Gustav Philemone Leach
Urodził się w roku dwa tysiące
piątym (dla humanistów 17 zaliczone), gdzieś tam w Anglii, gdzie
kończył swe pierwsze przedszkole czy podstawówkę.
Później za sprawą przyniesionego przez sowę listu dostał się do najzwyczajnej szkoły, zwanej Hogwartem. Oczywiście z góry wypisane były dzieje tegoż chłopca, ponieważ wywodzi się z dostojnego, bogatego rodu, który w ostatnich latach zyskał sławę swym powodzeniem na giełdach. Jednakże mając już tyle
wiosen za sobą, rodzice nie byli w stanie odchować porządnie syna
i ten, skorzystawszy z wolności, że
tak się wyrażę, przegiął pałę i wyleciał z domu. W podobnej sytuacji znalazł się jego kumpel,
który zamiast się dalej edukować w Szkole Magii i Czarodziejstwa, poszedł do pracy i zmywa kufle
po żulerii w jakiejś Londyńskiej, magicznej knajpie (bodajże można natknąć się na niego w dziurawym kotle). Nie chcąc
podzielić losu przyjaciela, ogarnął swe dupsko i do Hogwartu przybywa z jakże ogromnymi ambicjami, by ukończyć szkołę bez żadnej bójki czy też wpadki z zostawionymi dilerkami na szafce szkolnej. Także zero zabaw, zero picia, zero
wysadzania pokoi nauczycielskich czy też innych eksperymentalnych
ekscesów. Rozumiemy się?
Jak do tej pory z nauką szło
mu kiepsko, jednakże nie na tyle fatalnie, by kiblować niczym
skretyniały ogr zamieszkujący dolinę półgłówków. Dlatego z dumnie uniesioną brodą wstąpił do klasy
VII reprezentując Slytherin - swoją drogą wizerunek jego osoby bardzo łatwo jest przypisać do stereotypowej, Ślizgońskiej maniery. Nie, żeby chłopak był zarozumiały. Po prostu czasem trafia się na takich ludzi, których lepiej mijać szerokim łukiem.
Tęczówki o odcieniu brudnych lapisów,
spoglądające z dziką tajemniczością. Lśniące intrygą, znacznie odznaczające się od opadających na czoło słomianych kosmyków rozmierzwionej grzywki.
Czubkiem głowy sięga stu dziewięćdziesięciu centymetrów. Swą budową prezentuje niczym
zawodowy koszykarz dbający o swą muskulaturę. Na kłykciach w świetle dziennym można dopatrzeć się lekkich zarysowań po niespodziewanych bójkach, w które wdawał się już od dziecka.
Ostatnio przy śniadaniu posłyszał, iż współlokatorzy
obawiają się o swoje tyłki, układając teorię spiskową a propo
tego, iż jes on gejem. Rzecz jest to bowiem absurdalna, gdyż to
cham i prostak jakich mało i absolutnie nie toleruje związków
homoseksualnych. Raz sprał jednego piętnastolatka za to, że wyszedł z łazienki z drugim kolesiem za rękę.
Lubi
przesiadywać sam, czytać książki, szkicować na końcach zeszytu
nierealne, cyberpunkowe wizje architektoniczne. , Mimo zamkniętości na rzeczywistość, za nic w świecie nie
pogardziłby projektem iks u przyjaciela. Ulubionym kolorem jest
brązowy. Warto wiedzieć przede wszystkim, iż jest nieprzeciętnym skurwielem.
Nawet najdzielniejsi mają swoje pięty Achillesa. Ciekawostką jest
to, iż nienawidzi ropuch. Raz kiedyś jedna wskoczyła mu
na zeszyt podczas lekcji eliksirów, gdy to kociołek stał na
blacie, on zaś notował składniki. Biedaczek dostał takich napadów
lękowych, iż swym wrzaskiem ogłuszył kolegę na dobre kilka godzin, zaś drżącymi dłońmi wylał artament do kociołka. Wywar zawrzał i pianą eksplodował na pół klasy. O ropuszcze nawet nie wspomnę, gdyż ta historia nie skończyła się dla niej szczęśliwie.
Przerażają go także małomówni
ludzie, czytający książki uczniowie oraz wkasane koszule (kojarzone u niego z totalnym gejostwem, wypychanie sobie gaci materiałęm, jakby i tak nie było tam wystarczająco ciasto i gorąco) . Za niesubordynowany strój przez bity rok miał uwagi i ujemne punkty.
Rzeczy które lubi, a jest ich naprawdę garstka: małe koty, mleko kokosowe.
WHATEVER
słowem wstępu:
cześć, zawsze odpisuje, chyba, że stracę jakąkolwiek nadzieję na zbudowanie patologicznej relacji (ps. tylko takie uwielbiam), wtedy mogę cię zlać. Ale to naprawdę musi być już bardzo źle.
Coby was nie zachęcać, dodam, że to brutal jakich mało. Chodząca bomba zegarowa, która w najmniej oczekiwanym momencie.
do dyrekcji: wiem, że miejsca się skończyły, ale to nie musicie mnie dodawać, ja poczekam aż ktoś wyleci czy coś. No bo to taka postać stworzona dla domu, a ów dom dla tej postaci :)
JEST ZŁYY, BARDZO ZŁY - UCIEKAJCIE OD NIEGO!
[cześć Licz!]
OdpowiedzUsuńWilson
[ umrzyj, bijacz. Margo ma konkurencję w prostakowaniu i chamskim zachowaniu. za karę piszesz wątek, wszystko jedno jaki, mogą się nawet zagryźć. a jak nie, to rzucę mu ropuchę. ]
OdpowiedzUsuńMargo
[A czemu on nie lubi gejóóóów? x.x]
OdpowiedzUsuń[Heeeeej. Ładnie przedstawiony postaciek, chociaż na nieszczęście Alvinek miałby u niego przechlapane ze swoją homosiowatością. Niemniej jednak można by taki jakiś własnie wątek z wykorzystaniem tego stworzyć. Co Ty na to?]
OdpowiedzUsuń[O ja, on ma najcudowniejsze pierwsze imię świata <3 No i ta patologia. Moja Ramcia sie chyba do niej zalicza, więc jak chcesz, to możemy jakiś wątek sklecić :3]
OdpowiedzUsuńRamone (Slyth.)
[Proszę, proszę co za ciekawa postać :P Jaka emanuje od niego negatywność. To mi się niezmiernie podoba :) Zaciekawiła mnie Twa osoba]
OdpowiedzUsuń[ bardzo mi się spodobała Twoja postać:) może jakiś wątek? :D ]
OdpowiedzUsuń[Czemu Gustav lubi małe koty? O.o]
OdpowiedzUsuńAnne Longbottom
[Ale on się zachowuje tak, jakby chciał je zjeść.]
OdpowiedzUsuń[Jak dla mnie pomysł jest bardzo fajny xP Chris jest porywczy i jemu nie trzeba za wiele do bójki :P ]
OdpowiedzUsuń[Hmmmmmmm... Bóg tak chciał? Czy tam matka natura? A może Erneś farbowany? Któż to wie, któż to wie... :>]
OdpowiedzUsuńZachowuje się, jakby pierwszy raz był w tej szkole. Przecie to istne bagno, Sodoma i Gomora razy tysiąc, mieszanina głupków, chamów i prostaków, więc czego się spodziewał? Utajonego wydmuchania noska w jedwabną chusteczkę? A od czego są rękawy szaty? To nic, że już pokrywają je resztki śniadania. Nie to, że da się do tego przyzwyczaić, ale zwyczajnie.. po jakimś czasie odechciewa się na to zwracać uwagę. Jasne, niektóre przewinienia rażą tak samo, jak za pierwszym razem, ale wystarczy szybka dycha, wdech-wydech, wdech-wydech, wydech, wydech (poszły dwa bez wdechu, odlot) i człowiek bardziej optymistycznie patrzy na życie.
OdpowiedzUsuńW świecie Margo już dawno nie funkcjonowały takie pojęcia jak "zdenerwowanie" czy "irytacja". Ostatnio bywała chyba najbardziej spokojną osobą w całej tej szkole. Po korytarzach przechadzała się z ogólnym wyjebaniem na wszystko, nic nie było w stanie wyprowadzić jej z równowagi (no dobra, kot Kot był, bo drapał, a ona nie lubiła). I żeby nie było, wcale nie było to zasługą jakiś tajemnych mocy czy nielegalnych używek (taki żarcik, zawsze tak jest).
Owszem, znalazła się w Lochach. Owszem, przez pewien czas zalegała w dormitorium jednej ze Ślizgonek. I owszem, po tym "zaleganiu" potrzebowała się odświeżyć. No bo kto powiedział, że wolno jej "spędzać czas" jedynie z chłopcami? No właśnie.
Szczelnie zamknęła się w łazience, spaliła blanta i przez chwilę wgapiała się w lustro. Nie miała na sobie ubrań, a ów Ślizgonka wymyśliła, że wezmą prysznic razem.
-Sorry kotku, może następnym razem! -odkrzyknęła jej, wyczuwając w sobie jeszcze większe pokłady wyjebania niż wcześniej, resztkę jointa wrzuciła do kibla i zniknęła za kłębami dymu wymieszanego z parą wodną. Piękniejszego zapachu nie zaznała nigdy.
I właściwie rozleniwienie wzięło górę i nie chciało jej się nawet machnąć ręką, a co dopiero zabrać się za mycie. Po prostu stała z dłońmi opartymi o płytki na ścianie przed sobą, z głową spuszczoną, którą zalewała gorąca woda i oddychała. Spokojnie oddychała licząc się z każdą drobinką tlenu, azotu i całej reszty gazów. A co jeśli jej zabraknie?
Spanikowana uniosła głowę do góry, kiedy usłyszała walenie w drzwi. Nawet rozpoznała głos agresora i może właśnie dlatego nawet nie drgnęła.
-Spieprzaj, Leach. -mruknęła jedynie pod nosem, nie spodziewając się, że usłyszy. Oparła się o chłodną ścianę, w tym momencie znajdując się już na wprost drzwi. Nie przeszkadzało jej to, że woda wlewa jej się prosto w oczy. A wtedy on wszedł, a na jej wargach wykwitł pełen zadowolenia, choć głównie tajemniczy uśmiech, co nie zwiastowało nic dobrego.
-Nie krzycz, odetchnij głęboko i odpręż się. -rzekła prawie szeptem, nie będąc pewną czy chłopak wyłapie jej słowa między szumem wody i niczym zadowolona kotka zmrużyła powieki. Nawet nie pomyślała o tym, żeby się osłonić, jakby to było zupełnie normalne, że ona tu stoi nago, a on na nią patrzy. Bo Margo już wszystko było obojętne, tak bardzo była spokojna. Żeby nie było, WCALE NIE WYGLĄDAŁA JAK NA HAJU! Po prostu była spokojna.
[Słuszne mialam przypuszczenia. Smacznego :)]
OdpowiedzUsuń[Dobra, ale uprzedzam, że szału nie ma. Co powiesz na to, że Gustav znalazłby, w pokoju wspólnym czy gdzieś tam, stary, poobdzierany notatnik i oczywiście nie omieszka go przejrzeć. No i okaże się, że należy do mojej Ramci, a w środku alfabetyczna lista osób, które ją kiedyś raniły (bądź wyśmiewały, bo sobie założyłam, że na początku nauki była spaślakiem żyjącym po to, żeby jeść), a przy ich nazwiskach opis tortur, na jakie zasługują. No i zakładając, że Gustav był jedną z nich, znajdzie i siebie, ale potem nie wiem, co z tym zrobimy.]
OdpowiedzUsuńRamone
[no to się postaram:D]
OdpowiedzUsuńTen dzień z pozoru wyglądał jak każdy inny. Rose wstała, ubrała się , wyszykowała i była gotowa na kolejny dzień szkoły. Spojrzała na zegarek. Została jej godzina do zajęć. Pierwsza była Obrona Przed Czarną Magią. Istny koszmar. Postanowiła pójść na błonia. Zostawiła kurtkę, było dosyć ciepło jak na koniec listopada. Szła zamyślona i uśmiechała się pod nosem. Uwielbiała późną jesień. A jeszcze niedługo bal. Szła rozmyślając o świętach Bożonarodzeniowych, gdy nagle wpadła na owego chłopaka. Spiorunował ją spojrzeniem, a biedna Rose nie wiedziała co powiedzieć. Chyba go lekko popchnęła, bo na jego twarzy malowała się złość.
- Prze-prze-przepraszam. Zamyśliłam się- po raz pierwszy w życiu Rose nie wiedziała co powiedzieć.
Ciągle patrzyła się na stojącego przed nią chłopaka. Był przystojny, wysoki, lecz widać było,że ma ciężki charakter. Serce jej zabiło mocniej. Oczekiwała odpowiedzi, by móc usłyszeć tego głos.. [ jakoś trzeba zacząć : > ]
[jego * wybacz:P ]
Usuń[Nie wiem, ona jest utajoną psychopatką, a w jednym filmie widziałam motyw, że gościu okroił dziewczynie nożem twarz i ją z niej zerwał, więc pewnie te klimaty >.> Albo ujmij to jako jakieś 'masakryczne rzeczy', a a najwyżej w odpowiedzi coś konkretnie wymyślę.
OdpowiedzUsuńSzukałaby i mogłaby go zapytać, a za zaczęcie będę wdzięczna. I wcale nie jestem geniuszem :<]
[Chodź, zrobimy sobie fajny watek.]
OdpowiedzUsuńLindsey Craven
[urzekłby mnie wątek z tym panem i uznam komentarz jako bezpośrednia na niego chęć :D]
OdpowiedzUsuńZnalazł się, grzeczny i ułożony. Co ją interesowało, że mu zimno? Mógł siedzieć u siebie, korzystać z tej resztki ciepłej wody, która mu została, nalać sobie na zapas, czy chuj wie co tam jeszcze, zamiast wydzierać się tu na nią. Naprawdę starała się być spokojna i opanowana, ćwiczyła swoją błogość i ogólny chill, bo tak się zdecydowanie żyło lepiej, a on tu wparowywał, jakby u siebie był i rozdzierał japę. Jakim prawem, ja się pytam? A jak sobie zajarać chciał, to wiedział gdzie ją znaleźć.
OdpowiedzUsuń-WODA DLA WSZYSTKICH! -odezwała się w końcu, zdecydowanie głośniej, co już prawie pod krzyk podchodziło, mimo że jej twarz nadal nie wyrażała niczego oprócz nutki tajemniczości i spokoju, gdyby nie te zmarszczone brwi. No bo, kurwa, o co mu właściwie chodzi? Możliwe, że zwyczajnie nie dotarło do niej, ale on przedstawił powód swojej wizyty. Tyle wiedziała, że nie wiedziała nic, a on dalej stał i tylko się wydzierał i ładnie sobie z nią cisnął. Lubiła jak ktoś sobie z nią ciśnie, bo to zawsze jakieś urozmaicenie, ale bez przesady, mógłby pozwolić jej się ubrać. I dopiero dotarło do niej, że on stoi przed nią w samym ręczniku. I należało przyznać, że Gucio niezłą klatę miał, szczególnie jak się wściekał i prężył te swoje mięśnia. Nie, żeby się teraz bezczelnie na niego gapiła. Wcale.
Miała ochotę się roześmiać, naprawdę. Cisnęło ją już gdzieś tam w płucach i myślała, że wybuchnie, ale jego mina była przerażająca, szczególnie w jej stanie. Zaraz sobie wkręcać zaczęła, że on ją zabije, że coś zrobiła, a on jest sadystą i będzie ją torturował [widzisz to w głowie? ;>], a później buchnęła w niego śmiechem.
Nie zastanawiając się długo chwyciła prysznicową słuchawkę, z której przez cały czas leciała gorąca woda i skierowała ją prosto w twarz Ślizgona.
-Spieprzaj, bezduszna bestio. Woda jest moja i nie oddam Ci jej! Najpierw musisz pokonać mnie! -piszczała, jakby walczyła co najmniej z trzygłowym smokiem czy inną potworą. Co z tego, że wszystko wokół było już mokre? Ona zaśmiewała się w głos, jakby znalazła najlepszą zabawę na świecie.
[Uroczo — to teraz go jeszcze wymyśl, um.]
OdpowiedzUsuńLindsey Craven
[Ona ma pająka, a nie szczura! :< Szczury są mainstreamowe. I ja się o to czepiam, ale ma na imię Ramone i tego się nie odmienia XD]
OdpowiedzUsuńZgubiłaś, zgubiłaś, zgubiłaś, obijało się po jej głowie niczym taniec dziesiątek hipopotamów zaproszonych na całonocną dubstepową imprezę. Ten zeszycik, choć miał swoje lata i z początku przypominał raczej pamiętnik niestabilnej emocjonalnie(?) nastolatki chcącej przelać na papier swój żal, bo ukochany boyband nie odwiedzi jej miasta, był dla niej bardzo ważny. Niemal tak jak Tobiasz, który w chwili, gdy robiła na swoim talerzu IIIWŚ spokojnie siedział na jej głowie, czego niestety nie można było powiedzieć o niej i ludziach wokół; Macnair stresowała się, że ktoś znajdzie te jej wypociny i serio uzna za psychopatkę, a reszta bała się, że pajączek wlezie im do jedzenia. W końcu wyczuwając, że nie jest dziś mile widzialnym gościem, wstała i (chyba z przyzwyczajenia) zabrała ze sobą kilka ciastek, które to wcisnęła do kieszeni skórzanej kamizeli.
Chciała wrócić do dormitorium i poszukać znowu, ale ją zatrzymał. Ten, który był winny większości obrzydliwych tortur powstających w jej chorej głowie, adresat kilku tych przelanych na papier, powód nienawiści do ludzi i samej siebie. I choć teraz nauczyła się go ignorować, czasem nawet zamienić kilka nic nieznaczących słów, tak dalej gdy na niego patrzyła widziała przede wszystkim pryszczatego dzieciaka, który szydził dotąd, póki nie doprowadził jej do szału.
Ukradł go, na pewno. Wyrwijmy mu paznokcie, wsadźmy palce do oczu i wykręćmy ręce.
- Och, dzięki. Gdzie był? Szukałam go całe popołudnie. - Uśmiechnęła się słabo. Wbrew pozorom nie mówiła jakimś romarzonym czy owładniętym szałem głosem. Jej ton był normalny, w tłumie stopiłby się z resztą zwyczajnych głosów, które paplały o testach, ciuchach, imprezach, seksie i urażonej dumie.
Tobiasz poruszył się i przeszedł na jej ramię tym obrzydliwym, pajęczym krokiem, który przyprawiał dziewczęta o pisk i potrzebę skrywania się w ramionach kolegów. Ona nigdy jej nie miała, a przecież miała lepsze powódki do tego, niż jakiś tam zwierz, prawda?
- Czytałeś? - Spytała już ciszej, wlepiając w niego gały.
Spojrzała na niego ze złością. Dosłownie wszystko gotowało się w niej.
OdpowiedzUsuń- A może tak byś ku*wa zaczął grzeczniej?!- zaczęła krzyczeć patrząc na niego- Byś patrzył też jak idziesz, a nie najeb*ny nie patrzysz co się dzieje obok ciebie- warknęła złowrogo i odrzuciła do tyłu swoje brązowe włosy. Gotowało się w niej, gdy na niego spojrzała. Pierwsze wrażenie bywa jednak mylne, prawda?
Pachniało od niego alkoholem. Widać grubo przesadził na ostatniej imprezie. Ale cóż biedna ona mogła na to poradzić. Człowiek jak człowiek. Lecz niestety wszystko jest dla ludzi, ale umiar zachować też trzeba.
[ spoko spoko :D jakoś się to potoczy hmm? :D ]
[Hej, ho, skoro on był kiepski w nauce, to może jakiś nauczyciel kazał mojej Lindie natłuc mu trochę wiedzy do głowy poza lekcjami, hm? W sensie wiesz, coś jak pilnowanie go, czy zawsze ma zadanie, czy jest obkuty i te inne sprawy, bo, dajmy na to, podpadł komuś jakąś gorszą odpowiedzią, chociaż prawdopodobieństwo takiego czegoś jest równe chyba zeru, skoro są w innych domach i w ogóle.
OdpowiedzUsuńNo ale, jak się zgadzasz na taki zalążek znajomości, to zacznij wątka. Pozwolę Ci nawet na wszelkie relacje z Twojej strony, chociaż moja Craven pewnie będzie podchodzić do niego z dystansem, tak, jak do każdego, zwłaszcza, że może jej się tez wydać co najmniej irytujący w takim układzie, tylko by jej dupę niepotrzebnie zawracał przez jakiegoś belfera, który ewentualnie zlecił jej to zadanie. :<
Tak, wiem, chujowe toto.]
Lindsey Craven, rzecz jasna.
Usuń[Ja nie bardzo, ale jeśli Gustav da spróbować Anne, nie mówiąc uprzednio co je, to gładko pójdzie.]
OdpowiedzUsuń[daj mi pomysł, a obiecuję zacząć, o]
OdpowiedzUsuńNa słówka niech lepiej chłoptaś uważa, bo Margoś nie życzy sobie, żeby tu ktoś takie wnioski w jej kierunku wysnuwał. Ona mózg ma na właściwym miejscu, o to nie należy się martwić. Ostatniej szarej komórki jeszcze nie zabiła, choć może być blisko, uwielbia życie na krawędzi. I to nic, że on sobie tylko tak pomyślał. Myśleć źle o Margosi też nie można, bo jej się przykro robi, bo ona wszystko wie i wszystko słyszy. A chyba nie chce zasmucić mojej Francuzeczki, prawda? Smutna Paradis, to zła Paradis, a zła Paradis zwiastuje nieszczęście.
OdpowiedzUsuńTo wszystko tak zabawnie wyglądało, że Margie nie mogła przestać się śmiać. Gustav osłaniał się od tej wody, jakby co najmniej się bał, że może go wyczyścić, choć doskonale wiedziała, że to wszystko przez to, że usiłuje mu się wedrzeć każdą możliwą szparą. Spalone głowy mają zupełnie inny tok rozumowania, należy jej wybaczyć. Powinien się cieszyć, że woda była gorąca, a nie lodowata, bo to w sumie przemknęło jej przez myśl, jednak nie wystarczająco wyraźnie, by to wyłapać i wcielić w życie.
-Ale wiesz.. Nie musisz przede mną klękać, Leach. -rzuciła, zupełnie nie zwracając uwagi na huk, który wywołał uderzając żebrami o wannę. Ogólnie, ostatnio na mało rzeczy Margoś zwracała uwagę, jakby nie było już nic, co mogłoby ją zainteresować. Ale zainteresował ją latający ręcznik, który zdjął ze swoich bioder. Nie miała pojęcia co go do tego podkusiło. Niby ona była kompletnie naga i nic sobie z tego nie robiła, ale jeden nagi człowiek plus drugi nagi człowiek równa się coś... Aż jej się oczka zaświeciły, więc kiedy z paniką powiadomił ją, że dzwoni jej ojciec, była zbyt zajęta rozmyślaniem o jego ciele i zbyt skupiona na tym, co może się wydarzyć, żeby cokolwiek podejrzewać. Przystawiła prysznicową słuchawkę do ucha, choć głos z jej gardła wydobył się nieco później.
-Bonjour papa? Qu'est-il arrivé? -zapytała nieco nieobecnym głosem, odruchowo rozpoczynając rozmowę w ojczystym języku. Ojciec nie przepadał mówić po angielsku i miała to silnie zakodowane, skoro nawet się nie zawahała jak się odezwać. Biedna Margoś, tak bardzo naiwna, niewinna i nieświadoma.
Może była materiałem na psychopatycznego mordercę, ale z racji dziedzicznego tchórzostwa bałaby się nawet teraz, choć bardzo na to zasługiwał, przyłożyć Leachowi w twarz tudzież inne wrażliwe miejsce. Wolała karmić swoją samoocenę i poczucie wymierzonej kary jedynie słowami i masakrycznymi obrazami, co przecież bardzo pasowało do Ślizgonów, którzy zazwyczaj umieli tylko gadać o tym, co by komu nie zrobili, ale oczywiście istniało parę wyjątków potwierdzających regułę. Albo to, albo zwyczajny strach przed tym, że Ślizgon po prostu by jej oddał.
OdpowiedzUsuń- Nie, wolałabym patrzeć, jak sam to sobie robisz. - Odparła chłodno, przyciskając zeszycik do piersi, jakby zaraz miał znów jej go zabrać. W całej tej sytuacji ze zgubieniem pamiętnika (jak to żałośnie brzmi) najbardziej obawiała się nie tego, że ktoś go przeczyta, a powtórki z rozrywki. Nie znosiła tego poczucia, że coś zniknęło i nie jest na swoim miejscu, nawet na lekcjach kładła swoje graty na ławce zawsze tak samo, bo inaczej czuła się nieswojo.
Gdy przyznał, że przeglądał jej notatnik i to nawet nie jeden, a kilka razy, westchnęła ciężko. Co mogło być cokolwiek dziwne, bo pewnie spodziewał się napadu szału i sceny rodem z oddziału psychiatrycznego dla beznadziejnych przypadków, no ale co miała zrobić? Rzucić się na niego i sprawić mu tym większą satysfakcję, że znów wyprowadził ją z równowagi? W życiu.
- Aż tak cię wciągnęła lektura? - Uniosła brwi. W jej mniemaniu nikt normalny nie czytałby po kilkakroć opisu własnej zguby, to było jeszcze dziwniejsze od tworzenia jej. Złorzeczenie komuś było zrozumiałe, zwłaszcza po mękach, jakie przeszła Macnair, bo przynajmniej mogła przelać swoje rozgoryczenie na papier. Cóż, chociaż po kimś tak doszczętnie zepsutym jak Gustav mogłaby się spodziewać psychicznego masochizmu, skoro już wiele razy dał po sobie poznać, jak świetnym sadystą by był.
Altruistyczne gesty nigdy nie leżały w naturze Lindsey. Zawsze chciała czegoś w zamian za podarowaną dobroć, zawsze w czyiś prośbach szukała haczyka, zawsze potem oczekiwała sporego wynagrodzenia. Teraz jednakowoż zrobiła wyjątek, przynajmniej chwilowo, póki sprawa dopiero się zaczęła, a końca nie było widać.
OdpowiedzUsuńJeden z nauczycieli wezwał ją do siebie rankiem, w sobotę, i nim zdążyła się zorientować, wepchnął do jej idealnie zaplanowanej egzystencji jakiegoś Ślizgona, któremu miała odtąd udzielać korepetycji. Szczęście, że Craven nie uniosła się wówczas i nie zaprotestowała jakże subtelnie, bo wtedy jej odznaka mogłaby trafić w ręce kogoś innego. W każdym razie, musiała poprzestawiać sobie parę rzeczy na inną godzinę, bo kilkadziesiąt minut wyciągniętych z każdego miesiąca (no, przyjęła przynajmniej, że pewnie wyjdzie na opcję najgorszą z możliwych i będzie musiała fatygować się do niego raz na tydzień) wbrew pozorom robiło sporą różnice — zwłaszcza osobie takiej, jak ona.
Cholera z tym, że nawet nie miała pojęcia o tym, jak delikwent wygląda... i z czym ma problemy, co gorsza.
Lindsey stała jak ostatnia idiotka przed pustą salą lekcyjną, drżąc z zimna i pociągając co rusz zaczerwienionym nieco od kataru nosem. Zerkała też co jakiś czas na mugolski zegarek na jej lewym nadgarstku.
Kwadrans. Kwadrans. Kwa-drans. K-w-a-d-r-a-n-s. Piętnaście minut spóźnienia na pierwsze spotkanie z nadzwyczaj niecierpliwą Krukonką. Zajebiście wprost.
— Hej, ty! — krzyknęła, kiedy w pobliżu zamajaczyła jej nieznajoma postać. Ruszyła się wreszcie z miejsca, robiąc minę rozjuszonej kotki i zacisnęła chude palce jeszcze mocniej na trzymanym podręczniku. Nim ktokolwiek wokół się zorientował, Gruba okładka tomiszcza z hukiem zderzyła się z czubkiem głowy chłopaka. — Spóźniony — burknęła tylko, odwracając się na pięcie i z westchnięciem podążyła w kierunku drzwi. — Rusz dupę, nieuku, bo i tak już sporo czasu nam przeleciało.
Nie patrzyła na jego stan. W ogóle na niego nie patrzyła, więc nawet uwagi nie zwróciła na nietypowy wygląd ów osobnika.
[Jakie gówno. Choroby zdecydowanie mi źle robią. D:]
[Aha, wątek by się chciało, tak? :D Ja oczywiście jestem chętna, ale mam coś wymyślić czy ty wymyślasz, a ja zaczynam?]
OdpowiedzUsuńSaga
[No nie wiem czy znowu dobrze trafiłam czy nie, ale jesteś może Rowney ? Bo wspomniano mi, że ponoć Gustav jest tą samą osobą ^^ ]
OdpowiedzUsuń[ lubie się kłócić :D zobaczymy co z tego wyjdzie ]
OdpowiedzUsuń- Za kogo ty się uważasz?! - warknęła złowrogo - Myślisz, że jesteś taki wielce ważny? Grubo się mylisz. - krzyknęła mu na odchodne.
Miała ochotę coś zrobić. Żeby się wkurzył i wiedział, że z nią nie należy zadzierać. Jednak nie chciała na początek nowego miesiąca robić sobie nie potrzebnych szlabanów. Straciła całą chęć na spacer i poszła jak najszybciej do Wielkiej Sali.
[ kontynuujesz jakos? : > ]
[Haha, kacyk po piątuniu :D A ja chora leżę w domu, więc niestety, nie poimprezuje sobie ;<
OdpowiedzUsuńJeeezu, mi też wszelkie pomysły wyparowały z głowy. Jedyne, co przychodzi mi to to, że Saga i Gustav raczej nie będą się kochać, a wręcz przeciwnie. Znaczy, moja dziewoja jak zwykle będzie się bała, a Gustav pewnie nie będzie za nią przepadał. I weź mi tam odpisz pod nową kartą, bo pod starą mam za duży bałagan xD]
Saga
[Tą samą osobą? xD W tym momencie to nawet ja nie wiem o co chodzi XD ]
OdpowiedzUsuń[Bajeranci są fajni :) Byłaby ochota na jakiś wątek czy coś?]
OdpowiedzUsuńZoya Iwanowa
[ luz, bejb ;* ]
OdpowiedzUsuńNiech sobie idzie biedactwo zwalić, skoro takie nabuzowane chodzi. Lepiej mu się zrobi, zejdzie napięcie i frustracja jak pogłaszcze kapucyna, a i ludziom wokół przysługę zrobi, zamiast się na nich wyładowywać. Zawsze to zdrowsza metoda, a i jaka przyjemna do tego! Margośka tam sobie używała do woli (osobiście i nie). Żeby życie miało smaczek raz dziewczynka, raz chłopaczek, czy jak to tam się śpiewało.
I wcale nie zerkała na jego nagie genitalia! No dobra, zerknęła raz czy dwa, ale skoro nic nie widziała, to nie pchała oczów tam, gdzie jej nie chcą. Podświadomie liczyła na to, że skoro ona tutaj prezentuje swoje wdzięki, to chłopak jakoś się odwdzięczy, ale w gruncie rzeczy to nie sądziła, że ma aż tak wielki powód do chwały i dumy, dlatego tak się chowa za wannami i ręcznikami. Jej wcale nie było wstyd!
-Papa? Père? -nawoływała, wcale nie przerywając swojej rozmowy telefonicznej. Akurat najmniej w tym momencie interesowało ją to, że podłoga jest cała w wodzie, a z wanny nadal się wylewa, bo było jej przyjemnie ciepło i tylko to w tym momencie się liczyło. -Cholera, chyba masz rację. Papa? Je aller tunnel. Je perdre la couverture! Papa! Dites bonjour ma mère!* -w tym momencie nastąpiło kilka zgrzytów, które wydała jej jadaczka udając prowizoryczne zakłócenia na linii, by zaraz prysznicowa słuchawka została odrzucona gdzieś na bok, a ona podwinęła pod siebie nogi i zasiadła, właściwie po samą szyję chowając się pod wodą.
-On mnie znajdzie. On wie, że kłamię. Boję się tuneli. Znajdzie mnie i da mi szlaban. Zawsze chciał dać mi szlaban. -mruczała pod nosem, co jakiś czas zawzięcie mrugając, bo coś jej zaczynało nie pasować. Mniejsza o to.
-Leach, co tu jeszcze robisz? -zapytała, znów przywdziewając na twarz ów tajemniczo-uwodzicielski uśmiech, zupełnie nieświadomie oczywiście. Sama nie wiedziała o co jej chodzi i co do cholery się dzieje, ale to już nie ważne.
*Tato? Wjeżdżam do tunelu. Tracę zasięg! Tato! Pozdrów ode mnie mamę!
[nie wiem co to -.- samo ze mnie wyszło, wybacz. ]
[To co zaczynamy ten wątek? :)]
OdpowiedzUsuń[Bardzo zły, ale jaki piękny!]
OdpowiedzUsuńMaya
[ O NIE :< I CIO TERAZ? ;_; ]
OdpowiedzUsuń[Bardzo :3 Może jakiś wątek z Mayą by chciał? :D]
OdpowiedzUsuńMaya
Jesteś Mikołajem dla Holly Finnigan. Powodzenia :)
OdpowiedzUsuńMikołajki. Kto w ogóle wymyślił takie durne święto? Czy ten jakiś tam biskup naprawdę nie miał nic lepszego do roboty niż obdarowywanie ludzi prezentami? Przez niego teraz biedny Ernest musiał sobie głowę zawracać podarunkiem dla gościa, z którym to chyba nawet jakichś konkretniejszych dwóch zdań nie zamienił. No i niby jak tu kupić coś komuś, kogo się w ogóle nie zna…? Niestety jakieś rozchichotane Krukonki po prostu wcisnęły mu karteczkę z imieniem i nazwiskiem i pozostawiły go samemu sobie, zapewne myśląc, iż udawanie Mikołaja sprawi mu tyle radochy, co im rozprowadzanie tych świstków.
OdpowiedzUsuńDoyle poszedł oczywiście na łatwiznę i uznał, że skoro wylosował faceta i w dodatku Ślizgona, to tenże chłopaczyna narzekać chyba nie będzie jak dostanie jakiś wysokoprocentowy napój. Kruczek, wysupławszy jakieś tam oszczędności przeznaczone ogólnie na święta, wybrał się więc razu pewnego do wioski i wstąpił do Trzech Mioteł, co by uważnie przyjrzeć się oferowanym tam alkoholom. Od ilości butelek mogło się człowiekowi w głowie zakręcić, ale Ernest wydziwiać nie chciał i po prostu zainwestował w poczciwą Ognistą Whisky.
Kupienie prezentu było chyba jednak najmniejszym problemem, bo oto przecież trzeba go wręczyć, a na tym Ernest nie znał się wcale. Może ma jeszcze przy tym życzyć wszystkiego najlepszego, wesołych świąt i innych takich głupot…?
Doyle nie zamierzał się bawić w jakieś podchody, dlatego też szóstego grudnia jakoś tak zaraz po kolacji dorwał Gustava, nim ten zniknął w czeluściach lochów.
- Hej, Leach! – zawołał, co by na siebie uwagę zwrócić. – Wesołych Mikołajek i takie tam, trzymaj – to rzekłszy, wyciągnął w jego stronę torebkę prezentową. No nie bardzo mógł mu tak przy wszystkich dać po prostu samą butelkę…
- Jak nie lubisz, to mogę dać ci dowód wpłaty, to sobie wymienisz – dodał Ernest, siląc się o koślawy uśmiech.
[Nyaaa, nie miałam żadnego innego pomysłu na te Mikołajki, wybacz. xd]