piątek, 23 listopada 2012

Są takie chwile, w których człowiek przytuliłby się nawet do jeża.

L I N D S E Y  C R A V E N
trzynasty listopada ◌ klasa VII ◌ Ravenclaw ◌ pani prefekt
patronus nieznany ◌ ghul 9 cali, cedr, włos testrala
początkujący, szlamowaty ludożerca; tytułowy jeż.

       Historia zaczęła się w Chesterfield, późnym, chłodnym popołudniem trzynastego dnia listopada, jakieś siedemnaście lat temu. Poród się udał, dziecko było zdrowe jak ryba, jedynie matka nieco opadła z sił, co było jednakowoż najnormalniejsza możliwą reakcją. Mała, ponoć urocza (ale drąca się za to na cały głos) dziewczynka trafiła prosto w ramiona ojca — postawnego bruneta z okularami na orlim nosie, w idealnie czystym i prostym garniturze. I mniej-więcej tam zaczyna się jej takie a nie inne bytowanie, gdzieś pomiędzy jednym oddechem a drugim, kiedy to młody prawnik z szerokim uśmiechem na pochmurnej zwykle twarzy bezsprzecznie oznajmił, jak jego dziecię będzie odtąd nazywane. I wiecie, co Wam teraz powiem? Nigdy nie nazywajcie swych potomków Lindsey. Nigdy — zwłaszcza tych płci podobno słabej.
      O całe swe rzekome skrzywienie postanowiła oskarżyć ojca. Stwierdziła po prostu, że to jego wina, że to on ja tak nazwał i pewnie sama jej godność jest pechowa lub zwyczajnie, co będzie jednak chyba trafniejszym określeniem w tymże przypadku, dziwna. W końcu ciotka Lindsey, która poniekąd była jednym z czynników nakierowujących Michaela na taką, nie inną myśl, zgniła w psychiatryku, uderzając głową w materac i śmiejąc się niczym typowy, czarny charakter z filmów sensacyjnych. Klątwa i zarazem jedyny zabobon, w który zdołała uwierzyć. Nie każdy włada różdżką, Lindie. Nie każdy ma tak niepowtarzalną, wyjątkową okazję.
      Żyje w przekonaniu, że odkąd na wycieraczce przy drzwiach wejściowych skromnego, białego, wybudowanego w staroangielskim stylu domu wylądował list zaadresowany właśnie do niej, jej zwyczajna, planowana przez nią samą skrupulatnie egzystencja legła w gruzach, czy tego chciała czy nie. Plany o bytowaniu w nie aż tak dalekiej przyszłości jako pani prawnik odeszły w jednym, krótkim momencie, nie dając młodej Craven czasu do namysłu. Już była w samochodzie, już gnali do Londynu w ledwo jadącym jeszcze dzień wcześniej samochodzie, ze spokojnym ojcem i roześmianą do łez matką na przedzie oraz młodą, zbitą z pantałyku (ponoć) czarodziejką z tyłu.
      Nadal się nie przyzwyczaiła, nadal nie widzi nic obraźliwego w byciu szlamą czy mugolem. To było dla niej normalnością przez prawie jedenaście lat i w związku z tym niezależnie od tego, jak do magii podejdzie, będzie chyba już zawsze nastawiona do niej dość... wrogo. Wciąż sądzi, że to ona (wraz z jej durnym, damsko-męskim imieniem, na które przecież została rzucona okrutna klątwa) jest głównym powodem, dla którego jej marzenia nie mają prawa bytu. Bo, w zasadzie, jest. Nikt normalny raczej nie wyobraża sobie adwokata w czarodziejskiej tiarze, prawda?
      Nikt jej nie lubi, w sumie to nawet ja nie znajdę powodów, dla których mogłaby być brana za kogoś sympatycznego, kogoś, z kim zawsze można pogadać. Bo nie można. Marudne to i krytyczne ciągle, mało kiedy stosujące uzasadnienie do swych zarzutów. Nie mówi też wiele, chociaż gdy już usta otworzy, możesz spodziewać się jakiejś kąśliwej wypowiedzi. Nie posiada żadnego magnesu, który przyciągałby ludzi, jednakowoż, jakby w zamian za to, zaskakuje swymi huśtawkami nastrojów; jeżeli dobrze trafisz, to może będzie mieć dobry humor (chociaż bardziej prawdopodobne jest, że łzy będą same jej się cisnąć do oczu bez najmniejszego powodu), a wtedy to i całkiem uprzejmą rozmowę potrafi prowadzić. Nie pomaga nikomu bezinteresownie, w jej głowie zwykle przy każdej czyjejś prośbie, nawet najmniejszej i mało wymagającej, pojawia się myśl o tym, jak wyciągnąć z danej osoby jak najwięcej w późniejszym czasie. Jest brana za kogoś o czarnym niemal poczuciu humoru; nie bawi ją nic innego poza ludzką krzywdą, choć i ta nie zawsze sprawi, że się uśmiechnie. Nie interesuje jej też sport, żaden, zwłaszcza Quidditch — odkąd odkryła, że oto istnieje coś, w czym jest naprawdę zła, odpuściła sobie bez walki latanie na miotle i odwróciła się dumnie na pięcie, coby wyjść z sytuacji z godnością pomimo złamanej ręki, sporej, krwawiącej bez ustanku rany na policzku oraz kilku zadrapań na nogach. Może i widzi czubek tylko własnego nosa, może i nie pała empatią, może i naprawdę żartobliwe oskarżanie jej o brak serca jest całkowicie uzasadnione, ale... nie, dobra — nie ma żadnego ale.
     A magii to mogłaby i szczerze nienawidzić, choć jest poniekąd częścią jej życia — ale porządek ogółu kocha, jest typową pedantką, sprząta wszystko, co jej się nawinie, a odwzorowanie swych zapędów odnalazła dziwnym trafem gdzieś w obowiązkach prefekta, którego odznakę dumnie nosi na piersi od dwóch lat. 
      Chuda jest jak patyk i można ją wziąć za wieszak bardziej niźli osobę. Nawet kształtów nie ma, wygląda, jakby zatrzymała się pod tym względem na etapie niedojrzałej fizycznie czternastolatki, choć wciąż rośnie i niedługo osiągnie standardową wysokość mężczyzny. Włosy ma jakieś takie dziwne, sraczkowate jej zdaniem i w związku z tym ciągle na tę łamliwą słomę narzeka. Blada twarz raczej odstrasza niż przyciąga, bowiem nie dość, że pierwszym wrażeniem nie zachwyca, to jeszcze z jej powodu Lindsey na zaspaną wiecznie wygląda. Oczy posiada, a jakże, w odcieniu płynnej rtęci; nie no, żartuję — żadna niezwykła barwa, ot, zwykła szarość, nawet nie zmienia odcienia pod wpływem ubioru lub otoczenia, jak to czasem bywa w niektórych przypadkach. Nos prosty i zadarty nieco w górę, usta mile wcięte, malinowe, bynajmniej przy tym jednak nie zachęcające do pocałunków, a kysz mi z tym. Babcia zawsze mówiła, że jest ładną dziewczynką — ale potem umarła, więc Lind już komplementów nie słyszy.



Kochani ludożercy
poczekajcie chwilę
nie depczcie słabszych
nie zgrzytajcie zębami

_________________________
Dzieńdobrywieczór.
Karta do dupy (jak zawsze bezsensowne i chaotyczne lanie wody), postać zresztą też; pewnie nie będę potrafiła jej prowadzić, bo się przyzwyczaiłam do szalonych wybranek tłumów. Na zdjęciach przeważnie Kornelia Strzelecka, co do innych to pojęcia nie mam, ale mi tu pasowały, w tytule Bułatowicz, a nazwy zakładek to wersy wiersza Różewicza. Lubię cudze pomysły, naprawdę.
Znamy się, tak swoją drogą.

edit: zmieniłam piosenkę; tak, wiem, jestem okropna. zdjęcie też (znowu), ale reszta jest w odnośnikach. niestety, na deviantarcie i innych tumblrach nie ma ludzi brzydkich, więc oto wsadziłam pod rolę Lindie całkiem urokliwą babkę. nie bierzcie jednak tego do siebie — Craven jest wychudzona, blada jak trup, nie porcelana, ulizana, ma krzywą twarz i już na pierwszy rzut oka wygląda sztywno, o właśnie. no chyba, że ktoś ma inny gust i uważa, że to urocze/piękne/w sumie to nie wiem jakie — wtedy proszę bardzo, można dołączyć do grona ludzi, którzy uwielbiają jej wygląd tuż obok jej zmarłej babci, ojczulka i kilku starych nauczycieli kawalerów.

39 komentarzy:

  1. [Różewicz, lubię tego pana.]

    Wish

    OdpowiedzUsuń
  2. [Zamknęli mu Slytherin przed nosem to zbytniego wyboru nie było, sigh.]

    OdpowiedzUsuń
  3. [To my się znamy? Wybacz, nie jestem dobra w kojarzeniu, chyba że mi ktoś na wstępie powie, gdzie mu Gabryś mignął. Bo czytam tę twoją kartę i czytam i nadal czarna dziura zamiast mózgu.]

    OdpowiedzUsuń
  4. [NJE.
    nje.
    ROBCIA?
    Nie poznałam cię, wybacz mi :c ten Ravenclaw mi takie coś podpowiada. A jak się mylę to mi daj w łeb.]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Haha, nieee. Ale serio, nie spojrzałam wcześniej, a przecież to twój znak rozpoznawczy. :D]

    OdpowiedzUsuń
  6. [No, możemy być.]

    OdpowiedzUsuń
  7. [ oooooooooj my się znamy chyba ;D]

    OdpowiedzUsuń
  8. [ ja Cię niestety pomyliłam z kimś jak się właśnie okazało ;c ALE TO NIC. skoro tak to niech ten wątek wreszcie będzie! tylko tu moje pytanie czy jakiś pomysł jest, bo ja mam głowę pustą. Ew, jutro mogę coś pokombinować :)]

    OdpowiedzUsuń
  9. [ DZIŚ JESTEM WYKOOOOŃCZONA :D myślmy obie i jutro się dogadamy ;d zobaczymy której pierwszej wpadnie co do główki :D! moje postaćki zawsze głupkowate są tekże tego :D]

    OdpowiedzUsuń
  10. [To rzuć mi temat i coś wyskrobię.]

    OdpowiedzUsuń
  11. [ Ja uwielbiam :D
    Oczywiście, że kojarzę TEGO Laviego, jakby mogła nie kojarzyć ;) Prawda, nie myli ^^ ]

    Lavi.

    OdpowiedzUsuń
  12. [ Lavi z Lindą (mogę to tak zdrobnić? ;)) mogę się znać jeszcze ze szkoły, chociażby przelotnie (w tym momencie wciśnij sobie, co Lindsey mogła o nim myśleć). Lavi uważał że jest oryginałem, ot co, i lubił ją obserwować i przeżywał nawet fascynację jej osobą, bo strasznie mu się panienka Craven (lubię to nazwisko ;)) spodobała z manier, warto wspomnieć, że w końcu poznał kogoś kto też do quidditcha nie pała miłością ;) I po tym roku mogli na siebie nieoczekiwanie wpaść w miasteczku w Hogsmeade. Co myślisz? ;) Mile widziana korekta i zmiany ^^ ]

    Lavi.

    OdpowiedzUsuń
  13. [witam i o wątek pytam :)]
    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  14. [ Wybacz, że piszę dopiero z kilku godzinnym poślizgiem, ale oczywiście bardzo pomysł mi się podoba, nie wszyscy każdego muszą lubić, więc ładnie proszę drogą Rail o rozpoczęcie naszego, mam nadzieję, owocnego wątku. ;) ]

    Lavi.

    OdpowiedzUsuń
  15. [jako, że kiedyś takie wątki robiły furorę na starym h22 to proponuję standardowo - Wilson włóczy się nocą po zamku z racji tego, że przespał cały dzień no i natrafia na prefekta Ravenclawu - tutaj na scenę wchodzi Lindsey. Zaczniesz, proszę?]

    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  16. [jeżeli wg Ciebie to było gównem, to oto dowód, że zawsze może być gorzej]

    Co ten głupi ślizg robił na korytarzu po ciszy nocnej, kiedy wszystkie grzeczne dzieci idą spać? Oczywiście, dowodził, że nie jest grzecznym dzieckiem i że szuka kłopotów jak najsroższych. Z lochów było mu trudno się wydostać, bo wyjątkowo często czatował tam Filch, wypatrując uczniów, którzy ewentualnie chcieliby się wymknąć. Nic dziwnego, że przykładał do tego wielką uwagę - w życiu miał tylko tę szkołę jako dach nad głową i swoją zapchloną kotkę. Kiedy dostał się na pierwsze piętro, Wilson odstresował się zapalając papierosa i w ogóle tak szedł bezczelnie tym korytarzem, popalając i dmuchając śmierdzącymi kłębami w obrazy, które, przebudzone krokami czarodzieja budziły się. Niektóre jednak zapadły w sen przed ciszą nocną, a obraz starej kurtyzany był pusty, bo pewnie wypełniała swą powinność w nieswojej ramie.
    Ślizgon zaciągnął się raz jeszcze, w głowie mu wirowało, bo to nie był zwykły papieros - magiczny, można by rzec. A co sobie będzie odmawiał mugolskich wynalazków! Dreptał nieregularnie stawiając kroki, od czasu do czasu plątały mu się nogi, choć wcale nie biegł. Krukonkę spostrzegł i dosłyszał dopiero kiedy była tuż obok i gdy powiedziała coś do niego. Spojrzał w jej stronę nieprzytomnym wzrokiem, jakby lunatykował.
    -Która?- spytał głupio z lekkim uśmiechem zjaranego kolesia.
    Nie miał pojęcia która godzina była, z dormitorium wyszedł około jedenastej, ale włóczył się po tym samym piętrze dość długo, więc mogły upłynąć nawet dwie godziny. No i uznał za bardzo dziwne ze strony krukonki, że zadaje mu takie pytania, w dodatku w środku nocy. Jakaś pomylona, zebrało mu się w myślach.

    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  17. [On nie miał być uroczy, tylko zły i w ogóle chamski! ;D]

    OdpowiedzUsuń
  18. [Czemu cię nie kojarzę :<]
    Ramone

    OdpowiedzUsuń
  19. [Coś coś mam, ale o czym był wątek?XD]
    R.

    OdpowiedzUsuń
  20. [Tak coś myślałam, żeś miała Remusa, ale nie chciałam na dekla wychodzić XD]

    OdpowiedzUsuń
  21. [Rany, zapomniałam, że mam Ci odpowiedzieć coś. ^^' Przepraszam. No więc, wątek chcę, z wymyśleniem go może być gorzej. xd Dziś już na pewno nic sensownego nie wykminię. :<]

    OdpowiedzUsuń
  22. [Chcę XD Ale mama nie wróciła jeszcze z zebrania więc nie wiem, jak to będzie XDD]

    OdpowiedzUsuń
  23. [Ja liczę na cud >.> A pomysł to nie wiem, może się chociażby Tobiaszka przestraszyć i oskarżyć Ramcię o próbę morderstwa. Nie wieeem, nie myślę dziś.]

    OdpowiedzUsuń
  24. [O, może być xD Tylko żeby mu krzywdy nie zrobiła :<]

    OdpowiedzUsuń
  25. [ co z tym naszym wątkieeem :c?]

    OdpowiedzUsuń
  26. [ Nie mogę znaleźć mózgu. Pod łóżkiem nie ma, w szafie też nie. Mam nadzieję, że nie wrzuciłam do pralki, bo właśnie chodzi. A może ty go gdzieś widziałaś? NO WEŹ TYYY ]

    OdpowiedzUsuń
  27. [ Człowiek przytuliłby się nawet do jeża...
    Jak mi się to podoba :3333
    no a pomysł mi wpadł TERAZ do głowy, więc niebezpieczny jest, bo takie nocne pomysły to jakaś makabra! Tylko daj mi chwilę, musze się zebrać w sobie]

    OdpowiedzUsuń
  28. Przykre zajście miało miejsce pewnego popołudnia, gdy to chłopak nie odrobił pracy domowej dziesiąty raz z rzędu i nauczyciel wezwał go do siebie. Po długiej rozmowie zarządził on, iż jeśli nie podejmie kategorycznych rerstrykcji. Jedynym promykiem nadziei w tym cuchnącym bagnie było to, iż profesor zostawił mu prawo wyboru. Wiedział, że nie łatwo będzie się zdecydować, szczerze wolałby być zawieszony w prawach ucznia i siedzieć całe dnie w pokoju, aniżelu spotykać się z jakąś dupencją na korki. Cóż jednak miał począć, jeśli postawiono go w sytuacji aż tak podbramkowej? Niczym potulny piesek z podkulonym ogonem wyszedł z pokoju, w ręku niosąc pergamin z planem zajęć dodatowym. Masakra.
    Pierwsze, zapoznawsze korepetycje odbywały się w niedziele wieczorem. Wiadomo jak to w życiu bywa - weekendy rzecz ciężka do zniesienia dla przesiętnego nastolatka, zwłaszcza zniewolonego w zamku. Poużywał sobie więc chłopina tego i śmego, że latał pod sufitem, przemierzając dzikie kąty Hogwartu. Zajęło mu to dobre kilka godzin.
    Wróciwszy do swej sypialni, zapiał donośnie budzik, który namącił mu migreny w głowie. Która to była? Dziewiętnasta?
    DZIEWIĘTNASTA!
    Wrzucił na tyłek jakieś porządniejsze gacie i poczłapał na trzecie piętro, poszukując tam wyznaczonej sali, gdzie czekać miała "piękna dziewczyna", jak to opisywał dla zachęty nauczyciel.
    Ku jego szczęściu czy nieszczęściu, zażywane wcześniej środki znów zaczęły uderzać do głowy i nim młodzieniec się zorientował, obserwował wokół siebie strumienie opadających z murów szkoły gwiazd. I tak błądził dobre piętnaście minut od klasy do klasy, póki ktoś nie zaczął w jego stronę nawoływać w niezidentyfikowany sposób. Napuchnięte, nieprzytomne spojrzenie skierował na istotkę, po czym uśmiechnął się nieprzytomnie.
    W zasadzie wyglądał całkiem normalnie.

    OdpowiedzUsuń
  29. [Zmieniłaś zdjęcie :<]

    Czas między końcem lekcji, a początkiem obiadu był doskonały do zacieśniania i tak marnych relacji, więc tę godzinę Macnair zawsze spędzała na korytarzu rozmawiając z kolegami z klasy. I tak, płeć męska była tu przeważająca, ale bynajmniej dlatego, że z niej była jakaś podrzędna Femme Fatale, Gościnna w kroku Ramcia czy inna tego typu osobliwość. Nie, po prostu dziewczyny z jej rocznika w większości były tak tępe i głupie, że zazwyczaj pokojowo nastawiona do wszystkich dziewczyna miała ochotę rozszarpać im te puste, przesycone różem i perfumami twarze. Wolała więc gadać o quidditchu (w końcu była pałkarzem, więc nie była w tych tematach zielona), jedzeniu albo śmiać się do rozpuku ze słabych żartów z serii 'Wampir, troll i skrzat wchodzą do baru...'. Mniej ryły mózg.
    A Tobiasz był jej nieodłącznym towarzyszem, ba, nawet pomagał jej wdać się w łaski chłopców, którzy chyba sądzili, że dziewczyna z pająkiem to coś fajnego. Może, jednakże potem musiała ich zawieść, gdyż nie pozwalała im za nic w świecie brać go na ręce, ewentualnie od święta mogli pogłaskać go palcem, ale ogólnie był pod kloszem. Nie był kociakiem, którego pazury zostawiały tylko zadrapania, bo gdyby ich pogryzł to pewnie padliby w niecałą dobę, a jakoś nie widziało jej się użeranie z obwiniającymi ją o nieodpowiedzialność typkami.
    Jeden, jedyny raz straciła go z oczu, bo jeden z kolegów robił jakieś mugolskie sztuczki z kubkami i zbyt skupiła się na tym, gdzie jest kulka, zamiast na eskapadach swojego zwierzątka. I tym oto sposobem Tobi przeszedł z jej ramienia na gablotę z pucharami, a potem na ramię pani prefekt. Dopiero jej wrzask wyrwał Ramone z zamyślenia, choć potem i tak okazało się, że spudłowała.
    - Zrobisz mu krzywdę! - Zawołała oburzona widząc, jak Leander próbuje pozbyć się Tobiasza ze swoje szyi. Podeszła do niej, delikatnie zabrała pająka, umiejscowiła go na swoim ramieniu i zwróciła pełen pretensji wzrok na Craven. - Wiesz, że mógł cię ugryźć przez to darcie japy, umarłabyś i miałabym same problemy? Poza tym mogłaś wyrwać mu nogę! - O mało co nie tupnęła swoją, więc tylko sarknęła i skrzyżowała ramiona na piersiach.

    OdpowiedzUsuń
  30. Jesteś Mikołajem dla Audrey Vinson. Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  31. Lavi pozwolił, aby nogi same go prowadziły w głąb bezdroży Hogsemeade, które przestudiował już nie raz, ani dwa. Był zajęty. Pogrążony w swoich bezimiennych myślach, pogłębiony pośród kilku kartek, które przeglądał i mamrotał coś do siebie pod nosem. Coś, co tylko Stark mógł rozumieć. Nikt inny, bo tak naprawdę nikt inny nie miał bladego pojęcia o co Laviemu chodziło po głowie.
    Nagle stanął, rozejrzał się po niemalże bezludnej ulicy, nie licząc psa z kulawą nogą, który wybił w niego spojrzenie pełne wyrzuty i jakąś osóbkę wyglądającą przez okno. Zawsze nie mógł wyjść z podziwu, gdzie ci wszyscy ludzi podziewali się w takie dni jak te - chłodne, deszczowe, wietrze, tuż to w słoneczne i pogodne nie było gdzie wzorku podziać tak dużo było osób idących w pogoni za swoim własnym szczęściem i nieszczęściem.
    Wzruszył ramionami i szedł dalej, będąc pewnym, że i tak wszystkie drogi prowadzą do jednego tylko miejsca - Wrzeszczącej Chaty, atrakcji turystycznej dla wszystkich nowoprzybyłych czarodziei i czarodziejów, obiektu różnorakich dowcipów uczniaków z Hogawartu.
    W tym wirze zamyślenia, czasem nawet sprzecznych myśli, całkowicie zapomniał o całym świecie, pogrążającym się tylko tym dla siebie znanym, własnym, do którego jeszcze nikogo nie wpuścił. Nie kazał zdjąć płaszcza i nie wydał krótkiej, ale pewniej komendy "rozgość się", w tym którym mógł robi wszystko to, czego nie mógł robić w szarych realiach i wszystko to, co chciał robić. Jednak nawet wtedy, gdy tak szedł, nikomu nie przeszkadzając, nikomu nie wadząc, z nikim nie rozmawiając, zły i okrutny los sprowadził jego skromną osobą, niczym jawne fatum, na ziemię.
    Nie był świadom swojego nikczemnego czyny, który zdecydowanie nie świadczył dobrze o jego dobrym wychowanie. Ale czy któregokolwiek bezstresowe wychowanie było na tyle dobre, aby Lavi mógł się czuć mistrzem kindersztuby? Zdziwił się okropnie, gdy usłyszał ten rozgniewany, pełen wyrzutu głos. Uniósł głowę znad kartek i zamrugał parę razy oczyma. Czy aby na pewno te słowa były kierowane pod jego adresem? Zmarszczył brew.
    — Studiuję — odpowiedział spokojnie. Nie był zły. Uśmiechnął się delikatnie i pomachał w stronę pięknej (nie)znajomej kartkami, które nadal ściskał w ręku.

    [ Wybacz, że stosunkowo krótkie. Wybacz, że musiałaś tyle czekać. Dopadł mnie brak Wena i niemoc twórcza :( ]

    Lavi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ Oi, a dlaczego zmieniłaś te piękne zdjęcia? ;) Nie żeby takie nie było, kieruje mną czysta ciekawości, ofc ;) ]

      Usuń
  32. [No widzisz, teraz masz okazję.]

    Theodore

    OdpowiedzUsuń
  33. [Może coś podsunę, aczkolwiek wysokich lotów zapewne to nie będzie, bowiem ledwo dycham przez to przeziębienie. W każdym razie, może panicz Rochester będzie jak taki rzep u psiego ogona, który przyczepi się do Lindsey i będzie ją denerwował samą swoją obecnością? Znaczy, będzie tak łaził za nią już od ładnych kilku lat, więc można rzec, że teraz są jakby przyjaciółmi, a przynajmniej tak będzie twierdził Theo.]

    Theodore

    OdpowiedzUsuń
  34. [Mi też nie, więc witaj w klubie.]

    Theodore natomiast był przemiłym stworzeniem, który złościć się niestety nie umiał. Wróć, może inaczej. Owszem, umiał się złościć, ale nie na długo, bowiem już po dziesięciu minutach zapominał o co w ogóle poszło. Zazwyczaj po prostu szczerzył się do wszystkich jak głupi i irytował ich swoim szczeniackim zachowaniem. Jednym się to podobało, innych to wkurwiało, a on miał z tego niezłą radochę, a jakże! Szczególnie, że znalazł sobie kilka osób, którym szczególnie uwielbiał robić na złość. Wszyscy oczywiście przejawiali osobowość choleryka, łamaną przez osobowość flegmatyka, więc były to persony, które drażnił widok takiego radosnego Theosia, o co właśnie chodziło.
    Lindsey była właśnie jedną z takich osób, które były 'ofiarą' Theo. I to najdłużej, trzeba dodać, bowiem już od trzeciej klasy łaził za nią jak wierny pies i doprowadzał ją do szału, co było widać, słychać, a nawet i czuć. I choć minęło już sporo czasu, sytuacja wciąż się nie zmieniła, chociaż panicz Rochester twierdził, że trochę się zaprzyjaźnili, nawet jeżeli dziewczyna była przeciwnego zdania. On jednak wiedział swojego, koniec i kropka. A Lindsey mogła sobie udawać ile chciała. Uparte było z niej stworzenie, nie ma co. Ale i Theo nie był lepszy, to też trzeba przyznać.
    Biblioteka była całkowicie bezpiecznym miejscem, może właśnie dlatego Theo najczęściej się tam ukrywał. Wszakże żaden groźny Ślizgon tutaj nie wejdzie, aby na nim potrenować, bo po pierwsze - takie typy szerokim łukiem omijały tę część szkoły, a po drugie - było tutaj zbyt wiele świadków. Nic więc dziwnego, że i tego dnia się tam schował. I jakaż była to niespodzianka, gdy przy jednym ze stolików zauważył Lindsey! Z szerokim uśmiechem samozadowolenia wziął książkę, która była mu potrzebna i w kilka sekund znalazł się przy stoliku Gryfonki.
    -Jakże miło cię widzieć! - powiedział wesoło, bez pytania siadając na wolnym krześle, tuż naprzeciwko dziewczyny, która starała się chyba nie zwracać na niego uwagi.

    Theodore

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga