poniedziałek, 3 grudnia 2012

Co masz zrobić dziś nie rób wcale, może ktoś się wkurwi i zrobi to za Ciebie.



Theodore Rochester
|| lat 17 || krukon półkrwi || wampir || piżmak ||


     Thoedore Rochester. Chłoptaś jakich wiele na tym świecie, niczym szczególnym nie wyróżniający się spośród miliardów ludzi na kuli ziemskiej. Ot, kolejny zwykły, szary człowieczek chodzący po Ziemi. A może jednak nie taki zwykły? W końcu nie wszyscy rodzą się ze zdolnościami, które większość ludzi przeraża. Ale przecież w jego rodzinie to normalne. W jego świecie to nic dziwnego. Według takich jak on to zaszczyt posiadać takie zdolności. Według takich jak on, powinien czuć cię lepszy i ważniejszy niż osoby, które są pozbawione takich możliwości jakie ma on. Powinien być dumny z tego, kim jest. Powinien szczycić się swoimi umiejętnościami przed plugawymi mugolami, których zadaniem jest płaszczyć się przed nim. Ale czy on tak chce? Chce siać strach pośród tych biednych, Boga winnych ludzi, którzy przecież nic mu nie zrobili? Nie, oczywiście, że nie. Bo według niego samego naprawdę jest zwykłym, nic nie znaczącym człowiekiem na tym świecie. Kolejnym, który żyje swoim marnym życiem, chcąc szczęśliwie dotrwać do końca. Chce odejść, wiedząc, że nie musi prosić o wybaczenie. Chce żyć godnie, tak, jak powinien żyć każdy człowiek.
     Urodziło się toto siedemnaście lat temu, dokładnie rzecz biorąc trzynastego maja roku dwa tysiące piątego. Ani to ładne z niego dziecię było, ani urocze czy też słodkie. Ot, kolejny rozwrzeszczany bachor, który płacze, bo mu się tak podoba. Zresztą, z czego miałby się cieszyć? Rodzina z deczka pojebana - matka mugolka, ojciec czystej krwi czarodziej, ażeby było różnorodnie to i starszy brat charłak się tam znalazł. Rodzice oczywiście całą miłość przelewali na swego pierworodnego, bo on taki biedny i pokrzywdzony był, więc czasu dla Theosia już nie mieli. Och, owszem, wychowali go. Nauczyli go załatwiać się do nocnika, coby im kwiatków nie podlewał, nauczyli nie bić wszystkich dookoła, gdy coś nie szło po jego myśli i przede wszystkim nauczyli udawać w miarę normalnego, ażeby nikt nie pomyślał o wciśnięciu go do psychiatryka. Na szczęście wszystko poszło zgodnie z planem, dzięki czemu panicz Rochester jest teraz poważnym, ułożonym... Nie. Nie będziemy tutaj kłamać, bowiem każdy, kto zna Theodore'a wie, że chłoptaś ten nie jest ani poważny, ani ułożony. Prędzej nieogarnięty z niego dzikus, który mimo pozorów ma aż nazbyt miękkie serduszko, co inni nagminnie wykorzystują. Nikt jednak nie musi o tym wiedzieć.
    Rodzice, a raczej sam ojciec, wręcz modlił się, by jego drugi syn nie poszedł w ślady starszego brata. Nic więc dziwnego, że pewnego majowego poranka cieszył się jak idiota, kiedy to Theo kończył lat jedenaście, a w domu pojawił się list z Hogwartu. Panicz Rochester zaś przyjął tę wiadomość z ogólnym spokojem, ni to się ciesząc, ni rozpaczając. Posłusznie wybrał się na Pokątną, gdzie zdobył wspaniałą różdżkę z cisu, zawierającą włókno ze smoczego serca i długą na osiem i trzy czwarte cala. Wraz z nią, ciężkim od niepotrzebnych książek kufrem oraz dachowym kotem, którego ochrzcił imieniem Solve, stawił się pierwszego września w Hogwarcie. I to nie prawda, że każdy pierwszoroczny robi w majtki ze strachu, gdy nadchodzi jego kolej na ceremonii przydziału, bowiem Theo był niezmiernie tym podekscytowany. Skończyło się na tym, że Tiara umieściła go w Ravenclawie, a on jęczał i marudził, bo przecież nie chce być kujonem. No i zaczął się żmudny proces nudnej edukacji, która trwa aż po dzień dzisiejszy i powoli zbliża się ku końcowi. 

 Ale czy warto?
Może nie warto?
Ech, chyba warto...
Tak, tak - warto.
Bardzo to warto.
O, tak - to warto.
Jeszcze jak warto!

      Jak wygląda, każdy widzi. Wysoki na metr osiemdziesiąt pięć, zero mięśni, zero tłuszczu tylko sama skóra i kości. Do tego niestety zbyt blada cera, niewinny uśmiech, urocze piegi,  krótkie, sterczące na wszystkie strony włosy, które to są koloru chuj wie jakiego, choć sam ocenia je na jakieś takie orzechowe i oczywiście te duże, śliczne ślepia o barwie pochmurnego nieba. Ale jaki jest? Dziwny jakiś taki. Żaden tam z niego Don Juan, bowiem ani dziewczęta jakoś do niego nie lgną, ani on nie szuka nikogo na siłę. Zresztą, która chciałaby mieć za chłopaka takie chucherko? Co poradzić, nie jest to typ zajebiście przystojnego i napakowanego faceta z seksownym zarostem. Prędzej to zdziecinniały siedemnastolatek, który sam nie wie czego chce i czego pragnie, zupełnie jak baba cierpiąca wiecznie na zespół napięcia przedmiesiączkowego. Wiecznie gadatliwy, co to papla to, co mu ślina na język przyniesie, choć jak na Krukona przystało, potrafi czasami błysnąć tą swoją inteligencją, którą najczęściej ukrywa pod odzywkami godnych gówniarza.
    Skomplikowany, pełen dziwactw i szalonych pomysłów, wyglądający na osobę, która by muchy nie skrzywdziła. Bo tak jest w rzeczywistości. Tak, tak, prawdziwy z niego empata. Pocieszy, przytuli, przyniesie coś słodkiego na poprawę humoru, a jego koszula zawsze może służyć za chusteczkę do nosa. Wierny przyjaciel i na pewno marny wróg. Zamiast zacząć się bić czy wyzywać, on ucieknie gdzieś daleko, z dala od niemiłych ludzi. Bo to taka ostatnia ofiara losu, co począć. Na szczęście już dawno nauczył się dostosowywać, coby za nadto nie odstawać i nie rzucać się w oczy żądnych krwawej jatki Ślizgonów. Cóż, nie jest to typ osobnika dominującego, to wiedzą wszyscy. Nie umie manipulować innymi, nie jest w stanie nimi dyrygować. To raczej jego trzeba pokierować, inaczej sam nie będzie wiedział co ma robić. Dlatego zazwyczaj liczy wtedy na swych bliskich przyjaciół, bo to taka ufna osoba jest. Niestety, dość często zawodzi się na innych, aczkolwiek stara się tego nie okazywać i dalej idzie przez życie, ucząc się na popełnionych błędach.
     Każdy posiada wady i zalety, Theo także. Niestety, u niego chyba więcej jest wad, niż zalet. Nie dość, że zachowuje się jak jakiś nierozważny sześciolatek i potrafi zmieniać zdanie w ciągu dwóch sekund, zupełnie jak dziewczyna to jeszcze jest strasznie niepunktualny, bo przecież nie posiada czegoś takiego jak zegarek. Wiecznie roztrzepane z niego dziecko, więc nie dziwcie się jak będzie latał po szkole w poszukiwaniu swoich zagubionych rzeczy, które i tak najczęściej znajdują się w jego dormitorium, bo to taki typ bałaganiarza. I choć jego współlokatorzy od wielu lat próbują coś z tym zrobić, Theo dalej rozrzuca po dormitorium swoje ciuchy, porwane czy zapisane pergaminy oraz inne, niepotrzebne rzeczy. I jest zbyt leniwy, aby do wszystko posprzątać, ot co. Zresztą, sam mawia na to 'artystyczny bałagan', w którym o dziwo wszystko odnajduje i to lepiej, niż gdyby posprzątał. A propos jego lenistwa, na szczęście nie przekłada się ono na naukę. Cóż, zawsze było z niego ambitne stworzenie o otwartym umyśle, które chłonie naukę jak gąbka wodę. A kiedy mu coś nie wychodzi, pracuje nad tym dotąd, aż w końcu uda mu się to osiągnąć. O tak, uparte z niego chłopie, które robi prawie wszystko, aby dojść do upragnionego celu.


BZDETY
POWIĄZANIA
DZIENNIK

----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Witam.
Zdjęcie - favim.com
Cytat - Edward Stachura
Tak, prawdopodobnie się znamy.
 

26 komentarzy:

  1. [Ojej. A ja chciałam mieć z tym panem wątek jakiś czas temu, ale się nie załapałam.]

    Lindsey Craven

    OdpowiedzUsuń
  2. [A ja ładnie witam i wyskakuję z propozycją wątku, ot co. ^^ Może Twój pełen dziwactw chłopaczek i mój Puchaś by się jakoś tam dogadali... ]

    OdpowiedzUsuń
  3. [A czy masz jakiekolwiek propozycje, co do okoliczności czy powiązania? Bo ja to za dobra w wymyślaniu (no, powiedzmy sobie szczerze — ogólnie w myśleniu) nie jestem, a zepsuć wątku bym nie chciała samą ideą, skoro tak długo na niego czekałam.]

    Lindsey Craven

    OdpowiedzUsuń
  4. [O, mają z Ramcią tego samego patronusa :3 I kojarzę cię chyba albo po prostu ktoś już użył tego zdjęcia wcześniej.]
    Ramone (S)

    OdpowiedzUsuń
  5. [Ale on uroczy. *-*]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Ale teraz już nie jestem hypsta :< To co, wątek? Oboje są dziwni, więc można by z tego coś ciekawego skroić.]
    Ramone

    OdpowiedzUsuń
  7. [witam, rzekne, iz zacny kruczek Ci wyszedl, doprawdy. <3 wacisza bym chciala, ale z reguly nadaje sie do zaczynania, nie pomyslow chociaz sadze, ze Theo z powodzeniem robilby w przypadku Nox za empate, gadule i chusteczke do nosa w jednym. *-* Mhm, chodzi Ci cos po glowie? :D]

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  8. [To może zrobimy z nich przyjaciół? Akurat i jeden i drugi tak samo raczej zachowuje się w takiej relacji.. Wychodzą z tego dwa miśki - pocieszyciele i przytulaski. Może Theo by wpadł do niego z jakąś troską i potrzebą wygadania się? A Alv nigdy nie odmawia ^^ Ewentualnie.. i jeden i drugi to ofiara losu, więc mogliby wylądować zatrzaśnięci przez złych Ślizgonów w składziku, czy cos..]

    OdpowiedzUsuń
  9. [ wampajeeeeeeeeer <3]

    OdpowiedzUsuń
  10. [o, i to jest dobra myśl. Co do zaczęcia... To możesz, choć i ja też mogę .^^ ]

    OdpowiedzUsuń
  11. [znasz? a to szok. *-* mhm, przyjaciele od biedy, coś w ten deseń - zawsze spoko. :D Nocka jak najbardziej takiego przytulaska potrzebuje. <3 no i może Ją zawsze Theo ratować w razie jakiś krwistych kaszlów, duszności i takich tam. mhm, a jakbym zaczęła od tego, że Nox się nażre przy obiedzie nie wiadomo ile, jak to zawsze, co wzbudza ogólnie zdziwienie i obrzydzenie wręcz u kruczków, a jak On będzie próbował wykminić, co się z Nią dzieje, skąd takie napady obżarstwa, to Ją napotka rzygającą do kibla, jak to na bulimiczkę przystało? oczywiście nie mając pojęcia, że prócz serducha cokolwiek Jones dolega. ;D jak tak, to zacznę dziiiś, za godzinkę czy dwie.]

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  12. [A masz takim czymś, na co trzeba było długo czekać. Choroba mi nie służy, zdecydowanie.]

    Lindsey nie była wcale zła, nawet nie odczuwała irytacji. Wyjątkowo nie posiadała powodu do marudzenia, więc można było przyjąć, że oto stał się cud i panienka Craven może zmienić swe nastawienie do niektórych osób z racji tej nagłej zmiany. Od samego ranka maszerowała przez korytarze z delikatnym uśmiechem na ustach, co samo w sobie było dziwne, ale zachęcające do rozmowy. W końcu nikt, kto jest w dobrym humorze, nawet ktoś o tak niemiłym usposobieniu, nie obrzuci z miejsca błotem pierwszej lepszej osoby, prawda?
    Niestety, nic bardziej mylnego.
    Najpierw był jakiś trzecioklasista, który zwyczajnie poprosił o wskazanie drogi do sali, która nigdy go jeszcze nie widziała. Dziewczę potraktowało go jedynie kąśliwą uwaga o tym, że przez te kilka lat, które tu bytował, powinno się już nabyć widomości o rozmieszczeniu większości pomieszczeń w szkole, po czym prychnęło i odeszło czym prędzej. Potem nadszedł Ślizgon z jej rocznika. Nawet nie zdążył powiedzieć, o co chodzi i co skłania go do tak hańbiącego czynu jak proszenie się zwykłej, szarej Krukonki, w dodatku szlamy, o pomoc, a Lind postąpiła mniej więcej tak, jak w poprzedniej sytuacji. Dalszych przykładów chyba już wymieniać nie trzeba, bo jasnym już jest, że do Craven nie należy się zbliżać bez kija, choć i ukazanie się jej z nim wiele też nie pomoże.
    Biblioteka była jej zaciszem, miejscem, w którym mogła śmiało odgrodzić się od szarej masy społeczeństwa, opuścić na chwilę ten świat bez potrzeby podcinania sobie żył czy powieszenia się w łazience. Ginęła wśród stosów książek, przeglądała grube tomiszcza, wciągała się w nowe historie jak i wykuwała nowe zagadnienia. Nie musiała nawet odganiać się od ludzi, natrętnych niczym muchy, bo i tak każdy, nawet najgłupszy, przyjmował do wiadomości, że jest zajęta.
    Przynajmniej do czasu.

    OdpowiedzUsuń
  13. [ HAHAHA ALE WSTYD :c za karę przeczytam kartę dokładnie i wątka jakiegoś podrzucę xD]

    OdpowiedzUsuń
  14. [A z niego taki słodziak, ojeej. I ten Stachura! :3 Wątek koniecznie! :)]

    Maya

    OdpowiedzUsuń
  15. [Oesu, wącimy <3]

    OdpowiedzUsuń
  16. [Mi pasuje, może uda mi się przekonać Mayę, że to jednak nie jest takie złe ;) Młodszy brat Mayi jest Krukonem, może Theo będzie mu w czymś pomagał, Maya będzie miała do brata sprawę i ich zaczepi? :)]

    Maya

    OdpowiedzUsuń
  17. [Wieeeeeeesz, jakoś wyjątkowo wolę coś skrobnąć, niż wymyślać ;p]

    OdpowiedzUsuń
  18. [Byłoby miło :3 Będę dozgonnie wdzięczna!]

    Maya

    OdpowiedzUsuń
  19. [Pierwsza opcja jest seksi, ale odpada, bo Claire i tak ma już dość dylematów, jeśli chodzi o facetów, a tak poza tym, zajęta jest xD Czyli trzecia opcja odpada, więc zostaje druga. Machnę coś, ale jak się nauczę, bo teraz matma mnie dusi. A jeszcze bardziej zagrożenie, więc... x.x]

    OdpowiedzUsuń
  20. [Jedyny pomysł, jaki mi przychodzi do głowy to coś takiego, że Theoś szukał kota, a ktoś powiedział mu, że widział, jak Ramcia go gdzieś niesie, a że ona ma coś z głową to się chłopię mogło trochę przestraszyć, że kotkowi ogoli futro albo gorzej.]

    OdpowiedzUsuń
  21. [Oj, ja też chora, więc ze swojej strony także ostrzegam. Ale jest naprawdę dobrze, oj dobrze!]

    Biblioteka była niemal drugim domem Mai, tego ukryć się nie dało. Potrafiła cały dzień przesiedzieć z nosem w książce, o ile oczywiście nie miała akurat jakiegoś treningu. Imprezy, bary, alkohol, chłopcy - to ją zupełnie nie interesowało. Wręcz przeciwnie, raczej odrzucało. Nie lubiła pijanych ludzi, tym bardziej pijanych chłopców. Nie lubiła zgiełku i hałasu, bez których żadna impreza nie mogła się obejść. Maya lubiła swój spokój i swój własny świat.
    Tego dnia jednak miała trening, a później dopiero przypomniało jej się, że miała iść do brata po książkę, która potrzebna jej była do jednego wypracowania. Niby miała je dopiero na przyszły tydzień, ale za transmutacją nigdy nie przepadała, więc jeśli siądzie nad tym kilka dni przed, to może się wyrobi. Miała problemy ze zmuszeniem się do robienia czegokolwiek, czego nie lubiła. Co jej nie wychodziło. Frustrowało ją to niesamowicie.
    Kiedy więc odświeżyła się po treningu, wybrała się od razu do biblioteki, żeby znaleźć brata. Wspominał coś o jakimś eseju, miała więc nadzieję, że tam go znajdzie. Potykając się o własne nogi (w końcu komu by się chciało wiązać tenisówki?), nie zauważając, że krzywo zapięła bluzkę, doszła w końcu do biblioteki, od progu rozglądając się za bratem. Uprzejmie przywitała się z bibliotekarką, która ją doskonale już znała.
    Gabrysia dostrzegła przy jednym ze stolików w głębi, w towarzystwie jakiegoś Krukona, którego znała chyba z widzenia. Westchnęła cicho i podeszła, zwracając się od razu do brata.
    - Miałeś mieć dla mnie książkę. - zagadnęła delikatnym głosem, wpatrując w niego swoje jasnozielone oczęta wyczekująco. Gabryś momentalnie spłonął rumieńcem, uderzając się w czoło z otwartej ręki.
    - Na śmierć zapomniałem! Zaczekaj tutaj! Polecę! - powiedział żywo, nieco może za głośno, biorąc pod uwagę miejsce, w jakim się znajdowali. Nim zdążyła jakkolwiek zareagować, chłopak poderwał się do góry i, przepraszając w locie swojego kolegę, wybiegł z biblioteki.
    Maya zerknęła ciekawie na bladą twarzyczkę jego towarzysza i zajęła miejsce na przeciwko niego, zastanawiając się, czy powinna się w ogóle odezwać.

    Maya

    OdpowiedzUsuń
  22. To nie było nic dziwnego.
    Ani trzydzieści sześć pieczonych ziemniaków, ani czternaście pasztecików dyniowych, ani sześć udek kurczaka. Kukurydza, czekolada, mrożona herbata, jagody, łosoś, słodkie bułeczki. Nic niecodziennego, nic zaskakującego, nic dziwnego, więc dlaczego wszyscy patrzą na Nią z wybałuszonymi oczami? Dlaczego szepczą tak głośno, a mimo to nic nie słyszy? Dlaczego?
    To nie było nic dziwnego.
    A jednak.
    Siedem i pół momentu sączenia soku porzeczkowego. Siedem i pół, ni mniej, ni więcej. Tyle wytrzymała, zanim podniosła się ciężko z miejsca, zatykając otwartą dłonią usta z rozbieganym, podniebnym wzrokiem.
    To nie było nic dziwnego, wręcz się tego spodziewała, w końcu jak nikt inny znała odruchy własnego organizmu. Musiała się śpieszyć, by nie zapewnić postronnym niewątpliwej rozrywki oglądania rzygającej po kątach sieroty o martwym sercu, w końcu nie była tak bezmyślna, głupia i nieodpowiedzialna, coby informowac kogokolwiek o bocznej przypadłości. Nic takiego, nic dziwnego, ot, bulimia. Wie ktoś? Ty wiesz?
    Gdy przekroczyła drzwi, poczuła ciepłą rękę na swoim ramieniu, zatrzymała więc chwiejnie szybki krok i odwróciła się nieznacznie. Źrenice rozszerzyły się momentalnie na widok znajomej twarzy, tej twarzy, która miała nie wiedzieć. Musiała wręcz nie wiedzieć. Zmarszczyła brwi w konsternacji, czekając na pytanie, które zwykła pozostawiać bez odpowiedzi.

    [takie o, lekko niestrawne, ale nie myślę już poprawnie.]

    Nox.

    OdpowiedzUsuń
  23. Och, gdyby jeszcze Maya spędzała cały dzień z nosem w książce, która miałaby jakiś wpływ na jej naukę, wiedzę, czy cokolwiek. Ale ona czytać mogła tylko o eliksirach, ewentualnie o historii, jeśli chodziło o szkołę. Głównie zaczytywała się w książkach sportowych, przygodowych, romansidłach, kryminałach - słowem, we wszystkim, byle niczym związanym ze szkołą i tym, co MUSIAŁA. Nie lubiła musieć. W przeciwieństwie do Gabriela, który był dobry chyba we wszystkich przedmiotach, oceny miał najwyższe i wydawało się, że przychodzi mu to z dziecinną lekkością.
    Quidditch kochała najbardziej na świecie, zaraz za swoją rodziną, oczywiście, a opinia, że to sport dla mężczyzn, działała na nią, jak czerwona płachta na byka. Owszem, była zakompleksiona, ale znała swoją wartość, jako zawodnika. Wiedziała, że jest znacznie lepsza, niż większość chłopaków. Nie bała się latających kafli i brutalnych graczy. Oczywiście, tylko na miotle. Poza nią, była dość strachliwa. Bała się nawet ciemności. Ale nikt nie musiał o tym wiedzieć. Tylko Gabryś. Ale on potrafił dochować tajemnic, jak mało kto.
    Wpatrzyła więc w kolegę brata swoje jasnozielone, wiecznie zamglone i rozmarzone oczęta. Kojarzyła go, bo dosyć często widywała go w towarzystwie Gabrysia. Może nawet razem mieszkali? Może. Jakoś się nigdy nie oglądała za nikim, tym bardziej za kolegą brata.
    Chociaż oczy miał ładne.
    Maya, stop.
    To nie w jej stylu. Odwzajemniła jednak jego uśmiech, jako osoba pogodna i obdarzająca swą radością wszystkich dokoła.
    - Czeeeeść - odparła, przeciągając samogłoski w identyczny sposób, jak on, wciąż się uśmiechając. Nic więcej jednak nie powiedziała, czując, jak zalega między nimi, na chwilę, niezręczna cisza.

    Maya

    [Wgl. Rochester <3 Uwielbiam Jane Eyre!]

    OdpowiedzUsuń
  24. Opadła na obite skórą krzesło, wzdychając ciężko. Grube tomiszcze, które wyciągnęła z półki na chybił-trafił, wylądowało na jej kolanach, a ona sama przymrużyła oczy, mając nadzieję, że brzmienie znajomego głosu jest tak naprawdę zwyczajnym złudzeniem. Otwarła książkę na pierwszej stronie i wbiła wzrok w tłusty druk, wypuszczając głośno powietrze.
    Chłopak jednakowoż należał do istot upartych, o czym przekonała się już dawno, mniej-więcej wtedy, kiedy to po roku nadal nie chciał się od niej odczepić. Ponowił swe przywitanie, co zmusiło wychowywaną w rodzinie niemal słynącej z dobrych manier Craven choćby do podniesienia wzroku.
    — Dzień dobry — odparła Lindsey mało przekonywującym tonem, nie siląc się na żaden miły gest. Żadnego uśmiechu, dygnięcia czy nawet skinienia dłonią. Nic, tylko dwa puste słowa, które zwyczajnie wypadało jej wypowiedzieć.
    Krukonka nawet nie próbowała udawać, że pała do Rochestera nawet znikomą sympatią. Nigdy nie należała do osób, które udają jakiekolwiek uczucia — wręcz przeciwnie, zazwyczaj była wręcz boleśnie szczera, no chyba, że miała jakiś cel w przymilaniu się do kogoś, do kogo o zdrowych zmysłach w życiu nawet nie zagadała.

    Lindsey Craven

    [Jezu, jakie gówno. ._.]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [I jakie krótkie. Przepraszam, poprawię się, jak tylko mi się poprawi i nie będę musiała przerywać pisania co pół minuty, bo dostaję ataku. ._.]

      Usuń
  25. Jesteś Mikołajem dla Aloise Sackera. Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń