoro tak...


Severus
Drugie imię dziwi Cię jeszcze bardziej, bo opowieści o nienawiści Twojego ojca i Twojego imiennika, będącego wówczas nauczycielem eliksirów i postrachem Hogwartu, są znane nawet wśród obecnych najmłodszych roczników szkoły. Przecież profesor Snape był opiekunem Slytherinu, a Ty tak boisz się trafić do tego domu... No i oczywiście kolejny dyrektor, co Twoi rodzice z tym mieli? Czyżby jakaś aluzja, żebyś wreszcie zaczął się uczyć? No cóż, niech dalej żyją marzeniami. 


Potter
Nazwisko, które nosisz, jest zdecydowanie zobowiązujące. Nosisz je z dumą, wiedząc że Twój ojciec, gdy był w Twoim wieku, był już po kilku bohaterskich i zwycięskich potyczkach z Voldemortem. W końcu był przykładowym okazem Gryfona, odważnego, zdolnego do poświęceń, ale też niecierpliwego, cholernie upartego i nie rzadko pakującego się w kłopoty wszelakiej maści. Tak, to zdecydowanie rodzinne, bo matka zawsze mówi Ci, że jesteś dosłownie "taki jak ojciec". Czasami jednak denerwuje Cię, gdy obcy ludzie zaczepiają Cię po to by zapytać, czy jesteś synem TEGO Harry'ego Pottera. Zupełnie tak jakby było ich więcej. Twój brat i siostra też to przeżywają, jednak ich to tak bardzo nie denerwuje. Twój ojciec był sierotą, teraz ma wielką rodzinę, a Ty zyskałeś całe mnóstwo wujków, cioć, kuzynek i kuzynów. Uwielbiasz ich wszystkich po kolei i każdego z osobna. 




Swoich rodziców uszczęśliwiłeś w nocy z 31 sierpnia na 1 września 2006 roku, kiedy to po długim i męczącym porodzie Ginny mogła usłyszeć Twój płacz i wziąć Cię w ramiona. Od razu stwierdzono, że jesteś maleńkim sobowtórem Harry'ego z oczyma po babci Lily. Ciekawskie niesamowicie stworzenie z Ciebie było, bardzo Ci się podobali Ci wszyscy ludzie, którzy pochylali się nad Twoim łóżeczkiem. Uwielbiałeś zwłaszcza długie włosy swojej mamy, które uparcie ciągnąłeś mimo jej protestów. Po kilku latach razem ze swoim bratem Jamesem szalałeś po całym domu i otaczającym go ogrodzie. Żywe srebro, wszędzie było Ciebie pełno, nie potrafiłeś usiedzieć na miejscu.
Utrapienie matki, wiecznie naprawiającej rozdarte spodnie i opatrującej potłuczone kolana. Ale przecież to drzewo nie było za wysokie... Można się było spodziewać, że po takim dzieciństwie nic dobrego z Ciebie nie wyrośnie, bo przemawiało przez Ciebie usposobienie Jamesa, czołowego Huncwota Hogwartu. Nierozłączny z bratem, za punkt honoru postawiliście sobie kultywowanie tradycji wujków Weasleyów i dziadków, czyli uprzykrzanie ludziom życia. No ale Ty jakimś cudem z tego wyrosłeś, a James... To przypadek niereformowalny.


Patrząc na siebie w lustrze widzisz Harry'ego w młodości. Blady, poczochrany, o jasnych oczach kontrastujących z ciemnymi włosami, które zachowują się jakby żyły własnym życiem. Bogu dziękować nie nosisz okularów, bo tego chyba byś nie zdzierżył.
Jak na swój wiek jesteś dość wysoki, mierzysz sobie metr osiemdziesiąt bez butów i nie jesteś taki chudy jak Twój ojciec. Gdzieś tam jakieś mięśnie przecież masz.

Co do charakteru, to jest pomieszanie z poplątaniem, istna mieszanka wybuchowa. Jesteś żywym przykładem na to, że Potterowie są w czepku urodzeni. W każde kłopoty, w które wpadasz, ciągniesz za sobą swoje szczęście i jak dotąd nic Ci się nie stało. Zawsze kończyło się zaledwie na zadrapaniach i siniakach, raz złamałeś nogę i to zupełnie przez przypadek.
Strasznie nie lubisz się nudzić, robisz się wtedy zupełnie nieznośny, a nawet wredny. Jednak poza tym, lubisz ludzi, lubisz przebywać z nimi i rozmawiać. Dlatego po skończeniu szkoły zostaniesz dziennikarzem, ot co. O lataniu na miotle nie wspominam, w końcu odziedziczyłeś pasję i umiejętności po ojcu, i one doprowadziły Cię do pozycji ścigającego w drużynie. 



Wersja dla leniwych:
Albus Severus Potter | znany jako Al | Urodzony z 31 sierpnia na 1 września 2006 roku | Szesnastoletni wychowanek Domu Lwa | Różdżka z drewna dębowego i włosa z ogona testrala, 12 cali, sztywna, najlepsza do zaklęc i uroków | Patronusem jest wilk, boginem wąż | Ścigający w drużynie Gryffindoru

[ Oto jestem, misiałki. Pierwszy raz stworzyłam postać kanoniczną, więc proszę na mnie nie krzyczeć. Karta została zatwierdzona przez specjalistkę w tej dziedzinie, moją Eklerkę <3 Wątki lubię, chyba jak każdy, ale takiej średniej długości. Jak mam odpisać na elaborat, to męczę się strasznie i zazwyczaj wychodzi z tego lanie wody, a tego przecież nie lubimy. Wolę zaczynać niż wymyślać, chociaż czasem mnie olśni i mam jakiś pomysł. Zawiłości też lubię, więc jak ktoś ma ochotę na dziwne i pokręcone powiązanie albo wątek, to ja bardzo chętnie. Na blogu jestem wieczorami, więc w tych godzinach będę odpisywać. Tytuł i cytat to Strachy na Lachy - Piła Tango a buźka to Luke Worrall. ]

56 komentarzy:

  1. [Luuuuuuke <3]

    Leanne

    OdpowiedzUsuń
  2. [ łahahaha Domiś będzie miała kogo maltretować <3]
    Dominique

    OdpowiedzUsuń
  3. [ W nagrodę wymyślasz wątek ;> ]
    Emma

    OdpowiedzUsuń
  4. [RODZĘ KURWA. IDZIEMY SIĘ SEKSOWAĆ, TERAZ, ZARAZ, JUŻ!]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Mrrr, ja to go zawsze lubiłam <3]

    Keira

    OdpowiedzUsuń
  6. [Awwwwww. chcę go *.*]

    OdpowiedzUsuń
  7. [ dobra. więc tak. w wątku z vic, wykorzystałam trochę Albusiątko. Mianowicie, ubzdurałam sobie, że Domiś nie opuściłaby okazji po maltretowania go, bo to D.Tak więc idzie sobie Weasley korytarzem, patrzy a tam jej ukochany kuzyn próbuje poderwać jakąś dziewczynę. Aż sam się prosi aby użyła zaklęcia Sonorus (chyba tego, ręki sobie uciąć nie dam) i odśpiewała piosenkę, tak by pół szkoły ją słyszała "hej Potter daj jej buziaka, nie bądź taki zły daj buziaka!" oczywiście on szybko połapał się kto jest sprawdzą tego okrutnego poniżenia, nie musiał się wysilać bo nie ukryła się za bardzo. tu następuje chęć dopadnięcia rudowłosej i ukręcenia jej główki. I albo ona mu zwiewa, ale on i tak wie gdzie jej szukać, więc robi małą zasadzkę, ale postanawia się zemścić. co ty na to? ]
    Domiś.

    OdpowiedzUsuń
  8. [A mi pasuje, dopisze Cię do listy wątków, które mam zacząć. Zrobiłam sobie nawet specjalną karteczkę, żeby nie zapomnieć.]

    Keira

    OdpowiedzUsuń
  9. [ Żelki :D Dobra xd Będę musiała udawać, że znam się na hogwarckich przedmiotach, to może być ciężkie ;> A gdzie robimy wątek, w jakimś konkretnym miejscu i okolicznościach? ]
    Emma

    OdpowiedzUsuń
  10. [A to bardzo mi miło. ;D Z tej okazji jakiś wątek możemy zrobić. xD]

    OdpowiedzUsuń
  11. Sześć lat to długo. Claire już w pociągu pierwszego dnia w hogwarcie była w stanie stwierdzić, że Al to jej swego rodzaju bratnia dusza. Jeśli chcieli rozmawiać, to rozmawiali, jeśli chcieli pomilczeć, to milczeli, jeśli chcieli porobić sobie z kogoś jaja, to robili. Czasami to wyglądało tak, jakby czytali sobie nawzajem w myślach. I kto by pomyślał, że najlepszym przyjacielem Summers będzie Albus Potter, syn chłopca, który przeżył, chłopak, za którym ugania się połowa szkoły? Nikt, a tym bardziej sama Claire. Dla niej to był po prostu Al i tyle. Albo Aluś, ale na głos rzadko się tak do niego zwracała, bo chciała jeszcze trochę pożyć, naprawdę.
    Zmarszczyła czoło, a po chwili jej oblicze rozjaśnił przeuroczy uśmiech, gdy dotarło do niej, co też spoczęło właśnie na jej kolanach.
    - Stwierdzam, że wiesz co dobre - odparła, biorąc czerwonego miśka i odgryzając mu głowę. - Mów, o co chodzi - dodała, wstając z fotela, po czym zepchnęła Ala z oparcia tak, żeby usiadł, a sama wtranżoliła mu się bokiem na kolana, opierając dłoń, w której spoczywała paczka żelków, na swoim udzie, żeby oboje mieli do niej dostęp.

    OdpowiedzUsuń
  12. [Błagam, zacznij! Będę wielbić.
    Wiem, że znasz. Tak myślę. I podejrzewam nawet skąd. Ale przybliż może.... jak? gdzie? kiedy? kto? z kim? ]

    OdpowiedzUsuń
  13. [Po tych wszystkich zachwytach czas na wątek :D Jakieś pomysły na powiązania? :)]

    OdpowiedzUsuń
  14. [Kojarzę, kojarzę. :D
    To może... Alv wpadnie do Gryfiaków odwiedzić przyjaciela Gabrysia, ale w pokoju wpadnie na Ala i się dowie, że Gabryś wyszedł, czy coś... i tak jakoś się mogłoby skleić. Też specjalnie nie mam pomysłu.]

    OdpowiedzUsuń
  15. Jak trafniej można opisać Dominique Weasley niż "Ruda zołza" "Diabeł wcielony" bądź " zakujcie ją w kaftan bezpieczeństwa i zaaaaaaaabierzcie odeeeee mnie!". To ostatnie najczęściej padało z ust jej kochanego kuzynostwa, które miało już zapewne dość skakania, krzyczenia, słodkich uśmieszków, piszczenia, szturchania i dźgania, czyli krótko mówiąc maltretowania przez tą rudą jędzę, która wręcz kochała zadręczać swoją rodzinkę. A idealnym obiektem do takiego rodzaju tortur był młodszy Potter (starszy cięższy orzech do zgryzienia, podła menda momentami, toteż sama Dominique czasami nawet kijem bała się go dotknąć) który właśnie malował jej się na horyzoncie. Aż zatarła rączki z zadowolenia, gdy jej niebieskie ślepia dostrzegły jeszcze jakąś Krukonkę, którą jej kochany kuzyn próbował kokietować. Czyż nie wspaniała okazja?! Przecież nie mogła odpuścić nooo, przecież sam się o to prosił.
    Schowanie się za filarem może nie było jednym z rozsądniejszych jej pomysłów, tak samo jak wyciągnięcie różdżki, wzmocnienie swojego głosu i odśpiewanie " Hej Potter daaaaaj jej buuuziaka! Nie bądź taki zły daaaaj buziakaaa! Nie rób takich min, zrób to zaraaaaz!" Oczywiście, nie dość, że połowa Hogwartu słyszała jej jakże kreatywną pieśń, to jeszcze naraziła się kochanemu Potterowi, który właśnie czerwieniał ze złości. Ale miał też powód do radości! Przecież miała ładny głos, nie wyła, nikogo nie raniła żadnym zawodzeniem. Czyż nie powinien jej za to dziękować?

    OdpowiedzUsuń
  16. - Raz nie wiedziałeś. Kupiłeś jagodowe lizaki, a najlepsze są truskawkowe - zauważyła, a uśmiech zniknął z jej twarzy, bo przecież trzeba udawać wielce oburzoną no nie? - Zostaw! - pisnęła, uderzając go w zewnętrzną stronę dłoni. - Twoje są zielone, moje czerwone - fuknęła oburzona i wygodniej umościła się na jego kolanach, wbijając w niego zaciekawione spojrzenie. Cóż, problemy Albusa zwykle były podobnej natury i to zaczynało Claire powoli dobijać. Nie dość, że nie mogła się przyzwyczaić, że jej najlepszy przyjaciel jest biseksualny, to jeszcze dochodziły do tego... inne okoliczności. Ale przyjaźni psuć nie wolno, bo niby co potem? Jedna wielka chujnia i tyle. - Al, ciebie nie da się nie zauważyć - stwierdziła, parskając cichym śmiechem i niemal wypluwając przy tym żelka. - Za dwa dni ci przejdzie. I zakochasz się w kimś innym - dodała, wzruszając obojętnie ramionami. - Tak w ogóle, nie mogę do tej pory ogarnąć, że podobają ci się faceci. Nie wiem czemu.

    OdpowiedzUsuń
  17. [ Ja z dnia na dzień coraz bardziej ^^ Wątek? ;) ]

    Lavi.

    OdpowiedzUsuń
  18. Jakieś takie leniwe to popołudnie. Emma spoglądała co jakiś czas za okno, czy aby na pewno nie widać za nim białych płatków śniegu, ale przecież było na nie jeszcze za wcześnie. Na stole przed nią leżała różdżka. Dziewczyna delikatnie i z nieufnością delikatnie jej dotknęła. Czy ktokolwiek domyślał się, że czaruje tylko wtedy gdy musi? Tak, to było trochę dziwnie, ale nie umiała tego zmienić. Może kiedyś będzie inaczej...
    Dormitorium Gryffonów było jakieś puste. Wolała siedzieć w pokoju wspólnym i trochę porozmyślać. Panienka Ames bez książki? (Rzecz jasna nie chodzi tu o podręcznik szkolny, ale mugolskie lektury) Rzecz rzadko spotykana, bowiem nie lubiła siedzieć bezczynnie. Tym razem utkwiła wzrok w oknie i stała się jakby nieobecna.

    OdpowiedzUsuń
  19. - Nie są. Są okropne. I się nie kłóć, bo wiesz, że mam rację - powiedziała, wrzucając do ust czerwonego misia i wzięła z paczki jeszcze kilka, zaciskając je w dłoni, żeby przypadkiem Al ich sobie nie przywłaszczył. Jej i koniec, a jak będzie protestował, to go pogryzie i się skończy.
    Ale zaraz pożałowała tego, że wypchała sobie całe usta tymi żelkami, bowiem niemal się zakrztusiła, słysząc jego słowa. No bo... Kurde, nauczyciel? Okej, nie nauczyciel. Ale prawie nauczyciel. Na jedno wychodzi. Nie to, żeby z Claire było jakieś cnotliwe, grzeczne dziecko, bo swoje za uszami miała i rozumiała dużo rzeczy, ale praktykant? W dodatku lubujący się w eliksirach? Przecież z tym facetem MUSIAŁO być coś nie tak. I że niby Al, jej Al, na niego leciał? To wręcz nie do pomyślenia.
    - Błagam, Albusie Severusie Potter, powiedz, że nie myślimy o tym samym osobniku - jęknęła, strzelając pospolitego facepalma.

    OdpowiedzUsuń
  20. Claire też miała kiedyś takie akcje, ale ucierpiał ktoś inny, nie Albus. A tamto wtedy... Bolesne było, na pewno. A i ślady zostały, co było po prostu niewybaczalne. I tak była pobłażliwa, bo oberwał dopiero następnego dnia, kiedy zobaczyła w lustrze, że rany jednak krwawią. A wybaczyła mu tylko i wyłącznie dlatego, że był nawalony i nie docierało do niego, że ma się odczepić. No ale z pijanym Alem nie ma co dyskutować. Zawsze tak było i pewnie tak już zostanie.
    - Wiem, właśnie dlatego tak mówię - oznajmiła, uśmiechając się najbardziej niewinnie, jak tylko potrafiła, po czym wyciągnęła przed siebie dłoń i rozluźniła pięść, wywracając przy tym oczami. A niech sobie chłopczyna trochę weźmie, co mu będzie żałować. Najwyżej następnym razem kilka mu zabierze. A kilka w tym wypadku oznaczało wszystkie. - Nie musisz pytać, żeby znać moje zdanie na ten temat - dodała, wzdychając ciężko. - Dzieci z tego nie będzie, to wiemy na pewno.

    OdpowiedzUsuń
  21. Ona naprawdę była tolerancyjna. Uważała nawet, że geje i biseksualiści są przeuroczy. Tylko jakoś nie mogła przyzwyczaić się do tego, że jej Albus należał do tego grona. To po prostu takie... Dziwne i tyle. A najgorsze w całej tej sytuacji było to, że patrzył dosłownie na wszystkich. A Claire do pewnego stopnia to bolało. Czy jak to tam określić.
    - Oj wiesz, o co mi chodzi - mruknęła, wywracając oczami. - Nie to, żeby coś, bo trzymam kciuki i chcę, żebyś był szczęśliwy, ale chodzi o to, że raczej nie poświęci kariery nauczyciela dla romansu z uczniem. Ale ja jestem pesymistką, się nie znam - wzruszyła ramionami i odwróciła wzrok, sięgając po kolejnego żelka i w całości wkładając go sobie do ust. Zielonego. Ale była tak zamyślona, że nawet zbytnio nie zwracała uwagi na to, co właściwie je.

    OdpowiedzUsuń
  22. To że ktoś tam na górze chciał zrobić sobie jaja,podręczyć ich troszkę, lokując w takiej rodzinie, to już nie jej wina. Sama często pragnęła sprzedać ich jakiemuś typowi spod ciemnej gwiazdy, który zadomowił się na Nokturnie. Ale jak na złość nikt ich nie chciał, a przecież wystawiła taką ładną reklamę. Pozostawało jej więc wzdychanie i uprzykrzanie im życia. A jej ulubionymi ofiarami byli przecież ukochani kuzyni.
    Po jakże udanym występie, za który powinni przyznać jej Grammy albo inną nagrodę, typową mugolską, roześmiała się głośno, jeszcze bardziej zwracając na siebie uwagę uczniów i oczywiście głównego zainteresowanego. Nie była chyba zdziwiona gdy rzucił się w jej stronę, wiedziała przecież, że kto jak kto ale Potter nie odpuści.
    Z jej ust wydobyło się jednak króciutkie "Ups" a zaraz potem rzuciła się do ucieczki.
    - Albus! Powinieneś mi dziękować! Była nijaka! - krzyczy zbiegając po nawet trzy schodki na raz. Mimo że ukończyła szkołę kilka lat temu forma jaką sobie wyrobiła uciekając przed nauczycielami czy woźnym, nadal pozostawała, choć Albus był znacznie szybszy. Pech jednak chciał, że gdy zbiegła po schodach i chciała sprawdzić, gdzie on się znajduje, musiała wpaść na zbroję i wylądować na podłodze swoim zgrabnym tyłkiem. - Au....

    Dominique

    OdpowiedzUsuń
  23. Westchnęła ciężko i uniosła dłoń, wplatając palce we włosy Albusa i przeczesując je powolnymi ruchami. Nie wiedzieć czemu, lubiła tak robić. W jakiś irracjonalny sposób ją to uspokajało.
    - Albus, upij się ze mną - poprosiła, odsuwając się nieznacznie i spoglądając na niego z czymś nieokreślonym w oczach. Bo w zasadzie zawsze robili wszystko, tylko razem nie pili. Zwykle nie potrzebowali alkoholu, żeby się dobrze bawić. Ale dzisiaj to coś zupełnie innego. Dzisiaj była noc zwierzeń, a jak człowiek się napije, to łatwiej przychodzi mu mówienie o swoich problemach. Których, niestety, zwykle było dużo za dużo. - Prooooszę - jęknęła, całując go w policzek i uśmiechając się najniewinniej, jak tylko potrafiła.

    OdpowiedzUsuń
  24. Fakt, ze strony jakiegoś obserwatora musiałoby wyglądać to dość dziwnie. Ale komu by się chciało nad tym zastanawiać i podnosić alarm? Gryfoni mieli to do siebie, że byli ciekawscy, rozpuszczali plotki, ale zwykle nie przeszkadzali, woleli patrzeć w ciszy i dochodzić do własnych wniosków.
    - Nie jestem mała - fuknęła obrażona i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Kiedy usiadł, wzięła od niego jedną ze szklanek i usiadła na jego kolanach. Słysząc jego słowa, zamyśliła się na chwilę i spojrzała w sufit, jakby miała tam znaleźć odpowiedź. - Za nas - powiedziała w końcu, unosząc szklankę do ust i zanim chłopak zdążył coś powiedzieć, upiła trochę bursztynowego płynu. Uśmiechnęła się szeroko i oblizała wargi. - Wybacz, wołała mnie - dodała, udając zawstydzenie.

    OdpowiedzUsuń
  25. - Nie jestem. To ty jesteś jakiś ogromny, ja jestem odpowiednia - wzruszyła ramionami, rozbawiona tym tematem. Dobrze wiedział, że nie lubi, kiedy ktoś wypomina jej niski wzrost. Nie to, żeby coś, ale miała pewnego rodzaju kompleksy, jeśli o to chodzi. A Al znał ją zbyt dobrze i wiedział o niej niemalże wszystko. Więc wychodzi na to, że teraz to chamsko wykorzystywał. - Zagramy w prawdę czy wyzwanie? - spytała, dopijając resztę alkoholu ze szklanki i wychyliła się, by sięgnąć po butelkę. W prawdzie miała dziwne przeczucie, że ta gra może się różnie skończyć, ale tak silnej więzi chyba nie da się niczym spieprzyć, prawda? A przynajmniej Claire miała taką nadzieję. Znaczy nadzieja matką głupich, ale matka kocha swoje dzieci, no nie?

    OdpowiedzUsuń
  26. - Jesteś wielki. I nie zaprzeczaj. Znaczy są wyżsi, ale rozumiesz - machnęła obojętnie ręką. Z tłumu można się wyróżniać dwojako, bo przecież ona też nie była jakąś tam szarą myszką. Jakby nie patrzeć, sto pięćdziesiąt centymetrów to raczej nieprzeciętny wzrost. I bardzo denerwujący przy okazji, bo czuła się autentycznie jak dziecko. Zwłaszcza przy Albusie, któremu sięgała może do połowy klatki piersiowej. - Oboje dobrze wiemy, że to nieprawda. Urocze, ale nie piękne - stwierdziła i automatycznie odchyliła głowę na bok, dając się pocałować. Przymknęła nawet powieki i z trudem powstrzymała się przed tym, by go przy sobie nie przytrzymać, bo nawet sam jego oddech tak przyjemnie łaskotał. - Okej. Prawda czy wyzwanie? - spytała i nie zawracając sobie głowy szklanką, odkręciła butelkę i upiła z niej kilka łyków.

    OdpowiedzUsuń
  27. W gruncie rzeczy to było śmieszne. No bo wszyscy widzieli to co chcieli. Claire od trzeciej klasy słyszała plotki, że niby są parą, ale wtedy była jeszcze małą chłopczycą i komentowała to jedynie czymś w stylu ''fuuuuj, ja i on? Jesteście obrzydliwi!''. A potem nagle zaczęło ją to bawić i korzystała za każdym razem, gdy mogła sobie na to pozwolić, czyli praktycznie zawsze. Poza tym, fajnie było patrzeć, jak odstrasza napalone fanki nazwiska Albusa, bo prawda, że była mała, ale przy tym wredna i dość groźna, a jeśli ktoś to zignorował, obrywał podwójnie.
    - Alusiu... - zaczęła zdecydowanie zbyt niewinnie, co nie wróżyło nic dobrego. - Za tą słodką i uroczą... - dodała, spoglądając na swoje dłonie, jakby się czegoś wstydziła. - Masz stanąć na parapecie przy otwartym oknie, rozłożyć ręce i wrzasnąć ''jestem królem świata, plebsy!'' - powiedziała w końcu, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu, po czym zeszła z jego kolan i odebrała mu butelkę. - I życzę ci przy tym powodzenia. O tej porze Lemon powinien łazić po błoniach.

    OdpowiedzUsuń
  28. to zależy od tego,co kto woli. Summers, na przykład w większości zbywała to jedynie wzruszeniem ramion i dwuznacznym uśmiechem. Tak naprawdę mało obchodziło ją, co kto sobie na temat ich przyjaźni myśli. Ważne, że oni wiedzieli, że to tylko braterska niemalże miłość, nic więcej. W ostateczności nigdy przecież nie zrobili nic, co mogłoby wskazywać, że jest uczucie. Żadnych pocałunków, żadnego macania, żadnego słodkiego wyznawania sobie, że nie mogą bez siebie żyć. No chyba, że w żartach albo gdy się pokłócili. A i kłótnie rzadko im się zdarzało, bo oni przecież tacy zgodni i w ogóle.
    Zaraźliwy śmiech miał, to trzeba przyznać, ale w ostateczności dzielnie wytrzymała bez okazania nadmiernej wesołości. Wskazała jedynie okno, by ponaglić go do wykonania zadania. A kiedy już wlazł na ten parapet, wyglądał wręcz komicznie, jakby co najmniej udawał króla lwa z tej mugolskiej bajki. Tym razem to ona parsknęła takim śmiechem, że nie mogła się uspokoić i opadła ciężko na fotel, łapiąc z trudem powietrze.
    - Dlatego się przyjaźnimy - wydusiła w końcu, ocierając łzy rozbawienia i kręcąc przy tym głową. - Wyzwanie - dodała, zanim zdążył o cokolwiek spytać.

    OdpowiedzUsuń
  29. W pierwszej chwili myślała, że sobie chłopczyna jaja robi. Nawet spojrzała na niego z miną typu 'are-you-fucking-kidding-me?''. Ale on się tylko szczerzył i nie wyglądał w sumie jak ktoś, kto się pomylił. To wszystko jest jakiś spisek! Jak można, naprawdę! Jego zadanie było jakieś łatwiejsze, a i nikt go w zasadzie nie widział. A tutaj nie dość, że każdy mógł wejść, to jeszcze miała niby dla niego tańczyć. A phi!
    W końcu jednak podniosła te swoje zacne cztery litery i machnęła potterową różdżką, a w pokoju rozbrzmiała cicha muzyka. Wzięła jeszcze butelkę, pociągając z niej kilka sporych łyków, żeby dodać sobie odwagi, a następnie podeszła do tej rury.
    - Ty i ja to jedność - zamruczała, przesuwając palcami po metalu. A potem zwyczajnie zaczęła tańczyć i wychodziło jej to dość nieźle. Bo ile na co dzień wydawało jej się, że jest niska i niezgrabna, tak w tańcu stawała się zupełnie inną osobą. Wypity alkohol dodatkowo sprawił, że każdy jej ruch był coraz śmielszy i bardziej ponętny. W sumie sama nie wiedziała, że jest zdolna do takich rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  30. Szczerze mówiąc, na to wszystko nie było większego komplementu, niż te jego spojrzenie. Może i Claire była trochę płytka, ale w jakiś irracjonalny sposób poczuła się... dobrze? Chyba tak to można określić.
    Oparła się plecami o rurę, bokiem do Albusa i zjechała w dół, przesuwając rękami po całym swoim ciele. Uśmiechnęła się przy okazji jakimś takim uśmiechem, który zupełnie nie pasował do jej dziecinnej twarzy, po czym wyprostowała się i zeskoczyła z podestu. Niezupełnie świadomie kołysząc biodrami, podeszła do Pottera i bez zbędnych ceregieli usiadła okrakiem na jego kolanach, obejmując go rączkami za szyję i pochylając się tak, by sięgnąć ustami jego ucha.
    - Tak, od ciebie. Mówiłeś mi to dzisiaj trzy razy - zamruczała, muskając przy tym wargami szyję gryfiaczka. A w duchu parsknęła takim śmiechem, że ledwie powstrzymała się od tego, by nie zacząć tarzać się po podłodze.

    OdpowiedzUsuń
  31. Nie wierzyła w jego słowa. Trzy lata temu, wtedy, kiedy uświadomiła sobie, że jest w nim zakochana, pogodziła się z faktem, że nigdy nie będzie jej. Traktował ją jak przyjaciółkę, zresztą z wzajemnością, a ona po prostu przy nim była, nie dopuszczając do siebie myśli, że mogłaby go kiedykolwiek stracić nawet jako najlepszego przyjaciela. To było po prostu niewyobrażalne i w świecie, w którym żyli, z pewnością było niemożliwe. A teraz uznała zwyczajnie, że... W zasadzie sama nie wiedziała, co sobie o tym pomyślała. I choć w jej głowie rozkwitło coś na kształt ''nie rób sobie nadziei, kretynko'', jej serce mimowolnie przyspieszyło, obijając się boleśnie o żebra, a Al, jako, że była do niego przyciśnięta właściwie całym ciałem, z pewnością musiał to wyczuć.
    - Upiłeś się, Albus - stwierdziła, odsuwając się i wyswobadzając z jego objęć. Przy okazji też wbiła wzrok w odkręconą butelkę z alkoholem. - Chyba na dzisiaj ci wystarczy - dodała, uśmiechając się ponuro i niemalże gorączkowo szukając zakrętki. Żeby tylko się czymś zająć i nie pokazać, jak bardzo to wszystko zabolało.

    OdpowiedzUsuń
  32. Miała powód. Jeden jedyny. Nie chciała stracić przyjaciela. A nie była na tyle głupia, by myśleć, że tymi dwoma słowami, które tak ciężko z siebie wykrztusić, nie zepsułaby przyjaźni. Bo zepsułaby ją z pewnością, a tego by po prostu nie przeżyła. Bo jak można przebywać w czyimś towarzystwie, mając świadomość, że ta osoba kocha bez wzajemności? To za bardzo by bolało, zarówno ją, jak i jego. Dlatego wyznanie jakichkolwiek uczuć nie wchodziło w rachubę. Nawet teraz. Bo ona dalej była święcie przekonana, że to, co Al powiedział, było jedynie spowodowane alkoholem.
    W ostatniej chwili dostrzegła, skąd wyleciała ognista, a że coś takiego w dormitorium posiadała tylko ona...
    - Nie, Al, nie pij tego! - niemal krzyknęła, ale było już za późno. Potter częściowo opróżnił butelkę, choć wyrwała mu ją z rąk stosunkowo szybko. - Kurwa! W tym była amortencja - jęknęła, z hukiem odstawiając ognistą na stoliku, po czym podeszła do chłopaka, całkowicie zapominając, że jeszcze przed chwilą chciała być jak najdalej. Stanęła na palcach i ujęła jego twarz w dłonie, patrząc mu natarczywie w oczy. - Czujesz coś? Cholera, może wyparowała? - drugie pytanie zadała bardziej samej sobie, choć w odpowiedź twierdzącą ani trochę nie wierzyła.

    OdpowiedzUsuń
  33. Summers bała się złamanego serca. Wolała trzymać wszystko w tajemnicy, niż zrobić z siebie kretynkę, a potem patrzeć, jak Potter odchodzi. Oczywiście bolało, kiedy widziała go z kimś innym, a zdarzało się to dość często, ale ona chciała tylko jego szczęścia. Dlatego była w stanie się poświęcić.
    Aż do teraz, bo nagle straciła wiarę w tą przyjaźń, w samą siebie, dosłownie we wszystko. Nie dość, że sobie z niej chamsko żartował, to jeszcze teraz ją odpychał... Cóż, w duchu zgięła się w pół, ale jeśli wolał nie mieć z nią do czynienia, tylko do siebie zrazić, to przecież nie będzie na siłę kazała mu przy sobie zostać. Nie była egoistką, a w każdym razie nie aż taką, by kogoś unieszczęśliwiać swoim towarzystwem.
    - Skoro tak myślisz, to mogłeś powiedzieć wcześniej, a nie teraz, kiedy dopiero co... - urwała i potrząsnęła głową. Teraz przynajmniej miała pewność, że jednak źle ulokowała swoje uczucia. Ale trudno, jakoś przeżyje. - Pij sobie. Możesz się najebać w trzy dupy, niee obchodzi mnie to - skłamała, patrząc mu przy tym prosto w oczy. Bo przecież obchodziło... - Ale nie mów mi potem, że nie ostrzegałam - dodała jeszcze i odwróciła się na pięcie, kierując się do dormitorium. Byle jak najdalej.

    OdpowiedzUsuń
  34. [Albusie Severusie, czy jako córka przyjaciela rodziców mogę liczyć na jakieś powiązania i wątek? Bo myślę właściwie o czymś w stylu lekkiego dogryzania sobie od małego. Docinki, coś na kształt rywalizacji, przedrzeźnianie, niewinne żarciki... Ale gdzieś tam pomiędzy tym wszystkim jakiś cień sympatii :) No i Holly kibicuje głośno drużynie quidditcha, więc na przykład po jakimś meczu w przypływie ekscytacji może mu się na szyję rzucić, co może być zaskoczeniem dla obojga :3 Taka propozycja z mojej strony :)]

    Holly Finnigan

    OdpowiedzUsuń
  35. W nocy nie mogła zasnąć. Chyba nic dziwnego. Po głowie wciąż tłukły się te same pytania, na które nie znała odpowiedzi, a naprawdę chciała poznać. No bo niby czemu w jednej chwili niemal wyznał, że ją kocha (co genialna Claire oczywiście zrzucała na alkohol), a potem nagle coś mu odbiło i zachowywał się tak, jakby ją do reszty znienawidził? Coś tu nie grało i to mocno. A Summers to tępak, jeśli chodzi o eliksiry i po prostu nie wpadła na to, co było oczywiste.
    Z łóżka zwlokła się ledwie przytomna. Machinalnie się umyła, ubrała i wyszła z dormitorium, by dostać się do pokoju wspólnego, a następnie na korytarz. Na śniadanie nie miała ochoty, zwłaszcza, że zdawała sobie sprawę, że w wielkiej sali może spotkać Albusa, ale po prostu musiała napić się kawy, żeby jakoś funkcjonować.
    A że wszystkie miejsca oprócz tego jednego konkretnego były zajęte, to już po prostu pech i złośliwość losu naprawdę. Wypuściła ze świstem powietrze i usiadła obok Pottera tak daleko, jak pozwalał jej na to siódmoklasista rozłożony, niczym pan i władca, po czym chwyciła kubek i nalała sobie do niego gorącej kawy, a że ręka jej się trzęsła, to przez przypadek trochę się jej po prostu ulało. Na dłoń.
    - Cholera! - pisnęła i wypuściła kubek, rozlewając czarny napój. Na siebie i na Ala, ciekawe. - Przepraszam - wymamrotała, nawet na niego nie patrząc. Bo bała się tego, że za chwilę na nią nawrzeszczy.

    OdpowiedzUsuń
  36. Normalne? Jak to mogło być normalne? Przecież oni nigdy się nie kłócili! W zasadzie ciężko byłoby znaleźć drugą tak zgodną parę przyjaciół. I co się stało? Czy wypicie tej ognistej mogło coś zmienić? Bo Claire wmówiła sobie, że ta amortencja jakimś dziwnym sposobem wyparowała, a to, że coś się między nimi zepsuło, to tylko i wyłącznie jej wina, niczyja więcej. Nie wiedziała, jak to inaczej wytłumaczyć. Może to było za dużo? Może była za blisko, a jemu to nie pasowało? Może po prostu... Niepotrzebnie zaproponowała tą całą zabawę w prawdę czy wyzwanie? Może wtedy wszystko pozostałoby w porządku?
    - Przecież cię przeprosiłam. Co ja ci niby zrobiłam, Albus? Nagle stwierdziłeś, że jestem idiotką? - spytała słabym głosem i z trudem powstrzymała się od tego, żeby się nie rozpłakać. To było wręcz nie do pomyślenia, że ktoś mógł doprowadzić ją do takiego stanu zaledwie jednym zdaniem. A podobno była silna psychicznie... Przynajmniej tak jej się do tej pory wydawało.
    Na chłopaka obok nie zwróciła większej uwagi, może dopiero wtedy, kiedy usłyszała słowo 'amortencja'. Odwróciła się gwałtownie w jego stronę i zmierzyła trudnym do opisania spojrzeniem, ale najbliżej byłoby do 'nie wtrącaj się w nie swoje sprawy'. Ale potem dotarło do niej, co tak właściwie powiedział.
    - Czekaj... Sugerujesz, że amortencja mogła zadziałać na odwrót? Znaczy... Czuł coś, a teraz czuje coś zupełnie na odwrót? - spytała, chcąc się upewnić.

    OdpowiedzUsuń
  37. - Dzięki. Ale zamknij się już - uśmiechnęła się uroczo i jeszcze raz spojrzała na Albusa, zupełnie ignorując jego słowa. Zerwała się z miejsca i przeskoczyła przez ławkę, po czym wybiegła z wielkiej sali, potrącając po drodze uczniów, ale mało ją to obchodziło. Spieszyła się, a oni jej przeszkadzali, to musiała sobie jakoś poradzić. Na korytarzu niemalże się zabiła, to samo na schodach prowadzących do lochów. Do klasy od eliksirów wpadła bez pukania, mając gdzieś, czy Lemon tam siedzi, czy może nie. Dopadła szafy i otworzyła ją na oścież, przez chwilę po prostu stojąc i się gapiąc, bo nie wiedziała, jak się do tego zabrać. Cóż, Albus nie był pierwszym przypadkiem nazwijmy to zatrucia amortencją, więc nauczyciel po prostu musiał mieć na to jakieś antidotum. Przejrzała kilka półek, ale nie znalazła nic, a do tych wyższych musiała dostawić sobie krzesło, co też uczyniła. I w końcu ujrzała zacną buteleczkę, zgarnęła ją w łapy, zeskoczyła z krzesła i wybiegła z klasy, kierując się do wielkiej sali.
    - Wypij to - wydyszała, zatrzymując się przy Albusie. - Nienawidzisz mnie i wiem, że nie chcesz tego robić, ale musisz. James kazał - dodała. E tam, takie małe kłamstewko nikomu nie zaszkodzi, a to tylko dla jego dobra.

    OdpowiedzUsuń
  38. Odetchnęła z ulgą, bo przez chwilę poczuła się tak, jakby odzyskała kogoś, kogo nie tak dawno temu straciła. I rzeczywiście tak było. Ale potem... Potem uświadomiła sobie, że nie powiedziałby nic z tych rzeczy, które od niego usłyszała, gdyby gdzieś w głębi duszy tak nie myślał. A może to nie było podświadome, może on jej po prostu niektórych rzeczy nie mówił, nawet mimo tego, że przecież ustalili dawno temu, iż nie mają przed sobą tajemnic? Nie wiedziała. I, szczerze mówiąc, chyba na teraźniejszą chwilę nie chciała się dowiedzieć, bo miała wrażenie, że to bolałoby jeszcze bardziej.
    Wbrew jej woli na policzki spłynęło kilka łez, które otarła jednym szybkim ruchem. A potem po prostu zamachnęła się, zdobiąc policzek Albusa czerwonym odciskiem swojej ręki.
    - Nigdy więcej się do mnie nie odzywaj, Potter - wyszeptała, patrząc mu przy tym prosto w oczy i cofając się powoli do wyjścia. - Po prostu... Nie chcę cię znać - dodała jeszcze i odwróciła się, szybkim krokiem opuszczając wielką salę. A gdzie szła, tego nawet ona sama nie wiedziała.

    OdpowiedzUsuń
  39. Nie chciała go widzieć. Nie była nawet pewna, czy jeszcze kiedykolwiek zechce. Czemu jest tak, że osoby, które najbardziej kochamy, najbardziej mogą nas zranić? Dla Claire nie było nikogo bliższego. Al wiedział o niej wszystko, do tej pory myślała, że z wzajemnością. On jako jedyny był przy niej, kiedy go potrzebowała, tylko on wytrzymał z nią całe sześć lat, podczas gdy inni poddawali się po kilku godzinach. Ale ona się oszukiwała. Myślała, że w końcu trafił się ktoś, kto jest inny. Mógł się wypierać, oczywiście, ale czy gdyby nie myślał o niej w ten sposób, to by to powiedział...?
    Nie wiedziała nawet, kiedy znalazła się na błoniach, tym samym wychodząc na deszcz i niemal od razu moknąc niemalże do suchej nitki. Nie wiedziała też, gdzie właściwie idzie. A już na pewno nie miała pojęcia, kiedy Albus ją dogonił i zacisnął dłoń na jej ramieniu, które natychmiast wyszarpnęła, odsuwając się.
    - Daj mi spokój, bo zacznę wrzeszczeć - powiedziała słabym głosem, co wyraźnie kontrastowało z jej groźbą. Ale na więcej nie była w stanie się zdobyć.

    OdpowiedzUsuń
  40. Claire tak naprawdę zapomniała o tej przysiędze. Zapomniała o wszystkim. Liczyło się to, co sobie wmówiła. A wcisnęła sobie do mózgu, że on po raz pierwszy był z nią szczery. Że przez sześć lat ją oszukiwał, nie chcąc zranić i tym narazić się na jej zemstę, która z pewnością byłaby okrutna. Ale teraz nie chciała się mścić. Nie miała na to siły. A poza tym, nie potrafiłaby zrobić krzywdy komuś, kogo kocha. A Albusa rzeczywiście kochała. Na upartego można to nazwać zauroczeniem, bo nie było między nimi nic poza przyjaźnią. Cóż, dla Claire był najważniejszy, była w stanie poświęcić dla niego wszystko, patrzeć, jak jest szczęśliwy z kimś zupełnie innym. Czy nie na tym polegała miłość?
    - Chcę, żebyś ją złamał - powiedziała, choć nie można powiedzieć, że była pewna swoich słów. Bo nie była pewna w ogóle, a niczego nie pragnęła mniej. - Po prostu odejdź. Daj mi spokój. Rób co chcesz, ale daj mi spokój - pokręciła lekko głową, dziękując wszelkim bóstwom za to, że padał deszcz i nie było widać spływających po jej policzkach łez, po czym odwróciła się i ponownie ruszyła przed siebie, niemalże biegnąc.

    OdpowiedzUsuń
  41. Już nie płakała. Godzinę później była po prostu odrętwiała. Nie docierało do niej nawet, że jest cała mokra i szczęka zębami, a jej usta zrobiły się tak sine, że aż fioletowe. Łażenie po deszczu nie było dobrym pomysłem. Ale pewnie chodziłaby dalej, gdyby ktoś, nie do końca zarejestrowała kto, nie zaprowadził jej do zamku. Potem zajęły się nią współlokatorki, zdejmując z niej mokre ubrania i przebierając ją w zwykłą koszulkę i szare dresy, a następnie nakrywając kołdrą i wciskając jej do rąk gorącą herbatę, która aktualnie zrobiła się zupełnie zimna.
    A potem rozlała się u jej stóp, gdy Claire zakryła twarz dłońmi, by nikt nie zobaczył jej łez. Bo choć nie chciała słyszeć ani jednego słowa, wszystkie dotarły do niej nadzwyczaj wyraźnie. I nie wiedziała, czy płacze ze szczęścia, czy może z jakiegoś innego powodu, po prostu ryczała jak kretynka.
    O drugiej w nocy wyszła z dormitorium, nawet nie zawracając sobie głowy tym, by się jakoś ubrać (a paradowała w samej przydługiej koszulce i bieliźnie, bo dresy okazały się raczej niewygodne), a skutki spotkania nagich stóp z kamiennymi stopniami niemal natychmiast dały o sobie znać. Jakoś jej to nie obeszło.
    Cichutko otworzyła drzwi i stąpając najlżej, jak tylko potrafiła, podeszła do interesującego ją łóżka i ułożyła się tuż obok Albusa, mocno go obejmując i wtulając twarzyczkę w zgięcie jego szyi.
    - Ja ciebie też kocham. Nawet nie wiesz jak bardzo - wyszeptała, muskając wargami jego skórę i jeszcze mocniej się do niego przytulając.

    OdpowiedzUsuń
  42. Po prostu nie mogła zebrać się na to, żeby chociażby wstać z łóżka. Cały dzień spędziła na przekonywaniu samej siebie, że nie kłamał. Że naprawdę ją kocha. Wtedy przypomniała sobie słowa tego osiłka na śniadaniu i uśmiechnęła się przez te pieprzone łzy. Tylko czemu nie doszło to do niej wcześniej? Czemu im tego wszystkiego nie oszczędziła? A, tak, bo Claire Summers to kretynka i o tym każdy wiedział.
    Decyzja o przyjściu tutaj była spontaniczna. Po prostu wpadło jej do głowy i wyszła, zanim zdążyła się rozmyślić. A to, że było jej teraz przeraźliwie zimno była w stanie przeboleć tylko po to, żeby cieszyć się tym ciepłem rozlewającym się z serca na chyba całe ciało.
    Odrzuciła kołdrę na bok, po czym się nią przykryła, nie mając zamiaru nigdzie się ruszać. Jedną rękę przerzuciła przez brzuch Albusa, a nogę ułożyła między jego nogami i wtuliła się w niego jeszcze mocniej, niż poprzednio, o ile to możliwe.
    - Teraz będzie dobrze, prawda? Wszystko będzie okej... - wyszeptała i odchyliła niego głowę do tyłu, by chwilę później zwyczajnie musnąć jego wargi swoimi. I, szczerze mówiąc, dobrze jej było z tym, że po sześciu latach przyjaźni w końcu mogła pierwszy raz to zrobić, nie bojąc się konsekwencji.

    OdpowiedzUsuń
  43. Odejście z hogwartu byłoby lekką przesadą. Myślenie egoistyczne, egocentryczne i inne tego typu, ale... Jak ona by sobie poradziła, nie widząc codziennie jego twarzy? Bolałoby, ale przynajmniej byłby gdzieś obok. A tak... Po prostu zdechłaby z samotności. Albo nie tyle samotności, co poczucia winy. Że to przez nią odszedł. Zresztą, i tak wszystko co złe było przez nią, więc to żadna różnicach.
    Leżąc tak sobie w jego łóżku, pod jego kołdrą, wtulona w jego klatkę piersiową i słuchając jego bicia serca, w końcu miała wrażenie, że wszystko jest na swoim miejscu. Żadnych kłótni, oskarżeń, wyzwisk... Pozostawała jeszcze kwestia tego, co się stanie z ich przyjaźnią, gdyby coś jednak było nie tak, ale po dość krótkiej chwili namysłu stwierdziła, że jutro będzie się tym martwić. Dzisiaj było za dobrze, o.
    Uniosła dłoń, a następnie opuściła ją gwałtownie, uderzając Ala w brzuch, co poskutkowało zwykłym hukiem, jakby miał zupełnie puste wnętrze. Aż się uśmiechnęła.
    - Nie jestem mała, jasne? Sam jesteś mały, wielkoludzie - fuknęła i odsunęła się, by odwrócić się do niego plecami i zakryć kołdrą pod samą szyję. Taki tam, mały foszek.

    OdpowiedzUsuń
  44. Zima się zbliżała, każdemu było zimno. Zresztą, jak to się mówi, kto ma zimne ręce, ten jest dobry w łóżku. Teraz te summersowe łapki były ciepłe, bo sobie znalazły takie fajne miejsce na klatce piersiowej Albusa i zwyczajnie się ugrzały, jak i całe jej ciało. A przebiegła przecież po lodowatych kamieniach, cholera jasna!
    Czując te delikatne muśnięcia jego warg, zadrżała lekko i z trudem powstrzymała uśmiech. Cóż, normalnie chyba każdemu potrzeba było dużo więcej, żeby zostać doprowadzonym do stanu, kiedy to żadne protesty nawet nie wyrwałyby się z gardła. Ale w tym wypadku Claire zwyczajnie dała się odwrócić i pocałować, a co więcej, pocałunek odwzajemniła, pogłębiając go.
    - Ja ciebie też - wyszeptała w jego wargi, odsuwając się na sekundę, po czym wplotła palce w jego trochę przydługie włosy i tym razem to ona go pocałowała, ale zdecydowanie bardziej namiętnie, niż czule.

    OdpowiedzUsuń
  45. [no to wątek się zbliża, coś czuję xd]
    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  46. No cholera, się chwalić nie musiał, bo Summers od sześciu lat słuchała o tych jego nieszczęśliwych miłościach, więc wiedziała co i jak. Czasami nawet mu tego zazdrościła, bo jako nadpobudliwa, niska i popierdolona gryfonka powodzenia raczej nie miała. Zresztą, teraz to i tak nie miało większego znaczenia, skoro Al był jej i tylko jej, o.
    Ona za to nie umiała rączek w miejscu utrzymać. A to sobie krążyła po jego ramionach, potem po klatce piersiowej, aż w końcu znalazła sobie fajne miejsce na brzuchu. Akurat w tym wypadku plusem był fakt, że Potter spał bez koszulki. Mniej do zdejmowania, no nie?
    Claire należała do tych bezpośrednich, naprawdę. Fakt, powinna się wstydzić i nie rzucać tego typu stwierdzeniami, ale ona po prostu nie umiała się powstrzymać, zwłaszcza teraz.
    - Al, chcę się z tobą kochać - wyszeptała bez ogródek, wracając jedną z dłoni do jego policzka i przesuwając po nim opuszkami palców. W tym samym momencie jednak przypomniała sobie o tym, że Albus ma współlokatorów, dość wścibskich w dodatku, więc podniosła się i zsunęła z łóżka na podłogę, wyciągając łapkę w stronę chłopaka. - Chodź ze mną - uśmiechnęła się jakże uroczo. A, tekstu też nie mogła zignorować, więc... No, co jej szkodziło, nie?

    OdpowiedzUsuń
  47. Nie ma to jak nie wstydzić się nagości, nie? Ale na to mogli pozwolić sobie jedynie ci, którzy mieli się czym chwalić. Claire nie miała, uważała swoje ciało za brzydkie. Mała, drobna, blada, momentami wyglądająca nawet na anorektyczkę. Wybredna ta Summers, ale jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził. Na Albusa można było patrzeć i cieszyć oczęta, zdecydowanie. Przynajmniej zdaniem gryfoneczki, ale jej nie można uznać za kogoś obiektywnego, bo nie widziała świata poza nim i tyle. A te tatuaże, o których bał się powiedzieć rodzicom, zamiast czynić go jakoś bardziej męskim, dodawały mu jedynie uroku. Taki tam, słodziutki Potter buntownik.
    Weszła do łazienki, chwilę później zamykając drzwi i przekręcając kluczyk w zamku. Machnęła albusową różdżką, a na środku pomieszczenia pojawiła się napełniająca się wodą olbrzymia wanna, nieźle dająca truskawkami, co Claire osobiście nie przeszkadzało. Magiczny patyk odłożyła gdzieś pod ścianą, żeby się nie zgubił, po czym podeszła do Albusa i wspięła się na palce, układając dłoń na jego karku, by pociągnąć go w dół i sięgnąć jego ust. Wpiła się w nie chciwie, zaborczo i niemalże brutalnie (właściwie nie 'niemalże'), mrucząc przy tym z zadowoleniem.

    OdpowiedzUsuń
  48. [ to co, zaczynamy coś? W tej sytuacji chyba nie nastąpią drastyczne zmiany :)]

    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  49. [A no jasne, mój ty Duży Bracie ^^ Tylko najpierw to sobie ustalmy, jak te nasze dzieciaczki się dogadują, co?]

    OdpowiedzUsuń
  50. Dzień Wilsona był dość leniwy, nawet jak na jego standardy. A to bujał się spokojnym krokiem po korytarzach, drażniąc tym niemiłosiernie Filcha, a to znowu podpadając bibliotekarce przez hałasowanie w jej sanktuarium. W końcu dyrektorka wręcz wygoniła go z zamku twierdząc, że odrobina świeżego powietrza dobrze zrobi jego przegrzanemu móżdżkowi. Niechętnie, bo było zimno, ale zrobił o co go niezbyt kulturalnie poprosiła. Zaszedł aż na szkolne boisko, gdzie trening odbywała drużyna gryfonów. Nigdy nie popylał na miotełce w ślizgońskim teamie, ale wiedział jak to wygląda. Zmarnowany czas, który można było przeznaczyć na chociażby uprzykrzanie życia innym jak on to robił najlepiej. Nie żadne podawanie sobie kafla, rozglądanie się za srebrną kulką z ptasimi skrzydełkami. Lubił za to oglądać ich upadki z dużych wysokości, albo jak któryś dostaje po głowie od tłuczka, który nie raz uwziął się na jednego zawodnika.
    Wilson rozłożył się wygodnie na trybunach właśnie w chwili, w której kapitan gryfonów zarządził koniec treningu i wszyscy zebrani ruszyli do szatni. Prychnął pod nosem. "I tak nie było na co popatrzeć", pomyślał sobie niesamowicie kreatywnie i wstał, przeciągając kości, choć wcale się nie zasiedział. Przeszedł przez pół boiska zanim dotarł do wyjścia, które biegło krótkim tunelem obok szatni chłopców-którzy-grali-w-tą-durną-grę. W pewnej chwili zachwiał się, bo poczuł mocny ból w przód głowy, zobaczył pustkę poza gwiazdkami przed oczami, a w następnej trzymał się za krwawiący nos, który najpewniej już był złamany. Cholerny Potter, pomyślał Wilson widząc Albusa wyglądającego zza drzwi.
    - Pojebało cię?- nie wytrzymał, kiedy zebrał na palec krew spod nosa i wytarł ją o spód własnej szaty.

    OdpowiedzUsuń
  51. - Bynajmniej to ona pierwsza zaczęła ruszać nieswoje, jeśli wiesz co mam na myśli...- uniósł brwi w triumfalnym wyrazie twarzy, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Jednak się cofnął, bo przestrach w nim budził kij trzymany przez Pottera.
    Był chamski i w tym momencie zasługiwał na niezły łomot nie tylko od gryfona, ale też od Claire, mimo to zarabiał sobie ile mógł, nie całkiem świadomie. Irytowało go też trochę, że ktoś taki jak Albus Severus Potter może w sobie rozkochać kogokolwiek lub cokolwiek, bo według niego ten kolega był, kolokwialnie mówiąc, ciotą.
    - Jesteś głupi, jeśli myślisz, że jakoś specjalnie mi się wyrywała.
    Och Claire, kochanie, gdybyś słyszała jak pięknie o tobie mówi chłopak, któremu się oddałaś jako pierwszemu. A jaki wyjątkowy się poczuł! Jego ego było stale mile łechtane przez Pottera, który w jego oczach wił się jak robak zablokowany butem, ale nie zgnieciony.

    OdpowiedzUsuń
  52. Wilson po prostu się bał, że kijem dostanie o wiele mocniej niż Albus by dostał pięścią. Potrzebowałby dosadności, której w gryfonie zdaniem ślizgona było stanowczo brak. Czegoś co przestawiłoby mu uśmiech na buzi znacznie efektywniej niż uderzenie. Nikt nie znał na tyle Wilsona, by powiedzieć o nim coś ponad ślizgońskie stereotypy poza tymi, z którymi akurat obracał się w towarzystwie. I Claire. No, tak. Ona go znała bardzo dobrze, ale nie żeby się przyjaźnili. Właściwie, ich znajomość mogła wisieć na włosku, czym Wilson nie tak znowu się przejął, albo po prostu nie dał po sobie poznać. Aktor jak znalazł.
    - A co, myślisz, że jakby ją dopadł taki miękki fallus jak ty to by rozłożyła nogi?- zaśmiał się krótko i wyjątkowo bezczelnie wypluwając słowa w stronę gryfona jak najgorszy jad. - Kto pierwszy ten lepszy.
    I cofnął się jeszcze trochę, mając na uwadze fakt, że rozwścieczył Pottera.

    OdpowiedzUsuń
  53. W tym nie zwracaniu uwagi na jego przyzwyczajenia Claire miała swój mały, ukryty cel. Ona lubiła, kiedy dotykał jej włosów, chociażby przez chwilę. Zresztą nie tylko włosów. Nie protestowałaby zbytnio, gdyby nagle zachciało mu się ją macać, jeśli by go to uszczęśliwiło i zatrzymało przy niej jak najdłużej. Fakt, można się ukrywać ze wszystkimi swoimi uczuciamy względem kogoś, ale to nie znaczy, że tak łatwo zrezygnować z jego towarzystwa. Summers zazwyczaj nie musiała się martwić o to, że ją zostawi bez wyjaśnienia, ale kilka godzin temu dowiedli, iż umieją się ostro pokłócić. A ile trwałaby taka kłótnia, gdyby nie osiłek z siódmej klasy? Lepiej nawet nie mówić.
    Prawie parsknęła śmiechem na widok szampana. Skojarzyło jej się to z tanim romantyzmem i kiczem z komedii, ale na swój sposób było cholernie urocze i słodkie, dlatego nie powiedziała zupełnie nic. Perspektywa bycia tak blisko z Albusem wydawała jej się zbyt kusząca, by zniszczyć to jednym, wrednym komentarzem na temat jego preferencji co do takich sytuacji. Poza tym, seks w wannie i francuski szampan... Po chwili namysłu to nie wydawało się takie złe.
    Jeśli myślał, że dziewczątko będzie bawić się w takie delikatne gierki, to cóż, troszkę się pomylił. A żeby to zademonstrować, przygryzła dość mocno albusową dolną wargę i przesunęła paznokciem palca wskazującego po jego nagiej klatce piersiowej, zostawiając po sobie czerwony ślad.
    - Nie baw się ze mną - wymruczała z totalnie perwersyjnym uśmiechem, który ani trochę nie pasował do jej dziecinnej twarzy i dała zdjąć z siebie koszulkę. Szczerze mówiąc, nie wstydziła się, stojąc przed nim niemalże zupełnie naga. Bo to był jej Al i koniec. Przy nim nie było czegoś takiego jak wstyd.
    Zadrżała leciutko, czując te jego dłonie i wargi, a po chwili sama przycisnęła usta do jego szyi, zostawiając na niej kilka mokrych śladów. Nawet mała pamiątka w postaci malinki się znalazła, a co! Niech wiedzą, że Potter jest jej i niczyj więcej, o.

    OdpowiedzUsuń
  54. Istniało całkiem spore prawdopodobieństwo, że gdyby Lily wykrzesała z siebie choć odrobinę energii i poświęciła ją na naukę eliksirów, to zaczęłaby sobie całkiem nieźle radzić z tym przedmiotem. Problem jednak polegał na tym, że… Lily nie chciała. Wraz z oświadczeniem całemu światu, że za cholerę tych głupich eliksirów nie zrozumie, uznała się również zwolniona ze wszelkich obowiązków związanych z przedmiotem. Tak więc, dzisiejsze popołudnie, zamiast siedzieć grzecznie razem z innymi Gryfonami w lochach i przynajmniej udawać, że się czegokolwiek uczy, ona wolała wygodnie wylegiwać się na kanapie w pokoju wspólnym, opychając się paluszkami w sezamie.
    Zapewne spokój rudego stworzonko nie zostałby zmącony niczym, gdyby w pokoju wspólnym tak nagle nie pojawił się szanowany pan Duży Brat. Lily już miała w zwyczaju nazywać Albusa ‘Dużym Bratem’ i nic nie zapowiadało tego, aby miało się to zmienić. Tym bardziej, że on sam jakoś nigdy nie uskarżał się na takowe określenie. Miała tylko nadzieję, że chłopak nie będzie robił jej wywodów na temat opuszczania lekcji. Każdemu przecież się zdarzało…! Uniosła się na łokciach i spojrzała uważnie na brata, strzepując jedną ręką okruszki ze swojej bluzeczki. Wyszczerzyła w jego stronę białe ząbki w szerokim uśmiechu. Nie wiedziała jakoś sensu w wymigiwaniu się od rozmowy z bratem, a poza tym… chyba zaczynała się już nudzić.

    OdpowiedzUsuń
  55. Może w doświadczenia nie była tak bogata jak Al, bo i niewielu było kandydatów, których Claire ewentualnie mogłaby obdarzyć jakimś tam uczuciem. Ale, moim skromnym zdaniem, trzy lata ukrywania się z miłością do najlepszego przyjaciela są wystarczające. Szczerze mówiąc, gdyby nie ta amortencja, prawdopodobnie musiałaby dalej udawać, że kocha go wyłącznie jak brata i niewykluczone, że z tego powodu by się w jakiś sposób psychicznie wykończyła. Właściwie już była wykończona, teraz od kilkunastu długich minut następowała swego rodzaju rehabilitacja. Bardzo przyjemna zresztą.
    Wątpiła w długą egzystencję tego całego szampana i romantyzmu. Oczywiście mogło być dalej jakże słodko, niesamowicie i delikatnie, ale Claire podejrzewała, że po prostu w pewnym momencie straci nad sobą kontrolę i dobierze się do Pottera. Ale to za chwilę.
    Na razie cierpliwie czekała, obserwując każdy jego ruch, a kiedy podrażnił jej sutek, westchnęła cichutko i przymknęła powieki. Bo w tym miejscu należy wspomnieć, że Summers miała trzy wrażliwe miejsca na ciele, a piersi były jednym z nich, chyba najbardziej czułym na wszelkiego rodzaju dotyk.
    - W to nie wątpię - wychrypiała i ponownie wspięła się na palce, sięgając albusowych ust i całując je dość chciwie, ale najdelikatniej, jak tylko potrafiła. Bo z tym całym rzucaniem się na niego mogła jeszcze chwilę poczekać, no nie?

    OdpowiedzUsuń
  56. [Witam serdecznie :) Chyba mój kochany Ślepiec i Niemowa został Twoim Mikołajem xD Co zrobimy z tym fantem? ;)]

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga