Osiemnasty lipca dwa tysiące szóstego roku
na pewno nie zapadł ludziom szczególnie w pamięć. Był to kolejny
pochmurny, monotonny dzień dla większości mieszkańców Anglii. Chodniki
były pełne śpieszących się donikąd przechodniów, zaś na ulicach ciągnęły
się długie rzędy trąbiących aut i innych pojazdów. Ot, nic
szczególnego. Żadnych ataków terrorystycznych, wypadków na wielką skalę
czy gwałtownych burz.
Osiemnasty lipca dwa tysiące szóstego roku
był zwykłym dniem. Tego właśnie dnia przyszłaś na świat. Dokładnie trzy
minuty po północy, jako Saga Villemo Nielsen, córka norweskiego
małżeństwa. Krucha, niewielka istota, która swoją obecnością na tym
świecie nie zmieniła zupełnie nic, prócz życia pojedynczych jednostek.
Wszakże czym jest jedna duszyczka przy milionach innych dusz?
Masz jedenaście lat.
Do tej pory chodziłaś do mugolskiej szkoły tylko ze względu na matkę.
Jednak kiedy po długich latach wyczekiwania dostajesz upragniony list z
Hogwartu, bez namysłu rzucasz wszystko i pierwszego września stawiasz
się na peronie 9 i 3/4, który wiezie cię do celu. I nawet nie wiesz
kiedy zleciało te kilka godzin podróży. Jednak nie myślisz o tym, zbyt
zaabsorbowana widokiem jaki wokół ciebie się roztacza. Najbardziej
jednak jesteś przejęta widokiem Tiary Przydziału, która z czasem kieruje
cię do stołu Puchonów.
Masz szesnaście lat.
Nawet nie wiesz jakim sposobem ten czas tak szybko minął. Jesteś dumną
Puchonką na szóstym już roku, która bez problemu zdała wszystkie testy.
Jesteś szóstoklasistką, która może pochwalić się wspaniałym patronusem
przybierającym postać gronostaja. Dziewczyną, która boi się wilkołaków.
Po prostu zwykłą, niewyróżniającą się z tłumu czarownicą.
Jesteś dziewczyną.
Dziewczyną jak inne nastolatki w twoim wieku, a jednocześnie zupełnie
inną. Dziewczyną wiecznie roześmianą, która nigdy nie daje po sobie
poznać, że coś jest nie tak. Wszystko dusisz w sobie, bojąc się obarczać
innych swoimi problemami, które zżerają cię powoli od środka niczym
pasożyt, nie chcąc doprowadzić do twego ostatecznego końca. Codziennie robisz dobrą minę do złej gry, cały czas udając. Masochistka,
tak powiadają. I kto wie, może jest w tym odrobina prawdy? Nie zważasz
bowiem na swoje uczucia, które tłumisz w sobie. Chcesz być po prostu jak
inni, choć tobie nigdy się to nie uda. Zbyt wielka z ciebie perfekcjonistka, aby wpasować się do stereotypu dzisiejszego nastolatka.
Jesteś Puchonką.
Stereotypową Puchonką. Przyjacielską, wierną aż po grób Puchonką, która
stara się pomagać wszystkim dookoła i szerzy miłość samą swoją
obecnością. A przynajmniej chcesz, aby tak było, gdyż nie zawsze ci to
wychodzi. Ty jednak się tym nie przejmujesz i dalej robisz swoje,
unikając przy tym wszelkich konfliktów. Nie jesteś bowiem osobą, która
lubi się kłócić. Wręcz przeciwnie, uciekasz się i chowasz, gdy czujesz,
że nadchodzi jakakolwiek awantura. Robisz wszystko, aby nikogo nie
zdenerwować. Niemal płaszczysz się przed innymi, żeby tylko nie zostać
osobą, nad którą będą się znęcać.
To ja się tylko grzecznie przywitam, wspomnę, że mordki użyczyła Alice Englert, cytat w tytule należy do pana Andrzeja Pilipiuka i zaproszę do wątków z moją Sagą, która wyszła mi nie tak, jak powinna, ale narzekać nie będę.
lat szesnaście / urodzona 18 VII 2006 / klasa VI
gronostaj / wilkołak / 12 cali, jabłoń, pióro feniksa
półkrwi czarownica / prefekt Hufflepuff'u
_______________________________________________________________________
To ja się tylko grzecznie przywitam, wspomnę, że mordki użyczyła Alice Englert, cytat w tytule należy do pana Andrzeja Pilipiuka i zaproszę do wątków z moją Sagą, która wyszła mi nie tak, jak powinna, ale narzekać nie będę.
[Czyżbym miała do czynienia z fanką SoLL? <3]
OdpowiedzUsuńZoya
[To fajniutko, ja utknęłam bodajże na 18 czy 19 tomie bo brakuje mi niestety czasu :( Ale Twoja postaćka ma na drugie imię tak jak moja ulubiona bohaterka <3]
OdpowiedzUsuńZoya
[Nie, Sagi jeszcze nie było, ale wątpię czy ktoś przebije Villemo... chociaż tak samo mówiłam o Sol, a Villusia ją przebiła, więc tego ten... :) Właśnie słyszałam, że jest potem bardzo nudno, ale strasznie mnie interesuje co będzie potem i to całe wyjaśnienie tej historii, chyba na to najbardziej czekam.]
OdpowiedzUsuńZoya
[Zobaczymy :) To co, wącimy coś ja myślę? *,*]
OdpowiedzUsuńZoya
[ Saga o Ludziach Lodu! ]
OdpowiedzUsuń[ Powątkowałoby się, ale pomysłu brak. Wymiguję się faktem iż nie spałam całą noc i padam, ale kłaść się nie chcę :D
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie książki i opowiadania M. Sandemo. I kocham Sagę :D Ale chyba najbardziej ze wszystkich to jedną z bohaterek opowiadań. Sharon. Była, jest i będzie dla mnie boginią.]
[ Hmm.., Huston, we have a little problem. Atsugi do Hogwartu przybył gdzieś tak pod koniec szóstego roku, więc nie bardzo. Chyba, że saga była w USA i zwiedziła Salem, gdzie się wcześniej uczył... Chyba zapomniałam to zawrzeć w karcie. Cóż, trza będzie napisać nową :D]
OdpowiedzUsuń[Dawaj pomysł, ostatnio coś zaczynać wolę, sama nie wiem czemu :)]
OdpowiedzUsuńZoya
[ O! Jak znalazł, może być. Co prawda jego brat, świętej pamięci był Gryfonem, więc pomieszkał już w zamku, ale może być :D]
OdpowiedzUsuń[No ja to ten... za dobra z pomysłów nie jestem D:
OdpowiedzUsuńBo znać się na pewno znają, ale jakoś na tak na coś konkretnego nie mam koncepcji. Przepraszam >.< Jak coś podrzucisz to bym zaczęła za to.]
[ Cukiereczek nie lubiący słodkiego :D, ale ok]
OdpowiedzUsuń[Dzieeeeń dobry, ja się po wątek zgłaszam, bo ja Puchonki uwielbiam, Wish też, ale on tu ma niewiele do gadania. :3]
OdpowiedzUsuńWish
[Ano, murzyn. :D A tutaj widzę Norweżka z Wielkiej Brytanii, też fajnie. Znalazłabyś jakiś pomysł na wątek? To postaram się coś mądrego napisać. xD]
OdpowiedzUsuń[Oj nie lubię zaczynać. Zawsze się rozpiszę na stronę w wordzie...]
OdpowiedzUsuń[Z reguły określam siebie jako tę, co jest od zaczynania, więc tak, jeśli już wyszłaś z taką propozycją - możesz myśleć nad powiązaniem, będzie mi z tego powodu niesamowicie miło :3.]
OdpowiedzUsuń[Nie wiem czy ona tak robi, ale załóżmy :) Zacznę trochę później, teraz mnie brat wzywa, na kręgle jedziemy <3]
OdpowiedzUsuńZoya
[Puchasie są fajne i tyle, o! :D]
OdpowiedzUsuń[Ano, musi być wątek! ^^ Hm, jakby tak Saga troszkę się w Louisie zauroczyła? A on, cóż, wyczucia w takich sprawach za grosz nie ma, to i kompletnie sprawy sobie z tego zdawać nie będzie. A do tego wszystkiego on taki raczej samotnik, to już w ogóle z dystansem raczej by pannę Nielsen traktował. Co Ty na to?]
OdpowiedzUsuń[To czekam niecierpliwie i kciuki trzymam, ażeby nie zabrali! :)]
OdpowiedzUsuń[Okej, mi to pasuje. :) Więc zacznę, i wybacz za brak oryginalności, ale w bibliotece.]
OdpowiedzUsuńWłaściwie to zbliżały się owutemy, a miała wrażenie, że nikt się tym nie interesował. No rozumiała, jak podchodzili do tego na luzie w zeszłym rok, ale na bogów! To już siódma klasa! Ostatnia! A nikt się nie interesuje, że zaraz nadejdzie najważniejszy test w ich życiu. Oczywiście, nie każdy w ogóle chciał do owutemów podchodzić, bo w końcu takie obowiązku nie miał, no ale...
Jak na razie jej stres był dość niewielki. Starała uspokajać się faktem, że jeszcze jest listopad. Tak. Listopad. Jeszcze jest czas. Załóżmy.
Wyznaczyła sobie godzinę dziennie w które powtarzała sobie materiał z poprzednich lat. Nawet ten który teoretycznie miała opanowany. Zawsze warto było się upewnić. Upewniania się nigdy za wiele! Ot co.
Zdobyła podręcznik od zielarstwa do trzeciej klasy, rozsiadła się w bibliotece przy pustym stoliku w kącie i zaczęła coś gryzmolić na pergaminie, co jakiś czas przewracając kartki księgi.
Jako że była sobota, to nikt nie fatygował się do odwiedzenia biblioteki, za co dziękowała wszelkim istniejącym bogom. Nie mogłaby się pewnie skupić, gdyby zaczął jej przeszkadzać chociażby szmer rozmów. Jednak uczniowie, którzy jednak bibliotekę odwiedzili, siedzieli raczej samotnie, nie interesując się innymi. Phil poszła w ich ślady.
Musiała skupić się na owutemach. Jeżeli nie przygotuje się odpowiednio, jak nic potem wyskoczą zza rogu i ją zaskoczą swym nadejściem nieoczekiwanym.
[ Mickiewiczowy "Pan Tadeusza" jest jedyną lekturą Adama, którą przeczytałam ze szczerych chęci, "Dziady" zaś przeczytałam bardzo niechętnie, zdecydowanie z romantycznej doby o stokroć wolę Słowackiego, a "Nie-boska komedia" jeszcze bardziej skrzywiła moją psychikę, choć muszę przyznać, że dantejskie sceny były ładnie wykreowane. ;) A "Lalkę", jako zagorzała fanka Prusa, bardzo polecam, bo już na samych opisach można zawiesić oko. ^^
OdpowiedzUsuńOjć, uwielbiam Hufflepuff chyba najbardziej z czterech domów ;) Tylko gdzie Lavi mógłby twojego skowronka spotkać wcześniej, co?
Pomysł jest lichy, ostrzegam lojalnie od razu - skoro panna Nielsen łatwo wierzy ludziom, to i może tym razem komuś zaufała, wchodząc do tej samej rzeki, co wcześnie i niestety znów ją samolubny los pokarał paskudnie? Biedna, rozczarowana, rozpłakana, zawstydzona (niepotrzebne skreślić, potrzebne dodać) biegła przez uliczki Hogsmeade, pragnąć choć na chwilę zagubić ludzi dookoła i wpadła wprost błąkającego z głową w chmurach Laviego? Co o tym myślisz? ;) ]
Lavi.
[ Ja się staram czytać wszystko, wychodzi różnie. Tuż to trzeba się zaopiekować jeszcze innymi przedmiotami, c'nie? ;p ]
OdpowiedzUsuńMyślę, że wykorzystujemy, choć jestem osobą pokojową i jeśli masz inny zamysł to mów ;) ]
Lavi.
[Patrz, takie coś mi wyszło, o.]
OdpowiedzUsuńWish nie bardzo interesował się swoim otoczeniem, a już w szczególności niespecjalnie fascynowali go inni ludzie. No bo oni sobie byli, to dobrze, mijał ich codziennie tyle, że nie sposób było wszystkich spamiętać. Żyli sobie obok własnym życiem, a czy zaliczało się ono do szczęśliwych czy nie, to już też nie jego interes. Jego interesem było jego własne jestestwo, to, co miał do zrobienia i oczywiście quidditch. Właśnie, quidditch. Jakby tak na Wisha po raz pierwszy rzucić okiem, to jakoś te dwie rzeczy ze sobą w nim zdecydowanie nie współgrały. No bo on, ścigającym? To się przecież nie łączyło, zwłaszcza że chyba jeszcze nikt na tym świecie nie widział bardziej powściągliwego człowieka.
No a Wish był jaki był. Uważał, że wiecznie kręcący się koło niego ludzie są tylko dodatkiem i tak naprawdę to mu przeszkadzają, bo, jasne, nikt nie jest idealny, ale oni naprawdę potrafili czasem wkurzyć i doprowadzić do stanu załamania nerwowego. Wish to, Wish tamto. Nie dziwne więc, że starał się zachowywać jeszcze większy dystans niż kiedyś. Mniej ludzi, którzy mogą coś do ciebie mieć - mniej problemu.
Nie lubił problemów. Problemy nigdy nie zwiastowały przecież nic dobrego, a on naprawdę cenił sobie święty spokój i niezależność. Nie, nie był indywidualistą na siłę, lepszym określeniem byłoby raczej, że trzymał się z daleka. Od kłopotów głównie, a wszyscy przecież wiemy, że najwięcej kłopotów sprawiają inni ludzie.
Nigdy by też nie wpadł na to, że im bardziej chce pozostać neutralny i niezauważalny, tym bardziej rzuca się w oczy.
O ty, niedobry.
Trening quidditcha w drużynie Gryfonów właśnie się zakończył - tym razem poszło wyjątkowo szybko, bo brakowało im kilku zawodników - a to ktoś się rozchorował, a to ktoś dostał szlaban, a to ktoś się musiał uczyć, w związku z czym zostali bez obu pałkarzy i jednego ścigającego. A tak na marginesie, to jeszcze pogoda zrobiła się wręcz paskudna, na deszcz zbierało się od rana, ale na dobre lunęło dopiero, kiedy zaczęli schodzić z boiska. Wish szczerze nie zazdrościł Puchonom, którzy mieli zaklepany czas na swój trening za jakieś pół godziny.
Zresztą oni to zawsze potrafili świetnie trafić na najgorszą pogodę. Matko moja, ja tu o pogodzie pierdolę. Naprawdę.
Nie śpieszyło mu się do opuszczenia szatni, choć reszta drużyny już dawno ją opuściła. Nie spodziewał się tutaj nikogo przez najbliższy kwadrans, więc mógł sobie pozwolić na nieśpieszne robienie tego, co z reguły zajmowało mu może pięć minut. Właśnie kończył się przebierać z przemokniętego stroju (nasiąknięte wodą ochraniacze były wyjątkowo problematyczne, a już zwłaszcza przy zdejmowaniu), gdy drzwi do szatni uchyliły się, a do środka weszło jakieś dziewczę.
Dziewczę, które pewnie urwało się od Puchonów, jednak coś nie przypominał sobie, żeby mieli tam taką zawodniczkę.
- Hufflepuff ma trening za pół godziny, jakby co - rzucił dość obojętnym tonem, nie bardzo wysilając się, by chociaż podjąć kontakt wzrokowy czy coś.
[ Nie szyp, wiem, że trochę licho. Dziękuję, że zaczęłaś ;) ]
OdpowiedzUsuńLavi był człowiekiem, który utknął gdzieś pomiędzy dorosłością a dzieciństwem. Słowo "nie zabijaj w sobie dziecka" przyległy tak ciasno do jego duszy, że gdyby nawet chciał nie potrafił zmusić się chociaż odrobinkę do myślenia o tym co będzie, a ciągle żył w tym co jest. A dzień dzisiejszy tchnął w niego taki niesamowity spokój, że jeszcze bardziej oderwał się od szarej rzeczywistości, chociaż popołudniowy piątek był raczej chłodny i tłoczony.
Siedząc nad filiżanką herbaty w małej kawiarence na przedmieściach wioski, rysował szkic kobiecej twarzy, i zamyśliwszy się przy tym głęboko, zamknął na chwilę oczy. Zamarzył sobie nagle samolubnie aby czas zatrzymał się w miejscu i nigdy już nie wyruszył na spotkanie kolejnego dnia.
Kiedy Stark był jeszcze mały, chciał wznieść się w powietrze i wylądować na obłoczku, wyglądającym tak pięknie jak zachód słońca. Wił mu się przy tym widok na cały świat i ludzi śpieszących się donikąd, którzy wyglądali jak czarne plamki narysowane na nocnej zorzy. Kilka lat później, gdy wydoroślał trochę, ciężko było mu znieść myśli, że nie wszystko może pójść tak jak sobie wyobraził w dziewczęcej główce.
Westchnął głęboko, zamierzał łyżeczką w herbacie i po chwili umoczył w niej usta. Wzdrygnął się trochę, gdy uświadczył jej chłodu. Za dużo zwlekał. Zapłacił prędko i zgarnąwszy swoje rzeczy do torby wszedł z lokalu pospiesznie, mówiąc jeszcze „do widzenia” głosem nieco rozdrażnionym.
Gdy mijał kolejne uliczki chłodnego Hogsmeade, jego serce znów po brzegi wypełniło się spokojem tak cierpkim, że miał ochotę przystanąć na chwilę i przypatrzyć się bliżej kształtną obłoków na niebie. Powstrzymywała go od tej pokusy, tęsknota za ciepłym kątem.
— Ojć — mruknął niemrawo, gdy filigranowa istotka wpadła wprost w jego ramiona. Zerknął na nią i mimowolnie uniósł kącik ust do góry, gdy w jej oczach dostrzegł zbierające się łzy. — Dzień taki piękny, że na pewno nie trzeba go opłakiwać — zagadnął z nutką wesołości w głosie, aby jej humor choć troszkę poprawić, choć zdecydowanie nie miał do tego ani ręki ani powołania.
Lavi.
Bez zawahania wyciągnął chusteczkę i zaczął ocierać jej zaróżowione policzki mokre od łez, dokładnie i delikatnie, jakby w obawie, że nieostrożnym ruchem mógł postawić piętno na jej ślicznej buzi.
OdpowiedzUsuńLavi był człowiekiem, który zdecydowanie szybciej robił niż myślał, bo kierował się uczuciem niżeli „szkiełkiem i okiem”, a gdy widział taką uroczą osóbką zapłakaną, bezsilną, samotną, kroiło mu się serce. Miał wówczas wrażenie, że ten świat okrutny i niezbyt łaskawy odzwierciedla się w każdym geście ludzkim i każdym szeleście liści, które już niemal opuściły ludzi podołek, dając początek nowej porze roku. Przecież to nie dla takich chwil czarodzieje niegdyś poświęcali swoje życie.
Nie rozumiał jak los może być taki nieprzychylny dla takiej uroczej osoby jak ona - wyraźnie pogubionej, szukającej skrytej odpowiedzi swojego serca.
Stark nie rozumiał jak ludzie potrafili wyzyskiwać innych dla własnych korzyści, darować im szczęście, a po chwili mówić, że to koniec i odejść bez słowa albo z kilkoma słowami za dużo, raniąc przy tym boleśnie i nie przejmując się skutkami swoich frywolnych czynów.
On sam przysiągł sobie kiedyś, że nigdy nie doprowadzi nikogo do łez, i chociaż tę obietnicę złamał jeden raz w sposób dla niego do dziś nie do końca jasny, nie mógł się z tym pogodzić i robił jeszcze więcej, aby nigdy ta sytuacja się nie powtórzyła. Przecież to, co łączyło wszystkich to życie dane przez drugie człowieka, które nie można było w taki sposób sponiewierać dla własnych przyjemności i fantazji!
„Ach, ten nieszczęsny świat, który płata brutalne figle!”, pomyślał cicho. Może faktycznie życie także było tylko jednym wielkim żartem? Głupstwem, wszak nawet nikt swoich na rodzin nie pamiętał, ani daty śmierci nie zna.
Stał tam przy niej w dłoń wciskając jej nową chusteczkę, na wszelki wypadek i nie wiedział co powiedzieć, choć zdecydowanie miała rację.
— Głupstwa opowiadasz — odezwał się po chwili, patrząc na jej twarz zasmuconą i rozdartą. — Oczywiście, że może, ale nie powinna, świat jest wielki, choć tylko się mówi, że mały i na pewno nie wszyscy są tacy co tylko zła dla innych pragnął.
Lavi.
[przede wszystkim dobry wieczór. druga sprawa to wątek, czytając kartę coś mi tam zaświtało ale sama nie wiem... a więc do rzeczy:
OdpowiedzUsuńskoro Saga się płaszczy by nie być tą, nad którą się znęcają mogła unikać Dave'a jak ognia, a teraz kiedy wrócił jako Dean mogli kiedyś na siebie wpaść, kiedy ten rozpaczliwie poszukiwał jakiejś kryjówki, gdzie mógłby ze spokojem wyładować z siebie złość, która w nim siedzi bo np. widział jak ktoś się tam znęca nad pierwszakiem, a że z niego tchórz(bo się boi, że znów zaczną się nad nim znęcać)przechodzi obok udając niewzruszonego, po czym gryzą go wyrzuty sumienia. No i tak jakoś mogą na siebie wpaść, zacząć rozmawiać czy coś... ]
Dean
[Och, wybacz, nie wiedziałam ^^ Już zmieniam]
OdpowiedzUsuńAudrey
[Okej, obie są prefektami w swoich domach, więc może być jakieś nieporozumienie, że miała tylko jedna z nich mieć dyżur, a ktoś zrobił sobie żarcik i powiedział jednej, że ona sprawuje dyżur i drugiej powiedział, że ta druga sprawuje. Trochę pogmatwane, ale nic lepszego z siebie nie wykrzeszę ;c]
OdpowiedzUsuńAudrey
[Coś tam skleiłem. Enjoy reading! :D]
OdpowiedzUsuńDodatkowa praca z opieki nad magicznymi stworzeniami zadana przez Lupina pewnie dobiłaby niejednego ucznia. Zwłaszcza, że temat był dość wyszukany i trzeba było się nad nim roztkliwiać przez dobre cztery arkusze pergaminu. Jednak tego Gryfona nic nie mogło pozbawić dobrego humoru, chyba, że ktoś naprawdę się o to starał. Co jak co, ale Malcolm Brown był świetny w wyręczaniu się innymi. I nie można się dziwić, że w takich sprawach jak K-Z-K, co w wolnym tłumaczeniu znaczyło Kłopotliwe Zadanie Karne (lub jak kto wolał Koniec Zabawy Kotku), chłopak szukał pomocy u Puchonów, którzy z tejże w Hogwarcie słynęli.
Neil zwykle chował się po kątach, lecz robił to raczej z przyzwyczajenia niż ze strachu, był takim typem szarej myszki. Łatwo go można było znaleźć głównie na wspólnych posiłkach w Wielkiej Sali, choć i to sprawiało Malcolmowi pewne problemy. Podczas obiadu nie rzucił mu się w oczy i z kolejnym podejściem musiał poczekać aż do kolacji. Dopiero wtedy udało mu się go wypatrzyć i żeby ten znowu nie zniknął, podszedł do niego od razu.
- Yo Neil, stary brachu, co nowego? - rzucił entuzjastycznie w stronę Puchona, klepiąc go po plecach i jednocześnie wciskając się na miejsce pomiędzy nim, a jakąś małolatą. - Przybywam do ciebie w jakże ważnej sprawie, wiesz K-Z-K z ONMS i tak dalej...
Neil jak to Neil, poczciwy i nieznający pojęcia asertywność pilny uczeń, wysłuchał wszystkiego, pokiwał głową, ogólnie się zgodził. Operacja "Wyręcz się Neilem" przebiegła pomyślnie, a Malcolm przeprowadził oględziny terenu.
- Dzięki Neil - powiedział, a w oczy rzuciła mu się tylko jedna osoba. Żeby było śmiesznie, nazywała się Nielsen.
I choć nie przepadał za rybami, sięgnął po półmisek z łososiem, niby przypadkiem potrącając dzbanek z sokiem. To taki zbieg okoliczności, że pomknął on w stronę Sary, Sashy, czy jak ona tam miała na imię. Brown przecież w życiu by czegoś takiego nie zrobił.
- Niech to, pani prefekt, tak mi przykro! Chciałem tylko to donieść - zrobił nacisk na to słowo, unosząc lekko w górę półmisek z rybą - do swojego stołu.
[Kocham Cię. Za Pilipiuka. Ja kocham Pilipuka. Ty nawet nie masz pojęcia, jaki ja zaciesz złapałam, jak przeczytałam dwa magiczne słowa - Andrzej Pilipiuk. A tak poza tym to i za kartę Cię kocham. Matulu, jak ja uwielbiam ten styl. <3]
OdpowiedzUsuńLoveleen
[Phoebe jest boska <33 A tak wgl to Czołem ^^]
OdpowiedzUsuńSky
Louis Sandler miał pewne prawo snuć podejrzenia, iż cierpi na bezsenność. Jak inaczej można wytłumaczyć fakt, że nocami częściej przesiadywał do późna w pokoju wspólnym i czytał przy wątłym świetle, zamiast grzecznie spać w łóżku. Co najdziwniejsze za dnia chłopak pozostawał przytomny i gotów ciężko pracować na lekcjach.
OdpowiedzUsuńByło już stosunkowo późno, kiedy Lou zszedł do salonu, umościł się wygodnie na kanapie przed kominkiem i udał się w daleką podróż do baśniowej krainy przy pomocy jakiejś opasłej księgi, którą ze sobą przyniósł. O wiele później chłopak w końcu oderwał się od starych stronic i popatrzył nieprzytomnie w tańczące w kominku płomienie. Zerknął na zegarek i aż złapał się za głowę, widząc wskazówki pokazującego kilka minut po pierwszej. Sandler nie zdążył w żaden inny sposób wyrazić swego zdumienia, bo oto ktoś wślizgnął się do dormitorium. I nawet jeśli ten ktoś nie chciał, by go usłyszano, to Louis i tak usłyszał. Zerknął w stronę wejścia.
Ach, to ta dziewczyna, Saga, tak, tak, kojarzył ją. Zawsze w jego towarzystwie trochę się dziwnie zachowywała.
Cóż, niestey w sprawach damsko-męskich panicz Sandler był z lekka niedoświadczony, tako też w zasadzie nigdy nawet nie pomyślał o tym, co też może być przyczyną takiego postępowania rzeczonej koleżanki.
Blondyn lekko zmarszczył brwi, kiedy sprężyny sofy jęknęły pod ciężarem drugiego ciała. Jakoś… nie spodziewał się towarzystwa. Co teraz? Miał się wdać w jakąś pogawędkę? Wzrokiem przebiegł po książce otwartej mniej więcej w połowie, po czym z cichym westchnieniem ją zamknął.
- Cześć – odpowiedział w końcu tonem raczej neutralnym, choć mogła się gdzieś tam czaić jakaś nutka zniecierpliwienia, czy poirytowania. – Nie powinnaś spać? – dodał po chwili Lou, nie do końca panując nad wypowiadanymi słowami.
No i po co wdajesz się w jakieś bezsensowne dyskusje?
Wish miał to do siebie, że nie szukał rozgłosu. Nie szukał sobie tłumu fanek, co by mu to pokłony trzaskały na każdym kroku i oddawały cześć, co zaobserwował już w przypadku niektórych graczy. On wolał określać się jako ten, który umiłował najświętszy spokój i spokój ten chce mieć niezależnie od okoliczności. Żeby świat się kończył, ziemia pękała na pół i żabami z nieba waliło, on chciał mieć spokój. Fajnie, nie? Nigdy też nie czuł specjalnego powołania do quidditcha. Nie dość, że grę tę poznał stosunkowo późno, bo dopiero w Hogwarcie, to jeszcze przez całą pierwszą klasę trząsł się jak galareta za każdym razem, gdy zmuszano go do wejścia na miotłę. Normalnie na zajęciach z latania na miotle przeżywał istny dramat, po którym musiało minąć kilka dni, żeby doszedł do siebie. Tak się jednak złożyło, że pewnego pięknego dnia uznał, iż potrzebuje jakiegoś konkretnego zajęcia. Bo do tej pory to tylko marnował czas i powietrze oraz miejsce na świecie, nie wysilając się na nic konkretnego. No to zebrał się w sobie, poszedł na sprawdzian i tak się złożyło, że wsadzili go na pozycję obrońcy. I nawet się przestał bać miotły, a to już osiągnięcie z jego strony. Ba, on nawet na niej zaczął swobodnie latać. No normalnie cud nad Wisłą albo czymś w tym stylu.
OdpowiedzUsuńOch, jak tak czytam o uczuciach Sagi, to stwierdzam, że oni by się dogadali. No bo ile to razy Wish też czuł się taki niechciany, porzucony, że się komuś znudził? Raz się czuł, no dobra, ale to był porządny raz. Naprawdę porządny, bo przecież nie codziennie twoja własna prywatna matka uznaje, że po prostu cię już nie chce. Oczywiście nigdy nie powiedziała mu wprost, że się jej znudził, ale on to czuł. W końcu obiecała, że zabierze go ze sobą, że wyjadą do Ameryki, zaczną nowe życie. Na początku sądził, że zapomniała, że jeszcze sobie przypomni i kiedyś wróci.
Nie wróciła chociaż minęło już dziesięć lat. Uznał, że się z tym pogodził, choć tak naprawdę nie pogodził się w ogóle. Bo jak to, jeszcze niedawno była jego, jego i tylko jego, niczyja więcej, miał ją tylko dla siebie. A teraz jej się po prostu znudził, znalazła sobie innego faceta, zrobiła inne dzieci. I nawet ją nie obchodziło, że upośledziła własnego syna pod względem emocjonalno-uczuciowym.
Najzwyczajniej w świecie go zdradziła.
Gdzie ci mężczyźni, wspaniali tacy?, pytasz? Mnie nie pytaj, Wisha tym bardziej, my nie wiemy. Sam siebie nigdy nie uważał za jakiegoś tam dżentelmena. Ze swoim władczym charakterem zdecydowanie nie był dobrym materiałem na takiego rycerzyka na białym koniu, co by to damy z opresji ratował. Jeśli już jakąś miał bliżej siebie, to z reguły zaczynał uznawać, że ona jest tylko jego i niczyja więcej. Tak samo jak z matką.
Nie dziwne więc, że obecnie unikał bliższych kontaktów z kimkolwiek jak ognia. Przecież i tak każdy prędzej czy później zostawi i sobie pójdzie, więc po co się na to wszystko narażać skoro można zapobiegać?
Ot, zrozum jego logikę.
- Oni nigdy nie przychodzą wcześniej - rzucił, wzruszając ramionami i nie przerywając przy tym procesu naciągania na siebie swetra. - Nawet mają w zwyczaju się spóźniać, ale to nie moja sprawa - dodał, wzruszając lekko ramionami. - Zresztą pogoda jest paskudna i strasznie wieje. Znosi z miotły - kontynuował dość obojętnym tonem, nie zważając na to, że chyba dziewczyna była trochę onieśmielona. - Jak się nie pozabijają w powietrzu to będą mieli szczęście.
[Nie mam pojęcia ^^ jeżeli byłaś jeszcze na onetowskim hogwarcie powinnam Cie kojarzyć ;p]
OdpowiedzUsuń[O, jaka słodka dziewczyna! ;D Witam, witam. ;D więc skoro mówimy o takich tam, to jakiś pomysł na powiązanie masz? ;>]
OdpowiedzUsuń[Niestety moja pamięć szwankuje i nie kojarzę Twoich postaci, ale zawsze możemy rozpocząć jakiś wątek a nie gdybać ;p ]
OdpowiedzUsuń[Tilly ma już przyjaciółkę, ale przyjaciół nigdy za wiele czyż nie :) zaczęłabyś? byłabym wielce wdzięczna ^^]
OdpowiedzUsuń[Gdybyś spotkała kogoś w tym typie w rzeczywistości, nie byłby słodki i uroczy, tylko zwykły i normalny. Ale na grupowcach, po niegdysiejszym zatrzęsieniu bad boyów, buców, dupków, CiSów itp... :D
OdpowiedzUsuńChyba się zaczynam do Puchonów przyzwyczajać.]
[odśwież mi może pamięć, bo ja Ciebie chyba nie kojarzę :D :/]
OdpowiedzUsuń[Melissę pamiętam :D onetowskie, szalone czasy xD]
OdpowiedzUsuń[Magia zdjęć i kina. W rzeczywistości nie nałoży się na mordę fotoszopa, nie da się wybrać odpowiedniego ujęcia i oświetlenia, a do tego my się nie malujemy. Przynajmniej większość. xD
OdpowiedzUsuńJasne, że wątek, po to tu jestem. A co do powiązania... masz jakieś życzenia specjalne? Otwarty jestem na wszelkie propozycje. Na razie wiem tyle, że nasze postaćki znać się muszą i przypuszczam, że nie pałają do siebie nienawiścią.
A co do Gambita - można się domyślić, patrząc na twój nick. ; D]
[też mi zawsze było szkoda tego, że się rozpadał :c cóż, nazwiskami rzucać nie wypada, było minęło, grunt, że dobre wróciło :D to jak? wącimy? :3]
OdpowiedzUsuń[hah, będzie ciekawie! to skoro masz już pomysł na powiązanie, to może zaczniesz? :D proszę, ja w tym momencie zaczynam chyba 3 wątek dzisiaj -,-']
OdpowiedzUsuń[Krótkim, taa. Tak mówią, a potem okazują się staruchami. :p
OdpowiedzUsuńOkej, to ewentualne zawiłości wyjdą w wątku. Zaczynam ja, tak? Ech. Jakieś życzenia, co do okoliczności czy to już ode mnie zależy?]
W tym roku listopad był wyjątkowo zimny. Nie mówię tu o minusowych temperaturach w nocy, ale już w dzień zdarzało się, że był przymrozek i w ogóle. A Zojka ciepłolubnym stworzeniem była, dlatego dość niechętnie wystawiała nosek z ciepłego zamku. Niestety, to dziwne dziewczę uwielbiało też spacery, a szczególnie upodobała sobie wędrówki w pobliżu jeziora, który wydawało się jej zawsze wyjątkowo piękne.
OdpowiedzUsuńNic dziwnego nie było więc w tym, że ubrana w dwa grube swetry, ciepłe kozaki i płaszcz wyszła na zewnątrz i powoli skierowała się w stronę wody. Było jej strasznie zimno, nawet w głowę, chociaż założyła czapkę, a zdrętwiałe ręce spoczywały w kieszeniach i jeszcze ubrane były w rękawiczki. To nic nie pomagało, ale z wędrówki nie zamierzała zrezygnować i coraz bardziej zbliżała się do swojego celu.
Nie spodziewała się, że kogoś tu zastanie, dlatego na początku zdziwiła się widząc znajomą dziewczynę, która chyba wpadła na ten sam pomysł i spacerowała wokół jeziora. Po chwili zdecydowania Zoya skierowała się w jej stronę, po drodze wyjmując z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę. Nie chciało jej się przyśpieszać kroku, ucieszyła się więc, kiedy dziewczyna zwolniła a po chwili się zatrzymała. Mimo to dopiero po kilku minutach do niej dotarła i wyciągnęła w jej stronę fajki.
- Bierz - powiedziała, szczękając zębami.
[Wiem, okropne, ale nie miałam lepszego pomysłu.]
Zoya
[Staruchami są wszyscy starsi ode mnie. :D]
OdpowiedzUsuńObudziło go wycie. To było dziwne, zważywszy na to, gdzie spał. A oczywiście noce spędzał w dormitorium chłopców z siódmego roku z Hufflepuffu. A Pokój Wspólny tego domu, jak wiadomo, znajdował się w podziemiach. A takie umiejscowienie z pewnością nie ułatwiania niesienia się dźwięków np. z Zakazanego Lasu. Chyba.
Ale faktem było, że Charles usłyszał, jak ktoś wył. Lub jak coś było. Na początku myślał, że to część jego snu, który był bardzo dziwny, ale kiedy dźwięk nasilił się, chłopak przebudził się. Gwałtownie usiadł na łóżku i rozejrzał się po dormitorium. Słyszał tylko jak koledzy z roku oddychają przez sen, niektórzy z nich pochrapują. Oprócz niego każdy spał. Czyli może tylko mu się przesłyszało albo to część snu, a nie żaden tam wilkołak czy inny potworek.
Można więc spać, pomyślał. Właśnie nie bardzo można, odpowiedział mu jego mózg. No tak, cudownie. Teraz Charles już nie zaśnie, a rankiem będzie półprzytomny. Ech, cóż za życie. Przez kilka minut próbował jednak zmusić siebie do udania się z powrotem do krainy snów, zaczął nawet stosować starą metodę liczenia gobelinów, ale i ona nie pomogła. W końcu poddał się, westchnął cicho i wyplątał z kołdry oraz prześcieradła, a następnie wygramolił się z łóżka.
Złapał jeszcze różdżkę, która - jak zawsze - leżała na stoliku nocnym. Zawsze, jeśli tylko mógł, miał ją przy sobie. W końcu bez niej czuł się bezbronny, niemalże jak bez ręki. Czyli podobnie jak większość czarodziejów, która z jakiegoś powodu nie miała w swoim wyposażeniu tego magicznego sprzętu. Chociaż wątpił, że przyjdzie mu w Pokoju Wspólnym z kimś walczyć. Ale w końcu były zaklęcia, która wcale nie dotyczyły defensywy ani ofensywy.
Na przykład poświecić sobie można. W nocy to się szczególnie przydaje. Ale w dormitorium wolał nie używać zaklęcia Lumos, jeszcze co wrażliwsi na światło się pobudzą i będą jęczeć. Dlatego po omacku przedarł się do wyjścia, depcząc po czyichś ubraniach. W końcu otworzył drzwi, zrobił krok i… wdepnął na coś ostrego, potknął i stoczył ze schodów.
No to ups.
Co prawda nie bolało to tak, jakby wdepnął na klocek lego - co się mu zdarzyło nieraz, w końcu miał styczność też ze światem mugolskim - ale i tak do najprzyjemniejszych doznań to nie należało. Dlatego rozmasowywał sobie reraz nogę, krzywiąc się przy tym.
Ostatnia impreza w Hogsmade z sporą ilością znajomych była naprawdę fantastyczna. Alkohol lał się litrami i wszyscy byli wyjątkowo upojeni, a na następny dzień narzekali, że kac morderca nie ma serca, chociaż sami sobie na to zasłużyli, nie da się ukryć.
OdpowiedzUsuńNa tej właśnie imprezie między Leanderem a Sagą doszło do pewnej niecodziennej bliskości. Oboje odurzeni alkoholem wykorzystali dłuższą chwilę sam na sam i pozwolili sobie na chwilę zapomnienia. Zaczęło się od niewinnego przytulania, następnie delikatnych muśnięć twarzy, przez drobne pocałunki. Wszystko to przerodziło się w otwartą namiętność, głęboką jak ocean, niczym nie zmąconą aż do momentu, w którym zmuszeni byli rozstać się w lochach. Nawet nie mięli pojęcia kiedy ich znajomi opuścili imprezę, zostawiając ich samych sobie. Jednak cali i zdrowi dodarli do Hogwartu.
Jednakże przez następne kilka dni Leander jawnie zauważył, że Saga poza zdawkowym "cześć", omijała go szerokim łukiem, unikając jego towarzystwa, a nawet zwykłego spojrzenia! Nie do końca rozumiał dlaczego tak jest, bo przecież nie doszło między nimi do niczego wielkiego (przynajmniej jego zdaniem, bo uważał, że mogłaby się tak zachowywać, gdyby co najmniej się ze sobą przespali). Długo szukał sposobności, by dorwać ją gdzieś, kiedy będzie sama, a następnie dowiedzieć się o co chodzi. Lubił ją i jakoś perspektywa zniszczenia ich relacji wcale mu się nie uśmiechała.
To był czwartek. Leander stał przy łazience Jęczącej Marty, oparty o ścianę, z rękami schowanymi w kieszeniach spodni od szkolnego mundurka. Widział z daleka nadchodzących Puchonów, a wśród nich Sagę.
Długo nie czekał, tylko bezceremonialnie wbił się w ten tłum, złapał ją za rękę i wyciągnął, zamykając w łazience jęczącej Marty.
-Mam dosyć. Powiedz mi o co chodzi, Saga. Nie podoba mi się to, że od kilku dni zupełnie mnie ignorujesz! Żałujesz tego co się stało? - spytał wprost, bo emocje średnio od jakiegoś czasu niebezpiecznie w nim buzowały.
Charles nie należał do tego elitarnego grona, jakie z pewnością stanowili perfekci i wcale nad tym faktem nie ubolewał. Ot, ktoś nie może tej funkcji piastować, żeby ktoś inny mógł. W trakcie wakacji przed piątym rokiem, kiedy wiedział, że ludzie z jego roczniki będą do tego wybierani, nie spodziewał się, że odznaka powędruje do niego. I, jak się okazało, miał całkowitą rację, chociaż w tym przypadku nie zadziałały jego wróżbiarskie talenty, a po prostu zdrowy rozsądek. Bo kto niby miałby go mianować prefektem? Szczególnie w momencie, gdy wokół niego były osoby, które się do tego nadawały.
OdpowiedzUsuńNie rozpaczał z tego powodu. Za dużo obowiązków. No, może pewien prestiż i możliwość korzystania z Łazienki Prefektów była kusząca... Ale do niej i tak miał w tym roku dostęp, że względu na funkcję kapitana drużyny quidditcha. Ale pomimo tego, gdyby to go przyłapano na nocnym szlajaniu się po korytarzach, szlaban byłby nieunikniony.
Ale siedzenie w Pokoju Wspólnym po ciszy nocnej nielegalne nie było. Chyba, bo tak naprawdę Charlesowi nie chciało się czytać wszystkich dokumentów szkolnych, więc z całą pewnością nie mógł powiedzieć, jak to wszystko jest określone. Ale, niestety, nieznajomość prawa nie zwalnia z jego przestrzegania.
Ale w tym momencie wizja szlabanu wydawała się kusząca. Zamiast tego, co stało się tutaj. W końcu upadek, czyli popisanie się niezdarnością czy nieuwagę , jeden ponurak, czyli ośmiesznie, nie było fajne. I to jeszcze na oczach kogoś. I to jeszcze na oczach dziewczy ny. Cóż, najchętniej to by zniknął, narzucając pelerynę niewidkę na siebie. Albo użył zmieniaczu czasu. Chociaż nie, to tak nie działa.
Zamiast tego uśmiechnął się krzywo i powiedział, wstając z podłogi:
- Wejście smoka. Chciałem zwrócić na siebie uwagę i się chyba udało, co?
Podszedł do kanapy i wskoczył na jej oparcie, opierając bose stopy o jakąś poduszkę.
- A ty co tutaj tak siedzisz? - spytał. - Wywaliły nie z dormiotium? Nie dziwię się.
[Tak. Znaczy nie. To jest, więcej.]
[Piękne zdjęcia, ale dlaczego ona nazywa się jak herbata? ;_;]
OdpowiedzUsuń[Ja tam lubię herbatę, więc z moich ust to jak komplement :3 Ogólnie takie postacie są fajne, Norweżki, Szwedki, Islandki, sama kiedyś faceta miałam takiego <3 Na blogach w sensie ;_;]
OdpowiedzUsuń[Co tu dużo mówić - Puchaś, szlama i są na jednym roku, Scorp ją zeżre. Ewentualnie polecimy w rzygowiny i Saga może, ku swojej rozpaczy albo nie, czuć miętę do Scorpa, ale nie wiem, co dalej z tym zrobimy.]
OdpowiedzUsuń[Dopiero teraz ogarnęłam, że to herbata <3]
OdpowiedzUsuń[No doobra, ale to wieczorkiem jakoś, bo teraz nie mam pomysłu. Chyba, że mnie wena napadnie, to wtedy ;3]
OdpowiedzUsuńLouis jakoś nie mógł powstrzymać się od zerkania co jakiś czas na koleżankę. Zastanawiał się, czy ona zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo ta jej ogólna nieśmiałość jest widoczna. Bo Lou czuł, że dziewczątko wyraźnie się go krępuje i chyba nie wie kompletnie, co mogłaby powiedzieć.
OdpowiedzUsuńSandler taki nie był. To znaczy… charakteryzował się spokojem i małomównością, ale ciężko mu było zarzucić brak śmiałości. Ten objawiał się tylko i wyłącznie w sytuacjach dla Lou nowych (a tych w tym roku szkolnym zdarzyło się już więcej niż przez całe sześć lat nauki), które wprawiały chłopaka z zażenowanie zupełne. Niemniej jednak Louis nie miał problemów z wysławianiem się, czy odzywaniem w ogóle. To, że rzadko kiedy dawał znać o swoim istnieniu, to całkiem inna sprawa.
- Czytam książkę – odpowiedział, wskazując na tomiszcze spoczywające teraz na jego kolanach. – Znaczy… czytałem – sprostował i wysilił się o lekki, choć raczej sztywny uśmiech. – Ale w zasadzie jest już dość późno, więc chyba na dziś wystarczy. Oczy już mnie zaczynają boleć od wytężania wzroku w tej ciemności – dodał, chcąc jako tako podtrzymać konwersację. Odwzajemnił spojrzenie Sagi, z zaskoczeniem stwierdzając, że te jej ciemne ślepia są całkiem ładne.
- Dlaczego nie możesz spać? – zapytał po dłuższej chwili nieco uciążliwej ciszy. Louis naprawdę był kiepskim towarzyszem rozmowy…
[O, widzę nowe zdjęcie. Fajniaste.]
OdpowiedzUsuńWięc teoretycznie to Wish nawet nie miał prawa trafić do swojej drużyny. Póki nie trafił do Hogwartu miotłę uważał tylko za przedmiot, który służy TYLKO I WYŁĄCZNIE do zamiatania. Czasem tylko, jeśli akurat razem z sąsiadami znaleźli jakiś stary kij od szczotki, można było pobawić się w wojnę, nawalających się rycerzy albo coś w tym stylu. Jak mu już kazali nie odstawiać w szkole cyrków, że on się niby boi, że on nie chce (bo ja niby można nie chcieć nauczyć się latać na miotle?), uznał, że nie ma takiej rzeczy, do której nie można by człowieka przekonać tudzież zmusić. Wszystko się da, trzeba tylko chcieć.
Miewał takie chwile, że zazdrościł swoim kolegom, którzy opowiadali, jakie to fajne mają swoje czarodziejskie rodziny, jak to fajnie spędzili wakacje albo co to oni robili jak byli młodsi. Nie, nie czuł się pokrzywdzony przez własną szlamowatość, czuł tylko, że miło by było być świadomym własnych umiejętności trochę wcześniej. Mieć więcej czasu na ich poznanie, stopniowe zrozumienie. Bo jak na razie, po siedmiu latach spędzonych w Hogwarcie, Wish uważał, że zbyt szybko i zbyt gwałtownie wrzucili go w ten świat, że nie dali nawet chwili na zastanowienie.
Zawsze potrafił znaleźć jakiś powód, żeby ponarzekać.
Chciałby móc zrzucić winę za to wszystko na matkę - kolejny powód, by mieć do niej jeszcze większy żal o wszystko niż dotychczas, ale to akurat przecież nie było jej wina. Sama przecież nigdy nie miała z magią styczności i pewnie nawet do tej pory nie miała pojęcia, co z jej synem, kim on tak naprawdę jest. Bo sobie poszła, bo go zostawiła.
Tutaj pojawia się dość sporna kwestia. Poradził sobie jakoś z tym, że go zostawiła. Więc co, to pewnie oznacza, że jest silny psychicznie? A nie. Czuł się jak największy przegrany na świecie za każdym razem, kiedy o niej myślał. ONA, tak ją teraz nazywał. Nie mama, nie matka, nie po imieniu. Sprowadził ją do takiego poziomu, na którym już mu nie zagrażała. Starał się własną matkę wyrzucić ze swojego życia i to raz na zawsze.
W sumie, to jak ona właściwie miała na imię? Śmiał się sam z siebie, bo zadawał sobie to pytanie bardzo często, tylko po to, by spróbować sobie samemu udowodnić, że naprawdę o niej zapomina. A jednak wciąż pamiętał jak miała na imię. Ma, przecież ona wciąż gdzieś tam jest. Chyba, mógł tylko przypuszczać w tej kwestii.
To ona doprowadziła do tego, że teraz Wish najzwyczajniej w świecie bał się nawiązać z kimkolwiek jakąkolwiek więź. Bał się przywiązać, bo wiedział, że jeśli by to zrobił najprawdopodobniej chciałby tego kogoś na własność. Tylko dla siebie, żeby go nigdy nie zostawił. A ludzi przecież nie można brać sobie na własność ani ich do tego zmuszać. Z tym akurat sobie jeszcze nie radził, choć przypuszczał, że sobie kiedyś poradzi - to tylko kwestia czasu.
- Nie odwołali - powiedział pewnym tonem, chwytając swoją miotłę, która opierała się o jedną z ławek w szatni. Swoją czysto teoretycznie, bo praktycznie była to szkolna miotła, jedna z tych, na których ćwiczyli pierwszoroczni. - Tak sądzę - poprawił się zaraz. - Usiądź i poczekaj na nich, nic cię tu nie zje przecież.
Nie wiedział, gdzie mogą być teraz Puchoni, choć w myślach obstawiał, że pewnie właśnie odbierają od Gryfonów sprawozdanie z warunków pogodowych w pokoju wspólnym Gryffindoru. Ale to były tylko przypuszczenia.
[również witam. Pierwsze zdjęcie i drugie imię postaci sa czarujące]
OdpowiedzUsuńWilson
[w tym blogspotowym świecie grupowców często gubię niewinne osóbki. Powiązanie może być najróżniejsze, od śmiertelnych wrogów (do czego bym się skłaniała) do dawnych kochanków. Co do wątku, nie jestem w stanie zbyt sprawnie myśleć o tej porze, może pomyślę nad czymś jutro, z tym że zaczęłam sporo wątków dziś i wczoraj i nie chcę się wypalić. Tobie to nie grozi? Wsparłabyś?]
OdpowiedzUsuńWilson
[Ojejejku jej, dziękuję za poprawę humoru i powitanie, no! Ja tu się bałam, że wszyscy pouciekają, czytając moją kartę - ale jak widać, jesteście odporni. Cieszy mnie to :D
OdpowiedzUsuńEj, hej uwielbiam Cię za pana Endżrju vel Naczelnego Grafomana, tak bardzo serce z tego powodu, że już właściwie pozostaje mi tylko zapytać, czy wykazujesz chęci na wątek... Bo ja bardzo chętnie, bo Saga jest tak urocza, że Peter pewnie porzuciłby dla niej udawanie geja. :D]
Peter Izaak
Ich pocałunki były silne, jakoś niewytłumaczalnie pełne intymności, ogromnej bliskości, która zrodziła się między nimi pod wpływem alkoholu. On także je pamiętał i zupełnie szczerze mógł przyznać jak bardzo były przyjemne, jak bardzo mu się podobały.
OdpowiedzUsuńOwszem, znał Sagę, wiedział jak bardzo jest nieśmiała, jaka cicha i zamknięta w sobie. Oczywiście. Wiedział o tym. I był prawdziwie zaskoczony na tej sobotniej imprezie, widząc jak wiele odwagi zyskała pod wpływem alkoholu. Zdawał sobie sprawę, że to zachowanie, które pokazywała, normalnie nie leżało w jej naturze.
Mimo wszystko nie spodziewał się jednak tego, że tak bardzo będzie go ignorować. Czuł się przez nią niesprawiedliwie potraktowany, odnosił wrażenie, że w jej oczach jest oprawcą, który zmusił ją do czegoś, czego nie chciała. Prawda jednak była taka, że tamtego wieczora oboje chcieli tej bliskości, tych pocałunków, wzajemnego dotyku. W jego opinii nie powinna się tak zachowywać, jednak to było tylko jego zdanie.
Wysłuchał jej odpowiedzi, a zęby samowolnie mu się zacisnęły, przez co jego twarz automatycznie stężała i sprawiła wrażenie groźnej, zdenerwowanej...
-Tak, rozumiem - odpowiedział po dłuższej chwili milczenia, wbijając w nią pełen napięcia wzrok.
Widział jak zagryza wargę... a ten drobny aspekt działał na niego jak płachta na byka. Ten drobny gest w wykonaniu ładnej dziewczyny przyprawiał go o dreszcze, szybsze bicie serca, jakieś nieokiełznane myśli, kiełkujące pożądanie... Dziewczyna przygryzająca wargę stanowiła jego najsilniejszą słabość.
-Saga, błagam... nie przygryzaj wargi... - powiedział jakimś trudnym do określenia tonem, jak gdyby był zmęczony ustawicznym hamowaniem siebie i swoich reakcji.
I w rzeczy samej tak właśnie było...
No właśnie, nikt nie potrafił zrozumieć akurat tej prośby Leandra... A on nigdy nikomu tego nie tłumaczył, bo i po co. Faktycznie, jego fetysz był dość nietypowy... Inni faceci byli fetyszystami tyłków, nóg, brzuchów, piersi... A jego fetyszem było zagryzanie wargi, które uznawał niezaprzeczalnie za najbardziej zmysłowy gest jaki tylko dziewczyna mogła w jego obecności wykonać. I jakoś nie panował nad tym, że reagował w taki, a nie inny sposób. Więc znów wszystko sprowadza się do jednego słowa - fetysz. Fetysz Leandra o którym nikt nie wiedział i jeśli jakaś dziewczyna go tym zwabiała, to z pewnością musiała robić to nieświadomie.
OdpowiedzUsuńPrzypomniał sobie, że w sobotę, kiedy zostali sami i zaczęli rozmawiać, to Saga wówczas też przygryzła wargę... A kiedy to uczyniła nie minęło wiele czasu, gdy zaczął ją całować. Całować tak gorąco i zachłannie, jak gdyby chciał jej wargi rozpalić do białości swoimi własnymi...
Kiedy dostrzegł jak Saga cofnęła się o krok od niego, zrozumiał, że nie powinien z taką złością na nią patrzeć. Nie była mu niczemu winna. Działała tak, bo widocznie nie potrafiła inaczej, zawstydzona tym, co robiła po alkoholu. Ale powiedziała, że nie żałowała... To było ważne.
-Nie bój się... Nie będę krzyczał... - powiedział spokojnym, ciepłym dla ucha głosem, po czym poszedł do niej i wyciągając lekko swoją rękę, ujął palcami jej dłoń, patrząc na nią pozbawionym negatywnych emocji wzrokiem.
Przejechał kciukiem po jej skórze na wierzchu dłoni i uśmiechnął się jedynie kącikami ust, chcąc jej tym samym pokazać, że już nie ma w nim ani odrobiny złości, więc niczego z jego strony nie musi się obawiać.
Spojrzał na jej usta, na których widniała delikatna, naturalna czerwień krwi. Jego wyobraźnia natychmiast potoczyła się dalej, zahaczając o wspomnienia tego, jak ją całował... To było tak przyjemne, takie... ulotne. Tak, właśnie, ulotne. Ale wzniosłe także...
[ boże MOJA UKOCHANA PIOSENKA *.* i te zdjęcia. Chce wątek! pomysłów nawet mam kilka - skoro nią tak łatwo zmanipulować to może by się nią Aaronek jakoś pobawił? Mogłaby się mu też nie wiem podobać ale jakby się okazało, że taka dobra i tak dalej to przeszłoby mu i zostawiłby tę znajomość bez słowa? Mogliby też hm no nie wiem pisać do siebie listy nie wiedząc kto jest odbiorcą, przelewając wszystkie smutki i żale?]
OdpowiedzUsuńSaga była niebywale słodką i uroczą istotą, co zupełnie nie podlegało najmniejszej wątpliwości. Zapewne ona sama tak o sobie nie myślała i oczywiście to żadna nowość, ale Leander właśnie takie miał o niej zdanie. Osobiście też uważał, że gdyby tylko Saga otworzyła się nieco na płeć przeciwną, to znalazło by się wielu chętnych, którzy by ją chcieli. W końcu była naprawdę ładna, inteligentna, a jednocześnie tak niewinna i krucha, co było dla facetów szalenie pociągające. Naprawdę.
OdpowiedzUsuńSam Leander także czuł do niej jakiś niewysłowiony pociąg, czego upust dał w sobotę na imprezie, co prawda pod wpływem alkoholu, ale było to jak najbardziej szczere. Jakoś też nie wyobrażał sobie, żeby mógłby być tą osobą, która powinna na nią nakrzyczeć. Nie chciał tego robić, chociaż czuł się naprawdę wzburzony, kiedy ignorowała go nagminnie przez kilka dni, jak gdyby był powietrzem, zupełnie nie odpowiadając na jego pytające spojrzenia. Poczucie niesprawiedliwego traktowania obezwładniało go, doprowadzając do zrodzenia się silnej i wyraźniej złości, po której jednak w tym momencie nie było już śladu.
W momencie, kiedy Leander dostrzegł spojrzenie Sagi na ich splecione ręce, a następnie ich spojrzenia się spotkały i ona zagryzła wargę, on sam wyraźnie przełknął ślinę, a w jego brązowych oczach pojawił się jakiś strach, błaganie, coś jeszcze, co bardzo przypominało szaleńczy brak opanowania...
Zacisnął mocno zęby. Saga być może nie robiła tego specjalnie, a jedynie odruchowo, nie mniej jednak z pewnością nie mogła mieć pojęcia jak bardzo to na niego działało, jak bardzo go pociągało... Ten fetysz był bardzo uciążliwy, zwłaszcza w kontaktach z tak nieśmiałymi dziewczynami jak Saga, które często przygryzały wargę.
A w jej wykonaniu było to tak cudownie nieśmiałe, a jednocześnie zmysłowe, że aż dreszcze przebiegły mu po plecach. Instynktownie przestąpił jeden krok w jej kierunku, tym samym niwelując odległość między nimi do absolutnego minimum. Jego wzrok błądził po jej twarzy od oczu, do zagryzionej wargi, jak gdyby nie mógł się zdecydować co bardziej go do niej przyciąga.
-Proszę, nie zagryzaj wargi... to tak cholernie na mnie działa... - wyszeptał tak samo błagalnie jak poprzednio, bo naprawdę, ona tym instynktownym gestem trafiała w jego najczulszy punkt.
Saga Nielsen była uosobieniem tego, co Leandra najbardziej pociągało w dziewczynach. Piękna, szczupła, o długich włosach, nieśmiała, cicha, zamknięta w sobie i ukrywająca wiele przed światem... Tak, właśnie takie dziewczyny podobały mu się najbardziej. Niewiele osób wiedziało, że Leander gardzi perwersją. Większość jego wielbicielek, nie wiedzieć skąd, uległo dziwnemu wrażeniu, że Leandrowi podobają się kuse sukienki, piersi na wierzchu i zachowanie seks bomby. Nic bardziej mylnego. Dla niego zdecydowanie bardziej atrakcyjna była nieśmiałość, aniżeli perwersja.
OdpowiedzUsuńNie ukrywał grymasu niezadowolenia, kiedy Saga zabrała swoją dłoń i cofnęła się o krok, mówiąc, że ona już pójdzie. Spojrzał na nią wzrokiem pełnym bolesnego zawodu.
-I znowu to robisz. Znowu uciekasz. Znowu mnie zostawiasz, by za godzinę udawać, że się nie znamy. A ja od soboty nie potrafię myśleć o niczym innym, jak o tym by znów cię pocałować! Ale co cię to obchodzi, lepiej udawać, że soboty nie było, że my się nie znamy i nic nie zaszło, masz rację. W takim razie nie będę cię już zatrzymywał, pa, Saga - powiedział głosem pełnym goryczy, po czym wyminął ją i wyszedł z Łazienki Jęczącej Marty.
Był rozgoryczony i zły, zawiedziony i wzburzony. Mimo wszystko jednak wolał wyjść, by się zbytnio nie rozpędzić i na nią nie nakrzyczeć. Saga była tak niewinna... jak mógłby na nią podnosić głos? Nawet jeśli potraktowała go jak błąd bliskiej przeszłości, to cóż, musiał się tylko z tym pogodzić.
Usłyszał, że także opuściła łazienkę, usłyszał, że za nim wyszła i usłyszał też dokładnie to, co mówiła. Naraz zatrzymał się raptownie, odwrócił i spojrzał na nią ze sztucznym rozbawieniem na twarzy.
OdpowiedzUsuń-Och tak, oczywiście! Przecież to takie logiczne! Dlaczego ja wcześniej o tym nie pomyślałem. Każda dziewczyna w Hogwarcie myśli, że ja chcę tylko seksu. Przecież Leander Wickham nie może chcieć niczego innego, tylko seksu! Leander Wickham ogólnie nie myśli o niczym innym, tylko o seksie! Masz rację, Sago. Tak. Całując cię w sobotę, chciałem tylko seksu. Ale czekaj... coś tutaj nie pasuje... skoro chciałem tylko seksu, to dlaczego się do ciebie nie dobierałem, tak jak w normalnym wypadku bym to robił? Dlaczego? Ja chyba znam na to odpowiedź... - urwał, zacisnął mocno zęby i oddychając ciężko, spojrzał jej głęboko w oczy. - Nawet przez ułamek sekundy nie przeszło mi przez myśl, by cię przelecieć. Wiem jaka jesteś, szanuję cię kurwa tak bardzo, że nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy! Ale co cię to obchodzi, przecież dla ciebie jestem tylko kolesiem, któremu zależy tylko na seksie. I oczywiście, to nic nie znaczyło. Przecież wszystko co robi Leander Wickham nigdy nic nie znaczy. Myślę, że już skończyliśmy... - powiedział z goryczą.
Naprawdę nie chciał na nią krzyczeć, nie chciał podnosić głosu, ale to jakoś tak samo wyszło... Co on za to mógł. Dowiedział się właśnie za kogo miała go Saga... za kogo miał go cały Hogwart. Świetnie.
Cóż, nawet jeśli w wielu przypadkach chodziło mu tylko o seks, to Saga powinna zauważyć, że w jej względzie to była sprawa nieistotna. Gdyby o to mu chodziło, w sobotę zacząłby się do niej dobierać, chcąc wykorzystać moment, że jest pijana, że się całują, że jest między nimi taka namiętność. Ale wówczas nawet mu to przez głowę nie przeszło. On zawsze ją szanował, zawsze miał gdzieś, że nie ma czystej krwi... I wszystko to po to, by na koniec dowiedzieć się, że myśli o nim tylko i wyłącznie jako o chłopaku, który chciał ją przelecieć.
Czara goryczy przelała się w nim i dlatego właśnie zareagował w taki, a nie inny sposób na notabene źle zrozumiane słowa Sagi. Naprawdę nie chciał podnosić głosu, nie chciał na nią krzyczeć, ale kiedy już zaczął, to nie potrafił się zahamować, póki nie wyrzucił jej w twarz tego, co mu leżało na sercu.
OdpowiedzUsuńJednak jej reakcja przebiła nawet jego wybuch. W życiu by się nie spodziewał tak gwałtownego natarcia ze strony Sagi, gdzie ona zawsze taka spokojna i cichutka była, a tym czasem i ona wyrzuciła mu w twarz to, co jej na sercu leżało i zrobiła to naprawdę z ogromną klasą.
Na dobre kilka chwil zabrakło mu słów, a dopiero po jakimś czasie ogarnął się i był w stanie cokolwiek jej odpowiedzieć.
-Naprawdę nie rozumiem co ja ci zrobiłem, że uważasz mnie za takiego skurwiela... - powiedział, patrząc na nią szeroko otwartymi oczami. - W życiu bym cię do niczego nie zmuszał, Saga. Chociaż nie ukrywam, że to co wydarzyło się między nami w sobotę było fantastyczne, to nie oznaczało, że nagle jesteś moją własnością, a ja mam do ciebie jakieś prawa. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym to powtórzyć i mógłbym to zrobić, gdybym myślał tylko o sobie. Ty tego nie chcesz i szczerze żałujesz, więc i ja się powstrzymam, ze względu na ciebie. Naprawdę cię szanuje, musisz to wreszcie przyjąć do wiadomości - powiedział spokojnym już i pewnym głosem, patrząc Sadze w oczy.
Kto jak kto, ale Saga akurat najbardziej na świecie zasługiwała na szacunek. Była tak cudownie niewinna, tak urocza... A on jeszcze na nią nakrzyczał, chociaż wcale tego nie planował i nie chciał... Mógł mieć tylko nadzieję, że mu wybaczy i nie będzie chowała z tego względu urazy...
Jej niepewność i zakłopotanie rozczuliły jego serce do tego stopnia, że uśmiechnął się lekko kącikami ust, a następnie podszedł do niej bez wcześniejszego zastanowienia czy zawahania, złapał ją za ręce i rozdzielił je w swoich własnych, widząc jak wykręca sobie palce. Uczynił to w obawie, by przez przypadek ich nie połamała.
OdpowiedzUsuń-Nie rób tak... Masz tak delikatne palce, ale zaraz je sobie połamiesz, jak tak dalej będziesz je wykręcać - powiedział z lekkim uśmiechem, a nawet czułością, splatając ich dłonie ze sobą, jak gdyby w ramach zapobiegnięcia dalszego wykręcania jej palców w wyrazie zdenerwowania.
Jego kciuki powoli, wręcz melancholijnie przesuwały się po wierzchach dłoni Sagi, jak gdyby stęsknione dotyku jej skóry, złaknione ponownego poczucia ciepła jej ciała.
Uśmiech na ustach Leandra zaniknął, kiedy dostrzegł, że ponownie przygryzła wargę. Nie robiła tego specjalnie. To pewne. Ktoś tak kochany i niewinny jak ona, nie posiadający w sobie nic z wyuzdanej perwersji nie mógł specjalnie go w ten sposób kusić.
A jednak nieświadomie go kusiła, nieświadomie nawoływała go, by znów ją pocałował, by ponownie oddał się bezgranicznej przyjemności płynącej z połączenia ich ust w namiętnym i gorącym tańcu.
Spojrzał jej w oczy, tak piękne i czyste, pozbawione jakiejkolwiek złości, jakichkolwiek złych uczuć... Ponownie przesunął źrenice na jej zagryzioną wargę, a myślenie wyłączyło mu się całkowicie.
Jak gdyby w zwolnionym tempie pochylił się nad nią, jednocześnie uwalniając jedną z jej dłoni i swoją własną zatapiając w jej długich, pięknych, cudownie pachnących włosach.
To była chwila, kiedy swoimi zębami złapał jej dolną wargę i uwolnił ją z uścisku zębów Sagi, a następnie swoich własnych, puszczając wolno. Sekundę później ciepło ich ust zlało się w jedno, kiedy ponownie się połączyły.
Leander uwolnił drugą rękę Sagi, by objąć ją w talii i przycisnąć do siebie. I już jego serce zaczęło bić szybciej, poruszone wspomnieniami z sobotniego wieczora, teraz tak realnymi, jak tylko mógł marzyć.
Całował ją gorąco, namiętnie ogarnięty szaleńczą radością z ponownego spotkania ich ust... Był tak spragniony jej pocałunków, tak urzeczony delikatnością i smakiem jej warg, tak pewien słuszności tego pocałunku...
[A twe zdjęcia są śliczne.]
OdpowiedzUsuń[Kiepska jestem i w tym i w tym, więc przykro trochę, ale postaram się pomyśleć.]
OdpowiedzUsuń[ja nie wiem, czy Saga przeżyłaby nachalnego, zauroczonego Petera - skoro kiedy nawet jest cicho, ciężko z nim wytrzymać. ktoś, kto śmierdzi wręcz kompleksami nie jest dobrym materiałem na adoratora.
OdpowiedzUsuńdbając wiec o samopoczucie obojga, chyba lepiej zrobić z nich parę przyjaciół - z relacjami raczej skłaniającymi się, ku; starsza siostra - młodszy brat. kij z różnicą wieku, Peter to mentalna sierota. świadomość, że miałby być dla kogoś większym oparciem, chyba by go zabiła xD
tylko nie wiem, czy by Tobie, to akurat pasowało C:]
Peter Izaak
[byłabym niesamowicie wdzięczna, gdybyś to Ty zaczęła. ja obecnie jestem skłonna wskazać tylko różnicę między filmami Siergieja Eisensteina, a Hansa Steinhoffa - no, naprawdę nie nadaję się w chwili obecnej do zaczynania :<]
OdpowiedzUsuńPeter Izaak
[Tjaaa xP a ja dalej czekam na te obiecane zaczęcie wątku u Czarka xD Tutaj też wącimy, żeby nie było ;)]
OdpowiedzUsuń[A ja tak tylko z ciekawości zapytam czy mi pani jeszcze odpisze czy już raczej nie?]
OdpowiedzUsuńWish
No jasne, że wielu Hogwartczyków nie przepadało za prefektami. Ale, drodzy prefekci, nie bierzcie tego do siebie, tu nie chodzi o was jako ludzi, tu chodzi o was jako o kogoś w stylu pomocnika nauczyciela! Tak z zasady w sumie. Ale co się dziwić, przecież takie osoby mogą być wkurzające i upierdliwe na wzgląd na swoją funkcję. Bo punkty mogą odebrać, szlaban wlepić, nie pozwolić złamać regulaminu…
OdpowiedzUsuńJasna sprawa, że prefekt prefektowi nie równy. Jeden będzie się czepiał o byle co, byle pierdółkę, właściwie mało ważną sprawę, drugi o coś naprawdę ważnego. I to było w porządku. Ale z drugiej strony, wiadomo jest, że uczeń, który dostanie odznakę, tak naprawdę nigdy nie będzie obiektywny. Bo, nie oszukujmy się, dobry nauczyciel powinien odejmować punkty za złamanie regulaminu bez względu na sympatię czy jej brak do danego ucznia. Dobry prefekt tak samo. Tyle że który będzie karał swoich najlepszych przyjaciół albo przynajmniej tych, których darzył sympatią?
Żaden.
No dobra, może jacyś byli, ale Hartowi wydawało się, że niewielu w ten sposób zachowywało się. On z pewnością tak by nie robił… A z kolei tym, których nie lubi, pewnie by trochę poodejmował. I pododawał też, ale szlabanów. Tak naprawdę na każdego można znaleźć jakiegoś haka.
Ale z drugiej strony - Charlie prefektem nie był. Może właśnie z takiego odznaka powędrowała nie do niego.
A jeśli chodzi o prestiż, to, cóż…
To nie tak, że Charles należał do grupki najpopularniejszych uczniów w Hogwarcie, ale mimo tego był znany wśród braci uczniowskiej. Z czego? Ano, bo grał w quidditcha, oczywiście. A większość Hogwartczyków chodziła oglądać mecze, a nawet jeśli kompletnie ich to nie interesowało, to i tak zazwyczaj kojarzyli ludzi z uczniowskich drużyn. Dlatego jeśli zapytać dowolnego ucznia, czy zna - chociażby z widzenia - Charlesa Harta i czy lubi on quidditch, prawdopodobnie każdy odpowiedziałby bez wahania, że tak. Cóż za truizm!
Hart już za gówniarza miał styczność z tym sportem. W końcu jego ojciec wielkim fanem był. Z tego powodu kilkuletni Charlie latał sobie na dziecięcych miotełkach i oglądał mecze, chociaż na początku nie w całości. W końcu małym dzieciom trudno skupić się na czymś dłużej. W każdym razie, wyrastał w miłości do tego szlachetnego sportu, znał wszystkie najważniejsze drużyny i ich składy, miał swoje ulubione grupy i zawodników. Przede wszystkim cenił Antoniego Błońskiego, chociaż już stracił nadzieję na to, że kiedykolwiek mu dorówna. Poza tym, mimo całego swojego uwielbienia dla quidditcha, raczej nie wiązał z tym swojej przyszłości. Chociaż kto wie, kto wie, jak się jego życie potoczy.
Więc bycie kapitanem drużyny dawało i profity w życiu towarzyskim, jeśli można to tak nazwać. Nie żeby automatycznie taka osoba dostawała się na jakieś salony, ale na pewno była bardziej poważana, bo w Hogwarcie szkolne rozgrywki quidditcha cieszyły się dużą popularnością.
— Nie wiedziałem, że masz o mnie aż tak kiepskie mniemanie, Sago — rzekł Hart, próbując mówić obrażonym tonem. — Ale skoro pragniesz bym cię okłamał, to, cóż, może lepiej nie będę nic mówił — dodał i wyszczerzył zęby w uśmiechu. — Coś dużo nagle osób ma problemy z bezsennością. Ciekawe z czego to wynika — zastanawiał się, przybierając zagadkową minę.
[ biedaczyysko :C mogłabyś zacząć? bo ja już nie mam siłyyy, obiecuję, że następnym razem spadnie to na mnie :)]
OdpowiedzUsuń[Wysyłam do Sagi wirtualną zaczepkę od Gustava]
OdpowiedzUsuń[ okej okej to czekam cierpliwie :3]
OdpowiedzUsuń[Pomysł dobry, a co powiesz na taki dodatek, że Ramone ogólnie chciałaby odnowić znajomość z Sagą, acz boi się reakcji ojca, który nadal jest przeciwko szlamom?]
OdpowiedzUsuń[ Rozgryzłaś mnie :x
OdpowiedzUsuńAktualnie kontempluję nad sensem swego żywota, gdyż po wczorajszym dniu jeszcze mnie trzyma pulsujący ból głowy i sahara w gardle, więc ciężko mi będzie o jakikolwiek pomysł na wątek :P ]