
Przedstawię wam dość specyficzną postać. Jest to chłopak jakich mało na tym bezsensownym świecie. Stwierdzicie po tym opisie, że jest chory psychicznie, możliwe że ma ADHD lub gorsze gówno, albo uznacie go za geja. Ale co by nie było musicie go poznać bliżej, żeby ocenić jego wygląd, charakter, psychikę, która jest nieźle zwichrowana.
Kto?
Chodzi mi oczywiście o tego chłopczynę ze Slytherinu, tak tam właśnie został przydzielony, kiedy to na idealny fryz jakaś babcia położyła starą szmatę, która gadała. Toż to dopiero historia. Ponoć miała problem z przydzieleniem go do jakiegoś domu, a że reszta rodzinki była Ślizgonami, to i on się tam załapał. Takie tam, matka Ślizgonka, ojciec Ślizgon to i syn musiał zostać tam udupiony, chociaż sam nie chciał. No, ale zboczyliśmy z tematu. Gość, o którym ciągle paplam to Modest Philip Pasque. No więc to tak tyle, o kim to jest.
Jak?
Chyba rodzice wam opowiadali. No wiecie, pszczółki i kwiatki... Tak? To się cieszę, nie muszę mówić od podstaw. Więc w przeszłości, dalekiej, jakieś siedemnaście lat temu poznała się para. Przez czysty przypadek. Ona pracowała na ulicy przypominającą ulicę Pokątną, a on był aurorem. Przypominam również, że cała historia miała miejsce we Francji, w jej stolicy Paryżu. Ależ tam romantycznie. Więc, poznali się, zaraz potem zakochali, zapłodnili się i tak powstał pan Modest. Matka nie wiedzieć czemu postanowiła mu nadać te debilne imię, po dziewięciu miesiącach i czterech godzinach męczarni. Ale co ma bycie skromnym, do tak małego szczyla, który nic nie rozumiał. No niestety historia ta dobrze się nie kończy, matka zmarła z wycieńczenia i utraty krwi, ojciec obwiniał chłopaka o wszystko, ale postanowił się nim opiekować. To znaczy, opiekowały się nim niańki. Tak na świat przyszedł pan Pasque.

No już przecież mówiłam, że urodził się w Paryżu, dnia trzynastego, piątego miesiąca, tak macie racje urodził się w maju.
Gdzie?
Teraz jest ? Teraz siedzi w Hogwarcie. Jest całkiem nowy, ale umie się bawić różdżką, która o dziwo wytrzymała tyle długich lat w jego rękach. Kijek ten mierzy sobie trzynaście cali, jest z drewna czarnego bzu i ma rdzeń z włosa testrala. Zamieszkuje jeden z dormitoriów Slytherinu.
Dlaczego?
Tam się znalazł? Ojciec wykopał go z domu za nieposłuszeństwo. Toć wyrósł na chamskiego, bezczelnego, młodego panicza, który miał wszystko co tylko chciał. Pieniądze nie grały roli, jeżeli on tego zapragnął. Niańki, które się nim opiekowały po kilku dniach zazwyczaj rezygnowały. Taki to rozpieszczony bachor się trafił co to wszystko na skinięcie małym paluszkiem miał. A teraz, dupa w zimnym zamczysku i do tego każą się uczyć. Szczyt wszystkiego.
Już wspomniano, że to paniczyk z dobrego domku co nigdy kasy na żarcie nie brakowało. Egoistyczny dupek, który uważa się za pępek świata. Choć na pierwszy rzut oka wydaje się całkiem miły, to wrażenie jest całkiem mylne. Obawiajcie się go dziewczyny! Taki słodki kociak też może pokazać pazurki, a ten ma je długości brzytw. Oczywiście, jakieś dobre strony też ma. Jest dość inteligentny, uczy się wlot i robi wszystko na ostatnią chwilę, każdy esej zalicza bez problemu. Mimo tego, że ma złą reputację na szkolnych korytarzach, profesorowie uważają go za dobrego ucznia, który zawyża poziom jego rocznika. Punktualny inaczej, ale to raczej wada. Nie umie pojawić się na miejscu w danym czasie, no po prostu jest zaprogramowany na spóźnianie się. Brak cierpliwości, oj nie każ mu czekać. On może się spóźniać Ty nie, bo oberwiesz jakimś zaklęciem.
Jak wygląda?

-Niebieskie oczy otoczone ciemnymi rzęsami, dosłownie jak baba;
-Nieidealny nos,
-Usta rozciągnięte w chamskim, ironicznym bądź innym tam uśmiechu,
-Ciemne blond włosy, wchodzące pod brąz w wiecznym rozgardiaszu,
-Szczupłe, aczkolwiek jako tako umięśnione ciało,
-Długie nogi, długie ręce, zgrabny tyłek, wąski pas, szersze ramionka.
Zawsze ubrany w modne ciuchy, których wartość jest równo warta z jakimś tam drogim autem.
To z kim mamy do czynienia?
Modest Philip Pasque ( nie waż się mówić do niego pierwszym imieniem, jeśli zależy Ci na byciu jeszcze żywym)
Lat 17, VII rok, Slytherin
Prefekt
Fretka
Nie boi się niczego
[O, ale mnoży się tych postaćków! *.* I pana też witam. ]
OdpowiedzUsuń[Ale fajniutki :)]
OdpowiedzUsuńZoya
Alvin Lemon, oczywiscie. Bo Lemonki dwa są.
OdpowiedzUsuń[A ja mam pomysł na wątek, zaczęłabyś? :)]
OdpowiedzUsuńZoya
[Jaki urooooczy pan *,*]
OdpowiedzUsuń[o, ba! Nie Ty jedna, uwierz! Tak więc wątek, tak? ;> może zły Ślizgon pomęczy trochę młodszego Puchasia? ]
OdpowiedzUsuń[IDZIEMY SIĘ SEKSOWAĆ]
OdpowiedzUsuń[O, pan Ślizgon. :3 Co Pan powie na wątek?]
OdpowiedzUsuńLychnis Rain
[Oj taaaam, szczegóły ^^ A ja kcem jakiś wątek! Tylko masz może jakieś pomysły na ewentualne powiązania?]
OdpowiedzUsuńAlvin miał totalnie beznadziejny dzień. Rano oblał swój czysty strój kawą i musiał się przebierać, a potem złapał fatalne oceny i z transmutacji i z eliksirów, co wszystkich zdziwiło, bo tego drugiego przedmiotu uczył jego starszy brat, ale cóż... musiał sprawiedliwie oceniać, prawda?
OdpowiedzUsuńTo miał być dalej dobry dzień, spokojny i całkiem przyjemny, ale wszystko szło nie tak. Młody, nieporadny Puchaś miał totalnego pecha i ludzie z uśmieszkami na ustach go mijali. Dodajmy, że to były wyjątkowo wredne uśmieszki. Do nich się już jednak przyzwyczaił. To tylko ten Alv, tylko ta ciapa mała, nad którą można się pastwić.
Aktualnie wędrował korytarzem i ściskał nowe wypożyczone książki z biblioteki. Uch, to już po wszystkim, prawda? Poleci do swojego pokoju, zaszyję się w nim i otworzy pierwszy lepszy wolumin, by utonąć w nim, uciec do niego.
Przysiadł sobie gdzieś w kącie, otworzył nową powieść i zagłębił się w niej. Wtedy ktoś mu zasłonił światło i Puchaś zamarł, dostrzegając ślizońską buźkę starszego chłopaka.
Patrzył na niego z przerażeniem w oczkach i zaraz zamknął swoją książkę. Czego on chciał? Czego oni zawsze od niego chcieli?
Znowu to samo.
[No bo skoro on taki zapatrzony w siebie, egoistyczny i rozpieszczony, to sobie pomyślała, że moja Zojka, jako całkowite przeciwieństwo Modesta mogłaby się z nim strasznie nie lubić. Mogłaby go uważać za takiego no hmmm... wywyższającego się paniczyka, który kocha tylko siebie, jest okropny i cholernie bogaty, przez co resztę traktuje jak margines (z tego co żem wyczytała w Twojej karcie to tak mniej więcej się to przedstawia, mam rację?). No i zmierzając do sedna, to ona nie da sobie podskoczyć, więc mogliby na każdym kroku się kłócić, bo on o niej też najlepszego zdania by nie miał, a jak by się potem rozwinęło, to się zobaczy :)]
OdpowiedzUsuńZoya
[Czy ty wątpisz w jej czystość? xD]
OdpowiedzUsuńNie zwykła chodzić do Hogsmeade, bo wolała unikać tych miejsc, w których mogła trafić na nauczycieli, a choć dostawała kilkadziesiąt szlabanów tygodniowo, to wolała nie wpaść za coś takiego jak picie. Ale deszcz nie zachęcał do dłuższych wycieczek, a Hogsmeade było jedynym miejscem, do którego przejście było bezpośrednio z zamku, toteż Claire z tego skorzystała.
Wchodząc do trzech mioteł, rozejrzała się uważnie i wywróciła oczami na widok dość sporej ilości znajomych twarzy. Głównie uczniów siódmych klas, a w tym osobnika, który na obecną chwilę ją zainteresował. Nie myśląc nad tym jakoś szczególnie długo, usiadła naprzeciwko ślizgona, przy okazji odbierając mu szklankę z ognistą i upijając z niej trochę.
- Dobry wieczór, panie humorzasty - mruknęła w końcu, uśmiechając się szeroko, a w głowie pojawiło jej się coś w stylu ''jeden zero dla Claire''. Gryfoński, mały geniusz, ot co.
[Za tytuł karty, to cię wielbię <3]
OdpowiedzUsuń[A wpadł ci do główki może jakiś pomysł na powiązanie? :D]
OdpowiedzUsuń[Ej, a może kieeedyś tam, czyli zanim Leaś została wilkołakiem, przez krótki czas byli razem? Jednak często się kłócili, nie mogli się dogadać i w ogóle, więc się rozstali, hm? :D]
OdpowiedzUsuńLeanne
[Łii! :D Dobrze, ale to już jutro coś rozpocznę.]
OdpowiedzUsuń[To nie wątp xD]
OdpowiedzUsuńClaire po prostu miała dobre wyczucie czasu. Niestety, a może i stety, zawsze pojawiała się w tym samym miejscu, w którym przebywał Modest i bynajmniej nie była to jej wina. No przecież nie zrezygnuje z, dajmy na to, przyjścia do Hogsmeade, bo się szanownemu panu zachciało napić whisky, no nie? Właśnie. Zresztą, można to odebrać też tak, że wszystkie znaki na niebie i ziemi wmawiały im, że mają w końcu się poznać i przestać nienawidzić, czy jakiekolwiek oni tam do siebie żywili uczucia. Brr...
- Siedzi - odparła krótko, wzruszając przy tym obojętnie ramionami. - Zresztą, co cię to obchodzi? Mam takie same prawo tu przebywać, jak każdy uczeń - zauważyła, a po chwili skrzywiła się nieznacznie. - Czyli wcale nie mam prawa, ty zresztą też - uśmiechnęła się promiennie i ponownie odebrała mu szklankę, ściskając ją w dłoniach, żeby przypadkiem nie zabrał jej z powrotem. Bo miała taki kaprys, o. A jak Summers ma kaprys, to nie ma zmiłuj. Pogryzie nawet, a weźmie sobie co chce.
[Czekaj, czekaj... Ja Cię kojarzę. Ty byłaś na Seireitei Court, nie?
OdpowiedzUsuńNo to tak, z okazji, że ciągnie swój do swego, a Lychnis jest całkiem podobna z charakteru do Panicza, można by to potraktować dość dziwną znajomością pod tytułem 'stare małżeństwo', czyli że niby Cię lubię, ale ironii nie poskąpię. Hm?]
[Pewnie <3]
OdpowiedzUsuńFakt, lubiła doczepiać się do ludzi i za nimi łazić, taka po prostu była. Ale w tym wypadku to nie była jej wina, naprawdę. Tak to jakoś wychodziło, że znajdowali się w tym samym miejscu, w tym samym czasie, a jaki był tego cel, Claire za cholerę nie wiedziała. Jak widać nie tylko ona, bo Modest najwyraźniej nie był zachwycony jej towarzystwem. Trudno się mówi.
- Czemu myślisz, że na ciebie lecę? - spytała, unosząc brwi i kręcąc głową z dezaprobatą. A chwilę później miała ochotę zwyczajnie trzasnąć go w mordę i jeszcze coś wylać na łeb. Najlepiej żrącego. Albo na tyle gorącego, że nie wyszedłby z tego tylko z urażoną dumą, ale też poparzoną twarzą. - Może i inni ci pozwalali na coś takiego w tej twojej Francji, ale oznajmiam wszem i wobec, że od tej chwili będziesz miał przejebane, jeśli nie cofniesz wszystkiego, co własnie powiedziałeś - warknęła, zaciskając dłonie w pięści. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, francuzik pewnie już dawno leżałby martwy na posadzce. Jeszcze, żeby Claire zachowywała się jak jakaś dziwka albo chociażby tak wyglądała... No ludzie, bez przesady. Była chyba ostatnią osobą, którą można porównać do panienki do towarzystwa.
[A zacznę, zacznę :)]
OdpowiedzUsuńNiewiele nocy dzieliło ją od pełni. Nic więc dziwnego, że Leanne chodziła po domu wściekła niczym osa, a kilka minut później była potulna jak niejeden baranek. Jej humorki zmieniały się przerażająco szybko, więc nikt nie wiedział kiedy wybuchnie złością, kiedy śmiechem, a kiedy zacznie się śmiać. Dlatego najlepiej było trzymać się od niej z daleka, gdy zbliżała się pełnia. Zresztą, nie było to potrzebne, gdyż Leanne i tak nie wychodziła wtedy ze swojego mieszkania, nie chcąc, aby ktokolwiek był świadkiem jej humorków, gdyż mogliby zacząć zadawać pytania. A właśnie tego panna Grim chciała uniknąć, bowiem nikt prócz dyrektora, kilku nauczycieli i bliższych znajomych nie wiedziało, że Lea jest wilkołakiem. I chciała, aby tak pozostało. Niestety, nie zawsze było łatwo utrzymać to w tajemnicy. Szczególnie tuż po pełni, kiedy była cała podrapana i posiniaczona, bo za każdym razem musiała wdać się w bójkę z jakimś zwierzęciem z lasu. Oczywiście zawsze wygrywała, choć ona również niestety przy okazji obrywała.
Dzień już dawno ustąpił miejsca nocy, a zegar wybijał właśnie godzinę dwudziestą trzecią. Leanne jednak nie spała tylko chodziła po swoim mieszkaniu, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Poza tym, znowu była wściekła. Dzieliły ją zaledwie trzy noce od pełni, a wciąż nie dostała eliksiru tojadowego. Nic więc dziwnego, że w pewnej chwili postanowiła pójść po niego osobiście. Narzuciła na siebie płaszcz, nałożyła buty i wyszła z mieszkania, nawet go nie zamykając. Ruszyła od razu w stronę jednego z tajnych przejść, które prowadziło do Hogwartu. Wiedziała bowiem, że bramy szkoły są już dawno zamknięte, a nawet gdyby nie były, nie zamierzała jawnie pokazywać się w szkole, szczególnie o tej porze. Odbierze tylko to, po co przyszła i niezauważona wróci z powrotem do Hogsmeade.
Minęło dobre dziesięć minut nim w końcu wyszła na korytarze Hogwartu. I pech chciał, że niemal od razu na kogoś wpadła. Całe szczęście, że był to jakiś uczeń, a nie nauczyciel, bo jak by mu się wytłumaczyła? Zaraz jednak zaczęła żałować, że to nie profesora spotkała, bo przed nią stał nie kto inny jak Modest. Tak, jej były chłopak, z którym rozstała się przez liczne kłótnie, a czasami nawet i rękoczyny. Ale czego się spodziewać po dwóch tak samo silnych charakterach?
-Uważaj jak chodzisz - syknęła przez zęby, posyłając chłopakowi wściekłe spojrzenie. No cóż, widocznie dzisiejszej nocy już się nie uspokoi i będzie chodziła zła do końca pełni.
Leanne
[Dokładnie, życie bez wrogów jest nudne :)]
OdpowiedzUsuńZoya była z tych osób, które w życiu musiały wszystkiego spróbować i żyły według zasady: co cię nie zabije co cię wzmocni. Nic dziwnego więc, że w zamku należała do grupy tak zwanych imprezowiczów, którzy nie widzieli w życiu sensu bez conocnych zabaw. I co z tego, że rano miało się ogromnego kaca i nie chciało się wstawać do szkoły? Przecież już nigdy nie będzie miała szesnastu lat, więc brała ile mogła, a dawała jeszcze więcej.
Tak się jakoś złożyło, że dzisiaj rano była wyjątkowo przytomna. Z wręcz nienagannym humorem wyszła sobie z dormitorium, nawet coś podśpiewując pod nosem. Doskonale wiedziała, że na śniadanie się spóźni ale nie śpieszyło się jej nigdzie, najwyżej będzie chodziła głodna, co nie było jej obce. Tak rozmyślając dotarła w końcu do pokoju wspólnego, gdzie zatrzymała się, żeby w spokoju dokończyć wiązać zielono-srebrny krawat. Nie spodziewała się, że kogoś tu zastanie, sądziła że wszyscy już dawno siedzieli w wielkiej sali. Zdziwiła się więc, zauważając na jednej z kanap chłopaka. O nie, tylko nie on...
Nie zrozumcie mnie źle, ona naprawdę nie była aż taka zła. Niektórych nawet lubiła, serio. Ale Pasque to była całkiem inna historia, jak tylko go widziała po prostu nie mogła się powstrzymać od złośliwości. Trafił swój na swego, bowiem i chłopak nie pozostawał jej dłużny. W sumie nawet nic jej nie zrobił, a przynajmniej nic takiego, żeby aż tak go nie znosiła. Był jednak chamski i wredny dla innych, i to w taki sposób, że Zoya po prostu nie mogła tego tolerować. Owszem, ona też do najmilszych nie należała, ale nie skreślała ludzi ze względu na pochodzenie czy stan konta.
- Proszę proszę... Ktoś tu umiera - dziewczyna zacmokała z politowaniem, podchodząc nieco bliżej i pochylając się nad Modestem, przyglądając się jego twarzy. - Biedactwo, trzeba było tyle pić? Ja wiem, że po pijaku wydajesz się dziewczynom lepszy, ale bez przesady, i tak żadna by cię nie chciała. - z udawanym współczuciem poklepała go po ramieniu, robiąc zmartwioną minkę.
Zoya
[Po nicku. ;p Wiesz, jestem administratorką tego bagna, tak się składa. xD
OdpowiedzUsuńMiło mi by było jednak, jakbyś Ty zaczęła. :3]
Co teraz? Co teraz? Zaczął panikować, choć nie było może tego aż tak widać na zewnątrz. Serduszko mu zabiło szybciej. Nie pierwszy raz ktoś zaczynał go tak traktować i tak nieprzyjemnie obchodzić się z niewinnym, grzecznym Puchonem. Oczywiście słabszego trzeba podeptać, prawda? Nie umiał jednak się temu przeciwstawić, nie potrafił z tym walczyć. On się poddawał po prostu, bo wiedział, że jak zacznie się wychylać, to mu się dodatkowo oberwie. Co z tego, że starszy brat, Jacob mówił mu, że ma się ogarnąć i nie dać się? Co z tego, że przyjaciel Gabiś krążył wokół niego i dbał, by się te oprychy ślizgońskie nie czepiały? Gabriel nie mógł być przy nim zawsze, a brat nie mógł go zmienić, jeśli Alv nie widział dla siebie szans na taką zmianę w samym sobie.
OdpowiedzUsuńWięc się poddawał.
Wzdrygnął się, gdy zabrano mu książkę. Jak mógł? Przecież to książka. Książki są wspaniałe, cudowny, niezwykłe i nie można ich niszczyć. One są do kochania. To trochę tak jak Puchoni, ale jakoś nikt tego raczej nie zauważał. Oczywiście Alv, ta oferma i ofiara losu, która twierdziła, że nie nadaje się do niczego, myślał, że może rzeczywiście zasłużył na takie traktowanie. Tylko czym? Przecież robił wszystko, by nie narazić się na jakieś kłopoty i nie obrywać. Podświadomie wiedział, że nie powinien tak do tego podchodzić... Ale cóż, oni byli silniejsi. Ci oni, a wśród nich ten tutaj osobnik, który bestialsko obnosił się z woluminem Alvina. Cholera, jak on mógł?
- Oddaj... - powiedział cichutko i spuścił główkę, patrząc na swoje buty. - Proszę - dodał jeszcze ciszej, ale więcej z siebie wydobyć nie mógł.
[W porządku. Tez tak czasem mam. ]
Alvin
[ Masz pomysł na wątek albo powiązanie jakieś ciekawe? ; ) Mogę zacząć. ]
OdpowiedzUsuń[Ale słodziaczka masz na zdjęciach. ;D <3 Masz jakiś pomysł na relację między naszymi chłopaczkami? ;>]
OdpowiedzUsuń[A co do tych spacerów Modesta - odbywają się w zamku czy poza jego murami? :D]
OdpowiedzUsuń[ To już bardziej to pierwsze mi pasuje do Emmy :D A sam wątek, jakieś okoliczności czy coś? ;) ]
OdpowiedzUsuńEmma
[ To zrobię po prostu że wyszła w nocy :D ]
OdpowiedzUsuńNie mogła zasnąć. Próbowała z całych sił i miała naprawdę dobre chęci, ale po prostu się nie dało. Jakoś źle się czuła, było jej trochę słabo. Nie, nie wytrzyma już tutaj, potrzebowała świeżego powietrza, to pewne. Cichuteńko wyszła z łóżka i narzuciła ciepły sweter na swoją cienką koszulkę nocną. Wiedziała, że nie powinna, ale jednocześnie musiała. Zaczerpnięcie świeżego powietrza na pewno przywróci jej dobre samopoczucie.
Raczej bała się ciemności. Raczej- bo to zależało. Raz tak, a raz mniej. Tym razem nie zabrała ze sobą nawet latarki. Delikatna księżycowa poświata wpadała przez okna, oświetlając korytarz. Emma szła bardzo powoli i próbowała głęboko oddychać. Może jej się polepszy?
Fakt, trzeba przyznać, że z wyglądu był niczego sobie. Jednakże charakter pozostawiał wiele do życzenia. Wystarczyło pięć minut, może nawet nie, posiedzieć z nim w jednym pomieszczeniu i można było dojść do wniosku, że z niego niesamowity wręcz kawał sukinsyna. Przynajmniej Claire miała takie wrażenie. Ale on za nią nie przepadał, od tej pory z wzajemnością. Może dla innych był chociaż trochę milszy? No cóż, Summers nie będzie dane tego sprawdzić.
OdpowiedzUsuń- Pierdol się, co? - warknęła, całą siłą woli starając się nie zwracać uwagi na ten jego rozbrajający uśmieszek. Po chwili zastanowienia wstała, a reszta whisky ze szklanki wylądowała na włosach Modesta. Claire uśmiechnęła się zadowolona z samej siebie i odstawiła naczynie na stolik, po czym starła palcem wskazującym trochę alkoholu spływającego po policzku chłopaka i oblizała go. - To tyle, jeśli chodzi o to, jak bardzo na ciebie lecę, humorzasty - podsumowała i odwróciła się na pięcie, kierując się w stronę baru, by zamówić coś, co będzie jej, a nie zadufanego w sobie francuzika, który nie wie, co to znaczy być względnie miłym i szanować drugiego człowieka. Po prostu przejebane będzie miał, ot co.
No tak, prefekt. Dlaczego musiała akurat dzisiaj zapomnieć o ich istnieniu i w dodatku wpaść na któregoś z nich? Prefekt ze Slytherinu, jeszcze lepiej. Po prostu świetnie. W każdym razie, był to jeden z tych, których określało się mianem 'niezły'. Blondyneczka westchnęła głęboko. Pewnie pomyślał sobie, że jest z tych młodszych. Nie było po niej widać, że to uczennica ostatniej klasy.- Wiem, że nie można chodzić po korytarzach w nocy.- skwitowała to, co robiła właśnie już od jakichś piętnastu minut.- Ale zrobiło mi się trochę słabo i musiałam wyjść żeby zaczerpnąć świeżego powietrza.- wyjaśniła spokojnie. Cała Emma. Prawie zawsze opanowana i spokojna.
OdpowiedzUsuńClaire była jedną z tych osób, które bardziej niż na wygląd, patrzyły na charakter. A Modest pozytywną jednostką z pewnością nie był. Jedyne, co można było do niego czuć, to w ostateczności nienawiść. Obecnie Summers zdania nie miała, przynajmniej na razie. Po prostu go nie lubiła. Wkurzał ją cholernie. A jak tą gryfcię ktoś wkurzał, to miał po prostu przesrane. Teoretycznie mogłaby olać sprawę i nie użerać się ze ślizgonem, ale była zbyt dumna, żeby odpuścić.
OdpowiedzUsuńNie zarejestrowała nawet, co się właściwie dzieje, bo gdyby tak było, z pewnością zaczęłaby się wyrywać. Ale była w takim szoku, że po prostu zawisła bezwładnie na jego ramieniu, nawet nie protestując. Dopiero kiedy wyszli na zewnątrz, na te chłodne powietrze, zdołała się ocknąć i uderzyła go otwartą dłonią w plecy, używając przy tym całej siły zgromadzonej w jej wątłym, małym ciałku.
- Puść mnie, do jasnej cholery! - wrzasnęła, zaciskając ręce w pięści i zadając mu serię ciosów. - Przysięgam, że cię zabiję, Pasque! - dodała, w końcu dając za wygraną i przestając go bić. Potem się z nim policzy, co będzie siłę marnować.
Gdyby mogła, to by go teraz udusiła gołymi rękami, zakopała w zakazanym lesie, a potem jeszcze zatańczyła nad jego grobem, śmiejąc się przy tym jak kretynka. Nienawidziła, kiedy ktoś jej uświadamiał, jak bardzo jest słaba w stosunku do większości społeczeństwa, bo przecież mała, siły nie ma i w ogóle. Ale na to nic poradzić nie mogła, bo ciała sobie nie wybrała, wzrostu tym bardziej. Osobiście nie podzielała zdania, że co małe to piękne i urocze. Było wkurzające i totalnie nieprawdziwe. Niscy mieli najgorzej, co widać po zaistniałej sytuacji.
OdpowiedzUsuńSyknęła, kiedy uderzył ją w pośladek, a po sekundzie namysłu odwdzięczyła się tym samym, co w sumie było błędem, bo przywaliła na tyle mocno, że aż rozbolała ją ręka.
- Mam to w dupie! Masz mnie, kurwa, puścić w tej chwili, bo naprawdę nie ręczę za to, co ci zrobię! - krzyknęła i rozejrzała się. Ciekawe dlaczego dopiero teraz zarejestrowała, że przecież naokoło jest od cholery ludzi. - Ratunku! Ten kretyn to gwałciciel! Idzie do lasu mnie zgwałcić, zabić i zakopać! - wrzasnęła, udając przerażenie.
A szkoda, bo powinien chociaż trochę się przejąć. Może i nie grzeszyła wzrostem ani tym bardziej siłą, ale potrafiła nieźle uprzykrzyć człowiekowi życie. Nie jedna osoba w tej szkole skończyła w psychiatryku z traumą do końca swojego żywota, a nikt do tej pory nie odkrył, czyja to sprawka. A ona nawet nie miała wyrzutów sumienia, czy czego tam można się spodziewać po kimś normalnym. Wniosek z tego taki, że jeśli mu groziła, on nie powinien tego olewać, bo się skończy jeszcze gorzej.
OdpowiedzUsuń- A ty mnie niby nie? Poza tym, naruszasz moją przestrzeń osobistą, kretynie - warknęła, a kiedy usłyszała jego tłumaczenia, wywróciła jedynie oczami. Bo co jej innego pozostało, skoro i tak była na przegranej pozycji? Była realistką, nie optymistką, wiedziała, komu ludzie uwierzą. - Powiadam ci, zginiesz marnie jak tylko dotknę stopami ziemi. Zero litości, choćbyś błagał - wysyczała i zamachnęła się, ponownie uderzając go w pośladek. Bo musiała się jakoś wyładować, a skoro na plecy nie działało...
A szkoda. Bo istnieją ludzie, u których nie kończy się jedynie na groźbach, a często wprowadzają je w życie. Claire nie przebierała w środkach, jeśli już coś planowała, to tak, by trafić w jak najczulszy punkt i najlepiej kompletnie załamać, żeby delikwentowi nie przyszło nawet do głowy się mścić. Bo skoro pierwszy raz był masakryczny, to raczej logiczne, że za każdym następnym będzie dużo gorzej.
OdpowiedzUsuńTak naprawdę nie zdążyła nawet krzyknąć. A może i zdążyła? W każdym razie krzyk musiał być naprawdę krótki, bo w następnej chwili czuła przenikliwy chłód na całym ciele i wodę... dosłownie wszędzie, chyba też gdzieś w płucach. Zupełnie straciła orientację co do tego, gdzie góra, gdzie dół, co się właściwie dzieje i dlaczego wylądowała właśnie tutaj. A kiedy resztki tlenu wypłynęły w postaci bąbelków, Summers po prostu straciła przytomność. A tak czy inaczej by nie znalazła się na powierzchni, bo bała się wody, to po pierwsze, a po drugie nigdy jakoś nie przyszło jej do głowy, by nauczyć się pływać.
Jak to zawsze w filmach powtarzali, nie idź w stronę światła. Summers światła nie widziała, więc tym bardziej nie szła w jego kierunku. Przez chwilę znalazła się w zupełnej próżni, nie była nawet pewna, czy w ogóle istnieje. Przez całą tą ciemność, czy jak to w sumie określić, po dłuższej chwili (w każdym razie myślała, że to dłuższa chwila, bo jakoś nagle straciła poczucie czasu) zaczął przebijać się głos. Zrozumiała jedynie coś w stylu 'cholera, nie umieraj', bo reszta zdawała się jakaś zamazana i zniekształcona. Następne, co do niej dotarło, to ból w klatce piersiowej, jakby ktoś ją zwyczajnie gniótł. Coś wypełniało jej płuca raz po raz, coraz więcej bodźców uświadamiało jej, co się właściwie dzieje. W końcu zakrztusiła się, wypluła wodę i zaczęła kaszleć, jakby dostała jakiegoś ataku. Opadła ciężko na ziemię i wzięła kilka głębokich oddechów, trochę przy tym pokasłując.
OdpowiedzUsuń- Zabiję cię, Pasque. Przysięgam - wychrypiała, otwierając oczy i patrząc na niego tak, że można było pomyśleć, iż autentycznie ma zamiar go zamordować. Gdyby tylko była w stanie, zapewne już by to zrobiła. - Tylko chwilę poczekaj - dodała trochę ciszej i przymknęła powieki.
Zapewne zaprotestowałaby i zaczęła się wyrywać, gdyby nie to, że dostała kolejnego ataku kaszlu i niezbyt mogła się wysłowić. Dlatego jedynie objęła Modesta za szyję jedną ręką, żeby przypadkiem nie spaść i pozwoliła zanieść się do zamku.
OdpowiedzUsuń- Od kiedy jesteś taki troskliwy? - wychrypiała z lekkim trudem i ponownie się rozkaszlała. Dobra, nigdy więcej topienia się. Trochę męczące są tego skutki. - Ale tak poza tym... Dzięki za uratowanie życia, czy coś tam - wyszeptała, bojąc się, że jeśli powie cokolwiek głośniej, znowu zacznie kaszleć, a pomimo tego, że miała jedynie ze trzy ataki, już miała serdecznie dość. Po dłuższej chwili zastanowienia wyciągnęła się w jego stronę i przycisnęła wargi do jego policzka. - Ale i tak zginiesz - dodała jeszcze ciszej, tym razem wprost do jego ucha i wróciła do poprzedniej pozycji, całą siłą woli powstrzymując kaszel. Miała nadzieję, że zaniesie ją w zasadzie gdziekolwiek, byle nie do skrzydła szpitalnego, bo chyba było to ostatnie miejsce, w którym chciałaby się znaleźć... w zasadzie kiedykolwiek.
Kiedy w końcu wróciło jej czucie w ciele, zadrżała z zimna i zakryła się płaszczem Modesta, przy okazji wtulając się w jego klatkę piersiową, choć nie za wiele to dało. Mokre ciuchy zarówno na niej, jak i na nim, z pewnością nie pomagały. A ona miała dodatkowo jeszcze jego płaszcz, aż strach pomyśleć, jak bardzo jemu musiało być zimno w samej bluzie.
OdpowiedzUsuńOdetchnęła z ulgą, gdy przekroczyli próg zamku i chuchnęła w ręce ciepłym powietrzem, żeby szybciej je rozgrzać. Połowa listopada to zdecydowanie nie była dobra pora na kąpiel w jeziorze. Wymuszoną co prawda, ale zawsze.
- Nie chcę iść do skrzydła szpitalnego - zaprotestowała gwałtownie, widząc znajome drzwi i zaraz tego pożałowała, gdyż dostała kolejnego ataku kaszlu. Co za tym idzie, nie miała nawet siły uciekać, gdy w końcu jej mokry tyłek spoczął na szpitalnym łóżku, bo prawdopodobnie gdzieś po drodze padłaby zdyszana, nie mogąc się podnieść. - Okej, zostanę, jeśli ty zostaniesz ze mną - wydusiła i wzięła głęboki oddech, próbując się uspokoić.
- Będąc na siódmym roku powinnam już raczej doskonale się orientować, jakie panują tu zasady.- powiedziała, by podkreślić swój wiek. Często musiała tą informacje jakoś ukrywać lub przemycać w zdaniach, bo wiele osób nie wierzyło jej, że niedługo skończy osiemnaście lat.- Otworzyć okno?- namyśliła się chwilę. Jasne, że mogła, ale po co? Spacer po korytarzu był przecież o wiele przyjemniejszy.- Mogłabym tym kogoś obudzić. W dodatku strumień zimnego powietrza raczej nie jest miły dla śpiących osób.- odpowiedziała i uśmiechnęła się delikatnie. Rzadko bywała dla kogoś wredna. Nie potrafiła? Ależ skąd. Chodziło raczej o to, że tego nie lubiła. Co do wychowanków domu Slytherina zawsze miała neutralne poglądy. Nie chciała sobie robić z nich wrogów, bo po co? Przecież zawsze można się dogadać, zdaniem Emmy.
OdpowiedzUsuńEmma Ames
Kiwnęła głową z uroczym uśmiechem i zdjęła z siebie jego płaszcz, bezpardonowo rzucając go na podłogę. I tak był mokry. Po chwili zastanowienia, nie wstydząc się zupełnie (co było dziwne), zdjęła z siebie grubą bluzę, to samo zrobiła z bluzką i będąc w zasadzie półnaga, okryła się leżącą na łóżku kołdrą.
OdpowiedzUsuń- Zimno ci - stwierdziła, patrząc na drżące ramiona Modesta. Zeskoczyła z łóżka, przy okazji się zatoczyła, ale to pomińmy, a z tego obok wzięła jeszcze jedno przykrycie i przerzuciła je sobie przez ramię. Niczym troskliwa mamusia, jakby głucha na protesty ślizgona, rozpięła zamek jego bluzy i odrzuciła ją obok reszty ubrań, które już spoczywały na podłodze. - Bądź grzeczny - wychrypiała i zdjęła mu przez głowę koszulkę, po czym narzuciła kołdrę na jego ramiona, zakrywając go szczelnie. W tym samym momencie do pomieszczenia weszła pielęgniarka, pieprząc coś o tym, że jak można w listopadzie doprowadzić się do takiego stanu czy coś tam.
Wzdrygnęła się, czując czyjeś dłonie na swoich ramionach. Miała już znokautować człowieka, który odważył się na taki gest, gdy usłyszała koło siebie znajomy głos. Kto jak kto, ale jemu mogła pozwolić na takie coś, tym bardziej, że nawet go lubiła. Zmrużyła oczy, wykrzywiając wargi w złośliwym uśmieszku.
OdpowiedzUsuń- Podobnież jaki kto do jedzenia, taki do roboty - odgryzła się, nakładając sobie dwa kolejne tosty na talerz.
Chociaż w zasadzie ona nigdy do pracy się nie paliła.
Lychnis
[Właśnie, warto mieć kilku wrogów dla samej reguły :)]
OdpowiedzUsuń- Och, Modest - dziewczyna rozczuliła się, przysiadając sobie półdupkiem na oparciu kanapy, przyglądając mu się ze słodkim uśmiechem. - Niestety, ja jestem wystarczająco dobra, za dobra dla każdego osobnika płci brzydkiej, wszystkie kobiety są piękne, nie zauważyłeś? - gdyby była w lepszym humorze pewnie specjalnie hałasowałaby, żeby przynieść jego skacowanej głowie jak najwięcej bólu.
Miał dzisiaj szczęście, bo po prostu jej się nie chciało. Ale nic nie stało na przeszkodzie, żeby się z nim nie podroczyć, ot tak, dla zasady. Dlatego nawinęła na palec kosmyk rudawych włosów i oblizała wargi, szybko podejmując plan działania.
- Bo wiesz, Modest, z dziewczynami jest całkiem inaczej. Są wyrozumiałe, czułe, atrakcyjne... i świetne w łóżku. Oczywiście ty o tym nie wiesz, bo żadna ciebie nie chce, ale uwierz mi, tak jest - zaśmiała się cicho, puszczając mu perskie oczko. - Mam dzisiaj dzień dobroci dla zwierząt i jak chcesz to opowiem ci parę pikantnych... szczególików.
Zoya
Jesteś Mikołajem dla Lindsey Craven. Powodzenia :)
OdpowiedzUsuń