sobota, 17 listopada 2012

Outta my head!

Leander Wickham
17 lat 
Slytherin | klasa VII | obrońca


Za górami, za lasami... czyli jak to się stało, że Leander przyszedł na świat.
To była bardzo mroźna zima roku 2005. William Wickham siedział przy łóżku swojej żony Jane, która od godziny męczyła się z bolesnymi skurczami, dającymi im znać, że ich pierwszy (i jak się później okazało jedyny) syn właśnie postanowił przyjść na świat. Dwie minuty po północy, w dzień Bożego Narodzenia, dwudziestego piątego grudnia w Ambleside, z łona matki wyszedł Leander William Wickham, czysto krwisty potomek starego rodu czarodziejów. Był dzieckiem pięknym, rozpieszczanym i kochanym przez wszystkich... rodziców, dziadków, wujków, ciocie, kuzynów i kuzynki. Nic więc dziwnego, że stało się z niego niezłe ziółko. Trafiając do Hogwartu pewnym było, że Slytherin będzie miał w nim nowego ucznia. William nie brał pod uwagę możliwości, że mógłby trafić do innego domu, natomiast Jane, jak to matka, pocieszała jedenastoletniego wówczas Leandra, że nie ważne co zadecyduje Tiara Przydziału, ona i tak go będzie kochać. Oboje jednak byli dumni, dostając list od swojego jedynego syna, że jednak i on, podobnie jak rodzice trafił do Slytherinu, od tej pory będąc dumnym wychowankiem tego domu. 


Ogólnie to cię lubię, ale życia bym za ciebie nie oddał... czyli jaki właściwie jest Leander Wickham.
Nastolatek jakich z pozoru wiele na tym świecie. Lekkoduch, pełen młodzieńczej werwy, szalony, mający milion ryzykownych pomysłów, nie biorący życia na serio. Jako rozpieszczony jedynak i Ślizgon jednocześnie, cechuje się przebiegłością, chytrością i niezły z niego kombinator. Potrafi tak okręcić sprawę, że zawsze wychodzi ze wszystkiego bez winy. Cwaniaczek, który myśli, że tak na dobrą sprawę nikt nie może mu podskoczyć, a jak spróbuje to w pysk. Wyznaje świętą zasadę: "jestem panem samego siebie". Nigdy się nikomu nie podporządkowuje, nagminnie łamie szkolny regulamin, a kiedy ktokolwiek krzyczy na niego lub daje upomnienie, na jego ustach widnieje ironiczny uśmieszek. Mimo wszystko jest naprawdę duszą towarzystwa, pozytywny z niego chłopak, który potrafi rozbawić swoich znajomych. Często się uśmiecha, a jego uśmiech z reguły bywa zaraźliwy. Czasem nieprzyjemny, zwłaszcza jeśli ktoś zajdzie mu poważnie za skórę. Bez wahania posunie się do rękoczynów lub sięgnie po różdżkę i strzeli jakimś nieprzyjemnym zaklęciem. Nie ma przed tym najmniejszych oporów. Dżentelmen? Można powiedzieć, że tak. Przepuści dziewczynę w drzwiach i odsunie jej krzesło, chociaż to nie jest regułą. Raz będzie słodki jak cukierek, innym razem nieprzyjemny do granic możliwości. Jeśli chce, może być tak czarujący i uroczy, że ulegnie mu niemal każda dziewczyna. Zazwyczaj jednak ma bardzo oryginalny sposób podrywu, taki, który nie da żadnej dziewczynie o nim zapomnieć. Bez oporów wrzuci obiekt swoich skrywanych westchnień do basenu, innym razem "przypadkowo" ubrudzi ją tortem. Stonowany romantyk? Jak najbardziej. Ponadto stanowi idealny przykład frontmena, lidera grupy, przywódcy... posiada w sobie coś, dzięki czemu inni go słuchają, pragną naśladować, chcą należeć do jego paczki. Bardzo odważny, potrafiący poradzić sobie w nawet najbardziej skrajnych i niebezpiecznych sytuacjach. Gardzi tchórzostwem i jest głuchy na opinie, że tej jego odwadze wyjątkowo niewiele brakuje do "głupiego i niewartego świeczki ryzyka". Jeśli chce, może być egoistą, jeśli zapragnie stanie się dżentelmenem, gdy mu się to znudzi zacznie być chamski, a w najmniej spodziewanym momencie okaże ogromny altruizm, raz będzie kłamał jak z nut, by po chwili być szczery do granic możliwości. Leander - chłopak kameleon. 


Weź wyjdź, bo nie mogę się przy tobie skupić... czyli aparycja Leandra Wickhama
Bardzo urodziwy chłopak, tak, zaiste bardzo urodziwy. Jeśli ktoś zatrzyma na nim wzrok przez dłuższą chwilę, to zauważy, że ma krótkie włosy, czarne jak atrament. Oczy brązowe, pełne radosnych iskierek. Kiedy się szczerze i zaraźliwie uśmiecha, wokół oczu pojawiają mu się zmarszczki. Ma wyraźną, kwadratową szczękę, lekko pociągłą twarz. Usta są wydatne, szerokie, a kiedy wyciągają się w uśmiechu to odsłaniają rząd białych, równych zębów. Męskie brwi dopełniają wrażenie ciemnej karnacji. Skóra Leandra ma naturalny, oliwkowy kolor. Przechodząc wzrokiem nieco niżej, idzie zauważyć dokładnie jego wyraźne, szerokie ramiona, a następnie umięśniony brzuch. Ubiera się tak, jak lubi. Na lekcje zakłada obowiązujący w Hogwarcie mundurek, a popołudniami często nosi bojówki, czasem dżinsy, luźne koszulki, bokserki, bluzy, sporadycznie nawet koszule. Raz założy trampki, innym razem desanty. Jego ulubionym elementem garderoby jest czarna, skórzana kurtka. Na szyi widnieje mu czarny rzemyk z srebrnym wisiorkiem.


Ciekawość to pierwszy stopień do piekła... czyli wszystko to, o co można spytać Leandra Wickhama. 
Leander włada głogową różdżką, jedenastocalową, sztywną, z rdzeniem z włókna smoczego serca. Na piątym roku przekonał się, że jego patronusem jest wąż eskulapa. Bogin z kolei przedstawiał Leandra w otoczeniu martwych ciał najbliższych, uświadamiając mu tym samym, że nie ma głazu zamiast serca i że jest zdolny do kochania. Jako ciekawostkę można podać, że jest on wielkim fanem ciężkiej muzyki mugolskiej i jest to jedyne, co łączy go ze światem niemagicznym. Posiada puchacza o imieniu Balraam - imię to znalazł w jakiejś książce, kiedy miał dziesięć lat, a otrzymawszy od rodziców sowę tak właśnie postanowił go nazwać. Jest fanatykiem najpopularniejszej gry czarodziejów - quidditcha. Jego ulubionym graczem i idolem jest Józef Wroński - autor słynnego "zwodu Wrońskiego". Leander nienawidzi się uczyć, więc rzadko kiedy to robi, ale jest naprawdę zdolny więc mimo wszystko daje sobie radę. Spotkać go można na terenie całego Hogwartu, a także poza nim. Nie stroni od wszelkich imprez, kobiet, alkoholu, papierosów czy marihuany. Często przebywa w Pokoju Życzeń albo Pokoju Wspólnym. Przy sprzyjającej pogodzie okupuje boisko do quidditcha, gdzie lata na swojej Błyskawicy. Uwielbia Ognistą Whisky. Jego największą słabością i fetyszem jednocześnie jest dziewczyna przygryzająca wargę.



W skali od jeden do dziesięć... czyli jak cię widzą, tak cię piszą. 
"Dobry z niego chłopak, tylko czasami zanadto wybuchowy. W Hogwarcie bardzo się zmienił. Jako mały chłopiec był przesłodki. Teraz jednak stał się mężczyzną, bardzo przypomina mi Williama... " ~ Jane Wickham, matka

"Twardy z niego chłop! Wiedziałem, że Slytherin wyjdzie mu na dobre! Ma sporo za uszami, oczywiście, ale jestem z niego dumny! Mógłby się tylko więcej uczyć! Wtedy byłby synem idealnym!" ~ William Wickham, ojciec

"Raz widziałam jak się wkurzył... koszmar... Myślałam, że nas tam wszystkich pozabija! Uciekłam do dormitorium, ale i tak słyszałam jak się nadzierał. Osobiście wolę nie wchodzić mu w drogę..." ~ Lilith, Ślizgonka, klasa IV

"Spotykaliśmy się przez krótki czas. Na randkach był naprawdę uroczy, ale doskonale wiedziałam, że nie zawsze taki jest. Chociaż spławił mnie szybko i skutecznie, to mimo wszystko fajnie wspominam nasze spotkania." ~ Ellie, Ravenclaw, klasa VI

"Nieokrzesany i leniwy! Nie słucha na lekcjach, przeszkadza, bardzo trudno do niego dotrzeć, sprawia kłopoty! Młodsze dzieci boją się go. Moje wewnętrzne oko podpowiada mi, że źle się to dla niego skończy." ~ Nauczycielka wróżbiarstwa.

"Kocham go. Wspaniały, młody człowiek. Taki przystojny, taki wygadany. Jestem pewna, że nie ma kłopotów z dziewczętami! Moja siostra może być dumna z takiego syna!" ~ Zoe Beckett, ciocia

[Witam Was wszystkich! Tak, znacie mnie. Ogólnie rzecz biorąc karta to katastrofa, więc będę ją jeszcze multum razy poprawiać i udoskonalać. Na wątki jestem chętna, ale jakieś długie i ciekawe.  
Buźka: Mario Casas. <3
Opublikowałam nową kartę, bo tam miałam problem z rozpoznaniem "kto z kim, komu i co", więc pod tą kartą bardzo Was proszę piszcie od razu propozycję na relację, albo jeszcze lepiej wątek! To ułatwi nam współpracę.]

97 komentarzy:

  1. [no ja, myślałam że dłużej pobędę na głównej! xp W zamian domagam się wątku, który zaczniesz. xD Chyba, że cię Sky odstraszyła to nie trzeba. ^^]

    Sky

    OdpowiedzUsuń
  2. [Ja!Ja!Ja! Ja chcę wątek z romansem. Pliiiiis!(wybacz, odwala mi trochę xd]

    Audrey

    OdpowiedzUsuń
  3. [Jeeju! Audrey mnie wyprzedziła :C No dobra, do rzeczy. Hmm, ślizgon, jak Sky to wiesz, znać się muszą ^^ Może będą za sobą przepadać, co? xD]

    Sky

    OdpowiedzUsuń
  4. [Oczywiście, przyznaje kara musi być :P ale masz jakiś pomysł na powiązanie ?:)]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Co do romansa, to mogą być już w trakcie, ale często się rozstają(przez charakter Audrey) ale zawsze do siebie wracają i w ogóle?]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Zastanawiam się nad wątkiem, zastanawiam i myślę, aż wreszcie przyszło mi do głowy coś najbanalniejsze na świecie. Oboje mają dość wybuchowy charakter, oboje są w drużynach quidditcha i to jeszcze po przeciwnych stronach. Mógłby na przykład wątek zaczynać się od tego, jak on prowokuje ją na boisku, ona się na niego rzuca, przez co jego drużyna dostaje karniaka, a ona musi zejść z boiska i ma szlaban. Później będzie próbowała się na nim zemścić, a co dalej wyjdzie - zobaczymy. Co ty na to?]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Się witam! No i jak propozycje od razu chcesz to (o klękajcie narody, cud się wydarzył!) mam nawet takową. Skoro Leander łamie często regulamin, to również pewnie dostaje szlabany. Więc może jakiś nauczyciel, postanowił się wyręczyć Philippą, bo ona prefekt naczelny, aby chłopaka pilnowała? :) ]

    OdpowiedzUsuń
  8. [O pomysł dobry, Tilly pewnie będzie się go obawiać, ale jest okej ^^ Zobaczymy co z tego wyjdzie ;D ]

    Zaraz po zajęciach, po obiedzie, odrobieniu lekcji, napisaniu esejów i pobycie w bibliotece miała czas wolny. I w końcu nie spędzała go na czytaniu kolejnego tomiszcza. Zachęcona nikłymi promieniami słonecznymi wyszła na błonia ciesząc się jako taką pogodą. Delikatne promyki oświetlały jej twarz, a wiatr poruszał włosy. Chcąc nie chcąc musiała przyznać, że ten dzień był doskonały na dłuższy spacer po już brązowiejących błoniach szkolnych. Nie była wielce zaskoczona widząc wiele znajomych twarzy, uczniowie ponoć musieli odpoczywać od nauki, a to było najlepsze miejsce. Można by było przesiadywać godzinami ze znajomymi śmiejąc się rozmawiając i nie dbając o nic.
    Niestety nie każdą twarz dziewczyna chciała zobaczyć. Przed niektórymi osobnikami starała się chować, umknąć niczym mała szara myszka przed kotem. Ale ten kot był wytrwały i za każdym razem ją odnajdywał.
    -Alan... - zaczęła cicho, nawet wymawianie imion mężczyzn sprawiało jej nie lada kłopot. - Co... tu robisz? - spytała, bowiem słyszała, że Ślizgoni wolą przesiadywać w swoim pokoju wspólnym.

    OdpowiedzUsuń
  9. [Osobiście wolałabym oglądać się za Leanderem xD
    Zacznij, bo ja mam serial :D ]

    OdpowiedzUsuń
  10. [No, właśnie o taki układ mi chodziło ^^ Ej! Dałam pomysł, to ty zaczynasz, ale dooobra. Znaj moje dobre serce i napawaj się tym, że zaczęłam xD]

    Audrey była trudna w obyciu, to każdy wiedział. Miała swoje humorki i często wybuchała, kiedy coś nie szło po jej myśli. Niekiedy mogła nawet szczerze stwierdzić, że połowa, ba! Większość szkoły jej nie lubi i cieszyłaby się, gdyby Audrey coś się stało. A ona bardziej czerpała satysfakcję, niżeli płakała w poduszkę z tego powodu.
    Szła pewnym siebie krokiem korytarzami zamku, kierując się do szkolnej kuchni, w celu podkradnięcia kilku produktów spożywczych tym wszystkim skrzatom, by mieć później co jeść w nocy. Teraz częściej nie spała, bo na leki, które miała przypisane, jej organizm był na nie obojętny i musiała czymś się zająć w nocy, by nie zwariować, a nie chciała iść na tą chwilę do lekarza.
    Było już stosunkowo ciemno, więc musiała oświecać sobie drogę różdżką, by na nic nie wpaść. Na szczęście nikogo nie było, więc bezproblemowo weszła do kuchni, wzięła co miała wziąć i wróciła do dormitorium. Usiadła na łóżku, kładąc wszystkie swoje dobra przed sobą, kiedy usłyszała ciche pukanie, a potem ktoś wszedł i opadł ciężko obok niej.
    -Proszę wejść. Cześć, Leander. Miło cię widzieć.-mruknęła z sarkazmem, patrząc na niego i wepchnęła mu do buzi kawałek ciasta dyniowego.

    [Można, jak coś z tymi większymi uczuciami, że to on zaczął coś więcej czuć do Audrey, a ona to zauważała, ale nie przyjmowała tego do wiadomości, okej? ^^]

    OdpowiedzUsuń
  11. Sobota. Mecz Slytherin kontra Ravenclaw. Musieli wygrać, nie było innej opcji. Aislinn, jakkolwiek nie lubiła być w centrum zainteresowania, mecze traktowała niejako jak swój show, który raz na jakiś czas wybijał jej osobę ponad wszystko, by przez jeden dzień mogła się pławić w chwale, aby na następny dzień wszyscy mogli o niej znów zapomnieć.
    Wyszła z Wielkiej Sali z grzanką w ręku i nieomal zakrztusiła się nią, kiedy tłum Krukonów przed drzwiami zaczął klepać ją w plecy, by dodać jej otuchy.
    - Hej, hej, spokojnie, ptaszyny, nie ma tego złego, co by na dobre...
    Spojrzała na przechodzącego Leandra i urwała. Nie tak, żeby go nie lubiła. Po prostu sprawiał wrażenie gościa, który strasznie lubi działać jej na nerwy, a że ona była nerwowa, to szybko dawała się prowokować. Może by go nawet polubiła, gdyby poznała go lepiej, ale w zasadzie nigdy nie próbowała, bo po co. Co innego, że dobrze wyglądał w tych ochrania... Stop. Z godnością dojadła grzankę i uniosła rękę.
    - Wiecie co, jednak jest złe. I ja temu złemu skopię dzisiaj dupę. A co!
    Tłum zaczął wiwatować, a Aislinn z krzywym uśmieszkiem ruszyła do szatni Krukonów. It's showtime!

    Nie minęło dużo czasu, zanim wylecieli na boisko. Jak spodziewała się, niemal natychmiast był przy niej ten pałkarz. Zacisnęła zęby, spodziewając się jakiegoś tekstu w swoją stronę, jednocześnie całą uwagę skupiając na kaflu. Rzeczywiście, nie musiała długo czekać.
    - Coś dzisiaj w formie nie jesteś, Maleńka!
    Uniosła brew. Och, któż tu był nie w formie, Agent Provocateur?
    - I tylko na tyle cię stać, Słoneczko? Pokaż trochę więcej charakterku! - odkrzyknęła, po czym wykopała kafel ze środkowej pętli.

    OdpowiedzUsuń
  12. Sky należała raczej do typu osób skomplikowanych i przede wszystkim samolubnych. Nie zależało jej zbytnio na tym czy ktoś ją pokocha, czy ma przyjaciół, bo po co jej to w życiu? Aczkolwiek i tak miała przyjaciół, bo takie osóbki jak ona cholernie przyciągają inne osoby. I jedną z tych osób był Leander, jej przyjaciel. Czasami nawet przerażał ją fakt, że ona w ogóle ma przyjaciół, ale mniejsza z tym.
    Z nim nigdy się nie nudziła. Leander miał coś takiego w sobie, że przyciągało to również Sky. Można nawet uznać, że chłopak wiedział o niej wszystko. Jej to nawet pasowało. Nienawidziła tego uczucia kiedy ktoś usilnie próbował ją poznawać krok po kroku.
    Wracała właśnie z przechadzek po szkole z nadzieją, że stanie się coś ciekawego, coś co oderwie ją od nudy. I jej modlitwy zostały wysłuchane gdy do usłyszała dobrze znajomy głos. Na jej twarzy zawitał łobuzerski uśmieszek. Powoli się odwróciła, a gdy mogła już spojrzeć na chłopaka, skrzyżowała ręce na piersi.
    - Doprawdy? Może powiesz mi jakie? - spytała i uniosła do góru brew, a uśmieszek nie znikał z jej twarzy. Lubiła się z nim droczyć, sama nie wiedziała czemu, ale wprost to uwielbiała. Zresztą ona lubiła się z każdym droczyć, ale z nim to było całkiem co innego.

    Sky

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie była olśniewająca ani nawet ładna, była przeciętna. Tak śmiała twierdzić, bo własne odbicie w lustrze wydawało jej się mdłe, nijakie i niewarte zachodu. Fakt faktem, że krew jaka w niej krążyła nie mogła odebrać ani odrobinki urody, a wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej ją uwydatniała, lecz panienka Weasley była niezwykle krytyczna wobec samej siebie, jak i przepełniona wieloma, naprawdę wieloma kompleksami. Dominique Weasley nie dość, że była surowa wobec samej siebie, to jeszcze nie potrafiła dostrzec nawet odrobiny zainteresowania jej osobą, ze strony płci męskiej, bo niechęć pań od razu rzucała jej się w te lazurowe ślepia.
    Od jakiegoś czasu mogła już samodzielnie prowadzić lekcje, a nawet zasłużyła sobie na to by nikt nie patrzył jej na ręce. Czy można chcieć czegoś więcej gdy jest się stażystką?
    We wszystkie lekcje angażowała się całą sobą, poświęcała uwagę każdemu uczniowi z osobna, chociażby przez chwilę zaglądając mu przez ramię i szepcząc jakąś uwagę. Dzisiejszego dnia też tak było, choć może nie wszystkim zdołała pomóc. Była jednak zadowolona z efektów i kiedy lekcja dobiegła końca uśmiechając się delikatnie wróciła za biurko, podczas gdy wszyscy zbierali się do wyjścia. Przy okazji usłyszała jeszcze z ust uczniów ( oczywiście nie zauważyła, że tylko do tych płci męskiej) kilka przychylnych słów, które tylko sprawiły, że jej usta wykrzywiły się w jeszcze szerszy uśmiech. Teraz jednak musiała zająć się robotą papierkową, gdyż pod nieobecność pani Profesor za zadanie miała udokumentować cały przebieg lekcji. Nie interesując się zbytnio tym czy wszyscy już wyszli, rozsiadła się nieco wygodniej, założyła nogę na nogę, łokieć oparła na biurku, a głowę na dłoni, pozwalając by rude włosy opadły na jedną stronę i sięgnęła po pióro. Pech chciał, że jednak ktoś został i w momencie gdy sięgała w stronę kałamarzu ten ktoś się odezwał, przez co ręka poleciała nieco dalej, a niewielki pojemnik z atramentem przewrócił się i zalał biurko.
    - Cholera. - syknęła cichutko zabierając szybko wszystkie istotne dokumenty czy książki. - Och, naprawdę sobie nie poradzisz? - spogląda na chłopaka niebieskimi ślepiami i sięga po różdżkę, by jednym machnięciem pozbył się całej plamy. - To chyba źle o mnie świadczy, skoro nie potrafię tego wytłumaczyć. - oczywiście nie dopatruje się niczego innego w jego słowach niż swojej winy. Przeczesuje palcami długie włosy i wzdycha ciężko.- Sobota? Siedemnasta? Który uczeń gotowy jest poświęcić wolny dzień na dodatkowe zajęcia z zielarstwa? Ale dobrze, miałam już plany na sobotę chyba, że pan ślizgon jakoś wymknie się z zamku i zawędruje do wioski, nie mieszkam w zamku, więc w weekend raczej mnie tu nie znajdziesz.

    Dominique

    OdpowiedzUsuń
  14. [I znowu chcę wątka]

    OdpowiedzUsuń
  15. [Ja dalej chcę wątka, miewam że Ty też? :)]

    Zoya

    OdpowiedzUsuń
  16. [Ej, ja to chyba jednak chce wątka. Tak, ja to chyba jednak na pewno chcę wątka. Ty też chcesz?]

    Loveleen

    OdpowiedzUsuń
  17. [Ojeeeeej, Mario *,* Poza tym, bry wieczór i takie tam :D]

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  18. [Nie, nie mam, ale zawsze można coś wymyślić ^^ To tak... Jakieś kilka tygodni temu mogli pójść ze wspólnymi znajomymi na jakąś imprezę w Hogsmeade. Moją Herbatkę upili (dziwnie to zabrzmiało ._.), Leander też był trochę wstawiony i w którejś tam chwili, gdy zostali sam na sam, doszło między nimi do małego macanka. Następnego dnia, gdy Saga była już trzeźwa, żałowała tego co się stało i teraz stara się omijać go szerokim łukiem. Co ty na to? ^^]

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  19. [A mnie to wpadło do łba coś takiego, żeby sobie Leander za punkt honoru obrał uwieść cichą, niedostępną panię blondie ze Świńskiego Łba. Znaczy no, bo ja wiem, o! Założyłby się z kumplami, że ją tam na przykład przeleci albo co, bo powiedzmy któregoś tam razu gdzieś ją w Hogsmeade przyuważyli, a że ona tam mieszka, to ją widzą a widzą częściej coraz, umyślnie pojawiając się tam, gdzie ona. Ot, spodobała im się, bo ładna i poza zasięgiem, a i w ogóle inna, bo kto normalny siedzi w płaszczy vel. pelerynie i kapeluszu z szeroki rondem i gęsim piórem jak muszkieter z taniego filmu. I tak by sobie takich małych wielbicieli-prześladowców znalazła. A że Leander jest przekonany, że każdą może mieć, to się założył, że i Love zdobędzie. A ona go będzie ładnie spławiać, bo dla niej to w sumie dzieciak troszkę jeszcze. A może nie tylko co dzieciak, co po prostu nie jest nim zainteresowana. Bo mimo że ładny, to... no po prostu nie i o. A to by Leośka jeszcze bardziej stymulowało, irytowało wręcz, bo przecież jak ktoś może mu odmawiać? A nie wiem, potem to on się tam w niej zadurzyć może, znienawidzić czy cokolwiek tam chcesz. Zobaczy się, jak to się dalej potoczy. :D]

    Loveleen

    OdpowiedzUsuń
  20. Samo zainteresowanie jej osobą przez tego chłopaka nie było jej na rękę, a już wiadomość, że każdy w szkole o tym wiedział doprowadzało ją niemal do szaleństwa. A przecież miała być niewidoczna do samego końca, miała być odbierana jako ta kujonka, bądź dziwaczka siedząca ciągle nad książkami. Ale właśnie... Leander zwrócił na nią uwagę, przez niego inne osoby też. Ślizgoni mierzyli ją, zaczepiali, Ślizgonki groziły i nagabywały. Walczyła z tym, a unikanie chłopaka robiło się męczące.
    -Och.. tak, właśnie. - speszyła się nieco. Jego odpowiedź była zaskakująco prosta, a jej pytanie wydało się głupie. - Ja również przyszłam odpocząć. - spuściła wzrok, co było proste.
    Nie musiała się obawiać, że coś zauważy. Była niska i zawsze patrzyła się na czubki butów. A w tej chwili czuła przeogromną chęć ucieczki z błoni. Bowiem domyślała się, że teraz każdy uczeń patrzył się na nich.

    OdpowiedzUsuń
  21. Przez całe swoje życie musiała konkurować z idealną, zgrabną, olśniewająco piękną siostrą, która zauroczyła nie jednego ani nie dwóch mężczyzn. To zawsze w okół Victoire kręciły się tłumy, podczas gdy Dominique w tym czasie samotnie ukrywała się w cieniu. Nawet teraz uczniowie robili różne głupoty byleby trafić w ręce ślicznej pani pielęgniarki. A ona prawdopodobnie wszystkich odpędzała, jak wszystkie nauczycielki. Ale przynajmniej robiła to co kochała, spełniała się w jakiś sposób przekazując wiedzę, którą sama, dzięki rzetelnej, ciężkiej pracy zdobyła. Jednak tak było dobrze, musiało być, nie powinna narzekać, jęczeć i się skarżyć, przecież nie miała na co. A jak zacznie to robić, to jeszcze ktoś tam na górze się na niej zemści za takie ładne podziękowania.
    Mogła więc łudzić się tylko, że uczniowie jako tako jej słuchali i nie jęczeli na nią w dormitoriach porównując do ropuchy, jak ona niegdyś czyniła.
    Odetchnęła z ulgą widząc, że nic się nie poplamiło i odłożyła wszystko na bezpieczne miejsce, by wówczas już na spokojnie spojrzeć na młodego Ślizgona. Był przystojny, zapewne większość dziewczyn się za nim uganiało, a i ona gdyby była w jego wieku pewnie też by wodziła maślanym wzrokiem za jego osobą.
    Uśmiecha się do niego delikatnie, zupełnie szczerze, gości on nawet w jej niebieskich oczach, w których gdyby się chciało można by utonąć. Jedyna rzecz jaka łączy ją z matką czy siostrą, taka malutka.
    - Cieszę się, że tak sądzisz. I dobrze, jeśli chcesz zrobić małą, szybką powtórkę materiału i uzupełnienie brakujących wiadomości to mogę poświęcić Ci jeden wieczór.- chwyta za swoją torbę zawieszoną na oparciu krzesła i wkłada do niej kilka kartek. Skończyła już lekcje, mogła więc spokojnie udać się do zamku. Obchodzi więc biurko, mija chłopaka i poniekąd tym samym nakazuje mu aby szedł za nią. - Znasz jakieś ustronne miejsce w wiosce? Gospoda pod świńskim łbem chyba nie jest odpowiednim miejscem na korepetycje, prawda? - takie miejsca jak ta podrzędna gospoda są dla niej idealne, przynajmniej ona tak twierdzi. Już jako uczennica się tam zapuszczała i tak pozostało do dziś. Raczej nie przepada za Trzema miotłami czy uroczymi kawiarenkami, gdzie roi się od zakochanych par.

    Dominique

    OdpowiedzUsuń
  22. Niech wszyscy umrą. I pomyśleć, że w wakacje tak się cieszyła. Taka dumna była. No po prostu rodzice i bracia do dzisiaj się z niej śmieją, z tego kiedy puszyła się jak paw przed resztą rodziny.
    Prefekt naczelny - taki ktoś od wykonywania brudnej roboty i prowadzania wszystkich za rączkę. Czasem miała wrażenie, że bez tej dwójki, szkoła by się zawaliła. Prefekci okazali się być nieokiełznaną grupką, w której każdy chciał działać jak chciał i trzeba było nad nimi zapanować. Poza tym nauczyciele zwalali na naczelnych masę roboty, jak na przykład pilnowanie uczniów podczas szlabanów, bo w końcu oni mają "bardzo ważne sprawy, nie cierpiące zwłoki". Zwłoki to ona im pokaże. Rok szkolny się dopiero rozkręcał, a ona już łaziła zmęczona ciągle. I jeszcze te owutemy...
    Więc okazało się, iż pilnować miała tym razem Leandera Wickhama. Podobno trudny przypadek, niereformowalny. Miała dziwne wrażenie, że nauczyciele pokładali w niej jakieś nadzieje. Dobre sobie. Nie miała zamiaru nikogo nawracać.
    Ślizgona znała przelotnie. Byli na tym samym roku, w końcu. Jednak chyba nigdy z nim nie rozmawiała, a przynajmniej nie przypominała sobie takiej sytuacji. No i przy okazji jeszcze koleżanki ostrzegały Phil przed nim tak ogólnie, jednak jak to z nią bywa, nie wzięła sobie rad do serca. Bo po cóż?
    Wyszła spokojnie, nie spiesząc się, z Wielkiej Sali. Ślizgon ją zaskoczył pojawiając się tak nagle.
    - Na to wygląda - odpowiedziała, wzruszając ramionami. Przyjrzała mu się uważnie. No dobrze, był przystojny. I tyle mogła stwierdzić. - Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko i nie zrobisz mi z życia piekła, czy czegoś tam... - dodała przezornie. Takie groźby już słyszała.

    OdpowiedzUsuń
  23. [nie jestem pewna, a nie lubię zgadywać...:P]

    OdpowiedzUsuń
  24. [yep, Connie <3 my się chyba znamy prawda? :D]

    OdpowiedzUsuń
  25. [tak myślałam, że skądś znam ten styl pisania karty :D siemanko :D stare onetowskie czasy, fajnie coś powspominać, co nie? ;p
    wącimy zaraz of course ;d]

    OdpowiedzUsuń
  26. [pan z ładną mordką, któremu pani nauczycielka trochę odpuszcza wybryki? xD coś śmiesznego najlepiej :D]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [albo pseudoflirt xD Boże co ja mam za pomysły dzisiaj XD]

      Usuń
  27. Leander był..Był przystojnym, młodym mężczyzną, dla którego zapewne straciłaby głowę jeszcze jako uczennica. Ale pewne wydarzenia zmieniły ją i jej podejście do mężczyzn. Dlatego teraz patrzyła na niego tylko i wyłącznie jak na ucznia, który potrzebuje pomocy. Nie była w stanie doszukać się w jego propozycji drugiego dnia, bo przecież powodu do istnienia takiego nie było, a raczej być nie powinno. A że dobra z niej była osóbka, to nie trudno ją było przekonać do pomocy. Tak, święta Dominique Weasley. Matka Teresa z Muszelki.
    Świński Łeb nie wydaje jej się odpowiedni, jednak kiwa głową potulnie.
    - W takim razie niech będzie. - odpowiada mu na pożegnanie i odchodzi w stronę zamku, oczywiście, tradycyjnie zahaczając przy okazji o chatkę Gajowego. Ma nadzieje, że te korepetycje nie przeciągnął się do nie wiadomo której godziny, ma nadzieje, że będzie jeszcze mogła się napić. Bo sobota jest dniem gdy ona brata się z Ognistą Whiskey, a niedziela dniem, w którym leczy kaca by już następnego dnia pojawić się w pełni sił w szkole. Nie ma przecież zamiaru zrezygnować ze swojej tradycji dla jakiegoś ucznia.
    Sobota nadeszła w miarę szybko, a ona niemal zdążyła już zapomnieć o tym spotkaniu, jednak, wciąż gdzieś jej świtało w główce, więc nieco spóźniona stawiła się w tej podrzędnej, nieciekawej knajpie, gdzie ze wszystkimi była na ty.
    Już zaraz po przekroczeniu progu chłopak rzucił jej się w oczy, jednak nim podeszła do niego, musiała zaliczyć bar, by zamówić sobie szklaneczkę bursztynowego płynu. Dopiero z nią w dłoni może podejść do stolika, postawić ją na nim i opaść na siedzenie obok niego, w między czasie zdejmując z siebie płaszcz i pozostając jak zwykle w mało kobiecym zestawie w formie przylegających do nóg spodni i za dużej koszulce znanego, mugolskiego zespołu, pod którym jej drobne ciało niemal tonie.
    - To z czym taka zdolna i urocza ślizgońska bestia ma problem? Hm? - pyta wreszcie i unosi przy tym jedną brew, niemal świdrując go swoim wzrokiem, a w jej lazurowych tęczówkach czają się rozbawione i nieco łobuzerskie iskierki.

    Dominique

    OdpowiedzUsuń
  28. [<3<3<3<3<3<3 You know how much I love, don't you? <3]

    OdpowiedzUsuń
  29. [Ojejciu, a co w niej takiego fajnego jest, co? :) Mogę liczyć na to, że zaczniesz? Właśnie próbuję ogarnąć geografię i włoski, i wiesz... nie za bardzo mam czas i pomysł na początek, ale myślę że pamiętasz ich relacje, które Ci wysłałam?]

    Zoya

    OdpowiedzUsuń
  30. Phil chciała tylko wykonywać w spokoju swoje obowiązki, które zaczynały już ją przemęczać. Nie miała zamiaru notować każdego jego słowa, a później skrzętnie nauczycielom relacjonować, co takiego chłopak mówił na ich temat czy jakikolwiek inny.
    Spojrzała na niego unosząc brwi.
    - Mam dopilnować byś nie wpadał w kłopoty, chociaż raz w życiu odrobił lekcje i by pierwszoroczni nie drżeli na twój widok. Ach, no i masz dzisiaj, jutro i pojutrze szlaban, a potem daję ci spokój - odpowiedziała spokojnie. - Notatek nie będzie. Przynajmniej nie spodziewam się - dodała po chwili.
    No i przy okazji miała go cicho reformować, by zachowywał się jakoś nie tylko przez ten weekend, ale też później. Przynajmniej tak ją ładnie poprosił opiekun Slytherinu. Phil jednak szczerze wątpiła w swoje umiejętności perswazji, więc pewnie będzie miała bardzo zajęty weekend i później już będzie się starać zapomnieć o sprawie, gdy usłyszy o kolejnym szlabanie Leandera.
    - Więc nie masz się raczej z czego cieszyć - powiedziała. - Dzisiaj będziesz szorował wszystkie trofea w Izbie Pamięci. Jutro pewnie też. A jak się nie wyrobisz, to też pojutrze. Jak się wyrobisz, to dostaniesz jeszcze jakieś ciekawe zadania. Nauczyciele mają dużo pomysłów na szlabany ostatnio... - westchnęła.
    Patrzył się na nią. Ciągle się patrzył. Nie mógł patrzeć gdzie indziej? Nie lubiła jak się na nią długo patrzono.

    OdpowiedzUsuń
  31. [ale tej ej... dlaczego nie ma Paulo? Myślałam, żeś się do niego przywiązała bardzo:P]

    OdpowiedzUsuń
  32. [Gut, cieszę się, że się spodobało. Jeśli o mnie idzie, to z zaczęciem ciężko, bo na mnie jeszcze historia czeka, ale jak naprawdę bardzo mocno nie dasz rady, to MOŻE mi uda się coś wyklecić. ;)]

    Loveleen

    OdpowiedzUsuń
  33. Uniosła brew, słysząc jego komentarz, jednocześnie uśmiechając się nieznacznie pod nosem. Cóż, Wickham nie mógł wiedzieć, że Aislinn poniekąd go podziwiała, chociaż nie była w stanie przyznać się do tego nawet przed sobą. Był wredny, a jednocześnie inteligentny, potrafił odgryźć się jej na miliony sposobów, o których by nie pomyślała, zmuszając ją do myślenia. No i chociaż była wybuchowa, on jeszcze nie doprowadził jej do tego, by miała ochotę czymś w niego rzucić - a to był wyczyn na skalę... Hogwartu.
    - Uwierz mi, że wolałabym wyczyścić nos trolla jaskiniowego własną różdżką, niż pójść z tobą do łóżka, Wickham! - odkrzyknęła radośnie.
    Wbiła wzrok w ścigających, którzy zbliżali się do jej pętli, jednocześnie zerkając co jakiś czas na Leandra, żeby nie dostać tłuczkiem, który właśnie szybował w dość szybkim tempie w stronę jego głowy.
    Zanosiło się na dobry mecz, pasjonujący. Jednak jeżeli Wickham dalej będzie tu sterczał, nie mogła ręczyć za siebie. Był dość... Irytujący.

    OdpowiedzUsuń
  34. [za wysłanie mojego kochanego Paulo na emeryturę kara musi być! Wątek zaczynasz albo pomysł rzuć:P]

    OdpowiedzUsuń
  35. [Buuu, kiepsko. :( No nic, weź mi powiedz, gdzie zaczynamy, podrzuć miejsca, a może coś do przyszłej niedzieli wykombinuję.]

    Loveleen

    OdpowiedzUsuń
  36. Nie, nigdy nie miała zamiaru zakochać się, a nawet zadurzyć w uczniu. To było całkowicie nie na miejscu, pozbawione najmniejszego sensu, poniekąd nawet śmieszne. Nie miała więc zamiaru tracić głowy dla kogoś takiego jak on. Ale często los płata nam różne figle i na zamiarach tylko się kończy. Bo ten chłopak miał w sobie coś, co przyciągało do niego kobiety, nawet ją, choć oczywiście nie była w stanie przyznać się do tego nawet przed samą sobą. Żyła więc sobie święcie przekonana, że żaden mężczyzna, zwłaszcza młodszy nie sprawi, że straci dla niego głowę i znowu zacznie wierzyć w idee relacji damsko-męskich.
    Usiadła nieco wygodniej, założyła nogę na nogę i zebrała swe długie, rude i lekko falowane kosmyki, by upiąć je następnie dość niedbale. Nie chciała przecież by niesforne pasma wpadały jej do oczu podczas nauki z tym młodym człowiekiem. Młody człowiek, młody mężczyzna, jeszcze dziecko, choć tylko trzy lata młodszy. Tylko w takich kategoriach pozwalała sobie myśleć o tym Ślizgonie, który właśnie próbował przewiercić ją swym intensywnym spojrzeniem na wylot. Nim jednak ponownie podejmie głos sięga po szklankę i upija z niej dość spory łyk. Jest już wprawiona, nie krzywi się nawet jak zrobiłaby większość dziewcząt w jej wieku. Och jak to poważnie brzmi, dwudziestolatka z bagażem doświadczeń na temat picia whiskey.
    - Czyli mniej więcej nie rozumiesz lekcji, które prowadziłam ja. Och to nie świadczy chyba o mnie dobrze? Zresztą ja nie wiem, odkąd się pojawiłam wasze skupienie na lekcjach okropnie spada. Czy jestem aż taka zła, że nie da się mnie nawet słuchać? - z jej ust wygiętych w delikatnych, aczkolwiek uroczym uśmiechu pada pytanie, na które niekoniecznie chciałaby poznać odpowiedź. Lepiej żyć w przekonaniu, że wszystko robi się dobrze niżeli poznać okrutną prawdę. - Nie mam nic przeciwko temu jeśli jesteś pełnoletni, nie chcę być potem posądzona o rozpijanie chłopców.- przechyla lekko głowę, uśmiecha się słodko, przyciąga wzrok kilku mężczyzn siedzących przy sąsiednich stolikach, ale to nic. Zdążyli przywyknąć, że mogą tylko patrzeć, znają ją już przecież, na nic więcej liczyć nie mogą. - Piwo kremowe jest dla dzieci. Bez obrazy. - wskazuje na butelkę, już pustą, która jeszcze stoi na stoliku, oczywiście, nie ma zamiaru obrazić go takim stwierdzeniem. - W takim razie panie Wickham. Masz przy sobie jakieś książki czy notatki?

    Dominique

    OdpowiedzUsuń
  37. Rude włosy zafalowały, kiedy zakręciła nieomal w miejscu przed prawą pętlą, odbijając witkami kafel prosto w ręce ścigającego ze swojej drużyny. Słysząc oklaski z trybun, wybiła się lekko i stanęła na miotle, kłaniając się lekko, po czym natychmiast na niej usiadła, robiąc szybką pętlę dookoła obręczy.
    Kiedy Leander podleciał ponownie, obdarzyła go przeuroczym uśmiechem, zakładając szafirowe kosmyki za ucho.
    - I love you, I need you, oh babe, oh babe! - zawołała w jego kierunku z drwiącym uśmieszkiem, teatralnie przykładając dłoń do piersi.
    Przez moment uważnie obserwowała akcję na środku boiska, ale kiedy ponownie przeniosła się pod obręcze przeciwników, podleciała nieco bliżej Leandra.
    - Niestety, moja miłość do ciebie jest po prostu tragiczna... Zupełnie jak twoja fryzura, Słoneczko.
    Przesłała mu całusa, wracając do swoich pętli. Był niezły. Był naprawdę niezły. I zabawny, przynajmniej póki co.

    OdpowiedzUsuń
  38. Miał racje, nie miała pojęcia jak go nakręca. Nie była świadoma tego jak faceci reagują na jej unikanie. A to przecież było jak płachta na byka, bo jaki facet zniósłby odtrącenie. I rzeczywiście nie było jej na rękę. Nie przyzwyczajona do tego, że ktoś na nią patrzy czy też wymawia imię, bądź po prostu o niej plotkuje. Przecież była cichą myszką, której nikt nie miał widzieć. A do niedawna niektórzy nie wiedzieli, że istnieje ktoś taki jak Tilly Wright. Po jego słowach poczuła, że policzki zaczęły ją piec i zaraz zrobi się czerwona.
    -Byleby jak najdalej od tych wszystkich ludzi. - mruknęła cicho. Chłopak musiał wytężyć słuch, żeby zrozumieć co tam mamrotała pod nosem. -Idziemy? - spytała unosząc nieznacznie głowę do góry.
    Nie wiedzieć czemu wolała iść, nawet z nim, gdziekolwiek tylko żeby Ci "widzowie" nie mogli na nią patrzeć, ani osądzać, ani... no po prostu chciała od nich uciec. Tilly do tego nieświadomie dostarczała soczystych plotek. W końcu była chyba pierwszą dziewczyną, która nie leciała na niego.

    OdpowiedzUsuń
  39. [po pierwsze - JAK JA SIE MAM PRZYZWYCZAIC DO TEGO NOWEGO IMIENIA, JA SIE PYTAM!? Po drugie - zyj, wstawaj, nie padaj, nie ma powodu!, tworz mi tu sliczne piekne, acz z deka popierdzielone powiazanka - wprawdzie do trzech razy sztuka, ale wykorzystac sie tym razem nie dam, ot co! <3 wlasnie mialam pisac, ze jestem, a Ty mi tu taki zaciesz robisz. :3 watek ma byc, watek! <333 Chociaz widzisz to tak jasno jak ja, ze Oni to ogien i woda kompletne sa? Niepasuja do siebie pod dokladnie kazdym wzgledem. Tym ciekawiej, tym ciekawieeej. <33]

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  40. Spojrzała na niego zdziwiona z lekka, chociaż pewnie powinna się była tego spodziewać. Właściwie ona też by bardzo chciała, żeby ten szlaban mu odpuścić, bo pewnie wtedy by nawet nie została poproszona o nadzór, jako że pomysł z łażeniem za nim przez trzy dni powstał trochę później, w trakcie rozmowy z nauczycielem.
    - Uwierz mi, bardzo bym chciała ci pomóc, a także sobie przy okazji, no ale... - Wzruszyła ramionami.
    Nie mogła nic zrobić. Wiedziała o tym, bowiem już próbowała. Delikatnie oczywiście. Jakoś owe "wpływy" musiała sobie zdobyć. Z natury była grzecznym dzieckiem, więc za bardzo nie protestowała, bo i odmawiać nie potrafiła za bardzo. Jednak nawet wtedy starała się jakoś wyperswadować, by przynajmniej szlaban skrócić... no ale nie. Nie miała pojęcia czym sobie Leander tak naskrobał, a może to już po prostu za całokształt tak mu się oberwało. Chociaż słyszała o gorszych szlabanach. Niech się cieszy, że nie będzie musiał szorować kibli na całym drugim piętrze, tylko trofea.
    No cóż, nie lubiła. Nie tyle chodziło o to, że ją to peszyło, bo raczej nie czuła się zakłopotana. Tylko ją to irytowało, tak lekko. Bo ona to i tak spokojna osoba jest. A fakt, że Leander potrafił ją z lekka zirytować to już cud.

    OdpowiedzUsuń
  41. [ej niech będzie tak śmiesznie, że on będzie udawał przed swoimi kumplami jaki to on nie jest zarąbisty, a jak tylko się pojawi Susan to sam nie wie co ze sobą zrobić, ją to strasznie bawi, ale z drugiej strony całkiem jej pochlebia... czyli no tak jak zawsze:P]

    OdpowiedzUsuń
  42. [no bo to jest Zuzia no:P ja też ją uwielbiam, prawie tak samo bardzo jak Paulo, tudzież jego alter ego:P]
    Odkąd Susan zaczęła uczyć w Hogwarcie bardzo szybko przekonała się, że wcale nie tak łatwo jest NIE MIEĆ ulubieńców. I nawet ona, zwykle tak sprawiedliwa, wyrozumiała i tak dalej, miała wśród swoich uczniów takie osoby, którym nie potrafiła się oprzeć. Tak po prostu. Co prawda robiła wszystko, by nikt tego nie zauważył i nawet jej to bardzo dobrze wychodziło (nikt się jeszcze nie skarżył, że profesor Cage potraktowała kogoś niesprawiedliwie), ale ona sama wiedziała, jaka jest prawda. Doskonale zdawała sobie sprawę, kto jest w stanie załatwić sobie u niej prawie wszystko, jeśli tylko się postara. A Susan lubiła tak zwanych "niegrzecznych chłopców".
    Właśnie tak. Panna Cage należała do tego typu nietypowych nauczycieli, których nudzili wybitni, wiecznie ułożeni uczniowie wypowiadający się elokwentnie na każdy temat. Nudzili ją Ci, którzy pilnie jej słuchali i notowali każde jej słowo... Ona wolała tych rozwalonych niedbale w ostatniej ławce, szepczących pomiędzy sobą żarty mniej lub bardziej sprośne, poświęcający swoje popołudnia na wypady do Hogsmeade niż na odrabianie prac domowych, a wieczory na modlitwy, żeby "tym razem się udało".
    Królem jej ulubieńców był Leander Wickham.
    Nie było dnia, żeby jego imię nie było wypowiedziane przez kogoś z jego otoczenia z frustracją - albo był to jakiś nauczyciel, albo jakaś beznadziejnie porzucona przez niego dziewczyna, albo w ogóle ktokolwiek inny. A ona, Susan, zawsze się wtedy uśmiechała, choć sama do końca nie wiedziała dlaczego.

    - No. To teraz do roboty - rzuciła hasło klasie i strzepnęła resztki kredy z palców. Uśmiechnęła się szeroko na widok podniesionych z blatu w tym samym momencie różdżek. Jedna została na pulpicie. Różdżka Leandre'a Wickhama, który wpatrywał się przed siebie nieobecnym wzrokiem. Susan przygryzła wargę, by się nie roześmiać. Na pewno wczoraj ostro zabalowali, "melanż ich poniósł" i teraz nasz ukochany Ślizgon tak średnio ogarnia. Żeby było zabawniej postanowiła do niego podejść.
    - Może mogę Ci jakoś pomóc, Leandrze Wickhamie? - spytała rozbawionym tonem stając tuż obok niego i pochylając się nieznacznie w jego stronę. Udawała, że nie słyszy pogwizdywań i chichotów kolegów z sąsiednich ławek, których z pewnością (tak przynajmniej twierdziła)również musiał rozbawić widok tak nieogarniającego przywódcy stada.

    OdpowiedzUsuń
  43. Według niej nie było to dziwne. Nie patrzyła na płeć przeciwną pod tym względem. Zresztą w ogóle mało zwracała na nich uwagę. Dziwiła się więc, że uczennice Hogwartu tak bardzo dbają o to jak wyglądają żeby podobać się chłopcom. Tak samo jak nie zwracała uwagi na wygląd uczniów, bardziej interesował ją charakter niźli aparycja.
    Ruszyła za nim wolnym krokiem wdzięczna, że wybrał miejsce odosobnione, gdzie nikt nie będzie się na nich patrzył. Aczkolwiek obawiała się, że będzie z nim sam na sam. Miała nadzieję, że jednak nie był tego typu facetem, co to się rzuca na bezbronne dziewczyny. W przeciwieństwie do panny Wright on był głośny, z pewnością dużo gadał i na pewno nie był skromny. Zaufaniem nie darzyła większości ludzi i nikt nie poznał jej od tej "ciekawszej", o ile ją posiada, strony. A i owszem plotki słyszała, nie wierzyła, a przynajmniej starała się nie wierzyć w ich formę. Była pewna, że każdy człowiek ma w sobie jakieś tam dobro, i Leander na pewno też.
    -Więc... - zaczęła, gdy cisza stawała się zbyt krępująca. Wzrok od razu opadł na czubki butów, a włosy zasłoniły twarz.- Miałeś do mnie jakąś konkretną sprawę?

    OdpowiedzUsuń
  44. Tym razem słysząc jego komentarz, zaczerwieniła się nieco, a kosmyki w grzywce przybrały barwę królewskiej purpury. Przez moment nie była pewna, dlaczego właściwie tak zareagowała. Nie powiedział przecież nic takiego szczególnego, a ona słyszała już w jego wykonaniu lepsze docinki.
    No dobrze, może to były te fantazje, które snuł. Nieco surrealistyczne, ale w sumie z drugiej strony, to niby dlaczego? Bo był wredny, był Ślizgonem i miała czasami ochotę rozbić mu doniczkę na głowie? Był całkiem przysto...
    Ohoho, nie, nie, moja panno. Nie będziesz sobie pozwalała nawet na myślenie o tym Ślizgońskim wężyku w inny sposób, niż właśnie jak o Ślizgońskim wężyku. Na pewno jest wredny i żartuje sobie, większość chłopaków w końcu traktuje ją jak jedną z nich. Pozbieraj się do kupy i zachowuj, jak na inteligentną Krukonkę przystało.
    I w ogóle jak on może mówić takie rzeczy na boisku? Co z tego, że nikt inny nie słyszy? Czerwona jeszcze bardziej, spojrzała na niego ze złością, zdmuchując z twarzy teraz już jaskrawo czerwone kosmyki.
    - W twoich snach - syknęła odzywkę, która była równie beznadziejna, jak jej aktualny wygląd.
    Przez co była jeszcze bardziej wściekła.

    OdpowiedzUsuń
  45. [No, właśnie o taki układ mi chodziło ^^ Ej! Dałam pomysł, to ty zaczynasz, ale dooobra. Znaj moje dobre serce i napawaj się tym, że zaczęłam xD]

    Audrey była trudna w obyciu, to każdy wiedział. Miała swoje humorki i często wybuchała, kiedy coś nie szło po jej myśli. Niekiedy mogła nawet szczerze stwierdzić, że połowa, ba! Większość szkoły jej nie lubi i cieszyłaby się, gdyby Audrey coś się stało. A ona bardziej czerpała satysfakcję, niżeli płakała w poduszkę z tego powodu.
    Szła pewnym siebie krokiem korytarzami zamku, kierując się do szkolnej kuchni, w celu podkradnięcia kilku produktów spożywczych tym wszystkim skrzatom, by mieć później co jeść w nocy. Teraz częściej nie spała, bo na leki, które miała przypisane, jej organizm był na nie obojętny i musiała czymś się zająć w nocy, by nie zwariować, a nie chciała iść na tą chwilę do lekarza.
    Było już stosunkowo ciemno, więc musiała oświecać sobie drogę różdżką, by na nic nie wpaść. Na szczęście nikogo nie było, więc bezproblemowo weszła do kuchni, wzięła co miała wziąć i wróciła do dormitorium. Usiadła na łóżku, kładąc wszystkie swoje dobra przed sobą, kiedy usłyszała ciche pukanie, a potem ktoś wszedł i opadł ciężko obok niej.
    -Proszę wejść. Cześć, Leander. Miło cię widzieć.-mruknęła z sarkazmem, patrząc na niego i wepchnęła mu do buzi kawałek ciasta dyniowego.

    [Wysyłam jeszcze raz, bo chyba mnie pominięto ;C]

    Audrey.

    OdpowiedzUsuń
  46. Oprócz czwartków uwielbiała zdecydowanie soboty. Ale kto ich nie lubi?! Każdy zdecydowanie bardziej woli odpoczywać, niż dusić się w klasie, uczyć czy cokolwiek innego. Ot, można iść na przykład do pobliskiej wioski i zamiast pójść do cukierni, jak się planowało, skończyć w barze ze szklanką whiskey w ręku. Nic trudnego.
    I właśnie tak Wärd spędzała swoją sobotę, trzymając dodatkowo w ręku papierosa. Ostatnio paliła coraz więcej, myślała też bardzo dużo. Chociażby o tym, że wypadałoby wyremontować kwaterę. Och tak! To na pewno! Mimo tego, że odkąd uczy (czyli od września) bardzo polubiła tam mieszkać, ale nie dało się ukryć, że poprzednia właścicielka trochę mieszkanie zaniedbała. W sypialni chociażby tapeta na ścianie się łuszczyła, w łazience w kilku miejscach kafelki były popękane. Jedynie salon już został przez nią odnowiony, w sierpniu.
    Znając ją - jeszcze długo zastanawiałaby się nad tym, jakie dodatki kupić do łazienki czy coś w tym stylu. A jednak coś, a raczej ktoś, jej przerwał. Przestała gapić się szybę, a zwróciła swoje spojrzenie na bar, przy którym nagle wybuchła bójka, między jakimiś dwoma mężczyznami.
    Bez wahania zostawiła swoje rzeczy przy stole i pobiegła ich rozdzielać. Po kilku minutach krzyczenia, wciskania rąk między wściekłych panów czy innych dziwnych praktyk rozpoznała w jednym z nich ucznia Hogwartu.
    - Leander, do jasnej cholery, co ty wprawiasz? - Wydarła się chłopakowi w twarz, stając na palcach i chwytając go jednocześnie za ramię. Z nerwów aż zbiła mu w skórę paznokcie.

    OdpowiedzUsuń
  47. Jej gesty przepełnione finezją? To jakieś kpiny? Według niej były one raczej pozbawione ogłady, a nawet toporne, nie pasujące za bardzo do młodej kobiety, ale w XXI wieku zdarzały się już różne eksperymentu udowodniające, że jednak pomyłki w ewolucji już się zdarzały. I ona jest tego przykładem. Nie miała w sobie nic subtelnego, delikatnego, finezyjnego. Ona zawsze była tą dziewczyną w poplamionych ogrodniczkach, która wspinała się na drzewa i pluła wszystkim pod nogi. O jej nieporadności, dosadności kiczowatości można było napisać epopeję i rozdawać ją młodym damom jako przestrogę i poradnik, który powinno znać się na pamięć i wiedzieć jak należy nie postępować. Gdyby więc znała jego myśli mogłaby rozpocząć długą i wyczerpującą dyskusje na temat w jaki myśleć o niej nie powinien. Ale niestety, nie posiadła jeszcze wiedzy czytania w czyichkolwiek myślach. Może więc już skakać z radości i dziękować temu tam na górze, że nie musi wysłuchiwać jej kazania.
    - Rozkojarzony? - powtarza po nim jakby dla upewnienia czy aby na pewno dobrze usłyszała. Czyli on i połowa uczniów była tak po prostu rozkojarzona? Bo nie tylko on nagle doszedł do wniosku, że ma problemy z nauką i że trzeba to koniecznie unormować, ale tylko on miał śmiałość zaproponować te korepetycje, które jak już zdążyła się zorientować szły dość opornie.
    - Pewnie przez jakąś dziewczynę co? Tylko kobiety mogą sprawić, że mężczyźni tak po prostu odfrunął gdzieś duchem pozostawiając jedynie wśród żywych swoje ciało. Czyż nie mam racji? Och wy biedny, co my z wami robimy?- siedzi on blisko niej, nie uniknie więc lekkiego mierzwienia włosów, a tym samym ona powoduje na jego główce lekki nieporządek, szybko jednak nadrabia to słodkim uśmiechem. - Byłeś takim młodziutkim, niedoświadczonym Ślizgonem kiedy ja kończyłam szkołę, ale chyba nie, trzy lata to nie jest zbyt duża różnica jeśli to naprawdę istotnie. - odpowiada spokojnie biorąc od niego książki. - Ej, ja despotką? Jakże bym śmiała, ranisz mnie słońce, jak możesz w ogóle? Przecież ja jestem słodkim aniołkiem, który muchy nie skrzywdzi. Jak już to wykorzysta takich chłopców jak ty, ale o tym nie chcemy dyskutować. Mieliśmy się uczyć. - błysnęła wreszcie intelektem zauważając, że nie przyszli tu by paplać bez sensu, a on zjawił się w celu nadrobienia kilku informacji. Zaczyna przeglądać jego notatki, które nie trzymają się nawet kupy i wzdycha wreszcie. - Chłopie, ta dziewczyna naprawdę musiała zawrócić Ci w głowie, skoro nawet notatki sporządzić nie umiesz. Nie mogłeś zainwestować w samo piszące pióro? Cudowny wynalazek, gorąco polecam.

    Dominique

    OdpowiedzUsuń
  48. [Ty sie nie rozplywaj, nie ma nad czym, zupelnie. :3 mhmmm, nie wiem, jak to wyjdzie, bo Nox nie dosc, ze tak krucha i delikatna jak przy Zjawce, to jeszcze kompletnie slaba, bezsilna, przygnebiona i raz ciepla, raz chlodna. I trzyma dystans chooolerny. Aleale, wykminilam, ze w gruncie rzeczy zawsze mogli sie mijac na korytarzach, nie zajmujac sobie glowy ta druga osoba, ale w zeszle wakacje cos tam sie stalo z Leoskiem i trafil do szpitala, gdzie lezala Nocka, bo serducho plus bulimia. No i czula sie tak zle, bezsilnie i smutno, ze postanowila dac Mu szanse, nie zwazajac na momenty, kiedy zachowuje sie jak skonczony dupek i dopuscila Go do siebie. No i z trzy tygodnie razem w szpitalu, wspolny czas, duzo rozmow, pewnie tez dwuznacznych gestow, i Jej uczucia wzgledem chlopaka przeszly najsmielsze oczekiwania Nocki. Wiec z poczatkiem roku, gdy Leos chcial wciaz utrzymywac kontakt, zanim zdazyli w ogole pogadac, Ona wyslala Mu sowe, ze ma sie, krotko mowiac, odpitolic i nie ma prawa z Nia gadac poza przymusem, i totalna olewka Leoska z Jej strony, i jak na razie probuje On w ogole dotrzec do Nocki. Bo ta milosci nie dopuszcza, wiec jak cos sie zaczelo miedzy nimi, to ciach i koniec, kropa. *-* wieeem, ze chlodno z poczatku, ale jeszcze sie rozkrecimy. Pasuje Ci w ogole? <33]

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  49. - Całkiem lubię tych idiotów - przyznała z rozbawieniem, choć było to zgodne z prawdą. Ci Ślizgoni byli naprawdę śmieszni, stanowili jeden organizm, jak się kogoś spotkało osobno, to ciężko było go skojarzyć. W odpowiedzi na jej wyznanie ów organizm wydał z siebie coś w rodzaju okrzyku uznania i aprobaty, na co nauczycielka uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Po chwili jednak jej wzrok ponownie spoczął na oczach Leandra...
    Susan przemknęło przez myśl, że chyba nie ma co się dziwić tym wszystkim beznadziejnie zakochanym w chłopaku nastolatkom - Leander nawet skacowany i nieogarniający potrafił sprawić, że jej, twardej pani auror ze stosunkowo wysokim stopniem wojskowym uginały się kolana... Ale nie, ona po sobie tego poznać nie da - jeszcze się chłopak zorientuje i zacznie wykorzystywać słabość, którą do niego ma.
    - Czyżby? - spytała przekornie unosząc jedną brew i nachyliła się w stronę chłopaka jeszcze bardziej, podpierając się równocześnie jedną ręką o blat, co by nie zepsuć wrażenia poprzez własną niezdarność i się nie przewrócić. - Chyba jednak jestem w stanie Ci pomóc...
    Urwała kiedy właśnie dotarła do niej cisza, jaka zapadła w klasie. Wyprostowała się i omiotła wszystkich uczniów uważnym spojrzeniem.
    - Mówiłam już kiedyś, że nie lubię, jak się nie wypełnia moich poleceń? - spytała splatając ręce na piersi. Nie musiał nawet podnosić głosu, zadziałało natychmiastowo. Całe pomieszczenie na powrót wypełniło się odgłosem rzucanych zaklęć i towarzyszących im efektów dźwiękowych.
    - Ty, Wickham, idziesz ze mną do magazynu - oświadczyła i skinęła głowę w stronę drzwi prowadzących do bocznej salki.
    - Zastanów się dwa razy, zanim zaczniesz gwizdać, Tucker - ostrzegła widząc jak jeden ze Ślizgonów nabiera powietrza w płuca z głupkowatą miną. - Bo Ciebie też mogę zaciągnąć do magazynku... Ale nie będzie to nic przyjemnego.

    Uśmiechnęła się szeroko, co by Ślizgon się zbytnio nie stropił i przeszła do uprzednio wskazanego Leandrowi pomieszczenia. Otworzyła jedną z szafek i wyciągnęła butelkę z fioletowym płynem.
    - Zawsze warto to mieć - powiedziała podając flakon chłopakowi i puszczając mu oko. - Eliksir Detoksynujący... Przydatna rzecz.

    OdpowiedzUsuń
  50. Wychodząc z szatni, nie spodziewała się, że ktoś mógłby na nią czekać lub, w przypadku Leandra, wręcz czyhać. Zwykle wychodziła ostatnia po to, żeby mogła w spokoju wziąć prysznic, ubrać się i spokojnie przejść się do zamku, rozkoszując zmęczeniem mięśni. Bądź co bądź uwielbiała te delikatne drżenie po wysiłku. Już miała się przeciągnąć z szerokim uśmiechem i odetchnąć świeżym powietrzem, gdy została przyparta do ściany, zupełnie bez możliwości ucieczki.
    Lekko odchyliła od niego głowę, gdy mruczał do jej ucha, przymykając oczy. Merlinie... Dlaczego robił to dokładnie w ten sposób? Nie mógłby prowokować jej inaczej? Nie mógłby zwyczajnie być niemiły? Jakkolwiek niekoniecznie tego chciała, nie mogła powstrzymać naturalnej reakcji swojego organizmu na tą sytuację. Kosmyki w grzywce powoli zmieniły barwę na zakłopotany fiolet z domieszką wiśniowych pasemek, policzki się zarumieniły, a klatka piersiowa uniosła od głębszego wdechu. Oddech, lekko omiatający jej szyję i jego wzrok sprawiły, że przeszedł ją dreszcz, pozostawiając po sobie gęsią skórkę.
    Mimo to zachowała w miarę zimną krew, unosząc lekko rękę i opierając go na jego klatce piersiowej, napierając lekko, żeby się odsunął.
    - Skarbie... Nie moja w tym rola, by poprawiać twoją fryzurę - szepnęła. - Znajdź sobie inną naiwną, ze mną to nie zadziała.
    Uroczy uśmiech uniósł kąciki jej warg do góry, odsłaniając nieco drobne, błyszczące białe ząbki.

    Aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  51. Jak prawdziwa córka Śmierciożercy, Yaxley zwykle nie dawała sobie w kaszę dmuchać. Zresztą, będąc najmłodszą z czwórki rodzeństwa i mając dwóch starszych braci, zdecydowanie musiała być twarda, a nie miękka, żeby nie dać sobie wejść na głowę i być wykorzystywaną do wszelkich prac domowych, czy też zostać koziołkiem ofiarnym i cierpieć za każdy psikus reszty Yaxley'ów.
    Oczywiście, że jawnie zaprzeczała temu, co czuła, a już zdecydowanie normalne było, że nie chciała się przyznać, że Leander był w jej typie. Bo nie i koniec. Był wkurzający, ze Slytherinu i w ogóle jakiś taki... za przystojny. Albo coś. Wredna szuja.
    - Dobrze, że znasz prawdę, to niesamowite jak spostrzegawczy jesteś - rzuciła z przekąsem, dużo ciszej już, niż przed chwilą, jakby nie była do końca pewna, czy chce to powiedzieć. - I nie, nie zaj...
    Nie zdążyła dokończyć. Najzwyczajniej w świecie nie dał jej szansy. Rzeczywiście, przez chwilę miała bardzo dużo przeciw temu wszystkiemu. Była trochę zła, trochę zawstydzona, trochę zirytowana sama na siebie, a trochę po prostu nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć. Totalnie namieszał jej w głowie, bo chociaż lubiła go na swój przekorny sposób, albo raczej uwielbiała się z nim drażnić, to jakoś nigdy... A może jednak... NIEWAŻNE.
    Rozluźniła pięści, kiedy przycisnął do ściany jej ręce. Próbowała się odsunąć, choć już niezbyt przekonująco. A później najzwyczajniej w świecie odwzajemniła pocałunek, bo ileż w końcu można zaprzeczać samemu sobie i się wzbraniać. Oj, Aislinn, Aislinn... Ciekawe, czy dobrze robisz, zaiste ciekawe.

    Aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  52. Część osób pod wpływem alkoholu całkowicie zapomniała co wyprawiała poprzedniego dnia. Niekiedy było to zbawieniem, niekiedy nie, ale właśnie w ostatnich dniach Saga żałowała, że nie była tak spita, by nie pamiętać tego co się stało jakiś czas temu. Niestety, widocznie za mało wypiła, bowiem tamten wieczór pamiętała wyjątkowo dobrze. Pamiętała jak poszła ze znajomymi na imprezę, jak siłą wciskali jej do rąk pierwsze drinki, a później sama je zamawiała, lekko już wtedy podpita. Pamiętała także jak rozmawiała z Leandrem, na początku z małym onieśmieleniem, jak to Saga, później z większą swobodą, aż w końcu nie wiadomo jakim sposobem się z nim całowała. Och, oczywiście, że jej się podobało! Tylko idiotce by się nie spodobało. Niestety, następnego ranka, kiedy już wytrzeźwiała, wróciła dawna Saga, a z nią uczucie... Właśnie, jakie uczucie? Sama nie umiała dokładnie go określić. Może się wstydziła? A może było heh głupio? Nieważne, bowiem koniec końców postanowiła omijać Leandra, mając nadzieję, że z czasem oboje po prostu zapomną. Niestety, łatwe to nie było skoro niemal codziennie widziała go na korytarzu. Jego i jego pytające spojrzenie, na które nie miała odwagi odpowiedzieć.
    Cóż, Saga była, jaka była. Może i Leander nie uważał ich pocałunku za nic wielkiego, ale on miał inny charakter. Panna Nielsen została wychowana inaczej, inaczej też na wszystko reagowała. Nic więc dziwnego, że wolała go unikać, bowiem nienawidziła rozmów na podobnego typu tematy, a nie wyobrażała sobie zachowywać się przy nim jak gdyby nigdy nic. Ot, cała filozofia, której nikt zapewne nie zrozumie. Z wyjątkiem osób podobnych do Sagi, a takich zapewne było niewiele.
    Minęło już sporo czasu od tamtego wieczoru i jak na razie wszystko szło po jej myśli. Nic więc dziwnego, że zaczęła się czuć względnie bezpieczna. On jednak musiał to zepsuć. Pojawił się na horyzoncie, jak gdyby zjawił się w tym samym miejscu co ona przez zupełny przypadek. I właśnie tak Saga myślała, dopóki bezceremonialnie nie złapał jej za ramię i nie wciągnął bez słowa do łazienki Jęczącej Marty. A Saga jak to Saga, kiedy zostali już sam na sam, a z jego ust popłynęły słowa, których dziewczyna tak się obawiała, po prostu zarumieniła się po czubek głowy.
    -Ja... To nie powinno się stać - mruknęła cicho, zagryzając mocno dolną wargę.- Nie, chyba nie żałuje tego, ale... Zrozum, ja nie jestem taka. Ja... Ja się tak nie zachowuję. Nie byłam wtedy sobą, rozumiesz? - spojrzała na niego niemal z nadzieją, wciąż zagryzając wargi, jakby to miało jej w czymś pomóc.

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  53. Mimo to, że nie żałowała tamtych pocałunków, że w jakiś niewytłumaczalny sposób jej się one niezmiernie podobały, wolała o nich zapomnieć. Przynajmniej teraz, w tej chwili, bo ich wspomnienie niewątpliwie wywołałoby kolejne rumieńce, a Saga już i tak była czerwona jak burak, co tu ukrywać. Wszakże nie na co dzień całowała się z chłopakiem pod wpływem alkoholu. Bo może gdyby było to niemal codziennością i gdyby wychowywała się w innym środowisku, zachowywałaby się zupełnie inaczej. Potraktowałaby to wtedy jako miłą przygodę, którą z chęcią by powtórzyła. I choć to ostatnie było prawdą, bo nawet teraz nie miałaby nic przeciwko temu, aby ponownie poczuć jego wargi na swoich, nigdy w życiu się do tego nie przyzna. Ani przed sobą, ani przed innymi, a już na pewno nie przed nim.
    Nie chciała go urazić. W końcu to nie chodziło o niego, a tylko i wyłącznie o nią. Bo powiedzmy sobie prawdę, gdyby zamiast Leandra pocłowała kogo innego, zachowywałaby się identycznie. Pytanie tylko czy ten 'inny' też byłby urażony tym, że się do niego nie odzywa czy po prostu zostawiłby ją w spokoju. Ona na to pytanie odpowiedzieć nie umiała. Nie znała psychiki chłopaków i jakoś nie miała ochoty się w nią zagłębiać. Poza tym, każdy był inny i zachowywał się inaczej.
    Widząc jak jego szczęka się napina, a on nie jest zbyt zadowolony, mimowolnie cofnęła się krok do tyłu. Nie, żeby się go bała. To po prostu był taki odruch. Zawsze, gdy widziała, że ktoś jest zły, wolała usunąć się n bok, aby to nie ona dostała, nawet jeżeli nic nie zrobiła. Teraz jednak Leander był zły na nią, więc jeśli miał zacząć krzyczeć to tylko i wyłącznie na nią. A Saga nie lubiła jak ktoś krzyczał.
    - Nie chciałam... - zaczęła i na chwilę się zacięła, chcąc odpowiednio dobrać słowa.- Nie chciałam się urazić swoim zachowaniem, naprawdę. Jeżeli to zrobiłam to przepraszam - powiedziała cicho, wciąż bojąc się, że chłopak zaraz zacznie na nią krzyczeć.
    Spojrzała na niego zdziwiona, ale mimowolnie się go posłuchała i przestała zagryzać wargę. Wargę, którą i tak zdążyła już rozkrwawić. Mimowolnie więc oblizała usta, chcąc pozbyć się kilku czerwonych kropel, które się na niej pojawiły. Wciąż jednak nie rozumiała prośby Leandra. Szczególnie, że wypowiedział to niemal błagalnie.

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  54. Oparła się wygodniej o ścianę, przymykając oczy. Rzeczywiście nie chciała przerywać, mimo tego, jak bardzo wcześniej wzbraniała się przed samą myślą o tym, że mogłoby do czegoś takiego dojść między nią, a Leandrem.
    Jego dotyk działał na nią nieomal hipnotyzująco. Zapierało jej dech w piersiach, serce przyspieszyło, policzki zarumieniły się jeszcze bardziej, a oczy błyszczały spod wpółprzymkniętych powiek. Czas nieomal się dla niej zatrzymał, a świat przestał istnieć, przynajmniej na jakiś czas...
    Czując jego język na swoich wargach, nogi jej się ugięły. Gdyby nie to, że przypierał ją swoim ciałem do drewnianej ściany, pewnie osunęłaby się na trawę, ciągnąc go za sobą, bo w końcu zdecydowanie nie chciała tego przerywać, nie teraz.
    Oparła ręce na jego torsie, zaciskając delikatnie palce na jego koszulce i przyciągając go jeszcze bliżej. Gorąca, irlandzka w połowie krew tętniła jej w żyłach, kiedy pogłębiała pocałunek, pragnąc mieć go bliżej siebie, bardziej... Na brodę Merlina, on naprawdę wiedział, co robi. Jego ręce, usta, umięśnione ciało, ocierające się o jej... Westchnęła.
    Słysząc swoje imię, otworzyła oczy, spoglądając na niego. Wyglądał, jakby czuł dokładnie to samo co ona, jakby tak samo bardzo przeżywał to, co właśnie działo się pomiędzy nimi. Uśmiechnęła się lekko, opierając palce na jego szyi i przyciągając go bliżej.
    Nie chciała, żeby to się skończyło, mimo tego, do czego to mogło doprowadzić. Mimo tego, że był graczem przeciwnej drużyny, uwielbiała się z nim drażnić, podobał jej się jego styl bycia i inteligencja, nie musiała też mówić nikomu, że uważała go za przystojnego faceta i czasem rzeczywiście snuła surrealistyczne fantazje, których jednak nigdy nie miała ziścić. Właśnie... Tak właściwie to ciągnęło ją do niego niesamowicie... Ale z drugiej strony nie powinna była. Nie chciała rozbudzać ani plotek w szkole, ani nadziei w sobie. Znała siebie, znała Leandra... I nie była pewna, czy to by wyszło. W końcu nie słyszała nigdy o tym, żeby STARAŁ się o kobietę, wszystkie przychodziły do niego same... Jak ona?
    Ta myśl pozwoliła, by odwróciła lekko głowę, przerywając grę ich ust. Otworzyła oczy, nie patrząc na niego, po czym odepchnęła go lekko od siebie.
    - Idź... - szepnęła, jakby nie do końca była przekonana, że chce to powiedzieć. - No już...
    Kosmyki zatraciły wiśniowe pasemka, zostając przy zawstydzonym fiolecie, przetykanym niepewnym błękitem. Opuściła ręce na dół, opierając je dłońmi płasko o ścianę.

    Aislinn Rosier

    OdpowiedzUsuń
  55. Dla niej ów dar był przekleństwem. Nie potrafiła sobie z nim radzić, niepokorne włosy robiły co chciały w najmniej oczekiwanym momencie, odbijając wszystkie jej uczucia, jak lustro. I gdyby ktoś chciał, pewnie potrafiłby rozszyfrować te wszystkie kolory, a wtedy zawsze wiedziałby, czy Yaxley kłamie, czy mówi prawdę. Zawsze wiedziałby, co czuje i czasem nawet to, co zamierza. Włosy zrobiły się jeszcze bardziej błękitne, zupełnie, jakby posmutniała, ale same końcówki zmieniły barwę na liliowy, oznakę niepewności w jej wydaniu.
    Nie potrafiła odepchnąć go drugi raz, tym razem mocniej, by na pewno sobie poszedł. Zamknęła oczy, słysząc cichy, spokojny głos tuż przy swoim uchu. Na Merlina... Czy naprawdę musiał się tak zachowywać? Nie chciała dawać jasnej odpowiedzi, mimo, że wiedziała, co będzie dla niej lepsze. I dla niego pewnie też.
    Nie odpowiedziała więc w ogóle, zamykając oczy, jakby miała nadzieję, że gdy to zrobi, problem rozwiąże się sam. Ale z drugiej strony... Och, Aislinn, naprawdę, mogłabyś naprawdę chociaż raz być twarda. Powiedzieć mu, że ma sobie iść, mimo, że nie chcesz, kazać mu znaleźć sobie inną naiwną dziewczynę, która da mu dokładnie to, czego będzie chciał.
    - Ja... - zawahała się, spoglądając w bok, niepewna do końca, co chce powiedzieć. - Masz tyle chętnych dziewczyn dookoła, Wickham. Weź sobie którąś z nich, nadadzą się równie dobrze. A mnie... Mnie zostaw w spokoju.
    Zagryzła wargę, nieomal ją rozkrwawiając. Ciężko było walczyć samej ze sobą, kiedy gorąca krew i ciało chciały jednego, a rozum podpowiadał, że sama się tym skrzywdzi. I jakkolwiek jej ton brzmiał wyjątkowo nieprzekonująco, chyba chciała, żeby jej posłuchał. Chyba.

    Aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  56. Zamknęła oczy. Powinna znaleźć w sobie chociaż tyle samozaparcia, żeby definitywnie kazać mu odejść. Niech sobie idzie i ją zostawi w spokoju. W końcu nie miała najmniejszej ochoty był zabawką Leandra Wickhama. I jakkolwiek to był tylko pocałunek, to był nim jedynie dlatego, że była w stanie przerwać w pewnym momencie. Że nie pozwoliła swojej irlandzkiej, żywiołowej naturze przejąć całej kontroli nad tą sytuacją. Nie wiedziała dlaczego była o tym aż tak przekonana.
    Kiedy uniósł jej podbródek, otworzyła oczy, patrząc prosto w jego tęczówki. Nie mógł wiedzieć, jak bardzo uwielbiała, gdy ktoś dotykał ją tak zdecydowanie, właśnie tak, jak on. Jakby wiedział dokładnie, czego chce. Kiedy ponownie dotknął jej warg, wstrzymała oddech, nieomal wędrując za nim ustami, by ponownie go pocałować, gdy już uwolnił ją spomiędzy swoich zębów. Cofnęła jednak głowę i oparła jej tył o ścianę, wpatrując się w niego, niepewna.
    - Nie... Nie pogrywam sobie... Ja nie... - powiedziała nieskładnie, urywając zdanie w połowie.
    Uniosła rękę, kładąc jej palce na jego policzku.
    - Tyle dziewczyn czeka z nadzieją, że z nimi będziesz świętował dzisiejsze zwycięstwo... Nie powinieneś ich zawodzić - szepnęła, zbliżając usta do jego ucha, starając się choć trochę zabrzmieć tak, jak brzmiała kpiąc z niego w czasie meczów. Niestety, zabrzmiało to bardziej żałośnie, jak niema prośba, żeby został jednak właśnie z nią.
    Merlinie, jak ją do niego ciągnęło. Zupełnie jakby byli dwoma magnesami o przeciwstawnych biegunach. Jakby coś powinno się wydarzyć, a ona usilnie próbowała zapobiec nieuniknionemu. I właściwie po co...?

    Aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  57. Zadrżała lekko, kiedy dotknął ustami jej szyi. Nawet nie musiał nic mówić, nic zupełnie, aby stwierdziła, że tym razem może sobie pozwolić na chwilę zapomnienia i szaleństwa. Nikt w końcu nie mówił, że zawsze musi być rozważna, zawsze myśleć o konsekwencjach i zawsze trzymać na wodzy wszystkie swoje emocje i uczucia. Tylko na moment przez myśl przeszło jej, co by powiedzieli jej bracia, gdyby się dowiedzieli. Uśmiechnęła się samymi kącikami ust. Nie dowiedzą się. Tego była pewna.
    Zdecydowanie za dużo myślała, za dużo się zastanawiała. Była Krukonką, która zawsze chciała być o krok do przodu, nawet przed samą sobą, znać następny ruch jak w szachach. Mimo to, pozwoliła się wciągnąć do szatni Krukonów, z której przed chwilą wyszła.
    Położyła jedną z dłoni na jego karku, przyciągając go do siebie nieco bliżej, odpowiadając na pocałunek z namiętnością i pasją, o jaką by się nie podejrzewała. Była jak ogień, który zbyt długo tłamszony pod przykryciem, wreszcie je przepalił i wydostał się na zewnątrz, zagarniając wszystko to, czego pragnął.
    Druga dłoń powędrowała na jego biodro, gdzie palce same odnalazły brzeg jego koszulki, wsuwając się pod nią i dotykając rozpalonej skóry chłopaka. Miała wrażenie, jakby jego ciało było naładowane elektrycznością, przez co każdy dotyk wzbudzał dreszcz i fale przyjemności.
    Krew szumiała jej w uszach, oddech przyspieszył jeszcze bardziej, a ona już całkowicie straciła kontrolę. Gorąca, irlandzka krew nie była dobra dla młodych arystokratek... Zdecydowanie nie.

    Aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  58. Wsunęła dłonie pod jego koszulkę, gładząc jego tors, po czym zdecydowanie ściągnęła ją z niego, wracając do przerwanego pocałunku niemal natychmiast, rzucając niepotrzebną część garderoby na ławkę pod szafkami, w których trzymali stroje i ochraniacze. Druga, przez chwilę wolna ręka, przekręciła klucz w zamku. W końcu żadne z nich nie chciało, by ktokolwiek im teraz przeszkadzał, prawda?
    Drgnęła, kiedy jego palce przesunęły się po bliźnie na żebrach, jakby czegoś się bała, jednak brak reakcji z jego strony sprawił, że natychmiast o tym zapomniała, zatracając się całkowicie w grze pomiędzy nimi. Jej dłonie natychmiast dotknęły znów jego ciała. Palce błądziły po szerokich, spadzistych ramionach, przesuwając się wzdłuż obojczyków po umięśnionym torsie i brzuchu. Po chwili przesunęła je powoli po żebrach na plecy, lekko zaginając palce. Paznokcie nieznacznie zarysowały jego skórę wzdłuż kręgosłupa, nie pozostawiając żadnych śladów. Dopiero, gdy dotknął jej piersi, zacisnęła lekko dłonie, pozostawiając płytkie półksiężyce po obu stronach odcinka lędźwiowego. Pochyliła nieznacznie głowę do przodu, pozwalając włosom zasypać zarumienioną twarz i zagryzła pulsujące w rytm swojego serca wargi. Jej klatka piersiowa uniosła się szybciej i wyżej razem z głębszym oddechem, po czym tak samo gwałtownie opadła, kiedy wypuściła powietrze przez zaciśnięte na wardze drobne ząbki, powstrzymując się od głośniejszego zaakcentowania swoich uczuć.
    Przylgnęła wargami do jego szyi, całując ją, po czym delikatnie zacisnęła na niej zęby, pozostawiając szybko blaknący ślad na jego oliwkowej skórze. Wysunęła nieco język, znacząc na jego szyi kręty wilgotny ślad aż do płatka jego ucha, który chwyciła pomiędzy wargi, lekko zasysając. Wargi dziewczyny wygięły się w półuśmiechu, kiedy przyłożyła usta do jego ucha.
    - Leander... - wyszeptała cicho, pierwszy raz kiedykolwiek zwracając się do niego po imieniu.
    Dlaczego wcześniej nie dotarło do niej, jak bardzo ją pociąga, jak bardzo rozprasza ją czasem jego obecność? Czuła, że pomimo tego, jak różni byli, coś ich do siebie przyciągało mimo wszystko. W tej chwili była zupełnie spokojna, nie przejmując się niczym, co nastąpi później. W końcu co ma być, to będzie, prawda?

    Aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  59. Delikatny dotyk Leandra nieomal doprowadzał ją do szaleństwa. Zamknęła oczy, jej pierś falowała od przyspieszonego oddechu, tętnica na szyi pulsowała delikatnie. Włosy powoli, niespiesznie od cebulek, po same końcówki zmieniały barwę na wiśnię przeplataną jasnym, pastelowym różem. Zacisnęła nieco mocniej palce, przesuwając je na jego barki, pozostawiając na jego skórze blade ślady po paznokciach. Obróciła głowę nieznacznie, przygryzając delikatnie jego ramię, po czym przesunęła usta znów nieznacznie w górę po jego szyi, pozostawiając na oliwkowej skórze malinowy ślad. Ponownie opuściła dłonie, zatrzymując je na jego biodrach. Wsunęła palce nieznacznie poza pasek jego spodni, przesuwając ręce do przodu i gładząc lekko jego podbrzusze.
    Dotyk jego ust na jej piersiach sprawił, że zamarła nieomal w oczekiwaniu, odchylając lekko głowę do tyłu. Spomiędzy rozchylonych delikatnie ust wydobyło się ciche westchnienie. Kąciki ust uniosły się nieco do góry, a plecy wygięły się w łuk, przez co przycisnęła barki i biodra mocniej do drzwi, resztą ciała nieomal ich nie dotykając nawet.
    Szumiało jej w głowie, a nogi uginały się, jakby nie potrafiąc dłużej utrzymywać jej ciężaru. Oczywiście, że nigdy wcześniej nie czuła niczego takiego. Miała szesnaście lat przecież, była niesamowicie młoda. Ale mimo to wiedziała, czego chce w tej chwili i całkowicie była pewna, że nie będzie żałowała. Nawet jeśli to będzie ostatni raz, kiedy ich ciała niemal podświadomie zgrywały się ze sobą, działając w jednym rytmie, przynajmniej będzie miała dobre wspomnienie.
    Uniosła jedną z dłoni, kładąc jej palce na jego policzek, po czym delikatnie uniosła jego głowę do góry, by rozpalonymi, drżącymi ustami, złożyć na jego wargach pocałunek, w który przelała chyba wszystko, co czuła w tej chwili. Namiętność, ekscytację, troskę o niego, ale nade wszystko spokojną pewność, że to jest to, czego chce.

    Aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  60. Niestety Saga nie wiedziała zbyt wiele o tej całej miłości fizycznej i innych rzeczach z nią związanych. A to, co wiedziała, po prostu zasłyszała gdzieś od innych. Sama była raczej mało doświadczoną przez życie osóbką, jednak ona sama jakoś nad tym nie rozpaczała. Nie chciała bowiem być uważaną za łatwą tak, jak kilka dziewcząt w szkole. A wiedziała, że faceci takich kobiet nie szanują. Saga zaś chciała być szanowana. Jak na razie tak nie było, ale przynajmniej nie dlatego, że była panną lekkich obyczajów.
    Wiedziała co to jest fetysz, a jakże. Znała definicję, wiedziała, że fetysze mogą być różne, ale sama żadnego nie miała. Wróż, może inaczej. Ona po prostu jeszcze swojego fetyszu nie odkryła, ot co. I zapewne nie za szybko go odkryje, skoro żyje w takim celibacie. Zresztą, kto by ją chciał? Większość chłopaków wolało otwarte, odważne dziewczęta, które wiedzą czego chcą. A Saga nie dość, że była raczej zamknięta w sobie i płochliwa jak łania, to wciąż nie wiedziała czego pragnie, przynajmniej w związku z uczuciami, bowiem jeszcze nigdy z nikim nie była.
    Niemal odetchnęła z ulgą, gdy jego twarz złagodniała. Nie lubiła, gdy ktoś się złościł. Nie chciała, aby on się złościł i to na nią. A może w końcu ktoś powinien się na nią wydrzeć? Może wtedy choć trochę by się ogarnęła? Niestety, większość traktowała ją jakby była ze szkoła i w każdej chwili mogłaby się rozpaść. A wbrew pozorom taka nie była. Potrafiła się złościć, potrafiła bronić swojego zdania, ale do tego potrzebowała odpowiedniej motywacji.
    Mimowolnie lekko drgnęła, gdy na swojej dłoni poczuła dotyk jego ciepłej ręki, która delikatnie muskała jej skórę, na co jej ciało zareagowało gęsią skórką. Spojrzała na ich złączone dłonie, jakby z lekkim zdziwieniem, po czym swe ciemne ślepia przeniosła na twarz Leandra. I znowu zagryzła swoją dolną wargę, co u niej było po prostu odruchem bezwarunkowym. Nie traktowała tego gestu jako zmysłowy. Dla niej był to gest nieśmiałości, niepewności lub zakłopotania.

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  61. Przylgnęła do niego całym ciałem, podczas gdy ściągał z niej ubrania. Przesunęła ustami po jego szyi kolejny raz, tym razem bardzo delikatnie, jednocześnie rozpinając powoli jego spodnie. Kiedy wreszcie postawił ja na ziemi, kładąc dłonie na jej pośladkach, szybko zsunęła jego spodnie z bioder, po czym uniosła się, obejmując go udami w pasie. Wsparła się plecami o ścianę, stopami do końca ściągając dolną część jego garderoby, po czym przyciągnęła go do siebie nogami, a na jej ustach zagrał figlarny uśmiech.
    Słysząc jego słowa, przygryzła wargę, opuszczając wzrok nieco zawstydzona. To było takie... Miłe. Słodkie. I... Szczere. Przez to nie miała pojęcia, jak na to zareagować, zupełnie nie. Jedyne co zrobiła, to zsunęła z niego bieliznę, przesuwając czubkami palców po jego lędźwiach.
    Uwielbiała tą chemię pomiędzy nimi. Czuła się niesamowicie w tej chwili, zupełnie, jakby istnieli tylko oni dwoje...

    Aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  62. Uśmiechnęła się nieznacznie na jego słowa. Ach, więc to przygryzanie wargi tak na niego działało, to stąd się wziął tekst o torturach. Mimowolnie przesunęła językiem po górnej dolnej wardze, po czym z rozmysłem zagryzła ją pomiędzy ząbkami.
    Pozwoliła mu się rozebrać, przy okazji wykorzystując ten czas na przyjrzenie mu się. Był doskonale zbudowany, muskularny, opalony... Po prostu ideał męskości. Nic dziwnego, że tak wiele dziewczyn chciało chociaż na chwilę go mieć. Dreszcz przebiegł po jej plecach, kiedy z samozadowoleniem stwierdziła, że był teraz właśnie z nią, rudzielcem o zmiennym kolorze włosów i bardzo jasnej skórze, grającą w bardzo niekobiecy sport, przez co nieznacznie umięśnioną i gibką.
    Zagryzła mocno wargę, kiedy w nią wszedł, zaciskając palce na jego ramionach i zostawiając mu krwawe ślady. Zabolało, a ona wcale nie miała zamiaru przed nim niczego kryć. Wypuściła gwałtownie powietrze, zaciskając powieki i napinając wszystkie mięśnie. Dopiero po chwili rozluźniła się, kiedy ból przestał być tak intensywny i przyzwyczaiła się do jego obecności. Pogładziła delikatnie jego plecy, udami oplatając go jeszcze mocniej, przyciągając go do siebie bliżej. To było to. Tego dokładnie chciała...
    Poczuła, jak przez jej ciało przechodzi delikatny dreszcz podniecenia i przyjemności, a mięśnie nóg drżą lekko w napięciu. Zamknęła oczy, odchylając głowę do tyłu, a spomiędzy jej warg wyrwało się westchnienie wyraźnie świadczące o tym, jak bardzo jej z nim dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  63. Słodka i urocza? Ona na pewno o sobie tak nie myślała. Ale czy to coś dziwnego? Każdy człowiek na ziemi, który nie cierpi na megalomanię sądzi, że jest zwykłym, nudnym osobnikiem, na którego nie warto marnować czas. Tak samo było z Sagą, która nie sądziła, że ktoś może ją uważać za godną uwagi, bowiem jej zdaniem w około było o wiele więcej ładnych i ciekawych dziewcząt. Ale kto, co lubi, czyż nie?
    No właśnie, jej nieśmiałość była tutaj kluczowym problemem. Bo gdyby była choć trochę bardziej śmielsza, niewątpliwie znalazłaby więcej znajomych, a nie grupkę, z którą codziennie odrabia lekcje. Dobrze, dobrze, aż tak źle nie było i Saga posiadała mimo wszystko kilka przyjaciółek, ale z chłopakami prawie nigdy nie rozmawiała. Nie sam na sam, a jak już to jako zwykli znajomi. Albo jak drapieżnik z ofiarą, gdzie ofiarą była ona. I mam tu na myśli ofiarę wyzwisk i docinek, a nie męskiego uroku. Owszem, pannie Nielsen podobało się kilku chłopaków, w tym Leander, ale nikt nie musi o tym wiedzieć. Tylko co z tego, skoro nie miała odwagi zrobić pierwszego kroku? A jak ktoś za nią ten pierwszy krok wykonuje, Saga się wycofuje, jakby sama nie wiedziała czego chce. No i tak w istocie było, niestety.
    Wpatrywała się w niego bez słowa, jednocześnie zastanawiając się co powiedzieć. Nie lubiła tej całej krępującej ciszy, a ta dla niej właśnie taka była. Tyle, że nie minęła sekunda, a Saga o tym zapomniała, znowu dając się porwać w swój własny świat marzeń. Świat, w którym Leander znowu mocno ją obejmował i całował namiętnie tak, jak na pamiętnej imprezie. A ona bez wahania oddawała ten pocałunek, błądząc dłońmi...
    Stop. Do cholery, Saga, co się z tobą dzieje? Doprawdy, chyba tracisz nad sobą kontrolę, dziewczyno. A przecież nie może się tak stać. Dopiero ludzie mieliby pośmiewisko!
    Szybko przestała zagryzać wargę, mimowolnie zasłaniając usta swoją drobną łapką, którą po chwili zacisnęła w pięść i z powrotem opuściła wzdłuż ciała, posyłając chłopakowi przepraszające spojrzenie. W końcu nie zrobiła tego specjalnie, taki odruch.
    - Przepraszam - wymamrotała cicho, ponownie spuszczając wzrok na ich złączone dłonie. I choć nie miała ochoty tego zrobić, delikatnie wyswobodziła się z jego uścisku, robiąc krok do tyłu z lekkim wahaniem.
    - Skoro wszystko sobie wyjaśniliśmy... - zaczęła, po czym cicho odchrząknęła, gdy usłyszała swój zachrypnięty głos.- Ja... Chyba powinnam już iść - powiedziała niepewnie, patrząc wszędzie, tylko nie na twarz Leandra, jakby się bała, że zmieni decyzję i zostanie, a co gorsza, zrobi coś głupiego.

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  64. Wsunęła palce w jego włosy, przytrzymując lekko jego głowę, tak, by nie musiała się martwić, że przerwie pocałunek, pozbawiając ją swych warg, pocałunków... I smaku czereśni, który jakby znikąd pojawił się na jej języku, choć wiedziała, że to musi, po prostu musi, mieć jakiś związek z nim.
    Kosmyki rudych włosów skręciły się lekko pod wpływem wilgoci, a pasma grzywki ponownie zmieniły kolor na złoty blond, kolor czystego szczęścia, przeplatany różowym, odpowiadającym za czułość i wiśniową namiętnością.
    Jego pocałunek był jak potwierdzenie, jak informacja, że chce być tutaj właśnie z nią i z żadną inną, że docenia ją i że... Że dla niego to właśnie ona w tej chwili, nie jej siostra, jest Irish Rose.
    Ponownie przesunęła jedną z dłoni wzdłuż jego kręgosłupa, znacząc ślad swoich palców czerwonawymi ścieżkami, jak nieomal każda kobieta w czasie uniesienia. Znaczyła jego plecy, kreśląc na nich abstrakcyjne wzory i pozostawiając sinawe półksiężyce, które po chwili znikały, zastępowane czerwonymi.
    I wreszcie po chwili gwałtownie chwyciła dłońmi jego barki, zaciskając mocno palce, choć wcale nie chciała zrobić mu krzywdy. Odchyliła głowę do tyłu, zupełnie nie panując nad tym, jak jej kręgosłup wygiął się nieznacznie do tyłu, tworząc łuk.
    Wstrzymała oddech, po czym spomiędzy jej warg wyrwało się westchnienie przepełnione rozkoszą po same brzegi. Było tak dobrze, tak wspaniale... Idealnie. Wiedziała, że tą chwilę zapamięta do końca życia i nie zamieniłaby tego na zupełnie, ale to zupełnie nic innego. A jego nie zamieniłaby nigdy, nawet w swoich myślach, na lepszego.

    Aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  65. Jak już było powiedziane, kto, co lubi. Może i Leander wolał takie dziewczyny, ale nie wszyscy podzielali jego zdanie. Zresztą, większość Ślizgonów na początku zwracałoby uwagę na status jej krwi, a nie charakter. A że Saga była szlamą, jedna trzecia szkoły trzymała się od niej z daleka. Leander był jednak wyjątkiem. Nie zwracał uwagi na krew, choć był Ślizgonem. I właśnie dzięki takim osobom panna Nielsen nie straciła jeszcze wiary w ludzkość.
    Nic nie mogła poradzić na to, że znowu się zarumieniła. Bo przecież chłopak miał rację, cholerną rację, ale przecież się do tego nie przyzna. Zaraz jednak o tym zapomniała, słysząc kolejne jego słowa, na które zrobiło jej się gorąco. Chciał znowu ją pocałować? On chciał znowu ją pocałować! Och, zamknij się głupia dziewczyno. I tak wiesz, że tego nie zrobi. A ty za bardzo się boisz, aby zrobić ten pierwszy krok.
    - Wcale nie, ja... - chciała zacząć się bronić, jednak nie zdążyła dokończyć pierwszego zdania, gdy Leander wypadł z łazienki, a ona została sama w pomieszczeniu, stojąc na środku jak głupia. I znowu nie wiedziała co robić. Ona nie, ale jej ciało tak. Nawet nie wiedziała kiedy, wybiegła z łazienki i ruszyła w ślad za chłopakiem, próbując go dogonić, co niestety łatwe nie było.
    - Słuchaj, to nie tak, że chcę o tym zapomnieć. Po prostu... Bałam się, że może chcesz czegoś więcej, a ja... Nie jestem na to gotowa. Ale to przecież nic nie znaczyło, tak? - mruknęła zdenerwowana, wciąż za nim dreptając i mając nadzieję, że nikt nie słyszy tej jej godnej pożałowania paplaniny.

    OdpowiedzUsuń
  66. Odetchnęła głęboko, opierając czoło o jego głowę. Czuła się tak cudownie wyczerpana, jeszcze bardziej, niż po meczu quidditcha, jeszcze bardziej niż kiedykolwiek i to było tak wspaniałe uczucie, że nie miała najmniejszej ochoty go tracić. Kąciki jej ust uniosły się w lekkim uśmiechu, a grzywka straciła wiśniowe kosmyki, zostawiając jedynie blond i pastelowy róż.
    Dopiero kiedy jej oddech się uspokoił, mięśnie przestały drżeć i napięcie opadło całkowicie, rozplotła nogi, lądując miękko na ziemi. Przez chwilę stala przy nim bez ruchu, po czym wspięła się na palce i muskając w przelocie jego wargi, zniknęła pod prysznicem dla zawodników.
    Wchodząc do środka, zamknęła za sobą drzwi jednej z kabin i opierając się o chłodne kafelki, odkręciła ciepłą wodę, pozwalając jej spływać po swoim ciele. Podczas gdy gorąca, irlandzka krew przestawała wrzeć, ona, Krukonka z krwi i kości, już planowała swój kolejny ruch, następne posunięcie.
    Nie była gotowa na to, by to się wydarzyło. Oczywiście, że nie żałowała, ale nie była do końca gotowa. Jeszcze jakiś czas temu była na niego wściekła przez te docinki na meczu, które wyprowadziły ją w końcu z równowagi. Pokręciła głową, po czym sięgnęła do kraniku z mydłem, jakby ponowna kąpiel miała jej w czymś pomóc.
    Kiedy już się umyła, otworzyła niepewnie drzwi kabiny i sięgnęła po ręcznik, owijając się nim szczelnie, pozwalając wodzie z włosów oblepiających całą jej twarz nieomal, swobodnie spływać. Nie wiedziała, czy został i czekał, gdy ona pozostawiła go bez słowa w szatni. Nie wiedziała, jakich reakcji miała spodziewać się po nim, ale teraz już wiedziała, czego chce ona.
    - Leander...?

    OdpowiedzUsuń
  67. Zaskoczona przystanęła na chwilę. Chwyciła drugi ręcznik, wycierając nim włosy, po czym weszła do szatni, zbierając swoje rozrzucone ubrania, nie zawieszając na nim wzroku ani na chwilę. Nie wiedziała, jak powinna to zrobić, żeby nie zabrzmiało to źle, żeby nie miał jej za kogoś, kim nie była.
    Kiedy już pozbierała każdą część swojej garderoby, usiadła na ławce zaraz obok niego, po czym spojrzała w jego stronę. Mokre, sterczące we wszystkie strony włosy, nadawały jej swoistego uroku. Naturalny rudy przeplatał się nierównomiernie z granatowym.
    I wciąż, mimo, że wiedziała co chce, nie potrafiła tego ubrać w słowa, zupełnie, jakby się bała, że kiedy to powie, zepsuje wszystko, całą tą dziwną relację, którą utrzymywali przecież tak długo i z którą czuła się naprawdę dobrze.
    - Słuchaj... - zaczęła wreszcie. - Nie zrozum mnie źle, dobrze? Nie wiem, jak wiele znaczyło to wszystko co było teraz dla ciebie, ale wiem, co to znaczyło dla mnie, wiesz...?
    Zacięła się i odwróciła głowę, teraz zupełnie nieświadomie zagryzając wargę w niepewności i skubiąc brzeg ręcznika palcami.
    - Nie wydaje mi się, żeby się to miało powtórzyć - powiedziała cicho. - Ty nie jesteś typem faceta, który się angażuje, a ja się boję, że nie jestem zwyczajnie na to gotowa, więc...
    Wzruszyła ramionami, sięgając po bieliznę, po czym powoli zaczęła ją ubierać, ostrożnie dobierając każde słowo.
    - ...więc sądzę, że nie chcę, żeby ktokolwiek o tym wiedział. Jeżeli będziesz chciał... Wiesz gdzie mnie znaleźć.
    Cóż, na pewno brzmiało to lepiej niż "jak będziesz miał ochotę i się postarasz, możesz mnie kiedyś mieć, o ile nie spanikuję i nie ucieknę na drugi koniec kontynentu", co właściwie chyba miała na myśli. Wstała, ubierając się do końca, chyba nie oczekując od niego jakiejkolwiek reakcji.

    Aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  68. Zatrzymała się gwałtownie w pół kroku, o mało nie wpadając na chłopaka. Zamrugała kilka razy ślepiami, wpatrując się w Leandra, czekając na jego reakcje. Jednak nie spodziewała się takiego wybuchu. Nie spodziewała się, że tak zareaguje na jej słowa. Na słowa, które źle zrozumiał, bo przecież nie miała tego na myśli! Nie twierdziła, że jemu chodziło tylko o seks! Mimo to, że spotkała wielu takich chłopków, wiedziała, że on taki nie jest. Wiadomo, od czasu do czasu pewnie chodził z kimś do łóżka, ale to nie była jej sprawa.
    Jęknęła cicho, wsłuchując się w jego tyradę, której nie śmiała nawet przerwać. A nawet, gdyby chciała, jej głos i tak zapewne utonąłby w jego krzykach. Stała więc tak, chowając swoją drobną twarzyczkę w dłonie i w duchu błagając, żeby w końcu skończył, żeby przerwał, a ona mogła mu wszystko wytłumaczyć. I słuchając tak jego monologu, poczuła jak wewnątrz niej coś pęka. Po raz pierwszy od dawien dawna poczuła jak kipi w niej złość. Wzięła więc głęboki wdech i zrobiła krok w kierunku chłopaka, mrużąc przy tym swe ciemne ślepia.
    - Nie miałam tego na myśli, jeżeli chcesz wiedzieć - syknęła przez zęby, zaciskając drobne dłonie w piąstki.- Nie chodziło mi o to, że nie jestem gotowa na seks, chociaż to też prawda. Miałam na myśli, że nie jestem gotowa na jakikolwiek związek. Ja po prostu się boję takiej sytuacji, rozumiesz? Sytuacji, w której ktoś będzie miał nade mną władzę i będzie mógł robić ze mną co chce, bo wiem, że nie będę miała odwagi się przeciwstawić - powiedziała, a w jej głosie dało się usłyszeć nutę strachu i jakby rezygnacji.
    I nagle cała złość prysła jak bańka mydlana, a ona stała jak ostatnia sierota na środku korytarza, oddychając głęboko i wpatrując się w Leandra z lękiem, że zaraz ją wyśmieje. Bo przecież tylko ona była tak głupia i naiwna, żeby sądzić iż jeden pocałunek oznacza, że musi z kimś być.

    OdpowiedzUsuń
  69. Może i o tym nie wiedział, ale dobrze zrobił, że na nią nakrzyczał. Czasami bowiem trzeba było potraktować Sagę nieco bardziej brutalnie, a nie samymi miłymi i słodkimi słówkami. Oczywiście od osób, której jej nie lubiły słyszała dużo obraźliwych słów i choć ją to raniło, starała się nie brać tego wszystkiego do siebie. Bardziej jej zależało na opinii osób, które lubiła i szanowała, a Leander niewątpliwie był jedną z nich.
    Ona sama była zdziwiona swoją własną reakcją. Rzadko kiedy się złościła, zazwyczaj była spokojna i nie pozwalała sobie na żadne gwałtowne emocje. Teraz jednak została wyprowadzona z równowagi i nie było nawet opcji, aby choć przez chwilę nie być złą. Szybko jednak to wszystko minęło, a ona znów zachowywała się jak ostatnia sierota, jąkając się i plącząc.
    - Wiem, ja wiem... Po prostu... Ja sama tego do końca nie rozumiem. Nie rozumiem tej niechęci, tego lęku, który nie wiadomo skąd się bierze - mruknęła cicho, jednocześnie wykręcając swe palce.- Oczywiście, że nie uważam cię za skurwiela, co ci w ogóle przyszło do głowy? - spytała w pewnej chwili, wpatrując się w niego pytająco, jednak po chwili tylko pokręciła głową, jakby z rezygnacją.- Ile razy mam ci powtarzać, że nie żałuję? Ja tylko... Już ci wytłumaczyłam dlaczego tak się zachowywałam, dlaczego tak się zachowuję. I przepraszam jeżeli tym wszystkim cię uraziłam, naprawdę przepraszam - jęknęła błagalnie, po raz trzeci w jego towarzystwie zagryzając swoją wargę, zapominając o prośbie chłopaka, aby tak nie robiła. Co jednak miała na to poradzić? Zresztą, wciąż nie do końca była świadoma tego, jak ten gest działa na chłopaka. Bo może gdyby wiedziała, nie robiłaby tak? A może jednak? Może specjalnie zagryzałaby wargę, aby stracił nad sobą kontrolę i znowu ją pocałował? Przecież ona tego chciała, ale nie powie mu tego wprost. W końcu nie było to w jej stylu. Musiałaby być chyba pijana. Znowu.

    OdpowiedzUsuń
  70. Usiadła ponownie i odetchnęła głęboko. Oczywiście, że bardziej obejść tematu nie mogła. Przecież gdyby mogła, to dokładnie to by zrobiła. Nieomal uśmiechnęła się sama do siebie. Rzeczywiście, znała siebie na tyle, że rzadko kiedy mówiła wprost o co jej chodzi, jakby nie dość, że bała się odrzucenia, to jeszcze bała się wyśmiania. Dla niej to wszystko było... Zbyt trudne, a ona, wbrew pozorom, zbyt nieśmiała. Niestety.
    Gdy przyciągnął ją do siebie i pocałował, przymknęła lekko oczy. To było bardzo przyjemne... I było obietnicą. Nie wiedziała dla czego, to przyrzeczenie było dla niej chyba więcej warte, niż jakakolwiek Przysięga Wieczysta.
    - Ja... - mruknęła cicho, po czym odchrząknęła i powtórzyła głośniej - Jeżeli nie spanikuję, uciekając gdzieś daleko, najpewniej na drugą stronę globu, tak, żeby nikt nie mógł mnie znaleźć, a ty będziesz chciał... Jak się postarasz, to może to nie być ostatni raz, kiedy...
    Nie skończyła, tylko pochyliła się w jego stronę, całując czubek jego nosa.
    - Miłego dnia, Leander. Świętuj - powiedziała cicho, wstając i tym razem wychodząc już z szatni, nie odwracając się za siebie i nawet nie zauważając, że zostawiła swoją różdżkę na podłodze.

    Aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  71. O różdżce przypomniała sobie już wieczorem, gdy nagle zabrakło jej czegoś, żeby zasunąć kurtyny dookoła łóżka, nakładając na nie zaklęcie wyciszające. W chwili jednak, gdy już usypiała nieomal na stojąco, nie miała ochoty ani iść szukać jej na boisku, ani w szatni, ani tym bardziej schodzić do lochów, gdzie Ślizgoni świętowali swoje zwycięstwo. Za dużo wrażeń na jeden dzień mogłoby ją zabić przecież.

    Następnego dnia po śniadaniu, ruszyła w kierunku wyjścia, zdeterminowana, żeby odnaleźć swój magiczny patyk. I kiedy ktoś pociągnął ją za rękę, miała ochotę sie obronić i wyrwać, widząc jednak, że to Leander, zaciekawiona jego zachowaniem, pozwoliła mu się prowadzić.
    Jego władczy gest, gorący, niecierpliwy pocałunek sprawił, że zabrakło jej tchu. Kiedy wreszcie powiedział, o co chodzi, odsunęła go od siebie, kładąc mu palce na wargach.
    - Różdżki - bardziej stwierdziła, niż zapytała. - Gdzie ją masz?
    Owszem, podobała jej się cała ta jego akcja, ale czy naprawdę musiał robić coś takiego, żeby oddać jej własność? Pokręciła lekko głową, nieco rozbawiona, odpychając go nieco. Zachowywał się jak bardzo niecierpliwy dzieciak, który nie mógł się doczekać prezentu na święta.
    - Spieszy ci się gdzieś, tak w ogóle?

    Aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  72. Ona była zupełnie innego zdania. Nie warto było wchodzić w jakiekolwiek dyskusje, gdy jej przeciwnikiem był mężczyzna. A mówią, że to kobiety należą do tych upartych stworzeń, które zawsze muszą mieć racje. Doświadczenia jakie już nabyła w ciągu dwudziestu lat życia sprawiały, że na takie stwierdzenie, wypowiadane w dodatku przez pana, mogłaby jedynie parsknąć śmiechem. Nie warto było więc dyskutować o czymś tak oczywistym i od razu skazanym z jej strony na porażkę. Nie złamała się pod jego intensywnym spojrzeniem, którym próbował się prze moment w nią wwiercić, wręcz przeciwnie, odwzajemniła je z jakże uroczym uśmiechem na ustach, który w jej przypadku często był jedynie ciszą przed okropną, niszczycielską burzą. Skupmy się jednak na tym po co tu przyszli. Ona musiała zrezygnować ze swoich planów upicia się niemal do nieprzytomności, zataczania się pod swoje mieszkanko, tylko po to aby teraz przeglądać nieskładne notatki i wzdychać ciężko, jednocześnie w myślach narzekając na siebie za nudne prowadzenie lekcji, jak i na uczniów za ich lenistwo. I tak, mówi to ta Weasley, która przez całe siedem lat urzędowania w Hogwarcie ustanawiała dni, w których oddawała prace domowe, jako święta narodowe. A gdy on nagle zabiera jej z rąk notatki i tak po prostu je chowa, nie może powstrzymać się przed wysłaniem mu oburzonego spojrzenia i zrobienia przy tym miny małego dziecka, które obraziło się za to, że ktoś zabrał mu cukierka.
    - Ojej, widzę, że ktoś ma tu zalążek brudnych myśli w tej swojej nastoletniej główce. - odpowiada z figlarnym uśmiechem i iskierkami w oczach, bo jak to mówią, kobieta zmienną jest, a ona stanowi tego idealny przykład.- Nie skarbie, nie miałam na myśli TAKIEGO wykorzystywania, chociaż wszystko można przemyśleć. Chodziło mi raczej o odwalanie za mnie brudnej roboty. Tak więc nie panie Ślizgonie, przepraszam, że musiałam Cię zmartwić i wypędzić z twej główki początkowe fazy fantazji. Swoją drogą gdybym była pijana pewnie chciałabym wiedzieć jak wczesna faza to była i czy w ogóle warta uwagi. A teraz oddawaj te kartki. Mieliśmy się uczyć prawda?

    [ przepraszam za to coś na górze. gorączka, ból głowy nie sprzyjają pisaniu :C]
    Dominique

    OdpowiedzUsuń
  73. Może i był przebiegły z niego Wężyk, ale z Aislinn był bardzo mądry Kruczek, który nie pozwalał sobie na rządzenie nim. Kiedy tylko usłyszała pytanie Wickhama, okraszone cwaniackim uśmieszkiem, wiedziała o co mu chodzi. Uśmiechnęła się nieznacznie. O nie, nie nie... Chyba nikt tu się nie zapominał, prawda? Yaxley miała czwórkę rodzeństwa i wiedziała, jak dbać o swoje interesy i nie dawać sobą pomiatać dookoła, ani tym bardziej się wykorzystywać.
    - Leander... Oddaj grzecznie różdżkę - powiedziała, mrużąc nieznacznie oczy. - Nie mam zamiaru ani się z tobą kłócić, ani cię przekupywać.
    Uśmiechnęła się, odsuwając się o krok i opierając się plecami o ścianę, zakładając ręce na piersi.
    - Daj. A potem grzecznie sobie idź dalej.

    OdpowiedzUsuń
  74. Przy każdym chłopaku właśnie tak się zachowywała, z niepewnością i zakłopotaniem, które widać było na kilometr. Jednak jeszcze żaden nie reagował tak, jak Leander. Cóż, może to dzięki temu, że kilka dni temu spędzili razem bardzo miły wieczór, podczas którego doszło między nimi do czegoś więcej niż do przyjaznej pogawędki. O tak, to na pewno dzięki temu. Bo gdyby nie tamten pocałunek, ta sytuacja nie miałaby teraz miejsca. Chłopak dalej traktowałby ją jak zwykłą znajomą, a ona traktowała go jako przystojnego faceta, którego i tak nie mogła mieć z różnych powodów. Los jednak postanowił się trochę zabawić i stało się to, co się stało. Saga jednakże niczego nie żałowała, choć wciąż czuła się jakoś dziwnie skrępowana w obecności Leandra, choć sama nie wiedziała czym jest to spowodowane.
    Zerknęła szybko na swoje dłonie, po czym podniosła wzrok na chłopaka, delikatnie się uśmiechając. No tak, była zbyt zajęta tłumaczeniem mu wszystkiego, aby panować nad swoimi odruchami, które z czasem mogły doprowadzić do katastrofy. Oczywiście niewielkiej, bo połamanie palców czy przedziurawienie wargi na wylot nie było aż tak poważną raną, którą z łatwością można było przecież wyleczyć. Szczególnie, gdy było się w świecie czarodziei, gdzie złamanie można było wyleczyć jednym zaklęciem. I to był niewątpliwie pozytywny aspekt bycia czarownicą. Rzecz jasna było ich więcej, aczkolwiek Saga czasami żałowała, że nie została w Londynie i nie kontynuowała nauki w mugolskiej szkole. O ile jej życie byłoby łatwiejsze!
    Mimowolnie westchnęła cicho, czując jak jego kciuk delikatnie przesuwa się po zewnętrznej stronie jej dłoni. Musiała przyznać, że było to cudowne uczucie, choć w głębi duszy chciała więcej. Dużo więcej. Aczkolwiek swoich marzeń wolała nie wypowiadać na głos, bojąc się kompromitacji.
    Przez jedną setną sekundy Saga myślała, że Leander umie czytać jej w myślach. Po chwili jednak pomyślała, że być może to przez jej oczy, które były jak otwarta księga jej duszy o czym dobrze wiedziała. Zresztą, nieważne jak się domyślił, bo i tak przestała się nad tym zastanawiać, gdy chłopak znacząco się do niej zbliżył. Kiedy zaś poczuła jego delikatne wargi na swoich ustach, poczuła się tak, jakby usunięto ziemię spod jej stóp. Niewiele myśląc, położyła swoje dłonie na jego ramionach, jednocześnie przyciągając go bliżej siebie, co zrobiła raczej nieświadomie. Chciała po prostu poddać się uczuciu szczęścia, radości, które ją teraz ogarnęło. W końcu tego właśnie chciała niemal od samego początku. I choć strach wciąż w niej gdzieś się tam tlił, starała się go odepchnąć jak najdalej, by móc cieszyć się tą chwilą.

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  75. [niee bij, bo milczałam, właśnie miałam uprzedzić, że często takie trzydniowe przestoje mogą mi się zdarzać. szkoła. -,- żaden geniusz, pobudzasz mą wenę, to wszystko. <3]

    Chyba każdy kiedyś składał sobie samemu obietnice, a co ciekawe, zazwyczaj zaczynają się od słów "Już nigdy...". Już nigdy więcej tego przepysznego, a jakże tuczącego czekoladowego ciasta. Już nigdy więcej czerwonych pasemek na głowie, wcale a wcale nie pasują. Już nigdy więcej Jej nie uderzę. Już nigdy nie porozmawiam z Nim nieprzymuszona. Już nigdy.
    Już nigdy się nie zakocham.
    Kim byłaby Nox, gdyby nie złożyła sobie tak trudnej, nierealnej, skomplikowanej i niezrozumiałej w gruncie rzeczy obietnicy? Kim byłaby, gdyby nie wyciągnęła wniosków z pewnej wakacyjnej przygody, dawno temu, kiedy do bólu niewinna, naiwna, zachęcająco delikatna i bezbronna dała się złapać w sidła jednostronnej, bezmyślnej, jakże toksycznej miłości? Czym byłoby puste, kruche, złamane przeznaczeniem ciało bez skrawku duszy, bez umysłu rozsadzanego emocjami od środka? Myślami, uczuciami, pragnieniami bez ujścia, bo gdy podświadomość otwarta, usta się zamykają i pozornie nic nie jest w stanie ich poruszyć.
    Było lato, dosyć gorące i pogodne, tak samo mdłe i nijakie jak każde inne. Był szpital w porażającej bieli, surowości i swoistym zimnie, tak znajomy, a tak obcy, pusty, bo przepełniony ludźmi. I był On, choć nie pasował ani w calu do Jej osobistej układanki. Może dlatego pozwoliła Mu wtargnąć do samej głębi serca, dzieliła się myślami dotąd niewypowiedzianymi. Może dlatego Leo, bo tak zwykła nazywać chłopaka w myślach i słowach, stał się tak bliski. Bo tak nierealny.
    Z każdym kolejnym dniem tuż obok uświadamiała sobie, jak trudno będzie Go puścić wolno, stłamsić w sercu, pozbyć się Leo ze swojego życia. Z każdym wyrazem, z każdym gestem, z każdym kolejnym ciepłem Jego ramion zaczynała pojmować, że to właśnie to. A, że była wierna sobie i tylko sobie, bo ludzie przecież odchodzili, podjęła decyzje. I koniec, i nie ma. I nic nie pozostało.
    Po tygodniach tłumaczyła sobie, że to była chwila słabości, potrzeby kogokolwiek poza matką, ojcem, pielęgniarką. Był On, więc dlaczego nie skorzystać? Tak, okazała się pieprzoną egoistką, chociaż nikt nigdy nie śmiałby Nox w ten sposób nazwać. Ale była. Wykorzystała Go. I zostawiła, gdy trzy tygodnie dobiegły końca.
    Tyle, że to nie była prawda.
    Teraz stał tam, ciało przy ciele, dusza przy duszy, a ciepło Jego dłoni doprowadzało Nockę do szału. Zacisnęła mocno powieki razem ze szczęką, oddychając wymuszenie, by doprowadzić do porządku burzę myśli i wybrać jedną, by zmusić struny głosowe do ruchu.
    - A nie powinieneś. Myślałam, że wyraziłam się jasno. - zaskakujące, że w kluczowych momentach ton głosu Ją nie zawodził. Twardy, nieustępliwy, wyprany z emocji, pełen dziwnego, bo fałszywego chłodu, obojętności, niuans bólu i tęsknoty. - Puść mnie i zapomnij, i ani się obejrzysz, a przestaniesz zauważać mnie na korytarzach. Nie mam Ci nic do powiedzenia. Puść mnie, Leo. Zapomnij.
    Nie patrzyła Mu w oczy, niby posąg z opuszczoną głową, policzkami muskanymi kruczymi kosmykami. Stała tam, niema, głucha, nieodgadniona, tłamsząc tajfun całej gamy emocji, pragnień, myśli, wołania o pomoc.
    Pomóż mi, Leo. Przecież wiesz jak. Przekonaj mnie do siebie. Tutaj, teraz, po raz drugi.

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  76. [Jej ^^ I wzajemnie *_*]

    OdpowiedzUsuń
  77. [Jak nie wiesz, co zrobić, właduj ich na wspólny szlaban ^^ Może być? Mogą, np. za sobą nie przepadać, ale, jak powszechnie wiadomo, wspólna praca zbliża ludzi ;) Jak to się skończy, to się zobaczy *_* Zaczniesz?]

    OdpowiedzUsuń
  78. Prychnęła zirytowana, aż jej grzywka zrobiła się jadowicie zielona. Proszę, proszę... Myślał, że Yaxleyówna, że ONA da sobą pomiatać? No chyba żartował, chyba wręcz sobie kpił. Fakt, bez różdżki była wobec niego zupełnie bezbronna, co nie znaczy, że miała zamiar płaszczyć się przed nim i robić czegokolwiek to Wickham nie zechce. To, że jej się podobał, że było jej z nim dobrze, że całkiem nieźle im się razem gadało, nie znaczyło, że pozwoli mu na każdą jego fanaberię.
    - Jak będziesz chciał mi ją oddać, też wiesz gdzie mnie znaleźć. Jak się nie zdecydujesz, to wiedz, że całkiem nieźle radzę sobie z eliksirami, za pomocą których można robić głupie kawały.
    Uniosła brew, ciekawa, czy pamiętał sytuację, kiedy jakiemuś graczowi z Gryffindoru w zeszłym roku, który jej bardzo podpadł, podczas meczu spadły wszystkie ubrania przeżarte przez eliksir o właściwościach kwasu. Jakkolwiek nigdy nie złapali winnego, niektórzy się orientowali, kto mógł być za to odpowiedzialny.
    Podeszła do niego, przesuwając palcem po jego torsie, zbliżając twarz do jego:
    - Nie myśl, że przez wczoraj będę cię traktować na specjalnych warunkach. To ty masz się postarać, jeżeli chcesz, bo ja nie jestem na każde twoje skinienie. Jestem Yaxley, a nie pierwsza lepsza Smith.

    Aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  79. Otarła dłonią zmęczoną sytuacją twarz. Lewą, wolną oczywiście. Prawą cały czas nieświadomie wciskała mu paznokcie w skórę, klnąc pod nosem jak przysłowiowy szewc. Przez chwilę jeszcze tak stała, wlepiając swoje poirytowane oczy w chłopaka.
    Słysząc równie niekulturalne słowa, chociaż kierowane w jej stronę, a nie tak o sobie, spojrzała przez ramię. Mężczyzna, z którym szarpał się jej uczeń bezustannie ją obrażał. W końcu nie wytrzymała - co raczej w przypadku Connie nie było niczym dziwnym - puściła Leandera, podeszła do faceta i kierując pod jego szczękę małą zaciśniętą piąstkę, wysyczała coś (niemal dosłownie). W jednej chwili mężczyzna obrócił się na pięcie i wyszedł z Trzech Mioteł. Uśmiechnęła się triumfalnie.
    - W tejże chwili idziesz ze mną do stolika, przy którym siedziałam i spowiadasz się pięknie, co się stało i dlaczego mam o tym nie mówić opiekunowi twojego Domu. - Zarządziła w miarę poważnym tonem głosu, kierując się od razu na miejsce, w którym wcześniej siedziała. Przesunęła płaszcz bardziej w stronę okna, usadawiając się na końcu kanapy. Skinieniem dłoni pokazała chłopakowi tę wolną naprzeciwko, wyraźniej pokazując, żeby usiadł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [wybacz, że dopiero teraz, ale miałam III wojnę światową w szkole xD]

      Usuń
  80. Zamrugała parokrotnie w pełnej konsternacji, zastanawiając się, gdzie coś się zmieniło, przerwało, co poszło nie tak, czego nie zrozumiała.
    - Przecież nic między nami nie było.
    To nic stanowiło najlepszy przykład pojęcia względnego, bo chociaż ich usta ani razu się nie spotkały, dłonie nie wędrowały po nagim ciele, a kolejne gesty nie rozpalały zmysłów, słowa, spojrzenia, uśmiechy, nieśmiałe ruchy wystarczyły, by przywiązali się do siebie momentalnie i nieodwołalnie. To nic było wszystkim, co Nox i Leo łączyło, to nic uchodziło za ich mały światek, niebo i ziemię, dzień i noc, po prostu.
    To nie było nagłe, jak grom z jasnego nieba, to nie było romantyczne, piękne czy w żaden sposób zaskakujące. Cała Jego postawa, zgaszone oczy, grymas na twarzy, ból drżący w dziwnie ciężkim powietrzu, każde pragnienie, każe słowo, gorycz, zawód, smutek, wszystko dochodziło powoli. Nieśpiesznie. Stopniowo. Jakby od niechcenia. Przyzwyczajała się do myśli, że mogło być na odwrót. Że z potrzebującej stała się potrzebną, z ranionej w raniącą, z wykorzystywanej w wykorzystującą. Tą złą, tą egoistyczną, tą z ich wspólnym losem w rękach. A przecież wciąż tak słaba, krucha, delikatna i bezsilna, jak mogła samodzielnie podjąć decyzję, pokierować kartami losu, jak?
    - To nie tak, Leo. To zupełnie nie tak. - głos nagle zacząć drżeć, chwiać się tak samo jak łzy w kącikach oczu. Westchnęła cicho i ścisnęła lekko Jego dłoń, jak w przeprosinach, choć nic nie mogło ukoić przecież Jego bólu, tak w oczach Nocy nieoczywistego.
    - Nie mogę tego wytłumaczyć, potrafię, ale nie mogę. To za dużo, Leo. Nie mogę sobie na to pozwolić. To znaczyło dla mnie zbyt wiele, niż kiedykolwiek powinno, te trzy tygodnie były zbyt piękne, zbyt nierzeczywiste... Nic się nie zmieniło i w tym właśnie rzecz. Byłam pewna, że zapomnisz, że mimo wszystko skończymy to razem z upływem trzech tygodni. Zaskoczyłeś mnie, nie spodziewałam się... Nie chciałam zabawić się niczyim kosztem. Doszedłeś tak daleko, poznałeś mnie tak dobrze, bo byłam pewna, że nigdy więcej się nie spotkamy, a teraz, gdy chcesz kontynuować... - pokręciła głową, zaciskając mocno powieki z znajomo znienawidzonym wrażeniem, że sylaby łączone przez usta tworzą niezrozumiały ciąg, skrawki myśli, informacji i pragnień. Przecież to nie miało prawa bytu, to nie miało szans, te emocje, te marzenia... Nie. Nie i tyle.
    Nie chciała krępującej ciszy, nie chciała Jego bólu, strachu i zawodu, nie chciała, więc zupełnie mimowolnie uniosła rękę i musnęła opuszkami palców policzek chłopaka, tak ciepły, tak znajomy. Obrysowała kciukiem kontur tych ust, jeszcze nieznanych, choć tak chcianych. Kąciki Jej warg drgnęły, jakby tłumiła uśmiech.
    - Przepraszam. Nigdy nie sądziłam, że to będzie znaczyć dla Ciebie aż tyle. Wciąż myślałam, że jestem jedną z wielu. Naprawdę nie jestem?

    [jakieś to krótkie. :<]

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  81. Nie rozumiala.
    Miala najwyzsza ochote wrzasnac Mu prosto do ucha, zeby zaczal sluchac, nie tylko slyszec, miala ochote wykrzyczec kazda sylabe tloczoca sie w szarej masie mysli, ktora momentalnie zalala Jej umysl, miala ochote, tak, miala ochote Go uderzyc, dac Mu w twarz jak pospolitemu gnojkowi, aby zrozumial. Pojal. Nie uciekal jak Ona. Nie On, nie Leo, nie ten silny, pewny siebie, nierealnie szczesliwy i napajajacy Ja szczesciem Leo. Miala ochote na tyle rzeczy, ktorych nie potrafila nazwac, okreslic, co dopiero zrobic, a wobec calego natloku podswiadomosci, calego ciezaru amoku, ktory spadl dziewczynie na barki mogla tylko oddychac, mrugac, zmuszac serce do bicia, wrosnieta w ziemie i naturalnie nieruchoma, milczaca, niema, choc emocje rozsadzaly Ja od srodka.
    Nie rozumiala.
    Co On, do cholery, wygadywal?! Jak to nie jest odpowiedni? Jak to zasluguje na kogos lepszego? I dziwisz sie potem, ze nikt mojej Nocki nie rozumie. Widzisz, milosc i nienawisc do dokladnie to samo uczucie o dwoch skrajnych zabarwieniach przeplatajacych sie nawzajem. Najwiekszym wyzwaniem wymagajacym eksperymentow, sily i czasu sa takie decyzje, czyny i wybory, by nienawisc zmieniala sie w milosc, a ta trwala jak najdluzej. I teraz, wlasnie w tym momencie palala tak niepohamowanym, irracjonalnym gniewem, zloscia zmieszana z niezrozumieniem do swojego ucielesnienia marzen, ze na chwile orzech teczowek zapalil sie krwistym plomieniem, a reka drzala w zakonczonym przez Leandra uscisku, jakby naprawde zamierzala zrobic Slizgonowi krzywde. Nie chciala tego, podswiadomie tego nie chciala, naprawde, ale teraz w Jej glowie brakowalo epitetow, ktorymi moglaby obrzucic ukochanego kretyna, ktory nie uslyszal, nie zrozumial, nie pojal nic, sam sobie wszystko dopowiedzial i wlasnie odchodzil, oddalal sie krokiem zbyt zwawym, zbyt predkim, zbyt zywym jak na Nox. Ani kroku, ani jeku, ani oddechu, nic, kompletnie nic nie mogla poczac, cialo nagle i jak na ironie stracilo posluszenstwo. Trwalo glucho w pozie nieodgadnionej, zaciskajac gardlo tak, ze nawet najcichszy szept, ktorego Leo by nie uslyszal, nie mial prawa opuscic bladych ust Krukonki.
    To juz nieaktualne. Trzy tygodnie minely. Skonczylismy to razem, tak jak chcialas. Pa, Nocko.
    - Czys Ty zwariowal? - wymamrotala niespodziewanie, acz tak cicho i niewyraznie, ze chlopak nie mogl tego uslyszec. I ruszyla, krok z krokiem, choc nie miala najmniejszych szans dogonic Go, zrownac sie w biegu. I ruszyla, z kolejnym metrem coraz bardziej chwiejna, coraz to niestabilna, ledwo zywa, jakby sama swoja postawa Leo wypompowal z Niej cala energie, cala sile, cale pozostale zycie. I szla, szla w zaparte, szepczac, by poczekal, by posluchal, by zrozumial, w koncu. I nie bylo.
    I wtedy wszystko sie zaczelo.
    I upadla, nagle bezsilna, wypruta, niezywa. I oczy zaszly mgla gesta niby olowiane chmury, ktore dzis wisialy nad niebosklonem. I otworzyla szeroko powieki, to samo czaniac z ustami, a rece zacisnely sie na brzuchu, ktory pekal, rozsadzal sie samodzielnie od srodka pod wplywem bolu, znajomego, chorego, zbyt namacalnego i oczywistego. Zgieta wpol, zaczela kaszlec kroplami szkarlatu, a metaliczny posmak w ustach tylko wspomagal odruchy wymiotne, by w koncu chlusnelo o podloge wszystko, co musiala oddac, wydalic, wyrzucic z siebie, w koncu. I emocje, i Jego juz nie bylo, tylko bol, grymas na twarzy, drzaca postac i desperacko lapane powietrze, co go nie ma. I nie ma. A On? On jest?

    [no wiem, ze dziwne, jakos dziwny dzis dzien mialam, i mam nadzieje, ze me milczenie nie zraza, tak poza tym. :3]

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  82. [Ciszy mnie to <3 Ej, ty tam mi odpisz, bo czuje się zapomniana ;c]

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  83. Tak mało w tych czasach było romantyków. Tak mało dżentelmenów. Tak mało wiernych facetów, dla których istniała tylko ta jedna, jedyna. Co się z nimi wszystkimi stało? Gdzie się podziali? Saga nie raz i nie dwa się nad tym zastanawiała, ale do tej pory nie znalazła odpowiedzi. O tak, panna Nielsen była jedną z tych dziewcząt, które marzyły o rycerzu w lśniącej zbroi na białym koniu. Wiedziała jednak, że nie jest to możliwe. Nie w tych czasach, nie w tym kraju. Och, dlaczego, dlaczego nie mogła urodzić się te dwa wieki temu? Dlaczego nie mogła żyć wtedy, gdy większość mężczyzn była... Mężczyznami. Delikatnymi, wiernymi i romantycznymi dżentelmenami, którzy dzielnie walczyli za swój kraj, gdy była taka potrzeba. Teraz większość samców niewątpliwie uciekłaby gdzie pieprz rośnie, aby tylko nie trafić do wojska. Tchórze.
    Nikogo chyba nie zdziwi fakt, że w tej chwili Saga jednak się nad tym nie zastanawiała. Była zbyt rozproszona bliskością Ślizgona, zbyt zajęta oddawaniem namiętnych, pełnych utęsknienia pocałunków, aby zastanawiać się nad czymkolwiek. Jedyne o czym teraz myślała to jego miękkie usta, które z wprawą pieściły jej wargi. Jego ciało tak blisko jej ciała. Jak dziecko wierzyła teraz, że on jej chce. Że mogą być razem, chociaż nie raz i nie dwa słyszała o nim różne rzeczy, najczęściej negatywne. Saga jednak nie dopuszczała do siebie myśli, że Leander mógłby ją wykorzystać. W jej mniemaniu był teraz tym księciem w srebrnej zbroi, którego z takim utęsknieniem wyczekiwała.
    Korzystając z chwili wytchnienia, zaczerpnęła głęboko powietrza, tym sposobem próbując uspokoić rozszalałe serce, które przez cały czas tłukło jej się w piersi. Chciała coś powiedzieć. Chciała podziękować, powiedzieć, że nie ma za co przepraszać, jednak głos uwiązł w jej gardle i jedyne co mogła robić to głęboko oddychać. Nie za długo jednak, bo chwilę później znowu poczuła jego wargi na swoich. Bez namysłu oddała mu kolejny pocałunek, delikatnie błądząc palcami po jego karku.
    I ona musiała przyznać, że teraz było o wiele lepiej niż te kilka dni temu, gdy oboje byli pijani, choć ledwo co pamiętali z tamtego wieczora. A przynajmniej było tak w przypadku Sagi, która niestety miała dość słabą głowę i już po kilku drinkach była nieźle pijana. Co poradzić, niewiele było jej potrzeba, aby znaleźć się w stanie uniesienia. Chociaż nie wszyscy po alkoholu są zadowoleni i uśmiechnięci. Jedni płaczą, drudzy są wściekli, jeszcze inni są obojętni na wszystkich i wszystko dookoła. Saga na szczęście, a może i nieszczęście, należała do tych osób, które po alkoholu stają się otwarci i weselsi niż zazwyczaj.
    Oderwała się niechętnie od chłopaka, przymykając delikatnie swe ślepia, jakby chciała wszystko sobie poukładać. Wiedziała jednak, że nie będzie to możliwe przez jakiś czas, szczególnie, gdy Leander wciąż stał tak blisko niej, że mogła go dotykać. Westchnęła cicho i otworzyła swe ślepia, marszcząc w zdziwieniu ciemne brwi.
    - Za co? - wymamrotała cicho, bowiem bała się, że głos odmówi jej posłuszeństwa, kiedy będzie chciała powiedzieć coś głośno, bowiem wciąż czuła się, jakby została zrobiona z waty. Ledwo trzymała się na nogach i tylko dzięki chłopakowi nie osunęła się na ziemię.

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  84. O tak, niewątpliwie niektóre dziewczęta były w stanie rozsiewać plotki tylko po to, aby się zemścić. Zemścić się, za to, że zostały odrzucone, że były tymi niechcianymi. Właśnie dlatego Saga najczęściej po prostu nie wierzyła w plotki, które słyszała od koleżanek na korytarzu. Nie tylko te o Leandrze, ale również i innych osobach, które od czasu do czasu są obsmarowywane przez otoczenie. Panna Nielsen wolała sama najpierw poznać personę, aby wyrobić sobie o niej zdanie, niźli wierzyć w to, co mówią inni, bowiem najczęściej wszystkie opinie były tylko wierutnymi kłamstwami.
    Saga była niewątpliwie osóbką, która za nic w świecie nie powiedziałaby na kogoś złego słowa. Nawet jeżeli ten ktoś by ją skrzywdził, ona siedziałaby jak mysz pod miotłą i nie pisnęłaby słówka. Ot, nie lubiła obrażać ludzi, nawet jeżeli na to zasłużyli. Niestety, reszta taka miła nie była. Rozpowiadali dalej to, co usłyszeli od innych, nawet przez chwilę nie zastanawiając się czy jest to prawdą. O niej również mówili. Może nie tak często, jak o niektórych, ale ona także była na językach innych uczniów, co oczywiście nie przypadło jej do gustu. Jednak plusem było to, że przynajmniej nie zwyzywali ją od dziwek czy innych szmat. Jeszcze. Bo po niektórych można się spodziewać wręcz wszystkiego.
    Spojrzała na chłopaka ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Przepraszał za pocałunek? Naprawdę? Czy on nie czuł z jaką ochotą go oddawała? Nie widział jak promieniuje wewnętrznym szczęściem? Gdyby musiał przepraszać, niewątpliwie byłby zmuszony do tego po siarczystym policzku. Saga jednak go nie uderzyła, nie odepchnęła go, więc jak mógł sądzić, że było za co przepraszać? To ona powinna przepraszać. Powinna mu dziękować.
    Westchnęła cicho, delikatnie kręcąc głową tak, że kilka jej rudych kosmyków połaskotało Leandra w szyję i twarz.
    - To ja przepraszam - mruknęła cicho, wpatrując się w niego swoimi dużymi, brązowymi ślepiami.- Za to, że cię unikałam, że... Przepraszam - powtórzyła tylko, nie wiedząc co mogłaby jeszcze powiedzieć. Och, dobrze wiedziała co chciałaby mu powiedzieć, po prostu nie była na tyle odważna, aby powiedzieć to wprost. A było tego całkiem sporo. Może kiedyś, kiedy nie będzie się bała jego reakcji, kiedy będzie miała pewność, że jej nie wyśmieje.
    I znowu to zrobił. Znowu jego słowa ją zadziwiły. Ona niesamowita? Przecież nie była nikim szczególnym. Była tylko zakompleksioną, nieśmiałą uczennicą, która trzymała się z daleka od wszelkich imprez, bowiem wolała siedzieć z nosem w książkach, gdzie była bezpieczna. Kto uważałby taką istotę za niesamowitą?
    - Wcale nie - szepnęła, kręcąc przecząco głową.- Nie jestem nikim niesamowitym - powiedziała, krzywiąc się lekko przy tych słowach.

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  85. [ciesze sie, bo gif i fotki mialy byc tylko chwilowe, ale chyba zostana na dluzej, tez mi sie strasznie podobaja. <3 ahh, dziekuje, mi tez brakowalo watka z Toba. :3 noo tak, trzecia klasa zupelnie wybila mnie z rytmu, wiec mam obrzydliwie malo czasu na rozrywke. *-*]

    Amok wypelnil Jej umysl pojedyncza fala rozbijajaca gladko klif mozgu, niszczac resztki przytomnosci, mieszajac niebo z ziemia, manipulujac swiatlem, barwa, dzwiekiem i emocja. Zyly tylko urywki - sila Jego ramion, cieplo skory, strach w wyglosie, szorstki material szaty Leo na policzku. Zyla krew szumiaca zwawo w uszach, zylo serce, zylo zaskakujaco szybko, razem z tetnem rozrywajacym od niechcenia zyly. I koniec. I nic. Nicosc w pustce zamknieta.

    Pierwsze, co wpadlo do glowy to oslepiajaca biel przenikajaca swiatlo. Biel scian, biel poscieli, biel fartucha pielegniarskiego predko przemykajacego przed oczyma. Karmin krwi na bladych dloniach, niebieskie pigulki pod nosem. Faeria barw, co ich nie ma, przemykajacych szalenczo przed oczyma.
    - Jak sie nazywasz?
    Zmarszczyla brwi i uniosla wzrok, napotykajac uwazne spojrzenie Pomfrey. Przewrocila orzechowymi oczetami, unoszac kaciki ust, bo wszystko tutaj zdawalo sie byc ironia, Jej osobista ironia, ironia zycia, smierci, Jego. Jego?
    - Nox Pandora Jones. - odpowiedziala slabo, poruszajac niespiesznie palcami dla sprawdzenia, czy umysl odnalazl cialo.
    - Jaki dzis dzien tygodnia? - odparla pigula, podajac szklanke wody blyszczacej w porannym swietle razem z turkusem tabletek, ktore Nox polknela szybko, bez popitki.
    - Piatek.
    - A dokladniej sobota. Stracilas przytomnosc wczoraj, wolalam nie wybudzac Cie zbyt szybko. Kto to? - spytala kobieta, usmiechajac sie wymownie, na co Krukonka westchnela przeciagle, wznoszac oczeta ku niebu.
    - O kogo pani chodzi? - ton pelen zniecierpliwienia, cieplego cynizmu, dziwnej tesknoty.
    - Ten chlopak z Slytherinu, wlecial tu jak zwariowany i czuwal przy Tobie az do wieczora, ponad trzy godziny. Wygonilam Go, zeby w koncu cos zjadl, ale mysle, ze zaraz sie pojawi. - spojrzala na zegarek, ale zaraz na odglos trzasniecia drzwi znow usmiechnela sie z tym charakterystycznym zacieciem, rzucila nowoprzybylemu ukradkowe spojrzenie i rzucila tylko:
    - Krocej niz wczoraj.
    A Nox, zanim zdazyla pomyslec, powiedziec, chocby spojrzec, zakopala sie w koldrze po szyje i zacisnela powieki, a grymas niezidentyfikowanego bolu, wstydu i upokorzenia wstapil na biala jak sciana twarz zupelnie mimowolnie. Milczala, udawala, nie miala pojecia, co poczac w tej sytuacji.
    - Leo. - wykrztusila tylko, przygryzajac warge w pelnej konsternacji.

    [dzis mi nie idzie. Wybacz. D:]

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  86. [Nie chcę być nieuprzejma, ale chyba zostałam olana. Cóż, trudno się mówi.]

    OdpowiedzUsuń
  87. Jesteś Mikołajem dla Russella Collinsa. Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  88. Uniosła powoli kąciki ust w bladym uśmiechu, puszczając Mu perskie oko, bo jeśli nie było słów, pozostawały gesty, emocje ukryte w mimice bladej twarzy, rozpierające kruche ciało od środka, szukające ujścia. Spodziewała się zimna, szorstkiego głosu, powitania wciąż przesiąkniętego bólem, zawodem i rosnącą niepewnością. Był strach, widziała go w czekoladzie oczu Leo, ale też ulga, przebaczenie, coś ze szczęścia, coś z przeszłości. Miała szansę to naprawić, miała szansę, by powrócić do starego, szansę na zmuszenie się do samoakceptacji, tolerancji, cienia wartości własnego jestestwa.
    Westchnęła cicho, przymykając z lubością powieki, gdy Jego usta naznaczyły pergaminową skórę. Przygryzła wargę w ujmującym, zwykłym, tak niespotykanym uśmiechu i odgarnęła niesforne kosmyki opadające na czoło.
    - Całkiem całkiem, chociaż... to moja wina. - zgasła niczym świeczka zdmuchnięta pojedynczym wiatrem. - Wszystko spierdoliłam, powinnam przyjść do Ciebie osobiście, wszystko wytłumaczyć, a napisałam te parę gorzkich słów z złudzeniem, że je zaakceptujesz. Tu nie chodzi o Ciebie, tylko o mnie, Leo. To ja... - urwała nagle, zastanawiając się, czy słodkie kłamstwo nie lepsze od gorzkiej prawdy.
    Mogła zwalić wszystko na chorobę, stwierdzić, że nie chce, ażeby Leo patrzył na Nią w tym stanie, inną, bo umierającą. Mogła utkać nie pierwszą, może nie ostatnią nić intrygi, byle tylko nie przyznawać się do strachu przed miłością. Mogła, a błędy składały się na naturę człowieka.
    - Te trzy tygodnie, to nie był mój pierwszy pobyt w szpitalu, wręcz przeciwnie. Nie ma dla mnie szansy, nie ma serca, muszę umrzeć, Leo. Nie pozwolę Cię w to wciągnąć, nie chcę, żebyś się do mnie przywiązywał, żywił... cokolwiek. - westchnęła z trudnością, ściskając Jego dłoń słabo, nieznacznie. - Ale to chyba nie moja decyzja, więc... jeśli wytrzymasz.
    Przekrzywiła lekko głowę w bok, mrużąc oczy, zawieszając wzrok na Jego twarzy, z przyjemnością błądząc wzrokiem po każdym kawałku śniadej skóry. Rozszerzyła uśmiech mimowolnie, automatycznie wręcz i pociągnęła Go za rękę, przesuwając się na skraj łóżka.
    - Chodź tu. - wyszeptała, wbrew wszystkiemu, mimo wszystko spragniona Jego dotyku, ciepła, uśmiechu, głosu. Wszystkiego. Narkomanka chciała kolejnej dawki, tak na koniec, dla dopełnienia. Nie potrafiła sobie odmówić Leandra, potrzebowała Ślizgona bardziej niż kogokolwiek kiedykolwiek, bardziej niż każdego. Bo był każdym, był wszystkim i niczym zarazem.
    - Sprawisz mi tą przyjemność?

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  89. [Przepraszam za długie niepisanie ;p chciałam się spytać czy dalej prowadzimy wątek miłosny między tą dwójką ;p]

    OdpowiedzUsuń
  90. - Wydaje mi się, że nie mam w tym żadnego interesu - odparła rozbawiona i oparła się o krawędź szafki krzyżując ręce na piersi. - Chyba że mi uświadomisz, że się mylę... Wtedy niewykluczone, że to rozważę...
    Widząc jednak jak mina chłopaka rzednie postanowiła jednak dłużej go nie dręczyć.
    - No przecież żartuję, gamoniu! - roześmiała się. - Jeśli o mnie chodzi jesteś całkowicie bezpieczny. Nie dam Cię wyrzucić z zamku, bez Ciebie byłoby mi tu zbyt nudno.
    Puściła mu oko i sięgnęła dłonią jego włosów by je zmierzwić w czułym geście. To czego Leander wiedzieć nie mógł to to, że słowa Susan były jak najbardziej prawdziwe. Grono pedagogiczne już nie raz zastanawiało się z jakich to dziwnych przyczyn panna Cage broni jak lew kogoś, kogo pobyt w tej szkole wisi na włosku, kogoś, kto podpadł niemalże wszystkim członkom grona. Najwyraźniej wszystkim prócz niej. Leander nie mógł wiedzieć, ile razy już uratowała go przed chociażby zawieszeniem w prawach ucznia. Dlaczego to robiła? Nikomu nie powiedziała, a i przed sobą nie chciała się przyznać, że nie wyobrażała sobie, żeby nagle mogło zabraknąć Wickhama, jego radosnych błyszczących oczu, jego czarującego uśmiechu. Leander nie mógł wiedzieć, a przynajmniej Susan miała taką nadzieję, że się nie dowie, jak wiele mógł u niej zdziałać, gdyby tylko się postarał... Jeden uśmiech i wszystkie winy zostają mu odpuszczone, Susan nic nie mogła z tym zrobić. Wickham stał się nieodłącznym elementem jej życia w Hogwarcie (co pod pewnym względem uważała za powód do dumy - jej zajęcia były jedynymi, na które Leander zawsze i bez wyjątku się pojawiał, nawet jeśli był nie wiem jak skacowany).
    - Postawisz mi kiedyś drinka w Piekiełku i będzie po sprawie - dodała z rozbawieniem. - A teraz zmykaj zanim pomyślą, że uprawiamy razem seks w magazynie... Co zresztą nie byłoby zbyt wygodne.
    Otworzyła mu drzwi i puściła go przodem.
    - I co tam, Tucker? Sprawdziłeś czy wszystkie guziki mojej koszuli są zapięte w porządku? Wspaniale, możesz wrócić do rzucania zaklęcia. Siadaj Wickham zaraz mi pokażesz co potrafisz zdziałać swoją różdżką... Chryste Panie, zróbcie coś z tymi hormonami zboczeńcy! Czy jest jakiekolwiek słowo, które się Wam NIE kojarzy?!
    Westchnęła teatralnie i pokręciła głową z udawaną dezaprobatą próbując ukryć drgające w uśmiechu kąciki ust. Susan Cage miała nietypowe podejście do swoich uczniów... ale chyba właśnie za to ją uwielbiali.
    [wróciłam:)]

    OdpowiedzUsuń
  91. Spojrzała na niego spod byka. Wytłumaczenie było zbyt banalne na wersje, jakie z reguły wciskali jej uczniowie w tego typu sytuacjach. Czyli rzeczą jasną było, że Connie uznała je za prawdziwe. Szczerze mówiąc, nie miała najmniejszej ochoty na chodzenie za opiekunem Ślizgonów, żeby to mu naopowiadać, jak Leander się zachował po spożyciu alkoholu. W tym wszystkim w dodatku musiałaby dodać, że sama również nie była trzeźwa. A to - jak powszechnie wiadomo - raczej jej na rękę nie było.
    - Niech będzie, że ci wierzę. - Odparła po dość niezręcznej chwili ciszy, cały czas gapiąc się w oczy chłopaka. Na twarzy nauczycielki zaczynało się malować zrozumienie i cholerny spokój. Dziwnie to wyglądało, bo z reguły reagowała na wszystko bardziej gwałtownie. W tej chwili liczyła na dopicie drinka w szklance, którą się bawiła, i na towarzystwo chłopaka. Jakoś odechciało się jej sobotniej samotności. - Tylko obiecaj mi, Wickham, że następnym razem nie będziesz się bił, ok? Powinieneś trzymać swoje nerwy na wodzy...
    Uśmiechnęła się nieznacznie. W jego wieku też była niemożliwą buntowniczką, wielu nauczycieli miało jej zwyczajnie dosyć, bo jeśli nie zasypywała ich tysiącem pytań odnośnie przedmiotu, to wlepiali jej szlabany.
    Szczególnie właśnie w soboty, gdy z wieży Gryfonów dobiegał jeden wielki huk, na który składała się muzyka i krzyki napitych wychowanków Domu Lwa. Bardzo często sprawczynią zamieszania okazywała się właśnie ona - drobna, niepozorna, ale z oczami mordercy Connie Wärd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [wybacz kochanie, że dopiero teraz. :* urwanie łba po prostu... ;/]

      Usuń

Archiwum bloga