Holly Caitlyn Finnigan
Gryffindor | 15 lat | V klasa | półkrwi

Z pozoru nie ma niczego, co wskazywać by mogło, że Holly Finnigan to mały, aczkolwiek bardzo narwany diabełek, gdyż wygląda bardzo niepozornie. Nie wyróżnia się wzrostem spośród tłumu. Czubek jej głowy nie zahacza o sklepienia szkolnych sal, ale nie jest też tak, że jej osoby trzeba szukać przy okolicach niskiego przyziemia. Wyrosła na sto sześćdziesiąt siedem centymetrów, co nie zalicza jej ani do krasnoludków ani do żyraf o postawie modelek i wystarcza jej to w zupełności. Jeśli zaś chodzi o modelki, to w ich poczet nie miałaby szans wstąpić także z innych powodów. Choćby dlatego, że jej figura wieszakowatej nie przypomina już od kilkunastu kilogramów. Nie żeby była jakaś wielka czy specjalnie okrągła. Nie, nie, Holly jest po prostu zwyczajna. Ma wszystko na swoim miejscu i uda, i biodra, i biust w rozmiarze dostrzegalnym całkiem nieźle, lecz nie balonowym i czasem nawet da się u niej zauważyć niewielkie boczki, gdy wieczór wcześniej zrobiła sobie porządną sesję z przepyszną czekoladą z Miodowego Królestwa. Za to nogi ma ładne! I całkiem długie jak na swoje wymiary. Szkoda tylko, że nie zdaje sobie z tego sprawy i nie wystawia ich na publiczny widok, gdyż parę spojrzeń mogłaby za ich pomocą przyciągnąć. Buzię również ma przeciętną. Nie jest brzydka jak noc, jednak wyjątkową pięknością, na której widok od razu miękną męskie serca, również nie. Ma mały, lekko zadarty nosek, na którym znajduje się dosłownie kilka piegów (nie dużo i są lekko dostrzegalne), usta, dość pełne i wyglądające całkiem przyjemnie, zazwyczaj rozciągające się w uśmiechu i oczy, zielone, bez szczególnych rewelacji w stylu zieleni butelkowej, głębokiej, morskiej tudzież szmaragdowej. Ot, zwyczajna zieleń. I tylko w nich da się dostrzec, że panna Finnigan to prawdziwy szaleniec pełen energii, gdyż najczęściej harcują w nich wesołe figlarne iskierki, aż miło patrzeć. Poza tym posiada blond włosy do łopatek i niesforną blond grzywkę, którą ciężko ujarzmić.
~*~

Holly nie znosi wokół siebie nudy i uwielbia, kiedy coś się dzieje. Nie potrafi trwać w zawieszeniu, siedzieć długo w jednym miejscu, patrzeć w ścianę tudzież sufit bez celu i nie myśleć o niczym. To ją dosłownie zabija, niszczy, wypala od wewnątrz i wywołuje niemal fizyczne cierpienie, uch, poważnie, nie żartuję. Ona wprost musi się czymś zajmować, taką już ma naturę. A tym czymś zazwyczaj są wszelkiego rodzaju psoty. W końcu nic nie daje takiej radości jak mały zastrzyk adrenaliny podczas balansowania na krawędzi tego, co dozwolone a tego, co łapie się już pod łamanie regulaminu. Gdy działa, najczęściej nie myśli o zasadach. To jednak wcale nie tak, że jest jakąś wybitną buntowniczką i sprzeciwia się regulaminom. Nie, nie, nic z tych rzeczy. Ona po prostu lubi dobrą zabawę, to wszystko. A że ma tysiąc pomysłów na minutę i nie waha się ich realizować, to czasem z niezwykłą łatwością pakuje się w kłopoty. To jednak ani trochę jej nie zniechęca. Po pierwsze uporu ma w sobie jak kilka osłów i jak się zaprze, to nie ma na nią siły, a po drugie jest stworzeniem wybitnie beztroskim i bezproblemowym. Cokolwiek by się nie działo, przywdziewa na twarz szeroki uśmiech i prze do przodu jak gdyby nigdy nic. Mało jest takich rzeczy, które byłyby w stanie wyprowadzić ją z równowagi, gdyż na większość po prostu nie zwraca uwagi, nie rzutują jej, spływają po niej z najwyższą gładkością, dopóki oczywiście w sposób bezczelny i bardzo bezpośredni nie psują jej wielkich planów. Równie beztroski stosunek posiada do nauki, bo w końcu jest tyle znacznie ciekawszych zajęć niż siedzenie z nosem utkwionym w jakiejś nudnej książce, a mimo to posiada całkiem niezłe stopnie, bo zdolna z niej bestia i na zajęciach, kiedy tylko dochodzi do ćwiczeń praktycznych, zaangażowania jej nie brakuje. Poza tym Holly czasem nie ogarnia tego, co się dzieje, mając swój świat i myśląc o swoich sprawach. Dla ludzi jest pogodna i sympatyczna, chociaż czasem zdarza jej się powiedzieć o parę słów za dużo, ale to właśnie z owego nie ogarniania wynika i z mówienia szybciej niż pomyśli. Nie jest złośliwa, o nie. Chyba że ktoś zajdzie jej za skórę, bo mimo jej luźnego podejścia do życia i to się zdarza w pewnych przypadkach, a wówczas lepiej schodzić z drogi, bo bywa narwana i nieprzewidywalna. Ogółem jest spontaniczna i wesoła, genialna towarzyszka przygód wszelakich, gdyż odwagi jej nie brakuje. Czasem tylko zdarza jej się wysadzić coś w powietrze... Honorowa i pewna siebie, zawsze gotowa walczyć o wartości, które są dla niej ważne. O przyjaźń, równość, szczęście i dobro.
~*~
Mimo iż sama nie gra w quidditch, bo z koordynacją ruchową miejscami bywa u niej średnio, jest bardzo entuzjastycznym i wiernym kibicem i krzyczy chyba najgłośniej ze wszystkich podczas szkolnych rozgrywek, dopingując swoją drużynę. Interesują ją również wszelkiego rodzaju słodycze i chętnie zakrada się do kuchni, aby podpatrzeć skrzaty, które potrafią wyczarować prawdziwe cuda z odrobiny mąki, jajek i czekolady. Sama chciałaby tak umieć i czasem nawet próbuje, a wychodzi jej to całkiem nieźle. Poza tym ciekawi ją magia. Nie lubi ślęczeć z nosem w książkach, ale bardzo lubi poznawać nowe, ciekawe zaklęcia w praktyce. Podoba jej się także ta nowa mugolska muzyka zwana rockiem. To jest coś. Lubi śpiewać hity z tamtych czasów, a trzeba przyznać, że głos ma do tego naprawdę niezły i nastawienie również odpowiednie.
Patronus: owieczka | Bogin: wielki i zły wilk
Różdżka: sosna, pióro z ogona feniksa, 11 cali, odpowiednio giętka
Dzień dobry! Witam się z Wami wszystkimi ładnie, zapraszam do wątków (bo mimo miłości do jedzenia, w ludzi się nie wgryzamy i sympatyczne jesteśmy) i z góry proszę o odrobinkę wyrozumiałości, bo to moja pierwsza przygoda z tego typu blogiem :) Tylko się nie zniechęcajcie!
[Parker czy Finnigan? I bardzo lubię Jennifer jako buźkę]
OdpowiedzUsuńWilson
[Kiedy zobaczyłem imię Holly, myślałem że ujrzę zdjęcia Audrey. xD A tu Jennifer, też dobrze, lubię ją jako aktorkę. (Tak, to była bardzo ważna informacja.) Sympatyczną postać stworzyłaś. Witaj na blogu!]
OdpowiedzUsuń[o, takie podejście to ja lubię. Już zaczynam]
OdpowiedzUsuńWilson kontemplował swoje życiowe problemy w samotności, co jakiś czas tylko przesuwając wąski tyłek po stopniu ruchomych schodów. Siedział opierając głowę na złożonych rękach i wpatrywał się co jakiś czas w plecy innych, schodzących uczniów lub dla zabicia czasu próbował rozpoznawać tych idących mu naprzeciw. Jedną z takich osób była ona. Holly, jak śmiał przypuszczać jej imię, była gryfonką z piątej klasy, czyli dzieliła ich różnica dokładnie trzech lat. Mimo to nie raz nie dwa Jackpot przyuważył, że Holly robi do niego maślane oczka, napotykając jego zimny wzrok zabawnie się pesząc i spoglądając w stronę podłoża częściej niż utrzymując kontakt wzrokowy.
Tym razem to on chciał czegoś od niej. Chciał pożyczyć starą książkę, którą zarówno on dźwigał kiedyś jak i ona teraz. Książka piątoklasistów do przedmiotu zwanego transmutacją była mu niezwykle potrzebna do sporządzenia ściągi na jutrzejszy test od którego zależała część jego średniej na koniec roku, a którego podstaw nie znał, a co dopiero wchodzić na zaawansowane poziomy tejże dziedziny w ostatniej klasie.
- Holly, kochanie moje, możesz mi pożyczyć książkę, którą trzymasz w grabkach?- wskazał na grubą, starą książkę obejmowaną czule przez ręce gryfonki. Liczył na pozytywną reakcję.
Wilson
[Dżenifer <3
OdpowiedzUsuńWiem, to taki głęboki w treści i przekazie komentarz.]
Wish
[ Bardzo sympatyczna i pełna życia osóbka ;) ]
OdpowiedzUsuńLavi.
[Oczywiście, że możesz (czemu czekoladowy to nie wiem, wyjaśnisz?), jeśli masz na niego jakiś pomysł oczywiście.]
OdpowiedzUsuńWish
[A czemuż to? Arizona wcale taka zła nie jest, ona po prostu jest jebnięta, ale całkiem miła jeżeli ktoś jest miły dla niej :D Dlatego ja tu widzę jakieś pozytywne powiązania, o! Masz może jakieś pomysły?]
OdpowiedzUsuńArizona
[Złe i niewychowane dziecko ze mnie ._. Z tego wszystkiego zapomniałam podziękować i powiedzieć, że się cieszę iż karta się podoba :D]
UsuńW myślach przewrócił oczami na widok tej niepewności. Wstał w końcu ze schodów, był o stopień wyżej od Holly, ale jakoś wyjątkowo nie spoglądał na nią z wyższością, tylko z potrzebą zdobycia czegoś. Nie jej.
OdpowiedzUsuń-Tak, tak. -potwierdził kiwnąwszy dwa razy głową.- Na pewno.
Wziął od gryfonki książkę z nieskrywanym zdumieniem, że nie jest ani w połowie tak zniszczona jak ta jego sprzed paru lat. Cóż, widocznie nie każdy szanował swoje rzeczy z takim oddaniem jak on.
Już miał odejść, zostawiając po sobie tylko niedawne wspomnienie błękitnych oczu i tego sztucznego, acz nader realistycznego, przyjacielskiego uśmieszku.
- No i ten, dzięki. - machnął książką w powietrzu i wpakował ją pod pachę.
W sumie miał jeszcze parę minut do zmarnowania zanim nadejdzie pora kolejnej lekcji w jego planie, z drugiej strony wcale nie musiał na nią iść. Ach, przed trudnymi wyborami kazano stawać temu niedojrzałemu ślizgonowi.
[ja wredna odpisuję krótko, ale zrozum człowieka z biologią i matmą na karku :(]
Wilson
[O matko, to w tych czasach ktokolwiek jeszcze karty czyta? Nie przewidziałam tego :3.
OdpowiedzUsuńOsobiście to się bardziej skłaniam ku tej drugiej opcji, bo Wish nie jest z tych, co innym, a zwłaszcza skrzatom, gitarę zawracają jeśli nie jest to absolutnie koniecznie :>. Chciałoby ci się zacząć?]
[Mi tam pomysł się podoba, ale można też dodać, że Arizona pomogła wtedy Holly i od tamtej pory pomaga jej w zaklęciach, w których dobra nie jest :D Jeżeli mam zacząć, postaram się zrobić to jeszcze dzisiaj :)]
OdpowiedzUsuńArizona
[doceniam to]
OdpowiedzUsuńNie było w tym nic niezwykłego, że siódmoklasista porywa na jeden dzień książkę akurat Holly, bowiem Wilson nie był skłonny do poznawania wielu skłonnych do pomocy uczniów szkoły do której uczęszczał zażarcie, a ci życzliwi zwykle nie chcieli pomóc AKURAT jemu. Przypadkowa osoba, która akurat go znała, trochę z widzenia, trochę rozmawiali, przede wszystkim nie umiała mu z pewnością odmówić i to było do wykorzystania jak zresztą wszyscy, którzy w pierwszym wrażeniu od razu nie uciekli od Wilsona. Był nadętym burakiem, był wrednym ślizgonem, ale lepiej powiedzieć kim nie był - sobą. Trudno orzec, czy twardą, lodową skorupę sarkazmu można nazwać byciem sobą, a barierę z ironii odpowiednim nastawieniem.
- Chcę sobie przypomnieć piątą klasę.- odparł zdawkowo. Jakoś głupio mu się zrobiło jak przyszło mówić, że musi nadrabiać materiał aż tak zaległy. Trochę dał ciała.- Pomożesz mi?- dodał jeszcze aby odwrócić jej uwagę od wymijającej odpowiedzi. Nie mogła powiedzieć "nie". Wiedział to. Używał na tym. Uśmiechał się.
Wilson
[Hejka :P Może jakiś wątek? :)]
OdpowiedzUsuń[W sumie trudno byłoby mi wyobrazić sobie inną relację niż pozytywną w przypadku naszych postaci... ;) Pozostaje tylko kwestia zaczęcia. Nie ukrywam, że bardzo bym się ucieszył, gdybyś wzięła to na siebie. A jeśli spadnie to niestety, ech, na mnie, to prawdopodobnie zrobiłbym to dopiero w weekend.]
OdpowiedzUsuńTEŻ SIĘ CIESZĘ, ŻE CIĘ WIDZĘ!, miałoby się ochotę wykrzyknąć. Tak, Wish może by się pokusił o tak nieadekwatne do jego osobowości stwierdzenie, gdyby nie fakt, że właśnie leżał zawinięty w koc na swoim łóżku, mając cały świat i wszystkie jego pomioty, w tym siebie samego, choć może się to wydać dziwne, głęboko w dupie prostym językiem mówiąc. Co z tego, że był środek dnia, co z tego, że sobie ciuszki pogniecie, co z tego, że mu się fryzura popsuje, co z tego!
OdpowiedzUsuńJak chciał to się mógł w koc zawinąć i nikt mu nie miał prawa zabronić, o.
Dobrze, zjedźmy może z tego wielkopańskiego tonu. Że Wish był człowiekiem spokojnym, to wiedzieli wszyscy, nawet ci, którzy go nie znali, ponieważ spokojem emanował na kilometr wręcz, ach, fajnie, nie? Więc w związku z tym jego znajomość z Holly wydawała się wręcz z kosmosu wzięta, bo charaktery mieli skrajnie odmienne.
Ale przecież przeciwieństwa się przyciągają czy jakoś tak, to już nie ważne.
W sumie to nawet się spodziewał, że zaraz ktoś wpadnie do jego dormitorium, bo dudnienie dziewczyny na schodach było słychać kilka sekund przed tym, jak sobie wtargnęła do tego Gryfońskiego przybytku nędzy i rozpaczy.
- Wyjdź - rzucił tylko lekko stłumionym głosem, nawet nie fatygując się, żeby wystawić poza ciepły koc choćby kawałek głowy. - Potem zapukaj, wjedź jeszcze raz, weź sobie po co przyszłaś, nawet jeśli jest to któryś z moich zacnych współlokatorów.
Nie, nie wyganiał jej, po prostu nie lubił, jak ktoś mu prawie wyważał drzwi od dormitorium.
- No chyba że nie przyszłaś po nic konkretnego to chodź spać.
Tak, to było zaproszenie. Jawne zaproszenie wraz z przyzwoleniem na wtargnięcie do Wishowego łóżka. Bo on teraz planował spać, spanie było fajne, jak spał to nie musiał myśleć o rzeczywistości.
[ Hej, bywasz jeszcze na blogu? ]
OdpowiedzUsuńGUSTAW LEACH