czwartek, 15 listopada 2012

,,Kiedy rodzisz się, nawet góry toną we krwi..."


Chłodny wiatr wichrzył jego jasne włosy. Przechadzał się między szarymi blokami od jakiejś godziny i niewątpliwie kogoś szukał. Zwracał na siebie uwagę, głównie dlatego, że znajdował się w, jakby nie mówić, menelskiej dzielnicy, a ubrany był dobrze, na bogato, jak typowy biznesmen. Widać było, że się niecierpliwi. Nie wyglądał na człowieka, któremu ktokolwiek na cokolwiek każe czekać.
- Cholera jasna... - mruknął pod nosem, mrużąc oczy i próbując dojrzeć cokolwiek na zacienionym podwórku. Wolał trzymać się z dala od panów pijaczków i pań prostytutek, a także od całego tego burdelu na świeżym powietrzu; miał przy sobie dużą sumę pieniędzy i wolał nie ryzykować.
Jego wzrok zatrzymał się na jednej z połamanych ławek, a konkretnie na leżącej na niej postaci. Dziewczyna, dziecko właściwie, na oko maksymalnie trzynaście lat. Długie, ciemnoblond włosy i bardzo jasna cera. Podarte, poplamione dżinsy, szeroka koszulka i czarne glany. Dziewczynka spała, przykryta skórzaną kurtką z ćwiekami. Mężczyzna popatrzył na nią, a później na zdjęcie trzymane w dłoni. Malutka blondyneczka z fotografii ściskała w rękach pluszowego pieska, a jej mina zdradzała strach i niechęć do całego świata. Niepewnym krokiem ruszył w jej stronę. Wyglądała jak jakaś narkomanka czy coś.
- Nie - stchórzył, skręcając nagle w bok. - To nie mogła być ona - zdecydował, odchodząc znacznie dalej.
Dziewczyna tymczasem otworzyła oczy i przeciągnęła się, aż chrupnęły jej wszystkie kostki w wychudzonym ciele. Chwiejnym krokiem pobiegła za oddalającym się mężczyzną, zarzucając sobie po drodze kurtkę na ramiona.
- Oddaj to, co ukradłeś.
Biznesmen stanął jak wryty. Do głowy by mu nie przyszło, by kraść cokolwiek tej małej, miał wystarczająco pieniędzy, by kupić sobie wszystko, czego zapragnął. Odwrócił się.
- Nic nie ukradłem - warknął.
- To po co się nade mną pochylałeś, zboczeńcu ? - spytała rezolutnie. Dopiero teraz widać było, jak bardzo jest niewysoka.
- Myślałem... - urwał w pół słowa. Zirytował się. Nie będę przecież, do diabła, tłumaczył się jakiejś gówniarze !, stwierdził, oddalając się pospiesznie. - Że jesteś moją córką - dodał szeptem, który usłyszał tylko on sam.

~*~

- Samira, bachorze, szybciej - poganiała ją matka, w pośpiechu wciągając najnowszą, koronkową bieliznę. Była ładna i na tyle zadbana, na ile pozwalał rodzinny budżet, wyłączając z niego oczywiście jedzenie dla dzieci. Spojrzała na córkę z niesmakiem. - Bierz te ciuchy i wynocha, no już !
Niemal złapała ją za włosy i wyrzuciła na korytarz, zamykając za sobą drzwi. Dziewczyna walnęła w nie pięścią.
- Oddawaj mój kufer ! - wrzasnęła na całą klatkę schodową, nie przejmując się zupełnie ,,świętym spokojem" sąsiadów. Z każdego mieszkania dochodziły odgłosy awantur, seksu czy imprezy alkoholowej i nie było to na tym smutnym osiedlu nowością.
- Podam ci przez okno, pospiesz się ! - dobiegło ją z wnętrza. Przejechała sobie ręką po twarzy, westchnęła i szybko zbiegła z dwunastego piętra. W ostatniej chwili zdyszana stanęła pod oknem, gdyż czarny kufer już leciał w jej ręce. Gdyby spóźniła się choć sekundę, połowa zawartości zostałaby skradziona przez meneli i złodziei, wiecznie kręcących się po podwórku. Zadowolona z siebie ujęła rączkę i pociągnęła bagaż za sobą. W cichości ducha liczyła na to, że uda jej się złapać stopa, lub chociaż jakiś autobus i nie będzie musiała wlec się na peron na piechotę.
- Cześć ! - usłyszała gdzieś z boku i podskoczyła, przestraszona.
- Idiota ! - krzyknęła przez ramię w stronę wysokiego, szczupłego chłopaka o zmierzwionych ciemnoblond włosach.
- Też cię kocham, siostro. Jak masz zamiar dostać się na peron ?
- Jeszcze nad tym pracuję - odparła obojętnie, nie zatrzymując się ani na chwilę.

~*~





















Bredząc trzy po trzy, powiedziałeś, że Ty
Jesteś Władcą Snów - uwierzyli bez słów
Krok po kroku ich opętałeś...


Samira Nebraska Zeller
Urodziła się 14 maja 2006 roku w Londynie, siedem minut po swoim bracie. Madye, jej matka, ma w zwyczaju wydawać całe zarobione pieniądze na kosmetyki, nowe ciuchy i desperacko próbuje się upiększyć. Na dziesięć miesięcy nieobecności bliźniąt w domu zaprasza sobie na chatę swojego włoskiego kochanka, despotę i awanturnika. Zaślepiona miłością i patrząca na niego przez różowe okulary kobieta nie dostrzega wad. Cóż, powiedzmy sobie - zdarza się.
Ojca nie zna. Matka nie chciała wyjawić jej prawdy, a sama Samira wychodzi z założenia, że kimkolwiek ten pusty człowiek był, skoro ich opuścił i kazał żyć w takich warunkach, najwyraźniej nie jest godny miana tatusia i nie chce dociekać. Nieświadoma jego tożsamości zagadnęła kiedyś na podwórku biznesmena, kręcącego się po okolicy. Widziała wtedy Johannesa po raz jedyny w całym swoim szesnastoletnim życiu.
Jest czystej krwi, wbrew pozorom. Opiekuńczej mamusi przestali wystarczać kochankowie czarodzieje, więc wzięła się za kochanków mugoli, co przez wiele starożytnych rodów zostałoby potępione. Ale nie przez nią. Madye Zeller to i tak na niczym w życiu nie zależy.
Razem z bratem sieje spustoszenie w Domu Węża. Posługuje się różdżką 12 i 3/4 cala, czarny bez i pióro feniksa. Panicznie boi się pająków, taką też postać przybiera jej bogin. Na patronusa zaś trafił jej się lis polarny.
Ma zaledwie 160 cm wzrostu i jest wręcz nienaturalnie wychudzona. Nie jest jednak anorektyczką, wręcz przeciwnie - je do oporu, nie ma dna, a i tak nikt jej w to nie wierzy. Takie geny, po prostu. Trudny ma charakter, ot co, bezczelne to-to, wredne i aroganckie, zwłaszcza, gdy ktoś jej podpadnie. Sarkazm i ironia to wręcz jej miłość. Oprócz tego jest dość skryta i udawanie pogody w chwilach depresji jest na porządku dziennym.
Uzależniona od przeklinania, papierosów i muzyki. Wielbicielka czarnych, skórzanych ciuchów, glany nosi na zmianę z trampkami. Zrobiony industrial w lewym uchu. Wiecznie posądzana o bycie satanistką, tudzież ,,SZatanistką", jak zwykłe mówić moherowe babcie. Lubi straszyć ludzi opowieściami o czarnych mszach, w których rzekomo brała udział i o swojej potrawce z kota. Jak na ironię posiada szare stworzonko, o imieniu Fatum.
Miłością jej życia jest brat bliźniak Milo. Tylko jego dopuszcza do siebie bliżej. Jest biseksualna. Masochistka, często zachowuje się jak naćpana, albo jak psychopatka, do której zresztą niewiele jej brakuje.
























[Witam wszystkich. Mam nadzieję, że nie jest tak tragicznie, jak mi się wydaje, zresztą znając mnie, to pewnie karta zostanie poprawiona 847209201 razy, a i tak mi się nie spodoba XD Na wątki zawsze i wszędzie, średnio lubię zaczynać, ale nie powinnam mieć problemu z dostosowywaniem się - właściwie, to zależy od weny. Na zdjęciach Ola Chraboł <3]

11 komentarzy:

  1. [Jaka ona śliczna! <3]

    Zoya

    OdpowiedzUsuń
  2. [No cześć :3.]

    Wish

    OdpowiedzUsuń
  3. [No wątek owszem, nawet się oferuję, że zacznę, ale chcę cię wpierw poprosić o jakieś relacje. Bo, jakby nie patrzeć, nasze postacie się od siebie... Dość różnią.]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Jesteś oryginalna, jesteś :) A ja chcę wątku, ot co. Wymyślisz coś? Proszę *,*]

    Zoya

    OdpowiedzUsuń
  5. [A one z jednego roku są, prawda? No to może śpią razem w dormitorium, więc mogą się jakoś lepiej znać, ale bez przesady. A coby tak nudno nie było, to może na tej imprezie, co się spotkały, obie już trochę podbite, to coś zaczęło im odwalać (czyt. zaczeły się podrywać, tudzież coś więcej), no bo skoro Samira też dziewczynki lubi... :)]

    Zoya

    OdpowiedzUsuń
  6. [Jak mi dasz czas, to coś z tego posklejam i zacznę. No, chyba, że będziesz miała ochotę na zaczynanie, wtedy proszę ja bardzo ;D.]

    OdpowiedzUsuń
  7. [A mogłabyś? Bo ja właśnie się gdzieś wybieram, a jak wrócę to pewnie będę zmęczona, a mam jeszcze kilka do zaczęcia i odpisania, więc wiesz... Proszę *,*]

    Zoya

    OdpowiedzUsuń
  8. Ślizgoni byli narodem dziwnym. Takim pełnym uprzedzeń. Jasne, zdarzały się czasem wyjątki od reguły, ale po pewnym czasie bacznej obserwacji Wish doszedł do mało odkrywczego związku, że niektórzy z członków domu węża już chyba sobie za priorytet przyjęli pozowanie. Bo jak im ileś lat temu przypisano, że oni będą ci szlachetni inaczej, ci przebiegli i przede wszystkim ci źli, to tak już zostało.
    Podobnie jak Gryfoni zostali ochrzczeni bandą oszołomów, Krukoni bandą kujonów, a Puchoni bandą ciot.
    No cóż, jakby nie patrzeć, to każdy musi jakąś rolę w tym całym bajzlu odgrywać. Szkoda tylko, ze niektórzy angażowali się aż za bardzo.
    Przed przyjazdem do Hogwartu Wish wiedział niewiele. Owszem, pojawiła się w jego domu jakaś sprawiająca niezbyt przyjemne wrażenie kobieta, powiedziała mu, że jest czarodziejem (a on jej odpowiedział, że nie ogarnia). W pociągu, podczas swojej pierwszej podróży, został dokładnie odpytany ze wszystkiego praktycznie. Jak masz na imię, czemu tak dziwnie, czemu masz takie długie nazwisko, widziałeś kiedyś smoka, lubisz mugoli, mugole są dziwni, nie, chcesz czekoladową żabę, jak to nigdy nie jadłeś dyniowych pasztecików, co się tak patrzysz, sowy w klatce nie widziałeś, a w ogóle to jakiś dziwny jesteś, od mugoli się urwałeś, nie?
    Wytłumaczono mu wtedy w dość przystępny sposób, że nie wszyscy w tej szkole lubią takich jak on. Że nawet mają na nich specjalnie określenie. Szlamy. Nie kłócił się z nimi - jak ma być szlamą, to będzie, w końcu racja, urwał się od mugoli.
    Ślizgonów unikał więc jak ognia. Nie, że się ich bał. Po tylu latach to już mu oni zwisali i powiewali z tym całym swoim mrocznym zapleczem, ale jeśli mógł uniknąć psucia sobie dnia, to korzystał z okazji.
    Tym razem wiedział, że nie wolno łazić po zamku po ciszy nocnej. Ba, on wiedział to od zawsze. Ale okoliczności go zmusiły, tyle mógł powiedzieć. Szedł więc dość szybkim krokiem przez korytarz na drugim piętrze - im szybciej dotrze do wieży Gryffindoru tym lepiej. Nie przewidział jednak, że piętro wyżej może usłyszeć czyjeś kroki. Nie no, wszyscy są przeciwko niemu.
    Szybko skręcił więc za róg korytarza, wciskając się w dość szeroką wolną przestrzeń pomiędzy dwoma posągami, których nazw nigdy nie mógł zapamiętać i nie czuł takiej potrzeby. A kroki były coraz bliżej, z tym, że aktualnie wyraźnie słyszał je z dwóch stron. I, niewiele myśląc, wysunął się ze swoje kryjówki, by chwycić przemierzającą ciemny korytarz dziewczynę za ramię i pociągnąć za sobą.
    - Siedź cicho i się nie rzucaj, a zaraz sobie stąd pójdziemy - mruknął jej do ucha, zastanawiając się jednocześnie, czy nie lepiej zrobiłby, gdyby pozwolił niczego nieświadomej dziewczynie stać się ofiarą woźnego.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nigdy nie rozumiał ludzi, którzy nocny spacer po zamku traktowali jako rozrywkę. Dla niego przemierzanie ciemnych korytarzy z woźnym i prefektami, którzy czasem potrafili pokazać wredną stronę swojej osobowości poprzez kablowanie, było tylko i wyłącznie nieprzyjemną koniecznością. Miał coś do załatwienia, wymagało to późnej pory, inaczej się nie dało, trzeba tak a nie inaczej - dobra, mógł. Jednak wciąż tego nie lubił.
    Ba, on w ogóle jakoś tej szkoły nie lubił. No dobra, może raczej nie darzył zbytnią sympatią. Chociaż wracał tutaj rok w rok już prawie od siedmiu lat, to wciąż czuł, że tutaj najzwyczajniej w świecie nie pasuje. Ze swoim dziwactwem, ze swoim odmiennym spojrzeniem na świat, ze swoją zrytą osobowością, ze swoją szlamowatością - po prostu nie. Ten świat go ewidentnie nie chciał i Wish nie chciał tego świata, ale został niejako zmuszony do przybycia tutaj, bo ojciec tak się napalił na to, że jego synuś jest czarodziejem, że nie było dyskusji nawet. No i zrobił ojcu tę przyjemność, on przynajmniej go chciał, nie to co matka, więc mógł mieć coś od życia. I od jedynego syna.
    - Wyrażaj się - mruknął jej do ucha, zanim jeszcze woźny zniknął za rogiem korytarza.
    Oczywiście odczekał też chwilę - chciał się upewnić, że na pewno droga jest już czysta.
    - Dobra, droga wolna - powiedział, kiedy już oboje wyszli zza posągu. Co jak co, ale ciasno tam trochę było we dwoje. - Nie dziękuj, kiedyś może mi się odwdzięczysz. Czy coś.

    OdpowiedzUsuń
  10. [Ta weź, z 15 minut obczajałam kto podpisuje się Katasza :) Dopiero potem wpadłam na to, żeby przeczytać wątek i po tym się zorientować, jestę geniuszę ^^]

    Każdy wieczór w zamku był wieczorem zmarnowanym, przynajmniej dla Zojki. Ona musiała się zabawić, wyrwać z kamiennych ścian i poczuć wolność, choć przez chwilę. Dlatego tak uwielbiała noce, były wybawieniem po kolejnym ciężkim dniu nauki, podczas którego starała się uchodzić za jak najlepszą uczennicę i wzorową panią prefekt, która za każde przewinienie karze. Osobiście zmieniłaby regulamin, no ale cóż. Siła wyższa, prawda?
    Było jej obojętne, gdzie się znajdowała, najważniejszy był tłum ludzi i alkohol lejący się strumieniami. O tak, wtedy była w swoim żywiole, dopiero po kilku głębszych czuła, że żyje. Kilka butelek whisky było normą, paczka papierosów i może jeden skręt, jeśli coś jej wpadło w ręce, jak nie to trudno, potrafiła się bez tego obyć.
    Zmęczona tańcem, dopiero po kilku godzinach przycupnęła sobie na dłużej przy barze, uważnie się rozglądając i zamawiając kolejną kolejkę, spojrzenie ciekawskich patrzałek zatrzymując na znajomej blondynce, która nagle usiadła kilka krzesełek dalej. Uśmiechnęła się do niej, dokończyła whisky i wyszła za nią na zawnątrz.

    Zoya

    OdpowiedzUsuń
  11. [widzę Huntera w tytule :)]
    Wilson

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga