poniedziałek, 19 listopada 2012

I'm that guy, I'm Mr.Right


Uważaj więc zanim pogłaskasz psa,
Choć piękny i sierść ma śliczną.
Bo mściwa pchła może obdarzyć cię
Chorobą weneryczną.







Scorpius Hyperion Malfoy
25 października 2006 | VI klasa
Złotokap z łuską smoka
Hiena | Pf. Nie powie.
Ślizgon jak się patrzy
What a gas, what a beautiful ass.













Przecież od razu wiesz, czego można się po nim spodziewać na sam dźwięk jego nazwiska. Malfoy. Jedno słowo, a mieści w sobie tyle określeń, że trudno je zliczyć, gdy nie masz na to odpowiednio dużo czasu. Tak dużo dumy i godności, że królowie mogliby się od niego uczyć, jak patrzeć z wyższością i politowaniem na przyszłe ścięte głowy. A już najwięcej to w nim powabu, niczym w dziewicy odzianej w koronki, tiule i rumieńce wywołane szczypaniem starej ciotki. Jednego dnia spod jego stóp sypią się iskry, które palą wszystko i wszystkich na swojej drodze, znowuż jutro lekkim krokiem przemierza korytarze, a odciski buta pozostawiają po sobie brokatowe ślady, obdarzając blaskiem każdego szczęściarza. Możesz schylić się i nabrać na palce tej cząstki zajebistości, wysmarować się nią od stóp do głów kwicząc przy tym jak prosię po czym spróbować być nim, ale i tak ci się nie uda, zawsze będziesz tylko nędzną podróbką z wygrawerowanym na karku Made in China. 
Nawet sam Scorpius nie jest tak idealny, jaki chciałby być, ale udawanie takiego świetnie mu wychodzi. Ojciec go nauczył, ten z kolei szkolił się pod czujnym okiem dziadka Lucjusza. Tradycją rodzinną stała się chyba pozorna doskonałość, najczęściej uznawana jednostronnie, bo gdy Ślizgon łapie cię za fraki wypielęgnowaną dłonią i wie, że nie masz szans, to z drugiej strony i tak wygląda po prostu jak kretyn znęcający się nad słabszymi. Nic to, w końcu to Malfoy, a jemu wolno więcej, niż przeciętnemu plebsowi, który i tak się od niego nie odwróci, woląc nie ryzykować. Tak było od zawsze, więc chłopak nie widzi powodu, dla którego w jego przypadku miałoby być inaczej, skoro jest mądrzejszy o doświadczenia ojca i dziadka, zdołał uniknąć ich błędów i nie wisi nad nim widmo bycia śmierciożercą, z czego bardzo się cieszy. Może trudno się tego domyśleć, ale Malfoyowie to tchórze, którzy prędzej sami sobie wbiliby nóż w serce, niż pozwolili ingerować we własne życie, dali sobą kierować czy zatrudniać w roli chłopców na posyłki. Szczególnie męska część tej rodziny nienawidzi być pod czyjąś władzą, co wynika nie tylko z wrodzonej przekorności i krnąbrności, ale paniki, że ktoś może być lepszy od nich. Teraz już takiej szansy nie ma, bo przecież Czarny Pan nie wróci, więc wiodą sobie luźny żywot panów wszechświata. 
Scorp na dobrą sprawę to zwykły prostak, który ma gdzieś zdanie innych, ich uczucia i marzenia, stawia siebie w epicentrum wszystkiego, w zależności od własnych korzyści odgrywając różne role. Zawsze wychodzi z twarzą, nawet jeśli sam zarobi szlaban, ciebie udupi tak, że do końca tygodnia nie wyjdziesz z nocników Filcha. A przy tym zrobi taką minę, że zamiesza ci w głowię i zapomnisz, dlaczego właściwie go nienawidzisz, bo przecież powinieneś go kochać. Często jest tak, że ludzie odczuwają względem niego zupełnie inne emocje, jakie z początku sobie planowali, wrogowie stają się przyjaciółmi (nie prawdziwymi, taki proelo Scorpius nie zniży się do poziomu nastolatki z PMS, żeby się z kimś przyjażnić!), a wałęsający się koło niego ludzie, którzy dotąd kąpali się w jego świetle, nagle dostrzegają, że jest dupkiem, bo nigdy nie  słucha, tylko się patrzy i kiwa głową. Oraz, jakżeby inaczej, długie na godziny opowieści z imienin babci Stefci kwituje mało ekspresyjnym AHA. Śmieje się z żartów, które zrozumieć może tylko ktoś w podobnym brodziku - oceanie - intelektualnym, czyli on sam, bo drugiego takiego jak on to nie znajdziesz nawet ze świecą. Cóż z tego, że są mało zabawne, jak się nie chichrasz razem z innymi jak powalony, to prawdopodobnie właśnie przestałeś istnieć. Na pożegnanie możesz dostać chusteczkę na otarcie łez, ale istnieje duże ryzyko, że wcześniej Scorp obficie się w nią wysmarkał. Jest też szowinistą, zarówno damskim jak i męskim, siebie stawiając na piedestale zbudowanym z własnego ego, który dawno przerósł najwyższą z hogwarckich wież. Panie mogą liczyć na niemoralne propozycje i obietnice bez pokrycia, panowie zaś pouczanie w każdej możliwej kwestii, w której są rażąco beznadziejni w porównaniu z Malofyem. Czyli we wszystkim, nawet w quidditchu, w którym nigdy nie był wystarczająco doskonały, ale przecież taki geniusz jak on może się wypowiadać nawet w takich sprawach, o których pozornie nie ma pojęcia. Mimo wszystko Scorpius jest naprawdę dobrze wychowany, u Malfoyów maniery zawsze idą w parze ze skrajnym zepsuciem. W jego zachowaniu wyczujesz szlacheckie pochodzenie bez względu na to, jak bardzo chamski jest w danej chwili. I, choć niektórzy moją szczerze w to wątpić, nie rzuca mięsem w co drugim słowie, w obrażaniu innych woli raczej wyszukane epitety i najazd na sytuację materialną/rodzinną/psychiczną swojej ofiary. I chociaż 'szlama' brzmi w jego ustach jak zwyzywanie od najgorszych, brunet doskonale zdaje sobie sprawę, że nie może być tak monotonny w swojej profesji, jak dziwka obsługująca jedynie na autostradzie.
Sprawą, której pominięcie byłoby niemal jak zbrodnia, jest jego wygląd. Od razu na myśl nasuwa się pytanie 'Gdzie to białowłose bożyszcze, na którego widok sikają po nogach?'. Ano. Przez ostatnie sześć lat znudziło mu się być jakąś białogłową pięknością, ale o ile w szkole aż tak mu nie doskwierało, tak w domu na rodzinnych obiadach słuchanie 'To ty czy Dracon? Jesteście do siebie tacy podobni!' doprowadzało go do szewskiej pasji. On nie chciał być jak swój ojciec, jak dziadek i praprapra reszta rodziny, która od wieków wygląda identycznie, więc postanowił zniszczyć marzenia o zbuntowanym aniele wszystkich znających go pięknych dziewcząt i farbnął się na czarno. Efekt wprawdzie nie był taki, jak z początku zamierzał, ale przynajmniej od razu widać, kto jest kto. No i stał się mniej rozpoznawalny, w zeszłych latach od razu zauważało się platynowy łeb, a teraz? Takich ciemnych mas jak on jest pełno, bez znaczenia, jak to określenie interpretować. Oprócz, niegdyś, niemal białych włosów cechuje go charakterystyczny dla rodziny idealny wzrost wahający się od 177-185 w zależności od faceta, a miejsce Scorpa jest gdzieś po środku, co nie czyni go ani knypem wyglądającym jak drugoklasista, ani z kolei drągalem, który uderza czołem we framugę za każdą próbą wejścia do klasy. Owiane sławą mięśnie Malfoya są tylko wymysłem panienek, które kiedyś tam go widziały bez koszulki, bo przypadkiem szły za nim do łazienki prefektów. Wcale nie ma sześciopaku kulturysty ani wyrzeźbionych ramion, jest raczej szczupły z mikrozalążkiem mięśni na brzuchu. Ale, oczywiście, potwierdza każde pytanie, czy naprawdę ma specjalną dietę i biega nocą nago po Hogmseade, bo jakaś Puchonka go widziała albo czy serio raz usmażył sobie naleśnika na swoich stalowych mięśniach brzucha. Wizerunek kreuje się przede wszystkim na kłamstwach i plotkach,  kto jak kto, ale on jest w tym mistrzem. Dodać jeszcze można, że ma na ciele kilka tatuaży, a z bardziej widocznych do DUKE na palcach, który powstał aby podkreślić jego korzenie i to, kim niewątpliwie jest.




Fapfolder || Poddani 

[Jestem leniem, kartę wykorzystałam też na innym blogu, na którym prowadziłam Scorpa.  Więc ewentualnie możecie mnie kojarzyć.
Cytat w tytule z piosenki Mickeya Avalona, cytat w karcie od Martina Lechowicza, a buźki użyczył Luke Worrall (kocham cię, Psaj <3)
Lubię wątki, szczególnie te, w którym Scorpius kopie w czyjś tyłek. Długie, krótkie, dostosuję się, ale bez przeginki w którąkolwiek ze stron. Nie cierpię zaczynać, wolę głowić się nad powiązaniem :c Odpisuję w swojej kolejności, więc jeśli nie odpowiem do razu, nie trzeba się zaraz upominać.]

151 komentarzy:

  1. [ Jaki fajny Scorp *_* a ja mam taaaką słabość do Malfoy`ów <3]
    Dominique

    OdpowiedzUsuń
  2. [Ja cię kojarzę i wiem, że mnie nie lubisz, ale muszę to napisać: MAAAAAAAAAAAAX *,**,**,*]

    OdpowiedzUsuń
  3. [ a możemy chcieć. tylko u mnie jak zawsze brak pomysłów :C]
    Dominique

    OdpowiedzUsuń
  4. [O, jak miło <3 Koń rafał jeszt szekszy. A za Luczka się nie gniewaj, tylko pod tym warunkiem pozwoliłam żonie przejąć Albusa, sooooł x.x Ale dobry Max nie jest zły <3]

    OdpowiedzUsuń
  5. [ wiesz, że jadąc po niej ryzykuje utratą ząbków, wiesz prawda? dopsz, zacznę. ale za jakiś czas]
    Dominique

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Dziękuję :) Ale dlaczego jej imię kojarzy się wszystkim z herbatą? ._. To jest NORWESKIE IMIĘ, na Boga!]

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  7. [W takim razie ciszy mnie to niezmiernie ;3 To co? Jakiś wątek klecimy, nie? Tylko masz może jakieś pomysły na powiązania? :)]

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  8. [Ja poproszę wąciszka. ;3 Z Lychnis or Alex. Acz możemy też powątkować z obiema. ;p To skoro wolimy wymyślać powiązania, to pozostawiam tą robotę Tobie, ja już zacznę. ;3]

    OdpowiedzUsuń
  9. [ Dobry, cześć i czołem! Podoba mi się ten pan niezmiernie, a że jestem tą złą i okropną, co Ci zajumała Worralla, to zaproponuję wątka z Albusem, chyba że wolisz pojebanego Ślizgona Aidana xD ]

    OdpowiedzUsuń
  10. [Zazdroszczę ci, jak ja zrobiłam Scorpiusa z czarnymi kudłami (na h22, ciekawe), to mnie wzięli zlinczowali i musiał być blond -,- Ano wątek, wątek! Jakieś pomysły? A koń rafał biegnie jak dziki]

    OdpowiedzUsuń
  11. [ Świetna karta <3 Malfoy pierwsza klasa :) I tak jak w przypadku Dominique zawsze miałam do nich słabość. ]

    Roxy

    OdpowiedzUsuń
  12. [Ona jest śliczna <3 Szkoda jej na wampiry xD
    Więc... Czy dobrze zrozumiałam, czekaj. On za każdym razem jak się widzą próbuje jej pokazać kto tu rządzi, a ona ma na niego wyjebane, bo nie będzie jej jakiś arystokrata od siedmiu boleści mówił, co ma robić, tak? ;D
    Możemy pogadać o amelinium xD]

    OdpowiedzUsuń
  13. [Ktoooooo zaczyna? Bo jeśli nie masz dużo nauki, czego ja mam w sumie od cholery, to spada na ciebie xD
    Amelinium to je moje życie <3]

    OdpowiedzUsuń
  14. [Oczko, jak napiszę rozprawkę z polskiego, przebrnę przez matmę, chemię i angielski (czyli noooooooc), to zacznę ;D]

    OdpowiedzUsuń
  15. [ BOZIU CHYBA WIEM KIM JESTEŚ :D!]

    OdpowiedzUsuń
  16. [Z matmą mi możesz pomóc, rozprawka i angielski to mi może w sumie z 20 minut zajmą xD]

    OdpowiedzUsuń
  17. [ CHYBA algebrę, ale pewności nie mam xD wgl pjona, humana wyczuwam xD]

    OdpowiedzUsuń
  18. [*daje mentalnego kopa w dupę na szczęście*]

    OdpowiedzUsuń
  19. [Możesz dać gadulca, bo spam xD]

    OdpowiedzUsuń
  20. [A phi! Przyznaj się, że nie chcesz dać, focha nie strzelę ;p]

    OdpowiedzUsuń
  21. [ NIE NIC NIE BĘDZIE. pisałam do Ciebie na GG, że tęsknie, że w ogóle a tu ZERO ODPOWIEDZI wypchaj się teraz wiesz :<?]

    OdpowiedzUsuń
  22. [ Więc pomysł posiadam taki. Impreza we wspólnym zawsze spoko. Z tym, że Aidan i Scorpius mogą się razem njebać, zjarać czy co tam wolisz i wylądować w jednym łóżku. Scorp będzie myślał, że do czegoś doszło, ale że Aidan mocny łeb ma, to będzie trzeźwiejszy i będzie wiedział, że jednak nie. Ale jak to Ślizgon, trochę Malfoya będzie chciał podenerwować i będzie mu mówił jaki to on jest ekspresywny w łóżku. Co Ty na to? ]

    OdpowiedzUsuń
  23. [czyz my sie nie znamy? *-* czyz Ty nie Ramcia?! Zabij, jak to nie Tyyy. Albo jak wolisz sie nie przyznawac. XD]

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  24. [Zjawa, Lullaby, Neb. *-* Dziendoberek. <3]

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  25. [No doooooooooooooooooooooooooobra, uznajmy, że wierzęęęę]

    OdpowiedzUsuń
  26. [ wyobraź sobie, że wiem - tyle ile trwała ta udręka bez Ciebie :D ej wątek może być ten sam w sensie zamysł ale musi być nowy w sensie sytuacja bo z tego co pamiętam tamten biegł ku końcowi :D no i wepchnijmy ich znów w jakąś sytuację czy coś :D zaczniesz bo mnie kochasz i tęskniłaś no nie :*:*:*?]

    OdpowiedzUsuń
  27. [ człowieeeeeeeeku ja tutaj jeszcze niczego nie zaczęłam, nie wiem czy mogę Cię aż tak wyróżnić :D! wątpię szczerze bo jutro matura, chyba, że jakaś genialna myśl mi wpadnie do łba! ( ale w to też wątpię bo ja takowych nie mam ) DOBRZE, ŻE JESTEŚ <3]

    OdpowiedzUsuń
  28. [ ja jutro pewnie będę załamana i tak dalej :D hm hm hm NIE MAM aczkolwiek można ich spić, ew. może ich Henderson w jakiejś klasie zamknąć coby jego uwagę na siebie zwrócić, nie wiem może mu próbować dać eliksir miłosny WSZYSTKO byleby Scorp go pokochał :D]

    OdpowiedzUsuń
  29. [ano natykamy natykamy, milo mi Cie znowu widziec. :3 I ta karta zacna! <3]

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  30. [EKLERKA TO BYLE KTO?! Teraz to foch! nie no, w sumie to jak chcesz xD Ooooooooo, zajęty pokój życzeń. Pobiją się o niego <3]

    OdpowiedzUsuń
  31. [Krieger! *,* Wiesz, że mnie znasz? :>]

    OdpowiedzUsuń
  32. [ Właśnie dla tego wzięłam ją na wizerunek dla Roxanne, bo jakoś nikt inny mi nie pasował. ]

    Roxy

    OdpowiedzUsuń
  33. [Właśnie! Oesu, ty jedna mnie rozumiesz *,* xD]

    OdpowiedzUsuń
  34. [gdyz apoliz Nox na mnie spadla jak grom z jasnego nieba, a ze ostatnio upadlam tak nisko, by pisac i ukazywac swiatu moje pseudowierszyki, to napisalam i o, jest takie tam. Ale druga strone karty niechybnie zmienie w epopeje, jak czas bedzie, bo toto na odwal, zeby jakis zarys Nocki byl, ot co. :D ale szkola zabija, doslownie. ._.]

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  35. [ no patrz jaką ma ponętną fankę a RACZEJ EKHEM fana! dobra to tego ja czekam :D i proszę się na gg kiedyś pojawić! ^^]

    OdpowiedzUsuń
  36. [dziekuje!, a no widzisz, huehue, wierszyk juz zostanie. <3 Kurka wodna, zwariowac mozna przez ta szkole, doprawdy. ._. Ja nie wiem, jak znajde ten czas na odpisywanie jakkolwiek, komukolwiek. Wyrywac trzeba. D:]

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  37. [Takie są najbardziej rozjebujące xD]

    Summers miała to do siebie, że była z niej taka gryfońska przylepa, która wszystkich wkurzała swoim jestestwem, bo jak już się przyczepiła, to ciężko było ją odczepić. Oczywiście w niektórych przypadkach sama miała dosyć, a kiedy w końcu kogoś przejrzała, spieprzała gdzie pieprz rośnie. A do innych wolała w ogóle się nie zbliżać, bo pewnie skończyłoby się to zminiaturyzowaną zagładą ludzkości.
    Ale to, że była z niej taka uczuciowa istota, wcale nie znaczyło, że nie umiała kogoś totalnie olewać. Było kilku takich delikwentów, których traktowała zupełnie jak powietrze, bo nie umiała się dogadać, a każde spotkanie, co następowało z czystych przypadków, kończyło się kłótnią, którą słyszał prawdopodobnie cały hogwart, hogsmeade i co tam jeszcze wokół zamku się znajdowało. Jedną z takich osób był Malfoy. Kiedyś, naprawdę dawno temu, chyba jakoś tak w pierwszej klasie, myślała, że znajomość z nim może mieć jakieś szanse, bo wtedy jeszcze była optymistką i niewiele wiedziała o uczniach slytherinu. Ale potem dotarło do niej co i jak, a Scorpius stał się jedynie swego rodzaju wrzodem na tyłku, którego nie będzie mogła się pozbyć jeszcze przez najbliższe półtora roku, choć świat chyba nie widział ludzi, którzy unikaliby się równie starannie.
    Ale czasami spotkania były nieuniknione, wynikały z czystego przypadku i nic nie można było z tym zrobić. Jak na przykład teraz. Bo niczyja to wina, że nagle im się zachciało w tym samym czasie iść do pokoju życzeń. No, ostatecznie pozostawała opcja, że był cholernie złośliwy i sobie wybrał taki moment, o.
    (Tak nawiasem mówiąc, lepiej wyglądać jak kij od szczotki, niż szmata do podłogi)
    - No chyba śnisz, Malfoy - warknęła. Wprawdzie nie miała takiej pilnej potrzeby wejścia do pokoju. Aż do teraz. - Spieprzaj. Byłam pierwsza - dodała, zatrzymując się obok pustego odcinka na ścianie.

    OdpowiedzUsuń
  38. [racje masz, szkola ssie, dokladnie. Ojojojj, maturka powazna rzecz, ja tu slysze ze od jutra probne macie, powodzonka! Ja to w tym roku gimnazjalne i o, na szczescie probne w tamtym tygodniu byly, ale i tak sie pozbierac nie moge. D: bo ta zabawa dobra, ale chlonie troszke czasu, mhm. No nic, damy rade jakos. :3]

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  39. [OJAPIERDOLE. To trochę potrwa, najpierw muszę przestać się śmiać, kiedy czytam ten komentarz xDDDDDD Kocham cię, kobieto xD]

    OdpowiedzUsuń
  40. [I jeszcze łan erekszyn. No kuuuuuuuuuuurwa, padłam po prostu xD]

    OdpowiedzUsuń
  41. [Czuję, że się dogadamy <3 xD]

    OdpowiedzUsuń
  42. [no jasne, zmienili reguly i w tym roku kompletny zapierdol bedzie na gimnazjalnych, bo rok temu to jakis zart byl. ;-; takze piszta za mnie! Z przyjemnoscia odstapie, nie, zeby sie zamieniac. XD tozto ja w gimbazie wlasnie obecnie, tylko taki drobny popierdoleniec jestem i o, dlatego mialas mnie za starsza. :3 praaasiam!, miej mnie za gimbaze, miej. XD]

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  43. [Właśnie! Poza tym, Natalia cię chwali jaka to ty nie jesteś super i z tego wnioskuję, że już cię lubię xD]

    OdpowiedzUsuń
  44. [Psaj? I nie martw się, przeczyta, kiedy będzie mi odpisywać xD Ale jeszcze trochę pożyjesz, bo się strasznie guzdra -,-]

    OdpowiedzUsuń
  45. [ahahahah, a wiesz, ze takie dupy male zazwyczaj nazywaja sie Kacperki/Dorotki/inne siroty Maryski? XD czasami wystarczy, ze widze toto na korytarzu i taka beka ze pozycji pionowej utrzymac nie moge. XD a jak piszczec zaczna albo dogadywac, jakie to gimbusy nie sa, przepuszczaj w drzwiach conajmniej, pelna sraka. XD mhm, a z jakich przedmiotow sie maturke pisze? :3]

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  46. [To leć. A odpiszę potem, bo na razie nie mogę na to nawet spojrzeć xD]

    OdpowiedzUsuń
  47. [ Może Chris i Scorpius zostaną kumplami? :P I jakiś wąteczek? :)]

    OdpowiedzUsuń
  48. [A ja to bym się na watek skusiła z Malfoyem :) Na moje to może nawet Roxy po tyłku kopać i gnoić w każdy możliwy sposób :D]

    Roxanne

    OdpowiedzUsuń
  49. [To w takim razie możemy zrobić z nich wrogów. I zawsze będzie jakiś powód do kłótni]

    OdpowiedzUsuń
  50. [Jak dla mnie bomba :P To może pierwszy wątek w sypialni? Jeśli ci nie przeszkadza :)]

    OdpowiedzUsuń
  51. Jeśli ktoś pochodził z tego samego domu nie oznaczało, że musi każdego lubić. Nawet w Slytherinie pomiędzy uczniami dochodziło do sprzeczek lub kłótni. Jednak jeśli chodziło o niektóre sprawy jak np. czystość krwi większość się zgadzała.
    Chris leżał spokojnie na łóżku w dormitorium czytając książkę. Teraz miał przerwę, co oczywiście należało mu się po nocnym patrolu. Momentami bycie prefektem było niezmiernie ciężkie. Zwłaszcza kiedy dostawał mu się obchód w nocnych godzinach, czego szczerze nie lubił. I co najgorsze nawet w sypialni do końca nie mógł odpocząć, bo dzielił pokój z Malfoyem. Nie żeby chłopcy mieli jakieś ostre zatargi, jednak coś między nimi wisiało w powietrzu. Oczywiście Nightwood nie miał zamiaru starać się o poprawę tych stosunków, niemniej często drażniło go towarzystwo chłopaka.
    I nawet w tej chwili nie mógł spokojnie, sam poczytać książki, bo do komnaty wkroczył nie kto inny jak szanowny Scorpius. Christopher spojrzał na niego znad książki z dość niezadowoloną miną i nawet nie miał zamiaru tego ukrywać. Był zniesmaczony. Chciał mieć chwilę dla siebie, odpocząć. Normalnym jest, że Malfoy mógł przebywać w tym pokoju, w końcu tu spał. Mimo to Chris poczuł się bardzo rozdrażniony. "Nie mógł mieć lekcji albo czegoś innego?" przemknęło mu przez myśl "Wieczorem, kiedy każdy idzie spać jestem wstanie go znieść jednak w dzień to już chyba lekka przesada".

    OdpowiedzUsuń
  52. Obaj patrzyli na siebie z niezbyt przyjaznym nastawieniem. Chris wiedział, że Malfoy po prostu zazdrości mu tego, że to właśnie on został prefektem Ślizgonów w tym roku. Najwidoczniej ktoś uznał, że on będzie się nadawał do tego lepiej niż szkolny tleniony blondynek, który uważał, że każdy jest zły i gorszy od niego. A tu proszę taka niespodzianka. Nightwood podejrzewał, że to jest główna przyczyna ich zwady. W końcu oboje byli rządni władzy i kochali dowodzić i manipulować innymi. Kiedy chłopak z impetem wkroczył do dormitorium na widok Chrisa tylko prychnął i glebnął się na swoje łóżko. Czyżby myślał, że takim wejściem smoka go zdenerwuje?
    - Impreza imprezami, ja w przeciwieństwie do niektórych mam obowiązki - proszę, proszę pan Malfoy raczył się do niego odezwać - Wiesz życie prefekta wcale nie jest łatwe. Ale co ty możesz o tym wiedzieć. W końcu nigdy nie miałeś okazji się o tym przekonać - uśmiechnął się zajadle i ostentacyjnie wrócił do czytania przerwanej lektury.

    OdpowiedzUsuń
  53. [Jeżeli lubisz się głowić nad powiązaniem, może się pogłowisz nad powiązanem z moją postacią, a ja wtedy ładnie i grzecznie zacznę?]

    Aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  54. [Z tą miętą to raczej odpada, bo zaraz okaże się, że moja Herbatka to w połowie Hogwartu zakochana jest ._. To niech Scorp ją zeżre, w sumie ktoś taki się przyda w nędznym życiu Sagi. Zaaaczniesz? *,* Bo ja nie wiem kiedy bym zaczęła. Ba! Nie wiem kiedy odpiszę, bo szlaban dostałam, więc... no. -.-']

    OdpowiedzUsuń
  55. [Ojooooo, no mam ochotę, mam. :3 Jakieś pomysły są? ^^]

    OdpowiedzUsuń
  56. [Hmm... Swatanie, wzajemna niechęć... Ubarwmy jeszcze. Powiedzmy, że Scorpius myśli, że Yaxley nie jest wcale nieprzychylna zaręczynom i na odwrót, przez co jedno stara się wytłuc drugiemu pomysł o zaręczynach z głowy, wymyślając naprawdę wyrafinowane sposoby w stylu odwróconej psychologii i nie mówiąc niczego wprost. Mogłoby być?]

    Aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  57. [No, mimo że Puchaś, to po kątach kryć się nie będzie i opłakiwać pobrudzonych ciuszków. Raczej wyrzuci z siebie wszelkie pretensje bez wahania, zwłaszcza że mu się szatka poplami. :D Hm, na tę chwilę nie umiem wymyślić żadnej alternatywy, a Twój pomysł mi pasuje, więc... Zaczynasz, czy ja mam?]

    OdpowiedzUsuń
  58. Jak to się działo, że przez sześć lat nauki Louis przemknął niemal niezauważalnie. W sumie nie zdziwiłby się, gdyby większość ludzi z jego rocznika nie wiedziała, jak on ma na imię. Nie zależało mu na tym kompletnie. Wszystko rozchodziło się o święty spokój, którego ktoś mu wraz z nastaniem siódmej klasy chyba poskąpił. Bo oto nagle Sandler, będąc całkowicie niewinnym, dostał szlaban, się trochę zadurzył w stażystce od zielarstwa, ktoś sobie z niego zażartował perfidnie i ogólnie działo się tyle rzeczy, które nie pozwalały Puchonowi się skoncentrować. Po prostu chaos! A Lou nie znosił chaosu. Gubił się w nim, plątał.
    Tego jakże pięknego, dżdżystego popołudnia, zaraz po lunchu nasz jasnowłosy młodzieniec udał się na lekcję zielarstwa. Na zewnątrz było nieprzyjemnie mokro, a wiatr dął niemiłosiernie. W takie dni człowiek marzył tylko o zalegnięciu na kanapie przed kominkiem. Ale nieeee… Wiedzę trzeba zdobywać, nawet kosztem własnego zdrowia.
    Lou, ogólnie niezadowolony, kroczył przed siebie, zmagając się z pogodą. Chyba czuł zbliżające się przeziębienie, co również w jego przypadku było dość dziwne, bo chorował doprawdy rzadko. Z resztą nieważne. Istotniejszym faktem było to, iż nagle, ni z tego, ni z owego chłopaczyna stracił równowagę. A jak się traci równowagę, to z reguły potem się upada. No i Louis upadł. Prosto w wielką kałużę błota.
    Nie znosił błota.
    Nieco zdezorientowany siedział na tej cholernej ziemi, a szata przesiąkała mu z wolna tą cholerną mazią. Blondyn potrząsnął głową i przymrużył oczy. Chyba jeszcze potrafił wyczuć, jak ktoś trafia go jakimś urokiem! Znowu jakiemuś żartownisiowi zachciało się pośmiać? Niech tylko wylezie ze swej dziupli, to pozna czym jest gniew utytłanego od stóp do głów Puchona!

    OdpowiedzUsuń
  59. Od kiedy Aislinn dowiedziała się, że ojciec chce ją wyswatać, chodziła po szkole naburmuszona i wściekła, a każde drażnienie jej chociażby naprawdę długim kijem, kończyło się sprowadzeniem tej osoby do intelektualnego parteru, po czym mentalne skopanie jej, aż odchodziła w podskokach i jęcząc.
    Nie obchodził ją najstarszy brat, Alistair, usiłujący wytłumaczyć jej, że w sumie gdzie taka dziewczyna jak ona znajdzie sobie później bogatego męża. Właściwie uznała to za osobistą obrazę, zwyzywała go i poszła do swojej Wieży. Nie pomogły tłumaczenia siostry, która mówiła, jak to jest szczęśliwa w swoim aranżowanym małżeństwie. Cóż, jej siostra była totalną jędzą i leciała na pieniądze, więc to jej jakoś nie pocieszało. Tym bardziej nie słuchała swojego brata bliźniaka, który uparcie próbował zapoznawać ją z chłopakami, których dobrze znał.
    Gdy jednak dowiedziała się, że całkiem neutralny dla niej Scorpius Hyperion Malfoy stał się kandydatem numer jeden, zdębiała totalnie. W jednej chwili znalazła wszystkie wady jego osoby i powtarzając je sobie jak mantrę, wmówiła sobie nieomal niezachwianą niechęć do niego. I ani jego w miarę przystojny wygląd... Ugh, nie, wcale nie jest przystojny, ma przecież tlenione kudły, kwadratową szczękę i za duże usta... Nie, nic nie było w stanie go wybronić. Wyniosły, wybujałe ego, choć całkiem niezłe poczucie humoru... Nie, nie umywał się do facetów, którzy jej zawracali w głowie.
    Był okropny. I ona nie zamierzała za niego wychodzić za mąż, co otwarcie oznajmiła ojcu, braciom, kuzynowi, przyjaciółce i pewnie powiedziałaby o tym jeszcze kilku osobom, gdyby tylko chciały tego słuchać. Nie powiedziała tego samemu zainteresowanemu oczywiście. Za otwarcie okazywaną mu niechęć rodzina zrobiłaby jej harakiri i to tępą łyżką, a tego jednak wolała nie ryzykować. Kazali dać mu szansę, to przynajmniej poudaje, że to robi.
    Któregoś z kolei dnia po druzgocących dla niej newsach, siedziała sobie grzecznie w Wielkiej Sali, jako jedyna jedząc już śniadanie. Trening miał być za jakieś dwadzieścia minut, więc większość drużyny dopiero zwlekała się z łóżka i na pusty żołądek z zapasem batoników energetycznych z mrówkami zbierała się, żeby pognać na boisko. Ziewnęła, nalewając sobie kolejny kubek kawy. I już, już miała wziąć łyk, kiedy do Sali wszedł Scorpius Hyperion Malfoy. Szlag. Natychmiast straciła zainteresowanie jedzeniem, a kiedy usiadł przy stoliku Ślizgonów, zaraz naprzeciw jej miejsca przy stoliku Krukonów, zaklęła w duchu. No cóż, teraz albo nigdy. W końcu nikt nie patrzył.
    Przesiadła się, siadając naprzeciw niego i zaklęła na własną głupotę, widząc, jak wchodzi również jej brat bliźniak, William. Uśmiechnęła się słodko, zamachała mu nieco zbyt enruzjastycznie, by mogło być to prawdą, po czym pochyliła się do Malfoya:
    - Malfoy... Nie chcę przebywać w twoim towarzystwie dłużej niż to konieczne, a już na pewno nie całe życie. Powiedz Willowi, że nie jestem w twoim typie, czy coś innego i niech się ode mnie odczepią, okej? - mruknęła na tyle cicho, żeby jej brat nie usłyszał czasem zbyt wiele, cały czas uśmiechając się, jakby usiłowała z nim flirtować.
    Ugh. Z Malfoyem.

    Aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  60. Ludzie dzielili się na tych, którzy radzą sobie w życiu i są zaradni i na tych, którzy są krótko mówiąc fajtłapami i ciągle trafiają do skrzydła szpitalnego, bo albo trafiło ich jakieś zaklęcie, albo eliksir wybuchnął albo potknęli się o coś i wybili sobie ząb. Niestety Aaronek zaliczał się do tej drugiej, jakże „elitarnej” grupy. I choć niektórzy twierdzili, że jest uroczy we wszystkich swoich małych klęskach, on miał na ten temat dość odmienne zdanie. Ciągle trafiał do skrzydła szpitalnego i ciągle miał jakieś zaległości. Jasne, był kruczkiem ale nawet on czasem miał lenia i nie chciało się mu tego wszystkiego samemu nadrabiać. Narzekał i narzekał, biadolił i biadolił aż w końcu jego ulubiona nauczycielka McGonnagal zaproponowała by przychodził co jakiś czas na dodatkowe lekcje, by ponadrabiać pod jej okiem zaległości z transmutacji. I choć na początku był dość sceptycznie nastawiony do tego pomysłu by wieczorne piątki spędzać z tą starą babą, to gdy obiło się mu o uszy nazwisko Malfoy, całe nastawienie diametralnie się zmieniło. Piątkowe wieczory spędzone ze Scorpem, było dość kuszącą propozycją, przecież zawsze można było Minerwe walnąć jakimś zaklęciem, przypadkowo zupełnie i zostać z nim sam na sam…
    Wypachniony, wypindrzony, wystrojony niczym jakaś laleczka przyszedł i zajął miejsce przy ławce, którą wskazała mu profesorka.
    - Poczekamy aż pan Malfoy zaszczyci nas swoją obecnością – mruknęła patrząc na niego spod swoich okularów. Krucze kiwnęło tylko delikatnie główką i wlepiło swój wzrok w drzwi. I w końcu kilka minut po umówionej godzinie zjawił się ON. Z rozpiętą koszulą, rozwalonym krawatem, wiatrem we włosach i śmierdzący nieco alkoholem, był niczym bóg seksu. Nic tylko padać na kolana i czcić. Powstrzymał się jednak Z TRUDEM Aaron przed takimi aktami uwielbienia i tylko w dość leniwym i teatralnym geście przeniósł wzrok na jego twarzyczkę.
    - Miło panie Malfoy, że łaskaw był pan przyjść – powiedziała profesorka i wstała od swojego biurka – Może zaczniemy od tego, że zaprezentuje pan, panu Hendersonowi zaklęcie z ostatniej lekcji? – jej brwi uniosły się ku górze, a przed ślizgonem stanął kieliszek z winem
    - O tak pokaż mi – mruknął kruczek uśmiechając się niewinnie i niby to przypadkiem jego łapka pod ławką powędrowała na udo i paluszek za paluszkiem wędrował po nim wyżej i wyżej i wyżej
    - No dalej panie Malfoy, chyba się pan nie zawstydził

    [ od Ciebie zawsze może :D]

    OdpowiedzUsuń
  61. Louis lubił porządek. Ogólny ład działał na niego po prostu kojąco, a zabawa w organizację własnego życia przynajmniej odciągała go od niechcianych myśli czy wspomnień. No i wolał dbać o siebie troszeczkę za bardzo, niż jak ten ostatni niechluj pałętać się po zamku. Nie był maniakiem, nie ustawiał książek na półce alfabetycznie według autorów, nie segregował ubrań kolorystycznie. Po prostu… Louis lubił porządek.
    Kiedy otrząsnął się z szoku, wywołanego tym nagłym upadkiem, powoli powiódł po sobie wzrokiem. Wzdrygnął się, widząc plamy błota na ubraniu. Jakby naprawdę miał tyle wolnego czasu, żeby to czyścić… Poza tym przeziębienie przybrało na realności, bo co z tego, że brudny, skoro był teraz również całkowicie przemoknięty.
    Zadarł głowę w górę, słysząc ten jakże milusi komentarz, po czym przymrużył oczy, dostrzegając jasne kłaki wystające spod kaptura bluzy. Lekko pokręcił głową, po czym wreszcie zebrał się w sobie, by wstać.
    - Nie spodziewałem się po tobie takiej troskliwości, Scorp – rzucił spokojnie, powoli otrzepując się z błota. Tak czy siak, plamy zostawały, ale tej mazi pozbyć się musiał i to jak najszybciej. Sięgnął po różdżkę i rzucił na siebie niedokładne chłoszczyść.
    Louis przez chwilę przyglądał się grupce pod drzewem. Ich nad wyraz głębokie rozbawienie malujące się na ich twarzach było na tyle wymowne, ażeby Puchon zdał sobie sprawę, iż to jeden z nich tak milusio się zabawił i obdarował go jakimś małym zaklęciem. No, nietrudno było zgadnąć który.
    Louis z cichym westchnieniem schylił się po swoją torbę, a drugą ręką przy okazji nabrał trochę cholernego błota z kałuży. Długo się nie zastanawiał na ciśnięciem tejże porcji rozmokłej ziemi w stronę Malfoya. Celował w głowę, a że zeza jeszcze nie dostał i ogólnie z oczami u niego wszystko w porządku, to chyba powinien trafić idealnie. Ot, taka maseczka. Dobrze zrobi Ślizgonowi na jego delikatną niczym pupcia niemowlęcia cerę.

    OdpowiedzUsuń
  62. Tak, posyłanie w stronę Malfoya garści błota mogło zakrawać o odwagę, ale też o kompletną głupotę, jednak Louis szczerze wierzył w słuszność swoich czynów. Nie zamierzał, ot tak, pokazać, że jacyś niedojrzali Ślizgoni mogą dla własnego widzimisię przeciągać go po kałużach błota. Nie, tak nie będzie. Mimo że puchońską, to jednam Lou godność miał!
    - Gdybyś zasługiwał na mój szacunek, to może i rozważyłbym opcję zwracania się do ciebie per „pan” – odpowiedział Sandler spokojnie i poprawił torbę na ramieniu.
    Kurczę, nie spodziewał się po sobie aż takiej celności. To znaczy chciał trafić w głowę, ale może niekoniecznie w twarz. Cóż, Scorpius najwyraźniej miał pecha, skoro zachciało mu się spoglądać w stronę, z której nadlatywało błotko… Ups.
    Lou przezornie nie chował różdżki. Wiedział, że gdziekolwiek nie trafiłby Ślizgona, ten i tak wpadnie w złość. To znaczy w szał. Tak w tych jego zimnych ślepiach płonęła furia! Puchaś na swoje szczęście przykładał się do nauki (choć nie wszystko szło mu tak, jakby tego chciał). Bez problemu ochronił się przed nadlatującym urokiem, rzucając precyzyjne Zaklęcie Tarczy. I na tym poprzestał. Nie zamierzał atakować. W jego mniemaniu byli po prostu kwita. On utytłany, Malfoy utytłany, teraz mogą sobie pójść każdy w swoją stronę i zmyć z siebie brudy.
    Sandler nie ruszył się z miejsca, nie będąc pewnym kolejnego ruchu Ślizgona. Cóż, ten blondynek wyglądał na dość mocno wytrąconego z równowagi, tako też należało mieć się na baczności i cały czas trzymać różdżkę w pogotowiu.
    Och, Lou, Lou, chyba od dziś nie masz już życia z tym tutaj Wężykiem.

    OdpowiedzUsuń
  63. [Patrz, przestałam się śmiać xD]
    Faceci w ogóle lepsi nie byli. Wręcz gorsi, o! Bo oni myślą, że mogą wszystko, przeklinają, bałaganią, wyzywają i jeszcze oczekują, że laska im sama do łóżka wskoczy i rozłoży nogi w wiadomym celu. A jak się trafi taki kretyn jak Malfoy, to już w ogóle jest kaplica, bo myśli toto, że arystokratą wielkim jest i resztę świata jak służbę traktuje. No i też nie wszyscy umieli mu się przeciwstawić, bo prawdopodobnie się go bali. A co on mógł zrobić Claire? Wychodziła z założenia, że nic. Popierdoli, popierdoli, przejdzie mu i dalej będą się zlewać sikiem krzywym pod wiatr, jak to czynili od jakichś sześciu lat i pewnie czynić będą nadal.
    - Mam w dupie, czy masz silną potrzebę, czy może nie. Równie dobrze możesz lecieć do pokoju i wypłakać się w podusię, bo pewnie tego ci właśnie potrzeba, stawonogu - uśmiechnęła się uroczo i wskazała dłonią na schody, żeby się przypadkiem chłopak nie pomylił i nie poszedł w złym kierunku. - I nie zdziwiłabym się, gdybyś ty też jednak miał okres - dodała, udając zamyślenie i oparła się ramieniem o ścianę w miejscu, gdzie zwykle pojawiały się drzwi do pokoju życzeń. Jeśli myślał, że Summers tak łatwo odpuści, to się grubo mylił. Bo uparta była, a żeby ustępować Malfoy'owi... No cóż, niedoczekanie ludzkości, z pewnością. Prędzej dałaby się poćwiartować. - Jesteś skretyniałą, szowinistyczną świnią, wiesz? Może twoje panienki tak robią, ale te, które nie dają ci się przeruchać, są normalne - syknęła i z trudem powstrzymała się przed przywaleniem mu w twarz, choć ręce wręcz niemiłosiernie ją świerzbiły, żeby to jednak zrobić. Ale cóż, rękoczyny to chyba ostatnia rzecz, na którą sobie mogli pozwolić, bo pewnie skończyłoby się śmiercią.

    OdpowiedzUsuń
  64. Ale zauważmy, że oba nasze "synki" ( bo chyba możemy ich tak nazwać prawda? Nie urodziłyśmy ich ale stworzyliśmy ) wyglądały ponętnie i zapewne pięćdziesiąt pięć procent ankietowanych odpowiedziałoby, że tworzyliby uroczą parkę (pozostałe pięćdziesiąt procent ankietowanych to ludzie, których tolerancji dla gejków brak!) A co do zapachu to nie było tak źle skoro ani Minerwa ani Aaronek nosa nie zatykali.
    Swoją drogą w tym momencie należało wytłumaczyć jeden fakt. Henderson nie miał obsesji, nie zakochał się ani nic z tych rzeczy. Po prostu Malfoy był owocem zakazanym, niedostępnym i nieosiągalnym i to właśnie kręciło Hendersona. Był cholernym zdobywcą, który jak sobie ofiarę upatrzył to musiał ją mieć choćby nie wiem co.
    I tak był takim głupkiem. Prowokowałby go na oczach samego sławnego Draco gdyby tylko mógł. Poza tym pod ławką nic nie widać, bo Minerwa choć wzrok bazyliszka miała, przez przedmioty nim nie przenikała, tego był pewien. Kiedy jednak jego rączka została tak po prostu zepchnięta zrobił dość urażoną minkę i zdawał się nie zwracać uwagi na to jak blondasek od niego ucieka, co swoją drogą dawało jakąś tam satysfakcję. W końcu gdyby miał go gdzieś to nie zwiewałby tylko siedział na dupie prawda?
    - Źle rusza ręką - mruknął jakby od niechcenia i gdy McGonnagal postawiła przed nim kieliszek, mruknął zaklęcie, machnął swoją i zamienił kieliszek w jakiegoś obleśnego gryzonia
    - Brawo panie Henderson, może pokaże pan panu Malfoyowi jak powinien to zrobić? - zaproponowała dyrektorka patrząc na niego spod swoich okularów. Kurczątko tylko kiwnęło główką. Sam na początku nie wiedział jak to ma zrobić ale w końcu podniósł się, stanął za ślizgonem by po krótszej chwili pochylić się, opleść jego szyję swoim ciepłym oddechem, ująć jego łapkę w swoją u wykonać odpowiedni ruch
    - Załapałeś czy powtórzyć? - zapytał trzepocząc rzęsami niczym głupia blondyna, uśmiechając się niewinnie.
    Swoją drogą mógłby już przestać nasz arystokrata udawać takiego niedostępnego.

    OdpowiedzUsuń
  65. No a jakżeby inaczej!? Pamiętna noc w składziku. Noc w którym arystokracja czyt. Malfoy złączyła się dosłownie w jedną całość z plebsem czyt. Henderson. Mimo, że ani jeden ani drugi szczegółów nie pamiętali, same strzępki wspomnień o niej wywoływały w nich wiele jakże skrajnych emocji. No i tu mi się taka myśl nasuwa, że powinni jeszcze raz wdepnąć w to bagno, tylko tym razem jak będą mniej spici, żeby przynajmniej mieli co na starość wspominać. Bo przecież jak na przykład taki Henderson dorobi się wnuczków, to jako zgorzkniały i już mniej normalny dziadek będzie się im chwalił jak to miał dla siebie na całą jedną noc kogoś tak, hm sławnego jak Malfoy.
    A co do tej paniki, to nie było się naprawdę czym przejmować. Aaron nie pisnąłby ani słówka. Swój rozum miał i wiedział, że pewnie skończyłoby się tak, że stałby się jego celem numer jeden do zniszczenia i już nigdy więcej nie mógłby go tknąć nawet małym palcem. Poza tym Malfoy, mistrz ciętej riposty nie powinien się bać. Zawsze przecież może użyć swojego geniuszu i obrócić słowa przeciwko kruczkowi prawda?
    Kruczek aż chciał klasnąć w rączki gdy dyrektorka musiała wyjść. Miał tylko nadzieję, że wróci bo piętnaście minut to dość mało. Najlepiej niech wróci po czternastu i skaże ich na jeszcze jakąś godzinkę razem. Scenariusz idealny.
    Minutka za minutką mijały. Scorp trzymał te swoje kłaki, a Aaron bał się odezwać. Miał wrażenie, że w tym momencie grozić by to mogło śmiercią.
    W końcu jednak cisza zaczęła ciążyć, toteż nawiązanie jakiejś w miarę neutralnej konwersacji, coby się tu nie pozabijać albo nie rzucić na siebie skoro Minerwa wrócić może w każdej chwili.
    - Idziesz na urodziny Mandy? Pewnie tak, ja też idę, fajnie nie? Cały dzisiejszy wieczór spędzimy w jednym pomieszczeniu, wiem, że cię to cieszy - i w tym momencie gdy blondasek podniósł główkę Henderson spostrzegł krzywo zapięte guziczki, które oczywiście zdecydował się mu poprawić. Nieco leniwymi ruchami odpinał kolejne, by po chwili pozapinać je jak trzeba
    - Tylko tym razem trzymaj łapki przy sobie - mruknął jeszcze mu do ucha, gdy to klasy wpadła Minerwa
    - Jesteście wolni - mruknęła wyraźnie zdenerwowana czymś kobieta.

    OdpowiedzUsuń
  66. [oho-o, to ja sie zamienic moge, geo lubielubie, polaczka zreszta tez. <3 choc wole chemie osobiscie.
    Oesu. XD juz to sobie wyobrazam, dzis mialam zreszta probe poloneza na baal, no i takie wyrobione pindzie byly wlasnie, ze az patrzec nie mozna. ;-; jarac, u nas w klasie juz z siedem osob jara, niektorzy sie wrecz przed nauczycielami przyznaja. Och, bo to takie fajne, lanslans i w ogole, zal dupe sciska, dokladnie. D: takze w sumie zadowolona jestem, ze to ostatni rok, wylatuje i mam spokoj, tak mysle. *-* ejejejj, zrobilabym z Toba watka, ale nie wiem co, jak, kiedy i dlaczego. :C moze sie ogarne i cos zaproponuje... kiedys. *-*]

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  67. A to już by było perfidne kłamstwo, bo z tego co Aaron zdołał sobie przypomnieć to nie on pierwszy wepchnął język do gardła i nie on ściągnął pierwszy spodnie. Poza tym chyba nikt by nie uwierzył, że Aaron ta niewinna istotka zmusiła Malfoya do czegoś, czego nie chciał. A trzęsące się łapki mogą być równie dobrze oznaką pożądania i podniecenia i załóżmy, że tak właśnie jest.
    Hola, hola. Postawmy sprawę jasno. Henderson był kruczkiem tak? Skoro nim był to musiał mieć coś w głowie tak? Jaki był sens, dania na udo znów swojej łapki albo czegoś innego, skoro Minerwa mogła wrócić w każdej chwili? To by było głupie i dość lekkomyślne, bo profesorka z pewnością zachwycona takim obrotem sprawy by nie była. Poza tym przecież Scorp wyraźnie dał mu do zrozumienia, że nie życzy sobie by tam jego ręka leżała tak czy nie? I choć miał ochotę łasić się do niego niczym kotek, powstrzymał siebie i swoje ponętne ciałko.
    Gdy tylko dyrektorka ich wypuściła Malfoy wyleciał jak poparzony, a Henderson pożegnał się ładnie i podreptał do lochów bo zaproszenie na urodziny dostał. Swoją drogą to, że kruczki lubiły się z wężykami wiele ułatwiało w jego misji pt. Uwieść Malfoya jeszcze raz.
    I w tym momencie oto gdy zobaczył z daleka upragnioną sylwetkę, uśmieszek wkradł się na jego usteczka.
    - W porządku - zapytał gdy minął go i zobaczył, że ten nie wygląda zbyt dobrze. Taki jakiś zdenerwowany był i w ogóle - Nie martw się nasza mała tajemnica jest bezpieczna - szepnął i nie mogąc się powstrzymać...musnął jego usteczka swoimi.

    Imprezy w pokoju wspólnym ślizgonów zdecydowanie należały do tych najlepszych. Morze alkoholu, głośna muzyka, pełno ludzi i dymu. Było to iście wymarzone miejsce na piątkowy wieczór. Można tu było robić wszystko, a nikt pewnie i tak by nie zauważył. Nasz nieco pijany, a raczej bardzo pijany Aaronek jakoś tak zapomniał o całej swojej misji i całej reszcie. Właśnie romansował sobie z jakąś ślizgonką, która w odróżnieniu do jego wcześniejszego cel chętna była aż za bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  68. [Hehe:) Wiesz mi to nie przeszkadza :) Malfoy to Malfoy, jemu wszsytko wolno :D Swoją drogą to moja ulubiona postać zawsze była :d]

    Roxy

    OdpowiedzUsuń
  69. [ Dla mnie Malfoy także był w filmie najlepszy i Snape:) Mogę zacząć nie ma sprawy tylko tak za chwil kilka jak ogarnę resztę wątków.]

    Roxy

    OdpowiedzUsuń
  70. [nienie, dziewczynom z reguly polonezik dobrze idzie, to chlopakom sie podstawowy krok myli, uwierz. XD a jeszcze dzis bardzo madrze, moj partner przyszedl do szkoly, ale na probe juz nie, no i sraka bo kompletnie sie pogubi w tych wszystkich udziwnieniach, jak juz na raz, dwa, trzy! ma problem. XD a z watkiem okej, chcialabym, coby mi cus do glowy wpadlo. :3]

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  71. [okej! No wiem, ze Ci taki piekny SPAM robie, wiemm. *-* tyle, ze ja cale zycie na komorce jestem, nie wiem kiedy na giegie wpadne, ale odezwe sie, jak tylko bede. :3 beka z ludzi, szczegolnie takich, ktorzy Cie nie znaja a Ty sie z nich brechtasz zawsze spoko. *-*]

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  72. I chciało by się rzec A TU CIĘ MAM KOTKU! To biedny Henderson tyle się naganiał i na starał by okazało się, że sposobem na Scorpa jest zwykła obojętność i wywołanie zazdrości? Boże teraz to się wydawało takie oczywiste. Przecież on chciał mieć wszystko, więc normalnym jest, że będzie walczył jeśli coś się będzie oddalało? I chuj z tym, że pewnie jutro tego już Henderson nie będzie pamiętał i nadal będzie bawił się w te całe podchody i swoje gierki, zamiast znaleźć sobie najlepiej jakiegoś ślizgona i zazdrość wywołać.
    Kruczek karmił głupią, spitą ale ładną blondynę tanimi, a nawet bardzo tanimi komplementami, które w stanie w jakim się znajdowała niemalże ją zachwycały. Już kilka razy zaproponowała mu wizytę w swoim dormitorium ale on jakoś bał się, że gdy tylko znajdą się tam, zbełta się na niego więc nieco odciągał tą chwilę.
    I wtedy nagle znikąd dosłownie, spod ziemi wyrósł on. Malfoy, który nagle stał się mu dziwnie obojętny. Ta szaleńcza chęć dobrania się mu do majtek jakoś zgasła z niewiadomych przyczyn.
    - Układ układzik? No nieee przypominam sobieee, a już składzika na pewno też nie - mruknął przewalając oczami
    - Pamiętam tylko, że moja ręka, o ta - mruknął podnosząc prawą łapkę - A nie jednak ta - tym razem do góry powędrowała lewa - Była o tu - teraz znalazła się na jego kolanie - Albo tu - i przejechała nieco wyżej wolnym ruchem - I została odtrącona ot tak po prostu - szlugiem jednak nie wzgardził. Zaciągnął się i wydmuchał dym prosto na twarzyczkę ślizgona. Niestety jak się okazało zamiast tej przystojnej, pojawiła się znów ta irytująca ślizgonka, która nagle mniej ładna się mi wydała
    - Malfoy zawsze się pcha tam gdzie nie trzeba - zaśmiała się i złapała kominka by ustać w miarę prosto - Ale słuchaj szukała Cię Rachel, bo mówiła, że macie jakieś tam plany więc może byś tak tup tup tup znalazł ją, a ja zajmę się w tym momencie Twoim kumplem? - paplała pod nosem, mierząc ślizgona dość wymownym wzrokiem i obejmując przy tym krucza.
    I w tym momencie to Henderson zrobił się zazdrosny. Rachel? Jaka znów Rachel? Cholera jasna, on mu pokaże jeszcze tą Rachel! Nie zastanawiając się długo objął ramieniem narąbaną w cztery dupy ślizgonkę.

    OdpowiedzUsuń
  73. [no taaak, cos czuje, ze duzo ludzi ma ze mnie beke, czasem przechodze w nieogarnieciu sama siebie. ._. Haha, nabijamynabijamy, ja tam lubie strzelac spamy. XD spac ide, czas najwyzszy, dobraanoc! :3]

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  74. Wbrew opinii innych ludzi Chris bardzo lubił książki. Pozwalały mu zamknąć się choć na chwilę w innej rzeczywistości, odciągnąć od codziennych obowiązków. Sam zdawał sobie sprawę, że rola prefekta jest trudna i nie do końca wiedział, czemu to akurat jemu dostała się odznaka. Niemniej cieszył się z tego powodu, bo dzięki temu mógł utrzeć nosa takim ludziom jak Malfoy. Czyli zadufanym w sobie chłoptasiom, którzy uważali, że to właśnie im wszystko się należy. A prawda jest taka, że niekoniecznie. Tak owszem, może i nie był idealnym prefektem, ponieważ często naciągał szlabany do granic możliwości i stąpał po cienkiej linii jeśli o to chodzi, ale nie wyobrażał sobie Malfoya jako prefekta. Przecież ten człowiek nie ma o tym zielonego pojęcia! Już wyobrażał sobie tych biednych uczniów. Poza tym, gdyby rzeczywiście odznaka przypadła jego współlokatorowi to i Chrisowi zapewne by się nie raz oberwało, jeśli się weźmie pod uwagę relacje jakie łączą obu chłopaków.
    - Proszę, proszę. Czy aby Pan Malfoy stara się coś insynuować? - rzucił chłodno w stronę kolegi - Gdybym cię nie znał pomyślałabym, że pomiędzy tymi słowami kryje się jakaś niespełniona groźba - dodał ironicznie zerkając znad książki na chłopaka.
    Drażnił go. I podejrzewał, że nie tylko jego. Może i pochodził z rodu Malfoyów, szanowanej rodziny i co poza tym? Kiedyś może i mieli poparcie i się liczyli. Ale czy teraz też tak było?

    OdpowiedzUsuń
  75. Oczywiście lepiej by od razu było przejść do rzeczy wartych grzechu, jednak niestety. Panicz Malfoy musiał zgrywać niewinnego, nieprzystępnego i niedostępnego arystokratę, który jest stuprocentowym heterykiem, a raczej takiego udaje w obawie przed tym co ludzie powiedzą. Ale cóż zrobić jeśli na swój obiekt westchnień wybiera się kogoś kto bawi się w księżniczkę należącą do burżuazji?
    No i cały plan, który jeszcze przed chwilą był czystym geniuszem, szczytem przebiegłości okazał się dość wadliwym. Scorpious najwyraźniej przypomniał sobie, że ma jakąś tam swoją Rachel i właśnie się do niej wybierał zostawiając biednego Hendersona w łapach tego trolla, który ledwo stał i zrobił sobie z niego podporę. Najchętniej by się odsunął i patrzył jak ten tłuszcz pochłaniany jest przez ognie. Gdyby ta kretynka nie przypomniała mu o tej głupiej R coś tam to teraz pewnie byłby już Hendersonka.
    I wtedy właśnie doszedł sens jego słów. Och on zwariuje z tymi głupimi podchodami Scorpa. Chce go, nie chce go, potem gada jakieś głupoty z których Henderson wie tyle co nic.
    - Daj mi spokój głupi wielorybie - mruknął i odepchnął od siebie dziewczynę. Był wściekły. Jego ideał właśnie pewnie siedzi sobie z jakąś głupią dziewczyną, która pewnie za parę lat będzie miała obwisłe cycki, a on stał sam w kącie i pił wódkę niemalże duszkiem, coby uspokoić swoją niepohamowaną agresję.

    Nie wiedział, która jest godzina i ile już wypił. Nie wiedział też ile minęło od momentu, w którym Scorpionek go opuścił, zostawił tak na pastwę losu. Właśnie włączył mu się stan użalania się nad samym sobą i co gorsza okazało się, że jakimś cudem siedzi obok chłopaka, który to wszystko spowodował...
    - I jak tam ta twoja Rachel? - och jakże to smutno brzmiało! Serce się krajało, dosłownie. Oto tutaj biedny kurczak siedzi koło fretki, która pewnie co dopiero przeżyła wspaniałą przygodę.
    - Ja zawsze wybrałbym ciebie - mruknął mu prosto do uszka sam nie wiedząc w sumie po co i przygryzając jego płatek.
    Czy mógłbyś być chociaż na troszkę mój? Czy może jednak nie? Bądź mój wężyku

    OdpowiedzUsuń
  76. [no dla takiego byczka ze Slytherinu może Jackie zrobi wyjątek z nienawidzeniem wszystkich, ale nie obiecuję. Jak byś się zachowała, gdybym spytała czy masz ochotę na wątek?:)]
    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  77. No cóż widać to Scorp dominował w tym związku i nic z tym zrobić nie można było. Henderson potrafił go jedynie nieco wyprowadzić z równowagi albo wprawić w lekkie zakłopotanie, jednak nic ponad to. Po prostu takie złote dziecko jak on nie potrafiło manipulować innymi, w przeciwieństwie do tego wytworu piekieł co to się Malfoy nazywało. Ale to tańczenie się prędko skończy więc trzeba korzystać póki można! Bo albo się kruczkowi znudzi to całe nadskakiwanie mu, co nie daje żadnych efektów albo dostanie co chciał i więcej się mu starać nie będzie chciało.
    Henderson za to zaliczył kilka ładnych przegięć alkoholowych ale potem zwykle udawał, że nic się nie stało, że wszystko pamięta i, że czuje się świetnie. I nie było się jego zdaniem czym martwić skoro nie został ojcem ani nic, to będzie sobie balował nadal nie martwiąc się tym, że następnego dnia najchętniej roztłukłby sobie głowę młotkiem.
    Jeśli przepity i zachrypnięty głos kruczka wydawał się mu uroczy i miły to widać bardzo zaspany nasz arystokrata musiał być.
    - Ahm - odpowiedział kruczek i mina mu nieco zrzedła bo doskonale wiedział, że pewnie sprawy doszłyby dalej gdyby nie to, ze Rachel ( od dziś nienawidzę tego imienia! ) była kretynką - Głupia szmata - mruknął sobie pod noskiem na tyle cicho by blondas nie wyłapał jego słów i przysiągł w duchu, że kiedyś użyje swojej inteligencji, czy głupoty jak kto woli i walnie ją jakąś wyjątkowo brzydką klątwą albo uwiedzie jej chłopaka, ot co.
    - Nic nie wyprawiałem przecież, rozmawiałem tylko, ona się kleiła - wymruczał oplatając jego policzek ciepłym oddechem. Henderson halo?! Ziemia?! Czy upadłeś aż tak nisko by tłumaczyć się KOMUŚ TAKIEMU? Czy naprawdę masz na niego taką ochotę czy po prostu jesteś już aż tak pijany?! Miejmy nadzieję, że to drugie.
    - To wcale nie była trudna decyzja - chłopię puściło oczko do swojego towarzysza i jakoś tak niby przypadkiem i w ogóle ochoczo wtargnęło swoją rączką pod koszulkę chłopaka by przejeżdżać po jego idealnym brzuchu.
    I potem tak właściwie to nie ogarniam jak to się stało, że usta jakoś tak raz po raz zatrzymywały się na szyi ślizgona, składając na niej drobne pocałunki.

    OdpowiedzUsuń
  78. [mam nadzieję, że to by nie uwłaczało Scorpowi jakby do tej pory cenił Wilsona za jego podejście do świata, za jego wredotę i charakterek, a kiedy ten nie zdał to Malfoy stracił do niego szacunek czy co on tam czuł? Złe? Za bardzo są podobni na najlepszych przyjaciół]
    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  79. [to się dogadali my. Nawet pasuje mi do Malfoya żeby starszemu wytykał że go małpuje. Kto zaczyna, towarzyszko autorko? i zważywszy na Dom, akcja w Pokoju Wspólnym byłaby git]

    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  80. Wzruszyła ramionami. Jakoś niespecjalnie interesował ją Malfoy, ani tym bardziej jego komentarze. Od kiedy go poznała, wiedziała już, że to cham i prostak o ego większym niż Mount Everest. Wymuskany, wychuchany i jeszcze w dodatku tleniony, dla niej zawsze był odzwierciedleniem stereotypu mężczyzny metroseksualnego, czym zwykle gardziła. Nie przeszkadzali jej homoseksualni, nie miała nic przeciwko dbaniu o siebie, ale dla niej mężczyzna musiał być mężczyzną, a nie porcelanową lalunią, przeglądająca się nawet w łyżce podczas obiadu.
    - Malfoy, nic za darmo przecież nie chcę. Mój starszy się nie odczepi, bo jest staromodny jak, nie przymierzając, twoja babcia, a Will jest totalnym kretynem, który będzie go słuchał we wszystkim. Jak stwierdzą, że nie mam u ciebie szans, dadzą spokój mi, pewnie obrażą się na ciebie, a chyba ograniczenie kontaktów z tą moją bliźniaczą blondyneczką ci się spodoba. Poza tym, jako że wyświadczysz mi przysługę, masz prawo wybrać sobie co chcesz z puli nagród, szukaj jedynie tylko rzeczy realnych do spełnienia. Gwiazdki z nieba, na przykład, nie ściągnę, ale mogę odwalić za ciebie kilka esejów, lub coś podobnego. Zdecyduj tylko, co chcesz.
    Merlinie. Jak strasznie irytował ją kontakt z jednym z przedstawicieli tego rodu, to było nie do ogarnięcia. Zwykle była w miarę przyjaźnie nastawiona do ludzi.

    Aislinn Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  81. Och no pomarzyć sobie nie można? W końcu obecnie związek z tym panem tego świata, Malfoyem byłby spełnieniem tego najskrytszego. I choć pewnie po kilku dniach, gdy nie trzeba byłoby się już starać i tak dalej znudziłoby się mu, to mogłoby być całkiem fajnie, oj tak. Ale zostawmy to co miejsca nigdy mieć nie będzie i wróćmy do tego co działo się teraz na jednej ze skórzanych sof, bo to o wiele ciekawsze.
    Tłumaczyć ze swoich win i grzechów? A co on jakimś księdzem za przeproszeniem jest? Takich przystojnych i niepokornych do seminarium nie przyjmują. Poza tym, biedny Scorpionek w świecie złych mugoli z całą swoją arystokracją, gdzie znaczyłby tyle co nic, w jakąś depresję by wpadł albo co, a tego nie chcemy, prawda? Malfoy to trochę typ takiego człowieka co sra wyżej niż dupę ma, ale ze względu na jego urok osobisty, którego miał ( a przynajmniej w opinii Hendersona ) multum i jeszcze trochę.
    SPOKOJNA JEGO ŚLICZNA GŁÓWKA! Nikt ich nie zobaczy, bo wszyscy już są taki pijani, że albo nie będą pamiętali jutro, albo uznają, że im się przewidziało, albo nie zwrócą nawet uwagi, zajęci szukaniem swojego partnera na tę noc, bo jak wszyscy wiemy alkohol sprzyja płodzeniu dzieci ( swoją drogą bycie gejem w takich przypadkach ma swoje zalety, no nie?)
    Ja tam myślę, że to po prostu przez to, że to Kurczaczek muskał mu szyję, a nie żadna inna tłusta dziewoja, a brzuch był w sam raz i koniec kropka.
    Henderson uśmiechnął się lekko czując słodkie usta Scorpa na swoich. Leniwe odwzajemnił ten pocałunek niespieszne wsuwając język do jego ust i badając ich wnętrze. W końcu mieli dla siebie całą noc prawda? Jego druga łapka wplotła się w te blond kłaki, które zawsze widział z ostatniej ławki i przeczesywał je wolnymi ruchami. Gdy w końcu tlenu zabrakło ( cholerne płuca )i musiał się od niego oderwać popatrzył chwilkę w te cudne oczęta i szepnął w jego lekko rozchylone wargi
    - Będę pod pokojem życzeń za piętnaście minut, zrób z tą informacją co chcesz - i w tym momencie łapka kruczka niespiesznie przejechała po spodniach Malfoy'a.

    OdpowiedzUsuń
  82. [odwalę brudną robotę, ale żądam przynajmniej połowy królestwa za to]

    Wilson jak zwykle włóczył się labiryntem korytarzy, kiedy około godziny dwudziestej drugiej przyszło mu do głowy, aby wrócić do lochów, gdzie niewątpliwe miejsce ślizgonów było niczym jakichś bestii okrutnych. Podreptał więc schodami w dół, bo na drugim piętrze się znajdował. Przy ostatnim schodku przejechał ręką po ścianie i nawet gdyby było ciemno wiedziałby, że na więcej stopni nie natrafi. Śluz od jeziornej wilgoci osadził się przed wieloma latami na cegłówkach i tak już zostało, a kiedyś może dzieci Wilsona będą macać te mchowe obrzydlistwo. Nie wzdrygnął się jednak jakby pozwolił ślimakowi przejść po ręce, tylko włożył swoje jakże delikatne jak on sam dłonie do kieszeni szaty. Z łatwością wszedł do Pokoju Wspólnego, w którym o dziwo nie panowała jeszcze nocna cisza. Przynajmniej nie dla jednej osoby, blondyna o przydomku Marek Nocny. Malfoy rozwalił się swobodnie na kanapie z czarnej skóry przed kominkiem z tych samych cegłówek co ściany lochów.
    - Koszmar się przyśnił i bobo nie może zasnąć? - parsknął Wilson.
    Oj dobra, może przesadzał z tym wywyższaniem się jakby miał ze sto lat i widział wszystko, poznał wszystkich, wiedział każdą rzecz jaka została napisana gdziekolwiek kiedykolwiek. Ale charakter Scorpiusa tak go czasem bawił i wprawiał w zabawne de javu, że nie mógł się powstrzymać od głupiego tekstu. Uczucie powtarzalności pewnych sekwencji w tym momencie dotyczyło jego samego, ale zbyt głęboko w podświadomości mu to siedziało, żeby był w stanie skojarzyć podobieństwo.

    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  83. Powiedzmy sobie w tym momencie szczerze. Scorpious to w sumie taką fajtłapką małą był, który radził sobie tylko wtedy gdy miał renomę, znaczące nazwisko i inni czuli przed nim respekt. Gdyby to wszystko zniknęło pewnie na początku starałby się im udowodnić kto tu jest panem, z marnym skutkiem oczywiście, co skończyłoby się pewnie płaczem i tupaniem nóżkami.
    Och no w tym momencie powinien docenić troszeńkę kruczka, który o tym właśnie pomyślał i dlatego wolał się przenieść w bardziej ustronne miejsce. Kruczek to kruczek nawet otumaniony alkoholem i zapachem potrafi ruszyć głową. A może po prostu jakoś tam się przejmował Scorpionkiem i jego opinią publiczną?
    Boże Henderson go chyba dosłownie udusi własnymi łapkami, jak ten znów będzie zgrywał tą niedostępną, cnotkę i unikał go jak ognia. Wtedy chyba naprawdę przeleje swoje uwielbienie na jakiś łatwiejszy cel, który nie będzie udawał, że wspólne chwile były zainicjowane tylko przez niego.
    Swoją drogą jest jakiś progres, może w końcu dojdą do takiego, w którym alkohol nie będzie im już potrzebny? A raczej Scorpowi jeśli chcemy uściślić.
    Puścił mu oczko i ostatni raz musnął jego usta, by już po chwili zniknąć między obściskującymi się parami, które zapomniały, że parkiet do tańczenia służy.

    Piętnaście minut okazało się być nieco za długą rozłąką. Po niecałych dziesięciu kruczek był już na miejscu, wodząc wzrokiem po ciele Scorpa, który stał pod ścianą.
    Henderson przeszedł raz, drugi, trzeci, kreśląc w myślach wzór jakiegokolwiek pokoju z wielkim łóżkiem na środku i jakąś świeczką dla nastroju. Niestety drzwi się nie pokazały. Przeszedł drugi i trzeci i czwarty, aż w głowie się mu zakręciło i popatrzył na niego dość smutnym wzrokiem
    - Zjebaaaaaaaaało sie - mruknął i potarł swoje czółko - W sumie jebać ten zjebany pokój głupich sryczeń - walnął pięścią w ścianę i przycisnął swoim ciałkiem, ciałko ślizgona do ściany, wsuwając swoją nogę pomiędzy jego i przypadkiem ocierając się kolanem o jego krocze. Wpił się znów tym razem nieco bardziej zachłannie i zaborczo w jego usta, wszczynając iście namiętny pocałunek. Łapki ułożył po dwóch stronach jego główki i raz po raz mruczał niczym rasowy kotek z zadowolenia.
    W końcu mam co chciałem

    OdpowiedzUsuń
  84. No, a na kim się miał wyżyć jak nie na ścianie? Ona godnym przeciwnikiem była. Twarda, niewzruszona, niemalże idealna do wyładowania nadmiernych emocji, które się w nim zgromadziły w połączeniu z pożądaniem, a których było nieco za dużo.
    Nikt się nie dowie o ich małym romansiku, bo to, że nikt nie wiedział dodawało mu tylko pikanterii. Poza tym gdyby się jedna osoba dowiedziała, to dowiedziałaby się zapewne cała szkoła, a wtedy pewnie Scorp zarzuciłby mu jakieś urojenia i więcej nie tknął, chyba, że by się tak zalał, że nie kojarzyłby kto jest kto, a on bezczelnie wykorzystałby tą sytuację. Co w sumie też jest wątpliwe, bo pewnie ten by go zaprowadził do łóżka i przypilnował żeby nikt nie dobrał się do tyłka Malfoy'a. Taki kochany potrafił być!
    Ręka blondyna była wszędzie. Kruczek w tym apogeum rozkoszy czuł ją na każdym skrawku swojego ciała, no i tą drugą, która delikatnie głaskała jego kark też. Oddawał pocałunki, z każdą sekundą pragnąc więcej i więcej. Ocierał się swoim ciałem o jego, w tym samym czasie leniwym gestem odpinając kolejno guziki jego koszuli. Raz po raz spoglądał mu w oczka, wydając z siebie zadowolone westchnienia, wprost do jego rozchylonych ust.
    Mój Scorp, Scorpionek
    - No co ty nie powiesz - mruknął i przygryzł delikatną skórę na jego szyi zasysając lekko, coby mu pamiątkę zostawić po ich wieczorze. I gdy miał wrócić do jego słodkich ust z pokoju życzeń wylazły DWA CHOLERNE WIELORYBY.
    Głupia Rachel i równie głupia Bridget. Spite i zadowolone z faktu, że chyba właśnie przeżyły niezłą lesbijską przygodę, sądząc po ich nie do końca zapiętych sukienkach. Kruczek odskoczył od blondyna jak poparzony
    - Scorpioneeeeeeeeeek - zawołała blondyna i uwieszając się na jego szyi, co sprawiło, że Henderson miał ochotę dosłownie ją uderzyć - uciekłeś mi, więc znalazłam inną - mruknęła i musnęła usta drugiego wieloryba
    - Ohyda - jęknął Aaron, krzywiąc się i wywalając oczami...i wtedy. Odgłos bełtania przeszył powietrze, a kolejne co Henderson zobaczył to zarzygana podłoga razem z....butami Scorpa!

    OdpowiedzUsuń
  85. [ Jako, iż w karcie widzę Lechowicza, i to jeszcze moją ulubioną piosenkę, to wpadłam zapytać czy byłaby chęć na wątek z Atsu?]

    OdpowiedzUsuń
  86. Nie miał najmniejszego zamiaru przejmować się słowami chłopaka. Już dawno odkrył jak Malfoy może być czasami uciążliwy. Najwidoczniej musiał się po prostu chłopaczyna wygadać nic więcej. Bo jak na razie nie powiedział nic sensownego, a tym bardziej nic, co jakoś specjalnie mogłoby go wyprowadzić z równowagi. Proszę, pan Malfoy się staczał. Wcześniej jakoś bez problemu umiał pojechać człowiekowi. Czyżby stawał się dobry? Na te myśli wybuchnął śmiechem, mimo, że nie planował robić tego głośno. Ale co miał poradzić, skoro taki scenariusz był tak absurdalny, że aż zabawny. Podejrzewał, że współlokator może opacznie zrozumieć ten nagły wybuch, jednak specjalnie go to nie interesowało. W końcu miał prawo śmiać się kiedy tylko miał na to ochotę. A takowa właśnie go naszła.
    - Jakoś specjalnie nie poczuwam się, aby cię poznać. To była ironia Malfoy, naucz się ją w końcu rozpoznawać, bo inaczej sobie nie poradzisz w życiu - rzekł beznamiętnie - A na pewno nikt by nie chciał, aby coś ci się stało - na jego ustach wykwitł pogardliwy uśmieszek.
    Czasami taka wymiana zdań była mu potrzebna. Nie wiedzieć czemu poprawiały mu humor i pozwoliły się bardziej zrelaksować. I co najważniejsze podnieść samoocenę, która chyba i tak już była na najwyższych wyżynach.
    - Proszę, proszę. Jaki ty się robisz ostatnio sentymentalny. Kto by pomyślał.

    OdpowiedzUsuń
  87. [ Zmieniłaś pierwsze zdjęcie, prawda?
    Atsu... cóż... Z niego, jak widać jest taki dość dziwny Ślizgon. Trzyma się raczej na uboczu, nie dręczy pierwszaków i nie wdaje się bójki czy pyskówki, więc otwarty zatarg również mi do niego nie pasuje.
    Jakiś pomysł? Bo ja chęci na zaczęcie mam, ale jako takiego pomysłu mi brak^^]

    OdpowiedzUsuń
  88. [AND I SAID HEYHEYHEYEHYEHYE I SAID HEY WHATS GOING OOOON SCORP <3]

    OdpowiedzUsuń
  89. [you didn't have to cut me off :"(]
    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  90. Boże już miał go trzymać żeby się na nią nie rzucił, gdy z jego ust wypłynęły te iście w jego stylu obelgi, którymi rzucał ciągle na prawo i lewo i już wiedział, że dziewczyna może czuć się bezpieczna. W końcu chyba każdy w szkole słyszał coś takiego, nawet Henderson w czwartej klasie zdaje się gdy śmiał nie dać mu odpisać zadania, został cholerną wywłoką z rodziny szlam.
    Astma? SERIO ASTMA? To była chyba najgorsza wymówka świata. Czy Scorp w ogóle miał astmę czy tak sobie z dupy walną? Swoją drogą pewnie te dwie ograniczone blondyny nawet nie wiedzą co to jest. Krucze uśmiechnęło się głupio i dopiero wtedy zauważyło, że dwa tłuste wieloryby wlepiają w niego swoje oczęta.
    - No tak tak astmę - zawołał, splatając ręce na torsie i odchrząkając cicho - wiecie taka choroba, zwykle się rozpina komuś koszule żeby było łatwiej oddychać i daje coś pić i do tego był potrzebny pokój życzeń, zajęty niestety - paplał unosząc brwi i zmierzając ich iście wściekłym spojrzeniem - Gdybyście go nie zajęły nie musiałbym go podtrzymywać, żeby nie zemdlał kretynki - zakończył swoją przemowę lekkim skinieniem głowy i popatrzył z udawaną albo i nie litością na swojego towarzysza
    - Ale jak widać nawet choroba boi się niektórych widoków - dorzucił jeszcze i wywalił oczami, gdy zobaczył łzy w oczach tych głupich dziewuch.
    - Boże Scorp mogłeś zginąć przez nas! Przepraszam! My się z Rachel z tobą zajmiemy, wyleczymy, damy co trzeba i w ogóle, chodź skarbie Bridget się tobą zaopiekuje - trajkotała, uwieszając się na jego ramieniu i ciągnąć go w bliżej nieokreślonym kierunku
    Czy dziewczyny mają w ogóle musk? I jak tu nie być gejem .
    Aaron przez całą tą sytuację wytrzeźwiał i wszystko po nim spłynęło. Pożądanie i cała reszta
    - Może lepiej ja go odprowadzę co? Jeszcze znów go twoja koleżanka zabrudzi albo coś - zapytał w końcu, nie wiedząc jak inaczej, grzecznie, bez użycia różdżki się ich pozbyć.

    OdpowiedzUsuń
  91. [ Może być. To zacznę^^]

    Stwierdzenie, że Atsu kocha swojego pupila, byłoby nie małym niedopowiedzeniem. Co prawda zwierzaka traktował jak należy- karmił go kiedy musiał, czyścił, a czasem nawet bawił się z nim, gdy naszła go na to ochota. Ale żeby był jego przyjacielem? Co to to nie. Villie był jedynie pamiątką po bracie, wspomnieniem dawnych chwil, które minęły i niestety nie wrócą.

    Przychodziły również takie dni, gdy Verna trafiał szlag. Ten pieprzony latający gad zwiewał z dormitorium ilekroć poczuł zapach pieczonych ziemniaków, co przy zamkowym menu było dość częste. Dlatego musiał przynajmniej trzy razy w tygodniu szukać tego łuskowatego szczura i jego zdolność do robienia się niewidzialnym wcale nie pomagała. Po miesiącu Atsugi stwierdził, że nie będzie więcej szukał Villiego. Miał dość tułaczek po całej szkole i przepraszania ludzi. Zwierzak musiał nauczyć się pokory. Nawet, jeżeli zrobi sobie przy tym krzywdę.

    Tego dnia Vern miał już dość zajęć tuż po eliksirach, kiedy to jakiś puchon wysadził swój kociołek. W siódmej klasie! Nie rozumiał jak coś takiego może się zdarzyć na zajęciach takiego poziomu. W końcu ostatni rok nauki do czegoś zobowiązywał i Ślizgon naprawdę liczył na odetchnięcie od tych wszystkich idiotyzmów.

    Kiedy przyszedł na kolację tego wieczora doskonale wiedział, że jego pupil wymknął się z dormitorium tego ranka. Sądził, że jak zwykle wróci na noc- w końcu nie lubił chłodu. Usiadł na swoim zwyczajowym miejscu- przodem do Gryfonów, pierwszy w ławce i zaczął nakładać sobie jedzenie. W pewnym momencie fioletowe łuski wlazły mu w pole widzenia, a w następnym Atsu stwierdził, że Villie dobrał się do czyjegoś obiadu. A dokładniej do Malfoy’owskiego obiadu.

    [ No i zaczęłam i stwierdzam, że nie wyszło zupełnie. Jest bez sensu, polotu i tak dalej, ale to wszystko wina tego, że właśnie udzielam korków z maty i angola -.-' Jak się nie podoba to, nie wiem, zacznij sama, albo daj znać to ja napisze jeszcze raz tylko się ogarnę .]

    OdpowiedzUsuń
  92. Chris nie był człowiekiem, który robił to co mu kazano. Wręcz nienawidził jak ktoś śmiał wydawać mu polecenia. Był wolnym strzelcem i robił to na co miał w danej chwili ochotę. Oczywiście w granicach rozsądku, inaczej już dawno by skończył albo w więzieniu albo poza murami szkoły. Powrócił do czytania nie dlatego, że tak powiedział mu Malfoy. Co to to nie! Po prostu uznał, że tak będzie o wiele lepiej niż wdawanie się w dalszą dyskusję, która i tak do niczego nie prowadziła. Jego wzrok szybko przelatywał po stronach. W końcu na coś mu się przyda ta fotograficzna pamięć. Dzięki temu potrafił czytać o wiele szybciej niż przeciętny uczeń. Być może właśnie dlatego tak wiele osób uważało, że się nie uczy. W końcu mało kto widział go z podręcznikiem w dłoni. Po chwili jednak kątem oka dostrzegł, że Malfoy wyciąga papierosa. Wyciągnął różdżkę i jednym machnięciem, ot tao od niechcenie, nie podnosząc nawet wzroku znad lektury, zgasił zapalone cholerstwo.
    - Z łaski swojej idź palić gdzie indziej. Nie mam zamiaru truć się tak jak ty. A tym bardziej nie chcę jechać na kilometr tym dziadostwem - rzucił podpierając głowę ręką, nawet nie patrząc na kolegę.
    Nienawidził papierosów. Zawsze dla niego strasznie śmierdziały. Jego matka paliła, ale wiedziała, że jeśli ma na to ochotę musi wyjść z domu, tak, aby jej syn nie czuł tego zapachu. Dlatego nie miał zamiaru pozwolić na to, aby Malfoy palił w ich wspólnej sypialni. Mógł znieść jego towarzystwo, ale na pewno nie dym papierosowy. Skoro już byli na siebie skazani to musieli obaj się dostosować.

    OdpowiedzUsuń
  93. Zważając także na to jak pijane były, jutro pewnie i tak nie będą nic pamiętać i albo będą się jarać swoją przygodą w pokoju życzeń, rozpowiadając wszystkim, że teraz są lesbijkami i odkryły co w życiu dobre ( fakt, że żaden facet ich nie chciał pominą oczywiście ), albo będą cierpieć na takiego kaca, że nie ruszą się nawet z łóżka.
    No i w tym momencie także nasuwa się takie jedno, małe pytańko: Skoro Henderson uratował Malfoya przed tymi dziewuchami, to czy jego pozycja w czasach trzeźwości choć troszkę urośnie? Czy Scorp dalej będzie udawał, że go nie zna albo, że nie może znieść jego obecności?
    I właśnie w takich chwilach jak ta kruczek rozumiał całe swoje uwielbienie dla tego okropnego ślizgona. On potrafił przeszywać wzrokiem niczym bazyliszek i trafiać w sedno jak nikt inny. Jedyny, niepowtarzalny, groźny skorpionek. Gdyby tylko dało się do tych określeń dołożyć mój
    Hendersonek wywrócił tylko oczętami słysząc jego zirytowany głos. I choć ochota na jakikolwiek kontakt cielesny mu jakoś przeszła, przytulił się do jego pleców, składając na jego karku pojedynczy pocałunek
    - Taki groźny skorpionek - zaśmiał się cicho, oplatając jego szyję swoim ciepłym oddechem - i zabierając swoje łapki, by pomóc mu z niesfornym kołnierzykiem, choć dla niego Malfoy właśnie w takiej wersji - potarganej i bez ładu i składu wyglądam najlepiej.
    W główce się mu kręciło i niedobrze mu było więc przelazł znów ze trzy razy koło tej ściany aż pojawiły się drzwi
    - Nie wiem jak ty ale ja idę spać - mruknął tym razem bez żadnych podtekstów. Chciał się porządnie wyspać i nie miał nic przeciwko żeby ten się położył obok.

    OdpowiedzUsuń
  94. Henderson wyspał się w pokoju życzeń jak nigdy, wstał coś koło dziesiątej, zamienił potem pomieszczenia na takie, z wielką wanną i poczłapał do dormitorium. Migiem założył na siebie czyste ciuchy i uha chany od ucha do ucha, co nie trudno się domyślić wynikiem wczorajszych ekscesów ze Scorpem było, wlazł do wielkiej sali niczym młody bóg albo coś takiego.
    Jego wzrok oczywiście od razu padł na stół wężyków, nawet wybrał sobie dłuższą drogę coby popatrzeć na tą śliczną buźkę, której niestety nie odnalazł. Brunecik zajął miejsce przy stole, skrzywił się na widok jedzenia i złapał jakąś szklankę ze sokiem dyniowym, coby nie było, że przylazł tu po nic. ( Oczywiście prawdziwy powód - popatrzeć sobie na Malfoy'a raczej nie mógł wyjść na jaw).
    Co chwila ukradkiem spoglądał na stół wężyków, czy aby jego kochanek się tam nie pojawi, jednak nie było go i nie było i nie było. W końcu odechciało się mu tego wyczekiwania i podparł swoją niezadowoloną buźkę na rączce, zastanawiając się co ma tak właściwie dziś ze sobą zrobić.
    Gdy już doszedł do wniosku, że po prostu pójdzie znów spać, podniósł wzrok, a jego oczy napotkały te stalowoszare oczy, a serce odruchowo zabiło mocniej. Boże czy on mógł wyglądać jeszcze ponętniej niż teraz
    Chcę cię tu teraz, zaraz, przy wszystkich najlepiej
    Widząc ten jakże jednoznaczny gest uśmiechnął się w iście uroczy sposób i przygryzł lekko swoją dolną wargę. Wstał i dość wolnym krokiem, ponownie wybierając dłuższą drogę niby to przypadkiem przejechał dłonią po jego plecach.

    Historia magii, jego znienawidzony przedmiot właśnie się rozpoczął. Tyle, że dziś było nieco inaczej. Z racji tego, że jego pośniadaniowa drzemka się nieco przeciągnęła ZMUSZONY był zająć miejsce koło Scorpa, w ostatniej ławce w dodatku, w samym rogu sali gdzie nic, a nic nie było widać. Mógł więc spokojnie swoim palcem wodzić po jego udzie, co nieco uświetniało ten monotonny wykład.

    OdpowiedzUsuń
  95. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  96. [ specjalnie dla Ciebie my dear robię wyjątek i pisiam teraz!]

    Historia magii, tak jak i wszystkie inne historie ( pamiętaj, że czeka cię opowieść o hildegardzie z historii muzyki! ) była nudna, zwłaszcza jeśli wykładał ją cholerny duch, który miał całą wieczność i mógł sobie tracić czas na rozważanie taktyki podczas wojen troli, choć te chyba nawet mózgu nie miały, w odróżnieniu do Hendersona na przykład, którego dni były policzone, i który nie miał czasu na takie bzdety, które nijak się mu w przyszłości przydadzą.
    Historię magii wybrał, bo chciał jakąś uroczą kurkonkę poderwać, a teraz miał jeden wielki problem z rezygnacją, bo profesor nie chciał go wypuścić ze swoich objęć, twierdząc że ma talent. PFE pomyśleć, że w przyszłości to on zanudzałby dzieci Scorpa przykładowo...
    Scorp nawet nie wie ile jakiejś chorej satysfakcji, sprawił mu tym, że nie zepchnął jego rączki tym razem. To oznaczało tylko jedno - uratowanie przed wielorybami równoznaczne było z awansem w oczach Skorpionka.
    - Skoro tak to chyba powinienem - powiedział, wzruszając ramionkami i jakby nigdy nic, zabrał swoją łapkę i oparł je na ławce, by zrobić podpórkę pod swoją główkę i pochylić się do przodu ale na tyle by przypadkiem rączka Scorpa nie oderwała się od jego lędźwi.
    Kilka sekund później z ławki spadło pióra Hendersona, które przypadkiem strącił. Z jego usteczek wyrwało się cichutkie ups, a oczka z niewinnym wzrokiem popatrzyły na Scorpa. Już po chwili kruczek sięgnął po nie wspierając się przy okazji ręką o Scorpa, niebezpiecznie blisko miejsca, gdzie materiał zakrywał jego męskość. Oczywiście kruczek nie omieszkał przejechania wolno po niej gdy pióro już znalazło się na ławce, a on podnosił się do pionu.
    Prowokował go? Owszem. Czemu? Bo go chciał. Bo czuł to samo co on. Bo chciał widzieć to chore pożądanie w jego oczętach.
    Zaraz potem usadowił się wygodniej na krześle tak by ich ramiona się stykały, coby cały czas Malfoy mógł czuć jego dotyk...
    A raczej by Henderson mógł czuć jego.
    Bo tak lepiej było historię przetrwać.

    OdpowiedzUsuń
  97. Tamta dziewczyna w niczym nie przypominała wielorybów z poprzedniej nocy i jak dla Aarona była warta tego by zapisać się na historię magii. Tak właściwie to już nie pamiętał czemu coś poszło nie tak, jednak w tym momencie jakoś nie bardzo go to obchodziło. Znalazł sobie nowy obiekt westchnień i dla niego mógł nawet kibla strzelić żeby widzieć go częściej i móc siedzieć koło niego na każdej lekcji.
    Jeśli chodziło o pracę to niestety nie wszyscy mieli tak dobrze jak Scorp. Henderson i jego nad wyraz ambitni rodzice, wymarzyli sobie, że synalek na ich wzór zostanie znakomitym uzdrowicielem, więc ten miał multum głupich przedmiotów, z których co gorsza musiał się uczyć jak najlepiej, bo inaczej nici z jego kariery.
    Spokojna głooowa! Henderson w obecnej chwili świata poza Skorpionkiem nie widział, a do dziewczyn miał obrzydzenie, więc nic poza niewinnym flirtem z innymi ładnymi chłopaczkami się nie wydarzy.
    - Znów masz atak astmy? - zapytał kruczek puszczając mu oko i kiwając twierdząco głową na znak, że on chętnie będzie mu towarzyszył. Zdawał sobie niestety sprawę jak trudne będzie wyjście z lekcji tego głupiego ducha - Chyba nie powinieneś iść sam, jeszcze ci się coś stanie - dodał jeszcze, a jego ręka powędrowała w górę. Miał nadzieje, że Malfoy potrafi być na tyle dobrym aktorem, żeby przekonać profesora by puścił na wolność ich obu.
    - Panie profesorze Scorp źle się czuje, chyba powinienem go odprowadzić do skrzydła szpitalnego - powiedział, krzyżując palce, gdy duch udzielił mu głosu
    - Panie Henderson, pan nie może wyjść bo omawiamy bardzo ważny temat, niech któryś z fantastycznych kolegów pana Malofy'a, których ma po dostatkiem jak mniemam, a których nawet tu nie powinno być idą. Doceniam pańską szlachetność ale wojny troli są równie ważne, zwłaszcza dla pańskiej przyszłości i wyników w nauce - wyrecytowało przeźroczyste coś, doprowadzając Aarona na skraj rozpaczy. Jak się można było spodziewać tłumy rąk powędrowały w górę i każdy chciał odprowadzić Malfoy'a
    - No to nara - mruknął Henderson, wściekły opadając na krzesło i nawet nie patrząc kto będzie go odprowadzał, już i tak był wystarczająco zazdrosny.

    OdpowiedzUsuń
  98. No oczywiście. Malfoy jak zawsze, zostawił go bez słowa pożegnania, choć głupie nara pewnie wywołałoby uśmiech na twarzyczce kruczka. On jednak jak zawsze odchodził bez słowa, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem. Cholera Aaron bardzo nie lubił być tak traktowany. Zaczął się nawet zastanawiam czy to ciało i ta buźka warta jest tego, by ciągle czuć się jak coś co warte jest dokładnie nic. Jak przedmiot dla, którego się jest miłym tylko wtedy, jak można go mieć.
    Lekcja toczyła się dalej, a Aaron w dość posępnym humorze, z nudów zaczął słuchać tego głupiego wykładu, który jak się spodziewał nie wniósł nic do jego życia, bo trolle interesowały go nijak. Zanotował nawet kilka dat, dzięki czemu nie będzie musiał świecić oczętami przed jakąś wzdychającą do ducha krukonką ( tak istniały nawet takie ), posiadającą notatki z lekcji.

    Reszta dnia minęła jakoś tak dziwnie. Ni to dobrze, ni to źle. Na lekcjach starał się skupiać na wykładach i słowach profesorów, a najmniej na szarych oczach wężyka. O dziwo się mu to nawet udawało. Po całym dniu nauki, nie zastanawiał się jak zwykle co robi Malfoy i jak może na niego wpaść, tylko szedł sobie spokojnie korytarzami do swojej wieżyczki kiedy...
    STOP.
    Uciekaj, biegnij, schowaj się za najbliższą zbroją.
    Czy to?
    Wyglądnij jeszcze raz pewnie ci się coś pomyliło.
    Tak.
    Cholerny Malfoy się całuje z cholernym puchonem.
    Cholera.
    Na korytarzu.
    Z tobą całuje się tylko po pijaku. Nigdy więcej. Wiesz co to znaczy? Że jesteś tym drugim, że oprócz ciebie jest jeszcze puchonek, który tak naprawdę skradł mu serducho, a ciebie zwodzi. Chce tylko twojego głupie ciała, albo nawet i jego nie chce, tylko cię robi w chuja.
    Tak nie będzie! Nie będzie nikt robił z ciebie kretyna!
    Pewnie to na historii magii też było ukartowane!! Malfoy pewnie wiedział, że duch go nie wypuści, a chciał wyjść by spotkać się z puchonem
    Kurwa.
    Jesteś kretynem Henderson że dałeś się mu tak nabrać.
    Spokojne kroki.
    Przemierzasz korytarz, by przejść koło nich z poniesioną wysoko głową. Wzrok nie ucieka ci na głos. Słowa Scorpa są głuche. Nie słyszysz ich. Nie obchodzi cię ani on, ani to, że się całował z twoim kochankim
    Zginiesz marnie puchasiątko...

    OdpowiedzUsuń
  99. Swoją drogą mógł mieć to zadanie napisane przez kogo innego. Henderson był kruczkiem. Dość mądrym i zdecydowanie dobrze się uczącym. Często pisał innym za kasę, wystarczyło ładnie poprosić, a Scorp mógłby nawet samym sobą zapłacić. No ale skoro wolał wybrać tego słodkiego puchasia, który pewnie jest jego nowym obiektem westchnień, a Aaronek się już znudził to cóż. Przecież przyzwyczaiłeś się już do bycia zabawką w rękach innych, prawda?
    Niestety odepchnięcia jak i słów wężyka nie usłyszał. Widział tylko te stykające się ze sobą usta i dałby sobie głowę uciąć, że widział ręce Malfoy'a, które niemalże wsunęły się pod puchasiową koszulkę
    Tak jak wczoraj pod moją
    Och jaki on był głupi! Co go podkusiło? Mógł sobie wybrać każdego innego, a on wybrał jego, mimo, że doskonale wiedział, że to nie może się udać. Ale to już koniec. Jakimś cudem będzie go omijał szerokim łukiem, nie będzie na niego patrzył i szybko zapomni o osobie, która pociąga go najbardziej na świecie.
    Może nie powinien w takim razie w ogóle za nim iść? Może nie powinien go dotykać ani z nim gadać? Przecież Malfoy plebsu przecież nie tyka. Niech wraca do swojego puchasia.
    - Bo co bo ty mi rozkażesz? Nie rozśmieszaj mnie - mruknął wymijając go i idąc dalej. Było widać, że jest wielce urażony mimo iż starał się tego po sobie nie pokazywać. I nie chodziło to, że on się miział z innymi. Chodziło o to, że puchan był nad nim
    - Nie powiem nic nikomu, serio. Nic mnie to nie obchodzi z kim i gdzie więc możesz sobie darować swoje ewentualne tłumaczenia i wracać do swojego romea - rzucił jeszcze i klepnął go w tyłek, puszczając do niego oko.
    A co miał innego zrobić? Paść na kolana i błagać o to by wybrał jego?
    Gdybym tylko miał gwarancję, że to poskutkuje...

    OdpowiedzUsuń
  100. Upadanie i awansowanie w oczach Malfoy'a powoli robiło się uciążliwe. Jeszcze jedna chwila i za moment wszystkie poczynania kruczka będą zależne od tego czy to się wężykowi spodoba czy też nie. Poza tym kruczek się w tym wszystkim gubił po prostu. On lubił mieć kawa na ławę, wszystko, a nie jakieś takie niedopowiedzenia. Wczoraj był wybawcą, dziś na lekcji czymś co zabijało nudę, a teraz? No teraz został kretynem. Nie ma co, ta znajomość nigdy nie będzie nudna, a on pozna wiele swoich oblicz i zastosowań.
    Te gesty, choć brutalne i ten wzrok nie zrobiły na nim żadnego wrażenia. Co Malfoy może zrobić? Uderzyć? A proszę bardzo, wszystko mu jedno tak czy siak. Dawniej bałby się, że da się już dotknąć ale teraz, gdy już wiedział jaki z niego krętacz i kłamca, w dodatku chłopak jakiegoś puchona, to też nie było obelgą
    - No tak przepraszam w końcu ty jesteś mężczyzną, on jest Julią - zaświergotał trzepocząc rzęskami i przewalając oczami. Po co to wszystko? Niech mu wprost powie, że chce go przelecieć bo się mu znudziła ta monotonia z jednym i po sprawię. Aaron zrobi obrażoną minkę i sobie pójdzie, a on będzie miał od niego spokój na zawsze.
    - Aż tak pijany nie byłem. Czekaj jak to szło? A no chciałeś mnie przelecieć ale wieloryby nam przeszkodziły. Słuchaj no to może ja od razu ściągnę spodnie co? Będziesz miał co chciałeś i będziesz mógł sobie dać święty spokój, a ja będę czuł się iście doceniony, moja dupa też - rzucił aż nadto pogodnym głosem i już brał się za rozpinanie paska, gdy imię Scorpa wymawiane jakiś okropnie irytującym głosem rozdarło ciszę, która zapadła na korytarzu.
    - Zapomniałeś swoich zadań misiu - szepnął puchaś i niczym przerażone zwierzątko, które boi się, że znów będzie kopnięte, podało mu zwoje pergaminu.
    No i wszystko było wiadomo. Głupi Aaron. Mógł mieć Scorpa. Mógł go mieć ale jest kretynem. Trzeba było pisać zadania, wtedy miałby więcej korzyści i zamiast puchona wybrałby jego. Swoją drogą współczuł nieco temu chłopaczkowi, jakby nie patrzeć Scorpionek go wczoraj z nim zdradził
    - No to chyba nie powinienem wam przeszkadzać, bo Scorp powiedział mi, że coś między wami jest - rzucił Henderson, wlepiając swoje spojrzenie w puchasia i bacznie obserwując jego rekację
    - No pewnie, że jest, ale wiesz nie mów nikomu bo Scorp to taki wstydniś! - zaświergotał puchaś i wszystko już było dla kruczka wiadome.

    OdpowiedzUsuń
  101. Henderson już robił krok coby szczęśliwych zakochańców, zostawić samych sobie ale coś go zatrzymało. Sam nie wiedział co to za siła trzyma go w miejscu i nie pozwala ruszyć się chociaż o milimetr.
    Kurcze całe to zdarzenie obserwowało z szeroko otwartymi oczętami. Nie trzeba chyba mówić, że dość się pogubił wraz z momentem gdy ten go potraktował zaklęciem. Czy aż tak bardzo mu zależało na hendersonowej dupie, że traktował swojego lubego urokami? I w dodatku kazał się odczepić? No tak się chyba nie postępuje ze swoimi misiami prawda?
    No a wmurowało go jeszcze bardziej gdy usłyszał kolejne jego słowa, które tym razem skierowane były do niego. Aż chciało się zapytać że co proszę? Czy Scorp właśnie się tłumaczył? Co prawda jednym krótkim zdaniem, no ale jednak się tłumaczył. I to w dodatku jemu.
    Wzrok człowieka zbolałego w przypadku Scorpiona robił wrażenie. Głównie dlatego, że Aaron nigdy sobie go w takiej wersji nie wyobrażał, ani nie wiedział. Gdyby stał przed nim ktoś inny to pewnie by tą osobę przytulił ale jakieś obawy miał przed zastosowaniem takich środków w stosunku do Malfoy'a.
    - Sława czasem bywa uciążliwa no nie? - rzucił w końcu sam nie wiedząc jak się ma w obecnej sytuacji zachować. Sam nie wiedział czy mu wierzy, czy mu nie wierzy. Nic już nie wiedział. Męczyła go ta cała znajomość, pełna zakrętów i niedomówień. Czy nie mogli dostać tego czego chcieli i już?
    - Rozumiem - mruknął w końcu wzdychając cicho - Nie martw się nic nikomu nie powiem, ani o tym, ani o wczorajszym, spokojna twoja śliczna główka - i po tych słowach sam nie wiedząc czemu cmoknął go w czółko i pogłaskał po ramieniu. Chyba po prostu starał się nieporadnie zaradzić temu, że taka, a nie inna minka się u niego pojawiła. Zdecydowanie wolał tą bardziej Scorpową. Tą bezwzględną i wzrok potrafiący zabić.
    - Jakbyś kiedyś chciał jakieś zadanie, zawsze możesz mi powiedzieć. I tak zwykle piszę paru osobom więc jedno więcej to mała różnica, a ja przynajmniej nie uroję sobie nic jak ten puchon - rzucił w końcu siląc się na lekki uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
  102. No cóż, Henderson dziękował w duchu wszystkim bóstwom nad nimi, że go nie przytulił. Co dopiero wtedy powiedziałby Malfoy? Skoro teraz chciało mu się rzygać, a przecież kruczek powiedział tylko kilka miłych słów, to gdyby jego łapki szczelnie obłapiły jego osóbkę, pewnie by się naprawdę zrzygał. I nie powiem, że przykro mu się zrobiło, bo on wesprzeć próbował, a Scorp, no cóż podszedł do tego jak podszedł ale czego się w sumie można po nim było spodziewać? Przecież Henderson był dla niego tylko kupą mięśni, ubraną w skórę, w dodatku ładną kupą, którą się chce mieć dla siebie i niczym więcej. Nie ma co się łudzić, że coś oprócz wyglądu go pociąga. Charakter czy słowa się tu nie liczą, przykro mi Aaron.
    - Jak chcesz - mruknął tylko wzruszając ramionami. Henderson czuł tak jakby to była powtórka z rozrywki. Z Lemonem było tak samo, pożądanie, potem miłość i łudzenie się, a potem kubeł zimnej wody wylanej na łepetynę. Tym razem się jednak nie zakocha i łudził się nie będzie. Chodzi o seks, nic więcej.
    I już mu miał powiedzieć żeby sobie oszczędził te obelgi, bo już ma dość na dziś, gdy Scorp dołożył dalszą część zdania. Dość smutny uśmiech wpłynął na usteczka kruczka
    - Równie dobrze mógłbym je napisać u nas w pokoju wspólnym - odparł gładko, zdając się jakoś zbytnio nie reagować na rzuconą przez niego aluzję. Wszystkiego się mu odechciało przez to wszystko. Te niedomówienia, te przeszkody i całą resztę.
    - Nie było wręcz cudownie - zawołał z przekorą i oczywiście...poszedł za nim. Jak piesek. Jak głupi naiwny piesek.
    A podobno miałem się nie łudzić...
    - Idziemy do miasteczka? Jakiś pub albo coś? Nie bardzo chce mi się siedzieć w zamku -mruknął pod nosem, zastanawiając się czy w ogóle może się odezwać, czy jego głos też powoduje odruch wymiotny u wężyka.

    OdpowiedzUsuń
  103. Niestety Aaron raczej do realistów nie należał. On najpierw kreślił sobie swoje własne, nieco wyidealizowane scenariusze, by potem popaść ze skrajności w skrajność i wyolbrzymiać wszystko co się da na swoją niekorzyść. I tak właśnie sobie egzystował raz szczęśliwe, a raz nie, mając w duchu nadzieję, że w końcu się to wszystko ustabilizuję, że w końcu znajdzie kogoś kto ogarnie te jego humory, które bywały gorsze niż u baby w ciąży momentami.
    Nie wiadomo tak właściwie co sobie Henderson wyobrażał. Może tak naprawdę wydawało mu się, że Scorp był inną osobą i wredny był tylko na pokaz? Niestety coś mi mówi, że jeśli tak to się rozczaruje, bo Malfoy wydawał się być złą osobą już w zarodku, a tego zmienić się nie da. Przecież ta znajomość jest skazana na porażkę. Pewnie prześpią się ze sobą parę razy i zarówno kurczakowi jak i skorpionowi się te podchody znudzą, znajdą sobie innych kochasiów, a o sobie zapomną i tylko czasem gdy ich spojrzenia się spotkają, przylecą wspomnienia wspólnych nocy.
    - Jak przestaniesz być taki wredny to się nie będę obrażał. I nie ja tu jestem królewną - powiedział, splatając swoje łapki na torsie i uśmiechając się, tym razem już szczerze.
    No tak jakby nie patrzeć, zagłębianie się w rozmowy w ich wypadku nie miało racji bytu, głównie dlatego, że jak tylko nadarzała się okazja dosłownie się na siebie rzucali, i nie zważali wtedy na nic. Tylko na to by całować jak najzachłanniej i i ściągnąć jak najwięcej w obawie, że znów im ktoś przeszkodzi.
    - Scorpious Malfoy chce się ze mną podzielić swoją wódką? No to chyba powinienem się poczuć zaszczycony - stwierdził wzruszając ramionkami - Na siódmym piętrze jest opuszczona klasa, może spotkajmy się tam za jakąś chwilę czy dwie i już - dodał jeszcze potem i gdy upewnił się, że Malfoy'owi taki scenariusz odpowiada poczłapał w swoją stronę, z uśmieszkiem na usteczkach.

    Pusta klasa okazała się dobrym rozwiązaniem. Parę zaklęć wyciszających i jedno, które zamknęło drzwi i mogli robić dosłownie co chcieli. Siedzieli na jakiejś jednej mocno zakurzonej ławce, a z pełnej butelki zostało już tylko nieco na dnie. Kruczek trzymał swoją główkę na ramieniu wężyka, raz po raz unosząc ją by złożyć na jego szyi pojedynczy pocałunek
    - Tym razem przynajmniej mamy pewność, że nic nam nie przeszkodzi. Żadne wieloryby, puchasie, ani głupie duchy, ani minerwka też nie! - zawołał i tym razem uniósł swoją twarzyczkę na nieco dłuższą chwilę by złożyć na jego ustach iście nieśmiały pocałunek, a potem oblać się rumieńcem.
    Świat się skończył!
    Scorp nie mówiąc nic, tylko siedząc potrafił go onieśmielić!

    OdpowiedzUsuń
  104. O tak to myśleć nie wolno bo się można na tym nieźle przejechać. Załóżmy gdyby sytuacja dzisiejsza, nie była urojeniem jakiegoś wielbiciela Scorpa, a prawdą, Henderson z pewnością by się do niego już za żadne skarby nie odezwał. I było kilka innych rzeczy, które przekreśliłyby tą znajomość raz na zawsze. Aż tak zapatrzony w niego kruczek nie był, nie przesadzajmy znów. A jeśli chodzi o owinięcie wokół palca, to lepiej nie bo to się może skończyć źle dla Scorpa, bo on jeszcze nie wie do czego brunecik zdolny jest. I jak uciążliwy potrafi być. Dla dobra swojego i jego niech lepiej go nie wykorzystuje i nie zbałamuci, bo nic a nic dobrego z tego nie wyniknie.
    Ten ciąg nie tylko w głowie wężyka się pojawił. Henderson już od dłuższej chwili myślał jak się mu subtelnie dobrać do majtek ale nie chciał wyjść na tak napalonego i zachłannego więc trzymał swoje popędy na wodzy, zastanawiając się ile jeszcze będą tak udawać, że nie chcą się na siebie nawzajem rzucić.
    Ło matko głaskanie policzka? No teraz to Scorpionek przeszedł samego siebie. Przecież w jego wykonaniu taki gest to jak nie wiem, wskoczenie do ognia za kimś dosłownie. Przecież on był zachłannym zdobywcą, który nie silił się na takie gesty. Miłe to jednak było, nawet bardzo, toteż kruczek uśmiechnął się leciutko. I nawet to szaleńcze pożądanie gdzieś zniknęło, a na jego miejsce pojawiło się coś w stylu, cieszenia się samą obecnością drugiej osoby. I choć dziwne to było dość, na towarzysza zważając, to chyba lepsze niż te nienormalne popędy.
    Sam nie wiedział czy tak może, ale nauczony doświadczeniem, że zwykle wychodzą z tego same dobre rzeczy, wlazł mu na kolana, siadając na niego okrakiem i wyjmując flaszkę z dłoni by dołożyć ją gdzieś tam. Łapki powędrowały pod koszulkę i wolnym ruchem przemierzał jego tors i brzuch. Usteczka pocałowały kącik ust, by po chwili po raz któryś tam już zatopić się po chwili w tych należących do Scorpa i leniwie go całować, bez pośpiechu i rozkoszując się każdą sekundą
    - Chyba nigdy mi się nie znudzi to całowanie - mruknął przy okazji zaczerpnięcia powietrza, by znów musnąć je swoimi i poprawić się nieco na jego kolanach, przy okazji ocierając się swoim ciałem o to i tamto.

    OdpowiedzUsuń
  105. Ciche westchnienie zadowolenia wyrwało się z jego usteczek, gdy Malfoy zajął się jego szyją. Odchylił główkę nieco na bok, by dać mu większe pole do popisu i przymknął swoje zielone oczęta, rozkoszując się chwilą, która jak dla niego mogła trwać wiecznie. Słysząc jego słowa, których treść nawet w tym apogeum rozkoszy jakoś do niego nie dotarła, mruknął tylko ciche mhm i posłusznie podniósł rączki by ten mógł się wreszcie pozbyć jego koszulki, która tylko przeszkadzała. No i mógł sobie oto Scorpek znów, tym razem w bardziej trzeźwej wersji, pooglądać półnagiego kruczka, który w sumie prezentował się ze swoimi delikatnie zarysowanymi mięśniami całkiem dobrze.
    - No ja mam nadzieję, bo jak ci się znudzi no to wtedy kaplica i będzie mi strasznie przykro, że mój Scorp nie będzie już mój - wymamrotał sobie pod noskiem, sam nie wiedząc czy mówi do siebie czy do niego i capnął ząbkami płatek jego ucha i znów wsunął rączki pod jego koszulę tym razem z zamiarem pozbycia się jej.
    No i już miał ją rzucić niedbałym gestem na podłogę kiedy
    DUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUP.
    Ławka na, której siedzieli się pod nimi po prostu załamała. Może ze starości, może bo byli zbyt ciężcy, to jednak mało się liczyło. Głupi mebel tym razem pokrzyżował im piękne plany. Tyłek Scorpiona musiał nieźle ucierpieć przy tym upadku. W dodatku wszystkie flaszki, które Scorp przywlókł ze sobą, a było ich trochę poszły się jebać. Potłukły się, a co gorsza Henderson upadając musiał oczywiście niefortunnie łapką trafić na szkło i teraz dość niemrawym wzrokiem wpatrywał się w swoje dłonie z czego z jednej gdzie nie gdzie wystawały kawałki szkła, a druga niemiłosiernie krwawiła.
    UWZIĘLI SIĘ NA NICH WSZYSCY CZY CO?
    Kruczek nie myśląc zbyt wiele plasną się w czoło w geście załamania, tym samym brudząc swoją twarzyczkę krwią. Iście ponętny widok. Żyć nie umierać.

    OdpowiedzUsuń
  106. Pewnie gdyby ktoś inny, a nie Scorp przed nim stał, w akcie złości przejechałby swoją umorusaną w krwi łapką po twarzyczce towarzysza, zaśmiał się głośno i sobie poszedł. Jednak z racji tego, że stał przed nim jego ideał, zrobił tylko kwaśną minę i zmierzył go dość no nie wiem, zmartwionym spojrzeniem?
    - Nic ci się nie...? - i już miał kończyć swoje pytanie, gdy zobaczył połamaną różdżkę. Z jego usteczek wypłynęło ciche 'oh'. Nawet ktoś taki jak Malfoy nie był zachwycony, ba! był bardzo niezadowolony z połamania swojego magicznego kijka. Henderson znów nie wiedział co powiedzieć więc nie odzywał się w ogóle i starał się nie wlepiać swojego spojrzenia w tą nadal cudną, wściekłą twarzyczkę wężyka.
    - Daj spokój, nie będę ci paprał, zrobię to swoją - mruknął i nie zważając na to, że ledwo trzymał patyk, w głupiej, krwawiącej dłoni, jednym prostym zaklęciem zmył krew z twarzy
    - Nigdzie nie musimy iść, no chyba, że tobie coś jest, ja sobie z tym poradzę, to tylko troszkę krwi - mruknął i starał sobie przypomnieć wszystkie potrzebne zaklęcia. Staż w mungu we wakacje, u rodziców, jak widać mógł się przydać już tu w Hogwarcie
    - Może lepiej na to nie patrz - rzucił jeszcze tylko i odwrócił się tyłem. Już po chwili, po kilku syknięciach bólu, obie łapki były zabandażowane. I choć czerwona ciecz nieco przebijała przez bandaż, wizyta w skrzydle szpitalnym była zbędna.
    Kruczek jeszcze posprzątał cały ten bałagan z rozwalonego szkła i wlepił swoje spojrzenie w wężyka, który nadal rozpaczał nad swoją różdżką
    - Cholera ta znajomość jest jakaś zakazana. Jak nie ludzie, to cholerne meble. Wieloryby i ławki są przeciwko nam - jak tak dalej pójdzie to ich kolejne spotkanie może ktoś przypłacić własną głową, bo za każdym razem było gorzej i gorzej. Może to jakiś znak od niebios, że za nic nie powinni się spotykać?
    Walić niebiosa i tak nie zamierzam ich słuchać

    OdpowiedzUsuń
  107. Louis dzielnie znosił te miażdżące spojrzenie, gapiąc się na Scorpiusa z niezmąconym spokojem. No, może jakaś tam garść pretensji czaiła się w zielonych ślepiach Sandlera, ale ciężko było ją w ogóle dojrzeć.
    - Nie… - zaczął Loui, kiedy Ślizgon trącił go ramieniem, a zaraz po nim to samo poczyniły jego przydupasy. – Dotykaj. Mnie – wycedził Puchon, automatycznie obłapiając samego siebie ramionami. Mogli go wyzywać, obrzucać klątwami, temu wszystkiemu blondas gotów był stawiać czoła, ale wobec kontaktu fizycznego stawał się raczej bezradny.
    Louis nie zamierzał tkwić tak na mrozie jak kołek, tako też, gdy ta banda się dostatecznie oddaliła, chłopak ruszył do zamku, by pozbyć się błota z ubrania. Akurat w przerwie powinien się wyrobić.
    Czy groźba Malfoya jakkolwiek go przestraszyła? Hm, Lou jakoś nie umiał sobie wyobrazić, co mu ten tleniony Wężyk może takiego wielkiego zrobić. O ile łapy będzie trzymał z daleka, to Sandler jest w stanie odpierać jego ewentualne ataki, albo chociaż znosić je z jako taką godnością.
    Tak, Lou niespecjalnie się przejął zapowiadaną zemstą. A może powinien był…

    [To co? Teraz Scorp prześladowca pokaże na co go stać? :>]

    OdpowiedzUsuń
  108. Henderson za to pielęgniarki nie lubił. Lubił za to udawać, że jest nią wielce zainteresowany i patrzeć jak ta udaje, że jest niedostępna i jaką satysfakcją napawa ją to, że uczeń jej słodzi. Dlatego też wizyta ze Scorpem tam, która pewnie wyglądałaby inaczej niż te, kiedy był sam, nie była zbyt dobrym pomysłem. Poza tym malinka na jego szyi i na szyi Scorpa, dawały do myślenia, a przeież wężykowi niestety zależało na tym, żeby nikt, a nikt się o nich nie dowiedział.
    - No my. Ja i ty - czy odpowiedź na to pytanie była dość oczywista? Kruczek już wyciągał łapkę po szluga, gdy w połowie gdzieś ją cofnął. Cholera nie będzie człowiekowi na skraju rozpaczy szlugów zabierał. Niech sobie sam wypali Scorpek. - Daj spokój wiesz dobrze, że to nie wyjdzie - mruknął widząc jak ten nieudolnie próbuje wykrzesać coś ze złamanego patyka. Przytuliłby go ale wiedział, że pewnie tylko sprawi tym, że wężyk poczuje się gorzej. Zabrałby mu ten patyk żeby na niego nie patrzył i powiedział, że kupią nowy, lepszy ale wiedział, że tym go rozzłości. W końcu różdżka była jak rzecz najukochańsza. On pewnie za swoją by płakał
    - Chodź, nie będziemy tu siedzieć hm? - zapytał i nie czekając na odpowiedź pociągnął go za ramię. I choć odruchowo chciał go za łapkę złapać, znów się powstrzymał bo to by dość dziwne było, gdyby tak sobie szli za łapki się trzymając.
    Powędrował kruczek pod pokój życzeń, bo nie wiedział w sumie w jakie inne, ustronne i osamotnione miejsce mogliby iść. Przeszedł wzdłuż głupiej ściany trzy razy, modląc się w duchu, by pokój nie był zajęty
    - Wiem, że wygląda trochę jak ta prefektów ale tu nas przynajmniej nikt nie znajdzie - mruknął i niemalże wepchnął zmarnowanego Scorpa do dość obszernego pomieszczenia, którego główną atrakcją był wielki basen pełen piany.
    - No uśmiechnij sieeeeeeeee prooszeeeeeee - jęknął w końcu widząc, że tego nic, a nic nie rusza. Cholera gdyby potrafił toby mu naprawił ten patyk. A tak to mógł tylko dać mu buzi w policzek i pozbyć go koszulki.
    Potem w sumie nie wiedząc czy on chce się kąpać czy nie, zaczął rozbierać samego siebie do bokserek aż. On nie zamierzał nie skorzystać.

    OdpowiedzUsuń
  109. Och boże jaki ten Scorp był pełen złych uczuć. Zamiast jakoś starać się spojrzeć pozytywnie na całą sytuację, on siedział z tą swoją zbolałą minką, która przyprawiała Hendersona o dreszcze i za nic w świecie nie chciał się uśmiechnąć. Różdżka się złamała? No trudno, kurcze. Zawinie sobie ją w ten swój najdroższy aksamit czy jedwab czy jakiś inny drogocenny materiał i kupi sobie nową. Tą też będzie wywijał na prawo i lewo i rzucał klątwami we wrogów. Siedzenie z naburmuszonym wyrazem twarzy nic nie dawało.
    - Jak chcesz - mruknął kruczek, wzruszając ramionami i wskoczył zachwycony do wody. Cieplutka i pełna piany ciecz potrafiła jak nic innego dać mu szczęście. No może jedynie taki jeden platynowy blondas co to siedział teraz na brzegu.
    Widząc jak ten wyraz twarzy łagodnieje, a stopa coraz bardziej zamacza się we wodzie, kruczątko wywaliło w dość teatralny sposób oczkami i plusnęło poirytowaną łapką w tafle wody
    - No chodź wiem, że chcesz - powiedział ruszając brwiami z lekkim uśmiechem. Jak się można było spodziewać, nijak to poskutkowało. Cholera ta naburmuszona księżniczka potrafiła doprowadzić na szczyt rozkoszy i zdenerwowania
    - Topie się ratunku? - walnął zaraz potem, bardzo wątpiąc w powodzenie tego sposobu. No w sumie co jego to obchodziło? Mógł się pewnie utopić na jego oczkach, a on i tak byłby niewzruszony.
    - No ja rozumiem masz gdzieś to czy się utopie czy nie - zawołał i w końcu podszedł do niego i nie mówiąc już nic więcej, pociągnął zdecydowanym ruchem jego nogi, tym samym wciągając go w ubraniach do basenu.
    Najwyżej go udusi.
    Zabije.
    Zgwałci.
    Wszystko jedno.

    OdpowiedzUsuń
  110. Niech się już tak Skorpion nie przecenia, bo Henderson nawet by sobie szpilki dla niego nie wbił. Ano zdesperowany ani zakochany tym bardziej nie był, a chciał jedynie, skoro go lubił, żeby się mu humor poprawił, a, że nie bardzo wiedział jak to zrobić, bo Malfoy był inny niż cała reszta jego znajomych, próbował wszelkich środków.
    Och tak oczywiście, biedny, delikatny wężyk otarł się własnie o śmierć! Na całe szczęście jego wrogowie mogą bać się nadal, bo nic się mu nie stało i nadal jest żywy, ciepły i takie tam. A jeśli chodzi o wyciąganie topielca, to ja znam takiego jednego coby się rzucił za nim. I ratował z całych sił byle nie nazwać go nieboszczykiem. Usta usta przykładowo, mieli już przećwiczone. A scena byłaby rodem ze śpiącej królewny w morskiej wersji.
    - Tak było zdecydowanie lepiej, poza tym jak poprosiłem o uśmiech to go nie dostałem, więc chyba trzeba stosować w twoim przypadku bardziej radykalne środki - zaśmiał się i chlapnął wodą tak, że jego iście idealne włosy również się zamoczyły. No cóż, mokry Scorpionek był nadal seksowny i pociągający.
    - Nieeeeeee idź - zawołał i obłapił go swoimi łapkami w pasie i musnął jego usteczka swoimi - Nauczysz mnie potem swoich arystokratycznych manier dobra? - nosek otarł się o nosek, a usteczka wygięły się w iście szczęśliwym uśmiechu.
    - Odchudzę się i więcej nie będzie takich nieszczęśliwych wypadków - zawołał jeszcze i zabrał z niego swoje łapki. Wiedział doskonale, że takie gesty jak przytulanie Scorpa są dość ryzykowne, bo spowodować mogą same złe rzeczy takie jak...mdłości.

    OdpowiedzUsuń
  111. Boże chyba nie istnieje człowiek bardziej w sobie zadufany w sobie niż Malfoy. Przebijał dosłownie wszystkich w swoim wygórowanym mniemaniu o sobie. Dobra, był cudowny i tak dalej ale smoki? Wille? Oj chyba się dość przeliczył. Żeby takie cuda dostać musiałby być bardzo, bardzo, bardzo sławny i lubiany, a on chyba miał tylko to pierwsze. Swoją drogą dobrze, że Henderson nie potrafił w myślach czytać bo z pewnością już by się mu Malfoy'ek aż tak nie podobał. Ba! Pewnie przestałby się mu podobać już dawno.
    No najlepiej na chłostę od razu go dajmy bo śmiał go tknąć i wciągnąć do wanny pełnej gorącej wody i piany. No tak w końcu księżniczka mogła poparzyć swoją delikatną skórkę, a płyn do kąpieli mógł uczulić i co by wtedy byłaby istna tragedia.
    - Są idealne daj spokój to tylko trochę wooody Scorp - zawołał, wywalając swoimi oczętami i przeczesując paluszkami jego czuprynę, która przez ostatnie pięć minut była nieustannie poprawiana. Ale lalusia z tego blondaska. Jeszcze chwila i pewnie by wyszedł byleby tylko móc się przeglądnąć.
    Dlatego właśnie istniały takie wynalazki jak różdżka. Hendersona akurat była w całości więc zrobił z niej pożytek i coby się nic Scorpowi nie porozklejało, niczym jakby czytał mu w myślach osuszył je jednym, prostym zaklęciem i oparł swoją twarzyczkę na rączce, która spoczywała sobie na brzegu basenu, wlepiając swój wzrok pełen uwielbienia w Scorpa.
    - Wiesz pole mamy nieco zawężone, bo ty się do znajomości ze mną nie przyznajesz - mruknął wyszczerzając swoje ząbki - ja tam bym się nią chwalił ale cóż zrobić? - z jego usteczek wyrwało się ciche westchnienie. I wtedy wzrok kruczka padł na bandaż, który był już bardzo czerwony. Dopiero teraz zorientował się, że ręka go niesamowicie szczypała. Wchodzenie do wody pełnej piany nie było chyba najlepszym pomysłem. Chyba coś mu nie poszło z tą pierwszą pomocą
    - Chyba muszę iść z tym do pielęgniarki - mruknął i choć wcale nie chciał, wylazł z basenu, pomachał na pożegnanie i sobie poszedł. Nauczył się już, że tkliwe pożegnania ze Scorpem miejsca nie mają.

    OdpowiedzUsuń
  112. SERIO? Amazonki? SERIO? Boże naprawdę dobrze, że tych Herezji nie opowiada Scorp do Hendersona, bo ten musiałby patrzeć na niego wzrokiem pt. WTF? W JAKIM TY ŚWIECIE ŻYJESZ? Rzeczywistość wyglądała tak, że Scorp zamiast pięknych Amazonek miał wieloryby, a zamiast skoków i will, płaczących nad jego grobem były Aaron. Nieco inaczej niż w jego wizji.

    Gdy jego głupia siostra przylazła do jego dormitorium nie miał zbyt zachwyconej miny. Tym bardziej jak okazało się, że rodzice szykują znów jakiś obiad z kimś tam bardzo ważnym i, że ma włożyć garnitur. Dobrze, że frak i cylinder nie był wymagany. Nim poznał nazwisko tych, których zaszczycą swoją obecnością, wypchnął ją za drzwi by nie musieć słuchać jej irytującego głosu.
    - DO MALFOY'ÓW? - krzyknął gdy parę minut przed osiemnastą pojawił się w swoim domu, ubrany w garnitur i jakąś pierwszą koszulę, która wpadła mu w łapki, a gdy nazwisko rodziny do, której jadą padło z ust jego matki.
    - No tak właśnie, Ciara i Scorp będą najśliczniejszym narzeczeństwem pod matką - zapiszczała matka, tuląc do siebie swoją córkę.
    - Nigdzie nie jadę

    Wściekły, zły, zrozpaczony i mający w głowie tylko jedną myśl. On jest mój kurwa. Mój a nie mojej cholernie głupiej siostry . Nie dość, że miał świadomość tego, że to koniec romansu, który pochłonął go całkowicie to jeszcze, musiał oglądać ten cały cyrk i słuchać siostry, która zachwycała się oczami, włosami, ustami i całym Scorpem.
    Moje włosy, moje usta i mój Scorp
    Boże gdy przekraczał próg dworu należącego do jego eks kochanka, bo chyba tak powinien go teraz nazywać, serce podeszło mu do gardła. Gdy ten uścisnął mu rękę, nawet nie popatrzył w jego oczka tylko wbił swój wzrok w ziemię. Swoją drogą ciekawe czy Scorp o wszystkim wiedział?
    CHOLERA.
    Jesteś kretynem Henderson. On cię wykorzystał. Doskonale o wszystkim wiedział, a ty naiwnie myślałeś, że coś między wami jest. Najpierw pobawił się z tobą, a teraz coby zadać ci jeszcze więcej bólu, weźmie się za twoją siostrę. PIEPRZONY GNOJEK.
    Specjalnie usiadł jak najdalej by nie musieć patrzeć na tą okropną mordę.
    No i nadeszła ta straszna chwila. Draco się odezwał i nic tylko czekać, aż Scorp pocałuje jego siostrę i tym samym wbije mu nóż w plecy.
    No dalej zgódź się już i oszczędź mi tej katorgi. Im szybciej się zgodzisz tym szybciej ta męka się skończy
    Śmiech matki Malfoy'a wyrwał go z milczenia. Dość zdezorientowany krukon zapytał jakiejś jego kuzynki czy kogoś co się stało, a ta powtórzyła mu jego słowa.
    ŚWIETNIE, JESZCZE LEPIEJ. Więc jeszcze ma kogoś oprócz niego? Ten puchon. Wiedział, po prostu wiedział, że wszystko to było ukartowane. Jesteś kretynem Henderson i twoja siostra też. Wykorzystał was obu
    - Draco skarbie nie żartuj dobrze? - powiedziała jego matka, nieco ostrym ruchem głaskając go po ramieniu. Gdy ten jednak znów powiedział, że nie jest zainteresowany Draco wstał od stołu tak gwałtownie, że przewróciło się ono. Jego żona złapała go za rękaw, chcąc powstrzymać jego wybuch, przed gośćmi. W końcu dobre imię przede wszystkim czyż nie?
    - Draco wspominał nam o tej uroczej swojej ślizgonce ale wiecie jak to jest te nastoletnie miłości. Krótkotrwałe i tak dalej. Draco wszystko przemyśli i jutro rano na śniadaniu wszystko będzie wiadome - zawołała i zaśmiała się nieco nerwowym śmiechem, patrząc iście morderczym wzrokiem na swojego syna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetnie, po prostu świetnie zostają tutaj jeszcze na noc. Henderson sam nie wiedział co się z nim dzieje. Cały świat się mu zawalił. Ktoś powiedział, że pokaże mu pokój, matka szepnęła mu coś na ucho, a on widział tylko jak Malfoy mówi coś do jego siostry.

      OCH JAK JA NIENAWIDZĘ TEGO GNOJKA!
      Niestety jak się okazało ten gnojek potem przyszedł do niego. Czysta grzeczność? Kultura o której mówił ostatnio? Czy może chce właśnie się głośno zaśmiać i powiedzieć kto tu wygrał?
      - No brawo Scorp. Dobra partia ci się trafiła! Szczęśliwego narzeczeństwa z nią czy tam z twoją drugą dziewczyną, czy jeszcze inną, bo kto wie ile ty ich tam masz! - zawołał kręcąc z niedowierzaniem główką - Iście Malfoy'owska intryga - mruknął jeszcze na podsumowanie i splótł ręce na torsie.

      [ ale długaśnie :c]

      Usuń
  113. To było oczywiste, że zostaną na tę noc. I pewnie chętnie zostaliby na kilka kolejnych. Ba! Zostaliby całą wieczność gdyby tylko mieli gwarancję, że Scorp zgodzi się by ród Henderson połączył się z Malfoy'ami.
    A jeśli chodzi o Aarona to co on niby sobie miał pomyśleć? Był święcie przekonany, że skoro Ciara podniecała się tym od tygodnia, to on też wiedział, że dziś ma się stać co ma się stać. I Henderson nie byłby zły gdyby ten się jej nawet oświadczył, czy ją na jego oczach. Wtedy byłby jedynie nieco ( straszliwe ) zazdrosny. A teraz jest strasznie zły za to, że Scorp przed nim cały fakt zataił i ani razu nie napomknął co się szykuje. Oczekiwał, no nie wiem, że się kruczek nie dowie? Że nie zabiorą go na oświadczyny córki? Mógł go chociaż słówkiem uprzedzić, a byłoby mu łatwiej w tej chorej sytuacji.
    W dodatku do głowy chyba w życiu by mu nie przyszło, że on mówi o nim. No bo kurde nie byli w związku ani nic, całowali się tylko czasem, więc chyba normalne, że Aaronowi od razu się zapaliła czerwona lampka, pt. ON KOGOŚ MA!

    Gdyby sobie kupił taką koszulkę Henderson pomyślałby sobie, że to o jego siostrze i pewnie znów by się obraził więc może lepiej I LOVE AARON? Tak to była opcja idealna...
    - Ja mam złą opinię? - zapytał unosząc swoje brwi i wskazując na samego siebie palcem wskazującym. Potem zaśmiał się gorzko co było kwintesencją żalu, który się w nim zgromadził - Ja mam, a raczej miałem bardzo dobrą opinię. Uwierz, że gdyby była inna to nie bawiłbym się w to wszystko! Myślisz, że mi zależało tylko na seksie? Nie. - paplał wymachując rękami coby dać nieco upustu złości, która się w jego wnętrzu gromadziła i gromadziła.
    - Ale co ja mam sobie pomyśleć, skoro najpierw widzę cię całującego się z jakimś puchonem na środku korytarza, a mnie nie chcesz tknąć nawet palcem jak drzwi nie są zaryglowane, albo jak nie jesteś pijany, a teraz w dodatku okazuje się, że będziesz cholernym narzeczonym mojej siostry! I jakoś zapomniałeś mi wspomnieć o tym chociażby głupim słowem. Wiesz jak ja się poczułem jak usłyszałem, że koleś, który mi się podoba będzie do cholery zamiast mój to mojej kretyńskiej siostry? - ostatnie pytanie wykrzyczał i w końcu klapnął na łóżko. Nie miał siły już na te głupie niedomówienia i całą resztę. Wraca do dziewczyn. Znajdzie sobie jakąś ładną, nakarmi ją kilkoma miłymi słowami i będzie wszystko fajnie i milusio.
    - No ale skoro tak no to trudno, nie będę odbijał narzeczonego siostrze. Bo wiesz serio nie musisz odwalać tej całej szopki pt. mam kogoś i tak dalej. Bądź sobie z nią i wszyscy, oprócz mnie będą zadowoleni - rzucił jeszcze, przymykając oczy i opadając bezwładnie na łóżko.

    OdpowiedzUsuń
  114. Cholera jasna, Aaron poczuł się jak ostatni kretyn. Głupek, idiota, który tylko ciągle stwarza problemy i co gorsza zamiast spokojnie zapytać Scorpa, robi awantury, strzela fochy i ma ciągłe pretensje. W tym momencie miał ochotę dosłownie paść i przepraszać go na kolanach i błagać o wybaczenie ze złożonymi rączkami. No bo pomyślmy, jeśli Scorp wiedziałby wcześniej o zaręczynach, to pewnie już wtedy dałby do zrozumienia rodzicom, że nie chce się zaręczać z jego siostrą, żeby pominąć całą tą szopkę i tak dalej. Poza tym po pijaku usta się rozwiązują i pewnie by mu powiedział o planach swoich rodziców. Poza tym to wszystko co mu powiedział. Okej, może nie było tego zbyt wiele ale chociażby jego słowa '' musi zmienić się miejsce, a nie ty '' o czymś świadczyły, prawda? Jak to jest, że kruczek dosłownie w momencie potrafi zapomnieć o wszystkich dobrych rzeczach i całkowicie przekreślić człowieka.
    - Pewnie by cię wydziedziczyli i wywalili z domu, a tego nie chcemy przecież - on wcale nie chciał żeby blondasek podejmował tak drastyczne kroki jak wyznanie rodzinie, że jest gejem, czy biseksualistą. On tak właściwie chciał tylko troszkę spokoju w całej ich znajomości i jakiegoś poznania gruntu na którym się stoi. No i może tego, że czasem będzie mógł go tak po prostu przytulić. Niczego więcej. Nie chciał obietnic, jakiegoś ogłaszania i tak dalej. W sumie chciał tylko jego.
    - Moja siostra wiedziała już tydzień temu - sam nie wiedział po co to powiedział. Może właśnie chciał przez uzewnętrznienie tych słów doszukać się swojej winy w tym wszystkim? W końcu gdyby jej wtedy posłuchał to on by wiedział co się szykuje i ostrzegł swojego...kogo tak właściwie?
    Łapki na swojej twarzyczce. Jego łapki. I jego twarz tak blisko tej Hendersonowej. I słowo proszę . Choć tak nierealne w jego usteczkach, tak prawdziwe i brzmiące niczym najpilniej strzeżone zaklęcie, tak bardzo uderzające.
    Kurczek obłapił go w pasie i przyciągnął do siebie. W tym momencie to, że powinien go przytulić było wręcz oczywiste.
    - P...przepraszam Scorp, nie wiem czemu tak jest, że zamiast najpierw zapytać ciebie snuję sobie swoje własne wnioski - szepnął, przeczesując te kudły, które się mu tak strasznie podobały. Jak i cały Scorp zresztą.
    - Nie martw się najwyżej obrzydzimy cię mojej siostrze. Myślę, że moja matka mimo wszystko stanie po jej stronie - mruknął jeszcze i złapał jego podbródek by twarzyczka nieco się uniosła, a usta tak stęsknione za tymi należącymi do wężyka, mogły ją wreszcie zaspokoić i niespiesznie ucałować tamte.
    I gdy już miał mu powiedzieć jeszcze coś miłego rozległo się cholerne pukanie. Zdążyli się z siebie pozbierać, kruczek powiedział prosze, a w drzwiach stanęła jego siostrzyczka Ciara, zapłakana i zrozpaczona widać.
    Wyraziła chęć rozmowy ze Scorpiusem, pociągając noskiem. Kruczek poklepał go tylko na znak, że powinien zdecydowanie iść i szepnął tylko bo nic o nich nie wspominał Siostra myśląc, że ten staje po jej stronie skinęła główką w podzięce i zniknęła z JEGO Scorpem za drzwiami.

    Pić. Pić. Pić. Wody. Wody. Wody.
    I choć znalezienie kuchni nie było problemem, powrót do pokoju, zważając na to, że wszystkie drzwi takie same były okazał się dość trudnym zadaniem. W końcu jednak coś mu się poprzypominało i zdecydowanym ruchem nacisnął klamkę myśląc, że zaraz znajdzie się w swoim pokoju a TU BUM taka niespodzianka, półnagi Scorpiuś leżący na łóżku.
    - Ehkem chyba sobie no tego, pokoje pomyliłem. A może to nawet lepiej? - tak czy siak chciał z nim pogadać jak przebiegła rozmowa z siostrą i może po prostu pobyć? Usiadł obok niego i przejechał rączką po jego nagim brzuchu.
    Idealny...

    OdpowiedzUsuń
  115. I w tym momencie widać progres, skoro Scorp dawniej nie żegnał się wcale, a teraz nie dość, że nara to jeszcze pada jego nazwisko! Żyć, nie umierać.
    Kruczka w sumie wciągać nie trzeba było. Gdy tylko zobaczył, że Scorpek robi mu nieco miejsca usiadł sobie wygodniej i tylko prychnął słysząc jego kolejne słówka. I choć sobie myślał o tym, żeby do niego zawędrować, teraz trafił tu zupełnie przypadkiem
    - To przeznaczenie - mruknął poruszając brewkami i na jedną chwilkę, dłuższą w sumie chwilkę, wlepiając spojrzenie w półnagiego Scorpa - zawsze mogę sobie iść i błąkać się dalej jak ci nie pasuje - rzucił jeszcze ale na znak, że nigdzie się nie rusza, naciągnął na siebie zielony koc, znajdujący się na brzegu łóżka. W końcu on też był w samej koszulce i jakiś starych dresach, a otworzone okno i balkon w połowie listopada oznaczały zrobienie z pokoju lodowca. I już miał mu powiedzieć, że może się przeziębić kiedy ugryzł się w język i stwierdził, że skoro Scorp taki chłodny jest i tak dalej, może po prostu lubi mieć temperaturę zewnętrzną, adekwatną do tej wewnętrznej.
    - Moja siostra tak powiedziała? - zaraz, że co? Jego głupia, niewyrozumiała siostra, potrafiła się dogadać ze Scorpem i przyjąć hm odpowiednie stanowisko w zaistniałej sprawie? Jak tylko ją spotka, musi z nią porozmawiać, bo to do niej tak nie podobne, że aż zaczął się martwić. Oczywiście zazdrość znów go ukłuła kiedy usłyszał to, że nie jest zła, bo przecież zawsze istniało niebezpieczeństwo, że się blondynowi odwidzi i jednak stwierdzi, że skoro z Aaronkiem się pokazywać nie może, to będzie z jego siostrą, jakby nie patrzeć jego namiastką. I choć doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że prędzej czy później ich romans dobiegnie końca, nie chciał by go widywać ze swoją siostrą.
    - No tak ty znalazłeś sobie pierwszego lepszego - zaśmiał się cicho kruczek i oparł główkę na ramieniu blondyna, ziewając szeroko. Cholera gdyby tylko pamiętał tą głupią drogę do swojego pokoju...
    To i tak bym nie poszedł chcąc spędzić z tobą więcej czasu
    - Dobrze, że tak się to wszystko skończyło bo chyba nie zniósłbym twojego widoku z moją siostrą. Z innymi jeszcze ale z nią? Nigdy w życiu - wszystkie obiadki, rodzinne spotkania. Prędzej czy później doprowadziłoby go do grobu albo jakiejś skrajnej depresji.

    OdpowiedzUsuń
  116. No to się nie bardzo dobrali pod tym względem bo Henderson kochał, ciepełko, kocyki i grzejniczki. A już najbardziej uwielbiał to jak grzejnik był monstrualnych rozmiarów i grzał ciepełkiem swojego ciała. Taki Scorp przykładowo gdyby tylko chciał mógłby nim zostać, gdyby nie to jego zamiłowanie do lodu i zimnych pomieszczeń. No i pewnie by się na taką opcję nie zgodził, w końcu to by oznaczało z przytulaniem się przez dłuższy okres czasu, a ślizgon ku rozpaczy Aarona chyba do takich rzeczy stworzony po prostu nie był.
    No jakby nie patrzeć coś z geniuszu Aarona przez te kilka lat dzieciństwa, które spędzała dwadzieścia cztery godziny na dobę z bratem musiało spłynąć, no i fakt, że ich rodzice trochę oleju w głowie mają skoro uzdrowicielami są też pomagał. Dziewczyna czasem, z naciskiem na ten określnik czasu potrafiła być poważna i powiedzieć coś mądrego. Szkoda tylko, że przez resztę czasu była głupią, irytującą nastolatką, która trajkocze o czym może, byleby tylko buzia się nie zamknęła.
    TO GO MI ZABIERZ I ROZGRZEJ MNIE SAM!
    Ewentualnie mógłby też zamknąć to cholerne okno, jest listopad na litość boską! Co Scorp robi jak jest lato? Chodzi na mugolskie kryte lodowiska?
    - A teraz znosisz to jakoś czy twoje Malfoy'owskie ja się strasznie buntuje? - rzucił gładko kruczek. Uśmiech sam się mu silił na usta kiedy to cudowne stworzonko jakim był Scorpionek było obok. I humor też jakoś lepszy się stawał gdy leżał w łóżeczku razem z nim, a nie sam.
    - Same dobre rzeczy. Mam nadzieję, że ja się nie zamienię w naburmuszoną księżniczkę, która ma zawsze idealnie ułożone włoski - zażartował dając mu buziaka w policzek. Oczywiście tak jak myślał Scorpek miał iście oburzoną minę, co tylko wywołało u niego głośny wybuch śmiechu i pokręcenie główką z niedowierzaniem.
    - Zapomniałem dodać uroczą księżniczka - i po tych słowach tak właściwie nie wiedział co mu do łebka strzeliło. Chyba chciał po prostu zobaczyć na ile sobie może pozwolić, złapał swoją różdżkę, którą położył na etnażerce obok i stuknął w jego główkę, tym samym powodując, że pojawiła się na niej urocza, różowa tiara
    - Najpiękniejszy - mruknął jeszcze i zatopił się w nieco zaborczym i pełnym tęsknoty pocałunku.
    Już teraz boję się, że cię stracę chociaż wcale cię nie mam

    OdpowiedzUsuń
  117. A dupa dupa! Z tych otwartych okien tylko kataru można się było nabawić, a wtedy nie można by było się całować i można by tym samym było umrzeć z tęsknoty za wężyka usteczkami.
    Och dobrze, że Aaron o tym nie wiedział, bo on miał syndrom matki teresy i nawet skrzatów w skrajnych warunkach potrafił bronić i pewnie tak czy siak nie zrobiłby z terrorem Scorpionka nic ale z pewnością bez kazania pt. Skrzaty to niemalże ludzie, by się nie obyło, a jak ten kruczek się rozgadał to ust się mu nie dało zamknąć nijak.
    - Biedne gryfki - mruknął tylko wzruszając ramionami. Doskonale wiedział, że Malfoy tylko zwyzywa ich od szlam, do czego i tak się już wszyscy przyzwyczaili, więc bronić ich nie musiał.
    A jeśli chodzi o ten per straszny wieczór, to najlepiej go nie roztrząsać, wypchnąć z umysłu to, że prosił i tak dalej i cieszyć się chwilą. Po co się stresować? Powiedział kilka miłych rzeczy, które niewątpliwie kruczka uszczęśliwiły, i który nigdy ich mu nie wypomni ani nie przypomni. Wielkie mi halo. W oczach Aaronka urósł o kilkanaście metrów, z racji tego, że pokazał mu tą swoją bardziej ludzką stronę, którą teraz już kruczek był pewien Malfoy miał.
    - Scorp chyba będę cię musiał nauczyć manier. Prezentów się nie wyrzuca, ja się starałem żeby mojej księżniczce było do twarzy - mruknął nim znów zatopił się w tych tak cholernie uzależniających usteczkach.
    No i nie dość że WYPIERDOLIŁ ładnie mówiąc jego prezent za okno, to jeszcze ZAJEBAŁ mu kocyk. I teraz było mu straszliwie zimno i przykro i tak dalej. Scorp ze swoimi zimnymi jak lód łapkami był beznadziejnymi grzejnikami.
    Och jeśli myślał, że tymi swoimi cudownymi pocałunkami, składanymi na szyi, sprawi, że ten zapomni o kocyku to SIĘ GRUBO MYLIŁ. Bo może i by zapomniał gdyby nie to, że kruczek prawie zamarzał pod nim
    - Zimno mi jest Scorp chce kocyk - mruknął, przy okazji wzdychając sobie cicho z zadowolenia. Boże w życiu by się nie poruszył, nawet gdyby miał zamarznąć na śmierć - Albo zamykasz okna albo sobie idę - mruknął, przymykając oczka i obejmując go jedną łapką by przyciągnąć do siebie jeszcze trochę bliżej.
    Wmawiaj sobie dalej doskonale wiesz, że się nie ruszysz

    OdpowiedzUsuń
  118. No własnie ciężko było myśleć o tych przyjemnych rzeczach, kiedy zimno się dosłownie wrzynało we wnętrze i przenikało od stóp aż do samego czubka głowy. A Malfoy był niczym góra lodu, więc to normalne, że wystarczająco gorący nie był. Za to jako lodóweczka na ostudzenie emocji, sprawdzałby się świetnie!
    Gdy Malfoy'ek zamknął okna, na usteczkach kruczka zagościł nieco tryumfalny uśmiech. Skoro już osiągnął swoje, mógł się położyć wygodniej i rozkoszować chwilą, bo w środku nocy chyba nikt im nie przerwie prawda? No bo przecież matka go o drugiej w nocy szukać nie będzie, prawda? I nawet nic nie powiedział dla tego braku poszanowania jego różdżki. Skoro trafiła na dywan, który pewnie jest wart więcej niż nie jedna szlamowata rodzina, jakby to Scorp powiedział, to nic się jej nie stanie.
    - A udowodnić ci? - zapytał unosząc leciutko swoje brewki. I owszem byłby w stanie mu udowodnić. Wyszedłby, nie patrząc za siebie, a potem.... wróciłby za kilka sekund, znów twierdząc, że pomylił pokoje! - Nooo bo ty jesteś obok - powiedział i skinął główką. I co z tego, że troszkę skłamał? Niech się wężyk ucieszy, a co! W sumie jakby nie patrzeć to jego zasługa, że jest mu cieplej. W końcu to on tak zgrabnie zamknął te okna prawda?
    Kruczek sunął swoimi łapkami po nagich plecach Scorpa, niespiesznym ruchem dokładnie palcami, badając każdy skrawek jego skóry. I w tym samym momencie wykluczamy odpowiedzi b i c i zostaje nam a. Henderson był leniem i dlatego by się nie ruszył. Obecność Scorpa nie miała tu nic do rzeczy...
    - Skoro chcesz - mruknął tylko i wzruszył ramionkami. I wtedy oto właśnie rozległo się pukanie. PUKANIE. O DRUGIEJ W NOCY! WTF?!
    - Scorpious śpisz? - słodki głosik matki Hendersona...zaraz MOJEJ MATKI?! Tempo w jakim ten wyplątał się z pościeli było tak błyskawiczne, że nawet nie wiedział kiedy brunet wypchnął go na balkon żeby ukryć i wpuścił swoją matkę
    - Szukam Aarona, a słyszałam, że rozmawiasz. Może wiesz gdzie on jest? - zadała pytanie kobieta, rozglądając się po pokoju. I dalszej części jak to spławił jego matkę Scorp nie słyszał, bo był zbyt zajęty zamarzaniem.

    Gdy wreszcie jego rodzicielka pokój opuściła, a on został łaskawie wpuszczony do środka, pierwsze co złapał to kocyk, którym się owinął jak najszczelniej potrafił
    - Jak mi go zabierzesz to cię normalnie uderzę - mruknął pociągając noskiem.
    Brawo. Będzie chory i koniec całowania będzie!

    OdpowiedzUsuń
  119. [Piszemy jakiś wątek, hm? :>]

    OdpowiedzUsuń
  120. [Hmm, może w przeszłości Erneś lubił sobie z młodszego, zadzierającego nosa arystokraty kpić i żartować, a teraz w sumie to mu wisi i powiewa, co za młodych lat wyczyniał, natomiast paniczowi Malfoyowi to wszystko zadrą tkwi w sercu? Wiadomo, zemsta musi być czy coś. ;) Co Ty na to?]

    OdpowiedzUsuń
  121. [Proszę, zacznij, błagam. .____.]

    OdpowiedzUsuń
  122. [Popraweczka, Doyle jest 2 lata starszy. ;) Tylko jeden rok szkoły olał, bo miał depresję po śmierci tatuśka.]

    Po roku przerwy powrót do szkoły był czymś raczej mało przyjemnym. Na nowo trzeba się było przyzwyczajać do tego całego zgiełku, do tych wszystkich roześmianych gęb, a przede wszystkim do obowiązku nauki. Właśnie nauka dawała się Ernestowi najbardziej we znaki, bo nabawił się chłopaczyna jakiejś amnezji i cała wiedza, którą zdobył przez sześć lat, jakoś tak niemal w całości wyparowała mu z głowy przez cholerne dwanaście miesięcy. To jest dopiero magia! Jednakże Kruczek się starał i na szczęście w dośc szybkim tempie nadrabiał zaległości, bo mu się totalnie nie uśmiechało pozostawać w tyle za całą bandą swoich nader mądrych kolegów z domu.
    Kolejną rzeczą, jaka wiązała się z powrotem, było odnowienie pewnych znajomości z pewnymi osobami. Niektórzy Doyle’a zaskoczyli, bo przez rok zmienili się dość mocno, że teraz albo było łatwiej z nimi nawiązać kontakt, albo wręcz przeciwnie, ni chuj się dało.
    Malfoy… cóż, to był Malfoy. Jak się ten platynowy książę pojawił w szkole, taki mały dzieciak za bardzo zadzierający nosa, to Ernest uznał za swój obowiązek pokazanie mu, że widząc tylko czubek własnego nochala, można z łatwością się potknąć. Nie szczędził docinków i żartów, ale też nie bardzo ogarniał reakcję Scorpiusa. Tak czy siak, wtedy to obaj byli szczeniakami, którym chyba wydawało się, że naprawdę wiele wiedzą o życiu. Pod tym względem na przestrzeni lat Ernest się wyraźnie zmienił i przestał jakkolwiek zabiegać o czyjąkolwiek uwagę, a także uznał, że woli unikać kłopotów. Święty spokój, to było to, co zaczął sobie cenić, zwłaszcza po roku spędzonym z dala od hogwardzkiej hałastry. Dlatego też nie cierpiał, kiedy ktoś mu ten święty spokój zakłócał.
    Z pierwszym takim zakłóceniem spotkał się, kiedy to panicz Malfoy jakiś czas temu na swój dziwny, wyniosły sposób dał mu do zrozumienia, że Ernest dostąpił tej łaski i może przyłączyć się do przybocznej świty, niesamowitej drużyny, zajebistej ekipy, czy jak się tam te przydupasy Scorpiusa nazywały. Krukon zareagował z naturalną sobie obojętnością na tę propozycję i rzekłszy: „Chyba coś ci się pojebało, dziecko”, pozostawił księcia Slytharinu samego sobie, chyba raz na zawsze tracąc jedyną okazję wybicia się ponad tłum szarych uczniów magicznej szkoły. Może jakby mu na tym zależało, to by się zgodził z radością i wylewnością, ale prawdę mówiąc, jego pozycja, czy opinia innych na jego temat, to wszystko mu totalnie wisiało.
    Może jakby wiedział, że za swoją umiejętność odmawiana będzie teraz cyklicznie karany, to by się dłużej zastanowił i dopiero powiedział „nie”, jednakże i tak wyszłoby na to samo.
    Tako też teraz Ernie, umiziany od stóp do głów sosem pomidorowym, myślał tylko o tym, jak bardzo ograniczeni się niektórzy Ślizgoni i jakim cudem zdali oni do siódmej klasy. W sumie wkurzony był trochę, bo mu idioci zachlapali esej na eliksiry, a poza tym odrywali go od żarcia, a był głodny jak wilk.
    Na szczęście Kruczek zdążył powtórzyć sobie sporo zaklęć, to i z oczyszczeniem siebie jak i otoczenia nie miał większego problemu. Szkoda tylko, że atrament na eseju rozmazał się i teraz przypominał raczej działo Pabla Picasso, a nie wypracowanie. Erenst pokręcił głową, wstał i leniwym krokiem ruszył w stronę stołu Wężyków. Jak mają problem, to może niech chociaż otwarcie o nim powiedzą, a nie!
    - Panowie, wasze dziecinne zachowanie raczej nie przysparza wam żadnych fanów, nie licząc pierwszaków, którym cukier już dawno przeżarł mózg – powiedział Doyle do grupki tych najbardziej rozbawionych, pośród których siedział i Malfoy, choć ten akurat chyba trzymał swój arystokratyczny fason.
    - Radzę dać sobie spokój z głupawymi żartami, bo jeśli nie… cóż, to może i ja włączę się do zabawy – dodał po chwili luźno. Było to ostrzeżenie, może nie groźba, ale coś zawisło w powietrzu. No kurczę, Doyle nie da tak ot, sobą pomiatać!

    [Mam wrażenie, że bełkoczę. xd]

    OdpowiedzUsuń
  123. CAŁY ŚWIAT PRZECIWKO NIM I TEJ ZAKAZANEJ ZNAJOMOŚCI.
    Znaczy w tym momencie sprecyzujmy, zakazanej dla Scorpa, bo dla Hendersona jakby nie patrzeć gdyby to wyszło na jaw, wyszłyby same dobre rzeczy. W końcu jeśli poderwał samego Malfoy'a i jest w stanie przytrzymać go na dłużej i w dodatku jest FACETEM, to znaczy, że coś w sobie musi mieć, nieprawdaż?
    Gdyby jednak miało to być ceną utraty wężyka, to Henderson gotów jest ukrywać się po wsze czasy. Nie mniej jednak to, że ktoś w końcu ich złapie jest bardzo prawdopodobne. Wtedy jednak coś wymyślą, Henderson powie, że go spoił eliksirem miłosnym albo cokolwiek.
    No ten plan miał kilka wad, a raczej jedną wielką. Scorp mógł go wepchnąć do szafy, pod biurko, pod łóżko albo za zasłonę. On jednak zastosował najbardziej drastyczny środek jaki tylko był. W dodatku mógł mu chociaż nieszczęsną czapkę dać.
    - No popatrz kto by pomyślał, że Malfoy zna dwa z trzech magicznych słów - rzucił i kichnął sobie, uśmiechając się przepraszająco. W końcu wybacz to niemalże jak przepraszam, prawda? A miłe słowa w ustach brunecika jakby nie patrzeć są rzadkością.
    Ciche westchnienie wydobyło się z jego usteczek. Słowa ślizgona zrozumiał jako aluzję pt. masz sobie iść. No i kruczek stwierdził, że pójdzie sobie, bo nie chciał narażać bruneta. A nie wiedział czy ojciec nie robi mu jakiś nagonek na pokój w środku nocy.
    - No to pójdę noooo - mruknął i zrzucił z siebie kocyk - Ale najpierw nauczę cię dobrych manier. Dziś lekcja żegnania - mruknął i wyskrobał się na jego kolana, zarzucając łapki na jego szyję. Aaron popchnął go lekko by ten położył się na łóżku, do którego przygniótł go własnym ciałem. Wpił się w jego usta niemalże agresywnie, przesuwając swoim językiem po linii jego szczęki i wsunął go śmiało do wnętrza ust ślizgona. Jedna z jego łapek gładko wsunęła się do bokserek i niespiesznym ruchem przesunęła po męskości bruneta.
    A potem, skoro to miało być pożegnanie brunet się pozbierał
    - No to dobranoc - mruknął i ruszył niespiesznym ruchem do drzwi
    A może tak byś mnie jednak zatrzymał?

    OdpowiedzUsuń
  124. [Luuuzik, ja raczej tak na wstępie tylko epopeję walnęłam. ;)]

    Brew Ernesta powędrowała w górę, kiedy tabun tych Ślizgońskich tępaków zaczął pleść coś piąte przez dziesiąte na swoją obronę. Litości, nawet nie potrafili sensownego zdania ułożyć i niby on miałby być częścią tej bezmózgiej masy? Scorpius na serio miał o nim takie zdanie…? Nie, żeby mu jakkolwiek zależało na opinii tego wymuskanego wymoczka. Przeniósł na niego wzrok i lekko przymrużył oczy, dostrzegając perfidny uśmieszek czający się na twarzy Ślizgona.
    - Chyba niepoprawnie boli cię fakt, iż ktoś śmiał w ogóle się tobie sprzeciwić i zrezygnować z pławienia się w świetle twej doskonałości – odparł Doyle chłodno na ten słowny atak ze strony Malfoya. – Widzisz, twoja pozycja i cała ta arystokratyczna otoczka nie w każdym przypadku działa jak lep na muchy. Pogódź się z tym, dzieciaku i nie uprzykrzaj ludziom bezsensownie życia – dodał, mierząc Scorpiusa spojrzeniem pełnym politowania. – Niby co straciłem? Możliwość uniesienia w powietrze kilku misek ze spaghetti czy usłyszenia z twych ust jakieś fałszywej pochwały? Człowieku, bez tego da się żyć, naprawdę. A trochę makaronu we włosach jakoś niespecjalnie ubodło w mą dumę. Po prostu wkurwiacie mnie tymi swoimi ciągłymi durnymi zagrywkami godnymi gówniarzy z pierwszej klasy. – To rzekłszy Ernest pokręcił jeszcze głową. Czasami się zastanawiał, po co Malfoyowi tacy „kumple” reprezentujący dość niski poziom. Tłumaczył to sobie, że takim chyba najłatwiej zaimponować, nie wkładając w to zbyt wiele energii, a wygodnemu Scorpiusowi chyba na tym zależało.
    No dobrze, może i skończył swój wywód, ale to raczej nie tak do końca wyrównało rachunki. Mogło to zakrawać o hipokryzję, bo tu Erneś pierdzieli o szczeniackich żartach, a zaraz sam zamierza zrobić coś podobnego, ale co tam. Miał już po prostu dość bierności. Może jak odpowie atakiem na atak, to dadzą mu spokój (szczerze w to wątpię, ale przynajmniej będzie ciekawie!).
    Krukon zagarnął z kudłów resztę makaronu, która uchowała się przed zaklęciem czyszczącym i bez większego zastanowienia rzucił nią w stronę Scorpiusa. Głęboko liczył, że plama pomidorowego sosu pięknie zakwitnie na śnieżnobiałej koszuli tegoż panicza.
    Po owym czynie Kruczek uśmiechnął się uroczo.
    - Smacznego życzę – sarknął i odwrócił się na pięcie z zamiarem odejścia.

    OdpowiedzUsuń
  125. Henderson po prostu sam jeszcze nie ogarniał kim jest Malfoy. Jeszcze do niedawna potrafił odsuwać się, gdy tylko kruczek do tknął palcem, a teraz lgnął do niego i prosił albo przepraszał. Miał też do siebie to, że wszystko rozumiał na swój sposób, nie zważając nic. Kreślił sobie swoje własne scenariusze i dopóki ktoś mu dosadnie nie powiedział, że wszystko zrozumiał na opak trwał w swoich własnych przekonaniach.
    Kruczek westchnął sobie z zadowolenia gdy usta blondyna tak wolno i dokładnie naznaczały całą jego szyję swoim dotykiem. Dobrze, że wężyk go złapał i dał jasno do zrozumienia, że kruczek ma zostać. Pewnie gdyby poszedł, to leżałby sam w łóżku, a tak to pewnie ta noc będzie o wiele bardziej miła. No, a co do lekcji to miejmy nadzieję, że od teraz przynajmniej wężyk będzie się z nim ładnie żegnał, a nie! W granicach rozsądku oczywiście, bo przy Minerwie na piątkowych korkach tak się żegnać nie będą...
    - Tak myślałem, że mnie nie wypuścisz - mruknął i obrócił się do niego przodem by przygryźć lekko jego dolną wargę i spełnić jego prośbę. Tym razem mebel, nie był czymś co przeszkadza, a czymś co się bardzo przydaje. Gdy Scorpek opadł sobie na swoje wielkie łóżko, kryczek przygniótł go swoim ciałem i niespiesznym ruchem naznaczał drogę przez środek jego torsu i brzucha swoimi ustami i jeżykiem, co chwila powracając do jego ust. Jedna ręka niespiesznym ruchem gładziła zakazany teren czyt. jego włosy, a druga drażniła podbrzusze raz po raz naciągając gumkę jego bokserek by w końcu zwinnym ruchem wsunąć ją za nią i znów niespiesznym ruchem przesuwać po męskości Malfoy'a, która swoją drogą była całkiem pokaźnych rozmiarów.
    Usta ciągle łączyły się z ustami, a oczka otwierały się na kilka sekund by zatopić się w tych pięknych, szarych tęczówkach, które on tak uwielbiał.

    OdpowiedzUsuń
  126. Dobra, to było już dosyć chamskie. I nawet nie chodzi o fakt, że cała szkoła ujrzała gatki Ernesta w urocze smoki, tylko raczej o to, iż Krukon wyrżnął się jak długi, jak mu spodnie do kostek opadły. Głową rąbnął w nogę krzesła, dupą zarył o posadzkę i ogólnie aż mu się we łbie zakręciło. Chwilę zajęło mu dojście do siebie i ogarnięcie sytuacji.
    Teraz już wkurzony do granic możliwości, pozbierał się z podłogi, naciągnął spodnie na tyłek i wrócił do Malfoya. I kit z różdżką, Doyle ma przecież pięści! I miejmy nadzieję, że tego właśnie Scorp się nie spodziewał.
    - Przegiąłeś, kurwa, arystokrato od siedmiu boleści! – warknął Krukon, po czym jak stał, tak szybko i precyzyjnie sięgnął zaciśniętą dłonią idealnego nosa panicza Malfoya. Z satysfakcją w zielonych ślepiach cofnął się o krok i otrzepał ręce.
    - MALFOY! DOYLE! ZA PIĘĆ MINUT WIDZIMY SIĘ W MOIM GABINECIE! – Ernest niechętnie spojrzał w stronę nadchodzącej ku nim dyrektorki. McGonnagal wyglądała jak rozjuszony nosorożec, gotowy staranować każdą przeszkodę, która pojawi się na jego drodze.
    - Tak, oczywiście, pani profesor – powiedział krótko Ernie i ruszył w stronę wyjścia z Wielkiej Sali. Czuł na sobie spojrzenia mijanych osób. Miał ochotę coś im wszystkim powiedzieć, żeby się odpieprzyli i zajęli swoją kolacją, a nie się gapią jak cielaki w malowane wrota! Zacisnął tylko zęby i pięści i wyszedł.
    Wędrówka szkolnymi korytarzami trochę ostudziła emocje panicza Doyle’a. Chłopak ochłonął na tyle, by zdać sobie sprawę, że dał się idiotycznie sprowokować. Może gdyby zignorował to przedstawienie z jego gatkami w roli głównej, to tylko Malfoy odrabiałby szlaban do usranej śmierci. A tak to i dla niego szykowała się robota, a znając dyrektorkę, to przydzieli go do Filcha i to jeszcze w towarzystwie tej cholernej księżniczki Slytherinu. Ernest sapnął ze złości. Chyba jednak mu nie przeszło. Im dłużej o tym wszystkim myślał, tym bardziej się nakręcał, a jego ręce rwały się, by komuś dołożyć. Oj strzeliłby jeszcze raz temu pajacowi, jakby tylko miał okazję.
    Krukon przycupnął na cokole rzeźby broniącej dostępu do gabinetu McGonnagal i potarł skronie w zamyśleniu. Że się tak dał, nosz cholera jasna! Poderwał się gwałtownie do pionu i jął łazić w te i z powrotem po korytarzyku, czekając na dyrektorkę jak i drugiego winowajcę. Och, ten Erneś to serio miał problemy z kontrolowaniem gniewu…

    [Mam nadzieję, że mi wybaczysz, że tak Erneś walnął Scorpa. ^^' Może mu się Ślizgon odwdzięczyć pięknym za nadobne kiedyś. Pewnie nawet bez tego się nie obejdzie. ;)]

    OdpowiedzUsuń
  127. Ernest wrogim spojrzeniem zmierzył Malfoya, gdy ten pojawił się w pobliżu.
    - No, naprawdę się boję – odwarknął mu i dla własnego jak i ślizgońskiego bezpieczeństwa wcisnął ręce do kieszeni, co by go przypadkiem nie świerzbiły do popełnienia kolejnych rękoczynów.
    Kiedy zjawiła się dyrektorka, Ernest potulnie podążył za nią do gabinetu i zajął jedno z wolnych krzesełek przed biurkiem. Drugie zajął Malfoy. Niechże on się odsunie jak najdalej od Kruczka, bo ten naprawdę nie ręczy za siebie.
    - Panie Doyle, panie Malfoy, czy zdajecie sobie sprawę, jak bardzo szczeniackie było wasze zachowanie? Jaki to przykład dla młodszych uczniów?! – zaczęła swój wykład McGonnagall. Kobieta nawijała tak z piętnaście minut, a wywód zakończyła jakże pięknym stwierdzeniem:
    - Jesteście uczniami prestiżowej placówki, tutaj nie toleruje się prostackiej przemocy w jakiejkolwiek formie, dlatego też obaj zostaniecie odpowiednio ukarani.
    Ernest z całej siły powstrzymał ziewnięcie na sam koniec. Nie chciał jeszcze bardziej poirytować już i tak wzburzonej profesorki.
    - Odejmuję wam po pięćdziesiąt punktów i dostajecie miesięczny szlaban u pana Filcha. Wspólny. I mam nadzieję, że podczas tego szlabanu dojrzejecie do tego, by się nawzajem przeprosić, co oczywiście musicie zrobić tak czy siak i to na moich oczach lub przy jakimś godnym zaufania świadku.
    Doyle prychnął.
    - Pani chyba żartuje… ujemne punkty nie robią mnie większego wrażenia, szlaban odbębnić mogę, ale nie zamierzam przepraszać tego pajaca, a i jego przeprosiny mam głęboko w poważaniu – rzekł dość bezczelnym tonem.
    - Tak impertynencki ton proszę zachować dla swoich kolegów, panie Doyle – odrzekła McGonnagall chłodno.
    - Tak, oczywiście – mruknął Krukon niby to potulniej. Skrzyżował ręce na torsie i rzucił wrogie spojrzenie dyrektorce, a zaraz potem Scorpiusowi.

    OdpowiedzUsuń
  128. A może Aaron po prostu łudził się, że Scorp nie powiedziałby mu tego wprost? Że gdyby miał go dość przemyciłby tą informację strzelając bardziej, lub mniej oczywistymi aluzjami? No i w tym momencie trzeba również zaznaczyć, że on niestety Scorpowi nie ufał. Może po prostu jeszcze się nie przekonał jaki jest wężyk, a może nie ogarniał tego, że ktoś taki jak on, mający trylion fanów w promieniu kilometra, zwrócił uwagę właśnie na niego. I tak Henderson wbrew pozorom miał niską samoocenę.
    Kruczek chyba nie łudził się, że w szkole będzie tak samo. Zdawał sobie z tego sprawę, że tam stanie się jednym z wielu i nie będzie wyróżniany ani nic z tych rzeczy. Będzie traktowany chłodno i z rezerwą gdy tylko ktoś poza nimi pojawi się na horyzoncie. Ale pewnie nie obejdzie się bez uśmieszek, przygryzania warg i oczek, które dla innych nie znaczyłyby nic, a dla nich dwóch miały dość jasny przekaz.
    A co jeśli to wszystko skończy się z momentem gdy siebie przestaną pragnąć? A co jeśli po tym jak prześpią się raz, drugi, trzeci, wszystko opadnie i staną się dla siebie nie cudowni, a obojętni?

    Każdy pocałunek sprawiał, że Scorp pochłaniał go bardziej i bardziej. Każde muśnięcie palcami lodowatej skóry, uzależniało od dotyku bardziej i bardziej. Gdyby teraz jakiś mebel, wieloryb albo cokolwiek im przeszkodził byłby w stanie rzucić pierwszą w życiu avadą.
    Gdy łapki wężyka tak jeździły po materiale bokserek, kruczek przygryzł dolną wargę i spojrzał w szare oczęta iście wyzywającym wzrokiem. To, że Scorp był tak małostkowy w swoim gestach potęgowało tylko pożądanie.
    Mógł go gryźć, drapać i robić wszystko co chciał, a Henderson i tak byłby zachwycony, tylko przez pryzmat osoby, która mu to robi. Boże Scorp go po prostu mógłby zrównać z ziemią, a on i tak wróciłby wiedząc, że znów będzie mógł go pocałować.
    Usta kruczka przeniosły się na jego szyję i tors, składając na niej milion nieco wilgotnych buziaków. A łapki zsunęły bokserki, które spadły na dywan, który kosztował fortunę. Bokserki pewnie podobnie.
    Usta zjechały wolnym ruchem przez tors, brzuch i podbrzusze by w końcu zbadać fasadę prącia wężyka, którego główka już po chwili znalazła się w jego usteczkach.

    OdpowiedzUsuń
  129. Cholerny, pieprzony, zdrajca, gnojek i znienawidzony...ojciec. Zaskakujące prawda? Jak szybko ktoś z ukochanego, największego autorytetu może stać się kimś, który warty jest tyle co nic? W obecnej chwili Henderson wolałby nie mieć ojca. Wolałaby w ogóle nie mieć tej cholernej rodziny. Ojca mordercy, matki, która płacze za mordercą i ślepo wierzy, że oskarżenia były nieprawdziwe i głupiej siostry, która niemalże się chwali tym, że jej ojciec-uzdrowiciel zamiast leczyć, zabijał. Paradoksalnie dość prawda?
    Henderson był zły, BA on był wściekły gdy jego rodzicielka ze łzami w oczach w jego dormitorium przekazywała mu tę nowinę. Czuł furię i rozczarowanie. Niestety chłopaczysko to nie potrafiło opanowywać tych emocji więc rozwalił pół swojej i kolegów sypialni nie przejmując się czy to jego czy czyjeś rzeczy wpadają mu w ręce. Matka go obezwładniła, a potem stwierdzając, że sama ma dużo już na głowie i nie będzie niańczyć dorosłego syna, wepchnęła do skrzydła szpitalnego, gdzie podawali mu uspakajające i otumaniające eliksiry, dzięki, którym nie odczuwał nieodpartej chęci zniszczenia wszystkiego.
    Koło jego łóżka zawsze ktoś był. Aaron dorobił się wianuszka przyjaciół i grupy dobrych znajomych, którzy ku jego niezadowoleniu chcieli go wspierać, na wszelki wypadek siedząc metr od niego. On chciał tu zobaczyć tylko jedną osobę. Jedyną, której uwierzy w słowa pt. Będzie dobrze, jedyną, której dotyk potrafił uspokoić i popieścić zszargane nerwy. Chciał tu zobaczyć tą blond czuprynę ale jak na złość były tu same inne mordy, które w tym momencie przypominały mu wieprze.
    To był cyrk na kółkach. On, niczym pies przywiązany za jedną rękę do łóżka i oni niczym ludzie oglądający małpę w cyrku i czekający na sensację
    - Wynoś się - mruknął gdy zobaczył gościa, który trzyma na swoich kolanach aparat. Aż za dobrze wiedział po co mu to gówno. Chciał zdjęcia, które potem wrąbie do jakiejś amatorskiej, szkolnej gazetki i zwiększy sobie nakład - WYPIERDALAJCIE WSZYSCY - krzyknął i pewnie gdyby nie jebany łańcuch rzuciłby się na nich. Bezpośredni przekaz poskutkował. Wszyscy szybko się zwinęli, a on został sam jak palec. Samotność okazała się jeszcze gorsza niż tłum rozgadanych znajomych.
    Gdzie jesteś mój książę?
    Nie było i nie było. A on czekał i czekał. W końcu zostało z nim trzech znajomych z domu, których obecność szczerze powiedziawszy mu nie zawadzała, toteż wlepiał oczy w drzwi i udawał, że słucha co mu mówią.
    I wtedy właśnie się one otworzyły, a jego niebieskie tęczówki spotkały się z szarymi. Te kroki, to spojrzenie, ten Scorp. On sprawiał, że problemy od razu wydawały się mniejsze. O połowę. Albo i więcej.

    OdpowiedzUsuń
  130. No cóż, chyba nie było w świecie magicznym osoby, która by nie wiedziała co się stało ze sławnym Hendersonem, uzdrowicielem jakich mało. Rodzina Aaronka teraz stała w świetle reflektorów, choć niestety nikomu, nie licząc Ciary, która uważała się za gwiazdę wielkiego formatu i chętnie udzielała licznych wywiadów i pozowała, ocierając łzy chusteczką do zdjęć na pierwszą stronę proroka, które znajdowały się zaraz obok iście skruszonej miny na wielkiej fotografii, przedstawiającej jego ojca, zwykle na pierwszych stronach gazet, sprzedawanych za groszowe pieniądze.
    Trochę niefajnie, że Scorp nawet w takich momentach nie potrafił z siebie nic dobrego wykrzesać. Henderson wcale nie oczekiwał od niego, że będzie go karmił czułymi słówkami, czy był wylewny w swoich gestach. Zajarzył zasadę pt. W łóżku będzie spoko, tam się nawet będę starał, a po za nim jak będziemy sami możemy pogadać, a jak nie ma nikogo to się nawet do ciebie nie odezwę. Tyle, że czasem bywa tak, że się jednak liczy na te bliskie osoby, a taką Scorp niewątpliwie dla Aarona był. Kruczek mu ufał i chyba widział jakieś wsparcie, tyle, że jak się właśnie okazało, nieco się pomylił z tym drugim.
    Nawet mnie nie przytulisz?
    Jego koledzy zwinęli się tak szybko jakby Malfoy trzymał w nich wymierzoną różdżkę i mruknął już Avada...a co jeśli ten by chciał Aaronowi, który teraz był niestety bezbronny coś zrobić? Jak widać chyba nikogo na tym świecie nie bardzo obchodził.
    - Dzięki Scorp właśnie to chciałem usłyszeć, zawsze można na ciebie liczyć - mruknął i puścił mu oko, siląc się na uśmiech. Niestety zamiast niego pojawił się tylko jakiś uśmiechopodobny grymas na twarzy. Czuł się tak fatalnie, że nawet nie miał siły, mieć jakichkolwiek pretensji. Ba! Był mu wdzięczny, że łaskawie po dwóch dniach się zjawił - Mógłbyś? - mruknął machając tym głupim łańcuchem i mając nadzieje, że ten domyśli się, ze chodzi o głupi ruch różdżką, który by go choć na chwilę uwolnił?
    - Nie rzucę się na ciebie, nie uderzę, nic w ogóle nie zrobię, nawpychali tyle tego we mnie, że ledwo się ruszam - dodał jeszcze coby rozwiać wszelki wątpliwości, wskazując na fiolkę z intensywnie niebieską cieczą, której sam widok przyprawiał go o mdłości
    - Dzięki, że przyszedłeś - mruknął jeszcze i przymknął oczy. Było tak dziwnie? Miał wrażenie, że Malfoy patrzy na niego wzrokiem pt. Powinieneś się za siebie w tym momencie wstydzić.

    OdpowiedzUsuń
  131. Oj tak tu by się zdecydowanie jakieś miłe słowo, przydało, bo do takowych był chłopaczek przyzwyczajony. Jego przeszłe związki były zawsze pełne czułych słówek, wyznań i okazywania sobie wzajemnego uwielbienia poprzez małe gesty, takie jak trzymanie się za łapkę przykładowo, podczas spacerów po błoniach hogwartu. Ernest ciągle tulił przykładowo, a Lemon mówił po trylion razy jak bardzo kocha i jak bardzo jest ważny. Nic dziwnego, że teraz nieco ciężko mu było się przestawić do tej powściągliwości i oschłości ze strony Scorpa. Z drugiej strony próbował też go zrozumieć i nie mieć żadnych pretensji. W końcu Malfoy to Malfoy, prawda?
    Boże kiedy tak Scorp wzdychał przez myśl kruczka przemknęła taka jedna, dość irracjonalna myśl, w której to brunet mówi mu: Jesteś brzydki, nara i potem wychodzi. Aż kruczek przeczesał swoje włoski i potarł swój poraniony od cholernych kajdanek nadgarstek. Swoją drogą Henderson nie wyglądał aż tak źle. Nie licząc nieco bladej cery, worów pod oczami no i braku tego uśmiechu, który zwykle gościł na jego twarzyczce. Poza tym to tylko chwilowe, za parę dni będzie znów można do niego wzdychać.
    - Wolałbym to, a nie. Walnąłem jakiegoś puchona i widzisz jak skończyłem. Niczym mój ojciec - nieco smutny uśmiech zagościł na jego usteczkach. Na puchasiu się jeszcze zemści to, to z pewnością, zwłaszcza, że sam go sprowokował głupim tekstem. Gdyby się nie odezwał, dostałaby ściana.
    - No i czego się szczerzysz? - zapytał i zrobił nieco oburzoną minkę. Najpierw wzdycha, potem się śmieje, zmienny niczym księżniczka. No ale oczywiście lepsze to drugie, zdecydowanie
    Moja księżniczka
    - Ty chcesz, przytulić mnie? - kurczę wytrzeszczyło swoje oczka i pokręciło z niedowierzaniem główką. Na jego usteczkach zagościł trudny do zidentyfikowania uśmiech. Owszem przytulali się, ale zwykle nie na powitanie czy coś. Tylko jak Aaron zarzucił na niego łapki, Scorp zwykle obejmował go jedną ręką. Nic więcej.
    Wyglądam aż tak źle?
    Kruczę jeszcze raz przeczesało swoje kłaki i już podniosło się z poduszek, wyciągało łapki kiedy...STOP.
    - Tęskniłem, owszem. I chętnie bym się przytulił ale drzwi są otwarte, ciągle się ktoś tędy przewija, a ja no...wiesz..Ty nie chcesz żeby nas widzieli, więc po co ryzykować? - boję się, że ciebie stracę . I skończyło się na tym, że kruczek tylko przejechał opuszkami palców po jego ramieniu.

    OdpowiedzUsuń
  132. No a jak to kurna ten miał zrozumieć? Skoro wężyk ciągle paplał, że się mu buntuje wewnętrzny Scorp i ciągle widział biednych sterroryzowanych gryffków, którzy zostali walnięci jakąś okropną klątwą i ciągle mówili, że lepiej dziś nie wchodzić Scorpowi w drogę? A dziwnym trafem większość z nich widział po ich spotkaniu. Henderson, matka teresa czarodziejskiego świata, wielki zbawiciel ludzkości w przyszłości niemalże się zwijał widząc biednych poszkodowanych i czuł się tak jakby to, że ich coś boli było absolutnie jego winą.
    Oczywiście Scorpowi o tym słowem nie wspomniał, bo nie chciał się znów z nim kłócić i znów nie chciał jakiś niedomówień. Znosił te straszne, dla niego widoki w milczeniu i z zaciśniętymi ząbkami.
    Swoją drogą gdyby się Henderson natomiast ze Scorpem pokazał, pewnie zostałby znienawidzony przez żeńską część szkoły. Głównie przez zazdrość oczywiście. Och jakżeby to było piękne nie musieć ukrywać się z tym wszystkim i tak po prostu móc się cieszyć tym, że ma Scorpa na chwilę dłuższą lub krótszą, a nie bawić się w te całe podchody, które się mu coraz mniej podobało.
    - Kim jesteś i co zrobiłeś z moim Scorpem? - określenie mój wypływało z ust samo, bez większego namysłu. Był szczerze zdziwiony. Czyżby wreszcie Scorp zdecydował się ujawnić?
    Jasne, pewnie wyglądał tak tragicznie, że chciał być dla niego po prostu miły. Cholera musi się jakoś ogarnąć, bo jak tak dalej pójdzie to dobrze nie będzie. W końcu właśnie to było w nim inne. Nie wzbudzał w nim litości, a przynajmniej nie do tej pory.
    Zabrał łapkę od jego ust jak poparzony i wlepił w niego swoje dość niezadowolone spojrzenie
    - Scoooorp to, że wyglądam tak tragicznie nie znaczy, że masz się nade mną litować. Po prostu bądź taki jak zawsze okej? Nie udawaj, że chcesz się do mnie przytulić, nie lituj się, ja się ogarnę tylko potrzebuję trochę czasy, dobra? Przecież wiem doskonale, że się do tego zmuszasz, gdyby było inaczej zobaczyłbym cię tu wcześniej. Ale spoko, nie mam ci tego za złe. Ogarniam nasze relacje - cały swój monolog zakończył lekkim uśmiechem i pogłaskaniem go po dłoni coby niemiłą atmosferę załagodzić.

    OdpowiedzUsuń
  133. Kruczek dosłownie ubóstwiał tą jego poirytowaną minę i zdenerwowany głos. Wyglądał wtedy trochę jak mama, która usilnie stara się wytłumaczyć swojemu dziecku, że mimo iż cukierki są dobre przed obiadem ich jeść nie wolno. Wtedy też brunecikowi policzki robiły się różowe, a z jego usteczek padały słowa, które chociaż wypowiadane w takim, a nie innym tonie, sprawiały, że Aaronowi serducho biło szybciej. Zwykle nie słyszał od Scorpa nic miłego, nie licząc tej pamiętnej nocy w jego domu, czy kilku innych wieczorów, gdy wypili za dużo i się mu język rozplątywał.
    I choć wyglądało to trochę tak jakby Malfoy przytulał do siebie worek ziemniaków, tylko po to by go zgnieść swoimi ramionami, kruczek nic nie powiedział. Jak to miał w zwyczaju wsunął jedną łapkę pod koszulkę blondyna i przemierzał jego skórę wolnymi ruchami. Poprawił się nieco i rozkoszował chwilą, przymykając oczka
    - Nie złość się, proszę - mruknął mu do uszka i ucałował jego płatek. Doskonale wiedział, że się wężyk troszkę zdenerwował, a on bynajmniej nie to miał na celu.
    - Wiem, wiem, wiem. Problem w tym, że ja nie rozumiem jak ktoś taki jak ty może się zmieniać dla kogoś takiego jak ja - kruczek odsunął go od siebie leciutko by móc pogłaskać jego wciąż zaróżowiony ze złości policzek - Zwłaszcza teraz jak zostałem tak zdegradowany społecznie - dodał i puścił mu oczko, całując czubek jego noska. I wtedy to nastąpiła ta chwila, w której odetchnął głęboko, rączki zadrżały ze zdenerwowania, a głosik zatrząsł się nienaturalnie
    - No bo spędzamy tyle czasu razem,że normalnym jest...no może ty nie ale ja jednak jestem trochę inny... no i - jąkanie się w tym momencie było najmniej głupie - ja się po prostu chyba zakochuje no i nic na to nie mogę poradzić i boję się, że jak coś zrobię źle to powiesz mi nara i tyle będzie, a mi znów będzie przykro - wyrzucił w końcu z siebie i skrzywił się lekko
    - No i doskonale wiem, że gdyby coś wyszło na jaw to byś się do tego nie przyznał więc wolę być ostrożny - na jego usteczkach pojawił się smutny uśmiech, a łapki znów wtuliły się w ślizgona jakby bały się, że on ucieknie.

    OdpowiedzUsuń
  134. Jesteś Mikołajem dla Connie Ward. Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  135. No i znów się mu przykro zrobiło. Oczywiście on wcale nie oczekiwał, że ten mu odpowie to samo. Ba! On się nie łudził. Ale miał nadzieję, że ten no nie wiem, uśmiechnie się skinie główką, ucieszy się albo coś takiego? A on zaczął chodzić w kółko, co oznaczało tylko jedno. Scorpous tym faktem zachwycony nie był. Na jego słowa tylko wzruszył ramionami i skinął główką.
    Całą wieczność czekać nie będę
    - Panie Malfoy to koniec odwiedzin. Proszę przyjść jutro - pielęgniarka niczym zbawienie pojawiła się przy jego łóżku i groźnym wzrokiem popatrzyła na bruneta, wskazując na drzwi. Chcąc czy nie chcąc Malfoy musiał sobie iść. Henderson mruknął tylko ciche 'no to do jutra' co jak dla niego było niemalże zaproszeniem.

    W salonie węzyków nie było już prawie nikogo, oprócz jednego z kumpli Malfoya, który do swojego homoseksualizmu, a raczej biseksualizmu się jawnie przyznawał. Chłopaczysko jak co wieczór się opiło i teraz bredziło pod nosem. Gdy Scorpious siadł obok sam jakoś tak z siebie mu bezczelnie łapsko na kolano walnął
    - Sieeeeeeeeeeeeema Scorpek - zawołał i wyszczerzył swoje zęby.
    - Wiesz co ci powiem, że spodobał mi się ostatnio taki jeden kruk. Ty ponoć się z nim lubisz czy coś więc powiedz mi on kogoś ma? Bo Henderson fajną dupę ma i dobrać by się do niej chciało aaaaaaaaaaaah - po tych słowach opadł sobie na skórzaną sofę i zagwizdał cicho.
    - Już nawet go poprosiłem, że niby o korki wiesz. On się oczywiście zgodził bo ponoć ludziom lubi pomagać. Ciekawe czy jak zacznę go na chama rozbierać to będzie udawał dziwkę niewydymkę czy od razu wiesz pójdzie z góry, bo te podchody są taaaakie męczące. Szkoda Scorpuś, że ty gejem nie jesteś bo wtedy bym się brał za ciebie, a nie wiesz takie chuchro. Bo on przy tobie to niebo i zieeemia sam rozumiesz, ale czymś się trzeba zadowolić - paplał i paplał patrząc w ogień i nie patrząc na swojego rozmówcę.

    OdpowiedzUsuń
  136. Henderson wyszedł ze szpitala, po tym jak zapewnił, nie bić nikogo w tym ścian przykładowo i obiecał pić raz dziennie ten ogłupiający elksir, który zaraz po wyjściu wywalił przez pierwsze, lepsze okno. Robili z niego psa przykutego do łóżka przed całą szkołą, a teraz go jeszcze otępiać będą jakby był jakiś agresywny? No może troszkę momentami był ale potrafił ją pohamować, skrajnych przypadków nie licząc oczywiście.
    Przemierzał korytarze wolnym krokiem, odpowiadając na wszelkie spojrzenia, swoim niewzruszonym i dość ironicznym uśmiechem. Niech uważają lepiej bo zaraz znów kogoś walnie, jak dalej będą wszyscy te swoje gały w niego wlepiać.
    - Henderson, Henderson! - głos zza jego plecami, wcale nie sprawił, że ten się zatrzymał. Doskonale wiedział do kogo należy ten głos. Obrzydliwy ślizgon, któremu obiecał korki
    - Słuchaj jeśli chodzi o te korki to się jakoś zgadamy dobra? Teraz sam mam masę rzeczy na głowie - mruknął i uśmiechnął się ciepło gdy ten zaszedł mu drogę.
    - Nie chodzi wcale o to Aaron. Słuchaj jest mi trochę głupio ci o tym mówić i tak dalej, ale wczoraj wspomniałem o naszych lekcjach Scorpowi i patrz - mruknął i podciągnął koszulkę ukazując posiniaczony brzuch i rękę w gipsie. Henderson ze świstem wciągnął powietrze i kompletnie nie wiedział co ma w tym momencie zrobić. A najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że Malfoy akurat własnie przechodził i jak się można było spodziewać się przy nich zatrzymał
    - Cholera słuchaj przepraszam za niego, może jakoś źle to zrozumiał albo coś? Więcej cię nie pobiję, serio, a jak pobiję no to nie wiem ale nie zrobi tego prawda Scorp? - mruknął, niemalże zabijając go spojrzeniem. Czy on do reszty zgłupiał? To po to się ukrywają przez tyle czasu żeby teraz on pokazywał sceny tak chorej zazdrości? Przecież to miały być tylko cholerne korki z eliksirów
    - Nie uważasz, że to przesada, bić kogoś bo chce mu dać korki? - zapytał go kręcąc z niedowierzaniem głową i patrząc ze współczuciem na wieprza, który teraz wydał się mu jakoś mniej obleśny niż wcześniej - Połamałeś mu rękę cholera, przesadziłeś Scorp i to ostro przesadziłeś. Powinieneś go sam przeprosić - i w tym momencie kruczek splótł ręce na torsie i zacmokał z niezadowoleniem. Nie czuł się za dobrze między Scorpem, którego ubóstwiał, a którym tak bardzo się rozczarował, a obleśnym wieprzem, który teraz był ofiarą, w dodatku oczywiście Henderson czuł się winny, a który już nie raz karmił go jakimiś tanimi tekstami na podryw.

    OdpowiedzUsuń
  137. Ernest z nieodgadnioną miną słuchał tłumaczeń Scorpiusa. Kilkakrotnie Krukon wywracał oczętami, słysząc tylko „ojciec to, ojciec tamto”. To już Malfoy nie umiał się jak mężczyzna zachować i przyjąć na klatę tego, co mu los ofiarowuje, tylko tatusiem się chłopaczek osłania? Doyle aż prychnął z politowaniem w pewnym momencie, za co został spiorunowany wzrokiem przez dyrektorkę. Wzruszył tylko ramionami. Ma, kurczę, prawo wyrażać własną opinię, czyż nie?!
    Ernie poderwał się z krzesła i opuścił gabinet zaraz za Malfoyem. Ta postawa Ślizgona pod tytułem „Obrażona na cały świat księżniczka” była poniekąd zabawna w swej kompletnej żałosności, tako też Kruczkowi wyrwał się z ust cichy chichot.
    - I co, Scorp? Tatuś wynajmie ci skrzata domowego, który będzie za ciebie odrabiał szlaban? A może ojczulek w twoim imieniu mnie przeprosi, co? – rzucił kąśliwie Doyle do idącego przed nim Scorpiusa. Krukon prychnął cicho pod nosem i pokręcił głową. Niektórzy ludzie to naprawdę samą swoją cholerną obecnością przyprawiali mu bólu głowy.
    Och, ależ Erneś potrzebował teraz wypalić swojego wiśniowego papierosa. Ręką zmacał kieszeń i z ulgą stwierdził obecność paczki fajek. Tako też kierunek błonia. Lepiej przecież nie palić w zamku, bo większych kłopotów Doyle naprawdę nie potrzebuje.

    [Ech, ech, wybacz tę ogólną żałość i krótkość. xd]

    OdpowiedzUsuń
  138. No ale co ten kruczek miał znów sobie pomyśleć? Skoro ten mu pokazał swoje 'ziaziu', które mu nabił zły Malfoyek? I faktycznie Henderson miał mu dać głupie korki. No więc co miał sobie pomyśleć? Że to była tylko przykrywka żeby go przelecieć? On jakoś nie bardzo widział siebie jak obiekt westchnień kogokolwiek, nawet takiego wieprza. I choć fakt, ten czasem walił głupimi tekstami dla Hendersona były to tylko głupie teksty. Przecież jakby chciał go zaciągnąć do łóżka czy coś to by go na wódkę zaprosił, a nie do podręczników zaciągał.
    - Co? Fuj - zawołał patrząc na obrzydzeniem na wieprza i zaraz potem przenosząc wzrok na Scorpa, jakby chciał coś odczytać z jego oczu. Niestety ten jak zawsze był zimny i bez wyrazu. Gdy jednak usłyszał, że ten śmiał jego Scorpiusia nazwać Malfoyiem i tak, a nie inaczej wyrażać się jego osobie, ofiara już nie była aż taką ofiarą
    - Jest lepszy od ciebie i to starczy - mruknął zaciskając swoje ząbki. Cholera może powinien był wywalać tego eliksiru przez okno? Mógł wypić chociaż łyczka, albo dwa, ewentualnie trzy, bo w tym momencie miał nieodpartą chęć uderzenia w głowę....samego siebie.
    - Przestań, cholera niczego tak nie rozwiążemy Scorp! - krzyknął gdy kątem oka dostrzegł jak ten wyciąga różdżkę - Słuchaj spadaj. Nie ważne co powiedziałeś, nie chce mi się z tobą użerać. Tknąć bym ci się tak czy siak nie dał, a korepetytora znajdź sobie innego. Nara - i w tym momencie Henderson dosłownie skrzyżował palce by tak się to udało załatwić. Bez zbędnych nerwów.
    - No dobra, może i tak powiedziałem ale wiesz co on powiedział? - boże czy ludzie potrafią być aż tacy głupi? Czy są aż takimi idiotami by stać i drążyć głupi temat? - Że może mi pomóc cię obłapić ale że on na moim miejscu by plebsu nie tykał. że jeszcze się czymś zarażę i że jesteś obleśny i, że to uraza dla rodu mojego i każdego ślizgona by się z kimś takim jak ty zadawać ot co - wygłosił swoją mowę nieświadomy, że zaraz będzie miał jeszcze więcej ziaziu, tym razem twórcą tego będzie Henderson.

    OdpowiedzUsuń
  139. Dlatego Scorpek się tego nie dowie. Poza tym to nie były leki tylko cholerny eliskir na uspokojenie, który smakował jak gówno, a którego kruczek nie potrzebował. W swojej opinii przynajmniej. I miejmy nadzieję, że nie trafi, bo jak go znów tak skują to będzie już jedną nogą w psychiatryku to z pewnością.
    Nawet gdyby to się okazało prawdą Scorpek nie spadłby aż tak nisko. Fakt, nie byłby już na jednej z wyższych pozycji ale lokowałby się gdzieś w połowie. Aaron go uwielbiał tak czy siak, nie ważne czy bije obleśne wieprze czy nie. Takim to się w sumie za samą egzystacje należy. No i chwilę później to kruczek wręcz miał mu ochotę za obicie go podziękować.
    - Ty gnoj... - i już miał dokończyć i udusić go własnymi rękami gdy został tak brutalnie odciągnięty i łupnął plecami w ścianę. I chciał się rzucić jeszcze raz ale wieprzek już uciekał, aż się za nim kurzyło. Swoją drogą dobrze, że go powstrzymał bo wtedy wylądowałby w skrzydle znów na bank.
    Kruczkowi było już w sumie wszystko jedno. Znów stracił gdzieś sens swojego życia i jakoś nie wydawało się mu, że go odzyska w najbliższym czasie. Dreptał za nim posłusznie, zatrzymał się na tych błoniach i usiadł na jakimś kamydrolu przesuwając dłoniami po swojej twarzy. Był tak zmęczony całą tą sytuacją, że nawet palić się mu nie chciało.
    - Nie - mruknął tylko ze zrezygnowaniem. Wężyk uderzył w bardzo czuły punkt. Doskonale wiedział, że Malfoy tak nie myśli ale według niego samego prawda właśnie tak wyglądała
    - Moja matka ponoć ma depresję, jeszcze trochę i będę musiał wypierdalać z tej szkoły i iść zarabiać na siebie i na moją kretyńską siostrę. Ja już nie mam siły wiesz? W dodatku te ciągłe niedomówienia i problemy miedzy nami - westchnął cicho i wlepił wzrok w jezioro. Cholera jeszcze chwilę i przytuli się normalnie od jakiejś kolumny, bo do Scorpa oczywiście nie mógł.
    CHolerne publiczne miejsce.

    OdpowiedzUsuń
  140. Prawda była niestety taka, że on sobie coraz mniej radził. Jako tako było jak Malfoy był obok ale gdy jego persona znikała z horyzontu... no wtedy było już gorzej. Aaron zwykle nie mówił nic, a jak ktoś go ciągnął na siłę za język, to zwykle urywał rozmowę albo raczył rozmówcę krótkimi 'tak' ewentualnie 'nie'. Nie było uśmiechu, nie było płonących oczek, nie było optymizmu, który zawsze mu towarzyszył. W ogóle wszystko było inne. Jedyne co się nie zmieniło to fakt, że nadal cholernie uwielbiał Scorpa.
    I wtedy jego ramionka tak czule go objęły, że jak zwykle poczuł się nieco lepiej. I już miał powiedzieć coś o publicznym miejscu i, że ten nie musi się litować, że da sobie radę ale w porę ugryzł się w język. Skoro Scorp przytulił, widocznie chciał. Jasne? Jasne. Ułożył tylko główkę na jego ramieniu i wdychał jego słodki zapach, który dosłownie uspakajał.
    - Tu się puknij - mruknął słysząc jego słowa i puknął go kilka razy w czoło palcem wskazującym. Zaraz potem coby nie było musnął to miejsce swoimi usteczkami. A dwunastolatki już pewnie nie raz i nie dwa widzieli homosiów, bo prawda była taka, że w hogwarcie było ich pełno i zwykle to oni bardziej obnosili się ze swoimi połówkami niż ci, no nazwijmy ich normalnymi - W życiu nie wezmę od ciebie żadnej kasy. Od nikogo nie wezmę. A moja matka jest uzdrowicielką, jest pod opieką specjalistów. A ty nic nie powiesz swojemu ojcu, bo nie ma takiej potrzeby. Nikt cię nie będzie przeze mnie wydziedziczał - całą wypowiedź skwitował smutnym uśmiechem i muśnięciem usteczkami jego policzka.
    - W każdym razie dzięki. I za obicie tego gnoja, choć pewnie i tak go sam walnę jak tylko wejdzie mi w drogę, chociaż równoznaczne jest to z tym cholernym skrzydłem bo obiecałem, że nikomu nic nie zrobię, no i za to, że chcesz pomóc - szczerze powiedziawszy się Aaron raczej tego nie spodziewał. Raczej myślał, że po prostu Malfoy się nie przejmie i co najwyżej przytuli albo powie ' wszystko będzie dobrze'.
    - Och ale ja nic na to nie mogę poradzić i tak się powstrzymuję - powiedział już nieco pogodniejszym głosem. Swoją drogą po fakcie te ich irracjonalne kłótnie były dość śmieszne. Dwójka dorosłych facetów kłócących się o to, że jeden drugiego chciał przytulić, mimo, że oboje tego chcą, jakoś się dogadać nie mogą.
    - Wiem, wiem i wiem i też się staram - rzucił jeszcze i pozbierał swój tyłek z tego niewygodnego kamienia. Nie będą tu przecież siedzieć cały dzień i zanudzać, prawda? - Chodź bo zaraz będziemy główną atrakcją młodocianych - rzucił wystawiając łapkę, którą zaraz jednak cofnął. No nie popadajmy w skrajności. Trzymanie się za rękę to chyba jeszcze nie ten moment.
    - Idziemy na spacer do zakazanego lasu? - oczka się zaświeciły, a usteczka wygięły w uśmiechu. Odrobina adrenaliny nikomu nie zaszkodziła, a jeśli pójdą we dwójką i nie głęboko to przecież chyba nic się im nie stanie, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  141. [Może coś innego? To znaczy... mają na przykład za sobą kilka tych szlabanów, na których atmosfera raczej gęsta, a teraz dajmy na to jakiś plotkarz podszepnie Scorpiusowi, że widział Ernesta z Aaronem gdzie w Hogsmeade czy coś i oczywiście da do zrozumienia w jakim sensie ich "razem" widział, co będzie, rzecz jasna, wierutnym kłamstwem, ale troszeczkę mogłoby Malfoya rozzłościć. Łot ju fink?]

    OdpowiedzUsuń
  142. [Może takie ich przeznaczenie, że się nieustannie lać będą. :D Hm. To ja chyba sobie grzecznie poczekam, a teraz ogarnę trochę lekcje. ^^']

    OdpowiedzUsuń
  143. Och no tak właśnie myślał, że będzie. Powie mu co się podziało, a ten mu zaoferuje pomoc, polegającą na daniu mu kasy. Tyle, że takowej on raczej nie potrzebował. On po prostu nie chciał z tym być sam i tyle
    - No oczywiście, że nie rozumiesz, bo nigdy pewnie nie będziesz w takiej sytuacji. Nie chce jałmużny - mruknął i uśmiechnął się leciutko coby swój ostry ton załagodzić - I nie zacznę - mruknął jeszcze puszczając mu oko coby temat kasy raz na zawsze zakończyć. Najwyżej użyje swojej świnki skarbonki z oszczędnościami swojego życia, nieco wcześniej niż miał w zamiarze.
    - No to muszę się przygotować na niezłą tęsknotę - oczywiście, że go walnie. Ba! On go walnie nawet kilka razy i to nie podlegało dyskusji. Obraził jego rodzinę, a tego kruczek mu nie przepuści. Najwyżej jakoś będzie musiał przeżyć ten tydzień czy tam ile bez Malfoy'a.
    No dobra przecież się kruczek ogarnął i zabrał łapkę. Się mu czasem mylił Scorp z jego innymi chłopaczkami, czy dziewczynami, którzy rączkę dawali mu ochoczo!
    Boże czy on mu czytał w myślach? Henderson już miał powiedzieć, że skoro będzie wyrywał laski to nie będzie mu przeszkadzał, gdy Scorpek zapewnił, a kruczek mu oczywiście uwierzył
    - Jak ty sobie to...- mruknął jednak nie dane mu było dokończyć bo usta Malfoya zatkały te należące do niego. I w sumie teraz do całowanie się tak o, po prostu dla Hendersona znów było dziwne, który nie rozkoszował się chwilą tylko zastanawiał się czy zaraz chmara fanek Scorpa nie wyskoczy z zamiarem jego zamordowania.

    I choć kruczek nie bardzo wiedział jak sobie Scorpek to wszystko wyobraził, problem rozwiązał się sam. Kruczki też się do wioski wybierały i coś o wężykach wspominały, więc po prostu ku zdziwieniu wszystkich stwierdził, że chętnie im potowarzyszy. Niestety pierwszym co Aaron zobaczył po przekroczeniu progu jakiegoś obleśnego pubu był Scorpek opowiadający coś kelnerce i muskający jej dłoń swoimi palcami. O dziwo reszta kumpli siedziała gdzieś w rogu i nie była za bardzo zainteresowana kobietą.
    Tylko spokojnie nie wyciągaj pochopnych wniosków. Ona nawet nie jest ładna
    Henderson widząc wzrok Malfoy'a puścił mu tylko oczko i wysilił się na uśmiech, zaciskając piąstki w kieszeniach szaty. Specjalnie usiadł do nich tyłem, żeby nie musieć na to patrzeć, zamówił jakiegoś drinka i wdał się w konwersację tak właściwie o niczym konkretnym ze swoimi ludkami z domu. Z uśmiechem odpowiadał na multum pytań pt. jak się trzymasz i dziękował słysząc, że ma wsparcie i tu i tam.
    W końcu jednak sylwetka blondaska mu mignęła, który właśnie zbierał się do wyjścia i popatrzył najpierw wymownie na niego, a potem na drzwi. Ładnie się pożegnał, zapewnił, że bynajmniej nie chce by go ktoś odprowadził i wyszedł. Już po chwili obłapił od tyłu sylwetkę bruneta i złożył na jego szyi dość wilgotny pocałunek ( parenaście szotów robi swoje! )
    - Patrz nic sobie nie pomyślałem - mruknął jakby ten czasem nie zauważył, jakże dojrzale się zachował - Udało ci się ją poderwać dla tych kumpli? - bez pytania kontrolnego oczywiście obejść się nie mogło, ale ono już było raczej winą tego, że Aaronek pijany był po prostu.

    OdpowiedzUsuń
  144. Henderson za to zdawał się jakoś nie zauważać tej świątecznej aury i wywalał ją gdzieś w najdalsze zakamarki, bo u niego święta w tym roku będą samotne i smutne. Pewnie zasiądzie do wigilijnego stołu sam, ewentualnie z kotem albo z lustrem. A zamiast dwunastu dań będzie dwanaście trunków, bo kucharka z niego była żadna. Ale lepiej się nie zagłębiajmy w ten temat, bo znów się kruczkowi przykro zrobi i tyle z tego wszystkiego będzie.
    Aaron starał się nie myśleć czemu ten Scorp rozmawia sam z tą kelnerką, a inni wydają się być niewzruszeni jej osobą. Starał się też powtarzać sobie w myślach, że jest brzydka, co niestety było bzdurą. Prawda wyglądała tak, że była śliczna, a on był cholernie zazdrosny aż do momentu, w którym to jego łapki otoczyły osobę wężyka, która w puchowej kurtce wydawała się nieco bardziej postawna niż zwykle. I jeszcze tylko powiem, że chowanie kłaczków takich cudnych jak te co należały do Scorpa równoznaczne z grzechem było, ot co.
    - Na ciebie wszyscy mająąąąąą- mruknął starając się jakoś zebrać myśli, niestety łapka kruczka przejeżdżająca po jego twarzy dodatkowo go rozpraszała. Cholerna wódka, nie powinien był tyle aż pić - Jaki znów facet? - zapytał po krótkiej chwili oburzony, by zaraz potem zaśmiać się głucho i pacnąć lekko w czoło - A jaaaaaaaa, zapomniałem! - zawołał i sam nie wiedział jak w tych ciemnościach odnalazł swoimi ustami, te jego, by zatopić się w nich na chwileczkę, bo zimno było. No dobra może na dłuższą chwileczkę. Chwilkę. Chwilę. Moment.
    I dopiero gdy ktoś chrząknął, niechętnie się od niego oderwał i zmrużył oczka coby w ciemności dostrzec postać, która się ważyła im przerwać
    - Nie wspominałeś, że masz chłopaka - mruknęła intruzka, która okazała się być kelnerką z baru. Hendersonowi oczywiście momentalnie się czerwona lampka zapaliła, bo przecież ten mu przed chwilą co innego powiedział. Nie zdążył się jednak oburzyć, gdy odkrył dość przełomowego odkrycia.
    - Scorp - szepnął ciągnąc go za rękaw szaty. Zero odzewu. Pociągnął raz drugi, aż w końcu tamten zwrócił na niego łaskawie uwagę
    - tosz st mpirka - wycedził przez zaciśnięte zęby. Ten oczywiście nic nie zrozumiał - wmpika - próbował jeszcze kilka razy na marne, aż się nasz pijany kruczek zdenerwował
    - Wampirka kurwa WAMPIRKA! TO jest WAMPIRKA - krzyknął w końcu nie bardzo przejmując się tym, że nie tylko Malfoy to słyszy
    - Ale spostrzegawczy - zaśmiała się kobieta swoim melodyjnym głosikiem i podeszła bliżej, by pogłaskać po policzku Aarona - to umówimy się tak, ty mi pożyczysz swojego chłopaczka na noc, a ja ci jutro go oddam i nic się nikomu nie stanie i wszyscy będą zadowoleni, a twój chłopaczek zwłaszcza - mówiła jak w transie, nie wiadomo jak sprawiając, że Aaron, którego wampirki tak fascynowały wsłuchał się w jej głos tracąc trzeźwość umysłu już całkowicie i....kiwnął główką
    - Wiem, że chcesz oddać mi trochę swojej krwi - mruknęła kobieta i ujęła łapkę Scorpa w swoją by odwinąć trochę rękaw i przejechać językiem po jego nadgarstku

    OdpowiedzUsuń
  145. Ernest nie zamierzał żyć z Malfoyem w stosunkach pokojowych. No jak widział tego gada na korytarzu szkolnym, to mu ciśnienie podskakiwało, a dłonie rwały się do bitki wręcz. Na szczęście Doyle zachować umiał twarz kamienną i jedyne, z czym Scorpius w rzeczywistości się spotykał ze strony Ernesia, to totalna obojętność, która wzmogła się po tych kilkunastu szlabanach, jakie razem przyszło im odbyć.
    Fakt, że Scorp spotyka się z Aaronem, nieco jednak zburzył ten względny spokój Ernesta. Chłopaczyna palną się w twarz, kiedy po raz pierwszy o tym usłyszał, a potem chciał biec do Hendersona, żeby nim potrząsnąć dosłownie i w przenośni, co by przejrzał na oczy i się ogarnął i w ogóle zostawił tego dupka. Ernestowi nie mieściło się w głowie, jak ktoś taki jak Aaron może w ogóle chcieć przebywać w towarzystwie kogoś takiego jak Malfoy. I chuj z przyciągającymi się przeciwieństwami! Skrajności nie dojdą do porozumienia za nic.
    Doyle był typem, który głęboko w poważaniu miał, co sobie ludzie o nim myślą. Plotek nie słuchał, sam też ich nie wymyślał. Nie znosił, jak ludzie wpierdalali się z buciorami do życia innych i tylko w nich mieszali, komplikowali najprostsze rzeczy. O, widzicie, choćby taki spacer, który odbył sobie z Hendersonem jakiś czas temu. Niewinna przechadzka, piwko kremowe, kumpelska rozmowa, to wszystko. Erneś żadnych nawet aluzji nie poczynił, łapy trzymał przy sobie, a w głowie miał raczej pewną długonogą Gryfonkę, z którą przyszło mu kilka dni wcześniej randkować, niźli Aarona.
    No ale niestety, ktoś ich najwyraźniej przyuważył i dopisał sobie to i owo do najzwyklejszego spacerku. Pewnie po szkole już rozeszła się fama, że Ernest z Hendersonem seks po krzakach uprawiał czy coś w ten deseń. To by wyjaśniało, dlaczego aktualnie Krukon został brutalnie zaciągnięty do kabiny i w dodatku w niej zamknięty w towarzystwie osoby, której nie chciał oglądać z tak niewielkiej odległości.
    - Coś ci się pojebało, księciuniu – rzekł Ernest, wypuszczając z płuc kłęby nikotynowo-wiśniowego dymu. – Zabawiałem to ja się z pewnym Puchonem jakiś tydzień temu, jak chcesz to ci opowiem, na pewno przyda ci się trochę porad na twojej nowej homoseksualnej drodze. Z Aaronem byłem na spacerze – dodał spokojnie, spoglądając na Scorpiusa spod przymrużonych powiek. – Plus nie zamierzam się od niego odpierdalać, chyba że on sam sobie tego życzy. To nie jest twój ubezwłasnowolniony skrzat domowy, któremu możesz coś nakazywać i zakazywać. No, a ja twoich pleceń słuchać też nie zamierzam, co z pewnością już dawno zdążyłeś sobie wydedukować.

    OdpowiedzUsuń
  146. Oj no Aaron niestety jakoś nie widział u Malfoy'a by ten jakkolwiek zareagował na to, że stoi przed nimi wampirka, wcześniej też nie wspominał, więc stwierdził, że ten jakoś przeoczył ten istotny fakt i po prostu chciał mu uświadomić. Tak z miłości nooo.
    No właśnie mieli tyle tej krwi więc chyba powinni jej oddać troszkę prawda? W końcu trzeba się dzielić i tak dalej. A ona pewnie jest głodna! Pewnie nie chciała brać krwi od starszych i dzieci więc znalazła sobie ich. Boże! Ona jest lepsza od nich na każdej płaszczyźnie. To dla nich zaszczyt, że padło na ich dwójkę. Co więcej powinni od teraz oddawać jej ją regularnie bo przecież taka piękna kobieta chodzić głodna nie może.
    - Nie bądź chytry, daj jej ile będzie chciała - powiedział oburzony Aaron, chcąc mu niemalże spuścić łomot, jeśli tylko ten będzie jej żałował choćby kropelki. Scorp nie może być wredny dla kogoś takiego jak ona! Ot co!
    Z ust Aaronka wydał się...jęk zawodu kiedy to Malfoy miał być pierwszy skonsumowany. On się tak palił by oddać jej wszystko, a ona wybrała jego.
    Problem w tym, że gdy wampirka przestała na niego patrzeć uwielbienie do niej malało i malało, a końcu po prostu zniknęło całkowicie. Teraz to była cholerna drapieżnica, która wysysa krew z jego Scorpa.
    - Może już wystarczy - mruknął nie odwracając wzrok by nie patrzeć na tą pełną rozkoszy twarzyczkę Scorpa. Swoim irracjonalnym mózgiem oczywiście już stwierdził, że ten pewnie go zostawi dla niej, bo przecież bycie z wampirem jest lepsze - Halo starczy - powtórzył widząc jak wężyk się słania na nogach. Ta jednak miała go głęboko.
    W końcu gdy zobaczył jak Malfoy nieznacznie poruszył ręką pomyślał sobie KONIEC, rozpędził się i popchnął ją z całej swojej siły. Wampirka chyba zaskoczona odsunęła się nieznacznie, a on zaraz odruchowo dość złapał łapkę Scorpa w swoją
    - Nic ci nie jest? -zapytał krzywiąc się lekko. Cholera brunet był blady jak ściana - Nie patrz jej w oczy - dodał jeszcze i wyciągnął różdżkę
    - To na nic skarbie, zaklęcia na mnie rzadko działają - zaśmiała się i naprężyła - Pożałujesz kochanie, może bym cię nawet oszczędziła ale ty wolałeś ratować kogoś takiego jak Malfoy - mruknąła krzywiąc się
    - Kurwa i co teraz? - zaklął pod nosem starając się gorączkowo coś wymyślić. Niestety nic, oprócz odwrócenia się i uciekania, co było bez sensowne mu do głowy nie wpadło.

    OdpowiedzUsuń
  147. Boże serio? Czy nawet na łożu śmierci musiał oglądać mordę któregoś z fanów Scorpa? Czy oni naprawdę nie potrafili sobie wybierać jakiś bardziej odpowiednich momentów? Albo jak się do niego dobiera, albo jak przypadkiem przechodzi korytarzem, no i jeszcze teraz to. WHAT THE FUCK PEOPLE? Chciałoby się krzyknąć. Kruczek plasnął się łapką w czoło, na znak tego, że mu się to w głowie nie mieści.
    - Wiesz poczekaj z tym zabijaniem bo jak widzisz fani Scorpa nie dają mu spokoju nawet w chwili śmierci - mruknął prychając do wampirki i pewnie jeszcze oparłby się o nią ramieniem ale w porę spostrzegł, że to najlepszy pomysł zdecydowanie nie jest.
    A potem okazało się, że głupi pychon jest ich wybawicielem. Stał się żywą przynętą i o dziwo spodobał się wampirce, chociaż Hendersonowi w głowie się nie mieściło jak mogła zrezygnować z nich dwóch, a zwłaszcza ze Scorpa na rzecz kogoś takiego. Nim zdążył pomyśleć, że nie powinni go tu zostawić ( pewnie jutro zacznie się tym martwić ).
    Aaron westchnął cichutko i zaczął w myślach przypominać sobie wszystko co kiedykolwiek czytał o wampierzach.
    - Pewnie rana ci się będzie długo i boleśnie goić - mruknął w końcu i stuknął różdżką w rączkę Scorpa, na której pojawił się bielutki bandaż. I nagle o zgrozo spadło na niego zdanie z podręcznika do czarnej magii - No i oczywiście jak sobie ta kretynka nie ubzdurała żeby przemienić cię w wampira skoro się jej tak podobałeś - i w tym momencie zaśmiał się nerwowo, chcąc jak najszybciej wyrzucić z głowy głupie myśli. Choć Malfoy ponętnym by był wężykiem.
    - Bo przecież nie podobałeś się jej aż tak żeby chciała z tobą być no nie? Nie ubolewała, że masz kogoś, bo jej nie powiedziałeś, że masz chłopaka. Wampiry nie łączą się z ludźmi ale z innymi wampirami - paplał chodząc w kółko, aż w końcu jego wzrok padł na wciąż bladego Malfoy'a
    - Jak się czujesz? Chyba powinniśmy wracać do zamku - i nie czekając na jego odpowiedź ruszył wolnym krokiem, choć najchętniej złapałby go za łapkę.

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga