wtorek, 20 listopada 2012

"If you wanna kiss my lips, you should change your face"


"Ona go pieści, pełna czułości
I pełna wrażeń swej dzikiej namiętności
A on leży spokojny jak dziecię
I w ogóle nie myśli o świecie"
*
Jackpot Barthlomew Wilson

1IV2004r.
VII/Slytherin
Różdżka: 13 cali, sekwoja, włókno z serca Yeti
Kontynuowane: Eliksiry, Historia Magii, OPCM, Transmutacja, Wróżbiarstwo

A sobie Jackie nie zdał.

W pierwszej klasie wesoły przykurcz, jednak do zniesienia, niczym dziecko z zespołem nadpobudliwości psychofizycznej. W kolejnych latach także raczej niziołek, a po poznaniu szkolnych zasad hierarchii również złośliwy gnojek, ot co. Zgrywał bezmózgą małpę aż do czwartej klasy, w której zdarzyło mu się niecelnym zaklęciem trafić niewinną dziewuszkę od krukonów i ją na zawsze oślepić. Od tamtej pory zrobił się całkiem zimny, wredny, nie do wytrzymania dla najświętszej Matki Teresy z Katapulty. Urodzony w Londynie. Fakt, że był od małego utwierdzany w tym, że jest najwspanialszy i najlepiej mu wszystko wychodzi zdecydowanie dowartościował go do końca jego życia, mimo to Jackie lubi dręczyć młodszych i słabszych, bez względu na to z jakiego są Domu. Po prostu to lubi, po prostu potrzebuje się dowartościować i zatuszować incydent sprzed lat, bo szlaban od charłaka mu nie wystarczył za karę. Wilson najpewniej wdał się w swoją rodzicielkę. Pani  Cynthia z domu Wate od zawsze była kobietą potrafiącą każdego zdominować swoim przykrym charakterem chłodnej wojowniczki, która na każdą okazję ma gotowe wyjście i na każde pytanie zna odpowiedź. Nawet jeśli się myli, nie warto wdawać się z nią w dyskusję, ponieważ łatwo zgubić się we własnych argumentach patrząc w jej równie stalowe jak jej serce, tęczówki. Identyczne zresztą odziedziczył po niej Jackie. Błękit oczu i charakter będzie jedynym spadkiem, jeśli chodzi o matkę, która mimo mugolskiego pochodzenia, łatwo rozpanoszyła się w czarodziejskich włościach. Wysoka blondynka, na oko jakieś 10 lat młodsza niż w rzeczywistości jest. Inna sprawa jest z ojcem, na którym czas odbił wyraźne piętno. Prawie pięćdziesięcioletni Mark Wilson, siwiejący powoli i z godnością czarodziej czystej krwi, jest współwłaścicielem firmy produkującej kociołki. Kiedy ojciec się przekręci to Wilson Junior chętnie przytuli do piersi ten spadek. 
Dobra, dobra. Od czwartej klasy Jackpot urósł, zmężniał, zwyródł. Chwilami jest chamski, nie potrafi inaczej. A najgorsze, że do wszystkich tak samo, a że moda jest na skurwielstwo to lgną do niego jak muchy, piękni przedstawiciele obu płci, ha! Jest nieczuły w stosunku do ludzi tak samo jak w stosunku do zwierząt, globalnego ocieplenia, globalnego odmrożenia dupy, czy innych wymyślanych przez mugolskich pismaków bzdur. Faszyzm, seksizm i rasizm były, są i będą jeszcze długo po tym jak każdy z tych wielkich obrońców-hipokrytów umrze ze starości.

   Nie lubi mugoli i już.


+
Tarza się ze śmiechu jak mu coś do głowy uderzy
Ostatnio przegina, więc jak zwykle ucieka przed charłakiem
Spotkać go można na wieżach i tam, gdzie byś się go nie spodziewał
To on robi do ciebie głupie miny na lekcji transmutacji
Nienawidzi mugoli, nienawidzi rosołu, on w ogóle wszystkich nienawidzi, ale ciebie najbardziej.


Koligacje, Afiliacje, Libacje, Powiązania, Sznurki, Rurki 
czyli inaczej
(call me)


[Karta z C-H
I już ja wiem jak Wy nie lubicie takich krótkich, prostych kart, o już ja Was znam.
* ze studenckich wspomnień pijanego byłego warszawiaka na weselu
Ale ktoś mógłby mnie sobie przypomnieć
Wiecznie chętna na wątki, tylko bez udawania chęci :). ]

119 komentarzy:

  1. [Widać, że kopiowana, bo Voldzio zdechł już. A ją na to uwagę zwracam tak życzliwie, niczym Matka Teresa z Katapulty.]

    Charles Hart

    OdpowiedzUsuń
  2. [dziękuję serdecznie za poprawę, dla mnie jest już dość późna godzina, także nie sprawdziłam za dokładnie. Domyślam się, że oprócz zwrócenia uwagi nie zabawisz pod mą kartą dłużej?:)]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Kurwa, znamy się? o,o]

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Podoba mi się to chłopczę :) I Roxanne oczywiście też :d]

    Weasleyówna

    OdpowiedzUsuń
  5. [OMFG, HEJ, SKARBIE <3333333333333333333333333 Idziemy na seks <3]

    OdpowiedzUsuń
  6. [No karta jest do dupy, bo nie ma szczegółowej biografii, łącznie z opisem temperatury powietrza w dniu urodzin postaćki, co niestety daje szansę na rozwinięcie tematu w wątkach. ;/ Poza tym brak pseudoegzystencjonalnych bzdur i śmiesznej mniszkowatości. Siadaj, jeden.]

    Charles Hart

    OdpowiedzUsuń
  7. [Ale że nał? Noł. A może ty chcesz? xD Bo wiesz, że ja nie umiem xD]

    OdpowiedzUsuń
  8. [Spoko, ratuje cię morda Stymesta. A nie, to chyba nie on. No to ups, kłopot masz. :(]

    OdpowiedzUsuń
  9. [Jak jeszcze się będziesz narkotyzować, pośpiesz to alkoholem i urządzisz orgie, to może coś z ciebie będzie. Jest nadzieja, nie poddawaj się, walcz!]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Popijesz, nie umiem pisać.]

      Usuń
    2. [też dobrze zabrzmiało, pośpieszanie narkotyków alkoholem jest logiczne]

      Usuń
  10. [Wątek bardzo chętnie :) Tyle, że jakbym miała coś zacząć to dopiero jutro, bo dziś już uciekam. ]

    OdpowiedzUsuń
  11. [ Nie no wątek jutro będzie, ale dopiero wieczorem. Tylko podrzuć mi jakiś pomysł na niego albo chociaż jakie relacje mają między nimi panować.]

    OdpowiedzUsuń
  12. [Matka Teresa z Katapulty <333 Macałabym Jackpota.]

    OdpowiedzUsuń
  13. [Łatwiej by było, gdyby byli w jednej klasie, ale przynajmniej dom ten sam. I niech on tylko spróbuje Malfoya nienawidzić!]

    OdpowiedzUsuń
  14. [Ja się jeszcze nie przywitałam, a więc witam :)]

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  15. [A dziękować, dziękować. Ja za to w twej karcie pana Kapone widzę, który jest całkiem przystojny ^^ W każdym razie, z mojej strony chęć na wątek jest, mam nadzieję, że z twojej również, więc może pomyślimy nad jakimiś powiązaniami?]

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  16. [Pokiwałabym głową! Nie bardzo tylko wiem, jak ta ich relacja miałaby w szczegółach wyglądać.]

    OdpowiedzUsuń
  17. [Seksi wącisz <3]

    Zwykle udawało jej się ukrywać albo tak maskować, że nikt się nie skapnął, iż to jej sprawka. Bo Summers swoje za uszami miała i każdy o tym wie, a wrednej kocicy nienawidziła jakieś 645898765 razy bardziej, niż przeciętny uczeń w tej szkole. W końcu przez gryfcię właśnie Norris została kiedyś pozbawiona futra, czubka ogona, zawisła na wieży astronomicznej, miaucząc przeraźliwie, jak to jej źle, a znakiem rozpoznawczym stało się wyszczerbione ucho i przypalone wąsy. Tak, Claire to sadystka. W tym momencie powinien nastąpić szatański śmiech, ale niestety, takich efektów dźwiękowych nie przewidujemy.
    Ogólnie z niej podobno złe dziecko było, a złe dzieci chodzą na wagary, no nie? A jako, że miała eliksiry, których nie rozumiała, a co za tym idzie, nienawidziła, poszła sobie po prostu. Nawet minęła się po drodze z nauczycielem, ale chyba się nie skapnął, bo polazł dalej, a chwilę później zniknął za drzwiami klasy. Zawędrowała dziewuszka na siódme piętro, ale do pokoju życzeń się nie dostała, bo ktoś go chamsko zajął. W kuchni długo nie zagrzała miejsca, bo skrzaty ją wręcz niesamowicie wkurwiały. Jęcząca Marta w łazience na trzecim piętrze nie była wymarzoną towarzyszką, wiec pozostało jej tylko przesiedzieć w normalnej toalecie. Oczywiście istniało jeszcze kilka miejsc, ale nie warto nawet o nich wspominać, bo cuchnęły Filchem.
    Zmarszczyła czoło, widząc znikającą za zakrętem obrzydliwą kocicę, po czym pociągnęła za klamkę, wchodząc do łazienki. I ją zatkało, tak szczerze mówiąc. Zatrzymała się w pół kroku i aż się cofnęła, przetwarzając w myślach oskarżenie ślizgona. Ale z obrazkiem na drzwiach wszystko było w porządku, dziewczynka jak się patrzy.
    - Jesteś dziwny - skwitowała, w końcu wchodząc do tej łazienki i podeszła do jednej z umywalek, by oprzeć się o nią plecami i zmierzyć chłopaka dość... specyficznym spojrzeniem. - Co ty tu w ogóle robisz? Plotki chodzą, że męska jest obok.

    OdpowiedzUsuń
  18. [Malfoy może cenić to, że ktoś jest podobny do niego, bez konkretów, Nawet może sobie wmawiać, że Jackpot się na nim wzoruje, bo to przecież byłoby całkiem zrozumiałe. I niekoniecznie potępiałby kiblowanie Wilsona, bo jego mało takie rzeczy obchodzą. Mogą się tolerować i normalnie rozmawiać, to szczyt możliwości integracyjnych Scorpiusa XD
    Na najlepszego przyjaciela to on by się nie nadawał nawet będąc jakimś nie wiem, królem, bo Malfoy się w zażyłości nie wkręca.]

    OdpowiedzUsuń
  19. [Jasne, że wątek. Rozumiem, że Charles - jako Puchon, czarodziej półkrwi, a przede wszystkim człowiek - zasłużył sobie na nienawiść Jacka. Smuteczek. Hart pewnie ma nawet kociołek wiadomej firmy, a tu taka nieprzyjemna emocja!
    Doobra, jakiś pomysł na akcję?]

    OdpowiedzUsuń
  20. [Ale gafa! Oczywiście, że Finnigan! Dziękuję bardzo za zwrócenie uwagi :) i skoro lubisz Jennifer, to może wymyślimy jakiś wątek? Chodzi mi nawet po głowie, że ona mogłaby być jedną z tych muszek, które naiwnie do niego lgną i dostanie niestety (bądź też stety, bo ogarnie się dziewczyna przynajmniej ;) ) pstryczka w nos. Bo Gryfonka, bo półkrwi, bo jakaś taka zbyt wesoła :3]

    Holly

    OdpowiedzUsuń
  21. [Jaki dowcipniś - Wilson! Zaczynamy, zaczynamy, tyle że właściwie kto podejmie się tego trudu? (I dlaczego będziesz to ty?! :p)]

    OdpowiedzUsuń
  22. - Jak chciałeś sobie pooglądać, to wystarczyło poprosić - powiedziała, spoglądając na swój dekolt i przesunęła palcami po jednym z obojczyków, a następnie zwyczajnie parsknęła śmiechem. Cóż, są takie rzeczy, których nawet ona nie umiała sobie wyobrazić, a jedną z nich była ona i Jackie w dość... jednoznacznej sytuacji.
    Może i jakby na to spojrzeć z innej perspektywy, eliksiry może i nie byłyby takie trudne, ale jeśli wziąć pod uwagę, że prowadził je Gargamel z Klakierem, to już się kiepsko robiło, bo to w zasadzie każdego mogło zniechęcić. Dosłownie. No, może oprócz krukonów, ale oni są dziwni, więc w ogóle nie warto brać ich pod uwagę. Znaczy nikogo nie obrażając, oczywiście. Chyba...
    Uniosła jedną brew, patrząc na niego z miną typu ''are you fucking kidding me?'' i parsknęła wymuszonym śmiechem.
    - Ależ ty jesteś zabawny, Wilson - stwierdziła, udając, że ociera łezkę rozbawienia z policzka. Dowcipniś, no patrzcie go. - Ty wagarujesz, ja też mogę - powiedziała, wzruszając obojętnie ramionami. - Ale chyba sobie stąd pójdę, bo nie czuję się z tobą bezpiecznie w jednym pomieszczeniu, if you know what I mean - dodała, odwracając się, po czym odkręciła wodę i opłukała ręce, a następnie twarz, żeby się rozbudzić, czy coś. - Zaraz, chwiiiila, to ty powinieneś stąd iść. To damska jest - zauważyła, prostując się i patrząc na odbicie Jackie'go w lustrze.

    OdpowiedzUsuń
  23. [ano witam i dziękuję, ale tak bardzo-bardzo. fajowsko, że moja karta nikogo nie wystraszyła. to pocieszające i pokrzepiające!
    jak zobaczyłam zdjęcie Twojego bohatera pierwszy raz, to myślałam że to mi się sylvek ulv czai <3, alem teraz już niepewna tego.
    Poza tym, Wilson to taki zimny drań, że aż miło. Zupełnie inny niż moja kluska. I właściwie fajnie by było, gdybyś wykazała chęć na jakiś wątek (bo niby wykazujesz, ale nie wiem czy jesteś odporna na wszelako możliwą głupotę początkującego :>).]

    Peter Izaak

    OdpowiedzUsuń
  24. Nie było trudno zauważyć, że Holly robiła maślane oczy do Wilsona i nie on jeden to zauważył. Faktem było, iż nieszczególnie się z tym kryła, chociaż oczywiście starała się być jak najbardziej subtelną w okazywaniu swoich fascynacji osobnikami płci męskiej. Cóż, nie był to pierwszy przykład na to, że subtelność nigdy nie była jej najmocniejszą stroną, podobnie zresztą jak wchodzenie w interakcje z mężczyznami. Zawsze musiała zrobić coś diabelnie głupiego, czego potem żałowała i co wyrzucała sobie jeszcze przez długi-długi czas.
    Zmierzała właśnie z lekcji transmutacji do dormitorium w samotności, bo jej koleżanki z roku gdzieś się rozbiegły, zostawiając ją na pastwę hogwardzkich korytarzy i wszystkiego, co czyhało w nich na beztrosko spacerujące Gryfonki. Stopień po stopniu, niespiesznie po schodach pięła się w górę. Na dźwięk jego głosu aż drgnęła. O dziwo, nawet nie zauważyła jego obecności, mimo że siedział praktycznie na środku jej drogi. Za bardzo była pochłonięta myślami, z których jedna głupsza była od drugiej (nic nadzwyczajnego, khem...).
    - Słucham? - odpowiedziała odruchowo. Nie żeby nie słyszała, po prostu nieco ją zaskoczyło, że 1) zna jej imię, 2) zwraca się do niej bezpośrednio, 3) potrzebuje jej... podręcznika do transmutacji? Mimowolnie spojrzała w dół na trzymaną w dłoniach książkę, chcąc sprawdzić, czy na pewno dzierżyła ten wolumin, o którym myślała. Podręcznik dla piątoklasistów, jak byk. - Mój podręcznik? - otworzyła szerzej oczy, przyglądając mu się ze zdumieniem i nawet przekrzywiając lekko głowę, co sprawiło, że jeden z niesfornych kosmyków jej grzywki wpadł jej do oka. - Na pewno? - Zdmuchnęła go szybko i odgarnęła włosy za ucho, czując, jak na jej policzki mimowolnie wstępuje rumieniec.

    OdpowiedzUsuń
  25. To było coś na zasadzie 'patrz, ale nie tykaj'. Bo Summers była czysta jak łza i nie to, żeby coś, ale jakiś taki Wilson z pewnością tego nie zmieni. Miała swoje sympatie i antypatie, ślizgon zdecydowanie należał do sympatii co prawda, ale były też takie, no, silniejsze po prostu, a wbrew pozorom była trochę romantyczką. Ale o czym my tu w ogóle rozmawiamy?
    - Skarbeczku mój najdroższy, zawsze pozostaje wypchnięcie cię za drzwi, a wbrew pozorom dość silna jestem - uśmiechnęła się uroczo i nieco teatralnym gestem odrzuciła włosy do tyłu.
    Jednoznaczne sytuacje każdy rozumiał po swojemu, w tym wypadku Claire rozumiała je najbardziej pospolicie, po prostu. Seks i tyle, tak bez owijania w bawełnę. Ale dziwnie by było, gdyby nagle jedno się na drugie rzuciło, zaciągnęło do kabiny i zwyczajnie przeleciało, no nie? Znaczy byłaby to jakaś odmiana, ale nie w połączeniu Summers - Wilson. I znowu, o czym my tu w ogóle rozmawiamy?
    - A sobie bądź, czy ci bronię? - spytała, uśmiechając się szerzej do tego odbicia w lustrze i pokręciła przecząco głową, trochę jakby z dezaprobatą. - Ale święta też nie jestem. Poza tym, czy ty kiedykolwiek widziałeś, żebym nie wykorzystała okazji do urwania się z eliksirów? - a odpowiedź na to pytanie była bardzo przewidywalna i bez sensu było, że w ogóle je zadała.
    Słysząc dalszą część jego wypowiedzi, parsknęła takim śmiechem, że niemal przydzwoniła czołem w lustro. Bo ją rozjebał, ot co.
    - Ja pierdolę, co ty niby robisz? Głos jak wibrator, czy jak? - wydusiła i znowu wpadła w gwałtowną wesołość, która objawiała się skurczami przepony i bólem twarzy.

    OdpowiedzUsuń
  26. [spoko, spoko, nauka ważna rzecz! Krótkie odpowiedzi mi nie przeszkadzają, mogę się dopasować :)]

    Przez jeszcze kilka chwil wciąż wpatrywała się w niego ze zdumieniem. No hej, chyba miało prawo być przynajmniej odrobinę zdumiona, że siódmoklasista porywa się na książkę piątoklasistki! I to z Gryffindoru!
    - Eee... - odpowiedziała jakże elokwentnie i zamrugała oczami. Dopiero po chwili połączenia w jej mózgu w końcu zadziałały i przyswoiły sobie całą tę sytuację. - Hej, hej, czekaj! - zatrzymała go, szybko wskakując na jego schodek i jakoś odruchowo łapiąc go za łokieć, zapominając zupełnie o tym, że Ślizgoni czasem sobie takich gestów nie życzyli. - Po pierwsze: cześć - zaczęła, posyłając mu jeden ze swoich ładniejszych uśmiechów i czując, że jej serce na chwilę załomotało szybciej. - Po drugie: to bardzo miłe, że chcesz pożyczyć właśnie moją książkę i jako osoba uczynna, miła i tak dalej z przyjemnością ci jej użyczę na jakiś czas, tylko... Tak właściwie to po co ci ona? - zakończyła pytaniem typowy dla siebie słowotok, patrząc na niego z uwagą.

    Holly

    OdpowiedzUsuń
  27. - Chciałbyś, nie? - uniosła zaczepnie brwi i wytknęła mu język. Przy okazji otarła z policzka tym razem autentyczne łezki rozbawienia i wypuściła ze świstem powietrze, próbując jakoś doprowadzić się do porządku, bo takie ataki wesołości raczej rzadko jej się zdarzały i kondycji nie miała.
    Składzik na miotły? No bez jaj. Rzeczywiście, zajebiste miejsce na odbieranie dziewictwa szesnastoletniej dziewoi, która pewnie już dawno by się z kimś przespała, ale nie dość, że czeka na kogoś, kto byłby warto tego, żeby odebrać jej cnotę, to jeszcze bólu się bała, o. Załóżmy taki pokój życzeń bardziej by się nadawał, chociażby dormitorium, do którego przecież każdy mógł wejść, ale składzik na miotły albo łazienka? Zero romantyzmu, naprawdę. Tak się nie godzi! I że niby ona miała przebywać z tym ślizgonem przez całą godzinę? To wychodzi na to, że będzie musiała drżeć w obawie, że zostanie wciągnięta do pierwszej lepszej komórki, gdzie zostanie brutalnie pozbawiona swojej czystości. Olaboga! Ratuj się kto może!
    - Jakieś propozycje? - spytała, odwracając się przodem do chłopaka i splatając ręce na klatce piersiowej.

    [Patrz, też się męczę z biolą xD TAMTA TEŻ KIEDYŚ DZIEWICĄ BYŁA, O!]

    OdpowiedzUsuń
  28. [TOĆ CO TY GODOSZ, DZIEWICĄ JE, I NIE ZOSTANIE JEJ ODEBRANE W NIE-KOMÓRCE NA NIE-MIOTŁY. Chyba, że Wilson wyraża chęć xD]
    Cisnąć się może, pytanie tylko, czy z tych ust się wyrwie. W ostatecznej ostateczności składzik taki zły by nie był, ale do innych celów, jak zabawa mopem. To by było jak randka z Filchem. O boże, fuj! Mam dreszcze. No więc pozostawał tylko ten pokój życzeń, który od łazienki był zdecydowanie lepszy, zważywszy, że ten obrzydliwy charłak albo sam prędzej czy później by tam wlazł, albo wpuścił panią Norris, a tej kocicy nie byłoby jakoś szczególnie ciężko ich przegonić.
    - Pokój życzeń - zadecydowała w końcu, jakby dla potwierdzenia swoich przemyśleń co do tego pomieszczenia. - Z żelkami, poduszkami i... - urwała, zastanawiając się przez dłuższą chwilę nad dalszym ciągiem tego zdania. - Jack, grałeś kiedyś w kręgle? - spytała, spoglądając na chłopaka z zaciekawieniem. No miało dziewczę trochę zamiłowania do takich rzeczy. Nie to, żeby coś, ale wolała mugolski świat od tego czarodziejskiego, a w wakacje często bywała w takich miejscach jak kręgielnie. A tak poza tym, fajnie byłoby sobie popatrzeć, jak czarodziej próbuje ogarnąć, gdzie, co i jak z tą kulą, bo to przecież taki lęk, że się palce urwą i w ogóle. Dlatego też liczyła, że Wilson nigdy z tym do czynienia nie miał.

    OdpowiedzUsuń
  29. [O, no to seksownie <3]
    Wytrzeszczyła oczy i aż się zatrzymała. Jak można nie wiedzieć, co to kręgle? Znaczy wiedziała, że niektórzy czarodzieje autentycznie gardzą wszystkimi mugolami, ale aż tak, żeby o nich nic nie wiedzieć, to nie umiała sobie wyobrazić. A przecież to nie tak daleki temat, Jack miał te osiemnaście lat, a mugole w jego wieku raczej grywali w coś takiego. No ale okej, pozostawmy to bez komentarza, bo przecież nie można każdego zmusić, by nagle zaczął pałać jakąś irracjonalną miłością do tego drugiego świata.
    - Nie, to nie odmiana quidditcha - powiedziała powoli, ponawiając marsz i z trudem powstrzymując się od parsknięcia śmiechem. - To mugolski sport. Znaczy... O ile to można nazwać sportem - mruknęła bardziej do siebie, niż do niego i zastanowiła się, jak mu to względnie przybliżyć. - Zanim to skomentujesz, to, że mugolskie, nie znaczy, że złe. Gdyby było, to wcale bym się tego nie tykała - dodała szybko. - No więc... Jest tor, kręgle i kule. Te kręgle, coś jakby takie duże pachołki, ustawia się na końcu toru. I zbija się je kulą, taką dużą, dość ciężką... Trochę przypomina kafla, ale z trzema dziurkami, w które wkłada się palce - wyjaśniła, a w duchu parsknęła śmiechem, uświadamiając sobie, jak zabrzmiał ten fragment o kuli. Ale cóż, inaczej się tego po prostu nie dało wyjaśnić. - Wydaje się mało ciekawe, ale jest cholernie wciągające. Zwłaszcza, kiedy ktoś jest lepszy, a ty chcesz tego kogoś pokonać - uśmiechnęła się szeroko i po raz kolejny odrzuciła włosy do tyłu.

    OdpowiedzUsuń
  30. [Niahahahaha <3]
    Zmarszczyła czoło i zmierzyła go takim spojrzeniem, jakby miała mu za chwilę co najmniej krzywdę zrobić. Złapała go za koszulkę na klatce piersiowej i pociągnęła w dół tak, żeby zrównał się z nią wzrostem.
    - A w pyszczek chcesz? - syknęła, przekrzywiając lekko głowę i uśmiechnęła się złośliwie. - Mogę się założyć o co tylko zechcesz, że jestem lepsza we wkładaniu palców w dziurki niż ty. Uczyłam się od mistrzów - stwierdziła, w pełni zdając sobie sprawę z tego, jak to zabrzmiało. Ale Wilson miał to do siebie, że przy nim można było rzucać podtekstami i nie kończyło się to zagładą ludzkości. Bo on też tymi podtekstami lubił rzucać, przynajmniej Summers tak wnioskowała i z tym akurat świetnie się dobrali, nie ma co. W sumie jeszcze rok w tej szkole razem, jeśli by nie zdał, pewnie na niektórych lekcjach również w tej samej klasie... Cóż, hogwart z pewnością pójdzie z dymem i nie ma co się oszukiwać, że będzie inaczej. Bo jak się wywęszyły dwa takie przypadki, to nie ma zmiłuj, wszyscy zginą. Włączając w to panią Norris i Filcha, ale oni na końcu, żeby trochę dłużej delektować się ich cierpieniem i błaganiem o litość. Tak, Claire to brutalne, sadystyczne dziecko gryffindoru, którego wyobraźnia pozostawia naprawdę wiele do życzenia.
    - No widzisz, mi wchodzą. I jakoś nie narzekam. Ty też nie będziesz - wzruszyła ramionami i puściła go, po czym zaczęła wspinać się po schodach.

    OdpowiedzUsuń
  31. [No tak, pewnie przepadać za sobą nie będą. Można zrobić tak, że Herbatka będzie Jackpota unikała, ale oczywiście od czasu do czasu gdzieś tam ją złapie i jak to Ślizgon, który nie lubi szlam, będzie się nad nią znęcał, o! Jeżeli się podoba to niedługo postaram się zacząć :)]

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  32. [Ja tam Warszafki nie chcę, nawet Igrzysk nie chce robić, to po co mi takie włości? :<
    Za Bydgoszcz się poświecę, w końcu uda się ją wciągnąć do Torunia i będzie gites malina. Pani tylko da miejsce i zarzuci informacją, czy Jackopt chciałby się poznęcać nad moją ciurą. Ja napiszę coś, co może się nada. No, postaram się żeby się nadało.]

    Peter Izaak

    OdpowiedzUsuń
  33. [Odpiszę, po prostu teraz nie mam na to żadnego pomysłu ;<]

    Scorpius

    OdpowiedzUsuń
  34. [Ano <3 Przymierzam się do obejrzenia tego.]

    Sacker

    OdpowiedzUsuń
  35. [Liczyłam na wyrozumiałość :3 Ja ogólnie seriali nie oglądam, ale ten chyba zacznę.]

    OdpowiedzUsuń
  36. [Wąteczek, proponuję zacząć od tego, że Wilson pomyśli, że Alojzy przekupny jak każdy inny Kruczek i będzie chciał, aby odwalił mu pracę domową (w końcu jeden rocznik), a tu psikus :D]
    Sacker

    OdpowiedzUsuń
  37. [Dam, dam. Alo, Rulon, jak chcesz, bardziej przejebane mieć nie będzie xD]
    Sacker

    OdpowiedzUsuń
  38. [Nie mój pomysł xD Postaram się dziś zacząć, ale to za jakąś godzinkę najpewniej.]

    OdpowiedzUsuń
  39. [Eej, a jak ja mam zacząć, skoro to Wilson coś od niego chce? Bo mogę niby napisać, co Jackpot do niego gadał, ale wolę się upewnić, czy nie masz nic przeciwko kierowaniu jego postacią :3]

    OdpowiedzUsuń
  40. - No, zobaczymy - pokiwała twierdząco głową i ponownie na jej twarz wpłynął jakże uroczy uśmieszek. Może nie rozprawiajmy nad tym, czy to sport, czy może zabawa, bo do właściwego wniosku nigdy nie dojdziemy. Najlepiej stwierdzić, że to i sport, i zabawa. I wszyscy są szczęśliwi. A przegranej zdecydowanie powinien się bać, bo choć Claire, wbrew temu, co mówiła wcześniej, do silnych nie należała, wysokich raczej też nie (ach, te przesłodkie metr pięćdziesiąt, które w gruncie rzeczy jest niesamowicie wkurwiające, wiem z autopsji), a szmaty rzucała niemiłosierne, bo toczyły się jakieś dziesięć kilometrów na godzinę, to zazwyczaj, ku wielkiemu zdziwieniu w zasadzie wszystkich, powalała wszystkie kręgle. No, czasami jeden został, ale sporadycznie. I nie wiadomo, czemu tak się działo, po prostu wychodziło na to, że dziewczę miało więcej szczęścia, niż rozumu. I siły.
    Przeszła trzy razy obok ściany, myśląc intensywnie o tym, jak pokój ma wyglądać, a kiedy pojawiły się drzwi, niemalże wpadła do pomieszczenia, rozglądając się z uznaniem dla samej siebie. Dość ciemno było, jedynie jakieś ultrafiolety nad torami, nieco dalej barek (chyba wiadomo z czym), ściany czerwone, niczym w jakimś haremie i cholernie wygodne kanapy. Też czerwone. Po prostu wyglądało to jak jedna z kręgielni, które Claire odwiedzała najczęściej i choć wyglądała chujowo, miała jakiś swój urok.
    - Witam w świecie mugolskich rozrywek - powiedziała, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu.

    [Co ty masz do chemii, jest zajebista <3 O jaaaaaaaaaa, gimbusek *,* Jak uroczo <3]

    OdpowiedzUsuń
  41. [<3]

    W kwestii przejmowania się innymi to Sacker pasował raczej do Slytherinu, niźli szlachetnego Ravenclawu. Kiedy kolega z ławki dostawał N czy nawet T, ten dobijał go jeszcze bardziej twierdząc, że mógł siedzieć nad książkami zamiast szlajać się z dziewczyną po Hogsmeade. Nikt nie zaznał jeszcze słowa pocieszenia, jednakże on sam umiał wzdychać i robić z oczami takie rzeczy, że prędzej czy później jakaś ładna koleżanka głaskała go litościwie po włosach. Serio miał gdzieś, czy jego koledzy z roku zaliczą Owutemy, bo nie był ich matką, jak im się uda to fajnie, a jak nie to tylko sami są sobie winni, nieprawdaż?
    Dawno opracował sobie system nauki, który nie kosztował go wiele, a przynajmniej nie musiał ślęczeć po nocach jak koledzy z dormitorium, co to rzucali przekleństwami pod adresy różnych bożków, nauczycieli, koleżanek i innych takich, bo nie wiedzieli tego czy tamtego. Po lekcjach zawsze gnał do biblioteki, zaszywał w najdalszym, najciemniejszym kącie i zastawiony książkami odrabiał pracę domową 'na świeżo', bo potem wszystko by pozapominał. Taki przebiegły był, a wszystkich natrętów zbywał syczącym 'akysz!', bo niemal zawsze było tak, że gdy umiera z nudów to o nim zapominają, a jak pragnie spokoju nagle zaczyna im być bardzo potrzebny. Ciołki.
    A esej z zaklęć był wyjątkowo problematyczny, gdyż temat zwyczajnie go nudził. Co go obchodziły jakieś budynki, wolałby jakąś magię praktyczną, o której mógłby się rozpisywać, bo dręczył nią swoją matkę, która nie mogła zrozumieć, dlaczego jej syn nie może choć raz pomóc jej przy sprzątaniu. Ano, w domu zazwyczaj bywał w wakacje, a i tak traktował go jak hotel, bo większość czasu włóczył się po okolicy i szukał kłopotów. A to jakieś dresy bawiły się w terapeutów i pytały go o jego problemy, a to jakieś babcie wrzeszczały na niego, bo nie ustąpił ich zakupom miejsca, a to jakieś dziewczyny chciały go poderwać, ale je zbywał. Jak on nie zaczynał, to go to wnerwiało.
    Powracając do tematu eseju - skończył go dość późno i aby nie paść przed kolacją wrócił do dormitorium się zdrzemnąć choćby godzinkę. Spać uwielbiał, więc nie było dla niego wielkim problemem znalezienie miejsca, choć zdecydowanie preferował swoje łóżko albo czyjeś kolana jako poduszkę. Tak czy inaczej, na kolację zaspał, bo go koledzy raczyli nie zbudzić i był zmuszony sam zapewnić sobie strawę w postaci małego spaceru do kuchni. Skrzaty były dobrymi stworzeniami i zawsze coś tam mu uszczknęły, jak ładnie poprosił.
    Nie dotknął nawet stopą korytarza, kiedy znikąd pojawił się Wilson, ten kołek, co najpierw wybiera przedmiot na owutem, a potem go oblewa. Serio tego nie ogarniał.
    - Nie. - Odparł ze spokojem, nawet może z taką dziecięcą przekorą. - Po to w szkole jest biblioteka, aby z niej korzystać. - Doradził mu wspaniałomyślnie i zaczął poprawiać koszulkę, bo mu jakoś tak dziwnie się zawinęła na plecach.

    OdpowiedzUsuń
  42. Wzruszył ramionami i przekrzywił głowę z miną 'It's not my problem, man'. Nie miał zamiaru tracić kolejnych godzin tylko dlatego, że typ przed nim miał zanik szarych komórek tudzież wolał siedzieć bezczynnie na dupie, zamiast wziąć się do roboty. Aloise wychodził z założenia, że nawet racy Slizgoni nie byli do końca idiotami (jeden procent z nich wszystkich znał nawet swoje nazwisko!) i przy odrobinie dobrych chęci mogliby coś napisać samodzielnie. Noo, ale do tego trzeba było porzucić styl bycia króla z kijem w tyłku, odmówić kolejnej imprezy z kolesiami i posiedzieć w tej... Jak on to powiedział? Wylęgarni moli i brzydkich dziewczyn, czy jakoś tak.
    Spojrzenie Wilsona go nie ruszało, kompletnie. Mógł mieć w genach coś z Bazyliszka, a Sacker nadał stałby bujając się na stopach, z wyrazem twarzy mówiącym 'Szkoda, że nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo mam cię gdzieś', co chwila nonszalancko przeczesując loczki nad czołem. Krukona można było prosić o pomoc tylko wtedy, kiedy problem przekraczał czyjeś możliwości, co nieczesto dochodziło do skutku, gdyż on uważał, iż wszystko da się rozwiązać, a ludzie to lenie i wolą wyzyskiwać się innymi, zamiast się ruszyć. Ślizgoni szczególnie, w sumie to było całkiem zabawne, że nic nie robili sami, a potem wyrastali na takie życiowe cioty, co robotę mają tylko dzięki temu, że ich ojczulek pracuje w Ministerstwie.
    - Zacznijmy od tego, że obrażając mnie twoje szanse zanikają jeszcze bardziej, czyli w sumie spadają na minus. Po drugie - nie pasi mi odwalanie za ciebie roboty, bo mi się nie chce. I w końcu powiem ci, że największą przyjemność sprawisz mi zabraniem dupy w troki i wysileniem mózgownicy ten jeden, jedyny raz. - Ostatnie zdanie wypowiedział tak, jakby to on go o coś błagał, przy czym uniósł palec wskazujący na wysokość oczu Jackpota, chcąc podkreślić jednorazowość tej dziwnej sytuacji, jaką niewątpliwie będzie dla niego myślenie.
    Nie można go było przekupić, bo nie miał żadnych specjalnych potrzeb, zresztą to typ człowieka, który ma totalny zlew na wszystkie aspekty życia. Kasa nie była mu potrzebna, bo w Hogwarcie miał wszystkiego pod dostatkiem, a w domu płacili za niego staruszkowie. Poza tym widok coraz bardziej wnerwionego Wilsona sprawiał mu tyle bezczelnej frajdy, że żadne bogctwa świata nie mogły się z nią równać.

    OdpowiedzUsuń
  43. [A dzień dobry. Ja tam bardzo chętnie, zawsze i wszędzie, ale aktualnie nie bardzo mogę zacząć czy przedstawić swe pomysły, bo niestety jestem skazana na cudzy telefon przez jeszcze kilka dobrych godzin. :<]

    OdpowiedzUsuń
  44. [Powiem tak - moje postacie w sumie to zawsze Kruczki, ale ta z zamysłu miała trafić do Slytherinu, co mi się jednak nie udało, więc padło po raz setny na Rav. Zresztą Caroline nigdzie indziej nie pasuje. No i też witam i dziękuję, o.]

    Caroline Turner

    OdpowiedzUsuń
  45. [Postarzasz mnie, dobrze mi z tym <3 Liceum ;D]
    Jaranie się mugolskimi rzeczami nie było takie złe. Zadziwiające, z czym umieli sobie ludzie poradzić bez pomocy magii. W gruncie rzeczy ich świat był nawet lepszy od czarodziejskiego, jeśli wziąć pod uwagę to, że czarodzieje wciąż żyli jak w jakimś średniowieczu. No, ale co kto woli, no nie? O gustach się nie dyskutuje, jak to mawiała babcia Summers.
    - Takie 'też mi coś', że kuli nie umiesz trzymać - prychnęła i uniosła fioletową, prezentując chłopakowi trzy miejsca na palce i uśmiechając się dość dwuznacznie. Przecież o nich rozmawiali w drodze do pokoju, prawda? Oparła kulę na jednej ręce, po czym wsunęła w otwory palce drugiej, podeszła do toru, zamachnęła się i rzuciła. Nie spojrzała nawet, ile kręgli zbiła, tak szczerze mówiąc. - Mówiłam, że jestem lepsza we wkładaniu - stwierdziła, po czym odwróciła się na pięcie i podeszła do baru. A alkoholu było tu naprawdę dużo, głównie to, co Claire zapamiętała, bo sama piła raczej rzadko. Ale tak to jest, kiedy ma się słabą głowę i nie można sobie na za dużo pozwolić, a silną wolę traci się już po trzeciej kolejce. Bo przecież zawroty głowy i luki w pamięci po jeszcze kilku są takie zajebiste, no nie? Guzik, cholera. A potem pobudka przy włączniku światła, wrzeszczenie ''ale baaaaaajer! ciemno, jasno, ciemno, jasno!'' i za chuja się nie wie, czemu światło nagle wydaje się takie fascynujące.

    OdpowiedzUsuń
  46. [Ja bym wyskoczyła z wątkiem jakimś, ale nieco ambitniejszym... To dwa sprzeczne całkiem człowieczki, więc mogłoby być ciekawie, a wręcz dramatycznie, drastycznie, czy jak kto tam woli. Rzucisz pomysłem? A ja z chęcią zacznę, o. Tak jakoś łatwiej by było... ]

    OdpowiedzUsuń
  47. [Chwilowo jeszcze tak, acz ponownie zmyje się za czas niedługi. ;) W związku z tym, jeśli posiadasz jakieś pomysły, byłabym wdzięczna za przedstawienie ich jak najszybciej — zacznę wtedy raz dwa (mam nadzieję przynajmniej) i będzie okej. :D]

    Lindsey Craven

    OdpowiedzUsuń
  48. [Moje gejątko się ukrywa... więc publicznie nie ma żadnej informacji o tym, że on jest homo. Ewentualnie plotki... Które mogły dojść do Twego postaćka. Wilson rzeczywiście mógłby zacząć go wyzywać, by się skryć przed innymi ze swoją prawdziwą orientacją, ale hm, jeśli ma być dramatycznie, to mógłby próbować Puchasia wykorzystać w ciemnym korytarzu... Własnie dlatego, że są tak różni i ewidentnie się nie polubią, to można wymyślać mnóstwo scenariuszy... To jak robimy? Ja zaczynam, owszem, jak zadeklarowałam. ]

    OdpowiedzUsuń
  49. Zawsze mogła go nauczyć grać, ale zabawnie by to wyglądało. Wiesz, jak sobie stanie takie małe, co ma półtora metra za takim wysokim ślizgonem i poprowadzi jego rękę, kiedy powinno być na odwrót. Wtedy nie wyglądałoby komicznie, a cholernie słodko, uroczo i rzygaśnie. Nice one.
    - Przestaniesz tak mówić, kiedy się nauczysz grać - stwierdziła, wzruszając ramionami, jakby to było totalnie oczywiste. No, bo według niej było i nie podlega to żadnej dyskusji. Bo Claire zawsze miała rację, o. A przynajmniej tak sobie wmawiała. I często się to sprawdzało, bo przecież grunt to pozytywne nastawienie.
    Alkohol to zło, zdecydowanie. Znaczy fajne uczucie jak tak wszystko szumi w głowie i nagle człowiek się nudzi, nie wiedząc, co i jak, a potem znowu to samo i znowu, i znowu, a prawdopodobnie jedyna negatywna rzecz to kac. U Summers ten problem sięgał trochę głębiej. Ona zwyczajnie nie mogła pić, bo o ile normalnie wolała się do nikogo nie przytulać ani nic z tych rzeczy, tak po alkoholu kleiła się do każdego, kto był pod ręką i to mogło skończyć się co najmniej tragicznie.
    - To samo co ty. Tylko dwa razy mniej - uśmiechnęła się ponuro i oparła łokieć na blacie, a policzek na dłoni i przymknęła na chwilę powieki. - Bo wiesz, niewykluczone, że jak wypiję tyle co ty, skończy się... źle - skrzywiła się lekko.

    OdpowiedzUsuń
  50. Kiedy głowa pękała w szwach, zwykle szło się na piwo z kolegami albo łykało się podejrzanie wyglądające, mugolskie tabletki. Matka zawsze mówiła, żeby się nimi zbytnio nie truć, bo to podobno strasznie szkodzi, ale pokazywała się wówczas z tej gorszej strony — tak się niestety składa, że Patrice Craven była hipokrytką. Łykała wszystko, co miała pod ręką, kiedy bólu nie mogła już znieść i ucinała sobie krótkie, dziesięciominutowe drzemki na kanapie w salonie.
    Kiedy głowa Lindsey była od środka wyżerana przez cierpienie, jej właścicielka zwykle nic z tym nie robiła. Ból zawsze mijał po godzinie czy dwóch, wiec nie widziała najmniejszego pretekstu do tego, aby zaćpać się na amen prochami, które sprowadziła do Hogwartu mimo zakazu, coby w razie czego poradzić sobie w sytuacjach tak kryzysowych, że nie mogłaby myśleć. Takowa jednak nigdy jeszcze nie nadeszła, więc pudełko z tabletkami spokojnie spoczywało sobie na dnie jej szuflady nienaruszone. W każdym razie, kiedy Lindie doświadczała tych katorg, jej najbliższe otoczenie (nie, wcale nie przyjaciele — przecież ich nie posiada) było skazane na dawkę codziennego marudzenia razy trzy jak nie cztery.
    Ale nie dziś. Dziś było dniem innym, mniej pechowym, mniej bolesnym i mniej irytującym, bo dziś była niedziela. Dziś wprawdzie zaczął jej się okres menstruacyjny, największa zmora każdej kobiety i jej partnera, ale póki co jej twarz pozostawała niewzruszona, wolna od grymasu cierpienia. Do czasu przynajmniej, gdy to jakiś rozszalały pierwszak z Gryffindoru uderzył ją torbą w podbrzusze. Wtedy już nie było tak fajnie. Wtedy było... wtedy było piekielnie źle.

    Lindsey wykrzywiła usta w nieprzyjemnym uśmieszku, widząc przed sobą pierwszą tej nocy potencjalną ofiarę. Odruchowo zacisnęła dłoń na różdżce, po czym szybko czmychnęła w stronę chłopaka szwendającego się po korytarzu. Wyrównała z nim kroku zanim powiedziała cokolwiek, aby spokojnie lustrować go kątem oka.
    — Wiesz, która jest godzina, prawda? — Żadnego dzień dobry, dobry wieczór, nawet klasycznego spierdalaj bo ci oko wydłubię. Ot, zwykła uwaga zwrócona zwykłym, wcale nie wykazującym rozdrażnienia jego właścicielki głosem.

    [Jezu, jakie gówno. Nie lubię być pośpieszana. D:]

    OdpowiedzUsuń
  51. [ Ja właściwie to sama nie wiedziałam gdzie ją wrzucić, trzeba byłoby zrobić piąty dom dla "marginesu społecznego" tam by idealnie pasowała :D ]

    Nunnally

    OdpowiedzUsuń
  52. [ Czy będzie fajna to zobaczymy w trakcie, czy się w nią wczuję i nie zepsuję. I ja nigdy nie odmawiam jeśli chodzi o wątki ;D ]

    OdpowiedzUsuń
  53. Wprawdzie lepiej by było, gdyby się odsunęła, ale jakoś taki mały dystans między nimi jej nie zrażał. Może dlatego, że ostatnio spędzali ze sobą jakoś wyjątkowo dużo czasu?
    - Bo nie jestem - przyznała, wzdychając ciężko i mierząc wzrokiem całą jego twarz. - Ale wtedy wyszłoby na twoje. A nie chcę się na ciebie rzucać z chęcią przywiązania cię do łóżka i przelecenia wzdłuż i wszerz - powiedziała bez ogródek. Ona, w przeciwieństwie do niego, hamulców potrafiła całkowicie się pozbyć i to dosyć szybko, a potem zwyczajnie z powrotem je wstawić, jakby nigdy nic się nie stało. Pod tym względem właśnie było z nią źle, a biorąc pod uwagę, że Jackie był raczej niczego sobie, w dodatku go lubiła, zdecydowanie nie powinna przy nim pić. A on sobie niech robi co chce.
    Ale te przemyślenia poszły w odstawkę, kiedy usłyszała słowa Wilsona. Cóż, Summers ogólnie rzecz biorąc bardziej przypominała ślizgonkę i aż dziwne, że nie trafiła do slytherinu. Ale miała tą swoją gryfońską dumę, a on właśnie na nią chamsko wjechał. Wywęszyła wyzwanie i nie oszukujmy się, toast ewidentnie tym wyzwaniem był. Dlatego też chwyciła szklankę Jacka i przelała do niej całą zawartość swojego kieliszka, po czym wzięła butelkę i dolała przezroczystego płynu.
    - Żebyś się, cholera, nie zdziwił - fuknęła i wypiła alkohol jednym haustem, a po przełknięciu skrzywiła się niesamowicie. - Pożałujesz tego - mruknęła jeszcze i ruszyła w stronę jednej z kanap, po czym opadła na nią ciężko, zakładając nogę na nogę. A żeby trochę sobie porobić z niego jaja, przesunęła dłonią po swojej okrytej jedynie materiałem zakolanówek łydce i wyeksponowała dekolt, a dość spory był, bo ten sweterek, właściwie jakby kiecka, dziwny był. - Zobaczymy kto tu przegra.

    OdpowiedzUsuń
  54. Uniosła brwi i przekrzywiła lekko głowę, spoglądając na chłopaka z zaciekawieniem.
    - A co, uważasz, że jesteś godny? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. Pod czaszką Claire mimowolnie wykwitły dość... Ciekawe obrazy. A wyobraźnię miała bujną, w dodatku była dość zboczona (przecież zboczone dziewczyny są fajne!), a poza tym wódka działała na nią naprawdę szybko i alkohol trochę te wyobrażenia napędzał. - Zawsze możemy sprawdzić - dodała po chwili, uśmiechając się szeroko i opadła plecami na oparcie kanapy, przymykając przy tym powieki. - Myślę, że byłoby dość... Ciekawie - zamruczała i uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
    Jeśli spojrzeć przez pryzmat pokoju życzeń, sala od eliksirów była ostatnim miejscem, w którym Summers wolałaby się teraz znaleźć. Zwłaszcza, że pewnie musiałaby się trochę poużerać z Lemonem i zarobiłaby olejny szlaban, a o ile wcześniej jej to nie przeszkadzało, tak od jakiegoś czasu nie uśmiechało jej się przepisywać kartoteki i sprzątać ukrytą pod rękawem bluzy różdżką. Kręgle, nawet siedzenie na kanapie i picie (co na pewno skończy się źle), wydawało się dużo lepszym wyjściem, niż siedzenie w klasie, czytanie instrukcji i ważenie eliksirów, co skończyłoby się wizytą w skrzydle szpitalnym dla reszty społeczeństwa.
    - Za twoją przegraną - uśmiechnęła się jakże uroczo, odbierając chłopakowi szklankę i opróżniając ją.

    OdpowiedzUsuń
  55. [A no byłam, bez bicia się przyznaję ^^ I dziękować.]

    OdpowiedzUsuń
  56. [Tą rudą, no ^^ Arię Ch.]

    OdpowiedzUsuń
  57. Szesnastolatką, to po pierwsze. Poza tym, aż taka pedofilia to znowu nie jest. A z Claire i tak nie powinien pić, bo potem oboje będą żałować. No ale trudno, raz się żyje. Poza tym, potem wszystko można zrzucić na alkohol, prawda? Więc to jakiś plus.
    - Sam jesteś żałosny - prychnęła i podniosła się z kanapy, przez chwilę walcząc z lekkimi zawrotami głowy. Słaby łebek, słaby, ale co poradzić? Ona naprawdę sporadycznie piła. Wprawdzie kilka osób próbowało ją sprowadzić na złą drogę... Zadziwiające, że Wilsonowi się to udało, jedynie wjeżdżając jej na ambicję, jakkolwiek to brzmi. Podeszła zadziwiająco prosto do toru i chwyciła czerwoną kulę, przez chwilę ważąc ją w dłoniach i czekając, aż kręgle z powrotem się ustawią. Wzięła rozbieg, zamachnęła się i rzuciła, a jako, że siły za dużo nie miała, puściła taką szmatę, która toczyła się powoli. A i tak dobrze trafiła i zbiła wszystko, co było można. Na ekranie pojawiły się ich imiona razem z punktacją, a Claire uśmiechnęła się szeroko.
    - Jestem boska - skwitowała, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu i odbierając mu butelkę. Chyba miała tendencję do zabierania alkoholu, ale kto by się tam przejmował? Zaczynało się robić wesoło, zaczynało szumieć w głowie i Summers była z tego powodu wręcz zachwycona. A za swoje czyny nie ręczy i tyle. Wyrzuty sumienia pewnie by ją prędzej czy później zjadły, więc lepiej wszystko olać. - Chcę za to buziaka - oznajmiła, kiedy już pociągnęła kilka łyków wódki i wskazała na swoje wargi.

    OdpowiedzUsuń
  58. [jacy wszyscy?
    to się nazywa łamanie schematów ^^.]

    OdpowiedzUsuń
  59. [przecież V. jest słodka i urocza ;)]

    OdpowiedzUsuń
  60. No, właśnie dlatego wolała nie pić. Bo widziała nie raz i nie dwa tego skutki, o. A rozbieranie się i uwiecznianie tego na zdjęciach, a potem pieprzenie w kiblu raczej nie należało do tych rzeczy, które człowiek chciałby pamiętać, zwłaszcza, jeśli się przepieprzy z kimś, kogo nawet nie lubi. Nie ukrywajmy, Claire też wyobraźnię miała, odchyły i tak dalej, a, co widać na załączonym obrazku, dość całuśna się robiła. Skoro już kleiła się do Wilsona, było z nią źle.
    - Wychodzi. Ale mam to w dupie, przynajmniej na razie. Jutro będę żałować - wzruszyła obojętnie ramionami i trąciła nosem jego nos, jednak ust nawet nie tknęła. Bo mogła chcieć, żeby ją pocałował, mogła dać się pocałować, ale żeby sama miała dać mu buziaka czy cokolwiek, to już na pewno nie ma o tym nawet mowy. No chyba, że się uchla tak, że całkowicie przestanie się kontrolować, a moralność odleci sobie gdzieś bardzo daleko, wtedy to inna sprawa.
    Westchnęła cicho i odsunęła się na chwilę, by przyłożyć gwint butelki do ust i upić z niej kilka łyków przezroczystego płynu. Oblizała wargi i zmierzyła Wilsona trochę wyzywającym spojrzeniem.
    - Całujesz czy nie? Bo się zestarzeję - stwierdziła, przysuwając się do niego z powrotem i wbijając wzrok w jego oczy. A te jej własne były troszeczkę już zamglone, ale co poradzić?

    OdpowiedzUsuń
  61. [To co z tym naszym wątkiem :>?]

    Caroline Turner

    OdpowiedzUsuń
  62. Zacznijmy od tego, że ona pewnie nie będzie chciała pamiętać. Znaczy pocałunek to jedna rzecz, ale gdyby upiła się jeszcze bardziej, zasnęła w swojej własnej głowie i obudziła się naga z głową na klatce piersiowej Wilsona, który również byłby nagi, to by się dziewczątko nieźle przeraziło. Dużo nie wypiła, a już chciała go całować, więc co to będzie, jeśli napije się więcej? Na to pytanie chyba nikt nie zna odpowiedzi i będzie lepiej, jeśli nikt jej nie pozna.
    - Co ty mi tu o wzroście pierdolisz - wymruczała i przymknęła powieki, ponownie trącając nosem jego nos. - Masz jakiś fetysz niskich dziewczyn, czy jak? - spytała nieco zachrypniętym głosem, spoglądając na niego jeszcze spod przymrużonych oczu.
    W pierwszej chwili nie odwzajemniła pocałunku, jedynie dała się całować. A potem jebło i całą sobą niemalże się zaangażowała, bez zbędnych ceregieli wsuwając język do jego ust i mrucząc sobie cicho, gdy wyczuła smak wódki. Rozproszyła się wystarczająco, by wypuścić butelkę z rąk i pozwolić jej się rozbić na podłodze, co skwitowała krótkim śmiechem prosto w wargi Wilsona. Palce wplotła w jego włosy, żeby się jej nigdzie nie odsunął i wznowiła pocałunek, tym razem niemal brutalnie (nawet kilka razy go podgryzła, a co!), a już na pewno bardzo chciwie i zaborczo. Bo pijana Claire była dziwna i większość społeczeństwa uważała za swoją własność. A tego tutaj, nie wiedzieć czemu, to już w szczególności.

    OdpowiedzUsuń
  63. [Wiesz, cieszę się, że jednak nie jest ze mną tak źle :3
    Wątek z przyjemnością, takie postacie jak Twoja wręcz są przeze mnie pożądane :D
    Ale jeżeli byłabyś tak dobra, to ja skorzystam z Twojej propozycji co do zaczęcia wątku, bo chyba muszę się jakoś jeszcze wdrożyć i z początkiem u mnie słabo :3]

    OdpowiedzUsuń
  64. Właśnie dlatego alkohol bym takim złem. Kiedy była pod wpływem procentów, sama zaczynała w siebie wątpić, a co dopiero inni. I o ile z Wilsonem nigdy nic nie wiadomo, czego Summers zdążyła już nie raz doświadczyć na własnej skórze, tak ona sama była przewidywalna aż do bólu. Z wyjątkiem właśnie takich sytuacji. Wtedy zmieniała się w jakąś wyuzdaną dziewuchę, która z chęcią przeleciałaby cały hogwart, potem jeszcze hogsmeade, pokątną i pewnie jeszcze Londyn. A butelka wódki... Kto by się przejmował, kiedy tu się działy znacznie fajniejsze rzeczy niż same picie?
    Bez żadnych protestów oplotła go nogami w pasie, a ramiona ciasno zacisnęła wokół jego szyi, żeby przypadkiem nie spaść, bo przecież różnie to bywało. Normalnie bała się chociażby stanąć na krześle, bo strachliwe z niej dziewczątko, jeśli chodzi o wszelkiego rodzaju wysokości, a teraz, będąc na tym blacie, wysunęła się na sam kraniec, by przycisnąć do siebie Wilsona łydkami i ogólnie znaleźć się tak blisko, jak tylko mogła, a w razie czego przecież ją złapie, prawda? No, w każdym razie miała taką cichą nadzieję, że nie da się jej zabić, a w najlepszym wypadku połamać.
    Jakoś tak odruchowo ułożyła dłoń na tej jego rączce krążącej po jej udzie i wbiła w nią paznokcie, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co właściwie robi, a co ważniejsze, czemu to robi, do cholery. Może dlatego, że delikatność nie była dla niej, a takie leciutkie dotykanie, sranie w banię, było wręcz niewyczuwalne, zwłaszcza, że alkohol skutecznie znieczulał. Zanim zdążyła się ogarnąć, obie jej ręce zsunęły się w dół, po jego ramionach, klatce piersiowej, aż dotarły do brzucha i wtedy też podwinęły Wilsonową koszulkę, by sekundę później ją zdjąć i cisnąć gdzieś na podłogę. I to tyle, jeśli chodzi o summersowe hamulce.

    OdpowiedzUsuń
  65. [e tam. ona naprawdę jest dobrym ludzikiem. tiara to wiedziała, a sama V. musi to po prostu dopiero odkryć ;D]

    OdpowiedzUsuń
  66. [Jakże mi przykro :<
    Odpiszę Ci dopiero jutro, bo teraz zaganiają mnie do łóżka, cholerka.
    Mimo to mam nadzieję, że wątek będzie równie udany jak jego początek ;)
    Dobrej nocki.]

    OdpowiedzUsuń
  67. Ogólnie wzrost Claire i to, że była taka drobna, mogło być cholernie mylące dla każdego, kto miał z nią do czynienia. Jako dzieciak wiecznie się z kimś biła i nie chodzi tylko o ciągnięcie się za włosy z rówieśniczkami, tylko o prawdziwe bójki z chłopakami. Potem trochę się ogarnęła, czasami trochę poturbowała z Potterem tu i ówdzie, ale mocniejszych wrażeń nikt jej nie zapewniał. Uznajmy ją za swego rodzaju masochistkę połączoną z sadystką, toteż nic dziwnego, że westchnęła z jakąś taką przyjemnością, kiedy dłoń Wilsona zacisnęła się na jej udzie zdecydowanie zbyt mocno, niż powinna, a właściwie w ogóle nie powinna, ale to inna sprawa, do rozważenia na trzeźwo, a nie pod wpływem wódki.
    Opadła plecami na kanapę i przez dłuższą chwilę była zupełnie bierna, dając się dotykać tam, gdzie tylko mu się żywnie podobało i jedynie odwzajemniając pocałunki. W końcu jednak takie leżenie jej się znudziło, a podświadomie zaczęła się zastanawiać, jak swoją pozycję zmienić. Zacisnęła dłonie na jego barkach i po prostu go z siebie zepchnęła tak, że wylądował na podłodze. Wzięła głębszy oddech, by jakoś uspokoić skołatane serce, po czym sama się podniosła, a następnie zsunęła się z kanapy i usiadła okrakiem na wilsonowych biodrach, opierając się rękami po obu stronach jego głowy. Zagryzła nabrzmiałą od pocałunków dolną wargę i z nieco chamskim uśmiechem poruszyła się nieznacznie, ocierając się pośladkami o twardniejącą męskość ślizgona. A potem pochyliła się nad nim i wpiła się chciwie w jego usta, wszczynając kolejny pocałunek.

    OdpowiedzUsuń
  68. [ uhuh ;> seryjnie? ^^ ale mnie, czy tą Margośkę? :P bo ja to myślałam, że tej podłej kreatury to nikt kojarzył nie będzie :> ]
    Margie.

    OdpowiedzUsuń
  69. [ ale to nie ta sama Margośka co wteeedy :P poza tym, dawno i nieprawda ^^ i zawsze może się ktoś podszywać pode mnie :D już raz tak miałam! ]
    Margie

    OdpowiedzUsuń
  70. Obecnie bicie się było przereklamowane, przynajmniej dla ludzi w wieku powyżej piętnastu lat, którym ból kojarzył się jedynie z bólem psychicznym bądź seksem. Sado-maso, o. Wprawdzie Summers z nikim jeszcze nie spała, więc nie wiedziała, czy jej się takie coś podoba, czy może nie, ale do tej pory wszystko przemawiało za. Bo go gryzła, drapała i sama nie chciała jakichś tam delikatnych pieszczotek, których aktualnie pewnie by wcale nawet nie poczuła. A to podobno facetów kręci perwersja i inne takie zboczone rzeczy... No, chyba nikt nie trafił jeszcze na tą oto gryfcię, na to wychodzi.
    Dziwnie się trochę poczuła, siedząc tak na nim okrakiem, niemalże zupełnie naga. Owszem, jak przyszalała to nawet pozwalała komuś pozbyć się górnej części garderoby, ale w życiu nikt nie widział jej piersi. Po chwili jednak te mieszane uczucia zostały stłumione przez procenty i fakt, że ssanie tego sutka wydało jej się w tym momencie nadzwyczaj przyjemne i nie chciała, żeby przerywał. No ale cóż, przerwał, a nie mogła powiedzieć czegoś w stylu ''Wilson, kretynie, ssij'', bo sama by jebła przy tym śmiechem i wszystko diabli by wzięli.
    Otworzyła oczy jak na rozkaz i zmierzyła twarzyczkę ślizgona nieco nieprzytomnym, zamglonym od autentycznego pożądania spojrzeniem, ale na jego słowach dość ciężko było jej się skupić, zwłaszcza teraz. Chwilę trwało, zanim się względnie ogarnęła, a kiedy jej się to w końcu udało, wzruszyła jedynie ramionami i uśmiechnęła uśmiechem, który ani trochę nie pasował do jej nieco jeszcze dziecinnego oblicza i przysposobienia.
    - Wypiłam. I co z tego? - zamruczała, a to, w jaki sposób zostały te słowa wypowiedziane, śmiało można porównać do tego wilsonowego wibratora w głosie. - Mi to jakoś nie przeszkadza - dodała po chwili, muskając koniuszkiem języka jego dolną wargę i patrząc na niego wyzywająco. Bo co, tak nagle się w nim wyrzuty sumienia obudziły? Cholera, jeśli by ją teraz zgasił, pewnie by go powiesiła. Na bijącej wierzbie. Za jaja.

    OdpowiedzUsuń
  71. No to chyba raczej oczywiste. Ogólnie rzecz biorąc, nikt Summers nie widział w wydaniu bez-ubraniowym, o. Bo normalnie jakiś tam wstyd jeszcze miała, a upijała się w towarzystwie osób zaufanych i wiedziała, że nie pozwolą jej zrobić nic głupiego, choćby sami nie wiadomo jak bardzo się nawalili. Istotnie, Wilson miał do czynienia z nieskalaną dziewicą, która aktualnie miała ochotę się z nim zwyczajnie pieprzyć, choć zawsze powtarzała, że w głębi duszy jest romantyczką i czeka na kogoś kogo pokocha. Ale pewnie zaczekałaby się do śmierci, bo w miłość nie wierzyła, a na załączonym obrazku widać, jak cholernie była wytrwała. Ta, tak bardzo, że aż wcale.
    Teraz to już kompletnie dziwnie się poczuła, taka jakaś naga i pozbawiona resztek tego, co w ostatecznej ostateczności można nazwać wstydem. Jęknęła cichutko, czując ten niezbyt delikatny ruch i posłusznie odchyliła się do tyłu, jednak nie na tyle, by przestało boleć. Kurewsko dziwne, ale ona chciała, żeby bolało. Przynajmniej tak, żeby jeszcze dawało się wytrzymać.
    - Więc nie świruj - wymamrotała, odwzajemniając pocałunek i jeszcze bardziej się odchyliła, przy okazji zaciskając zęby na jego dolnej wardze i dogryzając się niemal do krwi. Uścisk nie przeszkadzał jej w ogóle, właściwie nie zwracała na niego większej uwagi, bardziej interesowało ją to całe ciągnięcie za włosy. Sama również, nie chcąc pozostać dłużna, wplotła palce w jego ciemne kudełki i zacisnęła na nich pięść, ciągnąc je niezbyt delikatnie, a wręcz można rzec, że gdyby były trochę dłuższe, z pewnością by kilka wyrwała. Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie, czy jakoś tak.

    OdpowiedzUsuń
  72. To było jedynie przyzwyczajenie, nie miłość. Po jakimś czasie każdy związek czy cokolwiek zaczynał przypominać uzależnienie. Jedna osoba była ćpunem, a druga heroiną. To chyba najlepsza metafora. Chciało się jej pozbyć z organizmu, iść na odwyk, ale z drugiej strony ona cały czas wołała do siebie. Ot, cała definicja miłości.
    U niej było na odwrót. Zamiast się idealizować, za każdym razem twierdziła, że jest cholernie brzydka. Nie podobała się sobie i tyle. Była za niska, drobna, nie miała tyle siły, ile normalna dziewczyna, co zresztą po raz kolejny widać na załączonym obrazku, a i te jej ''urocze'' metr pięćdziesiąt nie przysparzało jej zbyt wielu wielbicieli. Choć u Wilsona wyglądało to dość egocentrycznie, uwielbienie własnego 'ja' wydawało się dużo zdrowsze dla psychiki, niż to, co robiła Summers. Za każdym razem się jeszcze bardziej dobijała i tyle. A Jackie szczęście miał, że gryfcia nie miała dni płodnych, bo dopiero by było przejebane, jakby się po pijaku dzieciaka dorobili.
    Nie była w stanie powstrzymać krzyku, który wyrwał się z jej gardła w momencie, kiedy to ślizgon wdarł się, zdaniem Claire, niesamowicie brutalnie w jej wnętrze. Okej, taka dawka bólu zdecydowanie była przesadą, a to, że teraz się w niej poruszał wcale a wcale nie pomagało. Gwałtownie opuściła głowę, nie przejmując się tym, że z własnej winy została pozbawiona kilku włosów i wgryzła się w wilsonowe ramię właściwie do krwi. Zacisnęła też powieki, pod którymi zapiekły ją łzy, a na jego plecach zostawiła krwawe pręgi po paznokciach.
    - Przestań - jęknęła, zaciskając uda na jego biodrach, żeby choć na chwilę przestał się poruszać. Cholera, brutal!

    OdpowiedzUsuń
  73. No wytrwała była, trzeba przyznać. Ale teraz jej wytrwałość poszła się jebać, a po dziewictwie zostały jedynie ślady krwi i ból, który zdecydowanie trochę ją otrzeźwił. I wcale nie należał do tych przyjemnych, jak wcześniej ciągnięcie za włosy czy ściskanie ud. Ten był taki, jakby ktoś ją rozrywał od środka. Ałć.
    Chwilę trwało, zanim przestała go gryźć i wyciągnęła paznokcie z jego skóry, rozluźniając przy tym mięśnie. Podejrzewała, że po tych zębach zostanie mu ślad raczej na stałe, a te szramy na plecach się czymś wyleczy. Zresztą, w tym momencie to był najmniejszy problem, zwłaszcza, że nie było po nim zbytnio widać, żeby szczególnie cierpiał, a jeszcze doliczając do tego ten uśmiech, zupełnie nie wyglądał na obolałego.
    Bez żadnych protestów dała się usadzić na blacie, przy okazji się wzdrygając, kiedy gorąca skóra zetknęła się z zimnym barem. Drżącą dłonią odebrała od Wilsona butelkę whisky i pociągnęła z niej kilka dość sporych łyków, po czym odstawiła ją z hukiem, przymykając na chwilę powieki i czekając, aż alkohol zacznie działać. W międzyczasie otarła łzy z policzków i odetchnęła kilka razy, względnie doprowadzając się do stanu używalności. Otworzyła oczy i spojrzała w sufit, a kiedy w głowie ponownie jej zaszumiało, ból jakoś tak nagle zaczął znikać. Ułożyła dłonie na karku Jackie'go, by pochylić się nad nim i wszcząć pocałunek, który miał być niemym znakiem, że wszystko jest okej i już nie boli. Ale fajnie by było, gdyby choć trochę delikatny był, bo nic nie wiadomo. Pewnie się trochę dziewczątko przeliczy, ale grunt to pozytywne nastawienie.

    OdpowiedzUsuń
  74. O ile zapamięta coś poza jakimiś gwałtownymi ruchami, będzie to sukces, naprawdę. Nie to, żeby coś, ale jak już się skapnie, że poszła się pieprzyć z Wilsonem, to sobie dziewczątko palnie w łeb. Podteksty podtekstami, przyjaźniopodobne przyjaźniopodobnym, ale żeby seks? To by jej w życiu do głowy nie przyszło.
    Westchnęła cicho, odchylając głowę do tyłu, a kiedy się w nią wsunął, docisnęła go do siebie nogami. Zdecydowanie nie bolało. Było dziwne, ale przyjemne, inaczej opisać się nie da. Fakt, coś tam piekło momentami, kiedy się tak poruszał, ale nie był to już tak rwący i nieprzyjemny ból, jak na początku. Teraz było okej. Coś jak te jego w zamierzeniu 'rozkosznie bolesne'.
    Chcąc mu pokazać, że delikatność musi sobie darować, ponownie wbiła paznokcie w jego skórę, tym razem na ramieniu i zostawiła po sobie kilka zadrapań, jednak tym razem obyło się bez krwi. Gdy poczuła, że jakiś niekontrolowany jęk chce wyrwać się jej z gardła, pochyliła się ponownie nad wilsonowymi ustami, wpijając się w nie gwałtownie i tak chciwie, jak ani razu wcześniej. Przy okazji pogryzła go trochę, ale w tym wypadku to raczej była już norma, takie wysuwanie ząbków. Mimo to, jęków nie potrafiła powstrzymać i co chwila wyrywały się z jej gardła. Całe szczęście, że pokój był dźwiękoszczelny, a wargi ślizgona tłumiły choć trochę wydawanych przez Claire dźwięków, bo jeśli wziąć pod uwagę, że Filch lubił się kręcić po korytarzach, a oni powinni być na lekcjach, trochę problemów by mieli. Ale kto by się teraz czymś takim przejmował? Ważne, że było coraz przyjemniej, a Summers już nawet nie próbowała nic tłumić. Po prostu odchyliła głowę do tyłu, wydając z siebie jęki, które były totalnie perwersyjne i demoralizujące, ale to nie jej wina, noooo.

    OdpowiedzUsuń
  75. [Więc zaczynam. Wybacz, że z pewnym opóźnieniem. ]

    Zbyt wiele przeżyć. Zbyt wiele emocji dla tego wrażliwego Puchasia. Ostatni miesiąc był dla niego naprawdę niełatwy. Przez to wszystko poczuł się naprawdę źle, choć starał się to ukrywać. Nie mógł mu chyba nikt pomóc. Nikt z osób, które byłyby skłonne to zrobić. Zakochał się w najbardziej nieczułym dupku na świecie, który nie potrafił okazywać żadnych uczuć poza wybitną zaborczością i rzekomo idealnie ukrywaną zazdrością. Jak mógł to znosić? W dodatku jego najlepszy przyjaciel świrował, a ludzie wokół niego pragnęli go tylko wykorzystać. Ktoś z boku może by to wszystko wyśmiał, to mogłoby wydawać mu się banalne i nikłe w obliczu problemów tego świata, ale dla Alvina aktualnie to było zbyt wiele. Któregoś wieczora, gdy wracał z biblioteki, zawędrował do łazienki, by tam ochlapać swoją buźkę, posiedzieć parę chwil w bezwzględnej ciszy i samotności. Szukał ukojenia dla myśli. Potrzebował wywalić się jakoś z męczących go pytań bez odpowiedzi. Cierpiał i musiał dać temu upust. w dodatku coś dziwnego zaczęło się dziać z jego bratem, co uświadomił sobie niedawno całkiem. Dlaczego ludzie mu bliscy musieli zadawać mu tyle bólu?
    Alvin usiadł na podłodze w kącie i skulił się, coby za chwilę się rozpłakać. Trwał tak długo, bardzo długo, aż wreszcie podszedł do lustra i przemył smutną buźkę. Zmył z niej łzy, ale ślady płaczu i wyraźnie dostrzegalny smutek pozostały.

    [ I tak oto niepocieszone, biedne stworzonko z problemami wpadnie zaraz w łapska Wielkiego i Złego Ślizgona. :D ale nie, ono się nie da! ]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [O, coś mi strasznie krotko wyszło jak na mnie, ale się rozkręcę. :)]

      Usuń
  76. [Będzie, ale ty się już o to nie martw. To pozostaje między mną i albusową autorką ;D]
    Najgorzej jest wtedy, kiedy ktoś nie musi się za bardzo starać, żeby dostać to, czego tak bardzo chce. A może nawet nie bardzo, po prostu chce. A potem się trafia taka Summers, co to by takich rzeczy świadomie nie wyczyniała i będzie pluć sobie w brodę, że tak łatwo się dała, a co więcej, sama wszystko zainicjowała.
    Zdziwiła się trochę, kiedy tak po prostu z niej wyszedł, jednak nie była w stanie w żaden sposób tego skomentować. Pozwoliła mu bez żadnych protestów zjechać w dół, bo przecież i tak widział ją w całej okazji i nie miałoby większego sensu, gdyby nagle złapała go za włosy, ciągnąc w górę i przytrzymując go przy swoich ustach, żeby tylko nie poznawał jej ciała bardziej, niż to konieczne. Mimowolnie odchyliła się do tyłu, czując jego wargi na swoim podbrzuszu, a w następnej chwili westchnęła cichutko. Kolejnym dźwiękiem, który jej się wyrwał, był głuchy jęk, a jej biodra mimowolnie odsunęły się nieznacznie, choć nie chciała, żeby przerywał. Co więcej, rozsunęła nogi, by dać mu więcej miejsca, a palce jednej ręki wplotła w wilsonowe włosy, przyciskając go do siebie mocniej i raz po raz pojękując, ale było to naprawdę mimowolne. Te jego rączki nawet za bardzo się nie liczyły, nie zwracała na nie większej uwagi. Bardziej zajęta była językiem, który tam cuda wyczyniał, sprawiając, że wydawała z siebie coraz głośniejsze odgłosy, a nad ciałem powoli zaczynała tracić jako taką kontrolę.

    OdpowiedzUsuń
  77. [Kaboom, biorę się za odpisanie, aczkolwiek nie wiem, co z tego wyjdzie, bo mam zrytą banię i nie do końca wiem, co piszę ;)
    A tak w ogóle to dzień dobry <3]

    Vera, jak co niedzielę, wstała na tyle wcześniej, by móc trochę pobiegać - lepki pot i wyrzucenie z siebie tygodniowej energii wiele jej dawało, a tym bardziej od czasu, kiedy pokłóciła się z przyjaciółką na tyle poważnie, że zerwały łączącą je więź.
    Dziś z niewiadomych przyczyn skończyła o wiele wcześniej - zawsze, kiedy kończyła biegać, brała kąpiel, przebierała się i starannie układała włosy, przez co ledwo załapywała się na śniadania - i byłą jedną z pierwszych osób zmierzających do Wielkiej Sali. Jedząc jajecznicę, zastanawiała się nad sensem biegania na czczo - człowiek po tym wysiłku jest tak głodny, że i tak zje większą dawkę kalorii od tej, którą spalił.
    ***
    Znaleźć sobie kąt w Hogwarcie nie jest łatwo, jakby się komuś tam wydawało - duży, w pewnych momentach zimny budynek skrywa w sobie takie tajemnice, że często przechodzi się przez jeden korytarz wiele razy. Vera była rozdrażniona, bo była pewna, że ten przy lochach mijała już.. ósmy raz, raz za razem. A kiedy poczuła lekkie szarpnięcie i dosyć arogancki pocałunek na swojej dłoni zaraz po tandetnym tekście robiącym za podryw, westchnęła ze złością.
    - Putain - zaklęła pod nosem i odwróciła się w stronę chłopaka.
    Nie, tego osobnika się nie spodziewała. Szybko cofnęła rękę i ale jej dumny wzrok wciąż pozostawał wlepiony w Ślizgona.
    - A czy ciebie jeszcze nie zabolała twarz? - spytała, mrużąc oczy. Wyglądała, jakby chciała zauważyć jakiś drobny szczegół na jego lewym policzku. - Bo dostrzegam wyśmienite miejsce, gdzie moja dłoń mogłaby się znaleźć. Mon Dieu - dodała, wywracając oczami.

    [się nie popisałam...]

    OdpowiedzUsuń
  78. [Autorka Albusa wyraża chęć, ażeby Potter kilka razy Wilsonowi w mordę przypierdolił xD Daj gadu, tak w ogóle ;D]
    To, co się z nią działo... Tego po prostu nie da się opisać słowami, chyba, że w jakimś innym, ulepszonym języku. Szczerze mówiąc, teraz zaczęła żałować, że nie była pospolitą piętnastką i nie straciła dziewictwa jakiś czas temu, bo przecież było tak dobrze, przyjemnie, zajebiście i same tego typu pozytywne rzeczy. Oczywiście to tymczasowe, bo potem będzie żałować, że dała się przelecieć, ale na razie gdzieś tam w podświadomości myślała jedynie o pozytywach. A było ich dużo i miały ogromną przewagę.
    Odchyliła głowę do tyłu i wygięła się w łuk, mając wrażenie, jakby za chwilę jakieś dziwne ciepło miało się rozlać po całym jej ciele i dosłownie wessać ją w te wszystkie doznania, a sporo ich było. Tu ręce, tam język i wargi, palce jeszcze gdzieś indziej... Wilson zdawał się być dosłownie wszędzie, a Claire, o dziwo, nie czuła się osaczona ani nic w tym stylu. Co więcej, chciała, żeby on był wszechobecny.
    Odetchnęła głęboko, korzystając z tego, że na chwilę pozostawił ją bez pieszczot, a następnie jęknęła cicho, czując, jak się w nią wsuwa. Wyprostowała się, siadając na samiutkim brzegu blatu i obejmując Wilsona nogami w pasie, coby go mocniej do siebie docisnąć i poczuć tak intensywnie, jak się tylko da. Pocałunek odwzajemniła bardzo chciwie, spragniona jego ust, właściwie jego całego. Palce jednej dłoni po raz kolejny wplotła w ślizgonowe włosy, ciągnąć je lekko, a drugą rączkę ułożyła na jego ramieniu i wbiła w nie paznokcie, zostawiając po sobie cztery półksiężyce. No, żeby tak nudno nie było, a ból to zawsze jakaś odmiana, choćby ten niewielki.

    OdpowiedzUsuń
  79. [ Też tak coś czuję, zwłaszcza, że Alowi krew się już gotuje xDD ]

    OdpowiedzUsuń
  80. [ Tak, zaczynamy, ale już nie dzisiaj, bo mnie boli ząb i nie myślę zbytnio, i zaraz schodzę, przyszłam tu tylko Claire odpisać. Co do ustalenia wszystkiego zapraszam tu 44570121 ^^ ]

    OdpowiedzUsuń
  81. Istniało wysokie prawdopodobieństwo, że Claire swojego też nie zapamięta. Albo podświadomie wymaże go z pamięci, jeden chuj. Kilka czynników się na to składało, ale lepiej o nich nie mówić w takim momencie. Najlepiej w ogóle o nich nie mówić.
    Fetyszyści byli ciekawymi istotami. Summers nie wiedziała, czy do nich należy, czy może nie. Kilku rzeczy chciała spróbować, a i owszem. Może nawet jakieś sado maso nie było złym pomysłem, bo to, co Wilson aktualnie wyczyniał z tą jej łechtaczką nie robiło na gryfci większego wrażenia. Może i by zrobiło, ale była w takim stanie, że teraz każdy, dosłownie każdy, dotyk sprawiał jej cholerną przyjemność i satysfakcję. Zupełnie tak, jakby czuła Jackiego calutką sobą. Bo w sumie tak było. I choćby nie wiem co się działo, nie dałaby mu się teraz nigdzie odsunąć.
    Jęknęła chyba najgłośniej dotychczas i oderwała się od wilsonowych ust, żeby przypadkiem chłopaka nie pogryźć. Znaczy samo w sobie nie było to złe, ale mogłoby się skończyć odgryzieniem języka czy innej części jamy ustnej. Tak więc odchyliła głowę do tyłu, zaciskając powiek, a jedyne, co ujrzała, to jakieś pieprzone, kolorowe gwiazdki. Czuła, jak jej mięśnie zaciskają się mocno na męskości ślizgona, aż w końcu przycisnęła go do siebie nogami i niemalże całkowicie znieruchomiała. Cholera, czy było coś lepszego od tego, co się z nią działo w tej chwili? Nie miała pojęcia, ale podejrzewała, że odpowiedź byłaby przecząca. Bo każdy twierdził, że nie ma przyjemniejszego uczucia, niż orgazm.

    OdpowiedzUsuń
  82. Istotnie, rozanielona była, nawet bardzo. Nawet, gdyby nie, wytrzeźwieć nie wytrzeźwiała, była wręcz jeszcze bardziej pijana, toteż i tak nie zwróciłaby uwagi na to, że Wilson niemalże skończył w jej pochwie. Pewnie potem wpadłaby w panikę, świrując, że ciąża i o boże, co to będzie. Zaczęłaby sumiennie liczyć, aż w końcu doszłaby do wniosku, że dni płodnych nie ma i wszyscy są wery hepi. Z Summers i Wilsonem na czele, bo co jak co, ale w wieku szesnastu lat nie chciała wpakować się w ciążę ze złym ślizgonem, który ją sprowadził z dobrej ścieżki i zrobił niegrzecznego dzieciaka (a 'niegrzecznego' to bardzo delikatne słowo w zestawieniu z tym, jakie to nieprzyzwoite jęki wyrywały się z eklerkowego gardełka i jeszcze bardziej nieprzyzwoite myśli roiły jej się w główce).
    Wtuliła się w niego, niczym w misia, przymykając powieki i wzdychając cicho, bo resztki tego przyjemnego uczucia dalej się jej trzymały. Wyobraziła sobie jeszcze kołdrę, która po chwili szczelnie ich przykryła, zatrzymując ciepło, a właściwie gorąco. A potem Summers odpłynęła z lekkim uśmiechem na tej swojej niewinnej twarzy.
    Obudziła się parę godzin później, jednak nie miała najmniejszej ochoty otworzyć oczu, a tym bardziej się gdzieś ruszać. O ile wcześniej (czego zresztą nie pamiętała), unoszenie się i opadanie klatki piersiowej pod jej głową zdawało się usypiać, tak teraz było prawdziwą torturą.
    - O mój boże - wyszeptała sama do siebie, podnosząc się powoli i masując palcami pulsujące skronie. - Co się stało? - jęknęła i dopiero wtedy raczyła spojrzeć na osobnika, który spoczywał pod nią. Zapominając o bólu, wytrzeszczyła oczy i odchyliła kołdrę, a widok... Cóż, chyba łatwo się domyślić, co też zobaczyła i wcale a wcale jej się to nie spodobało. Ani trochę, cholera!

    OdpowiedzUsuń
  83. Sobotnie popołudnie Lily spędzała w bibliotece, ślęcząc nad esejem z historii magii. Być może brzmi to naprawdę niewiarygodnie, ale ruda piętnastolatka naprawdę się uczyła. To był raczej rzadki widok, więc wszyscy znajomi milki na widok tej niecodziennej sytuacji i pozwalali dziewczynie zaspokajać jej chore ambicje, które opierały się jedynie na zdaniu z klasy do klasy i umiejętnym machaniu magicznym patyczkiem. O nie, Lily była osobą, która chciała wiele osiągnąć, ale zdawała sobie sprawę z tego, że to jedynie marzenia, bo wrodzone lenistwo pozwoli jej jedynie na wyjątkowo szybki przybieranie masy ciała, kiedy tylko skończy Hogwart. Jak widać jednak, zdarzały się osoby, które umiały jakoś wpłynąć na dziewczynę. Jedną z nich była jej… babcia. Kochana babcia Molly, z którą Lily od zawsze była po prostu niebywale zżyta i tak naprawdę to z jej zdaniem zawsze się liczyła. Zawsze. Naprawdę zawsze. Więc kiedy usłyszała, że powinna wziąć się za naukę, to… tak po prostu się za nią wzięła. Efekty widać na załączonym obrazku – panna Potter siedzi nad książką.
    Podniosła swoje zacne cztery litery z niewygodnego krzesła tyko po to, aby znaleźć potrzebną jej książkę. Długo błądziła między regałami, pozwalając szarym komórkom chociaż chwilę odpocząć od wojen goblinów. Jest! Książka się znalazła, a panna Potter wspięła się na paluszki, aby dosięgnąć upatrzoną pozycję. Już trzymała ją w dłoniach, zaciskając smukłe paluszki na grzbiecie książki, już odwracała się, aby wrócić do swojego stolika, kiedy tak nagle wyrósł przed nią On. Wysoki, postawny Ślizgon, który pojawił się znikąd. Zapewne jej reakcja byłaby zupełnie inna, gdyby nie element zaskoczenia, a tak…? Lily odruchowo odskoczyła do tyłu, uderzając główką o twarde, drewniane półki. Naprawdę twarde. Kto nie wierzy, może spróbować, ale ona wcale by tego nie polecała. Czując przeszywający ból rudej łepetyny, skrzywiła się nieznacznie.
    - Ale z ciebie idiota – jęknęła, rozmasowując bolące miejsce
    Bo przecież to wszystko jego wina…!

    OdpowiedzUsuń
  84. - Co ty do mnie, kurwa, mówisz?! - wrzasnęła, jednak w tej samej chwili tego pożałowała. Miała wrażenie, jakby głowa za kilka sekund jej eksplodowała. Ale cóż, z tego, co pamiętała, sama się prosiła. I tu utwierdzamy się w przekonaniu, że picie nie jest dla kogoś takiego jak Summers. Nie dość, że głupoty robi, to jeszcze ich nie pamięta, a kac cholernie męczy.
    Niewiele jej brakowało, żeby się rozpłakać. Bo co ona najlepszego zrobiła? Nie dość, że straciła dziewictwo z Wilsonem, który był jedynie jej popierdolonym niby-przyjacielem, to jeszcze... Tak, właśnie, zdradziła Albusa, kiedy w końcu po trudnościach zaczynało być między nimi dobrze. Co było najgorsze? Że za cholerę tego nie pamiętała! Jedynie czarna dziura, jakby ktoś wyciął jej fragment filmu z pamięci i gdzieś wyrzucił.
    - Boże, przespałam się z tobą - wyszeptała, opadając plecami na kanapę i ukrywając twarz w dłoniach. Szczerze, teraz przydałoby się ją mocno pochlastać, żeby się dziewczę ogarnęło. I sama miała ochotę sobie coś zrobić. Nie, tym razem nie można zaliczyć tego do masochizmu, rozkosznego bólu, czy jak to tam zwał. Ukarać się, o. To byłoby jej celem.
    Pokręciła lekko głową i zakryła piersi, choć to i tak nie miało większego sensu, skoro Wilson i tak widział ją calusieńką nago. Ale się wstydziła i tyle. Gdy już się uporała względnie z eksponowaniem nagości, wyciągnęła rękę i odebrała chłopakowi papierosa, wtykając filtr między wargi i zaciągając się dymem.
    - Co ja, kurwa, zrobiłam - westchnęła i wypuściła szare smugi gdzieś w górę.

    OdpowiedzUsuń
  85. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  86. Och, jakże on uwielbiam, kiedy ktoś się przed nim poniżał, a tym niewątpliwie było to,że Ślizg był zmuszony go prosić o pomoc. Takie rzeczy tylko u Sackera, naprawdę, będzie miał co opowiadać wnukom, jeśli kiedykolwiek się ich dorobi. A Wilson miał po prostu pecha, że trafił akurat na niego, bo pewnie gdyby przyszedł wcześniej, toby spotkał pół Ravenclawu wracającego z kolacji, a wśród nich pewnie kilka osób gotowych praktycznie za nim odrobić tę cholerną pracę domową.
    - Pomoc pod tytułem 'ty odwalaj robotę, ja ewentualnie mogę posiedzieć i się pogapić'? Nie ma mowy. Gdybym miał pewność, że z mojej strony oczekiwałbyś jedynie wskazówek, tobym się zgodził, ale znam takich jak ty. - Kącik ust mu drgnął. Tak, gdyby miał siedzieć nad nim i ewentualnie poprawiać błędy, nie byłoby problemu. Ale Ślizgoni nie mieli w zwyczaju ani słuchać rad, ani tym bardziej samodzielnie pisać wypracowań. Od tego mieli Krukonów.
    W tej chwili z wieży wyszła grupka szóstoklasistów, rozgadanych i śmiejących się z jakiegoś mądrego żartu. Aloise patrzył chwilę, jak ich mijają, a potem w jego głowie pojawił mu się tak szczeniacki pomysł, że sam siebie zadziwił.
    - Ej! - Zawołał do nich, a gdy zwrócili na niego uwagę gestem dał im do zrozumienia, żeby podeszli. A że byli kawałek od nich, zdążył jeszcze unieść brew i powiedzieć do Wilsona najniewinniejszym ze swoich głosików.
    - Poproś jeszcze raz, przy nich, a odwalę robotę za ciebie. - Potarł dłonie i kiwnął głową kilku osobom z tej grupki, które względnie znał, kiedy podeszli bliżej.
    - Cześć, jak na mnie poczekacie, to wam coś pokażę, ale jeszcze załatwię jedną małą sprawę. - Uśmiechnął się czarująco. Kruczki przystały na tę propozycję, gdyż Sucker był dość lubiany w swoim domu, poza tym nie miał nic innego do roboty, a pownerwianie tych kilku panienek i ich chłoptasiów będzie kwintesencją dzisiejszego popołudnia.
    O ile wężyk nie da mu w mordę.

    [Trochę to głupie, ale nie mogłam się powstrzymać XD]

    OdpowiedzUsuń
  87. - Och, ależ oczywiście, że ci pomogę, skoro tak ładnie prosisz! - Klasnął w dłonie uradowany, celowo kładąc nacisk na te dwa słowa. Kruczki nie wiedziały, co się dzieje, tylko stały jak te kołki i patrzyły to na jednego, to na drugiego, oczekując chyba jakieś inteligentnej puenty. Bo to był ten typ, gdzie facet nosi szelki i okulary, a dziewoja ma przetłuszczoną grzywkę w daszek nad czołem. Ohyda jednym słowem. Pytali zaraz, czy teraz z nimi pójdzie, ale zbył ich machaniem ręki niczym na natrętną muchę i smutni poczłapali w stronę, zapewne, biblioteki.
    Co miało znaczyć to pełne satysfakcji spojrzenie? To raczej on powinien teraz leżeć ze śmiechu, a tego nie robił, bo liczył na coś bardziej spektakularnego niż mówięjakbymiskleilimordę. Cóż, widać niektórzy nie mają dystansu do siebie, a on jako Ślizgon to już w ogóle. Te pały, co poszły chwilę temu jarać się obrazkami złych zaklęć miały więcej werwy, niż większość wężyków.
    - Dobra, goń po pergamin i pióro. Możesz też wziąć jakieś żarcie, jak masz na składzie, bo przespałem kolację. - Dotrzymywał słowa, chociaż pisać mu się tego cholernie nie chciało. Cóż, jego najgorsza praca i tak będzie lepsza od tych wypocin Wilsona, poza tym istniała szansa, że dostanie coś do jedzenia. Oby nie zatrute albo oplute, kto go tam wiedział, ale w końcu trup nie odwali za niego pracy domowej, nie?
    - Będę tu za pięć minut, muszę się przygotować. - Poruszył brewkami i odszedł spowrotem do wieży. Ot, taki mały, Sackerowy akcencik na zakończenie.

    OdpowiedzUsuń
  88. I tak już była nieźle zjechana na umyśle, nie musiał jej jeszcze dobijać, a ewidentnie to robił. Sobą. Wystarczyła sama jego obecność w tym momencie, żeby Claire była wkurwiona jak sto pięćdziesiąt, a przy tym jeszcze bardziej smutna. Ble.
    - Zawsze jestem wspaniała, Wilson - oznajmiła z ironicznym uśmieszkiem na wargach, choć nie mogła powiedzieć, że w jakiś sposób komplement jej się nie spodobał. Choć z pewnością był fałszywy i miał miejsce tylko po to, żeby do reszty ją załamać, czuła się jakoś irracjonalnie doceniona i podniesiona na duchu. A inna sprawa, że w wilsonowe słowa za bardzo nie wierzyła, bo to wręcz niemożliwe, żeby dziewica była dobra w łóżku, ale jak sobie tam chłopczyna chce. Przecież nie będzie protestować i udawać skromnej, zwłaszcza, że i tak nic nie pamiętała i nie miałoby to żadnego sensu.
    W ciągu zaledwie sekundy jej spojrzenie z pustego i obojętnego zmieniło się w dosłownie przerażone. Wytrzeszczyła oczy i wpatrywała się tak w te świeże rany, po czym takim samym wzrokiem obdarzyła własne dłonie i pokręciła z niedowierzaniem głową. No bo... Że niby ona mu to zrobiła? Znaczy miała jakieś sadystyczne zapędy, chciała wszystkich mordować i tak dalej, ale żeby od razu rzucać się na kogoś z pazurami? W dodatku podczas seksu? To już nie podchodzi przypadkiem pod jakieś sado maso?
    - Nie powiem, że mi przykro, bo pewnie zasłużyłeś - wzruszyła w końcu ramionami i oparła dłonie na swoich kolanach, coby pozostawały na widoku i grzecznie sobie leżały.
    A jego pytanie w ogóle nie miało sensu, bo chyba łatwo się domyślić, co ją bolało, prawda? To po prostu oczywiste.
    - A jak myślisz, hm? Dopiero co mnie rozdziewiczyłeś, przez tydzień nie będę mogła chodzić - warknęła, odwracając wzrok i przeklinając się w duchu za to, że jej policzki postanowiły się zarumienić w najmniej odpowiednim momencie. Zło.

    OdpowiedzUsuń
  89. Podniósł główkę i wytarł rękawem załzawione policzki, po czym przyjrzał się sobie w lustrze z niejaką niechęcią. Zbyt często widział takiego siebie. To zaczynało być naprawdę przerażające, ale też smutne, bo przecież Alv wydawał się z zewnątrz takim radosnym płomykiem, kochanym, uśmiechniętym i beztroskim stworzonkiem. Niewielu ludzie znało go tak prawdziwie. Nie wielu mogło wiedzieć o tym, jaki jest delikatny, jakim jest strasznym marzycielem i jak potrafi najdrobniejsze rzeczy, a dla niektórych wręcz pierdoły, przeżywać. On tylko chciał mieć kilka takich rzeczy w życiu, które uczyniłyby go choć do czasu do czasu szczęśliwym. Tymczasem jednak był jaki był i w rzeczywistości niewiele miał z radosnego, uśmiechniętego stworzonka. Przynajmniej nie w obecnym czasie. Nie chciał, by ludzie, którym nie ufał, znali go od takiej strony. Tak było bezpieczniej, choć jednak... już sam nie był niczego pewien.
    Przerażony podskoczył w strachu, kiedy dotarło do niego, że stoi za nim jakiś osobnik. O, nie! To był Ślizgon. Wielki, zły i starszy Ślizgon. Pewnie przyszedł go skrzywdzić. A może nie był taki zły? Może przypadkiem znaleźli się przypadkiem w tym samym miejscu i czasie? W tym wszystkim cofnął się i wylądował prosto w jego ramionach. Ach, taka fajtłapa...
    Wtedy też poczuł jego oddech na swoim uszku i zagryzł wargę w zdenerwowaniu. Chociaż smutek i tak był w tym momencie od strachu silniejszy, więc może aż tak tego nie odczuł
    - Zostaw mnie.. - Chlipnął, po czym wytarł nosek i spojrzał na swoje smutne oblicze w lustrze i jego twarz za sobą.
    Jej, w tym spojrzeniu było coś podejrzanego. - I tak byś nie umiał mnie pocieszyć - wydukał cicho i wyprostował plecki.
    Starał się ukryć swoje zdenerwowanie, co nie było łatwe, kiedy mu tak dłonie drżały. Zawsze tak reagował na Ślizgonów. Oni byli źli, a on przy nich tak bardzo bezbronny i taki słaby...

    OdpowiedzUsuń
  90. Generalnie pewnie cholernie by żałowała. Problem w tym, że nie wiedziała czego żałować. Właściwie nie wiedziała nawet, czy to nie jest jakiś chamski wkręt ze strony Wilsona, który za coś (nie do końca kojarzyła za co) postanowił się zemścić i teraz ją po prostu wrabiał. Ale kiedy w końcu się poruszyła, nabrała wątpliwości co do swoich przypuszczeń. Nawet zaczęła się zastanawiać jak to wszystko musiało wyglądać, skoro ona go podrapała, pogryzła i chuj wie, co jeszcze tam zrobiła, a on w zamian za to brutalnie rozerwał jej pochwę, przez co teraz miała mały... Hmm, problem.
    - Jeśli myślisz, że cię za to nie zabiję, to się grubo mylisz - stwierdziła i opuściła nogi z kanapy, krzywiąc się przy tym. Dopiero teraz dotarło do niej, że nie tylko między udami ją boli. Zmarszczyła czoło i odchyliła kołdrę, a jej oczom ukazał się ogrmniasty, fioletowy siniak na prawej nodze, który, gdyby się uparł, mógłby mieć kształt dłoni. To samo widniało wyżej, na biodrze, podejrzewała, że na drugim biodrze, a po odchyleniu jeszcze trochę białego materiały do świata uśmiechnęły się posiniaczone żebra. - Ja pierdolę, Wilson, to, że byłam nawalona w trzy dupy i cię pogryzłam wcale nie znaczy, że chcę teraz oglądać jakieś, kurwa, fioletowe ozdóbki na ciele - warknęła, opuszczając kołdrę i spoglądając na chłopaka tak, jakby autentycznie miała go zaraz zabić. Zanim zdążyła się powstrzymać, wstała, opuściła przykrycie i stojąc przed nim całkowicie naga obejrzała się od góry do dołu. - Serio myślisz, że za to nie zginę? A dobrze wiesz, że pociągnę cię za sobą. Jeśli mnie Al zabije, to ciebie tym bardziej - syknęła, ani myśląc o tym, by się zakryć. Musiał coś z tym zrobić, bo jak nie, to wpierdol.

    OdpowiedzUsuń
  91. - Nie znasz go - stwierdziła. Cóż, może Al robił wrażenie tego dobrego, co to dba o swoją reputację i tak dalej, ale Claire znała go jak nikt inny i wiedziała, jaki potrafi być, kiedy się wkurwi. A podejrzewała, że skoro przywalił jakiemuś krukonowi, który ją pocałował na alowych oczach jeszcze długo przed ich związkiem, to co dopiero będzie chciał zrobić komuś, z kim Claire wylądowała w łóżku, tym samym go zdradzając. Fakt, że nieświadomie i właściwie nic z samego stosunku nie pamiętała, ale liczy się to, że ktoś inny śmiał odebrać jej dziewictwo.
    Uniosła brwi, kiedy zarejestrowała, że się do niej zbliża. A przez to, że w ogóle miał czelność to zrobić, była w zbyt wielkim szoku, by zareagować. Po prostu stała, niczym słup soli, spojrzeniem podążając za jego palcami i dziwiąc się, że nie zrobił nic, by bolało, a przecież mógł. Wystarczyło jedynie lekko nacisnąć, bo to były takie krwiaki, jakby jej ktoś wszystkie naczynka od środka poprzecinał i jeszcze pewnie miał przy tym ubaw. Ku swojemu przerażeniu, dotarło do niej, iż nie dość, że nie boli, to zaczyna sprawiać coś jakby... przyjemność? Trochę tak, jakby siniaków wcale nie było, a on jedynie pieścił jej skórę. Pomińmy tutaj fakt, że żebra były jednym z trzech najbardziej wrażliwych miejsc na ciele gryfonki, a Wilson aktualnie ich dotykał. Przymknęła powieki i westchnęła cicho, nie mogąc się powstrzymać przed pokazaniem, jak jej teraz dobrze. Jej łapka odruchowo powędrowała do jego dłoni i przesunęła ją nieco wyżej, by zahaczył też o piersi.
    - Przestań, zanim znowu zrobimy coś głupiego - wyszeptała, jednak trochę jakby bez przekonania. Właściwie w ogóle bez przekonania. Było zbyt dobrze, żeby protestować słowami, a co dopiero mówić tutaj o jakichkolwiek czynach.

    OdpowiedzUsuń
  92. Wychodziło na to, że miała szczęście, że nic nie pamięta. Pewnie nieźle by się przeraziła, przypominając sobie wszystkie szczegóły i nie wierząc, że jest zdolna do takich rzeczy. Bo Claire, choć często miała ochotę pozabijać dosłownie wszystkich albo przynajmniej obić im mordy, nigdy nikogo tak naprawdę nie skrzywdziła fizycznie. Psychicznie, tak i owszem, ale była za mała, by ktokolwiek się jej bał, a, co ciekawe, większość, osób, które jej się naraziły, to właśnie faceci i pewnie nie dałaby im rady. Tak więc przemoc raczej nie wchodziła w rachubę.
    Westchnęła nieco drżąco i spróbowała się zmusić, by się odsunąć, jednak nic z tego nie wyszło. Po prostu wpatrywała się w te jego ślepia, by za chwilę podążyć spojrzeniem za jego dłonią spoczywającą na jej biodrze, aż w końcu przymknęła powieki, a spomiędzy jej warg wydobył się cichy jęk. Bezsilności. Bo nie miała na tyle silnej woli, by się od niego odsunąć i uciekać jak najdalej, co powinna uczynić wczoraj, zanim pozwoliła mu się rozdziewiczyć. Ale wtedy jej zachowanie można było zrozumieć, bo przecież była pijana i tak dalej, a teraz... Przerażające jest to, że teraz pozostawała absolutnie trzeźwa i nie miała jak się usprawiedliwić.
    - Nie chcę - przyznała, zagryzając dolną wargę niemalże do krwi i zacisnęła dłonie w pięści, by utrzymać je przy sobie. A miała ochotę go do siebie przyciągnąć i wręcz się na niego rzucić. I, o dziwo, nie z pazurami, jak jeszcze chwilę temu można by się po niej spodziewać. - Nie mogę cię drugi raz podrapać. Na pewno nie w takiej sytuacji - wyszeptała i otworzyła ślepia, spoglądając w górę na jego oczy. - Będziemy żałować - dodała jeszcze ciszej i oblizała lubieżnie wargi, niezbyt świadoma tego, jak to musiało wyglądać.

    OdpowiedzUsuń
  93. To nie były bzdury. Summers była trochę fałszywa, jak każda dziewczyna zresztą, potrafiła wbić komuś nóż w plecy i jeszcze się przy tym chamsko uśmiechnąć, ale ona naprawdę kochała Albusa. W żadnym wypadku nie chciała go krzywdzić, a stojąc nago przed Wilsonem, w dodatku pozwalając mu się dotykać i nic z tym nie robiąc, ewidentnie go krzywdziła. Oczywiście można było zastosować zaklęcia maskujące, by ukryć wszystkie ślady na jej ciele, ale co to dawało, skoro pozostawały równie widoczne ślady na jej psychice? Zachowywała się jak jakaś dziwka.
    Ale przerażające jest to, że o ile jeszcze parę sekund temu tak wyglądały obijające się o wnętrze jej czaszki myśli, tak teraz wszystkie rozpłynęły się gdzieś w atmosferze, pozostawiając po sobie zupełną pustkę. Może to przez bliskość, a może przez to, że, nie oszukujmy się, ona naprawdę pragnęła Wilsona? Ciężko stwierdzić w jaki sposób, na pewno fizycznie, to oczywiste, ale co z tą całą mentalnością? Gdyby zauroczyła się w nim, podczas gdy jest zakochana w kimś zupełnie innym, to by był po prostu szczyt bezczelności i dziwkarstwa. Kurwa mać.
    - Chyba tylko ty - wyszeptała, jednak mimo wszystko odwzajemniła pocałunek równie intensywnie. Dłonie, do tej pory wiszące luźno wzdłuż jej ciała, odnalazły drogę do wilsonowego rozporka i powolutku go rozpięły. I w tym momencie los Summers został przesądzony. Usmaży się w piekle i tyle. Jednak nie cofnęła rąk, tylko przeniosła je na kark ślizgona. Tym bardziej nie przerwała pocałunku, jeszcze bardziej go pogłębiając, o ile to możliwe. Nawet sobie cicho przy tym zamruczała, najzupełniej nie przejmując się tym, że powinna jęczeć z bólu przez te siniaki. Jakoś tak nagle przestały się liczyć.

    OdpowiedzUsuń
  94. [Ernest jak Ernest, no. ;)]

    OdpowiedzUsuń
  95. [Cholera! Ty mi odpisałaś, a ja odpisałam na historię z Wishem, w ogóle nie ogarniając, że Was pomyliłam. Post poszedł się walić, przynajmniej w połowie...
    Już odpisuję .__.]

    [VENIA XDDD]

    - Wyśmienicie - prychnęła, krzyżując ręce na piersiach.
    Omijając fakt, że jej ukochane jeansy pękły na udzie (co z tego, że naprawiła je po paru chwilach. Tu nie o to chodzi, sam fakt naprawdę mógł rozdrażnić), od matki dostała wyjca (tak profilaktycznie, by nie czuła się swobodnie, będąc gdziekolwiek indziej niż w domu - Vera wciąż pamięta wyjca, którego dostała na mugolskiej imprezie. Ludzie patrzyli na nią jak na idiotkę, ale na szczęście wzięli to wszystko za wymysł organizatora, który był tak pijany, że potwierdzał każde słowa, które Veronique wypowiedziała zaraz po czerwonym liście), a i właśnie straciła przyjaciółkę.
    Ale czy ten osobnik z odznaką węża na szacie musiał o tym wiedzieć? Wystarczająco już namieszał w jej planie smętnego łażenia po zamku i szukania swojego miejsca, to jeszcze uśmiech, który posyłał w jej stronę, wcale nie był zachęcający do zwierzeń.
    Vera nienawidziła sytuacji, w której ktoś uśmiechał się do niej chociaż ona miała naprawdę zły humor. Ot, zwykłe rozwydrzenie jedynaczki. Mimo tego, tym razem postanowiła grać.
    - Wybacz, niepotrzebnie od razu się irytuję - powiedziała, posyłając mu swój uśmiech, którego używała tylko i wyłącznie wobec jej ojca. No cóż, z czasem wymyśli jeszcze inny uśmiech - ten wyraźnie wskazywał, że dumnie uniesiona głowa jest tylko dlatego, że tak ją nauczono, a ona słucha swojego rozmówcy wyjątkowo uważnie, chociaż tak naprawdę obchodziły ją tylko urywki wypowiedzianych wobec niej słów. - Chyba nie mieliśmy szansy się poznać. - Stwierdziła. Nie podała mu ręki, nie zaproponowała nawet tego, bo się nie przedstawiła. Ona po prostu stwierdziła fakt.

    [Beznadzieja, wiem .__.]

    OdpowiedzUsuń
  96. Może ujmę to inaczej - nie chciała zranić go jeszcze bardziej. Skoro zrobiła to kilka godzin temu, teraz nie musiała poprawiać i tym samym dobijać samej siebie, a potem walczyć z wyrzutami sumienia za każdym razem, gdy na niego spojrzy. Ale nic nie umiała na to poradzić. Chciała, ale nie umiała. Iskrzyło i to bardzo, co Summers z jednej strony się podobało, nawet bardzo, a z drugiej sprawiało, że czuła się dużo gorzej, niż przed kilkoma minutami. Wtedy można jej było jeszcze wybaczyć, bo nie kontaktowała, w ogóle nawet nie wiedziała, co się działo, jakim cudem do tego doszło i dlaczego wyszło tak, a nie inaczej. Ale teraz robiła to świadomie i z pełną premedytacją, nawet nie próbując protestować. Nobel się należy dla tej pani, za tak chamską zdradę po kilku dniach związku. I to ze swoim niby-przyjacielem, bo tego nawet nie można nazwać przyjaźnią. Teraz to raczej by pasowało do tego obrazka coś w stylu ''friends with benefits''.
    Skoro ból i tak był sobie gdzieś na dalszym planie, to w sumie powstrzymywać się nie musiał, zwłaszcza, że ciągnięcie za włosy było u Claire wszechobecne i chyba już się do tego przyzwyczaiła. Chcąc mu pokazać, żeby wcale nie silił się na delikatność, przesunęła rączki nieco w dół i wędrując palcami po jego żebrach w tył, zahaczyła paznokciami o rany na plecach, sprawiając, że jedna ze szram znowu zaczęła krwawić, przez co dziewczę ubrudziło sobie palce. Uśmiechnęła się przez pocałunek i rozmazała czerwoną ciecz na jego skórze, po czym wsunęła dłonie pod jego bokserki i zacisnęła je na pośladkach ślizgona.
    - Jeszcze zacznie - wyszeptała, przerywając na chwilę pocałunek, po czym ponownie wpiła się w wilsonowe usta, tym razem dość brutalnie i cholernie zaborczo. Nawet go kilka razy podgryzła, co chyba weszło jej w nawyk, o czym sama nawet nie wiedziała, bo przecież jak niby miała się dowiedzieć?

    OdpowiedzUsuń
  97. [Erneś jest starszy bo jeden roczek szkoły olał i wrócił po przerwie. ;)

    OdpowiedzUsuń
  98. Nie można powiedzieć, że nie znała go wystarczająco dobrze, by nie wiedzieć, jaki jest. Od pierwszej klasy ją wkurzał, a jak to się mówi, przyjaciół trzymaj blisko, ale wrogów jeszcze bliżej. Nawet się nie zorientowała, kiedy to całe dokuczanie sobie zmieniło się w swego rodzaju pozytywne uczucia, które przetrwały do dzisiaj. Bo gdyby było inaczej, jebnięta gryfonka i pierdolnięty ślizgon nie wytrzymaliby ze sobą w jednym pomieszczeniu dłużej, niż pięć minut. A gdzie by tam, pięć sekund!
    Co jej się odmieniło w związku z całą tą sytuacją, nie miała zielonego pojęcia. Po prostu w jednej chwili miała ochotę go udusić, a w następnej poddała mu się bez oporu. A wystarczyła sama jego bliskość i to, że dotykał tych wrażliwych miejsc, o których nie miał pojęcia nikt, z wyjątkiem Albusa, a i on odkrył je przypadkiem, dość niedawno. Tak więc nic dziwnego, że nawet nie próbowała walczyć z tym wszystkim, co w niej buzowało. A sporo tego było, na czele z pożądaniem, podnieceniem i jakąś taką złością, na którą nie miała najmniejszego wpływu.
    Jej łapki przeniosły się z powrotem na jego klatkę piersiową, zahaczając paznokciami o skórę. Otworzyła nieco już zamglone oczyska, spoglądając na niego pytająco, gdy odsunął się dalej, niż dotychczas, a w następnej chwili zacisnęła dłoń na jego nadgarstku, zatrzymując go w połowie wykonywanego ruchu. Poczuła się tak, jakby Albus zatrzymał się gdzieś niedaleko i patrzył na to wszystko z niedowierzaniem. Wyrzuty sumienia, o tak.
    - Jeśli nie chcesz, żebym się rozmyśliła, poszła sobie i więcej się do ciebie nie odezwała, radzę ci nigdy tego nie robić - wychrypiała, odsuwając od siebie jego rękę i patrząc na niego wyczekująco. Bo była ciekawa, czy zrobi to jeszcze raz, czy po prostu da spokój, a to, co robili do tej pory, okaże się dla niego fajniejszym zajęciem niż kłótnia.

    OdpowiedzUsuń
  99. Tego się spodziewała, dlatego od razu odwzajemniła pocałunek. I nie omieszkała go przy tym parę razy użreć, ale to jej chyba weszło w nawyk. Poza tym, skoro lubił ból, opuchnięte wargi czy krwawiący język różnicy mu wielkiej nie zrobią.
    Westchnęła cicho prosto w jego wargi i odchyliła głowę do tyłu, na sekundę przerywając pocałunek. Musiała oswoić się z nowymi bodźcami, bardzo przyjemnymi w dodatku. Ale kiedy zechciała powrócić do jego ust, on tak po prostu poprowadził ją do tego stołu, który znikąd się pojawił. I nie miała innego wyjścia, jak posłusznie pochylić się do przodu i oprzeć łokciami o blat. Nie miała pojęcia, co mu chodzi po głowie, ale podejrzewała, że za bardzo jej się to nie spodoba. Jednakże rozsunęła trochę nogi, ażeby ułatwić mu dostęp do swojej łechtaczki, a z jej gardła wyrwało się kilka westchnień, które nieuchronnie zaczęły zmieniać się w cichutkie, niemal niesłyszalne jęki. Fakt, że to akurat było przyjemne, zwłaszcza te jego palce w jej wnętrzu, nie znaczyło wcale, że taka pozycja jej się podobała. No cóż, była mała, drobna, a jeśli czuła się tak, jakby facet miał nad nią władzę, to zupełna kaplica. Chwilę tak stała, bez oporu poddając się jego dłoniom, po czym się wyprostowała i z wielką niechęcią wysunęła z siebie wilsonowe palce. Odwróciła się przodem do ślizgona i usiadła na blacie, po czym przyciągnęła go do siebie i objęła nogami w pasie, coby się w razie czego go uczepić.
    - Trzeba było sobie odpowiedzieć, zanim mnie rozdziewiczyłeś - wymruczała, odchylając gumkę jego bokserek, po czym wszczęła kolejny pocałunek, a dłonią odnalazła męskość Jackie'go. Objęła ją palcami i powolutku zaczęła pocierać, coby się chłopaczek jakoś szybciej podniecił, czy coś tam.

    OdpowiedzUsuń
  100. To nie była jej wina, że tak jej opornie wszystko szło, bo jakoś do tej pory nikt nie zadbał o to, żeby się czegoś nauczyła. Zresztą, ona nie chciała, a to, co działo się wczoraj, było nieświadome. No ale skoro już straciła te dziewictwo, to dzisiaj sobie mogła pozwolić na to, żeby znowu z Wilsonem iść do łóżka, nie? Szmata z niej, okropna wręcz, bo to wszystko było nie fair w stosunku do Albusa. Ale ona po prostu chciała tej bliskości z Wilsonem. Powód był nieokreślony. Po prostu... Jakoś tak wyszło i tyle.
    Nie ukrywajmy, przez te jego pieszczoty zawilgotniała dość mocno, a szczerze mówiąc, nie wystarczyło jej. Chciała więcej, czy to palcami, czy językiem, czy penisem. Pragnęła tylko tego, żeby był jak najbliżej. Cholernie kiczowato to brzmi, ale taka prawda.
    Wciągnęła ze świstem powietrze i rozsunęła szerzej nogi, dociskając go do siebie. Przymknęła przy tym powieki i odchyliła głowę do tyłu, uśmiechając się nieco nieprzytomnie. Bo było jeszcze lepiej niż przed chwilą, a tak naprawdę jeszcze nic szczególnego nie zrobił. W końcu rozluźniła mięśnie i przysunęła się do samego brzegu stołu, po czym wyciągnęła się w jego stronę i poczęła muskać jego wargi.

    OdpowiedzUsuń
  101. [Ja nic nie kombinuję :D]

    Zanim zszedł na dół, a minęło do tego czasu dobre dziesięć minut, zdążył jeszcze usłyszeć od jednej czwartoklasistki, że jest idiotą, bo uwalił się z impetem na kanapie gdy ta malowała paznokcie i przejechała pędzelkiem dosłownie po całej dłoni. To było głupie, jakby chciała pindrzyć się w spokoju, toby albo zamknęła się w dormitorium, albo nie robiła tego na kanapie, na którą mógł wskoczyć każdy, nie tylko Sacker. Ale że był człowiekiem bezkonfliktowym powiedział jej tylko, że potem może do niej wpaść i popatrzeć jak lakier schnie lub podmuchać, żeby szybciej poszło.
    Choć mało brakowało, to nie przysnął. Pięć minut później od zajścia z lakierem zszedł nieśpiesznie po małych stopniach, pchnął drzwi i zobaczył Ślizgona maltretującego podręcznik. Ach, zero szacunku do papieru, tam drzewa umierają, a ten to tak skubie.
    - Dobra daj to, szybko napiszę i każdy pójdzie w swoją stronę. - Rzucił po krótkim 'cześć', wziął od niego graty i rozłożył na parapecie. O tej porze nauczyciele tu nie chodzili, a jeśli nawet, to przecież było mnóstwo świetnych wymówek, dlaczego pisze to za Wilsona. Były, ale pomyśli o nich później, teraz nie ma co zawracać sobie tym głowy.
    - Na jaką ocenę liczysz? - Spytał, kiedy już napisał temat na górze strony. Pismo miał typowo męskie, takie cienkie i krzywe, acz czytelne. Czasem tylko bazgrał okropnie, jak mu się pisać nie chciało, a musiał robić to szybko.
    Chciał wiedzieć, co chce z tego eseju wężyk dostać, żeby ewentualnie za bardzo się nie przemęczyć. Bo co jeśli jemu nawet Z wystarczy, a Aloise wywali wypracowanie za cudowne W? Bo i takie się zdarzały w jego karierze.

    OdpowiedzUsuń
  102. - Veronique - rzuciła krótko, dalej trzymając ręce skrzyżowane na piersiach.
    Obserwator tej scenki mógłby uznać ją za komiczną; ona - nadęta Gryfonka, z uniesionym lekko jednym biodrem i miną, jakby właśnie połknęła pieprzne diabełki i próbowała pozbyć się ich smaku za pomocą mugolskiej gumy do żucia, oraz on - stojący jak mugolski kibic piłki nożnej czekający aż ktoś rzuci okrzyk "chodź się bić", uśmiechający się pod nosem.
    Veronique nie sądziła, że się dogadają. Z jakiego powodu? No własnie różnice domów. Zaskakująco wymowny powód, by od chwili poznania się znienawidzić. Chociaż tak zastanowić się... to skąd, do licha, taka uprzedzona nienawiść? Przecież to nie jest wina ani tego chłopaka, ani tej dziewczyny, że są w innych domach, a na pewno już nie ich wina, że kiedyś założyciele mieli ze sobą problem!
    "Chyba, że i on ma te pieprzone ślizgońskie cechy", powiedziała do siebie w myślach, "to jest zwykłym dupkiem". Ale jak to się mówi? Nie oceniaj książki po okładce, Veronique.
    Chyba nie miała mu jednak nic więcej do powiedzenia.

    [Shiet, jak ja nie lubię się nie rozpisać .__.]

    OdpowiedzUsuń
  103. [Oj tam, oj tam. Lanie wody zawsze spoko.]

    OdpowiedzUsuń
  104. Ta cała sytuacja stawała się coraz bardziej popieprzona. Potter, Wilson, Potter, Wilson, Potter, Wilson i tak w kółko. Gdyby myśli Summers wyświetlić na ekranie, widniałyby tylko te dwa nazwiska. I przebłyski niektórych momentów, w których znalazła się razem z nimi. A warto dodać, że miała co wspominać, oj tak.
    Awantura z Albusem była gorsza, niż można sobie wyobrazić. I tak już było wystarczająco źle, a to, że z nią nie rozmawiał, wcale nie pomagało. Wiedziała, że jest wściekły, trudno jej było za to ocenić, jak bardzo ma ochotę zabić najpierw ją, a potem Wilsona. Bo wiedziała, że jej też się oberwie, może nie tyle fizycznie, co psychicznie. Właściwie już jej się obrywało, ale tymczasowo wolała nawet się do niego nie zbliżać.
    Przypadkiem usłyszała o tym, że Jackie jest w skrzydle szpitalnym. Zaczęła dopytywać, nawet krążyć po ślizgonach, a ciężko jej było się z nimi dogadać, aż w końcu się dowiedziała, przez co tam trafił. Cóż, jak widać Albus postanowił najpierw wykończyć jego, dopiero potem ją. A mówiła, żeby coś zrobić z tymi siniakami! To mu się zachciało zostawić malinkę w najgorszym możliwym miejscu.
    Pchnęła drzwi, wchodząc do pomieszczenia i rozglądając się po łóżkach. Zasłoniła usta dłonią i zatrzymała się na chwilę, gdy jej spojrzenie padło na Wilsona. A konkretniej na jego posiniaczoną twarz i złamany nos.
    - O mój boże - wyszeptała, z powrotem odzyskując władzę nad swoim ciałem i podchodząc do ślizgona. Ostrożnie, najdelikatniej jak potrafiła, przeczesała palcami jego włosy i przesunęła dłonią po bladym policzku, a po jej własnym powolutku potoczyła się ledwie zauważalna łezka, którą otarła jednym ruchem. - Bardzo boli? - spytała cicho, choć wątpiła w to, żeby nie bolało.

    OdpowiedzUsuń
  105. Rozumiała, że był zły. Właściwie zrozumiałaby też, gdyby oboje z Albusem jej teraz nienawidzili. W końcu, jakby nie patrzeć, to ona namieszała. Fakt, że raz zupełnie nieświadomie, ale namieszała. Bo kto normalny po kilku nędznych dniach związku zdradza swojego chłopaka, a w dodatku dochodzi do wniosku, że seks z tym drugim jednak coś znaczył? Nie miała pojęcia co, wiedziała tylko, że odcisnęło się to na jej psychice dość mocno i choć próbowała z tym walczyć, efekty były marne.
    Aż w końcu dała za wygraną, co zresztą widać po tym, że jednak tu przyszła. Normalnie po prostu by to olała, wzruszając ramionami i twierdząc, że sam jest sobie winien. W tym wypadku nie był, bo z tego co kojarzyła (a przynajmniej przypomniała sobie po fakcie), to ona kazała mu się pocałować. Cholera, gdyby się nie schlała, on prawdopodobnie latałby po korytarzach, paląc fajki, zabijając wszystkich sarkazmem i ścigając Panią Norris oraz Filcha, choć to ostatnie to może na odwrót.
    Westchnęła cicho i przymknęła na chwilę powieki. Przecież się tego spodziewała, więc nie powinno boleć, jakkolwiek idiotycznie to brzmi. Ale to było silniejsze. Po krótkim zastanowieniu przysunęła sobie krzesło i usiadła tuż obok łóżka Wilsona, wbijając spojrzenie w swoje oparte na udach ręce.
    - Nie, ale pewnie ma to w planach - stwierdziła, wzruszając przy tym pozornie obojętnie ramionami. - Słuchaj, przepraszam. Gdyby nie ja, nie doszłoby do tego - wymamrotała, przez chwilę spoglądając na jego twarz, jednak potem ponownie opuściła wzrok.

    OdpowiedzUsuń
  106. W tym momencie miała ochotę wyjść i jeszcze trzasnąć drzwiami, żeby było dosadniej, a potem rzucić się na swoje łóżko w dormitorium, zasłonić kotary i wywiesić kartkę z napisem ''jeśli jesteś facetem, spierdalaj''. Chyba sobie ślizgonek nie zdawał sprawy z tego, że ona już się czuje wystarczająco okropnie. Nie potrzeba jej było kogoś, kto wszystko totalnie zlewa.
    - Martwiłam się - przyznała, choć ciężko jej było. Cóż, nie tylko on tutaj przywykł do ukrywania się z tym, co naprawdę myśli i czuje. Claire miała to opanowane niemal do perfekcji, a teraz, tak dla odmiany, trudność stanowiło jakiekolwiek przełamanie się.
    Coś było nie ta, skoro czerpał satysfakcję z jej bólu. A było jej naprawdę przykro. Żałowała, że nie może cofnąć czasu i wszystkiego naprawić. Nie doszłoby do bójki, ani wysnucia wniosków, które w gruncie rzeczy nie miały sensu. Bo jak można kochać kogoś, a w drugiej osobie być zauroczonym? Podejrzewała, że to przez to, iż Wilson jednak był tym pierwszym, co nie zmieniało faktu, że coś tam w tej jej głowie, czy sercu, czy innym organie było. Tylko, że jak widać, on miał to głęboko i szeroko w swoim poważaniu. Po co się przejmować, kiedy jest się wrednym ślizgonem, w dodatku obrażonym? Przecież ona nie kazała Albusowi go pobić, do cholery!
    - Ale widzę, że niepotrzebnie - dodała i jeszcze przez chwilę siedziała, a kiedy nie usłyszała słów, które mogłyby świadczyć o tym, że się myli, podniosła się, cicho odstawiła krzesło na miejsce, pochyliła się nad Wilsonem, muskając wargami jego czoło i ruszyła do wyjścia. Skoro nie miał ochoty z nią przebywać, nie będzie się przecież narzucać.

    OdpowiedzUsuń
  107. [Bardzo złe. Ej, a nie miałabyś ochoty na wątek z moją Ramcią jeszcze? Czy Alojzy wystarczająco dobijający jest?:D]

    OdpowiedzUsuń
  108. [ Witaj koleżko z łóżka obok ]

    OdpowiedzUsuń
  109. Zatrzymała się i westchnęła cicho, zamykając przy tym oczy i powstrzymując się od jakiegoś wrednego komentarza. W końcu odwróciła się przodem do ślizgona, jednak nie podeszła. Nie wiedzieć czemu, miała dziwne wrażenie, że to bez sensu, bo i tak będzie musiała zaraz iść. I to niekoniecznie przez jakieś byle gówno, a nie chciała robić sobie jakichś nadziei tylko po to, by zaraz potem dostać mentalnego liścia i pogrążyć się w jeszcze większym bólu.
    - Wiem. To wszystko moja wina i za to cię przepraszam - powiedziała cicho, opuszczając wzrok i wbijając go w podłogę. Przy okazji splotła ręce na piersiach, jakby chciała samą siebie obronić. Przed wyimaginowanym złem, czy czymś takim. - Myślałam, że wyżyje się tylko na mnie. Sprawi, że poczuję się jak jeszcze większa szmata, czy coś w tym stylu. Uwierz mi, wolałabym wziąć to na siebie, niż teraz na ciebie patrzeć i mieć świadomość, że to przez to, że nie umiem pić. A raczej ogarnąć się po alkoholu - wyrzuciła z siebie zdecydowanie zbyt szybko i zagryzła wargi, by nic więcej nie powiedzieć. Miała ochotę uderzyć się w czoło i powiedzieć coś w stylu ''jeszcze mu wyznaj miłość, kretynko'', jednakże zrobiła to tylko w myślach. Bo to przecież nieprawda. To tylko zauroczenie i nic więcej. Takie chwilowe, o. Nie?

    OdpowiedzUsuń
  110. [Dziękuję bardzo, też mi się to imię podoba, ba! Wręcz je ubóstwiam :)]

    Zoya Iwanowa

    OdpowiedzUsuń
  111. Z cichym westchnieniem kiwnęła głową, tym samym przyznając mu rację. Jakkolwiek nie chciała tego powiedzieć samej sobie, nie mogła stwierdzić, że w stu procentach żałuje. Żałowała tylko dlatego, że skrzywdziła Albusa, a i tak najbardziej ucierpiał na tym Wilson, a nie dlatego, że sama nie była zadowolona. Bo była. Ktoś jej w końcu pokazał, że świat nie ogranicza się do jednej osoby. Już nie mówimy o tym, jak to odkrycie bardzo komplikowało wiele spraw i życie uczuciowe owej gryfci.
    Owej gryfci, która teraz stała zszokowana na środku skrzydła szpitalnego, nie umiejąc się nawet poruszyć, chociaż wszystko w niej krzyczało, że powinna się odsunąć dla dobra ogółu. Nie zrobiła tego, jedynie przymknęła powieki i z całą mocą odwzajemniła pocałunek, chociaż wciąż delikatnie, jakby się bała, że chłopaka to rozboli, co w sumie nie byłoby dziwne. Gdy się odsunął, przez chwilę jeszcze trwała z rozchylonymi wargami i przymkniętymi oczami, mając nadzieję, że znowu się nad nią pochyli, czego się nie doczekała. Uniosła obie ręce i ostrożnie ułożyła je na wilsonowym karku, nie pozwalając mu się odsunąć dalej, niż to konieczne. W zasadzie każde 'dalej' było niekonieczne. Bo ona go chciała tak blisko, jak to tylko możliwe, choć wiedziała, że nie może na to liczyć.
    - Al znowu ci coś zrobi - wyszeptała, jednakże wizja ta wydała jej się bardzo odległa, jakby całe to pobicie miało miejsce w zupełnie innym życiu, wymiarze, świecie. Wspięła się na palce i skubnęła ustami jego dolną wargę, przy okazji przejeżdżając po niej językiem. Jakakolwiek odległość sprawiała niemal fizyczny ból, naprawdę. Lepiej było tak jak teraz - blisko i fajnie.

    OdpowiedzUsuń
  112. Jesteś Mikołajem dla Sagi Nielsen. Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga