piątek, 2 listopada 2012


83 komentarze:

  1. [Też mam, skarbie *,*]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Claire to dziewica, seksu nie ma! Mogą sobie pochlać w pokoju życzeń. I Zoyka może się do niej dobierać, o <3 Ale grzeczna Eklerka ją zgasi]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Skarbie, ty cioto ruska ._. Ażeby mnie nie poznawać?! Kornelci nie poznajesz? Wstydź się! Ranisz me uczucia! :<]

    Leanne

    OdpowiedzUsuń
  4. [Napaleńcu ty! Ale cóż, jak robić z Leaś seksoholiczkę to robić xD A skoro chcesz seks to proponuję, żeby dziewczęta się już znały. Powiedzmy, że Leaś od jakiegoś czasu pomaga Zoyi uciekać nocami z zamku. No i teraz twa dziewoja znowu się wymknie, a że będzie padać to zmoknie, a jak zmoknie to będzie szukać jakiegoś ciepłego miejsca, więc zawędruje do domu panny Grim. ZACZYNAAAAAAAAAASZ! <3]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Zapomniałam dodać, że jeszcze z niego niezdara w sumie jest, ale to chyba w wątkach wyjdzie... bo Misiek to naprawdę nieidealny jest. Pomysłu o tej godzinie niestety nie mam, a szkoda.]

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie można powiedzieć, że Claire tak do końca była grzecznym dzieckiem. To zależało od punktu widzenia obserwatora i od tego, jak dobrze ów obserwator ją znał. Ciągle miała jakieś kłopoty, ale to głównie dlatego, że nie potrafiła usiedzieć w miejscu. Wolała wylać komuś na głowę jakąś obrzydliwą maź, zgolić futro pani Norris, czy wylać gigantyczny kocioł budyniu na schody i śmiać się z każdego, kto by się na nich poślizgnął.
    Oczywiście była też grupa ludzi, która imprezowała, chlała, ćpała i inne tego typu. W pewnym sensie Summers również się do nich zaliczała, ale nie była na tyle głupia, by odwalać takie rzeczy w Hogsmeade, bo za dużo w szkole było młodych nauczycieli, a nie chciała wylecieć na zbity pysk. A czego oni nie widzą, to ich nie zaboli, bo przecież wątpiła, że chciałoby im się zapieprzać aż do Londynu.
    W każdym razie, dziewczę postanowiło dobie zrobić wolne. I się opłacało, bo wstała jakoś koło dwunastej, w końcu, od rozpoczęcia roku szkolnego, wyspana. Polazła do łazienki, umyła się, ogarnęła, ubrała (krótkie spodenki, bluza i trampki, niezły wybór jak na środek listopada) i wyszła z dormitorium, a następnie z pokoju wspólnego. Miała zamiar resztę dnia przesiedzieć w pokoju życzeń, żeby się jej nie czepiali, ale... No cóż, obok posiadaczki rudej czupryny przejść ot tak sobie nie mogła. Zwłaszcza po tym, co dziewczę powiedziało, a że z Claire bardzo złośliwe stworzenie...
    - Trzeba było tyle nie pić - powiedziała przesadnie głośno i wyraźnie, pochylając się nad uchem ślizgonki. - Chodź. Dostaniesz wody, pijaku - dodała, prostując się i wyciągając do niej rękę.

    [Patryczek rozcnocił starą Eklerkę. Ta jest new, made in China xD]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Może zaistnieć między nimi nieformalna więź, oprócz tej profesorka-nauczycielka? :D]

    OdpowiedzUsuń
  8. [Obie panienki są podobne, nawet w tym samym wieku, grają w drużynie, tu musi być coś dobrego. :3 The best friends?]

    OdpowiedzUsuń
  9. [Dziś już na nic nie mam siły, więc zdaję się na Ciebie. ;)]

    OdpowiedzUsuń
  10. [Tam gdzie jakikolwiek Antoś-gej, tam ja xD]

    Keira

    OdpowiedzUsuń
  11. [A zmieniłam, bo fajny tekst tam jest o jedzeniu bananów :3 Weźmy powąćmy. ]

    Keira

    OdpowiedzUsuń
  12. [Skoro istnieje taka możliwość, to może się polubią i sobie czasami pofoglują, wymykając się wspólnie z Hogwartu? Ella też zawsze może stawać w obronie młodszej przyjaciółki ;D]

    OdpowiedzUsuń
  13. [No, banany są fajne.
    Mogę zacząć, ale pomysła podrzuć, bo na dwie rzeczy to jestem chyba za tępa. Lub po prostu za zmęczona.]

    Keira

    OdpowiedzUsuń
  14. [Co ty na jakiś wątek? Pierwszy raz jestem na blogu z taką tematyką więc chyba potebuję małej pomocy we wdrażaniu się ;]
    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  15. [No właśnie ja za takimi banałami nie przepadam, ale jeśli nic nie wymyślimy to chyba będzie trzeba :p. Ja na razie nic nie mam. To wszystko wina szkoły!]

    OdpowiedzUsuń
  16. [Oj, tu wszyscy się kojarzą xD Ale mnie rzadko, bo prawie za każdym razem piszę karty od nowa. Jednak mi imię 'Zoya' coś mówi, ale za Chiny nie mogę sobie przypomnieć skąd, co i jak.
    No ale mniejsza, wąteczek jakiś można by wykombinować, hm? :> ]

    OdpowiedzUsuń
  17. [Dziękuje ^^ starałam się ;P ]
    Modest Pasque

    OdpowiedzUsuń
  18. [Wiesz, może sprawiać wrażenie sztywnego i niezbyt przyjaznego ale generalnie to pozytywny człowiek więc myślę że da się go dopasować do każdego pomysłu na wątek ;)]

    OdpowiedzUsuń
  19. [Jak masz pomysł to z chęcią zacznę :) ]
    Modest

    OdpowiedzUsuń
  20. [podobno z problemami najlepiej się przespać... chyba, że jest to twój obleśny, 60-letni nauczyciel techniki - wtedy raczej tego unikać, bo uraz na całe życie będzie ^^ dobranoc w takim razie.]

    OdpowiedzUsuń
  21. [Nie jest źle. Ja o tej porze nie przewiduję cudów u siebie - z góry przebacz <3]

    Jezu, już wieczór... - przemknęło przez myśl brunetce, siedzącej w pokoju nauczycielskim nad stertą prac, które wymusiła wręcz groźbą od osób z trzeciego roku. Nigdy-przenigdy nie wyobrażała sobie siebie samej, ślęczącej nad referatami, nigdy nie chciała zostać panią psor, ale coś jej mówiło, że w takiej sytuacji - to najlepsze wyjście.
    Powoływała się na Jezusa, a wierzącą nie była. Załapała to pewnie od Mugoli, w których towarzystwie spędziła bite sześć miesięcy. Nie wspominała ich jako najgorszego okresu w swoim życiu, ale nie była też zachwycona, nie opowiadała w uniesieniu o tym, jacy to cudownie ludzi. Jak dla niej - mimo postępu techniki - nadal byli zacofani. I to bardzo.
    Nędzny, powyżej oczekiwań, troll, zadowalający... Przeglądała sprawdzone arkusze i nie mogła uwierzyć w to, że poziom w klasie jest tak zróżnicowany. Potarła dłońmi twarz, wzdychając i sięgnęła po kubek, który - ku jej rozczarowaniu - okazał się pusty.
    Niezwykła spoufalać się z uczniami, ale na palcach ręki potrafiła wyliczyć osoby, które naprawdę lubiła i które zaliczały się do grona zaufanych, wymykających się spod relacji nauczyciel-uczeń. Nie potrafiła być wzorowym nauczycielem. Wciąż było w niej zbyt wiele z dziecka.
    Oprócz niej po pokoju kręciły się dwie osoby, ale tylko ona podniosła głowę, kiedy woźny wprowadził do pomieszczenia uczennicę. Widząc, że przyprowadzoną dziewczyną jest Zoya, poderwała się z miejsca.
    - Gdzie?! - spytała wielce oburzona i podeszła do pracownika i uczennicy. - Miałaś przyjść prosto tutaj z podpisaną przeze mnie zgodą. Znowu ją zgubiłaś? - spytała, karcąco spoglądając na jasnowłosą. Westchnęła. - Zajmę się tym, dziękuję, że pan ją przyprowadził.
    Och, cóż - Ella wczuła się w rolę karcącej mentorki i pokręciła głową z widocznym zawodem w oczach. Zdawała sobie również sprawę, że gdyby nie wyrwała dziewczyny z łap woźnego, ten zastosowałby odpowiednio za wysoką karę bądź zaprowadził do dyrekcji.
    - Zaprowadzę ją pod same drzwi sypialni - zapewniła widząc, jak woźny się waha. Westchnął, wymamrotał coś pod nosem o jawnej niesprawiedliwości, wychodząc z pokoju nauczycielskiego. Pozostali nauczyciele również wyszli, życząc dobrej nocy, jakoś mało zaciekawieni sprawą Zoyi. Jakby nie było - szwędający się po korytarzach uczniowie byli chlebem powszednim.

    OdpowiedzUsuń
  22. [Tak, powiem, że Twój pomysł mi się podoba ^^ nawet we własnym domu trzeba mieć kogoś z kim można się pokłócić ^^ ]

    Ciężkie noce zazwyczaj kończą się ciężkimi porankami, szczególnie kiedy się zużyło ostatnie zapasy eliksiru na kaca. Każdego takiego ranka Modest sobie wmawiał, że przestanie pić na imprezach, no i że przestanie w ogóle chodzić na imprezy. Łatwo było powiedzieć, gorzej zrobić. Totalnie nieogarnięty, z włosami stojącymi w każdą możliwą stronę, również w brudnej koszuli, bokserkach wyszedł do pokoju wspólnego. Na szczęście okazało się, że był we własnym domu. Przynajmniej to go pocieszyło. Pogonił jakiegoś skrzata by ten podał mu kawę i usiadł na jednej z zielonych kanap. Jakim szczęściem było to, że wszyscy, a przynajmniej większość ludzi udało się na zajęcia. Mógł w całkowitym spo... Jego wzrok dotychczas wpatrujący się w podłogę dostrzegł glany, powoli sunąc zielonymi oczkami do góry, dostrzegł i ich właścicielkę. Westchnął ociężale, nie miał humoru do sprzeczek, szczególnie z tą dziewczyną. Oparł się wygodniej na kanapie i skrzyżował ręce. Wiedział, że zaraz będzie krzyk, pisk i zgrzytanie zębami. Uniósł jedynie brew do góry czekając na jej słowotok.
    [Modest Pasque]

    OdpowiedzUsuń
  23. [ aj tak Deborah jest cudna i idealnie mi pasowała na Dominique <3 A zresztą wzajemnie, pani tam na górze też cudna.]
    Dominique

    OdpowiedzUsuń
  24. [Twoja postać jest przerażająca! :D No to jak, masz jakiś pomysł?]

    OdpowiedzUsuń
  25. [Zaraz zacznę, chwileczkę, albo trochę dłużej.
    Jeszcze jedno: mam rozumieć, ze to, co opisałaś już się stało, czy jedziemy od początku według tego pomysłu?]]

    OdpowiedzUsuń
  26. Zoya Iwanowa była dość znaną figurą w szkole. I nie była to „dobra” sława, jeśli tak można to ująć. No, pomijając zdanie jakie o niej mieli nauczyciele. Zdolna. Inteligentna. Miła.
    Cóż, Akira jakoś się do tego nie przychylał i właściwie zanim poznał jej… echem… frywolną stronę…miał tylko znikome pojęcie wynikające z tych opowiastek. ”Noblefaire, a wiesz, że kiedy już nas opuścisz, to na szóstym roku czeka cię następczyni? Już się obawiałem, ze taki talent jak ty nigdy się nie pojawi a jednak w Slytherinie…” – taką głupotę właśnie kiedyś usłyszał i doskonale pamiętał te słowa nauczyciela transmutacji, które pomimo upływu czasu wciąż dźwięczały mu złośliwie w uszach. Głownie dlatego, ze wybitnie było mu w nie smak słowo „następczyni”. Przecież był jedyny. Niepowtarzalny. Najlepszy. W gruncie rzeczy to, co się będzie działo w zamku po tym, kiedy już go nie będzie nie powinno go już wcale obchodzić, ale… no właśnie. On się przejmował wszystkim i choć perfekcyjnie potrafił udawać swoją obojętność… to było dalej tylko udawanie.
    Nawet raz udało im się spotkać. No, może nawet więcej niż raz, więcej nawet niż dwa razy. Przy okazji różnych konkursów, czy tam towarzyskich eventów, których grono zahaczało o więcej, niż jeden dom. I nie wspominał tych spotkań zbyt dobrze. Drażniła go. Chociaż to mało powiedziane.
    Takie właśnie refleksje snuł podczas przemowy profesora dotyczącej kolejnego konkursu, na którym i ona miała się pojawić. Toż to śmieszne. Jeszcze miała czelność.
    - Nobelfaire, czy ty mnie właściwie słuchasz? – dotarło do niego jakby z oddali.
    Pokiwał mechanicznie głową, rejestrując, że chyba padło pytanie.
    - No, ponieważ tym razem postanowiłem zorganizować to w drużynach, tak się złożyło, że Ravenclaw będzie współpracował ze Slytherinem. – poinformował, chichocząc cicho. Jakby to było coś naprawdę zabawnego. – Tak mi się wylosowało! – dodał jeszcze radośnie – Cudnie, prawda?
    - Tak.
    - No więc, tak jak mówiłem…. – popłynęły kolejne słowa zlewające się w długi i nudny monolog, którego pojedyncze zdania zdawały łączyć się ze sobą i zupełnie pozbawiać się nawzajem jakiegokolwiek sensu.
    Myśli chłopaka znowu odpłynęły gdzie indziej skupiając się głównie na ciekawej strukturze sufitu i układzie wiszących w powietrzu świeczek nad jego głową. Coraz trudniej było mu siedzieć; atmosfera wydawała się gęstnieć, robić się duszną i nieprzyjemną, co w połączeniu z głosem profesora dawało naprawdę beznadziejny efekt.
    - A Gryffindor z Hufflepuffem…. – ciągnął dalej, zupełnie niezrażony jego zachowaniem; bowiem Akira zaczął niespokojnie rozglądać się na boki, w poszukiwaniu jakiegoś ratunku.
    W końcu wyprostował się i wyciągnął przed siebie nogi, jakby przygotowywał się do wstania. Przy okazji tego manewru uderzył boleśnie kolanami w spód blatu i tylko cudem udało mu się zdusić przekleństwo cisnące się na usta. Nie umknęło to uwadze nauczyciela.
    - Coś nie tak? – zapytał lekko zbity z tropu pojawieniem się łez w oczach chłopaka i czerwieniejącymi policzkami.
    To Akirę rozstroiło już kompletnie.
    - Przepraszam, przyjdę do pana innym razem. – oznajmił niespodziewanie, podrywając się z miejsca – Naprawdę. Przepraszam. Wezmę udział. Tak. Do widzenia. – stwierdził nieobecnym głosem i wybiegł z klasy. Nie wiedział, co mu się stało i dlaczego właśnie teraz poczuł naglącą potrzebę znalezienia się gdzieś zupełnie daleko, poza zasięgiem tego irytującego głosu i w ogóle wszystkiego innego.
    Po pokonaniu prawie sprintem jakichś stu metrów, oparł się o ścianę i zamknął oczy. Po co właściwie biegł? Jak jakiś ostatni idiota. No okej, może przedostatni, bo na horyzoncie jakby na domiar złego pojawił się pewna osoba. Jakie to szczęście, że zacisnął w tym momencie powieki.


    [Wiem, że ciągnie się jak krew z nosa i ogólnie nie ma większego sensu, ale musiałem w między czasie tłumaczyć siostrzenicy matę i takie są efekty.]

    OdpowiedzUsuń
  27. Gdyby nie to, że obecnie nie miała nic do roboty, chyba, że liczy się siedzenie w pokoju życzeń i wpieprzanie żelków, pewnie zostawiłaby Zoyę na pastwę kaca. Bo dziewczyna była jej naprawdę obojętna, nigdy nie przebywała z nią w jednym pomieszczeniu dłużej, niż parę minut, nie zamieniła więcej, niż kilka zdań. Ogólnie Claire do miłych też raczej nie należała, ale to było coś w rodzaju wrodzonego altruizmu. Prędzej czy później i tak miękło jej serce i pomagała tym biedakom, którzy nie umieli sobie sami poradzić, na przykład z takim oto kacem. Wtedy Summers nawet przez chwilę stawała się dobrym dzieckiem, które potrafiło się o kogoś zatroszczyć.
    - Dostaniesz nawet coś lepszego - odparła, uśmiechając się lekko i kręcąc głową z niejakim rozbawieniem. Cóż, sama miała raczej słabą głowę, więc jeśli już piła, musiała się na to przygotowywać cały dzień, żeby oswoić się z bólem, który na nią czeka. Dlatego wolała nie pić wcale i niezbyt jej to przeszkadzało. Może i wychodziła na grzeczną, cnotliwą gryfonkę, ale z własnej, nieprzymuszonej woli. Lepsze to, niż zdychać w męczarniach i błagać każdego, kto się nawinie o butelkę wody. A butelka to i tak za dużo. O szklankę chociażby. - Trzeba było tyle nie balować - zauważyła, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. Bo ją to trochę nawet śmieszyło, o. Nie śmiej się dziadku z czyjegoś wypadku, czy jak to się tam mówi.

    OdpowiedzUsuń
  28. Skrzywił się, kiedy poczuł jej palce wbijające się w jego własne żebra, ale nie odsunął się ani o milimetr. Dzielenie wytrzymał to jej piorunujące spojrzenie i głupią gadkę, wzdychając na koniec z niekłamana ironią i zerknął na nią z góry tak, jakby miał przed sobą coś wyjątkowo obrzydliwego. Być może to spojrzenie nie było jednym z tych najgorszych, jakim mógł obdarować dziewczynę, ale w chwili obecnej nie potrafił się zdobyć na nic bardziej miażdżącego, nad czym bolał niezmiernie.
    - Jezu, jesteś taka beznadziejna, że aż żal patrzeć. – stwierdził w końcu. To także nie była riposta najwyższych lotów, które zwykle przychodziły mu z wręcz motylą lekkością, ale tym akurat nie przejął się zbytnio, bo całość doprawił złośliwym uśmieszkiem, który wygiął jego usta w wyjątkowo pogardliwy sposób.
    Komentarz odnośnie jej osoby nie był akurat całkowitą prawdą: być może faktycznie naprawdę jej nie znosił; jej osobowości, charakteru, tego, że próbuje go doścignąć, tego, że jest bezczelna i tak dalej … (cóż za hipokryzja! Bo przecież Akira był wzorem cnót!), ale patrzenie na nią bynajmniej nie było czynnością sprawiającą mu jakiś bezbrzeżny ból, czy jak wcześniej to ujął żal, bo fizjonomia Zoyi była chyba jedną rzeczą, co do której nie mógł mieć żadnych zastrzeżeń. Tylko że to aktualnie nie miało najmniejszego znaczenia.
    Zrobił krok naprzód niemal stykając się z nią całą długością ciała i twarzą.
    - Posłuchaj, klejnocie koronny serca mego Zoyo, czy jak ci tam….- zaczął cichym głosem – Nie obchodzi mnie, co masz mi do powiedzenia, ani co sądzisz o tym cholernym konkursie, przez który pewnie przyjdzie nam współpracować. Jesteś tak żałosna w swojej postawie i całokształcie, że nie wiem, dlaczego w ogóle się do ciebie odzywam. Więc z łaski swojej, zabierz ten swój laski tyłeczek jak najdalej ode mnie i zajmij się sobą, w ostateczności konkursem. Bo tak się składa, że mam zamiar go wygrać i wszystkie zasługi przypisać tylko i wyłącznie sobie. – tu zniżył głos niemal do szeptu i pogłaskał ja po policzku wierzchem dłoni w pełnym ironii geście. Nie zdziwił się nawet, kiedy jego dłoń została brutalnie odepchnięta; wręcz przeciwnie: uśmiechnął się jeszcze szerzej i westchnął teatralnie.
    - No. To by było na tyle.

    OdpowiedzUsuń
  29. [Ojapierdolekurwamać! <3 Leoś ją bierze w całości! *____*]

    OdpowiedzUsuń
  30. [Ostatnie zdanie totalnie mnie przekonało. *.* Lecimy z wątkiem Zaczniesz? ]

    Alvin

    OdpowiedzUsuń
  31. Nie wyobrażał sobie, jak będzie wyglądać ta ich współpraca; to było coś tak nie mieszczącego się w głowie, że Akira był prawie zszokowany tym, ze jego wizjonerskie umiejętności poważnie kuleją w tym zakresie.
    Wodził wzrokiem za jej palcami, które chowały właśnie zdobyty artefakt w postaci jego włosów do kieszeni z jakąś dziwną fascynacją, jakby to było jakieś dzieło sztuki. Przez chwilę nie mówił nic, skupiając się na jej słowach i na lekkim pieczeniu tuż nad czołem. Znowu się uśmiechnął, tym razem był to uśmiech wręcz lodowaty, ziejący niechęcią ale też podszyty fałszywą litością, odbijającą się na dnie czarnych jak smoła tęczówek.
    - To urocze. Naprawdę urocze. – stwierdził lekko, jakby mówił o wczorajszej pogodzie, czy czymś w tym stylu – Ciekawi mnie, jak to jest być kimś takim jak ty i mieć tak bezpodstawne poczucie wyższości, nie poparte doprawdy niczym ani wyglądem, a intelektem to już w ogóle. To musi być trudne. Ta świadomość własnej beznadziei, poczucie bycia nikim ważnym i tej chorej potrzeby udowadniania wszystkim, że jest zupełnie inaczej… - każde słowo teraz niemal cedził, niby delektując się smakiem ich znaczenia. – nawet, gdybyś miała pogrążyć siebie…- powtórzył jej zdanie – nie musisz brać takiej ewentualności pod uwagę. Bo pogrążysz się z pewnością. Musisz się z tym pogodzić. To bardzo smutne, ze nigdy nie będziesz nawet w połowie dobra jak ja…. – tu jego głos wypełnił sztuczny żal, dźwięcząc wyraźnie w każdej jego nawet najcichszej nucie. Złożył przy tym ręce w lilijkę na wysokości piersi i pochylił lekko głowę – Tak, masz rację. To jest właśnie koniec. I z dobrego serca radziłbym, żebyś niczego głupiego nie zrobiła. Bo naprawdę możesz pożałować. Oczywiście… ja tylko ostrzegam. – tu rzucił jej swój najsłodszy uśmiech i oparł się z powrotem o ścianę nie widząc już ani jej, ani wszystkiego, co było wokół niego. Teraz myślami był jeszcze dalej, niż w klasie profesora.
    Zignorował Zoyę zupełnie. Wiedział, że jedno ich z pewnością łączy: muszę być w centrum zainteresowania, nie znoszą obojętności. I właśnie tę ostatnią zamierzał jen podarować. Czystą, prawie skrystalizowaną w drgającym powietrzu wokół nich.

    OdpowiedzUsuń
  32. [Ale w mojej karcie nie ma Pattinsona... xP W sensie nie oglądałam Remember me, ale... Ej, no ja nie mam w karcie Pattinsona, to Matt xP Ale wątek może być. Pomysły?

    Cedric]

    OdpowiedzUsuń
  33. [Jaka szkoda... Leander będzie bardzo niepocieszony, że taka ślicznotka a woli dziewczyny. xD więc jakąś relację ustalamy? ;>]

    OdpowiedzUsuń
  34. Tylko długowłosa Ślizgonka mogła tak bardzo nie szanować swojej pościeli, żeby leżeć na niej z buciorami i wpatrywać się idiotycznie w baldachim. Życie jednak było nudne. Nękanie biednych, przestraszonych uczniów Hogwartu już dawno wypadło z listy jej hobby, a teraz, biedna, nie miała co robić. No bo przecież, że nie weźmie się za pracę domową! Aż taką kretynką nie jest. Po co się męczyć na zapas?
    Oparła się na przedramionach i skierowała wzrok w stronę rudej dziewczyny, która właśnie weszła do dormitorium. Zoya była jej jedną z niewielu dobrych znajomych. Nie mogła podciągnąć tego pod przyjaźń, ale komu to tam było potrzebne. Uniosła brwi, słysząc jej słowa. Lychnis nie mogła rozumieć o co jej chodzi - była jedynaczką.
    - Wszystko z tobą okej, Zoya? Gadasz jak nawiedzona.

    OdpowiedzUsuń
  35. Alvin miał tylko dwie takie osóbki, które naprawdę były dla niego ważne. Żałował, że tylko dwie, choć wiedział, że dla tych dwóch jest w stanie wiele poświęcić i dać od siebie. Oczywiście najlepszym jego przyjacielem był własnie pewien Gryfiak o imieniu Gabriel, który od pięciu lat stanowił nierozłączny element w życiu Alva. Do tego nie można było zapomnieć o Zoyi. Jego osobistym, ślizgońskim aniele stróżu, bez którego Ślizgoni by już dawno zdeptali niewinnego i kochanego Puchona, który przecież niczego złego im nie robił, a jednak gnębili go i robili sobie z niego swój prywatny worek treningowy. Przecież najłatwiej niszczyć najsłabszego, prawda? Czasem się zastanawiał, jak to się stało, że potomkini Salazara w ogóle jest skłonna zaprzyjaźnić się z nędznym Puchonem, a już zwłaszcza z Alvinem, który był nieśmiały i ciapowaty.
    Aktualnie ów Puchon trwał zakopany w kołdrze na swoim łóżku i grzał się po wieczornym spacerze. Ach, kochał spacery, ale coraz mniej przyjemne były, kiedy mróz tak nieznośnie ścierał się z policzkami, nosem i dłońmi. Nie pomagały puchate rękawiczki nawet, które Puchon zawsze wkładał na swoje łapki. Teraz pomyślał, że przydałaby się gorąca, pachnąca czekolada. Kurcze, musiałby wybrać się do skrzatów, a tak bardzo mu się teraz nie chciało...
    Wtulał się w swoją pierzynę i miła podusie, kiedy jakieś stworzenie wparowało do pokoju i prawie zmiażdżyło mu nogi opasłym woluminem, który wylądował na łóżku.
    Poderwał się i usiadł, patrząc na książkę.
    - Czy to jest to... o czym myślę? Powiedz, że to to! - iskierki w oczkach chłopaka nagle ukazały się dosyć wyraźnie dziewczynie. - Ach, mogłabyś następnym razem delikatniej... - upomniał ją cicho, po czym ziewnął sobie leniwie. - Prawie spałem - mruknął sennie, co był specjalnie tak zainscenizowane akurat w tym momencie.
    Wcale nie był zły, że się zjawiła. Cieszył się wręcz! Lubił spędzać z nią czas.

    [Dobrze jest! I takie pytanie... oni wiedzą o swoich orientacjach? Hm, tak pytam na przyszłość. ^^]

    Alvin

    OdpowiedzUsuń
  36. Planem Akiry na te okoliczność było to, że dziewczyna najzwyczajniej w świecie sobie pójdzie i będzie miał święty spokój. Kiedy jednak spostrzegł, że miała zupełnie inne plany i z tą pełną nonszalancji miną oparła się o ścianę, nucąc coś pod nosem, stwierdził, że jego geniusz nie jest aż tak wielki, jak przypuszczał.
    Najprościej byłoby oczywiście samemu sobie pójść, ale w tym przedstawieniu, w którym do niedawna był reżyserem, odejście miało być rolą Zoyi, a nie jego. Tego w ogóle nie wziął pod uwagę. Więc uparcie nie zmieniał miejsca, przerzucając wzrok z okna na kolumnę, potem na tablicę, końcówki swoich palców, czubki butów, sufit i tak dalej, pamiętając tylko o tym, by demonstracyjnie nie zaszczycić spojrzeniem dziewczyny.
    Zdawał sobie sprawę, że to, co oboje teraz robią jest szalenie głupie, ale nie zamierzał ustąpić. W ogóle, był raczej człowiekiem mało ugodowym, jeśli już mu się to zdarzało. Teraz jednak, w obliczu tej milczącej konfrontacji z Zoyą…. Opcja pod tytułem „olać to” nawet nie chciała mu przejść przez myśl. Nie i już. Albo ją rozwali, albo będzie tu stał jak debil do zasranej śmierci mając satysfakcję z tego, że nie ustąpił. Oj tak, Akira należał do typów wyjątkowo zaciętych.
    Pewnie dlatego tak naprawdę mało kto się z nim zadawał, nie mówiąc już o lubieniu, czy jakichkolwiek innych bliższych relacjach. To do pana Noblefaire należało wybieranie sobie ewentualnych towarzyszy, których z radością potem odrzucał. Czasem ot tak, dla zabawy, bez wyraźnego powodu. To on decydował, jak wszystko będzie wyglądać; a jeśli ktoś sądził inaczej, to chłopak zwykle skutecznie zadbał, by sobie tę lekcję gruntownie przyswoił.
    Wyjął różdżkę z kieszeni i zaczął ją obracać między palcami, żeby czymś zając ręce. Znał już na pamięć chyba każdy kamień w tym korytarzu z wyjątkiem tych za plecami Zoyi, ale to miejsce omijał spojrzeniem, jak już było mówione.
    Korciło go, żeby w końcu się odezwać, dogryźć jej, zrobić cokolwiek, ale wiedział, że nie może sobie na to pozwolić
    Tak się złożyło, że akurat zegar zaczął wybijać ostatnią w tym dniu przerwę, toteż miłym urozmaiceniem był jak dotąd znienawidzony tłumek uczniów, który pojawił się gdzieś przy zakręcie, zbliżając się do nich niebezpiecznie szybko. Byli to Puchowi, chyba pierwszoroczni – tak w myślach ocenił ich Akira, badając wzrost oscylujący w granicach metra dwadzieścia, żółto-czarne krawaty i stopień rozwrzeszczania.

    OdpowiedzUsuń
  37. [Pamiętam o tobie, co by nie było ;D Ale mam dzień rozpoczynania *.* (3 wątki pod rząd <3) i nie wiem czy zdobędę się dzisiaj na odpowiedź ;)]

    OdpowiedzUsuń
  38. [Ah, dziękuję :> Chciałam być oryginalna, ojej :C ahaha XD]

    Samira.

    OdpowiedzUsuń
  39. [Hmm. Przypadkowa impreza ? XD tudzież jakieś samotne spotkanie... na przykład w nocy, bez skojarzeń XD wiesz, mojej Samiry to się raczej ludzie boją spotykać po nocy. albo ewentualnie... żebranie o fajki ? :D sama nie wiem, co Ci pasuje najbardziej ;> chyba, że masz jakiś pomysł jeszcze]

    OdpowiedzUsuń
  40. [A i owszem :) Właśnie czytam ją po raz drugi.]

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  41. [W sumie im dalej, tym nudniej, aczkolwiek i tak polecam <3 Ha! To witaj w klubie. Znaczy, Villemo jest na drugim miejscu, zaraz po Sadze, ale skoro jest na 19 to do niej chyba nie dotarłaś :)]

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  42. [Ja też, bo już połowy zapomniałam. A Saga Villemo przebija, jeszcze zobaczysz. Może nie tyle co charakterem, ale historią na pewno.]

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  43. [no bez przesady, nie jestem aż taka sławna...:P po prostu jestem już stara i trochę osób się przez moje blogowe postacie przewinęło:P A tam po drugiej stronie kto?;)]

    OdpowiedzUsuń
  44. [Oczywiście, nie ma innej możliwości! :D Tylko jakieś pomysły na powiązania? Czy ja mam coś wymyślić, a ty zaczniesz?]

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  45. [Saga to taka grzeczniutka, nieco nieśmiała istotka, a Zoya to jej zupełne przeciwieństwo. Może panna Iwanowa obierze sobie za cel sprowadzenie Sagi na złą drogę? :D]

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  46. [oczywiście, że kojarzę:P to była bardzo ciekawa odsłona albusiątka:P]

    OdpowiedzUsuń
  47. [Ależ oczywiście, że lubi, uwielbia wręcz XD noo, to ja jestem jak najbardziej za. To co, kto zaczyna ? ;>]

    OdpowiedzUsuń
  48. [A mogłabym, ale rewelacyjne to to nie będzie, uprzedzam XD i może zająć, hm... dłuższą chwilę, ale na pewno się pojawi :>]

    OdpowiedzUsuń
  49. [co to by było za życie, gdyby się tak ze wszystkimi przyjaźniło ;D]

    Gdyby wiedział, że od rana będzie skazany na katorgi zwane Zoya, na pewno nie wyszedłby z łóżka. A nawet gdyby się domyślał, że tu jest już zwiałby na śniadanie, czy też obiad do Wielkiej Sali, byleby nie spotkać się z nią oko w oko. Niestety pan Pasque od samego urodzenia miał zasranego pecha, i tym razem nic się nie zmieniło. A Zoya jak to Zoya, nie miała zamiaru mu darować, nawet widząc go w takim stanie. A stan jego był potworny.
    -Och, Zoya... - uśmiechnął się delikatnie, tak jak się uśmiecha małe dziecko do rodzica, który kupił mu nowego misia. - Nie musisz się tak o mnie zamartwiać. - gdyby mógł dla lepszego efektu pogładziłby ją po policzku, ale zaniechał tego czynu zanim o tym pomyślał. - Moja droga, ja jestem lepszy zawsze, to my faceci musimy tyle pić, żeby kobiety wydawały się lepsze. - w jego uprzejmym tonie można było usłyszeć nutkę jadu specjalnie skierowanego do dziewczyny.
    [Modest Pasque]

    OdpowiedzUsuń
  50. [Ja pierdolę, skasowała mi się całość -.-]


    Nie mogła w ten wieczór wysiedzieć w zamku. Nie mogła. Dobijała ją panująca w pokoju wspólnym atmosfera, dobijały ją pełne politowania spojrzenia, bo niby nie ma takiej kasy, jak reszta i jakim prawem ona jest czystokrwista. Albo może po prostu przyzwyczaiła się już do wychodzenia wieczorami i nie umiała za nic się przestawić na dzienny tryb życia. O nie. Dla niej to, co najlepsze, zaczynało się nocą, wraz ze wschodem księżyca.
    Tak więc powlokła się dobrze sobie znaną ścieżką, bowiem nie raz już włóczyła się tu po nocy [czasem wybierała jednak błonia albo Las. Zakazany Las]. Paląc papierosa zamyśliła się na dobre i w porę i na czas zorientował się, że zdradzieckie nogi, zamiast starą trasą powlokły ją przed jakiś mało znany jej klub. I stoi teraz jak debilka, gapiąc się przez szyby. Nie, nie, nieważne gdzie, nieważne z kim. Byleby jak najdalej od tych ślizgońskich snobów.
    Nie, Samira nie miała nic do Domu Węża, była dumna ze swojej przynależności i w ogóle, jednakże nie mogła ścierpieć niektórych idealnie stereotypowych zachowań wychowanków Slytherina. I jak tu się dziwić, że reszta ma nas za zarozumialców i wiecznie nadętych, kiedy ma się w domu takich jak... jak... Nie mogła przypomnieć sobie, jak nazywał się ów denerwujący, rozpieszczony chłopaczek.
    Kilka godzin i wiele butelek później, bo na jednej się oczywiście nie skończyło, Samira siedziała przy barze ,,nie czekając na nic", gdy nagle jej wzrok zahaczył o rudą dziewczynę, znaną jej wyłącznie z dormitorium, a której imienia za cholerę przywołać z odmętów pamięci nie potrafiła. Zsunęła się ze stołka i wyszła na zewnątrz. Musiała zapalić. Musiała.

    OdpowiedzUsuń
  51. [Yo, yo, yo. :D Dzięki za miłe powitanie. Pewnie przydałby się jakiś wątek. :)]

    OdpowiedzUsuń
  52. [Ja właśnie też nie. Miałam nadzieję, że jakiś pomysł moze się do mnie przywlecze a łajza utknęła gdzieś w polskim pociągu ._.]

    OdpowiedzUsuń
  53. [Bo to był, Zjebie, całkowity spontan z pomysłem na postać, a do tego chciałam sprawdzić, czy mnie jednak poznasz. <3]

    Loveleen Blanche

    OdpowiedzUsuń
  54. [Niee, jakże bym śmiałą wątpić! <3 Tsa, wiem, że nie lubisz, wiem, oczywiście, więc sobie grzecznie poczekam, daj znać, jak się już przesiądziesz, a ja do tego czasu postaram się wymyślić coś sensownego na wątek, o. Tutaj na 101% zaczniesz? Padłam z wrażenia, po prostu. *.*]

    Loveleen

    OdpowiedzUsuń
  55. [Jestem i ja. <3 Kurczę, no wybacz, nie moja wina, że my tu pod Warszawą biedni i zacofani jesteśmy, nas na profile dziennikarskie nie stać, przepraszam. A co do tego wątku naszego... Jedyne, co mi do łba przychodzi, to to, że Love jest atrakcyjną blondynką, więc może śmiało bez kija podchodzić do Iwanowej. A tak na poważnie. Jastem kompletnie wyprana, a jedyne, co myślę, to myślę, że Loveleen mogłaby Rudej uratować dupę. W sensie wiesz, jakiś wyjątkowo nachalny facet w Świńskim Łbie na przykład narzucałby się za mocno wyraźnie niechętnej mu Zoyi, a że dziewczyna podpita by była nieźle i sobie z nim poradzić nie mogła, Blanche strzeliłaby cruciatusem i by było po sprawie. A czy Zoya cokolwiek z tego rano będzie pamiętać, to tam już Twoja sprawa i w ogóle. Tsa, ehem, wybacz mi, ale ja już naprawdę nie myślę. ;/]

    Loveleen

    OdpowiedzUsuń
  56. W końcu na nią spojrzał. Tylko dlatego, że tłum idących ludzi jego zdaniem powinien bardzo dobrze ukryć ten fakt i tylko dlatego, że teraz nawet co poniektóre osoby idące korytarzem odwracały głowy w kierunku dziewczyny nieco zdziwione tym dziwacznym występem do nuconej przez nią pioseneczki, której dźwięki mimo, że zagłuszane skutecznie jednak do uszu chłopaka dolatywały.
    Prawdę mówiąc, równie dobrze mógł sobie to wymyślić, chciwie łowiąc każdym zmysłem najmniejszy gest z jej strony, ale to przecież nie było aż tak ważne.
    W każdym razie, niestety: mimo jego genialnej zaplanowanej akcji skierowania swoich źrenic na nią w momencie, w którym ona w ogóle nie miała zwrócić na to uwagi nie powiodło się. To wprawiło go w jeszcze bardziej podły nastrój i uznał, że właściwie stanie tutaj nie prowadzi do niczego i że najlepiej będzie sobie pójść, zająć się przygotowaniem do konkursu i jak zwykle wygrać pozostając naturalnie najjaśniejsza gwiazdą.
    Zadziwiające, że potrafił tak szybko zmienić zdanie, kiedy jeszcze parę chwil temu upierał się przy tym by zostać do choćby do śmierci. Ale to właśnie był Akira.
    Ale wybawienie nadeszło, a właściwie nadleciało szybciej, niż zdążył swoją nową koncepcję zrealizować: z głośnym rechotem na widmowych ustach w powietrzu zawisnął nad nimi Irytek tradycyjnie już ciskając ubabranymi w atramencie kulkami w biednych uczniów, a przy okazji i w pana Noblefaire. Z początku w ogóle nie zwracał na to uwagi, ale potem, kiedy jeden z pocisku odcisnął mu olbrzymi kleks na policzku doskonale widoczny w okiennej szybie, stwierdził, że tak poświęcać się nie będzie.
    Zaczął celować różdżką w poltergeista, ale ten sprytnie unikał jaskrawych promieni śmigających przez cała długość korytarza. Akira zaklął cicho pod nosem, co w jakiś (może nawet magiczny) sposób miało mu pomóc w uporaniu się z Irytkiem.

    OdpowiedzUsuń
  57. [Łeee, głupi facebook! :( Ech, no dobra, to ja czekam. <3]

    Loveleen

    OdpowiedzUsuń
  58. [No ta, teraz już wiem. :D]

    Loveleen

    OdpowiedzUsuń
  59. [Tsa, szybka jak stado słoni. Mooożesz, mooooożesz. <3]

    Loveleen

    OdpowiedzUsuń
  60. [Maaaatkooo, ale Ty masz zrytą banię. xD]

    Loveleen

    OdpowiedzUsuń
  61. [ I dlatego lubię mówić z Tobą <3 Śśś, słucham...]

    Loveleen

    OdpowiedzUsuń
  62. [Nie będzie fajnie, bo ja chcę wątkiiii! :(]

    Loveleen

    OdpowiedzUsuń
  63. [Pff, już mnie pewnie nie będzie. O 16 znikam uczyć się go historii i PP pewnie, więc tego...]

    Loveleen

    OdpowiedzUsuń
  64. [Tsa, wierz mi, że też bym wolała nie pamiętać.]

    Loveleen

    OdpowiedzUsuń
  65. [Ja już jestem po. Ale z historii niewielu już ludzi zostało, a ja nie odpowiadałam, więc się uczyć trzeba, bo mnie zapyta pewnie niedługo. Co najlepsze ona ma takie piękne ocenianie... Napiszesz za długi wstęp, to Ci to skreśli i obniży ocenę, bo za dużo informacji czy co tam -.-]

    Loveleen

    OdpowiedzUsuń
  66. [Ja kułam cały tydzień i 4 ledwo wyciągnęłam. :/]

    Loveleen

    OdpowiedzUsuń
  67. [Bo bym się zesrała przy rozszerzonej historii i wosie.]

    Loveleen

    OdpowiedzUsuń
  68. [Już pędzę. <3]

    Loveleen

    OdpowiedzUsuń
  69. [Jedno dawaj, cieplej będzie nam razem.]

    Loveleen

    OdpowiedzUsuń
  70. [Odrzutowiec chcę. Zawsze chciałam polecieć. *.*]

    Loveleen

    OdpowiedzUsuń
  71. [Miśku, spadam się uczyć, będę wieczorem. <3]

    Loveleen

    OdpowiedzUsuń
  72. [E tam, dobrze jest :)]

    W tej kwestii dziewczęta spokojnie mogły się dogadać, bowiem Saga również była istotką ciepłolubną. Nic więc dziwnego, że kiedy tylko nadeszła jesień, panna Nielsen zaczęła wkładać grube i cieplutkie swetry, w których czasami aż tonęła. A z zamku wychodziła tylko wtedy, gdy było to konieczne. Dlatego sama nie wiedziała co ją dzisiaj podkusiło, aby wyściubić nos zza murów szkoły i wyjść na zewnątrz. Może piękna okolica? Albo po prostu poszukiwała ciszy i spokoju, a tego w zamku znaleźć nie mogła. Szczególnie w Pokoju Wspólnym i dormitorium, w którym mieszkała z naprawdę upierdliwymi współlokatorkami. Ale Saga nie miała nic do powiedzenia w tej kwestii i musiała przyzwyczaić się do obecności koleżanek.
    Ubrana w długi, gruby płaszcz wyśliznęła się z zamku, jednocześnie narzucając na głowę kaptur. Dłonie zaś schowała do kieszeni i tak opatulona ruszyła w kierunku jeziora, starając się nie myśleć o przenikliwym zimnie. Zaraz się rozgrzeje i będzie cieplej. Poza tym, nie miała zamiaru spacerować nie wiadomo ile. Co najwyżej pół godziny i jak najszybciej wraca do zamku, tyle jej w zupełności wystarczy. A później kocyk, gorąca herbata i miękki fotel przy kominku, ewentualnie jakaś ciekawa książka do tego. I wieczorem długa, gorąca kąpiel w łazience prefektów. O ile ktoś nie wpadnie na ten sam pomysł. Miała jednak nadzieję, że nikt jej nie uprzedzi i pierwsza zajmie łazienkę. Już dawno nie brała kąpiel z bąbelkami i olejkami.
    Nawet nie zauważyła kiedy zwolniła nieco tępa, aż w końcu przystanęła nad brzegiem, wpatrując się w niezmąconą taflę jeziora, w której odbijało się zasnute chmurami niebo. I dopóki nie usłyszała obok siebie czyjegoś głosu, nie była świadoma, że ktoś prócz niej znajduje się nad jeziorem. Dlatego spojrzała nieco zdziwiona na stojącą obok niej dziewczynę, a dopiero później na trzymaną w jej dłoni paczkę.
    - N-nie, dziękuję - mruknęła, potrząsając przecząco głową. Nigdy nie paliła papierosów i raczej nie chciała tego robić. Wiedziała wszakże, że jest to niezdrowe, a matka gdyby się dowiedziała, że pali, chyba by ją udusiła.

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  73. [Oczywiście, że ja też! ;D Wymiękam totalnie przy tej Twojej postaci. <3]

    OdpowiedzUsuń
  74. - Nie, dzięki - wywróciła oczami, kręcąc głową. - Nie zawieram niekorzystnych dla mnie umów, a coś mi się zdaje, że na tym zbyt dobrze nie wyjdę - odparła, podnosząc się w końcu do siadu. - Dzieje się coś w tej szkole czy nadal wszyscy odczuwają potrzebę bycia aniołkami?
    W sumie to nie rozumiała tych dzikich ambicji wszystkich uczniów. Chcą być grzeczni, a potem i tak nic z tego nie wychodzi i zarabiają kolejne szlabany, tracą punkty. No bez sensu!

    Lychnis

    OdpowiedzUsuń
  75. [kpisz sobie. Wiersz z Twojej karty, cudo. <3 w ogole zacna ta Zojka, az cos sklecic by sie przydalo, pomysle nad tym jutro, jak juz dupe ogarne. ^^ o ile zainteresowana jestes, oczywiscie!]

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  76. [O pani prefekt :P To może wąteczek kolegów po fachu? :)]

    OdpowiedzUsuń
  77. [Cóż, oboje są prefektami w tym samym domu, to może po prostu wspólny patrol tak na dobry początek? :)]

    OdpowiedzUsuń
  78. Tego dnia to właśnie im przypadł patrol korytarza. Przynajmniej Chris nie musiał zajmować się tym sam. Towarzystwo zawsze mile było widziane, jeśli oczywiście była to osoba, która był tego godna. Bo jednak nie każdy się do tego nadawał. Szedł korytarzem rozglądając się na boki. Zawsze udawało mu się wyhaczyć choćby najmniejszy przejaw niesubordynacji. I oczywiście za każdym razem karane to było z jego strony szlabanem. Obok niego szła Zoya Iwanowa, drugi prefekt Slytherinu.
    - Jak myślisz dziś też uda nam się kogoś złapać czy te dzieciaki w końcu się nauczą, że jak mamy patrol to należy zwiewać? - spytał ot tak, aby tylko przerwać ciszę.
    Czasami zastanawiał się, czy aby on nie wstawiał najwięcej szlabanów. Ale po prostu nie umiał przepuścić okazji. Poza tym bawiło go jak uczniowie zaczynali się tłumaczyć, ewentualnie gubić w tym co mówili. Na samą myśl uśmiech pogardy pojawił się na jego twarzy. Czy ci ludzie nie umieli się nauczyć, że kiedy Christopher Nightwood ma dyżur lepiej schodzić z drogi? A jak już oboje pełnili wartę to strzeż panie każdego, kto im się nawinie.

    OdpowiedzUsuń
  79. [Hello, my darling! Die Überraschung! <3]

    Dzień jak co dzień, można by rzec. Lovleen jak zawsze przesiadywała w spokoju i odosobnieniu przy pustym stoliku w najdalszym, najciemniejszym kącie Gospody Pod Świńskim Łbem, w ciszy rozkoszując się niebiańskim smakiem piekielnego narkotyku - Ognistej Whisky. Z nieodłącznym kapeluszem nasuniętym na czoło czekała na Bóg jeden raczy wiedzieć co. Właściwie to chyba chodziło jej tylko o po prostu bycie. Chciała najzwyczajniej w świecie siedzieć, być, poddawać swe jestestwo jako namacalny dowód życia. I niczego więcej nie oczekiwała. Poza świętym spokojem.
    Niespiesznie, wręcz w żółwio-ślimaczym tempie sącząc swój napój z podejrzanej, poszczerbionej szklanki przyglądała się uważnie tej nielicznej garstce ludzi w pomieszczeniu. Znaczną większość hałastry stanowiła stała klientela, którą z jasnych przyczyn sama Blanche znała. Na dobrą sprawę z dziś tu zebranych chyba każdego kojarzyła mniej lub bardziej. Poza jedną, jedyną osobą. Przy jednym ze stolików usytuowanych bliżej wejście, w oczy rzucała się wyraźnie zbyt młoda jak na takie miejsca, ruda czupryna. Przez cały wieczór blondynka obserwowała ją bardzo uważnie. Dziewczyna nie wyglądała na więcej niż siedemnaście lat i stanowczo nie wiedziała, kiedy powinna odstawić butelkę. Na dodatek chyba bardzo lubiła zwracać na siebie uwagę, co Love zauważyła już na pierwszy rzut oka. Cóż, nie miała pojęcia skąd, ale takie rzeczy się po prostu wie i już, o.
    Mijały godziny, a Młoda stawała się coraz bardziej wesoła i skora do zabawy. Z każdą kolejną chwilą zaczynało to z lekka irytować dorosłą czarownicę, ale nie widziała jakiegokolwiek sensu w reagowaniu. Nastolatka ewidentnie była z rodzaju tych młodych-gniewnych, a Loveleen jakoś nie zamierzała się sprzeczać z przerośniętym dzieckiem.
    Wszystko ma jednak swoje nieprzekraczalne granice i jak dotąd Blanche miała zamiar po prostu siedzieć i udawać, że nic się nie dzieje, tak jak nachalny facet zaczął być stanowczo zbyt... hm, no, nachalny, nie mogła dalej pozostać obojętna. Bo co jak co, może i była jaka była, ale molestowania to ona nawet tutaj nie mogła tolerować. Ot, w ramach kobiecej solidarności.
    - Ta pani powiedziała, że nie chce, słyszałeś? - wymruczała leniwie, spoglądając w kierunku dziewczyny spod szerokiego ronda kapelusza skrywającego cieniem jej twarz. Kiedy nie doczekała się żadnej odpowiedzi ze strony mężczyzny, westchnęła jedynie ciężko i pokręciła lekko głową, jak to robią matki zmuszone ukarać niesforne dziecko.
    - Sam mnie do tego zmusiłeś, stary.
    W mgnieniu oka wyciągnęła różdżkę z wewnętrznej kieszeni płaszcza, po czym od niechcenia wręcz machnęła nią w kierunku stolika Młodej. Nachalnego delikwenta rzuciło o ścianę po przeciwległej stronie pomieszczenia. Kiedy już pozbierał się z ziemi, posłał jej pełne nienawiści spojrzenie, wysyczał kilka niecenzuralnych przekleństw, po czym sam sięgnął po swoją różdżkę. Ledwie jednak ją wyjął, już wił się na ziemi z bólu, wyjąc przy tym niczym zarzynany kot. Po krótkiej chwili Love przerwała zaklęcie, nie lubiła marnotrawić sił i czasu na takie bezsensowne burdy. Zresztą, wolałaby pozostać tu względnie niezauważona. I najwidoczniej wszyscy wokół zdawali sobie z tego sprawę, bo nikt nawet nie podniósł głowy.
    Podniosła się za to blondynka, podchodząc do stolika Młodej-Gniewnej. Mocno zacisnęła chude palce na ramieniu nastolatki, wręcz wbijając w jej ciało swoje paznokcie, i jednym stanowczym ruchem podniosła ją z krzesła do pionu.
    - Wychodzimy - warknęła cicho i ruszyła w kierunku wyjścia, ani na moment nie puszczając dziewczyny.

    Loveleen

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga