niedziela, 25 listopada 2012

If you've been bad - Oh Lord, I bet you have.


"A ja -myślał- idę pomiędzy nimi i jestem taki samotny i obcy, jak chyba nigdy nie był żaden człowiek. Nie mam żadnych interesów i żadnego celu. Nie mam nawet laski na której bym się oparł. Nikt nie może być bardziej pozbawiony oparcia, swobody i bezinteresowny. Nikt mi nic nie zawdzięcza ani ja nikomu. Bóg nigdy nie trzymał nade mną swej ręki, nie zna mnie wcale. Wierne nieszczęście bez jałmużny to dobra rzecz; można sobie powiedzieć: nic nie jestem winien Bogu".

      Wesoły, ślizgoński knypek po raz czwarty w swoim życiu jechał linią Londyn - Hogwart, a pociąg dalej robił na nim niesamowite wrażenie. Żelazna maszyna dalej wydawała się nie do ruszenia, dworzec King's Cross nie do wyczyszczenia; brudny jak Diabli. Wokół chmary dzieciaków w powiewających szatach z plakietkami swoich Domów. Gdzieś tam mignął mu Flint, z którym można powiedzieć, kumplował się. W słowniku czternastoletniego chłopca nie było słowa jak "przyjaciel", był kumpel z którym dostawało się najgorsze szlabany, który zrzucał na ciebie winę, ale wydawało się, że robi to dla żartu - odwzajemniałeś się tym samym tak jak Jackie. Za tym jednak stało coś więcej. Kiedy Wilson podszedł do Flinta, nie poczuł szczęścia, bo go zobaczył. Przypominało to raczej chęć spojrzenia "przez" tego człowieka, aby zobaczyć, czy za plecami nie skrył noża, aby w chwili nieuwagi nie przeciąć nim brzucha znajomemu.
-Zebrałeś siły po czerwcu, Wilson?- usłyszał na powitanie.
     Ślizgon w odpowiedzi tylko naprężył biceps, coby pokazać jak to wytrenował sobie mięśnie przez wakacje od czasu bójki z jakimś gryfonem. Zaczęło się niewinnie, jak to zwykle bywa - jeden zaczepił drugiego. A to lwiątko ryknęło sarkazmem, w odpowiedzi ślimaczek zironizował to i owo. Ślizgon nabił cień pod okiem gryfonowi, ale w końcu ten położył go na łopatki wykorzystując fakt, że przeciwnik już zaczynał celebrować sukces.
-Ooo, ładnie.- pochwalił go Flint fałszywym tonem aprobaty dla niezmiennie, żałośnie chudej ręki rok młodszego kolegi.
- Zamknij się.- uciszył go krótko czwartoklasista, pchając go lekko w bark. Wskazówka na zegarze przy peronie wskazywała na za pięć jedenastą, kiedy chłopiec poczuł kuksańca między żebrami mającego być żartem, który przez pół drogi był boleśnie rozmasowywany.
Ty jesteś żartem, Flint, jesteś najgłupszym sucharem świata.

     Lekcja zaklęć przeciągała się stanowczo za długo. Wilson nawet nie słuchał, tylko notował przypadkowe myśli w zeszycie, robiąc gdzieniegdzie ciemne kleksy atramentem. Wkurzył się za którymś razem, kiedy wylał wszystko co było przeznaczone do kolejnych rysunków na swoją arcycenną pracę. Zrobił z tego powodu taki raban, że aż ta kujonka od kruczków zwróciła mu uwagę, że ta lekcja jest jakoś wybitnie ważna i że ignorując wartości edukacyjne nigdy nie skończy tej szkoły i że skończy w Azkabanie stoczywszy się na dno. Może rzuciła na niego klątwę, ale wówczas skwitował to głośnym, bezczelnym śmiechem. Kiedy nauczyciel zaklęć zakończył lekcję, odejmując ślizgonom 10 punktów z punktacji za zachowanie Wilsona, poczuł na sobie wrogie spojrzenie Flinta i nie tylko, po czym jeden po drugim ciskali go w to samo ramię. Co oni się tak na niego uparli, że napuszonych dziewczyn nie lubi? A może lubił tylko nie takie z błękitnymi, przemądrzałymi oczami?
     Szedł w dół po schodach mając nadzieję zejść do lochów, ale kapryśne stopnie miały inne plany. Machnęły się po krukonkę, która czekała aż będzie można na jakieś wejść i dotrzeć na pierwsze piętro.
- No, proszę, przemądrzalec.- mruknął, opierając się o barierkę i czekając, aż zaczarowane schody raczą się ruszyć w odpowiednią dla niego stronę. I tak już długo tego dnia spędził z Flintem, aby się zdołować i zmęczyć obecnością ludzi. Do tego akurat ta dziewczyna mu w gusta nie zdążyła wpaść. Na jej niekorzyść przemawiał też fakt, że nie była z rodziny czarodziei.
    Strzeliła obrażoną minę, której nie mógł zobaczyć, bo odwróciła głowę. Prychnął, patrząc na ilość ściskanych przez nią ksiąg. Mu nie szło objąć tego wzrokiem, a ona je dźwigała cały dzień, do tego czytała je i zapamiętywała treść. Kujon malowany jak nic, za co też ślizgon postanowił pokarać krukonkę. Albo raczej zrobić niewinny żarcik. Wyjął swoją różdżkę starannie zrobioną z drzewa sekwoi i potajemnie wycelował w (jak mu się wydawało) książki dziewczyny. Z koordynacją może byłoby u niego nieźle, gdyby ćwiczył co nieco na zaklęciach. Było jednak okrutnie beznadziejnie tak samo jak i z wiedzą na temat owej dziedziny. Kiedy wycelował czarodziejską gałązką w Bogu ducha winną osobę z niebieską plakietką na piersi, wymówił szeptem słowo, którego znaczenia nie znał:
- Caecus.*- które trafiło krótkim, czerwonawym błyskiem w głowę ofiary.
    Na ustach Wilsona pojawił się zamiast uśmiechu, grymas niezadowolenia z odwalonej roboty. Co prawda dziewczyna upuściła książki tak jak się spodziewał i jak sobie zamierzył, ale machała rękoma, przecierała sobie oczy aż rzęsa jej do jednego wpadła, mówiła coś, żeby biegł do Skrzydła po pomoc, ale on tylko stał. Zamrożony w chwili, nie wiedząc co się dzieje, ryknął histerycznym śmiechem nie do opanowania. Trochę zdurniał w owej chwili, ale nic nie uszłoby mu płazem. Może to szok tak zadziałał, a może był z siebie dumny. Kiedy pojawiła się nauczycielka numerologii, po spojrzeniu w przysłonięte cienką błonką oczy krukonki wiedziała co się stało. Nie była tak głupia jak sprawca zdarzenia. Dziewczynę wraz z jej książkami zabrano ze schodów bardzo szybko, ale ślizgonowi nie udało się zdobyć upragnionego spokoju i powrócić do dormitorium. Zamiast tego trafił na dywanik do dyrektora, ze strachu przed wyrzuceniem powstrzymując nerwowy chichot.
- Nie przywrócimy jej wzroku.- zawyrokował po skonsultowaniu się z kobietą sprawującą pieczę nad poszkodowaną.- Ale tobie należy się niemała kara, młody człowieku, wiesz o tym?
Ślizgon wydął lekko policzki na moment, aby być pewnym, że nie zaśmieje się profesorowi w twarz, po czym odparł:
- Tak, oczywiście.- a podbródek trząsł mu się niemiłosiernie.
-Miesiąc u Flicha, dwa tygodnie pomocy w kuchni, resztę półrocza spędzisz pomagając gajowemu w robocie w Zakazanym Lesie.- zarządził dyrektor, rozwalając wygodniej swe stare ciało na wysokim krześle. Kiwnął na ucznia głową, aby sobie poszedł.
Z gabinetu Wilson wyszedł z grobową już miną. Żadnego śmiechu, nawet cienia kpiącej miny, tylko próba zaprzestania szczękania zębami górnymi o dolne, co sprawiało mu gęsią skórkę.

     Tego samego wieczora czekał przed zamkiem na woźnego, który pojawił się znikąd zwiastowany przez wyliniałą kotkę, Panią Norris. Trzymała się lojalnie jego płaszcza, podczas gdy ślizgon zastanawiał się, czy czasem nie jest ona animagiem, który cały swój czas publicznie spędza jako zwierzę, a gdy zostaje sama ze swoim ukochanym charłakiem, zmienia się w piękną kobietę, która wybrała bestię. Takie sobie snuł historie w głowie czternastolatek, kiedy ów niski niemagiczny wręczył mu do łap ochraniacz na głowę.
- Co mam z tym zrobić?- mruknął niezadowolony chłopak, obracając rzecz w rękach, macając ją zaciekawiony, marszcząc brwi.
- Na pewno nie służy to do rzucania zaklęć.- odrzekł mu charłak groźnie i zagonił do roboty przy zgarnianiu rzeczy z Bijącej Wierzby na błoniach, które z pewnością wrzucili tam nieznośni gryfoni z siódmych klas.
     Kiedy Wilson wspiął się na wierzchołek drzewa, zerknął na widok z niego. O wiele lepiej patrzyło mu się zamek do chwili, w której nie zobaczył Jej. W oknie na pierwszym piętrze łypała na niego dziewczyna. Ale nie widziała go. Usłyszała za to świst, kiedy wierzba zamachnęła się i jęk ślizgona, gdy z bólem głowy spadał z drzewa.



[taka tam notka, bo karty postaci mi się znudziły
Deep Purple - Tytuł 
 Tomasz Mann - Kursywa#1
*Caecus - z łaciny; przymiotnik; ślepy
Teraz ciekawa jestem, kaj je ta osóbka co mi pomysł dała na to draństwo
MOMENTO mori Klarysiu, odpiszę
I proponuję żebyśmy się udzielali]


2 komentarze:

  1. [Gotowe, wydawało mi się, że trzeba przeczekać pół godziny - przepraszam. Ustawiłam sobie czas publikacji na 12, chyba tyle starczy xd?]

    Caroline Turner

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ hahaha no jasne nie ma sprawy :)Jutro jakiś wątek koniecznie trzeba!]
      Wilson

      Usuń

Archiwum bloga