niedziela, 25 listopada 2012

Drzaz­ga mo­jej wyob­raźni cza­sem za­pala się od słowa.





♠ Lily Luna Potter II 

lat piętnaście | dwunasty grudnia dwa tysiące siódmy rok
klasa V | Dom Lwa | czysta krew
czternaście cali | drzewo różane | włos jednorożca
ciemny las | lis pospolity

Dziewczynka przyszła na świat dnia dwudzistego drugiego lutego dwa tysiące ósmego roku na kanapie w salonie cudownego domu państwo Potterów, jako że szanowna pani Ginerwa Weasley wcale nie spodziewała się tego, iż najmłodsza jej pociecha pchać na świat będzie się tak szybko. Wszak data porodu wyznaczona była dopiero na koniec kwietnia, a tu już pojawiła się rozwrzeszczana i wiecznie płacząca istotka, co to swoimi rozdzierającymi krzykami nie daje spać po nocach rodzicom i braciom. Potem jednak płacz zmienił się chyba w jeszcze bardziej uciążliwe krzyki, wrzaski i ciągłe napady histerii, kiedy to mała Lily próbowała zapanować nad otaczającym ją światem i podporządkować sobie resztę rodziny. Wszystko musiało zawsze iść po jej myśli, a każdy sprzeciw z czyjejkolwiek strony uciszany był przeraźliwymi, wręcz ogłuszającymi wrzaskami i piskami niespełna trzyletniej dziewczynki. Nawet kot, stary i poczciwy Winston, nie cierpiał małej panienki Potter, która jeszcze nie opanowawszy swoich czarodziejskich zdolności, co i rusz zmieniała futerko rodzinnego pupila na wściekle różowy.
Oj, ciężko było Potterom nauczyć córeczkę, że nie zawsze dostanie to, czego zapragnie. W końcu jednak po hektolitrach wylanych łez i całych godzinach nieustających krzyków mała Lily zrozumiała to, co przez lata próbowali wytłumaczyć jej rodzice i wreszcie zaczęła liczyć się z innymi, a jej popędy do rządzenia wszystkim dookoła zniknęły niema z dnia na dzień. Tylko różowy Winston do dzisiaj przypomina wszystkim jak bardzo nieznośna potrafiła być ta drobna, piegowata istotka.
W wieku lat jedenastu trafiła wreszcie do wyśnionego Hogwartu, o czym marzyła od kiedy tylko James dostał list z tejże szkoły. Zawsze zazdrościła braciom, że oni już mogli pobierać czarodziejskie nauki w tak cudownym miejscu, a ona sama nadal zmuszona była siedzieć w wyjątkowo nudnym domu, gdzie jednymi jej towarzyszami były zabawki i rudy lis, Nuada, którego to pewnego dnia znalazła na skraju lasu. Przygarnęła mały wówczas, rudy kłębuszek i tak czteronogi rudzielec stał się niemal nieodłącznym towarzyszem młodej Potterówny. Właściwie nikogo nie zdziwił list z Hogwartu. Tylko jedna jedyna Lily skakała po całym domu, ściskając w dłoniach białą kopertę z herbem szkoły tak mocno, że już po paru chwilach koperta bardziej przypominała stary śmieć nieźli oficjalny dokument. Pierwszego września przekroczyła progi Hogwartu, a dzisiaj... dzisiaj jest już dumną piątoklasistką i chyba sama w to jeszcze dobrze nie wierzy.


t o   s ą   n a s z e   n o c e
r o z s y p a n e
n a   g w i a z d y   n a   s ł o ń c e
l ś n i ą c e   u p a r c i e
ś w i a t ł e m   j a k   d r ż e n i e m
p r z e s z y w a j ą c e   m r o k


Miała być idealną córką swoich ukochanych rodziców, wzorową Gryfonką i spełnieniem marzeń Ginny, która zawsze marzyła o córeczce. Gdzieś jednak po drodze się pogubili i Lily wcale nie wyszła taka, jaka miała wyjść, a Ginny wszystko zrzuciła na złe towarzystwo i wpływ świata zewnętrznego, bo przecież sama robiła wszystko, aby młoda Potter'ówna naprawdę była idealna.
Cóż, prawda taka, że wychowano pannę Potter na młodą, subtelną i urokliwą damę, która serca ludzkie podbija paroma słowami, jeśli tylko troszkę się postara. Wrażliwa, delikatna, czuła, romantyczna, namiętna... Sekwencja kobiecości zamknięta w drobnym ciele piętnastolatki. Na co dzień jednak stara się to ukryć przed całym światem, zamknąć całą wrażliwość i delikatność w ciasnej klatce, aby nikt jej nie skrzywdził i nie sprawił, iż zwątpi w całe dobro tego świata.
Na co dzień... Zwykła, szara osobowość, niknąca gdzieś w tłumie bardziej krzykliwych i pragnących przebywania w centrum uwagi istnień, którym ona dobrodusznie pozwala zaspokoić ich chore pragnienia, przemykając jak cień zatłoczonymi korytarzami Hogwartu. Nie pragnie zauważenia, nie pragnie zainteresowania właśnie jej osobą. Woli prowadzić spokojny tryb życia, siedząc na szkolnym dziedzińcu i pogryzając paluszki z sezamem.
Gryfonka. Tyle o niej wiadomo i ludzie wyciągając pochopne wnioski. Tymczasem Lily wcale nie jest typową mieszkanką Domu Lwa. Daleko jej do odważnej i bohaterskiej kobiety, jakimi niewątpliwie były jej przodkinie. Z drugiej strony nie jest jednak zupełnym tchórzem, aczkolwiek woli unikać niebezpieczeństw i ryzykownych sytuacji. Jeśli jednak grozi jej tylko kolejny szlaban, to z pewnością wytknie nosek poza pokój wspólny Gryfonów, aby udać się na wieżę Astronomiczną, aby w spokoju móc tak po prostu popatrzeć w gwiazdy.
Och, no i wypadałoby wspomnieć, że Lily to niebywale kochliwe stworzonko, ale raczej niestałe w swych przelotnych miłostkach. Jej najdłuższy związek trwał raptem miesiąc, ale zarówno dziewczyna, jak i jej najbliżsi przyjaciele uważają z jednej z jej największych sukcesów. Mimo tego Lily naprawdę poważnie podchodzi do wszystkich spraw sercowych, a każdy zakończony związek odreagowuje hektolitrami wylanych łez i takimi samymi ilościami wypitej Ognistej Whiskey, a także milionami wypalonych mentolowych papierosów, ale... Ci...! Nikt nie może się dowiedzieć, że w wyjątkowych sytuacjach młodej Potter'ównie zdarza się sięgnąć po papierosa.
Mała z niej zazdrośnica, o czym wiedzą wszyscy dookoła niej. Zawsze miała tendencję do przywłaszczania sobie wszystkich i wszystkiego, a potem... Nie, nie robi dzikich scen zazdrości, bo uważa to co najmniej za upokarzające, ale potrafi do człowieka nie odzywać się całymi miesiącami, nie mając nawet serca wyjawić nieszczęśnikowi powodu swego oburzenia. Mówiąc, że sarkazm to jej drugie imię, z pewnością posunęlibyśmy się o wiele za daleko, ale nie gardzi nim zupełnie i czasem pozwala sobie splamić nim swoje usteczka. Uparte to jak osioł. Kocha stawiać na swoim, nawet jeśli nie ma racji i nawet jeśli zdaje sobie z tego całkowitą sprawę. Wtedy broni swych racji bardziej zaciekle niż gdyby ową rację posiadła, ale... Kto by próbował zrozumieć to stworzenie?

t o   s ą   n a s z e   d n i
o c i e m n i a ł e   b e z g ł o s e
ż e b r z ą c e   n a   r o g u   u l i c y
w y c i ą g a j ą c e   s t r z ę p k i   r ę k a w ó w
p o   j a ł m u ż n ę
z   p t a s i c h   r ą k

Nie jest niska, ale wysoka też nie jest. Balansuje gdzieś na granicy stu sześćdziesięciu pięciu centymetrów, które uważa za w pełnie satysfakcjonujące. Nie stara się tego na siłę zmienić, paradując po szkole w niebotycznych szpilkach. Ona woli swoje kochane, turkusowo-czarne trampki, które w jej mniemaniu pasują dosłownie do wszystkiego. Szczupła, aczkolwiek, na szczęście, nie chuda, drobna i filigranowa, choć od rana do wieczora opycha się paluszkami z sezamem i kokosowymi cukierkami w czekoladzie. Niejedna dziewczyna zabiłaby za tak szybką i skuteczną przemianę materii.
Nóg nie ma jakoś niebotycznie długich - ot, takie zwyczajne, smukłe nogi piętnastoletniej dziewczyny. Zazwyczaj takie dziewczęta mogą chociaż poszczycić się sporym biustem, ale i tego jej poskąpiono, gdyż nosi miseczkę B, a to chyba dla nikogo nie jest satysfakcjonujące. 
Może chociaż nadrabia słodką buźką w kształcie serca, otoczoną burzą gęstych, rudych loków? Blada cera tylko podkreśla piegi, którymi obsypana jest cała jej twarz, choć największe skupiska piegów dostrzec można na zaróżowionych policzkach i delikatnie zadartym nosku. Wąskie usteczka w kolorze dojrzałych wiśni jak zawsze popękane są wiecznego przygryzania ich, a czekoladowe oczęta wydają się tak dziwnie... smutne. 

dodatkowezapamiętaniwspomnienia

_________________________________
Dzień dobry. Witam. Kłaniam się nisko.
Z karty już kiedyś korzystałam. Na innym blogu.
Zdjęcie zawdzięczam galerii sssssergiu na dA.
Cytaty w karcie natomiast Haliny Poświatowskiej.
Wątki? Powiązania? Tak, jak najbardziej.
Lubię wszystko, co skomplikowane i dziwne.
To chyba na tyle. Zapraszam do wątków.
     

28 komentarzy:

  1. [Ej, czy ja ciebie mogę skądś znać?]

    Wish

    OdpowiedzUsuń
  2. [No to już wszystko jasne. Moja ciekawość została zaspokojona.]

    OdpowiedzUsuń
  3. [To rzucaj pomysłem, słońce.]

    OdpowiedzUsuń
  4. [byłaś na h22? witamy, śliczna potterówna Ci wyszła :)]
    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  5. [A zresztą, dobra, jak się ogarnę to zacznę.]

    OdpowiedzUsuń
  6. [ a kogo pani miała? Bo mogę kojarzyć, ale wolę się nie wygłupiać. I nie ma za co :)]

    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  7. [*___* piszemy wątek! <3 masz jakiś pomysł na powiązanko? ;>]

    OdpowiedzUsuń
  8. [chcę wątek, mimo, że jednak nie kojarzę. Pomysł na powiązanie, czy ja wymyślam - Ty zaczynasz?]
    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  9. [Znam cię! Nie wiem skąd, ale cię znam]

    OdpowiedzUsuń
  10. [To jeszcze mi powiedz skąd xD]

    OdpowiedzUsuń
  11. [Albo inaczej, kogo miałaś xD]

    OdpowiedzUsuń
  12. [No doooobra. To robimy wącisz <3]

    OdpowiedzUsuń
  13. [To rzuć mi jakimś dobrym pomysłem x.x]

    OdpowiedzUsuń
  14. [ proponuję, żeby panna Potter przesiadywała w bibliotece, gdzie mój ślizgon akurat chował się przed charłakiem. Może niech się przestraszy Wilsona, bo ni z gruchy ni z pietruchy wyszedł zza rogu jakby to wyrósł z ziemi? :) Zacznij, a zakocham się w Tobie, o współautorko]
    Wilson

    OdpowiedzUsuń
  15. [ Wątek musi być, kochana siostrzyczko ^^ ]

    Albus

    OdpowiedzUsuń
  16. [Ej, pyśku, a nie chciałoby ci się zacząć czasem tego naszego wątka? :3]

    OdpowiedzUsuń
  17. [Jasne, że by się znalazła ochota na wątek z Lileczką <3 Co proponujesz? ;)]

    OdpowiedzUsuń
  18. [Jedno słowo: szwagierka xDDDD Babski wieczór, pokój życzeń, czekolada, poduchy, głupie filmy i inne tego typu gówna. Sory, od dawna nie miałam takiego wątku i trochę mi siada xD]

    OdpowiedzUsuń
  19. [Widzisz, miałam chęci, ale to było wczoraj xD Dzisiaj się uczę chemii, to odbiera całą wenę, więc przykro mi, ale zaczynasz ty, kochana <3]

    OdpowiedzUsuń
  20. [Jasne, że może być :) Kwestia zaczynania: kto czyni honory?]

    OdpowiedzUsuń
  21. [Spoko, nie ma problemu ;)]

    Zakazany Las był niemalże drugim domem dla pana Draganesti'ego, wąpierza od siedmiu boleści. Jako "człowiek", który wielbi medycynę lubił badać swoich "pacjentów" w tymże Lesie. Niemalże obszedł całe to miejsce, analizując każde napotkane zwierzę i spisywał różne mu potrzebne rzeczy do swojego notesika pochyłym pismem.
    Obecnie Snow siedział na gałęzi wysokiego drzewa, gapiąc się w rozgwieżdżone niebo i kombinując jak tu sprawić by wampir podczas dnia nie spał. Tak, jego gatunek funkcjonuje tylko w godzinach wieczornych, a pierwsze promienie słońca przyprawiają go o ziewanie i niespodziewane runięcie na ziemię, bądź podłogę, i będąc tym samym martwym. Najgorsza słabość wampira: bezradność w ciągu dnia. Musi wynaleźć jakiś lek na to, bo żaden wampir nie chciałby obudzić się z kołkiem blisko serca, bo ktoś nieudolnie próbował zabić nieumarłego.
    Po tych swoich przemyśleniach w przeciągu chwili odnalazł się w Hogsmeade. Kierował się właśnie do Trzech Mioteł, żeby napić się alkoholu, który ugasiłby rażące pragnienie. Schował czerwone oczy pod cieniem ronda kapelusza, bo nie chciał przyciągać uwagi.

    OdpowiedzUsuń
  22. [ No ja przyjęłam, że Lily to takie Albusowe oczko w głowie ^^ Więc można by zrobić coś takiego. Widziałam, że Lilka przyjaźni się z Claire. To Albus zwróciłby się do niej z radą o kupienie na przykład jakiegoś prezentu, bo on się na tych rzeczach nie zna xD ]

    OdpowiedzUsuń
  23. [Z wielką chęcią. Masz jakiś pomysł? :)]

    OdpowiedzUsuń
  24. Summers raczej wolała się zadawać z facetami. Jako dzieciak ubierała się niczym chłopak, zachowywała się niczym chłopak, a nawet biła się z chłopakami i to nie tak po dziewczyńsku, jak można sobie wyobrazić. Nie raz komuś podbiła oko czy coś. Ale potem przestała rosnąć i już nikogo obić nie mogła, bo każdy mógł ją powalić w dwie sekundy. Nawet wojna na poduchy nie wchodziła w grę, bo metr pięćdziesiąt łatwo złamać, chociażby i na pół. Ostatnio jednak robiła się... hmmm, kobieca? Chyba tak to można ująć. Nawet zaczęła rozmawiać ze współlokatorkami, a to ogromny sukces!
    Jedyną dziewczyną, z którą rozmawiała od zawsze, była Lily. Choćby się Summers ubierała i zachowywała jak chłopak, co do tej pory nagminnie się jej zdarzało, przy Potterównie zmieniała się w dobrą przyjaciółkę, z którą można było zrobić właściwie wszystko, nawet przebrać w kieckę i umalować jak klauna. Ale na tym polegał urok tej ich przyjaźni, długiej przyjaźni, zważywszy, że z Albusem gryfcia znała się sześć lat i nie raz bywała u niego w wakacje czy coś. A potem się dziewuszki dobrały w szkole i tak sobie tkwiły w swoim towarzystwie od sześciu lat.
    Wszedłszy do pokoju życzeń, wywróciła oczami, jednak po chwili na jej twarzyczkę wpłynął szeroki uśmiech. Jakiś czas temu pewnie przywaliłaby Lily w łeb, twierdząc, że Al to tylko jej przyjaciel i ma się uspokoić, bo jak nie, to wpierdol. Teraz było inaczej. Bo nie umiała się na nią za to złościć, a tym bardziej nie uśmiechać na myśl o średnim Potterze, którego jakże dumnie mogła teraz nazywać swoim chłopakiem. Cholera, do czego to doszło...
    - Cześć, szwagierka - odparła i opadła na brzuch naprzeciwko Lilki i wyciągnęła jej z dłoni jednego paluszka. - Słodka piżamka - stwierdziła, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. - Co robimy? - spytała po chwili, zgryzając sezam.

    OdpowiedzUsuń
  25. Jedyne, czego nie lubiła zimą, to długie noce. O tak! Gdyby mogła - z radością wydłużyłaby grudniowe dnie o co najmniej godzinę. Uwielbiała wręcz wgapiać się przez okno w sypiący się z chmur biały puch, zamiast - na przykład - sprawdzać eseje i tym podobne.
    Zapewne w ten sposób spędzałaby teraz czas, gdyby nie przydzielony nocny dyżur w górnych piętrach zamku. Z naciskiem na "górnych", ponieważ od jakiegoś czasu zdarzało się jej schodzić do innych nauczycieli, żeby najzwyczajniej w świecie zabić czas, co w mniemaniu pani McGonagall było niedopuszczalne. Tak jak wiele innych rzeczy, które robiła...
    W ten oto sposób znalazła się na ostatnim piętrze, przyświecając sobie drogę różdżką. Była w stu procentach pewna, że nikogo tutaj nie spotka o tej godzinie. No cholera, w końcu była czwarta nad ranem, gwiazdki świeciły, a na dworze było co najmniej pięć stopni mrozu. Na samą myśl o temperaturze powietrza na dworze przeszywał ją chłód i jeszcze szczelniej owijała się zielonym swetrem, sięgającym jej do połowy ud.
    Przystanęła obok parapetu, odłożyła na chwilę różdżkę, wyjmując z kieszeni legginsów (tak! wreszcie znalazła legginsy z kieszeniami!) paczkę papierosów z zapalniczką w środku. Odpaliła szluga, zaciągnęła się, schowała wszystko na swoje miejsce.
    Przecież musiała sobie zagospodarować ten czas jakoś, prawda?
    [mikołajowy prezent od Wardowej :3]

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga