Aloise Nathaniel Sacker || Rulon
Wigilijny prezent || Skąpy jak każdy Szkot
Krukon z VII klasy || Szukający
Bobrokaczka || Dementor
Brzoza i tentakula
Czystej krwi mugol
PLASK.
Odgłos siarczystego policzka wymierzonego w przyzwyczajoną już do tego twarz jest wręcz atrybutem Aloise'a, tak samo jak Atena miała wagę, a Zeus piorun, tak Sacker dostaje w pysk. Jakby go życie już wystarczająco nie pokarało w momencie, kiedy jego matka postanowiła jednak wyjść za gościa, którego w liceum nazywali Zasysaczem i Pompką. A potem jeszcze nazwała syna ALOJZY! Toż to na wejściu lufa do skroni i jedziesz, Werterze bez Lotty. To życie mogące być inspiracją dla filmów kina niskich lotów, historia o chłopcu z przedmieścia, który ma obciachowe imię, dziwne nazwisko, trójkę rodzeństwa i dwa psy albo na odwrót, aż pewnego dnia zjawia się na ganku jegomość w sukience na pewno nie będący księdzem i obwieszcza 'JESTEŚ MAGIKIEM'; a jeszcze jakby w głównej roli obsadzić Pattinsona, ach, cóż to byłby za hit! Jednakże znając Rulona, to rzuciłby pomysłem dodania do jego życiorysu paru brudnych epizodów, walkę z wiatrakami i wspaniałomyślne rozdziewiczanie ofiar satanistów, coby im życie ratować. Bo to ten typ, co podtekst wyłapie nawet w 'Te, gnoju, obiad gotowy', nie pytajcie mnie, gdzie, ale to wina ojca, bo nie chował wystarczająco dobrze swoich Playboy'ów. I tu powracamy do początku - nigdy nie zrozumie, że kobiet nie bawią aluzje, a oczy mają nieco wyżej. To taki typowy siedemnastolatek, żaden nad wyraz dojrzały książkowy cham - amant pokroju Rhetta Butlera, nie interesuje go przyszłość, hormony buzują i z automatu doprowadza wszystkich do szewskiej pasji.

Podobno bardziej nadaje się na Gryfona, bo po domu Roweny wszyscy spodziewają się omnibusów znających każdy podręcznik na pamięć, a nie kogoś, kto po prostu wie i się wymądrza. Źle podasz ingrediencje to głośne PFFF ĆWOK nauczy cię więcej, niż poprawka nauczyciela; godzinę przed lekcją przypomnisz sobie o pracy domowej? You gotta problem, motherfucker, nie da odpisać, bo ma źle, smok mu zjadł, a poza tym to nie jego wina, żeś wolał balować po nocy, zamiast jak on ślęczeć w bibliotece. Bo bardzo to lubi, szczególnie upodobał sobie czajenie się na ładniejsze dziewczątka między regałami, które zdejmując z półki książkę nie spodziewają się, iż po drugiej stronie pojawi się Rulon z jakimś tekstem albo zwykłym, obleśnym spojrzeniem. Przez mebel go nie walnie, a przynajmniej ma ubaw, gdy prychają, piszczą i wywracają gałami na jego widok, to dopiero samoocenę podnosi! Uściślijmy - nie robi tego w konkretnej intencji, po prostu uwielbia wkurwiać innych, Rulon jeden.
Typ człowieka 'taki ładny, a taki durny', bez problemu znalazłby sobie kogoś, gdyby nie odstraszał swoim szczeniackim stylem bycia, Niby zalicza się do ludzi atrakcyjnych, ma wielbione kręcone włosy, dołeczki w policzkach i błyszczące jak u lalki oczy, ale wygląda jak dzieciak. Nie jest zbyt wysoki, w porywach mierzy 172, chudy taki, a do tego jeszcze pajaca z siebie robi. Lubi robić z siebie metroseksualistę, dawno przerzucił się z bluz na koszulki z dekoltem w serek, które wręcz odkrywają tę klatę jak u szczura czoło, nie wspominając już o ciasnych spodniach, które znacznie pomagają mu w dręczeniu ludzi poprzez kręcenie im tyłkiem przed nosem. Niejeden pewnie szczerze współczuje jego kolegom z drużyny i z dormitorium, bo część obawia się o swoje bezpieczeństwo podczas przebierania. A nuż taki klepnie w pośladek? Do tego śpiewa pod prysznicem, chrapie i po kryjomu przenosi cudze kołdry na swoje łóżko.
- Nie ma chleba, co teraz?
- Bułke se kup, chuju.
[Nie mogłam się powstrzymać, bo od dwóch dni gapię się na ten ostatni gif, więc dodanie postaci w tej wymowie było nieuniknione ;_;
Napisałam to już pod kartą Scorpa - wątki lubię, odpisuję po swojemu i to w zasadzie tyle.
Szekszowny pan zwie się Robert Sheehan (tudzież SZIHA).]
[ słodki boże.......!]
OdpowiedzUsuń[HEYHEYEHEYEHYEHEYE I SAID 'HEY, WHAT'S GOIN ON' RULOOON <3]
OdpowiedzUsuń[NIAHAHAHAHAHAHAHAHAH *tak, to miał być szatański śmiech*]
OdpowiedzUsuń[A jak nie będzie to się nie odzywam, o!]
OdpowiedzUsuń[ mój zasypialski miszczu powiązań - weź zaszalej i czymś zarzuć co :D?]
OdpowiedzUsuń[Znaczy jaki problem? x.x]
OdpowiedzUsuń[OJEJ MISFITSOWA DUPCIA?]
OdpowiedzUsuńWilson
[ no co Ty, nie oglądałaś? Co do Scorpa nie śpiesz się, zawsze mogę pokombinować z wątkiem u tego tutaj loczka]
OdpowiedzUsuńWilson
[Jak zasłuży to przywali xD Rzucaj pomysłem, bejb. Relacjami też możesz, a ja spróbuję wykminić jakiś wącisz <3]
OdpowiedzUsuń[Booooooru Zielony, Roooobcio *,*]
OdpowiedzUsuńSaga/Arizona
[No ja wieeem, ja wieeem :D Ale ty też masz dobry gust do twarzyczek *,* To co, wącim nie? Saga ze Scorpem mają negatywne relacje do Arizona z Alojzym muszą mieć coś pozytywnego, a jakże! Pomysły tylko? :)]
OdpowiedzUsuńArizona
[A później i tak zaciągnie go do łóżka, nawet jeżeli musiałaby użyć siły, haha xD Mam pewnie zacząć, nie? Jeżeli tak to biblioteka może być? xD]
OdpowiedzUsuńArizona
[ja oglądam, kiedyś nawet w dużej ilości, bez tego w ogóle nie zajrzałabym do książki od angielskiego. To co, wąteczek czy mięczak pompka wypompował się z weny?;_;]
OdpowiedzUsuńWilson
[*_*
OdpowiedzUsuńPS. Ten komentarz naprawdę dużo wnosi <3<3<3<3<3<3<3<3<3<3]
Dominique
[mi pasuje, nawet o tym myślałam. Tylko teraz poproszę gwarancję, że pociągniemy ten wątek, dasz radę się naprodukować dla mnie?:)+ pasuje Ci, jeśli skrótem od imienia Alojzy będzie Alo w ustach Wilsona?]
OdpowiedzUsuńWilson
[ no nie? Od razu przechodzić do konkretów, a nie rozprawki o niczym pisać :D ale och, jestem tak bardzo w karcie zakochana <3]
OdpowiedzUsuńDominique
[Ten gif to seks tak w ogóle. I ZNOWU BĘDĄ SIĘ ŻREĆ x.x]
OdpowiedzUsuńKażdy w tej szkole, kto choć trochę znał Claire, wiedział, że lepiej jej nie wkurzać. Bo dziewczę było złośliwe, a o ile wolała darować sobie jakieś słowne potyczki, bo łatwo było trafić w jej czuły punkt i ją załamać, tak wolała mścić się po swojemu, doprowadzając ludzi do szewskiej pasji i samej ciesząc przy tym japę wręcz niewyobrażalnie. Ta, a potem wynikały z tego szlabany czy insze czyszczenie pucharów, ale była to już norma i nie będziemy o tym tutaj mówić, bo to podchodzi pod tajne przez poufne. W każdym razie trzeba sprawiać wrażenie, że się nie chce zabić woźnego za to, że jej każe latać ze szmatą, a póki wiedzieli o tym tylko ci, którzy jakoś przypadkowo na nią wpadli, nie było wcale źle.
No, ale pomijając oczywiste oczywistości... Summers aktualnie łatwo było doprowadzić do szału, naprawdę. Zwłaszcza, że zbliżało się te pospolite dwadzieścia osiem dni i chodziła nabzdyczona jak mało kiedy, a każdego, kto jej wlazł w drogę, miała ochotę po prostu poćwiartować. Tymczasowo zadowalała się wprawdzie jedynie darciem mordy i wylaniem waniliowego budyniu na łeb, ale jak już przyjdzie co do czego, to tak łagodnie nie będzie, niestety.
Snacker też ją wkurwiał. Niby nie zrobił nic konkretnego, nie zaczepił jej, nie rzucił głupim tekstem, nie zaszedł drogo, ale wystarczyło samo to, że się na nią dziwnie patrzył i robił jakieś dziwne miny, które można by dwojako odebrać. W końcu nie wytrzymała i podeszła do niego, z trudem się powstrzymując, żeby bez żadnego konkretnego powodu mu nie przywalić, chociaż rączki ją świerzbiły.
- Snacker, czy możesz się, do ciężkiej cholery kurwy nędzy, w końcu ogarnąć?! - warknęła, mierząc go takim spojrzeniem, że gdyby ów spojrzenie mogło zabijać, Aloise już dawno padłby trupem.
[no tak, tak. Rulon. Czemu właściwie Rulon?
OdpowiedzUsuńto zaczynaj kochana, będę czekać.]
Wilson
Arizona na pewno nie była typem osoby, która jak na skrzydłach leciała do biblioteki, szczerząc się przy tym jak głupia. Traktowała wszelkie książki jak zło konieczne, więc nic dziwnego, że była raczej rzadkim gościem między półkami, w przeciwieństwie do większości siódmoklasistów. W końcu w tym roku mieli pisać końcowe egzaminy. A że panna Blackburn miała je kompletnie w dupie, zamiast przesiadywać w bibliotece z nosem w książkach, wałęsała się po szkole, błoniach lub wybierała się potajemnie do Hogsmeade. Wszędzie, aby nie trafić do biblioteki. Zapewne zastanawiacie się teraz jak też to dziecię zdawało z roku na rok. I nie, nie jest to żadna wielka tajemnica, o której nikt się nie dowie. Szczęście, ot co. Powiadają w końcu, że głupi ma szczęście i w tym przypadku niewątpliwie się to sprawdza. Oczywiście, gdyby nie koledzy z roku, których Arizona owijała sobie wokół palca, a później niecnie nie wykorzystywała, nie udałoby się to jej tak łatwo.
OdpowiedzUsuńW bibliotece pojawiła się zaledwie dwa razy odkąd postawiła stopę w Hogwarcie. Pierwszy raz był w pierwszej klasie, kiedy postanowiła zwiedzić wszystkie zakątki szkoły bez wyjątku. Drugi miał miejsce w czwartej klasie, kiedy to dostała szlaban i musiała poukładać książki w kolejności alfabetycznej. Od tamtego czasu jednak omijała to pomieszczenie szerokim łukiem. Nawet dział Ksiąg Zakazanych jej nie kusił, a przecież wiadome było, że Arizona robi wszystko co jest niezgodne z regulaminem. Tak, złe, niedobre i w ogóle okropne z niej dziecię, co poradzić. Każdy ma swoje wady i zalety, a to nie jej wina, że kiedy rozdawano zalety, ona stała w kolejce po cycki, dupę i inne swoje atuty.
Niestety, czasami przychodzi taki dzień, gdy trzeba udać się gdzieś, gdzie niekoniecznie chce się być. I dla Arizony nadszedł taki dzień, bowiem okazało się, że znowu musi sama naskrobać krótki esej z zielarstwa. A że podręcznik do tegoż przedmiotu był... Cóż, w niezbyt najlepszej formie, musiała znaleźć coś innego, gdyż swojej książki nikt nie chciał jej pożyczyć. A gdzie szukać książek? W bibliotece, oczywiście! Czyli tam, gdzie Arizona właśnie się wlokła. Niechętnie, trzeba dodać. A widać to było z dość sporej odległości, co zdradzała jej kwaśna mina.
Weszła z lekkim wahaniem do biblioteki, rozglądając się dookoła. Przez chwilę stała jak głupia w jednym miejscu, nie wiedząc co począć. W końcu ruszyła przed siebie, licząc na swoje szczęście, że w końcu znajdzie odpowiedni dział. I w końcu znalazła. Co prawda musiała obejść dwa razy całą bibliotekę, co zajęło jej dobre dwadzieścia minut, ale w końcu trafiła. A teraz czas znaleźć odpowiednią książką. Ech, powodzenia, Arizono.
Arizona
[ oo. dobra. :3 nie zaczniesz prawda? z tej perspektywy troche mam utrudnione zadanie, a zresztą wiszę Ci jeszcze jedno zaczęcie...]
OdpowiedzUsuńDominique
[dobrze, postaram się być wtedy i odpisać skrzętnie, zobowiązuję się nawet]
OdpowiedzUsuńWilson
[omnomnom. <3 wacisz wyczuwam niechybnie, poza domem wprawdzie Rulon i Nocka nie maja ze soba nic wspolnego, wiec i tak watek. *-*]
OdpowiedzUsuńNox.
[ dobra. spróbuje coś naskrobać, ale najwcześniej jutro]
OdpowiedzUsuńDominique
[nie boj dupy, ogarniam sie w weekend i biore do blogasnej roboty, to Cie kiedys tam zlapie na gadulcu i razem cus wykminimy. Co dwie lepetyny to nie jedna. <3 bo jak widzisz po braku znaczkow polskich wciaz na komorce jestem i chuj. ._. Przydaloby sie spytac jeszcze - jak ida Ci probne? :3]
OdpowiedzUsuńNox.
[I'M COMMIN' NIGGA ;_;]
OdpowiedzUsuńPosiadanie współlokatorów w dormitorium miało jedną, podstawową wadę - oni byli wadą. Okej, na lekcjach mógł ich jeszcze jakoś znieść, potem trzy kawy i nawet się powłóczył z nimi po korytarzu, robiąc za Pałę Miesiąca, ale bez przesady. Naruszanie jego przestrzeni osobistej chrapaniem i hałasowaniem kiedy on w pozie mastera totalnego próbuje udać się do krainy snu i jednorożców ze złotymi łańcuchami oraz świecącym rogiem nie jest okej.
Minimalny jak na razie hałas tworzony przez szturchane butem drzwi kazał mu się przewrócić na drugi bok, czym wystawił się na polu walki, rozkładając do tego ręce 'strzelajcie, gnoje, my body is ready'. Oczywiście nie zdawał sobie z tego sprawy, w końcu ostatnio niczego takiego nie zrobił, by strach nie dał mu zasnąć. No, może raz czy dwa wylał na kogoś kawę, potykając się o rozwiązane sznurówki, ale to tylko tyle. Jak zwykle, nic nowego.
Wtedy hałas znacznie się nasilił, wybudzając zaskoczonego Gabrychę ze snu. Podskoczył i usiadł gwałtownie na łóżku, przecierając oczy, jednocześnie próbując zlokalizować źródło dźwięku rozrywającego bębenki o ósmej rano. Drzwi. Kiedy już jakoś widział na chociaż jedno oko, mógł nawet używać uszu poprawnie. Choć nie wiem jak używa się uszu niepoprawnie.
Rozejrzał się po dormitorium. Wszyscy jeszcze spali, niewzruszeni jakimiś szalonymi porannymi gośćmi. Wszyscy, tylko nie Gabryś, ofiara losu, która zawsze musi wystawiać się pierwsza i nadstawiać za kogoś policzki. Życie.
Kiedy naprawdę uznał, że dopóki natręt nie dostanie odpowiedzi to sobie nie pójdzie, podniósł się i ruszył do drzwi, żeby widowiskowo je otworzyć i wydrzeć mordę.
Jednak to pozostało tylko w sferze jego marzeń, bo kiedy to zrobił, nie zdążył nawet otworzyć ust, bo mocny kopniak powalił go na ziemię. Ktoś miał cela, trafił prosto w krocze, przez co Gabrycha leżał sobie(turlał się, tak szczerze) i jęczał. A potem jeszcze oberwał czymś w twarz. Zgadywał, że elementem garderoby, bo nie zabolało, jedynie ograniczyło pole widzenia i cuchnęło perfumerią.
- PRZESTAŃ WYSYŁAĆ MI PREZENTY, ĆWOKU!
Tak, to zdecydowanie był damski głos, a kiedy oberwał jeszcze raz bardzo ciężkim butem, był tego pewny. Cholera, może upił się ostatnio o wiele bardziej niż zwykle i po prostu nie pamiętał, żeby komuś coś słał? Aktualnie był zbyt zajęty rozprawianiem nad sensem egzystencji z obolałym ja, by się bardziej skupić.
[Oj tam oj tam, źle przeczytałam xD]
OdpowiedzUsuńZabić go to mało. Wrzucić go do jakichś lochów, do końca życia trzymać w odizolowaniu od reszty ludzkości, a gdy przyjdzie na to czas, zamęczyć z dziką wesołością i niezdrowym błyskiem w oczach. I jeszcze potem zatańczyć nad jego grobem. A gdyby ktoś jej potem powiedział, że w gruncie rzeczy Aloise nie był wcale aż taki wkurwiający, z pewnością by tego kogoś wyśmiała. Przynajmniej na obecną chwilę, bo tak normalnie to miała go gdzieś. Żył sobie, oddychał, mrugał, wykonywał inne czynności świadczące o tym, że jeszcze dycha i niech sobie tak jest. Ale niech, do ciężkiej cholery, przestanie żyć wtedy, kiedy ona z chęcią wszystkich by pogryzła, bo to się nie godzi!
Zagotowało się w niej, kiedy usłyszała jego słowa, a jeszcze bardziej, gdy popatrzył na nią tak... No, dwuznacznie w sposób zaawansowany. Zacisnęła dłonie w pięści i wzięła kilka głębokich oddechów, tłumacząc sobie w myślach, że przecież nie warto na resztę życia trafiać do azkabanu przez jakiegoś kretyna, który myśli, że jak będzie ją doprowadzał do szału to jest fajny.
- Chciałbyś, co? - zamruczała z jakże uroczym uśmiechem. - Oczywiście, ale tylko w twoich snach. W moich za to będzie to brutalny mord, kiedy najmniej się tego spodziewasz. Bez pejczyków i kajdanek, żeby to było jasne - warknęła, a uśmiech zniknął z jej twarzy.
[o Ty chytra. Niech będzie, że dla ułatwienia ja zacznę, ale tylko spróbuj się zastanawiać co odpisać przez sto lat, to hipogryf złamie Ci rękę, postaram się o to!]
OdpowiedzUsuńJackpot Wilson - jeżeli komukolwiek kiedyś to nazwisko kojarzyło się z uczniem pilnym, ambitnym i niegłupim, to w czasie siedmiu lat w Hogwarcie powoli się to zmieniało, aż w końcu, kiedy postanowił niezbyt samodzielnie, że zostanie na ósmy rok w ukochanej szkole, wierzące niedobitki po jego "Trollu" z kolejnego przedmiotu na OWTM-ach ulotniły się niechętnie. Nie miał jakiejś wielkiej presji napierającej na niego ze strony rodziny. Jego matka była mugolką, chociaż wymagającą co do znalezienia synowi dobrze płatnej pracy i żony, a ojciec był sprzedawcą kociołków, po którym najpewniej odziedziczył ambicje niskich lotów. Miał jednak też dalszą rodzinę, najwyraźniejsza w niej była siostra ojca, która nie miała ani męża ani własnych dzieci tym bardziej, do tego była matką chrzestną Wilsona. Krew nieskażona szlamem od pokoleń nie pozwoliła jej porzucić chrześniaka wielkiemu światu na pożarcie, kiedy zakończy edukację, wiec naparła na niego jak mogła. Wyjec przychodził za wyjcem każdego dnia. Czerwone koperty spadały jedna za drugą o porannej porze, wlatywały trzymane przez niezłomną sowę ciotki Wilson. Aż raz, a trwało to długo, zdecydował się na poprawę oceny z transmutacji na co najmniej Z(Zadowalający). Nie był jednak ani omnibusem, czy nawet przeciętniakiem z tej dziedziny, toteż nie dziwota, że prędzej czy później musiał poszukać sobie jakiejś niewinnej owieczki, która zrobi za niego referat. Bardzo ważny, dotyczący jednak rzeczy, która dla Jackiego istotna wcale nie była. Pierwotnie były to przypadki zamiany całych budynków w magicznym świecie, ale nauczycielka, która niewątpliwie uwzięła się na ślizgona, dowaliła jeszcze "jakie znamy zaklęcia(prócz tych podstawowych) przywracające te rzeczy na swoje miejsce". Dwie rolki pergaminu jak nic.
Nie ukrywajmy, Wilson nie miał zbyt dobrych stosunków z nikim, a prace domowe zwalał zwykle na co głupszych kumpli z dormitorium, którzy byli skłonni pomóc(w takim razie co robili w Slytherinie?), ale tym razem żaden nie wyraził zgody, zwłaszcza, że nauczycielka zapowiedziała, iż każda plotka która do niej dotrze jakoby Jackie od kogoś ściągał będzie surowo karana nie tylko dla ściągającego, ale też dla pomocy mu w tym nielegalnym zajęciu.
Nie miał pomysłów, toteż przeszedł się po korytarzu na najwyższym piętrze, gdzie akurat mieściło się wejście na Wieżę Ravenclaw. Może czekał na kogoś konkretnego, może tylko liczył, że wpadnie mu w ręce jakiś przemądrzały kruczek, który chętnie pomoże, aby dowieść co to mu nie straszne.
Pech chciał,albo może szczęście, że po schodach prowadzących do Pokoju Wspólnego krukonów zszedł niejaki Sucker, lub Sacker. Wilson nie pamiętał nawet jak ów gość ma na nazwisko, chciał tylko kogoś do brudnej roboty.
- Przyjacielu, kolego najdroższy...- zaczął czule i ckliwie, ni z gruchy ni z pietruchy.- Mogę na ciebie liczyć, co?
Uśmiechnął się cwanie, ale oczy miał pełne nadziei podnosząc trochę w górę książkę do transmutacji dla ostatnich klas.
Wilson
Wilsonowi mina zrzedła. O nie, skąd on teraz wytrzaśnie innego łosia? Chciał choć raz dostać dobrą ocenę, ale uczenie się nie wchodziło w rachubę. W bibliotece szkolnej nie był przynajmniej cztery lata, do tego ostatnim razem tylko aby podrzucić łajnobombę nudnej bibliotekarce. Co do tych OWTMów to coś wybrać musiał, inaczej bujałby się z miejsca w miejsce od nauczyciela do dyrektora, którzy nie wiedzieli co z nim robić, bo nie wybrał jeszcze jednego przedmiotu a do tego nie spodziewał się wielce trudnych zadań. Ta, ze wszystkiego był głupi jak but, albo raczej olewał każde lekcje i wszystkim udowadniał swoją nieambitność. Tym razem miało być inaczej. Nie, żeby postanowił sobie wziąć się za naukę. Po prostu stwierdził, że skoro już raz ten materiał przerabiał, to teraz nie musi tego robić znowu. Nie zauważył, że przecież w tamtym roku mu się nie udało.
OdpowiedzUsuńTak czy siak nie na siebie był zły, tylko na nieuczynnego krukona. Do Diabła, Wilson był ślizgonem! To do nich należały spryt i dążenie do najlepszego, nie zawsze honorowo. A przecież wyzyskiwanie kolegów z klasy(nie z Domu) zaliczało się do dążenia. Do zaliczenia transmutacji.
No i niemiłosiernie wkurwił go pouczający głos Suckera(tak go w myślach nazywał póki nie skojarzy jak ma naprawdę na nazwisko lub imię loczkowaty).
- Po to jesteś mi potrzebny, kolego, żebym nie musiał chodzić do tej wylęgarni moli i brzydkich panien.- warknął już nieco groźniej. Przed incydentem w czwartej klasie, kiedy to oślepił pewną(o ironio) krukonkę, Wilson zwykł nawet tupać nogą, kiedy czegoś chciał, a ktoś nie chciał mu tego dać. W takiej odsłonie nikt później nie zobaczył zimnego, uszczypliwego ślizgona.
Wwiercał się morderczym spojrzeniem w Suckera, jakby miał zamiar przewiercić go na wylot, zwłaszcza jego głupią główkę, która ubzdurała sobie, że można odmówić egoiście pokroju Jackpota.
Zacisnął palce mocniej na księdze do transmutacji.
- Czego byś chciał w zamian, nieudany przeszczepie instynktu samozachowawczego?- zmrużył podstępnie oczy. Wiedział, że wszystko zawsze ma jakąś cenę. Miłość, przyjaźń, rodzina. Referat z transmutacji tym bardziej.
Wilson
[ Jaki ten Rulon boski jest :)]
OdpowiedzUsuńRoxy
Nazwał go w głowie cholernym uparciuchem, ale nie zamierzał się poddać. Wszak zawsze dostawał czego chciał.
OdpowiedzUsuńPrzewrócił oczami. Oczywiście, że z jego szczęściem było do kitu, skoro z przynajmniej dziesięciu krukonów z jego klasy na transmutacji musiał trafić na Suckera. Postanowił jednak udać nieco milszego w nadziei, że chłopak zmięknie i ulegnie pod naciskiem jego nieustannego proszenia.
- No, weź.- mruknął, krzywiąc się niepewnie.
Nie był to żaden argument, bo ślizgon żadnych racjonalnych nie mógł wymyślić. Jest leniwy, nie umie się uczyć, nie chce zostać kolejny rok w tej samej klasie? To nikogo poza samym Wilsonem by nie przekonało do pomocy mu. Możliwe, że chłopak miał też dość wiecznego bycia tłumokiem z każdego przedmiotu (bo pomijał tyle lekcji, że nawet jeśli z czegoś był dobry to nikt o tym nie wiedział), ale prędzej dźgnąłby się nożem w kolano niż przyznał komuś do tego. Widział i wiedział, że Sucker się nie podda i nie ustąpi, toteż przybrał bardziej skruszony wyraz twarzy. Teraz już naprawdę mu zależało na tej pracy. Rozglądał się wokół jakby nie rozmawiał z krukonem, mówiąc:
-A możesz mi chociaż - odchrząknął stanowczo za długo jak na swoje normy -...pomóc?
Dokończył z trudem. Nie miał zwyczaju nikogo prosić o pomóc. O przysługę tak. Rozkazywać też umiał jak nikt inny. Ale żeby ON miał coś zrobić z czyjąś pomocą już niekoniecznie. Podświadomie czuł się niesamowicie poniżony - jak ktoś śmiał mu odmówić! Ale na zewnątrz tego nie okazywał, w każdej chwili gotów aby odwrócić się na pięcie i szukać dalej kogoś, kto obrobi za niego transmutację.
A jednak spojrzał wyczekująco na krukona.
Wilson
- W takim razie możesz sobie jedynie pomarzyć - stwierdziła i z trudem powstrzymała się od wyrwania dłoni z jego uścisku. Szczerze mówiąc, nawet jeśli dzisiaj ktoś się o nią otarł zupełnie przypadkowo, miała ochotę po prostu ukatrupić, a co dopiero, jeśli ktoś celowo jej dotykał. - Dopadnę cię, kiedy najmniej będziesz się tego spodziewał. Wtedy w ogóle nie będzie przyjemnie - wzruszyła ramionami i wcisnęła ręce do kieszeni bluzy, żeby mu nie przyszło do głowy znowu w jakikolwiek sposób ją ściskać. Bo normalnie wrrr i tyle.
OdpowiedzUsuńNormalnie to ona pewnie wdałaby się z nim w przepełnioną podtekstami dyskusję, bo nie należała do tego typu dziewczątek, które czują się urażone, jeśli ktoś im chamsko spojrzy na cycki czy na tyłek. Miała nawet stałego partnera od takich dziwnych rozmów, coś typu ''są trzy dziurki, lepiej wkładam palce'', czy inne takie stożki, ale to jeszcze zależało od humoru. A obecnie ten humor był w stanie krytycznym i ledwo dychał. Cóż, Summers jakoś zawsze potrójnie odczuwała pms i to się niestety odbijało na reszcie społeczeństwa.
Uniosła brwi, słysząc jego pytanie i przekrzywiła lekko głowę, niby wielce zaciekawiona. No, może nie mija się to do końca z prawdą.
- A skąd ci się nagle wzięło takie pytanie, co?
Najpierw nie wiedział o co chłopakowi może chodzić, kiedy gestem przywołał do siebie przechodzących akurat obok kruczków. Momentalnie Wilson zbladł i spoważniał słysząc co SUCKER wygaduje. A niech go szlag, myślał ślizgon i ciskał w myślach wieloma innymi, groźniejszymi przekleństwami. Był chyba najstarszy z nastolatków w tej szkole, a taki głupek z niego był pod względem wiedzy, że upokarzało go to na każdym kroku.
OdpowiedzUsuńSpoglądał to na krukonów, a to na ich starszego kolegę z Domu, zastanawiając się czy przystać na to i zbłaźnić się w ich oczach albo odmówić i czekać na inną łaskawą owieczkę zmierzającą na Wieżę. Z drugiej strony nie chciał marnować czasu i prosić każdego kogo spotkał o pomoc. Jedna osoba wystarczyła, aby czuł się zażenowany przez resztę dnia. Jednak teraz miał powtórzyć to, co przed chwilą powiedział, przed wychowankami Domu Kruka, co wyszłoby na to samo co druga opcja, której wcześniej nie rozważał zbyt głęboko.
Westchnął. A co mu tam. I tak wszyscy wiedzą, że nie jest zbyt godnym czarodziejem. Wbił wzrok w loczkowatego i rzekł szybko, na jednym wdechu:
- Czymożeszmipomócwpracyztransmutacji?- wydawało mu się, że stał na tyle blisko SUCKERA, aby ten go usłyszał, niekoniecznie udało się to grupce uczniów stojących obok, bo mówił zbyt niezrozumiale i trzeba by było się wsłuchać. Nie uśmiechało się mu jednak powtarzać.
Zresztą, co? Powiedział co było w umowie, włożywszy ręce do kieszeni szaty i wbił triumfalny wzrok w bruneta.
Wilson
Triumfalny wzrok nie wziął się z faktu, że Wilson lubił się poniżać, bo nienawidził tego bardziej od całego świata; bardziej o to, że nie musiał się powtarzać, zresztą krukonów nie bardzo to obchodziło jak zdążył się po wszystkim przekonać. Coś łatwo poszło z tym gościem, myślał, ale cieszył się z tego faktu tak samo jak wątpił.
OdpowiedzUsuńSzybko zawinął do dormitorium, chwytając w ręce pusty pergamin leżący gdzieś na podłodze, bo ślizgon nie był zbyt porządnicki, żeby nie powiedzieć, że bałaganiarz i flejtuch z niego okropny. Pióro, trochę atramentu i wrócił się po książkę, którą wcześniej z chwilą wejścia do pokoju rzucił na łóżko. Wyszedł i sapał niesamowicie po biegu niczym w maratonie i to po schodach, a więc "pod górkę"! Czekał na krukona w umówionym miejscu, co jakiś czas bawiąc się różdżką, a to chowając ją i dziobiąc przy paznokciach jak panienka jaka. Rozglądał się zirytowany z cztery razy, a później znów się uspokajał i wracał do robótek przy skubaniu okładki książki do transmutacji.
[to teraz czeka, bo ja nie wiem co ty kombinujesz, czy Sacker się zjawi czy nie :"(]
Wilson
[No niestety się urwał, a już miałem nadzieję, że może się pobiją xD Jak dla mnie mozę być. A masz jakiś pomysł na fabułę? :)]
OdpowiedzUsuń[No niestety do kapitana mi bardzo daleko :P Wiesz, że mi też wpadło do głowy to, że mimo tego, ze Twój jest szlamą to jednak Chris go polubi i zostaną czymś w rodzaju bardzo dobrych kolegów. Ale Aloise zdaje sobie sprawę z tego, ze Chris ma ciężki charakter i że zachowuje się normalnie tylko jak nie w pobliżu znajomych z jego domu. Chłopak to zaakceptuje i po prostu na korytarzu bedą udawali, że się nie lubią xD nie wiem takie coś mi przyszło do głowy XD ]
OdpowiedzUsuń[Ok xD Nienawidzę zaczynać, bo nigdy nie wiem w jakim miejscu xD Niech będzie na jakieś lekcji, bo jednak nie za bardzo mi przychodzi co innego do głowy xD Jak coś to zawsze możemy zacząć jeszcze raz XD]
OdpowiedzUsuńChristopher nie należał do tumanów, wręcz przeciwnie. Był inteligentny i mądry. Tylko leniwy. Uważał, że na zajęciach w szkole uczą ich mało przydatnych zajęć. Więc po co zaprzątać sobie głowę jakimiś bzdetami. Z przedmiotami sobie radził, choć oczywiście mógł mieć o wiele lepsze stopnie, gdyby trochę posiedział nad książkami. Większość przedmiotów po prostu zlewał. Wyjątek stanowiły Eliksiry. W tym czuł się pewnie, bo to jedyne co tak na prawdę go interesowało w tej szkole.
Właśnie teraz siedział na lekcji w lochach i ważył eliksir. Starannie odmierzał składniki, w końcu cenił sobie precyzję. I wszystko byłoby świetnie, gdyby nie fakt, że obok niego siedział Aloise, który samą swoją obecnością doprowadzał go do szewskiej pasji. Starał się nie zwracać na niego uwagi, ale chłopak po prostu był irytujący. I do tego szlama! I siedział obok niego! Za dużo tego wszystkiego jak na jeden dzień.
Ale nie mógł się tym przejmować, bo jeszcze się pomyli i mu eliksir nie wyjdzie. I prawie by mu się to udało, gdyby nie fakt, że chłopak obok niego tak nieudolnie zaczął kroić składniki, że jeden z nich wyślizgnął mu się spod noże i uderzył w Chrisa. W tym momencie miarka się przebrała. Ślizgon spojrzał na chłopaka z mordem w oczach.
- Czy możesz uważać? Nie dość, że muszę znosić teraz twoje towarzystwo to jeszcze nie dajesz mi się skupić - syknął do niego cicho, bo nie chciał drzeć się na całą klasę. Pomimo tego, że się w nim gotowało.
Aloise spojrzał na niego z obojętnością co jeszcze bardziej zdenerwowało Nightwooda.
- Już dostatecznym upokorzeniem dla mnie jest siedzenie obok takiej szlamy jak ty. Więc z łaski swojej zachowuj się jak powietrze, abym mógł zapomnieć o twej obecności - prychnął.
[Może być? xD]
[Fak, totalnie mi umknęło to, ze jest starszy xD Ale wtopa XD Ale dobrze sobie poradziłaś :P]
OdpowiedzUsuńChris był cierpliwy jeśli tylko chciał. Jednak czasami po ciężkim patrolu i sprzeczkach z uczniami po prostu wysiadał. Gdyby dzień wcześniej zaszła podobna sytuacja zapewne po prostu obrzuciłby Krukona spojrzeniem pełnym pogardy i nie zwracał na niego więcej uwagi.
Jednak dziś był nabuzowany i nie miał zamiaru nikomu odpuszczać, a tym bardziej nie jakiemuś mugolakowi. Po prostu trzeba jakoś odreagować, a chłopak obok nadawał się do tego idealnie. Poza tym... On samym swoim sposobem bycia był jakiś nie halo. Jak można dać się tak łatwo umieścić na zajęciach młodszej klasy? Gdyby Chrisowi zdarzyła się podobna sytuacja od razu zgłosiłby to tam gdzie trzeba i już. W końcu nikt by mu nie rozkazał siedzieć z młodszymi.
Stał skupiony nad swoim eliksirem. Po prostu tak usilnie starał się nie zwracać uwagi na chłopaczka obok, którego nawet jego koleżanki nienawidziły.
Kiedy chłopak stanął obok niego i dotknął prawie jego ramienia Nightwood stanął jak wryty. Co on sobie wyobrażał? Jak śmiał tak przy wszystkich? Chris długo pracował na swoją opinię i nie miał zamiaru pozwolić, aby jakiś Krukoczyna mu ją zszargał.
- Chcesz koniecznie zginąć? - syknął do niego jadowicie - Czy po prostu jesteś tak głupi, że nie wiem z kim zadzierasz?
Zmierzył go chłodnym spojrzeniem. Aloise mógł chociaż się wkurzyć czy coś. A on stał po prostu jak gdyby nigdy nic. To nie podobało się Ślizgonowi jeszcze bardziej.
- Skoro ty tym rzucasz to sam sobie po to idź. Nie jestem twoim Skrzatem Domowym. Masz rączki i nóżki to to wykorzystaj - powiedział z politowaniem.
I co jeszcze? Może miał mu do tego zrobić cały eliksir?
Wielu mogłoby myśleć, że Chris ma wielu przyjaciół. W końcu bardzo często był w centrum uwagi i zawsze kręcił się koło niego tłumek osób. Dziewczyny za nim szalały, faceci witali go za każdym razem gdy przechodził korytarzem. Jednak mimo wszystko w głębi był samotny i zdawał sobie z tego sprawę. Nie miał tak na prawdę nikogo znajomego z kim mógłby pogadać i kto zaakceptowałby w pełni jego charakter i zachowanie. Starał się udawać, że nic a nic go to nie obchodzi. Nadrabiał to wszystko ciętymi uwagami, komentarzami, dokuczaniem innych. Dzięki temu ludzie go zauważali. Nawet jeśli nie pałali do niego szczególną sympatią lub wręcz go nienawidzili i tak go dostrzegali. Był znany. Ale tak na prawdę nikt nie chciał go zrozumieć, ani nawet się nie starał. Dlatego uważał się za samotnego wilka.
OdpowiedzUsuńI nie miał zamiaru nikomu zwierzać się ze swoich problemów. Był niemiły dla osób z mieszaną krwią, bo tak nauczyli go rodzice, poza tym nie miał zamiaru ich zawieść, zwłaszcza, że pokładano w nim spore nadzieje. Nawet chcę mu zaplanować małżeństwo. A Chris nie ma w tej kwestii nic do powiedzenia. To rodzice decydują z kim ma się zadawać. Najczęściej są to jakieś sztywniaki, z którymi znajomość może przynieść rodzinie wielkie korzyści na przyszłość.
- Problemy? - prychnął - A kto tu mówi o problemach. Po prostu zajmij się swoimi sprawami i staraj się nie wchodzić mi w paradę, a na pewno bez większych komplikacji przeżyjemy obaj te zajęcia. Później się rozejdziemy i po sprawie - wyjaśnił obojętnie nawet nie patrząc na chłopaka.
W całej jego wypowiedzi dało się słyszeń pewną zmianę tonu, jednak on sam nawet przed sobą nie chciał przyznać z czego ona wynika.
[h3h3h3h3, tak już w życiu jest. :D]
OdpowiedzUsuńAnne Longbottom
Usuń[przestań, jestem chamem i nie odpisuję dzisiaj prawie nikomu]
OdpowiedzUsuńWilson
Drażnił go, tak bardzo go ten chłopak drażnił. Oczywiście mógł sobie zgrywać pozera i przybrać postawę "Nic mnie nie rusza" jednak Chris wiedział jaka jest prawda. Jeśli ktoś ma coś do ukrycia lub nie chce powiedzieć, że jednak w głębi duszy go to rani przybierał właśnie taki system obronny. Ludzie nie lubią szczerości, a np. Nightwood momentami był za szczery, co w znacznym stopniu wpływało na ilość jego wrogów lub ludzi, którzy nie pałali do niego zbytnią sympatią. I oczywiście ludzie nie lubili mówić o sobie i o tym co czują. Wielu twierdziło, że właśnie w taki sposób łatwo pokazać swoje słabe punkty. I oczywiście mieli rację. Chris już nie raz takie coś wykorzystał i jakoś zbytni się nie przejmował tym, że mógł bardzo urazić drugą osobę. Był wredny i niemiły - z tego również zdawał sobie sprawę.
OdpowiedzUsuń- Zachowuje się adekwatnie do sytuacji. I do osoby, z którą prowadzę rozmowę - powiedział tylko nie zaszczycając go spojrzeniem.
Jego eliksir był już prawie gotowy. Miał taką wielką ochotę wypróbować go na Krukonie, jednak wiedział, że nauczyciel nie byłby tym zachwycony.