czwartek, 15 listopada 2012

Oto kim jesteś, Susan Cage


Śniło mi się, że przyszłaś i spytałaś kim właściwie jesteś. Odpowiedziałam Ci, że tak naprawdę jesteś tworem mojej wyobraźni, któremu mieszam w życiu kiedy nie mam ochoty uczyć się na następne kolokwium.
Nie spodobała Ci się moja odpowiedź.
Ty jesteś przecież Susan Andante Cage i można powiedzieć o Tobie o wiele więcej.
Musiałam się zgodzić.
Mam wiele do powiedzenia na Twój temat, zważywszy chociażby na fakt, że to ja Cię stworzyłam, obojętnie jak przerażająco to brzmi.
***
Na początek wygrzebałam nakreśloną kiedyś tam Twoją kartotekę. W końcu jesteś aurorem i to cholernie dobrym, a każdy szanujące się Biuro Aurorów powinno prowadzić dokumentację swoich pracowników. Już z samej takiej kartoteki można się nieco o Tobie dowiedzieć...O, proszę, poczytaj sobie:

KARTOTEKA NR: 18/06/0025/F/A

Imię i nazwisko: Susan Andante Cage

Płeć: Kobieta
Kryptonim: Izyda
Stopień wojskowy: plutonowa
Przydział: Piąta Brygada Uderzeniowa "Papirus"
Funkcja: Namiestnik Sił Aurorskich w Hogwarcie
Data urodzenia: 12 maja 1996 r.
Miejsce urodzenia: Londyn
Stan cywilny: panna
Zawód:nauczycielka zaklęć w SMiC Hogwart
Miejsce zamieszkania: Bzowy Gaj - rodzinna posiadłość na obrzeżach Londynu/kwatera nauczycielki zaklęć
Różdżka: 11 cali, wierzba, pióro feniksa
Patronus: pantera
Bogin: dementor
Informacje dodatkowe:

zarejestrowany animag (szara wilczyca)
opiekunka Gryffindoru

Jesteś aurorem - potrafisz szybko reagować i zachować zimną krew nawet w najcięższych sytuacjach, twardo trzymasz się tego, co postanowisz, jesteś czujna nawet kiedy śpisz. Niczego nie da się przed Tobą ukryć, uważnie zawsze wszystko obserwujesz i błyskawicznie łączysz fakty. Jesteś jedną z tych osób, które pchają się w ogień by kogoś uratować, nawet jeśli nie ma to najmniejszego sensu - takie głupie zachowanie wolisz nazywać odwagą. Jak zresztą wszyscy byli albo obecni Gryfoni. Jesteś twarda i nigdy nie płaczesz. Nie znaczy wcale, że nie bywa Ci smutno i ciężko. Ty po prostu nie umiesz płakać. 
Wiem, powinnam Cię teraz przeprosić - nadając Ci taką właściwość bardzo Cię skrzywdziłam. Pozbawiłam Cię najłatwiejszego sposobu odczucia ulgi w trudnych sytuacjach.
Ale nie zrobiłabym tego gdybym nie wiedziała jak bardzo jesteś silna i jak wiele potrafisz znieść, weź to pod uwagę, zanim mnie za to znienawidzisz do reszty.

Jesteś nauczycielką, choć nietypową. Wygadana (niekiedy wręcz pyskata, wybacz Susan, ale obie wiemy, że czasem masz niewyparzoną gębę), głośna (Twój śmiech słychać z drugiego końca korytarza... przepraszam, wiem, że mnie za to nienawidzisz, ale musimy mieć coś ze sobą wspólnego), wydawałoby się, że chaotyczna - wszędzie Cię pełno, ciągle jesteś w biegu, oczy Ci się błyszczą jak w jakimś twórczym szale... Ale Ty doskonale wiesz co robisz - nie znosisz bezcelowych działań więc nigdy ich nie podejmujesz. Jesteś uparta, chcesz zbawić świat twierdząc, że każdy zasługuje na drugą szansę. Wobec tego cierpliwie będziesz przez kilka godzin tłumaczyć największemu osłu jak się trzyma różdżkę i powtarzać milion pięćset sto dziewięćset razy, że aby otworzyć drzwi trzeba wypowiedzieć formułę "Alohomora" a nie "Alzheimer". 
Kiedyś stwierdziłaś, że dystans pomiędzy uczniem i nauczycielem jest zbędny i tylko przeszkadza. Twoim zdaniem więcej można osiągnąć poprzez sympatię niż poprzez strach. Uwielbiasz swoich uczniów, a oni o tym wiedzą. Drzwi do Twojej kwatery nie są zabezpieczone hasłem i stoją otworem dla każdego, kto tylko zechce do Ciebie wpaść. Tym sposobem często przesiadują u Ciebie różni studenci z całkiem szerokim przekrojem problemów jakie tylko można w tym wieku mieć, od śmierci bliskiej osoby, przez nieszczęśliwą miłość i kiepskie stopnie z eliksirów, po brakach papieru toaletowego w łazience na drugim piętrze kończąc. 
Niektórzy nauczyciele dość krytycznie patrzą na Twoje niekonwencjonalne metody nauczania i ostrzegają Cię, że pewnego dnia te "rozwydrzone dzieciaki" wejdą Ci na głowę. Ale Ty już niejedno widziałaś, niejedno przeżyłaś i akurat dzieciaki na głowie nie są Ci straszne. 

Masz dwadzieścia sześć lat i obsesję na punkcie tego, że robisz się coraz starsza. Nic dziwnego, jako nauczycielka obracasz się głównie pośród "gorących czternastek". Jednak pomimo tego, że uczysz tu już drugi rok nadal zdarzają się tacy, który Cię pomylą z uczennicą i będą chcieli się z Tobą umówić. Tobie wydaje się to dziwne, bo nie uważasz siebie za osobę specjalnie atrakcyjną - jesteś niska, bo Twoimi 160 cm raczej nie ma się co chwalić, jesteś nieco zbyt chuda... i nie mówię tu o tym słynnym typie budowy innych kobiecych postaci: "chuda, ale pokaźnym, jędrnym biustem, nieco sprzecznie zbudowana, ale generalnie autorce chodziło o to, by wyszło zajebiście", nie. Ty jesteś za chuda, nie pochwalisz się rozmiarem stanika, bo nie ma za bardzo czym (ale nie przejmuj się - ważne, że u góry jest bardziej wypukłe niż na dole!) i masz nieco za wąskie biodra. Nie masz ponętnych warg, zrezygnowałaś nawet z ich malowania, bo przez Twój nawyk przygryzania dolnej wargi podczas procesów myślowych nieustannie miałaś szminkę na zębach. W ogóle rzadko się malujesz, bo nie masz na to czasu. Na czesanie też nie masz czasu, bo układanie Twoich włosów zajmuje Ci wieczność więc po prostu przemierzasz świat z rozczochraną głową.
To wszystko jednak nie zaprzecza temu, że jesteś piękna, Susan. Nie byłam aż taka okropna.
Może i nie obdarzasz całego świata "zalotnym spojrzeniem spod wachlarza długich i gęstych rzęs", ale masz duże ciemnoczekoladowe oczy, które zwykle się śmieją. Po Twoich oczach widać, jaki masz nastrój - kiedy jesteś smutna stają się czarne i znika z nich ten charakterystyczny błysk. W stosunku do reszty Twojego ciała masz całkiem długie i smukłe nogi - spalasz z nich tłuszcz poprzez to ciągłe bieganie z jednego piętra na drugie. Masz całkiem ładne dłonie, zauważyłabyś, gdybyś na choć chwilę przestała nimi wymachiwać na wszystkie strony (cóż... dość "żywiołowo" gestykulujesz, zwłaszcza gdy Cię coś ekscytuje). Nawet w Twoich wiecznie potarganych włosach jest coś uroczego... Nie krzyw się tak, "uroczy", to pozytywny epitet, nie moja wina, że kojarzy Ci się z jednorożcami biegnącymi przez tęczę (no dobrze, moja, ale cicho już mi tego aż tak nie wyrzucaj). 
Patrzysz na mnie nieufnie, chyba mi nie wierzysz... No trudno, po prostu uwierz w to, że niektórym się podobasz. W końcu każda potwora...no wiesz o co chodzi.

Masz dość ciężkie życie i to właściwie wyłącznie z mojej winy. Miałaś mamusię, tatusia i czterech braci, ale zła i okropna ja nie pozwoliłam,by ta sielanka trwała wiecznie. Toteż gdy miałaś cztery latka Twoja mamusia, Andante Cage z domu Rapsody po długim okresie walki z chorobą nowotworową będącą skutkiem tortur otrzymanych podczas II wojny czarodziejów została przeze mnie uśmiercona. Żeby Ci to jednak jakoś zrekompensować uczyniłam Cię "córeczką tatusia", Alexandra Cage'a. Nie możesz narzekać na ciężkie dzieciństwo - Twój ojciec był w stanie zrobić dla Ciebie wszystko, a wychowywanie wśród czterech starszych braci nauczyło Cię życia (zarówno w pozytywnym jak i negatywnym sensie) i była to jedna z wielu korzyści ich posiadania. John, Victor, Nicholas i Jim - sama Ci zazdroszczę takich braci!
Oczywiście jednak ja nie mogłam być zbyt dobra i zabiłam Twojego najstarszego brata Johna. Wybrałam dla niego bohaterską śmierć na polu walki, jeśli to mnie jakoś usprawiedliwia... Wiem, że zabrzmi to źle i niestosownie, ale gdyby nie śmierć Johna prawdopodobnie nie trafiłabyś do Hogwartu - robiłabyś sobie aurorską karierę i nie niańczyłabyś dzieciaków. A tak... Jesteś nauczycielką. Ale co dziwne, spełniasz się w tym. I nie zakończyłaś służby, w każdej chwili mogą Cię wezwać na alarm. 

Lubisz zieloną herbatę i miętowe czekoladki. Lubisz czasem wypić. Lubisz czasem zapalić. Lubisz zapach kawy (smak już mniej, ale się nie przyznajesz, bo masz jakieś dziwne przeświadczenie, że wyjdziesz na dzieciaka). Lubisz ciepłe kisiele z owocami. Nienawidzisz nocnych dyżurów. Wolałabyś bym uczyniła Cię Kanadyjką, żebyś mogła codziennie rano na śniadanie wpieprzać naleśniki z syropem klonowym...
...
Właściwie to pewnie wolałabyś bym zostawiła Cię w spokoju i wróciła do swoich notatek na najbliższe kolokwium, tak byłoby lepiej i dla mnie i dla Ciebie.
Z pewnością masz rację, ale...
Jakby Ci to powiedzieć...
Chyba Cię lubię, wytworze mojej wyobraźni.
Lubię Cię, Susan Cage. 
Z czystej sympatii robię z Twojego życia mniejszy lub większy Armagedon.

[tak to ja:P loffki <3]

35 komentarzy:

  1. <333333333333333333333

    Keira

    OdpowiedzUsuń
  2. [ </3 serce złamane!]

    OdpowiedzUsuń
  3. Victoire Weasley15 listopada 2012 15:33

    [ A ja doskonale pamiętam tańczenie z tą panią na barze w Hogsmeade po kilku głębszych! ^^ ]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Ej, Sjusan, ja się pamiętam! Sjusan, Johna i całą resztę ferajny.
    Fajnie, nie? <3]

    Wish

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Opiekunka Gryffindoru! To ja chcę wątek! Mogę liczyć na jakieś pomysły? ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Znam Cię ;) Chyba zresztą jak każdy tu obecny ^^]

    Zoya

    OdpowiedzUsuń
  7. [Witaj, kochanie <3]

    OdpowiedzUsuń
  8. [Ona się nie przyznaje do rodziców. Czyli sierota xD]

    OdpowiedzUsuń
  9. [Nie wiem czy pamiętasz, ale Pottera miałam. Albusa dokładniej, tego złego od Eklerki :)]

    Zoya

    OdpowiedzUsuń
  10. Trzy Miotły, wydawało jej się, że tam była. Ale to było przed, czy po Gospodzie Pod Świńskim Łbem? I chyba ostatecznie wylądowała w jakimś barze do którego schodziło się śliskimi schodkami. Tak, o mało nie upadła tam wprost na mokry pozbruk. Jęknęła cicho. Cholera, bar, taniec i te gwizdy. Ostatnie co kojarzyła. Alkohol, mnóstwo mocnego alkoholu. Ponowny jęk wydarł się z jej gardła, dziwnie zniekształcony przez chrypę. Niechętnie uchyliła powieki, jeszcze w tej samej sekundzie żałując tego co uczyniła. Pośpiesznie wpakowała głowę pod kołdrę, przez dłuższą chwilę zbierając się na wyjrzenie zza ciemnej kotary chroniącej przed rażącymi promieniami. Powolutku, kawałek po kawałeczku, ignorując pulsujący ból rozsadzający czaszkę. Ostatnio chyba na studiach była w tak żałosnym stanie.
    O nie, niedobrze. Zdecydowanie nie kojarzyła tego sufitu. Uniosła się na łokciach, dopiero po chwili dostrzegając cokolwiek gdy jej niebieskie ślepka jako tako się przyzwyczaiły i zrozumiała, że kurtyna jasnych włosów też nie zwiększa zakresu jej widoczności. Panna Weasley należała do tego typu wyszczekanych i bezczelnych pannic, które panicznie boją się konsekwencji niektórych ze swoich zachowań. W tej chwili modliła się by nie zorientować się, że jest w mieszkaniu jakiegoś obcego faceta. Niby nie zrobiłaby tego, ale któż to wie po alkoholu? Różne rzeczy się dzieją. A nawet jeśli jest, oby nikt się nie dowiedział, a już w szczególności nie ta ruda zołza powszechnie znana jako jej siostra. Inaczej cała rodzinka się dowie, a Victoire zostanie wydziedziczona za zdradzanie faceta z którym nie jest od blisko dwóch lat. O kurwa. Koszula, męska. I kolejna. I jeszcze jedna. Jest martwa, to już oficjalne. Dopiero po kilku sekundach usłyszała kobiecy głos tuż koło siebie. I o mało nie wybuchnęła rozkosznym śmiechem, zdając sobie sprawę, że jest zdecydowanie lepiej niż się obawiała. Opadła na posłanie, mimo pulsującego bólu głowy nie przestając się uśmiechać. Tylko pojawił się jeden problem - gdy zagrożenie minęło, opadły emocje. I znów mogła być wrakiem człowieka. Kolejny jęk, tym razem gdy na dźwięk dzwonka rozglegającego się w zamku całe jej ciało skurczyło się i napięło, protestując przeciwko tak bestialskiemu zachowaniu.
    - To wszystko twoja wina - wymruczała cicho, chowając się po kołdrą, gdzie teoretycznie była bezpieczna. Cholera, gdyby wylądowały u niej, wszystko byłoby łatwiejsze. Miała cały zapas zarówno mugolskich, jak i magicznych specyfików łagodzących, a nawet całkiem niwelujących kaca. Teraz jednak mogły tylko pomarzyć. - Ty mnie na złą drogę sprowadziłaś, okrutna kobieto - dodała, znacznie mniej wyraźnie niż przed chwilą.

    OdpowiedzUsuń
  11. [W moim przypadku to nie musisz wiedzieć kim jestem, naprawdę. Nie wąciłyśmy ze sobą nigdy, po prostu widziałam cię na nie jednym Hogwarcie.]

    OdpowiedzUsuń
  12. [To takie ekscytujące wręcz c:
    Powąćmy. Ale pomysłu nie mam.]

    Keira

    OdpowiedzUsuń
  13. [No ba, kochałam go wręcz <3 W sumie to bym jeszcze go poprowadziła, ale potrzebuję na razie przerwy od męskich, więc tak jakoś wyszło, że inny Al jest, ale może kiedyś... Ale cii, Eklerka nic nie wie, bo mi żyć nie da ^^ Co powiesz w takim razie na wątek?]

    Zoya

    OdpowiedzUsuń
  14. [ Skoro Susan jest wychowawczynią Emmy, to może zatrzyma ją kiedyś po lekcji? Emma trochę z nieufnością podchodzi do magii, to mogłoby być pretekstem... Jakiś inny też może być w razie czego ;) ]
    Emma

    OdpowiedzUsuń
  15. [Czy Ty mnie jeszcze pamiętasz? ;>]

    OdpowiedzUsuń
  16. [No ba, że tak x3 Bez takich relationshipów byłoby nudno xD]

    Cesare Caito

    OdpowiedzUsuń
  17. [A więc skoro nie lubisz zgadywać, to od razu mówię, że z tej strony autorka Paulo Canavaculio. ;) Pamiętasz? ;>]

    OdpowiedzUsuń
  18. [ja też się bardzo cieszę, że jest tu dużo tych "starych" autorów <3]
    Siedziała tak już z dobrą godzinę wlepiając się na zmianę w zdjęcie i papiery z Wizengamotu. Mimo wypalonych kilku petów sterczących z popielniczki na stoliku wciąż trzymał ją lekki szok. W końcu odłożyła zdjęcie na bok, a zaczęła dokładnie analizować nadesłane dokumenty. Zdanie po zdaniu, słowo po słowie, sylaba po sylabie. I tak kilkanaście razy, za każdym otwierając oczy coraz szerzej. Miała szaloną ochotę to porwać, iść do Ministerstwa i dorwać tego idiotę, który to podpisał. Och tak, byłaby przeszczęśliwa.
    Nawet nie usłyszała, że ktoś wszedł do mieszkania. Ba! W pierwszej chwili nawet nie zwróciła uwagi na to, że Susan coś do niej mówi. Siedziała jak marmurowa rzeźba szukając jakiegokolwiek błędu na kartce. Na nic.
    - Kurwa mać. - Zaczęła bardzo kulturalnie, wplatając palce jednej ręki we włosy. - "Teść" - nakreśliła w powietrzu cudzysłowie, podając dokument przyjaciółce - chyba bardzo się postarał i wyłożył trochę pieniążków na swojego jedynaka. - Skrzywiła się mimowolnie niczym zniesmaczony pięciolatek. - Mam nadzieję, że zdąży zdechnąć przez ten czas. - Dodała.
    Po raz kolejny chwyciła fajki leżące na stoliku, wzięła sobie jedną i od razu odpaliła. To już mogło podlegać pod nałóg.
    - A w ramach poprawienia humoru coś ci pokażę i przy okazji zapytam... - Przesunęła zdjęcie po blacie w stronę towarzyszki. - Sunny, kim do cholery jest ten chłopak, z którym stoję? - Zapytała się, chichocząc cicho.

    OdpowiedzUsuń
  19. [Tak właśnie myślałam, że hasło "Paulo" coś więcej ci powie. xD Jego imię wszystkim wszystko wyjaśnia. ;D Boziu, Ty to pewnie nawet nie masz pojęcia jak ja kocham Twoją Susan! <333]

    OdpowiedzUsuń
  20. [Paulo chyba poszedł na emeryturę... Przynajmniej teraz tak myślę, ale kto wie czy go jeszcze za jakiś czas przy najbliższej okazji nie wyciągnę z tej emerytury. Kocham go, ale teraz niech ma chwilę odpoczynku, zobaczymy czy będzie jeszcze zdatny do funkcjonowania w świecie Hogwartu. xDD]

    OdpowiedzUsuń
  21. [Wiesz, Paulo to już tyle przeżył, że ja się dziwię w ogóle jakim cudem on jeszcze psychiatryku nie wylądował. xD Także z dwojga złego chyba lepsza jest emerytura ;D Ale Leander to jest wręcz kopia Paulo, bo jakoś nie wyobrażam sobie prowadzić jakiegoś grzecznego chłopca. xd nawet chyba bym nie umiała. ;D Deklaruję się zacząć wątek, ponieważ jak zawsze brak mi pomysłu. Więc podrzuć mi pomysł, a zacznę. xd]

    OdpowiedzUsuń
  22. Uśmiechnęła się podle, na swój sposób, słysząc o tym braku duszy. Szczerze mówiąc - wcale by się nie zdziwiła, gdyby tak było. Z drugiej strony wolała, żeby to były tylko ich żarty. Chciała żeby zdychał przez najbliższe kilkanaście lat.
    - Louis? - Uniosła brew w geście pytającym - Ach, no tak! Jeju, ale był szał z nim. - Dodała po chwili, przypominając sobie wszystko. - Długo mnie denerwował z tym, że się tak do mnie kleił. Na początku nawet próbowałam go do ciebie przekonać. Zabawny był. - Wypuściła kłąb dymu, strzepując przy okazji popiół. Uwielbiała tak powspominać stare czasy, które jakby nie patrzeć - coraz bardziej nawiązywały do tego, co działo się teraz w jej życiu. Nigdy nie spodziewała się, że po zakończeniu siódmej klasy tu wróci. A tym bardziej, że będzie pracowała z najlepszą przyjaciółką i grupką znajomych ze szkoły.
    - A ty nie masz pojęcia, jak ciężko być twoją! Nawet nie pamiętasz, jak zarzygałaś pół korytarza na parterze po opijaniu SUMów! - Roześmiała się i odrzuciła poduszkę. - A ile gadałaś o tym Ślizgonie! Boże... jak on miał na imię?! Taki strasznie poważny zawsze był! - Znów się roześmiała, aż złapała się jedną ręką za brzuch. Kiedy się uspokoiła zaciągnęła się ostatni raz i zgasiła papierosa o popielniczkę.
    - Fajnie wyglądałaś z aparatem na zębach, serio! Mi się zawsze podobało. - Puściła jej oczko. - I w warkoczu też ci było ładnie, a nie chciałaś, żebym ci robiła. Wiecznie uparta Sunny!

    OdpowiedzUsuń
  23. [Czy Ty wiesz, przebrzydniku okropniku, że Twoja Susan miażdży serca nie tylko każdej odsłonie Paulo, ale nawet każdej postaci męskiej, którą prowadzę? xD Nie wiem jak Ty to robisz, ale ona jest genialna. <3 Więc i Leander pewnie nie oprze się jej urokowi... ;>]

    Leander Wickham - imię i nazwisko ze zgrozą wypowiadane przez każdego pierwszoroczniaka, imię i nazwisko z nienawiścią wypowiadane przez każdego nauczyciela, imię i nazwisko z rozmarzeniem wypowiadane przez niemal każdą dziewczynę w Hogwarcie. Wickham - Ślizgon, Wickham - brutal, Wickham - gracz... Wickham, Wickham, Wickham - człowiek kameleon.
    Wśród swoich najbliższych kolegów uznawany od zawsze za guru. Kto najlepiej wyrywa laski? Leander. Kto nie boi się gniewu żadnego nauczyciela, albo nawet dyrektorki? Leander. Nic dziwnego, że wnet stworzył sobie wianuszek wielbicieli w postaci Ślizgonów z siódmego roku, którzy chodzili za nim krok w krok, ucząc się od niego tego wszystkiego, co było po prostu złe.
    Pewność siebie, którą posiadał, mogłaby wypełnić po brzegi całą wielką salę. Wyobraźmy sobie jednak, że wielka sala jest balonem, a jego pewność siebie wodą. Balon wypełniony do granic możliwości wodą łatwo można przebić, ale nie uczyni tego nikt, kto nie posiada odpowiedniego narzędzia - szpilki lub igły.
    Jedyną osobą, jedyną kobietą, która owe narzędzie posiadała była od zawsze Susan Cage. Nauczycielka zaklęć, fantastyczna kobieta, twardsza niż niejeden facet, wzbudzająca podziw. Ona jedyna potrafiła przebić balon pewności siebie Leandra, chociaż nic specjalnego nie robiła. Tylko się pojawiała, albo na niego spoglądała. Wystarczyło.
    Na przerwach, po lekcjach, nawet w czasie lekcji wszystkich lekcji (poza zaklęciami), Leander był nieustraszonym cwaniaczkiem, który przechwalał się na lewo i prawo swoimi podbojami. Na lekcjach Susan Cage siedział cicho, słuchał jej, sporządzał notatki, był wręcz potulny jak baranek, tracąc w jej obecności na swoim animuszu.
    Tak było też na wtorkowej lekcji zaklęć. A jego kumple, którzy od pewnego czasu przyglądali mu się czujnie, powoli zaczynali dostrzegać tą dziwną zależność.

    OdpowiedzUsuń
  24. [ Oj, Penelope Cruz <3 Ja widziałam Windowsa 7 raz na oczy i zdecydowanie przystaje przy moim najdroższym XP (choć Linux zaczyna mnie korcić :D). Zamieniam się w słuch, ofc ;) ]

    Lavi.

    OdpowiedzUsuń
  25. [ Bardzo dobra myśli, nie lubię wątków zapoznawczych, są dołujące ;) A pomysł bardzo mi się podoba, jest taki... na swój sposób bardzo urokliwy i w stylu Stark, z tym tylko wyjątkiem, że Lavi nie pisze, a szkicuje (napisanie nie stać jego dusze) ;) A twój motyw rozumiem, przynajmniej tak sądzę, a jak będzie na serio, wyjdzie w praniu :D ]

    Lavi.

    OdpowiedzUsuń
  26. Tak, Susan nie pomyliła się. Poprzedniego wieczora miała miejsce świetna impreza, która oczywiście nie obyła się bez sporych ilości alkoholu wlanych w te siedemnastoletnie, ślizgońskie ciała. Dlatego właśnie Leander, jak było widać na załączonym obrazku nie ogarniał otoczenia tak, jak powinien, siedząc ze wzrokiem wbitym w jakiś punkt i ani myśląc zabrać się do pracy, tak jak poleciła profesor Susan Cage.
    Kiedy to do niego podeszła, ocknął się natychmiast i zobaczył jak pochyla się nad nim. Automatycznie przełknął ślinę, co mogła zauważyć po ruchu jego krtani, a była to oznaka nieznośnej nerwowości, którą zawsze odczuwał w obecności tej kobiety. Nie żeby kiedykolwiek miał z nią jakiekolwiek nieprzyjemne spięcie. Nie, wręcz przeciwnie, dla niego zawsze była niesamowicie wyrozumiała, ale mimo wszystko jakoś inaczej na niego oddziaływała niż wszystkie inne nauczycielki czy nawet uczennice razem wzięte!
    Jego nieobecny wzrok zatrzymał się na jej oczach, brązowych i przykuwających wzrok, a słysząc gwizdy swoich kolegów z wcześniejszych ławek, rzucił tylko:
    -Zamknijcie się tam! - Następnie jego słowa skierowane zostały do Susan Cage. - Przepraszam, pani profesor za tych idiotów, ale oni się z trollami na mózgi pozamieniali - wyjaśnił, po czym złapał na swoją różdżkę i spojrzał na nią krótko, jak gdyby oceniał czy naprawdę należy do niego, po czym ponownie utkwił wzrok w twarzy nauczycielki. - Właściwie to nie sądzę, bym potrzebował pomocy, bo dzisiaj nic nie jest w stanie mi jakkolwiek pomóc. Kiepsko się czuję, pani profesor - odpowiedział, a następnie bez żadnego zawahania odłożył różdżkę ponownie na swoje biurko, dając tym samym do zrozumienia, że dzisiaj raczej nie podejmie się żadnej pracy na lekcji i wykonania ćwiczenia, które zleciła całej klasie.
    Poza tym aktualnie nikt nie wymachiwał różdżką, bo wszyscy utkwili w nich spojrzenia, zaciekawieni rozmową Leandra Wickhama z Susan Cage.

    OdpowiedzUsuń
  27. Lavi nie miał pojęcia gdzie spotkał ją po raz pierwszy, o czym wówczas rozmawiali i jak bardzo oboje się zmienili od tamtego czasu. Miał zaś wrażenie, że była w jego życiu już od dawna, snująca się po jego domu w czwartkowe wieczory, a nawet noce jak widomo, mająca coś czasem dopowiedzenia, a czasem tak bardzo zganiona, że wzdychała raz po raz, mówiła urwanymi zdaniami i, ściskając w dłoni puszkę piwa, przeglądała bez zaproszenia jego szkicownik i wszystko co padło pod ręką. Nigdy nie zdawał niepotrzebnych pytań, nie ciągnął ją za język, tematy życia prywatnego omijali szerokim łukiem, chyba, że któryś z nich pragnął nagle się rozkleić przed tą drugą osobę i wyznać jakiś sekret.
    Na samym początku ich dziwnej znajomość strasznie jej nie lubił i zawsze wyczekiwał aż odejdzie - biła od niej taka pozytywna energia, że przytłaczała nawet Starka błąkającego gdzieś ciągle z głową w chmurach. Potem nielubienie przemieniło się w szczerą ciekawość - zaczęła go fascynować sylwetka ciemnowłosej kobiety, która zawsze informowała go o rzeczach albo mało ważny, albo tak mało istotnych, że Lavi się nawet nad nimi nigdy nie zastanawiał, a później ciekawość przerodziła się w sympatię. I nie mógł nawet myśleć o czwartku spędzonego nie w jej towarzystwie - nawet nie mógł sobie wyobrazić jak wówczas wszechobecna pustka wypełniłaby jego serce, umysł… go całego.
    Susan była w jego życie najpierw tłem - pomocą, radością i nawet smutkiem na czarną godzinę - a potem węzłem scalającym marcowe, mroźne noce i majowe cieplejsze i dłuższe wieczory. Nawet nie miał pojęcia, kiedy tak bardzo stał się zależny od osóbki, która nawiedzała go o stałej godzinie i na powitanie zazwyczaj informowało o pogodzie bądź innych rzeczach, o których tak naprawdę nikt nie rozmawiał.
    Lubił patrzeć jak mówiła, piła i paliła, jak się uśmiechała, wzdychała i zamykała oczy, unosiła dłonie, żywo gestykulowała i nawet lubił słuchać jej oddechu i milczenia.
    Więź ta była dziwna i sam nie mógł określić, co do niej czuł.


    Stark nasłuchiwał, z przymkniętych powiek, jak deszcz uderza o dach pustego mieszkania i wyobrażał sobie wzburzone morze, ciągle uderzające o brzeg falę, a w tle gdzieś statek widmo majaczący w gęstej mgle, nacierający na wydmy, który nawet go samego przyprawił o gęsią skórkę. Czasem tylko uderzał opuszkami placów w blat maleńkiego stolika z czarnego drewna, zniecierpliwiony.
    Nagle obraz w jego głowie przestał być widoczny, jeszcze przed chwilą ostre kontury wzburzonej wyspy marzeń, jak ją nazwał w myślach, stały się tak odległa, że nie potrafił ich dosięgnąć umysłem.
    Wyraźnie na kogoś czekał.
    Na ustach Laviego wstąpił znów pierwszy raz tego deszczowego i chłodnego wieczoru uśmiech, gdy usłyszał jak echo niosło odgłosy stukotu obcasów o betonową klatkę schodową. Otworzył oczy, przerwał bieg szaleńczych myśli, wystawił ucho, nasłuchując. Gdy drzwi otworzyły się z skrzypnięciem, poderwał się nagle z miejsca.
    Zobaczył ją w progu, mokrą i zabłoconą. Oparł się plecami o framugę drzwi, gdy zdejmowała buty i płacz. Na jej powitanie zagregował skinięciem głowy, a na komentarz o pogodzie weselszym uśmiechem.
    Wyminęła go w drzwiach sypialni i usiadła na łóżku, a on, nie chcąc, aby się przeziębiła, podszedł do szafki i w między czasie, gdy szukał ręcznika, słuchał jej pytania, które w tym momencie wydawało mu się ważniejsze niż cokolwiek innego na świecie.
    - Mam nadzieję, że bylibyśmy w pamięci czyjś serce, a ty? - zagadnął, pochodząc. Przykrył jej mokre o deszczu włosy ręcznikiem, a sam usiadł tuż obok, wyciągając w jej stronę paczkę papierosów. - Zapalisz?


    Lavi.

    OdpowiedzUsuń
  28. [Twoja odpowiedź <3 Zwaliła mnie z nóg! ;D]

    Cóż, nie da się ukryć, że Susan miała rację. Leander i jego kumple stanowili jedno ciało, jeden organizm, jeden mózg. Oczywiście, kłócili się, wyzywali, czasem nawet bili i pojedynkowali na żarty, jednak to nie zmieniało faktu, że stanowili niezaprzeczalnie silną i wspaniałą grupę przyjaciół, a poszczególni jej członkowie, jeśli mięli działać w pojedynkę, automatycznie stawali się zagubieni i tracili na swoim animuszu.
    Oczy mu się zaświeciły, kiedy to pochyliła się w jego stronę. Nawet nie zwrócił w pierwszej chwili uwagi, że w klasie zapanowała cisza, bo był zbyt pochłonięty zapoznawaniem się wzrokowym z twarzą Susan Cage. Piękna... Wspaniale zakrojone, różowe usta, cudowne brązowe oczy, wyraźne kości policzkowe, delikatna cera... Aż niekontrolowanie musiał przełknąć ślinę.
    Na ustach Leandra pojawił się po chwili lekki uśmiech, kiedy to Susan wyprostowała się i zupełnie spokojnym głosem upomniała klasę, że nie lubi, kiedy nie wykonuje się jej poleceń. Wcale się nie zdziwił, że już zaledwie sekundę później klasę wypełnił szum rzucanych zaklęć. Ukryta w jej pięknym ciele władczość była zniewalająca.
    Gdy znów się do niego zwróciła, wstał z krzesła i spojrzał na swoich kumpli, którzy posyłali mu zazdrosne, ale i pełne podziwu rozradowane spojrzenia. Leander uśmiechnął się cwaniacko, unosząc nieco brew, po czym bez słowa poszedł za Susan Cage do magazynu, będąc zdziwionym, że jego kumple jakimś cudem powstrzymali się od zagwizdania, zaklaskania, chrząknięcia, mruknięcia czy czegoś w tym guście.
    Dotarłszy do magazynu, odebrał od niej Eliksir Detoksykujący. Spojrzał na butelkę, a następnie powoli podniósł spojrzenie na nauczycielkę. Tak, to był właśnie ten moment, kiedy trafił na swojej pewności siebie, wiedząc, że jego kumple znajdują się za drzwiami magazynu, a nie z nim w tym pomieszczeniu.
    -Wsypie mnie pani? - spytał niepewnym głosem, bo według niego odpowiedź była jasna.
    I tu wcale nie chodziło o to, że Susan Cage należała do jednej z tych zrzędliwych nauczycielek, które to czekały tylko na okazję, by podkablować któregoś ucznia u innych nauczycielki i dyrektorki. Nie mniej jednak złapała go na gorącym uczynku, że był na kacu, więc analogicznie rzecz biorąc powinna o tym zawiadomić albo jego opiekuna, albo dyrektorkę i był niemal pewien, że to uczyni.
    Cholera, już dosyć gnoju sobie w tej szkole narobił, a teraz jeszcze to...

    OdpowiedzUsuń
  29. Na jej ustach wciąż się utrzymywał uśmiech. Tak, tak, jej można było wmawiać, ale i tak zawsze musiała wygłosić swoją teorię.
    - Już się tak nie usprawiedliwiaj, kochanie. - Wypaliła bez zastanowienia, chichocząc. - Fakt, że nam obu niewiele brakowało do anoreksji, ale aż taka grzeczna nie byłaś. Chociaż w sumie to po tym zalaniu się zaczęłyśmy bardziej imprezować... I nawet na kilka imprez zapraszałyśmy tego Scotta. Jeja, jaki on był zawsze sztywny! Nigdy nie rozumiałam twojego zachwytu nim, poza tym, że był na serio przystojny. - Puściła przyjaciółce oczko, wciągając nogi na fotel. Podciągnęła nogi pod brodę, obejmując je rękoma, jakby było jej zimno. Poprawiła długi golf, w który przebrała się od razu po przyjściu do kwatery.
    - Słuchaj... Ja zaraz sprawię, że zmienisz zdanie, zobaczysz! I jeszcze raz usłyszę, że jesteś nieatrakcyjna, to przekonasz się, jaki ze mnie karateka! - Zaśmiała się, wstając gwałtownie z fotela. Pobiegła do swojej sypialni, zdjęła z toaletki kilka gumek do włosów, zabrała szczotkę. Wychodząc z pokoju na korytarz jej uwagę przykuł barek. Oczywiście otworzyła go, wyjęła butelkę czerwonego półsłodkiego wina, dwie lampki i popędziła czesać Susan.

    OdpowiedzUsuń
  30. Milczeli jak zaklęci. Lubił taki stan rzeczy - wsłuchiwanie się w jej oddech, wpatrywanie się w dym z papierosa, słuchanie jak deszcz uderza o dach już nie tak zupełnie pustego mieszkania - miał wówczas świadomość, że jednak jest ktoś na tym świecie, któremu może okazać niekrytą sympatię, uśmiechnąć się, mówić co tylko silna na język przyniesie i nawet milczeć.
    Lavi lubił milczenie. Uważał bowiem, że było w nim coś magicznego, coś co scalało ich dwójką w jedną całość. Miał wówczas wrażenie, że jednak człowiek może porozumieć się z innym człowiekiem bez słów, przy pomocy gestów i właśnie to uważał za magię. Nie dało się tego porównać nawet do tej, którą niegdyś praktykował w Hogwarcie. O której z dnia na dzień powoli już nawet zapomniał. Mimo iż w jakiś sposób należał do tego świata, czuł, że coraz bardziej się od niego oddala. Nie używał już różdżki prawie wcale, ba, rzadko kiedykolwiek przypominał sobie o jej istnieniu. Coraz częściej przyłapywał się w myślach na tym, aby odstawić ten świat, porzucić swoje życie w wiosce czarodziejów i zacząć wszystko od nowa w mugolskim Londynie. Lavi nie lubił patrzeć wstecz, ale miał wrażenie, że tryb życia jaki prowadził - nawet to, że mógł spoglądać na zamek i czasem mu się to zdarzało - sprawiało, że wspomnienia z tamtego miejsca powracały. Stark nie żałował swojej decyzji, jako, że żył dewizą "żyj tak, aby niczego nie żałować". Uważał, że decyzja puszczenia zamku przed zakończeniem edukacji była mu po prostu pisana.
    Uśmiechnął się, gdy Susan w końcu się odezwała. Zrozumiał, że ich dzisiejszy temat przewodni to życie i śmierć – melancholia.
    - Wierzę, że nie jest nas wstanie zabić ani avada kedavra, ani kula w piersi, ani zupa z trujących grzybów - odpowiedział w końcu, zapalając kolejnego papierosa. - Człowiek umiera tak naprawdę wtedy, gdy zostaje zapomniany. Bo ileż się słyszy o cudownych wskrzeszeniach? Nowym życiu, hm? Ileż ludzi pragnie nieśmiertelności nawet po trupach i nigdy jej nie otrzymała? Nie zapominajmy, że to co łączy na wszystkich wokół to to, że zostaliśmy powołani przez życie przez drugiego człowieka.
    Podniósł się z miejsca, aby spełnić jej życzenie.
    - Nie wierzę ani w Piekło ani Niebo, ponieważ ludzie, którzy w nie wierzą i tak robię tyle złego, że równie dobrze moglibyśmy się znaleźć w tym nieprzychylnym dla siebie miejscu. Z kolei, gdy są na łożu śmierci są przerażeni. Dlaczego? Przecież Niebo powinno być rajem dla ich dusz, prawda? Nie powinni być przerażeń perspektywą takiego świata. Powinni robić wszystko, aby znaleźć tam dla siebie miejsce.
    Przyjrzał się jej uważnie. Nie wiedząc czemu, czuł, że łączyła ich silna więź. Czasem były takie dni, że Stark tylko czekał na te czwartkowe wieczory, aby móc z nią porozmawiać, wymienić się poglądami. Czasem były takie czwartkowe wieczory, że czuł ukłucie w sercu, gdy odchodziła bez pożegnania, nie mówiąc dokąd.
    - Rozpacz nigdy nie przywróci nikomu życia. Dla mnie nigdy nie odejdziesz, Susan - mruknął tylko, znikając w drzwiach kuchni. Była niczym noc i poranek – po prostu była. Pojawił się jeszcze na chwilę w drzwiach. - Czarna? Zielona? Owocowa?

    [ Wybacz, że dopiero teraz. Mam prawdziwy zastój umysłu ]

    Lavi.

    OdpowiedzUsuń
  31. Jesteś Mikołajem dla Wisha Elsner-Manderlaya. Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  32. Leander Wickham5 grudnia 2012 22:12

    [Nareszcieee! <3]
    Susan Cage to była naprawdę nietypowa nauczycielka. Miała niesamowite poczucie humoru i zadziwiające podejście do uczniów. A co najdziwniejsze, lubiła Leandra Wickhama! Ona! Nauczycielka! Tak, to dopiero anomalia na najwyższym poziomie...
    Aż uśmiechnął się z miłym zaskoczeniem, kiedy to powiedziała mu, ni mniej, ni więcej tylko że byłoby JEJ bez niego nudno. Cóż, jeśli by się dobrze przypatrzyła, to dostrzegłaby w jego oczach zawstydzenie, którego na co dzień, ani nawet od święta nie było! To dopiero dziwne, że akurat Susan Cage jedynym swoim zdaniem potrafiła go tak mile zawstydzić, ale jednocześnie też zaskoczyć.
    Słysząc jej kolejne zdanie, uniósł brwi w rozbawieniu, patrząc na nią tak szczerze zdumionym, ale pełnym śmiechu wzrokiem, że sam nie potrafił tego ogarnąć. Wyszedł jednak z zaplecza, tak jak kazała, a następnie wrócił na swoje miejsce, mając szeroki uśmiech na ustach, kiedy Susan nie mogła zobaczyć jego twarzy.
    Powitały ich gwizdy i śmiech oraz podejrzliwe spojrzenia, jak gdyby wszyscy uczniowie tylko czekali na potwierdzenie: "tak, właśnie uprawialiśmy ze sobą gorący seks na zapleczu! Możecie zazdrościć!".
    Leander usiadł obok Jake'a, wyciągając się wygodnie na krześle, tak jak zawsze, a wtedy jego kolega spytał go po cichu, podczas gdy nauczycielka prowadziła pełną podtekstów rozmowę z Tuckerem.
    -Coś ty taki czerwony, stary? - spytał ze śmiechem Jake.
    Leander pomyślał, że to pewnie wynik niespodziewanego dotyku Susan Cage, którego miał zaszczyt doświadczyć kilka chwil wcześniej... Tak, to było wyjątkowo miłe, a przyjemne dreszcze nie omieszkały przejść mu po plecach. Normalnie tak się nie zachowywał! Jeszcze tego mu brakowało, by nauczycielka onieśmielała go do granic możliwości!
    -Wydaje ci się... - mruknął, a zaledwie zdążył to powiedzieć, a klasa parsknęła śmiechem, kiedy Susan Cage zwróciła się do Leandra.
    On sam także zaczął się śmiać, patrząc rozświetlonymi iskierkami zadowolenia oczami po klasie, a następnie na Susan. Uwielbiał jej poczucie humoru!
    -Pani profesor, nie jestem pewien czy to dobry pomysł... Jeszcze Tucker się podnieci, a poco nam to... - mruknął Leander z hamowanym śmiechem.
    Oczywiście, nie miał zielonego pojęcia, ani nawet nie przypuszczał, że Susan tyle razy uratowała mu skórę, że tyle jej zawdzięcza! A już z pewnością nie wiedział o tym, że tak niewiele musiał zrobić, by zapomniała o jego przewinieniach... Może to i dobrze, jeszcze by to wykorzystał do swoich celów, albo co gorsza, poczułby się prawdziwie zawstydzony tymże faktem!

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga