"Udaje radość, której we mnie nie ma ,
ukrywam smutek, żeby nie martwić tych,
którzy mnie kochają i troszczą się o mnie.
Niedawno myślałam o samobójstwie. Nocą,
przed zaśnięciem, odbywam ze sobą długie
rozmowy, staram się odegnać złe myśli, bo
byłaby to niewdzięczność wobec wszystkich,
ucieczka, jeszcze jedna tragedia na tym i tak
już pełnym nieszczęść świecie."
Paulo Coelho
Tilly Penelope Wright
~Urodzona dnia czternastego drugiego miesiąca roku dwa tysiące szóstego w Londynie przez Victorię Wright z domu Hoolce, żonę niejakiego Brandona Wright'a.
~W wieku jedenastu lat dostała list do Hogwartu upewniając się przy tym, że jest stuprocentową czarownicą. ~Tiara przydziału przydzieliła ją do domu Helgi Huffelpuff i pozostała tam po dziś dzień.
~Zdolna z niej czarownica, aczkolwiek skromna i nie ukazująca swoich umiejętności
~Posiada różdżkę z rzadkiej odmiany jesionu czarnego z rdzeniem z włókna serca jednorożca.
~Jej patronusem jest dość dziwny stwór co to nie przypomina żadnego normalnego zwierzęcia, więc dziewczyna nie jest przekonana czy to jest dobra jego forma, na razie nie przytoczymy tu jak wygląda to co wyczarowuje.
~Bogin przybiera postać umierającej matki bądź ojca, chociaż czasami zmienia się w inne rzeczy, których się boi. Miotły bądź pająków.
"Nie idź za mną, bo nie umiem prowadzić.
Nie idź przede mną, bo mogę z Tobą nie nadążyć."
Albert Camus
~Dziewczę z niej dość nietypowe. Wychowane w miłości i przyjaźni, nie zaznało strachu ani potrzeby czegoś. Zawsze dostawała to czego chciała choć zazwyczaj były to grube księgi. Rodzice dziewczyny obawiali się, iż coś nie tak z ich jedyną córką, która wolała siedzieć przy woluminach starych ksiąg, niż spotykać się ze znajomymi. Ale Tilly od zawsze miała inne zainteresowania. Gdy miała około pięć lat, dziewczynki w jej wieku bawiły się lalkami, malowały i ubierały ciuchy mam mówiąc, że chcą być dorosłe. Ona natomiast siedziała z mamą i pomagała jej w pracach domowych bądź nakazywała czytać książki, których dziecko z pewnością nie zrozumiałoby. Pomocna w razie czego!
~Zagubiona z niej istota, jak to śmiała się jej matka. Nie umiała sama sprecyzować co chce, czego pragnie. Zawsze ktoś jej w tym pomagał, czy to któreś z rodziców, czy jakaś koleżanka ze szkoły. Tak jest do teraz, Tilly nie potrafi powiedzieć słowa NIE, jedynie cicho przytakuje głową i robi to co jej każą. Mieć własne zdanie ma, ale obawia się go wygłosić na głos. Obawia się, że jej odmienne zdanie może spowodować nienawiść ze strony rówieśników. Lękliwa jest nie da się zaprzeczyć!
~Większość czasu spędza w bibliotece ucząc się nowych rzeczy. Choć i tak wiele potrafi, twierdzi, że jest zbyt głupia by móc na przykład wykonać dane zaklęcie, dlatego też sama siebie katuje wbijając do głowy coraz to nowsze informacje o zamku, zaklęciach, jakiś tam bohaterach z przeszłości. Zapytaj ją o cokolwiek, jeżeli nie zlęknie się odpowie Ci z zadowoleniem, że chcesz dowiedzieć się czegoś takiego. A umie opowiadać, nie jest to jakieś przynudzanie, z pasją i charakterem usłyszysz opowieść z jej ust. Inteligentna a jak!
~Faceci wzbudzają w niej lęk, podobnie jak miotła, na którą za życia nie wejdzie. Raz była akcja, jak weszła latała, aż w końcu spadła i złamała rękę. Więcej nie chce tego przeżywać. A faceci? Toż to przecież świnie bez serca, które ranią wszystko co popadnie. Nie obchodzi się z nimi poważnie, woli uciec niż słuchać ich gderania. Gdyby miała wybierać samotność a rozmowę z jakimś chłopakiem, oczywiście, że wybrałaby to pierwsze. Nie wiadomo jednak dlaczego tak się ich obawia, twierdzi, że nic się nie stało, ale coś skumulowało się w jej łebku i nic nie można poradzić. Może jednak pojawi się ktoś kto ten mur, który zbudowała wokół siebie, zburzy.
"Być może dla świata jesteś tylko człowiekiem,
ale dla niektórych ludzi jesteś całym światem."
Gabriel Garcia Marquez

~Na takie dziewczyny jak ona nie zwraca się uwagi, bo po co. Jest zbyt zwykła, taka nijaka, bez wyrazu, taka jak tysiące innych, lub setki, które znajdują się w tej szkole. Ale jak to się mówi "Nie oceniaj książki po okładce", jej wygląd nie jest ważny, charakter ma bardziej interesujący, aczkolwiek trzeba do tego interesującego charakteru dotrzeć.
~Po matce niska, choć ojcu wzrostu można pozazdrościć, jej wzrost jest kiepski. Mierzy jedynie sto sześćdziesiąt trzy centymetry, niższa nawet od swojej rodzicielki. Po niej również ma sylwetkę, szczupła o długich nogach, rękach i łabędziej szyi, ozdobiona brzoskwiniową cerą z kilkoma piegami. To jednak odziedziczyła po ojcu, który również ma tendencję do obsypywania się piegami przy najmniejszym słońcu. Jak i czerwienienia się pod byle pretekstem.
~Posiadaczka długich włosów. Loki opadają jej na ramiona i sięgają do połowy pleców, są w kilku odcieniach, w zależności od kąta padania promieni słońca. Czasami wydają się czystym blondem, innym razem dostrzec można rude przebłyski innym jeszcze razem są jasno kasztanowe. Często ma je rozpuszczone, chyba że się uczy. Wtedy są ciasno spięte w kitkę, warkocza czy też koczek, żeby nie przeszkadzały jej w czytaniu.
~Na świat patrzy mocno zielonymi oczami, w których można dostrzec wszystkie emocje. Są jak otwarta księga, z której warto czytać. Widać w nich również upór i inteligencję. Usta ma pełne o jasnej barwie malin, które często rozszerzają się w szerokim uśmiechu no i piegi na nosie, których nienawidzi.
~Ubiera się odpowiednio do nastroju. Spodnie muszą być wygodne, bluzka luźna, najlepiej zasłaniająca jej kształty, buty jedynie trampki, adidasy lub inne ale na płaskiej podeszwie. Nie znajdziesz u niej w szafie żadnych spódniczek, bowiem wstydzi się pokazać nogi.
~Posiadaczka kota, który zawsze jest z czegoś niezadowolony, nazywa się Pan Grumpy. Kocha go nad życie, towarzyszy jej w szkole. W domu w Londynie również ma psa, który zwie się Lucky, bezpański pies, którego przygarnęła.
~Uwielbia gorącą czekoladę, zwykłą czekoladę, każdą możliwą formę herbaty, słodycze. Nienawidzi natomiast kawy i alkoholu, chyba że szampan. Nigdy nie miała kontaktu z papierosami i innymi używkami.
~Nie znosi facetów, dlatego postanowiła, że przez całą naukę w Hogwarcie nie będzie miała żadnego i dalej trwa w tym przekonaniu.
~Wokół niej roznosi się przyjemny zapach pomarańczy, wanilii, ale również zapach starych książek.
_____________________________________________________
Karta pewnie będzie zmieniana. Witam o zdrowie pytam ^^ ogólnie już na wstępie mówię, poszukuję:
-przyjaciółki,
-jakiegoś wroga,
- faceta, który będzie próbował ją uwieść.
Oczywiście jestem chętna na wszelkie wątki i powiązanie :)
[Zakryłaś mnie! ;> Kara musi być... wątek chcę. ;>]
OdpowiedzUsuń[Zdjęcia numer 1 i 3 są po prostu genialne. *.*]
OdpowiedzUsuńLoveleen
[Pamiętam, że na onetowskim Hogwarcie była taka Tilly. Fajniasta ona była. I jeśli to ta sama autorka, to chcę wątek. A jak nie ta sama to też chcę. Się domagam wręcz :3.]
OdpowiedzUsuńWish
[Jeśli rzucisz mi powiązanie (tylko fajniaste jakieś) to ci do stóp padnę <3.]
OdpowiedzUsuń[Ja tam chętna na wszystko, a jakże. Tylko że Love i Tilly to dwa zupełnie odmienne światy i mam problem, bo nic nie potrafie między nimi sensownego wykombinować. :/]
OdpowiedzUsuńLoveleen
[Puchaśka! <3 Więcej nas! Więcej! No i dzień dobry, chociaż bardziej dobry wieczór.]
OdpowiedzUsuń[Tilly jest piękna, więc możemy uznać, że Leander ją podrywa od jakiegoś czasu i nie kryje się z tym, że ona robi na nim wrażenie. A to jaki stosunek ma do niego Tilly, to już pozostawiam tobie. ;D]
OdpowiedzUsuń[ aaaaaaaaaaa ten kot ! <3]
OdpowiedzUsuńDominique
[Przyjaciółki poszukujesz? Aislinn też poszukuje, takiej dobrej, od serducha, której będzie mogła się zwierzać z problemów z rodzeństwem i w ogóle ;)]
OdpowiedzUsuń[To może Phil, jako dobra, starsza koleżanka, która chce przecież jak najlepiej dla wszystkich, postanowiła jakoś tak przekonać Tilly, by tak tymi facetami nie gardziła?
OdpowiedzUsuńWiem, że takie średniawe, ale z pomysłami nigdy mi dobrze nie szło, nooo :< ]
[Uch, toś dowaliła... Ach, ja mam jednak za miękkie serce. Zacznę, ale musisz poczekać jakieś 40 minut, bo serial xD ]
OdpowiedzUsuń[Jak ci się chce to możesz jeszcze myśleć, jak nie to albo skorzystam z twojego pomysłu, albo trzasnę ci totalnego fristajla :3.]
OdpowiedzUsuń[(Piszę to po raz trzeci i mnie nerwica bierze, ale się poświęcam, bo mnie się Tilly podoba.)
OdpowiedzUsuńTak w ogóle to zapomniałam Ci powiedzieć, Weronika postanawia umrzeć - Paulo Coleho = <3
A co do pomysłu, to, hm, kichawo trochę, bo Loveleen to raczej nie z tych, co to się przyłapać dają, bo jednak się zna na swoim fachu mimo wszystko. A jakby ją taki 'dzieciak' złapał, to już w ogóle hańba itp, itd, i raczej milutko by nie było. Chyba ze by ją Tilly przyłapała, trochę by niefajnie było, a potem jakoś tak od słowa do słowa, od przypadkowego spotkania do przypadkowego spotkania, Love by zauważyła tę puchońską nieporadność Till i postanowiłaby jakimś cudem wziąć ją na wychowanie, że tak powiem. Czaisz, Blanche by się nią odpowiednio zajęła, wpoiła skutecznie do łba kilka swoich drastycznych przekonań, w wyniku czego z grzecznej i poukładanej panienki Wright, Puchonka Twoja stałaby się bardziej stanowczą, pewną siebie, zadziorną panną Wright, którą mimo wszystko ludzie jakoś tam respektują. Pasi taki układ?
Ach, no i oczywiście dziękuję ślicznie za uznanie dla stylu i karty, cieszę się, że znalazł się ktoś, komu się spodobało, mimo wszystko. ;)]
Loveleen
[*Paulo Coelho, literówki zawsze spoko.]
UsuńYaxley. Narwana, ruda Krukonka, która większość czasu spędzała w Dziale Arabskim przy pedantycznie ułożonych notatkach właśnie przeżywała swój pierwszy młodzieńczy bunt.
OdpowiedzUsuńMożna by powiedzieć "rychło w czas", bo w końcu miała już 16 lat i powinna być po lub w trakcie, ale dziewczyna była zwykle tak posłuszna wszelkim pisanym i niepisanym regułom, a także poleceniom starszych, że zupełną abstrakcją dla wszystkich wydawało się, że w ogóle kiedykolwiek powie swojemu ojcu "nie".
I kiedy teraz siedziała na łóżku swojej przyjaciółki w dormitorium z pasmami na grzywce, które wciąż zmieniały barwę od błękitnej, przez zieloną do platynowego blondu, aż zaczynało się kręcić w głowie i mienić przed oczami, wydawało się, że musiało się stać coś niezwykłego. I rzeczywiście, stało się.
- Bo, Tilly... - zaczęła piąty raz z kolei. - Bo mój ojciec...
Urwała, po czym wyrzuciła z siebie jednym tchem:
- BOONWYMYŚLIŁŻEZAARANŻUJEMIMAŁŻEŃSTWOAJAMAMTYLKOSZESNAŚCIELAT...!
Spojrzała na dziewczynę wzrokiem nieomal bolesnym.
- No rozumiesz? A ja się nie mogę zgodzić, no bo się nie mogę, bo kto takie rzeczy w ogóle robi teraz, no jest przecież 2022 rok, a nie 1822... Ja nie chcę i mu powiedziałam, a on, rozumiesz, że jestem bezczelna i arogancka i w ogóle, jak ja mogę się tak odzywać do starszych i dlaczego ja w ogóle się nie zgadzam, kiedy on dobrze tylko chce. DOBRZE? Dobrze to można chcieć kupując dziecku buty na zimę, a nie męża mu dając chyba, nie?
[Zaczynasz Ty, jeśli można, bo ja się zbieram, coby zacząć wątka do autorki Wish'a i póki co marnie mi to idzie. Przyłapanie raczej w Hogsmeade, w jakimś barze albo co. Najlepiej Świński Łeb, ale Tilly się tak raczej nie zapuszcza, wnioskuję, więc właściwie mogą być i Trzy Miotły albo Miodowe Królestwo czy nawet zwykła ulica. Cokolwiek będzie, będzie dobrze.
OdpowiedzUsuńOjej, dziękuję. Aż mi się ciepło na serduchu zrobiło. *.*]
Loveleen
Zacisnęła lekko usta. Jakkolwiek zwykle nie cierpiała, kiedy ktokolwiek dotykał jej włosów, nigdy nie powiedziała nic na ten temat Tilly. Uważała ją za wrażliwą, miłą, kochaną i w ogóle dobrą osobę, że za nic nie chciała jej skrzywdzić, czy urazić. Miała chyba w ogóle na jej punkcie jakiś opiekuńczy kompleks i starała się nie pozwalać ludziom na wykorzystanie jej miękkiego serduszka. Sama zresztą też się pilnowała.
OdpowiedzUsuń- Oj, Tilly... Znasz mnie. Pewnie jak zwykle w końcu się zgodzę, albo coś, bo nie będę miała odwagi, żeby się postawić do końca.
Wzruszyła ramionami.
- Zawsze się słucham, jak ten baranek, a ojciec robi ze mną co chce... Tyle, że tata nie rozumie, że ja nie jestem jak Coreen, a traktuje mnie prawie tak samo, wiesz. Bo Coreen znalazł męża, mówiłam ci, nie? A że był bogaty i wpływowy, to jej to pasowało, wiesz, że Jej Wysokość Jędza zawsze leciała na kasiastych.
Potrząsnęła głową. No. Wygadała się. Teraz, jak zwykle, następował jej czas na ignorowanie swojego problemu, dopóki się nie rozwiąże i wyszukiwania sobie innych zajęć do oderwania się. Wyciągnęła więc z torby dużą tabliczkę czekolady nugatowej.
- A jak tam twój ostatni esej z zaklęć? Co dostałaś?
["Haven" :> ]
OdpowiedzUsuńSkuliła się na fotelu, jakby chcąc zająć jak najmniej miejsca, bądź ukryć się trochę o ile to w ogóle możliwe w pokoju wspólnym. Ale noc już zapadła, właściwie, a większość Puchonów już się pochowała do swoich dormitoriów, i jedynie nieliczne niedobitki spędzały resztkę soboty na coraz cichszych rozmowach.
Phil spać się nie chciało, miała dzień wolny teoretycznie. Bo w praktyce musiała zasuwać całą sobotę jak wół. A to trening, a to jakieś sprawy prefektów, a to jeszcze nauczyciele coś od niej chcieli, a to jeszcze pomóc jakimś pierwszakom odrobić lekcje. Full wypas i nawet czasu nie miała na zwykły relaks przy książce. Czyli pozostał jej tylko późny wieczór i noc, no cóż bywa.
Wyniosła z kuchni tacę ciastek, którą położyła na stoliku, by każdy się mógł poczęstować (mało ludzi było, więc się dzieliła). Sama zaś wcisnęła się na fotel z kubkiem herbaty i książką, co jakiś czas podlatywało do niej ciastko, gdy machała do niego różdżką. No po prostu żyć nie umierać. Szkoda tylko że tak krótko. No ale trzeba się cieszyć w końcu drobnymi przyjemnościami. Przynajmniej tak sobie wmawiała całe życie i dobra to była dewiza.
I nie spodziewała się, że ktoś jeszcze do pokoju wspólnego przybędzie. Zakładała, że będzie się on raczej powoli wyludniał, a ona pozostanie w końcu jedyną osobą. Ale nie, pojawiła się nowa osóbka, więc Phil podniosła głowę z zainteresowaniem niewielkim.
Dziwny jakiś taki.
OdpowiedzUsuńTrzy słowa, którymi najczęściej opisywano w tej szkole Wisha. Nigdy nie próbował im zaprzeczać - ba, on doskonale wiedział, że własnym zachowaniem sam sobie na nie zasłużył. Bo był zbyt bezpośredni, za bardzo prostolinijny, a czasem, jak mu się nudziło, to potrafił po prostu podejść do kogoś, kogo nawet dobrze nie znał i zacząć pleść trzy po trzy o życiu, o wszystkim tak właściwie.
Pewnie dlatego mówili, że był dziwny.
Tak się już jakoś przyjęło, że muszą być na tym świecie oszołomy, wredne jędze, idioci, eteryczni inteligenci, cioty i dziwacy, żeby znaleźli się też całkowicie normalni.
Zależy też, co dla kogo oznaczała norma.
Dla Wisha było to po prostu niezważanie na opinie innych i robienie swojego. Do tej pory w kwestii kontaktów międzyludzkich ograniczał się raczej do obserwacji. Rzadko przechodził do rozmowy czy pozwalał sobie na kontakt wzrokowy. Po prostu lubił gapić się na ludzi.
Teraz jednak postanowił zmienić taktykę - nie miał co ze sobą zrobić, to szukał sobie towarzystwa. Nic na siłę, jak ktoś powie odwal się, dziwaku, to się odwali, ale jak nie powie, to może uda się poznać jakąś ciekawą osobę, a nuż widelec, nie?
Tym razem wylądował u Puchonów, bo miał sprawę do znajomego z roku i powiedziano mu, że znajdzie go w jego dormitorium. Ale nie znalazł faceta ani tam, ani w pokoju wspólnym. A że był człowiekiem z natury cierpliwym, to postanowił poczekać. Puchasie były fajne, nie patrzyły na niego wrogo, praktycznie nawet na niego uwagi zbytniej nie zwracały, więc... mógł zaczekać na ich terytorium.
A że wypatrzył siedzącą przy kominku, wyraźnie znudzoną dziewczynę, którą kojarzył z widzenia, ale z imienia już nie, to sobie najzwyczajniej w świecie usiadł naprzeciwko niej, wyrywając ją tym samym z zamyślenia, któremu się najwyraźniej poddała.
- Nudzi mi się, a tobie? - zapytał, zanim zdążyła otworzyć usta kazać mu się wynosić. - Lubisz mówić? To mi powiedz coś ciekawego i niech to nie będzie "idź sobie".
[Ha ha, ale to jest dziwne O.o.]
Uniosła brew. Pogadać z tatą? Nie, to niedorzeczne. On nie zmieni zdania. Za to zniechęcić faceta do małżeństwa z nią z kolei nie byłoby takie trudne. Popukała palcem w policzek, zamyślona.
OdpowiedzUsuń- Hej, to całkiem niezły pomysł... W końcu kto by chciał się hajtać z taką postrzeloną pannicą, jak ja?
Uśmiechnęła się nieznacznie.
- Zawsze wiedziałam, że ty to masz łeb, Tilly. Powinnaś być w Kruczkach, zawsze ci to powtarzałam.
Rozpakowała czekoladę, łamiąc ją na kawałki. Słysząc o eliksirach, uniosła jedną brew, nieco zamyślona. A widząc jak oczy przyjaciółki się delikatnie zaszkliły, podsunęła jej tabliczkę niemal pod nos.
- No nie gadaj... A to ci menda, mi nigdy nie dał jakichś specjalnie złych ocen... Może następny esej napiszę ci ja i zobaczymy, co ci da, hm? A jak cię urąbie, to pójdziemy z tym do McGonagall i pokażemy jej, że tekst jest perfekcyjny. Niech go trochę poustawia. Pasuje?
Lemon był złośliwy. Potrafił udupić każdego, nawet najlepszego ucznia. Każdy wiedział, jaki był Severus Snape, ale warto wspomnieć, że Jacob był jeszcze gorszy. Bo Snape miał chociaż ulubieńców, a on nie lubił nikogo. Wszyscy byli mu obojętni, jeśli już, to mógł ich nienawidzić. Ale nic więcej.
OdpowiedzUsuńAle, jak każdy, Lemon odczuwał coś takiego jak pociąg fizyczny. Poza tym, był stereotypowym facetem, a im większe kobieta tudzież dziewczyna stanowiła dla niego wyzwanie, tym bardziej się nakręcał. A tak się składało, że Jake znalazł pewne wyzwanie. Fakt, było to niebezpieczne, dla jego kariery nauczycielskiej, ale tyle razy już próbował, nazwijmy to, bliższych relacji z uczniami, że jeden raz więcej z pewnością nie zrobiłby różnicy.
Uwziął się, tak dla odmiany, na uczennicę. Wciskał jej same najgorsze oceny, choćby nie wiadomo jak dobrze się uczyła, aż w końcu, kiedy niemal doprowadził do rozpaczy, kazał jej przyjść do siebie po lekcjach na korepetycje. I było to szansą zarówno dla niej, jak i dla niego. No bo Lemon miał swoje sposoby na zdobycie tego, czego chciał. I to był właśnie jeden z tych sposobów.
Usiadł więc przy biurku, wziął jakąś książkę i zaczął ją czytać w oczekiwaniu na panienkę Wright.
Wsunęła kostkę czekolady do ust, pozwalając jej się rozpłynąć. Nigdy nie rozumiała ludzi, którzy gryźli czekoladę, pozbawiając się całej przyjemności z oblepienia języka aksamitną słodyczą i wymieszania się smaków nadzienia i otoczki. Zmrużyła oczy z samozadowoleniem jak kot i opadła na poduszkę obok Grumpy'ego, który wyglądał na bardzo niezadowolonego z obecności Spencera na jego grzbiecie i jej twarzy obok swoich przednich łap. Z tym, że był już przyzwyczajony do obu męczących domowników Ravenclawu, więc zrezygnowany położył łebek na łapkach, na znak protestu smagając raz po raz Aislinn po nosie ogonem.
OdpowiedzUsuń- No spoko. Jak nie wyjdzie, to pokombinujemy, bo ja ci powiem, że się drania najzwyczajniej w świecie boję. Cały czas stoi za mną, a jak stoi, to nic mi nie wychodzi, wszystko wypada mi z rąk. Ja nie wiem, on ma jakąś zła aurę, albo coś.
Zamyślona wbiła wzrok w baldachim.
- Wiesz, eseje zawsze mam ocenione na super świetnie, a jak przychodzi do warzenia, to zawsze coś sknocę. Tylko na egzaminach, jak nie łazi dookoła, jak napuszony paw, jestem w stanie zrobić wszystko poprawnie. A on mnie... Dekoncentruje.
Tilly Wright, niepozorna i urocza Puchoneczka była miłym widokiem dla oczu Leandra już od ładnych kilku miesięcy. Z początku był dla niej po prostu miły, ale z czasem zaczął być wręcz czarujący, nie ukrywając już tego, że najzwyczajniej w świecie mu się podoba. No bo tak, właśnie tak, podobała mu się.
OdpowiedzUsuńPoczątkowo wiedzieli nieliczni, z czasem ta wieść rozniosła się po szkole, dochodząc także do samej zainteresowanej. Od tej pory zdecydowanie go unikała, a w jej oczach wielokrotnie zauważalny był strach. Leander nie rozumiał tego do końca, ale starał się nie pytać, mając notabene tylko czasami okazję do tego, by z nią porozmawiać.
Taka okazja nadarzyła się właśnie pewnego całkiem miłego dnia, kiedy to przesiadywał sobie na błoniach, a pojawiła się tam także Tilly.
Słysząc jej pytanie, uśmiechnął się szeroko.
-Co tu robię? Odpoczywam, przypuszczam, że ty też - odpowiedział, patrząc znacząco na grupki uczniów siedzące na błoniach i rozkoszujące się wyjątkowo przyjemną pogodą jak na tą porę roku.
Przestrach Tilly w kontaktach z nim był naprawdę czasami zabawny, a czasami krępujący. W pewnych momentach nawet nakręcający go do kolejnych głupich i dziwnych podejść. Ale Leander taki był... niekonwencjonalny i nieszablonowy.
[Hm... A ja cię chyba znam. Znam cię czy nie? :D]
OdpowiedzUsuńSaga
[A byłam i właśnie stamtąd cię kojarzę :) Autorka Melissy Rain i Corinne Hallway się kłania, jeżeli pamiętasz :D]
OdpowiedzUsuńSaga
Założyła ręce za głową, odganiając natrętny koci ogon, po czym zachichotała, wyobrażając sobie, jak Lemon wkłada Tilly do kotła, po czym ugania się po całym laboratorium, szukając przypraw.
OdpowiedzUsuń- Też masz ciarki? Normalnie jak ja... On ma chyba jakąś złą aurę, albo coś. Gapi ci się zza pleców, stoi blisko, dyszy w kark i ma jakieś takie...
Wzdrygnęła się.
- Normalnie od razu czuć, kiedy koło ciebie stoi. Jakby był naładowany, jak skarpetki, które pocierasz długo o dywan, a one potem tak pykają i strzelają iskrami.
Przeciągnęła się, aż strzeliło jej w karku i w kręgosłupie, ziewając przeciągle.
- Może on po prostu ma taki styl bycia? Ja NA PEWNO nic mu nie zrobiłam, a cały czas do mnie podłazi, mimo, że widzi, jak się stresuję... Ty, a może to jakaś krzyżówka dementora z człowiekiem?
[A możemy, możemy :) I jeżeli dalej szukasz przyjaciółki dla Tilly, Saga będzie nadawała się do tej funkcji ;P]
OdpowiedzUsuńSaga
[O bogowie... o czym to jest? xD Znaczy, z początku to się zdaje taki zwyczajny serial fantasy, o amerykańskim mieście, gdzie mieszkają ludzie, którzy posiadają specjalne umiejętności i tam przyjeżdża agentka FBI, bo prowadziła jakieś śledztwo. Teraz jest już 3 sezon i z każdym odcinkiem mam jeszcze większy mindfuck xD ]
OdpowiedzUsuń- "Pieśń Susannah" Kinga - odpowiedziała unosząc książkę, by dziewczyna mogła zobaczyć okładkę. - Mugolski autor, co prawda. Przytargać z domu musiałam.- Uśmiechnęła się lekko.
Nie wspominając, że połowa jej kufra była wypełniona mugolskimi książkami wszelkiego rodzaju. po co jej ubrania w końcu? Tylko miejsce zajmują. Logika Phil potrafiła czasem porządnie zmartwić.
Po chwili zmarszczyła brwi i spojrzała na Tilly z rozbawieniem.
- Normalnie pewnie bym ci zwróciła uwagę za późne wracanie do pokoju wspólnego, ale na dzisiaj moja służba jest zakończona - powiedziała i upiła łyk herbaty. - Gdzieś się szlajała? - zapytała zamykając książkę, uprzednio wsadzając zakładkę w odpowiednie miejsce.
Tak, dzisiaj jej się nie chciało zwracać nikomu uwagi. Wystarczająco dużo roboty miała wciągu dnia. Teraz mogła pozachowywać się trochę normalniej niż zwykle.
Prychnęła.
OdpowiedzUsuń- My mamy pecha?! My? To ona ma jakiś poważny problem ze swoją zachwianą osobowością, nikt nie jest taki sadystyczny zupełnie bez powodu, nie jest się przecież dupkiem tylko dlatego, że tak się chce, no nie? Wyobraź sobie, że pastwisz się nad bezbronnymi albo słabszymi od ciebie. Potrafisz? No, a on to robi cały czas, o.
Wzięła kolejną kostkę czekolady, wsadzając ją do ust.
- A swoją drogą, ten... Leander... Dalej za tobą łazi?
Skrzywiła się nieznacznie, przypominając sobie jego zachowanie na ostatnim meczu. Cóż, nie ukrywała, że opracowuje jakąś słodką zemstę za tą prowokację, przez którą rzuciła się na niego z pięściami, dostała szlaban i jeszcze siłą ściągali ją z boiska.
Z trudem powstrzymał uśmiech, kiedy weszła. Nie, nie był zaskoczony, że przyszła, bo wiedział, że zanim zaczął ją dręczyć miała całkiem dobre oceny i pewnie miała ambicje na jeszcze lepsze. Po prostu, nie wiedzieć czemu, miał wrażenie, że zechce zrobić mu na złość i zwyczajnie się nie pojawi. Prawdopodobnie przypłaciłaby to udupieniem, bo wkurzony Lemon to jeszcze bardziej złośliwy Lemon i chyba każdy, kto znał go choć trochę, doskonale o tym wiedział.
OdpowiedzUsuńAle przyszła i nie miał w tym momencie żadnego powodu, by jej pokazywać, kto tutaj ma władzę. Po dłuższej chwili zastanowienia nawet się lekko uśmiechnął, tak tylko jednym kącikiem ust, i zamknął czytaną wcześniej książkę, po czym odłożył ją i wziął do ręki różdżkę, stukając nią w kartkę, na której pojawił się tekst. A konkretniej instrukcja.
- Jeśli nic nie spieprzysz, to znaczy, że jest jeszcze szansa i mogę cię uczyć. A jeśli spieprzysz... Pewnie skończysz z trollem - oznajmił, wzruszając ramionami i wstając, by położyć kartkę na ławce przed dziewczyną. Potem wskazał na szafkę ze składnikami i uśmiechnął się nieco szerzej. - Masz pół godziny - powiedział jeszcze i wrócił do swojego biurka, siadając wygodnie w fotelu i wbijając w Tilly natarczywe, wyczekujące spojrzenie.
[Chętnie. Rzucisz jakimś ciekawym w ramach powitanie nowego na blogu czy ja mam się wysilać? :D]
OdpowiedzUsuń[nikt mojego kocurka nie przejął ;) nie dałabym ♥
OdpowiedzUsuńa i owszem, znamy się :D]
[Skoro ona boi się facetów i mioteł, a Charles - który przecież chłopakiem jest - ma ją uczyć latać... no to nieźle. :D Rozumiem, że mam zacząć?]
OdpowiedzUsuń[Skoro ona boi się facetów i mioteł, a Charles - który przecież chłopakiem jest - ma ją uczyć latać... no to nieźle. :D Rozumiem, że mam zacząć?]
OdpowiedzUsuń[do jej mordki skłoniły mnie jej oczy, bo są dość jasne, włosy i cera :D tylko rysy twarzy średnio mi odpowiadają, ale da się żyć :D
OdpowiedzUsuńjasne, że wącę <3]
[To daj mi trochę czasu, cobym się przygotował mentalnie na tę ciężką przeprawę, tj. rozpoczęcie.]
OdpowiedzUsuń[hah, jak mi miło z tego powodu :3
OdpowiedzUsuńzacznę, zacznę :D ;)]
Przez chwilę sama zastanawiała się nad tym, co robi na jakiejś ławeczce na błoniach. Ach no tak - chciała uciec od tego wrzasku (w końcu sobota...), który dało się słyszeć nawet w wieży, w której mieszkała. Szła tu z książką, rękawiczkami i czymś jeszcze. Tymczasem lektura leżała obok, rękawiczki w płaszczu, a ona sama paliła kolejnego papierosa. "To chyba już nałóg", stwierdziła bezgłośnie, wlepiając jasne oczy w hogwarcki pejzaż. Nic się tu nie zmienia, poza ludźmi. Uśmiechnęła się sama do siebie, trochę krzywo.
Wreszcie uznała, że jej zimno. Potarła ręce, rozejrzała się wokół. Pusto, tylko drzewa i ona. Poczuła się dziwnie, jakby coś za chwilę miało się stać. Poczuła dziwny chłód. W dodatku wcale nie spowodowany brzydką, listopadową pogodą. To było coś jakby... bogin. Miała coś lodowatego na ramieniu, odwróciła się. Obok Connie stał jej największy koszmar, uśmiechając się szyderczo. Spanikowała, zapomniała o tym, że ma różdżkę w kieszeni. Zaczęła biec przed siebie.
Jeszcze za czasów nauki w Hogwarcie wypady do Hogsmeade ni to grzały, ni to z kolei ziębiły Loveleen. Jeszcze wtedy dziewczyna zwyczajnie traktowała to wszystko po prostu jak coś, co po prostu było, jako nieodłączną część życia hogwarckiego nastolatka. Bo, tak między Bogiem a Prawdą, dla wielu była to jedyna możliwość wyrwania się jakoś z zamku, rozerwania bez czujnego oka nauczycieli czy innej Pani Norris. Jednak dla Loce dzień wypadu do czarodziejskiego miasteczka zawsze i nieodmiennie pozostawał dla niej dniem takim samym, jak każdy inny. Ot, niczym niewyróżniająca się szarość.
OdpowiedzUsuńA teraz przyszło jej tutaj mieszkać, żyć, kraść... pracować, znaczy się. Kto by pomyślał? Na pewno nie ona. Choć jeszcze jako nastoletnia uczennica nie miała bliżej sprecyzowanego planu na swoją przyszłość, to jednak na pewno nie malowała jej tak, jak ona w rzeczywistości obecnie wyglądała. Nie znaczyło to oczywiście, że Blanche choćby w najmniejszym stopniu się na to uskarżała. Miała ciszę, spokój i swojego prywatnego Archanioła obok, czego mogłaby chcieć więcej kobieta jej pokroju? Loveleen nic więcej do szczęścia potrzebne nie było.
Dziś dzień siedziała jak gdyby nigdy nic w Trzech Miotłach, kompletnie wyprana z chęci czegokolwiek. Nie miała ochoty grać, nie miała ochoty nawet kraść. Nie miała ochoty na cokolwiek. Jedyne, co była w stanie robić to siedzieć przy kominku i patrzyć się w swój kufel kremowego piwa. W pierwszym momencie nie zareagowała nawet, gdy do stolika obok dosiadła się jakaś nastolatka. Dopiero później, gdy w jej zamyśleniu upatrzyła szansę na łatwy zarobek, od niechcenia wsunęła torbę do jej ręki. Cóż, w końcu trzeba się było jednak ruszyć i coś zrobić, nie? I wszystko byłoby naprawdę cholernie dobrze, bo Love już cofała rękę z portfelem, gdyby tylko blondynce nie zachciało się właśnie w tym momencie przebudzić z tego dziwnego letargu. Blanche zaklęła szpetnie w myślach, gdy poczuła rękę nastolatki. Przez długą chwilę patrzyła się na nią zimenym wzrokiem, po czym wygięła usta w czymś dziwnym co z pewnością wyglądać miało na uśmiech, choć bardziej przypominało bardziej wymuszony grymas. Puściła portfel dziewczyny, wrzucając go do jej torby i cofnęła rękę.
- Powinnaś bardziej pilnować swoich rzeczy. Leżał na ziemi. Pewnie ci wypadł, ale wiesz przecież jak jest - mruknęła.
Loveleen
Stał na boisku o quidditcha, spoglądając na zegarek. Dumny był z tego urządzania, taka mała rzecz, a cieszy. Był to jeden z wielu prezentów, którymi został obdarowany na siedemnaste urodziny. Cóż, dawanie tej konkretnej rzeczy każdemu czarodziejowi, który osiąga pełnoletniość, było w końcu tradycją. Ten Charlesowy nie był naręczny a kieszonkowy. Minus był taki, że łatwiej było go zgubić niż ten zapinany na nadgarstku. Albo nie zauważyć, że ktoś go kradnie. Ale za to plus pięć do szpanu, w końcu niektórzy ludzie to lubią.
OdpowiedzUsuńW każdym razie, wskazówka minutowa jeszcze nie znalazła się na dwunastej, a więc Tilly miała jeszcze kilka minut do pojawienia się punktualnie. Hart rzadko kiedy się spóźniał, raczej się pojawiał troszkę wcześniej lub o czasie. Oczywiście, czasem zdarzało mu się pojawić później niż było to wymagane, w końcu był tylko człowiekiem. Ale generalnie wolał, kiedy ludzie dotrzymywali umów. Jeśli spotkanie było umówione na taką a nie inną godzinę, to ludzie powinni o tej porze się stawić na miejsce. Nie znaczy to, że Hart tępił każde, nawet najmniejsze odchylenie. Nie. No, chyba, że ktoś robił to notorycznie.
Ale teraz trochę się niecierpliwił. I denerwował. Nie, nie na Tilly, bo przecież - jak już było wspomniane - wcale się nie spóźniła. Raczej przed tym, co będzie. To w końcu poważna sprawa, spróbować nauczyć kogoś latać. Nie miał pojęcia, dlaczego w ogóle dał się w to wrobić, a właściwie dlaczego po prostu nie odmówił. Jasne, umie latać i to dobrze, w końcu gra w quidditcha, więc jakieś umiejętności mieć musi, ale przecież talentów pedagogicznych u niego nie stwierdzono. A w tym przypadku było to bardzo pomocne.
Co prawda, natury choleryka też nie miał. Chyba. Ale nigdy niewiadomo, co może wyjść z człowieka w czasie takiego zajęcia. Jasne, ktoś mógłby uznać, że Hart dramatyzuje, co mogłoby być prawdą, ale… Chyba każdy… Nie, nie każdy, czarodzieje nie. Ale każdy mugol kojarzy przypadek, kiedy mężczyzna uczy kobietę jazdy samochodem. Nieważne czy chłopak koleżankę, mąż żonę, ojciec córkę. Zazwyczaj kończy się podobnie. Facet się denerwuje, zaczyna krzyczeć, dziewczyna przez również jest podenerwowana i z nauki nic dobrego nie wychodzi. Oczywiście ci, którzy uczą na kursach, również często są mężczyznami, ale to inna sprawa. To profesjonaliści. I nie boją się o samochód, bo nie jest ich.
Co prawda, Hart nie będzie przecież uczyć Tilly latać na SWOJEJ miotle, więc nie ma powodu, by się o jej stan obawiać. Ale pierwszy raz wystąpi w roli, hm, nauczyciela. Więc lekki stresik u niego stwierdzono.
Zatrzymała się, zziajana, z przerażeniem w oczach patrzyła, co się stało. Machała dłońmi jak wariatka, przykrywając raz po raz otwarte szeroko usta. Jeszcze była w szoku po zobaczeniu bogina, a tu nagle uderzyła w coś. I na dodatek okazało się, że w uczennicę, która leżała na ziemi. Bosko.
OdpowiedzUsuńPrzez chwilę patrzyła na dziewczynę zupełnie bezsensownie, dopiero później wyciągnęła rękę do niej, żeby pomóc jej wstać.
- Wszystko ok? - zapytała z troską w głosie. Pogłaskała poturbowaną uczennicę po głowie. - Dobrze się czujesz? - dodała po chwili.
[przepraszam, że tak krótko, ale nie miałam pomysłu ;___;]
Ona właśnie w tej swojej delikatności i nieśmiałości była przeurocza! Nawet pewnie nie miała pojęcia jak bardzo go nakręcał jej sposób bycia, to że była taka niewinna i taka cichutka. Doskonale wiedział, że nie jest jej na rękę to, że wszyscy ich obserwują (nawet w tym momencie), że wszyscy szepcą po kontach kiedy ona idzie. Leander powinien wcześniej o tym pomyśleć i zachować pewne sprawy w tajemnicy, by nie wprowadzając Tilly w zakłopotanie, ale jakoś tak wyszło, że się wydało.
OdpowiedzUsuń-Nie wiem jak ciebie, ale mnie strasznie denerwują te spojrzenia - mruknął półgębkiem, wpatrując się swoimi brązowymi oczami w skuloną, drobną postać Tilly. - Chcesz się może przejść trochę po błoniach? - spytał, proponując jej tym samym, jasno i wyraźnie spacer we dwójkę gdzieś z dala od ciekawskich spojrzeń uczniów Hogwartu.
To byłaby zarówno dla niego, jak i dla niej o wiele lepsza opcja niż stanie wśród grupek uczniów i narażanie się na ich ciekawskie spojrzenia i szepty.
Cóż, chyba już niewiele brakowało, by rozeszła się plotka, że są parą, chociaż wcale nie byli, ale przecież szkoła rządziła się swoimi prawami i zawsze uczniowie musieli mieć powód do plotek, a oni nieopatrznie i niecelowo im go dostarczali.
[No ale ogólnie polecam. Osobiście lubię jak twórcy grają na nosie widzom :D ]
OdpowiedzUsuń- Więcej się nie powtórzy? Że następnym razem po prostu na całą noc tam zostaniesz, co? - zapytała z rozbawieniem.
Machnęła różdżką i kolejne ciasto grzecznie wleciało do jej dłoni. W bibliotece przesiadywała całe dnie, a przynajmniej tak kiedyś było, gdy miała czas. Teraz musiała albo wykonywać jakieś szkolne obowiązki, albo szukać cichego miejsca gdzie mogła się pouczyć. W bibliotece... cóż, zdarzało się, że kogoś się spotkało, to wtedy też gadać zaczynało i w ogóle. A Phil przecież rozmowy nie odmówi.
- Och, ależ Kinga powinnaś poczytać! Jest bardzo dobry! A to to w ogóle przedostatnia część jego sagi - dodała klepiąc delikatnie okładkę książki. Czytała wszystko co jej wpadało w ręce, nieważne z którego "świata" pochodził autor.
No więc właśnie, w tym był cały kawał. Ona mu się podobała, on jej nie, co było samo w sobie dziwne, bo podobał się chyba każdej dziewczynie w szkole, chociaż nigdy tego tak gruntownie nie sprawdzał przez przeprowadzenie ankiety czy czegoś tam. Tak mówili jego znajomi, więc im wierzył, a i wielokrotnie dostawał potwierdzenie od jednej, drugiej czy trzeciej dziewczyny.
OdpowiedzUsuń-Tak, idziemy - powiedział i oboje ruszyli w kierunku jeziora, bo Leander umyślił sobie, że przejdą się jego brzegiem, oddalając się od denerwujących spojrzeń.
Tilly była dość oryginalną osobą... Zamknięta w sobie, cicha, małomówna, skromna. A jednak jakiś głosik w głowie Leandra podpowiadał mu, że miała dużo do zaoferowania światu, chociaż już dawno przestał wątpić, że pozwoli mu się o tym przekonać. Może komuś innemu, ale jemu na pewno nie.
Nie darzyła go zaufaniem i słusznie. W końcu jaka dziewczyna mogłaby mu zaufać, kiedy do jej uszu średnio co tydzień dochodziła kolejna, pikantna plotka na jego temat, jeszcze lepsza i ciekawsza niż ta ostatnia.
On sam się już do tego przyzwyczaił, ale wiedział, że inni nie za bardzo. Wszystko wymagało czasu.
Wish już dawno temu obrał bardzo podobną taktykę, tyle, że on zdecydował się na nią z trochę innego powodu. Nie dlatego, że chciał mieć święty spokój, chociaż to po części również, ale głównie dlatego, że nie lubił ludzi, którzy go zaskakiwali. Jego proces kontaktów międzyludzkich polegał na tym, że najpierw musiał obserwować, bo to pomagało mu zrozumieć. Potem, gdy uznawał, że rozumie i wie już dość mógł przejść do etapu poznania.
OdpowiedzUsuńW przypadku Tilly jednak trochę nagiął swoje zasady, bo musiał się gdzieś podziać przez ten czas oczekiwania na niepunktualnego kolegę, który pewnie gdzieś się teraz szlajał i ani myślał o tym, że ktoś właśnie na niego czeka. Musiał się czymś zająć, a że wypadło na panienkę Wright - los, czysty przypadek, nazwij to jak chcesz. Stało się po prostu.
Patrząc na nich pod względem tendencji do izolacji od innych - dogadali by się. Znaleźli by pewnie coś wspólnego, oczywiście o ile teraz uda im się porozumieć. A wnioskuję że uda, bo nam wątek padnie jak się nie uda. A tak być nie może, o.
- Dany temat? - powtórzył Wish, zastanawiając się, jaki to może być temat. No, o co mógł zapytać? O pogodę? Nie, pogoda to zły pomysł. - Możesz opowiedzieć mi o swoim kocie, o ile takowego posiadasz. Jeśli nie, to o innym zwierzątku domowym. Ewentualnie o młodszym rodzeństwie, o ile takowe posiadasz. To też prawie zwierzęta.
I dobrze, że nie miała takiego zamiaru. Wish lubił takich ludzi.
W końcu przyszła. Właściwie wyrażenie „w końcu” nie było w tym przypadku prawidłowe, bo przecież się nie spóźniła. Nawet odrobinkę, była punktualnie, ba!, nawet trochę przed wyznaczoną godziną.
OdpowiedzUsuńCharles nie wiedział, kogo ma uczyć, więc jej pojawienie powitał z lekkim zdziwieniem. Tak naprawdę nie pomyślał, by się dowiedzieć, kto będzie jego uczennicą, bo właściwie nie robiło mu to żadnej różnicy. Wiedział, że to nie będzie nikt z grupki, z którą zazwyczaj się trzymał, bo w tym przypadku ta osoba by mu o tym powiedziała. Wtedy byłby zadowolony, zawsze to łatwiej uczyć kogoś, z kim ma się dobry kontakt.
Najbardziej Hart obawiał się tego, że przyjdzie mu nauczać jakąś dziewczynę, która mu się podobała, w jakiś sposób go oczarowała. Bałby się, że jakimś czynem zbłaźniłby się w jej oczach. A strach nie działał dobrze, a w dodatku ze stresem dałby bardzo niemiły dla chłopaka efekt. Czyli najprawdopodobniej jego obawy by się spełniły. Takie są przecież prawa Murphy’ego.
Na szczęście Tilly nie była dziewczyną, która by go onieśmielała.
Spojrzał teraz na nią z lekkim rozbawieniem czającym się w oczach i potrząsnął głową.
— Wiem kim jesteś, Tilly — odparł. — Oboje jesteśmy w Hufflepuffie.
Chodził do szkoły już siódmy rok przecież, wyjeżdżał jedynie na święta i wakacje, więc większość osób znał. Nawet jeśli z kimś nie rozmawiał, to zazwyczaj znał go i z widzenia, i z imienia i nazwiska. No, może ludzi z tych najmłodszych klas jedynie z widzenia albo nawet w ogóle, ale tak od siódmej do piątej to ludzi znał. Tym bardziej, jeśli byli Puchonami, jak on. I Tilly.
Ale teraz nie czas było na pogawędki, a na naukę.
Dziwnie to brzmiało dla Charlesa. Nauka latania była dla niego czymś… niezrozumiałym, niemalże oksymoronem. Znaczy, bo to wydawało mu się takie oczywiste i chociaż wiedział, że niektórzy tego nie lubią i/lub sobie z tym nie radzą, to podświadomie dziwił się, jak to w ogóle możliwe jest. Poza tym latanie kojarzyło mu się z czystą przyjemnością, a nauka już niekoniecznie, więc te dwa słowa jakoś mu nie współgrały.
— Dooobra — powiedział i klasnął głośno. — To zabieramy się do pracy. Masz miotłę, nie? Okej, to darujemy sobie te wszystkie „do mnie”, to i tak nie ma znaczenia, nikt o zdrowych zmysłach tak na miotłę nie wsiada. W każdym razie, weź głęboki wdech, spróbuj się zrelaksować — mówił spokojnie — i rozluźnij wszystkie mięśnie. Będzie mniej bolało przy ewentualnych upadkach… Następnie wsiądź na miotłę, ugnij lekko nogi w kolanach i lekko - lekko! - się odepchnij od ziemi. Nie chcemy przecież od razu wznosić się na duże wysokości. To jak, gotowa? — zapytał.
[ nadal szukasz wroga :D? bo ja mam takiego jednego co to chętny jest :D]
OdpowiedzUsuńNerwowo zaczęła strzelać palcami, wzrokiem obiegając wszystko dookoła. Miała wrażenie, że zapomina języka w gębie. Często się jej tak zdarzało, gdy znajdowała się w kłopotliwych sytuacjach. Ta przecież do takowych należała. Raczej nie codziennie ucieka się przed boginem, potrąca ucznia i takie tam.
OdpowiedzUsuń- Tak, tak. W porządku. - Odpowiedziała po chwili, bo dopiero pytanie Tilly ją jakoś ocuciło. Uśmiechnęła się do dziewczyny krzywo, poprawiła opadające na twarz włosy. Zaczynała powoli sprawiać wrażenie normalnej. I tak miało być. - Słuchaj... Może przejdziemy się do Hogsmeade? Dziś jest wyjątkowo imprezowa sobota, sama zapewne słyszałaś... Co ty na to? - Zapytała, siląc się na uprzejmość i naturalność. Chciała jak najszybciej stąd zwiać. Kolana same jej drżały, a myśl znalezienia się w wiosce jeszcze to podjudzała.
Ta mała smarkula zaczynała ją irytować. Czy to dziecko za grosz instynktu samozachowawczego nie posiadało? Jeśli ktoś taki, jak Loveleen Blanche, mówił ci, że twój portfel ci wypadł i leżał na ziemi, a teraz chciała go tylko zwrócić, nie zadawało się więcej głupawych pytań, a już z pewnością nie insynuowało się kradzieży. Nie komuś takiemu jak ta dorosła blondynka. W takich sytuacjach najzwyczajniej w świecie potakiwało się jedynie potulnie, ze skruszoną miną spuszczało się głowę i czym prędzej wynosiło się z baru, byle jak najdalej od niej. Czarownica niemal dałaby sobie rękę uciąć za to, że ta mała jest Krukonką. Te bachory z wiecznie niezaspokojoną ciekawością zawsze działały jej na nerwy. Ewentualnie Puchonką. Ostatnio Dom Borsuka schodził na psy. No cóż, do tego wszystkiego dochodził jeszcze fakt, że ktoś tak dobry i doświadczony jak ona, został przyłapany przez dziecko, jeszcze właściwie. Duma panny Blanche poważnie na tym ucierpiała.
OdpowiedzUsuńSłysząc wywód swojej niedoszłej ofiary, Loveleen zmrużyła złowrogo oczy. Ta mała stanowczo przeginała, choć najprawdopodobniej, w odczuciu Love, nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Coby ją uświadomić więc, kobieta posłała jej twarde, ostrzegawcze spojrzenie swoich stalowo szarych tęczówek.
- Tak, na pewno wypadł ci z torby - powiedziała, a jej głos przypominał chrzęszczący żwir albo paznokcie przejeżdżające po szkolnej tablicy.
Loveleen