
Cause all I want is the moon upon a stick.
Raphael Scott
13.12.2005 - Londyn
czysta krew
Ravenclaw - klasa VII
prefekt naczelny
bogin: lochy
patronus: sowa
zwierze: stary i bury kocur imieniem Jet
11 cali, cis, włókno ze skrzydła nietoperza
Człowiecze nędzny, jeśli blond włosy zaczeszesz w tył, wiedz, że wiodącą z cech twoich będzie apodyktyczność, wrodzona kultura i arogancja przemieszana ze zwyczajnym ludzkim narcyzmem, który zawsze gdzieś tam w odmętach twego jestestwa może zaistnieć. Albo na dłużej, może na dość krótko, ale zaistnieje. Krzaczaste, niesforne brwi. Dobrze, że jest mężczyzną, bo inaczej ktoś musiałby zrobić z nimi porządek, a tak przynajmniej może nimi sprawiać chłodne wrażenie na niewiastach i nie tylko. Prawdą jest, że owe brwi w połączeniu z morskim błękitem oczu potrafią wywołać zimne dreszcze na plecach. Tak, jakby miały cię przeszyć na wskroś, wywiercić ci dziurę w brzuchu, a potem wywlec na zewnątrz wszystkie wnętrzności, żeby ponapawać się obrazem swojego wyczynu i zapleść z twoich flaków warkoczyki, żeby zrobić z nich torbę na książki itp. A przecież Raphael nie jest złym chłopcem. Jeśli chłopiec ma piegi na nosie, ramionach (no gdziekolwiek), to każdy ci powie, że nie może być tym złym. Piegi od zawsze łączą się z czymś uroczym, nie możemy więc zniszczyć ludziom wizji. Hitler i Stalin nie mieli piegów. Voldemort nie miał piegów. Scott ma. Jakieś wnioski? Ano takie, że piegi w żaden sposób nie potrafią odróżnić człeka poczciwego od zwykłego tyrana. Teraz wyciągnij wnioski sam. Możesz jeszcze zwrócić uwagę na dość prosty, wcale nie długi, wcale nie zadarty nos. I na spierzchnięte od jesiennego wiatru usta. Czysty krukonizm obleczony w dość przeciętny człowieczy worek.
Urodził się w Londynie. W dość brudnej okolicy, bo rodzice ledwo wiązali koniec z końcem. Matka otwierała wtedy swoją cukiernię na Pokątnej, a ojciec zaczynał wielką karierę uzdrowiciela, bo wcześniej jakoś tak nie chciało mu się kończyć studiów. Raphael miał wtedy jeszcze rodzeństwo. To nie tak, że ich wszystkich wymordował i teraz jego starszy brat i siostra po prostu nie istnieją. Odpłynęli sobie ku przyszłości, ku odpowiedzialności, ku spełnieniu zawodowemu. Raphael, mając lat dwanaście, został sam na sam z rodzicami, usiłując robić dobrą minę do złej gry. Nie znał tych ludzi. Byli od wydawania poleceń, albo od ponaglania go przejętym tonem, albo od zwyczajnego dbania o niego, ale żeby tak sobie z nimi o czymkolwiek porozmawiać... No nie, nie byli od tego i raczej już nigdy nie będą. Książki rozumiał bardziej od własnej rodziny. Potem przeprowadzili się do okolic trochę bardziej porządnych z bardziej przestronnym pokojem dla najmłodszego ze Scottów, gdzie książki nie musiały już leżeć na podłodze, bo na ścianach wisiały specjalne półki. Wtedy dostał swoje pierwsze okulary, a z roku na rok wzrok był coraz gorszy no i szkiełka trochę grubsze, ale czasami i takie trzeba ponieść ofiary za przynależność do najlepszego w Hogwarcie domu. Potem ojciec umarł przy którymś z niefortunnie zakończonych eksperymentów z dość niebezpiecznymi cieczami, a Raphael zastanawiał się, czy powinien płakać. Matka płakała. Rok. Poduszki były mokre, a potem nagle wyschły. Pojawił się za to dość nieprzyjemny pan z tak niepokojąco długim zarostem, że Krukon zastanawiał się, czy nie chowa w nim jakiejś nuklearnej broni. Chyba nie, za to matka usiłowała ukrywać, że nie zostaje na noc i ślady szminki na jego białej koszuli nie należą do niej. Były rodzinne kolacje. Było przedstawienie przyrodniemu rodzeństwu i uwierzcie albo i nie, Raphael był w tym wszystkim tak niemiłosiernie poprawny, że sam zaczynał zastanawiać się nad swoim zdrowiem psychicznym. Zero zdrowych reakcji, zero też niezdrowych. Emocjonalny kamień. Łamacz serc, ale wcale sobie tego nie wybiera. Robił to zazwyczaj samoistnie, bo skąd mógł wiedzieć, że pewne zachowania znaczą to, a inne jeszcze coś innego. Dopiero później to wszystko zrobiło się troszkę bardziej zabawne. Dopiero wtedy, gdy przyrodnia siostra weszła nocą do jego sypialni, zrzuciła szlafrok, a Scott (głaz przedziwny) powiedział, żeby spierdalała. Nie posłuchała, wręcz przeciwnie, pobiegła do rodziców i zrobiło się nieprzyjemnie. To były narodziny aroganckiego i pewnego siebie Raphaela. Czasami trzeba dostać mocno po twarzy, żeby potem oddać oprawcy (albo komuś, kto chciałby być oprawcą) ze zdwojoną siłą - nie, do cholery, nie nadstawiaj drugiego policzka. Drugi policzek pokazują tylko Puchoni. Krukoni ewidentnie poszukują logicznego rozwiązania sytuacji, ale czasami i nad nimi górę biorą emocję. Owszem, lubił być emocjonalnym głazem, ale po wielu latach praktykowaniu się w tym uświadomił sobie, że o wiele zabawniej jest być emocjonalnym głazem z tendencjami do emocjonalnych reakcji. Teoretycznie coś takiego w przyrodzie nie istnieje, ale praktycznie Raphael naprawdę nauczył się nim być. Stając mu dzisiaj na drodze, pamiętaj, że ten uśmiech niekoniecznie jest prawdziwy. Nieprawdziwa może być obojętność, zdenerwowanie, skonsternowanie... Nie ma w tym żadnego celu, żadnej metody, tylko cicha obserwacja ludzkich reakcji. Przydałby się jeszcze zeszyt w łapie i zapisywanie wniosków.
Zero pomysłów na jutro.
Urodził się w Londynie. W dość brudnej okolicy, bo rodzice ledwo wiązali koniec z końcem. Matka otwierała wtedy swoją cukiernię na Pokątnej, a ojciec zaczynał wielką karierę uzdrowiciela, bo wcześniej jakoś tak nie chciało mu się kończyć studiów. Raphael miał wtedy jeszcze rodzeństwo. To nie tak, że ich wszystkich wymordował i teraz jego starszy brat i siostra po prostu nie istnieją. Odpłynęli sobie ku przyszłości, ku odpowiedzialności, ku spełnieniu zawodowemu. Raphael, mając lat dwanaście, został sam na sam z rodzicami, usiłując robić dobrą minę do złej gry. Nie znał tych ludzi. Byli od wydawania poleceń, albo od ponaglania go przejętym tonem, albo od zwyczajnego dbania o niego, ale żeby tak sobie z nimi o czymkolwiek porozmawiać... No nie, nie byli od tego i raczej już nigdy nie będą. Książki rozumiał bardziej od własnej rodziny. Potem przeprowadzili się do okolic trochę bardziej porządnych z bardziej przestronnym pokojem dla najmłodszego ze Scottów, gdzie książki nie musiały już leżeć na podłodze, bo na ścianach wisiały specjalne półki. Wtedy dostał swoje pierwsze okulary, a z roku na rok wzrok był coraz gorszy no i szkiełka trochę grubsze, ale czasami i takie trzeba ponieść ofiary za przynależność do najlepszego w Hogwarcie domu. Potem ojciec umarł przy którymś z niefortunnie zakończonych eksperymentów z dość niebezpiecznymi cieczami, a Raphael zastanawiał się, czy powinien płakać. Matka płakała. Rok. Poduszki były mokre, a potem nagle wyschły. Pojawił się za to dość nieprzyjemny pan z tak niepokojąco długim zarostem, że Krukon zastanawiał się, czy nie chowa w nim jakiejś nuklearnej broni. Chyba nie, za to matka usiłowała ukrywać, że nie zostaje na noc i ślady szminki na jego białej koszuli nie należą do niej. Były rodzinne kolacje. Było przedstawienie przyrodniemu rodzeństwu i uwierzcie albo i nie, Raphael był w tym wszystkim tak niemiłosiernie poprawny, że sam zaczynał zastanawiać się nad swoim zdrowiem psychicznym. Zero zdrowych reakcji, zero też niezdrowych. Emocjonalny kamień. Łamacz serc, ale wcale sobie tego nie wybiera. Robił to zazwyczaj samoistnie, bo skąd mógł wiedzieć, że pewne zachowania znaczą to, a inne jeszcze coś innego. Dopiero później to wszystko zrobiło się troszkę bardziej zabawne. Dopiero wtedy, gdy przyrodnia siostra weszła nocą do jego sypialni, zrzuciła szlafrok, a Scott (głaz przedziwny) powiedział, żeby spierdalała. Nie posłuchała, wręcz przeciwnie, pobiegła do rodziców i zrobiło się nieprzyjemnie. To były narodziny aroganckiego i pewnego siebie Raphaela. Czasami trzeba dostać mocno po twarzy, żeby potem oddać oprawcy (albo komuś, kto chciałby być oprawcą) ze zdwojoną siłą - nie, do cholery, nie nadstawiaj drugiego policzka. Drugi policzek pokazują tylko Puchoni. Krukoni ewidentnie poszukują logicznego rozwiązania sytuacji, ale czasami i nad nimi górę biorą emocję. Owszem, lubił być emocjonalnym głazem, ale po wielu latach praktykowaniu się w tym uświadomił sobie, że o wiele zabawniej jest być emocjonalnym głazem z tendencjami do emocjonalnych reakcji. Teoretycznie coś takiego w przyrodzie nie istnieje, ale praktycznie Raphael naprawdę nauczył się nim być. Stając mu dzisiaj na drodze, pamiętaj, że ten uśmiech niekoniecznie jest prawdziwy. Nieprawdziwa może być obojętność, zdenerwowanie, skonsternowanie... Nie ma w tym żadnego celu, żadnej metody, tylko cicha obserwacja ludzkich reakcji. Przydałby się jeszcze zeszyt w łapie i zapisywanie wniosków.
Zero pomysłów na jutro.
____________________________________
Mam mało czasu, więc będę obstawać tylko przy naprawdę interesujących i wartych uwagi wąteczkach. Wiadomo, wolę więcej niż pięć zdań o tym, jak to ktoś się obudził, ubrał i zjadł. Ja się postaram, wy się postaracie i wszyscy będą szczęśliwi. Karta krótka i niefajna, ale pewnie zostanie kiedyś ulepszona. Mam nadzieję, że jakoś szczególnie bardzo nie odpycha...
[Ale on faaajny. :>]
OdpowiedzUsuńLindsey Craven
[ Mnie też się podoba. Zdecydowanie. ]
OdpowiedzUsuń[przyjemniaczek w karcie, przyjemniaczek w notce odautorskiej. Witam i zapraszam na wątek]
OdpowiedzUsuńWilson
[Kooocham imię Raphael *,* I Radiohead <333333]
OdpowiedzUsuń[A dziękować :) To co, jakiś wątek by się przydał, prawda? Masz może pomysły na jakieś powiązania czy jesteś z tych, co to zaczynać wolą?]
OdpowiedzUsuńSaga
[Raczej czytać, słyszenie głosów to chyba oznaka choroby psychicznej. :<]
OdpowiedzUsuń[Wybacz - sierota ma dwa okna otwarte, w dodatku na cudzym telefonie, i takie głupie sytuacje z tego wychodzą.]
OdpowiedzUsuń[Jak wymyślisz mi relacje i inne głupoty to nawet zacznę, o.]
OdpowiedzUsuń[ Też mogę obdarować miłością zawartą w serduszkach, łap: <3<3 (aż dwa!)
OdpowiedzUsuńBtw. pytanie straszliwie na miejscu - znamy się? ;> ]
[ Jaaa, to zmiana poprzedniego. Zamiast dwóch serduszek jest sryliard tylko nie mam tyle czasu, aby pisać je wszystkie. Ja nie wiem czemu nie rozpoznałam, ja słaba w zagadkach jestem ;< ]
OdpowiedzUsuń[ Jak zwykle marudzisz a jak zwykle nie masz na co, bo karta, może i krótsza od tej, którą czytałam dla Pottera, to jest zgrabniejsza i bardziej urzekająca. Takie kwiatki są, które wywołują na twarzy uśmiech, chociaż może nie powinny, bo nawiązują do tragicznych sytuacji.
OdpowiedzUsuńI jeszcze nie masz mnie dość? Jak nie to współpraca Raphaela i Nunnally byłaby wskazana. ]
[ Więc sobie możemy poczekać, jak ktoś fajniejszy Ci się na horyzoncie pojawi to spokoloko! Jak nie to moje ramiona są zawsze otwarte, aby przyjąć jakikolwiek Twój twór ;3
OdpowiedzUsuńI Boże, mam wrażenie, że to tylko ja na studiach nic nie robię, chociaż na środę mam przeczytać sto stron jakiegoś prawa (sic!) ]
[ Btw. na jaką ty filologię chodzisz, polską? I uwierz, wolałabym czytać książki, nawet cholernie trudne niż przyswajać wiedzę z prawa. To tak jakbym czytała spis telefoniczny ^ ^ ]
OdpowiedzUsuń[ Też miałam chodzić na polską, ale w ostatnim momencie zrezygnowałam. teraz jestem na bezpieczeństwie wewnętrznym - aktualnie samo prawo, kryminalistyka i kryminologia ;D
OdpowiedzUsuńZdecydowanie złe relacje są fajniejsze, ot co. Zwłaszcza jak się dobierze takich dwóch - powiedz tylko co mogłoby zirytować chłopaka do maksimum, a moja postać gotowa była to zrobić w przyszłości. Pozostając przy tym ciągle tą uśmiechnięta i miłą, udając że nic a nic się nie stało. Myślisz, że Raphael to taki człowiek, który chciałby się odegrać za popełnione krzywdy? ;> ]
[ Ona jest straszna, ale nie aż tak straszna, aby zabić członka czyjejś rodziny, bez przesady, nie róbmy z niej potwora ;D Ale co do ploteczek jest zdolna, tak po cichu, tak straszliwie niewinnie, ale skutecznie i bezwzględnie. Dla zabawy, od tak, bo jej się nudzi.
OdpowiedzUsuńJa nawet mam jakiś tam pomysł na wątek, wiec zabieram się za skrobanie, póki jeszcze nie zasypiam przy komputerze. ]
Gdyby przyszło jej do opisania swej osoby mogłaby się założyć, że znalazłaby u siebie więcej negatywnych cech niż znali je ludzie, którymi się otaczała. Gdyby przyszło jej opisanie swojego charakteru mogłaby się zdziwić jak wielka jest różnica miedzy tym jak ludzie ją postrzegają, a jaka jest naprawdę. Właściwie, powinna być z tego powodu zadowolona, bo budowanie swojej reputacji, swojej pozycji wśród uczniów zajęło jej długie lata. Nie postawiła zamku od razu - najpierw zajęła się stawianiem fundamentów, następnie dokładała powoli cegiełki. Mozolnie, pracowicie, bez spektakularnych efektów. A przynajmniej wtedy nie widziała swoich efektów, teraz były zdumiewające. Zadziwiające jak z osoby, która nie była znana nikomu, nawet własnym współlokatorkom, stała się popularna i, o dziwo, lubiana. Sęk w tym, że ludzie nie lubili jej, a obraz, który wykreowała. Swoją drogą, trudno byłoby TEJ Nunnally nie lubić - była zabawna, odważna, z wielką dozą dystansu do samej siebie i świata. Plus powściągliwość, która zdawała się być tylko uwieńczeniem tego wszystkiego.
OdpowiedzUsuńNic więc dziwnego, że nikt nie szukał w niej manipulatorki, straszliwej kłamczuchy, która zapełnia swój wolny czas wysysaniem opowieści z palca, które mogłyby kogoś zranić. Bo po co miałaby to robić? Miała wszystko co zachciała (soł teenage dream!) - czysto teoretycznie, bo tego czego naprawdę potrzebowała nigdy nie dostała. I nie zapowiadało się, aby kiedykolwiek jej pragnienie miało się spełnić. Wśród tych wszystkich sztucznych uśmiechów, przyjaciół, którzy byli tylko na chwilę, kiedy było dobrze, wśród mężczyzn, którzy adorowali, bo albo sami byli popularni (a to przecież taki schemat - popularny chodzi z popularną) albo chcieli tacy być, brakowało jej wiele. Ale nie skarżyła się, lepszy rydz niż nic.
I zjawił się ON. ON który nie wiadomo skąd dowiedział się prawdy, ON, który nią wzgardził, ON który prze samo swoje odkrycie stał się zagrożeniem dla jej pozycji. Nie zamierzała ego tak zostawić, chcąc wszystko jakoś złagodzić, dowieść że jego poszlaki są niewystarczające, że może mu wszystko wynagrodzić. Pomysł na jego nagrodę był banalny, głupi, ale na niego łapało się wielu, więc dlaczego nie miałaby spróbować właśnie z Raphaelem?
Znalazła go gdzieś na korytarzu na którym znajdowało się jeszcze trzech uczniów. Nie chcąc jednak mieć żadnych świadków złapała materiał jego rękawa i pociągnęła w stronę zaułka, gdzie jedynym towarzyszem dla nich mógł być portret jakiegoś grubego mnicha, siedzącego nad zwojami. Tylko on, ON i mnich, perfekcyjnie.
- Myślałam, że moglibyśmy zakopać jakoś ten niedorzeczny topór wojenny, który pojawił się znikąd. Nie wierzysz chyba, że to ja, prawda? - Zaczęła nie czekając na jego reakcję. Miała to do siebie, że zbyt bezczelnie ignorowała chęci drugiego człowieka. Jak chciała coś powiedzieć to mówiła, jak chciała śpiewać to śpiewała, a jak chciała kogoś pocałować to po prostu całowała. Więc mówiła. A mówiła zazwyczaj zbyt dużo, za szybko, zbyt entuzjastycznie. - Myślałam, że mogłabym być Twoją śnieżynką. Chociaż nie, Boże Narodzenie jest dopiero za miesiąc. Niedługo jest wyjście do Hogsmeade, wieczorne wyjście, do Trzech Mioteł. Liczę na to, że mógłbyś mi towarzyszyć, chociaż raz zignorować obowiązek prefekta. Co ty na to? - Dopiero teraz, unosząc delikatnie brew, wpatrując się w Raphaela, poczekała na jakąkolwiek reakcję z jego strony. Zmrużyła przy tym oczy w nieprzyjemnym oczekiwaniu, czując jak jej wargi zaczynają jej pierzchnąć. Za wiele razy wśród swej wypowiedzi przesunęła po nich wargami, chcąc je chwilowo nawilżyć. Taki mały nawyk, który był szalenie irytujący.
[ Obiecałam sobie, że moja następna postać będzie miała na imię Nunnally, zakochałam się w tym imieniu ; D
I nie lubię zaczynać, bo zazwyczaj nie mam pomysłów - ale z Twoimi postaciami jest jakoś inaczej. Zawsze coś mnie najdzie ;D ]
- Do zabawy w siostrzyczkę i braciszka znalazłabym kilkunastu innych mężczyzn, bardziej odpowiednich do tego niż ty. Oferuję Ci rozejm i wspólny wypad, dlaczego doszukujesz się w moich słowach drugiego dna?
OdpowiedzUsuńW tym momencie powinna, naprawdę powinna zrobić jedną z tych swoich niewinnych i straszliwie przekonywujących minek, którą ją jedynie śmieszyły. Czasami ,jak stawała przed lustrem i obserwowała jak wypycha policzki powietrzem, marszcząc przy tym brwi, zastanawiała się jak można być tak głupim i naiwnym, aby uwierzyć w takie coś. Zdawało jej się, że mimo tego, co osiągnęła, mimo tego wszystkiego, jej postawa z każdej strony krzyczała, że jest sztuczna, sztywna, wymyślona, całkowicie nienaturalna i niepasująca do tego świata. Wiec jeśli krzyczała to dlaczego ludzie wydawali się być tak głusi na to wszystko?
Mimo wszystko jednak zrobiła urażoną minę, cofając się od niego o krok i taksując go spojrzeniem. Kącik ust drgnął jej w złości, jednak kiedy powróciła wzrokiem do jego twarzy jej wargi wygięły się w delikatnym uśmiechu, tuszując cały zawód, którego doznała, kiedy usłyszała jego, co jak co, ale naprawdę nieprzyjemne słowa. Odrzuciła też myśl, aby zacząć tłumaczyć mu się ze wszystkiego, chcieć rozwiązać jakąś sprawę, zapytać dlaczego myśli, że to właśnie ona jest winna zepsucia jego reputacji. Czy kiedykolwiek dała mu powód, aby w nią wątpił, czy kiedykolwiek zachowała się nieodpowiednio do sytuacji, czy kiedykolwiek okazywała jakiekolwiek wrogie uczucia co do niego?
Pamiętała też jak tłumaczyła siostrze, że to nie wredni i pogardliwi Ślizgoni są największymi wężami w szkole, ale Ci co ukrywali swe złe intencje za maskami dobroci i niewinności.
- Myślę, że wyglądalibyśmy ze sobą naprawdę uroczo, pozwoliłoby Ci to wrócić na szkolne salony... Naprawdę, nie mam na myśli nic złego, nie próbuję zaciągnąć Ciebie do łózka, jeśli o to Ci chodzi. Gdybym chciała to już dawno tak by się stało, ewentualnie powiedziałabym Ci to wprost. Liczę tylko na miły wieczór w doborowym towarzystwie. - Nawet jeśli w jej pierwszych słowach doszukać można było urażonej dumy i nutki wrogości, a na pewno dozy kąśliwości, teraz ten ton całkowicie zniknął. Znowu mówiła swobodnie, jak gdyby nigdy nic, jak gdyby jego słowa gdzieś zniknęły, odpłynęły i stały się bezwartościowe.
"Mogłabym zabrać każdego, a padło na Ciebie, powinieneś być wdzięczny" - to zdanie znalazło się na końcu jej języka, jednak w ostatniej chwili przełknęła je, nie pozwalając aby wydostało się ono i trafiło do jej uszu. Nie sądziła, aby ten argument mógł przekonać mężczyznę, raczej byłby kolejnym gwoździem do trumny ich relacji. Raphael nie wyglądał na osobę potrafiącą znieść podobne słowa, jak gdyby ktoś robił mu łaskę, spędzając z nim czas. Nie wyglądał na taką osobę i zapewne nią nie był, dlatego musiała ważyć swoje słowa. Jeden nieodpowiedni ruch i mogłaby się w jakikolwiek sposób zdradzić, zaprzepaścić swoją szansę na poprawę stosunków. Co jak co, siała niezgodę, ale robiła to anonimowo. Nie mogła znieść myśli, że oliwa wypłynęła na wierzch i niszczyła wszystkie jej plany.
[ Tak sobie myślę, że gdybym spotkała taką osobę jak N. to bym ją rozszarpała - jest tak wybitnie wkurwiająca. Jest ucieleśnieniem wszystkiego, czego nie znoszę, przynajmniej powierzchownie. ]
[Ciekawa postać :)]
OdpowiedzUsuńJesteś Mikołajem dla Nox Jones. Powodzenia :)
OdpowiedzUsuń[Kurczę, postać świetna, zdjęcie wspaniałe i chciałabym wątek, ale pomysłu żadnego nie mam.]
OdpowiedzUsuńRamone (S)